5,77 zł
Trzy małe wydania w jednej całości plus kilka dodatkowych, rymowanych tekstów. Na zbiór złożyły się: „Porzucone Metropolie”, „Zagłuszam Miasto” oraz „Alter Natywa”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 31
© Jan Kuff, 2019
Trzy małe wydania w jednej całości plus kilka dodatkowych, rymowanych tekstów. Na zbiór złożyły się: „Porzucone Metropolie”, „Zagłuszam Miasto” oraz „Alter Natywa”.
ISBN 978-83-8189-388-6
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Zagłuszam miasto
By ta cisza pobudziła wyobraźnię
Właśnie rozpoczynam
Kolejny miraż
Złudzenie, które wita się z ogromną radością
Zagłuszam miasto z każdym jednym krokiem
W przyszłość no problem
Życiodajne natchnienie
Spod powiek się unosi
I z melodią poselstwa zanosi
Do wszystkich, którzy tu trafili
Na nocnej przechadzce
Wylecieli z klatek
Długo tu nie zabawię
Ale pragnę, by to było
Najpiękniejszym przeżyciem
Otoczony muzyką
Znów mogę widzieć
To co zawsze pragnąłem zobaczyć
Na własne oczy
A nie wyczytać w zmurszałych księgach
Potęga wyobraźni
Potęga złudzenia
Wyobraźni potęga
Potęga mirażów
Wszechmoc wiatru na polach i łąkach
Huraganu na morzu i oceanie
Gwiezdny pył między palcami
I Twoja bliskość, moja droga
Przez nocne otwarte okna dociera do celu
Zagłuszam miasto z każdym jednym krokiem
Z bagażem na barkach
I tobołkiem na plecach
Byle tylko się nie lękać
Zatopić w ten miraż
Gdzie kilku przechodniów
Po tylnych przejściach
Co myślą, że wiara czyni cuda
A ja w cuda nie wierzę
Tylko zamykam oczy w tej melodii
I czuję, że jest tuż obok
Jak obłok na niebie
I błękit nad dachem
I biel ponad falą
Ponad falochronem
Jak sygnał na stacji
Jak skrzydło protektora
Jak kamfora
I ta słodycz na koniuszku języka
Witaj w moim świecie
Mirażów i złudzeń
Bez zapłaty nie przejdziesz
Nie możesz pozostać na dłużej
I choć chwilę możesz stanąć razem ze mną
To momenty zbledną z czasem
i znów pozostanę sam jak palec
Jak rozbitek pośród miliardów gwiazd
Zło czai się wszędzie
Nawet w niewyobrażalnym pięknie
Nawet poza przedsionkiem nieboskłonu
Nie przynoś go z sobą
Nie wnoś na swym obuwiu
Lepiej ściągnąć buty przed wejściem
I zapomnij, że kiedyś żyłeś inaczej
Nie pozwól, by zabrano Ci tych kilka chwil
Tych kilka sekund wolności od wszystkiego
Tych o stonowanych kolorach
I jaskrawych jak skórka z cytryny
Będę trzymał je dla Ciebie w otwartych dłoniach
By mogły odlecieć tak, jak inne
W czarną czeluść niechybnie
Z której na stare lata
Będziesz je wyławiać
Jedno po drugim
Z adekwatnym skutkiem
Pamiętaj, że to tylko kilka sekund wolności od wszystkiego
Co wokół się roztacza
Byś mógł poczuć co tracisz
Gdy stawiasz kolejne kroki
Dokonujesz następnych wyborów
Skupiasz uwagę na tym, by nie utracić świadomości
By znać swoją tożsamość
By wiedzieć i widzieć więcej
Tylko tu możesz zagłuszyć głos miasta
Płynący w Twojejj krwi
Żegnaj przechodniu
Już więcej mnie nie spotkasz
Oto miasta zagłuszacz
Sumienie zmusza do myślenia
Na wszystkich biegunach
I po tylu trudach
Sunie i sunie
Byle do przodu
Po trupach koleżanek
Ale stanie wreszcie kiedyś
Sam na sam z samym sobą
I strach go ogarnie
Gdy spotka się z tą osobą
Gdy na ekranie
Wirtualne like będzie zliczać
Ran po upadkach
Jeszcze nie potrafi zlizać
Ekspertyza wykazała
Całkowity brak sumienia
Zagłuszam miasto
Choć nikt tego nie docenia
I z tym nadbagażem
Po wszechświecie podróżuję
Główką główkuję
Bo kto szuka ten znajduje
Angażuję się często
Zupełnie niepotrzebnie
Gdy ktoś szybko biega
Ja przecież też tak pobiegnę
I stanę do wyścigu
Choć zero we mnie sił
Lekki wietrzyk sprawia
Że całe miasto drży
Zagłuszam miasto
W podzięce dla przyjaciół
Tonący brzytwy się chwyta
Gdy na starcie przepłaci
I na drobne nie rozdrabniam
Zapomnianych już zatargów
Nawet głupi kamień mawia
Że nie warto zginać karku
I wchodzę w cały kosmos
Staro przetartych wojaży
Przez namalowany półgłos
Budzę wszechświat, by oskarżył
I blednie cały wszechświat
I siedem cudów ginie
Przepada całe miasto
Gdy nie ma Ciebie przy mnie
Wylewa znowu rzeka
I lawina leci z gór
Całe miasto tonie
Gdy nie ma Ciebie tu
Wokół marni ludzie
Poszukują z gór schronienia
Leci kamień za kamieniem
Gdy Ciebie tutaj nie ma
I staje wreszcie prorok
By wychłeptać tę kałużę
Przez zgaszony półmrok
Zostawia pustą studnię
I nadchodzą wreszcie czasy
Suszy i niedoli
Wolisz być pod wodą
Czy bez wody być wolisz?
Czy w stadzie robić zwady
Czy zasadzić się w samotni
Każdy kto tu bywał
Wie, że tu nikt nie przychodzi
I kiedyś może wyjdę
Z tej niezmiernej samotni
Jeśli nie spróbujesz
Nie przejdziesz nawet kilku stopni
Poniekąd ta harmonia
Budzi we mnie odrazę
Podziemni spod księżyca
Już nie traktowani gazem
Tylko ludzie tożsami
Bez zrozumienia inności
Zagłuszam miasto
Dla dawno porzuconej przyszłości
Niebanalne są badania
Banałem wydać śmierci wyrok
Zagłuszam miasto
Na granicy z atmosferą
Zagłuszam miasto
Zanim oni zasną
Zagłuszam miasto
Zanim wszystkie światła zgasną
Nim Padną wyczerpani
Spod księżyca podziemni
Życia codziennością
Trochę im na złość
I trochę ze złością
Samemu sobie
Życie to nie problem
Gdy ma się dyplom
Z zarządzania kontem
Gdy płaci się złotem
A inni umorusani potem
Żyją patrząc w górę
A ja przenikam skórę
Jak na noc kremy
Całkiem prostym słowem
I bez żadnej ściemy
Bo ta melodia
Jest jak olimpijskie podium
Tuli powieki do snu
I cały kosmos
Filtruje
Złą przyszłość
Sam sobie rysuję
Zanim jeszcze