ZE SOBĄ. ŚWIADECTWA MAŁŻONKÓW O SWOIM POWOŁANIU - KS. WOJCIECH REBETA - ebook

ZE SOBĄ. ŚWIADECTWA MAŁŻONKÓW O SWOIM POWOŁANIU ebook

KS. WOJCIECH REBETA

0,0

Opis

Wydawnictwo „Gaudium” oddaje do rąk Czytelników książkę Ze sobą, która niesie w sobie wiele światła i osobistych refleksji na temat życia małżeńskiego. Zebrane świadectwa opisują różnymi słowami, obrazami literackimi historie życia, szczególnie zaś przełomowe momenty decydujące o zawarciu małżeństwa i jego realizacji zgodnie z planem Bożym. Świadectwa małżonków, którzy przeżyli we wspólnocie małżeńskiej dwadzieścia lub więcej lat, mogą być pomocne w tym, by przejrzeć się w nich jak w lustrze, można również szukać w nich mądrości, która pozwoli doskonalej realizować swoje powołanie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 205

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ks. dr Marek Szymański

Świętemu Janowi Pawłowi II

wielkiemu promotorowi małżeństwa i rodziny

w setną rocznicę urodzin

Przedmowa

Zsatysfakcją Wydawnictwo „Gaudium” oddaje do rąk Czytelników książkę, która niesie w sobie wiele światła i osobistych refleksji na temat życia małżeńskiego. Bo tak – moim zdaniem – można patrzeć na zbiór świadectw spisanych przez Małżonków, a zatytułowanych Ze sobą. To książka zainspirowana innym tomem świadectw noszącym tytuł Za Nim,opublikowanym przez nasze Wydawnictwo w roku 2019. Tam z kolei wypowiadali się żyjący charyzmatem rad ewangelicznych, a więc osoby konsekrowane, i pełniący posługę sakramentalnego kapłaństwa. Każde ze świadectw – w przypadku pierwszej książki, jak i tej – to opisana różnymi słowami, obrazami literackimi historia życia, nawet jeśli nie całego, to tych przełomowych momentów decydujących o zmianie jakościowej w rozumieniu i przeżywaniu swojej drogi życiowej. Taki proces spisywania świadectwa niesie ze sobą nie tylko swoistego rodzaju wysiłek intelektualny, polegający na poszukiwaniu odpowiedniego słowa, lecz także trud emocjonalny związany z przywołaniem konkretnych przeżyć i stanów ducha, a nawet logistyczny – bo przecież znalezienie czasu na refleksję i pracę w charakterze biografa pośród licznych obowiązków życia rodzinnego może się okazać nie lada wyzwaniem. Praca ta została wykonana bardzo starannie i tu zwracam się do wszystkich Małżonków będących autorami świadectw oraz do księdza Wojciecha Rebety, który je zebrał i wstępnie zredagował – z podziękowaniami za ich twórczy wkład. Dokonało się to wszystko w zaciszu życia rodzinnego, jak i naszego wydawniczego domu, a co najważniejsze – w duchu wiary, czyli odniesienia tego całego spisanego życiowego bagażu doświadczeń do Boga. Bóg jest punktem odniesienia każdej z tych małżeńskich historii – jeśli w ogóle można tak pokrótce powiedzieć. Stawianie sobie pytania o obecność Boga w tym wszystkim, co człowiek przeżywa (w różnych wymiarach życia), niesie w sobie nawet nieuświadomione do końca i nienazwane pragnienie przemiany, które może się stać prawdziwą siłą, by ostatecznie odmienić swoje życie i znaleźć w nim harmonię i pokój, czyli w konsekwencji przybliżyć się do Boga i do siebie nawzajem. A przecież to najgłębszy sens przeżywania każdego życiowego powołania – odnaleźć głębię relacji z Bogiem i dzielić się nią z innymi.

W przypadku osób powołanych do kapłaństwa lub do życia konsekrowanego to kroczenie za miłością Boga i nieustanne jej poszukiwanie jest w dużej mierze indywidualnym procesem, owszem, potwierdzanym przez obecność i autorytet innych, ale bezsprzecznie jest to dorastanie do indywidualnej pewności decyzji. Natomiast otwieranie się na życie małżeńskie to odkrywanie miłości, która prowadzi do wspólnej motywacji w podjęciu takiego rodzaju życia. I tu to, co indywidualne na drodze rozeznania, musi nie tylko spotkać się z tym, co wspólne w relacji do Niej lub do Niego, lecz także musi być gotowe do poświęcenia się ze względu na miłość do Małżonki lub Małżonka.

Świadectwa Małżonków, którzy przeżyli we wspólnocie małżeńskiej dwadzieścia lub więcej lat, można czytać na wiele sposobów. Mogą być pomocne w tym, by przejrzeć się w nich jak w lustrze i odnaleźć podobieństwa w swoim życiu, upewniając się, że jest się na dobrej drodze. Można również szukać w nich mądrości, by ją zaczerpnąć i posłużyć się nią umiejętnie w swoim życiu, a potem uchronić się od jakichś błędów. Mogą stać się także impulsem dla kogoś w podjęciu ostatecznej decyzji o zawarciu małżeństwa lub... Dla mnie osobiście, jak zaznaczyłem na początku, to rodzaj itinerarium niosącego bardzo wyraźne przesłanie, nawet jeśli niewyrażone expressis verbis, by małżonkowie budowali życie małżeńskie na wspólnej relacji do Boga, a siebie wzajemnie starali się widzieć tak, jak widzi ich Bóg.

ks. dr Marek Szymański

Dyrektor Wydawnictwa „Gaudium”

ks. Wojciech Rebeta

Wstęp. Bóg z nami i miłość między nami

Rozpoznanie swego miejsca w świecie, co więcej, uznanie go za dobre, a może wręcz najlepsze, jest fundamentalnym postulatem, który człowiek odczytuje i pragnie spełnić. Szuka w ten sposób szczęścia, do którego jest powołany odwiecznym zamysłem Stwórcy. To własne miejsce odzywa się pytaniem: Z kim będę szedł przez życie: sam, z drugim człowiekiem, z Bogiem?

Prezentowana książka jest zbiorem świadectw małżonków na temat ich wspólnej drogi, którą przebywają dziś jako mąż i żona, a wcześniej jako narzeczeni odkrywający miłość swego życia. Rozpoznali jedno z najważniejszych miejsc dla siebie, które znajduje się w małżeństwie. To ich powołanie. Użycie takiego słowa jest jak najbardziej słuszne, bo oznacza ono tutaj nie tylko spełnienie się w wymiarze czysto ludzkim, ale nade wszystko wyraża wiarę w Boga, który powołuje do świętości na wspólnej drodze życia w małżeństwie.

Teksty zawarte w książce zostały napisane w określonym kluczu. Można by go wyrazić w następujących słowach: „Bóg z nami i miłość między nami”. To hasło dopełnia niejako tytuł obecnej publikacji. Stanowi również punkt wyjścia dla Autorów całego zbioru. Ich intencją jest dzielenie się częścią swojej historii życia, której bohaterem jest miłość – zarówno ta, która rodzi się i dojrzewa między kobietą i mężczyzną, jak i ta, która pochodzi od Boga i pobudza człowieka do odwzajemnienia jej w relacji do Niego i do ukochanej osoby.

Tak rozumiana miłość jest charakterystyczną cechą związku sakramentalnego. Jest on wspólnotą nie tylko międzyludzką, lecz także nieodłącznie otwartą na obecność Boga. Specyfikę tego związku pięknie określają słowa papieża Franciszka: „W Nowym Testamencie małżeństwo chrześcijańskie jest przeżywane jako droga wiary, wewnętrzne zjednoczenie małżonków, którzy są filarami Kościoła domowego. Z tej drogi (...) pochodzi cenna i niezbędna posługa małżonków w Kościele (...). Posługa wynikająca z sakramentu, posługa misyjna, w której głosi się, że Chrystus żyje i działa, posługa, która wspaniałomyślnie powołuje do życia nowe stworzenia, nowe dzieci Boże”1.

Odwołując się do tych słów Ojca Świętego, można śmiało powiedzieć, że prezentowane w książce świadectwa małżonków są odzwierciedleniem owej drogi wiary i żyjącego Chrystusa, który stale działa. Teksty te pełnią rolę misyjnej posługi wobec każdego, kto będzie je czytał. Dziś światu potrzeba, być może jak nigdy wcześniej, ukazywania pełnej prawdy o małżeństwie i rodzinie, ukazywania kryjącego się w nich piękna, aby pobudzało ono do czystej miłości między kobietą i mężczyzną na wzór miłości między Chrystusem a Kościołem, Jego Oblubienicą (por. Ef 5,21-33).

Książka zawiera dwadzieścia pięć świadectw. Napisali je małżonkowie z różnym stażem wspólnego życia: od trzech do czterdziestu sześciu lat trwania w związku sakramentalnym. W takiej też kolejności zostały one uporządkowane i podzielone na dwie części. Pierwsza gromadzi świadectwa małżonków ze stażem nieprzekraczającym dwudziestu lat. Druga część obejmuje świadectwa małżonków ze stażem powyżej dwudziestu lat życia małżeńskiego. Być może takie uszeregowanie pozwoli na pojawienie się jakichś ciekawych wniosków.

Autorami są przede wszystkim mieszkańcy naszego kraju, różnych jego części, żyjący zarówno w wielkich miastach, jak i w miasteczkach czy na wsi. Trzy świadectwa napisali rodacy przebywający za granicą. Dwie pary mieszkają w USA i jedna w Irlandii. Jest także jedno małżeństwo ze Słowenii.

Większość tekstów została napisana przez jednego z małżonków: męża lub żonę, zawsze jednak za zgodą drugiej strony związku i w jedności z nią. Świadectwa przedstawiają zatem punkt widzenia jednej osoby, ale z nastawieniem odzwierciedlenia wspólnoty losu. Jedną trzecią tekstów stanowią wypowiedzi obydwojga małżonków.

Zróżnicowanie świadectw zaznacza się także w kilku innych kwestiach. Dotyczy to liczby posiadanych dzieci czy – w przypadku niektórych małżeństw – także wnuków. Bywa, że jedne pary nie mają dzieci, podczas gdy inne posiadają całkiem sporą gromadkę. Różne są doświadczenia w kwestii wiary i spojrzenia na życie z Bogiem, bo nieraz jest to świadectwo o takim zakorzenieniu od zawsze, a czasem jest to dzielenie się swoim odkrywaniem Chrystusa i głębokim nawróceniem. Różny jest także sposób przeżywania życia w Kościele. Wielu małżonków formuje się we wspólnotach. Spośród nich warto wymienić dla przykładu te, które pojawiają się w całym zbiorze więcej niż jeden raz: Domowy Kościół, Odnowa w Duchu Świętym, Droga Neokatechumenalna.

Książka jest dziełem wielu ludzi, którzy zgodzili się opisać część swojego życia. Wymagało to niemałego trudu, poświęcenia czasu, zaangażowania emocjonalnego. Wiązało się to z odwagą pokazania tego, co często jest tajemnicą serca, czymś intymnym lub należy do tej części historii, która ujawnia słabości i grzechy. Decyzja o takim odsłonięciu się jest niczym otwarcie drzwi do własnego domu. To wyraz zaufania do każdego Czytelnika i zarazem pragnienie, aby dawane świadectwo pomagało tym wszystkim, do których dotrze. Za ten wielki dar pragnę z całego serca gorąco podziękować wszystkim Małżonkom – Świadkom miłości, którzy wspaniałomyślnie podzielili się tym, co zaszło i nadal trwa między nimi samymi, między nimi a Bogiem, który jest z nimi.

ks. Wojciech Rebeta

1 Papież Franciszek, Wypowiedź na kursie Roty Rzymskiej, 30.11.2019, cyt. za: https://www.gosc.pl/doc/6013438.Kosciol-pomaga-rodzinom-w-kryzysie-a-rodziny-odnawiaja-Kosciol [dostęp: 31.07.2020].

Część I. Świadectwa małżonków do dwudziestu lat po ślubie

Katarzyna i Janusz

1. Pan spełnia pragnienia serca

Czy to cud nasz wymodlony?

Czy to znaki prosto z nieba? (...)

Czy to miłość upragniona, która przyszła do nas w porę?

Podziękuję za to Temu, który dał mi Twoje dłonie (...)

Miłością wielką z Niego pragnę Cię kochać,

co się nie skończy, nie wyczerpie w duszach.

Jakub Tomalak, Psalmy Józefa

Jesteśmy młodym małżeństwem – dopiero z trzyletnim stażem, mimo to pragniemy się podzielić doświadczeniem Boga i Jego działania od samego początku naszej relacji. To świadectwo jest również szczególnym wyrazem naszej wdzięczności Bogu za to, czego do tej pory doświadczyliśmy, i wypływa z chęci ukazania piękna małżeńskiej codzienności.

Droga zawierzenia

Katarzyna: Na długo przed poznaniem Janusza ważna dla mnie była nie tyle modlitwa o dobrego męża, ile postawa wdzięczności za niego. Mocno wierzyłam, że Pan Bóg już go dla mnie przygotował i na pewno pomoże nam się spotkać, choć nie miałam pojęcia, ile przyjdzie mi czekać na to spotkanie. Dziękowałam Bogu za wszystko: za dzień naszego spotkania; za to, jakim człowiekiem jest mężczyzna, który będzie moim mężem; za rodzinę, jaką razem stworzymy. Prosiłam o opiekę nad nim i wszystko, co dla niego najlepsze.

W końcu Pan spełnił pragnienie mojego serca... W tamtym czasie czułam, jak szczególnie dotykają mnie słowa z Księgi Tobiasza o tym, jak Archanioł Rafał prowadził Tobiasza do Sary, dlatego też Jego opiece polecałam przyszłego towarzysza życia. Często miałam w myślach słowa i refleksje, które kierowali do siebie, między innymi w listach, św. Joanna Beretta Molla i Piotr Molla. Stali się dla mnie wzorem wzajemnego oddania, codziennej czułości i modlitwy za siebie.

Dar modlitwy

Zarówno w okresie narzeczeństwa, jak i w okresie go poprzedzającym szczególne znaczenie miała dla nas modlitwa za siebie nawzajem. Jezus stopniowo czynił dla nas małe, ciche, a zarazem wielkie rzeczy i dawał odczuć, że rzeczywiście prowadzi nas ku sobie – dość dynamicznie – w naszej relacji. Po pierwszych spotkaniach czuliśmy, że jest w nich Boży plan. Na początku wspólnej drogi obiecaliśmy sobie modlitwę za siebie nawzajem – codziennie dziesiątką różańca. To było dla nas bardzo umacniające. Zawierzaliśmy też naszą relację ulubionym Świętym – św. Józefowi, Archaniołowi Rafałowi, św. Janowi Pawłowi II, którzy pomagali nam spełniać pragnienia naszych serc. Modlitwa sprawiała, że stawaliśmy się sobie bliżsi pomimo dzielących nas kilometrów.

Narzeczeńskie drogi

W dojrzewaniu do małżeństwa duże znaczenie dla nas miało pielęgnowanie szczerości w rozmowach i wdzięczności za to, co otrzymujemy, za wspólny czas, drobne gesty dobroci i życzliwości. W rozwijaniu narzeczeńskiej relacji pomagały nam wartościowe filmy i książki chrześcijańskie. Wspólnie czytaliśmy rozdział wybranej książki, a później rozmawialiśmy o swoich wątpliwościach czy o przemyśleniach. Zastanawialiśmy się, jak te treści odnoszą się do naszego życia i naszych doświadczeń. Wiedzieliśmy, że to wszystko, co teraz zrobimy dla siebie przed ślubem, przyniesie dobre owoce w życiu małżeńskim. Nie znaczy to jednak, że naszej relacji nie dosięgały mniejsze lub większe burze wynikające choćby z różnych charakterów, nawyków. Ale naszym dążeniem było to, by stale pielęgnować miłość poprzez szczere rozmowy i odniesienie do Boga w myśl słów św. Augustyna: „Jeśli mówisz – mów z miłości. Jeśli upominasz – upominaj z miłości. Jeśli przebaczasz – przebaczaj z miłości”1. O modlitwę za siebie prosiliśmy też znajomych. To oni niejednokrotnie nas nieśli.

Nasze zwyczaje

Janusz: Tradycją stało się tworzenie przez Narzeczoną, a później przez Żonę albumów o naszym związku. Znajdują się w nich nie tylko zdjęcia, lecz także wspomnienia przeżytych chwil, ważniejszych rozmów, a nawet SMS-ów. Co jakiś czas można do nich wracać –zwłaszcza w momentach, w których trudniej być ze sobą – aby przypomnieć sobie piękne chwile, odnaleźć spokój w ukrytych tam słowach, w całej rzece miłości i dobroci przelanej na papier.

DOM, czyli Dbam o Miłość

Każdy dzień przybliża nas do siebie. Codziennie – od 15 lipca 2017 roku – budujemy naszą więź i DOM, by w radości i smutku wracać wprost w ramiona ukochanej osoby. Ciągle uczymy się być mężem i żoną, dbać o siebie w wielu aspektach i się rozwijać. Do naszych rozmów i prac zapraszamy Jezusa – chcemy robić dla Niego miejsce między sobą.

Przez wspólne prace na rzecz domu i zwykłe czynności, jak przygotowywanie posiłków czy sprzątanie, tworzymy małżeńską jedność. Często żyjemy w natłoku spraw zawodowych i rodzinnych, ale może się okazać, że właśnie to zwykłe prasowanie bluzki dla żony czy szykowanie śniadania dla męża jest najprostszą, najpiękniejszą modlitwą i powiedzeniem słów: „Kocham Cię!” na początku dnia. Małżeństwo uczy nas cieszyć się codziennością i z pokorą wykonywać swoje obowiązki, które stają się uświęcone przez miłość, jaką się w nie wkłada. To piękne doświadczenie, gdy czujemy, że druga osoba w to, co robi, wkłada całe swoje serce, cały swój czas i trud... Bo kochać to chcieć dobra żony, męża. Bo miłość to pomoc.

Czas chorób i przeziębień jest jedną z lepszych okazji do okazywania sobie miłości i do służenia. Proste gesty, ciepła herbata, słowa wsparcia są nieocenioną pomocą, a czynione z czułością i oddaniem pokazują, jaka jest nasza miłość. Nie potrzeba wiele. Liczą się bliskość i radość z niesienia pomocy kochanej osobie, bo miłość jest dojrzewaniem, wzajemną troską i odpowiedzialnością.

Widzimy, jak przez ludzi i zdarzenia Jezus wychodzi naprzeciw naszym potrzebom. Dlatego też staramy się tworzyć dom pełen ciepła i dbać o bliskich, przyjaciół i ludzi, których Bóg stawia na naszej drodze. Lubimy gości i chcemy, by dobrze się u nas czuli. Jesteśmy ze sobą, a oni są z nami w naszej zwyczajnej-niezwyczajnej codzienności.

Bezpieczna przystań

Naszą małżeńską drogę kształtuje właśnie codzienność. Bóg wzywa nas, byśmy swoim prostym życiem dawali świadectwo wzajemnej wiary, poświęcenia, miłości i wierności. W dobie, w której na portalach społecznościowych kreuje się idealny wizerunek pary, związku, rodziny, staramy się raczej czynić swoje życie prostym i nie porównywać z innymi małżeństwami. Próbujemy odnajdywać Boga w domowych obowiązkach – tak po prostu – dostrzegając Jego działanie w naszych małych sprawach. Wydaje się nam, że ta prostota i spokój pochodzący z cichego przeżywania każdego dnia w świadomości Bożej opieki i obecności – sprawia, że osoby, które nas odwiedzają, czują się bezpiecznie w naszym domu. To bardzo cieszy! Ważne jest dla nas, byśmy przez swoją postawę i relację umieli coraz lepiej okazywać troskę o potrzeby innych.

Uzupełnianie się

Katarzyna: Małżeństwo to prawdziwa przygoda. Cały czas uczymy się siebie nawzajem. Razem pokonujemy lęki i obawy oraz zachęcamy siebie do nowych wyzwań. Pan Bóg połączył nas tak cudownie, że jedno może dawać to, z czym drugiemu trudniej sobie poradzić. Każde z nas ma kilka takich cech czy umiejętności, które wydają się przeciwieństwami, ale w wielu sytuacjach służą wspólnemu dobru.

Jestem typem rannego ptaszka, bardzo zorganizowana, lubię pewne rzeczy dokładnie zaplanować, mam ciekawe pomysły, na przykład na wyjazdy (ale nie tylko), czy łatwość w pisaniu. Mój mąż Janusz często działa spontanicznie, wprowadza nastrój zabawy, jest odważny, dba o techniczne sprawy w domu. W trudnych momentach potrafi zachować spokój i daje wsparcie. To jeden z przykładów różnic w naszych charakterach, ale dzięki nim wzajemnie się uzupełniamy i wiemy, że razem możemy wiele przetrwać i zbudować. Choć na początku małżeństwa te odmienne charaktery, osobowości i zdolności wydawały się przeszkodą na drodze, to teraz składają się na piękną układankę, w której każdy puzzel ma swoje miejsce, by tworzyć całość.

Literatura, film i małżeńskie wyzwania

W lepszym zrozumieniu samego siebie, jak i współmałżonka pomocna jest nam dobra książka poruszająca tematy z zakresu osobowości, różnic w funkcjonowaniu kobiety i mężczyzny czy poświęcona językom miłości. Bliższe przyjrzenie się swoim dominującym typom osobowości, rozmowa o nich, a przez to większa samoświadomość są bardzo uwalniające, oczyszczające i zarazem budujące. Po rozmowie uświadamiamy sobie, że te cechy współmałżonka, które niekiedy są tak denerwujące, nie wynikają ze złośliwości, lecz z osobowości i pewnych doświadczeń życiowych. W niektórych sytuacjach mogą się okazać pozytywne i przydatne. To, co do tej pory było wadą, można przekuć w atut. Podobnie jest ze sposobem wyrażania miłości. Można się denerwować na męża, że niezbyt często używa romantycznego języka, aby wyrazić swoją miłość, podczas gdy jego językiem, którym wyraża swoją miłość, są gesty i czas poświęcony na bycie z żoną. I odwrotnie: mąż może oczekiwać innego, właściwego sobie sposobu okazania miłości, podczas gdy ja okażę mu ją inaczej: poprzez drobne przysługi czy miłe słowa.

Duże znaczenie dla nas mają wspólnie oglądane filmy. W postawach i zachowaniach bohaterów można niekiedy odnaleźć siebie. Wspólne oglądanie filmów nie tylko sprzyja budowaniu naszej bliskości, lecz także skłania do rozmów na ważne tematy, wywołuje pewne emocje. Od czasu do czasu udaje się nam też zagrać w „Małżeńską grę”, która zachęca nas do rozmowy o sprawach istotnych dla naszej relacji. Każdy z nas wybiera z gry te pytania i kwestie, które w danym momencie są ważne. Jest to zarówno forma pracy nad sobą, jak i spotkania się z samym sobą i ze współmałżonkiem oraz wypowiedzenia swoich uczuć.

Bycie razem i pragnienie dobra dla siebie nawzajem powoduje, że ciągle musimy się rozwijać, dbać o relacje i rozpalać ogień miłości, dlatego czasem podejmujemy drobne, domowe wyzwania. Dotyczą one nieraz przyziemnych spraw, na przykład związanych z obowiązkami domowymi, albo jakiegoś tematu, na którym po prostu chcemy się skupić, na przykład na wyrażaniu wdzięczności, na docenianiu czy ogólnie na robieniu tego, co zwykle przychodzi nam z trudem.

To wszystko sprawia, że cały czas coraz lepiej się poznajemy. Dzięki temu łatwiej nam zrozumieć i przyjąć różnice, które wynikają z naszych charakterów czy z osobowości.

Małżeńskie rendez-vous

Wyjazdy, spacery, wyjścia do kina, na pizzę, do restauracji czy do ulubionej kawiarni siedleckiej, wieczór z grą planszową lub z filmem – to nasze sposoby na budowanie bliskości. Wspaniałym przeżyciem dla nas był między innymi udział w spotkaniu Weekend Małżeński w Zakroczymiu, gdzie mogliśmy się lepiej przyjrzeć swojej relacji, zastanowić, co każde z nas może zrobić, aby była ona lepsza. To było spotkanie się w dialogu, pogłębiające naszą więź i umiejętność wyrażania uczuć.

Nastroje we dwoje

Czasem są między nami drobne złości, ale nikną one dzięki przebaczeniu i codziennej dobroci, jaką sobie okazujemy. Choć niekiedy pojawiają się sprzeczki i łzy, to właśnie one oczyszczają nasze małżeństwo i dzięki temu możemy kochać jeszcze mocniej! Jeżeli dojdzie między nami do kłótni, to jeszcze tego samego dnia, przed pójściem spać, wyjaśniamy nieporozumienia między sobą, aby w zgodzie położyć się do snu. Na modlitwie przepraszamy Boga i prosimy siebie nawzajem o wybaczenie. Dzięki temu wracamy do siebie z jeszcze większą miłością! Ważne jest dla nas, byśmy umieli dojść do porozumienia i sobie przebaczyć. A wszystkie te trudne sytuacje i emocje – wypowiedziane, przeżyte i wybaczone – tak naprawdę przyczyniają się do wzrostu zrozumienia i czułości między nami.

Modlitwa małżeńska

Poza niedzielną Mszą Świętą, w której najczęściej uczestniczymy wspólnie, modlimy się razem wieczorami – prostymi słowami i znanymi modlitwami. Czas na modlitwę znajdujemy też w podróży samochodem. Rano, zanim rozejdziemy się do pracy, często kreślimy znak krzyża na swoich czołach i mówimy: „Niech Pan Jezus Ci dziś błogosławi!”, „Niech Pan Jezus i Maryja dziś pomagają Ci we wszystkim!” itp.

Podczas pielgrzymki do Medziugorie podjęliśmy się duchowej adopcji dziecka poczętego, więc częściej modliliśmy się na różańcu. Był też moment, kiedy zdecydowaliśmy, że w każdą niedzielę będziemy razem czytać Pismo Święte na głos. Bliskie jest nam też uwielbianie Boga śpiewem, więc od czasu do czasu wybieramy się na siedleckie Wieczory Chwały.

Poza tym odmawiamy Koronkę do Bożego miłosierdzia, innym razem litanię lub jakąś nowennę. W czasie swojego pierwszego małżeńskiego Adwentu staraliśmy się codziennie śpiewać Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Myślimy, że warto podtrzymywać w rodzinach te tradycyjne modlitwy.

Troskę o siebie nawzajem wyrażamy oddawaniem Bogu na modlitwie swoich trudności i zmartwień – zwyczajnie, prostymi słowami. Tak naprawdę w małżeństwie chodzi o to, by modlić się całym życiem, każdym dniem, pracami, które wykonujemy, i obowiązkami, które podejmujemy.

Każdy dzień jest niespodzianką od Boga. Jezus uważnie wsłuchuje się w nasze potrzeby. I właśnie wtedy, kiedy jest ciężko (bo choroba, zmęczenie), On wysłuchuje naszych próśb i przychodzi ze swoim Światłem na tę sytuację; On ratuje nas od zguby (por. Ps 103,4). Działa przez naszych przyjaciół, rodzinę! I nigdy nie nudzi się pomaganiem nam. Pokazuje, że „...nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia...”2. Po kolei, małymi krokami – dzięki modlitwie i zaufaniu – Pan Bóg wszystko układa. Sprawił, że na przykład teraz oboje mamy pracę blisko domu i więcej czasu dla siebie.

Ciche wołanie

Janusz: Mimo krótkiego stażu małżeńskiego doświadczyliśmy pewnego trudu, związanego między innymi z chorobą żony. Były to silne bóle i drętwienia w okolicy części lędźwiowej kręgosłupa. Mogły wynikać poniekąd z trybu pracy żony i z dość uciążliwych dojazdów do niej.

Katarzyna: W tym czasie nieocenione były wsparcie męża, wspólna modlitwa i poszukiwanie sposobów na poprawę zdrowia i samopoczucia. Zdarzały się też takie momenty, kiedy ze łzami w oczach i z ogólnym poczuciem bezsilności szłam bardzo rano na pociąg do pracy. Powtarzałam w sercu słowa Desmonda Dossa (z filmu Przełęcz ocalonych), które zapadły mi pamięć. I tak jak ten bohaterski żołnierz-sanitariusz, ratując swoich kolegów, prosił Boga: „Pozwól mi uratować jeszcze jednego!”, tak ja modliłam się w sercu: „Pozwól mi przeżyć jeszcze jeden dzień!”. To było moje ciche wołanie o Bożą interwencję. I przyszła ona przez Maryję.

Na pielgrzymim szlaku z Maryją

Maryja zawsze była dla nas kimś bliskim i ważnym. Oboje, na długo przed tym, zanim się poznaliśmy, niemalże co roku pielgrzymowaliśmy – w swoich grupach i diecezjach – do tronu Pani Jasnogórskiej. Dotąd, jako narzeczonym i małżonkom, nie udało się nam wspólnie wybrać na pieszą pielgrzymkę, ale mocno ufamy, że będzie nam to dane. Marzy się nam również piesza pielgrzymka do Wilna, bo wiele zawdzięczamy opiece Matki Bożej.

Janusz: W czasie, kiedy u żony nie ustępowały bóle kręgosłupa, nadarzyła się możliwość wyjazdu na tydzień do Medziugorie. Udało się nam pomyślnie przełożyć kilka spraw zawodowych i wybrać na tę niesamowitą pielgrzymkę. Podróż autokarem była dość wyczerpująca dla żony. W wielogodzinnej pozycji siedzącej nasilały się bowiem bóle i drętwienia kręgosłupa. Ale oczekiwanie na spotkanie z Maryją, wspólna modlitwa, śpiew i radość w autokarze pomogły przetrwać te niedogodności.

Katarzyna: W Medziugorie pierwsze kroki skierowaliśmy na plac nabożeństw i do miejsca, w którym stoi, wykonana z brązu, figura Zmartwychwstałego Zbawiciela. Modląc się przy niej, usłyszałam w sercu słowa z Ewangelii: „Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa” (Mk 5,28). Bardzo pragnęłam doświadczyć tego Bożego dotyku i ulgi w cierpieniu. Zachowałam te słowa w sercu z ufnością, że pobyt w Medziugorie będzie szczególnym czasem łaski i umocnienia wiary.

Nazajutrz udaliśmy się do Tihaljiny, gdzie podczas Mszy Świętej odnowiliśmy swoje przyrzeczenia małżeńskie i podjęliśmy decyzję o duchowej adopcji dziecka poczętego. Innym razem uczestniczyliśmy w spotkaniu z małżonkami Patrickiem i Nancy. Wysłuchaliśmy ich świadectwa, które po raz kolejny uświadomiło nam, jak istotna jest modlitwa za bliskie nam osoby, zwłaszcza modlitwa rodziców za dzieci. Do tej pory pamiętamy słowa tych małżonków: „Jeżeli małżeństwo ma się od nowa w sobie zakochiwać, musi się razem modlić”; „Bóg zsyła błogosławieństwo na modlące się razem małżeństwa”. Przypomniano nam też pięć ważnych drogowskazów w drodze do nieba i jedności w rodzinach: spowiedź, czytanie Pisma Świętego, post, różaniec i kierowanie się przesłaniem orędzi Maryi z Medziugorie. Każdy kolejny dzień w Medziugorie niósł ze sobą wiele duchowych przeżyć – zarówno podczas modlitwy na Górze Objawień Podbrdo, w czasie nabożeństwa drogi krzyżowej na Križevac, w czasie Mszy Świętej, modlitwy różańcowej i spowiedzi.

Słowa, które usłyszałam pierwszego dnia przy figurze Zmartwychwstałego Zbawiciela, ciągle do mnie wracały. Nieustannie o nich rozmyślałam. Program pielgrzymki i codzienny rytm modlitw był dość intensywny, a ja bardzo chciałam powrócić na plac z figurą Zbawiciela. Ostatniego wieczoru, tuż przed wyjazdem z Medziugorie, mimo nadchodzącego deszczu, udałam się na ten plac, by móc ponownie się pomodlić i zamoczyć lniane chusteczki w oleju, który wypływa z tej figury – krzyża. Kolejka przede mną była długa, ale się nie poddawałam – trwałam na modlitwie i czekałam na chwilę, kiedy będę mogła podejść bliżej. Pomodliłam się i z wiarą potarłam małe skrawki materiału o figurę Jezusa. W nocy wzięłam jedną z chusteczek namoczonych w oleju i przyłożyłam do miejsca na kręgosłupie, w którym najintensywniej odczuwałam ból, mając w myślach wciąż te słowa: „Żebym choć dotknęła Jego płaszcza...”. Następnego dnia nie musiałam się już martwić o drętwienia i bóle. Czułam, że tej nocy Jezus dotknął mnie tak jak ewangeliczną kobietę cierpiącą na krwotok, która usłyszała: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź wolna od swej dolegliwości” (Mk 5,34). Droga powrotna z Medziugorie upłynęła bez dolegliwości. Od tamtej pory nie odczuwam już drętwienia w okolicach części lędźwiowej kręgosłupa. Ból czasem się pojawia, ale raczej w wyniku fizycznego przepracowania, na przykład w ogródku

Wielką radością była dla nas możliwość służenia swoimi talentami – śpiewem i grą na gitarze – całej naszej pielgrzymce autokarowej. Naszym hymnem przewodnim stała się piosenka grupy NiemaGotu: „Przybądź, Święty Niepojęty, z Nieba na nas tchnięty Duchu, / Rozpal Świętą, Niepojętą, z Nieba na nas tchniętą miłość”. Maryja – Oblubienica Ducha Świętego – złączyła nas z pozostałymi uczestnikami pielgrzymki w jedną duchową rodzinę. Duch Święty ponownie rozgrzał nasze serca miłością i sprawił, że staliśmy się silniejsi mocą Bożą. Doświadczenia i przeżycia z Medziugorie były bardzo umacniające dla naszego małżeństwa. Wspominamy te chwile zawsze z wielkim wzruszeniem i z wdzięcznością.

W obecnym czasie również polecamy Matce Bożej siebie i bliskie nam osoby. Wierzymy, że Ona może rozwiązać takie węzły, które po ludzku są trudne do rozwikłania. Czekamy, kiedy znów wyruszymy na pielgrzymi szlak, żeby nie tylko prosić, lecz także dziękować za otrzymane łaski.

Podsumowanie

Rozmyślając o naszej wspólnej drodze, nadal chcemy realizować słowa św. Pawła z Listu do Rzymian, które zostały odczytane podczas naszej liturgii ślubnej: „Miłość niech będzie bez obłudy (...) podążajcie za dobrem. (...) W ucisku bądźcie cierpliwi, w modlitwie – wytrwali.(...) Przestrzegajcie gościnności. (...) Bądźcie między sobą jednomyślni. Nie gońcie za wielkością, lecz niech was pociąga to, co pokorne. (...) Starajcie się dobrze czynić wszystkim ludziom. Jeżeli to jest możliwe, o ile to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi” (Rz 12,9.12-13.16-18).

Mamy Jezusa i mamy siebie, więc mamy wszystko!

1 Św. Augustyn, Istnieje tylko miłość. Homilie na 1 List św. Jana, nr 7, 8, cyt. za: https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TB/istnieje_milosc.html [dostęp: 31.07.2020].

2 Ks. Jan Twardowski, Kiedy mówisz, cyt. za: https://literatura.wywrota.pl/wiersz-klasyka/24548-ksiadz-jan-twardowski-kiedy-mowisz.html [dostęp: 31.07.2020].

Katarzyna i Szczepan

2. Miłość daje Bóg

Katarzyna: Zanim Szczepan mi się oświadczył, napisałam list do swojego przyszłego Męża: „Nie mogę mieć pewności, że Ten, o którym myślę, będzie moim Mężem. Czasem miałam pragnienie, by poświęcić swoje życie całkiem na służbę Panu Bogu (w zakonie). Teraz jednak myślę, że moim powołaniem jest rodzina. To niesamowite i niepojęte dla mnie – ale myślę, że możliwe – to w Tobie mam widzieć Jego twarz, i to nawet nie heroizm, ale łaska Pana, że ta bliskość z Tobą, z drugim człowiekiem, daje radość, mimo wszystko. Mimo trudów i cierpień, które na pewno nas nie ominą, jeśli chcemy prawdziwie kochać. Mimo naszych różnych słabości, które będziemy razem wzajemnie znosić i przezwyciężać z cierpliwością i wyrozumiałością, ale i z wymaganiem od siebie. Jeśli Pan Bóg daje człowiekowi drugą osobę, aby razem szli przez życie, to w istocie chodzi tu o uświęcenie. Także przez cierpienie i ofiarę, bez czego nie ma mowy o Miłości (...)”.

Nie byłoby naszego małżeństwa, gdyby nie pewien kapłan. Uratował on moje życie w Bogu i kroczenie Jego ścieżką. Potem pomógł mi w rozpoznaniu powołania do małżeństwa. Pan Bóg dotknął mnie i przemienił tak cudownie i miłosiernie, że chciałam Mu oddać całe swoje życie i służyć na takiej drodze, jaką On dla mnie wybrał. Dzięki księdzu Witoldowi Głuszkowi byłam zdolna, by jako młoda dziewczyna, nawrócona do żywej relacji z Bogiem, nie iść za pożądliwością uczuć, ale zdecydować się na małżeństwo w wolności, nie zaś w grzechu nieczystości. Małżeństwo pozwala nam lepiej poznać samego siebie i dowiedzieć się, co jeszcze mamy w sobie przepracować.

Szczepan: Kiedyś ojciec mi powiedział, że wszystko, co wartościowe, kosztuje. Nic nie kosztuje tyle co miłość. Robiłem różne dobre rzeczy, bo nie kosztowały wiele. Dopiero Kasia pokazała mi granice mojej miłości. To upokarzające doświadczenie dało mi szansę na rozwijanie swojego człowieczeństwa. Jako dzieciak marzyłem, żeby robić coś wielkiego: zostać świętym lub uratować śliczną dziewczynę. Niestety, zło szybko weszło w moje życie – doświadczyłem grzechu i odrzucenia przez rówieśników. Już jako nastolatek byłem przekonany, że nie mam przyszłości. Na dnie swojego życia poznałem Jezusa Chrystusa. Pan Jezus pokazał mi przez Słowo Boże, że dotychczas żyłem w ciemności, lecz nad Jego ludem jest wielkie światło. Potraktowałem to jako obietnicę. Przez lata izolacji od ludzi i własnego serca stałem się człowiekiem, którym nigdy nie chciałem być. Kiedy studiowałem w Toruniu, Bóg pokazał mi, że w tym mieście chce mi objawić swoją chwałę. Przypominały mi się słowa św. Ireneusza z Lyonu, że „chwałą Boga jest żyjący człowiek”1. Pan Bóg odnawiał moją naturę. Wcześniej miałem problemy z nauką. Po nawróceniu pochłaniałem wiedzę bez wysiłku. To jest Boże błogosławieństwo w praktyce. Wkrótce miało ono głębiej dotknąć mojego serca. Myślałem, że będę żył jak święci, brodaci mnisi z dawnych wieków. Któregoś dnia na modlitwie wyraźnie poczułem, że nie będę księdzem. Niedługo poznałem Kasię.

Katarzyna: Szczepana poznałam na studiach w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Choć był ode mnie starszy o trzy lata, to przebywanie na jednej uczelni pozwoliło nam się spotkać. Zależało mi, by jakiekolwiek bliższe relacje traktować przyszłościowo, jedynie w kontekście małżeństwa. Dlatego byłam bardzo ostrożna i powściągliwa. Kiedy Szczepan zwrócił moją uwagę, kryłam to w cichości serca. I ku mojej radości sam mnie zagadnął. Cieszyłam się z tego, że się poznaliśmy, jednak po jakimś czasie znajomości nie odpowiedziałam otwarcie na jego szczere wyznanie miłosne. Wydawało mi się, że to może nie ten jedyny. Po wielu miesiącach dystansu i niepewności moje serce skłoniło się jednak w stronę Szczepana.

Szczepan: Miałem zerowe doświadczenie w związkach. Jeśli podobałem się jakiejś dziewczynie, to jej unikałem, a tych, które mi się podobały, nigdy nie zaczepiałem. O żonę modliłem się tak: „Boże, nie chcę błądzić, chcę od razu znaleźć tę. Tylko z moim podejściem to może być problem”. Miałem w głowie scenę jak z filmu: chłopak wpada na dziewczynę w szkole, rozsypują się jej notatki, gość uprzejmie pomaga pozbierać, spojrzenia, uśmiechy itp. Sugerowałem więc Panu Bogu, że dobrze by było, gdyby to mniej więcej tak wyglądało. I tak było! Kasia szła schodami, zagapiła się, rozsypały się jej notatki, a ja – zamiast celebrować ten moment – pozbierałem je prawie w locie, oddałem i przed siebie. Z rozpędu ominąłem tę częśćz uśmiechami i spojrzeniami, ale nigdy nie widziałem w żadnej dziewczynie czegoś takiego, co zobaczyłem w Niej. Wtedy nie umiałem tego nazwać, ale myślę, że ujrzałem w Niej piękno dziecka Bożego. Zdążyłem trzy razy dostać kosza, zanim zgodziła się ze mną spotykać. Byłem jeszcze dosyć niepoukładany. W życiu na niczym pozornie mi nie zależało, ale ten jeden raz nie mogłem odpuścić, choćbym chciał. To było prawie jak przymus. Ktoś powie, że chwilowo byłem po prostu nieszczęśliwie zakochany i tylko dorabiałem sobie ideologię. A ja miałem pewność, że to ONA, i cierpiałem, bo Ona tego nie wiedziała.

Kiedy zaczęliśmy się spotykać, jeździłem do Kasi, do akademika, autobusem. Wsiadałem pełen radości. Wysiadałem natomiast pełen głębokiego smutku albo ledwie hamowanej wściekłości. Bez powodu. Nie rozumiałem tego. Po latach widzę w tym atak złego ducha na miłość, którą Pan Bóg dla nas zaplanował. Tę walkę toczyłem w ukryciu przed Kasią, choć niestety, nie zawsze potrafiłem ukryć to, co się we mnie działo. Długi okres niepowodzenia w staraniach o Jej miłość i te trudności spowodowały, że stan zakochania przeżyłem dość świadomie.

W którymś momencie oboje przyznaliśmy, że nasze „tak” to bardziej rozeznanie woli Bożej niż finalny efekt zakochania. Uczyłem się bycia razem. Najtrudniejsze dla mnie okazało się wychodzenie z indywidualizmu. Jeden z najbardziej poruszających dla mnie momentów z czasu narzeczeństwa: przyznałem się Kasi do kłamstwa, a ona mi wybaczyła bez mrugnięcia okiem. Bezcenne doświadczenie. Z takich chwil buduje się fundament relacji.

Katarzyna: Po jakimś czasie zaprosiłam Szczepana na rekolekcje młodzieżowe w górach. Organizował je mój Ojciec duchowy. Chciałam, by poznał Szczepana, zanim zdecyduję się z Nim związać na całe życie. Razem też pojechaliśmy na pielgrzymkę autokarową do Medziugorie. Staraliśmy się o czystość w relacjach. Po około półtora roku Szczepan mi się oświadczył.

Szczepan: Oboje chcieliśmy wytrwać w czystości do dnia ślubu. Znaliśmy jej wartość. Wiele lat wcześniej zostałem uwolniony z grzechów w tej sferze. Niestety, z powodu przepracowania znów doświadczałem trudności w okresie narzeczeństwa. Poprosiłem Boga, aby w dniu ślubu, z racji czystości mojej żony, dał mi łaskę wolności od tych pokus. I tak się stało.

Katarzyna: Datę ślubu ustaliliśmy na 12 maja, dzień przed wspomnieniem Matki Bożej Fatimskiej. Zawierzyliśmy Maryi swoje małżeństwo, a później także każde poczęte dziecko. Okazało się, że zanim weszliśmy na wspólną drogę jako małżonkowie, a nawet zanim się poznaliśmy, oboje należeliśmy już do Rycerstwa Niepokalanej.

Szczepan: Mimo że rozmawialiśmy ze sobą i staraliśmy się dobrze poznać przed ślubem, dopiero po nim zrozumiałem, że kobiety różnią się od mężczyzn we wszystkim (no, prawie). Po kilku miesiącach, może roku, zaczęły się pierwsze kłótnie. Życie we dwoje w wielkiej bliskości powoduje, że wszystko wychodzi z człowieka. Nie wiedziałem nawet, ile we mnie egoizmu i pychy, dopóki nie doświadczyłem życia w rodzinie. Kiedyś, po kolejnej kłótni, byłem mocno przybity tym, jak niezdolny okazałem się do miłości, która dużo kosztuje. Tu dopiero widać, że to w sakramencie jest siła, a nie w nas. Piszę to po pięciu latach od tamtego czasu, jako szczęśliwy mąż i ojciec.Jestem niedoskonałym człowiekiem, ale mam Boga, który może wszystko. Nasze spory kończymy wspólnie na kolanach. I Bóg przychodzi. I pokój przychodzi. I miłość trwa. Mam przekonanie, że zadaniem mężczyzny jest duchowa ochrona rodziny. Postawienie zapory przeciwko złemu. Przede wszystkim przez niedopuszczenie go do siebie, aby żona i dzieci miały we mnie oparcie. Dla mnie taką zaporą jest różaniec, post o chlebie i wodzie, sakramenty święte. Bez modlitwy niczego nie osiągnę.

Katarzyna: Mamy świadomość, że tylko z Panem Bogiem możemy żyć wspólnie w prawdziwej miłości i budować prawdziwy dom. Wiele dają nam wspólna modlitwa, a nade wszystko częsta Eucharystia i regularna spowiedź. Chcąc żyć po Bożemu, doświadczamy także tego, że czasem zło nie chce odpuścić. Życie w łasce Bożej wymaga wyrzeczeń i zaparcia się siebie, zdecydowania w odrzucaniu pokus. Dużą pomocą jest tu piątkowy post o chlebie i wodzie. Gdy jest bardzo trudno, zwracamy się do swojego Ojca duchowego, prosząc o modlitwę, kapłańskie błogosławieństwo czy o wskazówki duchowe. Ksiądz Witold jest dla nas ostoją w trudnych sprawach, zarówno wspólnych, jak i osobistych. Ciężkie doświadczenia uczą nas, by klęknąć w pokorze i prosić: „Panie, brakuje nam wina, wlej w nasze serca Swoją miłość, byśmy mogli się bardziej kochać wzajemnie”. Wierzymy, że poprzez sakrament małżeństwa Pan Jezus jest z nami zawsze obecny ze swoją łaską umacniającą nasz związek.

Szczepan: Kiedy modlę się wspólnie z Kasią, widzę, że w naszym domu jest więcej zgody i miłości. Poruszają mnie słowa św. Jana: „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4,20). Wierzę głęboko, że w prawdziwej miłości nie ma granic i że do takiej miłości może nas doprowadzić Jezus Chrystus, jeśli będziemy wierni i pokorni.

Katarzyna: Chcemy uczyć dzieci autentycznego i radosnego przeżywania wiary, dlatego nasza modlitwa często ma charakter wspólnego śpiewu czy spontanicznych podziękowań za różne drobne rzeczy. Chcemy pokazać dzieciom, że Pan Bóg naprawdę przychodzi do naszego życia, gdy Go o to prosimy, i że jest naszym kochającym Ojcem. Ważne są dla nas wspólnota stołu, wieczorny różaniec rodzinny (przed pójściem spać), w który włączają się maluchy. Nie mamy telewizora w domu. Staramy się stworzyć miejsce dla wzrostu wiary, między innymi poprzez dobre słuchowiska, opowieści biblijne czy audycje w Radiu Maryja.

Od niedawna należymy do Domowego Kościoła. Zwykła-niezwykła obecność, wzajemna służba, pomoc, uśmiech i zapewnienie: „Jestem z Tobą” to dla mnie wyraz prawdziwej miłości, pewności, że Bóg jest między nami. Jestem wdzięczna Panu Bogu za siedem lat małżeństwa, za troje dzieci, za całą swoją rodzinę, która daje oparcie i w której On chce być zawsze obecny.Małżeństwo uczy pokory, tu można zobaczyć, że wszelkie dobro ma swoje źródło nie w nas, ale w Bogu.

1 Św. Ireneusz z Lyonu, Przeciw herezjom, IV, 20, 7, cyt. za: https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/chwala_boga2.html [dostęp: 31.07.2020].

Mirjam i Primož

3. Każda radość ma swój czas pod niebem (por. Koh 3,1)

Poznaliśmy się na pierwszym spotkaniu duszpasterskiej wspólnoty studentów. To był piknik pieczonych kasztanów (takie pikniki są bardzo popularne w Słowenii). Primoža przyprowadziła do grupy i zachęciła do spotkań jego dziewczyna, a ja byłam w tej parafii, właśnie w tej wspólnocie już wcześniej. Na początku trochę porozmawialiśmy. Primož był dla mnie ciekawą osobą, ponieważ lubił rozmawiać na nietypowe tematy. Sprawiał wrażenie człowieka, który dużo rozważa, myśli, zadaje sobie życiowe pytania. Nie interesowałam się nim specjalnie, gdyż miał dziewczynę. Nie martwiłam się też, jakie wrażenie mogłabym na nim wywrzeć, więc się przy nim nie stresowałam i byłam sobą.

Nieraz powiedziałam mu o sobie coś takiego, co – o czym byłam przekonana – moi rówieśnicy uznaliby za dziwne, ale przy nim nie martwiłam się, co mógłbyo mnie pomyśleć. Na przykład powiedziałam mu, że chciałabym pójść do ślubu w białej sukni, ale mówiąc to, nie myślałam jedynie o kolorze materiału. On zrozumiał, co miałam na myśli, i później mi wyznał, że właśnie to go we mnie pociągało. Po wielu nieudanych relacjach z dziewczynami szukał i pragnął czegoś innego.

W pewnym momencie Primož przyszedł do mnie i powiedział, że rozstał się z dziewczyną. Zauważyłam, że we mnie od razu coś się zmieniło: uświadomiłam sobie, jak bardzo Primož mi się podoba, że wcale nie jest mi obojętny i że chciałabym z nim spędzać jak najwięcej czasu. Równocześnie zaczęłam się martwić, co o mnie myśli i czy mu się podobam. Zastanawiałam się, co mam mówić i co mogę zrobić, żebym mu się jeszcze bardziej podobała. Zachowywałam się tak jak zakochane dziewczyny.

Byłam ogromnie wdzięczna Bogu, że już na początku związku odważyłam się postawić Primožowi warunek: jeśli nasza relacja ma istnieć, musimy zachować czystość przedmałżeńską. Wcale nie przyszło nam to łatwo. To był ból, który wracał do nas jak pory roku: często był to główny temat naszych rozmów, jeszcze częściej zagrażało to naszej relacji, ale gdy się uspokoiło, zawsze byliśmy bliżej siebie. W tym odkrywaliśmy, każde z osobna, przepaść, która pomiędzy nami była – w naszej inności, w odmiennym postrzeganiu świata. Mnie to bardzo ciążyło, ponieważ sama dźwigałam ciężar decyzji. Z tego powodu rzadko mówiłam Primožowi o swoich pragnieniach dotyczących seksualności i nie okazywałam wrażliwości na tę sferę. Bałam się całkowicie oddać Primožowi, ponieważ miał zupełnie inne pragnienia, wyobrażenia i doświadczenia związane z seksualnością. Zaufałam, że będzie szanował moje pragnienia i że mnie nie wykorzysta, ale nigdy nie przestałam być czujna – jedno oko zawsze miałam otwarte. Nosiłam w sobie ból, ponieważ nie miałam tyle odwagi, by głośno wypowiedzieć, jak wiele Primož dla mnie znaczy i jak fizycznie mnie pociąga. Ale jednocześnie oddalało mnie od niego to, że moje pragnienie czystości przedmałżeńskiej uznawał za staromodne, całkowicie nietrafione i zupełnie niepasujące do dorosłej, samodzielnej kobiety.

Również Primož przeżywał swój ból – ból męskości. Czuł się niezrozumiany i nieprzyjęty w swej męskości, nieszanowany i poniżony, ponieważ sposób życia, który przeżywaliśmy jako para, nie był jego decyzją. Trwanie w czystości przedmałżeńskiej było niezmiernie wymagające. Stanowiło próbę zaufania i wierności. Jednocześnie to doświadczenie dawało nam sporo okazji do rozmów, wspólnego zastanawiania się i poznawania drugiego w wielu obszarach życiowych.

Nieraz patrzymy wstecz i pytamy, jak nam się udało przejść tę drogę, która była tak słodka i zarazem pełna cierpienia. Teraz wiemy, że Pan Bóg nam błogosławił: pewnością w nas samych, że jesteśmy stworzeni, by być razem, i że tylko razem uda się nam cokolwiek przezwyciężyć.

Przed ślubem spotkaliśmy się ze Słowem z Księgi Koheleta: „Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem:Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono, czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania, czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów,czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich,czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania, czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia,czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju” (3,1-8). Bardzo polubiliśmy ten fragment i często wspólnie go rozważaliśmy. Najbardziej był nam pomocny w chwilach, kiedy nie rozumieliśmy sytuacji, które zdarzały się między nami. To Słowo nadal dotyka naszego małżeństwa i pomaga nam przeżywać trudne chwile. Uświadamia nam, że jeśli szczerze się staramy, to zawsze wyrośnie z tego coś pięknego, bo „jest czas... ijest czas...”.

Po zawarciu małżeństwa doświadczyliśmy swej inności boleśniej niż kiedykolwiek. Najpierw pojawiła się kwestia troski o dobra materialne. Tuż przed ślubem Primožowi skończyła się umowa o pracę, więc został bez pracy, a ja kończyłam ostatni rok studiów i jeszcze nie pracowałam. Chociaż mieliśmy trochę oszczędności, to jednak obawialiśmy się o to, z czego będziemy żyć, nie mając stałych dochodów. Ta sytuacja była trudna szczególnie dla Primoža, przez co się stresował i stawał coraz bardziej napięty. Ja natomiast przeżywałam te trudności zupełnie inaczej: jako świeżo upieczona mężatka czułam, że rozkwitam. Doświadczałam szczęścia, pokoju, beztroski. Czułam się jak w niebie, byłam pełna radości. Mówiłam Primožowi, że musimy wykorzystać ten czas, kiedy obydwoje jesteśmy w domu, wolni od licznych obowiązków. Przekonywałam, że jest to czas dany nam po to, abyśmy mogli być razem i cieszyć się sobą. Ale tu znowu zderzaliśmy się ze swoją innością, odmiennością poglądów i uznawaliśmy, że się do końca nie rozumiemy.

Primož nie chciał miesiąca miodowego, a ja bardzo tego pragnęłam. Wybraliśmy więc coś pośrodku i wykorzystaliśmy bon, który dostaliśmy w prezencie ślubnym: dwa noclegi we Florencji. W sobotę wieczorem, zanim pojechaliśmy na dworzec autobusowy, napisałam podanie o