Życie zaczyna się dzisiaj. Pokochaj siebie i otwórz się na to, co przynosi los - Pema Chödrön - ebook

Życie zaczyna się dzisiaj. Pokochaj siebie i otwórz się na to, co przynosi los ebook

Chodron Pema

4,3

Opis

Pema Chödrön, autorka bestsellerowych książek, w książce Życie zaczyna się dzisiaj doradza jak nauczyć się kochać życie, takim jakie jest.

Niemal wszyscy ludzie są przekonani, że najlepszym sposobem na życie jest unikanie bólu i dążenie do wygody. Jednak żyjąc w ten sposób, na najmniejszy przejaw cierpienia reagujemy ucieczką. Zdaniem Pemy Chödrön postępując w ten sposób, nigdy nie dowiemy się, co się kryje za daną przeszkodą czy budzącą lęk sytuacją. Nigdy nie poznamy więc siebie.

Aby wieść życie, które wolne jest od potrzeby pewności, że wszystko ułoży się po naszej myśli, aby wieść życie bardziej pasjonujące i pełne, musimy uświadomić sobie, że możemy znieść wiele.

A to nowe, samoświadome życie, może zacząć się od dzisiaj.

Życie zaczyna się dzisiaj to książka o zaprzyjaźnianiu się ze sobą i ze światem, a także o umiejętności przyjmowaniu potężnej dawki radości, cierpienia i zamętu, które charakteryzują ludzki los.

Pema Chödrön

Buddyjska mniszka amerykańskiego pochodzenia, którą pokochały gwiazdy Holllywood. Po rozstaniu z mężem znalazła ukojenie w buddyzmie. Należy do najwybitniejszych uczniów Czogjama Trungpy. Otrzymała tytuł Aczarii, przeznaczony dla doświadczonych nauczycieli Szambali, którzy swoim życiem potwierdzają mądrość nauk dharmy. Autorka wielu popularnych poradników, w tym bestsellerowej książki Nigdy nie jest za późno polecanej przez wiele gwiazd, m.in.: Oprah Winfrey, Gwyneth Paltrow oraz Jeffa Bridgesa.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 157

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (18 ocen)
12
3
1
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: The Wisdom of No Escape
© Copyright for Polish edition by Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o., Warszawa 2021 © 1991 by Pema Chödrön
This translation of Wisdom of No Escape is published by Publisher by arrangement with Shambhala Publications, Inc. and Macadamia Literary Agency, Warsaw.
Redakcja i korekty: Melanż
Projekt okładki: Ada Kujawa
Dyrektor produkcji: Robert Jeżewski
Wydanie I, 2021
ISBN: 978-83-8132-304-8
Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o. ul. Widok 8, 00-023 Warszawa tel. 22 312 37 12
Dział handlowy:[email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie, w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
Konwersja:eLitera s.c.

Mojemu nauczycielowi,czcigodnemu Widjadharze,Chögyamowi Trungpie Rinpoczemu,i moim dzieciom, Arlyn i Edwardowi

Wstęp

Zapraszam do lektury wykładów wygłoszonych wiosną 1989 roku, podczas miesięcznego odosobnienia (dathun). Jego uczestnicy, zarówno osoby świeckie, jak i mnisi, stosowali technikę medytacyjną opracowaną przez Chögyama Trungpę, której opis znajdziecie w książce. Dathun wypełniały formalne sesje medytacyjne w pozycji siedzącej, medytacje w czasie spacerów oraz podczas jedzenia (oryoki), a także prace porządkowe na terenie klasztoru i pomoc w przygotowywaniu posiłków.

Wykłady odbywały się każdego dnia o poranku. Miały na celu zainspirowanie i zachęcenie uczestników do otwarcia się z głębi serca na wszystko, co przyniesie dzień, a także do tego, żeby codzienne doświadczenia, całe ich bogactwo, traktować jak najważniejszego nauczyciela i przewodnika.

Ważną rolę w czasie odosobnienia odgrywało naturalne piękno Gampo Abbey, buddyjskiego klasztoru dla kobiet i mężczyzn z Zachodu, założonego w 1983 roku przez Chögyama Trungpę. Klasztor znajduje się na wyspie Cape Breton w Nowej Szkocji, na końcu długiej polnej drogi, na klifach, wysoko nad Zatoką Świętego Wawrzyńca, gdzie dzikość i żywiołowość pogody, zwierząt i krajobrazu przenika atmosferę. Kiedy siedzi się w sali medytacyjnej, ogrom nieba i wody wypełnia umysł i serce. Cisza, potęgowana dźwiękami morza i wiatru, ptaków i zwierząt, przenika zmysły.

Podczas dathun (jak zawsze w trakcie pobytu w klasztorze) uczestnicy przestrzegali pięciu klasztornych zasad: nie kłamać, nie kraść, nie angażować się w aktywność seksualną, nie odbierać życia, nie używać alkoholu i narkotyków.

Współistnienie natury, samotności, medytacji i ślubowań stworzyło wywołującą zachwyt i jednocześnie przynoszącą ból sytuację „bez wyjścia”. Nie mając gdzie się ukryć, łatwiej było otworzyć serce i przyjmować nauki przekazywane w tych prostych wykładach.

Przesłaniem dla dathun oraz dla czytelnika jest bycie z samym sobą bez poczucia winy i bez osądzania siebie. To instrukcja, jak kochać siebie i swój świat. Są to zatem proste, przystępne wskazówki, jak złagodzić cierpienie, zarówno własne, jak i innych ludzi na świecie.

Pragnę podziękować Ane Trime Lhamo i Jonathanowi Greenowi z Shambhala Publications, którzy zachęcili mnie do wydania tej książki; Migme Chödrön z Gampo Abbey, która przepisała i zredagowała treść wykładów, oraz Emily Hilburn Sell z Shambhala Publications, która nadała im obecną formę. W książce przedstawione zostało to, co do tej pory, w bardzo ograniczony sposób, zrozumiałam z nauczania, którym z wielką wyrozumiałością i cierpliwością podzielił się ze mną mój mistrz, Chögyam Trungpa Rinpocze.

Niech ta książka przyniesie wiele pożytku.

1Miłująca życzliwość

Wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek przyszli na świat, łączy błędne przekonanie, że najlepszym sposobem na życie jest unikanie bólu i dążenie do wygody. Można to zaobserwować nawet u owadów, zwierząt i ptaków. Wszyscy jesteśmy tacy sami.

O wiele bardziej interesujące, przyjemne, odkrywcze i radosne podejście do życia polega na tym, że rozwijamy ciekawość, nie dbając o to, czy przedmiot naszych dociekań jest gorzki, czy słodki. Aby wieść życie, które wykracza poza małostkowość i uprzedzenia, które jest wolne od potrzeby pewności, że wszystko ułoży się po naszej myśli, aby wieść życie bardziej pasjonujące, pełne i przyjemne niż obecne, musimy uświadomić sobie, że możemy znieść wiele, aby dowiedzieć się tego, kim jesteśmy i czym jest ten świat, jak funkcjonujemy my sami i jak funkcjonuje nasz świat, jak to wszystko w ogóle działa. Jeśli jesteśmy przywiązani do wygody za wszelką cenę, to naszą reakcją na najmniejszy przejaw cierpienia jest ucieczka. Reagując w ten sposób, nigdy nie dowiemy się, co się kryje za tą konkretną przeszkodą, ścianą czy budzącą lęk sytuacją.

Kiedy ludzie zaczynają medytować lub stosować inne praktyki duchowe, często myślą, że dzięki temu staną się lepsi, co jest w pewnym sensie przejawem wyrafinowanej przemocy wobec tego, kim w rzeczywistości są. To trochę tak, jak mówienie: „Gdybym tylko zaczął biegać, byłbym lepszym człowiekiem”, „Gdybym tylko mógł kupić ładniejszy dom, byłbym lepszym człowiekiem” czy „Gdybym mógł medytować i wyciszyć się, byłbym lepszym człowiekiem”. Albo scenariusz jest taki, że obwiniają innych i wtedy mówią: „Gdyby nie mój mąż, moje małżeństwo byłoby idealne”, „Gdyby nie to, że nie mogę dogadać się z szefem, moja praca byłaby po prostu świetna” czy „Gdyby nie mój umysł, moja medytacja byłaby doskonała”.

Ale miłująca życzliwość, maitri wobec siebie, nie oznacza pozbywania się czegokolwiek. Maitri oznacza, że po tych wszystkich latach nadal możemy być szaleni. Po tych wszystkich latach nadal możemy się złościć. Nadal możemy być nieśmiali, zazdrośni lub czuć się niedowartościowani. Chodzi o to, żeby nie próbować się zmieniać. W praktyce medytacyjnej nie chodzi o to, by odrzucić siebie i stać się kimś lepszym. Rzecz w tym, by zaprzyjaźnić się z tym, kim już jesteśmy. Podstawą praktyki jesteś ty, ja czy ktokolwiek inny, kim teraz jesteśmy, właśnie tacy, jacy jesteśmy. To jest fundament, to jest to, co zgłębiamy, to jest to, co poznajemy z ogromną ciekawością i zainteresowaniem.

Czasami buddyści używają słowa ego z pogardą, nadając mu całkiem inne znaczenie niż ma termin freudowski. Jako buddyści moglibyśmy powiedzieć: „Moje ego jest przyczyną wielu problemów”. Wtedy moglibyśmy pomyśleć: „Cóż, w takim razie powinniśmy się go pozbyć, prawda? Wtedy nie byłoby żadnego problemu”. Wręcz przeciwnie, nie chodzi o pozbycie się ego, ale o to, żeby zacząć interesować się sobą, analizować i być dociekliwym w stosunku do siebie.

Ścieżka medytacji, ścieżka naszego życia w ogóle, jest związana z ciekawością, z dociekliwością. Zaczynamy od samych siebie; jesteśmy tu po to, by przyglądać się sobie i poznawać siebie właśnie teraz, nie odkładamy tego na później. Ludzie często mówią: „Chciałem przyjść i przeprowadzić z tobą wywiad, chciałem napisać do ciebie list, chciałem zadzwonić, ale chciałem poczekać, aż będę bardziej sobą”. A ja myślę: „Cóż, jeśli jesteś taki jak ja, mógłbyś czekać przez całą wieczność!”. Więc przyjdź taki, jaki jesteś. Magia polega na chęci otwarcia się na to, na chęci bycia w pełni przebudzonym. Jednym z najważniejszych odkryć podczas medytacji jest zauważenie, jak nieustannie uciekasz od chwili obecnej, jak unikasz bycia tym, kim jesteś. To nie jest problem; rzecz w tym, żeby to zobaczyć.

Dociekliwość czy ciekawość wiąże się z łagodnością, precyzją i otwartością – faktyczną zdolnością do odpuszczania i otwierania się. Łagodność oznacza odczuwanie serdeczności w stosunku do samego siebie. Precyzja to zdolność wyraźnego widzenia, bez obawy odnośnie zobaczenia tego, co rzeczywiście jest, tak jak naukowiec nie boi się spojrzeć w mikroskop. Otwartość jest zdolnością do odpuszczania i otwierania się.

Miesiąc medytacji, który właśnie się zaczyna, sprawi, że pod koniec każdego dnia będziesz czuł się tak, jakby ktoś włączył nagranie z całego dnia, a ty mógłbyś zobaczyć wszystko od początku. Niejednokrotnie skrzywisz się i powiesz: „O rany!”. Być może zobaczysz, że robisz wszystko to, za co krytykujesz ludzi, których nie lubisz, wszystkie osoby, które osądzasz. W zasadzie zaprzyjaźnienie się z samym sobą jest zaprzyjaźnieniem się również z tymi ludźmi. Wraz z osiągnięciem szczerości, łagodności i dobroci, w połączeniu z jasnym obrazem siebie, znikają przeszkody i można również innych obdarzyć miłującą życzliwością.

Tak więc podstawą maitri jesteśmy my sami. Jesteśmy tutaj, aby poznawać i analizować samych siebie. Ścieżką, drogą do osiągnięcia tego, naszym głównym narzędziem, będzie medytacja i poczucie ogólnej gotowości. Nasza dociekliwość nie zostanie ograniczona tylko do siedzenia tutaj; kiedy będziemy chodzić po korytarzach, korzystać z toalet, wychodzić na zewnątrz, przygotowywać jedzenie w kuchni lub rozmawiać z przyjaciółmi – cokolwiek będziemy robić – będziemy starać się zachować poczucie ożywienia, otwartości i ciekawości tego, co się dzieje. Być może doświadczymy radości, czyli tego, co tradycyjnie opisywane jest jako owoc maitri.

Miejmy więc nadzieję, że to będzie dobry czas. Czas poznawania siebie, czas, kiedy będzie w nas coraz więcej radości i coraz mniej przygnębienia.

2Zadowolenie

Bardzo pomocne jest uświadomienie sobie, że bycie tutaj, medytowanie, robienie prostych codziennych rzeczy, takich jak praca, spacery, rozmowy z ludźmi, kąpiele, korzystanie z toalety czy spożywanie posiłków to właściwie wszystko, czego potrzebujemy, żeby osiągnąć pełnię przebudzenia, pełnię życia, pełnię bycia człowiekiem. Równie przydatne jest uświadomienie sobie, że nasze ciało, które siedzi teraz na podłodze w tej świątyni, to ciało, które być może jest obolałe, bo to dopiero drugi dzień dathun, i te myśli, które mamy w tej właśnie chwili, są dokładnie tym, czego potrzebujemy, żeby być w pełni człowiekiem, w pełni przebudzonym i w pełni żywym. Co więcej, emocje, które nam teraz towarzyszą, zarówno niechęć, jak i pozytywne nastawienie, są tym, czego naprawdę potrzebujemy. To tak, jakbyśmy rozglądali się, żeby przekonać się, co jest największym bogactwem, które moglibyśmy posiąść, żeby prowadzić uczciwe, dobre, w pełni satysfakcjonujące, energetyczne i inspirujące życie, i wszystko to znaleźlibyśmy właśnie tutaj.

Zadowolenie z tego, co już mamy, jest magicznym złotym kluczem do życia w pełny, nieograniczony i inspirujący sposób. Jedną z głównych przeszkód na drodze do tego, co tradycyjnie nazywamy oświeceniem, jest poczucie krzywdy, poczucie bycia oszukanym, pretensje za to, kim jesteś, gdzie jesteś, czym jesteś. Mówimy tak wiele o zaprzyjaźnieniu się z samym sobą, ponieważ z jakiegoś powodu nie czujemy się w pełni zadowoleni. Medytacja jest procesem uwalniającym od napięcia, jest procesem budującym ufność co do tego, że to, co mamy i kim jesteśmy, stanowi podstawowe dobro. Medytacja jest też procesem uświadamiania sobie, że wszelka mądrość, która istnieje, istnieje w tym, co już mamy. Nasza mądrość miesza się ze złością. Nasza błyskotliwość, szczerość i wyrazistość mieszają się z poczuciem niepewności i zagubienia, a próby pozbycia się tzw. negatywnych aspektów naszej osobowości nie przynoszą nic dobrego, ponieważ w trakcie tego procesu tracimy to, co jest naszą podstawową doskonałością. Możemy kierować naszym życiem tak, aby stawać się bardziej świadomym i tego, kim jesteśmy i co robimy, zamiast próbować ulepszać, zmieniać lub pozbywać się tego, kim jesteśmy i co robimy. Kluczowe jest to, żeby się przebudzić, stać się bardziej uważnym, bardziej dociekliwym i ciekawym siebie.

Siedząc i medytując, zgłębiamy istotę człowieczeństwa i całego stworzenia na przykładzie nas samych. Możemy stać się największymi na świecie ekspertami od gniewu, zazdrości i umniejszania siebie, albo od radości, przejrzystości i przenikliwości. Odczuwamy wszystko to, co czują istoty ludzkie. Poznając siebie, stajemy się wyjątkowo uważni i wrażliwi na całą ludzkość i cały wszechświat.

Nadal mówimy o miłującej życzliwości, ale w nieco inny sposób. Podstawą miłującej życzliwości jest poczucie zadowolenia z tego, kim jesteśmy i co mamy. Ta ścieżka jest doświadczaniem zachwytu, ponownym stawaniem się dwu- czy trzyletnim dzieckiem, które chce poznać wszystkie niepoznawalne rzeczy, które zaczyna o wszystko pytać. Wiemy, że tak naprawdę nigdy nie znajdziemy odpowiedzi, ponieważ tego rodzaju pytania wynikają z pragnienia i pasji życia – w tych pytaniach nie chodzi o rozstrzygnięcia, o znalezienie satysfakcjonującej odpowiedzi. Zadawanie pytań jest podróżą samą w sobie, dzięki której uświadamiamy sobie pokrewieństwo z całą ludzkością. Uświadamiamy sobie, że uczestniczymy w tym, co inni mają i czym są. Nasza podróż w celu zaprzyjaźnienia się z samym sobą nie jest przejawem egoizmu. Nie próbujemy zdobyć wszystkich dóbr tylko dla siebie. Jest to proces rozwijania miłującej życzliwości i prawdziwego zrozumienia, także wobec innych ludzi.

3Odkrywanie naszej prawdziwej natury

W jednym z wykładów Budda mówi o czterech rodzajach koni: doskonałym, dobrym, słabym i bardzo złym. Jak mówi sutra[1], doskonały koń rusza, zanim bat dotknie jego grzbietu; wystarczy cień bata lub cichy szept woźnicy, żeby koń ruszył. Dobry koń biegnie przy najlżejszym dotyku bata na grzbiecie. Słaby koń nie ruszy, dopóki nie poczuje bólu, a bardzo zły koń nawet nie drgnie, dopóki ból nie przeniknie go do szpiku kości.

Kiedy Shunryu Suzuki przywołuje tę opowieść w swojej książce Zen Mind, Beginner’s Mind (Umysł zen, umysł początkującego), mówi, że kiedy ludzie poznają tę sutrę, zawsze chcą być najlepszym koniem, ale tak naprawdę, kiedy medytujemy, nie ma znaczenia to, czy jesteśmy najlepszym, czy najgorszym koniem. Co więcej, Suzuki twierdzi, że w rzeczywistości, naprawdę okropny koń jest najlepszym praktykującym.

Dzięki ćwiczeniom zrozumiałam, że praktykowanie nie polega na byciu najlepszym, dobrym, złym czy najgorszym koniem. Chodzi o odnalezienie naszej prawdziwej natury i mówienie oraz działanie w zgodzie z nią. Niezależnie od tego, jakie są nasze przymioty, to one stanowią nasze bogactwo i nasze piękno; to jest to, na co reagują ludzie.

Pewnego razu rozmawiałam z Chögyamem Trungpą Rinpoczem o tym, że nie jestem w stanie prawidłowo wykonywać ćwiczeń. Właśnie rozpoczęłam praktykowanie wadżrajany[2], której elementem są wizualizacje. Ale nie mogłam niczego zwizualizować. Próbowałam i próbowałam, ale nic z tego nie wychodziło. Wykonując tę praktykę, czułam się jak oszustka, ponieważ wydawało mi się to aż tak nienaturalne. Byłam bardzo przygnębiona, ponieważ miałam wrażenie, że innym udaje się wizualizować wszystko i bardzo dobrze sobie radzą. Chögyam Trungpa Rinpocze powiedział: „Zawsze jestem podejrzliwy w stosunku do tych, którzy mówią, że wszystko idzie dobrze. Jeżeli myślisz, że wszystko idzie dobrze, to zazwyczaj jest to przejaw pewnego rodzaju arogancji. Jeśli jest ci za łatwo, to się po prostu relaksujesz. Nie podejmujesz prawdziwego wysiłku i dlatego nigdy nie dowiesz się, co to znaczy być w pełni człowiekiem”. Tak więc zachęcił mnie, mówiąc, że póki mamy takie wątpliwości, nasza praktyka jest dobra. Kiedy zaczniesz myśleć, że wszystko jest doskonałe i poczujesz samozadowolenie i wyższość nad innymi, zachowaj ostrożność!

Dainin Katagiri Roshi opowiedział kiedyś o swoim doświadczeniu bycia najgorszym koniem. Kiedy po raz pierwszy przyjechał do Stanów Zjednoczonych, był młodym mnichem, blisko trzydziestki. Wcześniej przez długi czas przebywał jako mnich w Japonii, gdzie wszystko było precyzyjne, czyste i schludne. W Stanach Zjednoczonych jego uczniami zostali hipisi z długimi, brudnymi włosami, w poszarpanych ubraniach i bez butów. Nie lubił ich. Nic nie mógł na to poradzić, po prostu ich nie znosił. Ich styl urągał wszystkiemu, co było dla niego ważne. Mówił tak: „Cały dzień dawałem wykłady o współczuciu, a w nocy szedłem do domu i płakałem, ponieważ wiedziałem, że nie ma we mnie żadnego współczucia. Ponieważ nie lubiłem moich uczniów, musiałem pracować o wiele ciężej, żeby rozbudzić moje serce”. Jak mówi Suzuki Roshi w swoim wykładzie, właśnie o to chodzi: zrozumienie, że jesteśmy najgorszym koniem, staje się motywacją do tego, żeby bardziej się starać.

W Gampo Abbey mieszkał tybetański mnich, Lama Szerap Tendar, który uczył nas gry na tybetańskich instrumentach muzycznych. Mieliśmy czterdzieści dziewięć dni na naukę muzyki. Myśleliśmy jednakże, że w tym czasie nauczymy się także wielu innych rzeczy. Okazało się jednak, że przez czterdzieści dziewięć dni, dwa razy dziennie, uczyliśmy się tylko gry na talerzach i bębnach. Każdego dnia ćwiczyliśmy na okrągło. Ćwiczyliśmy sami, a potem graliśmy dla Lamy Szerapa, który siedział ze zbolałym wyrazem twarzy. Potem brał nas za ręce i pokazywał, jak grać. Potem robiliśmy to sami, a on tylko wzdychał. I tak w kółko, przez czterdzieści dziewięć dni. Nigdy nie mówił, że dobrze nam idzie, ale był bardzo miły i bardzo łagodny. Wreszcie, kiedy było po wszystkim i skończył się nasz ostatni występ, wznosiliśmy toasty i wymienialiśmy uwagi, Lama Szerap powiedział: „Prawdę mówiąc, poszło wam bardzo dobrze. Byliście bardzo dobrzy od samego początku, ale wiedziałem, że jeśli powiem, że dobrze wam idzie, to przestaniecie próbować”. Miał rację. Zachęcał nas do ćwiczeń w łagodny sposób, dzięki temu nie było w nas złości i nie straciliśmy serca do gry. Wiedzieliśmy, że to on zna się na tybetańskich instrumentach, gdyż grał na nich już jako dziecko, a my po prostu musieliśmy ćwiczyć. Tak więc przez czterdzieści dziewięć dni naprawdę ciężko pracowaliśmy.

W ten sam sposób możemy pracować sami ze sobą. Jeśli siedzimy tutaj i uważamy, że nasza medytacja, nasze oryoki czy sposób naszego funkcjonowania w świecie należą do kategorii najgorszych koni, wcale nie musimy być wobec siebie surowi. Możemy okazać zrozumienie i wykorzystać to jako motywację do dalszych prób rozwijania siebie, do odnalezienia własnej prawdziwej natury. Dzięki temu nie tylko ją odnajdziemy, ale też dowiemy się czegoś o innych ludziach, ponieważ w głębi serca prawie każdy z nas czuje, że jest najgorszym koniem. Możesz uważać, że ktoś jest arogancki lub że ty sam taki jesteś, ale każdy, kto kiedykolwiek choć przez chwilę zachowywał się arogancko, wie, że to tylko przykrywka, pod którą skrywane jest głębokie przekonanie, że jest najgorszym koniem i wciąż próbuje udowodnić, że jest inaczej.

W swoim wykładzie Suzuki Roshi mówi, że medytowanie i cały proces odkrywania swojej prawdziwej natury to jeden nieustający błąd, i że zamiast stać się przyczyną depresji czy zniechęcenia, w rzeczywistości staje się motywacją. Kiedy zauważysz, że się pochylasz, niech to będzie powód, żeby usiąść prosto, nie z pogardy dla siebie, ale z poczucia dumy ze wszystkiego, co cię spotyka, dumy z tego, kim jesteś, będąc taki, jaki jesteś, dumy z dobroci, z uczciwości lub z poczucia bycia najgorszym – cokolwiek o sobie myślisz – z poczucia dumy i wykorzystania jej jako bodźca do dalszego działania.

Linia Karma Kagyü, buddyzmu tybetańskiego, w której szkolą się uczniowie Chögyama Trungpy, jest niekiedy nazywana „linią pomyłek”, ponieważ mądrzy i czcigodni nauczyciele tej linii raz za razem „dawali popalić”. Najpierw był Tilopa, który był szalony, kompletnie dziki. Jego najważniejszym uczniem był Naropa. Naropa tak bardzo skupiał się na rozważaniu pojęć i koncepcji i był tak przeintelektualizowany, że zajęło mu dwanaście lat, odkąd go potrąciła ciężarówka i odkąd był poddawany wszelkiego rodzaju próbom przez swojego nauczyciela, aby zaczął się budzić. Był tak skoncentrowany na pojęciach, że gdy ktoś mu coś powiedział, on odpowiadał: „O tak, ale z pewnością przez to musisz rozumieć tamto”. Tak działał jego umysł. Jego najważniejszym uczniem był Marpa, który słynął z wybuchowego charakteru. Wpadał w szał, bił ludzi i wrzeszczał na nich. Poza tym był pijakiem, ponadto znanym z niewiarygodnego uporu. Jego uczniem był Milarepa, morderca! Rinpocze zwykł mawiać, że Marpa został uczniem dharmy, ponieważ myślał, że może zarobić dużo pieniędzy, przywożąc teksty z Indii i tłumacząc je na język tybetański. Milarepa został jego uczniem, ponieważ bał się, że pójdzie do piekła za to, że mordował ludzi, i był z tego powodu przerażony.

Uczniem Milarepy został z kolei Gampopa (od jego imienia pochodzi nazwa Gampo Abbey). Gampopa był arogancki, ponieważ wszystko przychodziło mu z łatwością. Na przykład w noc przed pierwszym spotkaniem z Gampopą Milarepa powiedział uczniom: „No cóż, jutro przybędzie ktoś, kto ma być moim najważniejszym uczniem. Sowicie wynagrodzę osobę, która przyprowadzi go do mnie”. Kiedy Gampopa przybył do miasta, pewna stara kobieta wybiegła na jego widok i powiedziała: „Och, Milarepa powiedział nam, że przybędziesz, i że masz zostać jednym z jego najważniejszych uczniów. Chcę, żeby moja córka zaprowadziła cię do niego”. Więc Gampopa pomyślał: „Muszą uważać mnie za naprawdę gorący towar”. Pewny siebie poszedł na spotkanie z Milarepą, przekonany, że zostanie przywitany z wielkimi honorami. Ale Milarepa kazał go zamknąć w jaskini i nie chciał go widzieć przez trzy tygodnie.

Jeśli chodzi o najważniejszego ucznia Gampopy, pierwszego Karmapę, wiemy o nim jedynie, że był wyjątkowo brzydki. Mówiono, że wyglądał jak małpa. Ponadto znana jest opowieść o nim i trzech innych najważniejszych uczniach Gampopy, którzy zostali wyrzuceni z klasztoru za pijaństwo, śpiewy i tańce oraz łamanie klasztornych reguł.

Każdemu z nas może to dodać otuchy. Oto siedzą przed nami mędrcy, przed którymi się kłaniamy. Możemy oddawać im pokłony, gdyż stanowią przykład mądrości oświeconego umysłu, ale być może warto kłaniać się im także dlatego, że są zagubieni, zdezorientowani, nerwowi, tak samo jak my. Stanowią dobry przykład ludzi, którzy nigdy nie zrezygnowali z siebie oraz nie bali się być sobą i dzięki temu odnaleźli swoją prawdziwą wartość i swoją prawdziwą naturę.

Rzecz