Ziemianie - Shirman Stoone - ebook + książka

Ziemianie ebook

Shirman Stoone

0,0

Opis

To jedna z najważniejszych książek XXI wieku. Nie sposób nie mieć jej w swoich zbiorach. Cóż ma w sobie tak niezwykłego?

TO KOD I KLUCZ DO NIEŚMIERTELNOŚCI.

Odpowiedź na najważniejsze ludzkie pytania i odwieczne dylematy: Dlaczego żyję? W jakim celu żyję? Jak to się stało, że żyję? Kim jest ten, który sprawił, że żyję? Czy wraz ze śmiercią ciała kończy się moje życie?

Nie oszukujcie się! Prawie każdy człowiek nie dopuszcza do siebie myśli, że śmierć jest kresem jego drogi. Co byście powiedzieli, gdyby ukazano Wam Stwórcę wszechrzeczy w sposób zrozumiały? Gdyby nagle Bóg przestał być dla Was niepojęty? Myślicie, że to brednie? Przeczytajcie tę książkę. Przejmujące, powiązane z wizją Boga opowiadania o ludzkich losach sprawią, że zaczniecie patrzeć na wiele spraw na nowo.

Powodzenia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 221

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




SHIRMAN STOONE
Ziemianie

SHIRMAN STOONE

Urodzony 23 sierpnia 1964 r. w Polsce i mieszkający w Polsce.

Niektórzy uważają, że otrzymał „klucze z nieba”. Urodził się, aby oświecić ludzkość przed zbliżającym się końcem świata i przygotować na przybycie oczekiwanego Mesjasza. W wieku 27 lat – jak twierdzi – doznał „olśnienia umysłu”, spisując duchowy obraz biblijnego Boga. Boga chrześcijan, żydów i muzułmanów, którego zazwyczaj nazywa MIŁOŚCIĄ.

Nie dzieli się jednak powszechnie swoim „odkryciem”. Szybko się przekonuje, że jeśli nie potwierdzi racjonalnie wizji, to zostanie zlekceważony i wyśmiany.

Na przełomie 2009/10 przychodzi kolejna fala olśnienia. Ucząc się języka hebrajskiego, odkrywa „święte kody”. Teraz już wie, że wizja sprzed lat była prawdziwa i prorocza. Jest świadomy, że ciąży na nim obowiązek podzielenia się odkryciem z każdym człowiekiem – bo każdy powinien to wiedzieć.

Zostaje więc pisarzem, bo...

Projekt i wykonanie okładki:DONATA CIEŚLIK i ANDRZEJ GUMULAKWydawnictwo Czarno na białym
Grafiki: JAN SOLKA
Zdjęcie na okładce: shutterstock.com
Zdjęcie autora: archiwum prywatne
Redakcja: MAŁGORZATA WŁODARCZYK
© Copyright 2014 by Shirman Stoone © Copyright 2014 by Wydawnictwo Góra Karmel
ISBN 978-83-940493-5-5
Wydawnictwo Góra Karmel Ul. Mieszka I 1/46, 82-500 Kwidzyn e-mail: [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Książkę tę dedykuję Jezusowi z Nazaretu, mojemu nauczycielowi i przewodnikowi w życiu.

To w podzięce za to, że odsłoniłeś mi prawdziwe oblicze i sens istnienia Jeahawah, naszego Ojca.

Ty, który jesteś typem Adama nowych czasów. Jedyny, który pokonałeś grzech i śmierć. Stałeś się pierwszym człowiekiem bez winy. Przywróciłeś cześć Bogu i szacunek nam, Ziemianom. Emmanuelu, nasz bracie, któremu odwieczny Jeahawah wkodował tak jak pierwszym ludziom boskość Duchów Elohim, nie zawiodłeś Go.

Dziękuję Ci, że poświęciłeś swoje życie, abyśmy mogli powrócić przed Boskie Oblicze, które za przyczyną popełnienia grzechu nasi pierwsi rodzice utracili.

Panie, dokończmy to dzieło w imię naszego jedynego Boga, Stwórcy wszechrzeczy. Zróbmy to w imię wielkiego Jeahawah – Kreatora Miłości

5. DUCH UPRZEJMOŚCI

DUCH UPRZEJMOŚCI (Ruach szelAdiwut). Nie ma możliwości, aby zaistniała pełna harmonia współistnienia między stworzeniami bez uprzejmości. Życzliwość, przyjazny stosunek do otoczenia, gesty i słowa w jak najgrzeczniejszym stylu i właściwym doborze świadczą o istnieniu tego Ducha.

Świat, niestety, bardzo szybko sam pogrążył się w agresji i rozpoczął usuwanie uprzejmości z naszego otoczenia. Walka ciągle trwa.

Z przykrością muszę stwierdzić, że uprzejmość ma jedną poważną słabość, której skutki mogą być fatalne. Ten Duch musi być koniecznie sprzężony z innymi Duchami Elohim, bo inaczej...

Słyszałem, że zdarzyło się to w Anglii. Z tego, co zapamiętałem, było wtedy słoneczne przedpołudnie 15 maja, którego roku – nie wiem. Mniej więcej godzina 11. Na placu zabaw olbrzymiego blokowiska w dużej dzielnicy Manchesteru bawi się mała siedmioletnia dziewczynka. Biega, gestykuluje, coś radośnie pokrzykuje. Przebywa tam wraz z niewielką grupą rówieśników. Ma na imię Sonia. Przebywa poza domem już prawie pół godziny.

Niebo nad miastem jest bezchmurne. Słońce zbliża się małymi krokami do zenitu i nic nie zapowiada zakłócenia tej dziecięcej sielanki. Nie zanosi się na burzę, wichurę, nagłe tornado czy inne meteorologiczne zjawisko, które mogłoby w sposób naturalny popsuć zabawę. Dzieci bawią się, skaczą i biegają. Ich radosne buzie, głośne śmiechy i spontaniczność ruchów sygnalizują otoczeniu, że czują się dobrze.

Ojciec dziewczynki jest w pracy. Matka nie pracuje. To czas, w którym przygotowuje obiad i sprząta. Jest jednak czujna. Instynktownie co jakiś czas wygląda przez okno, aby sprawdzić, co się dzieje z dzieckiem.

Właśnie dzwoni telefon komórkowy. Kobieta podchodzi do stołu, sięga po niego prawą ręką. Już widzi na ekranie twarz Nelly. To jej stara przyjaciółka i powierniczka tajemnic. Znają się od dzieciństwa. Z pewnością ma jej coś ważnego do zakomunikowania. To „coś ważnego” – to oczywiście jak zwykle babskie ploteczki. Przypuszczalnie za chwilę usłyszy kilka pikantnych nowinek. Przecież ich koleżanka Alice ma nowego faceta. A wczoraj Nelly spotkała się z nią w Bexters Coffee na kawie. Wciska przycisk „odbierz” i słyszy głos Nelly:

– Jak się masz, Britney?

– OK. A ty, Nelly?

– W porządku. Wyobraź sobie, że wczoraj widziałam się z Alice. Wiem wszystko. Ten jej nowy facet to...

Rozmowa trwa w najlepsze. W tym czasie do placu zabaw zbliża się mężczyzna. Podchodzi do Soni.

– Cześć, Soniu, mam na imię Tom. Jestem twoim wujkiem.

– Ale ja ciebie nie znam.

– Znasz mnie, znasz. Tylko nie pamiętasz. Gdy miałaś dwa latka, wujek wyjechał do Ameryki. Po prostu małe dzieci nie pamiętają takich rzeczy. Przecież masz mamusię, która ma na imię Britney i tatusia Dextera. Wujek mówi prawdę?

– Tak.

– No widzisz, wujek nie kłamie. Proszę, masz batonika. O, byłbym zapomniał. Wujek przywiózł swojej kochanej Soni prezent. Zobacz, jaki ładny smartfon. Koleżanki w szkole na pewno będą ci zazdrościły. To dla ciebie, Soniu. Proszę, weź.

Dziecko w jednej ręce trzyma batonik, a w drugiej telefon.

– Daj wujkowi na razie telefon. Wujek ci odda, jak zjesz batonika. Wiesz, mamusia jest teraz bardzo zajęta. Przecież musi zrobić dla ciebie, tatusia i wujka obiadek. Prosiła, abym zabrał cię do kina. Gdy wrócimy, to opowiesz mamusi, jakie widziałaś przygody.

– A na jaki film, wujku, pójdziemy?

– „Renifer Niko ratuje brata”. Oczywiście będzie w 5D. Wiesz, Soniu, kupimy sobie popcorn i colę. OK?

– OK, wujku.

Mężczyzna lekko przykuca. Patrzy teraz dziecku w oczy i uśmiecha się. Lewą ręką zaczyna gładzić włosy dziewczynki. Dotyka jej policzka. Wyciąga prawą dłoń i pyta:

– To co, idziemy? Sonia odpowiada:

– Tak, wujku.

Mężczyzna prowadzi dziecko do czarnego bmw zaparkowanego nie opodal placu. Wsiadają. Słychać turkot odpalanego silnika. Po chwili auto powoli rusza i odjeżdża w nieznanym kierunku.

Mija już dobra godzina. Matka nadal rozmawia z przyjaciółką. Wreszcie kończą. Pani domu odkłada podgrzaną dłonią komórkę i analizuje szczegółowo rozmowę. Jest podniecona nowinką, którą właśnie usłyszała od Nelly. Nie może jeszcze ochłonąć po tym wszystkim, czego się dowiedziała o Alice i jej facecie.

Rusza w kierunku kuchni. Idzie sprawdzić gotujący się obiad. Miesza zupę i zagląda do piekarnika. Nagle przypomina sobie o dziecku. Podchodzi do okna. Szuka wzrokiem. Widzi znajome sobie dzieci. Jednak Soni wśród nich nie ma. Otwiera okno. Wychyla głowę jak najdalej, próbując odszukać córkę. Niestety, nigdzie nie ma Soni. Zaczyna się martwić. Wkłada buty i schodzi, a może raczej zbiega, na plac zabaw.

Stoi teraz przed blokiem. Rozgląda się. Nie widzi córki. Pierwsze, co przychodzi jej do głowy, to to, że jest u jakiejś koleżanki. Ale zaraz, zaraz... Przecież Sonia nigdy bez jej zgody nie poszłaby nigdzie. Patrzy bezwiednie przed siebie. Rozpościerający się widok betonowej ludzkiej przechowalni, fragmentu wielkiego Manchesteru, zlewa się jej teraz w jedną w kolorową plamę. To chyba efekt nagłego stresu czy raczej paniki.

Po chwili wraca rozsądek i przede wszystkim przejrzystość myśli. Przecież na placu zabaw są dzieci. Może one wiedzą, gdzie jest Sonia. Britney podchodzi do nich i pyta:

– Słuchajcie, gdzie jest Sonia?

Dzieci przekrzykują się nawzajem. Słychać chóralne z opóźnieniami:

– Nie wiem. Nie wiemy.

W końcu któreś mówi: – Sonia rozmawiała z takim panem, który ją do siebie zawołał. Drugie dodaje: – Potem poszli razem do takiego czarnego samochodu i samochód odjechał.

Kiedy drugie dziecko kończy mówić, pod matką uginają się kolana. Jest w szoku. Dokładnie wie, co to oznacza. Myśli tylko o jednym, aby dziecko...

Przyciemnione szyby, miła muzyka, ładny zapach. Sonia kończy jeść batonik. Ten reklamowany smakołyk, który dostała od „dobrego wujka”. Już cieszy się z tego, jak opowie w szkole, że była z wujkiem na filmie. Zresztą mama i tata też będą zadowoleni. Ma również smartfona, i to jakiego fajnego. Koleżanki na pewno będą jej zazdrościły. Jest pełna radości i szczęśliwa. Nie liczy czasu, choć sporo już minęło od momentu, kiedy wyjechali spod domu.

Wiele razy jeździła z rodzicami po mieście. Podziwia budynki, ulice, kolorowe reklamy, dekoracje w witrynach sklepów. W oczach dziecka ten świat, którym teraz się delektuje, jest piękny i kolorowy. Obserwuje przechodzących przez jezdnię ludzi i jadące samochody. Myśli sobie: „Fajnie jest z wujkiem”.

Coś jednak jest nie tak. Budynków z każdą minutą jest coraz mniej. Oddalają się od tętniącego życiem centrum. Z czasem zabudowania całkiem znikają. Dziecko widzi teraz jakiś duży zalesiony park, a może las. W końcu pyta mężczyznę:

– Wujku, kiedy będzie to kino? To kino będzie w lesie?

– Tak, Soniu. To jest specjalne kino i specjalne przedstawienie.

Samochód zjeżdża z drogi i jedzie jakieś dwie minuty w głąb parku czy też lasu. Zatrzymuje się. Widać sporo drzew, ale przede wszystkim dość gęste zarośla. – Wujku, po co przyjechaliśmy tutaj? – pyta dziecko.

– Przecież musisz zrobić siusiu przed pójściem do kina.

– Ale mnie się nie chce siusiu.

Mężczyzna podchodzi do Soni. Brutalnie chwyta ja za rękę i wywleka z samochodu. Telefon, który dziewczynka trzyma w rączce, upada na ziemię. Dziecko próbuje się wyrwać, krzyczy, wzywa pomocy. Słychać płacz i wołanie: – Tatusiu! Mamusiu! Mężczyzna już nie jest tym dobrym uprzejmym wujkiem.

Z całej siły uderza dziecko pięścią w twarz. Krew z rozbitego nosa zaczyna kapać ciurkiem. Dziewczynka jest zamroczona, ale próbuje się wyrwać. Brutal ponownie bierze zamach i uderza dziecko jeszcze raz. Dziewczynka traci przytomność. Już nic nie czuje. Leży teraz jak nieruchoma kłoda drewna na ziemi.

Mężczyzna otwiera bagażnik i wyciąga koc. Rozkłada go na trawie i kładzie na nim Sonię. Rozbiera ją. Jest mocno podniecony. Dotyka jej intymnych miejsc. Jego oddech jest coraz szybszy. Twarz przybiera nienaturalny wyraz. Najpierw ściąga koszulę. Dotykając jej dalej, jedną ręką ściąga spodnie. Nagi kładzie się na dziecku. Obejmuje Sonię i...

Mijają dwie godziny. Zaalarmowany sytuacją Dexter jest już w domu. Sprawdzili rodzinę i znajomych. Telefonowali do wszystkich, którzy mogliby zabrać Sonię. Już wiedzą, że żadna z potencjalnych osób, które mogły to zrobić, nie uczyniła tego. Britney odchodzi od zmysłów. Czuje się winna. Oboje wiedzą, że muszą jak najszybciej pojechać na policję.

Są już w komisariacie. Britney opowiada nerwowo i chaotycznie o tym, co się stało. Nie może powstrzymać drżenia rąk, które niczym szturchnięta palcem galaretka wibrują teraz na stole dyżurnego policjanta.

Policjant chwyta za telefon. Gdzieś dzwoni. Po chwili przychodzi starszy stopniem oficer. To wysoki blondyn o orlim nosie, przenikliwym wzroku i zdecydowanie ponurym wyrazie twarzy. Patrząc na niego, można bez problemu stwierdzić, że odpowiada idealnie profesji, którą na co dzień wykonuje.

Policjanci rozmawiają przez chwilę. Ten starszy stopniem prosi Britney, aby jeszcze raz wszystko opowiedziała. Potem bombarduje ją gradem różnych pytań. Pyta o znajomych, rodzinę, kolegów męża z pracy. Kiedy kończy przesłuchiwać Britney, zaprasza Dextera. Standardowe pytania zadawane są teraz ojcu dziecka. Rodzice mają już pełną świadomość, że ich córka padła ofiarą pedofila. Jednak policjanci tego nie wiedzą. Są to jedynie przypuszczenia. Zakładają rutynowo, że w sprawach dotyczących zaginięć dzieci rodzice to także podejrzani.

Ostatecznie przyjmują zgłoszenie i zaczynają się poszukiwania. Z wiarą w skuteczność działań policyjnych Britney i Dexter zostawiają swoje numery telefonów i wracają do domu. Sceny, które mają tam teraz miejsce, są straszne.

Sonia to jedyne i ukochane dziecko państwa Wrightów. Matka nie może sobie darować. Gdyby mogła, zabiłaby najpierw Nelly, a potem samą siebie. Nienawidzi telefonu komórkowego i wszystkiego, co go przypomina. Dexter próbuje ją pocieszać. Ale też obrywa za różne sprawy z przeszłości. To istny teatr obwiniania się i wzajemnego przebaczania.

Jednak myśli są skupione przede wszystkim na jednym, aby Sonia przeżyła. Może to nawet nie myśli, tylko najgorętsze marzenia, pragnienia. Każde z tej dwójki oddałoby teraz własne życie za życie dziecka.

Mijają kolejne trzy godziny. Nagle słychać dzwonek w telefonie Britney. Ten dzwonek, który tak zawsze uwielbiała. Melodyjkę, która przynosiła tyle ciekawostek, sensacji, śmiechu i zabawy. Sygnał, który teraz stał się gilotyną. Narzędziem, które zostanie użyte albo nie.

Wcisnęła przycisk „odbierz” i przyłożyła telefon do ucha.

– Pani Britney Wright?

– Tak.

– Znaleźliśmy państwa córkę.

Stan psychiczny i fizyczny Britney w tej chwili był niemożliwy do opisania. Zastygła w sobie. Napięcie emocjonalne sparaliżowało każdą jej najdrobniejszą cząstkę duszy i ciała. Nie miała siły zadać jakiegokolwiek pytania. Nie posiadała nawet odrobiny mocy, aby wydobyć z siebie głos.

Na chwilę zapanowała cisza w słuchawce, która wydała się jej wiecznością. Spodziewała się najgorszego. Przez ten czas czekania widziała już swoje dziecko w trumnie. Miała w wyobraźni straszną wizję pogrzebu i cmentarza. Obawiała się, że tego nie przeżyje.

– Jest tam pani, pani Wright? Proszę mnie posłuchać. Mała jest w bardzo ciężkim stanie, ale żyje. Będzie żyła. Została zawieziona do szpitala...

Britney trudno byłoby powiedzieć, czy przypadkiem, czy też pod wpływem emocji przerwała połączenie.

Jednocześnie całe zgromadzone w niej napięcie eksplodowało. Łzy pociekły z ekspresją górskiego strumienia. Zesztywniałe jeszcze przed chwilą ciało padło na kolana i zaczęło dziękować Bogu. Czy Go znała? Nie wiem.

No cóż... Jak widzimy, z Ruach szelAdiwut, czyli z Duchem Uprzejmości, bywa różnie. Użyty w złych celach może stworzyć poważne problemy. Jednak zastosowany właściwie jest ważny, piękny i niezbędny w Elohim.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki