Apokalipsa - Maya Szymańska - ebook

Apokalipsa ebook

Maya Szymańska

0,0

Opis

Daj się zanurzyć w świecie demonów, Egzekutorów i zjawisk, które dalece wymykają się racjonalnemu postrzeganiu świata. „Apokalipsa” to 4 tom historii Alicji — ostatniej wiedźmy i przywódczyni trzynastu morderców w walce, w której świat ma spłonąć. Lektura dla tych, którzy nie boją się zajrzeć do najczarniejszych zakamarków ludzkiej duszy. Odważysz się zobaczyć prawdziwą apokalipsę? Uwaga! Książka przeznaczona tylko dla pełnoletnich czytelników.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 659

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maya Szymańska

Apokalipsa

© Maya Szymańska, 2024

Daj się zanurzyć w świecie demonów, Egzekutorów i zjawisk, które dalece wymykają się

racjonalnemu postrzeganiu świata. „Apokalipsa” to 4 tom historii Alicji — ostatniej wiedźmy i

przywódczyni trzynastu morderców w walce, w której świat ma spłonąć. Lektura dla tych, którzy nie boją się zajrzeć do najczarniejszych zakamarków ludzkiej duszy. Odważysz się zobaczyć prawdziwą apokalipsę?

Uwaga! Książka przeznaczona tylko dla pełnoletnich czytelników.

ISBN 978-83-8369-353-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wszystko się zmieniło

Minął już rok, od kiedy rozprawili się z mafią. Dwanaście miesięcy, pięćdziesiąt dwa tygodnie, dokładnie trzysta sześćdziesiąt dwa dni. Sky dobrze zapamiętała tamtą datę. Nie dlatego, że po raz pierwszy zobaczyła śmierć innego człowieka, ani nie dlatego, że sama się do niej przyczyniła. Ten dzień wyrył się w jej pamięci, ponieważ zmienił wszystko. Ten dzień zabrał jej Alicję.

Mieszkali dalej razem, Czarny Kot działał tak dobrze, że stał się znany w odpowiednich kręgach na całym świecie. Uprowadzony Rusek przysiągł nigdy więcej nie wejść Alicji w drogę w zamian za wolność. Sukinsyn odbudował cały interes swojego poprzednika i sam wszedł z wiedźmą w układ. Wszystkie talenty ze Sky włącznie znalazły się pod ochroną Dymitra. Było to użyteczne. Został w końcu… odpowiednio uwarunkowany. Piromanka nie mogła też powiedzieć, że nie zżyli się, nie zgrali, nie stworzyli jednej, wielkiej, patologicznej rodziny. Nie mogła tego powiedzieć. Żyło im się dobrze. Jak pączki w maśle, czy jak to się tam mówi. Był tylko jeden problem, którego inni zdawali się nie dostrzegać. Alicja się zmieniła. Właściwie to już chyba nawet nie była jej Alicja.

Zmiany były subtelne i nie nastąpiły z dnia na dzień, ale Sky je widziała. Widziała, jak zachodziły, jak kształtowały na nowo osobowość wiedźmy. Robiła dokładnie to samo i wciąż celebrowała dokładnie te same, prywatne rytuały, ale była w tym subtelna różnica. Jakiś rodzaj dostojeństwa, którego tam wcześniej nie było, wyrafinowania, na jakie nigdy nie umiała się zdobyć. Śmiała się i żartowała, ale gdzieś głęboko w środku niej panował wieczny chłód. Nie podobało się to piromance ani trochę.

— Jeśli będziesz mi się tak przyglądać choćby minutę dłużej, to jestem gotowa przysiąc, że w końcu uda ci się przeszyć mnie wzrokiem i padnę martwa na podłogę — powiedziała spokojnie Alicja, czytając książkę.

— To ci nie grozi — odpowiedziała Sky i westchnęła ciężko.

Już to przerabiały, już o tym rozmawiały i już była zapewniana, że wszystko sobie uroiła, ale ona wiedziała. Wszyscy mogli być ślepi, ale ona widziała to aż nazbyt wyraźnie. Ona i Trzynasty. Dziwne, że to w nim właśnie znalazła sojusznika. Musiało się taka stać, powiedział jej kiedyś. Nic więcej nie dodał, nic więcej nie wyjaśnił, ale też i nie musiał. Sky nie zrozumiałaby zawiłych tłumaczeń, ale paradoksalnie potrafiła wszystko pojąć na niepojętym dla niej samej poziomie emocjonalnym. Alicja straciła swój wewnętrzny ogień palący ją od środka. Stała się stalą, stała się opoką dla pozostałych. Stała się ich przywódczynią. Sky to rozumiała. Potrzebowali jej właśnie takiej, więc się dla nich zmieniła. To jednak nie zmieniło faktu, że Sky tęskniła. Tęskniła za Alicją, która się na nią wściekała, która się gubiła we własnych lękach, która nie wiedziała, dokąd iść, ale zawsze robiła dobrą minę do złej gry. Tęskniła za Alicją, która była człowiekiem. To po niej nosiła żałobę. Po jej Alicji.

Codzienność

To był piękny, słoneczny dzień, jeden z pierwszych naprawdę ciepłych. Alicja przejrzała kalendarz, skrzywiła się lekko, po czym spojrzała na Sky i skrzywiła się jeszcze bardziej.

— Czy ja mam twarz gównem wysmarowaną, że mi się tak przyglądasz?

Sky bez słowa odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z gabinetu wiedźmy. Alicja pokręciła głową, wracając do przeglądania grafiku.

— Ona jedyna dostrzega prawdę — szepnął jej prosto do ucha albinos.

Wiedźma odłożyła kalendarz, po czym spojrzała na białowłosego mężczyznę.

— Trzynasty, miej litość — powiedziała spokojnie.

To zabawne, ale nie mogła sobie przypomnieć, kiedy i dlaczego zaczęli go tak nazywać. To imię, czy raczej pseudonim, pasowało do niego w takim samym stopniu, jak do niej sławna „Al”. Te imiona były symbolami, choć nie do końca rozumiała, co niby mają one oznaczać. Trzynasty powiedział jej kiedyś, że to wiadomość, którą zrozumieją tylko ci, do których jest skierowana. Nie dopytywała. Ważne, że miało to sens, a reszta jakoś jej nie obchodziła.

— Wpadłem powiedzieć ci, że kapłanka ma w pokoju cztery kruki. — Mrugnął do niej, po czym niby nigdy nic wyszedł z pokoju.

Rozmowy z nim były coraz dziwniejsze, ale do wszystkiego szło przywyknąć. Do wszystkiego. Ruszyła przed siebie, zastanawiając się, gdzie po drodze zgubiła całą złość.

***

Bliźniaczki stawiały karty komuś, kto słono za to płacił. Jego pytania były jednak nudne i bez polotu. Nie musiały nawet korzystać z talii, by móc na nie wszystkie odpowiedzieć. Wystarczyło na niego popatrzeć, a potem dodać dwa do dwóch.

— Zdradza cię od roku…

— …z twoim asystentem — odpowiedziały znudzone, wykładając kolejne karty. — Już niebawem…

— …zajdzie z nim w ciążę, ale…

— ...nie odejdzie od ciebie. Zrobi to dopiero…

— ...gdy uznasz jej dziecko.

— Co za suka! — krzyknął wściekły klient.

Nie odpowiedziały na to nic. W końcu to, co widziały w kartach, to jego liczne zdrady, nie jej.

— Coś jeszcze? — spytały, jednocześnie patrząc z utęsknieniem na zegarek.

— A co będzie z projektem, nad którym aktualnie pracuję? Czy…

— Za dwa dni…

— …zostanie przydzielony komuś innemu. Wtedy…

— …upadnie.

— Co?! — wrzasnął na całe gardło i natychmiast zrobił się czerwony na twarzy. — Jak?! Dlaczego?! Komu?!

I tak bez końca od godziny. Czy ona wczoraj doszła, czy jutro zgodzi się na seks analny, czy stażystka ma na mnie oko, czy jutro spadnie śnieg, czy samolot się opóźni… Głowy im już od tego pękały, ale instrukcje Al były jasne, więc czy im się to podobało, czy nie, każdy dostawał to, za co płacił, a one naprawdę potrzebowały tych nowych bucików za trzydzieści tysięcy.

— No, a czy…

— Czas…

— …minął — powiedziały, z ulgą wskazując zegarek.

Niechętnie, ale wyszedł. Gdy zamknęły się za nim drzwi, dziewczyny odetchnęły z ulgą.

— Idiota — warknęły jednocześnie.

— Pyta…

— …o wszystko, ale nie spyta…

— ...czy dożyje jutra. Kretynowi…

— ...dobrze tak.

Pokiwały głowami z zadowoleniem. W czasie, gdy zalewał je kretyńskimi pytaniami, one sprawdziły w kartach to, co naprawdę było ważne. Facet będzie miał dziś śmiertelny wypadek i koniec. Nic więcej i tak nie ma znaczenia. Mogły mu mówić, co im się podobało. To nic nie zmieni, skoro nie dożyje jutra.

Z zadowoleniem oczyściły karty, po czym rozłożyły je szybko. Miały tylko kwadrans, nim przyjdzie kolejna osoba.

— Och! — wyrwało im się jednocześnie. — To nie jest dobry znak.

Zebrały pośpiesznie karty i ponownie je przetasowały, wykładając ostrożnie jedna przy drugiej. Jęknęły, widząc, że odpowiedź jest jasna i precyzyjna.

— Dlaczego?! — krzyknęły, szczerze zrozpaczone. — Nie potrzebujemy dodatkowych treningów! Ani pracy w brudnym terenie!

Kładły karty dalej, aż nagle zniknęły marsowe miny, a obie bliźniaczki wybuchły perlistym śmiechem. Do pokoju wszedł zaniepokojony Cień.

— Nie właź jak do siebie! — krzyknęły, ale nawet jego grubiaństwo nie mogło zepsuć im dnia.

— Komu z nas cegłówka zleci na łeb, że się tak cieszycie? — spytał przyglądając im się podejrzliwie.

Nie odpowiedziały, ale zamiast nich odpowiedział mu dziki wrzask kapłanki.

***

Kapłanka darła się, jakby obdzierano ją ze skóry. Alicja po prostu stała w drzwiach, nic nie robiąc drugiej kobiecie, o nic nie pytając, nic nie mówiąc. Stała i patrzyła wymownie na ptaki uwięzione w niewielkiej klatce.

— One są mi potrzebne! — wrzeszczała kapłanka.

Do pokoju wpadli pozostali, z Yoko na czele. Gdy uzdrowicielka zobaczyła zwierzaki, od razu cofnęła się o krok i założyła ręce na piersi.

— Nie odbierzecie mi ich! Ja ich potrzebuję! POTRZEBUJĘ! — wrzeszczała kapłanka.

Szaman bez słowa podszedł do okna, otworzył je na oścież, potem uchylił drzwiczki klatki i wypuścił niewolników.

— Nie! — wrzasnęła kapłanka, ale nie wykonała żadnego gestu, nie rzuciła się, by powstrzymać swojego towarzysza. — Nawet nie wiecie, co planowałam z nimi zrobić! Nie mieliście prawa!

Alicja wymownie spojrzała na przygotowany nóż i czarkę na krew.

— To tylko akcesoria — powiedziała nagle skruszona. — Tło, gadżety czy jak tam chcecie to sobie nazwać.

Okno zostało zamknięte, a Alicja wyszła bez słowa. Później się tym zajmie. Teraz miała klienta.

***

Michaił słyszał krzyki. Nie zwrócił na nie większej uwagi z dwóch powodów. Po pierwsze wiedział, co kapłanka ma w pokoju, a po drugie przyjmował właśnie klienta na kozetce.

— …widzę ją. Siedzi zapłakana przy kuchennym stole. Chyba coś jej zrobił, ale nie jestem pewien — mówił pełnym napięcia głosem zahipnotyzowany mężczyzna.

Michaił słuchał uważnie. Nagle głos się zmienił.

— Przekaż wiedźmie, że kropla wywołała fale docierające do dalekiego krańca akwenu.

Rosjanin zamrugał, po czym natychmiast spisał słowa.

— Zrozumie? — spytał sceptycznie.

— Bez znaczenia. Jej opiekunowie zrozumieją.

Michaił gwizdnął cicho, ale szybko przypomniał sobie, o co chciał spytać tajemniczy głos.

— Prowadzę z nią sesje, choć trudno nazwać to sesjami. Czy…

— Musi odzyskać utraconą wiedzę w możliwie najmniej inwazyjny sposób.

— To znaczy?

— Bez odzyskiwania całej pamięci, łamania pieczęci nałożonych w Niebie i zabijania wszystkich dookoła.

— Ano tak — przyznał hipnotyzer, kiwając głową ze zrozumieniem.

Gdy w grę wchodziła Alicja, niemal nic go nie dziwiło i niemal nic go nie szokowało. Dewastowanie otoczenia myślą? Oczywiście. Przymuszanie kogoś do samobójstwa? Dlaczego nie. Odpalanie papierosa palcami? Pewnie.

— Dobrze sobie radzicie. Nie zgubcie tylko odpowiedniego tempa.

Michaił pomyślał o Trzynastym i zadrżał lekko.

— Bez obaw. Mamy tu specjalistę od takich spraw.

Głos odszedł. Michaił dokończył sesję bez żadnych przygód więcej.

***

Alicja weszła do pokoju, w którym czekał na nią Dymitr. Przywitała się z nim, po czym usiedli naprzeciwko siebie i, nic nie mówiąc, obserwowali się czujnie. Dymitr nie wytrzymał tej przytłaczającej ciszy po pierwszych trzech minutach.

— Nie spytasz mnie, z czym do ciebie przyszedłem?

— Po co? W końcu sam mi powiesz.

Słysząc taką odpowiedź, pokręcił niechętnie głową.

Włodek miał zwyczaj sprowadzania Alicji do siebie, gdy tylko naszła go taka ochota. Dymitr bał się wiedźmy. Wiedział, że tej kobiety nie da się zastraszyć ani nie da się kontrolować. Korzystał z jej usług tylko w najbardziej naglących i najcięższych przypadkach. Dziś niestety nadszedł jeden z takich dni.

— Dwójka z moich ludzi zaginęła — powiedział, ale wiedźma nie podjęła tematu, tylko wciąż cierpliwie mu się przyglądała. Niechętnie dodał: — Oddelegowanych do chronienia waszego domu.

Nie wyglądała na zaskoczoną. Dymitr nie był pewien, czy tę kobietę w ogóle da się zaskoczyć. Jeszcze rok temu… Nieważne. Sam się do tego wszystkiego przyczynił, więc co za różnica, jaka teraz była?

Wiedźma nagle wstała, podeszła do drzwi, po czym zawołała kogoś cicho. Do pokoju wszedł mężczyzna, na którego mówiono Cień. Dymitr wiedział, że to jej prawa ręka. Skinął mu głową na powitanie, tamten odpowiedział w ten sam sposób. Alicja powiedziała jedno słowo, którego Dymitr nie dał rady wyłapać. Cień natychmiast wyszedł z pokoju. Zapewne posłała po bliźniaczki, pomyślał, nie wiedząc, czy ufa temu dziwnemu duetowi.

Nie minęła minuta, jak do pokoju weszła drobna blondynka w ślicznej, rozkloszowanej sukience. Chyba nazywano tę osobę pensjonariuszką. Dziewczyna spojrzała na mężczyznę, po czym zarumieniła się i, zawstydzona, spuściła wzrok. Dymitr ledwie ją poznał. To była ta, o której myślał dawno temu, że wiedźma ją zabiła.

— Gizela, muszę porozmawiać z twoim przyjacielem — powiedziała Alicja.

— Um… on… bo… ja… — Blondynka zaczęła się plątać.

— Wyłaź, sukinsynie, bo nie mam czasu na te bzdury — poleciła wiedźma znudzonym głosem.

Dymitr zmarszczył lekko brwi. Nagle ciałem dziewczyny wstrząsnęły jakieś dziwne dreszcze, potem wygięła się nienaturalnie, aż wreszcie jej twarz przybrała wyjątkowo nieprzyjemny wyraz.

— Czego ode mnie chcesz, łajzo? — spytał demon siedzący w dziewczynie.

Mężczyzna wzdrygnął się, ale natychmiast nad sobą zapanował. Nie wierzył, gdy jego ludzie mówili, że blondynka prawdopodobnie zabiła już około trzydziestu osób. Jak? Taka drobna? Teraz jednak, widząc jej dzikie oczy, był w stanie w to uwierzyć bez większego problemu.

— Łajzo? — spytała z niedowierzaniem wiedźma.

Jak ona mogła pozostawać taką spokojną w obliczu tego… czegoś?

— Zabroniłaś mi się nazywać dziwką i kurwą, to jak mam do ciebie mówić?

— Możesz zacząć od „proszę pani”.

— Twoje niedoczekanie, łajzo — warknął demon i w tym momencie upadł, jakby ktoś uderzył go z całej siły w brzuch. — Prze...praszam… proszę… pani.

— Tak lepiej. A teraz wstawaj z kolan, Igor.

— Nie… jestem…

— Zaginęli ludzie Dymitra — powiedziała chłodno wiedźma.

Demon przez chwilę oddychał ciężko, po czym powoli podniósł się z ziemi.

— Nie za dużo masz mocy? Tatuś nie mówił, żebyś nią nie srała na lewo i prawo? — Demon wycedził, wściekły, ale natychmiast się opamiętał i dodał: — Ja nic z nimi nie zrobiłem.

— A kto zrobił?

— Nie mam oczu dookoła głowy. Jeśli…

— Dowiedz się do wieczora.

— Nie będziesz mi…

— To wynoś się z Czarnego Kota. Nie potrzebuję tu żadnych cholernych pasożytów. Skoro nic nie robisz, to…

— Daj mi czas do rana. Zupełnie jakbyś nie miała sztabu swoich ludzi. Na chuj ci oni, jeśli wysyłasz i tak mnie? — warknął Igor, wychodząc z pokoju.

Alicja bez słowa zamknęła za demonem drzwi, po czym podeszła do biurka i wzięła do ręki telefon. Nim wybrała numer, aparat sam zadzwonił. Z kimś przez chwilę rozmawiała. Niecałe trzy minuty później weszła do pokoju piękność w ognistoczerwonych włosach i w dopasowanej, granatowej sukience.

— Bliźniaczki są zajęte, ale ja się tu przydam — powiedziała tamta.

Amelia, przypomniał sobie błyskawicznie Dymitr. Widząca przeszłość. Nie czekając na to, co kobieta mu powie, sięgnął do kieszeni i wyjął talię kart należącą do jednego z jego ludzi. Widząca przeszłość wzięła je ostrożnie do ręki, po czym przymknęła oczy. Przez chwilę siedziała w ciszy, po czym niechętnie uniosła powieki i spojrzała bez słowa na wiedźmę. Cokolwiek zobaczyła, nie było to nic dobrego.

— Mów — poleciła jej wiedźma.

Amelia spojrzała na Dymitra, po czym westchnęła cicho.

— Obaj nie żyją — powiedziała wreszcie.

— Jak? — spytał Dymitr, dziwiąc się własnemu spokojowi.

— Strzał w tył głowy.

— Kto?

— Mężczyzna w ciemnym płaszczu. Miał na palcu taki sam sygnet jak ty. Była noc, więc nie widziałam go zbyt dobrze.

— Sygnet — powtórzył głucho Dymitr.

Zacisnął dłonie w pięści. Sygnet oznaczał, że zabił ich ktoś od niego, albo ktoś, kto podszywał się pod jednego z jego ludzi. Ciemny płaszcz niewiele mówił. Spojrzał prosto w oczy Amelii, a ta uśmiechnęła się przepraszająco. No cóż. Taka informacja była i tak cenna. Teraz wiedział przynajmniej, od czego zacząć.

— Nie jestem w stanie powiedzieć ci wiele o zabójcy, bo to nie jego rzecz, ale daj mi jeszcze chwilę.

Kobieta znów przymknęła oczy. Alicja w tym czasie położyła jej delikatnie dłoń na ramieniu. Dymitr mógłby przysiąc, że włoski na całym ciele nagle stanęły mu dęba, jakby tuż obok znajdowało się źródło potężnej energii.

— Ciało właściciela sygnetu leży zakopane niezbyt głęboko pod skręconym, uschniętym drzewem w pobliskim lesie. To drzewo, które lokalni nazywają drzewem wiedźmy. Jedź główną na zachód, tam miń dwa zjazdy i trzy miejsca, w których mógłbyś się zatrzymać na dłużej. Stań w czwartym, ukrytym za dużym świerkiem. Zatrzymaj się, a potem idź ścieżką wydeptaną w głąb lasu jakieś piętnaście minut. Potem skręć w lewo. Nie jestem dobrą nawigatorką, ale dróżka jest dość wyraźna. Drzewo zobaczysz po kolejnych piętnastu minutach. Tam znajduje się miejsce, w którym ziemia została przekopana…

— A co jeśli… — Zaczął Dymitr spokojnie, na co kobieta odpowiedziała mu tylko:

— W takim razie szukaj gałęzi rosnącej w dół. Pod nią jest ciało. Widzę, jak je zakopują. Jest ich tam czwórka. Nie używają swoich imion, ale… Jednemu coś się wymsknęło. Mówi, że jeśli pójdziesz z tym do nas, to nie wymkną się wiedźmie. Reszta też się boi, ale zbywają go śmiechem. Mówią, że przesadza. Munio. Nazwali go Munio.

Dymitr zerwał się na równe nogi. Munio. Cholera jasna!

— Jak on wygląda? — spytał, nie kryjąc rozgoryczenia.

— Ma bliznę przy nosie i…

— To Munio — warknął Dymitr, siadając ciężko w fotelu.

— Znajdź ciało i przynieś coś z grobu, a powiem ci wszystko ze szczegółami.

Skinął głową. Amelia pożegnała się i wyszła. Wiedźma usiadła naprzeciwko niego.

— To kuzyn Włodka. Nie chciałem go przyjmować, ale…

— Chcesz, żeby bliźniaczki postawiły ci jutro karty? — spytała Alicja obojętnie.

— Nie — odpowiedział cicho. — Wiem, co powinienem wiedzieć, a resztą zajmę się osobiście. Dziękuję za pomoc. Jeszcze dziś wyślę kogoś z pieniędzmi.

— Jeśli potrzebujesz jakiegoś wsparcia i…

— Nie. To moi ludzie i muszą wiedzieć, że takimi sprawami mogę zająć się osobiście.

Skinęła głową. Rozumiała go. To dziwne, ale miał wrażenie, że ze wszystkich ludzi na świecie ona jedna naprawdę wiedziała, o czym mówi. Z drugiej strony prowadziła to dziwne miejsce. Czy ono różniło się aż tak bardzo od biznesu Dymitra? Mężczyzna przypomniał sobie płomienie i strzały, a potem ciszę. Nie, nie różniło się aż tak bardzo. No, może poza tym, że on swoim ludziom musiał kupić broń i naboje, ona mogła za to wypuścić hordę demonów z samego dna piekieł.

Do pokoju wszedł Cień. Podał Alicji jakąś kartkę. Ta przeczytała ją, po czym skinęła i pozwoliła mu odejść. Nim prawa ręka wiedźmy zniknął za drzwiami, odwrócił się po raz ostatni, spojrzał na Dymitra, po czym spokojnie powiedział:

— Nie otwieraj drzwi, gdy zegar zacznie bić, a telefon dzwonić. On będzie czekał z bronią w środku.

— Jakich drzwi?

— Gdy zabije zegar, zrozumiesz. Szkoda czasu na tłumaczenia — powiedział Cień i wyszedł.

Dymitr podrapał się po policzku i po chwili zrezygnował z zadania reszty nurtujących go pytań.

***

Wiatr słuchał kapłanki w milczeniu. Kłócenie się z nią w tym stanie i tak mijało się z celem. Cieszył się tylko z jednego — wiedźma się zmieniła, nie była już tak porywcza. Gdyby nie to, kapłanka zapewne miałaby już kilka kości poważnie połamanych. Z drugiej jednak strony ten sam spokój był też niebezpieczny. Nie krzyczała, nie denerwowała się, nie mściła się od razu. Cierpliwie czekała, miała czas przemyśleć wszystko, poukładać sobie w głowie. Jej kary stały się o wiele bardziej bolesne, choć nie w sensie fizycznym. No cóż, tak jednak musiało być. Tak mówiły mu duchy jego przodków.

— …więc nie wiem, w czym problem. To tylko głupie ptaki. Zabiliśmy ludzi, a ona robi aferę o ptaki. Możesz mi to wyjaśnić? — spytała wściekła kapłanka.

Wiatr przemyślał wszystko spokojnie i uznał, że w tym wypadku przydałoby się jednak kilka połamanych kości. Albo igła i nić w celu zaszycia czyichś ust.

— Już ci tłumaczyła. Śmierć przyciąga śmierć, a moc pozyskana z zabijania jest jedynie ułamkiem tego, co ona sama może ci w dowolnej chwili przekazać.

— Tak, ale ja się param voodoo. W to wpisana jest śmierć. Moi bogowie…

— Ona ich pożarła — przypomniał mało subtelnie Wiatr.

— No i co z tego? Jeśli ktoś przychodzi do kapłanki, to oczekuje, do cholery, krwi! To są elementy składające się na całe, wielkie show! Jak może zabijać ludzi, a potem mieć problem…

— Więc zabijaj ludzi, ale nie zwierzęta — przerwał jej ostro Wiatr. — Wiedźma przyswoiła sobie trudną lekcję, której ty nie umiesz pojąć. Ona nie zabija tych, których uznaje za niewinnych.

— Skąd możesz to niby…

— Bo słucham jej uważnie. Do tego niepotrzebne są żadne moce.

Kapłanka zamrugała, zaskoczona, ale nie powiedziała już nic. Wiatr podziękował duchom swoich przodków za tę cudowną ciszę.

***

Dymitr został sam w pokoju z Alicją. Było w tej całej sytuacji coś niewłaściwego. Nie chodziło oczywiście o nic zdrożnego, ale… Po prostu. Miał wrażenie, że siedzi naprzeciwko istoty, którą tylko jeden krok dzieli od stania się bogiem. Gdzieś głęboko w środku, choć wiedział, że to bzdura, czuł, że nie jest godzien patrzeć na nią, siedząc spokojnie.

— O czym jeszcze chciałeś porozmawiać? — spytała spokojnie wiedźma.

Zawahał się. Kiedy tu wchodził, był pewien, że robi słusznie. Teraz, gdy przyszedł właściwy moment, by załatwić pewne sprawy, nie był już wcale taki pewien swego.

— Chodzi o dość delikatną sprawę. — Umilkł na dłuższy moment.

— Mam wezwać jakiś inny talent? — spytała obojętnie.

Pokręcił głową.

— Nie. Nie trzeba. Ja…

— Mogę ci pomóc pozbyć się wznowy, Dymitr, ale to znowu będzie bardzo, bardzo nieprzyjemne. Yoko ci to załatwi niemal bezboleśnie. To ona u nas jest uzdrowicielką.

— Ja… Nie. To nic. Może boleć — powiedział, uśmiechając się niepewnie do siebie.

Domyślał się, że będzie wiedziała, ale gdzieś głęboko jednak liczył na to, że ją zaskoczy.

— Boisz się, że ktoś poza mną się dowie? Czarny Kot nie puszcza w obieg tego typu informacji. Poza tym jeśli wierzysz, że tylko ja to dostrzegłam, to się mylisz. Yoko minęła cię kilka dni temu na mieście. Mówi, że poza wznową pojawiają się powoli kolejne ogniska. Tym razem płuca i wątroba. Ja mogę ci to wyleczyć, ale ona może cię uzdrowić tak, żebyś więcej nie zachorował. Przemyśl to.

Zbladł. Niepewnie dotknął swojej klatki piersiowej. Nie był pewien, co przeraziło go bardziej — informacja o nowych ogniskach nowotworu czy fakt, że Yoko wystarczyło kilka sekund, gdy mijali się na pasach. Kim, do cholery, oni wszyscy są?

— Może… nie wiem. Słyszałem, że do twojej uzdrowicielki są długie kolejki, a poza tym…

— Cień wpisał cię na dziś. Wiedział, z czym przyjdziesz.

Dymitr zacisnął pięści, aż pobielały mu kostki.

— Dużo wiecie…

— Tym się zajmujemy.

Zmusił się do rozluźnienia, a potem spróbował odsunąć od siebie cały szereg lęków i obaw. Gdy to zrobił, znalazł odpowiedź, która ani trochę mu się nie podobała. Zacisnął zęby.

— Niech będzie twoja uzdrowicielka — powiedział cicho.

Alicja skinęła głową, po czym dała mu znak, by poszedł za nią.

***

Sky piła samotnie kawę w kuchni. Wszyscy pracowali, więc nie miała nawet z kim porozmawiać. Poza tym do ich domu przyszedł tamten facet. Nie podobało jej się to. Wiedźma zapewniała z Michaiłem, że sprawa jest załatwiona, że wszystko jest pewne. Nie wierzyła im. Nie ma na świecie rzeczy pewnych. Żadna obietnica nie jest świętą.

Do pomieszczenia wszedł albinos. No tak. Sky prychnęła cicho pod nosem. Wszyscy zawsze pracowali — poza nią samą i albinosem. Nic dziwnego. Talent żadnego z nich nie był zbyt użyteczny.

— Dziś też wolne? — spytała zaczepnie.

— My, którzy umiemy tylko niszczyć, nie jesteśmy rozchwytywani, prawda? — odpowiedział spokojnie.

Wzdrygnęła się lekko. Czasem zastanawiała się, czy inni coś wiedzą o jej prawdziwym… talencie. Wątpiła, bo nikt nic o tym nie mówił, nikt nic nie komentował. Wiedziała wiedźma i tyle wystarczyło. No cóż. Teraz dowiedziała się, że wie też albinos.

— Myślisz, że długo dziś będą pracować?

— Zależy, o kogo pytasz.

Zaczął robić sobie kawę. Jakoś to do niego nie pasowało. Był tak dziwny i obłąkany, że nie powinien móc pić takiej zwykłej, przeciętnej kawy. Sky obserwowała go z fascynacją. Dosłownie nie mogła oderwać od niego wzroku, a mimo tego nawet nie zauważyła, gdy kubek został napełniony.

— Masz dziwną minę. Czy to wina samego napoju, czy nagle zauważyłaś, że jestem albinosem? — spytał uprzejmie.

— Pieprz się — odpowiedziała równie uprzejmie Sky.

— Ależ wy jesteście dziś dla siebie mili. — Usłyszeli na to wszystko głos Powiązań.

— Pytał cię dziś ktoś o zdanie? — spytała Sky.

Nie chciała być opryskliwa. To wychodziło jakoś samo z siebie. Im bardziej się denerwowała, tym gorsza stawała się w kontaktach z innymi. Na ogół przysparzało jej to wielu wrogów, ale nie w tym domu. Tutaj każdy miał gdzieś jej próby obrażenia ich na wszystkie sposoby.

— Nie martw się. Wiem, że nie masz żadnego żalu do mnie, a po prostu boisz się o Alicję. Nie ufasz w zapewnienia Michaiła. To rozumiem, ale nie ufać słowu wiedźmy? Myślałam, że znasz ją najlepiej z nas wszystkich.

Sky nic na to nie odpowiedziała. Może i tak. Może i znała ją najlepiej, ale to już czas przeszły. Od kiedy wiedźma się zmieniła, Sky nie była już niczego tak pewna.

Do pomieszczenia wszedł Igor. Nietrudno się pomylić, gdy obnażał tak ochoczo zęby i warczał na wszystko dookoła niczym rozjuszona bestia.

— Kiedy te wasze pojebane bliźniaczki będą wolne? — wysyczał pytanie.

— Nie pomogą ci — odpowiedziała Powiązania. — W imię dobrej zabawy. Od roku tylko czekają, żeby cię w końcu wiedźma rozsmarowała po ścianie.

— Pierdolone, w dupę jebane kurwy z cukrem zamiast mózgu. Kto inny pomoże mi wytropić ludzi Dymitra?

— A jacyś zaginęli? — spytała Powiązania.

— Ano.

Albinos roześmiał się na całe gardło. Nikt nie pytał, co jest w tym wszystkim takie zabawne. Jego logika pozostawała i tak nieuchwytna, więc po co tracić czas?

— Wydaję mi się, że Al już to załatwiła. Amelia była w jej pokoju — zauważyła Powiązania.

Igor bez słowa odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku pokoju tej, która widziała przeszłość.

— To może mu się nawet udać — stwierdził z rozbawieniem albinos.

— Faktycznie. Amelia się go panicznie boi, więc pewnie powie mu wszystko, byle tylko się go pozbyć.

Pokiwali w zamyśleniu głowami, potem każde poszło w swoją stronę. Sky znów została sama. Kobieta westchnęła cicho, po czym podrapała się nerwowo po głowie. Jak oni mogli być, do cholery, tak spokojni?

***

Wiedźma siedziała w swoim gabinecie, gdy nagle uniosła głowę znad czytanej książki i powiedziała:

— Michaił, wejdź na chwilę.

Przechodzący obok mężczyzna momentalnie się zatrzymał i niepewnie rozejrzał dookoła. Wiedział, jak ona to robiła. Czysto technicznie potrafił to pojąć, ale ilekroć stosowała te swoje sztuczki, ciarki przechodziły mu po plecach.

Wszedł do gabinetu Alicji, niepewnie zamknął za sobą drzwi, po czym spytał:

— Coś chciałaś?

— Dymitr. Gdy wychodził, sprawdziłeś go?

— Tak, jak powiedziałaś. Wszystkie blokady działają, a nakazy są w mocy. Jest nasz.

— Cieszę się. Trzynasty?

Do pokoju wszedł szeroko uśmiechnięty albinos.

— Michaił, możesz odejść. Trzynasty, mam dla ciebie zadanie.

Mężczyzna pomachał hipnotyzerowi na pożegnanie, po czym odchylił głowę mocno do tyłu i westchnął ciężko. Alicja uniosła pytająco brwi, ale jak zwykle nie doczekała się żadnej odpowiedzi. Nie marnując więcej czasu, oznajmiła:

— Mam zlecenie dla kapłanki. To podziękowanie za złamanie danego mi słowa. Dopilnuj, by je wypełniła.

Bez słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł. Nie musiała mu nic więcej tłumaczyć ani o nic więcej prosić. Nawet wiedźmie ten fakt wydał się przerażający.

***

Kapłanka siedziała sama w pokoju. Wiatr wyszedł, a ona niepewnie przyglądała się rozrzuconym kościom. Tego wiedźma jej nie zabroniła. Nie miała też najmniejszego problemu ze znoszeniem do ich domu ciał zwierząt, jak długo kobieta nie wiązała ich dusz ani nie doprowadziła osobiście do ich zgonu.

— Suka zawsze wie, że ją okłamałam — warknęła, przypominając sobie nagle, jak pewnego dnia postanowiła oszukać Alicję.

No cóż. Nie był to dobry pomysł. W jakiś sposób ta od razu wiedziała. Nawet dobrze nie spojrzała na kapłankę, a już uderzyła w nią swoją mocą i zwaliła na kolana. To nauczyło kapłankę skutecznie, aby nie zabijać żadnych zwierząt. Ptaki, które wypuścił Wiatr, były jedynie testem. Chciała sprawdzić, czy wiedźma się zorientuje. No cóż, zorientowała się błyskawicznie. Oznaczało to tylko, że bariery nałożone na pokój nie były tak dobre, jak przypuszczała. Będzie musiała je dopracować. Zajmie się tym, jak tylko odbędzie swoją karę, bo że takowa zostanie wymierzona, to kapłanka była wręcz pewna.

Ktoś zapukał do jej drzwi. Nie mogła odgadnąć kto, więc opcje zostały tylko dwie — albo sama wiedźma, albo ten cholerny albinos. W każdym innym wypadku zaklęcia zdradziłyby tożsamość gościa. Kobieta niechętnie podniosła się z zajmowanego krzesełka i poszła wpuścić tego, kto śmiał zakłócać jej chwilę spokoju.

— W czym mogę ci pomóc? — spytała grzecznie, widząc włosy białe jak śnieg.

— Dymitr ma problem. Nasza wspaniała kukiełka pragnie, abyś dopilnowała rozwiązania tego problemu.

— Czemu ty prawie nigdy nie używasz jej imienia? — spytała kapłanka, nieszczególnie dbając o to, co właśnie powiedział jej gość.

— Czasem nazywam ją po imieniu — oburzył się albinos, ale szybko znudziło mu się utrzymywanie marsowej miny, więc roześmiał się cicho do siebie.

— Nazywasz ją jej prawdziwym imieniem. Czemu nie tym, którym zwracają się do niej pozostali?

— Zapewne dlatego, że to nie jest jej imię.

— Ale…

Albinos spojrzał jej głęboko w oczy, a potem uśmiechnął się w tak okropnie smutny sposób, że kapłanka poczuła nagle ucisk w gardle. Nikt nie powinien patrzeć na innych w taki sposób. Nikt.

— Zajmij się tym, co masz do zrobienia, a ja zajmę się tym, na co mam ochotę — szepnął białowłosy, a jego głos stał się nagle zimniejszy od lodu.

Zadrżała. Nienawidziła tych jego przeskoków. Bez słowa poczekała, aż wyjdzie i zamknie za sobą drzwi. Odetchnęła z ulgą i już miała wrócić do swoich spraw, gdy nagle coś do niej dotarło. Cholera jasna! Idiota nawet nie powiedział, co ma właściwie zrobić!

***

Cień sprawdził kalendarz, po czym otworzył drzwi, wypuszczając do ich siedziby ostatniego klienta tego dnia. Zaprowadził go do Yoko, a odprowadził do drzwi Dymitra. Pożegnali się grzecznie, ale chłodno. Dymitr zapłaci stosowną kwotę w ciągu kilku godzin. Nie sprawiał żadnych problemów, ale to nie powinno nikogo dziwić. Był prawie tydzień warunkowany. Jego najwyższym priorytetem stało się utrzymanie pracowników Czarnego Kota przy życiu.

— Pamiętaj o drzwiach — powiedział na odchodnym Cień.

Dymitr skinął głową, a potem zniknął w mroku mroźnego wieczora.

— To koniec na dziś? — Usłyszał nagle głos wiedźmy.

— Tak. Został już tylko jeden klient u Yoko.

— Dobrze. W takim razie jadę do domu.

— Nie zostaniesz w swoim…

— Mam dom. — Wiedźma nie dała mu dokończyć.

Cień potaknął. Faktycznie miała swój dom. Wiedział o tym, ale lubił mieć ją blisko siebie. Była… gwarantem ich bezpieczeństwa.

— Miłego wieczoru — życzył wbrew sobie.

Dostrzegła jego brak szczerości, ale nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się tylko chłodno.

***

Sky słyszała podniesiony głos Amelii, a potem triumfalny okrzyk Igora. No cóż. Naprawdę liczyła, że widząca przeszłość nic nie powie temu idiocie, ale widać nie można mieć w życiu wszystkiego. Głupia Alicja też ostatnio niczego nie ułatwiała. Była inna, była zimna, była obojętna na wszystko i nie przejmowała się za nic zdaniem swojej współlokatorki.

— Głupia — szepnęła piromanka.

Skoro wiedźma nie potrafiła jej docenić, gdy miała ją na co dzień, to może jak ją straci, to przypomni sobie, jak wspaniałą była szczęściarą, że się w ogóle poznały? Może to był sposób? Tak. Postanowione. Nawet jak Alicja będzie się prosić, to Sky odmówi i zamieszka na stałe tutaj. W końcu przygotowano jej oddzielny pokój. Będzie tu spała, jadła, żyła…

— Jedziesz ze mną do mieszkania? — spytała wiedźma wchodząca do kuchni.

— Jasne — odpowiedziała natychmiast Sky, łapiąc za kluczyki swojego samochodu i biegnąc po kurtkę.

Miała problem z asertywnością. Wiedziała o tym.

Stal wykuta w ogniu jej duszy

Każdy kolejny dzień stawał się krokiem w jej drodze do końca ostatecznego. Wiedźma zdawała się jednak o tym nie myśleć. Skupiała się na samodoskonaleniu. Nielekarz cenił sobie postępy, jakie poczyniła, ale coś w jej metodycznym podejściu stało się przerażające.

— Jest taka jak jej mentorka — powiedział mu pewnego dnia Lis.

Miał rację i Nielekarz wiedział o tym doskonale, ale nie potrafił uciszyć głosu szepczącego mu uparcie do ucha, że dopuszczają się świętokradztwa.

Opanowuje technikę odzyskiwania wspomnień z pamięci należącej do pożartych dusz — zapisał na kartce papieru, po czym niechętnie dopisał osobistą uwagę: Staje się rozważna i oszczędna zarówno w działaniu, jak też w słowie. Kartka zniknęła chwilę później. Na odpowiedź nie musiał czekać długo. To, co pojawiło się tuż przed nim, było równie wymowne, co długi, bardzo długi list. Ciało było tak zmasakrowane, że nie sposób rozpoznać twarzy, ale część uniformu wystarczyła, by tożsamość trupa stała się oczywista. Egzekutor. Nielekarz zrozumiał.

***

Kapłanka miała podkrążone oczy i wydawała się nienaturalnie blada ze zmęczenia. Siedząca nieopodal Gizela wyglądała dużo lepiej, ale i na jej młodej twarzy pojawiły się oznaki skrajnego wyczerpania. Kierujący nią demon też miał swoje granice wytrzymałości. Wiatr był zafascynowany widokiem ziewającej dziewczyny, która spogląda na świat jednym okiem, podczas gdy demon zamyka drugie i próbuje spać.

— Cień, czy ona na pewno się tu dziś pojawi? — warknęła czarnoskóra kobieta.

— Tak.

— Jeśli twoje wizje…

— Nie próbuj mi grozić. Zresztą to nie były wizje, tylko rozmowa telefoniczna. Wiem, że ty się nie podetrzesz bez zaklęcia, ale ja jeszcze czasem po prostu pytam.

— Jak dojdę trochę do siebie, to zmyję ci ten kretyński uśmieszek z głupiego ryja własną krwią.

— Nie sądzę — odpowiedział obojętnie brunet.

Do pokoju weszła widząca przeszłość, po czym — gdy ujrzała Gizelę — momentalnie odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę, z której właśnie przyszła.

— Możesz zostać — szepnęła Gizela. — On śpi.

Amelia przyjrzała się uważnie dziewczynie, po czym niepewnie podeszła do blatu kuchennego i zaczęła robić sobie kawę.

— Cień. Gdzie jest wiedźma? — jęknęła ledwie trzymająca się na nogach kapłanka.

— Jedzie. Przestań się dopytywać.

To był spokojny dzień. Prawie nikogo dziś sobie nie umówili. Pieniędzy i tak im nie brakowało, a kolejki do Czarnego Kota stawały się wręcz absurdalnie długie, jeśli wziąć pod uwagę, jak niedługo byli na rynku.

— Swoją drogą mówiłem wam, że dzwonił do mnie ten wróż z telewizji? — zagadną Cień, by zmienić na chwilę temat. — Proponował pięć tysięcy za zdradzenie mu czegoś, co podbije mu oglądalność.

— Trochę mało — odpowiedziała Amelia. — Co na to bliźniaczki?

— Powiedziały, żeby poszedł się zabić, bo do niczego innego się nie nadaje.

— Och… — Amelia udawała zaskoczoną, ale cień uśmiechu skryty pod bardzo zbulwersowanym spojrzeniem nie dodawał jej wiarygodności. — Nieładnie z ich strony.

— Cień, gdzie jest wiedźma? — spytała jeszcze raz kapłanka.

— Kurwa, wyglądasz jak trup. Powiedziałem ci, że jedzie. Dopytywanie się niczego nie zmieni.

— Gdzie ona jest…

— Daj sobie spokój. Przyjedzie, to przyjedzie.

— Cień…

Do pomieszczenia weszła wiedźma. Przywitała się zdawkowo, po czym podeszła do Amelii i wyjęła jej z ręki kubek z kawą. Widząca przeszłość nie protestowała, tylko potulnie zaczęła przygotowywać następny napój.

— Sprawa Dymitra załatwiona. Udało mi się… — Zaczęła kapłanka, ale wiedźma machnęła jej obojętnie ręką.

Kapłanka była tak zmęczona, że w pierwszej chwili nie mogła za nic zrozumieć, co wiedźma miała na myśli, uciszając ją. Po chwili to do niej dotarło, ale potrzebowała dodatkowych kilku sekund, by zrozumieć, co to dokładnie oznacza.

— Nie obchodzi cię to?! — wrzasnęła, zrywając się na równe nogi i budząc tym samym Igora.

Alicja spojrzała na nią obojętnie, po czym spokojnie odpowiedziała:

— Od początku niewiele mnie to obchodziło. To sprawy Dymitra.

— To po chuja jasnego…?!!!

Wiedźma skrzywiła się lekko, po czym pstryknęła palcami prawej dłoni i wskazała na krzesełko. Kapłanka momentalnie usiadła, nie rozumiejąc, dlaczego właściwie to zrobiła. Zimne spojrzenie Alicji wyjaśniło jej jednak to i owo.

— Nie podnoś na mnie głosu — powiedziała uprzejmie wiedźma, po czym uśmiechnęła się ciepło.

Krew popłynęła z nosa kapłanki, ale ta nie śmiała nawet się ruszyć, żeby otrzeć czerwoną stróżkę.

— Ej. To po co nas tam wysłałaś? — spytał Igor, przezornie bacząc na słowa.

— Ciebie, żebyś nie pałętał mi się pod nogami, a ją — tu wskazała na kapłankę — za karę.

— A albinosa? — spytał Igor, czując, że coś mu umyka.

— Żeby dla naszej kapłanki voodoo kara była karą.

Kapłanka skinęła głową, a po chwili oddała wiedźmie chwiejny pokłon.

— To się więcej nie powtórzy — powiedziała, czując, że nawet nie jest chyba na to wszystko zła. Jest tylko zmęczona. Bardzo zmęczona. — Ja…

Upadła na podłogę i niechybnie straciłaby kilka zębów, gdyby w ostatniej chwili Cień nie odsunął stojącego jej na drodze krzesełka.

— Wiatr. Zanieś ją do pokoju — nakazała Alicja, przyglądając się spokojnie Igorowi.

— To było całkiem niezłe ćwiczenie cierpliwości w sumie — powiedział lekko wystraszony demon, natychmiast wychodząc ze wspólnej jadalni.

Wiedźma odprowadziła go wzrokiem bez słowa. Potem niby nigdy nic wysłuchała tego, co miał jej do powiedzenia Cień. Dzień jak co dzień, pomyślała, sprawdzając godzinę na zegarku.

***

Albinos przyglądał się swojej twarzy w lusterku, gdy poczuł w pokoju lekkie falowanie powietrza. Uśmiechnął się złośliwie sam do siebie, po czym odwrócił w stronę źródła zaburzenia mocy. W przeciwieństwie do Alicji był o wiele bardziej wyczulony na wszelkie zmiany tego rodzaju. Mogła być silna, ale nie była dość wrażliwa. Taka musiała być, dlatego nigdy o tym nie mówił. Ani o tym, ani o swojej wrażliwości.

Rzeczywistość została brutalnie rozcięta, a z odwiecznego mroku portalu wyłonił się czarnowłosy mężczyzna. Albinos widział go jednak zupełnie inaczej — widział prawdziwą twarz skrytą pod maską obojętności i ta twarz bawiła go przednio.

— Utrzymujesz pozory, nawet gdy nikt nie patrzy? — spytał, śmiejąc się cicho pod nosem.

— Ktoś zawsze patrzy — odpowiedział chłodno Nielekarz.

Albinos wybuchł donośnym śmiechem, po czym nagle stał się śmiertelnie poważny, mówiąc:

— Ci, którzy zawsze patrzą, są dość mądrzy, by cię przejrzeć. Ci, którzy są ślepi, i tak cię nie dostrzegą. Ale może to i lepiej dla kogoś tak marnego jak ty. Nienadający się do niczego ochłap mięcha, którego nie będzie szkoda, jeśli zostanie stracony. Gdy przyjdzie czas ostatecznego rozliczenia, bez żalu się z tobą pożegnam. Choć nie ukrywam, czasem chciałbym móc cię ochronić. Co zrobi z tobą Al, gdy już się zbudzi? Zadałeś sobie kiedyś to pytanie? Czy wciąż otaczać cię będzie ochroną, gdy już spełnisz swoje zadanie?

Czarnowłosy mężczyzna z trudem wytrzymał spojrzenie tych jasnych, obłąkanych oczu. Nie cofnął się, nie okazał słabości, nie zadrżał, choć gdzieś w środku był bliski histerii.

— Jak to w ogóle możliwe, że pozbawiony mocy i części wspomnień dalej potrafisz mówić w ten sposób? — spytał szeptem Nielekarz. — Skąd masz dość siły, by roztaczać dookoła siebie taką aurę?

Albinos prychnął, zirytowany.

— Moc to nie jest siła fizyczna. Moc to nie jest zdolność niszczenia. Nie oczekuję, że to zrozumiesz.

Nielekarz skinął głową. Nie przybył tu się kłócić. Przybył rozmawiać, lub raczej przekazać to, co zostało mu przekazane w raportach.

— Niebo zaczyna się wami interesować. Wysłano Egzekutorów wyższego szczebla. Sprawa robi się poważna.

— Wiedźma jest gotowa. W przeciwieństwie do ciebie.

— Co masz na myśli?

— Że będę patrzył z lubością, gdy rozerwą cię na strzępy i złożą w ofierze na ołtarzu własnych pragnień — zanucił cicho albinos, podchodząc do okna.

Nielekarz poczuł, jak bezsilność zaczyna go dusić. Ta rozmowa powinna przebiec inaczej, nie w ten sposób, nie w takich okolicznościach.

— Słyszałem o twoich… wahaniach nastrojów. To chyba pierwszy raz, gdy ich bezpośrednio doświadczyłem — powiedział cicho.

Albinos nagle zamarł, potem przybrał wyraz człowieka szczerze skruszonego.

— Co za niedopatrzenie — szepnął wyraźnie sam do siebie, ale szybko dodał głośniej: — Lubiłem cię, więc faktycznie nigdy nie widziałeś mojego… drugiego oblicza.

— No nie. Nigdy…

— Nigdy nie byłeś świadkiem pełnej potęgi mojej złości.

— Do dziś dziękuję za to Bogu. Nie na darmo nazywano cię niszczycielem światów. Poza tym była jedna taka…

— Czemu teraz zapragnąłeś poznać ten aspekt mnie?

— Co? Ja nie… nie! Nie chcę go poznawać.

— To dlaczego kazisz mój umysł swoją głupotą? — spytał albinos, patrząc na Nielekarza oczami przepełnionymi bólem.

Czarnowłosy mężczyzna był szczerze przerażony. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, nie przejąłby się tym ani trochę. Gdy jednak w grę wchodził sławny Trzynasty… No cóż. Wszystko nagle stawało się śmiertelnie niebezpieczną grą.

Do pokoju ktoś wszedł. Ledwie zwrócili uwagę na gościa. Patrzyli sobie prosto w oczy i toczyli bój niezrozumiały dla przynajmniej jednej strony. Intruz nie przerwał tej chwili pełnej napięcia. Nie udało mu się aż do momentu, gdy nie odezwał się spokojnym, pełnym obojętności głosem, mówiąc:

— Zanim się wzajemnie pozabijacie i ściągnięcie mi na łeb jeszcze większe problemy, może pomyślicie o tym, jak cenne dla nas wszystkich jest to miejsce. Kluczowe. Dla sprawy — wyjaśniła Alicja, stając między nimi i zmuszając ich do zerwania kontaktu wzrokowego. — Cały dom drży. Zaraz tynk zacznie się nam na głowy sypać.

Zaskoczeni, spojrzeli na nią, jakby była duchem. Potem jednak dotarło do nich, jak wiele mocy w tej konfrontacji wyzwolili. Nieświadomie. To nie było dobrym znakiem.

— To… — zaczął niepewnie Nielekarz.

Albinos zaśmiał się smutno.

— Widać to ciało, ten świat i te okoliczności uczyniły ze mnie głupca niewiele lepszego od ciebie.

— Powinniśmy razem… — zaczął czarnowłosy, ale Trzynasty natychmiast wszedł mu w słowo.

— Niewiele lepszy jest wciąż lepszym, więc nie kalaj mojego umysłu swoją marną argumentacją. Wróć do podrygiwania na sznurkach swoich lalkarzy, a mnie daj w spokoju pomyśleć.

— Tylko, że jak na razie…

— Ćśśśś… w końcu tak samo, jak widzą, tak też słyszą — szepnął albinos.

Nielekarz zmarszczył lekko brwi, po czym zrozumiał, co miał na myśli drugi mężczyzna, i zniknął bez słowa.

Wiedźma, widząc dość nietypowe zachowanie swojego mentora, natychmiast wzmocniła wszystkie bariery.

— Nie musisz. On się nimi zajmie. — Trzynasty wzruszył lekko ramionami, dodając: — W sumie nie jest tak głupi ani tak bezwartościowy, jak mu to przed chwilą oznajmiłem.

— Nie wyprowadzaj go z błędu. Lubię patrzeć, jak cierpi. To takie… orzeźwiające.

— O tak. Wszyscy zawsze lubiliśmy patrzeć na jego cierpienie. Należało mu się zawsze i w każdej postaci. Ale teraz nie jest sobą, a w tej postaci powinnaś być względem niego bardziej… karna.

— Tylko ja? — spytała zdziwiona wiedźma.

— Ja nigdy taki nie byłem. Chociaż wiesz co? Ona też nigdy taka nie była, a skoro teraz ty jesteś nią, to też nie powinnaś taka być. O tak. Właściwie to ma sens.

Alicja pokręciła lekko głową. W jej mniemaniu nic z tego nie miało większego sensu, ale jak długo budynek stał spokojnie i nic się w nim nie trzęsło, to nie zamierzała się odzywać. Wyszła z pokoju, pozostawiając albinosa pogrążonego w wyjątkowo głębokiej zadumie. Miała w końcu jeszcze kilka spraw do załatwienia.

***

Powiązania siedziała w swoim pokoju. Była jednym z tych talentów, które rzadko miały bezpośrednio styczność z klientami. To wcale nie oznaczało, że jej zdolności były gorsze. Były po prostu inne i tyle w tym temacie.

Ostatnio sporo się działo. Przy wiedźmie nigdy nie zaznawali nudy, ale tych kilka minionych dni dało w kość wszystkim. Sprawa Dymitra, przeładowane grafiki, tarcia między mieszkańcami Czarnego Kota — to wszystko, choć w znacznej mierze omijało ją bezpośrednio, to pośrednio i tak w nią uderzało. Otaczający chaos też potrafił męczyć. Myślała o tym, kolorując uważnie kolejną książeczkę antystresową dla dorosłych, lub nazywając to prościej i bardziej trafnie — kolorowankę.

— Podziwiam twoją cierpliwość do tych książeczek. Szlag by mnie trafił, gdybym miał takie maleńkie wzroki dłubać — powiedział Cień, zaglądając jej przez ramię.

Był przystojny i na ten swój dziwny sposób pociągający, jak pociągający wydaje się każdy niegrzeczny chłopiec. Oczywiście to były pozory. Cień nie był ani buntownikiem, ani cwaniaczkiem, ani tym bardziej nie łamał żadnych zasad, a już na pewno nie takich, które wytyczyła wiedźma. Powiązania lubiła spędzać z nim czas, choć wiedziała, że dwa talenty w jednym łóżku to marna kombinacja, a już na pewno nie ma się co łudzić, że Cień zwróci uwagę na kogokolwiek poza Al.

— To nie takie trudne, jeśli czerpiesz z tego przyjemność. Nie myślałeś, żeby znaleźć sobie jakąś kobietę?

— No wiesz, jeśli czerpiesz… co? — spytał, zaskoczony.

— Świata poza szefową nie widzisz, ale z tego dzieci nie będzie, jak powiedziała kiedyś Michaiłowi.

Cień mógł mówić swobodnie o wszystkim, tylko nie o sprawach łóżkowych wiedźmy. Od momentu, gdy Powiązania odkryła tę słabość, zawsze chętnie ją wykorzystywała.

— Al ma swoje życie, ja mam swoje. Łączy nas Czarny Kot. Nie planuję…

— No wiem, że nic nie planujesz, ale dobrze by ci zrobiło, gdybyś się trochę rozerwał.

Pod płaszczykiem pełnego profesjonalizmu i chłodu cechującego doskonałego organizatora mierzącego świat miarą czystej przydatności krył się wyjątkowo niepoprawny romantyk.

— Zostawmy moje życie seksualne w spokoju. Nie przyszedłem tu rozmawiać o nim. Ono nie potrzebuje ratunku.

— Wiesz, nie chcę być nieuprzejma, ale na ratunek jest już za późno. Je by trzeba było najpierw magicznie wskrzesić, a to niezbyt wykonalne, gdy twoje oczy wodzą tylko za szefową.

— Martwię się o nią — powiedział Cień, próbując mało dyskretnie zmienić temat i skończyć tę głupią dyskusję na temat tego, dlaczego z nikim nie chce się przespać.

Powiązania pokręciła lekko głową i odłożyła kredkę trzymaną w dłoni. Spojrzała spokojnie prosto w oczy Cienia, po czym westchnęła ciężko.

— Czemu się o nią martwisz? Ma się lepiej niż kiedykolwiek. Jest silna, spokojna i pewna siebie.

— Zaczęła się wycofywać.

— Wycofywać z czego? Dlaczego? Jak?

— Ostatnio…

— Cień, nie obraź się, ale może na tym etapie przestaniesz myśleć swoim kutasem, a zaczniesz głową.

To nie było uprzejme ani tym bardziej w porządku, ale Powiązania nie miała ochoty na tę rozmowę, więc nie przejęła się tym zbytnio. No a do tego miała okazję zobaczyć po raz pierwszy, jak Cień się rumieni… albo czerwieni ze złości, jak mu się tak uważniej przyjrzeć.

— Nie mówię o tym dlatego, że takie mam…

— No a dlaczego? Poza tobą nikt się tym nie przejmuje.

— Sky…

— Sky nie jest jedną z nas. Jest z nami, ale nigdy nie będzie jedną z nas.

— Ale wiedźma…

— Cień. Słuchaj mnie uważnie. Sky nie jest jedną z nas. Jest pupilkiem szefowej. To coś więcej niż luźna znajomość. Ba! To coś więcej niż przyjaźń. One tego nie rozumieją, ale mam wrażenie, że połączyło je coś bardzo, bardzo starego. Możliwe, że to sprawy karmiczne jeszcze z poprzednich wcieleń. Nie wiem i nie mogę być tego pewna, ale za to wiem jedno i tego akurat jestem pewna. Gdyby ocalenie Sky wymagało złożenia nas w ofierze, to ten budynek stałby już pusty. — Na moment zamilkła, dając Cieniowi czas na zrozumienie tego, co właśnie powiedziała. Gdy mężczyzna już miał się odezwać, Powiązania zaczęła mówić dalej: — Co do tej drugiej kwestii, to też się mylisz. Nie ma nic złego w tym, że zaczyna się wycofywać. Tak powinno być. Ona nie jest naszą niańką, a my nie jesteśmy rozwydrzonymi bachorami. Relacja, która połączyła nas na samym początku, ewoluuje w naturalny sposób i powinniśmy się z tego cieszyć. To znaczy, że się rozwijamy i brniemy do przodu, a to też oznacza, że stajemy się coraz bardziej gotowi na to, co ma nadejść. Nie jesteśmy tu dla zabawy. To praca, Cień, i lepiej, żebyś tak zaczął to postrzegać, bo pewnego dnia ktoś nas z tego wszystkiego rozliczy.

Patrzył na nią, jakby mówiła w jakimś zupełnie obcym, dziwnym języku. Gdy nie odpowiedział, a cisza zaczęła się przeciągać, Powiązania znów wzięła kredkę do ręki. Potrzebował czasu. Rozumiała to. Nawet ona sama nie potrafiła pojąć wszystkiego, co ich otaczało, a przecież to była jej specjalność — zrozumieć i znaleźć powiązania tam, gdzie inni zawodzili.

— W jakim my kierunku idziemy? Do czego my w ogóle dążymy? — spytał nagle szeptem Cień.

— To nie jest pytanie do mnie, a do albinosa. Ja mówię to, co potrafię zrozumieć. Filozoficzne dysputy o sensie życia to jego specjalność.

— Nie. — Cień pokręcił energicznie głową. — To jest pytanie do ciebie. Po co nam to wszystko?

Ponownie Powiązania odłożyła kredkę i przyjrzała się uważnie mężczyźnie. Naprawdę był przystojny na ten swój dziwny sposób.

— Mamy zadanie do wypełnienia i czas, w jakim mamy to zrobić. Co mam ci więcej powiedzieć? Nic nie pamiętam. Urodziłam się ze świadomością tego, co musi zostać zrobione, ale nic poza tym. Nie wiem, kto mnie taką uczynił, choć rozumiem, że sama się na to kiedyś zgodziłam. Nie wiem, dlaczego to takie ważne, ale wiem, że w to wierzyłam i wierzę dalej. Mam świadomość, że możemy zawieść, i mnie to przeraża. Nie znam dnia ani godziny, jednak znam koniec, którym będzie śmierć nas wszystkich. No i wiem, w czym jestem dobra. Jestem dobra w dostrzeganiu zależności tam, gdzie żadne z was nawet nie patrzy. Moim zadaniem jest wskazywać wiedźmie potencjalne niebezpieczeństwa albo błędy, jakie popełnia ona, a my wraz z nią. Z tobą też tak było, prawda? Nie wiedziałeś dokładnie, ale rozumiałeś, że tak ma być.

Nie zaprzeczył. Nie było powodu. Powiązania znów miała rację.

— Wszyscy tak mieli. Al jednak…

— Każde z nas uczy się swojej roli. Ona też. Zrozum to wreszcie. Dzięki albinosowi staje się taka, jaka powinna być.

To akurat wiedział, może nawet rozumiał, ale też się tego obawiał. To było niepokojące i nie chciał tego w pełni do siebie dopuścić.

— Powiązania, ja…

— Zrozumiałeś wszystko. Nie pieprz, że jest inaczej. A teraz wypierdalaj z mojego pokoju i daj mi w spokoju dokończyć tę stronę. Ja też mam parę własnych problemów do przemyślenia.

Cień wstał bez słowa i wyszedł na korytarz. Na więcej wsparcia raczej nie miał co liczyć.

***

Albinos wyglądał przez okno i w ciszy nucił pod nosem piosenkę, która wprawiała w drżenie stojącą nieopodal szklankę. Uśmiechał się do siebie. Wszystko szło zgodnie z planem, ale nie to go cieszyło. Radość w jego sercu pochodziła ze świadomości, że już niebawem pozbędzie się tej niedoskonałej powłoki raz na zawsze. Dzień sądu nadchodził wielkimi krokami. Gdyby tylko jeszcze mógł sobie przypomnieć, dlaczego było to tak ważne…

Szklanka pękła z głośnym trzaskiem. Zaskoczony, spojrzał na kawałki szkła zatopione w niedużej kałuży. Nie myśląc wiele, podszedł do nich i ostrożnie ujął jeden z najbardziej ostrych odprysków. Przyglądał mu się przez chwilę, a potem wysunął język i pozwolił, by ostra krawędź przecięła go niemal na całej długości. Dłoń nawet mu nie zadrżała, gdy poczuł smak krwi. Ból był uwolnieniem, był świadectwem jego egzystencji, ale też kotwicą zatrzymującą go w tym świecie. Ból istniał, a skoro on go czuł, to oznaczało tylko, że istniał razem z nim.

— Więc szepcę słowa przeprosin, bowiem moje życie jest dla ciebie obrazą. I błagam o wybaczenie, ilekroć dotykam cię we śnie. Szukam wciąż drogi, lecz znaleźć jej nie mogę. Ukryty w obłędzie, wciąż gubię rytm. Daj mi złapać oddech, pozwól krwi płynąć. Gdy świat się skończy, skończymy się i my — zaśpiewał cicho.

Krew płynęła mu z ust, ale nie dbał o to, że brudzi nią wszystko dookoła. Liczyła się tylko świadomość własnego cierpienia. Nie odkupi nim swojej niedoskonałości, ale być może sprawi, że to marne ciało stanie się doskonalsze. Jeśli nawet to mu się nie uda, to przynajmniej potraktuje to jako karę za ułomność. Tak. Była w tym jakaś logika.

— Po co do mnie przyszedłeś? — spytał odwracając się spokojnie w stronę Cienia wchodzącego do pokoju.

— Co? Ja… Kurwa! Co ci się stało z twarzą?! — wrzasnął Cień, podbiegając do albinosa.

Białowłosy obojętnie wzruszył ramionami. Co się stało? Nic się nie stało. Po prostu musiał upewnić się, że jeszcze ma prawo żyć.

— Odrobina krwi nie powinna robić na tobie aż takiego wrażenia — oznajmił zupełnie spokojnie.

— To nie jest odrobina krwi! Cholera jasna, czyś ty zeżarł szklankę? Na łeb upadłeś?!

— Nie zjadłem jej. Ja jej posmakowałem. I nie. Nie spadłem ani razu na głowę, ale bili mnie po niej pałkami i wszystkim innym, co mieli.

Cień spojrzał niepewnie na drugiego mężczyznę, po czym odwrócił się bez słowa na pięcie i ruszył do Yoko, aby zajęła się tym wszystkim jak najszybciej. Gdy już był przy drzwiach, czyjeś silne ręce złapały go i zmusiły do zatrzymania.

— Nie rób niczego pochopnego — szepnął albinos.

Cień spojrzał z niedowierzaniem na dłoń zaciśniętą na jego ramieniu. Jak to możliwe, że ten sukinsyn miał aż tyle siły?

— Yoko powinna obejrzeć…

Umilkł, gdy zobaczył, jak białowłosy otwiera szeroko usta, wysuwając głęboko rozcięty język. Krew płynęła szybko. Byłoby to poważnym problemem dla każdego, ale… na własne oczy Cień zobaczył, jak rana zasklepia się sama.

— I już — szepnął rozbawiony albinos, puszczając Cienia.

— Ty… — zaczął niepewnie brunet, ale w końcu się opanował. Odchrząknął, podrapał się po głowie. — Dlaczego?

— Dlaczego co? — spytał zaskoczony Trzynasty.

— Dlaczego to robisz?

— To znaczy?

Cień znów podrapał się po głowie, zdenerwowany.

— Dlaczego się okaleczasz?

Śmiech, a potem melodia, której nie znał. Wreszcie słowa wypowiedziane tak cicho, że ledwie dał radę je zrozumieć.

— Bo muszę pamiętać. Nie wolno mi zapomnieć.

Cień nagle zrozumiał, że nie potrzebuje wiedzieć czegokolwiek innego. Już nic go nie interesuje, nic go nie obchodzi, nic nie chce słyszeć. Chce tylko iść do swojego pokoju.

— Muszę już iść…

— To najgorsza wymówka, jaką słyszałem z ust człowieka, który sam do mnie przyszedł. No ale to twój wybór. Nie będę cię zatrzymywał.

Brunet zawahał się, nie wiedząc już, jak powinien postąpić. Przez chwilę myślał, obserwując uważnie drugi talent, aż w końcu niepewnie odwrócił się do drzwi. Albinos zaśmiał się cicho pod nosem.

— Ciekawość zabiła kota. Satysfakcja wróciła go do życia — zaśmiał się białowłosy.

— Co się dzieje z Al? — spytał niepewnie Cień. — Tylko szczerze.

— Szczerze tłumaczyła ci to już Powiązania. Dlaczego pytasz o to mnie?

Ano tak. To było całkiem dobre, trafne pytanie. Dlaczego? Innym, dobrym, trafnym pytaniem było, skąd on to do cholery wiedział, ale Cień nie miał dość odwagi, by je zadać.

— Bo tylko ty rozumiesz, co tu się w ogóle dzieje. Musisz to wiedzieć.

— Być może, ale to jeszcze nie znaczy, że muszę ci coś powiedzieć.

Cień spojrzał na Trzynastego niepewnie, a potem dotarło do niego, że nawet gdyby chciał, nic się nie dowie, jeśli tamten postanowi milczeć. Ani brutalna siła, ani jego talent niewiele tu pomogą. To było… frustrujące.

— Proszę — wydusił z siebie niechętnie.

Albinos uśmiechnął się smutno, po czym oznajmił spokojnie:

— To nie jej przemiana jest problemem. Problemem jest to, jaka była wcześniej.

— Nie rozumiem…

— Bo nie chcesz zrozumieć, że teraz jest lepsza. To nic. Sztuka bywa trudna w odbiorze na każdej płaszczyźnie, a metaloplastyka potrafi być bardzo niedoceniana. Przywykłem.

— O czym ty mówisz?

— O stali wykutej w ogniu jej duszy. O nieugiętości, która będzie nam potrzebna, i bezwzględności, której tak bardzo jej brakowało.

Chciałby powiedzieć, że nie zrozumiał, ale tym razem byłoby to kłamstwem. Wizje wypełniające jego umysł zdawały się zbyt wyraźne. Nie podobało mu się to ani trochę.

Dziennikarka

To był ciężki dzień. Nie w sensie filozoficznym, po prostu był wypakowany po brzegi sprawami, na które nikt nie miał ochoty. Klienci byli trudni, sprawy — nudne, szukanie odpowiedzi — żmudne, a do tego na dworze panowała prawdziwa wichura. Każdy miał już po dziurki w nosie załatwiania cudzych spraw. Wszyscy, nawet Trzynasty, chcieli już zamknąć się w swoich pokojach i do nikogo się nie odzywać.

— Cień mówi, że za kwadrans przyjdzie ostatni facet i fajrant. Pojedziemy do mieszkania? — spytała Sky, wchodząc do gabinetu wiedźmy bez pytania.

Dymitr spojrzał na niską kobietę, przywitał się, po czym z rozbawieniem obserwował jej zaskoczenie.

— O cholera! Nikt mi nie powiedział, że Rusek od mafii jest u ciebie. Dobra, nieważne. Powiedz tylko, czy zawijamy do mieszkania.

Alicja westchnęła cicho, po czym wyjrzała przez okno. Czy w tej ulewie stał Trzynasty? Zresztą bez znaczenia. To nie tak, że grozi mu śmierć na skutek zapalenia oskrzeli.

— Nie planowałam dziś wracać, ale jeśli się upierasz, to możemy.

— Jesteś super! — krzyknęła Sky i uciekła szybko.

Dymitr uśmiechnął się pod nosem.

— Jakbyś miała dziecko — powiedział cicho.

— Na szczęście dla niej czasem zdarza jej się być odpowiedzialną. Wróćmy do tematu…

— Tak. Mówiłem o tym, że choć niepotrzebnie angażowałaś swoich ludzi, to jestem ci ogromnie wdzięczny. Nie myślałem, że syn kurwy ma aż takie zaplecze. Chciałbym ci podziękować… stosownie. Powiedz, czego potrzebujecie. Jeśli będę mógł…

Mówił, a Alicja odpowiadała. Do tego nie trzeba było wielkiego skupienia. Szybko zakończyła rozmowę. Coś było nie tak. Do budynku weszła osoba chcąca im zaszkodzić. Bariery zadziałały. Pracowała nad nimi długo, więc tym bardziej cieszył ją rezultat. Dodała też dodatkowe zabezpieczenie dzięki współpracy z kapłanką i szamanem. Jeśli wszystko się udało, każdy talent powinien być już postawiony na nogi.

Pożegnała się z Dymitrem. Gdy tylko zamknęła za nim drzwi, udała się prosto do wspólnej kuchni.

— Dziennikarka…

— ...chce nas zdemaskować…

— ...bo ma poważny problem z naszymi talentami. Uważa…

— …że jesteśmy oszustami. To ma być jej…

— ...przepustką do wielkiego świata mediów.

Bliźniaczki były pierwsze, zaraz po nich głos zabrała Amelia:

— Chciałam powiesić jej płaszcz, ale mi go nie dała. Dotknęła jednak klamki, więc udało mi się dowiedzieć, że tuż przed wejściem tutaj uruchomiła nagrywanie z ukrytej kamery.

— Nic nam nie zrobi, ale będzie solą w oku — dodał niechętnie Cień.

— Michaił z nią jest? — spytała Alicja.

— Nie. Była opryskliwa, więc zostawiłam z nią Trzynastego — powiedział hipnotyzer, wchodzący do pomieszczenia.

To dobrze, pomyślała Alicja i zapewniła pozostałych, że zajmie się sprawą osobiście.

***

Kobieta stojąca w poczekalni niepewnie spojrzała na albinosa. Było w nim coś… obłąkanego. Przygotowując się do tego spotkania, spędziła wiele czasu na zbieraniu informacji. Wiedziała coś o każdym, bo każdy miał jakąś przeszłość. Każdy — poza tym białowłosym świrem.

— Ależ się cieszę, że mogę tu być — powiedziała, uśmiechając się przyjaźnie.

Nie była oszałamiającą pięknością, ale uważała się za ładną. Wszyscy mówili jej, że ma uroczy uśmiech, i coś w tym musiało być, bo na ogół umiała nim wiele załatwić. Blond włosy, duże, okrągłe oczy, drobna sylwetka. Nie była seksowna, ale była ładna i potrafiła sprawiać wrażenie słodko nieporadnej, co w tym zawodzie bardzo jej się przydawało. Ludzie przestawali się przy niej pilnować, rozmawiali z nią swobodnie. Nie zawsze się to udawało, ale statystyki działały na jej korzyść.

— Gdy niebo płacze, a mrok otula nas szczelnie, modlitwy nie przebijają się do Boga. Nie dlatego, że nie chce nas słuchać. To my nie wierzymy, że może nas usłyszeć — szepnął albinos, spoglądając na okno atakowane zajadle przez krople wody.

— Przepraszam? — spytała niepewnie kobieta.

Nie odpowiedział jej. Wyglądał jak ktoś, kto zatopił się całkowicie w swoich myślach. Ładna obsługa klienta, pomyślała. Do tego cały przemókł, jakby jeszcze przed chwilą stał na tej ulewie. Właściwie to była gotowa nawet w to uwierzyć. Wyglądał jej na kogoś, kto wychodzi w taką pogodę tylko po to, by spojrzeć w niebo. Pewnie to tylko farsa, ale i tak poczuła, jak po plecach przebiega jej nieprzyjemny dreszcz. Facet naprawdę sprawiał wrażenie obłąkanego. To już nie żarty. A co, jeśli stanowił dla niej realne zagrożenie? To oszuści, upomniała samą siebie, próbując się uspokoić. Tak, to oszuści, a ona była tu, by prześwietlić ich kłamstwa. Od tego są w końcu dziennikarze.

— Na mnie już czas — oznajmił nagle albinos i jakby nigdy nic wyszedł z pomieszczenia.

Zaskoczyło to dziennikarkę. W pierwszym odruchu chciała wykorzystać chwilę i podłożyć gdzieś sprzęt nagrywający, ale opanowała się w porę. Pewnie mieli tu wszędzie kamery i mikrofony. Przychodził ktoś, jedna osoba go wypytywała, a potem wchodziła druga, udając, że już wszystko wie. Prosta sprawa. W dobie technologii łatwo o sfabrykowany cud. No nic. Posiedzi grzecznie i dopracuje swoją historyjkę. Mogła nie wierzyć w to całe hokus-pokus, ale przezorny zawsze ubezpieczony, jak zwykła mawiać jej matka, przyprowadzając do domu kolejnego fagasa.

Przysiadła na jednym z foteli. Poczuła się nieswojo. Czyżby ktoś ją obserwował? Pewnie tak. Miała wrażenie, jakby nie była sama w pokoju. Ciekawe, jak to robili. Zaczęła się rozglądać dookoła, jak gdyby nigdy nic. Nie zauważyła niczego podejrzanego, ale też i niczego takiego znaleźć się nie spodziewała. To byli profesjonaliści. Ciekawe, ile czasu zmarnuje, żeby znaleźć na nich cokolwiek. Z czym się zdradzą? To było całkiem ekscytujące pytanie.

Usłyszała kroki na korytarzu. Ktoś do niej szedł. W myślach powtórzyła jeszcze kilka razy swój rzekomy problem. Zastanawiała się, kogo do niej oddelegują. Ten brunet, który otworzył jej drzwi, nie był zły. Mogłaby z nim jeszcze trochę porozmawiać. Z drugiej jednak strony słyszała też wiele o bliźniaczkach. Je też chciała spotkać. O założycielce nawet nie marzyła. Wiedźma tak rzadko zajmowała się kimś osobiście, że dotarcie do niej wydawało się wręcz niemożliwe. Gdybym tylko znalazła sposób, żeby ją tu ściągnąć, pomyślała kobieta, gdy drzwi się otworzyły.

— O! — wyrwało jej się z ust.

— Dzień dobry — powiedziała wiedźma we własnej osobie.

Potem nie było nic.

***

Alicja spojrzała na siedzącą sztywno dziennikarkę. Zza jej pleców wysunął się Michaił.

— To było aż za proste — powiedział hipnotyzer, podchodząc do niczego nieświadomej kobiety.

— Chwalisz się czy żalisz? — spytała wiedźma, przyglądając się obcej.

— Dobre pytanie. Sam nie wiem. Życie bez wyzwań jest niewiele warte. — Umilkł, widząc obojętne spojrzenie swojej szefowej, po czym dodał już mniej pewnie: — Wiesz co? Pieprzyć wyzwania. Tak jest nieźle.

— A już chciałam ci zlecić misję specjalną.

— Nie trzeba. Poważnie. Mam się wyśmienicie bez niej.

Alicja uśmiechnęła się pod nosem, ale nie powiedziała nic. Zamiast tego dała znać, by Michaił zaczynał. Wszystko zostało już wcześniej ustalone. Teraz mogli spokojnie przystąpić do działania. Pierwsze, co zrobili, to upewnili się, że sprzęt nagrywający nie działa. Była to czysta formalność. Wiedźma, wchodząc do pomieszczenia, wyzwoliła wystarczająco silny impuls, by padła cała elektronika. Niestety z komórką Cienia włącznie, ale tym pomartwią się kiedy indziej. Potem mogli skupić się na przygotowanych wcześniej pytaniach.

— Kto cię przysłał? — padło pierwsze.

Dziennikarka milczała przez chwilę, jakby jakaś część jej świadomości rozumiała, że jej umysł jest brutalnie gwałcony przez obcą siłę, i próbowała jeszcze mu się opierać. Po chwili jednak przegrała z naporem głosu Michaiła.

— Nikt. Przyszłam tu sama.

— Kto ci to zasugerował?

— Nikt. Sama na to wpadłam.

— Dlaczego chcesz nas zniszczyć?

Cisza. Michaił pomyślał przez chwilę, po czym zmienił pytanie.

— Czy chcesz nas zniszczyć?

— Nie.

— Chcesz nam zaszkodzić?

— Nie.

— Czy zdajesz sobie sprawę, że twoje dochodzenie może nam zaszkodzić?

— Tak.

— Dlaczego więc to robisz?

— Bo to praca — odpowiedziała zaskoczona kobieta w transie.

Michaił spojrzał na Alicję, ta na niego. Oboje wiedzieli, że sprawa była logiczna, ale gdzieś w tym wszystkim skrycie wierzyli, że chodzi o coś więcej. O coś górnolotnego, o jakąś misję życia, albo może wielką traumę. Pieniądze… To było takie… płytkie.

— Czy z jakiegoś powodu jesteś do nas uprzedzona?

— Nie.

— Czy stało się coś, co spowodowało twoją niechęć do nas? — Michaił nie dawał tak łatwo za wygraną.

— Nie.

— Dlaczego chcesz nas zdemaskować?

— Bo to będzie hit. Dostanę premię.

— No kurwa mać! Wysil się trochę bardziej! Dlaczego nam to robisz?

— Dla pieniędzy — odpowiedziała wystraszona dziennikarka.

— Kto wie, że tu dziś jesteś? — wtrąciła się nagle Alicja.

Michaił powtórzył pytanie. W transie głos innych nie miał znaczenia. To on był panem sytuacji i tylko on mógł pytać.

— Moja mama, siostra, jej mąż, narzeczony, szef, Michał z działu księgowości i Piotrek z marketingu…

Hipnotyzer potarł twarz dłońmi.

— Co niby mamy z nią zrobić? Nie uda nam się jej sprzątnąć bez zostawiania za sobą śladów. Wałek z hipnotyzowaniem policji nie uda się drugi raz. Poza tym tamtym wtedy też nie zależało. W grę wchodziła mafia. Rozwiązaliśmy ich problem, a tutaj?

Wiedźma uniosła wysoko brwi, po czym spytała, szczerze zdziwiona:

— Ty naprawdę chciałeś ją zabić?

Zbity z tropu blondyn podrapał się nerwowo po głowie.

— Myślałem…

— To nie film, Michaił. Tutaj ciało nie zniknie cudownie samo z siebie, a rodzina nie przestanie drążyć.

— No ale…

— Spytaj, co by odwiodło ją od pomysłu demaskowania nas.

Mężczyzna poczuł się jak idiota. Wiedźma miała rację. Były inne sposoby niż czysto siłowe rozwiązywanie każdego problemu. Zupełnie o tym zapomniał. Zawstydzony, powtórzył pytanie.

— Nie wiem. Dobre pieniądze.

— A jeśli zapłacimy ci więcej?

— Wtedy będę was szantażować.

— Co za pizda. Powinna być ruda. Tylko rude pizdy mają takie pomysły — warknął Michaił.

Alicja zaśmiała się cicho. Przez chwilę przyglądała się kobiecie uważnie, a potem zaproponowała, by ta podała, jak można by ją zwerbować.

— Jeśli bym uwierzyła, że macie talent i dawalibyście mi cynki o jakichś supersprawach, to bym poszła na współpracę.

— No czy ty ją słyszysz? Materialna kurwa! — Michaił nie krył złości.