Zrób z życia dzieło sztuki - Barbara Pasek - ebook + książka

Zrób z życia dzieło sztuki ebook

Pasek Barbara

4,7

Opis

Nasze życie to dzieło sztuki - to od nas zależy, czy będzie to przepiękny obraz, czy bohomaz, który chowa się za szafą, bo wstyd pokazać go nawet sobie. Jak stworzyć piękne życie - krok po kroku, dzień za dniem?

 

Bestsellerowa książka Barbary Pasek Odzyskaj błysk w oku podbiła serca tysięcy czytelników, jednak to był dopiero początek. Dziś autorka na własnym przykładzie pokazuje, że wystarczy rok, by wejść na drogę spełnienia i zacząć oddychać pełną piersią.

 

  • Zacznij podążać za głosem serca, a nie za tym, co podpowiada ci strach czy presja otoczenia!
  • Otwórz się na miłość i przyciągnij ją do swojego życia!
  • Obudź w sobie kreatywność i odwagę tworzenia!
  • Martwienie zamień na marzenie i zacznij czerpać radość z codzienności - nawet jeśli jest daleka od ideału!
  • Przestań biernie przyjmować to, co cię spotyka, i znajdź w sobie odwagę do zmian!

 

 

 

Uwolnij swoją moc! Pora rozpocząć magiczny proces twórczy, dzięki któremu twoje życie stanie się arcydziełem.

 

Weź głęboki oddech i poczuj, dlaczego ta książka znalazła się właśnie w twoich rękach.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 259

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (20 ocen)
15
4
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Myometis

Dobrze spędzony czas

Każdy znajdzie tu coś dla siebie :)
00
justyna_gazda

Dobrze spędzony czas

warto przeczytać!
00

Popularność




Ta książka jest dla Ciebie, Ciebie i Ciebie. Jej historię tworzymy razem…

Dziękuję N.

Wielokrotnie…

Wstęp

ZRÓB Z ŻYCIA DZIEŁO SZTUKI

•To będzie hi­sto­ria o ży­ciu pe­łną pier­sią.

•To będzie hi­sto­ria o cier­pie­niu.

•To będzie hi­sto­ria o ta­ńcu w stru­gach desz­czu.

•To będzie hi­sto­ria o śmier­ci.

•To będzie hi­sto­ria o mi­ło­ści.

•To będzie hi­sto­ria o za­ko­cha­nym, a ta­kże zra­nio­nym ser­cu.

•To będzie hi­sto­ria o po­szu­ki­wa­niu domu w so­bie.

•To będzie hi­sto­ria o du­cho­wej pod­ró­ży.

•To będzie hi­sto­ria o spo­koj­nych chwi­lach w po­je­dyn­kę, z me­lo­dią szczęścia w tle.

•To będzie hi­sto­ria o mi­ło­ści tak ro­man­tycz­nej i roz­pa­la­jącej ser­ce, że aż ci­ężko w nią uwie­rzyć.

•To będzie hi­sto­ria o ży­ciu, bo ży­cie jest tym wszyst­kim.

Ta ksi­ążka była już pra­wie go­to­wa, kie­dy zro­zu­mia­łam, że nie mogę jej wy­dać w tej for­mie. Osta­tecz­ny ter­min był za dwa ty­go­dnie, bra­ko­wa­ło jesz­cze wie­lu stron, ale kon­cept zo­stał do­mkni­ęty w zwi­ęzłym spi­sie tre­ści, któ­ry obie­cy­wał czy­tel­ni­ko­wi zmia­nę ży­cia.

Tak, dzi­ęki po­przed­niej ksi­ążce wie­le osób zmie­ni­ło swo­je ży­cie, a to naj­pi­ęk­niej­sza na­gro­da, jaką mo­głam do­stać. To było tak nie­sa­mo­wi­te, że po­sta­wi­łam so­bie za punkt ho­no­ru, że z ko­lej­ną ksi­ążką będzie tak samo. Sta­ło się to nie­świa­do­mie, jak­by z au­to­ma­tu, bo tak dzia­ła­ją na­sze we­wnętrz­ne, głębo­ko ukry­te pro­gra­my. Coś we mnie na­tych­miast chcia­ło do­sko­czyć do suk­ce­su pierw­szej ksi­ążki, ko­piu­jąc ście­żkę, któ­ra wcze­śniej oka­za­ła się sku­tecz­na. Zno­wu chcia­łam po­pro­wa­dzić cię za rękę przez głębo­ki pro­ces. Zno­wu punkt po punk­cie po­ka­zać ćwi­cze­nia i na­rzędzia, z po­mo­cą któ­rych mo­żna zmie­nić ży­cie. I wiesz co? Część z tego zro­bię: znów do­sta­niesz mo­rze na­rzędzi i in­spi­ra­cji, ale na dwa ty­go­dnie przed ter­mi­nem od­da­nia tej ksi­ążki po­zwo­lę so­bie rów­nież na małą re­wo­lu­cję. Nie małą, gi­gan­tycz­ną, bo po­sta­wię ją do góry no­ga­mi i zro­bię z niej coś zu­pe­łnie in­ne­go, niż za­mie­rza­łam. Czy to będzie kon­ty­nu­acja Od­zy­skaj błysk w oku? To szcze­ry, moc­ny głos mo­jej Du­szy, dla­te­go śmiem twier­dzić, że TAK – to kon­ty­nu­acja po­przed­niej ksi­ążki, tyl­ko inna, bo i ja je­stem inna. Wiem na­to­miast, że nie będzie to ta ksi­ążka, któ­rą mia­łam od­dać do­słow­nie za chwi­lę, bo zro­bi­ła­bym to bez głębo­kiej we­wnętrz­nej zgo­dy. Nie będzie od­twa­rza­nia sche­ma­tu ani po­na­wia­nia tego, co kie­dyś za­dzia­ła­ło. Nie zro­bię tego, co bez­piecz­ne. Ani tego, co zna­ne.

Dziś już nie je­stem tak słod­ka jak róż z okład­ki ksi­ążki wy­da­nej rok temu. Nie po­pro­wa­dzę cię też za rękę, bo nie je­steś ofia­rą ani dziec­kiem, a po­tężnym KRE­ATO­REM – to w to­bie są wszyst­kie od­po­wie­dzi, a ja po­mo­gę ci je zna­le­źć.

Dzie­ło sztu­ki na­sze­go ży­cia po­wsta­je z ry­zy­ka, ze zmia­ny, z by­cia czło­wie­kiem pi­sa­nym po­gru­bio­ną czcion­ką.Z by­cia dziw­nym, z by­cia in­nym, z by­cia sobą. Z by­cia do­kład­nie ta­kim, ja­kim je­steś.

Po­ka­żę ci swo­je sza­le­ństwo, rytm ży­cia, strach, ból, ale i łzy ra­do­ści, kie­dy trud­no mi uwie­rzyć, że świat jest aż tak pi­ęk­ny. Wyj­dę z bu­tów prze­wod­ni­ka, na­uczy­cie­la i co­acha. Tak, sko­ńczy­łam szko­ły, mam dy­plo­my, prze­pro­wa­dzi­łam set­ki lu­dzi przez pro­ces zmia­ny, a pa­trząc na spek­ta­ku­lar­ne efek­ty po pierw­szej ksi­ążce, mogę na­wet na­pi­sać, że ty­si­ące lu­dzi zmie­ni­ło ze mną swo­je ży­cie. Tak, będę ro­bić to da­lej: me­ry­to­rycz­nie prze­pro­wa­dzać lu­dzi przez pro­ces zmia­ny, bo to ko­cham, ale ta ksi­ążka po­trze­bu­je ko­goś in­ne­go… Nie eks­pert­ki, nie na­uczy­ciel­ki, a dzi­kiej ko­bie­ty ży­jącej w praw­dzie, któ­ra się we mnie obu­dzi­ła dzi­ęki cier­pie­niu, stra­cie, śmier­ci i roz­sta­niu. Dzi­ęki ry­zy­ku, po­ra­żce, dro­dze pod prąd i suk­ce­so­wi. Dzi­ęki mi­ło­ści, wy­zwo­le­niu, po­łącze­niu dusz, prze­kro­cze­niu gra­nic tego, co grzecz­ne i co wy­pa­da. Dzi­ęki ki­lo­me­trom wędrów­ki przez śro­dek Eu­ro­py. Dzi­ęki stra­cie, a po­tem da­rom losu. Dzi­ęki wy­bu­dze­niu świa­do­mo­ści i ko­lej­nych warstw sie­bie, o któ­rych nie mia­łam po­jęcia. Tak, obu­dzi­łam w so­bie ko­bie­tę. Nie tyl­ko grzecz­ną i pro­fe­sjo­nal­ną, lecz rów­nież dzi­ką, sza­lo­ną, praw­dzi­wą, no i nie za­wsze miłą.

Po­zna­łam też inną część sie­bie – tę, któ­ra jest sła­ba, nie ma sił i po­trze­bu­je gło­śne­go pła­czu. Tak, ona rów­nież ist­nie­je, cho­ciaż tak dłu­go pró­bo­wa­łam so­bie wmó­wić, że jej nie ma, że ze wszyst­kim so­bie po­ra­dzę, je­stem sil­na i jak za­wsze ja­koś ru­szę do przo­du. Może i tak będzie, ale zro­bię to z czu­ło­ścią, a to dzi­ęki uzna­niu tej części sie­bie, któ­ra jest sła­ba, ale też ma coś bar­dzo wa­żne­go do po­wie­dze­nia. To uwal­nia­jące: na­pi­sać „je­stem dzi­ka i mam gdzieś za­sa­dy, kie­dy czu­ję, że to zgod­ne z moją praw­dą” oraz „je­stem sła­ba i będę jęczeć, bo tego po­trze­bu­ję”. Kie­dyś nie przy­zna­ła­bym się do tego na­wet przed wła­sną ro­dzi­ną…

Ta dzi­ka ko­bie­ta jest też w to­bie. Ten dzi­ki, a może właś­nie sła­by i emo­cjo­nal­ny mężczy­zna jest rów­nież w środ­ku cie­bie. Gdzie go scho­wa­łeś? Gdzie ją po­cho­wa­łaś? Gdzie są za­gu­bio­ne cząst­ki cie­bie, któ­re za­ko­pa­łeś pod sza­blo­nem grzecz­nie na­pi­sa­nej ksi­ążki lub pre­cy­zyj­nie za­pa­ko­wa­nych ka­na­pek na szkol­ną wy­ciecz­kę – w sre­ber­ku i z ko­kard­ką, mimo że tak bar­dzo nie masz już siły, żeby się uśmie­chać. Tam pod spodem jest two­ja praw­da, głębia cze­ka­jąca na to, żeby wy­jść na świat.

Wy­pu­ścić na wol­no­ść wszyst­kie cząst­ki Du­szy. Czy to nie brzmi jak wspa­nia­ły plan na resz­tę ży­cia? Za­pra­szam cię za­tem w pod­róż dzi­ęki ksi­ążce, któ­rą na­pi­sa­łam, pó­źniej jej po­ło­wę wy­ka­so­wa­łam, a na­stęp­nie wszyst­ko po­sta­wi­łam na gło­wie. W zgo­dzie ze sobą, bo tak war­to żyć – po swo­je­mu pi­sząc, po swo­je­mu ko­cha­jąc, po swo­je­mu podąża­jąc ście­żką wpi­sa­ną w nas dużo wcze­śniej, niż pa­mi­ęta­my.

To moje dzie­ło sztu­ki. Te­raz czas na two­je.

Za­czy­na­my!

W rok może zmienić się wszystko…

„A lot can happen in one year…” W rok może wy­da­rzyć się bar­dzo wie­le

Taki na­pis wid­nie­je na ka­len­da­rzu, któ­ry przy­ci­ągnął mnie do sie­bie pew­ne­go burz­li­we­go dla mnie dnia. Dnia, w któ­rym już wie­dzia­łam, że nad­cho­dzą zmia­ny, jak­by mury sta­re­go świa­ta mia­ły ru­nąć tyl­ko po to, żeby na ich miej­scu mógł wy­ro­snąć mój wła­sny ogród. Eden no­we­go świa­ta zbu­do­wa­ne­go w zgo­dzie ze mną. Ka­len­darz ku­pi­łam w mie­si­ącu, któ­ry zu­pe­łnie nie ko­ja­rzy się z pla­no­wa­niem przy­szłe­go roku. A był to… li­piec.

Zna­la­złam się wte­dy w ro­dzin­nym mie­ście, u mo­jej sio­stry, gdzie po­je­cha­łam w bar­dzo kiep­skim na­stro­ju. Po­trze­bo­wa­łam wspar­cia i po­my­śla­łam, że może czas już prze­stać dźwi­gać całe ży­cie sa­mo­dziel­nie i po­dzie­lić się z kimś ta­kże smut­kiem, a nie tyl­ko ra­do­ścią. Wszy­scy to zna­my: nie chce­my obar­czać in­nych swo­imi pro­ble­ma­mi, więc zo­sta­je­my sami za fa­sa­dą „wszyst­ko u mnie w po­rząd­ku”. Tym­cza­sem wca­le nie trze­ba tak żyć, cza­sem mo­żna po­pro­sić o po­moc lub cho­ciaż to­wa­rzy­stwo, kie­dy do oczu ci­sną się łzy.

Po­je­cha­ły­śmy na małe za­ku­py na po­pra­wie­nie na­stro­ju – świecz­ki i ksi­ążki za­wsze po­tra­fią roz­pa­lić moje dziew­częce ser­ce. Tym ra­zem ku­pi­łam jed­nak ka­len­darz, któ­ry wiel­kim na­pi­sem na okład­ce – „A lot can hap­pen in one year” – wy­sy­łał mi prze­kaz, któ­re­go wte­dy bar­dzo po­trze­bo­wa­łam – na­dzie­ję, że wkrót­ce będzie prze­pi­ęk­nie. Kie­dy wró­ci­ły­śmy do domu, zo­sta­wi­łam za­ku­py w sa­mo­cho­dzie, żeby wy­pa­ko­wać je w War­sza­wie. Gdy za­mknęłam auto, na­gle po­czu­łam, że mu­szę wró­cić po ka­len­darz – ta­kie małe szarp­ni­ęcie w środ­ku, któ­re mówi: „Weź go ze sobą!”. Nie wie­dzia­łam, dla­cze­go mam to zro­bić, bio­rąc pod uwa­gę, że do pla­no­wa­nia no­we­go roku zo­sta­ło jesz­cze wie­le mie­si­ęcy, ale z pod­szep­ta­mi in­tu­icji sta­ram się nie dys­ku­to­wać. Kie­dy do­ta­rły­śmy do miesz­ka­nia mo­jej sio­stry, usia­dły­śmy jak za­wsze przy sto­le i za­częły­śmy roz­ma­wiać, roz­pa­ko­wu­jąc za­ku­py. Za­po­zna­jąc się z moim no­wym plan­ne­rem, zo­rien­to­wa­łam się, że jest dość szcze­gól­ny. Otóż my­śla­łam, że ku­pi­łam ka­len­darz na przy­szły rok, tym­cza­sem oka­za­ło się, że ten za­czy­na się wła­śnie w po­ło­wie roku, wła­śnie te­raz. Nie w grud­niu czy w stycz­niu, a w lip­cu, tak jak­by Wszech­świat chciał mi po­wie­dzieć: „Dziś jest pierw­szy dzień two­je­go no­we­go ży­cia”.

Wszechświat szepcze do nas przez cały czas: w maleńkich przekazach, informacjach, symbolach. Py­ta­nie, czy to wi­dzi­my I sły­szy­my, czy też nie.

Tam­te­go dnia wpa­dłam na po­my­sł, aby za­kre­ślić w ka­len­da­rzu datę od­le­głą do­kład­nie o rok i za­pa­mi­ętać, żeby za 12 mie­si­ęcy spoj­rzeć wstecz i zo­ba­czyć, jak wie­le może się zmie­nić. Dzi­siaj wiem, że tego dnia Wszech­świat chciał mi po­wie­dzieć: „Za kil­ka­na­ście mie­si­ęcy będziesz inną oso­bą, w in­nym miej­scu, z in­nym pla­nem na ży­cie. Mam na cie­bie taki po­my­sł, że gdy­byś go dzi­siaj po­zna­ła, spa­dła­byś z krze­sła w Kiel­cach, a ten ka­len­darz wy­pa­dłby ci na be­żo­we płyt­ki w kuch­ni. Wszyst­ko jest na do­brej dro­dze!”. Pa­mi­ętam, że tego dnia wy­ci­ągnęły­śmy z Izą spi­ry­tu­al­ne kar­ty i po­sta­no­wi­ły­śmy za­py­tać Wszech­świat, co wy­da­rzy się za 12 mie­si­ęcy. Dla jed­nych kar­ty afir­ma­cyj­ne to za­ba­wa, inni wy­bie­ra­ją bar­dziej za­awan­so­wa­ne kar­ty spi­ry­tu­al­ne i trak­tu­ją je bar­dzo se­rio. Ja pre­fe­ru­ję ba­lans, ale cza­sem lu­bię za­grać z Wszech­świa­tem w taką małą ru­let­kę py­tań i od­po­wie­dzi, dla­te­go za­py­ta­łam: „Co chcesz mi po­wie­dzieć o tym, co być może wy­da­rzy się w ci­ągu 12 mie­si­ęcy”. Kar­ty, któ­re wy­ci­ągnęłam, były bar­dzo cie­ka­we, bo pierw­szy raz w moje ręce tra­fił tak cha­rak­te­ry­stycz­ny ze­staw:

RO­DZI­NA

ŚLUB

OKA­ZJA DO PRZE­BA­CZE­NIA

W zwi­ąz­ku z tym, że wła­śnie by­łam po roz­sta­niu, któ­re­go jesz­cze rok wcze­śniej wca­le się nie spo­dzie­wa­łam, sce­na­riusz z we­lo­nem i ro­dzin­ką nie wy­da­wał się zbyt re­al­ny. Jed­nak za­wsze pa­mi­ętam, że wspa­nia­ły Wszech­świat po­tra­fi za­ska­ki­wać. Przy­znam, że roz­ło­że­nie tych kart, któ­rych nie bra­łam zbyt se­rio, mnie za­in­try­go­wa­ło. Za­pi­sa­łam ich tre­ść przy da­cie od­le­głej o rok. Cie­ka­we, co się sta­nie…

To, co się wy­da­rzy­ło w za­le­d­wie trzy mie­si­ące, prze­szło moje najśmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Co zda­rzy­ło się w nie­ca­ły rok od od­da­nia do dru­ku ksi­ążki Od­zy­skaj błysk w oku, to sce­na­riusz, któ­re­go ni­g­dy sama bym nie wy­my­śli­ła, a gi­gan­tycz­nej zmia­ny, któ­ra we mnie za­szła, nie mo­głam prze­wi­dzieć. Bo ta­kie jest ży­cie – re­ży­se­ru­je dla nas sce­ny, któ­re tyl­ko Ale­jan­dro Jo­do­row­sky mó­głby umie­ścić w swo­ich fil­mach. I pi­ęk­ne, i gorz­kie.

Kie­dy pa­trzę wstecz, wi­dzę, że w moim ży­ciu już wie­le razy w 12 mie­si­ęcy zmie­nia­ło się nie­mal wszyst­ko. Pa­mi­ętam rok, w któ­rym:

•wy­szłam z tok­sycz­nej re­la­cji, co wte­dy było dla mnie ko­ńcem świa­ta, a całe cia­ło wręcz mnie bo­la­ło, kie­dy w du­chu po­wta­rza­łam: „Nikt mnie już tak nie po­ko­cha”;

•nie­wie­le pó­źniej oka­za­ło się, że to naj­lep­sze, co mo­gło mi się przy­tra­fić, bo osza­la­ła­bym w ta­kim zwi­ąz­ku. Ktoś mnie pó­źniej po­ko­chał, tyl­ko zdro­wiej i pi­ęk­niej;

•za­cho­ro­wa­łam na ci­ężką, ta­jem­ni­czą cho­ro­bę, któ­ra przy­ku­ła mnie do łó­żka, z dnia na dzień od­bie­ra­ła pa­mi­ęć i mo­żli­wo­ść sa­mo­dziel­ne­go funk­cjo­no­wa­nia;

•po­tem prze­szłam in­ten­syw­ne le­cze­nie, któ­re zmie­ni­ło wie­le w po­strze­ga­niu mo­je­go świa­ta i sen­su ży­cia. Tak wie­le, że chwi­lę pó­źniej od­wa­ży­łam się pod­jąć wca­le nie­ła­twą de­cy­zję…;

•do­sta­łam pew­ną pra­cę ma­rzeń w me­diach, na któ­rą tak dłu­go cze­ka­łam – mia­łam ją przed no­sem;

•wy­bra­łam jed­nak wy­jazd na sty­pen­dium do Fran­cji – goła i we­so­ła, z wie­lo­ma zna­ka­mi za­py­ta­nia o przy­szło­ść. Tam prze­ży­łam jed­ną z naj­wi­ęk­szych przy­gód ży­cia;

•na­stęp­nie już od­mie­nio­na i sil­niej­sza wró­ci­łam do Pol­ski i… do­sta­łam tam­tą wy­ma­rzo­ną pra­cę, któ­ra jak się oka­za­ło, wci­ąż na mnie cze­ka­ła;

•tra­fi­łam do świa­ta me­diów, gwiazd i wy­da­rzeń, o któ­rym kie­dyś tyl­ko ma­rzy­łam. Z bar­dzo cho­rej dziew­czy­ny ze zła­ma­nym ser­cem przez spłu­ka­ną stu­dent­kę aż po spe­łnia­jącą ma­rze­nia re­por­ter­kę na czer­wo­nych dy­wa­nach – w rok moje ży­cie zmie­ni­ło się nie do po­zna­nia. Tra­fi­łam na sce­na­riusz, któ­ry do­pro­wa­dził mnie do świa­ta show-biz­ne­su: po­ka­zy mody, pre­mie­ry, obłęd­ne pod­ró­że… Tyle się wy­da­rzy­ło w za­le­d­wie 12 nie­zwy­kle trans­for­ma­cyj­nych mie­si­ęcy wie­le, wie­le lat temu.

Pa­mi­ętam też inny rok, któ­ry wy­glądał na­stępu­jąco:

•w szczy­cie ka­rie­ry, pra­cu­jąc w te­le­wi­zji, pod­ró­żo­wa­łam po świe­cie i ro­bi­łam re­por­ta­że z nie­sa­mo­wi­tych wy­da­rzeń w wie­lu miej­scach świa­ta;

•od Can­nes po Nowy Jork pro­wa­dzi­łam wy­wia­dy z wiel­ki­mi gwiaz­da­mi. Jesz­cze dłu­ższe czer­wo­ne dy­wa­ny, jesz­cze bar­dziej osza­ła­mia­jące suk­nie, jesz­cze wi­ęk­szy splen­dor;

•na­gle… pro­gram zdjęto z an­te­ny. Mimo że mia­łam jesz­cze inną pra­cę, mój świat ru­nął, bo za­bra­no mi lu­kro­wa­ne cia­stecz­ka, któ­ry­mi pre­cy­zyj­nie się obło­ży­łam, aby za­głu­szyć swój wy­jący brak po­czu­cia wła­snej war­to­ści (mimo że w tam­tym cza­sie by­łam świ­ęcie prze­ko­na­na o swo­jej wiel­kiej pew­no­ści sie­bie…);

•kil­ka mie­si­ęcy od tego wy­da­rze­nia po­sta­no­wi­łam ode­jść z wcze­śniej wspo­mnia­nej dru­giej pra­cy, któ­ra za­pew­nia­ła mi byt oraz za­bez­pie­cze­nie fi­nan­so­we, i zo­sta­łam z wiel­kim zna­kiem za­py­ta­nia co do przy­szło­ści. Ode­szłam, bo nie mo­głam wy­trzy­mać i pra­cy, i sama ze sobą;

•oka­za­ło się, że za­cho­ro­wa­łam na de­pre­sję, co wy­da­wa­ło się sce­na­riu­szem scien­ce fic­tion, bo prze­cież mia­łam wszyst­ko. Tę hi­sto­rię zna­cie z po­przed­niej ksi­ążki.

W rok od naj­ja­śniej­sze­go szczy­tu ego do naj­czar­niej­szej nocy Du­szy. Od cier­pie­nia do wiel­kich ma­rzeń. Tak się cza­sem plączą dro­gi na­sze­go ży­cia. My­śli­my, że wszyst­ko jest ja­sne i pew­ne, a tu nie­spo­dzian­ka, los pła­ta nam fi­gla. My­śli­my, że je­ste­śmy w ciem­nej piw­ni­cy, z któ­rej nie ma wy­jścia, a oka­zu­je się, że świa­tło jest bli­żej, niż my­śli­my, a do tego pi­ęk­niej­sze, niż mo­żna so­bie wy­obra­zić.

Wie­le lat pó­źniej pi­szę do was z ca­łkiem in­ne­go miej­sca, w zu­pe­łnie in­nym sta­nie. Czu­ję się zdro­wa, szczęśli­wa, spe­łnio­na i pew­na swo­jej war­to­ści wy­łącz­nie dla­te­go, że JE­STEM. Czu­ję się spo­koj­na, ko­cha­na. Za ni­czym nie go­nię. Zmie­ni­łam ca­łko­wi­cie ży­cie za­wo­do­we i oso­bi­ste oraz sys­tem funk­cjo­no­wa­nia. Zmie­ni­ło się wszyst­ko.

Ta­kie jest ży­cie – póki trwa, może wy­da­rzyć się do­kład­nie wszyst­ko. Bądź go­to­wy na nie­spo­dzian­ki. W rok może wy­da­rzyć się wszyst­ko. Two­je ży­cie może się zmie­nić nie do po­zna­nia.

Je­stem pew­na, że kie­dy po­pa­trzysz na swo­je ży­cie z per­spek­ty­wy cza­su, zo­ba­czysz i w swo­jej hi­sto­rii, jak wie­le się zmie­ni­ło w krót­kim okre­sie. To do­wód na to, że może zmie­nić się wszyst­ko. Na­sze hi­sto­rie to nie­by­wa­łe przy­go­dy, któ­re po­tra­fią za­sko­czyć w naj­bar­dziej nie­ocze­ki­wa­nym mo­men­cie.

O tej przy­go­dzie, zwa­nej nie­prze­wi­dy­wal­nym, sza­lo­nym ży­ciem, prze­czy­tasz w tej ksi­ążce, ale nie będzie to hi­sto­ryj­ka o mnie, a baza do two­jej we­wnętrz­nej pod­ró­ży i za­da­wa­nia głębo­kich py­tań.

Za rok mo­żesz być już zu­pe­łnie inną wer­sją sie­bie, miesz­kać w in­nym miej­scu, być w in­nym zwi­ąz­ku lub tak zmie­nić obec­ną re­la­cję, że ci­ężko ci będzie uwie­rzyć, iż je­steś z tym sa­mym czło­wie­kiem. Mo­żesz wy­ko­ny­wać inny za­wód, po­rządek świa­ta też może być inny… WSZYST­KO może się zmie­nić. To, co po­zo­sta­nie nie­zmien­ne, to praw­da, któ­ra jest w to­bie i pro­wa­dzi cię przez cały czas. Ta praw­da, ten pod­szept, do­pro­wa­dził cię rów­nież tu­taj, na stro­ny tej ksi­ążki, któ­ra tra­fia w two­je ręce nie przez przy­pa­dek. Ona chce ci po­wie­dzieć coś wa­żne­go.

W ci­ągu roku mo­żesz zro­bić z ży­cia dzie­ło sztu­ki, je­śli tyl­ko od­pu­ścisz nad­mier­ną kon­tro­lę, za­ufasz i dasz się pro­wa­dzić w zgo­dzie z ci­chym pod­szep­tem two­jej Du­szy.

Nie­wa­żne z ja­kie­go punk­tu star­tu­jesz, ja­kie masz ma­rze­nia lub pro­blem, z któ­re­go nie wiesz, jak wy­brnąć. Za­pisz tę datę w ka­len­da­rzu lub tu­taj: ……………………….., aby so­bie naj­da­lej za rok przy­po­mnieć, gdzie by­łeś jesz­cze chwi­lę temu i jak wie­le się zmie­ni­ło.

Puść. Nie­dłu­go i tak zmie­ni się wszyst­ko.

Go­to­wy? A więc za­czy­na­my przy­go­dę, po któ­rej ka­ru­ze­la two­je­go ży­cia ru­szy w takt no­wej me­lo­dii.

Namaluj arcydzieło swojego życia

Chcę bez­kom­pro­mi­so­wo ci po­ka­zać, że ży­cie, na ja­kie za­słu­gu­jesz, jest mo­żli­we. Je­że­li nie czy­ta­łeś mo­jej ksi­ążki Od­zy­skaj błysk w oku, to po­le­cam za­głębić się rów­nież w tam­tą hi­sto­rię: wte­dy po­znasz mnie le­piej, z mo­imi wzlo­ta­mi i upad­ka­mi.

A upad­ków było spo­ro, bo ta­kie jest ży­cie: raz idzie świet­nie, a in­nym ra­zem boli tak bar­dzo, że za­czy­nasz się za­sta­na­wiać, czy w ogó­le da­lej grać w tę grę. Pew­nie wca­le nie mu­szę o tym mó­wić, bo los nie­raz sko­pał cię po pisz­cze­lach. Wa­żne, że na sa­mym ko­ńcu wci­ąż tu je­ste­śmy, bo to praw­dzi­wy CUD. Pi­szę te sło­wa w pierw­szych dniach na­jaz­du Ro­sji na Ukra­inę, kie­dy wszy­scy już wie­my, jak bar­dzo nie­oczy­wi­ste jest to, że ży­je­my, je­ste­śmy wol­ni i bez­piecz­ni. Być może wie­le osób po raz pierw­szy to do­ce­nia. Fakt, że trzy­masz w rękach tę ksi­ążkę, jest na to do­wo­dem, a ja mam za­miar cię za­chęcić, aby z ka­żde­go dnia, ty­go­dnia i mie­si­ąca zro­bić AR­CY­DZIE­ŁO.

Ka­żdy po­ra­nek to cud, na­wet ten, któ­ry w spo­sób oczy­wi­sty jest po pro­stu do kitu. Za oknem sza­ro i brzyd­ko, a ty mu­sisz iść na au­to­bus… Tak, znam ta­kie dni i też nie pląsam wte­dy jak w Desz­czo­wej pio­sen­ce. Bu­dzę się cza­sa­mi z prze­kle­ństwem na ustach, ale za­raz po­tem przy­po­mi­nam so­bie nie­sa­mo­wi­te zda­nie, któ­re prze­czy­ta­łam w ksi­ążce Re­be­ki Camp­bell Mes­sa­ges and Ac­ti­va­tions for Re­mem­be­ring Who You Are and Why You Came Here1) (tłu­ma­cze­nie wła­sne):

1) R. Campbell, Letters to a Starseed: Mes­sa­ges and Ac­ti­va­tions for „Re­mem­be­ring Who You Are and Why You Came Here, Hay Ho­use UK 2021.

„Two­ja Du­sza mia­ła ma­rze­nie. Tym ma­rze­niem jest two­je ży­cie”.

To zda­nie spra­wia, że czu­ję ciar­ki, bo przy­po­mi­na mi, że ten fi­zycz­ny świat, z jego sza­ro­ścia­mi, bra­ka­mi i bó­la­mi, to było wiel­kie ma­rze­nie mo­jej Du­szy, któ­ra chcia­ła do­świad­czyć tu­taj wszyst­kie­go. I pie­ro­gów z ja­go­da­mi, i wątrób­ki, któ­rej nie zno­szę, nie tyl­ko dla­te­go, że nie jem mi­ęsa. Je­ste­śmy na zie­mi, żeby DO­ŚWIAD­CZAĆ tego, co nas ota­cza, spo­ty­ka, co boli lub wy­pe­łnia eks­ta­zą na­sze ser­ca. Ten prze­pi­ęk­ny, moc­ny, pul­su­jący sens ży­cia mo­żna od­na­le­źć w ka­żdym, na­wet naj­bar­dziej sza­rym po­ran­ku.

Do­brze wiem, że nie da się ca­łko­wi­cie cie­szyć ży­ciem, je­śli coś w nim nie pa­su­je. Ja mogę mó­wić: „Do­świad­czaj”, a ty my­ślisz: „Nie mogę już pa­trzeć na moje miesz­ka­nie i chło­pa”. Tu­taj też się do­ga­da­my – by­łam tam i wiem, jak to sma­ku­je. Od tego je­stem: żeby być wspar­ciem na dro­dze do punk­tu, w któ­rym znaj­dziesz się na swo­im miej­scu. Nie będziesz już pa­sa­że­rem na gapę w swo­im ży­ciu, w cu­dzym spek­ta­klu, na za­ku­rzo­nej sce­nie i z ak­to­ra­mi, któ­rych nie lu­bisz.

To będzie praw­dzi­we dzie­ło sztu­ki! Bi­let już masz, roz­si­ądź się wy­god­nie i bądź go­tów na sztu­kę, któ­rą sam wy­re­ży­se­ru­jesz. War­to wpa­ść na do­bry spek­takl z kimś bli­skim lub na­wet całą pacz­ką zna­jo­mych, dla­te­go za­chęcam cię, że­byś bi­let w po­sta­ci tej ksi­ążki po­dał da­lej ko­muś, kto rów­nież może go po­trze­bo­wać.

Ostat­nim ra­zem wła­śnie w taki spo­sób uru­cho­mi­li­ście sza­lo­ną falę: czy­tel­nicz­ki wręcza­ły moją ksi­ążkę ko­le­żan­kom, ma­mom i swo­im fa­ce­tom, cza­sa­mi go­ściom lub nie­zna­jo­mym. Od­zy­skaj błysk w oku pod­ró­żo­wa­ła od Chor­wa­cji przez Sta­ny Zjed­no­czo­ne po Zan­zi­bar – była czy­ta­na w po­ko­jach ho­te­lo­wych, na pla­żach i jach­tach, cze­ka­ła w bi­blio­te­kach sąsiedz­kich na klat­kach scho­do­wych i w eks­klu­zyw­nych re­stau­ra­cjach. Pod­ró­żo­wa­ła i „przy­pad­ko­wo” znaj­do­wa­ła lu­dzi, któ­rzy jej po­trze­bo­wa­li. Uwiel­biam ta­kie „przy­pad­ko­we” uśmie­chy losu, któ­re nie mają nic wspól­ne­go ze zbie­giem oko­licz­no­ści. To praw­dzi­wa ma­gia pi­ęk­nej ener­gii, któ­ra ma przy­czy­nę, sku­tek i zde­cy­do­wa­nie zna­cze­nie. Tę falę pu­ści­li­ście wy, a ja nie po­tra­fię opi­sać mo­jej wdzi­ęcz­no­ści, bo dzi­ęki wa­szym po­le­ce­niom i temu, że prze­ka­zy­wa­li­ście tę ksi­ążkę in­nym, spe­łni­ła ona swój cel – obu­dzi­ła do pe­łne­go ży­cia wie­le osób, któ­re być może ni­g­dy by po nią nie si­ęgnęły. Ni­g­dy nie po­de­szły­by do pó­łki w skle­pie pod­pi­sa­nej „roz­wój oso­bi­sty”, bo uwa­ża­ły­by, że to nie dla nich. Tym­cza­sem ście­żki losu wie­dzia­ły le­piej – dzi­ęki wam. Czy kie­dyś my­śla­łam, że moja pierw­sza ksi­ążka, na­pi­sa­na w wie­ku 32 lat, znaj­dzie się w ka­ta­lo­gu „be­st­sel­ler” w Em­pi­ku w trzy ty­go­dnie od pre­mie­ry? Nie! A jed­nak się oka­za­ło, że ta fala do­brej ener­gii jest do­wo­dem na to, że cuda się zda­rza­ją.

Tym ra­zem rów­nież masz szan­sę wręczyć ko­muś bi­let na nie­sa­mo­wi­ty spek­takl, zwa­ny naj­lep­szą wer­sją ży­cia, ale ta­kże… na szcze­gól­ny wer­ni­saż. Kie­dy prze­kart­ku­jesz tę ksi­ążkę, od razu zo­ba­czysz, że okład­ka­mi ko­lej­nych roz­dzia­łów są ob­ra­zy – bar­dzo, bar­dzo szcze­gól­ne. Hi­sto­ria tego, że znaj­du­ją się w tej ksi­ążce, rów­nież jest ab­so­lut­nie wy­jąt­ko­wa.

Pew­ne­go dnia, zu­pe­łnym „przy­pad­kiem” – przez splot roz­mów, spo­tkań i zda­rzeń – tra­fił do mo­je­go miesz­ka­nia ob­raz. Aku­rat po­trze­bo­wa­łam du­żej for­my w cen­tral­nym punk­cie domu i ten je­den je­dy­ny ob­raz po­czu­łam od razu. Był to ory­gi­nał dzie­ła, któ­re… wi­dzisz dzi­siaj na okład­ce tej ksi­ążki, tuż za mo­imi ple­ca­mi, oraz w ca­ło­ści na stro­nie otwie­ra­jącej ten roz­dział. Od sa­me­go po­cząt­ku po­czu­łam, że jest to ob­raz szcze­gól­ny – szyb­ko prze­pi­ęk­nie zmie­nił ener­gię w domu i mia­łam wra­że­nie, że mam z nim ja­kąś dziw­ną więź. Do­pie­ro kil­ka ty­go­dni pó­źniej po­zna­łam hi­sto­rię au­to­ra tego dzie­ła. Otóż Ma­ciej Wie­cze­rzak z du­żym suk­ce­sem wy­sta­wiał swo­je pra­ce w Pol­sce czy też w re­no­mo­wa­nej Sa­at­chi Gal­le­ry w Lon­dy­nie, two­rzył moc­ne, od­wa­żne, bez­kom­pro­mi­so­we dzie­ła, któ­re wy­pły­wa­ły pro­sto z jego wy­le­wa­jących się na płót­no emo­cji. Jed­nak los miał swój plan… Ten nie­zwy­kle uta­len­to­wa­ny ar­ty­sta, przed któ­rym świat stał otwo­rem, od­sze­dł kil­ka lat temu w wie­ku za­le­d­wie 29 lat. Po­zo­sta­wił ro­dzi­nę i… dzie­ła sztu­ki. Ta hi­sto­ria to­tal­nie mnie po­ru­szy­ła – nie sądzi­łam, że pod tym ra­do­snym pi­ęk­nem wi­szącym na mo­jej ścia­nie kry­je się tak po­ru­sza­jąca, moc­na hi­sto­ria. Dzieł, któ­re po nim po­zo­sta­ło, jest wie­le; są prze­pi­ęk­ne, pe­łne mocy i pro­wa­dzą z od­bior­cą pew­ną grę. Pro­szą, aby w nią za­grać…

Pew­ne­go dnia zro­zu­mia­łam, że ten ob­raz nie tra­fił do mnie przez przy­pa­dek, że du­sza ar­ty­sty za­cza­ro­wa­na w tym za­mie­rza­ła mi coś po­wie­dzieć. Być może chcia­ła, aby jego pra­ce da­lej były sze­ro­ko po­ka­zy­wa­ne świa­tu i nio­sły jego ta­lent da­le­ko, po­ru­sza­jąc ty­si­ące serc. Za­czy­nam od po­ka­za­nia jego kil­ku dzieł na kar­tach tej ksi­ążki, pla­nu­ję też, że jej pre­mie­ra będzie po­łączo­na z wer­ni­sa­żem, któ­ry przy wspar­ciu Wszech­świa­ta być może uda się zor­ga­ni­zo­wać nie tyl­ko w Pol­sce. A dziś chcia­ła­bym, że­byś wy­obra­ził so­bie, że ta ksi­ążka to rów­nież wi­zy­ta na pry­wat­nej wy­sta­wie tego szcze­gól­ne­go ar­ty­sty. Ty, ja, my wszy­scy mamy wiel­ką moc – po­ka­zuj­my jego dzie­ła, dziel­my się tą hi­sto­rią. Niech w re­zul­ta­cie jego pra­ce do­trą na­wet za oce­an. Moim ma­rze­niem jest, aby te dzie­ła sztu­ki jesz­cze bar­dziej oży­ły wraz z tą ksi­ążką…

Ta wy­jąt­ko­wa hi­sto­ria bar­dzo moc­no na­wi­ązu­je do wąt­ku prze­wod­nie­go – ma za­chęcić cię do kre­owa­nia swo­je­go ży­cia dzień po dniu, bo jest tak bar­dzo kru­che. Ale ta­kże do two­rze­nia, dzia­ła­nia, kre­owa­nia, bo:

To, co two­rzy­my, zo­sta­je po nas na za­wsze.

Dla­te­go cie­szę się, że masz w ręku ten bi­let – na wer­ni­saż, spek­takl czy ma­gicz­ną pro­jek­cję – wy­bierz sam. I za­bierz ze sobą ko­goś jesz­cze.

Jak wie­le znasz osób, któ­re czu­ją, że w ich ży­ciu nie do ko­ńca jest OK? Któ­re spa­la­ją się ka­żde­go dnia, ale wci­ąż nie mają siły, by ru­szyć do przo­du? Jak wie­le znasz osób, któ­re mają w so­bie czy­sty głód ży­cia i pi­ęk­ne ma­rze­nia, ale nie mają od­wa­gi?

Cza­sem ktoś musi wy­ci­ągnąć rękę i być zna­kiem, wspar­ciem, sy­gna­łem. Ja wy­ci­ągam rękę do cie­bie, a ty wy­ci­ągnij ją da­lej. Tak dzie­ją się cuda.

No do­brze, czas na roz­su­ni­ęcie kur­ty­ny: to będzie wspa­nia­ły show!

CO TO ZNACZY „ZROBIĆ Z ŻYCIA DZIEŁO SZTUKI”?

Pomy­śl o swo­im ży­ciu jak o ob­ra­zie. Kie­dy ma­larz two­rzy dzie­ło, ża­den ruch nie jest bez zna­cze­nia, nie jest przy­pad­ko­wy. I cho­ciaż nie wszyst­kie po­ci­ągni­ęcia pędz­la są de­cy­du­jące – nie­któ­re są bazą lub tłem – to wszyst­kie mają zna­cze­nie. Po­my­śl o ka­żdym two­im za­jęciu, ru­chu, re­la­cji, ak­tyw­no­ści w ci­ągu dnia, miej­scu, gdzie spędzasz czas, two­im oto­cze­niu – o WSZYST­KIM, co jest w two­im ży­ciu ni­czym po­je­dyn­cze po­ci­ągni­ęcia pędz­la. Ja­kie one są? Czy są nie­przy­pad­ko­we, pre­cy­zyj­nie do­pa­so­wa­ne do ca­ło­ści dzie­ła, czy są brzyd­kim klek­sem, któ­ry od­da­la cię od stwo­rze­nia pi­ęk­ne­go ob­ra­zu na wła­snych za­sa­dach?

Bar­dzo często sły­szę, że oso­by, któ­re wspie­ram na warsz­ta­tach czy se­sjach in­dy­wi­du­al­nych, przed we­jściem na ście­żkę zmian czu­ły się w swo­im ży­ciu tro­chę jak pa­sa­żer na gapę. Ma­chi­na się roz­pędzi­ła: ży­je­my z dnia na dzień, od spo­tka­nia do po­si­łku, od pro­jek­tów do obo­wi­ąz­ków. Często mie­si­ąca­mi, a na­wet la­ta­mi dzia­ła­my na au­to­ma­cie, nie za­sta­na­wia­jąc się na­wet, jaki to wszyst­ko ma sens i czy ta roz­pędzo­na ma­chi­na w ogó­le mi słu­ży, cie­szy i spra­wia, że czu­ję, że żyję. Bar­dzo często nie. To ży­cie, w któ­rym 99 pro­cent ru­chów pędz­la to brzyd­kie, przy­pad­ko­we klek­sy. Na­wet nie wiesz, że je ro­bisz, bo nie za­uwa­ży­łeś, że ja­kieś dzie­ło w ogó­le po­wsta­je.

Na­sze całe ży­cie to dzie­ło sztu­ki. Od nas za­le­ży, czy będzie to prze­pi­ęk­ny ob­raz, za­pie­ra­jący dech w pier­siach, czy bo­ho­maz, któ­ry cho­wa się za sza­fą, bo wstyd po­ka­zać go na­wet so­bie.

Za­chęcam cię do spoj­rze­nia na ży­cie jak na ob­raz. Po­pa­trzy­my na po­je­dyn­cze po­ci­ągni­ęcia pędz­la, bo to prze­cież z nich skła­da się efekt ko­ńco­wy. Sku­pi­my się jed­nak ta­kże na czy­mś wa­żniej­szym – na tym, ja­kie to dzie­ło ma być, co ma przed­sta­wiać, co wy­ra­żać i jak chcesz się z nim czuć. Gdzie chcesz do­jść, co i jak w swo­im ży­ciu przy­ci­ągnąć, ja­kie ma­rze­nia spe­łnić i JAK to zro­bić. Nie będzie to ja­kieś mia­łkie pitu-pitu na za­sa­dzie „wy­star­czy chcieć”. Wej­dzie­my głębo­ko w taj­ni­ki tego, jak si­ęgnąć po ży­cie, któ­re­go pra­gniesz, i jak po­ru­szyć Wszech­świat na wie­lu po­zio­mach. Jak utrzy­mać styl ży­cia, w któ­rym czu­jesz, że pły­niesz, śmie­jesz się i chce ci się rano wy­ska­ki­wać z łó­żka; ka­rie­rę, w któ­rej się spe­łniasz; zwi­ązek, w któ­rym roz­kwi­tasz. Wy­bierz swo­je i pa­mi­ętaj – je­że­li two­ja Du­sza szcze­rze tego pra­gnie, po­ja­wi się od­po­wie­dź. Za­słu­gu­jesz na wszyst­ko, o czym ma­rzysz.

Pa­mi­ętam, jak będąc na stu­diach, mu­sia­łam so­bie ku­pić bot­ki, bo sta­re się roz­kle­iły. Zo­sta­ło mi 300 zł do ko­ńca mie­si­ąca, ale po­szłam do sie­ciów­ki, by po­szu­kać cze­goś pi­ęk­ne­go. Mimo że nie mia­łam du­że­go bu­dże­tu, za­wsze po­tra­fi­łam upo­lo­wać praw­dzi­we cuda w bar­dzo do­brej ce­nie. W skle­pie na­gle zo­ba­czy­łam… dwie pary. Obie były pi­ęk­ne, ró­żne i w świet­nej pro­mo­cji – ok. 99 zł za parę. Bio­rąc pod uwa­gę, że zo­sta­ło mi nie­wie­le pie­ni­ędzy, ra­cjo­nal­nie było wy­brać jed­ną, ale ja nie po­tra­fi­łam się zde­cy­do­wać. Za­dzwo­ni­łam wte­dy do mo­jej przy­ja­ció­łki i po­wie­dzia­łam: „Słu­chaj, Disa, nie wiem, któ­re wy­brać”. A ona po­wie­dzia­ła coś, co pro­wa­dzi mnie przez ży­cie: „Weź obie pary, BO NA TO ZA­SŁU­GU­JESZ”. I cho­ciaż wy­da­wa­ło się to zu­pe­łnie nie­ra­cjo­nal­ne, bio­rąc pod uwa­gę stan kon­ta, to tam­to zda­nie tak bar­dzo do mnie prze­mó­wi­ło, że wzi­ęłam obie pary. Bo na to za­słu­gi­wa­łam. Od tego cza­su, kie­dy się wa­ha­łam, czy si­ęgnąć po coś, cze­go bar­dzo chcę, ale ra­cjo­nal­ne ar­gu­men­ty mó­wi­ły „nie”, przy­po­mi­na­łam so­bie tam­tą sy­tu­ację i tam­to zda­nie: „BO NA TO ZA­SŁU­GU­JESZ”. I to jest wy­star­cza­jący po­wód, żeby dać so­bie to, cze­go pra­gnie­my. Py­ta­nie nie brzmi CZY, a JAK.

Za­słu­gu­jesz na ży­cie, któ­re jest tęt­ni­ące, pul­su­jące, wi­bru­jące i po­wa­la­jące. Za­słu­gu­jesz, by być pierw­szo­pla­no­wym ak­to­rem w fa­scy­nu­jącym fil­mie, któ­ry sam oska­ro­wo wy­re­ży­se­ru­jesz. Za­słu­gu­jesz na to, by być ma­la­rzem ar­cy­dzie­ła, któ­rym jest Two­je ży­cie.

No wła­śnie… Gdy­byś te­raz miał nadać ty­tuł ob­ra­zo­wi na­ma­lo­wa­ne­mu na pod­sta­wie ak­tu­al­nej hi­sto­rii two­je­go ży­cia, to jaki by był?

…………………………………………………………………………………………

…………………………………………………………………………………………

Mam na­dzie­ję, że będzie to coś pi­ęk­ne­go, w sty­lu „Wi­ru­jąca z ma­rze­nia­mi”, „Po­tęga bo­gi­ni” lub „Mi­ło­ść moc­niej­sza niż pro­sec­co”, ale oba­wiam się, że wie­le osób może po­wie­dzieć „Sro­mot­na po­ra­żka, część VII”. To wa­żne: wie­dzieć, z ja­kie­go punk­tu star­tu­je­my, jak to na­sze dzie­ło te­raz wy­gląda, czym jest i ile w nim jest CIE­BIE, a nie roz­pędzo­nej ma­chi­ny co­dzien­no­ści. Chcę cię za­brać w ma­gicz­ny, kre­atyw­ny, pi­ęk­ny pro­ces twór­czy, dzi­ęki któ­re­mu ty­tuł two­je­go ob­ra­zu, je­że­li nie do ko­ńca ci się te­raz po­do­ba, pod ko­niec tej ksi­ążki zmie­ni się w cud­ną hi­sto­rię, któ­rej ko­lej­nej od­sło­ny nie będziesz się mógł do­cze­kać.

Jak za­ty­tu­ło­wa­ny by­łby ob­raz, któ­ry pra­gnąłbyś na­ma­lo­wać? Któ­ry mia­łbyś na ścia­nie i z dumą na nie­go pa­trzył, wie­dząc, że to naj­pi­ęk­niej na­ma­lo­wa­na hi­sto­ria…

…………………………………………………………………………………………

…………………………………………………………………………………………

Na­wet je­śli je­steś za­do­wo­lo­ny ze swo­je­go „te­raz”, wci­ąż mamy ra­zem wie­le do zro­bie­nia. To wspa­nia­ły start, żeby za­cząć ma­ni­fe­sto­wać rze­czy wiel­kie, pi­ęk­ne i ta­kie, któ­re te­raz nie miesz­czą ci się w gło­wie. Si­ęgnie­my na szczyt two­je­go po­ten­cja­łu, bo masz go wi­ęcej, niż my­ślisz…

Go­to­wy? Two­rzy­my!

STARE ODCHODZI, ABY MOGŁO POJAWIĆ SIĘ NOWE

Moja po­przed­nia ksi­ążka spra­wi­ła, że wie­lu czy­tel­ni­ków wy­wró­ci­ło swo­je ży­cie do góry no­ga­mi – tak na­pi­sa­ła­bym, uży­wa­jąc języ­ka spo­łecz­nych sche­ma­tów, w któ­rym za­zwy­czaj bra­ku­je miej­sca na zro­zu­mie­nie od­wa­żnych jed­no­stek, bo pa­trzy się na nie z nie­do­wie­rza­niem. Co wi­ęcej, często zmia­ny w zgo­dzie ze sobą, któ­re pro­wa­dzą do szczęścia, są oce­nia­ne w spo­sób, któ­ry mo­żna pod­su­mo­wać jed­nym zda­niem: „Temu to się nie uda­ło, bo zno­wu coś zmie­nia”.

Je­że­li ży­jesz w zgo­dzie ze sobą i ni­ko­go nie krzyw­dzisz, nikt nie musi ro­zu­mieć two­ich de­cy­zji. Tyl­ko ty.

Oso­by, któ­re wie­le zmie­ni­ły po prze­czy­ta­niu Od­zy­skaj błysk w oku, za­częły kła­ść fun­da­men­ty pod swo­je ży­cie i wpro­wa­dzać co­dzien­no­ść na wła­ści­we tory. Hi­sto­rie, któ­re do mnie tra­fia­ły, to ab­so­lut­ne sza­le­ństwo – za wszyst­kie bar­dzo dzi­ęku­je i z góry pro­szę o wi­ęcej. Znaj­dzie­cie mnie nie­zmien­nie na blo­gu www.bar­ba­ra­pa­sek.pl oraz na In­sta­gra­mie: @bar­bra­belt. Cze­kam!

A oto jed­na z nich. By­łam na let­nim fe­sti­wa­lu… Wy­obraź to so­bie – ta­niec do mu­zy­ki et­nicz­nej pod gwiaz­da­mi, for­ma warsz­ta­to­wa, gdzie ko­bie­cy głos za­bie­rał lu­dzi w ma­gicz­ną pod­róż. Wo­kół set­ki roz­ta­ńczo­nych wol­nych dusz. W pew­nym mo­men­cie pro­wa­dząca po­wie­dzia­ła:

„Za­mknij­cie oczy.

Po­rusz­cie się.

Po­wo­li in­tu­icyj­nie zmie­ńcie miej­sce.

Przy­po­mnij­cie so­bie swo­je ma­rze­nia, zo­bacz­cie je w szcze­gó­łach…

Kie­dy otwo­rzy­cie oczy, ro­zej­rzyj­cie się, wa­sze ma­rze­nia już tu są…”

Obok otwo­rzy­ła oczy cu­dow­na dziew­czy­na, któ­ra zo­ba­czy­ła… mnie. Na chwi­lę za­nie­mó­wi­ła, po czym po­wie­dzia­ła, iż trud­no jej w to uwie­rzyć, bo nie­daw­no sko­ńczy­ła czy­tać moją ksi­ążkę. To nie ko­niec… Po jej prze­czy­ta­niu po­sta­no­wi­ła zre­zy­gno­wać ze zwi­ąz­ku, pra­cy, a ta­kże obec­ne­go miej­sca za­miesz­ka­nia, w ko­ńcu spe­łnia­jąc swo­je ma­rze­nia i prze­pro­wa­dza­jąc się do Trój­mia­sta. Jej oto­cze­nie uwa­ża, że osza­la­ła, nikt jej nie ro­zu­mie, więc mie­wa chwi­le zwąt­pie­nia, a na fe­sti­wal przy­je­cha­ła po wspar­cie i od­po­wie­dzi. W mo­men­cie, w któ­rym wy­sła­ła ener­gię swo­ich ma­rzeń w gwia­ździ­ste nie­bo, od­po­wie­dzi przy­szły do niej na­tych­miast, a ja sta­łam się jak­by ma­gicz­nym po­twier­dze­niem słusz­no­ści tego, co zro­bi­ła. Chy­ba nie mu­szę mó­wić, że nie zo­sta­wi­łam jej bez wspar­cia. Prze­pro­wa­dzi­łam jej na­wet in­dy­wi­du­al­ną wi­zu­ali­za­cję do­kład­nie na tym ka­wa­łku pola, na któ­rym przed chwi­lą ta­ńczy­ły­śmy. To był ab­so­lut­nie wy­jąt­ko­wy mo­ment, po któ­rym do­sta­ła od­po­wie­dź od Wszech­świa­ta: ja­śniej­szą, niż my­śla­ła.

Je­steś na wła­ści­wej dro­dze. Za­ufaj.

Ta­kich cu­dow­nych hi­sto­rii tra­fia do mnie mnó­stwo i je­stem za nie wdzi­ęcz­na. Jed­no­cze­śnie zo­ba­czy­łam, jak bar­dzo wa­żne w pro­ce­sie zmian jest wspar­cie i zro­zu­mie­nie po­dob­nych do nas osób. Wi­ęk­szo­ść z nas do­sko­na­le zna ten sce­na­riusz – zmie­niam ży­cie W KO­ŃCU w zgo­dzie ze sobą, a cały sta­ry świat puka się w czo­ło. Ja je­stem szczęśli­wy, a świat mnie od­rzu­ca. Jak żyć?

Zna­le­źć nowy świat! Otwo­rzyć się na to, że gdzieś są lu­dzie, któ­rzy cię ro­zu­mie­ją, a na­wet są w tym sa­mym miej­scu i spo­ty­ka­ją się z iden­tycz­ny­mi pro­ble­ma­mi i nie­zro­zu­mie­niem. A może już się zna­le­źli na pi­ęk­nej, pro­stej dro­dze, więc we­sprą cię i za­in­spi­ru­ją?

Aby po­ja­wi­ło się nowe, naj­pierw musi zro­bić się na to prze­strzeń. Coś sta­re­go odej­dzie tyl­ko po to, aby przy­szło nowe. Bar­dziej TWO­JE.

Dla­te­go z na­szej dro­gi zni­ka­ją lu­dzie, przy­ja­źnie, któ­re mia­ły być na za­wsze, pra­ce, któ­re chwi­le temu wy­da­wa­ły się świet­ne i ście­żki, któ­re już po pro­stu nie są na­sze. I to jest bar­dzo, bar­dzo w po­rząd­ku. A skąd to wiem?

Moja po­przed­nia ksi­ążka zmie­ni­ła nie tyl­ko wa­sze, lecz rów­nież moje ży­cie. Śmie­ję się, że Wszech­świat chy­ba chciał dać mi te­mat na ko­lej­ną ksi­ążkę i przy­nió­sł pod moje drzwi całą la­wi­nę zda­rzeń i zmian za­rów­no w ob­sza­rze ży­cia uczu­cio­we­go i za­wo­do­we­go, jak i sty­lu ży­cia. Śmia­ło mogę przy­znać, że mój sta­ry świat pra­wie ca­łko­wi­cie prze­stał ist­nieć i za­stąpił go NOWY. Mój, au­ten­tycz­ny, wi­bru­jący i w ko­ńcu pa­su­jący do mo­jej sza­lo­nej Du­szy. Po­wsta­ło moje pry­wat­ne dzie­ło sztu­ki.

A wszyst­ko za­częło się nie od mo­ty­li w brzu­chu, nie od śmie­chu i ra­do­ści, a od bólu roz­ry­wa­jące­go ser­ce… Cza­sem tak musi być.

Ży­cie cza­sa­mi musi prze­wró­cić się do góry no­ga­mi tyl­ko po to, żeby po­tem sta­ło się spek­ta­ku­lar­ne. Tak pi­ęk­ne, że na­wet ci­ężko to so­bie wy­obra­zić.

Za­pra­szam więc na hi­sto­rię o ży­ciu. Za­pnij pasy, bo to będzie praw­dzi­wy emo­cjo­nal­ny rol­ler­co­aster…

PO CO CI ZŁAMANE SERCE?

Po co ci zła­ma­ne ser­ce? Przez mi­ło­ść, utra­tę ko­goś bli­skie­go, pro­ble­my, ci­ężki okres w ży­ciu. Jaka jest rola cier­pie­nia?

Mo­żesz usi­ąść na ty­łku i co­dzien­nie so­bie po­wta­rzać: „Nie­na­wi­dzę tego świa­ta” lub „Boga nie ma, bo co to za Bóg, któ­ry po­zwa­la mi tak cier­pieć”. Je­że­li to twój wy­bór, ja nic z tym nie mogę zro­bić. Bo ja wy­bie­ram ina­czej.

Moje ser­ce jest zła­ma­ne po to, żeby przez pęk­ni­ęcie wpu­ścić wi­ęcej świa­tła.

Kie­dyś usły­sza­łam po­dob­ne zda­nie au­tor­stwa Ru­mie­go i moc­no utkwi­ło w mo­jej gło­wie, bo mam w so­bie ogrom­ną na­dzie­ję na to, że nie­wa­żne, co się dzie­je, ka­żde wy­da­rze­nie ma nas do­pro­wa­dzić do ży­cia głębiej, moc­niej i bar­dziej. Ka­żde do­świad­cze­nie, któ­re­go wca­le nie chce­my prze­ży­wać, może być otwar­ty­mi na oścież drzwia­mi do ży­cia na zu­pe­łnie in­nym po­zio­mie. Szan­są na wzrost na­szej Du­szy.

Ja tak wy­bie­ram i żyje mi się z tym le­piej, mi­lej i przy­jem­niej. I cho­ciaż cza­sem na­rze­kam na Boga i Wszech­świat, to za­wsze wra­cam do cen­trum i wi­dzę, po co było to wszyst­ko.

Masz w ży­ciu wy­bór:

•po­sta­wić się w roli ofia­ry, któ­rej przy­tra­fia­ją się złe rze­czy, więc ma ar­gu­ment, żeby upa­ść i po pro­stu so­bie po­le­żeć;

•po­sta­wić się w roli oso­by, któ­ra two­rzy, kreu­je swo­je ży­cie, wzra­sta na wszyst­kim, co jej się przy­tra­fia i sta­ra się zna­le­źć SENS tego, co się dzie­je, mimo że cza­sem to skraj­nie trud­ne.

Nie­któ­re cier­pie­nia wy­da­ją się nie do wy­trzy­ma­nia i uwierz mi, że wiem, jak to jest, kie­dy Du­sza roz­ry­wa się na strzępy. Mo­że­my zo­stać już na za­wsze w tym miej­scu, po­mstu­jąc na los, tyl­ko co nam z tego przyj­dzie? Co z tego, że się pod­da­my i uzna­my, że ży­cie jest do ni­cze­go, świat okrut­ny, a boli tak bar­dzo, że le­piej zo­stać w tym bólu już na za­wsze? No wła­śnie – nic. I choć cier­pie­nia nie da się tak po pro­stu wy­ma­zać, to mo­żna je w prze­kuć w ŻY­CIE PE­ŁNIEJ­SZE niż to sprzed złych wy­da­rzeń.

Pew­ne­go dnia coś we mnie to­tal­nie pękło: nie mo­głam na­pi­sać na­wet jed­ne­go zda­nia do mo­ich czy­tel­ni­ków: ani do ksi­ążki, ani na blo­gu. Wcze­śniej pi­sa­łam non stop; te­raz czu­łam się tak, jak­by ktoś na­ci­snął ja­kiś gu­zik. Je­dy­ne, co z sie­bie wy­le­wa­łam, to tony bólu prze­le­wa­ne­go do pa­mi­ęt­ni­ka – pierw­sze­go, dru­gie­go i trze­cie­go w tym cza­sie.

Po­cząt­kiem la­wi­ny trud­nych zda­rzeń i de­cy­zji była śmie­rć mo­je­go psa Re­tro, naj­uko­cha­ńsze­go przy­ja­cie­la od wie­lu lat. A tak pi­sa­łam o tym na blo­gu:

Był so­bie Pies.

Naj­pi­ęk­niej­szy na ca­łej kuli ziem­skiej. Dla mnie. Inni mó­wi­li, że jest naj­brzyd­szym psem świa­ta.

Był so­bie Pies.

Naj­cu­dow­niej­szy, ja­kie­go mo­głam so­bie wy­obra­zić. Inni mó­wi­li, że ma pro­ble­my, po­wi­nien za­cho­wy­wać się ina­czej, mó­głby już za­po­mnieć o tym schro­ni­sku. Dla mnie był ide­al­ny.

Był so­bie Pies.

Pies, któ­re­go ko­cha­łam ca­łym ser­cem. Ktoś może po­wie­dzieć – prze­cież to tyl­ko kun­del. Dla mnie to jest naj­lep­szy przy­ja­ciel i wiel­ka mi­ło­ść. Któ­ra wca­le nie ode­szła, mimo że Jego już tu nie ma.

Czy je­ste­śmy go­to­wi na ode­jścia? Praw­do­po­dob­nie nie. Przez ostat­nie 9 lat i 8 dni ten pies stał się nie tyl­ko moim to­wa­rzy­szem, moją ru­ty­ną, ale i wie­lo­krot­nie mo­ty­wa­cją, żeby da­lej wal­czyć o ży­cie. My­śli­cie so­bie: „Stra­ci­ła pie­ska, wiel­ka mi rzecz”. Stra­ci­łam prze­wod­ni­ka, któ­ry nie­raz wy­ci­ągał mnie z łó­żka, kie­dy było mi bar­dzo źle. W ostat­nich la­tach był moim kom­pa­nem do czer­pa­nia z ży­cia na mak­sa. Może wie­le osób zdzi­wi, że tak otwar­cie i do­sad­nie pi­szę o emo­cjach zwi­ąza­nych z psem. Wszyst­ko mi jed­no.

Nie daj ni­ko­mu ni­g­dy pra­wa do tego, żeby mó­wił ci, co masz pra­wo czuć, a cze­go nie, na­wet je­że­li to nie­lo­gicz­ne, nie­ra­cjo­nal­ne i nie­ży­cio­we dla in­nych. Masz pra­wo, by czuć, co­kol­wiek czu­jesz!

Daj so­bie pra­wo do wła­snych uczuć i zo­bacz, jaka to ulga. Prze­gląda­łam zdjęcia z sze­ściu mie­si­ęcy z Re­tro, któ­re mam w te­le­fo­nie – jest ich aż 200. Re­tro leży na tor­bie, Re­tro na Helu, Re­tro w Ta­trach, Re­tro w no­gach… Ko­cham go, ta­kże kie­dy jest już da­le­ko.

Czy to boli? Jak cho­le­ra! Bra­ku­je mi go bar­dzo: jego za­pa­chu, le­że­nia na mo­ich ko­la­nach, wkręca­nia mnie non stop, żeby do­stać sma­ko­łyk. In­te­li­gen­cja tego dra­nia była wy­jąt­ko­wa! Dla­cze­go o tym pi­szę? Bo pi­sa­nie przy­no­si ulgę.

Pa­mi­ętam dzień, kie­dy spo­tka­li­śmy się po raz pierw­szy. Kie­dy GO zo­ba­czy­łam, świat się za­trzy­mał i wie­rzę, że u nie­go było po­dob­nie. Już wte­dy miał z sze­ść lat i po­dob­no był brzyd­ki… Kto bie­rze ta­kie­go psa ze schro­ni­ska? Dla mnie jed­nak był i za­wsze po­zo­sta­nie ide­al­ny, naj­wspa­nial­szy.

Tak wła­śnie dzia­ła mi­ło­ść. Łączy po­nad za­sa­da­mi, po­nad ra­cjo­nal­no­ścią, po­nad tym, co inni uwa­ża­ją za słusz­ne i atrak­cyj­ne. Mi­ło­ść łączy mimo wszyst­ko.

Do­ce­niaj mi­ło­ść w swo­im ży­ciu tak moc­no, jak tyl­ko po­tra­fisz. Nie po­zwól, żeby pro­ble­my, pra­ca, pie­ni­ądze czy inne bzdu­ry ją przy­ćmi­ły. Za żad­ne skar­by świa­ta!

Nas ta mi­ło­ść po­łączy­ła na prze­pi­ęk­ne, barw­ne, nie­za­po­mnia­ne 9 lat i 8 dni. Ale tak na praw­dę po­łączy­ła nas na za­wsze.

Re­tro, chło­pa­ku, zo­ba­czy­my się za ja­kiś czas i będzie­my się z tego wszyst­kie­go śmiać. Po­śmie­je­my się z tego, ile miejsc ra­zem zwie­dzi­li­śmy, do ja­kich pa­ła­ców tra­fi­łeś jak ksi­ążę i z ja­kiej ci­ężkiej emo­cjo­nal­nej pust­ki mnie nie­raz wy­ci­ąga­łeś. Po­śmie­je­my się może na­wet z tego, że te­raz ja wyję, bo cie­bie nie ma.

Ko­cham Cię, tęsk­nię.

Do zo­ba­cze­nia!

Two­ja B.

To był ostat­ni tekst. Po­tem nie na­pi­sa­łam nic przez trzy mie­si­ące, co dla oso­by, któ­rą masa lu­dzi pyta o kon­ty­nu­ację ksi­ążki, a ko­lej­ne ty­si­ące kli­ka­ją „odśwież” na blo­gu, cze­ka­jąc na ko­lej­ny tekst, to bar­dzo dłu­go.

To wy­da­rze­nie nie było jed­nak ko­ńcem, było po­cząt­kiem la­wi­ny, któ­rej w ogó­le się nie spo­dzie­wa­łam. Otóż nie­wi­dzial­na ręka po­sta­no­wi­ła za­trzy­mać mnie jesz­cze bar­dziej. Prze­ży­cia psy­chicz­ne wy­wo­ła­ły osła­bie­nie or­ga­ni­zmu, więc na­tych­miast zła­pa­łam CO­VID-19, a on gwa­łtow­nie obu­dził moją uśpio­ną przez lata neu­ro­bo­re­lio­zę (jak pa­mi­ęta­cie z po­przed­niej ksi­ążki, kie­dyś przez nią by­łam o krok od śmier­ci). To wszyst­ko sta­ło się moc­no ob­ci­ąża­jące: spo­ro stra­chu, nie­wia­do­mych i py­tań, na któ­re nikt nie znał od­po­wie­dzi – jak jed­na cho­ro­ba za­dzia­ła na dru­gą i czym to się sko­ńczy? Kie­dy już my­śla­łam, że wy­szłam z pierw­szej przy­pa­dło­ści i mia­łam za­cząć le­czyć dru­gą, to wszyst­ko ra­zem zmie­sza­ne z trud­ny­mi emo­cja­mi, a ta­kże nie­prze­rwa­ną pra­cą w domu mimo osła­bie­nia, zło­ży­ło się na wiel­ką bom­bę, któ­ra w ko­ńcu wy­bu­chła.

Wy­cho­dząc z wan­ny, stra­ci­łam przy­tom­no­ść i do­sta­łam bar­dzo dziw­ne­go neu­ro­lo­gicz­ne­go ata­ku – po­dob­no z ze­wnątrz wy­gląda­ło to bar­dzo źle. Moje cia­ło było sztyw­ne, źre­ni­ce ucie­ka­ły, tak że było wi­dać tyl­ko bia­łka oczu, a ja sama… od­le­cia­łam. Przy­znam, że cie­szę się, iż nic z tego nie pa­mi­ętam, bo wy­obra­żam so­bie, że była to prze­ra­ża­jąca sce­na. Przy­je­cha­ła ka­ret­ka, tra­fi­łam do szpi­ta­la. Na szpi­tal­nej dia­gno­zie wid­nie­je sło­wo „ZA­PA­ŚĆ”.

Czy mo­głam się spo­dzie­wać, że w wie­ku 32 lat już po raz dru­gi będę o krok od śmier­ci? Nie!

Ta­kie wy­da­rze­nie zmie­nia wszyst­ko, wy­wra­ca ży­cie do góry no­ga­mi i wręcz zmu­sza do przy­pa­trze­nia się ka­żde­mu frag­men­to­wi rze­czy­wi­sto­ści od nowa.

Jaką in­for­ma­cją od mo­jej Du­szy są sy­gna­ły, któ­re wy­sy­ła po­przez cia­ło?

To ni­g­dy nie jest przy­pad­ko­we, ta­kie zda­rze­nia nie dzie­ją się bez zna­cze­nia – za nimi za­wsze podąża bar­dzo istot­na in­for­ma­cja, któ­rej nie mo­żna zba­ga­te­li­zo­wać. Moja kar­ma jest, na­zwij­my to… cie­ka­wa. Ży­cie do­świad­cza mnie bar­dzo gwa­łtow­nie i nie daje mi na­wet ma­łe­go mar­gi­ne­su na podąża­nie cho­ciaż przez chwi­lę w nie­zgo­dzie z samą sobą. Z moją głębo­ką praw­dą. Moje cia­ło re­agu­je na­tych­miast, świat od­po­wia­da mo­men­tal­nie. Jak wi­dać, do­świad­cza­jąc mnie bar­dzo su­ro­wo – ca­ły­mi se­ria­mi. Dla­cze­go tak jest? Dla­cze­go taka jest moja dro­ga? Może dla­te­go, że­bym mo­gła być dla cie­bie przy­kła­dem z cy­klu „nie rób­cie tego w domu”. Nie prze­ci­ążaj się, nie zdra­dzaj się, nie oszu­kuj swo­jej we­wnętrz­nej praw­dy. Po mnie los przy­cho­dzi szyb­ko… W two­im przy­pad­ku może wy­bie­ra dłu­ższą dro­gę, ale na sa­mym ko­ńcu Du­sza przy­po­mni się i je­że­li jej nie słu­chasz – huk­nie w ko­ńcu bar­dzo gło­śno.

Jed­nak to nie był ko­niec „nie­spo­dzia­nek”, któ­re dla mnie i mo­jej ro­dzi­ny przy­go­to­wał psot­ny los. Bab­cia, uko­cha­na Bab­cia, od lat cier­pi­ąca na al­zhe­ime­ra do­zna­ła na­głe­go ata­ku, któ­ry wy­glądał jak pew­na śmie­rć. Stra­ci­ła kon­takt z rze­czy­wi­sto­ścią, wła­da­nie w no­gach i w ta­kim sta­nie tra­fi­ła do szpi­ta­la w sa­mym środ­ku pan­de­mii. Sama, sa­mot­na. Wszy­scy wie­dzie­li­śmy, że praw­do­po­dob­nie odej­dzie sama w szpi­tal­nej sali, bez świa­do­mo­ści, co się dzie­je, gdzie się znaj­du­je i o co w tym wszyst­kim cho­dzi. Przy al­zhe­ime­rze trze­ba było tłu­ma­czyć jej wszyst­ko – często po 20 razy z rzędu, a i tak często nie mo­gła za­pa­mi­ętać. Sta­le przy­po­mi­na­li­śmy jej, kim je­ste­śmy i gdzie się znaj­du­je. Nie po­tra­fi­liś­my so­bie wy­obra­zić, że te­raz ma ode­jść na dru­gą stro­nę w szpi­ta­lu, gdzie nie ro­zu­mie, dla­cze­go lu­dzie cho­dzą w ta­jem­ni­czych ska­fan­drach, gdzie się znaj­du­je i może na­wet… kim jest. Ten strasz­ny sce­na­riusz był, o zgro­zo, wła­ści­wie tym bar­dziej „po­zy­tyw­nym”, za­kła­da­jącym, że w ogó­le cho­ciaż na chwi­lę wró­ci jej świa­do­mo­ść… Pa­mi­ętam, że w tam­tym cza­sie mia­łam już dość, bar­dzo dość. Jak­by nie star­cza­ło mi już prze­strze­ni na trud­ne emo­cje.

Czy prze­kli­na­łam Wszech­świat lub Boga, że po­sta­no­wił te wszyst­kie „pre­zen­ty” wręczać mi je­den za dru­gim? Od wy­rwa­nia mi ser­ca i nie­spo­dzie­wa­ne­go ode­bra­nia przy­ja­cie­la po spo­tka­nie oko w oko z cho­ro­ba­mi i śmier­cią, któ­ra była tak bli­sko… Oczy­wi­ście, uwierz, że prze­kli­na­łam. Da­łam upust swo­im emo­cjom, bo nie mo­żna ich tłu­mić i ra­cjo­na­li­zo­wać. Ale kie­dy już po­krzy­cza­łam i po­pła­ka­łam, wró­ci­łam do tego, w co wie­rzę całą sobą.

Wszyst­ko jest dla mnie, ni­g­dy prze­ciw­ko mnie.

Po­wo­li za­częłam się otwie­rać na sens, któ­ry gdzieś tam mu­siał być. I cho­ciaż czu­łam, że od­po­wie­dzi będą przy­cho­dzić jesz­cze pew­nie przez dłu­gi czas, to dzi­siaj już wiem, dla­cze­go ja­kaś siła po­sta­no­wi­ła mnie za­trzy­mać.

Czy ta siła była zła? Nie ze mną te nu­me­ry – nie wcho­dzę w rolę ofia­ry (przy­naj­mniej na dłu­żej). To była do­bra siła, któ­ra wie­dzia­ła, że ta­kim spo­so­bem może na­kie­ro­wać mnie na ży­cie jesz­cze pe­łniej­sze, bar­dziej świa­do­me i BAR­DZIEJ MOJE. Wie­dzia­łam, że przede mną duże zmia­ny, może na­wet wi­ęk­sze, niż pla­no­wa­łam, ale czu­łam, że cho­ciaż może nie je­stem na nie go­to­wa, po pro­stu mu­szę ich do­ko­nać.

Zro­zu­mia­łam, że ży­cie nie jest od tego, żeby je ja­koś prze­trwać i go­dzić się na to, co jest. Ży­cie jest od tego, aby si­ęgać po to, cze­go głębo­ko pra­gnie­my.

Ży­cie trze­ba wy­ci­skać i iść za gło­sem ser­ca: do miejsc, osób, uczuć i sty­lu ży­cia, któ­re są na­sze, praw­dzi­we i w któ­rych czu­je­my się sobą.

Po tych ci­ężkich do­świad­cze­niach ka­żdy dzień za­częłam trak­to­wać jak bez­cen­ną dro­gę. Zro­zu­mia­łam, że cele i ma­rze­nia to kie­ru­nek, kom­pas i wska­zów­ka, gdzie iść – są nie­zwy­kle wa­żne, więc ni­g­dy z nich nie re­zy­gnuj! Pa­mi­ętaj jed­nak, że cele nie są punk­ta­mi sa­my­mi w so­bie.

Ce­lem jest ka­żda chwi­la, ka­żda mi­nu­ta, ka­żdy frag­ment ży­cia.

Je­że­li przez cele za­tru­wasz swo­je TE­RAZ, to wszyst­ko tra­ci sens: i rze­czy­wi­sto­ść, i cele. Wa­żny jest ka­żdy naj­mniej­szy frag­ment ży­cia: od pierw­sze­go spoj­rze­nia w okno o po­ran­ku po po­gła­ska­nie psa. Może być miły lub roz­dzie­ra­jący ser­ce – tego i tego trze­ba do­świad­czyć, żeby ży­cie wra­ca­ło na wła­ści­we tory. Pó­źniej mo­żna w swo­im tem­pie się otrze­pać, wstać i iść da­lej – nie jak żo­łnierz po bi­twie, a jak oso­ba, któ­ra wpu­ści­ła przez pęk­ni­ęcie w ser­cu wi­ęcej świa­tła, dzi­ęki któ­re­mu może za­cząć po­strze­gać swo­je ży­cie jak dzie­ło sztu­ki i me­ta­fi­zycz­ną pod­róż przez uczu­cia, do­świad­cze­nia i nie­ustan­ny roz­wój. Pó­źniej tego świa­tła może dać tro­chę in­nym i prze­kuć to całe sza­le­ństwo w coś do­bre­go. Sły­sza­łam wie­le ci­ężkich hi­sto­rii, któ­re w gło­wie mi się nie miesz­czą, tym­cza­sem lu­dzie do­tkni­ęci cier­pie­niem ro­bią z nie­go praw­dzi­wy cud, prze­ku­wa­jąc je w siłę, któ­rą po­tem roz­da­ją in­nym, przy­wra­ca­jąc im na­dzie­ję.

Czy moje ego było za­do­wo­lo­ne z tego, co się sta­ło? Wci­ąż cza­sem ci­ska ka­mie­nia­mi i mówi: „Jaki Bóg to wszyst­ko wy­my­ślił?”. A co czu­je moja Du­sza? Jest nie­śmier­tel­na, wiecz­na, więc wie, że ja­ki­kol­wiek ko­niec tak na­praw­dę ko­ńcem nie jest, a Re­tro ci­ągle jest bli­sko mnie.

Wia­rę, któ­ra cza­sem bywa bar­dzo wiot­ka, z upo­rem ma­nia­ka przy­wra­ca­ją mi cuda. My­ślę, że ka­żdy nas do­świad­cza cu­dów, tyl­ko nie ka­żdy to wi­dzi. Są te małe i są te wiel­kie. Ja i moja ro­dzi­na otrzy­ma­li­śmy w tym roku cud, praw­dzi­wy cud, na­le­żący zde­cy­do­wa­nie do tych wiel­kich. Po dłu­gim po­by­cie w szpi­ta­lu Bab­cia wró­ci­ła do domu, jed­nak w fa­tal­nym sta­nie. Stra­ci­ła kon­takt z rze­czy­wi­sto­ścią, pa­trzy­ła w je­den punkt ze smut­no wy­krzy­wio­ną twa­rzą i tyl­ko raz na ja­kiś czas bez­sil­nie jęcza­ła. To był strasz­ny wi­dok. Przy­ku­ta do łó­żka, unie­ru­cho­mio­na i ca­łko­wi­cie za­klęta w swo­im wnętrzu, nie roz­po­zna­jąc ni­cze­go na ze­wnątrz, bez mo­żli­wo­ści ko­mu­ni­ka­cji. Trwa­ło to wie­le ty­go­dni i cho­ciaż cie­szy­li­śmy się, że wró­ci­ła ze szpi­ta­la, to była inna, zu­pe­łnie nie­obec­na, jak­by Du­szy Bab­ci już z nami nie było… Wspo­mi­na­ny atak był praw­do­po­dob­nie nie­zdia­gno­zo­wa­nym wy­le­wem bądź ko­lej­nym rzu­tem cho­ro­by – tak czy siak, pre­zen­to­wa­ło się to bar­dzo de­pre­syj­nie. Wspo­mi­na­jąc Bab­cię sprzed lat, kie­dy była ko­bie­tą nie­zwy­kle pi­ęk­ną, o kru­czo­czar­nych wło­sach, bar­dzo ele­ganc­ką, śpie­wa­jącą jak ptak i go­tu­jącą prze­pysz­ne cuda, aż ci­ężko było uwie­rzyć, że ta hi­sto­ria ko­ńczy się w ten spo­sób. Bez mo­żli­wo­ści wy­po­wie­dze­nia na­wet sło­wa, z prze­szy­wa­jącym cier­pie­niem na twa­rzy… i wte­dy wy­da­rzył się cud. Cud, któ­ry nie miał pra­wa się wy­da­rzyć, a za­pro­wa­dził nas do nie­go tak zwa­ny „przy­pa­dek”.

Pew­ne­go dnia, prze­gląda­jąc In­sta­gram, zo­ba­czy­łam krót­ki film mo­jej zna­jo­mej z Bra­zy­lii, któ­ra po­ka­za­ła nie­sa­mo­wi­ty mo­ment ze swo­im dziad­kiem. Nie­wie­le zro­zu­mia­łam z opi­su fil­mu, ale je­den wy­raz przy­kuł moją uwa­gę: al­zhe­imer. Na fil­mie jej cier­pi­ący na tę cho­ro­bę dzia­dek na­gle zmie­nia smut­ny wy­raz twa­rzy i uśmie­cha się od ucha do ucha pod wpły­wem mu­zy­ki – utwo­ru z daw­nych lat. Wpa­dło mi do gło­wy, że może utwo­ry przy­wo­łu­jące wspo­mnie­nia mogą mieć ko­jący wpływ na oso­by za­klęte w swo­ich gło­wach. Po­sta­no­wi­łam, że przy ko­lej­nym po­by­cie w Kiel­cach spró­bu­ję włączyć Bab­ci utwo­ry z jej mło­do­ści, żeby było jej miło w tym od­le­głym miej­scu, w któ­rym znaj­do­wa­ła się te­raz.

Do Kielc przy­je­cha­łam na dzie­wi­ęćdzie­si­ąte uro­dzi­ny Bab­ci. Szcze­rze po­wie­dziaw­szy, było to smut­ne do­świad­cze­nie, wi­dzieć ją w ta­kim mrocz­nym sta­nie, bez kon­tak­tu ze świa­tem – nie wie­dzia­ła na­wet, że są jej uro­dzi­ny i kim w ogó­le je­ste­śmy. A jed­nak świ­ęto­wa­li­śmy mimo to, bo Bab­cia wci­ąż z nami była. Opo­wie­dzia­łam mo­jej sio­strze o fil­mie, któ­ry wi­dzia­łam na In­sta­gra­mie, i za­pro­po­no­wa­łam, żeby od­two­rzyć ja­kieś utwo­ry z mło­do­ści Bab­ci. Po obie­dzie Iza po­szła do jej po­ko­ju i za­częła prze­sta­wiać ka­na­ły w te­le­wi­zo­rze, żeby wy­brać coś, co będzie od­twa­rza­ne w tle – Bab­cia i tak nie pa­trzy­ła w te­le­wi­zor. Na jed­nym z ka­na­łów był aku­rat kon­cert ze sta­ry­mi pol­ski­mi szla­gie­ra­mi. Iza za­trzy­ma­ła się na nim, ma­jąc na­dzie­ję, że uda jej się spra­wić Bab­ci odro­bi­nę przy­jem­no­ści w jej uro­dzi­ny. Krząta­ła się jesz­cze chwi­lę po po­ko­ju, kie­dy na­gle usły­sza­ła ci­che: „Zby­szek?”. Otóż w te­le­wi­zji od­by­wał się wła­śnie ar­chi­wal­ny kon­cert Zbysz­ka Wo­dec­kie­go. Mo­że­cie wy­obra­zić so­bie, co się dzia­ło w domu, kie­dy w dzie­wi­ęćdzie­si­ąte uro­dzi­ny, po wie­lu ty­go­dniach, Bab­cia po­wie­dzia­ła jed­no sło­wo i na chwi­lę wró­ci­ła świa­do­mo­ścią do świa­ta. Dzi­ęki przy­pad­ko­wi, dzi­ęki Zbysz­ko­wi Wo­dec­kie­mu… Jed­nak to nie jest ko­niec. Bab­cia się PRZE­BU­DZI­ŁA. Jak­by na­gle się ock­nęła z od­le­głe­go, trwa­jące­go wie­le ty­go­dni snu. Za­częła py­tać, co dzia­ło się z nią przez ostat­nie ty­go­dnie – oka­za­ło się, że jej świa­do­mo­ść była bar­dzo da­le­ko i nic nie pa­mi­ęta. Zmie­nił się wy­raz jej twa­rzy, za­częła się uśmie­chać, za­da­wać licz­ne py­ta­nia, na­wet nas wszyst­kich roz­po­zna­ła. Cała ro­dzi­na pła­ka­ła przy jej łó­żku i tego ob­ra­zu ni­g­dy nie za­pom­nę. Jak­by­śmy w kil­ka od­zy­ska­nych mi­nut mie­li nad­ro­bić wszyst­ko: wszyst­ko jej opo­wie­dzieć i wy­szep­tać „ko­cha­my cię”, za­nim zno­wu za­pad­nie w swój we­wnętrz­ny, może tym ra­zem wiecz­ny sen. Tak ma­gicz­ne i nie­sa­mo­wi­te były jej dzie­wi­ęćdzie­si­ąte uro­dzi­ny – mo­żesz to so­bie wy­obra­zić? Pre­zen­tem, któ­re­go nikt się nie spo­dzie­wał, było to, że Bab­cia już nie za­snęła, jej świa­do­mo­ść po­zo­sta­ła z nami do dziś i to jest praw­dzi­wy nie­wy­tłu­ma­czal­ny, nie­me­dycz­ny i nie­zro­zu­mia­ły cud. Do dzi­siaj jest z nami, czy­ta­ła już moją pierw­szą ksi­ążkę, a ta­kże uczest­ni­czy w wy­da­rze­niach ro­dzi­ny, o któ­rych prze­czy­tasz na stro­nach tej ksi­ążki…

Ta sy­tu­acja wy­bu­dzi­ła ta­kże mnie. Przy­po­mnia­ła mi po­now­nie, że po wiel­kim cier­pie­niu mogą przy­jść rów­nie wiel­kie cuda, praw­dzi­we cuda. Zro­zu­mia­łam, że ból nie trwa wiecz­nie i w ko­ńcu kar­ta za­wsze się od­wra­ca – nie­spo­dzie­wa­nie, nie­pla­no­wa­nie, a my do­sta­je­my szan­sę, żeby żyć pi­ęk­niej, głębiej, z jesz­cze wi­ęk­szą wdzi­ęcz­no­ścią.

Nie wiem, czy je­steś go­to­wy na ta­kie po­de­jście do ży­cia i żeby było ja­sne – nie mu­sisz być. Niech moje pęk­ni­ęcie w ser­cu i świa­tło, któ­re z nie­go wy­pły­nęło, będzie dla cie­bie pierw­szą iskrą. Niech ci udo­wod­ni, że to, co cię spo­ty­ka, może być lek­cją dla lub prze­kle­ństwem – de­cy­zja za­le­ży od po­de­jścia. Mo­żesz wie­rzyć, że to, co się dzie­je, jest tyl­ko prze­jścio­we, a już nie­dłu­go przyj­dą do two­je­go ży­cia cuda, je­że­li tyl­ko się na nie otwo­rzysz. Masz wy­bór, po­zo­sta­wiam go to­bie.

A ja­kich wy­bo­rów ja do­ko­na­łam? To nie ko­niec. Mój świat z mo­je­go wła­sne­go, od­wa­żne­go wy­bo­ru fak­tycz­nie sta­nął na gło­wie.

RANDKA Z TĘSKNOTĄ

Tęsk­no­ta po­tra­fi bo­leć: za bli­skim, któ­ry od­sze­dł, za utra­co­ną mi­ło­ścią, za uko­cha­nym zwie­rza­kiem, za chwi­la­mi, któ­re prze­mi­nęły. „Dla­cze­go cier­pisz? Bo tęsk­nię!” Wy­da­je się, że z tej pu­łap­ki nie ma wy­jścia, bo nie­któ­re sy­tu­acje, oso­by i zda­rze­nia już nie wró­cą. Tęsk­no­ta wy­da­je się osta­tecz­ną od­po­wie­dzią.

Niech boli. Je­że­li tęsk­nisz, spraw, żeby bo­la­ło. Niech to będzie ból Du­szy, któ­re­mu dasz prze­strzeń. Zrób z tęsk­no­ty to­wa­rzy­sza, z któ­rym spędzasz całe wie­czo­ry przy wi­nie i smut­nych pio­sen­kach.

Usi­ądź w świet­nym to­wa­rzy­stwie swo­ich wspo­mnień i włas­nych emo­cji, któ­re cze­ka­ją, aż do nich zaj­rzysz. Ja­kieś cząst­ki cie­bie sta­le za tobą tęsk­nią, tak jak ty tęsk­nisz za ja­ki­miś chwi­la­mi i oso­ba­mi – od­wie­dź je cza­sem!

Tęsk­no­ta nie­wy­ra­żo­na, nie­zau­wa­żo­na i wy­pie­ra­na, któ­rej nie da­je­my miej­sca w na­szym ży­ciu, zda­je się rzu­cać cień na wszyst­ko, co ro­bi­my. Jak­by od­bie­ra­ła tro­chę ra­do­ści z ka­żde­go wy­da­rze­nia, sy­tu­acji i mo­men­tu. Tak nie musi być, je­że­li po­sta­no­wisz tę tęsk­no­tę prze­ży­wać – po­rząd­nie i za ka­żdym ra­zem, kie­dy się po­ja­wia. W cza­sie me­dy­ta­cji przy­szło do mnie ta­kie pi­ęk­ne zda­nie:

Tęsk­no­ta to od­czu­wa­nie mi­ło­ści sa­me­mu.

Tęsk­no­ta zo­sta­ła po­da­ro­wa­na nam jak­by w za­mian za coś, co utra­ci­li­śmy, a my ją wy­py­cha­my i nie chce­my jej czuć. Re­zy­gnu­je­my z daru, cze­goś, co przy­szło w za­stęp­stwie emo­cji, za któ­rą tęsk­ni­my, i jest pa­mi­ąt­ką mi­nio­nych chwil.

Kie­dy od­sze­dł Re­tro, zro­zu­mia­łam, że to, co mi po nim zo­sta­ło, to wła­śnie tęsk­no­ta. Na pew­nym eta­pie roz­dzie­ra­jąca ser­ce, kie­dy pła­ka­łam i uświa­da­mia­łam so­bie, że pew­nie pod­bie­głby do mnie, pró­bu­jąc zli­zać mi łzy z po­licz­ka i do­pro­wa­dza­jąc mnie do śmie­chu. Po­tem nie było już eks­pre­so­wej dro­gi – była wiel­ka dziu­ra roz­ry­wa­jąca moje ser­ce przez wie­le mie­si­ęcy, kie­dy py­ta­łam sama sie­bie: „Czy będzie tak bo­leć już za­wsze?”. Po ja­ki­mś cza­sie po­wie­dzia­łam so­bie: „Niech cza­sem boli, niech boli na­wet przez całe ży­cie, byle w tej for­mie ze mną zo­stał”. W tęsk­no­cie zro­bi­łam mu w moim ży­ciu nowe le­go­wi­sko i cho­ciaż nie jest to ide­al­ne roz­wi­ąza­nie, to cie­szę się, że choć to mi zo­sta­ło.

Po tam­tych wy­da­rze­niach cza­sa­mi za­da­wa­łam so­bie py­ta­nie: „Se­rio? Co jesz­cze?”. Ka­żde­go dnia prze­ko­ny­wa­łam się, że to nie ko­niec, a po­czątek zmian. Po za­pa­ści, spo­tka­niu z „dru­gą stro­ną” i cu­dzie, któ­ry mnie wy­bu­dził, roz­po­czął się wiel­ki pro­ces we­ry­fi­ka­cji tego, co jest na­praw­dę spój­ne z moją we­wnętrz­ną praw­dą, a co już nie na­le­ży do mo­je­go świa­ta. We­ry­fi­ka­cji, któ­ra za­owo­co­wa­ła… roz­sta­niem po kil­ku­let­nim zwi­ąz­ku. Z jed­nej stro­ny było to naj­bar­dziej świa­do­me i doj­rza­łe roz­sta­nie mo­je­go ży­cia, bez dra­ma­tów i z dużą od­po­wie­dzial­no­ścią oby­dwu stron, z dru­giej zaś mia­ło w so­bie coś bar­dzo smut­ne­go, bo stra­ci­łam przy­ja­cie­la. Ktoś może po­wie­dzieć, że prze­cież nikt nie uma­rł i wci­ąż mo­że­my się przy­ja­źnić. Teo­re­tycz­nie coś w tym jest, ale je­że­li że­gna­my ko­goś w pew­nej roli, to zmie­nia się bar­dzo wie­le. I cho­ciaż moja gło­wa już do­sko­na­le wie­dzia­ła, cze­go chcę, a cze­go nie, to coś we mnie wci­ąż tęsk­ni­ło.

Gło­wa nie po­tra­fi wy­tłu­ma­czyć ser­cu, żeby prze­sta­ło tęsk­nić. Ra­cjo­na­li­zo­wa­nie nie jest spo­so­bem na ra­dze­nie so­bie z emo­cja­mi – jest ich tłu­mie­niem. One i tak wró­cą.

Dla­te­go PO­CZUJ tęsk­no­tę, nie ucie­kaj. Pa­mi­ętam roz­sta­nie z pew­nym czło­wie­kiem, któ­ry obiek­tyw­nie rzecz uj­mu­jąc, nie za­słu­żył na ani jed­ną moją łzę. Wszy­scy mó­wi­li: „Nie płacz, on nie jest tego wart”, a ja w pe­wien spo­sób w to wie­rzy­łam, po­wstrzy­mu­jąc mo­rze emo­cji, któ­re mnie za­le­wa­ły. Wierz lub nie, ale sa­bo­to­wa­ły mnie przez kil­ka dłu­gich lat, po­wo­li spra­wia­jąc, że by­łam co­raz smut­niej­sza. Pew­ne­go dnia to m.in. one sta­ły się skła­do­wą mo­jej de­pre­sji, czy­li naj­gor­sze­go, ale i naj­bar­dziej trans­for­mu­jące­go eta­pu w moim ży­ciu. Dla­te­go mimo wszyst­ko je­stem temu panu wdzi­ęcz­na, bo m.in. dzi­ęki fa­tal­ne­mu roz­sta­niu, kie­dy bo­la­ło mnie całe cia­ło, ro­dzą się te wszyst­kie sło­wa, któ­re mogą wes­przeć ko­goś in­ne­go. Te wy­da­rze­nia, ten ból – to wszyst­ko mnie zbu­do­wa­ło, po­dob­nie jak tęsk­no­ta – cza­sem ir­ra­cjo­nal­na i bez­za­sad­na, któ­ra nie chcia­ła się od­kle­ić.

Wszyst­kie trud­ne emo­cje są częścią nas i nie na­le­ży od nich ucie­kać. Trze­ba spędzić z nimi tro­chę cza­su, żeby nie sa­bo­to­wa­ły z ukry­cia.

W zwi­ąz­ku z tym, że nie ma ak­cep­ta­cji dla tęsk­no­ty za kimś, kto na to nie za­słu­żył, często my­li­my tęsk­no­tę z mi­ło­ścią. Był pierw­szo­li­go­wym dra­niem, a ty mó­wisz: „Ale ja go ko­cham, bo bar­dzo tęsk­nię”. Nie, ty pod pro­stu tęsk­nisz. Krop­ka. Jest taki pi­ęk­ny frag­ment w fil­mie Jedz, módl się, ko­chaj, któ­ry ogląda­łam po roz­sta­niu: bo­ha­ter­ka mówi coś w sty­lu „ale ja za nim tęsk­nię”, a jej przy­ja­ciel z in­dyj­skie­go aśra­mu od­po­wia­da: „To tęsk­nij. Za ka­żdym ra­zem, kie­dy tęsk­nisz, wy­ślij mu tro­chę mi­ło­ści i świa­tła”. To, że za kimś tęsk­ni­my, wca­le nie zna­czy, że po­win­ni­śmy z nim być, bo to TA JE­DY­NA, TEN JE­DY­NY. Po pro­stu tęsk­ni­my i tę emo­cję na­le­ży miło ugo­ścić pew­ne­go me­lan­cho­lij­ne­go wie­czo­ru z toną wcześ­niej przy­go­to­wa­nych chu­s­te­czek.

Ten tekst na­pi­sa­łam po fe­sti­wa­lu, gdzie uczest­ni­czy­łam kon­cer­cie Ja­me­sa Baya i sto­jąc pod sce­ną, po­czu­łam wiel­ką tęsk­no­tę, jak­by ktoś wy­ry­wał mi ka­wał ser­ca. Za czym? Do cze­go? Nie mia­łam po­jęcia, bo wca­le nie cho­dzi­ło o kon­kret­ną oso­bę. Cho­dzi­ło o ja­kieś uczu­cie, do któ­re­go tęsk­ni­ło moje ser­ce, a ja na­wet nie po­tra­fi­łam go na­zwać. Bo tęsk­no­ta jest wpi­sa­na w całe na­sze ży­cie. Na­wet je­że­li nie tęsk­ni­my za kimś kon­kret­nym, to mnie za­le­wa­ły ta­kie mo­men­ty – na przy­kład w cza­sie ogląda­nia fil­mów lub słu­cha­nia pio­se­nek – kie­dy bywa nie do wy­trzy­ma­nia. Ja wi­dzę to w ten spo­sób, że to Du­sza bar­dzo tęsk­ni za do­mem, tak jak dzie­ci na ko­lo­niach. Tęsk­ni za wszyst­kim i wszyst­ki­mi, któ­rych zo­sta­wi­ła gdzieś za sobą, za po­czu­ciem pe­łnej mi­ło­ści, ak­cep­ta­cji i bło­go­ści, z któ­rej zre­zy­gno­wa­ła na parę chwil, tra­fia­jąc na Zie­mię.

Czu­ję, że bez tego tek­stu nie po­że­gna­ła­bym się w pe­łni z pew­nym eta­pem. Tęsk­no­tę war­to wy­ra­żać twór­czo w spo­sób, któ­ry jest ci bli­ski. Naj­bar­dziej prze­ło­mo­we pły­ty w ka­rie­rach gwiazd to te z wiel­ką tęsk­no­tą w pra­wie ka­żdym sło­wie. War­to po­pa­trzeć na nią w ten spo­sób – nie jak na wro­ga, a kom­pa­na, nie jak na nisz­czy­cie­la, a na­rzędzie kre­acji, nie jak na uczu­cie do wy­ma­za­nia, a za­stęp­stwo dla daw­nej mi­ło­ści. Po­trak­tuj ją jak rzad­ką, nie­po­wta­rzal­ną far­bę w pa­le­cie, któ­rą mo­żesz na­ma­lo­wać wła­sne dzie­ło sztu­ki – tyl­ko wte­dy będziesz mógł po­że­gnać to, co było.

Dla­te­go je­śli czu­jesz tęsk­no­tę za lu­dźmi, miej­sca­mi, zda­rze­nia­mi czy emo­cja­mi, od­czu­waj ją w pe­łni. Wpisz ją na­wet do swo­je­go ka­len­da­rza – „rand­ka z tęsk­no­tą” brzmi wspa­nia­le. Daj so­bie świa­do­mą prze­strzeń na czu­cie, na za­nu­rze­nie się w niej, na wspo­mnie­nia i płacz. Po­le­cam do tego pio­sen­kę Ja­me­sa Baya Us, któ­rej słu­cha­łam, nio­sąc ci­ężki ple­cak po fe­sti­wa­lu z dwor­ca do domu – tak bar­dzo otwo­rzy­ła mi ser­ce, że łzy le­cia­ły mi jak gro­chy, mimo że po­win­nam się sku­pić na bo­lących ple­cach, bo ba­gaż wa­żył z tonę. A ja szłam, pła­ka­łam i było mi wszyst­ko jed­no, czy ktoś na to pa­trzy. Da­łam temu wszyst­kie­mu wy­pły­nąć, a po­tem… po­czu­łam się świet­nie.

Ty rów­nież daj so­bie czas i prze­strzeń. Dzi­ęki świa­do­mej prze­strze­ni da­ro­wa­nej tym trud­niej­szym emo­cjom te uczu­cia będą co­raz bar­dziej się roz­pusz­czać, aż któ­re­goś dnia po­czu­jesz, że zno­wu je­steś w sta­nie przy­jąć ko­goś lub coś do swo­je­go ser­ca, bo jest na to go­to­we.

To będzie…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej

Autorka: Barbara Pasek

Redakcja: Ola Szpakowska

Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak

Projekt graficzny okładki: Emilia Pryśko

eBook: Atelier Du Châteaux

Obrazy: Maciej Wieczerzak (s. 6, 12, 64, 80, 138, 190, 222, 272, 292)

Zdjęcia: Marta Brodziak (s. 25, 59, 75, 86, 143, 162, 186, 199, 206, 228, 233, 245, 256, 263, 268, 279, zdjęcie autorki na okładce),

Asia Margo (s. 49, 109, 157, 213), archiwum prywatne autorki (s. 116).

 

Redaktor prowadząca: Natalia Ostapkowicz

Kierownik redakcji: Agnieszka Górecka

 

© Copyright by Barbara Pasek

© Copyright for this edition by Wydawnictwo Pascal

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, z wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.

 

Bielsko-Biała 2022

Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.

ul. Zapora 25

43-382 Bielsko-Biała

tel. 338282828, fax 338282829

[email protected], www.pascal.pl

 

ISBN 978-83-8103-993-2