Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 137
Rok wydania: 2020
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
KUPUJ LEGALNIE.
NIE KOPIUJ!
Inga Pozorska
Życie pełne cudów
Nihil obstat: L. dz. 2020/01/NO/P
Za pozwoleniem
Przełożonego Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej
Towarzystwa Jezusowego – Tomasza Ortmanna SJ
Warszawa, 16 lutego 2020 r.
Książka nie zawiera błędów teologicznych
Redakcja
Anna Lasoń-Zygadlewicz
Joanna Sztaudynger
Projekt graficzny i skład
Bogumiła Dziedzic
Zdjęcia
Marta Zgrajka
© Mocni w Duchu
© Inga Pozorska
Wszelkie prawa zastrzeżone
Łódź 2020
ISBN 978-83-65469-53-3
Mocni w Duchu – Centrum
90-058 Łódź, ul. Sienkiewicza 60
tel. 42 288 11 53
www.odnowa.jezuici.pl
Zamówienia:
tel. 42 288 11 57, 797 907 257
www.odnowa.jezuici.pl/sklep
ZAWSZE Z NAMI
Jeśli będziesz żył w Bożej obecności każdego dnia, o każdej porze, to twoje życie będzie pełne cudów. Żyć w Jego obecności – co to znaczy? Kluczowe są twoje odpowiedzi na dwa pytania: czy chcesz być jak On? Czy chcesz być blisko Niego? Jeśli tak, to prawdopodobnie w twoim życiu pamięć o Bogu jest nieustannie obecna.
Jezus chce, byśmy żyli w Jego obecności, gdziekolwiek jesteśmy i cokolwiek robimy. Gorąco cię zachęcam, abyś tego zapragnął. Przygotowując się do pisania tej książki, na modlitwie powiedziałam do Jezusa: „Panie, to wszystko, co mi dajesz do powiedzenia, to są rzeczy oczywiste”. Jezus odpowiedział mi, że owszem, są oczywiste, ale nikt ich nie bierze do siebie – czyli wszyscy o czymś wiemy, ale tego nie stosujemy.
Pracę nad swoim życiem duchowym i zmianę niechcianych zachowań możesz zacząć od wykonania trzech czynności. Wystarczy, że: zatrzymasz się, pójdziesz w głąb, będziesz pytał Jezusa.
Zatrzymaj się
W filmach występuje czasem stopklatka: akcja posuwa się do przodu i nagle stop! – wszystko zamiera. Jezus chce, żebyśmy podobnie zamierali w sytuacjach, które nas szczególnie denerwują, drażnią, w których jesteśmy kuszeni do tego, żeby nie być jak On. Bóg mówi: „Stop, zatrzymaj się”.
Kiedyś podczas Mszy w Łodzi, gdzie posługuje zespół Mocni w Duchu, w czasie modlitwy po Komunii jedna z osób miała wszystkich poprowadzić do uwielbienia. Jeszcze trwała Komunia święta, księża i szafarze byli nadal wśród wiernych w kościele – a ona, ku mojemu przerażeniu, zaczyna: „Powstańmy, uwielbijmy Pana…”. Za wcześnie! Od dwudziestu lat uczę w zespole, że uwielbienie rozpoczynamy dopiero wtedy, kiedy wszyscy księża wrócą już do prezbiterium. Prosił mnie o to kiedyś o. Józef Kozłowski: „Inga, nie podnoś ludzi wcześniej, bo księżom wtedy trudno przejść przez kościół. Ludzie się cieszą, wstają, podnoszą ręce. To jest dobre, ale ja muszę uważać, żeby mi nie potrącili puszki, żeby Pan Jezus nie wypadł”. Tak więc powtarzam to od dwudziestu lat, a tu nagle ktoś robi odwrotnie. We mnie się gotuje, myślę: „Ile lat można prosić i ciągle to samo?”. A wtedy Pan Jezus powiedział do mnie: „Inga, a ile lat Ja ciebie proszę o różne rzeczy?”. To była taka stopklatka, nerwy odeszły! Jezus wyciągnął asa z rękawa – tym asem była łagodność. Przez wszystkie lata, kiedy mnie prowadzi, nie przypominam sobie, żeby zwrócił mi uwagę w gniewie. Nie znam takiego Jezusa. No i efekt był taki, że mogłam tej osobie łagodnie i spokojnie przypomnieć o naszej zasadzie.
JEZUS ZAPRASZA NAS DO STOPKLATEK:
„ZATRZYMAJ SIĘ. JA JESTEM OBOK CIEBIE
W KAŻDEJ SYTUACJI, KTÓRA CIĘ DENERWUJE”.
I choć mam tendencję do wpadania w złość, Bóg w jednym momencie uspokaja mnie i wycisza moje emocje. Dlatego od dawna modlę się o to, żebym umiała innym zwracać uwagę w sposób przyjazny i bez pretensji.
Idź w głąb
Nurkowanie jest trudne, trzeba się go nauczyć, a zagrożeń jest sporo. W życiu duchowym jest identycznie, konieczne jest stosowanie się do pewnych zasad.
Gdy Jezus wzywa nas do pójścia w głąb – bierze nas za rękę i razem nurkujemy. Potrzebne jest to szczególnie wtedy, kiedy nie czujemy się kochani, albo kiedy dobro, które czynimy, denerwuje innych. Tak się zdarza i to jest bardzo bolesne. Chrystus tego doświadczał non stop, więc nas również to nie ominie.
DOBRO, KTÓRE CZYNIMY, MOŻE DENERWOWAĆ INNYCH,
A ICH WROGOŚĆ BĘDZIE W NAS UDERZAĆ,
TAK JAK UDERZAŁA W JEZUSA.
Kiedyś zostałam zaatakowana za to, że… za szybko komuś innemu przebaczyłam! Nie rozumiałam skąd ten atak. A Pan Bóg w odpowiedzi pokazał mi obraz miłosiernego ojca i dwóch synów. Wskazał mi na starszego z nich – i całą sobą doświadczyłam, jakim on jest okropnym człowiekiem. Okrutny wobec ojca, który przecież cierpiał przez całe lata czekania na młodszego syna. A teraz, kiedy ojciec doświadcza radości ze spotkania i jego cierpienie się kończy – co robi starszy syn? Jest niezadowolony z łagodności ojca! Jest egoistą. Bóg zadał mi pytanie: „Widzisz tę scenę? Ja jestem ojcem, który na niezadowolenie starszego syna – odpowiada łagodnością i cierpliwie mu tłumaczy. Popatrz na to, jakim Ja jestem ojcem. A czy ty chcesz być taką matką duchową?”. Powiedziałam Bogu, że chcę.
To jest dla mnie życie pełne cudów. Bóg jest dobry, nigdy nie wystawia mnie na trudne sytuacje, nie uprzedzając, że będzie ciężko. Ostrzega mnie zawsze, jeśli tylko Go słucham (gdybym nie słuchała, ostrzeżenie by do mnie nie dotarło).
Kiedy Bóg nas wzywa: „Pójdź w głąb”, kiedy zaprasza do nurkowania i schodzimy pod wodę, nasze ruchy stają się wolniejsze. Jesteśmy spokojniejsi, jakby lekko ociężali, a to wszystko po to, żeby w naprawdę trudnych sytuacjach móc zasłuchać się w Boga. On wzywa nas do chodzenia w swojej obecności: „Wolniej. Słuchaj. Ja jestem, nie pędź”.
Pytaj Jezusa
Wielu ludzi prosi mnie o pomoc, często słyszę: „Pomódl się, bo nie mam pracy”, „Nie mam mieszkania”, „Moje małżeństwo się rozpadło”. W takich sytuacjach doświadczam kompletnej bezradności. Jak ja mam ci pomóc? Ale pokusą byłoby, gdybym zaczęła unikać ludzi potrzebujących pomocy z lęku przed swoją bezsilnością. Jezus przychodzi z prostym rozwiązaniem: „Po prostu zgódź się na swoją bezradność i słuchaj Mnie”. Jezus ma radę na wszystko, na każdą sytuację, i to jest zaproszenie dla nas, aby Boże cuda mogły się wydarzyć w życiu osób, które ich potrzebują.
Jeśli ktoś przychodzi do ciebie z prośbą o pomoc, usłysz wołanie Jezusa: „Posłuchaj Mnie. Ja ci powiem, poprowadzę. Nie uciekaj. Nie udawaj, że tej osoby nie ma, że nie pamiętasz o jej problemie. Nie zostawiaj jej”. To trudne wezwanie. Często doświadczam bezradności, ale Bóg przychodzi mi z pomocą, ponieważ to On niesie radę, aby mogły się wydarzać Jego cuda. Dlatego punkt „Pytaj Jezusa” to zachęta do pytania o radę.
MAM CZAS
Boże cuda objawiają się wtedy, kiedy doświadczamy braków, słabości, grzechu, zniewoleń, chorób.
Zauważam jednak kilka trudnych sytuacji, których nie oddajemy Jezusowi, a przez to nie doświadczamy cudów. Opowiem o nich, odwołując się do sceny nawiedzenia św. Elżbiety przez Maryję. Spotkanie tych kobiet zaprasza nas, byśmy dotknęli dwóch braków, jakie wielu z nas w sobie nosi.
Bez pośpiechu
Gdy Maryja idzie do Elżbiety, ofiarowuje jej bardzo dużo czasu, całe trzy miesiące. Tym wydarzeniem niejako mówi: „Boże, Ty jesteś Panem czasu”. Możesz zadać sobie pytanie: „Czy jestem człowiekiem, który żyje w poczuciu, że ma czas, czy raczej człowiekiem żyjącym w ciągłym pośpiechu? Czy mam czas pójść do kogoś, ofiarować mu swoją obecność, pomoc, modlitwę?”.
Niestety muszę przyznać, że ja często żyję w biegu, choć samej sobie mówię: „Nie będę się spieszyć. Nie chcę się spieszyć, bo to nie jest z Boga”. Pośpiech sprawia, że jestem wszędzie połowicznie. Jestem z tobą, ale już myślę, co mam za godzinę! A nie chcę tak żyć. To właśnie Maryja uczy mnie, że Jezus jest Panem czasu. Dlatego gdy mam tak wiele do zrobienia, że nie wiem, od czego zacząć, modlę się: „Boże, dla Ciebie nie ma nic niemożliwego. Proszę cię, żebyś wydłużył mi czas, bo mam go za mało”. Ta modlitwa bardzo mi pomaga. Buduje we mnie przestrzeń dla pragnienia, żeby Bóg był Panem mojego czasu.
W sam raz
Mam tendencję do brania na siebie zbyt wielu obowiązków. Niektórzy biorą na siebie za mało i to jest złe, ale gdy ktoś bierze na siebie za dużo, to również jest złe. Mam nadzieję, że istnieją tacy, którzy biorą tyle, ile chce Jezus: nie za mało, nie za dużo.
Czasem budzę się rano i myślę: „Jak ja to wszystko zrobię: próby z zespołem, spotkania z ludźmi, modlitwa? Kiedy zjem obiad?”. I wtedy Bóg zaczyna działać w zachwycający dla mnie sposób. Ktoś dzwoni i odwołuje spotkanie: „Słuchaj, przepraszam, nie mogę dzisiaj”. Inny proponuje: „Wezmę za ciebie próbę, chcesz?”. Przez takie wydarzenia Bóg mi mówi: „Inga, skoro ty sobie z tym nie radzisz, to Ja ci teraz mówię: Ja czuwam, Ja jestem”. A to jest bardzo dobra nowina, że Bóg bierze na siebie naszą nie-mądrość i naprawia wszystko!
Uspokojone życie
Patrząc na piękny przykład Maryi, widzimy, że Panem Jej czasu był Bóg. Gdy Panem twojego i mojego czasu też będzie Bóg, wystarczy nam czasu na wszystko, czego On od nas chce.
Ale Matka Boża w tym obrazie daje nam jeszcze inne przesłanie: „Uspokój swoje życie. Spraw, aby ono było pełne pokoju”. To jest możliwe zawsze, jeśli trwamy w obecności Bożej.
GDY JESTEŚMY BLISKO BOGA, ON NAPEŁNIA NAS POKOJEM
I ROZPOGADZA NASZE ŻYCIE.
ON SPRAWIA, ŻE MAMY SIŁĘ UŚMIECHNĄĆ SIĘ DO ZADAŃ,
KTÓRE SĄ PRZED NAMI.
Tego właśnie uczą nas te dwie niezwykłe kobiety, które spotykają się w bardzo trudnym dla każdej z nich momencie. Starsza wiekiem Elżbieta jest brzemienna, jej mąż zaniemówił, sąsiedzi gadają – dziwna sytuacja, niezrozumiała i trudna. A Maryja, która idzie do niej również brzemienna – nie mieszka jeszcze z mężem, więc może zostać oskarżona o cudzołóstwo i ukamienowana. Obie nie mają łatwej sytuacji, a co robią, kiedy się spotykają? Wielbią Boga! Absolutnie nie są zniechęcone ani ponure, ale pełne pokoju i pogody ducha. Dlatego dzisiaj Bóg mówi: „Proszę cię, żyj w mojej obecności, abyś mógł nieść pokój i pogodę ducha innym”.
Człowiek pogodny to kolejny cud Boży! Wspaniale byłoby mieć wokół siebie takich ludzi. Pewnie tak będzie w niebie, ale marzę o tym, żebyśmy już teraz byli Kościołem pogodnym i pełnym pokoju. I mówię to przede wszystkim do siebie: „Inga, marzę o tym, żebyś była pełna pokoju i zawsze pogodna”. Tego właśnie uczy nas Maryja przychodząca do św. Elżbiety.
ZMARNOWANA OKAZJA
Pewnego razu jechałam tramwajem i patrzyłam na zatłoczony wagon. Pasażerów można było podzielić na dwie grupy: zapatrzeni w telefon lub wpatrzeni w okno. A wszystkich łączyły dwie rzeczy: grube, zimowe ubrania i smutek. Im dłużej patrzyłam na każdą z tych osób, tym bardziej czułam, że Bóg chce mi przez ten obraz coś powiedzieć. Czas dojazdu do miejsca, do którego zmierzałam, wynosił około dwudziestu minut. To wystarczająco dużo, żeby podzielić się z kimś dobrą nowiną. To moment, w którym mogę posłuchać czyjejś historii, dodać otuchy, uśmiechnąć się.
A co ja robię?
Złoszczę się, że mam zepsuty samochód i w chlapę muszę jeździć tramwajami. Jestem zniechęcona z powodu bolącego gardła i niechętna wobec zajęć, które są przede mną tego dnia. Wpatrzona w okno, ubrana w grube, zimowe ubrania i… smutna. Piękny obraz chrześcijanki, osoby, która spotkała Boga żywego, ewangelizatorki, kierowniczki zespołu Mocni w Duchu, osoby konsekrowanej!
A gdzie w tym tramwaju jest Jezus? Bo w moich myślach Go nie ma, przeganiam Go skutecznie zniechęceniem i zgorzknieniem. A może jest w moim czujnym sercu? Ale ono właśnie nie jest czujne! Gdyby takie było, to nie zmarnowałabym tych dwudziestu minut drogi na użalanie się nad swoim losem. Słuchałabym sercem i być może choć jedna osoba uśmiechnęłaby się i wysiadła z tramwaju odmieniona, umocniona Bożą nadzieją.
Co robi Bóg?
Bóg jechał ze mną tym tramwajem i próbował mnie obudzić do bycia gotową, przyodzianą w chęć głoszenia dobrej nowiny o Nim, który jest tak blisko. A ja zmarnowałam ten czas. Znowu nie mógł o mnie powiedzieć: twoje usta są moimi ustami. Nie dałam Mu szansy, bo zajmowałam się sobą.
Pamiętając o chwili przejścia z tego świata do domu Ojca, z trwogą myślę o całym ogromie czasu, który Pan mi pokaże. Czasu, który był mi dany jako dar. I miał być pomnożony jako dar nie tylko dla mnie. A ja? Wzięłam go bez słowa „dziękuję”, jak coś, co mi się należy. Schowałam do kieszeni i zakopałam na później – na „nigdy”.
PS. Kilka dni po tym wydarzeniu pewna kobieta opowiedziała mi o rozmowie z dwiema młodymi osobami na ulicy. Stały smutne, więc podeszła. Była czujna, gotowa, by głosić dobrą nowinę. Spotkanie skończyło się nie tylko głęboką, przemieniającą rozmową, ale także krótką wspólną modlitwą.
– Inga, można?
– Można, mój Panie…
SAFARI
Pragnę podzielić się niezwykle radosną rzeczywistością, którą ostatnio coraz bardziej się zachwycam. Ten zachwyt dotyczy wspólnoty. Odkrywam go, oczywiście, na swoim „podwórku”, gdzie Pan postawił mnie przed wielu laty. Ufam jednak, że udzieli się on również tobie i da ci nowy zapał i lekkość do służby na twoim „podwórku”.
Dobrym wstępem do tego, co chcę przekazać, są słowa Izajasza (11,6-9):
„Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem,
pantera z koźlęciem razem leżeć będą,
cielę i lew paść się będą społem
i mały chłopiec będzie je poganiał.
Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie,
młode ich razem będą legały.
Lew też jak wół będzie jadał słomę.
Niemowlę igrać będzie na norze kobry,
dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii.
Zła czynić nie będą ani zgubnie działać
po całej świętej mej górze,
bo kraj się napełni znajomością Pana,
na kształt wód, które przepełniają morze”.
Od ponad dwudziestu lat jestem kierownikiem zespołu Mocni w Duchu i wiem, że to słowo jest o nas. Jesteśmy grupą ludzi, w której dzieją się rzeczy dobre i piękne (a często po ludzku niemożliwe), tylko dlatego, że – będąc pod każdym względem kompletnie różnymi osobami – razem wpatrujemy się w Chrystusa. Wpatrujemy się w Niego uparcie. Niejednokrotnie toczymy ostrą walkę w sobie samych o to, by pozostać wiernymi temu wpatrzeniu. I właśnie wtedy dzieją się rzeczy niemożliwe. Jak u Izajasza: krowa i niedźwiedzica przystają przyjaźnie, lew je słomę jak wół, dziecko wkłada swoją rękę do kryjówki żmii i nic złego mu się nie dzieje, a wilk mieszka razem z barankiem.
Kochane stado indywidualistów
Po tylu latach wiem dobrze, kto u nas jest krową, a kto niedźwiedziem, kto jest lwem, kto żmiją, wilkiem, barankiem, wołem… Wszystkie te zwierzaki występują w naszym zespole.
Są też inne. Jesteśmy niezwykle barwnym i ciekawym stadem ukochanym przez Pana. Odkrywam coraz bardziej, że bez tak wielkiej różnorodności i barwności nie wydarzyłoby się wiele dobra. Gdyby na safari były same lwy (bo takie odważne, więc wszędzie zaniosą Ewangelię) albo same żyrafy (bo łagodne i piękne, więc ukażą piękno królestwa Bożego), lub antylopy (szybkie i zwinne, trafią w więcej miejsc niż żółwie) – jakież byłoby to zubożenie dla dzieła ewangelizacji. A tak, są wśród nas i szybcy, i łagodni, odważni i nieśmiali, dzicy i potulni. Są cholerycy, sangwinicy, flegmatycy i melancholicy. Są wszyscy. Jakie to piękne!
Jeśli ktoś z zespołu powiedziałby do mnie dzisiaj, po tylu latach wspólnej służby: „Inga, ty w tym safari jesteś żmiją”, to nie zasmuciłabym się. Izajasz mówi o tym, że kiedy żmija wpatruje się w Pana, to nie uczyni nikomu krzywdy. Jest Mu posłuszna. I chociaż może wolałabym być ładniejszym zwierzęciem, to Bogu dzięki, że w swoim safari kocha wszystkich bez wyjątku, także żmije!
Słowo mówi, że lew, chociaż z natury jest drapieżnikiem i chętnie pożarłby woła – wpatrując się w Pana, będzie jadł z tym wołem słomę, kiedy zajdzie taka potrzeba. Izajasz niesie nam bardzo dobrą nowinę o wspólnocie.
O sztuce przylegania do innych
Czasem zmagamy się w naszych grupach, diakoniach lub rodzinach z różnicami pomiędzy nami. Pojawiają się trudne momenty, kiedy okazuje się, że np. baranek wyszedł za mąż za lwa, albo krowa za niedźwiedzia. I jak tu współpracować, jak razem żyć? Izajasz, w zacytowanym fragmencie Pisma Świętego, niesie nam szeroki uśmiech Stwórcy. Każdy z nas, taki jaki jest, został stworzony z miłości i jest potrzebny! To, co posiada w sobie (niezależnie od typu charakteru, temperamentu, tego, czym zajmuje się na co dzień) – w Chrystusie sprawia, że stajemy się jedno. Nie-sa-mo-wi-te!
W naszym zespole jest mniej więcej czterdzieści osób. To bardzo dużo. Po ludzku nie jest możliwe, żebyśmy się tak lubili, a nawet więcej – kochali – jak to ma miejsce między nami. Ja czuję się kochana przez całe nasze safari. Okazuje się, że można się nawzajem szanować i wspierać, pomimo ogromnej różnorodności. Można sobie ustępować, jeść to, za czym się nie przepada, spędzać czas w sposób, jakiego samemu by się nie wybrało (bo ktoś inny tak lubi, więc i ja spróbuję). Można, wpatrując się razem w Pana. Uparcie, konsekwentnie, z nadzieją i radością.
POMYŚL TERAZ PRZEZ CHWILĘ O TYM,
CO PIĘKNEGO WIDZISZ W SOBIE.
TO JEST DZIEŁO BOGA, TO JEST JEGO DAR,
W TYM JESTEŚ DO NIEGO PODOBNY.
ZAJAKIEDOBROW SOBIECHCIAŁBYŚDZISIAJ
PODZIĘKOWAĆ BOGU?
PODZIĘKUJ PANUZATWOJE „IZAJASZOWESAFARI”.
MODLITWA BEZINTERESOWNA
Bardzo często nasze spotkanie z Bogiem polega na przedstawianiu Mu swoich próśb (i bardzo dobrze) lub dziękowaniu za Jego opiekę (jeszcze lepiej), albo na przepraszaniu Go (niestety, niezbyt często). Osoby należące do różnego rodzaju wspólnot uczą się także modlitwy uwielbienia, czyli stawania przed dobrym Panem z postawą wdzięczności (oby jak najczęściej!) i rozważania Pisma Świętego (oby codziennie!).
Bezinteresownie – Bogu
Dla mnie bardzo ważna jest modlitwa bezinteresowna. Co to takiego? To spotkanie z Bogiem, na którym nie mam do Niego żadnego interesu. Zdarza się, że pragnę modlitwy w ciszy, więc planuję np. pół godziny przed Najświętszym Sakramentem. A nagle w sercu pojawia się lekki chaos: jak najlepiej wykorzystać ten czas? Może na modlitwę, którą mam jeszcze dzisiaj w planie (np. różaniec) czy raczej na rachunek sumienia? A może należałoby przedstawić Bogu palące mnie sprawy?
Tymczasem modlitwa bezinteresowna to taka, w której przychodzę do Jezusa z postawą serca: „Mój kochany Jezu, nie przyszłam do Ciebie w żadnej sprawie, ale dlatego, że lubię – i to bardzo lubię! – z Tobą być. Chcę posiedzieć przy Tobie i nic nie mówić. Pobyć z Tobą z miłości. Jesteś moim upragnionym miejscem przebywania”.I tyle. Jestem przy Nim, cieszę się Jego bliskością, a On cieszy się mną.