Zapomniany człowiek - William Graham Sumner - ebook

Zapomniany człowiek ebook

William Graham Sumner

0,0

Opis

"Zapomniany człowiek to człowiek, o  którym „nigdy się nie myśli”. Zapomniany człowiek „jest ofiarą reformatorów, myślicieli społecznych i dobroczyńców”, którzy, widząc, że komuś dzieje się krzywda, stwierdzają, że państwo powinno się tym zająć. Zapomniany człowiek „jest prostym, uczciwym robotnikiem, gotowym zarabiać na życie produktywną pracą”, ignorowanym, bo „nie prosi o żadne przysługi”. I to Zapomniany człowiek za wszystkie te pomysły płaci – „wszystkie ciężary spadają na niego”." – fragment z przedmowy do wydania polskiego

 

O autorze:

William Graham Sumner (1840–1910) – jeden z ojców socjologii, filozof polityczny, profesor Uniwersytetu Yale, klasyczny liberał i leseferysta, autor licznych prac na temat etyki, historii Stanów Zjednoczonych, historii gospodarczej, teorii polityki, socjologii i antropologii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 58

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przedmowa

Inspiracją dla przetłumaczenia i wydania tego krótkiego eseju są wykłady śp. Witolda Kwaśnickiego – profesora, który wykształcił całe zastępy ekonomistów szukających rozwiązań w wolnym rynku, a nie w nowych regulacjach i innych formach interwencjonizmu. Witek wpajał swoim studentom, by przy ocenie wszelkich politycznych propozycji mieli na uwadze nie tylko bezpośrednie ich konsekwencje, lecz także konsekwencje pośrednie i dalsze. Stąd obok Frédérica Bastiata (Co widać iczego nie widać) i Henry’ego Hazlitta (Ekonomia wjednej lekcji) na pierwszym wykładzie z mikroekonomii zawsze pojawiał się William Graham Sumner i jego Zapomniany człowiek.

Witek pytał retorycznie: kto jak nie ekonomiści powinien zadbać o zapomnianego człowieka? Uważał, że troska o niego powinna być dla nas, ekonomistów, zadaniem priorytetowym. Jego esej z 2006 roku pt. Zapomniany podatnik zamieściliśmy na końcu tej broszurki.

Zapomniany człowiek to człowiek, o którym „nigdy się nie myśli”. Zapomniany człowiek „jest ofiarą reformatorów, myślicieli społecznych i dobroczyńców”, którzy, widząc, że komuś dzieje się krzywda, stwierdzają, że państwo powinno się tym zająć. Zapomniany człowiek „jest prostym, uczciwym robotnikiem, gotowym zarabiać na życie produktywną pracą”, ignorowanym, bo „nie prosi o żadne przysługi”. I to zapomniany człowiek za wszystkie te pomysły płaci – „wszystkie ciężary spadają na niego”.

Gdy Sumner pisał swój esej w 1883 roku, wydatki publiczne w Stanach Zjednoczonych nie zbliżały się nawet do poziomu 10 procent produktu krajowego brutto. Obecnie amerykańskie państwo na wszystkich szczeblach – federalnym, stanowym i lokalnym – pochłania około jednej trzeciej PKB. W Unii Europejskiej w 2021 roku wydatki publiczne stanowiły średnio ponad połowę PKB – nie jest to efekt jakiegoś wielkiego skoku spowodowanego pandemią, bo wcześniej państwa członkowskie UE wydawały niewiele mniej.

W Polsce wydatki publiczne są niższe od unijnej średniej, co nie oznacza, że są niskie – przekraczają bowiem 40 procent PKB. Największą kategorią wydatków polskiego państwa nie są wydatki na obronę narodową, bezpieczeństwo wewnętrzne i sądownictwo, ochronę zdrowia, Kościół czy nawet administrację. Najwięcej wydaje się w Polsce na tzw. ochronę socjalną – emerytury i renty (w tym „trzynastki” i „czternastki”, a być może niedługo też „piętnastki”), 500+, 300+ i różne inne formy „wsparcia”. Łącznie ta kategoria stanowi ponad jedną trzecią wydatków publicznych.

Z perspektywy czasu można by uznać za zrozumiałe, że zapomniany człowiek pozostawał zapomniany, gdy Sumner próbował zwrócić uwagę opinii publicznej na jego los. Wszak, jak wspomniałem, wydatki amerykańskiego państwa stanowiły wtedy raptem kilka procent PKB. Ale teraz, gdy np. w Polsce wydatki publiczne są w stosunku do rozmiarów gospodarki wielokrotnie wyższe, wydawać by się mogło, że powinno być inaczej.

Politycy chętnie wykorzystują niewiedzę ludzi, jeśli chodzi o płacone podatki. Fakt, iż w przypadku np. umów o pracę pracodawca potrąca całość podatków i składek płaconych przez pracownika, sprawia, że ten ostatni nigdy tych pieniędzy, które de facto oddaje państwu, nie ma na swoim koncie. Nie odnosi więc wrażenia, że cokolwiek państwu jest zmuszony zapłacić. Stąd później wyniki sondaży wskazujące, iż ponad 20 procent badanych uważa, że nie płaci żadnych podatków, a prawie 40 procent sądzi, że program 500+ jest finansowany albo z pieniędzy rządowych, albo z podatków, ale płaconych przez kogoś innego.

W zaciemnieniu obrazu tego, kto w ostatecznym rozrachunku finansuje państwowe programy, swój udział ma też to, na czym skupia się debata publiczna. W kontekście istniejących i proponowanych wydatków zwykle porusza się kwestię tego, czy budżet na nie stać. Tymczasem o wiele istotniejsze powinno być pytanie, czy podatki płacone przez ludzi nie są za wysokie. Przecież żeby budżet było na cokolwiek stać, państwo musi najpierw zebrać odpowiednią kwotę w podatkach albo się zadłużyć (co oznacza wyższe niż w przeciwnym razie podatki w przyszłości). Niestety świadomość tego niknie w zalewie informacji o idących w miliardy złotych wydatkach państwa. Jednak koniec końców wszystkie te wydatki finansuje zapomniany człowiek.

Jak obrazowo opisał to Frédéric Bastiat: „Państwo nie jest i nie może być istotą jednoręczną. Posiada dwie ręce: jedną do brania, drugą do dawania. Innymi słowy, rękę surową i rękę łagodną. Działanie tej drugiej jest z konieczności podporządkowane działaniu tej pierwszej”. Oczywiście politycy chętnie eksponują „rękę łagodną”, ukrywając przy tym „rękę surową”. Przykłady?

Przez kilka ostatnich lat słyszeliśmy, że rząd ma pieniądze na politykę społeczną dzięki „skutecznej walce z mafiami vatowskimi”. Pomijając fakt, że tzw. uszczelnienie VAT przyniosło budżetowi wzrost wpływów o kilkanaście miliardów złotych rocznie, a 500+ wraz z „trzynastkami” i „czternastkami” kosztuje rocznie ponad 60 miliardów złotych (co pokazuje, że matematyka stojąca za tym twierdzeniem ewidentnie kuleje), trzeba zadać pytanie: dlaczego zamiast tworzyć nowe programy socjalne rząd nie wykorzystał tego, by po prostu obniżyć podatki (chociażby „tymczasowo” podwyższone ponad dekadę temu stawki VAT), a zamiast tego wprowadził nowe?

W ostatnich miesiącach z ust przedstawicieli opozycji słyszeliśmy, że państwo stać na 20-procentową podwyżkę wynagrodzeń dla pracowników sfery budżetowej. Skąd miałoby wziąć pieniądze? Z podatku inflacyjnego, gdyż z powodu inflacji „dziesiątki miliardów złotych więcej zapłacimy w podatkach”. I znowu to samo pytanie: dlaczego nie ulżyć ludziom obniżkami podatków, gdy galopujący wzrost cen każdego miesiąca pożera siłę nabywczą ich wynagrodzeń?

I w końcu przykład redystrybucji, która odbywa się poza sektorem publicznym. W połowie lipca prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o „wakacjach kredytowych”. Pracom nad nią towarzyszyła wyjątkowa w ostatnich latach polityczna jednomyślność. Ustawę poparło aż 453 posłów i 98 senatorów. Słynny rabuś Willie Sutton, zapytany o to, dlaczego napada na banki, miał odpowiedzieć: „bo tam właśnie są pieniądze”. Tym tropem poszli też politycy – zarówno partii rządzącej, jak i opozycji. Banki pieniądze mają, zyski sektora zapowiadają się rekordowe, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by ulżyć dotkniętym rosnącymi ratami kredytobiorcom. Budżet nie ucierpi, za wszystko zapłacą banki.

Wydawać by się mogło, że sprawa jest oczywista: dłużnikowi należy współczuć, bo ciąży na nim obowiązek spłaty kredytu, a wierzyciel pieniądze ma, skoro był w stanie je pożyczyć. Powszechne wyobrażenia bywają jednak zwodnicze, a debata polityczna nad ustawą o „wakacjach kredytowych” tak bardzo skupiła się nad ustawianiem banków w roli kozłów ofiarnych, których można bezkarnie pozbawiać dochodów, że tylko te wyobrażenia utrwaliła.

Nawet pobieżne zapoznanie się z tym, w jaki sposób działają banki, pozwala jednak rozwiać to złudzenie. Banki co do zasady finansują się kapitałem obcym – głównie zobowiązaniami wobec podmiotów gospodarczych i gospodarstw domowych, które lokują w nich depozyty. Kiedy pozbawia się banki przychodów odsetkowych, te tracą środki na wypłatę odsetek od ulokowanych w nich oszczędności – również oszczędności deponowanych przez ludzi biednych i żyjących skromnie, odkładających na czarną godzinę czy z myślą o tym, by kiedyś w przyszłości mieć pieniądze na wkład własny na wymarzone mieszkanie. Wypłacanych przez banki odsetek nie da się oddzielić od odsetek od nich otrzymywanych: banki nie są skłonne ponosić kosztów wyższych od osiąganych przychodów.

Pojawiały się czasem głosy wskazujące na koszty, jakie w wyniku „wakacji kredytowych” mieliby ponieść deponenci i przyszli kredytobiorcy. Głosy te często zbywano jednak tym, że banki wcale oprocentowania lokat i kont oszczędnościowych nie podnoszą, za to chętnie podnoszą oprocentowanie kredytów. I tak utrwaliło się oczywiste kłamstwo, ze szkodą dla wielu deponentów, którzy nawet nie zdają sobie sprawy, że ich bank oferuje konto oszczędnościowe albo lokatę, oprocentowane na poziomie stopy referencyjnej NBP albo i wyżej, przez co trzymają oni dalej środki na nieoprocentowanym rachunku bieżącym.

Ale pojawiały się głosy o zapomnianych właścicielach banków. W debacie publicznej własność została już dawno temu w pełni utożsamiona z kontrolą, a tę, jeśli chodzi o największe banki komercyjne – jak powszechnie wiadomo – sprawuje albo państwo, albo kapitał zagraniczny. Finansowe konsekwencje tej kontroli ponoszą jednak wszyscy akcjonariusze, również ci, którzy posiadają po kilka akcji, tak samo jak wszyscy akcjonariusze ponoszą konsekwencje podatku bankowego, regulacji i „wakacji kredytowych”.

Kim są ci zapomniani właściciele banków? W pierwszej kolejności trzeba wymienić otwarte fundusze emerytalne, które na koniec 2021 roku posiadały bezpośrednio lub pośrednio (przez PZU, posiadające akcje Alior Banku i Pekao) akcje banków o wartości ponad 50 miliardów złotych, czyli ponad dwa razy więcej, niż wyniosła wartość akcji posiadanych bezpośrednio lub pośrednio przez Skarb Państwa (nieco ponad 24 miliardy złotych). To własność nie wielkich i bogatych instytucji finansowych, lecz 15 milionów przyszłych emerytów. Polacy posiadają akcje banków też samodzielnie, chociażby w wyniku różnych programów prywatyzacyjnych, do uczestniczenia w których zachęcały ich kolejne rządy. W końcu posiadają je, jeśli zdecydowali się zainwestować w polską giełdę w ramach tzw. trzeciego filara emerytalnego, w tym przez pracownicze plany kapitałowe. Do tych ostatnich nakłaniał, głosząc hasło „budowania oszczędności Polaków”, sam premier Mateusz Morawiecki, który w kwietniu tego roku, kiedy obwieścił, że „zmusi sektor bankowy” do pomagania kredytobiorcom, nie zająknął się nawet, że oznacza to, iż zapłacą za to również ponad dwa miliony uczestników promowanych wcześniej przez niego PPK.

Sumner pisze na koniec: „Zapomniany mężczyzna i zapomniana kobieta są duszą i sercem społeczeństwa. To oni powinni być na pierwszym miejscu, to o nich powinniśmy zawsze pamiętać. […] Jeśli już potrzeba reform społecznych, niechże wreszcie będą to programy uwolnienia zapomnianego człowieka choć od części obarczających go ciężarów”. Za rok mają się odbyć w Polsce wybory parlamentarne, które zawsze są dobrą okazją do łechtania wyborców obietnicami kolejnych dodatków i tarcz bez wspominania o nowych daninach, opłatach i podatkach. Już rozpoczęty festiwal obietnic potwierdza prawdziwość słów Bastiata, że „państwo to wielka fikcja, dzięki której każdy usiłuje żyć kosztem innych”. Ale może ktoś wreszcie przypomni sobie o zapomnianym człowieku?

 

Marcin Zieliński

wrzesień 2022 roku

PUBLIKACJE WYDAWNICTWA INSTYTUTU MISESA:

Ukazały się:

Ludwig von Mises, Ludzkie działanie, 2007, 2011

Jesús Huerta de Soto, Pieniądz, kredyt bankowy icykle koniunkturalne, 2009, 2011

Murray N. Rothbard, Wielki Kryzys wAmeryce, 2010

Pod prąd głównego nurtu ekonomii (red. Mateusz Machaj), 2010

Austriacy ostandardzie złota (red. Llewellyn Rockwell), 2011

Philipp Bagus, Tragedia euro, 2011

Ludwig von Mises, Teoria ahistoria, Instytut Misesa–Wydawnictwo Naukowe PWN, 2011

Ludwig von Mises, Kalkulacja ekonomiczna wsocjalizmie, 2011

Jesús Huerta de Soto, Socjalizm, rachunek ekonomiczny ifunkcja przedsiębiorcza, 2011

Adam Heydel, Dzieła zebrane, 2011

Henry Hazlitt, Ekonomia wjednej lekcji, 2012

Mateusz Machaj, Kapitalizm, socjalizm iprawa własności, 2013

Jörg Guido Hülsmann, Etyka produkcji pieniądza, 2014

Friedrich August von Hayek, Pieniądz ikryzysy, 2014

Hans-Hermann Hoppe, Teoria socjalizmu ikapitalizmu, 2015

Murray N. Rothbard, Ekonomiczny punkt widzenia, 2015

Eugen von Böhm-Bawerk, Ludwig von Mises, Murray N. Rothbard, Marksizm. Krytyka, 2016

Radosław Wojtyszyn, Doktryna polityczna iprawna Murraya Newtona Rothbarda, 2017

Nicolai J. Foss, Peter G. Klein, Organizowanie działania przedsiębiorczego. Nowe spojrzenie na firmę, 2017

Murray N. Rothbard, Ekonomia wolnego rynku, Fijorr Publishing-Instytut Misesa, 2017

Deirdre N. McCloskey, Burżuazyjna godność. Dlaczego ekonomia nie potrafi wyjaśnić współczesnego świata?, 2017

Ludwig von Mises, Rząd wszechmogący. Narodziny państwa totalnego iwojny totalnej, 2018

Michael Huemer, Problem władzy politycznej. Oprzymusie iposłuszeństwie, 2019

Mateusz Machaj, Gwiezdne wojny afilozofia polityki. Powstanie iupadek pierwszego imperium galaktycznego, Fijorr Publishing-Instytut Misesa, 2019

O INSTYTUCIE MISESA

 

Instytut Ludwiga von Misesa, ufundowany we Wrocławiu w sierpniu 2003 r., jest niezależnym ośrodkiem badawczo-edukacyjnym, odwołującym się do tradycji austriackiej szkoły ekonomii, dorobku klasycznego liberalizmu oraz libertariańskiej myśli politycznej. Patronem organizacji jest jeden z najwybitniejszych ekonomistów w historii – Ludwig von Mises. Od 2006 r. jesteśmy organizacją pożytku publicznego.

 

Nasza misja i działalność

Celem Instytutu Misesa jest zwiększenie wiedzy społeczeństwa na temat procesów ekonomicznych i instytucji gospodarki rynkowej. Pragniemy żyć w kraju o prężnej gospodarce opartej na własności prywatnej i odpowiedzialności, gdzie podstawą funkcjonowania społeczeństwa będzie dobrowolna i pokojowa współpraca międzyludzka.

Wierzymy, że najlepszymi metodami urzeczywistnienia naszych celów są rzetelna edukacja i merytoryczna argumentacja w dyskusji. Dlatego wydajemy książki, udostępniamy liczne teksty naukowe na stronie www.mises.pl, prowadzimy lekcje, wykłady i seminaria. Publikujemy także raporty, komentarze i teksty publicystyczne. Wszystkie te działania wymagają nakładów – czasu i pieniędzy.

 

Jak możesz pomóc?

1. Przekazać darowiznę:

Bezpośrednio na konto:

Instytut Edukacji Ekonomicznej im. Ludwiga von Misesa

50-224 Wrocław, pl. Strzelecki 20

Nr konta 19 2130 0004 2001 0253 7975 0001

Skorzystać z formularza na stronie www.mises.pl/przekaz-darowizne (możliwość płatności przelewem elektronicznym, kartą kredytową bądź systemem Pay-Pal).

 

Darowiznę można także odliczyć od podstawy opodatkowania.

 

2. Przekazać 1% podatku dochodowego:

Szczegóły na stronie: www.mises.pl/wsparcie/1-procent/

 

3. Pracować jako praktykant, wolontariusz lub współpracownik:

Zainteresowane osoby prosimy o kontakt pod adresem: [email protected] lub [email protected].