Bitwa pod Cedynią - Mariusz Samp - ebook + książka

Bitwa pod Cedynią ebook

Samp Mariusz

4,3

Opis

 

Cedynia 972: wielkie zwycięstwo polskiego oręża!

 

Bitwa pod Cedynią to pierwsze poświadczone w źródłach starcie polsko-niemieckie. Stoczona 24 czerwca 972 roku do dziś jeszcze wzbudza silne emocje i wywołuje spory wśród historyków. Zakończyła się ona triumfem armii piastowskiej dowodzonej przez księcia Mieszka I.

 

Jakie okoliczności towarzyszyły wybuchowi wojny polsko-niemieckiej? Dlaczego margrabia łużycki Hodon zdecydował się zaatakować Mieszka? W jaki sposób słowiańskiemu księciu udało się pokonać lepiej wyszkolone i uzbrojone zachodnie rycerstwo?

 

Na te i inne pytania Mariusz Samp stara się znaleźć odpowiedzi w swojej najnowszej książce poświęconej historii średniowiecza. Zabiera czytelnika w najodleglejsze czasy naszej państwowości, o których w dalszym ciągu niewiele wiadomo.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 299

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
1
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redakcja: Alicja Berman

Korekta: Joanna Dzik

Skład: Igor Nowaczyk

Projekt okładki: Magdalena Wójcik

Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska

Retusz zdjęcia okładkowego: Katarzyna Stachacz

Zdjęcia na okładce i źródła ilustracji: Wikipedia,

Wikimedia Commons, Polona.pl, Cyfrowe Muzeum Narodowe,

Zielonogórska Biblioteka Cyfrowa, zbiory prywatne

Zdjęcie autora: © Maciej Zienkiewicz Photography

Producenci wydawniczy:

Anna Laskowska, Magdalena Wójcik, Wojciech Jannasz

Wydawca: Marek Jannasz

© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie pierwsze

Warszawa 2022

ISBN: 978-83-67084-98-7 (EPUB); 978-83-67084-99-4 (MOBI)

Lira Publishing Sp. z o.o.

al. J.Ch. Szucha 11 lok. 30, 00-580 Warszawa

www.wydawnictwolira.pl

Wydawnictwa Lira szukaj też na:

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

WSTĘP

Dzieje zmagań polsko-niemieckich od dawna pasjonują czytelników, zarówno zawodowych historyków, jak i miłośników historii. Trudno się temu dziwić, gdyż od tych walk zależało często dalsze istnienie polskiej państwowości. W sposób szczególny siłę oręża niemieckiego miał okazję poznać pierwszy król Polski Bolesław Chrobry (992–1025).

Z Niemcami przyszło potykać się najpierw jego ojcu, księciu Mieszkowi I. W 972 roku jego państwo najechał margrabia łużycki Hodon. Doszło wówczas do bitwy pod „Cidini”, z kretesem przegranej przez napastników z zachodu. Była to pierwsza konfrontacja zbrojna w polsko-niemieckiej historii, a także pierwszy triumf polskich sił zbrojnych nad Niemcami.

W dotychczasowej historiografii napisano na temat bitwy pod Cedynią sporo różnych opracowań. Podstawowym źródłem jest niewielka notatka zawarta w dziele saskiego kronikarza Thietmara (975–1018). W swojej relacji pominął on jednak wiele szczegółów. Nie podał, co skłoniło niemieckiego grafa do podjęcia interwencji na wschodzie, nie opisał też przebiegu bitwy, co siłą rzeczy sprawiło, że późniejsi historycy zdani byli jedynie na domysły w tym zakresie.

Jakie okoliczności towarzyszyły wybuchowi wojny polsko-niemieckiej w 972 roku? Dlaczego Hodon zaatakował wówczas księcia Mieszka? Jaki był przebieg bitwy pod Cedynią? W jaki sposób słowiański książę pokonał lepiej wyszkolone i uzbrojone wojsko niemieckie? Oto podstawowe pytania, na które Autor starał się odpowiedzieć w niniejszej książce.

Prezentowana publikacja składa się z czternastu rozdziałów. W pierwszych dwóch przedstawiono ogólną sytuację polityczno-militarną w państwie niemieckim i polskim do początku drugiej połowy X stulecia. W trzecim i czwartym scharakteryzowano podstawę źródłową i stan badań na temat bitwy pod „Cidini”. W kolejnych dwóch omówiono przyczyny wyprawy Hodona na państwo polskie oraz kwestię lokalizacji stoczonej wówczas bitwy. W tej partii rozważań niemałą uwagę zwrócono na politykę pomorską Mieszka I jako bezpośrednią przyczynę interwencji niemieckiej.

W rozdziałach siódmym i ósmym zaprezentowano stan przygotowań niemieckich i polskich do wojny z 972 roku. Rozdział dziewiąty dotyczy sposobu walki wojsk piastowskich we wczesnym średniowieczu. W kolejnych dwóch rozdziałach czytelnik może zaznajomić się z tym, jak wyglądała Cedynia i jej najbliższe okolice w X wieku (rozdział dziesiąty), oraz z przebiegiem początkowego etapu zmagań polsko-niemieckich w 972 roku (rozdział jedenasty).

Najważniejszą częścią książki jest rozdział dwunasty, w którym opisano przebieg bitwy cedyńskiej. Publikację wieńczą dwa krótkie rozdziały, w których przyjrzano się stosunkom polsko-niemieckim po 972 roku, w tym przebiegowi zjazdu kwedlinburskiego (973), podczas którego cesarz Otton I rozsądził spór między swoim margrabią a polskim władcą.

Publikacja przeznaczona jest dla szerokiego kręgu odbiorców. Głównym zamiarem Autora było pobudzenie czytelnika do podjęcia polemiki ze stawianymi w niej hipotezami i spostrzeżeniami. Wokół bitwy pod „Cidini” narosło bowiem wiele mitów.

Henryk I (wizerunek z anonimowej Kaiserchronik Henryka V, 1112–1114)

ROZDZIAŁ PIERWSZY
LUDOLFINGOWIE – GROŹNI SĄSIEDZI SŁOWIAN
Początek ekspansji niemieckiej na ziemie pogan

W  843 roku na mocy postanowień traktatu w Verdun państwo Ludwika Pobożnego, syna cesarza Karola Wielkiego (768–814), zostało podzielone na trzy części. Wschodnia, która z czasem dała początek dzisiejszym Niemcom, przypadła w udziale Ludwikowi Niemcowi. Ostatnim przedstawicielem Karolingów w tej części państwa Franków był zmarły w 911 roku Ludwik Dziecię. Po nim władzę w państwie wschodniofrankijskim objął wywodzący się z dynastii Konradynów Konrad I Młodszy. Jego następcą w 919 roku został Henryk I Ptasznik z Saksonii. Zapoczątkował on nową dynastię zwaną Ludolfingami[1].

Henryk I został wyznaczony na następcę tronu przez swojego poprzednika, a wybór ten został potwierdzony przez możnowładców Saksonii i Frankonii podczas spotkania we Fritzlarze. Jeszcze w 919 roku hołd złożył mu książę Szwabii Burchard II, dwa lata później zaś, po dwóch zwycięskich wyprawach wojennych, podporządkował mu się władca Bawarii – Arnulf. W roku 925 z kolei Henryk zawojował Lotaryngię[2]. Jeszcze w młodości władca ten walczył zaciekle ze Słowianami zamieszkującymi tereny między Łabą a Odrą. W 906 roku najechał na czele licznych sił serbskie plemię Dalemińców (Głomaczów), jednak nie zdołał ich pokonać ze względu na pomoc udzieloną im przez Węgrów, którzy niespodziewanie pojawili się w Saksonii, by niszczyć i grabić okoliczne ziemie. W efekcie Henryk musiał wrócić do swojego księstwa, gdzie jednak nie zastał już najeźdźców, którzy w porę wycofali się z Saksonii[3].

Na rewanż Henryk I czekał do wiosny 929 roku. Tym razem Dalemińcy musieli bronić się sami. Nie podołali znacznie liczniejszym wojskom saskim, które po kilku tygodniach zaciekłych szturmów zdobyły ich główną siedzibę – Ganę. Po opanowaniu tego ośrodka Sasi wybili do nogi wszystkich obrońców. Ocalały jedynie dzieci, które sprzedano na targach niewolników[4].

Nie minęło kilka miesięcy, kiedy król podjął nową wyprawę zbrojną. Jej celem były Czechy sprzymierzone w tym czasie z plemieniem Stodoran (Hawelan), których stolicę, Brennę, Niemcy opanowali jeszcze zimą 928/929 roku. Na państwo Przemyślidów runęły równocześnie trzy armie: saska, bawarska i frankońska. Po zaciętych walkach napastnicy znaleźli się pod Pragą. Zaskoczony książę Wacław zdecydował się złożyć wiernopoddańczy hołd zwycięskiemu władcy i zobowiązał się jednocześnie co roku płacić mu trybut[5].

Sukces niemiecki w Czechach byłby pełniejszy, gdyby nie wystąpienie Słowian, którzy na wieść o wkroczeniu Henryka I do Czech uderzyli na Saksonię. Działaniami pogan kierowało wówczas plemię Redarów. Podeszli oni pod silnie broniony gród Walsleben, usytuowany na lewym brzegu Łaby, a ich atak zakończył się sukcesem. Po długotrwałej i zaciętej walce napastnicy zdobyli zaatakowany ośrodek, po czym wymordowali wszystkich jego dorosłych mieszkańców. W ten sposób wzięli na Niemcach odwet za urządzoną przez nich rzeź na Dalemińcach[6].

Zwycięstwo Redarów zachęciło kolejne plemiona słowiańskie do walki z Niemcami. Rozzłościło to do czerwoności przebywającego jeszcze na terenie Czech Henryka I, który polecił dwóm legatom saskim, Bernardowi i Thietmarowi, wyprawić się przeciwko zrewoltowanym poganom. W konsekwencji wojska saskie rozpoczęły oblężenie Łączyna, głównego grodu plemienia Linian. Na odsiecz tej warowni wyruszyły oddziały Redarów, które zostały pobite przez Niemców na okolicznych bagnach. Obrońcy Łączyna, widząc, co się stało, postanowili poddać się agresorom. Uchroniło to ich przed ewentualnym gniewem ze strony Sasów, którzy rozprawili się z wyłapanymi na bagnach wojownikami redarskimi, ścinając im głowy[7].

Kilka miesięcy później Henryk I ponownie wyruszył na Połabie. Tym razem celem jego inwazji stały się tereny zamieszkane przez plemiona Łużyczan i Milczan. Ekspedycja saska w te strony okazała się nad wyraz udana. Niemcy weszli bowiem w posiadanie wielu grodów słowiańskich, wznieśli też lub przebudowali szereg punktów oporu w dorzeczach Soławy, Muldy i środkowej Łaby, co miało ochronić Turyngię i Saksonię przed niespodziewanymi najazdami Słowian.

W 931 roku armia Ludolfingów uderzyła na Duńczyków i Obodrytów. W źródłach zachowała się wiadomość o przyjęciu w tym czasie chrztu przez nieznanego z imienia króla Obodrytów. Sądzono niekiedy, iż doszło do tego w wyniku działalności misyjnej Adalwarda z Verden. Wydaje się jednak, że dopiero siła oręża niemieckiego sprawiła, iż Obodryci zdecydowali się przyjąć nową religię. Podobnie było w przypadku króla duńskiego Gorma Starego, którego również siłą zmuszono do porzucenia wiary przodków[8].

Sukcesy na północy Połabia zmobilizowały Henryka I do zorganizowania kolejnej wyprawy zbrojnej. Już w 932 roku jego armia ponownie zawitała na obszary kontrolowane przez Milczan i Łużyczan. Zdołał nie tylko wymóc na obu plemionach płacenie trybutu, ale również zdobył niezwykle ważny gród łużycki – Lubusz[9].

W 933 roku Niemcy nie wyruszyli przeciwko Połabianom, gdyż byli pochłonięci zmaganiami z Węgrami, których zwyciężyli w bitwie pod Riade niedaleko Merseburga. Dopiero w 934 roku Henryk I mógł kontynuować dzieło podboju ziem połabskich. Tym razem ruszył przeciwko plemieniu Wkrzan zamieszkujących dolną Odrę. Wyprawa ta, podobnie jak dwa lata wcześniej, zakończyła się sukcesem oręża niemieckiego i narzuceniem Słowianom trybutu[10].

Trudną sytuację plemion słowiańskich przerwała na jakiś czas śmierć Henryka I w 936 roku. W wyniku akcji podbojowej tego władcy Połabianie ponieśli duże straty, nie tylko w ludziach. Zburzono wiele grodów i zmuszono ich do płacenia upokarzających danin. Z zaciętych walk Niemcy również nie wyszli bez szwanku. Słowianie zabili wielu z ich dostojników, zburzyli też część osad i grodów. Doszło nawet do tego, iż złapani do niewoli wojownicy sascy byli sprzedawani na targach niewolników. Słowianie, jak pokazała przyszłość, nie zamierzali łatwo oddawać pola przeciwnikowi i gdy było to możliwe, otwarcie występowali przeciw Niemcom.

W walce na śmierć i życie

Po śmierci Henryka I nowym władcą państwa wschodniofrankijskiego został jego syn Otton I (936–973). Z powodzeniem kontynuował on linię polityczną ojca, m.in. wobec Połabian. Pomagał mu w tym margrabia Geron sprawujący od 937 roku nadzór nad znaczną częścią słowiańskiego pogranicza[11].

Do pierwszych walk ze Słowianami doszło już niecały miesiąc po koronacji Ottona I (7 sierpnia 936 roku). Jako pierwsi zaatakowali wówczas Redarowie, których zagony pojawiły się w Saksonii. Wraz z Redarami do wojny z najeźdźcami przystąpiły także pozostałe plemiona słowiańskie, w tym Stodoranie i Wkrzanie. Dodatkowo na południowe obszary Rzeszy uderzyli Czesi pod wodzą księcia Bolesława I Srogiego. Na działania wrogów król Otton I zareagował błyskawicznie i osobiście wyruszył przeciwko każdemu z nich. Najpierw, choć nie było to łatwe, uporał się z Redarami, a następnie z Wkrzanami, których – jak zapisał jeden z kronikarzy – ponownie przymusił do uiszczania trybutu.

Tylko podczas zmagań z Czechami Niemcy musieli się przyznać do porażki. W jednej z bitew Przemyślida całkowicie rozbił oddział sasko-turyński. Po tym sukcesie Bolesław kontynuował zwycięską kampanię. Jego celem stały się plemiona serbołużyckie, które wcześniej zaprzedały się Niemcom[12].

W trakcie zaciętych walk ze Słowianami Niemcy imali się rozmaitych sposobów, aby obezwładnić przeciwnika. Dobitnie ilustruje to przebieg wydarzeń z 939 roku, których inicjatorem był margrabia Geron. Wielmoża ten zaprosił około 30 naczelników słowiańskich na wystawną ucztę. Po jakimś czasie, kiedy wszyscy biesiadnicy byli już całkowicie pijani, rozkazał swoim ludziom dobyć mieczy i wszystkich wymordować! Zbrodnia ta, wbrew intencjom Gerona, nie przyniosła pożądanych efektów, Słowianie zmusili w końcu Niemców do wycofania się za Łabę[13].

W tym samym czasie na Niemców spadły kolejne klęski. Najpierw ich zwierzchnictwo zrzucili Obodryci, następnie Stodoranie. Podjęte przez Ottona I działania zmierzające do ponownego podporządkowania Obodrytów zakończyły się niepowodzeniem. Inaczej natomiast potoczyły się dalsze losy księstwa stodorańskiego. Do Brenny, a więc stolicy księstwa, Sasi wysłali księcia Tęgomira, którego do tej pory przetrzymywali u siebie w niewoli. Mieszkańcy grodu nad Hawelą entuzjastycznie przyjęli powrót dawnego władcy, który wpuścił schwytanych wcześniej wojów niemieckich z powrotem do Brenny. Była to oczywista zdrada interesów słowiańskich. Tęgomir jednak na to nie zważał i posłusznie wykonywał polecenia swych wyzwolicieli, którzy brali pod uwagę wyłącznie swoje interesy. W konsekwencji Otton I odzyskał panowanie nad Stodoranami, a następnie także nad pozostałymi ziemiami między Łabą a Odrą[14].

Na zawojowanym obszarze Otton I w 948 roku powołał do życia dwa biskupstwa. Jedno z siedzibą w Hobolinie, drugie w Brennie. Były one odpowiedzialne za przeprowadzenie w swych diecezjach chrystianizacji ludności słowiańskiej. Widać tu jak na dłoni, że władca Niemiec doszedł do przekonania, iż może walczyć z poganami nie tylko mieczem, ale także krzyżem. Te dwie metody Niemcy stosowali na Połabiu naprzemiennie.

Słowianie, jak można się było tego spodziewać, uznali z czasem, że nie chcą biernie podporządkowywać się rozkazom wroga. Jako pierwsi głowę podnieśli Wkrzanie. Zainicjowana przez nich rewolta została stłumiona już w 954 roku przez nieprzebierającego w środkach margrabiego Gerona, któremu na pomoc przybył książę lotaryński Konrad Czerwony[15].

Jeszcze w tym samym 954 roku posłuszeństwo Niemcom wypowiedzieli wspólnie Wieleci i Obodryci, dotychczasowi antagoniści rywalizujący ze sobą o przewodnictwo na Połabiu. Wielkie powstanie Słowian na pewien czas zepchnęło Niemców do defensywy. Do walki z buntownikami Otton I skierował pokaźne siły. 16 października 955 roku doszło do zaciętej bitwy nad rzeką Reknicą. Zwycięstwo odniosły w niej oddziały królewskie, które po unicestwieniu głównych sił wroga zabrały się do mordowania niedobitków. Rycerze niemieccy nie okazali żadnej litości przeciwnikom, którym poobcinali głowy. Wśród poległych znalazł się książę obodrycki – Stojgniew[16].

Po efektownym zwycięstwie Otton mógł się spodziewać, że złamie wreszcie opór Słowian, a przynajmniej zmusi ich do uiszczania trybutu. Tak się jednak nie stało i już w 957 roku doszło do kolejnych zmagań między znienawidzonymi sąsiadami. Jako pierwsi wkroczyli do akcji Wieleci i Obodryci, którzy pozyskali wsparcie kilku innych plemion słowiańskich. Jaki był przebieg tych walk, do końca nie wiadomo, gdyż zawodzą tutaj źródła pisane, w których znalazło się jedynie kilka oderwanych od siebie informacji. Jeszcze w 957 roku król Otton I wyprawił się przeciwko Redarom, najważniejszemu w tym czasie z plemion wieleckich. Z powodu ubóstwa źródeł trudno przesądzić, jak zakończyła się ta ekspedycja[17].

Również w kolejnych latach (958 i 960) wojska niemieckie kilka razy przeorały obszar Słowiańszczyzny, lecz trudno wyrokować, z jakim skutkiem. Pewne jest, że po 960 roku aktywność Ludolfingów na Połabiu wyraźnie zmalała. Otton I poświęcił się bez reszty sprawie koronacji na cesarza, co wiązało się ze zorganizowaniem wyprawy zbrojnej do Rzymu. W źródłach zachowała się wiadomość, iż w kampanii tej wzięły udział posiłki słowiańskie służące mu pomocą na polu bitwy w trakcie różnych działań na zapleczu i podczas marszu. Swoje wysiłki Otton I uwieńczył sukcesem i na początku 962 roku mógł w geście triumfu włożyć na skronie koronę cesarską. Był pierwszym z Ludolfingów, który dostąpił tego zaszczytu[18].

Już po powrocie do Rzeszy Niemcy ponownie wyruszyli na Połabie (963). Działania ich wojsk koordynował margrabia Geron, który na cel ataku wybrał Łużyce. Zachowane przekazy pisane nie podają, co skłoniło margrabiego do wypadu w te strony. Według niektórych historyków wyprawę niemiecką spowodował bunt Łużyczan, którzy zamierzali wyswobodzić się spod zwierzchnictwa wrogiej im dynastii. Czy tak rzeczywiście było, nie sposób jednoznacznie stwierdzić[19].

Niemcy, chcąc pokonać Połabian, zmuszeni byli zgromadzić pokaźną liczbę wojowników. Zapewne nie zbagatelizowali przygotowań do tej kampanii, skoro w jej następstwie opanowali spore terytorium wraz z okolicznymi grodami, które należało obsadzić własnymi garnizonami kontrolującymi okoliczne tereny.

Nie wiadomo nic pewnego na temat przebiegu wyprawy Gerona z 963 roku. Wiadomo jedynie, że w toku kampanii Niemcy spotkali się z niemałym oporem Łużyczan i ponieśli znaczne straty. Poległo mnóstwo rycerzy, wśród nich bratanek Gerona, który miał zostać jego spadkobiercą. Sam margrabia został ciężko ranny. Wymiernym rezultatem wojny było opanowanie terenów zajmowanych przez Łużyczan oraz sąsiadujących z nimi Słupian i włączenie ich do Rzeszy. Jeden z saskich kronikarzy, relacjonując przebieg tych zmagań wojennych, orzekł, że odniesione zwycięstwo stanowiło duży sukces Gerona[20].

Sytuacja na Połabiu po śmierci Gerona

Wyprawa na Łużyczan z 963 roku była ostatnią w życiu Gerona ekspedycją zbrojną. Jeszcze w tym samym roku margrabia po wyleczeniu się z ran udał się z pielgrzymką do Wiecznego Miasta, gdzie na grobie apostołów Piotra i Pawła złożył broń na znak wycofania się z życia politycznego. Zmarł 20 maja 965 roku. Jego ciało spoczęło w założonym za jego życia żeńskim klasztorze w Gernrode.

Margrabia Geron przez wiele lat kontrolował słowiańskie pogranicze, a dzięki prowadzonej przez siebie bezwzględnej polityce doprowadził do znacznego rozszerzenia panowania niemieckiego na wschodzie. Granice jego marchii sięgały aż po Odrę i Bóbr. Był to spory obszar odpowiadający wielkości wchodzącego w skład Rzeszy potężnego księstwa niemieckiego. Śmierć margrabiego sprawiła, że cesarz Otton I stanął przed koniecznością wyboru nowego grafa. W tym okresie władca niemiecki skupił swoje działania na południe od Alp – w odległej Italii[21]. Sprawy słowiańskie interesowały go wówczas zdecydowanie mniej, jednak komuś ze swego otoczenia musiał powierzyć nadzór nad rozległym terytorium pozostawionym w spadku przez Gerona. Miał do wyboru dwa rozwiązania: albo powierzyć władzę tylko jednej osobie, której mógł bezgranicznie zaufać, albo też podzielić całą marchię na kilka mniejszych części. Ostatecznie zwyciężyła ta druga opcja i marchię Gerona podzielono[22]. Jak pokazał dalszy bieg wypadków, najważniejszą rolę odegrały (w tym również ze względu na sprawy polskie) dwie marchie: Marchia Północna (Nordmark) oraz Marchia Wschodnia (Ostmark). Nadzór nad tą pierwszą powierzono Dytrykowi (Teodorykowi), nad drugą zaś Hodonowi[23].

Marchia Północna kontrolowała ziemie Wieletów. Dytryk w czasie powstania królewicza Ludolfa przeciwko Ottonowi I opowiedział się po stronie cesarza (wraz z wojskami saskimi brał nawet udział w oblężeniu buntownika). Wielokrotnie uczestniczył również w wojnach przeciw Słowianom, pełniąc służbę w Brennie. Był więc jak nikt inny predestynowany do objęcia funkcji margrabiego na tym obszarze[24].

Centralnymi ośrodkami marchii Dytryka były grody w Brennie i Hobolinie. Wśród znaczniejszych ośrodków pozostających w zasięgu oddziaływania margrabiego znalazły się Magdeburg oraz Kwedlinburg. Kronikarz saski Thietmar kilkukrotnie nazwał Dytryka księciem[25], co każe się domyślać sprawowania przezeń funkcji nadzorczych nad pozostałymi margrabiami. Pogląd taki wydaje się prawdopodobny, jeśli wziąć pod uwagę, że ani Hodon, ani też inni współcześni mu margrabiowie nigdy w ten sposób nie zostali określeni przez tego kronikarza[26].

Margrabia Hodon wywodził się z rodu, do którego należał sam Geron. Thietmar odnosił się doń z wielkim szacunkiem, nazywając go „dostojnym”, „sławnym”, „znakomitym”. Były to tytuły przysługujące z reguły jedynie dostojnikom z bezpośredniego otoczenia cesarza[27]. Hodon był także mocno związany z Ottonem II (przyszłym cesarzem), który był jego wychowawcą i opiekunem[28]. Margrabia sprawował pieczę nad Łużycami. Jego władza obejmowała tereny zamieszkiwane głównie przez plemiona Niżyców, Żytyców, Serbiszczów i Czerwiszczan[29].

Otton I, zwycięstwo cesarza nad Berengarem, zdobywanie Włoch (rysunek w kronice Ottona von Freisinga – Manuscriptum Mediolanense, Schäftlarn, przed 1177 r.)

ROZDZIAŁ DRUGI
MIESZKO I – „KRÓL PÓŁNOCY”
Syn Siemomysła

Początki Polski giną w pomroce dziejów. Pierwszym historycznym władcą tego kraju został Mieszko I. Według najstarszego polskiego kronikarza Anonima zwanego Gallem, który pisał swą kronikę w początkach XII wieku na dworze Bolesława III Krzywoustego, ojcem Mieszka był Siemomysł: „Ten zaś Siemomysł spłodził wielkiego i sławnego Mieszka, który pierwszy nosił to imię, a przez siedem lat od urodzenia był ślepy. Gdy zaś dobiegła siódma rocznica jego urodzin, ojciec, zwoławszy wedle zwyczaju zebranie komesów i innych swoich książąt, urządził obfitą i uroczystą ucztę; a tylko wśród biesiady skrycie z głębi duszy wzdychał nad ślepotą chłopca, nie tracąc z pamięci [swej] boleści i wstydu. A kiedy inni radowali się i wedle zwyczaju klaskali w dłonie, radość dosięgła szczytu na wiadomość, że ślepy chłopiec odzyskał wzrok. Lecz ojciec nikomu z donoszących mu o tym nie uwierzył, aż matka, powstawszy od biesiady, poszła do chłopca i położyła kres niepewności ojca, pokazując wszystkim biesiadnikom patrzącego już chłopca. Wtedy na koniec radość stała się powszechna i pełna, gdy chłopiec rozpoznał tych, których poprzednio nigdy nie widział, i w ten sposób hańbę swej ślepoty zmienił w niepojętą radość. Wówczas książę Siemomysł pilnie wypytywał starszych i roztropniejszych z obecnych, czy ślepota i przewidzenie chłopca nie oznacza jakiegoś cudownego znaku. Oni zaś tłumaczyli, że ślepota oznaczała, iż Polska przedtem była tak jakby ślepa, lecz odtąd – przepowiadali – ma być przez Mieszka oświeconą i wywyższoną ponad sąsiednie narody. Tak się też rzecz miała istotnie, choć wówczas inaczej mogło to być rozumiane. Zaiste ślepą była przedtem Polska, nie znając ani czci prawdziwego Boga, ani zasad wiary, lecz przez oświeconego [cudownie] Mieszka i ona także została oświeconą, bo gdy on przyjął wiarę, naród polski uratowany został od śmierci w pogaństwie. W stosownym bowiem porządku Bóg wszechmocny najpierw przywrócił Mieszkowi wzrok cielesny, a następnie udzielił mu [wzroku] duchownego, aby przez poznanie rzeczy widzialnych doszedł do uznania niewidzialnych i by przez znajomość rzeczy [stworzonych] sięgnął wzrokiem do wszechmocy ich stwórcy”[1].

Przytoczona powyżej opowieść jest niezwykle sugestywna. Nic jednak nie wskazuje na to, aby przedstawiciel dynastii Piastów był rzeczywiście w młodości ślepy, a następnie cudownie ozdrowiał. To jedynie bajka wymyślona przez bezimiennego skrybę, aby mógł napisać cokolwiek na temat młodości Mieszka I. Tak naprawdę o pierwszych latach życia syna Siemomysła współczesny historyk nie jest wstanie powiedzieć nic pewnego. Zupełnie niemożliwe jest określenie daty narodzin księcia. Biskup merseburski Thietmar przy okazji odnotowania jego śmierci w 992 roku zapisał, iż Mieszko był już wtedy „sędziwym starcem”. Co dla kronikarza oznaczał ten zwrot, trudno określić. Historycy sądzą, iż Mieszko mógł pojawić się na świecie między 920 a 930 rokiem. W chwili śmierci miałby zatem około 60–70 lat[2].

Gall, snując swoją opowieść o nadzwyczajnym uzdrowieniu Mieszka, wspomniał, że nastąpiło to podczas uroczystości postrzyżyn chłopca kończącego wówczas siedem lat. Podaną informację, o dziwo, można byłoby uznać za prawdziwą, albowiem rzeczywiście w tym wieku chłopcy słowiańscy byli poddawani temu obrzędowi. Do siódmego roku życia znajdowali się pod opieką matki, a następnie przechodzili (po uroczystej ceremonii postrzyżyn) pod kuratelę ojca. Podobnie musiało być w przypadku Mieszka I. Można tylko zgadywać, jak wyglądało jego życie u boku matki. Nie wiadomo przy tym, jak nazywała się rodzicielka księcia. Stanowi to zagadkę, która z uwagi na ubóstwo źródeł raczej nigdy nie zostanie wyjaśniona.

Mieszko, jako najstarszy syn Siemomysła, już od wczesnych lat życia musiał być przygotowywany do pełnienia w przyszłości funkcji panującego. Naukę pobierał bezpośrednio od ojca oraz jego zaufanych doradców, których zadaniem było wprowadzenie młodego księcia we wszystkie ważne sprawy i tajniki sprawowania władzy nad rozrastającym się państwem piastowskim. Jak pojętnym uczniem był Mieszko, nie sposób odgadnąć.

Czego uczył się piastowski książę? Jest więcej niż pewne, iż polityki i rzemiosła wojennego. To ostatnie zajęcie wiązało się z braniem przez niego udziału w różnego rodzaju działaniach militarnych. Nie tylko walczył, napadał i dowodził wojskami, ale również niszczył, zdobywał i uprowadzał jeńców. Mówiąc w wielkim skrócie, robił wszystko to, co jego ojciec. Trwało to zapewne kilkanaście lat, aż do momentu śmierci Siemomysła. Kiedy dokładnie Siemomysł rozstał się z tym światem, Anonim zwany Gallem, niestety, nie podaje. Nawiasem mówiąc, kronikarz ten w swoim dziele nie operuje żadnymi datami, co utrudnia analizę pozostawionej przez niego spuścizny. Na szczęście źródła obcej proweniencji, w tym niemieckie, ruskie i czeskie, są bardziej precyzyjne, co pomaga w ustaleniu podstawowej chronologii wydarzeń z udziałem pierwszych władców piastowskich[3]. Według Galla rządy Mieszka I (przypuszczalnie od mniej więcej 960 roku) rozpoczęły się obiecująco. Zaczął bowiem „dawać dowody zdolności umysłu i sił cielesnych i coraz częściej napastować ludy [sąsiednie] dookoła”[4].

Trudno wyrokować, czy najstarszy polski dziejopis wiedział cokolwiek o działaniach zbrojnych prowadzonych w tym czasie przez Mieszka I. Księstwo przejęte przez syna Siemomysła było typową monarchią wojenną nastawioną na zdobycze terytorialne. Cały aparat administracyjny państwa (gospodarka, sądownictwo i skarbowość) podlegał nadrzędnym celom, jakimi były prowadzenie wojen i wojskowy nadzór nad zdobytymi obszarami. Niemal całe swoje rządy Mieszko I spędził na froncie, wojując, albo bronił swego władztwa przed zakusami wrogów zewnętrznych, albo też wyprawiał się poza jego granice, próbując powiększyć je o nowe terytoria[5].

Mieszko I około 960 roku panował nad Wielkopolską, Kujawami i Mazowszem. Obszary te podbili już jego przodkowie, wznosząc na zdobycznych ziemiach wiele nowych grodów. Manifestowali w ten sposób swoją potęgę oraz bogactwo wobec sąsiednich plemion, dotąd jeszcze niezawojowanych, a które w przyszłości mogły stać się celem ich ekspansji. Wspomniane grody były również ośrodkami, do których spływały różnego rodzaju daniny, łupy i wszelkie nadwyżki z handlu. Tu także stacjonowały siły zbrojne wykorzystywane w trakcie działań bojowych[6].

Krystalizacja władztwa Piastów była możliwa dzięki dogodnemu położeniu geograficznemu, które chroniło przed niebezpieczeństwami militarnymi charakterystycznymi dla tego etapu rozwoju państwa. Od zachodu Wielkopolskę osłaniała Połabszczyzna, od południa – Śląsk, skąd mogło przyjść ewentualne uderzenie z Czech. Ekspansję ruską powstrzymywała Małopolska znajdująca się wówczas w rękach Przemyślidów. Od najazdów skandynawskich zabezpieczało Pomorze, zaś od pogańskich Prusów – Mazowsze[7].

W kotle polsko-wielecko-niemieckim

W wyniku podjętej ekspansji Piastowie w połowie X wieku zetknęli się z cywilizowanym światem, który jednocześnie przybliżył się do ziem polskich. Pomiędzy Mieszkiem I a jego nowymi sąsiadami zaczęły nawiązywać się pierwsze kontakty polityczne. W efekcie w źródłach pisanych zaczęło pojawiać się coraz więcej wiadomości na temat państwa polskiego i jego władcy.

Bardzo interesująco przedstawiają się informacje zarejestrowane przez żydowskiego podróżnika i dyplomatę Ibrahima ibn Jakuba, który około 965 roku został wysłany przez kalifa Kordoby z misją do cesarza Ottona I. Po powrocie do Hiszpanii spisał wszystko, co zobaczył w krajach słowiańskich. W sposób szczególny uwagę podróżnika zwrócił kraj rządzony przez Mieszka I, którego określił mianem „króla Północy”. Rzecz jasna syn Siemomysła nigdy nie dostąpił wywyższenia koroną, co nie oznacza, iż nigdy mu się to nie marzyło, szczególnie u schyłku rządów, kiedy był naprawdę potężnym władcą[8].

Zdaniem Ibrahima ibn Jakuba państwo Mieszka było jednym z największych krajów słowiańskich, obfitujących w płody rolne, zwierzynę i miód. Od północy graniczyło z Prusami, a od wschodu z Rusią. W świetle prezentowanej tu relacji władca Polan w momencie jej spisania wojował z ludem „Weltaba”, utożsamianym na ogół w historiografii z Wieletami[9].

O konflikcie zbrojnym, jaki wybuchł między Mieszkiem I a Wieletami, wzmiankował także saski kronikarz Widukind z Korbei. Uczynił to jednak na marginesie spisanej przez siebie kroniki, interesowały go bowiem głównie losy słynnego wówczas podżegacza wojennego grafa Wichmana II Młodszego. Niemal przez całe swoje życie spiskował on przeciwko wujowi Hermanowi Billungowi, aby odzyskać zabraną przez niego część ojcowizny. Wichmanowi zdarzyło się także wystąpić przeciwko Ottonowi I, jednak został w porę obezwładniony. Aby uniknąć kary, zbiegł z Niemiec i schronił się u Redarów w Radogoszczy. Następnie zwrócił się o pomoc do margrabiego Gerona i dzięki jego protekcji mógł powrócić do kraju.

Niestety, Wichman nie był pokojowo nastawiony i – jak informuje Widukind – zaczął układać się z królem duńskim Haroldem Sinozębym, aby wspólnie zorganizować najazd na Saksonię. Z planu tego nic jednak nie wyszło, a saski banita po pewnym czasie ponownie znalazł się na dworze życzliwego mu Gerona. Tym razem margrabia w obawie przed gniewem cesarza, z którym był chwilowo skonfliktowany, nie zamierzał już więcej nadstawiać karku za niepokornego grafa. W efekcie odesłał go do Wieletów. Poganie – jak wynika z przekazu Widukinda – chętnie przyjęli go u siebie. Razem z nimi natarł na Mieszka I, którego dwukrotnie pokonał, biorąc przy okazji mnóstwo łupów i zabijając nieznanego z imienia brata księcia[10].

W przeświadczeniu Widukinda walki polsko-wieleckie miały miejsce w tym samym czasie co podbój Łużyczan przez Gerona, a więc w 963 roku. Piszący na początku XI stulecia biskup Thietmar nieco inaczej zaprezentował przebieg wyprawy łużyckiej margrabiego. Według niego „margrabia Marchii Wschodniej Gero podporządkował zwierzchnictwu cesarza Łużyczan, Słupian, a także Mieszka wraz z jego poddanymi”[11].

Widukind, jak widać, uczynił głównym bohaterem swojego opowiadania Wichmana, zupełnie zaś zmarginalizował rolę Gerona. U Thietmara natomiast proporcje przedstawiają się zgoła inaczej – jego zdaniem to właśnie margrabia Gero w trakcie opisywanych wydarzeń odegrał główną rolę. Historycy brali dotychczas w obronę albo Thietmara, albo Widukinda. Przedstawiciele starszej historiografii twierdzili, że Thietmar był lepiej poinformowany od swego poprzednika, miał bowiem dostęp do innych źródeł[12]. Obecnie większość badaczy uważa, iż Thietmar, pisząc o wydarzeniach z 963 roku, opierał się jedynie na kronice Widukinda, którą nieporadnie streścił. Jeśli rzeczywiście tak było, należałoby jednocześnie sprzeciwić się poglądowi, że już w 963 roku doszło do pierwszej w dziejach wojny polsko-niemieckiej, którą przegrał władca Polan, co przypłacił uzależnieniem swego państwa od Niemiec. Nie potwierdzają tej rewelacji inne źródła pisane, w tym współczesny wydarzeniom kronikarz Thietmar. Poza tym trudno uwierzyć, aby margrabia Geron, który został ciężko kontuzjowany podczas zmagań z Łużyczanami, zechciał jeszcze w tym samym roku wojować ze znacznie silniejszym od nich Mieszkiem. W konsekwencji wypada uznać, że w 963 roku toczyły się dwie niezależne od siebie wojny: polsko-wielecka i łużycko-niemiecka[13].

Z konfliktu z Wieletami Mieszko I musiał wyjść osłabiony. Jak bardzo, trudno powiedzieć. Według niektórych historyków wraz z przegraną władca piastowski utracił ziemie między dolną Odrą a dolną Wartą, o które rywalizował w tym czasie z poganami[14]. Nie ma jednak na potwierdzenie tej opinii odpowiednich świadectw źródłowych. O wiele bardziej prawdopodobny jest domysł, iż na walkach między Polanami a Wieletami zyskali Niemcy, zobowiązując Mieszka I do uiszczania cesarzowi trybutu aż po rzekę Wartę. W zamian za to Piast został nazwany cesarskim przyjacielem[15].

Dostępne źródła pisane nie podają, kiedy syn Siemomysła wszedł z zachodnim sąsiadem w porozumienie skutkujące uznaniem cesarskiej zwierzchności. Na podstawie kroniki Thietmara można przypuszczać, iż doszło do tego już w 963 roku. Nie jest to jednak jedyna możliwość. W innym miejscu swego wiekopomnego dzieła biskup Thietmar wskazuje, że władca Polski płacił trybut Niemcom jeszcze w 972 roku, gdy zaatakował go margrabia Marchii Łużyckiej – Hodon. Z kolei Widukind pod rokiem 967 odnotowuje istnienie między władcą Polan a Ottonem I stosunku zwanego amicitia, a więc swego rodzaju sojuszu polsko-niemieckiego. Odpowiednie porozumienie polsko-niemieckie musiało więc zostać potwierdzone przed 967 rokiem. Miłośnicy dat muszą zadowolić się jedynie tym ogólnym sformułowaniem. Na precyzyjniejsze wnioski źródła, niestety, nie pozwalają[16].

Do dnia dzisiejszego sporne pozostaje również określenie warunków układu zawartego między państwem polskim i niemieckim. Sojusz ten był niewątpliwie porozumieniem nierównych partnerów, skoro Mieszko zobowiązał się płacić Niemcom trybut, zgodnie z relacją Thietmara, aż po rzekę Wartę. Niektórzy uczeni, idąc na przekór przekazowi kronikarskiemu, sądzili, że wspomnianą daninę płacono z całego państwa polskiego. Czy mieli rację, niepodobna stwierdzić z całą pewnością. Sprawa prezentuje się dość tajemniczo i wciąż czeka na definitywne rozwiązanie[17].

Przełomowe lata 965–966

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Polska nawiązała pierwsze oficjalne kontakty z Niemcami, Mieszko I zawarł także sojusz z ich wasalami – Czechami. Miało to miejsce w 965 roku. Dla młodego państwa piastowskiego zbliżenie się do dworu czeskiego oznaczało znaczący awans Piastów w gronie ówczesnych dynastii europejskich.

Do dnia dzisiejszego uczeni się spierają, dlaczego książę polski zwrócił swój wzrok w kierunku południowego sąsiada. Zrobił to chyba z uwagi na sojusz łączący Przemyślidów z Wieletami. Ci ostatni nadal stanowili poważne zagrożenie dla państwa piastowskiego. Gdyby w 963 roku poganie uderzyli na Polskę wraz z Przemyślidami, nie wiadomo, jak potoczyłyby się dalsze losy. W najgorszym razie Polska mogłaby nawet przestać istnieć. Czechy w omawianym okresie posiadały niezwykle potężne wojsko, zdecydowanie liczniejsze od polskiego. Jeśli dodać do tego siłę uderzeniową pogan, składającą się z bitnej armii, potrafiącej niekiedy zwyciężać zakute w stal rycerstwo niemieckie, to Mieszko I już na początku zmagań z koalicją wielecko-czeską musiałby przyjąć postawę defensywną. Co działoby się dalej, można sobie już tylko wyobrażać. Na szczęście w 963 roku Piast walczył jedynie z Wieletami i ominął go najgorszy ze scenariuszy[18].

Wobec powyższego należy uznać, iż z propozycją porozumienia się z Czechami wyszedł sam władca piastowski. Taki punkt widzenia zdaje się potwierdzać też Anonim zwany Gallem, który w swej kronice zaznaczył wręcz, iż Mieszko „zażądał” małżeństwa z przedstawicielką rodu Przemyślidów[19]. Jeśli rzeczywiście było to żądanie, Piast musiał wówczas przedstawić jakieś poważne argumenty natury politycznej, pozwalające uregulować mu stosunki z południowym sąsiadem. Na pytanie, jakie mogły to być argumenty, nie można zadowalająco odpowiedzieć ze względu na brak informacji we współczesnych tym wydarzeniom źródłach – ich autorzy o takich sprawach raczej się nie rozpisywali.

Prawda natomiast jest taka, iż w wyniku zbliżenia polsko-czeskiego został rozerwany niebezpieczny dla władztwa Piastów alians wielecko-czeski. Odtąd książę Mieszko mógł liczyć na wsparcie militarne doświadczonej i dobrze wyekwipowanej jazdy czeskiej podczas ewentualnych zmagań z Wieletami.

Z sojuszu z Polską korzyści wynosił także książę czeski Bolesław I Srogi, który zdobył niezwykle cennego sprzymierzeńca stwarzającego przeciwwagę dla dominacji cesarskiej w regionie. Księciu czeskiemu nie podobało się głównie to, iż jest wasalem niemieckim zobowiązanym spełniać wszystkie jego prośby. W obliczu naporu Niemców na Połabie Przemyślida tracił po kolei każdego ze swoich tamtejszych sojuszników. Ekspansja Ludolfingów na południowy wschód uniemożliwiała Czechom ekspansję w tym kierunku[20].

Pierwsze rozmowy między dworem polskim a czeskim w sprawie przyszłego przymierza mogły odbyć się już w 964 roku. Nie wiadomo, jak długo zainteresowane strony pertraktowały ze sobą, zanim zdecydowały się oficjalnie zawrzeć sojusz. Najpóźniej na początku 965 roku wszystko było już ustalone. Do Polski jako owoc zawartego układu wyruszyła Dobrawa (Dąbrówka), córka Bolesława Srogiego. Jej przyszły mąż powitał ją zapewne gdzieś w obszarze przygranicznym. Polskie roczniki pod rokiem 965 mogły z dumą zanotować, iż „Dobrawa przybywa do Mieszka”[21].

Księżniczka czeska – jak wynika z dostępnych przekazów pisanych – sprawiła, iż jej małżonek nawrócił się i porzucił wyznawanie religii przodków. Aby to osiągnąć, imała się rozmaitych sposobów. Wzbraniała nie tylko mężowi dostępu do łoża[*1], ale również – na co zwrócił uwagę jeden z niemieckich kronikarzy – złamała post, by nie zrazić go do nowej religii[*2].

Czy rzeczywiście w konwersji Mieszka Dobrawa odegrała tak istotną rolę, nie sposób definitywnie przesądzić. Mogło być bowiem tak, iż książę zetknął się z wiarą chrześcijańską już w dzieciństwie, towarzysząc ojcu w podróżach po sąsiednich dworach, gdzie panowało już chrześcijaństwo. W czasie swych rządów syn Siemomysła nawiązywał też kontakty dyplomatyczne i prowadził negocjacje z władcami chrześcijańskimi. W trakcie podróży do Czech czy Niemiec Piast mógł wziąć udział w niejednej mszy świętej i dać się oczarować wspaniałością kultu chrześcijańskiego.

Jednym słowem, Mieszko I mógł doznać osobistego nawrócenia, co poskutkowało podjęciem decyzji o przyjęciu nowej religii. Jakkolwiek by na to patrzeć, postanowienie to było dlań niezwykle korzystne, chociażby w wymiarze kontaktów międzypaństwowych. Wprawdzie relacje między władcami pogańskimi a chrześcijańskimi w omawianym okresie były praktykowane (sam Mieszko przecież jako poganin wszedł w sojusz z Bolesławem Przemyślidą, a więc władcą chrześcijańskim), jednak w oczach chrześcijan poganie byli jedynie zwykłymi barbarzyńcami i z tego też względu byli niejednokrotnie upokarzani, co potwierdza wiele źródeł powstałych na terenie Słowiańszczyzny. Jako nowo ochrzczony władca Mieszko mógł być pewny, iż w trakcie pertraktacji z chrześcijańskimi sąsiadami nie będzie już traktowany z góry i stanie się dla nich równorzędnym partnerem[22].

Przyjęcie chrztu mogło też umocnić pozycję Mieszka w jego kraju. Brak jednolitej religii przyczyniał się do osłabienia jedności państwa. Trzeba w tym kontekście pamiętać, że nie wszyscy poddani Mieszka uważali go za dostatecznie charyzmatycznego panującego. W państwie piastowskim istniało wówczas wiele ośrodków kultu pogańskiego i tak naprawdę każdy z nich mógł pretendować do odegrania roli ogólnopolskiej, co w efekcie sprzyjało pogłębianiu się partykularyzmu plemiennego. Jest więcej niż prawdopodobne, że Mieszko doskonale zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę i chcąc zatrzymać ten proces, rozsadzający jego państwo od ośrodka, zdecydował się na likwidację pogańskich sanktuariów. Jedynie w ten sposób mógł doprowadzić do wzrostu znaczenia władzy książęcej i wyniesienia władcy ponad ogół poddanych. W religii chrześcijańskiej panujący był pomazańcem bożym, którego pozycja w społeczeństwie była jasno określona.

Niewykluczone także, iż syn Siemomysła zdecydował się na przyjęcie chrztu w obawie, że zostanie do tego nakłoniony siłą, na przykład przez Niemcy, które we wczesnym średniowieczu swoją ekspansję zewnętrzną usprawiedliwiały prowadzonymi działaniami chrystianizacyjnymi. Mieszko I mógł lękać się, iż na jego pogańskie ziemie przybędą z zachodu misjonarze i będą chcieli narzucić mu niemiecką organizację kościelną, a wraz z nią polityczne uzależnienie od Rzeszy. Dla Piasta zdecydowanie lepszym rozwiązaniem było stworzenie własnej organizacji kościelnej, bez pośrednictwa niemieckich hierarchów. Wygodniej też było mu samemu się ochrzcić i znaleźć odpowiadającego jego interesom szafarza sakramentu chrztu[23].

W efekcie Mieszko I zwrócił się w kierunku Czech, i to za ich pośrednictwem ostatecznie dokonał konwersji. Po chrzcie władcy i jego najbliższego otoczenia, co nastąpiło w 966 roku (dokładna data pozostaje nieznana), zainicjowano akcję chrystianizacyjną w całym kraju. Objęto nią wszystkich mieszkańców. Jak przyjmują znawcy zagadnienia, religia pogańska po 966 roku utrzymywała się jeszcze w niektórych rejonach Polski przez kolejne dziesięciolecia, jednak większość Polaków zdecydowała się ochrzcić. Niektórzy dopiero pod groźbą użycia siły. W efekcie Polska stała się krajem chrześcijańskim, co trwa do chwili obecnej[24].

Wraz z zaprowadzeniem chrześcijaństwa w Polsce rozpoczął się dynamiczny rozwój całej infrastruktury kościelnej. Zaczęły powstawać kościoły i miejsca kultu. W 968 roku powołano do życia biskupstwo misyjne z siedzibą w Poznaniu z biskupem Jordanem na czele. Podlegał on zapewne bezpośrednio papieżowi. Thietmar w swej kronice napomknął, iż biskupstwo poznańskie podlegało arcybiskupstwu magdeburskiemu. Pogląd ten zakwestionowało wielu historyków niemieckich i polskich. Ich zdaniem kronikarz saski przedstawił nie tyle prawdziwe realia, ile rodzące się już na początku XI stulecia pretensje metropolitów magdeburskich do zwierzchnictwa nad polskim Kościołem[25].

Dokonując aktu konwersji w 966 roku, Mieszko I mógł spać spokojnie w przeświadczeniu, iż nie zostanie do tego namówiony (lub wręcz zmuszony) przez silniejszego sąsiada (w tym wypadku Niemcy). Miało to, jak się wydaje, ogromne znaczenie dla księcia. Mógł dzięki temu skoncentrować się na innych sprawach, przede wszystkim konsolidacji podległych mu ziem w jeden spójny organizm państwowy, a także rozpocząć ekspansję zewnętrzną w imię tych samych haseł, jakimi posługiwali się władcy niemieccy.

Spektakularne zwycięstwo Mieszka I nad Wieletami i Wolinianami (967)

Bezpośrednią konsekwencją zawarcia przymierza polsko-czeskiego w 965 roku był udział Czechów po stronie Piastów w wojnie polsko-wieleckiej dwa lata później (967), co odnotował w swej kronice Widukind z Korbei. Analizując poszczególne partie dzieła tego kronikarza, można zauważyć, iż Mieszko I do omawianej wojny przygotował się należycie. Jego wywiad poinformował go zawczasu o planowanym najeździe z zachodu, co pozwoliło mu wybrać czas i miejsce starcia się z napastnikiem[26].

Zdaniem części uczonych Mieszko I w 967 roku mógł rzucić przeciwko wrogom ponad 3 tysiące wojów. Pojawiły się nawet opinie, iż władca piastowski dysponował w tym czasie dwukrotnie liczniejszą armią, czego jednak nie sposób zweryfikować na podstawie dostępnych źródeł. Do walki z poganami Piast mógł włączyć także oddziały czeskie, które przysłał mu z południa jego teść. Wojsko Przemyślidów liczyło w sumie kilkuset wojowników, co w praktyce oznaczało, że syn Siemomysła musiał liczyć jedynie na własną armię[27].

W 967 roku poganie również mogli zgromadzić od 3 do 6 tysięcy ludzi. Taki wniosek można wyciągnąć z analiz niektórych historyków wojskowości. Jak było naprawdę, tego, niestety, nie da się w sposób definitywny rozstrzygnąć. Pewne jest natomiast, iż wojskami wieleckimi wspomaganymi przez armię pomorskich Wolinian („Vuloini”) dowodził wówczas dobrze znany Mieszkowi banita saski Wichman[28].

Wichman z podległymi sobie siłami wyruszył w pochód przeciwko Polsce na przełomie sierpnia i września 967 roku. Miał ze sobą wówczas tabory, w których znajdowały się żywność oraz furaż dla ludzi i koni. Nie jest znana trasa przemarszu wojsk najezdniczych. Zdaniem niektórych uczonych wichrzyciel saski w trakcie marszu musiał zmagać się z nieregularnymi działaniami Polaków, opóźniającymi całość przemarszu. Nic jednak na ten temat nie pisał Widukind, główny sprawozdawca tych wydarzeń, mimo to nie sposób takich działań wykluczyć, skoro Mieszko rozszyfrował wcześniej zamiary wrogów. W konsekwencji władca Polan mógł uzyskać wyraźną przewagę strategiczną nad nieprzyjacielem, zanim ten dotarł na ziemie piastowskie[29].

Poganie przybyli w pobliże pozycji zajmowanych przez siły polskie w drugiej połowie września 967 roku. W dotychczasowej historiografii nie przesądzono, gdzie doszło do zetknięcia się wrogich armii. Najczęściej twierdzono, iż w pobliżu Cedyni, Pyrzyc lub Santoka. Z badań przeprowadzonych przez B. Miśkiewicza wynika, że pole bitwy mieściło się na północ od ujścia Warty do Odry, w miejscu kontrolowanym wówczas przez Piastów[30].

Według znawców zagadnienia Mieszko I miał opracowany zawczasu plan bitwy z Wichmanem. Przewidywał on umiejętne wykorzystanie piechoty i jazdy. Rola piechoty polegała na rozpoczęciu walki z wrogiem, a następnie skoordynowanym i celowym wycofaniu się mającym odciągnąć Wichmana od obozu. W trakcie walki piechoty jazda księcia miała za zadanie obejść pozycje nieprzyjaciela i uderzyć nań od tyłu i ze skrzydeł. W dalszej kolejności dotychczas cofająca się piechota miała przystąpić do kontruderzenia, wspomagając w ten sposób jazdę[31].

Wichman postanowił ustawić swoje wojsko w zwarte szyki chronione ścianą tarcz, złożone z kilku szeregów stojących blisko siebie wojowników. Szyk ten miał zabezpieczać usytuowany z tyłu obóz utworzony z wozów ustawionych w kształcie koła. Dowódca pogan mógł całą tę formację rzucić do silnego uderzenia frontalnego. Jednocześnie szyk taki zapewniał skuteczne odparcie uderzeń wroga[32].