Moc medytacji - Chodron Pema - ebook + książka

Moc medytacji ebook

Chodron Pema

4,5

Opis

Moc medytacji to kolejna znakomita książka Pemy Chödrön, buddyjskiej mniszki, którą pokochały gwiazdy Hollywood i miliony ludzi na całym świecie.

Tym razem Pema Chödrön dzieli się wiedzą na temat medytacji i ukazuje jej wielką moc, która może mieć decydujący wpływ na nasz dobrostan.

„Kiedy coś cię niepokoi – jakaś osoba lub sytuacja Cię irytują, lub dręczy cię ból – musisz pracować ze swoim umysłem, a odbywa się to poprzez medytację. Praca z naszym umysłem to jedyny sposób, dzięki któremu zaczniemy czuć się szczęśliwi i zadowoleni ze świata, w którym żyjemy”.

Autorka krok po kroku pokazuje, w jaki sposób nawiązywać kontakt z umysłem, a także jak korzystać z pełni z naszego doświadczenia.

Dzięki Mocy medytacji poznasz podstawy medytacji, począwszy od umiejętności wyciszenia umysłu i prawidłowej postawy medytacyjnej, po pracę z oddechem oraz z emocjami. Dowiesz się jak pielęgnować postawę bezwarunkowej życzliwości i jak otwierać serce.

Medytacja to klucz do lepszego życia. Dzięki Pemie Chödrön masz go na wyciągnięcie ręki. Tu i teraz.

Pema Chödrön

Buddyjska mniszka amerykańskiego pochodzenia, którą pokochały gwiazdy Holllywood. Po rozstaniu z mężem znalazła ukojenie w buddyzmie. Należy do najwybitniejszych uczniów Czogjama Trungpy. Otrzymała tytuł Aczarii, przeznaczony dla doświadczonych nauczycieli Szambali, którzy swoim życiem potwierdzają mądrość nauk dharmy. Autorka wielu popularnych poradników, w tym bestsellerowej książki Nigdy nie jest za późno polecanej przez wiele gwiazd, m.in.: Oprah Winfrey, Gwyneth Paltrow oraz Jeffa Bridgesa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 159

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (11 ocen)
8
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bigagus

Nie oderwiesz się od lektury

Jasna, zwięzła, treściwa. Dobrze i szybko się czyta.
00
AgataKin2610992

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo przejrzyście napisana ksiązka. Dużo mądrości i wskazówek,można znaleźć na kartach tej pozycji.
01
Justyna_doe

Nie oderwiesz się od lektury

Dobra pozycja dla osób rozpoczynających praktykę medytacji jak i tych z pewnym doświadczeniem. Oprócz praktycznych wskazówek zawiera cenne doświadczenia i przemyślenia autorki.
01

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łu How to Me­di­ta­te: A Prac­ti­cal Gu­ide to Ma­king Friends with Your Mind
© Co­py­ri­ght for Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o.,War­sza­wa 2022
© 2001 by Pema Chödrön
Re­dak­cja i ko­rek­ty Me­la­nż
Pro­jekt okład­ki Ada Ku­ja­wa
Skład i ła­ma­nieSyl­wia Kusz, Ma­graf s.c., Byd­goszcz
Dy­rek­tor pro­duk­cji Ro­bert Je­żew­ski
ISBN: 978-83-8132-428-1
Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urządze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stąpie­niach pu­blicz­nych tyl­ko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­cie­la praw au­tor­skich.
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­sza­wa tel. (22) 312 37 12
Dział han­dlo­wy han­dlo­wy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Me­dy­ta­cja to nic in­ne­go, jak dąże­nie do ta­kie­go sta­nu, w któ­rym na­sze cia­ło i umy­sł są zin­te­gro­wa­ne. Dzi­ęki prak­ty­ce me­dy­ta­cyj­nej mo­że­my na­uczyć się żyć bez oszu­ki­wa­nia, być w pe­łni au­ten­tycz­nym i ży­wym.

– CHÖGY­AM TRUNG­PA RIN­PO­CZE

Na­sze ży­cie jest nie­ko­ńczącą się pod­ró­żą: prak­ty­ka me­dy­ta­cji po­zwa­la nam do­świad­czyć wszyst­kich aspek­tów tej dro­gi, a o to wła­śnie cho­dzi w pod­ró­ży.

– CHÖGY­AM TRUNG­PA RIN­PO­CZE

Wpro­wa­dze­nie

DO­KO­NAJ WY­BO­RUI ŻYJ PE­ŁNIĄ ŻY­CIA

Te­ra­źniej­szo­ść ma klu­czo­we zna­cze­nie przy po­dej­mo­wa­niu sta­rań ma­jących na celu zbu­do­wa­nie oświe­co­ne­go spo­łe­cze­ństwa. Za­sta­na­wiasz się, być może, jaki jest naj­lep­szy spo­sób, żeby po­móc spo­łe­cze­ństwu i skąd mo­żesz wie­dzieć, czy to, co ro­bisz, jest wia­ry­god­ne i do­bre. Je­dy­ną od­po­wie­dzią na te wąt­pli­wo­ści jest te­ra­źniej­szo­ść. A spo­so­bem na re­laks, czy­li na od­po­czy­nek umy­słu w te­ra­źniej­szo­ści, jest prak­ty­ko­wa­nie me­dy­ta­cji. Me­dy­tu­jąc, sta­jesz się obiek­tyw­ny. Po­zwa­lasz bez żad­ne­go osądza­nia, żeby wszyst­ko było ta­kie, ja­kie jest, i w ten spo­sób sam uczysz się być.

– CHÖGY­AM TRUNG­PA RIN­PO­CZE

.

Umy­sł jest sza­lo­ny. Ludz­kie do­świad­cze­nie pe­łne jest nie­prze­wi­dy­wal­nych i pa­ra­dok­sal­nych zda­rzeń, ra­do­ści i smut­ków, suk­ce­sów i po­ra­żek. Nie mo­że­my uciec od żad­ne­go z tych do­świad­czeń w żad­nym z ob­sza­rów ludz­kiej eg­zy­sten­cji. Po części dzi­ęki temu na­sze ży­cie jest wspa­nia­łe, a jed­no­cze­śnie, wła­śnie temu za­wdzi­ęcza­my sza­lo­ne eska­pa­dy, któ­re fun­du­je nam umy­sł. Je­śli po­przez me­dy­ta­cję wy­ćwi­czy­my się w by­ciu bar­dziej otwar­ty­mi i ak­cep­tu­jący­mi sze­ro­kie spek­trum na­sze­go do­świad­cze­nia, je­śli będzie­my po­tra­fi­li wczuć się w trud­no­ści ży­cia i wędrów­ki umy­słu, po­dej­dzie­my z wi­ęk­szym spo­ko­jem i swo­bo­dą do tego, co przy­no­si nam ży­cie.

Ist­nie­je wie­le spo­so­bów pra­cy z umy­słem. Jed­nym z naj­bar­dziej sku­tecz­nych jest me­dy­ta­cja w po­zy­cji sie­dzącej. Me­dy­ta­cja otwie­ra nas na ka­żdą chwi­lę na­sze­go ży­cia, któ­ra jest wy­jąt­ko­wa i nie­zna­na. Wy­da­je się, że świat na­szych my­śli jest prze­wi­dy­wal­ny i mo­żli­wy do uchwy­ce­nia. Wie­rzy­my, że prze­my­śle­nie wszyst­kich wy­da­rzeń i za­dań, któ­re sta­wia przed nami ży­cie, za­pew­ni nam sta­bil­no­ść i bez­pie­cze­ństwo. Ale to tyl­ko ułu­da, bo to wła­śnie ta chwi­la, po­zba­wio­na kon­cep­cyj­nej na­kład­ki, jest zu­pe­łnie wy­jąt­ko­wa, ab­so­lut­nie nie­zna­na. Ni­g­dy wcze­śniej jej nie do­świad­czy­li­śmy i na­stęp­na też nie będzie taka sama jak ta, w któ­rej te­raz je­ste­śmy. Me­dy­ta­cja uczy nas, jak od­no­sić się do ży­cia bez­po­śred­nio, w taki spo­sób, że­by­śmy mo­gli w pe­łni do­świad­czyć obec­nej chwi­li, wol­ni od kon­cep­cyj­nych na­kła­dek.

Je­śli spoj­rzy­my na dhar­mę, czy mó­wi­ąc ina­czej – na na­uki Bud­dy, na praw­dę o tym, co jest – zo­ba­czy­my, że po­przez prak­ty­ko­wa­nie me­dy­ta­cji zdąża­my do uwol­nie­nia się od cier­pie­nia. Mo­żli­we, że wła­śnie dla­te­go tak wie­le osób za­czy­na in­te­re­so­wać się prak­ty­ka­mi me­dy­ta­cyj­ny­mi, po­nie­waż za­zwy­czaj lu­dzie nie sia­da­ją do me­dy­ta­cji, je­śli coś ich nie tra­pi. Jed­nak na­uki bud­dyj­skie nie spro­wa­dza­ją się je­dy­nie do usu­wa­nia symp­to­mów cier­pie­nia, ale rze­czy­wi­ście eli­mi­nu­ją jego przy­czy­ny, czy­li ko­rzeń. Bud­da po­wie­dział: „Uczę tyl­ko jed­ne­go: cier­pie­nia i uwol­nie­nia się od nie­go”.

W tej ksi­ążce szcze­gól­ną uwa­gę zwra­cam na to, że ko­rze­niem cier­pie­nia jest umy­sł, oraz na to, że jest on rów­nież ko­rze­niem szczęścia. Mędrzec Szan­ti­de­wa w swo­im dzie­le Bo­dhi­cza­ria-awa­ta­ra, na­ucza­jąc o cier­pie­niu, przy­wo­łu­je zna­ną ana­lo­gię od­no­szącą się do spo­so­bu, w jaki pró­bu­je­my zła­go­dzić na­sze cier­pie­nie. Opo­wia­da o tym, że je­śli cho­dzisz po zie­mi i bolą cię sto­py, chcia­łbyś przy­kryć całą po­wierzch­nię wy­pra­wio­ny­mi skó­ra­mi, że­byś już ni­g­dy nie cier­piał z po­wo­du bólu wy­ni­ka­jące­go z jej do­ty­ka­nia. Ale skąd wzi­ąłbyś aż tyle skór? Ła­twiej by­ło­by owi­nąć sto­py ka­wa­łkiem skó­ry i wte­dy by­ło­by tak, jak­by cały świat był nią po­kry­ty, a ty by­łbyś za­wsze chro­nio­ny.

In­ny­mi sło­wy, mo­żesz bez ko­ńca sta­rać się, by cier­pie­nie usta­ło po­przez zma­ga­nie się z ze­wnętrz­ny­mi oko­licz­no­ścia­mi – i za­zwy­czaj wszy­scy tak wła­śnie ro­bi­my. Jest to po­de­jście ty­po­we; po pro­stu na okrągło sta­rasz się roz­wi­ązać ze­wnętrz­ny pro­blem. Ale Bud­da po­wie­dział coś zu­pe­łnie re­wo­lu­cyj­ne­go, coś, z cze­go wi­ęk­szo­ść z nas tak na­praw­dę nie zda­je so­bie spra­wy: je­śli będziesz pra­co­wał ze swo­im umy­słem, zła­go­dzisz całe cier­pie­nie, któ­re tyl­ko po­zor­nie po­cho­dzi z ze­wnątrz. Kie­dy coś ci prze­szka­dza – oso­ba, któ­ra cię de­ner­wu­je, sy­tu­acja, któ­ra cię iry­tu­je, lub ból fi­zycz­ny, któ­ry ci do­ku­cza – mu­sisz po­pra­co­wać ze swo­im umy­słem, a do tego po­trzeb­na jest me­dy­ta­cja. Taka pra­ca jest je­dy­nym spo­so­bem, dzi­ęki któ­re­mu za­cznie­my czuć się na­praw­dę szczęśli­wi i za­do­wo­le­ni ze świa­ta, w któ­rym ży­je­my.

W od­nie­sie­niu do sło­wa „cier­pie­nie” na­le­ży po­czy­nić istot­ne roz­ró­żnie­nie. Kie­dy Bud­da po­wie­dział: „Je­dy­ne, cze­go na­uczam, to cier­pie­nie i usta­nie cier­pie­nia”, na okre­śle­nie cier­pie­nia użył sło­wa duk­kha. Duk­kha jest czy­mś in­nym niż ból. Ból, tak samo jak przy­jem­no­ść, jest nie­odłącz­ną częścią ludz­kie­go ży­cia. Ból i przy­jem­no­ść wy­stępu­ją na prze­mian i są istot­ną częścią ka­żde­go, kto ma cia­ło i umy­sł i ro­dzi się na tym świe­cie.

Bud­da nie po­wie­dział: „Uczę tyl­ko jed­ne­go: bólu i jego usta­nia”. Po­wie­dział, że ból jest – mu­sisz do­ro­snąć do tego fak­tu, doj­rzeć do tego fak­tu, oswo­ić się z tym, że w two­im ży­ciu będzie ból. Nie osi­ągniesz sta­nu, w któ­rym nie będziesz czuł żalu, gdy umrze ktoś, kogo ko­chasz. Nie osi­ągniesz sta­nu, w któ­rym nie będziesz miał si­nia­ków po upad­ku ze scho­dów. Z wie­kiem mogą cię bo­leć ple­cy i ko­la­na. Te i wie­le in­nych rze­czy może się zda­rzyć.

Na­wet oso­by naj­bar­dziej do­świad­czo­ne w me­dy­to­wa­niu mie­wa­ją ró­żne na­stro­je. Za­le­żą one od wła­ści­wo­ści prze­pły­wa­jącej przez nas ener­gii, wśród nich są ta­kże ener­gie ci­ężkie, uci­ążli­we, któ­re na­zy­wa­my de­pre­sją, stra­chem albo nie­po­ko­jem. Te ro­dza­je ener­gii de­cy­du­jące o na­stro­ju prze­pły­wa­ją przez wszyst­kie żywe isto­ty, tak jak po­go­da zmie­nia się z dnia na dzień. Na­sza we­wnętrz­na po­go­da ta­kże prze­miesz­cza się i prze­obra­ża cały czas, nie­za­le­żnie od tego, czy je­ste­śmy w pe­łni tego świa­do­mi, czy nie. Po­ja­wia się więc py­ta­nie, jak pra­co­wać z tymi zmie­nia­jący­mi się ener­gia­mi? Czy mu­si­my się z nimi ca­łko­wi­cie uto­żsa­miać, dać się im po­nie­ść i po­ci­ągnąć w dół?

Sło­wo duk­kha jest tłu­ma­czo­ne rów­nież jako „nie­za­do­wo­le­nie” lub „ni­g­dy nie­za­do­wo­lo­ny”. Duk­kha jest utrzy­my­wa­na w mocy, gdy jest się ci­ągle nie­za­do­wo­lo­nym z rze­czy­wi­sto­ści ludz­kiej kon­dy­cji, co ozna­cza by­cie wci­ąż nie­za­do­wo­lo­nym z fak­tu, że przy­jem­ne i nie­przy­jem­ne sy­tu­acje są nie­odłącz­ną częścią ży­cia. Wszyst­kie ży­jące isto­ty mają sil­ną ten­den­cję do tego, by pra­gnąć, żeby miłe, wy­god­ne, bez­piecz­ne uczu­cia były wszech­obec­ne. Je­że­li po­ja­wia się ból w ja­kiej­kol­wiek for­mie – je­że­li jest coś nie­przy­jem­ne­go, nie­wy­god­ne­go lub nie­pew­ne­go – chce­my od tego uciec i tego unik­nąć. Wła­śnie dla­te­go za­czy­na­my me­dy­to­wać.

DLA­CZE­GO WAR­TO ME­DY­TO­WAĆ?

Nie me­dy­tu­je­my po to, żeby było przy­jem­nie. Mó­wi­ąc ina­czej, nie ro­bi­my tego po to, by za­wsze, przez cały czas czuć się do­brze. Wy­obra­żam so­bie, jaki wstrząs wy­wo­łu­je w to­bie to, co te­raz czy­tasz, po­nie­waż wie­le osób za­czy­na me­dy­to­wać tyl­ko po to, żeby „po­czuć się le­piej”. Jed­na­kże ucie­szysz się, gdy po­wiem, że ce­lem me­dy­ta­cji nie jest złe sa­mo­po­czu­cie. Tak na­praw­dę me­dy­ta­cja daje nam mo­żli­wo­ść po­sia­da­nia otwar­tej, wspó­łczu­jącej uwa­żno­ści na to, co się dzie­je. Prze­strzeń me­dy­ta­cji jest jak ogrom­ne nie­bo – prze­stron­na, wy­star­cza­jąco roz­le­gła, by po­mie­ścić wszyst­ko, co się po­ja­wia.

W cza­sie me­dy­ta­cji na­sze my­śli i emo­cje są jak chmu­ry, któ­re po­wsta­ją i zni­ka­ją. Do­bre i przy­jem­ne, miłe, trud­ne i bo­le­sne – wszyst­ko to przy­cho­dzi i od­cho­dzi. Tak więc isto­tą me­dy­ta­cji jest ćwi­cze­nie się w czy­mś, co jest dość ra­dy­kal­ne i zde­cy­do­wa­nie nie jest na­wy­ko­wym wzor­cem ty­po­wym dla ga­tun­ku ludz­kie­go. A jest to po­zo­sta­wa­nie ze sobą bez względu na to, co się dzie­je, bez na­kła­da­nia na na­sze do­świad­cze­nie ety­kie­tek: do­bry i zły, słusz­ny i nie­słusz­ny, czy­sty i nie­czy­sty.

Gdy­by w me­dy­ta­cji cho­dzi­ło wy­łącz­nie o to, żeby po­czuć się do­brze (my­ślę, że wszy­scy w skry­to­ści du­cha mamy na­dzie­ję, że tak wła­śnie jest), często mie­li­by­śmy wra­że­nie, że ro­bi­my coś źle, po­nie­waż zda­rza się, że me­dy­ta­cja jest trud­nym do­świad­cze­niem. Po­wszech­nym do­zna­niem oso­by me­dy­tu­jącej, czy to w zwy­kły dzień, czy pod­czas od­osob­nie­nia, jest do­świad­cza­nie nudy, nie­po­ko­ju, bólu ple­ców, bólu ko­lan, na­wet umy­sł może bo­leć – do­świad­cza­my ró­żnych uczuć, wie­le typu „nie czu­ję się do­brze”. Na­to­miast me­dy­ta­cja spro­wa­dza się do wspó­łczu­jącej otwar­to­ści i zdol­no­ści do by­cia z sa­mym sobą i swo­ją sy­tu­acją we wszel­kie­go ro­dza­ju do­świad­cze­niach. W me­dy­ta­cji je­steś otwar­ty na wszyst­ko, co przy­no­si ży­cie. Cho­dzi o to, żeby do­tknąć zie­mi i wró­cić do by­cia wła­śnie tu­taj. Pod­czas gdy nie­któ­re ro­dza­je me­dy­ta­cji są bar­dziej zwi­ąza­ne z osi­ąga­niem spe­cjal­nych sta­nów i, w pe­wien spo­sób, prze­kra­cza­niem lub wzno­sze­niem się po­nad tru­dy ży­cia, tech­ni­ka me­dy­ta­cyj­na, w któ­rej się spe­cja­li­zu­ję i któ­rej wła­śnie na­uczam, po­le­ga na pe­łnym prze­bu­dze­niu się do ży­cia. Cho­dzi o otwar­cie ser­ca i umy­słu na tru­dy i ra­do­ści ży­cia – ży­cia ta­kie­go, ja­kie ono jest. A owo­ce tego typu me­dy­ta­cji są nie­ogra­ni­czo­ne.

Gdy me­dy­tu­je­my, pie­lęgnu­je­my pięć wła­ści­wo­ści, któ­re za­czy­na­ją się po­ja­wiać na prze­strze­ni mie­si­ęcy i lat na­szej prak­ty­ki. Za ka­żdym ra­zem, gdy za­da­jesz so­bie py­ta­nie: „Dla­cze­go me­dy­tu­ję?”, po­moc­ne może się oka­zać po­now­ne na­wi­ąza­nie kon­tak­tu z tymi wła­ści­wo­ścia­mi. Pierw­sza z tych wła­ści­wo­ści, czy­li pierw­sza rzecz, któ­rą ro­bi­my, kie­dy me­dy­tu­je­my – to kul­ty­wo­wa­nie i pie­lęgno­wa­nie wy­trwa­ło­ści wo­bec sie­bie. Kie­dyś roz­ma­wia­łam o tym z pew­ną oso­bą, któ­ra za­py­ta­ła: „Czy wy­trwa­ło­ść jest czy­mś w ro­dza­ju lo­jal­no­ści? Wo­bec cze­go je­ste­śmy lo­jal­ni?”. Otóż po­przez me­dy­ta­cję roz­wi­ja­my lo­jal­no­ść wo­bec sie­bie. Ta wy­trwa­ło­ść, któ­rą roz­wi­ja­my w trak­cie me­dy­ta­cji, prze­kła­da się na­tych­miast na lo­jal­no­ść wo­bec wła­sne­go do­świad­cze­nia ży­cio­we­go.

Wy­trwa­ło­ść ozna­cza, że kie­dy sia­dasz do me­dy­ta­cji i po­zwa­lasz so­bie do­świad­czyć tego, co dzie­je się w tym mo­men­cie – a może to być twój umy­sł pędzący z pręd­ko­ścią stu mil na go­dzi­nę, dy­go­cące cia­ło, pul­su­jący ból gło­wy, prze­pe­łnio­ne stra­chem ser­ce – po­zo­sta­jesz z tym do­świad­cze­niem. To jest to. Cza­sa­mi mo­żesz tak sie­dzieć przez go­dzi­nę i wca­le nie będzie le­piej. Wte­dy mo­żesz po­wie­dzieć: „Kiep­ska se­sja. Wła­śnie mia­łem fa­tal­ną se­sję”. Ale go­to­wo­ść do sie­dze­nia w ten spo­sób przez dzie­si­ęć, pi­ęt­na­ście, dwa­dzie­ścia mi­nut, pół go­dzi­ny, go­dzi­nę, jak­kol­wiek by to dłu­go nie trwa­ło – to jest to pe­łen wspó­łczu­cia prze­jaw roz­wi­ja­nia lo­jal­no­ści, czy­li wy­trwa­ło­ści wo­bec sie­bie.

Mamy po­trze­bę, żeby na­kła­dać całe mnó­stwo ety­kiet, opi­nii i osądów na to, co się dzie­je. Wy­trwa­ło­ść – lo­jal­no­ść – wo­bec sie­bie ozna­cza, że re­zy­gnu­jesz z osądza­nia. Tak więc, w pew­nym sen­sie, wy­trwa­ło­ść w ja­kie­jś mie­rze po­le­ga na tym, że kie­dy za­uwa­żasz, iż twój umy­sł pędzi z pręd­ko­ścią mi­lio­na mil na go­dzi­nę i my­ślisz o prze­ró­żnych rze­czach, nad­cho­dzi ten nie­za­pla­no­wa­ny mo­ment, któ­ry po­ja­wia się tak po pro­stu, bez żad­ne­go wy­si­łku: po­zo­sta­jesz ze swo­im do­świad­cze­niem.

Tę wzmac­nia­jącą wła­ści­wo­ść lo­jal­no­ści, nie­złom­no­ści i wy­trwa­ło­ści wo­bec sie­bie roz­wi­jasz wła­śnie w cza­sie me­dy­ta­cji. A kie­dy uczy­my się ro­bić to w cza­sie me­dy­ta­cji, sta­je­my się bar­dziej zdol­ni do wy­trwa­nia we wszyst­kich ro­dza­jach sy­tu­acji poza me­dy­ta­cją lub poza cza­sem, któ­ry na­zy­wa­my post­me­dy­ta­cją.

Dru­gą wła­ści­wo­ścią, któ­ra roz­wi­ja się w trak­cie me­dy­ta­cji, jest czy­ste wi­dze­nie, któ­re jest po­dob­ne do wy­trwa­ło­ści. Cza­sa­mi na­zy­wa się to czy­stą świa­do­mo­ścią. Po­przez me­dy­ta­cję roz­wi­ja­my w so­bie zdol­no­ść do wy­chwy­ce­nia mo­men­tu, w któ­rym za­czy­na­my się na­kręcać albo usztyw­nia­my na­sze na­sta­wie­nie wo­bec oko­licz­no­ści i wo­bec lu­dzi, albo w ja­kiś spo­sób za­my­ka­my się na ży­cie. Za­czy­na­my wy­ła­py­wać po­cząt­ki neu­ro­tycz­nej re­ak­cji ła­ńcu­cho­wej, któ­ra ogra­ni­cza zdol­no­ść do prze­ży­wa­nia ra­do­ści lub łącze­nia się z in­ny­mi. Mo­żna by po­my­śleć, że po­nie­waż sie­dzi­my w cza­sie me­dy­ta­cji tak ci­cho i spo­koj­nie, sku­pia­jąc się na od­de­chu, nie za­uwa­ża­my zbyt wie­le. Ale w rze­czy­wi­sto­ści jest ca­łkiem od­wrot­nie. Po­przez roz­wój wy­trwa­ło­ści, po­przez ucze­nie się po­zo­sta­wa­nia w sta­nie me­dy­ta­cji, za­czy­na­my two­rzyć nie­osądza­jącą, wol­ną od uprze­dzeń czy­sto­ść na­tu­ral­ne­go wi­dze­nia. Przy­cho­dzą my­śli, przy­cho­dzą emo­cje, a my mo­że­my je zo­ba­czyć bar­dzo wy­ra­źnie.

Me­dy­tu­jąc, co­raz bar­dziej zbli­żasz się do sie­bie i mo­żesz o wie­le le­piej sie­bie ro­zu­mieć. Za­czy­nasz wi­dzieć czy­sto, bez pod­da­wa­nia wszyst­kie­go ana­li­zie kon­cep­cyj­nej, po­nie­waż dzi­ęki re­gu­lar­nej prak­ty­ce do­strze­gasz rze­czy, któ­re ro­bisz bez­u­stan­nie, wci­ąż i wci­ąż od nowa. Za­czy­nasz wi­dzieć, że sta­le od­twa­rzasz w swo­im umy­śle te same ta­śmy. Mo­żesz zmie­nić part­ne­ra, mo­żesz zmie­nić pra­cę, ale pro­ble­my po­zo­sta­ją ta­kie same. Me­dy­ta­cja po­ma­ga wy­ra­źnie zo­ba­czyć sie­bie i na­sze na­wy­ko­we wzor­ce, któ­re ogra­ni­cza­ją na­sze ży­cie. Za­czy­nasz wy­ra­źnie wi­dzieć swo­je opi­nie. Wi­dzisz swo­je osądy. Wi­dzisz swo­je me­cha­ni­zmy obron­ne. Me­dy­ta­cja po­głębia ro­zu­mie­nie sie­bie.

Trze­cią wła­ści­wo­ścią, któ­rą roz­wi­ja­my w me­dy­ta­cji, jest ta, do któ­rej tak na­praw­dę na­wi­ązu­ję, kie­dy wspo­mi­nam o wy­trwa­ło­ści i czy­stym wi­dze­niu – a dzie­je się tak, kie­dy po­zwa­la­my so­bie sie­dzieć w me­dy­ta­cji, od­czu­wa­jąc emo­cjo­nal­ny nie­po­kój. My­ślę, że to wa­żne, aby uznać to za od­ręb­ną wła­ści­wo­ść, któ­rą roz­wi­ja­my, prak­ty­ku­jąc, po­nie­waż kie­dy do­świad­cza­my emo­cjo­nal­ne­go nie­po­ko­ju w me­dy­ta­cji (z pew­no­ścią tego do­świad­czy­my), często mamy po­czu­cie, że „źle to ro­bi­my”. Tak więc trze­cią wła­ści­wo­ścią, któ­ra wy­da­je się or­ga­nicz­nie roz­wi­jać w nas, jest roz­wi­ja­nie od­wa­gi, stop­nio­we po­ja­wia­nie się od­wa­gi. My­ślę, że sło­wo „stop­nio­we” jest tu­taj bar­dzo wa­żne, po­nie­waż to może być po­wol­ny pro­ces. Ale z cza­sem od­kry­jesz, że roz­wi­jasz w so­bie od­wa­gę po to, żeby do­świad­czać w ży­ciu emo­cjo­nal­nych tru­dów i zno­jów.

Me­dy­ta­cja jest pro­ce­sem prze­mia­ny, a nie ma­gicz­ną me­ta­mor­fo­zą, w któ­rej upar­cie dąży­my do zmia­ny cze­goś w so­bie. Im wi­ęcej prak­ty­ku­je­my, tym bar­dziej się otwie­ra­my i tym bar­dziej roz­wi­ja­my od­wa­gę w na­szym ży­ciu. W me­dy­ta­cji ni­g­dy tak na­praw­dę nie czu­jesz, że „zro­bi­łeś to” lub że „do­ta­rłeś”. Czu­jesz, że po pro­stu roz­lu­źni­łeś się na tyle, by do­świad­czyć tego, co za­wsze w to­bie było. Cza­sa­mi na­zy­wam ten pro­ces prze­mia­ny „ła­ską”. Po­nie­waż kie­dy roz­wi­ja­my od­wa­gę, dzi­ęki któ­rej po­zwa­la­my, żeby po­ja­wił się cały wa­chlarz na­szych emo­cji, mogą nas za­sko­czyć mo­men­ty wglądu, wglądu, któ­ry ni­g­dy nie mó­głby się po­ja­wić, gdy­by­śmy pró­bo­wa­li po­jąć, co jest z nami nie tak lub co jest nie tak ze świa­tem. Te mo­men­ty wglądu są efek­tem pro­ce­su me­dy­ta­cyj­ne­go, co wy­ma­ga od­wa­gi, od­wa­gi, któ­ra wzra­sta z upły­wem cza­su.

Dzi­ęki roz­wi­ja­jącej się od­wa­dze często zo­sta­je­my ob­da­rze­ni ła­ską zmia­ny na­sze­go świa­to­po­glądu, na­wet je­śli jest to zmia­na nie­wiel­ka. Me­dy­ta­cja po­zwa­la ci zo­ba­czyć coś no­we­go, coś, cze­go ni­g­dy wcze­śniej nie wi­dzia­łeś, lub zro­zu­mieć coś no­we­go, cze­go ni­g­dy wcze­śniej nie ro­zu­mia­łeś. Cza­sa­mi te do­bro­dziej­stwa me­dy­ta­cji na­zy­wa­my „bło­go­sła­wie­ństwem”. W me­dy­ta­cji uczysz się, jak ze­jść z wła­snej dro­gi na tyle, żeby zna­la­zło się miej­sce na ma­ni­fe­sta­cję two­jej wła­snej mądro­ści, a sta­nie się tak, po­nie­waż już nie będziesz tej mądro­ści tłu­mić.

Kie­dy zdo­będziesz się na od­wa­gę do­świad­cza­nia emo­cjo­nal­ne­go nie­po­ko­ju wte­dy, gdy osi­ąga on naj­wy­ższy po­ziom i w na­tu­ral­ny spo­sób po­zo­sta­niesz z tym uczu­ciem w me­dy­ta­cji, uświa­do­misz so­bie, ile uko­je­nia i ile po­czu­cia bez­pie­cze­ństwa czer­piesz ze świa­ta men­tal­ne­go. Po­nie­waż wła­śnie w tym mo­men­cie, kie­dy jest dużo emo­cji, za­czy­nasz na­wi­ązy­wać praw­dzi­wy kon­takt z uczu­cia­mi, z ener­gią kry­jącą się za emo­cja­mi. Jak do­wiesz się z tej ksi­ążki, za­czy­nasz naj­le­piej, jak po­tra­fisz, uwal­niać się od słów, od opo­wie­ści, a po­tem po pro­stu sie­dzisz. Wte­dy do­cie­ra do cie­bie, na­wet je­śli będzie to nie­przy­jem­ne, że czu­jesz się zmu­szo­ny do po­now­ne­go prze­ży­wa­nia wspo­mnień, hi­sto­rii swo­ich emo­cji albo że chcesz się od nich od­ci­ąć. Może się oka­zać, że często za­czy­nasz fan­ta­zjo­wać o czy­mś przy­jem­nym. Se­kret tkwi w tym, że tak na­praw­dę nie chce­my ro­bić żad­nej z tych rze­czy. Część z nas bar­dzo pra­gnie się obu­dzić i otwo­rzyć. Lu­dzie chcą czuć się bar­dziej żywi i prze­bu­dze­ni do ży­cia. A jed­no­cze­śnie nie czu­ją się kom­for­to­wo z prze­mi­ja­jącą, zmie­nia­jącą się ja­ko­ścią ener­gii rze­czy­wi­sto­ści. Mó­wi­ąc pro­ściej, duża część z nas woli ulgę, któ­rą przy­no­si fan­ta­zjo­wa­nie i snu­cie pla­nów, i z tego wła­śnie po­wo­du ta prak­ty­ka jest tak trud­na do wy­ko­na­nia. Do­świad­cza­nie na­sze­go emo­cjo­nal­ne­go nie­po­ko­ju i pie­lęgno­wa­nie wszyst­kich tych wła­ści­wo­ści – wy­trwa­ło­ści, czy­ste­go wi­dze­nia, od­wa­gi – rze­czy­wi­ście bu­rzy na­sze na­wy­ko­we wzor­ce. Me­dy­ta­cja osła­bia na­sze uwa­run­ko­wa­nia; osła­bia na­sze spo­so­by na trzy­ma­nie się w ga­rści, czy­li wszyst­ko to, co utrwa­la cier­pie­nie.

Czwar­tą wła­ści­wo­ścią, któ­rą roz­wi­ja­my w cza­sie me­dy­ta­cji, jest coś, o czym wspo­mnia­łam już wcze­śniej, a mia­no­wi­cie zdol­no­ść do prze­bu­dze­nia się do ży­cia, do ka­żdej chwi­li, ta­kiej, jaką ona jest. To jest ab­so­lut­na esen­cja me­dy­ta­cji. Roz­wi­ja­my uwa­żno­ść na tę wła­śnie chwi­lę; uczy­my się po pro­stu być tu­taj. A mamy wie­le opo­rów przed by­ciem tu­taj! Kie­dy po raz pierw­szy za­częłam prak­ty­ko­wać, my­śla­łam, że nie je­stem w tym do­bra. Za­jęło mi tro­chę cza­su, aby zdać so­bie spra­wę, że mam wie­le opo­rów przed by­ciem tu i te­raz. Samo by­cie tu­taj – uwa­żno­ść na tę chwi­lę – nie daje nam po­czu­cia ja­kiej­kol­wiek pew­no­ści czy też prze­wi­dy­wal­no­ści. Ale kie­dy uczy­my się, jak się roz­lu­źnić w chwi­li obec­nej, uczy­my się, jak się roz­lu­źnić w tym, co nie­zna­ne.

Ży­cie ni­g­dy nie jest prze­wi­dy­wal­ne. Mo­żesz po­wie­dzieć: „No tak, lu­bię nie­prze­wi­dy­wal­no­ść”, ale jest to za­zwy­czaj praw­da tyl­ko w pew­nym stop­niu, o ile nie­prze­wi­dy­wal­no­ść w ogó­le jest w ja­kim­kol­wiek stop­niu za­baw­na i pe­łna przy­gód. Mam wie­lu krew­nych, któ­rzy lu­bią sko­ki na bun­gee i in­ne­go ro­dza­ju prze­ra­ża­jące rze­czy – wszy­scy moi sio­strze­ńcy, a zwłasz­cza sio­strze­ni­ce. Cza­sa­mi, my­śląc o tym, co wy­czy­nia­ją, czu­ję skraj­ne prze­ra­że­nie. Ale wszy­scy, na­wet moi sza­le­ni krew­ni, mają swo­je gra­ni­ce. A cza­sa­mi, naj­bar­dziej od­wa­żni z nas na­ty­ka­ją się na swo­ją kra­wędź w naj­dziw­niej­szych sy­tu­acjach, na przy­kład wte­dy, gdy nie mogą do­stać do­brej kawy. Je­ste­śmy go­to­wi sko­czyć z mo­stu do góry no­ga­mi, ale wpa­da­my w zło­ść, gdy nie mo­że­my do­stać do­brej kawy. Dziw­ne, że nie­mo­żno­ść do­sta­nia fi­li­żan­ki do­brej kawy może być czy­mś nie­zna­nym, ale z ja­kie­goś po­wo­du dla nie­któ­rych lu­dzi, może dla cie­bie też, jest to gra­ni­ca, za któ­rą wcho­dzisz w tę nie­wy­god­ną, nie­pew­ną prze­strzeń.

Dla­te­go ten mo­ment do­tar­cia do kra­wędzi, mo­ment ak­cep­ta­cji chwi­li obec­nej i tego, co nie­zna­ne, jest nie­zwy­kle istot­nym mo­men­tem dla oso­by, któ­ra chce się obu­dzić i otwo­rzyć swo­je ser­ce i umy­sł. Chwi­la obec­na jest pło­mie­niem roz­nie­ca­jącym na­szą me­dy­ta­cję. Jest tym, co na­pędza nas w kie­run­ku prze­mia­ny. In­ny­mi sło­wy, chwi­la obec­na jest pa­li­wem dla two­jej oso­bi­stej pod­ró­ży. Me­dy­ta­cja po­ma­ga ci po­znać two­ją gra­ni­cę; to tu­taj tak na­praw­dę się z nią sty­kasz i za­czy­nasz się jej po­zby­wać. Spo­tka­nie z tym, co nie­zna­ne w da­nej chwi­li po­zwa­la ci żyć swo­im ży­ciem i jesz­cze pe­łniej wcho­dzić w zwi­ąz­ki i po­dej­mo­wać zo­bo­wi­ąza­nia. To jest praw­dzi­we ży­cie.

Me­dy­ta­cja przy­no­si prze­ło­mo­we zmia­ny, po­nie­waż nie jest miej­scem wiecz­ne­go od­po­czyn­ku – mo­żesz osi­ągnąć znacz­nie wi­ęk­szy spo­kój. Wła­śnie dla­te­go prak­ty­ku­ję z roku na rok. Gdy­bym spoj­rza­ła wstecz i nie mia­ła po­czu­cia, że do­ko­na­ła się we mnie ja­kaś zmia­na, gdy­bym nie za­uwa­ży­ła, że czu­ję się bar­dziej spo­koj­na i bar­dziej wy­ro­zu­mia­ła, znie­chęci­ła­bym się. Ale czu­ję, że tak jest. I za­wsze po­ja­wia się ko­lej­ne wy­zwa­nie, któ­re spra­wia, że za­cho­wu­je­my po­ko­rę. Ży­cie strąca nas z pie­de­sta­łu. Wci­ąż mo­że­my pra­co­wać nad tym, żeby spo­tkać się z nie­zna­nym w prze­strze­ni jesz­cze wi­ęk­sze­go wy­ci­sze­nia i bar­dziej otwar­te­go ser­ca. To zda­rza się ka­żde­mu z nas. My­ślisz, że wszyst­ko jest po­ukła­da­ne i że je­steś na­praw­dę wy­lu­zo­wa­ny, a po­tem wszyst­ko się wali. Na przy­kład za­czy­nasz czy­tać ksi­ążkę o tym, jak me­dy­to­wać, au­tor­stwa „wy­ci­szo­nej mnisz­ki”. Ale mu­sisz wie­dzieć, że zda­rza­ją się mo­men­ty, któ­re po­wo­du­ją, że za­cho­wu­ję się jak ba­chor. Mnie też przy­tra­fia­ją się sy­tu­acje, w któ­rych wy­zwa­niem jest spo­tkać się z chwi­lą obec­ną, na­wet po tylu la­tach me­dy­ta­cji. Wie­le lat temu wy­bra­łam się w pod­róż z moją wnucz­ką, któ­ra mia­ła wte­dy sze­ść lat. To było bar­dzo przy­kre do­świad­cze­nie, po­nie­waż dziew­czyn­ka była nie­zwy­kle trud­na. Na wszyst­ko re­ago­wa­ła „nie”, a ja ci­ągle tra­ci­łam cier­pli­wo­ść do tego ma­łe­go anio­łka, któ­re­go prze­cież uwiel­biam. Więc po­wie­dzia­łam: „W po­rząd­ku, Alek­san­dro, to spra­wa mi­ędzy tobą a bab­cią, do­brze? Nie po­wiesz ni­ko­mu o tym, co się dzie­je? Wiesz, te wszyst­kie zdjęcia bab­ci, któ­re wi­dzia­łaś na okład­kach ksi­ążek? Je­śli zo­ba­czysz, jak ktoś nie­sie ze sobą jed­ną z tych ksi­ążek, nic mu o tym nie mów!”.

Rzecz w tym, że kie­dy ma­ski opa­da­ją, czu­je­my za­że­no­wa­nie. Kie­dy prak­ty­ku­jesz me­dy­ta­cję, po­zby­cie się ma­ski jest tak że­nu­jące, jak ni­g­dy do­tąd, ale cie­szysz się, że wi­dzisz, gdzie utknąłeś, bo chcia­łbyś umrzeć bez wi­ęk­szych nie­spo­dzia­nek. Nie chcia­łbyś, żeby na łożu śmier­ci, gdy my­ślisz, że je­steś Świ­ętym Ja­ki­mś Tam, ja­kaś pie­lęgniar­ka wy­trąci­ła cię z rów­no­wa­gi swo­ją fru­stra­cją i gnie­wem. Wte­dy nie tyl­ko umie­ra­łbyś zły na tę ko­bie­tę, ale roz­cza­ro­wa­ny ca­łym swo­im ży­ciem. Więc je­śli py­tasz, dla­cze­go me­dy­tu­je­my, od­po­wia­dam, że dla­te­go że­by­śmy sta­wa­li się co­raz bar­dziej wy­ro­zu­mia­li i to­le­ran­cyj­ni wo­bec chwi­li obec­nej. Mo­żesz być wku­rzo­ny na pie­lęgniar­kę w mo­men­cie śmier­ci i po­wie­dzieć: „Wiesz, ta­kie jest ży­cie”. Po­zwa­lasz, by to przez cie­bie prze­szło. Mo­żesz po­czuć się z tym po­go­dzo­ny i mimo wszyst­ko umie­rać z uśmie­chem na ustach, gdyż mia­łeś szczęście, że tra­fi­łeś aku­rat na tę pie­lęgniar­kę! Mo­żesz po­wie­dzieć: „To jest po pro­stu ab­sur­dal­ne!”. Lu­dzi, dzi­ęki któ­rym opa­da­ją na­sze ma­ski, na­zy­wa­my guru.

Pi­ąta i ostat­nia wła­ści­wo­ść od­no­sząca się do tego, dla­cze­go me­dy­tu­je­my, jest tym, co na­zy­wam „nic ta­kie­go”. Do tego wła­śnie zmie­rzam, gdy mó­wię, że sta­je­my się „wy­ro­zu­mia­li” w sto­sun­ku do chwi­li obec­nej. Tak, dzi­ęki me­dy­ta­cji mo­żesz do­świad­czyć głębo­kie­go wglądu albo wspa­nia­łe­go uczu­cia ła­ski lub bło­go­sła­wie­ństwa, albo uczu­cia prze­mia­ny i nowo od­na­le­zio­nej od­wa­gi, ale wte­dy my­ślisz – nic ta­kie­go. Le­żysz na łożu śmier­ci, a obok jest pie­lęgniar­ka, któ­ra do­pro­wa­dza cię do sza­łu, i może to nie jest za­baw­ne, ale my­ślisz – nic ta­kie­go.

Nic ta­kie­go – to jed­na z naj­wa­żniej­szych lek­cji, jaką otrzy­ma­łam od mo­je­go na­uczy­cie­la, Chögy­ama Trung­py Rin­po­cze­go. Pa­mi­ętam, jak pew­ne­go razu przy­szłam do nie­go z czy­mś, co uwa­ża­łam za nie­zwy­kle wa­żne do­świad­cze­nie zwi­ąza­ne z moją prak­ty­ką. By­łam pod­eks­cy­to­wa­na, a kie­dy opo­wia­da­łam mu o tym do­świad­cze­niu, on spoj­rzał na mnie. Nie spo­sób opi­sać to spoj­rze­nie, to było bar­dzo otwar­te spoj­rze­nie. Nie mo­żna go na­zwać wspó­łczu­ciem, osądza­niem czy czym­kol­wiek in­nym. I kie­dy tak mu opo­wia­da­łam i opo­wia­da­łam, on do­tknął mo­jej ręki i po­wie­dział: „Nic... ta­kie­go”. Nie mó­wił „źle” ani „do­brze”. Mó­wił, że ta­kie rze­czy się zda­rza­ją i mogą prze­mie­nić ży­cie ka­żde­go z nas, ale jed­no­cze­śnie nie ma co ro­bić z nich wiel­kie­go halo, po­nie­waż to pro­wa­dzi do aro­gan­cji i dumy albo do po­czu­cia wy­jąt­ko­wo­ści. Z dru­giej stro­ny ro­bie­nie wiel­kie­go halo ze swo­ich trud­no­ści pro­wa­dzi w prze­ciw­nym kie­run­ku – do ubó­stwa, sa­mo­uwiel­bie­nia i ni­skie­go mnie­ma­nia o so­bie. Tak więc me­dy­ta­cja po­ma­ga roz­wi­jać po­czu­cie, że nic ta­kie­go się nie dzie­je, nie w for­mie cy­nicz­ne­go stwier­dze­nia, ale jako stwier­dze­nie pe­łne hu­mo­ru i wy­ro­zu­mia­ło­ści. Wi­dzia­łeś już wszyst­ko i dla­te­go mo­żesz to po­ko­chać.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki