Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Rusz śladami polskich bohaterów
Nigdy nie pogodzili się z klęską kampanii wrześniowej. Nie mieli zamiaru zginać karku przed okupantem. Stanęli do walki wówczas, gdy polskie państwo przestało istnieć. I stworzyli własne – Polskie Państwo Podziemne. Największą strukturę konspiracyjną okupowanej Europy. O czym sama Europa zdaje się nie pamiętać.
Siali postrach wśród hitlerowców. Nie dawali o sobie zapomnieć. Wymierzali sprawiedliwość za zbrodnie popełniane na polskim narodzie. Przeprowadzali zamachy na okupantów. Likwidowali konfidentów i agentów gestapo. Odbijali więźniów z rąk oprawców. Wysadzali w powietrze niemieckie pociągi z żołnierzami i uzbrojeniem. Prowadzili wojnę psychologiczną i zajmowali się dywersją.
Oto oni – żołnierze Armii Krajowej.
75 spektakularnych akcji AK na 75. rocznicę jej powstania
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 610
Data ważności licencji: 10/16/2027
Rodzicom Józefie i Stanisławowi
Oddaję w Państwa ręce książkę bardzo osobistą. Historia Armii Krajowej stanowi bowiem ważną część mego dorosłego życia. W dzisiejszych czasach, gdy o wiele bardziej liczy się to, co będzie, niż to, co było, niektórym moje wyznanie może wydać się archaiczne. Jednak czynię to z pełną świadomością i odpowiedzialnością. Kieruje mną szacunek dla osób, które przelewały krew za Ojczyznę oraz zaskakujący dla dzisiejszej młodzieży fakt, że część z tych bohaterów była młodsza od nich samych.
Nie ma co się dziwić najmłodszemu pokoleniu, skoro sam, zgłębiając dzieje AK, mimo że mam 34 lata, w dalszym ciągu łapię się na tym, że traktuję uczestników poszczególnych wydarzeń jako osoby starsze ode mnie, bardziej dojrzałe, bardziej poważne. A przecież średnia wieku w Oddziałach Dyspozycyjnych Kedywu Komendy Głównej AK ledwo przekraczała 20 lat, a dla niektórych chłopców z partyzantki w teorii mógłbym być nawet ojcem.
Swoje zainteresowania dziejami AK rozpocząłem od lektury słynnego dzieła Cezarego Chlebowskiego pt. Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie1. Było to latem 1998 r. tuż przed pierwszym wyjazdem na Kielecczyznę. Nasza rodzinna eskapada z ówczesnego województwa zielonogórskiego dwoma niezawodnymi „maluchami” na długo pozostanie w mojej pamięci. Podczas wakacji rodzice wprawdzie wspominali, że dziadkowie także mieli związek z AK, jednak myślałem, że była to zwykła pomoc, jak to na świętokrzyskiej wsi. Dopiero po jakimś czasie w moje ręce wpadła praca Józefa Mrożkiewicza W konspiracji i w walce. Z dziejów Podobwodu AK Szydłów. Oczywiście wiedziałem, że na tym terenie mieszkali moi dziadkowie, jednak pewien fragment książki mile mnie zaskoczył: Od wiosny 1944 roku Rejon [Potok – W.K.] posiadał konspiracyjną izbę chorych. Zorganizowana została ona u rolnika Jana Bębna, którego dom stał pod lasem na uboczu wsi Głuchów Lasy. (…) Bezpośrednie usługi rannym w izbie świadczyła córka właściciela domu Stefania Bęben („Leśna”), obecnie Nowecka. (…). Utrzymywanie tej placówki było niebezpieczne nie tylko dla gospodarza domu i jego rodziny, ale i wsi, ponieważ – zgodnie z zarządzeniem gubernatora Franka – za pomoc partyzantom groziła śmierć osobie pomagającej, a nawet sankcje zbiorowe w stosunku do całej miejscowości2.
Jan Bęben był moim pradziadkiem, Stefania Bęben siostrą mojej babci Julianny. Proszę sobie tylko wyobrazić, co poczuł kilkunastoletni chłopak zafascynowany dziejami AK, gdy dowiedział się takich rzeczy. Nie wspominam o tym, aby się chwalić czy przedstawiać rodzinę jako bohaterów walki z okupantem. Pragnę jedynie zwrócić uwagę, że przodkowie wielu z nas służyli Ojczyźnie. Warto o tym pamiętać i odwiedzić rodziców lub dziadków, by porozmawiać o ich młodości. Oni prawie zawsze mają ochotę na rozmowę. Problem w tym, że dość często brakuje czasu, aby ich wysłuchać. Jeżeli nie jest to już możliwe, można wybrać się na cmentarz i zapalić symboliczny znicz na ich grobie.
AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej jest publikacją rocznicową i swoistym hołdem złożonym żyjącym nadal między nami żołnierzom Polskiego Państwa Podziemnego oraz tym, którzy odeszli na wieczną wartę. 14 lutego 2017 r. minęła 75. rocznica przemianowania Związku Walki Zbrojnej w Armię Krajową. Mimo że była to jedynie zmiana nazwy służąca sprawniejszemu scalaniu organizacji konspiracyjnych pod jednym dowództwem, miała znaczenie symboliczne. Od tego czasu konspiracja opierała się już nie na Związku, ale Armii, co znacznie podnosiło prestiż samej organizacji.
Z tej okazji chciałbym zaprezentować Państwu 75 brawurowych akcji wykonanych przez oddziały i żołnierzy AK. W książce znalazły się nie tylko operacje bojowe, ale również działania o innym charakterze. W wielu przypadkach prawdziwa brawura zaczynała się tam, gdzie za pomocą pistoletu nie można było nic zrobić.
Niniejsza praca nie stanowi monografii naukowej, a opisane działania nie są ani najbardziej reprezentatywne, ani nie oddają proporcjonalnego wkładu poszczególnych okręgów i obszarów AK w walce z okupantem. Ich dobór był czysto subiektywny, a same opisy w żadnym stopniu nie wyczerpują tematu. Są jedynie próbą ukazania w skondensowanej formie przebiegu poszczególnych działań. Oczywiście nie mogłem pominąć najsłynniejszych akcji, jak rozbicie więzienia w Pińsku, akcja „Pod Arsenałem” czy likwidacja Franza Kutschery. Jednak znalazły się tutaj również opisy wydarzeń znanych jedynie społecznościom lokalnym oraz badaczom tematu, jak wysadzenie gazociągu koło Ostrowca Świętokrzyskiego, zatopienie parowca „Tannenberg” na Wiśle czy uwolnienie około 400 Polaków z obozu Baudienstu w Kaletniku koło Koluszek.
Akcje podzieliłem na dziewięć typów:
I – Likwidacja przedstawicieli niemieckiego aparatu terorru
II – Niszczenie sprzętu wojskowego, infrastruktury oraz dokumentacji
III – Dywersja na kolei
IV – Likwidacja agentów gestapo, konfidentów, kolaborantów
V – Uwalnianie więźniów
VI – Akcje zaopatrzeniowe
VII – Opanowywanie terenu oraz punktów oporu
VIII – Działania wywiadowcze
IX – Działania innego typu
Oczywiście można wyodrębnić więcej kategorii w ramach danego typu. Podczas lektury proszę także zwrócić uwagę, że niektóre działania można bez problemu przenieść do innego rozdziału. Przykładem niech będzie atak na pociąg gubernatora Hansa Franka, który umieściłem w likwidacjach przedstawicieli niemieckiego aparatu terroru, a równie dobrze pasowałby do dywersji na kolei.
Najwięcej akcji, bo aż 14, opisałem w pierwszym rozdziale. Uczyniłem to z dwóch powodów. Po pierwsze, działania tego typu najmocniej oddziaływały na świadomość przebywających na terenie Polski Niemców oraz ich popleczników, po drugie, w rozdziale tym oprócz akcji udanych znalazły się również opisy czterech zakończonych porażką, których ze względu na „grubość zwierza” nie mogłem pominąć. W pozostałych rozdziałach znalazło się od pięciu do dziewięciu akcji.
Książka oparta została przede wszystkim na relacjach uczestników, zarówno tych wykorzystanych w literaturze przedmiotu, jak i do tej pory nieznanych szerszemu odbiorcy. Dlatego dość często w narrację wplatam wypowiedzi świadków. Wykorzystałem także materiały znajdujące się w kilkunastu archiwach, różnego typu instytucjach oraz u osób prywatnych. Posiłkuję się ponadto tekstami z prasy przedwojennej, konspiracyjnej oraz niemieckiej. Obok opisu każdej akcji znajdują się informacje oraz zdjęcia dotyczące miejsc pamięci. Najczęściej są to pomniki oraz tablice pamiątkowe, niekiedy groby dowódców. W przypadku gdy brak stricte pomnikowego upamiętnienia, wskazuję inne formy kultywowania pamięci: filmy, strony internetowe, inicjatywy społeczne itp. Ograniczyłem się do jednego przykładu przy każdej akcji. Tylko przy niektórych wyjątkowo podaję więcej.
Wskazywanie współczesnych śladów ma na celu nie tylko wzbogacenie samej książki, ale także zwrócenie uwagi na miejsca pamięci narodowej mijane każdego dnia na ulicach miast i wsi oraz te skryte w leśnych gęstwinach. Nie są to jedynie zimne bryły wtopione w krajobraz, ale świadectwa ludzkich historii, męstwa, a nierzadko ogromnych tragedii. Bo trzeba mieć na uwadze, że akcje podziemne często niosły ze sobą krwawy odwet okupanta wymierzony w ludność cywilną. Takimi niestety prawami rządziła się wojna prowadzona przez „nadludzi” z III Rzeszy. Niektórzy autorzy starają się promować tezę, że gdyby polskie podziemie nie stawiło zbrojnego oporu okupantowi, można by oszczędzić wiele istnień ludzkich. Jednak należy pamiętać, że Polacy mieli zostać wyniszczeni zaraz po narodzie żydowskim i opór czy jego brak nie miał tu znaczenia. Statystyki także mówią same za siebie. Średnio każdego dnia wojny w naszym kraju ginęło około 3000 osób, z czego większość nie była związana z konspiracją ani nie stanowiła ofiar odwetu za działalność podziemia. Inni twórcy idą w drugą stronę. Przedstawiają słynne działania podziemia, nie wspominając o przypadkach odwetu ze strony okupanta. Według mnie obie metody są błędne. Nie można bowiem pisać, mówić, nauczać ani w jeden, ani w drugi sposób, bo jest to zwykłe zakłamywanie historii. Dlatego przy opisywaniu poszczególnych akcji wskazuję przypadki odwetowej działalności nieprzyjaciela. Pamiętając o wykonawcach, nie zapominajmy o cywilnych ofiarach polityki okupacyjnej. Im również należy się cześć i chwała, a przynajmniej chwila zadumy.
Podczas pracy nad książką korzystałem z pomocy wielu osób, którym w tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować. Byli to: Grzegorz Biszczanik z Zielonej Góry, Waldemar Brociek z Muzeum Historyczno-Archeologicznego w Ostrowcu Świętokrzyskim, Łukasz Cyruk z Zielonej Góry, Anna i Piotr Dziubińscy z Warszawy, Mariusz Gruszczyński z Chlewisk, Kamila Hołówko – biegły sądowy w zakresie analizy pisma, Marek Jedynak z Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) w Kielcach, Katarzyna Kołodziejczyk ze Starachowic, Wiesława Koneczna – Kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Skarżysku-Kamiennej, Krzysztof Kot – Redaktor Naczelny eGarwolin.pl, Adrian Kut – Prezes Stowarzyszenia „Historia Koluszek”, Jaromir Kwiatkowski z Rzeszowa, Ewa Marciniec – dyrektor Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej w Busku-Zdroju, Janusz Marszalec z Gdańska, Szczepan Mróz – Prezes Stowarzyszenia Pamięci Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury”-„Nurt”, Mariusz Olczak – Zastępca Dyrektora Archiwum Akt Nowych w Warszawie, Łukasz Pasztaleniec z IPN w Lublinie, Sebastian Pawlina z Warszawy, Artur Piekarz z IPN w Lublinie, Konrad Puchalski ze Szczecina, Krzysztof Tochman z IPN w Rzeszowie, Marek Wójcicki z Muzeum Historyczno-Archeologicznego w Ostrowcu Świętokrzyskim, Łukasz Socha ze Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Polickiej „Skarb”, Piotr Szumilas z Centrum Informacji Turystycznej w Busku-Zdroju oraz Bartłomiej Szyprowski z Warszawy.
Osobne wyrazy wdzięczności należą się moim rodzicom Józefie i Stanisławowi za zainteresowanie historią AK oraz wspólne eskapady po Polsce. Na zakończenie pragnę podziękować żonie Joannie, córce Marii oraz synom Janowi i Franciszkowi za pomoc oraz wyrozumiałość w chwilach, gdy nie mogłem poświęcić im zbyt wiele czasu.
Życzę przyjemnej lektury
Wojciech Königsberg
http://ponury-nurt.blogspot.com/
www.facebook.com/WokolWykusu/
ROZDZIAŁ I
LIKWIDACJA PRZEDSTAWICIELI NIEMIECKIEGOAPARATU TERRORU
Sprawa „Pływaka”Likwidacja gestapowców w cukierni „Europejska”(Warszawa, 30 marca 1943 r.)
Niemieckie służby bezpieczeństwa stosowały cały wachlarz środków w celu rozpracowania struktur polskiego podziemia. Jedną z metod był szantaż. Najczęściej polegał na zastraszaniu pojmanych żołnierzy wyciągnięciem konsekwencji wobec ich rodzin w przypadku braku współpracy. Były także „subtelniejsze” jego formy. Aresztowany po brutalnym przesłuchaniu otrzymywał zapewnienie wstrzymania dalszych tortur w zamian za zgodę na kolaborację. Niestety czasami ta metoda skutkowała. Jednak zdarzały się sytuacje, w których Niemcy z myśliwych zamieniali się w ofiary. Dość spektakularne zakończenie miała sprawa cichociemnego ppor. Jana Poznańskiego „Pływaka”.
Jan Poznański urodził się 27 stycznia 1918 r. w Krakowie. Podczas wojny obronnej 1939 r. nie został zmobilizowany. Jednak chcąc walczyć z Niemcami, w październiku tego samego roku przedostał się do Polskich Sił Zbrojnych (PSZ) we Francji. Wziął udział w kampanii francuskiej w szeregach 1 Dywizji Grenadierów, za co otrzymał Krzyż Walecznych. Podczas dalszych walk trafił do niewoli, z której po jakimś czasie zbiegł i przez Hiszpanię dotarł na Wyspy Brytyjskie. W Wielkiej Brytanii służył w 1 Samodzielnej Brygadzie Strzelców. Statyczna służba na szkockiej prowincji niezbyt mu jednak odpowiadała. Dlatego zgłosił się na kursy dywersyjne dla przyszłych cichociemnych i został przerzucony do Polski w ramach operacji lotniczej „Gimlet” („Świder ręczny”) w nocy z 1 na 2 października 1942 r.1
Jan Poznański, ps. „Pływak”
Kolekcja Cezarego Chlebowskiego, zbiory Ośrodka KARTA
Po skoku trafił do Warszawy, gdzie przeszedł kilkutygodniową aklimatyzację w realiach okupowanego kraju. Następnie został skierowany do Kedywu Okręgu AK Śląsk, którego siedziba mieściła się w tym czasie w Krakowie. Zamieszkał w konspiracyjnym mieszkaniu na krakowskiej Olszy. Wkrótce nawiązał znajomość z mężczyzną zamieszkującym ten sam budynek, który okazał się wdzięcznym kompanem do rozmów. Niestety Poznański wyjawił mu nieopatrznie, skąd przybył oraz czym się zajmuje. Na początku marca podczas próby kupna broni został aresztowany. Później okazało się, że wydał go właśnie sąsiad2.
Został osadzony w więzieniu przy ul. Montelupich i poddany okrutnym torturom w siedzibie gestapo3 przy ul. Pomorskiej. Przez kilka dni był nieustannie bity oraz męczony do granic wytrzymałości, w wyniku czego miał złamany obojczyk oraz wywichnięte obie ręce ze stawów. Dziwiło jedynie, że oprawcy nie żądali żadnych zeznań, podawania nazwisk, czy wskazywania adresów lokali konspiracyjnych. W końcu okazało się dlaczego. Funkcjonariusze złożyli mu propozycję, że zaprzestaną dalszych tortur i wypuszczą go na wolność za „drobną” przysługę. Chcieli, aby doprowadził ich do dowództwa AK4.
Cichociemny, będąc już na skraju wyczerpania fizycznego i psychicznego, oświadczył, że przyjmuje ofertę. Prowadzący go funkcjonariusze polecili mu wyjazd do Warszawy i szukanie dojścia do Komendy Głównej (KG) AK. Poznański rzeczywiście wyjechał do stolicy. Jednak zamiast prowadzenia konfidenckiej roboty od razu skontaktował się z oficerami kontrwywiadu. Sprawą zajmował się sam szef Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu Oddziału II KG AK por. Bernard Krawiec (po wojnie Bernard Zakrzewski). Jak czytamy w jego wspomnieniach: Wróciwszy do Warszawy, „Pływak” zameldował natychmiast o swym pozornym przyjęciu zobowiązania się do współpracy z Niemcami, podając, że za dwa tygodnie ma złożyć w Warszawie przedstawicielom krakowskiego Gestapo sprawozdanie ze swych dotychczasowych starań5.
Spotkanie miało się odbyć 30 marca o godz. 15.00 w cukierni „Europejska” u zbiegu ul. Wilczej i ul. Marszałkowskiej. Kontrwywiad, wykorzystując swoje dojścia, sprawdził prawdziwość zeznań złożonych przez „Pływaka”. Po potwierdzeniu jego słów postanowiono działać6. Podjęto decyzję, że Niemcy muszą zostać zlikwidowani. Zaproponowano skoczkowi, żeby wziął udział w spotkaniu. Jednak Poznański w obawie, że mógłby nerwowo nie wytrzymać, nie zgodził się. Przekazał jedynie dość powierzchowny rysopis funkcjonariusza, z którym miał się spotkać7.
Leszek Kowalewski ps. „Twardy”
Narodowe Archiwum Cyfrowe
Zadanie powierzono oddziałowi bojowemu „Wapiennik”, wchodzącemu w skład Referatu „993/W” Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu KG AK. Była to elitarna jednostka szybkiego reagowania na wypadek zagrożenia dowództwa podziemia. Oddział powstał w listopadzie 1941 roku. Podlegał bezpośrednio zastępcy szefa wydziału pchor./ppor. Stefanowi Rysiowi „Józefowi” vel „Fischerowi”. Jego głównym zadaniem była likwidacja obcej agentury starającej się rozpracowywać dowództwo ZWZ-AK, wykonywanie wyroków sądów podziemnych oraz inne zadania szczególnej wagi dla bezpieczeństwa podziemia8.
30 marca około godz. 14.20 żołnierze zajęli wyznaczone pozycje. W cukierni usadowili się: dowódca oddziału por. Leszek Kowalewski „Twardy”9, jego zastępca pchor. Tadeusz Towarnicki „Naprawa” oraz dwóch dalszych akowców sierż. Czesław Teofilak „Zadra” oraz pchor. Jan Kowalczyk „Kieł”10. Zewnętrzne ubezpieczenie akcji stanowiło ośmiu ludzi rozstawionych w kilku różnych miejscach. Przed godz. 15.00 przed lokalem pojawiło się dwóch mężczyzn11. Jak wspominał jeden z żołnierzy osłony Lucjan Wiśniewski „Sęp”: Dochodziło bodaj trzy czwarte godziny, gdy Wilczą od strony Poznańskiej zbliżyło się dwu gości. Jeden starszy, szpakowaty, wysoko z niemiecka podstrzyżony. Drugi był młody i widać było jak gdyby usłużne zachowanie się w stosunku do starszego. Obydwaj ubrani byli bardzo elegancko, mieli na sobie jasne, prawie białe płaszcze. Kiedy doszli do drzwi wejściowych zatrzymali się, starszy poczęstował młodszego papierosem, młodszy pospiesznie i usłużnie zarazem podał mu ogień. Coś zaczęli z sobą rozmawiać i widać było, że lustrują okolicę12.
Po wejściu do środka przejęła ich wzrokiem grupa likwidacyjna. Godzina przybycia, składanie zamówienia po niemiecku oraz słabo maskowana broń osobista pod leżącą na stole gazetą nie pozostawiały wątpliwości, kim są przybysze. W pewnym momencie „Twardy” wdał się w rozmowę z kelnerką i prowadząc z nią ożywioną dyskusję, podążał w stronę stolika przybyłych. Kiedy znajdował się plecami do nich, wyciągnął broń i z półobrotu strzelił do jednego z mężczyzn. W tym samym momencie „Naprawa” wpakował kulę w drugiego delikwenta. Niemcy od razu nie padli, ale poprawka obu żołnierzy zakończyła sprawę13. W lokalu powstał ogromny tumult. Część osób rzuciła się do wyjścia, ale została powstrzymana przez „Zadrę” i „Kła”. Żołnierze błyskawicznie opuścili cukiernię tylnym wyjściem. Warto dodać, że likwidatorom nieco pomogła niemiecka orkiestra dęta, która defilowała przed lokalem. Jej dźwięki całkowicie zagłuszyły odgłosy wystrzałów14.
Po kilkunastu minutach na miejsce akcji przybyła policja kryminalna (Kripo). Jeden z mężczyzn już nie żył, drugi odniósł ciężkie rany. Po jakimś czasie zdołano ustalić, że zabity funkcjonariusz to sekretarz kryminalny z Komendy Sipo i SD Dystryktu Krakowskiego15 SS-Sturmscharführer (starszy sierżant sztabowy) Stephan Böhm, urodzony 9 sierpnia 1901 r. w bawarskim Suddersdorf. Drugi, SS-Schütze (szeregowy) Karl Dolezal, urodzony 22 października 1901 r. w Wiedniu, w ciężkim stanie został przewieziony do jednego z warszawskich szpitali, gdzie zmarł 1 kwietnia w wyniku odniesionych ran16.
Mimo dwóch trupów Niemcy nie wyciągnęli konsekwencji wobec ludności cywilnej. Zapewne krążąca po Warszawie plotka, jakoby warszawskie gestapo niezbyt przejęło się losem swych krakowskich kolegów, a wręcz cieszyło z niepowodzenia funkcjonariuszy spod Wawelu, miała w sobie nieco prawdy.
15 kwietnia 1943 r. w „Biuletynie Informacyjnym” zamieszczony został komunikat Kierownictwa Walki Konspiracyjnej o treści: W dn. 30 marca 1943 r. o godz. 15 w Warszawie w cukierni „Europejskiej” przy ul. Marszałkowskiej patrol bojowy Sił Zbrojnych w Kraju zlikwidował dwóch oficerów Gestapo, przybyłych z Krakowa ze specjalnym zadaniem17.
Sprawa „Pływaka” stała się przyczyną wymiany korespondencji między Dowódcą AK gen. Tadeuszem Komorowskim „Borem” ze Sztabem Naczelnego Wodza w Londynie na temat selekcji ochotników do skoku. W jednej z sierpniowych depesz czytamy: Przy doborze kandydatów obserwować istotne przyczyny ochotniczego zgłaszania się do Kraju. Niektórzy nie wytrzymali próby charakteru, przy aresztowaniu załamali się! Pływak (Poznański)18.
Ppor. Jan Poznański, nie mogąc wracać do Krakowa, został przeniesiony do Okręgu AK Lublin. Pod pseudonimem „Ewa” przeprowadził tam szereg brawurowych akcji dywersyjnych. Niestety podczas likwidacji konfidentki w Opolu Lubelskim został ciężko ranny. Zmarł 22 października 1943 r. Pośmiertnie przyznano mu Order Wojenny Virtuti Militari V klasy19.
WSPÓŁCZESNE ŚLADY:
W Opolu Lubelskim przy ul. Puławskiej 6 znajduje się głaz pamiątkowy z napisem: MIEJSCE, NA KTÓRYM W DNIU/ 22 X 1943 R. POLEGLI/ ŻOŁNIERZE AK/ KAWALER ORDERU V.M./ POR. JAN POZNAŃSKI/ PS. „PŁYWAK”, „EWA” CC/ SZER. JANUSZ JAROSŁAWSKI/ PS. „SZPONDER”/ PAMIĘCI POTOMNYM/ PODKOMENDNI/ SPOŁECZEŃSTWO OPOLA LUB./ 11.XI.1998 R.
Fot. Wojciech Königsberg
Kraków po raz pierwszy Próba likwidacji Friedricha Krügera(20 kwietnia 1943 r.)
Mimo że to gubernator Hans Frank odpowiadał za całokształt niemieckiej polityki terrorystycznej na terenie Generalnego Gubernatorstwa (GG), szczególnie złą sławą w pamięci Polaków zapisał się wyższy dowódca SS i policji w GG SS-Obergruppenführer (generał broni) und General der Polizei Friedrich Krüger. Jako osoba bezpośrednio odpowiedzialna za zbrodnie na ludności cywilnej, 20 kwietnia 1943 r. stał się celem ataku akowskich likwidatorów. Niestety akcja wykonana przez krakowską sekcję oddziału „Kosa 30” pod dowództwem por. Edwarda Madeja „Felka”20 zakończyła się niepowodzeniem.
Friedrich Wilhelm Krüger urodził się 8 maja 1894 r. w należącym w tym czasie do Niemiec alzackim Strassburgu. Od 1929 r. należał do NSDAP (nr 171 199). Po dwóch latach został członkiem SS (nr 6 123). Był deputowanym do Reichstagu z okręgu Frankfurt an der Oder. Funkcję wyższego dowódcy SS i policji w GG objął na początku października 1939 r. Od maja 1942 r. pełnił również funkcję sekretarza stanu do spraw bezpieczeństwa w GG21. To właśnie za jego kadencji powstały getta żydowskie oraz niemieckie obozy zagłady w Bełżcu, Lublinie (Majdanku), Sobiborze oraz Treblince. Odpowiadał także m.in. za akcję „AB” wymierzoną w polską inteligencję oraz krwawe pacyfikacje i przesiedlenia na Zamojszczyźnie22. Nic zatem dziwnego, że znalazł się na akowskiej liście hitlerowców do „odstrzału”.
Zadanie jego zlikwidowania zostało powierzone krakowskiej sekcji Organizacji Specjalnych Akcji Bojowych „Kosa 30”. Oddział został wydzielony w ramach AK w maju 1942 r. Na jego czele stał ppłk Józef Szajewski „Philips”. Zajmował się likwidowaniem konfidentów, agentów gestapo oraz innych funkcjonariuszy okupanta, a także prowadzeniem działań dywersyjnych. Początkowo, jeszcze jako „Osa”, podlegał bezpośrednio Dowódcy AK gen. Stefanowi Roweckiemu „Grotowi”, który wykorzystywał go jako oddział dyspozycyjny do zadań specjalnych23. W pierwszym kwartale 1943 r. został przekazany do Kedywu, przyjmując kryptonim „Kosa 30”24. Sekcja krakowska pod dowództwem por. Edwarda Madeja „Felka” liczyła kilka osób.
Heinrich Himmler z wizytą w Krakowie. Od lewej widoczni: Friedrich Wilhelm Krüger, Heinrich Himmler, Hans Frank i Josef Friedrich Bühler, 1942 r.
Narodowe Archiwum Cyfrowe
Początkowe próby zidentyfikowania szefa policji trafiły w ślepy punkt. W jednym z meldunków wywiadowczych wskazywano, że rezyduje na krakowskim rynku pod numerem 2625. Madej otrzymał nawet fotografię oraz dane personalne obserwowanego Niemca. Wkrótce okazało się, że to jednak nie ten Krüger26. W celu nadrobienia zaległości do Krakowa wyjechał szef wywiadu oddziału chor. Aleksander Kunicki „Rayski”. Na miejscu skontaktował się z dowódcą sekcji oraz uruchomił do działania swoją wtyczkę w grodzie Kraka. Jak pisał w wydanych po wojnie wspomnieniach: Przy wykonywaniu zleconego mi zadania liczyłem na pomoc jednego z pracujących w Krakowie naszych wywiadowców, z którym pozostawałem w kontakcie od jesieni 1941 roku. Był to mój znajomy jeszcze z lat przedwojennych, starszy sierżant WP, Feliks Grochal, pseudonim „Warecki”. Pracował on jako wtyczka podziemia w krakowskiej policji kryminalnej, dzięki czemu mógł poruszać się po mieście, wiele wiedział i miał łatwy dostęp tam, dokąd przeciętny śmiertelnik w ogóle nie mógł się prześliznąć27.
Dzięki pomocy „Wareckiego” oraz kilku innych krakowskich konspiratorów „Rayski” zdołał ustalić, że właściwy Krüger mieszka na Wawelu, a urzęduje w siedzibie rządu GG w gmachu dawnej Akademii Górniczej przy al. Adama Mickiewicza 30. Podczas dalszych obserwacji stwierdził, że niemal każdego ranka przyjeżdża po niego na Wawel szary 12-cylindrowy mercedes bez obstawy. Najczęściej w samochodzie oprócz niego oraz szofera znajdował się adiutant generała. Przejazd do siedziby rządu odbywał się trzema głównymi trasami, przy czym zdarzało się, że Krüger wyjeżdżał poza Kraków. Po dwóch miesiącach żmudnego rozpoznania Kunicki zakończył zadanie i przekazał wszystkie ustalenia Madejowi, którego w dalszych pracach miał wspierać Grochal28.
Na podstawie otrzymanych informacji „Felek” opracował koncepcję likwidacji szefa policji. Na miejsce uderzenia wyznaczył zbieg ul. Wygoda z al. Zygmunta Krasińskiego. Wkrótce lokalizację zatwierdził przybyły z Warszawy zastępca „Philipsa” por. Jan Papieski „Jerzy”. Plan zakładał obrzucenie mercedesa dwiema specjalnie wzmocnionymi „filipinkami”29. Pierwszy granat miał zatrzymać samochód, a drugi, wpadając do środka, dokończyć dzieła zniszczenia30. Uzbrojenie grupy uderzeniowej oraz granaty dostarczyły z Warszawy Aleksandra Sokalówna „Władka” oraz Irena Klimeszowa „Bogna”. Jak wspominała ta druga: Chodziło o dostarczenie granatów ręcznych „filipinek” i 5 „Visów” z podwójnymi magazynkami. Transportu tego z Warszawy do Krakowa podejmujemy się obie z „Władką”. Otrzymujemy dowody Volksdeutscherek: „Władka” jako Evi Koeller, ja jako Irma Mueller31.
Na wykonawców akcji wybrani zostali pchor. Andrzej Jankowski „Jędrek” oraz pchor. Tadeusz Battek „Góral”. Osłonę mieli stanowić por. Tadeusz Klemens Wojs „Stanisław” i ppor. Julian Krężel „Julian”. Ponadto w uderzeniu mieli uczestniczyć Madej oraz dowódca sekcji warszawskiej por. Jerzy Kleczkowski „Jurek”. Ich zadaniem było sygnalizowanie zbliżającego się auta32.
Grupa uderzeniowa straciła sporo cierpliwości, oczekując w gotowości na Krügera kilka razy od 6 kwietnia, kiedy po raz pierwszy próbowano wykonać akcję, do 17 kwietnia. Niestety nie pojawiał się w wyznaczonym miejscu. Będąc już na skraju wyczerpania nerwowego, 17 kwietnia oddział otrzymał informację, że 20 kwietnia z okazji urodzin Adolfa Hitlera na Wawelu ma się odbyć wielka uroczystość, w której zapewne będzie także uczestniczył Krüger33.
Rankiem 20 kwietnia żołnierze po raz kolejny zajęli świetnie znane pozycje. Zabrakło jedynie Krężela, który nie mógł tego dnia zwolnić się z pracy. Około 9.50 pojawił się mercedes. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Sygnalizacja nie zawiodła. Kiedy auto znalazło się około 30 metrów od wykonawców, Wojs krzyknął, aby żołnierze atakowali. Wykonawcy cisnęli w kierunku samochodu granaty, sprytnie zamaskowane w wiązkach gałązek imitujących bukiety kwiatów. Niestety oba odbiły się od tylnej części auta, nie wpadając do środka. Mimo to wybuch był tak silny, że auto po przejechaniu kilku metrów zatrzymało się na chodniku, a w okolicznych domach posypały się szyby. Niemcy z pobliskich budynków rozpoczęli ostrzeliwanie akowców. Battek rzucił się do ucieczki. Jankowski także zaczął się wycofywać, ale ranny odłamkiem granatu w rękę oraz ogłuszony wybuchem biegł jakby zamroczony. W pewnym momencie wpadł na kapitana Wehrmachtu, który chciał go zastrzelić. Jak wspominał Madej: W momencie, gdy wydobył rewolwer, aby wykończyć „Jędrka”, „Stanisław” znalazł się obok Niemca i kilkoma strzałami położył go trupem na miejscu. Złapał „Jędrka” za rękę, postawił go na nogi i rozkazał biec na swoją melinę. Gdy „Jędrek” przyszedł do siebie, natychmiast wykonał rozkaz. „Góral” bez przeszkód przedostał się na swoją melinę. My z „Jurkiem” też przedostaliśmy się bezpiecznie na nasze meliny. Mieliśmy szczęście34.
Informacja o likwidacji Friedricha Krügera w „Biuletynie Informacyjnym”
Zbiory autora
Po kilku dniach grupa uderzeniowa wyjechała do Warszawy, gdzie „Felek” zameldował przełożonym: Dnia 20 kwietnia 1943 „Góral” [Battek – W.K.] z bombą i pistoletem, „Czesław” [Jankowski – W.K.] z bombą, „Wojtek-Stanisław” [Wojs – W.K.], „Wojtek-Karol”35 [Krężel – W.K.], „Bogusław-Bolesław” [Madej – W.K.] i „Bogusław-Jan” [Kleczkowski – W.K.] z pistoletami o godzinie 9.50 na rogu Al. Krasińskiego i ul. Wygoda zaatakowali auto Krügera, który został ranny, zabito w czasie odskoku 2 Niemców, „Góral” został ranny w rękę odłamkami rzuconej przez siebie bomby36.
6 maja w „Biuletynie Informacyjnym” pojawił się komunikat Kierownictwa Walki Konspiracyjnej o treści: W odwet za swą zbrodniczą działalność w Polsce, a w szczególności za ostatnie skazanie na śmierć 70 niewinnych Polaków, obwieszczone zarządzeniem z dn. 12 lutego 43 r. – szef policji w Gen. Gubernatorstwie i zastępca Gen. Gubernatora, gen. policji Krüger zgładzony został w Krakowie dn. 20 kwietnia 1943 r. o godz. 9.5037.
Pod komunikatem opublikowany został dłuższy tekst informujący, że ciężko ranny Krüger zmarł kilka dni po akcji. Nie było to jednak prawdą. Zbrodniarz odniósł jedynie niezagrażające życiu obrażenia. Atak musiał jednak wywrzeć na nim duże wrażenie, bowiem po 20 kwietnia unikał wystąpień publicznych. Urzędowanie w Krakowie zakończył jesienią 1943 r.38
W czerwcu sprawa zamachu na szefa policji miała swój dalszy ciąg, tyle że w Warszawie. Tym razem to akowcy stali się celem. 5 czerwca podczas ślubu jednego z członków oddziału w kościele św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży gestapo aresztowało blisko 90 osób39, w tym około 25 żołnierzy „Kosy 30”. Zatrzymania były wymierzone w wykonawców zamachu na Krügera oraz konspiratorów, którzy podłożyli bomby na dworcu kolejowym w Berlinie40. Był to faktyczny koniec oddziału.
WSPÓŁCZESNE ŚLADY:
Tablica pamiątkowa poświęcona akcji znajduje się na ścianie budynku przy al. Zygmunta Krasińskiego 13 w Krakowie. Widnieją na niej słowa: PAMIĘCI/ ŻOŁNIERZY KEDYWU ARMII KRAJOWEJ/ UCZESTNIKÓW DOKONANEGO W TYM MIEJSCU/ 20 KWIETNIA 1943 R. ZAMACHU/ NA HITLEROWSKIEGO ZBRODNIARZA/ GENERAŁA SS FRIEDRICHA KRÜGERA.
Fot. Wojciech Königsberg
Celne strzały Krysta Likwidacja gestapowców w „Café Adria”(Warszawa, 22 maja 1943 r.)
Likwidacje przedstawicieli okupanta wynikały najczęściej z decyzji Dowódcy AK lub były następstwem przypadkowych starć z oddziałami nieprzyjaciela. Zdarzały się jednak akcje, które miały zgoła inną genezę. Jedną z najbardziej niesamowitych historii stanowił atak wykonany 22 maja 1943 r. w warszawskim lokalu „Café Adria” przez 21-letniego Jana Krysta „Alana”. W wyniku strzelaniny, do jakiej doszło w klubie, śmierć poniosło trzech Niemców. Zginął również sam wykonawca. Jego niezwykłe poświęcenie dla Ojczyzny miało wyraz symboliczny, ukazując jednocześnie ogromną tragedię narodu polskiego.
Jan Kryst urodził się 6 kwietnia 1922 r. w Modlinie. Uczęszczał do gimnazjum mechanicznego w Warszawie, które ukończył kilka miesięcy przed wybuchem wojny. Podczas lat spędzonych w szkole działał w harcerstwie oraz sekcji strzeleckiej Przysposobienia Wojskowego. We wrześniu 1939 r. na ochotnika uczestniczył w obronie Warszawy. Podczas okupacji zatrudnił się jako ślusarz w jednej z warszawskich firm. Związał się także z konspiracją. Pod pseudonimem „Alan” był żołnierzem Obwodu AK Wola41. Do Kedywu został przyjęty na kilka dni przed akcją w „Adrii”42.
Wiosną 1943 r. Dowódca Kedywu Okręgu AK Warszawa kpt. Jerzy Lewiński „Chuchro” otrzymał informację o niecodziennej propozycji, jaką Kryst złożył swemu przełożonemu z konspiracji. Jak wspominał zastępca Lewińskiego kpt. Zbigniew Lewandowski „Szyna”: Na jednej z okresowych odpraw z dowódcami ODB [Oddziałów Dywersji Bojowej – W.K.] z obwodów wchodzących w skład Okręgu Warszawskiego jeden z nich zameldował, że pewien żołnierz z jego oddziału zgłosił się do niego z dość niezwykłą propozycją, chciał wykonać samodzielnie jakąś akcję odwetową niedającą szans zachowania życia. Jak twierdził, jest to człowiek chory na gruźlicę – wybrał taki sposób umierania. Podczas spotkania, w którym wzięli udział Lewiński i Lewandowski, Kryst tłumacząc się swoją chorobą, wyraził gotowość wykonania najbardziej straceńczej misji43. Według brata „Alana” Zenona Krysta choroba nie była jednak na tyle rozwinięta, żeby zagrażała życiu. Natomiast postępowanie Jana tłumaczył faktem, że od początku wojny nosił się z zamiarem dokonania jakiejś akcji wymierzonej w okupanta44. Sebastian Pawlina, badacz dziejów warszawskiego Kedywu, wskazuje, że wersja z nieuleczalną chorobą mogła stanowić jedynie pretekst do uzyskania zgody na wykonanie misji45.
Wkrótce prośby Krysta zostały wysłuchane. Przełożeni zlecili mu przeprowadzenie akcji likwidacyjnej w słynnej „Café Adria” przy ul. Moniuszki 10. Przed wojną było to jedno z najpopularniejszych miejsc spotkań warszawskich elit. Podczas okupacji stało się lokalem niewyszukanej rozrywki zarezerwowanej dla przedstawicieli okupanta. Zadaniem „Alana” miało być zastrzelenie jak największej liczby gestapowców, którzy w „Adrii” zajmowali specjalnie wydzieloną lożę46.
Termin akcji wyznaczono na 22 maja. Około godz. 21.50 Kryst zjawił się w lokalu wprowadzony do środka przez oficera Kedywu specjalizującego się w likwidacji agentów gestapo i Abwehry, por. Jerzego Tabęckiego „Lasso”, który posiadał dokumenty uprawniające do korzystania z lokali Nur für Deutsche47, oraz NN „Blondyna”48. Zamiast zająć wolne miejsce przy jednym ze stolików, oparł się o filar tuż obok gestapowskiej loży. Kiedy przygasły światła, a na parkiecie rozpoczął się kolejny występ, Kryst wyciągnął pistolet i otworzył ogień do osób siedzących przed nim. W lokalu powstało ogromne zamieszanie. Początkowo Niemcy nie wiedzieli, co się dzieje. Włoski dziennikarz Alceo Valcini, który był mimowolnym świadkiem całego zdarzenia, w wydanej po wojnie książce wspominał: W czasie, gdy piruety tancerki przyciągały uwagę publiczności, w środku sali, gdzie dawano program, usłyszałem strzał – najpierw jeden, potem drugi, trzeci, czwarty, piąty… O parę kroków ode mnie, po prawej stronie zrobił się zgiełk. Przewracano stoły, naczynia, stołki, butelki. Wycie i krzyki. Po kilku minutach grupa żołnierzy poruszonych do ostatnich granic utorowała sobie przejście wśród tłumu, krzycząc: „Zamach!”, i trzymając rewolwery w ręku. Wysoki młodzieniec z twarzą zbroczoną krwią padł na ziemię, gdy rzucono w niego kilkoma krzesłami. To polski zamachowiec, patriota; zabił on w ciągu paru sekund dwóch oficerów i dwóch żołnierzy, strzelając zza marmurowej kolumny w kierunku centralnie ustawionego stołu, przy którym zazwyczaj zajmowały miejsca osobistości niemieckie49.
Kawiarnia „Adria” w Warszawie, 1940 r.
Narodowe Archiwum Cyfrowe
Jak wynika z akowskiego sprawozdania, w czasie gdy wybuchła strzelanina, dwaj żołnierze, którzy towarzyszyli Krystowi, wycofali się przez szatnię, raniąc przy tym jednego Niemca50. Według innych przekazów przebywali w tym czasie na zewnątrz lokalu, „Lasso” przy drzwiach, a „Blondyn” w rikszy51. Po kilkunastu minutach w „Adrii” pojawiło się gestapo. Niemieccy funkcjonariusze po zbadaniu sprawy doszli do przekonania, że sprawca zajścia był Żydem, który zbiegł z getta i szukał zemsty. Ustalenia śledczych uchroniły ludność cywilną Warszawy od niemieckiego odwetu. Cztery trupy, w tym ciało Krysta, wrzucono do przywiezionych trumien52. Według polskich meldunków ofiarami Krysta było trzech gestapowców, w tym jeden SS-Hauptsturmführer (kapitan) oraz dwóch SS-Obersturmführerów (poruczników)53. W źródłach niemieckich wymienionych zostało dwóch zabitych urzędników gestapo oraz kapral, a także ranny SS-Mann (szeregowy)54.
Jan Kryst ps. „Alan”
Domena publiczna
Mimo rozbieżności w randze ofiar o akcji stało się głośno w całej okupowanej Polsce. 3 czerwca w „Biuletynie Informacyjnym” pojawił się komunikat Kierownictwa Walki Konspiracyjnej informujący o wydarzeniach z 22 maja. Natomiast 23 czerwca w artykule wstępnym do biuletynu wyjaśniono motywy wykonania akcji oraz ujawniono tożsamość jej głównego bohatera. W tekście czytamy m.in.: Kierownictwo Walki Konspiracyjnej nie użyło bomby – tu bowiem nie chodziło o wytracenie którychkolwiek Niemców. Chodziło o wyszukanie spośród tłumu gości jedynie gestapowców i o ich uśmiercenie. Człowiek, który podejmował to zadanie, wiedział, że z lokalu przepełnionego wojskowymi Niemcami żywym nie wyjdzie. W kieszeni ubrania miał pismo zawiadamiające o powodach akcji, grożące wzmożonym odwetem, jeśli bestialstwa gestapowskie nie ustaną. Ten bojowiec w pełni świadomości idący na śmierć – to ślusarz Jan Kryst55.
Niezwykłe poświęcenie oraz odwaga młodego konspiratora zostały docenione już podczas wojny. Właśnie Krystowi zadedykowano wydaną w 1943 r. przez Biuro Informacji i Propagandy KG AK publikację Sławomira Dunin-Borkowskiego pt. Polska karząca, w której opisane zostały słynne akcje AK56. W trakcie Powstania Warszawskiego 8 sierpnia 1944 r. odsłonięto w „Adrii” tablicę pamiątkową poświęconą ofiarnemu żołnierzowi57. Kazimierz Wierzyński uczynił Krysta jednym z bohaterów słynnego wiersza pt. Na rozwiązanie Armii Krajowej, który napisał w lutym 1945 r. w Nowym Jorku na wieść o rozkazie rozwiązującym AK.
WSPÓŁCZESNE ŚLADY:
Na tablicy przy ul. Moniuszki 8 w Warszawie widnieje napis: JAN KRYST/ PS. ALAN/ BOHATERSKI ŻOŁNIERZ/ ARMII KRAJOWEJ/ WYKONUJĄC ROZKAZ/ POLEGŁ 22 MAJA 1943 ROKU/ W SAMOTNEJ WALCE Z GESTAPO/ W LOKALU „ADRIA”/ CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI.
Fot. Sebastian Pawlina
Kat Pawiaka na celowniku Likwidacja Franza Bürkla(Warszawa, 7 września 1943 r.)
W niemieckim systemie terroru oprócz obozów zagłady oraz koncentracyjnych ważną rolę pełniły więzienia polityczne. Na terenie okupowanej Polski największym tego typu obiektem był warszawski Pawiak, w którym w samych tylko egzekucjach śmierć poniosło około 37 tysięcy osób, w tym spora grupa konspiratorów. Na miano najokrutniejszego sadysty spośród załogi Pawiaka zasłużył SS-Scharführer (sierżant) Franz Bürkl, który za swe „dokonania” został odpowiednio „nagrodzony” przez żołnierzy akowskiego „Agatu”58 dowodzonych przez st. strz. Jerzego Zborowskiego „Jeremiego”59.
Franz Bürkl urodził się 16 sierpnia 1911 r. w austriackim Ebelsbergu (obecnie w granicach Linzu)60. Pracę na Pawiaku rozpoczął w sierpniu 1941 r. Pełnił funkcję dowódcy zmiany, a od 22 września także zastępcy komendanta więzienia, czuwając nad wykonywaniem poleceń gestapo. Dość szybko dał się poznać jako okrutny sadysta, czerpiący satysfakcję z torturowania oraz mordowania więźniów. W swych zbrodniczych poczynaniach wykorzystywał równie nieobliczalnego wilczura Kastora61. Jak wspominał chor. Aleksander Kunicki „Rayski”, który rozpracowywał wywiadowczo Bürkla: Powiem tylko, że dwa lata urzędowania Buerckla na Pawiaku były jednym pasmem popełnianych przez niego zbrodni, z których każda w pełni usprawiedliwiała posłanie mu kulki w łeb. Sam widziałem kiedyś przemycony zza pawiackich murów gryps, w którym jakiś więzień zapytywał z rozpaczą: „czy naprawdę nie ma osoby, która poświęciłaby się i usunęła Buerckla?62. Wkrótce znalazły się takie osoby.
Napis wykonany przez harcerzy z organizacji „Wawer” na tablicy ogłoszeniowej umieszczonej na ogrodzeniu ogrodu BGK przy ul. Brackiej
Domena publiczna
Latem 1943 r. Kierownictwo Walki Podziemnej, na podstawie meldunków wywiadowczych, wydało rozkaz likwidacji Bürkla. Zadanie zostało powierzone nowo utworzonemu w ramach Kedywu KG AK oddziałowi „Agat”, który przejął tego typu zadania od rozbitej „Kosy 30”63. Podstawowym problemem dla wykonawców był fakt, że nikt z AK nie wiedział, jak wygląda Bürkl. Dlatego niezwykle ważne było przeprowadzenie dokładnego rozpoznania wywiadowczego. Zostało to zlecone ocalałemu z rozbitej „Kosy 30” „Rayskiemu”. Na początku próbował zidentyfikować strażnika poprzez siostrę jednej ze swych wywiadowczyń Ewy Płoskiej „Ewy”, która przebywała w żeńskiej części Pawiaka, tzw. Serbii. Z racji pełnienia tam roli funkcyjnej stanowiła nieocenione źródło informacji64.
Kiedy tą drogą nie udało się namierzyć delikwenta, Kunicki postanowił osobiście wykonać rozpoznanie. Wziął pod obserwację ciężarówkę, która woziła załogę więzienia z siedziby gestapo przy al. Szucha na Pawiak. Po pewnym czasie namierzył strażnika z wilczurem. Podążając za nim, ustalił, że mieszka w budynku przy ul. Polnej 22. Nadal nie miał jednak pewności, kim jest65. Wkrótce dzięki znajomym poznał zwolnionego z Pawiaka Bogusława Ustaborowicza „Żara”, który zidentyfikował wskazanego mężczyznę jako Bürkla66. Dodatkowym potwierdzeniem była księga meldunkowa domu, w którym mieszkał wskazany Niemiec, zdobyta przez podkomendnego „Rayskiego” Ludwika Żurka „Żaka”, który był akowską „wtyczką” w polskiej policji kryminalnej67.
Powstanie warszawskie. Ostatnie zdjęcie por. Jerzego Zborowskiego ps. „Jeremi”, po prawej ppor. Jerzy Zapadko „Mirski”
Muzeum Powstania Warszawskiego
Pod koniec sierpnia ta część rozpoznania była zakończona. Dalsze obserwacje przez kolejne trzy tygodnie prowadzili inni żołnierze „Agatu”. Na początku września wszystko było gotowe68. Dowódca oddziału cichociemny kpt. Adam Borys „Pług” vel „Bryl”69 do wykonania zadania wyznaczył żołnierzy z I plutonu pod dowództwem st. strz. Jerzego Zborowskiego „Jeremiego”, który miał być głównym wykonawcą. Jego zastępcą i drugim egzekutorem został Bronisław Pietraszewicz „Lot”. Na miejsce akcji wytypowano odcinek drogi Bürkla z domu do pracy u zbiegu ul. Marszałkowskiej z ul. Litewską70. Do ubezpieczenia wyznaczono Eugeniusza Schielberga „Dietricha” oraz Henryka Migdalskiego „Kędziora” uzbrojonych w maszynowe steny. Odskok miał się odbyć ciężarowym bmw. Dodatkowo do ewakuacji ewentualnych rannych wypożyczono z Batalionu „Zośka” ciężarowego opla wraz z kierowcą plut. pchor. Józefem Nowocieniem „Konradem”71.
Pierwsza próba likwidacji Bürkla miała miejsce 5 września. Jednak dowódca musiał zwinąć akcję, bowiem cel nie pojawił się tego dnia we wskazanym miejscu72. Dwa dni później żołnierze mieli już więcej szczęścia. Około godz. 9.40 grupa uderzeniowa zajęła stanowiska. Brak było jedynie bmw, dlatego ściągnięto zapasowe auto. Zagrożeń było jednak dużo więcej. W raporcie Zborowskiego sporządzonym po akcji można przeczytać: Przy zbiegu ulic Piłsudskiego i Marszałkowskiej zatrzymały się dwa motocykle patrolowe policji niemieckiej w białych czapkach. Na przystanku przy Litewskiej „urzędował” patrol policji niemieckiej w sile trzech osób w hełmach oraz kilku uzbrojonych policjantów niemieckich czekających w tramwajach. Poza tym w chwili ukazania się pana B. [Bürkla – W.K.], na przystanek zajeżdżał od strony placu Unii Lubelskiej tramwaj linii „1” z wielu Niemcami na platformie. Tuż za nim stało „O” z kilkoma Niemcami73.
O 9.58 w bramie obserwowanego domu pojawił się Bürkl. „Żar” wskazał go Zborowskiemu. Zrodziła się jednak kolejna komplikacja. Jak wspominał Ustaborowicz: Na ulicę Oleandrów wychodzi jak na zamówienie cała rodzina Buercklów. Widzę wózek dziecięcy, prowadzony przez Buerckla, obok żona i pies kręcący się wkoło. Uszli kilka kroków i przystanęli. Buerckel wrócił się do wyjścia. W oknie ukazała się głowa kobieca. Służąca rzuciła mu pęk kluczy. Chwycił je i spokojnym krokiem cała rodzina ruszyła w naszym kierunku74.
Mimo to „Jeremi” zachował zimną krew. Przeszedł na drugą stronę ul. Marszałkowskiej, dając pozostałym sygnał do działania. Bürkl, niczego nie przeczuwając, minął Zborowskiego i Pietraszewicza, kierując się w ul. Litewską. Kiedy tylko znalazł się za nimi, akowcy odwrócili się i oddali serie prosto w jego plecy. Wokół rozpętała się ostra strzelanina. Osłona, którą wspomagał „Jeremi”, panowała jednak nad sytuacją. Największe problemy miał „Lot”, który dopadł do zabitego w poszukiwaniu dokumentów. Oprócz kul musiał osłaniać się przed żoną zabitego, która rzuciła się na niego z pazurami i pięściami. W końcu zdołał odnaleźć portfel. Żołnierze bez strat własnych ewakuowali się z miejsca akcji. Ucierpiała jedynie ciężarówka podziurawiona niemieckimi kulami75.
Akcja trwała niespełna półtorej minuty. Oprócz Bürkla akowskie kule dosięgły kilku innych przedstawicieli okupanta, którzy włączyli się do walki76. Niezwykle istotne było także oddziaływanie propagandowe likwidacji. 16 września w „Biuletynie Informacyjnym” zamieszczony został komunikat Kierownictwa Walki Podziemnej o treści: Dn. 7.IX.43 r. o godz. 9.58 został zastrzelony w Warszawie SS-Oberscharführer Bürckl, komendant Pawiaka, znany ze znęcania się nad więźniami i masakrowania ich77.
Wspominając powyższą akcję, należy oddać hołd ofiarom Franza Bürkla oraz 36 więźniom, którzy w ramach odwetu za jego zastrzelenie zostali zamordowani 8 września 1943 r. w ruinach getta78.
WSPÓŁCZESNE ŚLADY:
W miejscu, w którym stał budynek więzienia przy ul. Dzielnej 24/26 w Warszawie, mieści się obecnie Muzeum Więzienia Pawiak, będące oddziałem Muzeum Niepodległości w Warszawie. Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej: http://www.muzeum-niepodleglosci.pl/pawiak.
Fot. Wojciech Königsberg
„Wyłup” idzie do piachu Likwidacja Ernsta Wefelsa(Warszawa, 1 października 1943 r.)
O ile w części męskiej Pawiaka za najokrutniejszego sadystę uchodził Franz Bürkl, to na oddziale kobiecym tzw. Serbii szczególnie złą sławą zapisał się SS-Sturmmann (starszy szeregowiec) Ernst Wefels. Oprócz fizycznego i psychicznego maltretowania osadzonych kobiet starał się rozpracowywać struktury wewnątrz więziennej konspiracji. Kiedy informacja o jego zbrodniach oraz zamiarach dotarła do dowództwa podziemia, decyzja była natychmiastowa. Wefels został zlikwidowany 1 października 1943 r. przez egzekutorów „Agatu” pod dowództwem Kazimierza Kardasia „Orkana”79.
Ernst Wefels80 urodził się 8 stycznia 1909 r. w Krefeld w Nadrenii Północnej-Westfalii81. Od 1941 r. pełnił funkcję kierownika zmiany w kobiecej części Pawiaka82. Należał do grona największych sadystów wśród załogi więzienia. Jego ciężkiej ręki doświadczały nawet chore oraz ciężarne więźniarki83. Były więzień Pawiaka, który w ramach „Agatu” jesienią 1943 r. rozpracowywał Wefelsa, Bogusław Ustaborowicz „Żar”, wspominał: Z uwagi na swe wyłupiaste wielkie oczy, popularnie przezywany jest przez polskie więźniarki „Wyłupem”. Ma on tę cechę dla gestapowców zaletę, że jest spokojny, opanowany, nie unosi się nigdy. Ofiary swoje potrafi wykańczać na zimno, nie pomijając żadnego szczegółu z góry opracowanego planu. Zjawieniem swoim na terenie więzienia budzi lęk nie tylko wśród więźniarek, ale i wśród stale jeszcze pełniących służbę strażniczek polskich84.
Wefels miał jednak na sumieniu także inne grzechy. Wszedł w zażyłość z jedną z osadzonych Sabiną Bykowską. Jego więzienna miłość informowała go o treści podsłuchanych rozmów między osadzonymi oraz naprowadziła na trop personelu medycznego zajmującego się przenoszeniem grypsów85. Wiadomość o postępowaniu tej nietypowej pary dotarła do dowództwa podziemia. Po przeanalizowaniu zebranego materiału zdecydowano, że Wefels musi zostać zlikwidowany86. Sąd podziemny taki sam werdykt wydał w stosunku do Bykowskiej87.
Kazimierz Kardaś ps. „Orkan”
Domena publiczna
Zadanie zostało zlecone „Agatowi”. Dowódca oddziału kpt. Adam Borys „Pług” do rozpracowania Niemca wyznaczył chor. Aleksandra Kunickiego „Rayskiego”, który znał procedury panujące na Pawiaku oraz rozkład godzinny strażników. Największym problemem był brak rysopisu delikwenta. „Rayski” po raz kolejny postanowił skorzystać z pomocy swej wywiadowczyni Ewy Płoskiej „Ewy”. To, co nie wypaliło przy próbie namierzenia Bürkla, tym razem zakończyło się powodzeniem. Kunicki wspominał: Z zadania „Ewa” wywiązała się doskonale. Już po kilku dniach wiedziałem, że Weffels jest wysokim blondynem, o tęgiej, nalanej twarzy i bardzo charakterystycznych niebieskich, wyłupiastych oczach, którym zawdzięczał, że więźniarki nazywały go „Wyłupem”. Chodził w mundurze. Dodatkowo „Ewa” poinformowała mnie, że Weffels mieszka gdzieś w okolicach al. Szucha, a służbę na Pawiaku rozpoczyna co drugi dzień o godzinie 13.0088. Dalszą obserwację wraz z „Ewą” prowadził „Żar”. Wkrótce potwierdził, że wskazany przez Płoską strażnik to rzeczywiście Wefels89. 25 września 1943 r. Kunicki przekazał Borysowi wszelkie informacje zdobyte podczas rozpoznania, m.in. ustalił, że mieszka przy ul. Koszykowej 690.
Ze względu na fakt, że wskazane mieszkanie znajdowało się blisko Pawiaka, postanowiono zastrzelić Wefelsa niemal tuż pod jego domem u zbiegu ul. Koszykowej z ul. 6 Sierpnia. Na dowódcę likwidacji wyznaczono Kazimierza Kardasia „Orkana”, zastępcę dowódcy II plutonu „Agatu”. Drugim likwidatorem miał być Ryszard Dulniak „Daniel”. Henryk Zakrzewski „Kobza” oraz Witold Juszczak „Kalina” stanowili osłonę. Natomiast Tadeusz Kostrzewski „Niemira” pełnił rolę szofera samochodu przygotowanego do odskoku91.
Dodatkowo do akcji zaangażowano łączniczkę Marię Stypułkowską (po wojnie Stypułkowska-Chojecka) „Kamę”, która miała dać znak, kiedy Wefels wyjdzie z domu. Było to pierwsze tego typu zadanie dla 17-letniej konspiratorki. Po latach o swej roli w akcji z 1 października mówiła: Przed akcją pobiegłam do kościoła na placu Zbawiciela, przed obrazem Świętej Teresy, który wisi do dnia dzisiejszego, modliłam się, żebym się nie pomyliła, bo przecież koledzy będą narażali swoje życie i tyle przygotowań i żeby nie „spalić” tej akcji. Dopiero stamtąd poszłam na wyznaczone miejsce na Koszykową. Szłam i miałam tak spacerować, zawracając. Gdy zawróciłam, zobaczyłam, że ten, o którego chodzi, idzie naprzeciwko mnie, spojrzałam, przeszłam na drugą stronę jezdni. To był znak dla moich kolegów, którzy stali bliżej placu na Rozdrożu92.
Informacja o likwidacji Ernsta Wefelsa w „Biuletynie Informacyjnym”
Zbiory autora
„Kama” przeszła przez jezdnię o godz. 12.02. Widząc to, „Daniel” zdjął kapelusz, co było sygnałem dla „Orkana”, że cel nadchodzi. Kiedy Niemiec znalazł się w odległości około 5 metrów, Kardaś wysłał w jego kierunku serię ze stena. Jednak sytuacja zaczęła się komplikować. Ranny Wefels zaczął uciekać w kierunku parku Ujazdowskiego. „Orkan” biegł za nim, strzelając ze stena. Strzały nie były jednak celne, do tego wkrótce skończyła się amunicja. Kardaś wybiegł z parku i popędził w stronę „Kobzy” po zapasowy magazynek. Kiedy się dozbroił, wrócił do parku, gdzie w jednej z alejek odnalazł rannego Wefelsa i strzałem z bliskiej odległości zakończył jego żywot93.
W tym samym czasie pozostali konspiratorzy osłaniali dowódcę. W Al. Ujazdowskich pojawił się patrol motocyklowy żandarmerii. Jedna „filipinka” odwiodła ich od zamiaru stawiania oporu. Bohaterstwem wykazał się także szofer, który ogniem broni maszynowej ostudził zapędy dwóch esesmanów próbujących włączyć się do walki. Odwrót odbył się bez większych problemów94.
2 października Niemcy rozstrzelali w Warszawie 22 mężczyzn oraz jedną kobietę z Pawiaka95. Według Tomasza Strzembosza nie ma jednak pewności, czy był to odwet za likwidację Wefelsa, czy zwykły zbieg okoliczności96.
14 października na pierwszej stronie „Biuletynu Informacyjnego” można było przeczytać: Dn. 1.X. o godz. 12.05 w Warszawie został zastrzelony SS-Sturmmann Ernst Wefels, kat i oprawca w więzieniu kobiecym na Pawiaku97.
WSPÓŁCZESNE ŚLADY:
Obecnie na miejscu „Serbii” przy ul. Dzielnej 24/26 w Warszawie znajduje się tablica pamiątkowa z napisem: TU STAŁ/ BUDYNEK WIĘZIENIA/ „SERBIA”/ W KTÓRYM HITLEROWCY/ W LATACH 1939–1944/ ZAMORDOWALI/ TYSIĄCE KOBIET/ – PATRIOTEK POLSKICH.
Fot. Wojciech Königsberg
Akcja „Polowanie” Próba likwidacji Ludwiga Fischera(okolice Wawra, 8 stycznia 1944 r.)
Szereg śmiałych akcji polskiego podziemia, mimo wydawać by się mogło dokładnego przygotowania, zakończyło się niepowodzeniem. Najczęściej wynikało to z błędu ludzkiego, niekiedy z przeszacowania własnych możliwości względem przeciwnika. Jedną z najsłynniejszych akcji AK zakończonych fiaskiem była próba likwidacji gubernatora dystryktu warszawskiego dr. Ludwiga Fischera, wykonana 8 stycznia 1944 r. przez oddział pod dowództwem cichociemnego por. Bronisława Gruna „Szyba”98.
Ludwig Fischer urodził się 16 kwietnia 1905 r. w Kaiserslautern w Bawarii. Od 1926 r. był członkiem NSDAP (nr 36 499). Trzy lata później został członkiem SA w Monachium. Studiował prawo i nauki polityczne w Heidelbergu, Monachium, Würzburgu i Erlangen. W 1929 r. zdobył tytuł naukowy doktora. Działał w Akademii Prawa Niemieckiego wraz z dr. Hansem Frankiem. Był deputowanym do Reichstagu III Rzeszy z okręgu wyborczego Düsseldorf West. Pod koniec października 1939 r. został mianowany szefem dystryktu warszawskiego, a po kilku miesiącach otrzymał tytuł gubernatora99, stając się najwyższym rangą przedstawicielem władz okupacyjnych na tym terenie.
Pod koniec 1943 r., w obliczu wzmożenia niemieckiego terroru w Warszawie, w tym szeregu ulicznych egzekucji, AK rozpoczęła realizację tzw. akcji „Główki”100. Jej celem była likwidacja funkcjonariuszy niemieckich odpowiedzialnych za zbrodnie na ludności polskiej. W tym samym mniej więcej czasie akowski kontrwywiad zdobył informację o polowaniach organizowanych dla niemieckich dostojników w leśnictwie Mienia koło Mińska Mazowieckiego. Brali w nich udział m.in.: dr Fischer, dowódca SS i policji na dystrykt warszawski SS-Brigadeführer (generał brygady) und Generalmajor der Polizei Franz Kutschera oraz komendant SD i policji bezpieczeństwa na dystrykt warszawski SS-Standartenführer (pułkownik) dr Ludwig Hahn. Była to niepowtarzalna okazja do jednoczesnej likwidacji kilku zbrodniarzy, a w szczególności Fischera, odpowiadającego za całokształt niemieckiej polityki w dystrykcie. Szanse powodzenia akcji zwiększał fakt, że leśniczy organizujący polowania był członkiem AK101.
Pomysłodawcą zlikwidowania Fischera podczas polowania był cichociemny kpt. Bolesław Kontrym „Żmudzin”102, dowodzący w tym czasie oddziałem ochrony Delegatury Rządu na Kraj o kryptonimie „Sztafeta”, „Podkowa”. W biografii skoczka czytamy: Inicjatywa tego zamachu wyszła ode mnie. (…) Przedstawiłem projekt dyrektorowi ZAWADZKIEMU103, który wyraził zgodę, uzależniając wykonanie planu od aprobaty Kedywu. Z kolei nawiązałem kontakt z Kedywem i przeprowadziłem konferencję z nieznanym mnie dotąd zastępcą dowódcy Kedywu KG104. Po upływie kilku godzin spotkałem się z nim ponownie i otrzymałem rozkaz mniej więcej treści następującej: Kedyw zgadza się na akcję, z tym że dowództwo obejmie oficer wyznaczony przez komendanta Kedywu105.
W pierwszych dniach stycznia 1944 r. dowódca kedywowskiego Batalionu „Zośka” por. Ryszard Białous „Jerzy” otrzymał rozkaz wskazania oficera, który przygotuje i przeprowadzi tę niezwykle śmiałą akcję. Do wykonania zadania wyznaczył por. Bronisława Gruna ps. „Szyb”, który przygotowując plan, rozpatrywał kilka wariantów działania:
Widzę cztery możliwości wykonania zadania:
1) w lesie – przed, podczas lub po polowaniu;
2) zasadzka w pobliżu rejonu polowania;
3) zasadzka na trasie Warszawa – Mienia;
4) likwidacja z samochodu podczas jazdy na polowanie lub w drodze powrotnej106.
Po konsultacjach z leśniczym podjął decyzję, że uderzenie należy wykonać podczas powrotu z łowów. Na miejsce akcji wytypowano odcinek trasy Mińsk Mazowiecki – Warszawa na wysokości Wawra. W stan gotowości postawiono Oddziały Dyspozycyjne Kedywu KG AK: „Zośkę”, kompanię por. Romana Kiźnego „Poli” oraz kompanię por. Juliana Barkasa „Sawicza”. Ponadto w akcji miało uczestniczyć kilku żołnierzy z oddziału bojowego Delegatury Rządu pod dowództwem „Żmudzina”107 oraz cichociemny por. Tadeusz Gaworski „Lawa” vel „Tadziunio”108 z kilkoma podkomendnymi ze specjalnego plutonu lotniczego KG AK109.
Plan zakładał, że podczas zorganizowanej zasadzki pierwszy z samochodów niemieckiej kolumny powracającej z polowania zostanie zatrzymany za pomocą stalowej liny przeciągniętej przez drogę. Z jednej strony lina miała być zaczepiona o słup, a drugi jej koniec, po owinięciu wokół drzewa, zablokowany przy użyciu haka. Po zatrzymaniu aut miał się rozpocząć atak. Grupa uderzeniowa, licząca 40 osób, została odpowiednio uzbrojona w broń maszynową, granaty oraz broń krótką. Gdy przygotowania były już na ukończeniu, leśniczy poinformował, że 8 stycznia odbędzie się polowanie z udziałem Fischera i jego świty. Był to sygnał do działania110.
Ludwig Fischer przemawia do przywódców NSDAP dystryktu warszawskiego, 1941 r.
Narodowe Archiwum Cyfrowe
8 stycznia przed południem, po potwierdzeniu, że kolumna pięciu samochodów niemieckich wyjechała z Warszawy, „Szyb” przeprowadził odprawę dla dowódców poszczególnych sekcji. Następnie żołnierze w kilku grupach skierowali się w okolice Wawra. Dwoma samochodami przerzucono także broń ukrytą w butlach tlenowych. Zadbano również o zapewnienie zabezpieczenia sanitarnego. Na miejsce żołnierze przybyli kilka godzin przed planowanym uderzeniem. Po godz. 14.00 zjawił się „Szyb” i rozlokował poszczególne grupy111. Jeden z uczestników Władysław Wajnert „Władek Tramwajarz” po latach wspominał: Po jednej stronie szosy, na przestrzeni ok. 200 m, rozrzucone było kilkanaście grup ataku, z których każda składała się z 2–3 ludzi. Zadaniem ich było ostrzelanie wozów, a po ich zatrzymaniu /przewidzianym w planie akcji/ bezpośrednie zaatakowanie samochodów i zabranie z nich broni i dokumentów112.
Mimo panującego chłodu przez kilka godzin akowcy oczekiwali na niemieckie samochody. Około godz. 18.00 łącznicy światłem latarek zasygnalizowali zbliżanie się kolumny. Niestety auta pojawiły się szybciej, niż się spodziewano i żołnierz zakładający linę zdołał jedynie owinąć drzewo, a gdy chciał założyć hak, pierwszy samochód zerwał ją. Mimo silnego ostrzału oraz obrzucenia kolumny granatami samochody zdołały wymknąć się z zasadzki. Jak relacjonował Jan Koźniewski „Korab”: Ten, który przebiegł z tą liną, to trochę za późno przebiegł i nie zdołał zakręcić parę razy, tylko z jeden raz i trzymał tę linę. Oczywiście, jak ten samochód wpadł na tę linę, to ją sforsował i oni sobie pojechali. Ale myśmy byli usytuowani wzdłuż tej szosy i ostrzeliwaliśmy, i obrzucaliśmy granatami tych Niemców. (…) Ale w połowie się tylko udała ta akcja, bo gdyby nie ta lina, to…113.
Cel akcji, którą ochrzczono „Polowaniem”, nie został osiągnięty. Fischer nie zginął. Jednak dziewięciu Niemców odniosło rany, w tym jednemu amputowano nogę. Ponadto zniszczeniu uległy auta114. Konspiratorzy wynieśli również ważną lekcję na przyszłość. W tego typu działaniach lina powinna zostać założona skośnie, aby samochód zjechał po niej do rowu lub uderzył w drzewo115.
