Zasady Gry. Tom 2 - Barbara Mądrowska - ebook

Zasady Gry. Tom 2 ebook

Barbara Mądrowska

4,0

Opis

„Zasady gry” to powieść pełna skrajnych emocji i nagłych zwrotów akcji. Główni bohaterowie dają się ponieść miłosnym uniesieniom w śrdoku przestępczego świata wierząc, że przetrwają wszystko. Czy Blanka z Karoliną, najlepsze przyjaciółki od zawsze, odnajdą idealną miłość u boku idealnych mężczyzn? A może coś zburzy ten piękny, choć trudny do zrealizowania plan…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 577

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aga1420

Całkiem niezła

Główne bohaterki piły wódę butelkami, więc jak to ma się do przedstawionej ich atrakcyjności to nie wiem 🤦‍♀️
00
LidiaGG

Nie oderwiesz się od lektury

polecam serdecznie
00

Popularność




Barbara Mądrowska

Zasady Gry Tom II

© Barbara Mądrowska, 2021

„Zasady gry” to powieść pełna skrajnych emocji i nagłych zwrotów akcji. Główni bohaterowie dają się ponieść miłosnym uniesieniom w śrdoku przestępczego świata wierząc, że przetrwają wszystko. Czy Blanka z Karoliną, najlepsze przyjaciółki od zawsze, odnajdą idealną miłość u boku idealnych mężczyzn? A może coś zburzy ten piękny, choć trudny do zrealizowania plan…

ISBN 978-83-8245-279-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Rozdział 1

Sierpień w tym roku był upalny i słoneczny, choć zdarzały się też dni mocno chłodne, takie jak dziś. W powietrzu czuć było coraz częściej wilgoć nadchodzącej jesieni. Drzewa wciąż zielone i tętniące życiem falowały delikatnie w chłodnym wietrze, a z pobliskiego lasu dało się słyszeć śpiew ptaków. Blanka siedziała w ogrodzie na ulubionym wiklinowym fotelu, ubrana w leginsy i długi, grubo pleciony, beżowy sweter z golfem. Tym razem była sama, pochłonięta pracą nie zwracała uwagi na to, co dzieje się wokół niej, choć co jakiś czas rozpraszały ją szczekania psów biegających po ogrodzie.

— Może kawy? — niski, męski, trochę mruczący głos rozległ się tuż za jej plecami, ale zamyślona, nawet go nie zauważyła i podskoczyła ze strachu, kiedy dłoń dotknęła jej ramienia.

— Może kawy? — mężczyzna powtórzył z uśmiechem, podchodząc do niej od boku i spoglądając w twarz.

— Boże, przepraszam zamyśliłam się, tak poproszę.

— Duża, mocna i z mlekiem? — zaśmiał się.

— Skąd wiesz? — spytała, zasłaniając dłonią rażące ją słońce.

— Zawsze pani taką pije — chłopak uśmiechnął się, pokazując równe, białe zęby.

— Serio? To tym razem też poproszę — wróciła do czytania konspektów.

Po tych kilku miesiącach u boku Adama przywykła już do stałej obecności ochroniarzy.

Po kilku minutach wysoki, dobrze zbudowany chłopak przyniósł Blance duży kubek z gorącą, pachnącą kawą i talerzyk z ciastkami.

Spojrzała na niego chłodno.

— Nie jem słodyczy.

— Kobiety… — westchnął z uśmiechem i pokręcił głową.

Podjeżdżający pod bramę samochód przerwał ich rozmowę.

— Może by mi ktoś otworzył, bo chyba mi bateria w pilocie wysiadła! — Karolina zawołała, wychylając się przez otwarte drzwi.

Blanka parsknęła śmiechem, a chłopak bez słowa i z uśmiechem na twarzy wyciągnął z kieszeni pilot i kierując go w stronę bramy wcisnął guzik.

— Ty serio nie chcesz się pozbyć tego złomu? — Blanka zawołała do wysiadającej pod garażem przyjaciółki.

— Po co? Jeździ? Jeździ!

— Ale nie pasuje teraz do ciebie — odwróciła twarz do wciąż stojącego przy niej chłopaka — no co tak stoisz? Kawka dla pani — uśmiechnęła się szeroko.

Ochroniarz popatrzył na dziewczynę i poszedł w kierunku domu.

— A co on cię tak słucha? — Karola obejrzała się za odchodzącym chłopakiem.

— Perspektywa śmierci za niesłuchanie to wystarczający powód?

— Uważaj, bo znów będzie dym.

— Proszę cię, on ma dwadzieścia lat — zaśmiała się.

— Wielka wada faktycznie.

Blanka przysunęła się blisko do Karoliny i zbliżyła głowę do jej twarzy, rozejrzała się, jakby z obawy, że ktoś może usłyszeć co mówi, a Karola z przejęciem otworzyła szeroko oczy.

— Dobra, powiem ci coś, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz — szepnęła.

— Wiedziałam! Co jest?

— Obiecaj mi! — poważnie patrzyła dziewczynie w oczy.

— Blant, obiecuję!

— Nawet Donowi!

— Kurwa, Blanka nie przeginaj, mów!

— Kocham Adama co dzień mocniej — zaśmiała się cicho.

— Kurwa! Jaja sobie robisz? — krzyknęła i uderzyła Blankę w głowę leżącymi na stoliku dokumentami.

— Ej, co mi papiery psujesz?

— Rozmawiałaś z matką? — pytanie Karoliny zmyło z twarzy Blanki uśmiech — Stara, musisz z nią w końcu porozmawiać.

— Karo, ona nie chce ze mną gadać, ona chce, żebym odeszła od Komandosa.

— Po co mówiłaś kim on jest?

— A co miałam jej powiedzieć, że jest kwiaciarzem? Z trzema luksusowymi samochodami, Kawasaki w garażu, gigantyczną chatą i pistoletami zawsze przy sobie?

— No fakt, pewnie sama by się domyśliła, że te giwery to nie na mszyce — zaśmiała się.

— Poczekam trochę, aż jej wkurw minie i spróbuję z nią pogadać. Wiesz, nawet jej się nie dziwię — westchnęła i podciągnęła nogi na fotel — Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby moja córka tak do mnie zadzwoniła i powiedziała, że chce wyjść za gangstera, przemytnika i płatnego zabójcę. Ale z drugiej strony, ona nie chce nawet słuchać tego, co ja mam jej do powiedzenia. Ona by chciała, żebym miała spokojne życie u boku jakiegoś nudnego prawnika, bez stresu, bez zagrożenia i kurwa bez emocji. A tak się nie da, nie wymienię tego życia na spokojne. A matka w końcu przywyknie.

— Wnuk by to przyspieszył… — Karolina spojrzała niepewnie na Blankę.

Dziewczyna przewróciła oczami i oparła się w fotelu.

— A ty co? Gadałaś z Adamem? Nie chcę teraz dziecka, wiem, że Komandos na to czeka jak na zbawienie, ale ja chcę jeszcze trochę popracować. Chociaż tyle, żebym nie musiała wszystkiego sama pilnować. Jak już szkoła mi ruszy na tyle, że będę mogła nadzorować wszystko z domu, to pewnie o tym pomyślimy. No ale on chce już, teraz, natychmiast, najlepiej, żebym jutro zaszła, a pojutrze urodziła — zdenerwowana mówiła, patrząc przed siebie — A u was jak?

— A daj spokój — machnęła zrezygnowana dłonią — Wydawałoby się, że to nic trudnego. Gacie w dół, bzyknąć i po sprawie. A tu kicha…

— Oj dopiero jeden cykl przepadł, nie przejmuj się — popatrzyła w smutne oczy Karoliny i chwyciła jej dłoń.

— Nie przejmuję się, ale Don mało nie wybuchnie. Wiesz, męskie ego cierpi, boi się, że to z nim jest coś nie tak. Na zasadzie, co ze mnie za facet, że dziecka lasce nie umiem zrobić — popukała się w czoło — a jak zaczynam z nim o tym rozmawiać, to od razu się kłócimy.

— A co jeśli on ma rację? — Blanka niepewnie spojrzała na Karolinę.

— Nie myślę o tym. Wiesz, może to jest tak, jak z naszym pierwszym seksem? Za bardzo się staramy.

— A może to po tych tabletkach nie wychodzi, może musicie odczekać trochę?

Ich rozmowę przerwał dźwięk przesuwającej się bramy.

— O, rycerz wrócił z wojny — Karolina zaśmiała się na widok wjeżdżającej, granatowej Audi.

— No nareszcie, zawsze się boję, że kiedyś nie wróci.

Adam podszedł do dziewczyn i pochylił się nad Blanką, całując jej słodkie, różowe usta. Dziewczyna objęła go mocno za szyję i przyciągnęła do siebie.

— Stęskniłem się za tobą marudo — szepnął jej do ucha — Też chcesz buziaczka? — spojrzał wesoło na Karolinę.

— Odwal się co? — zaśmiała się — musicie się tak mizdrzyć na widoku, jak ja nie mam Dona od prawie tygodnia? Adam, kiedy mi faceta oddasz?

— Myślę, że nie później, niż za trzy dni, ale będę ludzkim panem i dam mu po powrocie tydzień wolnego, to się wyprzytulacie.

— Jasne — uśmiechnęła się sztucznie i poszła do domu.

— Jak tam Skaza się sprawdza? — Adam usiadł obok Blanki.

— Co? — spytała zdziwiona.

— Chyba kto? Twój bodyguard — zaśmiał się.

— Aaa, Artur. Fajny, miły, dobrze wychowany, nieźle zbudowany, wesoły, przystojny, młody — wymieniała kolejne zalety, patrząc na coraz bardziej wkurzonego Adama.

— A coś złego? — zapytał, zaciskając szczęki.

— A po co?

— Żebym miał go za co zastrzelić.

— Kocham cię mój ty tyranie — usiadła mu na kolanach i mocno pocałowała — A czemu on jest Skaza?

— A nie wiem, od początku był.

Jak na zawołanie chłopak podszedł do Komandosa i z uśmiechem przyglądał się wtulonej w niego Blance.

— Skaza, czemu ty jesteś Skaza? — Komandos zapytał znienacka, a chłopak uśmiechnął się, jakby się wstydził.

— Jak miałem dziesięć lat, to wyjebałem się na rowerze i rozciąłem sobie ryj, wyglądałem jak Skaza z Króla lwa, dzieciaki mnie tak wtedy ochrzciły i tak już zostało.

— Dobra królu lwie, jedź do domu. Jutro melduj się o piątej.

— Jasne, do widzenia.

Adam patrzył Blance w oczy i od razu poznała, że coś się stało.

— No mów!

— Słońce, jutro wyjeżdżam — jego wzrok był poważny i pełen obaw.

— Na długo? — wbiła w niego swoje niebieskie oczy, ale tylko kiwnął głową.

— Na tydzień.

Dziewczyna schowała twarz w dłoniach.

— Kochanie, nie przejmuj się, to niepierwszy taki wyjazd, zawsze wracałem — uśmiechał się do niej, ale też się martwił. Nie lubił zostawiać jej na tak długo.

— Jasne. Znów do Rosji?

— Do Czech.

— Jezu, jeszcze tam cię nie było.

— Skaza z tobą zostanie, a potem będzie już Dorian.

— I co, nie boisz się zostawić mnie z takim młodym? — uśmiechnęła się zalotnie.

— Nie denerwuj mnie — pokręcił głową i patrzył w ziemię.

— A jak Don nie wróci teraz, to co? Artur będzie tu ze mną cały tydzień całodobowo siedział? Zwariowałeś?

Podniósł na nią wściekły wzrok.

— Blanka nie dobijaj mnie już. Nic się nie wydarzy i Dorian do piątku tu będzie, więc co najwyżej dwa dni z nim będziesz. On dobrze wie, co stało się z Darkiem i nie sądzę, żeby się odważył ryzykować, nie jest głupi.

— Przepraszam — przypomniały jej się ostatnie wydarzenia z Darkiem.

— Dobra, chodź do domu, bo zimno się robi. Co to za papiery? — spojrzał na stolik zawalony dokumentami.

— Wykładowcy przesłali mi konspekty zajęć do przejrzenia. Trochę tego jest.

— Mój pracuś — objął ją i przytulił, chowając jej twarz w swoich silnych ramionach — nie miałem jeszcze pracującej kobiety, ciekawe doświadczenie.

— Źle tak jest?

— Dumny jestem z ciebie — podniósł ją do góry i mocno pocałował.

Kiedy weszli do domu Karolina siedziała w salonie na fotelu ze szklanką whisky w ręce.

— Boże, ta już — Blanka odwróciła się do Adama — Karo, Dorian zaraz wróci, już bliżej, niż dalej.

— A ja ci mówię, że coś jest nie tak. Niepierwszy raz wyjechał, a jeszcze nigdy tak się nie bałam jak dziś.

Adam patrzył na Karolinę i było mu jej żal.

— Dziewczyno, ma najlepszych ludzi ze sobą, zna się dobrze na tej robocie. Poradzi sobie, zobaczysz. Chcecie coś zjeść?

Karolina zamknęła zapłakane oczy i pokręciła głową.

— To może coś niezdrowego? Pizza, frytki i wiadro Nutelli? — Adam nie odrywał od niej wzroku.

— Zwłaszcza to wiadro mnie ciekawi, skąd je weźmiesz? — powiedziała, pociągając nosem.

— Jak to na pocieszenie, to załatwię, tylko już nie rycz.

Karolina podniosła się z fotela i poszła do barku po kolejną porcję procentów.

— Nie pij już może co? Będziesz jutro cierpieć — wyjął jej szklankę z ręki.

— Nie jesteś moim ojcem, nie jesteś moim mężem! — płakała rozżalona.

Komandos obejrzał się na stojącą kilka kroków dalej Blankę i zaśmiał się.

— Słuchaj, jak mocno potrzebujesz, to mogę być, no może nie ojcem, ale mężem to czemu nie.

Karolina szeroko otworzyła oczy i stała jak zamurowana.

— Co?

— Jajco! Nie pij tyle, jutro do pracy musisz wstać. Siadajcie zaraz dam wam coś do jedzenia.

Podszedł do Blanki i pocałował ją w szyję.

— Zrób coś z nią — szepnął i ruszył w stronę kuchni.

Blanka wzięła ze stolika szklankę z whisky i usiadła obok Karoliny.

— A ty co? Masz powód do picia?

— No trochę mam, Adam jedzie jutro na tydzień do Czech.

— To też zajebiście — wychyliła pół szklanki alkoholu.

Blanka odwróciła się i patrzyła na chodzącego po kuchni narzeczonego. Chciała się na niego napatrzeć, żeby wystarczyło jej na cały tydzień.

Adam przygotował dziewczynom kolację i usiadł razem z nimi w salonie. Narzuciły tak szybkie tempo picia, że wiadomo było, że żadna nie wstanie przed południem. Po godzinie picia w milczeniu zadzwonił domofon. Adam wstał bez słowa i wyszedł z domu, po kilku minutach wrócił. Popatrzył na zapłakaną wciąż Karolę i postawił przed nią białe wiaderko.

— Co to ma być? Nie będę rzygać, nie po to piłam.

— Nutella, trzy litry wystarczą? — zaśmiał się.

— Co kurwa? — przysunęła się do stolika i otworzyła białą pokrywę.

Zapach czekolady rozniósł się w salonie.

— O żesz w dupę! — spojrzała wesoło na Adama i wcisnęła palec w zawartość wiaderka.

— I to prawdziwa — powiedziała, oblizując opuszkę.

— A jaka miała być?

— Skąd ją wziąłeś o tej porze, i to w wiadrze?

— Wiesz może lepiej nie pytaj — spojrzał na smutną Blankę — Co słońce?

— Ona dostała coś na pocieszenie, a ja? — zrobiła jeszcze bardziej smutną minę.

— Dla ciebie też coś mam, chodź na górę to ci pokażę.

— Jak chcesz to możemy się zamienić — Karolina zaśmiała się do przyjaciółki.

— Żryj tę czekoladę i niech ci w dupę pójdzie — odpowiedziała z uśmiechem.

Adam złapał narzeczoną za rękę i pociągnął w stronę schodów. Wchodząc na górę przyciągnął dziewczynę do siebie.

— O piątej wyjeżdżam — spojrzał na nią poważnie.

— To musimy się spieszyć — odwróciła się do niego i mocno pocałowała.

Adam chwycił ją w pasie i posadził na sobie, niósł ją na górę, ciągle całując jej namiętne usta. Zaczęli się rozbierać już na szczycie schodów, Komandos nie mógł wytrzymać, widząc półnagą ukochaną. Przycisnął ją do drewnianej ściany i szybko wsunął dłoń między jej nogi.

— Nawet rozgrzewać cię nie muszę — szepnął, czując jej ciepłe, mokre krocze.

— Przy tobie zawsze jestem przygotowana na wszystko.

Bez namysłu oplotła jego biodra nogami i czuła jak twardy penis powoli w nią wchodzi. Wyczekiwana przyjemność rozlała się po jej delikatnym ciele. Rytmiczne kołysanie zwiększało jej doznania i pragnęła go mocniej z każdą chwilą. Pieściła językiem jego pulsującą podnieceniem szyję, czuła ulubiony cytrynowo-pieprzowy zapach jego perfum i czuła wzrastającą podnietę kochanka. Komandos mocno ścisnął jej pośladki. Podniecenie Blanki rosło coraz mocniej, nie chciała przestawać, bała się stracić jakąkolwiek chwilę. Nie ukrywała swoich uczuć, a jej jęki były coraz głośniejsze.

— Ej, ja tu wszystko słyszę! — usłyszeli głos Karoliny.

Blanka z uśmiechem schowała twarz w ramię kochanka.

— Włącz sobie telewizor i jedz tę czekoladę! — Adam starał się mówić poważnie, ale wciąż się śmiał.

Odwrócił twarz do Blanki i wbił w nią swoje spragnione, gorące usta. Całował jej szyję i obojczyki, a ich ruchy były coraz silniejsze, dziewczyna wbijała w jego plecy długie paznokcie, doprowadzając Adama na skraj rozkoszy. Czuli nadchodzący szczyt ich szaleńczej gonitwy po spełnienie. Adam wciąż pieścił miękkie pośladki dziewczyny, kiedy fala orgazmu pochłonęła ich gorące ciała. Nie chcieli przestawać, Komandos rytmicznie i delikatnie przyciskała się do zmęczonej narzeczonej, uśmiechając się na widok jej podnieconej twarzy.

— Chodź do sypialni — szepnął, całując jej ucho.

Chwycił ją mocno i trzymając dalej na sobie zaniósł ją do pokoju.

— Gdzie pani sobie życzy?

— Najpierw pod prysznic.

Stali chwilę pod strumieniami ciepłej wody, całując się i pieszcząc nawzajem swoje spragnione bliskości ciała. Chcieli nacieszyć się sobą przed rozstaniem. Komandos ściskał w dłoniach piersi dziewczyny, rozpalając na nowo jej pożądanie. Językiem pieścił jej długą smukłą szyję, upajając się jej zapachem, pragnął jej całej, najchętniej nie wypuszczałby jej z rąk i ciągle było mu jej mało. Blanka całowała spiętą klatę Komandosa, schodząc miękkimi ustami coraz niżej, aż dotarła do stojącego na baczność członka, uśmiechnęła się patrząc Adamowi w oczy. Poruszyła brwiami i dotknęła językiem delikatnej główki. Adam westchnął głośno i odchylił głowę do tyłu. Położył dłonie na głowie dziewczyny i wplótł palce w jej blond włosy. Wsunęła członka najgłębiej jak mogła, a jego słuszny rozmiar wypełnił jej spragnione usta, poruszała się spokojnie, zaciskając delikatnie miękkie wargi. Ciało Adama szalało w seksualnym amoku, jego oddechy stały się szybkie i urywane, czuł wzrastające napięcie każdego mięśnia jego odurzonego podnieceniem ciała. Ruchy dziewczyny stawały się coraz szybsze i głębsze. Chciał ją podnieść, ale złapała jego dłonie i przytrzymała za plecami, chciała, żeby skończył w jej ustach, wiedziała, że to już nie potrwa długo i nie myliła się. Po kilkunastu sekundach poczuła obfity wytrysk. Ciepła sperma spływała jej powoli do gardła, a dziewczyna nie przestawała pieścić zmęczonego penisa, rytmicznie poruszała głową, zaciskając coraz mocniej wilgotne, miękkie wargi. W końcu Komandos chwycił ją mocno za włosy i odsunął od siebie.

— Wariatka! — uśmiechnął się, podnosząc ją z kolan.

— Przepraszam, więcej nie będę — spojrzała na niego pożądliwie i przesunęła językiem po umięśnionej piersi Adama.

— I do tego niewyżyta wariatka! — podniósł ją i posadził sobie na brzuchu — skończymy w łóżku.

Leżeli w białej pościeli, kiedy zadzwonił telefon Adama, poznał dzwonek i wiedział, że musi odebrać. Wyszedł rozmawiać do toalety, a po kilku minutach wrócił. Blanka leżała naga na brzuchu, a jej kształtna pupa i szczupłe plecy podniecały go za każdym razem tak samo. Położył się na niej, wsuwając męskość między jej pośladki.

— Kochanie, przepraszam, ale muszę jechać do Karola.

— O tej porze? — odwróciła do niego.

— Chyba coś się stało, ale nie chciał mówić przez telefon. Wrócę za jakieś półtorej godziny. Poczekaj na mnie to dokończymy, zanim wyjadę — pocałował jej kark i szybko się ubrał.

Blanka leżała w pustym łóżku, co chwilę spoglądając na zegarek, mijała już druga godzina od wyjazdu, a Adama nadal nie było. Dochodziła północ, kiedy poczuła jak powoli usypia. Przez sen czuła, że ktoś na nią patrzy i nerwowo otworzyła oczy. Na łóżku obok niej siedział ubrany Adam, odruchowo spojrzała na zegarek, była druga w nocy.

— Długie te twoje półtorej godziny — westchnęła.

Nie odezwał się.

— Adam? Co ci jest? — widziała jego zaciskające się szczęki — Adam! Co się stało?

Patrzył jej w oczy i nie wiedział, co powiedzieć.

— Coś im nie poszło… Dorian dostał…

Rozdział 2

Blanka długo patrzyła w kamienną twarz Adama.

— Wiesz, jeśli to żart, to wcale mnie nie śmieszy — powiedziała z żalem w głosie.

— Kochanie… czy ja wyglądam, jakbym się śmiał? — pierwszy raz słyszała jak jego głos się łamie. To nie był już ten sam pewny siebie i stanowczy facet.

Łzy napłynęły jej do oczu, a wargi zaczynały drżeć.

— Chcesz powiedzieć, że on… — urwała zdanie, bo nie potrafiła wypowiedzieć tych słów głośno — że on nie żyje? — słysząc własne słowa rozpłakała się w głos.

Adam przysunął się do niej i mocno ją objął.

— Cicho, nie płacz — próbował ją uspokoić, chociaż sam ledwo się trzymał.

Zasłaniała usta dłońmi, próbując zahamować swój spazmatyczny krzyk rozpaczy i trzęsła się w ramionach Adama coraz mocniej.

— Nie wiemy jeszcze nic pewnego. Karol dostał telefon od jednego chłopaka, który jest z Donem. Nie zdążył powiedzieć nic konkretnego poza tym, że Dorian oberwał. Potem sygnał się urwał, nie wiemy, czy stracili telefony, czy mają urządzenia zagłuszające sygnał. Lokalizatory też nie odpowiadają, nie wiemy nawet gdzie są. Jeśli żyją to muszą sobie sami poradzić.

— Adam, powiedz, że zostaniesz. Nie pojedziesz do tych cholernych Czech — płakała, patrząc mu w oczy.

Nie odzywał się, zdjął bluzę i buty, i położył się na łóżku obok niej. Mocno ją przytulił i całował jej włosy. Nie mogła się uspokoić, bo doskonale znała odpowiedź.

— Kochanie, nic mi nie będzie, nie bój się.

— Karolinie mówiłeś to samo. Boże co ja jej teraz powiem? — podniosła na niego oczy.

— Nie wiem, jeszcze nic nie wiemy, podejrzewamy tylko. Będzie się tylko niepotrzebnie martwić. Może to tylko tak groźnie wygląda i nic im nie jest, może jest tylko ranny.

— I co mam z nią siedzieć przy winku i plotkować?

— Rano pojedzie do pracy, a później może będzie już coś więcej wiadomo.

— Tak, o ile wstanie po tej ilości alko. Nie będę jej okłamywać, nie umiem jej okłamywać. Poza tym ja też bym nie chciała, żeby ukrywała przede mną coś takiego. Adam boję się — łzy jak groch spływały jej po bladych policzkach.

— Wiem słońce. Słuchaj, rozmawiałem z Konradem, zaraz zjadą się chłopaki, nie zostaniecie tu same. Karolina, jeśli będzie chciała jechać do salonu, to też broń Boże sama.

— No tak, to faktycznie nie zauważy niczego podejrzanego.

— To powiesz jej ogólnie, że coś jest nie tak. Niepierwszy raz macie kilku ludzi do ochrony. A teraz śpij już, ciężki dzień przed tobą — przycisnął ją do siebie i pocałował w skroń.

— Adam, proszę cię, nie zostawiaj mnie tu samej, umrę ze strachu — podniosła się i położyła na Adamie, kładąc głowę na jego mostku, a dłonie wsuwając mu pod łopatki.

Komandos szalał na myśl o ich rozstaniu. Objął dziewczynę i mocno przytulił.

— Szybko zleci, zobaczysz. Jutro może dowiemy się czegoś więcej o Donie. Zna się na tej robocie, da sobie radę zobaczysz.

— Do dupy takie życie — podniosła głowę i zbliżyła się do ust Adama — nie chcę cię stracić.

Szare oczy Komandosa zaszkliły się od łez, położył rękę na jej głowie i mocno przyciągnął do siebie. Całował ją długo i subtelnie, upajał się każdym jej dotykiem, chłonął przez skórę jej kuszący zapach i gładził jej skórę, próbując zapamiętać każdy kawałek jej ciała. Doskonale wiedział, że może jej już nigdy nie zobaczyć, ale nie chciał jej tego mówić. Nie zniósłby jej reakcji na taką wiadomość.

Blanka przytulona do ciała ukochanego po godzinie płakania usnęła. Obudziły ją przytłumione głosy dobiegające z parteru. Podniosła głowę z poduszki, a brak Adama jej nie zaskoczył. Wstała z łóżka i ubrała szlafrok. Cicho wyszła na korytarz i szła w kierunku schodów. Słyszała głos Adama wydającego rozkazy ochronie, brzmiał tak pewnie i groźnie, że zawahała się przed zejściem na dół. Cicho stąpała stopień po stopniu. Komandos stał tyłem do schodów, nie widząc pojawiającej się dziewczyny. Blanka spojrzała na kilkunastu wielkich facetów, którzy słuchali grzecznie wszystkich rozporządzeń. Przykładając palec do ust dała im znać, żeby na nią nie reagowali. Stanęła na schodku za plecami Komandosa i kiwała głową w rytm jego słów. Chłopaki na początku udawali, że nic nie widzą, uciekając wzrokiem po pokoju, ale po chwili trudno było im wytrzymać.

— Skaza, czy ja powiedziałem coś zabawnego? — Adam zabrzmiał tak, że Blanka sama się go przestraszyła.

— Nie — Artur patrzył mu w oczy i lekko skinął głową.

Adam obejrzał się za siebie, a przestraszona dziewczyna stała tuż za nim.

— Ty też na odprawę? — spojrzał na nią wściekłym wzrokiem.

— Jak pozwolisz — odpowiedziała przepraszająco.

Nie był zadowolony z jej obecności, ale nie umiał jej wyprosić. Wskazał głową na miejsce przy kominku i odprowadzana wzrokiem przez wszystkich obecnych, usiadła w dużym fotelu, z którego szybko wstał jeden z mężczyzn.

— Nie przeszkadzam wam przypadkiem? — Komandos zgromił podwładnych i wszyscy od razu odwrócili wzrok od Blanki.

Adam, próbując nie patrzeć na narzeczoną rozdzielał kolejne zadania. Po kilkunastu minutach chłopaki rozeszli się do swoich obowiązków, a Komandos został w salonie sam na sam z Blanką. Usiadł na kanapie naprzeciwko niej i patrzył jej głęboko w oczy, jakby chciał, żeby czytała jego myśli.

— Przepraszam, nie powinnam przychodzić.

Adam oparł głowę na rękach i patrzył na podłogę.

— Dziewczyno, wiesz, co zrobiłaś?

Zdziwiona pokręciła głową.

— Przecież oni wcale nie słuchali co ja mówię — uśmiechnął się.

— W sensie, że…

— Tak w tym sensie — przerwał jej.

— Sorry, chciałam z tobą pobyć, zanim wyjedziesz — popatrzyła ze łzami w oczach w jego czarne tęczówki i wstała z fotela.

Słyszał jej kroki na drewnianej podłodze i zamykane drzwi sypialni.

Teraz był wściekły sam na siebie, do jego wyjazdu została godzina, a on zamiast cieszyć się jej bliskością i przytulić to na nią nawarczał. Schował twarz w dłoniach i oparł się o poduszkę kanapy. Wszystko naraz zawaliło mu się na głowę. Po chwili wstał i poszedł do sypialni. Blanka leżała schowana pod kołdrą.

— Słońce, przepraszam. Nerwy mi już dziś nie wytrzymują. Boję się o ciebie — wsunął dłoń pod kołdrę i dotknął jej pleców — błagam odezwij się, bo zwariuję, nie będę cię słyszał przez tydzień — odkrył dziewczynę i przysunął się do jej ciała — kochanie, wiem zasłużyłem, ale ukarz mnie po powrocie, nie teraz — słyszał jak cicho płacze.

Leżał jeszcze chwilę przy niej, głaszcząc jej plecy i kark. W końcu przyszedł czas na wyjazd. Bez słowa pocałował jej głowę i wyszedł z sypialni. Był już u dołu schodów, kiedy złapała go za rękę. Przycisnęła go do swoich ust i długo całowała. Objął ją w pasie i przycisnął do ściany, stali tak wtuleni w siebie, jakby poza nimi świat nie istniał. Blanka nie hamowała płaczu, słone łzy płynęły po jej twarzy i zwilżały policzki Adama. Bał się wypuścić ją z rąk, obejmował mocno jej talię i przyciskał z całej siły do siebie.

— Przepraszam szefie — głos Skazy zabrzmiał krok od nich.

Komandos, nie odrywając ust od warg dziewczyny sięgnął za pasek i wymierzył pistolet prosto w chłopaka.

— Ok, poczekam na zewnątrz — powiedział spokojnie i wyszedł.

Adam wtulił twarz w szyję narzeczonej i przytulił, podnosząc ją do góry.

— Słońce nie martw się i bądź ostrożna. Jakby któryś z ochroniarzy budził jakiekolwiek twoje obawy, to dzwoń bezpośrednio do Konrada, wizytówka jest w mojej szufladzie z dokumentami, jeśli chłopaków będzie za mało, to powiedz Skazie, zorganizuje jeszcze kilku.

— Adam, oni się tu nie zmieszczą — zaśmiała się — Miało ich być kilku, a nie kilkunastu.

— Oj tam — uśmiechnął się — obstawią posesję, żebyście mogły spokojnie wyjść do ogrodu.

— A mogę chociaż z nimi rozmawiać i kawę wypić? — uśmiechnęła się słodko.

— Dziewczyno, nie kombinuj — patrzył na jej stęsknione oczy — rób co chcesz, tylko bez przesady, bo wolałbym ich nie zabijać po powrocie. I uściskaj ode mnie Karolinę. Muszę lecieć skarbek.

Blanka wtuliła się w jego pachnącą klatkę, a on pocałował ją w czoło i wyszedł.

Wiedziała, że nie powiedział jej wszystkiego o swoim wyjeździe i domyślała się dlaczego. Usiadła w kuchni przy stole i oparła głowę o blat.

— Może położy się pani jeszcze spać? Jest po piątej — troskliwy głos Artura ocknął dziewczynę.

— Kurwa Skaza! Nie mów do mnie pani, bo czuję się, jakbym już do pięćdziesiątki dobiła.

— Ok, przepraszam — spojrzał na nią ze współczuciem, widział w jej twarzy ból i strach.

Jej piękne niebieskie oczy były matowe i bez życia. Teraz Artur nie był w stanie jej niczego odmówić.

— To może kawy? Dużej, mocnej i z mlekiem — z zainteresowaniem przyglądał się Blance, próbując ją rozweselić.

Jej pusty wzrok utkwiony był w okno wychodzące na ogród, po którym co chwilę przechodził jakiś ochroniarz.

— Myślisz, że coś nam grozi? — zapytała nagle, odwracając twarz do chłopaka.

— Wiesz, Komandos…

— Wiem, co mówił Komandos — przerwała mu — ja pytam co ty myślisz?

Wzruszył ramionami, nie spuszczając wzroku z jej przerażonych oczu.

— Możliwe, tu interesy nie zawsze są czyste, nigdy nic nie wiadomo. Chłopaki zniknęli bez śladu, a zemsta zawsze idzie w górę.

— Co?

Skaza usiadł obok niej, ale nie bardzo wiedział, czy powinien jej wszystko tłumaczyć.

— Komandos jest bezpośrednio nad Donem, jeśli coś się komuś nie spodobało, że chciał zlikwidować Doriana, to nie będzie szukał kogoś, kto jest niżej od niego nie? Pójdzie wyżej, czyli najpierw tutaj.

— I co teraz będą polować na Adama?

— Może nie będą, może ta cała sytuacja to czysty przypadek.

Wiedziała, że chce ją tylko pocieszyć i uspokoić. Dwie rozhisteryzowane baby na pokładzie nie ułatwiłyby im pracy. Pokiwała głową i znów odwróciła twarz do okna.

Czas mijał, a Blanka siedziała nieruchomo przy stole, nie zauważyła nawet, że przed nią pojawiło się śniadanie i kawa.

— Jedz dziewczyno, bo jak schudniesz, to Komandos mnie rozstrzela.

— Nie jem tak wcześnie — burknęła.

— Wcześnie? Jest po ósmej — zaśmiał się, pokazując białe zęby.

Blanka podniosła na niego szkliste, błękitne oczy i przez kilka długich sekund nie odrywali od siebie wzroku.

— Wow, co dzień tak będziemy miały? — głos Karoliny dobiegł od schodów.

Blanka odwróciła wzrok od Artura i spojrzała na przyjaciółkę.

— Przeszkodziłam wam? — przenikliwie spojrzała na Blankę i opartego o oparcie jej krzesła chłopaka.

— Siadaj, jest świeża kawa — Blanka bez emocji odwrócił głowę.

Karolina podeszła do stołu nie spuszczając wzroku z Artura.

— Zostawię panie, jakby coś było potrzeba, to jestem przed domem. Smacznego! — nie czekając na odpowiedź wyszedł z domu.

Karo usiadła tyłem do okna i spokojnie przyglądała się Blance.

— Chyba go strasznie nie lubisz — odezwała się nagle, wskazując głową drzwi od kuchni.

— Bo?

— No, skoro życzysz mu takiego losu, przecież, jak Komandos się dowie, że sobie tak przy śniadanku słodko w oczka zaglądacie, to pewnie się bardzo ucieszy.

— Serio nie mam ochoty na takie żarty. Adam pojechał do tych jebanych Czech i raczej nie przewiduje pokojowych negocjacji, bo mamy dwudziestu ochroniarzy na podwórku — wskazała głową na okno.

Karolina obejrzała się za siebie.

— Chcesz mi coś powiedzieć? — popatrzyła na czerwone oczy Blanki.

— Nic poza tym, że nie jest wesoło, ale to chyba sama zauważyłaś.

— A co z młodym? — spytała podejrzliwie.

— Karolina, serio? Nie mam głowy do flirtowania. Boję się o chłopaków — spojrzała na Karolę ze łzami w oczach, z nadzieją, że nie zapyta czy wie coś o Dorianie — A ty jedziesz dziś do pracy?

— Jak się ogarnę, to pojadę, tylko nie wiem, jak będę prowadzić, bo jeszcze się czuję na gazie po tej whisky.

— Trzeba chłopaków uprzedzić, że będą z tobą jechali to cię zawiozą od razu.

— Czemu ze mną? — patrzyła w Blanki oczy i widziała, że nie mówi jej wszystkiego — co jest stara?

— Nie nic, Adam wariuje, że nie ma żadnego z nich z nami.

— No, ale Don niedługo wraca.

Blanka wahała się chwilę z odpowiedzią.

— No i jak wróci to chłopaki wyjadą, a przynajmniej ich część — starała się mówić jak najbardziej naturalnie.

— Jasne — uśmiechnęła się z niedowierzaniem — dobra zjem, idę pod prysznic i jadę zarabiać.

Blanka odetchnęła z ulgą, że Karoliny nie będzie kilka godzin w domu, liczyła, że przez ten czas dowie się czegoś pewnego. Wstała od stołu i wyszła przed dom. Na jej widok kilku facetów stanęło na baczność.

— Spocznij załoga — zaśmiała się — Artur mogę cię na chwilę?

Chłopak uśmiechnął się, jakby tylko na to czekał.

— Nawet na zawsze, nie tylko na chwilę szefowo — poważnie stanął przed Blanką.

— Karolina chce zaraz jechać do pracy to…

— Ok, dam znać chłopakom, żeby się przygotowali — dokończył za nią.

— Skąd wiedziałeś, co chciałam?

— A co mogła pani ode mnie chcieć? Jestem tu od ochrony.

— Tylko ktoś ją musi zawieźć, bo nie bardzo nadaje się do prowadzenia.

Uśmiechnął się i bez słowa poszedł w kierunku garażu. Blanka chwilę stała i wpatrywała się w odchodzącego chłopaka. Podobał jej się, miał w sobie to coś, co przyciągało uwagę. W duchu skarciła samą siebie za takie myślenie, odwróciła się i poszła prosto do sypialni. Wciąż spoglądała na ekran telefonu w nadziei, że dostanie w końcu jakąś wiadomość. Była zmęczona, chciała wziąć prysznic, ale nie miała siły, żeby iść do łazienki. Położyła się na łóżku i zasnęła. Po dwóch godzinach podniosła oczy, szybko spojrzała na telefon, ale nie było żadnej wiadomości. Bała się bardziej z każdą mijającą minutą. Po długim prysznicu poczuła głód. Zeszła na dół w dżinsowych szortach i czarnym, koronkowym topie. Nie rozglądając się po domu weszła do kuchni i podskoczyła ze strachu, widząc stojącego przy wyspie chłopaka.

— Cholera, chcesz, żebym na zawał zeszła? Zawsze tak cicho siedzisz?

— Sorry — uśmiechnął się.

— Co ty tu robisz? — przeszła obok Artura i wyjęła z lodówki pudełko sałatki i butelkę wina.

— Będziesz pić? Jest jedenasta.

— To zegarek sobie przestaw, jak masz z tym problem — spojrzała poważnie — chcesz też?

— Nie dzięki — pokręcił z uśmiechem głową.

— To co tu robisz?

— Zdawało mi się, że pracuję, myślałem, że wiesz.

— Myślałam, że pojechałeś z Karoliną — mówiła, nalewając wino do szklanki.

— Jestem osobiście odpowiedzialny przed Komandosem za twoje bezpieczeństwo, więc sorry masz mnie przez tydzień całą dobę. Karolina ma Tomka przy sobie.

— Tomka… — westchnęła — No, jeszcze kurwa lepiej — przewróciła oczami i wychyliła szklankę do dna.

— Wino szklankami pijesz? — pytał zaskoczony.

— Mało w życiu widziałeś — przypomniała sobie imprezy z Karoliną i picie wódki szklankami z Komandosem w hotelu.

Mimowolnie łzy napłynęły jej do oczu, a podbródek zaczął drżeć, nalała kolejną porcję wina i wypiła duszkiem całą zawartość szklanki.

— Wolniej dziewczyno, bo do wieczora nie dożyjesz — zabrał jej butelkę, nalał wino do szklanki, a butelkę odstawił do lodówki — nie chcę skończyć jak Darek — spojrzał jej w oczy.

Po plecach Blanki przeszedł chłodny dreszcz na wspomnienie tamtego pamiętnego wieczoru.

— Darek był…

— Wiem, co zrobił, nie musisz mi mówić — patrzył na nią poważnie i groźnie.

— Ale ty nie wyglądasz na takiego.

— A on wyglądał? Skąd wiesz, że nie jestem gorszy od niego…?

Rozdział 3

Blanka wpatrywała się w duże, niebieskie oczy Skazy i dopiero teraz przyszło jej do głowy, że historia zatoczyła koło. Artur dokładnie jak Darek usypiał jej czujność troską i opieką, był przy niej zawsze wtedy, gdy tego potrzebowała, zawsze z uśmiechem na twarzy i chętny do pomocy.

Odstawiła szklankę z winem i bez słowa odsunęła się od wyspy, przy której stali. Artur nie spuszczał z niej swojego wzroku i śmiał się w duchu, że zrobił na niej takie wrażenie.

Bała się go i nagle przestał jej się podobać, wspomnienia nagrania z Darkiem szybko ją obudziły. Odwróciła się, ale Skaza zdążył złapać jej nadgarstek. Przerażona odwróciła twarz, a serce biło jej tak szybko, że wręcz słyszała jego uderzenia.

— Nie zapominaj, że tu jest monitoring — powiedziała najodważniej, jak umiała.

— Serio uważasz, że jakbym chciał ci coś zrobić to przejąłbym się monitoringiem — jego głos był tak samo ciepły i łagodny jak zawsze, mimo to poczuła na skórze dreszcze.

Była z nim w domu sama, wiedziała, że może jej teraz zrobić absolutnie wszystko. Skaza czuł, jak jej ręka drży coraz mocniej. Delikatnie poprowadził ją na drugą stronę wyspy i posadził dziewczynę na hokerze.

— Nic nie zjadłaś — szepnął.

Odsunął się od Blanki i podał jej talerz, widelec i pieczywo.

Dziewczyna siedziała w bezruchu, patrząc na Artura i zastanawiając się o co chodzi.

— No jedz — uśmiechnął się jak zawsze.

W oczach Blanki błysnęły łzy strachu. Takiej reakcji nie przewidział.

— Hej dziewczyno, no co ty! Przepraszam, żartowałam sobie. Nie przypuszczałem, że tak zareagujesz — nie wiedział, co ma teraz zrobić.

Blanka bez słowa wstała ze stołka i pobiegła na górę.

— Ja pierdolę! — Skaza zasłonił dłońmi twarz, wiedząc, że będzie miał kłopoty.

Przerażona dziewczyna zamknęła drzwi sypialni na klucz i rzuciła się na łóżko. Płakała w poduszkę ze strachu i bezsilności, Adam wyjechał i wróci za tydzień, Dorian nie wiadomo, czy w ogóle wróci, Karolina w pracy. Jest w domu sama z obcymi facetami, a ten, który miał ją chronić, okazał się być kimś innym, niż jej się wydawało.

Usłyszała ciche pukanie do drzwi.

— Blanka… — głos Artura przerwał ciszę — przepraszam cię — jego ton był łagodny jak zawsze — wybacz, nie sądziłem, że cię tak przestraszę, serio uwierzyłaś, że mógłbym zrobić ci krzywdę?

Nie odpowiedziała mu, leżała na łóżku i czekała, aż odejdzie od drzwi. W końcu usłyszała oddalające się kroki na schodach. Przytuliła się do poduszki, tęskniła za Adamem, chciała zasnąć i obudzić się u jego boku, niestety jeszcze kilka długich, samotnych dni przed nią. Leżała wtulona w pachnącą pościel i nawet nie zauważyła jak powoli usnęła.

Śnił jej się Artur, jego wielkie, błękitne oczy i rzęsy tak długie i gęste, że rzucały cień na policzki. Patrzył na nią dzikim i groźnym wzrokiem. Rzucała się na łóżku, nagle zerwała się z krzykiem i odruchowo obróciła twarz na poduszkę Adama.

— Boże, co tu się dzieje? — mówiła sama do siebie.

Po chwili zauważyła, że spała pod kołdrą i jest cała spocona od nerwów i temperatury w pokoju. Rozebrała się i poszła pod prysznic. Letnia woda przyjemnie chłodziła jej zmęczone i rozgrzane ciało. Wciąż prześladowały ją wspomnienia z dzisiejszego przedpołudnia. Wiedziała, że w końcu będzie musiała wyjść z sypialni i stawić czoła Arturowi. Nie chciała, żeby widział w jej oczach strach, w końcu to ona miała tu rządzić. Wzięła kilka głębokich oddechów i ubrana w krótkie, dresowe spodenki i luźny top na szerokich ramiączkach zeszła do kuchni. Dom był pusty, a przez okno widziała przechadzających się ochroniarzy. Zrobiła sobie kawę i usiadła w salonie na fotelu. Wzięła łyk gorącego napoju i skrzywiła usta.

— Czemu mi taka dobra nie wychodzi jak im?

Oparła się mocno w fotelu i położyła nogi na stole. Dźwięk otwieranych drzwi od domu poruszył wszystkie jej nerwy. Starała się ukrywać emocje, ale wiedziała, że to na nic, Artur zbyt dobrze wiedział, że się go wystraszyła. Kiedy pojawił się w drzwiach nie wyglądał już tak miło i przyjaźnie jak do tej pory.

Podszedł do Blanki i zatrzymał się kilka kroków od jej fotela. Milczał, a w jego głowie szalały myśli co ma jej powiedzieć. Wiedział doskonale, że przesadził i jakie będą tego konsekwencje, wystarczył jeden telefon do Konrada, żeby zniknął z tego świata.

— Przepraszam panią. Naprawdę nie sądziłem, że uwierzy pani, że mógłbym ją skrzywdzić. Chciałem trochę rozładować pani nerwy, a wyszło odwrotnie. Nie powinienem poruszać tematu Darka, zwłaszcza że wiedziałem, że nie jest on dla pani przyjemny i łatwy. Nic mnie nie usprawiedliwia, oczywiście poniosę wszystkie konsekwencje, łącznie z wyrokiem…

Blanka patrzyła przed siebie i próbowała opanować emocje, niczego nie była już pewna. Kiedy Artur kłamał, wtedy czy teraz.

— Siadaj! — powiedziała chłodno.

— Wolałbym nie.

— Siadaj do cholery! — spojrzała mu prosto w oczy.

Skaza podszedł do kanapy i usiadł tak, żeby nie zbliżać się do dziewczyny.

— O co ci chodzi co? Taką radość sprawia ci mój strach? Myślisz, że mało mam nerwów, jeszcze od siebie chcesz mi dołożyć? No proszę, mów! Co, teraz odwagi ci zabrakło? Rano byłeś bardziej gadatliwy!

— Przepraszam, nie mam nic na swoją obronę.

Ich rozmowę przerwał dzwoniący telefon Skazy, patrzył w oczy Blanki i czekał na zgodę na odebranie.

Nie odezwała się, wskazała głową na kieszeń, w której dzwonił telefon.

Rozmowa był krótka, w zasadzie tylko słuchał kilka sekund rozmówcy po drugiej stronie i rozłączył się. Spojrzał w Blanki oczy i od razu widziała, że coś jest nie tak.

— O co chodzi? — patrzyła przerażona — Adam czy Dorian? — wiedziała, że musi chodzić, o któregoś z nich.

— Nie wiem, ale za kilka minut będzie tu Konrad.

Wiedziała, że to nie oznacza niczego dobrego, sam by się nie fatygował, gdyby chodziło o jakąś pierdołę, w końcu od tego ma ludzi.

— Mogę już odejść? — spytał, wstając z kanapy.

— Proszę, ale… nie odchodź daleko — spojrzała ze strachem w jego smutne oczy, a on uśmiechnął się szeroko jak dawniej.

— Jak pani sobie życzy.

Był już przy drzwiach, kiedy Blanka zawołała z salonu.

— I nie mów do mnie pani.

Blanka czekała na Konrada, a każda minuta dłużyła się w nieskończoność. W końcu dostrzegła przez okno wjeżdżającego na posesję dużego, czarnego SUV-a. Konrad wysiadł i od razy poszedł w stronę domu, Blanka nie wytrzymała i wyszła mu naprzeciw. Uśmiechnął się na jej widok i mocno przytulił.

— Jak sobie radzisz dziecko?

— Jak widać, przyzwyczajam się to współtowarzyszy — kiwnęła głową w stronę ochroniarzy.

— No niestety czasem jest taka konieczność. Chciałem porozmawiać.

— Zapraszam — uśmiechnęła się i odwróciła twarz do Skazy — mógłbyś zrobić nam kawę?

Chłopak spojrzał na Blankę, a później na surową twarz Konrada.

— Tak jest.

— To Skaza jest tu od kawy? — zapytał z uśmiechem, a Blanka przysunęła twarz do jego policzka.

— On robi lepszą, niż ja — uśmiechnęła się słodko.

— Ale ty tu jesteś od rozkazywania, a nie od proszenia.

— Jeszcze się nie nauczyłam — szepnęła wesoło.

Usiedli we dwoje na kanapie w salonie.

— A gdzie pani domu? — uśmiechnął się do dziewczyny.

— Karolina? W pracy, będzie po osiemnastej.

Konrad pokręcił z niedowierzaniem głową.

— Skąd oni was wzięli… — zaśmiał się.

— Nie rozumiem.

— Dziecko, jesteście chyba pierwszymi kobietami w rodzinie, które pracują.

— No my jesteśmy z trochę innego świata i niełatwo nam się przestawić. Poza tym nie wyobrażam sobie siedzieć cały czas w domu i nic nie robić, na szczęście od września też wracam do pracy to będę się lepiej czuć.

Skaza podał na stół filiżanki z kawą i bez słowa wyszedł z domu.

Blanka przenikliwie patrzyła na Konrada.

— Ale nie przyjechałeś tu, żeby rozmawiać o naszej pracy, nie?

— Nie, słuchaj nie mam dobrych wieści.

Blanka aż zbladła.

— Uprzedzam, że nie wiemy jeszcze niczego na pewno. Telefony chłopaków są nadal nieosiągalne. Na kilka sekund uruchomił się jeden z lokalizatorów, ale wychodzi na to, że jest w zupełnie innym miejscu, niż powinni być. Nie wiem teraz, czy zagłuszają sygnał, czy się przemieszczają.

— Dorian żyje? — zapytała drżącym głosem.

Długo patrzył jej w oczy.

— Nie wiem dziecko. Wysłałem ludzi w stronę ostatniego sygnału lokalizatora, będziemy śledzić na bieżąco kolejne sygnały, może zdążą do nich dojechać. Myślałem, że narzeczona Dona jest w domu…

— Karolina o niczym nie wie.

— Jesteś pewna, że to dobrze?

— Nie. Ale wiem jedno, że dopóki nie będzie nic pewnego to jej o tym nie powiem. Nie wiem czy stać nas na taką ilość alkoholu, którą by przez ten czas wypiła — uśmiechnęła się — A co z Adamem?

— Jest jeszcze w drodze, myślę, że nie wydarzy się nic nieprzewidzianego. Dopiero zaczynamy z nimi współpracę, to dla Czechów dobry deal, więc raczej nie będzie problemów, nie bój się — złapał ją za rękę — chciałem cię też uprzedzić, że jeśli chłopaki nie odezwą się do końca akcji Adama, to będę chciał, żeby prosto z Czech jechał im pomóc.

Bez słowa pokiwała głową i głośno odetchnęła.

— Muszę już jechać, dziecko. Trzymaj się, jak będę miał jakieś wiadomości, to przekażę przez Skazę.

Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zawahała się.

— No mów — spojrzał na nią z zaciekawieniem.

— Adam przed wyjazdem powiedział, że jak będę miała obawy, przed którymś z chłopaków, to mam dać ci znać…

— Coś się wydarzyło? — jego wzrok nagle zmienił się we władczy i wściekły, przestał być miłym, eleganckim panem, teraz był bezwzględnym szefem — który?

— Nie, tylko czy myślisz, że któryś z nich mógłby…

— Kochanie, Komandos zwariował na twoim punkcie — uśmiechnął się szeroko — i w zasadzie wcale mu się nie dziwię, sam dobierał chłopaków do twojej ochrony i nie sądzę, żeby zrobił to byle jak. Powiem tak, gdybym miał sam dobierać ochroniarzy dla zapewnienia bezpieczeństwa mojej kobiecie — łzy pojawiły się w jego oczach na myśl o żonie — to pewnie wybrałbym tych samych. A to, że cię uprzedził o takiej możliwości to pewnie tylko dlatego, żebyś czuła się pewnie. Nie bój się, żaden z nich nie nadużyje zaufania. Ale oczywiście, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, co do któregoś z nich to dzwoń o każdej porze, naprawdę o każdej, tu nie ma miejsca na pobłażliwość — objął ją po ojcowsku i pocałował w policzek.

Blanka odprowadziła go do samochodu, a kiedy pojechał poszła do ogrodu i położyła się na leżaku. Dochodziła godzina piętnasta, wiatr ucichł i zrobiło się wręcz upalnie. Blanka przyglądała się szczeniakom Julki, które wesoło buszowały po trawie.

— Przepraszam, może coś potrzeba? — głos Skazy przerwał błogą ciszę.

— Potrzeba — spojrzała mu chłodno w oczy — siadaj! — głową wskazała fotel po drugiej stronie okrągłego stolika.

Chłopak niechętnie usiadł w fotelu i starał się nie patrzeć Blance w oczy.

— Możesz mi teraz powiedzieć o co ci chodzi? Konrad zapewniał mnie, że żaden z was nie nadużyje swojej pozycji tutaj, a jednak wydaje mi się, że posunąłeś się dzisiaj o pół kroku za daleko. Czy tylko mam takie wrażenie co? No słucham. Albo mi to przystępnie wyjaśnisz, albo zaraz wracasz do domu!

— Blanka przepraszam, nie wiem, co mam ci powiedzieć. Serio, myślałem, że obrócisz to w żart. Nie sądziłem, że cię tym przestraszę. Naprawdę, gdybym wiedział, że tak zareagujesz to bym sobie prędzej odstrzelił tę rękę, którą cię trzymałem. Uwierz mi, jest mi wstyd, że do tego doprowadziłem. Zależy mi na tobie i nie wybaczę sobie, że przeze mnie się bałaś. Zrozumiem, jeśli będziesz chciała się mnie teraz stąd pozbyć. Zasłużyłem sobie i nie mówię, że nie.

Patrzyła na jego zmienioną twarz i było jej go szczerze żal.

— Słuchaj kolego, uznajmy, że tego, co było rano nie pamiętam. Skoro Komandos wybrał ciebie do mojej ochrony, to znaczy że uznał to za słuszne, więc niech tak zostanie.

Oczy chłopaka nagle się rozpromieniły.

— Dziękuję, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Jeszcze raz cię przepraszam. Nigdy więcej się nie ośmielę.

— Dobra skończ już i nie wracajmy już do tego ok? I żyjmy dalej, jakby tego momentu w ogóle nie było tak? Ja nie mam żalu, a ty nie przepraszasz mnie przy każdej okazji i nie mówisz do mnie pani, i nie unikasz mojego wzroku, tak jak teraz.

— Jasne, to co kawy? — zaśmiał się.

— Boże niee, za gorąco na kawę. Zimnego piwa bym się napiła, ale chyba nie znajdzie się, bo nasze chłopy rzadko piwo piją — pokręciła nosem i zamknęła oczy przed rażącym słońcem. Nawet nie zauważyła jak na chwilę zasnęła, przez sen słyszała tylko poszczekiwania psów i przejeżdżający co jakiś czas samochód, nie dziwiło jej to, w końcu chłopaki zmieniali się podczas pracy. Mimo całej sytuacji z Dorianem i wyjazdem Adama czuła się w tej chwili dobrze i spokojnie. Szum drzew koił jej nerwy, cieszyła się ostatnimi chwilami spokoju, bo niedługo miała wrócić Karolina i znów będzie musiała się pilnować. Z przymkniętymi oczyma wsłuchiwała się w śpiew ptaków w pobliskim lesie. Nagle poczuła przenikliwy, mokry chłód na rozgrzanym karku. Poderwała się z leżaka i odwróciła za siebie.

— Wystarczająco zimne? — Skaza stał za leżakiem z kilkoma butelkami zmrożonego piwa — nie wiem, jakie lubisz to wziąłem kilka, jasne, ciemne, niepasteryzowane, owocowe, karmelkowe, bezalkoholowe — spoglądał na zaskoczoną dziewczynę i mimowolnie się roześmiał.

— Z czego się śmiejesz?

— Bo wyglądasz, jakbym miał w rękach cykającą bombę, a nie butelki z piwem. To które otworzyć?

— Sorry, zaskoczyłeś mnie — popatrzyła na etykietki na butelkach — Apa poproszę — wciąż odpowiadała niepewnie, jakby dalej śniła.

— Z butelki czy przynieść szkło?

— A butelka to nie szkło? — teraz to ona się zaśmiała.

— Jak pani sobie życzy — odstawił na stolik resztę butelek i otworzył to wybrane przez Blankę.

— Bożeee jakie dobre — wzięła kilka łyków zimnego napoju.

Z mokrej butelki spadła kropla wody prosto na jej dekolt i powoli spływała głębiej. Skaza bacznie przyglądał się poruszającej po jej ciele kropelce, czując w podbrzuszu przyjemne drżenie, nie mógł dłużej na to patrzeć, wstał z fotela i poszedł w stronę domu.

— Wstawię resztę do lodówki — odezwał się za plecami dziewczyny.

Stał w kuchni przy oknie i nie odrywał wzroku z leżącej w słońcu dziewczyny. Jej opalone ciało połyskiwało w promieniach słonecznych i kusiło kształtem i kolorem. Szalał na myśl, że może na nią tylko patrzeć, ale z drugiej strony cieszył się, że jako jedyny jest z nią tak blisko. Zdawał sobie sprawę z tego, że tylko wtedy jak utrzyma się w ryzach będzie mógł na nią patrzeć dłużej.

Podszedł do lodówki i schował przywiezione przed chwilą piwo. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, chciał być jak najbliżej niej, ale musiał wymyślić dobry powód, żeby się nie zorientowała.

Po kilkunastu minutach Blanka usłyszała dźwięk szkła stawianego na stoliku. Zmrużyła oczy przed słońcem i zobaczyła przeźroczystą miskę z kolorową zawartością.

— A to co? — spytała stojącego obok Artura.

— Nic nie jadłaś dzisiaj, zrobiłem sałatkę owocową, może się skusisz?

— Masz dziewczynę?

Jej pytanie zaskoczyło go do tego stopnia, że stał nieruchomo i tępo na nią patrzył.

— Nie mam.

— Czemu? — pytała tak swobodnie, że nie wiedział, jak ma się zachować.

— Nie wiem, tak wyszło. Szczerze to w naszej branży trudno jest utrzymać stały związek, sama wiesz jak wygląda nasze życie. Dziewczyny nie lubią jak facet znika na kilka dni i nie mówi, gdzie i z kim.

— Szkoda.

— Czego? — uśmiechnął się i odstawił na stolik szklany talerzyk.

— Że taki facet się marnuje. Kawę zrobi, ugotuje, piwko przyniesie. Ideał — zaśmiała się i nałożyła sobie porcję sałatki.

— Może chciałabyś… bo ja chętnie — jego wzrok wbity był w jej jasne oczy i nagle przestał być wesołym chłopakiem, a zaczął być poważnym facetem.

— Słuchaj, umówmy się, że tego nie słyszałam i nigdy nie będę się zastanawiać, dlaczego to powiedziałeś, ok? Będziemy przynajmniej żyć oboje i tak będzie najlepiej. Dzięki za sałatkę — usiadła na leżaku i odwróciła od niego wzrok.

Artur poszedł w stronę kolegów. Blanka zjadła słodkie owoce i siedziała jeszcze na leżaku, ciesząc się spokojem.

W końcu stwierdziła, że czas wracać, zabrała ze stolika naczynia i poszła do domu, w środku nikogo nie było. Poszła do kuchni i umyła miskę i talerzyk po sałatce. Ciągle myślała co u Adama, bała się, że coś mu się stanie. Było już po siedemnastej, a wieści od Konrada też nie było. Stała wpatrzona w okno i wycierała dużą szklaną miskę, chciało jej się płakać, tęskniła z matką, która nadal nie odbierała od niej telefonów. Postanowiła, że jak wróci Komandos, to pojedzie do niej na kilka dni, w końcu nie wyrzuci jej z domu.

— Wszystko ok? — głos Skazy rozległ się w cichej kuchni.

Zamyślona Blanka podskoczyła ze strachu i upuściła miskę na podłogę, dźwięk tłuczonego szkła przeszył jej uszy, a kawałki miski obiły się o jej gołe nogi. Spojrzała wystraszona w kierunku drzwi.

— Ja pierdolę Skaza! — krzyknęła w nerwach — Ja cię zamorduję w końcu za to ciche łażenie! Weź, kurwa, jak włazisz do domu, to nie wiem, kurwa, drzwiami jebnij, albo wołaj od progu Wilma I’m home, albo nie wiem co, do chuja!

— Wow, tylu przekleństw w jednym zdaniu to dawno nie słyszałem. Przepraszam, myślałem, że mnie słyszałaś.

— Dobra nieważne, daj szczotkę, muszę to zmieść, bo nie przejdę na boso, za drzwiami jest.

Artur zajrzał za drzwi, wziął szczotkę i podszedł do Blanki.

— Czekaj, to szkło jest na całej podłodze, masz rozmach kobieto.

Podszedł bliżej i objął ją mocno w talii, ciepło jej skóry wywołało u chłopaka przejmujący dreszcz, już wiedział, że nie chce wypuszczać jej z rąk.

— Zwariowałeś? — spytała zaskoczona.

— Wolisz się pokaleczyć? To chyba ty zwariowałaś. Czekaj przeniosę cię i zgarnę to szkło.

Bez wysiłku podniósł dziewczynę i powoli przeniósł spod okna na kuchenną wyspę, czuł odurzający zapach jej ciała. Posadził ją na blacie i patrzył na nią jeszcze kilka długich sekund, wciąż trzymając mocno dłonie na jej szczupłej talii.

— Oczywiście znowu w niczym wam nie przeszkadzam prawda? — stojąca w drzwiach Karolina uważnie przyglądała się sytuacji.

Rozdział 4

Oboje zaskoczeni spojrzeli w stronę drzwi.

— O już jesteś? — Blanka zdziwiona popatrzyła na zegar na ścianie.

— Przepraszam, że nie w porę, zdawało mi się, że jestem u siebie — jej ton zdradzał zdenerwowanie widokiem, jaki zastała.

— Przestań, jak jesteś na boso, to nie właź, bo tu wszędzie jest szkło.

— Pójdę do sypialni, źle się czuję. Nie przeszkadzajcie sobie — odwróciła się w stronę schodów.

— Karolina, wszystko ok? — Blanka widziała, że nie chodzi tylko o to, co zobaczyła i coś się musiało stać.

— Nie jest ok, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. Pogadamy później, chcę się położyć.

Artur milczał, nie patrząc na żadną z dziewczyn. Po wyjściu Karoliny wziął do ręki szczotkę i zmiótł szkło. Kiedy przechodził obok Blanki spojrzał na jej nagie, zgrabne nogi.

— Kurwa mać!

— Co? — spojrzała na niego zaskoczona.

— Krwawisz, jakiś odłamek musiał uderzyć cię w nogę. Czekaj, masz tu gdzieś apteczkę, czy iść do samochodu.

— W szafce na górze jest apteczka — wskazała ręką wiszącą szafkę — ale daj spokój to nic takiego, daj jakiś ręcznik papierowy albo chusteczkę.

— Może tak najpierw zobaczyć czy szkła w środku nie ma co? — patrzył na nią ze złością i troską.

— Taa, pewnie! Cała miska tam na pewno jest — zaśmiała się robiąc wielkie oczy.

— Żartuj sobie żartuj. Jak ci się to rozpaprze, to Komandos mnie za to ścignie. Miał ci włos z głowy nie spaść, a jak zobaczy rozciętą nogę, to na bank się ucieszy.

— Dobra nie jojcz! Daj wodę utlenioną i jakiś plaster i po krzyku.

Artur sięgnął z górnej półki plastikowe pudełko z opatrunkami. Bez pytania chwycił zwisającą z blatu nogę Blanki i obracając dziewczyną oparł jej stopę na blacie przed swoimi oczami. Woda utleniona obmyła świeżą ranę, na szczęście rozcięta była tylko skóra. Przykleił plaster na skaleczenie i szybko odwrócił się od Blanki.

— Sprawnie ci to poszło — spoglądała na niego z uznaniem — myślałam, że faceci mdleją na widok krwi, a tu proszę…

— Nie takie rzeczy w życiu wdziałem — odpowiedział, stojąc do niej tyłem.

— Mówisz tak, jakbyś miał już ze sto lat.

Odwrócił się do niej i oparł biodrami o blat naprzeciwko wyspy.

— Jestem u Konrada wystarczająco długo, żeby napatrzeć się na różne rzeczy. Mało co potrafi mnie już zdziwić.

— Z tego, co Komandos mi mówił, to masz dwadzieścia lat, to ile jesteś u Konrada dwa? To wcale nie tak długo.

Artur uśmiechnął się po jej słowach.

— Ja nie jestem tutaj od pełnoletności, niestety. Miałem niecałe szesnaście lat, jak zacząłem u niego zarabiać. Nie miałem wyjścia. Na szczęście Konrad okazał się być nie takim bezdusznym szefem jak mi się wydawało na początku. Nie zaczynałem od dilerki czy strzelania. Najpierw pomagałem w klubie, potem trochę stałem za barem. Kilka dni przed moimi osiemnastymi urodzinami chłopaki zrobili sobie wypad na strzelnicę i mnie zabrali ze sobą. Miałem wtedy pierwszy raz pistolet w rękach, szybko się okazało, że strzelam lepiej, niż niejeden z nich. Tam poznałem Komandosa, i to on mnie podsunął Konradowi do przeszkolenia i do pracy jako żołnierz — wzruszył lekko ramionami — No i od tamtej pory Konrad zabierał mnie na najgorsze akcje z możliwych, napatrzyłem się na strzelanie i widok krwi nie budzi już we mnie żadnych emocji.

Blanka z ciekawością słuchała opowiadania.

— Trochę to przykre w zasadzie — zmrużyła oczy i zmarszczyła brwi — młody jesteś, zamiast cieszyć się życiem, latać za pannami to siedzisz na zadupiu z obcą babą i musisz jej usługiwać i znosić humory — zaśmiała się i chciała zeskoczyć z blatu, ale Skaza chwycił ją za ramiona i zatrzymał.

— I do tego ślepą babą, jeszcze nie zamiotłem szkieł — spojrzał na podłogę — chyba lepiej będzie to odkurzyć, siedź proszę cię i nie kombinuj ze schodzeniem, pójdę po odkurzacz.

Wrócił po chwili, Blanka siedziała po turecku na wyspie i wyciągała z doniczek z ziołami suche listki.

— Uwaga, włączam odkurzacz — zaśmiał się.

— No bardzo śmieszne, bardzo! Boki zrywać!

— Żebyś później nie gderała, że nie uprzedziłem.

Po kilku minutach Blanka zeskoczyła z wyspy na czystą podłogę. Ciągle zastanawiało ją dlaczego Artur tak szybko zaczął pracę, ale jeszcze bardziej martwiła się o Karolinę. Coś ewidentnie było nie tak, podeszła do drzwi jej sypialni i zapukała.

— No! — usłyszała ze środka.

Stanęła w progu i patrzyła bez słowa na leżącą na łóżku przyjaciółkę.

— Co jest? — zapytała z troską w głosie.

— Już skończyliście romansowanie? — głos Karoliny był oschły i rozżalony.

— Co ty mówisz? Karolina?

— Myślisz, że nie widzę jak na siebie patrzycie? — dziewczyna usiadła na brzegu łóżka.

— Karo, lubię go. Fajny chłopak, to wszystko, naprawdę!

— Nie moja sprawa — łzy popłynęły jej z oczu.

Blanka usiadła przy niej i mocno objęła jej głowę. Nagle dziewczyna rozpłakała się w głos.

— Boże, Karuś, powiedz co się stało.

— Boję się…

— Czego? Co się stało? Ktoś coś ci zrobił? Tomek? — głos Blanki nagle stał się groźny i stanowczy — słuchaj, jak któryś z chłopaków coś źle zrobił to powiedz, zadzwonię do Konrada i to załatwię, tylko proszę powiedz co się dzieje.

— No co ty, Tomek to boi się wręcz na mnie patrzeć. O Dona się boję, miał wrócić do piątku i nawet nie mam od niego sms-a, próbowałam zadzwonić, ale telefon ma wyłączony, nigdy nie miał. Mógł nie odbierać, ale zawsze był włączony. Więc są tylko dwa powody, dla których tak jest… — jej głos nagle się zawiesił.

— Jakie? — Blanka doskonale wiedziała, co usłyszy, ale nie chciała zdradzać, że zna powód.

— Albo jest teraz u innej…

— No co ty gadasz! — Blanka nagle jej przerwała.

— Albo coś mu się stało… Nie wiem, która opcja jest lepsza, przecież, gdyby nie chciał już ze mną być, to wystarczyłoby, żeby powiedział, dorosła jestem, jakoś bym to zniosła. Trudno, nie umiem dać mu upragnionego dziecka to zrozumiałe, że chce szukać szczęścia z inną… tylko niech się do mnie odezwie, bo zwariuję — jej płacz coraz głośniej roznosił się po pokoju.

— Karo, co ty gadasz? Don cię kocha i nie jest u innej, na stówę! Nawet tak nie myśl. Może coś mu wypadło i nie może mieć włączonego albo telefon mu się zepsuł — kłamała ze łzami w oczach i wciąż zastanawiała się, czy powiedzieć jej prawdę — Kochanie, nie płacz proszę cię, Don będzie z tobą do śmierci — powiedziała to i łzy spłynęły po jej policzkach — i nieważne czy macie dzieci, czy nie. Zobaczysz już niedługo urodzisz mu gromadę Dorianków.

— Zostawisz mnie samą? — cichy głos Karoliny brzmiał tak smutno, że Blance pękało serce.

— Na pewno? Mogę posiedzieć z tobą jak chcesz.

— Chcę spać, muszę to przespać, bo oszaleję.

Blanka pokiwała głową i pocałowała Karolinę w czoło.

Kiedy zeszła do kuchni miała ochotę rzucać talerzami. Spojrzała przez okno i głośno się rozpłakała. To wszystko trwało zbyt długo, żeby mogło się dobrze skończyć.

Wybiegła z domu i bez słowa ruszyła w stronę lasu, chciała być sama i jak najdalej od tego wszystkiego, co na nią spadło. Skaza zobaczył wbiegającą do lasu dziewczynę i szybko ruszył za nią, wbiegł między drzewa, ale zniknęła mu z oczu. Nerwowo rozglądał się po lesie, szukając czegokolwiek, co mogło go na nią naprowadzić.

— Ja pierdolę! Jeszcze tego mi brakowało — mówił sam do siebie.

Nagle usłyszał dźwięk łamanych gałęzi, szybko pobiegł w stronę źródła dźwięku i rozglądał się wokoło, ale niczego nie widział, a z miejsca, w którym stał nie widać już było nawet domu.

— Cholera jak mi się zgubi, to się zastrzelę — mówił, trzymając się za głowę.

— Nie zgubię się — usłyszał cichy głos przed sobą.

Powoli podszedł kilka kroków i zobaczył Blankę schowaną za pniem drzewa. Siedziała skulona i obejmowała rękami przyciśnięte do siebie nogi.

— Po co tu przyszedłeś? Chciałam być sama, chyba mi wolno prawda? — jej głos był zimny i smutny.

— Blanka… — kucnął przy dziewczynie i ciepło spojrzał jej w oczy — co ty wyprawiasz? Wystarczyło powiedzieć, a nie uciekać, i to z płaczem. Powiesz, co się stało? — dotknął jej włosów i założył jasny kosmyk za jej ucho.

— Nie dam rady dłużej… nie umiem — rozpłakała się w głos i oparła czoło o kolana, chowając twarz.

— Chodzi o Karolinę?

— Ona myśli, że Don ją zdradza, bo nie odbiera telefonu.

— Cholera, może trzeba powiedzieć jej prawdę. Ale czy to coś da? To jak leczenie dżumy cholerą.

— Artur… ja się boję, serio. Chyba nigdy nie bałam się tak bardzo, jeśli Dorian nie żyje, to ona ze sobą skończy i naprawdę, to nie jest tylko gadanie, ona już bez niego nie funkcjonuje. On jest sensem jej życia rozumiesz? Ona bez niego nie istnieje! — patrzyła mu w oczy i coraz mocniej płakała.

Skaza siedział przy niej i nie wiedział, jak ma się zachować.

— Nie płacz proszę cię, jeszcze wszystko może się dobrze skończyć — chciał dotknąć jej włosów, ale Blanka chwyciła jego koszulkę i przyciągnęła go do siebie, opierając czoło o jego mostek, a jej łzy wsiąkały w jego t-shirt.

Objął jej głowę i przytulił do siebie, opierając podbródek na jej głowie i patrzył przed siebie. Jego serce waliło jak młotem i z trudnością opanowywał buzujące w nim emocje. Miał ją w rękach i nie mógł niczego zrobić, była taka wrażliwa i bezbronna. Pocałował delikatnie czubek jej głowy i powoli wdychał zapach jej włosów.

— Błagam nie płacz już, bo mi serce pęknie, chodź do domu zrobię wam coś do zjedzenia i napijecie się z Karolą co? Może warto jej powiedzieć prawdę, chociaż o tym, że się pochrzaniło, o postrzale nie musisz na razie mówić.

Czuł na swoim ciele jak kiwa głową. Podniósł się i podał jej rękę, chwyciła jego dłoń i z lekkością wstała, otrzepała tyłek z liści i bez słowa poszła w stronę domu.

— Lepiej ci już? — Artur spoglądał na jej spokojną twarz.

— Tak, dzięki. Muszę się jakoś ogarnąć, w końcu niedługo będę żoną gangstera, muszę być silna nie?

— To kiedy ślub? — spytał, choć nie chciał słyszeć odpowiedzi.

— Nie wiem, pewnie w przyszłym roku, chciałabym w lecie.

— Przez rok wiele się może wydarzyć…

— Masz na myśli coś konkretnego? — jej głos zdradzał poirytowanie.

Nie odpowiedział. Wyszli z lasu na ścieżkę za garażem, Blanka szybkim krokiem szła przed siebie, nie zwracając uwagi na Artura. Nie poszła do domu, położyła się na leżaku i próbowała się uspokoić. Wciąż miała przed oczami widok płaczącej Karoliny. Nadal nie wiedziała, co zrobić i która opcja jest teraz lepsza, że będzie się martwić o jego niewierność, czy o jego życie. Słońce powoli zaczęło zachodzić za pobliskie drzewa, nie chciała wracać do domu, bała się spotkania z Karoliną. Usłyszała za sobą kroki Artura.

— Skaza, słyszę cię, nie uda ci się mnie przestraszyć tym razem — zawołała.

— Nie mam zamiaru cię straszyć — usłyszała za plecami Karolinę.

Blanka szybko odwróciła głowę i uśmiechnęła się na widok przyjaciółki, bo wyglądała już sporo lepiej.

— No co tam Kotek? Jak samopoczucie?

— Nie mów do mnie Kotek — spojrzała smutno — Blant, przepraszam cię za te teksty o romansowaniu z Arturem, byłam wściekła, że Don może teraz siedzieć między nogami jakiejś laski i robić z nią to co… — na chwilę wstrzymała oddech — to, co ze mną — łzy napłynęły jej do oczu — ja tu siedzę i się martwię, a on co? Pewnie świetnie się bawi z jakąś panienką — otarła dłonią spływające po policzkach łzy.

— Kurwa, Karo nie dobijaj się. Uwierz mi, Dorian nie jest teraz z żadną laską. Boże, jak ja mam ci to opowiedzieć… — obejrzała się za siebie i machnęła ręką na wpatrującego się w nią Artura.

Po chwili chłopak był już przy nich.

— Możesz nam coś przynieść na trudne rozmowy o życiu?

— Czysta czy kolorowa? — spojrzał tym razem na Karolinę.

— Czysta — odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy.

— I dwie szklanki — Blanka mruknęła i kiwnęła głową w stronę domu.

Po kilku minutach na ogrodowym stoliku stała oszroniona butelka krystalicznego alkoholu i dwie szklanki. Po chwili Skaza doniósł im kilka przekąsek i poszedł do domu.

Blanka długo wpatrywała się w przyjaciółkę, która co chwilę podnosiła szklankę z wódką do ust. Wiedziała, że to nie będzie łatwa rozmowa, musiała się bardzo pilnować, żeby nie powiedzieć jej zbyt dużo.

— Karo, posłuchaj. Dorian cię nie zdradził i nie zdradzi. Wiem to, widzisz rozmawiałam z Konradem i…

— Z kim? — spytała zaskoczona.

— Z Adama teściem, ich szefem. Widzisz Dorian pojechał z chłopakami załatwiać te ich interesy i w zasadzie wszystko dobrze szło, ale…

— Co ale? — wzrok Karoliny przenikał przez Blankę.

— No w tym problem, że nie wiadomo co. Nagle stracili z nimi wszelki kontakt, nie wiedz, ą co się tam stało i czy są cali, ich telefony nie działają, to dlatego nie możesz się do niego dodzwonić. Lokalizatory też wysiadły, starają się ustalić, skąd był ostatni sygnał i wysłali tam już ludzi. Znajdą ich i im pomogą. Zobaczysz! Adam prosto z Czech ma też do nich dotrzeć, dadzą sobie radę.

— Czemu mi nie powiedziałaś od razu?

— Nie wiedziałam, co się dzieje, nie znałam żadnych szczegółów dokładnie tak, jak teraz, ale nie mogłam patrzeć jak zadręczasz się myślami, że to chodzi o jakąś dziwkę. Przepraszam, chciałam ci powiedzieć, jak już będę wiedziała coś na pewno, a tak dalej nie wiemy, co się dzieje i jak to się skończy — patrzyła w oczy Karoliny i była zaskoczona jak spokojnie to przyjęła.

Karola nalała im kolejne szklanki wódki i od razu wypiła swoją.

— Czyli co teraz? Rozumiem, że do piątku nie wróci, nie wiedzą, gdzie jest i co się z nimi tam dzieje, nie mogą ich namierzyć, a ja mam tu siedzieć i czekać jak na cud? — wypiła kolejną szklankę czystej, a Blanka, aż skrzywiła się od widoku.

— Póki co siedzimy i czekamy na wiadomości od Konrada.

— Słuchaj, a tak właściwie, to czemu on cię tak lubi?

To pytanie zaskoczyło Blankę, która w milczeniu patrzyła na Karolinę.

— O co ci chodzi?

— No bo popatrz sama, Komandos był z tobą jeszcze jako mąż Sylwii i teść się o tym dowiedział tak? Zajęłaś właściwie miejsce jego córki przy Adamie, każdy normalny ojciec, by się wkurwił, a on, mimo to cię lubi, pomaga ci, dba o twoje bezpieczeństwo i tak dalej. Czemu?

Blanka poczuła ciepło w żołądku, i to na pewno nie był efekt wypitego alkoholu. W głowie krążyły jej setki myśli i wspomnienia ich pierwszego spotkania na pogrzebie Sylwii, bała się go, przerażał ją jego widok, a potem był dla niej bardzo miły i opiekuńczy.