Bezkres - Magdalena Marciak - ebook

Bezkres ebook

Magdalena Marciak

0,0
14,13 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wiersze „Bezkresu” Magdaleny Marciak doskonale wpisują się w słowa Ernesta Brylla, że: „poezja mówi o rzeczach, które bolą, które są smutne”. Śmierć najbliższej osoby, z którą łączyły nas wyjątkowo silnie emocjonalne więzy, to niewyobrażalny ból, z którym autorka próbuje się wciąż i wciąż pogodzić. Ta poezja zadaje pytania, kłębi w sercu tęsknotę, przywołuje wspomnienia, ale i refleksje o kruchości życia i tego, co po nas zostanie. Agnieszka Krizel

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 20

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Magdalena Marciak

Bezkres

Copyright © by Magdalena Marciak

Redakcja i korekta: Katarzyna Chylińska-Labuda

Projekt okładki © Agnieszka Krizel

Wydawca © Ridero IT Publishing Spółka z o.o.

ul. św. Filipa 23/4, 31—150 Kraków

Wydanie pierwsze

Dublin 2022

Kontakt z autorem:

[email protected]

All Rights Reserved

RedaktorKatarzyna Chylińska-Labuda

KorektorKatarzyna Chylińska-Labuda

Projektant okładkiAgnieszka Krizel

© Magdalena Marciak, 2022

© Agnieszka Krizel, projekt okładki, 2022

Wiersze „Bezkresu” Magdaleny Marciak doskonale wpisują się w słowa Ernesta Brylla, że: „poezja mówi o rzeczach, które bolą, które są smutne”.

Śmierć najbliższej osoby, z którą łączyły nas wyjątkowo silnie emocjonalne więzy, to niewyobrażalny ból, z którym autorka próbuje się wciąż i wciąż pogodzić. Ta poezja zadaje pytania, kłębi w sercu tęsknotę, przywołuje wspomnienia, ale i refleksje o kruchości życia i tego, co po nas zostanie.

Agnieszka Krizel

ISBN 978-83-8273-728-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Bezkres

Nie zna smaku prawdziwego życia,

kto przez tunel samotności się nie przeczołgał.

Edward Stachura

Mojej Mamie Marii

Zawsze będę Cię kochać

Żałobo trwaj

Czarne szaty zrzucić czas

A ja zrzucać nie chcę ich

Czarne szaty w sercu mym

Jak wspomnienie Ciebie są

W moim świecie czarne chmury

Czarny dym i czarna noc

Lecz gdy mija rok rozłąki

Czarne szaty zrzucić czas

Gdzieś ukryte na dnie duszy

Smutek rozpacz gorzki płacz

W moim świecie czarne szaty

W świecie łez wspomnienia me

Ja porzucić ich nie umiem

Bo wciąż przecież kocham Cię!

Drewniane łoże

A kiedy przyszedł kres

Gdy zabrzmiały dzwony

Drewniane łoże ostatnim

Prezentem dla Ciebie było

Uśpiona w nim leżałaś

Niczym w wiosenną noc

Już na mnie nie patrzyłaś

Lecz dałaś jakąś moc

Stałam na scenie nie wiedząc

W jakim spektaklu gram

Jaką rolę odgrywam

W obłędzie chyba trwam

Co to za scena w której

W drewnianej skrzyni gdzieś

Zostawiam Cię w tym miejscu

Gdzie życie ma swój kres

Dlaczego nie pytają

Czy mogą Ciebie tam

Zostawić tak samotną

Jak sobie radę dam

Ty płatkami róż zasypana

W swą podróż wyruszyłaś

A ja cała zapłakana

Sens życia już straciłam

Stałam wciąż na tej scenie

Orkiestra przestała grać

Kiedy publiczność odeszła

Runął mój piękny świat

Biała Dama

Poczułam zapach śmierci

Jakkolwiek dziwnie to brzmi

Słyszałam gdy nadchodzi

I puka do naszych drzwi

Pociąg którym pędziłam

W ciemności zatrzymała

Płacz głupia! — drwiąco rzekła

Matczyne serce zabrała

Krzyczałam by oddała

Że nie ten czas nie pora

Lecz ona nie słuchała

Wstrętna paskudna zmora!

Nienawiść wielką poczułam

W kajdany zaplątana

I nagle ona wróciła

W oczy moje spojrzała

Swym chłodem otuliła

Policzki me objęła

Kiedy tchu mi zabrakło

Do ucha wyszeptała

Umarłych ja zabieram

Ja jestem Biała Dama

Prowadzę ich w krainę

Do wiecznej szczęśliwości

Czemu głupia Ty płaczesz?

Ten świat jest tylko cieniem

Łzy możesz tu wylewać

I prosić o przebaczenie

Nienawiść swoją schowaj

Zakop w ciemnej krainie

I patrz wysoko w Niebiosa

Gdzie siła moja ginie.

Nadzieja

Aż w końcu umarła i ona

Nadzieja w którą wierzyłam