Dziady - Adam Mickiewicz - darmowy ebook + książka

Dziady ebook

Adam Mickiewicz

3,5

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Jeden z najważniejszych tekstów w historii polskiej literatury, “Dziady” Adama Mickiewicza, jest dostępny za darmo w Legimi w formie ebooka, zarówno w formacie epub jak i mobi.

 

Dziady” są niezwykłym przedsięwzięciem literackim, składają się z trzech osobnych części. Nie są one ani jednorodne ani chronologiczne. Spaja je postać głównego bohatera, jednak w każdym z dramatów występuje on w innej postaci - Upiora, Gustawa i Konrada.

 

Części II I IV “Dziadów” powstały między 1823 a 1824 rokiem. Mickiewicz przeprowadził się wtedy z Wilna do Kowna, dlatego te dwa dramaty nazywa się Dziadami wileńsko-kowieńskimi. Poeta sięga po wierzenia ludowe i pogańskie obrzędy. Mickiewicz łączy dwa światy, żywych i umarłych. Część II jest w swojej istocie dramatem społecznym. Mickiewicz pokazuje w niej współistnienie pogańskich obrzędów i chrześcijańskiej metafizyki. Guślarz, który jest mistrzem ceremonii, odwołuje się zarówno do ludowych przekonań jak i do Boga. Część IV natomiast jest dramatem miłosnym. Gustaw w chaotycznym i ekspresyjnym monologu opowiada historię swojej nieszczęśliwej miłości. Jest on niespełnionym kochankiem, który popadł w obłęd po stracie ukochanej i popełnił samobójstwo.

 

Część III “Dziadów” powstała znacznie później, bo w 1832 roku, czyli tuż po powstaniu listopadowym. Część III jest dramatem narodowo-rewolucyjnym, w którym Mickiewicz zawarł własną koncepcję walki z zaborcą. Dramat opisuje cierpienia Polaków, których doznawali pod carskim nadzorem. Bohaterem jest Konrad, który jest nowym uosobieniem Gustawa znanego z poprzednich części. Jest on symbolem porzucenia własnych problemów na rzecz walki o ojczyznę. Jest on gotowy poświęcić wszystko, aby ratować swój kraj.

 

Dziady”, szczególnie część III, uznawane są za jeden z najważniejszych tekstów jakie miały wpływ na kolejne pokolenia Polaków. Uniwersalność tych dramatów wyraża się w przedstawieniu uczuć, które zawsze towarzyszą człowiekowi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 257

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (93 oceny)
30
23
16
15
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
hopsielewska2137

Całkiem niezła

ranking: 1.dziady cz II - świetna, genialna, najlepsza czesc, króciutka, zwiezla, z morałem, postaci fantastyczne bardzo przyjemne 2.dziady cz IV - nic z niej nie pamiętam 3.dziady cz III - koszmary piekielne, mesjanizmu nawet nie będę komentować
20
MagdalenaLukas

Nie polecam

nie polecam
32
margodeutschart

Nie polecam

Nie to wydanie!
10
noellkid

Z braku laku…

Przeczytałam…ale jakim kosztem
10
Lepki13

Dobrze spędzony czas

Ciekawa pozycja naszego Wieszcza.
11

Popularność




Adam Mickiewicz

Dziady

Dziady. Poema

Upiór[1]

Ser­ce usta­ło, pierś już lo­do­wa­ta,  
Ścię­ły się usta i oczy za­war­ły;  
Na świe­cie jesz­cze, lecz już nie dla świa­ta!  
Cóż to za czło­wiek? – Umar­ły.  
Patrz, duch na­dziei ży­cie mu na­da­je,  
Gwiaz­da pa­mię­ci pro­my­ków uży­cza,  
Umar­ły wra­ca na mło­do­ści kra­je  
Szu­kać lu­be­go ob­li­cza.  
Pierś zno­wu tchnę­ła, lecz pierś lo­do­wa­ta,  
Usta i oczy sta­nę­ły otwo­rem,  
Na świe­cie zno­wu, ale nie dla świa­ta;  
Czym­że ten czło­wiek? – Upio­rem.  
Ci, któ­rzy bli­żej cmen­ta­rza miesz­ka­li,  
Wie­dzą, iż upiór ten co rok się bu­dzi,  
Na dzień za­dusz­ny mo­gi­łę od­wa­li  
I dą­ży po­mię­dzy lu­dzi.  
Aż gdy za­dzwo­nią na nie­dzie­lę czwar­tą,  
Wra­ca się no­cą opa­dły na si­le,  
Z pier­sią skrwa­wio­ną, jak­by dziś roz­dar­tą,  
Usy­pia zno­wu w mo­gi­le.  
Peł­no jest wie­ści o noc­nym czło­wie­ku,  
Ży­ją, co by­li na je­go po­grze­bie;  
Sły­chać, iż zgi­nął w mło­do­cia­nym wie­ku,  
Po­dob­no za­bił sam sie­bie.  
Te­raz za­pew­ne wiecz­ne cier­pi ka­ry,  
Bo smut­nie ję­czał i pło­mie­niem bu­chał;  
Nie­daw­no je­den za­kry­sty­jan[2] sta­ry  
Oba­czył go i pod­słu­chał.  
Mó­wi, iż upiór, sko­ro wy­szedł z zie­mi,  
Oczy na gwiaz­dę po­ran­ną wy­wró­cił,  
Za­ła­mał rę­ce i usty chłod­ne­mi  
Ta­ko­wą skar­gę wy­rzu­cił:  
„Du­chu prze­klę­ty, po co śród pa­ro­wu[3]
Nie­czu­łej zie­mi ogień ży­cia wznie­casz?  
Bla­sku prze­klę­ty, za­ga­słeś i zno­wu,  
Po co mi zno­wu przy­świe­casz?  
O spra­wie­dli­wy, lecz strasz­ny wy­ro­ku!  
Uj­rzeć ją zno­wu, po­znać się, roz­łą­czyć;  
I com ucier­piał, to cier­pieć co ro­ku,  
I ja­kem skoń­czył, za­koń­czyć.  
Że­bym cię zna­lazł, mu­szę mię­dzy zgra­ją  
Błą­dzić z dłu­gie­go wy­szedł­szy ukry­cia;  
Lecz nie dbam, jak mię lu­dzie po­wi­ta­ją;  
Wszyst­kie­gom do­znał za ży­cia.  
Kie­dyś pa­trzy­ła, mu­sia­łem jak zbro­dzień  
Od­wra­cać oczy; sły­sza­łem twe sło­wa,  
Sły­sza­łem co dzień, i mu­sia­łem co dzień  
Mil­czeć jak de­ska gro­bo­wa.  
Śmie­li się nie­gdyś przy­ja­cie­le mło­dzi,  
Zwa­li tę­sk­no­tę dzi­wac­twem, prze­sa­dą;  
Star­szy ra­mie­niem ści­ska i od­cho­dzi  
Lub mą­drą nu­dzi mię ra­dą.  
Śmiesz­ków i rad­ców za­rów­no słu­cha­łem,  
Choć i sam mo­że nie lep­szy od dru­gich,  
Sam bym się gor­szył zby­tecz­nym za­pa­łem  
Lub śmiał się z ża­lów zbyt dłu­gich.  
Ktoś in­ny my­ślał, że ob­ra­żam cie­bie,  
Uwła­czam je­go ro­do­wi­tej du­mie;  
Prze­cież ule­gał grzecz­no­ści, po­trze­bie,  
Uda­wał, że nie ro­zu­mie.  
Lecz i ja dum­ny, żem go rów­nie zba­dał,  
Choć mię nie py­ta, cho­ciaż mil­czeć umiem;  
Mó­wi­łem gwał­tem, a gdy od­po­wia­dał,  
Uda­łem, że nie ro­zu­miem.  
Ale kto nie mógł da­ro­wać mi grze­chu,  
Le­d­wie obe­lgę na ustach przy­trzy­ma,  
Nie­chęt­nie li­ca gwał­ci do uśmie­chu  
I li­tość kła­mie oczy­ma;  
Ta­kie­mu tyl­ko nig­dym nie prze­ba­czył,  
Wszak­żem skar­ga­mi ni­g­dy ust nie zma­zał,  

Dzia­dy, część II

DZIA­DY. Jest to na­zwi­sko uro­czy­sto­ści ob­cho­dzo­nej do­tąd mię­dzy po­spól­stwem w wie­lu po­wia­tach Li­twy, Prus i Kur­lan­dii, na pa­miąt­kę dzia­dów, czy­li w ogól­no­ści zmar­łych przod­ków. Uro­czy­stość ta po­cząt­kiem swo­im za­się­ga cza­sów po­gań­skich i zwa­ła się nie­gdyś ucztą ko­zła[5], na któ­rej prze­wod­ni­czył Koź­larz, Hu­slar, Gu­ślarz[6], ra­zem ka­płan i po­eta (gę­ślarz).

W te­raź­niej­szych cza­sach, po­nie­waż świa­tłe du­cho­wień­stwo i wła­ści­cie­le usi­ło­wa­li wy­ko­rze­nić zwy­czaj po­łą­czo­ny z za­bo­bon­ny­mi prak­ty­ka­mi i zbyt­kiem czę­sto­kroć na­gan­nym, po­spól­stwo więc świę­ci Dzia­dy ta­jem­nie w ka­pli­cach lub pu­stych do­mach nie­da­le­ko cmen­ta­rza. Za­sta­wia się tam po­spo­li­cie uczta z roz­ma­ite­go ja­dła, trun­ków, owo­ców i wy­wo­łu­ją się du­sze nie­bosz­czy­ków. God­na uwa­gi, iż zwy­czaj czę­sto­wa­nia zmar­łych zda­je się być wspól­ny wszyst­kim lu­dom po­gań­skim, w daw­nej Gre­cji za cza­sów ho­me­rycz­nych, w Skan­dy­na­wii, na Wscho­dzie i do­tąd po wy­spach No­we­go Świa­ta. Dzia­dy na­sze ma­ją to szcze­gól­nie, iż ob­rzę­dy po­gań­skie po­mie­sza­ne są z wy­obra­że­nia­mi re­li­gii chrze­ści­jań­skiej, zwłasz­cza iż dzień za­dusz­ny przy­pa­da oko­ło cza­su tej uro­czy­sto­ści. Po­spól­stwo ro­zu­mie, iż po­tra­wa­mi, na­po­jem i śpie­wa­mi przy­no­si ulgę du­szom czy­sco­wym[7].

Cel tak po­boż­ny świę­ta, miej­sca sa­mot­ne, czas noc­ny, ob­rzę­dy fan­ta­stycz­ne prze­ma­wia­ły nie­gdyś sil­nie do mo­jej ima­gi­na­cji; słu­cha­łem ba­jek, po­wie­ści i pie­śni o nie­bosz­czy­kach po­wra­ca­ją­cych z proś­ba­mi lub prze­stro­ga­mi; a we wszyst­kich zmy­śle­niach po­czwar­nych moż­na by­ło do­strzec pew­ne dą­że­nie mo­ral­ne i pew­ne na­uki, gmin­nym spo­so­bem zmy­sło­wie[8] przed­sta­wia­ne.

Po­ema ni­niej­sze przed­sta­wi ob­ra­zy w po­dob­nym du­chu, śpie­wy zaś ob­rzę­do­we, gu­sła i in­kan­ta­cje[9] są po więk­szej czę­ści wier­nie, a nie­kie­dy do­słow­nie z gmin­nej po­ezji wzię­te.

Gu­ślarz – Sta­rzec pierw­szy z chó­ru – Chór wie­śnia­ków i wie­śnia­czek – ka­pli­ca, wie­czór.
The­re are mo­re things in He­aven and Earth,/ Than are dre­amt of in your phi­lo­so­phy.[10]
Sha­ke­spe­are
Są dzi­wy w nie­bie i na zie­mi, o któ­rych  
ani śni­ło się wa­szym fi­lo­zo­fom.  

CHÓR

Ciem­no wszę­dzie, głu­cho wszę­dzie,  
Co to bę­dzie, co to bę­dzie?  

GU­ŚLARZ

Za­mknij­cie drzwi od ka­pli­cy  
I stań­cie do­ko­ła tru­ny[11];  
Żad­nej lam­py, żad­nej świ­écy,  
W oknach za­wie­ście ca­łu­ny.  
Niech księ­ży­ca ja­sność bla­da  
Szcze­li­na­mi tu nie wpa­da.  
Tyl­ko żwa­wo, tyl­ko śmia­ło.  

STA­RZEC

Jak ka­za­łeś, tak się sta­ło.  

CHÓR

Ciem­no wszę­dzie, głu­cho wszę­dzie,  
Co to bę­dzie, co to bę­dzie?  

GU­ŚLARZ

Czy­sco­we du­szecz­ki!  
W ja­kiej­kol­wiek świa­ta stro­nie:  
Czy­li któ­ra w smo­le pło­nie,  
Czy­li mar­z­nie na dnie rzecz­ki,  
Czy­li dla do­tkliw­szej ka­ry  
W su­ro­wym wsz­cze­pio­na drew­nie,  
Gdy ją w pie­cu gry­zą ża­ry,  
I pisz­czy, i pła­cze rzew­nie;  
Każ­da spiesz­cie do gro­ma­dy!  
Gro­ma­da niech się tu zbie­rze!  
Oto ob­cho­dzi­my Dzia­dy!  
Zstę­puj­cie w świę­ty przy­by­tek;  
Jest jał­muż­na, są pa­cie­rze,  
I je­dze­nie, i na­pi­tek.  

CHÓR

Ciem­no wszę­dzie, głu­cho wszę­dzie,  
Co to bę­dzie, co to bę­dzie?  

GU­ŚLARZ

Po­daj­cie mi garść ką­dzie­li,  
Za­pa­lam ją; wy z po­śpie­chem,  
Sko­ro pło­myk w gó­rę strze­li,  
Pędź­cie go z lek­kim od­de­chem.  
O tak, o tak, da­léj, da­léj,  
Niech się na po­wie­trzu spa­li.  

CHÓR

Ciem­no wszę­dzie, głu­cho wszę­dzie,  
Co to bę­dzie, co to bę­dzie?  

GU­ŚLARZ

Na­przód wy z lek­ki­mi du­chy,  
Co­ście śród te­go pa­do­łu  
Ciem­no­ty i za­wie­ru­chy,  
Nę­dzy, pła­czu i mo­zo­łu  
Za­bły­snę­li i spło­nę­li  
Ja­ko ta garst­ka ką­dzie­li[12].  
Kto z was wietrz­nym błą­dzi szla­kiem,  
W nie­bie­skie nie wzle­ciał bra­my,  
Te­go lek­kim, ja­snym zna­kiem  
Przy­zy­wa­my, za­kli­na­my.  

CHÓR

Mów­cie, ko­mu cze­go brak­nie,  
Kto z was pra­gnie, kto z was łak­nie.  

GU­ŚLARZ

Pa­trz­cie, ach, pa­trz­cie do gó­ry,  
Cóż tam pod skle­pie­niem świe­ci?  
Oto zło­ci­sty­mi pió­ry  
Trze­pio­ce się dwo­je dzie­ci.  
Jak li­stek z list­kiem w po­wie­wie,  
Krę­cą się pod cer­kwi wierz­choł­kiem;  
Jak go­łą­bek z go­łąb­kiem na drze­wie,  
Tak anio­łek igra z anioł­kiem.  

GU­ŚLARZ I STA­RZEC

Jak li­stek z list­kiem w po­wie­wie,  
Krę­cą się pod cer­kwi wierz­choł­kiem;  
Jak go­łą­bek z go­łąb­kiem na drze­wie,  
Tak anio­łek igra z anioł­kiem.  
ANIO­ŁEK
do jed­nej z wie­śnia­czek
Do ma­my le­cim, do ma­my.  
Cóż to, ma­mo, nie znasz Jó­zia?  
Ja to Jó­zio, ja ten sa­my[13],  
A to sio­stra mo­ja Ró­zia.  
My te­raz w ra­ju la­ta­my,  
Tam nam le­piej niż u ma­my.  
Patrz, ja­kie głów­ki w pro­mie­niu,  
Ubiór z ju­trzen­ki świa­teł­ka,  
A na obo­im ra­mie­niu  
Jak u mo­tyl­ków skrzy­deł­ka:  
W ra­ju wszyst­kie­go do­sta­tek,  
Co dzień to in­na za­baw­ka:  
Gdzie stą­pim, wy­pły­wa traw­ka,  
Gdzie do­tkniem, roz­kwi­ta kwia­tek.  
Lecz choć wszyst­kie­go do­sta­tek,  
Drę­czy nas nu­da i trwo­ga.  
Ach, ma­mo, dla two­ich dzia­tek  
Za­mknię­ta do nie­ba dro­ga!  

CHÓR

Lecz choć wszyst­kie­go do­sta­tek,  
Drę­czy ich nu­da i trwo­ga,  
Ach, ma­mo, dla two­ich dzia­tek  
Za­mknię­ta do nie­ba dro­ga!  

GU­ŚLARZ

Cze­go po­trze­bu­jesz, du­szecz­ko,  
Że­by się do­stać do nie­ba?  
Czy pro­sisz o chwa­łę Bo­ga,  
Czy­li o przy­sma­czek słod­ki,  
Są tu pącz­ki, cia­sta, mlecz­ko  
I owo­ce, i ja­gód­ki.  
Cze­go po­trze­bu­jesz, du­szecz­ko,  
Że­by się do­stać do nie­ba?  

ANIO­ŁEK

Nic nam, nic nam nie po­trze­ba.  
Zbyt­kiem sło­dy­czy na zie­mi  
Je­ste­śmy nie­szczę­śli­we­mi.  
Ach, ja w mo­jem ży­ciu ca­łem  
Nic gorz­kie­go nie do­zna­łem.  
Piesz­czo­ty, ła­kot­ki, swa­wo­le,  
A co zro­bię, wszyst­ko ca­ca.  
Śpie­wać, ska­kać, wy­biec w po­le,  
Urwać kwiat­ków dla Ro­zal­ki,  
Oto by­ła mo­ja pra­ca,  
A jej pra­ca stro­ić lal­ki.  
Przy­la­tu­je­my na Dzia­dy  
Nie dla mo­dłów i bie­sia­dy,  
Nie­po­trzeb­na msza ofiar­na;  
Nie o pącz­ki, mlecz­ka, chru­sty –  
Pro­sim gor­czy­cy dwa ziar­na;  
A ta usłu­ga tak mar­na  
Sta­nie za wszyst­kie od­pu­sty.  
Bo słu­chaj­cie i zważ­cie u sie­bie,  
Że we­dług bo­że­go roz­ka­zu:  
Kto nie do­znał go­ry­czy ni ra­zu,  
Ten nie do­zna sło­dy­czy w nie­bie.  

CHÓR

Bo słu­chaj­my i zważ­my u sie­bie,  
Że we­dług bo­że­go roz­ka­zu:  
Kto nie do­znał go­ry­czy ni ra­zu,  
Ten nie do­zna sło­dy­czy w nie­bie.  

GU­ŚLARZ

Anioł­ku, du­szecz­ko!  
Cze­go chcia­łeś, ma­cie obie.  
To ziar­necz­ko, to ziar­necz­ko,  
Te­raz z Bo­giem idź­cie so­bie.  
A kto proś­by nie po­słu­cha,  
W imię Oj­ca, Sy­na, Du­cha.  
Wi­dzi­cie Pań­ski krzyż?  
Nie chce­cie ja­dła, na­po­ju,  
Zo­staw­cież nas w po­ko­ju!  
A kysz, a kysz!  

CHÓR

A kto proś­by nie po­słu­cha,  
W imię Oj­ca, Sy­na, Du­cha.  
Wi­dzi­cie Pań­ski krzyż?  
Nie chce­cie ja­dła, na­po­ju,  
Zo­staw­cież nas w po­ko­ju;  
A kysz, a kysz!  
Wid­mo zni­ka.

GU­ŚLARZ

Już strasz­na pół­noc przy­by­wa,  
Za­my­kaj­cie drzwi na kłód­ki;  
Weź­cie smol­ny pęk łu­czy­wa,  
Staw­cie w środ­ku ko­cioł wód­ki.  
A gdy la­ską ski­nę z da­la,  
Nie­chaj się wód­ka za­pa­la.  
Tyl­ko żwa­wo, tyl­ko śmia­ło.  

STA­RZEC

Ju­żem go­tów.  

GU­ŚLARZ

Da­ję ha­sło.  

STA­RZEC

Buch­nę­ło, za­wrza­ło  
I zga­sło.  

CHÓR

Ciem­no wszę­dzie, głu­cho wszę­dzie,  
Co to bę­dzie, co to bę­dzie?  

GU­ŚLARZ

Da­lej wy z naj­cięż­szym du­chem,  
Co­ście do te­go pa­do­łu  
Przy­ku­ci zbrod­ni łań­cu­chem  
Z cia­łem i du­szą po­spo­łu.  
Choć zgon le­pian­kę roz­kru­szy,  
Choć was anioł śmier­ci wo­ła,  
Ży­wot z cie­le­snej ka­tu­szy  
Do­tąd wy­drzeć się nie zdo­ła.  
Je­że­li ka­rę tak sro­gą  
Lu­dzie nie­co zwol­nić mo­gą  
I zba­wić pie­kiel­nej ja­my,  
Któ­rej je­ste­ście tak bli­sko:  
Was wzy­wa­my, za­kli­na­my  
Przez ży­wioł wasz, przez ogni­sko!  

CHÓR

Mów­cie, ko­mu cze­go brak­nie,  
Kto z was pra­gnie, kto z was łak­nie?  

GŁOS

za oknem
Hej, kru­ki, so­wy, or­li­ce!  
O wy prze­klę­te żar­ło­ki!  
Puść­cie mnie tu pod ka­pli­cę,  
Puść­cie mnie choć na dwa kro­ki.  

GU­ŚLARZ

Wszel­ki duch! ja­każ po­two­ra!  
Wi­dzi­cie w oknie upio­ra?  
Jak kość na po­lu wy­bla­dły;  
Pa­trz­cie! pa­trz­cie, ja­kie li­ce!  
W gę­bie dym i bły­ska­wi­ce,  
Oczy na gło­wę wy­sia­dły,  
Świe­cą jak wę­gle w po­pie­le.  
Włos roz­czo­chra­ny na cze­le.  
A jak su­chy snop cier­nio­wy  
Pło­nąc mio­tłę ognia ci­ska,  
Tak od po­tę­pień­ca gło­wy  
Z trza­skiem sy­pią się iskrzy­ska.  

GU­ŚLARZ I STA­RZEC

A jak su­chy snop cier­nio­wy  
Pło­nąc mio­tłę ognia ci­ska,  
Tak od po­tę­pień­ca gło­wy  
Z trza­skiem sy­pią się iskrzy­ska.  

WID­MO

zza okna
Dzie­ci! nie zna­cie mnie, dzie­ci?  
Przy­pa­trz­cie się tyl­ko z bli­ska,  
Przy­po­mnij­cie tyl­ko so­bie!  
Ja nie­bosz­czyk pan wasz, dzie­ci!  
Wszak to mo­ja by­ła wio­ska.  
Dziś le­d­wo rok mi­ja trze­ci,  
Jak mnie zło­ży­li­ście w gro­bie.  
Ach, zbyt cięż­ka rę­ka bo­ska!  
Je­stem w złe­go du­cha mo­cy,  
Okrop­ne cier­pię mę­czar­nie.  
Kę­dy noc zie­mię ogar­nie,  
Tam idę szu­ka­jąc no­cy;  
A ucie­ka­jąc od słoń­ca  
Tak pę­dzę ży­wot tu­ła­czy,  
A nie znaj­dę błę­dom[14] koń­ca.  
Wiecz­nych gło­dów je­stem pa­stwą;  
A któż mię na­kar­mić ra­czy?  
Szar­pie mię żar­łocz­ne pta­stwo[15];  
A któż bę­dzie mój obroń­ca?  
Nie masz, nie masz mę­kom koń­ca!  

CHÓR

Szar­pie go żar­łocz­ne pta­stwo,  
A któż mu bę­dzie obroń­ca?  
Nie masz, nie masz mę­kom koń­ca!  

GU­ŚLARZ

A cze­góż po­trze­ba dla du­szy,  
Aby unik­nąć ka­tu­szy?  
Czy pro­sisz o chwa­łę nie­ba?  
Czy o po­świę­co­ne go­dy?  
Jest do­stat­kiem mle­ka, chle­ba,  
Są owo­ce i ja­go­dy.  
Mów, cze­go trze­ba dla du­szy,  
Aby się do­stać do nie­ba?  

WID­MO

Do nie­ba?… bluź­nisz da­rem­nie…  
O nie! ja nie chcę do nie­ba;  
Ja tyl­ko chcę, że­by ze mnie  
Prę­dzej się du­sza wy­wle­kła.  
Sto­kroć wo­lę pójść do pie­kła,  
Wszyst­kie mę­ki znio­sę snad­nie[16];  
Wo­lę ję­czeć w pie­kle na dnie,  
Niż z du­cha­mi nie­czy­ste­mi  
Błą­kać się wiecz­nie po zie­mi,  
Wi­dzieć daw­nych uciech śla­dy,  
Pa­miąt­ki daw­nej szka­ra­dy;  
Od wscho­du aż do za­cho­du,  
Od za­cho­du aż do wscho­du  
Umie­rać z pra­gnie­nia, z gło­du  
I kar­mić dra­pież­ne pta­ki.  
Lecz nie­ste­ty! wy­rok ta­ki,  
Że do­pó­ty w cie­le mu­szę  
Po­tę­pio­ną włó­czyć du­szę,  
Nim kto z was, pod­da­ni moi,  
Po­ży­wi mię i na­poi.  
Ach, jak mnie pra­gnie­nie pa­li;  
Gdy­by ma­ła wo­dy miar­ka!  
Ach! gdy­by­ście mnie po­da­li  
Choć­by dwa psze­ni­cy ziar­ka!  

CHÓR

Ach, jak go pra­gnie­nie pa­li!  
Gdy­by ma­ła wo­dy miar­ka!  
Ach, gdy­by­śmy mu po­da­li  
Choć­by dwa psze­ni­cy ziar­ka!  

CHÓR PTA­KÓW NOC­NYCH

Dar­mo że­brze, dar­mo pła­cze:  
My tu czar­nym ko­ro­wo­dem,  
So­wy, kru­ki i pu­cha­cze,  
Nie­gdyś, pan­ku, słu­gi two­je.  
Któ­reś ty po­mo­rzył gło­dem,  
Zje­my po­kar­my, wy­pi­jem na­po­je.  
Hej, so­wy, pu­cha­cze, kru­ki,  
Szpo­na­mi, krzy­wy­mi dzio­by  
Szar­paj­my[17] ja­dło na sztu­ki!  
Cho­ciaż­byś trzy­mał już w gę­bie,  
I tam ja szpo­nę za­głę­bię;  
Do­sta­nę aż do wą­tro­by.  
Nie zna­łeś li­to­ści, pa­nie!  
Hej, so­wy, pu­cha­cze, kru­ki,  
I my nie znaj­my li­to­ści:  
Szar­paj­my ja­dło na sztu­ki,  
A kie­dy ja­dła nie sta­nie,  
Szar­paj­my cia­ło na sztu­ki,  
Nie­chaj na­gie świe­cą ko­ści.  

KRUK

Nie lu­bisz umie­rać z gło­du!  
A po­mnisz, jak raz w je­sie­ni  
Wsze­dłem do twe­go ogro­du?  
Grusz­ka doj­rze­wa, jabł­ko się czer­wie­ni;  
Trzy dni nic nie mia­łem w ustach,  
Otrzą­sną­łem ja­błek kil­ka.  
Lecz ogrod­nik skry­ty w chru­stach[18]
Za­raz na­ro­bił ha­ła­su  
I po­szczuł psa­mi jak wil­ka.  
Nie prze­sko­czy­łem ta­ra­su[19],  
Do­pę­dzi­ła mię ob­ła­wa;  
Przed pa­nem to­czy się spra­wa,  
O co? o owo­ce z la­su,  
Któ­re na wspól­ną wy­go­dę  
Bóg dał jak ogień i wo­dę.  
Ale pan gniew­ny za­wo­ła:  
„Po­trze­ba dać przy­kład gro­zy”.  
Zbiegł się lud z ca­łe­go sio­ła[20],  
Przy­wią­za­no mnie do so­chy[21],  
Zbi­to dzie­sięć pę­ków ło­zy.  
Każ­dą kość, jak z kło­sa ży­to,  
Jak od su­chych strą­ków gro­chy,  
Od skó­ry mo­jej od­bi­to!  
Nie zna­łeś li­to­ści, pa­nie!  

CHÓR PTA­KÓW

Hej, so­wy, pu­cha­cze, kru­ki,  
I my nie znaj­my li­to­ści!  
Szar­paj­my ja­dło na sztu­ki;  
A kie­dy ja­dła nie sta­nie,  
Szar­paj­my cia­ło na sztu­ki,  
Nie­chaj na­gie świe­cą ko­ści!  

SO­WA

Nie lu­bisz umie­rać z gło­du!  
Po­mnisz, jak w ku­cy­ją[22] sa­mą,  
Po­śród naj­tęż­sze­go chło­du,  
Sta­łam z dzie­cię­ciem pod bra­mą.  
Pa­nie! wo­ła­łam ze łza­mi,  
Zli­tuj się nad sie­ro­ta­mi!  
Mąż mój już na tam­tym świe­cie,  
Cór­kę za­bra­łeś do dwo­ra,  
Mat­ka w cha­cie le­ży cho­ra,  
Przy pier­siach ma­leń­kie dzie­cię.  
Pa­nie, daj nam za­po­mo­gę,  
Bo da­lej wy­żyć nie mo­gę!  
Ale ty, pa­nie, bez du­szy!  
Hu­la­jąc w pja­nej ocho­cie,  
Prze­wa­la­jąc się po zło­cie,  
Haj­du­ko­wi rze­kłeś z ci­cha:  
„Kto tam go­ściom trą­bi w uszy?  
Wy­pędź że­bracz­kę, do li­cha”.  
Po­słu­chał haj­duk nie­cno­ta,  
Za wło­sy wy­wlekł za wro­ta!  
We­pchnął mię z dziec­kiem do śnie­gu!  
Zbi­ta i prze­zię­bła sro­dze,  
Nie mo­głam zna­leźć noc­le­gu;  
Zmar­z­łam z dzie­cię­ciem na dro­dze.  
Nie zna­łeś li­to­ści, pa­nie!  

CHÓR PTA­KÓW

Hej, so­wy, pu­cha­cze, kru­ki,  
I my nie znaj­my li­to­ści!  
Szar­paj­my ja­dło na sztu­ki,  
A kie­dy ja­dła nie sta­nie,  
Szar­paj­my cia­ło na sztu­ki,  
Nie­chaj na­gie świe­cą ko­ści!  

WID­MO

Nie ma, nie ma dla mnie ra­dy!  
Dar­mo po­da­jesz ta­le­rze,  
Co dasz, to pta­stwo za­bie­rze.  
Nie dla mnie, nie dla mnie Dzia­dy!  
Tak, mu­szę drę­czyć się wiek wie­kiem,  
Spra­wie­dli­we zrzą­dze­nia bo­że!  
Bo kto nie był ni ra­zu czło­wie­kiem,  
Te­mu czło­wiek nic nie po­mo­że.  

CHÓR

Tak, mu­sisz drę­czyć się wiek wie­kiem,  
Spra­wie­dli­we zrzą­dze­nia bo­że!  
Bo kto nie był ni ra­zu czło­wie­kiem,  
Te­mu czło­wiek nic nie po­mo­że.  

GU­ŚLARZ

Gdy nic to­bie nie po­mo­że,  
Idź­że so­bie precz, nie­bo­że.  
A kto proś­by nie po­słu­cha,  
W Imię Oj­ca, Sy­na, Du­cha.  
Czy wi­dzisz Pań­ski krzyż?  
Nie bie­rzesz ja­dła, na­po­ju?  
Zo­staw­że nas w po­ko­ju!  
A kysz, a kysz!  

CHÓR

A kto proś­by nie po­słu­cha,  
W imię Oj­ca, Sy­na, Du­cha.  
Czy wi­dzisz Pań­ski krzyż?  
Nie bie­rzesz ja­dła, na­po­ju?  
Zo­staw­że nas w po­ko­ju!  
A kysz, a kysz!  
Wid­mo zni­ka.

GU­ŚLARZ

Po­daj­cie mi, przy­ja­cie­le,  
Ten wia­nek na ko­niec la­ski.  
Za­pa­lam świę­co­ne zie­le,  
W gó­rę dy­my, w gó­rę bla­ski!  

CHÓR

Ciem­no wszę­dzie, głu­cho wszę­dzie,  
Co to bę­dzie, co to bę­dzie?  

GU­ŚLARZ

Te­raz wy, po­śred­nie du­chy,  
Co­ście u te­go pa­do­łu  
Ciem­no­ty i za­wie­ru­chy  
Ży­ły­ście z ludź­mi po­spo­łu;  
Lecz, od ludz­kiej wol­ne ska­zy,  
Ży­ły­ście nie nam, nie świa­tu,  
Ja­ko te czą­bry i śla­zy[23],  
Ni z nich owo­cu, ni kwia­tu.  
Ani się ukar­mi zwie­rzę,  
Ani się czło­wiek ubie­rze;  
Lecz w won­ne skrę­co­ne wian­ki  
Na ścia­nie wi­szą wy­so­ko.  
Tak wy­so­ko, o zie­mian­ki,  
By­ła wa­sza pierś i oko!  
Któ­ra do­tąd z czy­stym skrzy­dłem  
Nie­bie­skiej nie prze­szła bra­my,  
Was tym świa­tłem i ka­dzi­dłem  
Za­pra­sza­my, za­kli­na­my.  

CHÓR

Mów­cie, ko­mu cze­go brak­nie,  
Kto z was pra­gnie, kto z was łak­nie.  

GU­ŚLARZ

A toż czy ob­raz Bo­ga­ro­dzi­cy?  
Czy­li aniel­ska po­stać?  
Jak lek­kim rzu­tem ob­rę­cza  
Po ob­ło­kach zbie­ga tę­cza,  
By z je­zio­ra wo­dy do­stać,  
Tak ona świe­ci w ka­pli­cy.  
Do nóg bia­ła spły­wa sza­ta,  
Włos z wie­trzy­ka­mi swa­wo­li,  
Po ja­go­dach uśmiech la­ta,  
Ale w oczach łza nie­do­li.  

GU­ŚLARZ I STA­RZEC

Do nóg bia­ła spły­wa sza­ta,  
Włos z wie­trzy­ka­mi swa­wo­li,  
Po ja­go­dach uśmiech la­ta,  
Ale w oczach łza nie­do­li.  

GU­ŚLARZ I DZIEW­CZY­NA

GU­ŚLARZ

Na gło­wie ma kra­śny wia­nek[24],  
W rę­ku zie­lo­ny ba­dy­lek,  
A przed nią bie­ży[25] ba­ra­nek,  
A nad nią le­ci mo­ty­lek.  
Na ba­ran­ka bez ustan­ku  
Wo­ła: baś, baś, mój ba­ran­ku,  
Ba­ra­nek za­wsze z da­le­ka:  
Mo­tyl­ka ró­zecz­ką go­ni  
I już, już trzy­ma go w dło­ni;  
Mo­ty­lek za­wsze ucie­ka.  

DZIEW­CZY­NA

Na gło­wie mam kra­śny wia­nek,  
W rę­ku zie­lo­ny ba­dy­lek,  
Przede mną bie­ży ba­ra­nek,  
Na­de mną le­ci mo­ty­lek.  
Na ba­ran­ka bez ustan­ku  
Wo­łam: baś, baś, mój ba­ran­ku,  
Ba­ra­nek za­wsze z da­le­ka;  
Mo­tyl­ka ró­zecz­ką go­nię  
I już, już chwy­tam go w dło­nie;  
Mo­ty­lek za­wsze ucie­ka.  

DZIEW­CZY­NA

Tu nie­gdyś w wio­sny po­ran­ki  
Naj­pięk­niej­sza z te­go sio­ła,  
Zo­sia pa­sa­jąc ba­ran­ki  
Ska­cze i śpie­wa we­so­ła.  
La la la la  
Oleś za go­łąb­ków pa­rę  
Chciał raz po­ca­ło­wać w usta;  
Lecz i proś­bę, i ofia­rę  
Wy­śmia­ła dziew­czy­na pu­sta.  
La la la la  
Jó­zio dał wstąż­kę pa­ster­ce,  
An­toś od­dał swo­je ser­ce;  
Lecz i z Jó­zia, i z An­to­sia  
Śmie­je się pierz­chli­wie Zo­sia[26].  
La la la la  
Tak, Zo­sią by­łam, dziew­czy­ną z tej wio­ski.  
Imię mo­je u was gło­śne,  
Że cho­ciaż pięk­na, nie chcia­łam za­mę­ścia  
I dzie­więt­na­stą prze­igraw­szy wio­snę,  
Umar­łam nie zna­jąc tro­ski  
Ani praw­dzi­we­go szczę­ścia.  
Ży­łam na świe­cie; lecz, ach! nie dla świa­ta!  
Myśl mo­ja, na­zbyt skrzy­dla­ta,  
Ni­g­dy na ziem­skiej nie spo­czę­ła bło­ni.  
Za lek­kim ze­fir­kiem go­ni,  
Za musz­ką, za kra­śnym wian­kiem,  
Za mo­tyl­kiem, za ba­ran­kiem;  
Ale ni­g­dy za ko­chan­kiem.  
Pie­śni i fle­tów słu­cha­łam ra­da:  
Czę­sto, kie­dy sa­ma pa­sę,  
Do tych pa­ste­rzy go­ni­łam sta­da,  
Któ­rzy mą wiel­bi­li kra­sę;  
Lecz żad­ne­go nie ko­cha­łam.  
Za to po śmier­ci nie wiem, co się ze mną dzie­je,  
Nie­zna­jo­mym ogniem pa­łam;  
Choć so­bie igram do wo­li,  
La­tam, gdzie wie­trzyk za­wie­je,  
Nic mię nie smu­ci, nic mię nie bo­li,  
Ja­kie chcę, wy­ra­biam cu­da.  
Przę­dę so­bie z tę­czy rąb­ki[27],  
Z prze­zro­czy­stych łez po­ran­ku[28]
Two­rzę mo­tyl­ki, go­łąb­ki.  
Prze­cież nie wiem, skąd ta nu­da:  
Wy­glą­dam ko­goś za każ­dym sze­le­stem,  
Ach, i za­wsze sa­ma je­stem!  
Przy­kro mi, bez ustan­ku  
Wiatr mną jak piór­kiem po­mia­ta.  
Nie wiem, czy je­stem z te­go, czy z tam­te­go świa­ta:  
Gdzie się przy­bli­żam, za­raz wiatr od­da­li,  
Pę­dzi w gó­rę, w dół, z uko­sa:  
Tak po­śród pierz­chli­wej fa­li  
Wiecz­ną prze­la­tu­jąc dro­gę,  
Ani wzbić się pod nie­bio­sa,  
Ani zie­mi do­tknąć nie mo­gę.  

CHÓR

Tak po­śród pierz­chli­wej fa­li  
Przez wiecz­ne le­cąc bez­dro­że,  
Ani wzbić się pod nie­bio­sa,  
Ani do­tknąć zie­mi nie mo­że.  

GU­ŚLARZ

Cze­go po­trze­bu­jesz, du­szecz­ko,  
Że­by się do­stać do nie­ba?  
Czy pro­sisz o chwa­łę Bo­ga,  
Czy o przy­sma­czek słod­ki?  
Są tu pącz­ki, cia­sta, mlecz­ko,  
I owo­ce, i ja­gód­ki.  
Cze­go po­trze­bu­jesz, du­szecz­ko.  
Że­by się do­stać do nie­ba?  

Dzia­dy, część IV

Miesz­ka­nie Księ­dza – stół na­kry­ty, tyl­ko co po wie­cze­rzy – Ksiądz – Pu­stel­nik – dzie­ci – dwie świe­ce na sto­le – lam­pa przed ob­ra­zem Naj­święt­szej Pan­ny Ma­rii – na scie­nie ze­gar bi­ją­cy.

Ich hab al­le mür­be Le­ichen­schle­ier auf, die in Sär­gen la­gen – ich ent­fern­te den er­ha­be­nen Trost der Er­ge­bung, bloss um mir im­mer fort zu sa­gen: „Ach, so war es ja nicht! – Tau­send Freu­den sind auf ewig na­chge­wor­fen in Grüfte und [du] stehst al­le­in hier und über­rech­nest sie!” Dür­fti­ger! Dür­fti­ger! Schla­ge nicht das gan­ze zer­ris­se­ne Buch der Ver­gan­gen­he­it auf!… Bist du noch nicht trau­rig ge­nug?[33]

Je­an Paul

KSIĄDZ

Dzie­ci, wsta­waj­my od sto­ła!  
Te­raz, po po­wsze­dnim chle­bie,  
Klęk­nij­cie przy mnie do­ko­ła,  
Po­dzię­kuj­my Oj­cu w nie­bie.  
Dzień dzi­siej­szy[34] Ko­ściół świę­ci  
Za tych spół­chrze­ści­jan du­sze,  
Któ­rzy spo­mię­dzy nas wzię­ci  
Czy­sco­we cier­pią ka­tu­sze.  
Za nich ofia­ruj­my Bo­gu.  
roz­kła­da książ­kę
Oto sto­sow­na na­uka.  

DZIE­CI

czy­ta­ją
„One­go cza­su…”  

KSIĄDZ

Kto tam? kto tam stu­ka?  
Pu­stel­nik wcho­dzi ubra­ny dzi­wacz­nie.

DZIE­CI

Je­zus, Ma­ry­ja!  

KSIĄDZ

Któż to jest na pro­gu?  
zmie­sza­ny
Ktoś ty ta­ki?… po co?… na co?  

DZIE­CI

Ach, trup, trup! upiór, la­da­co!  
W imię Oj­ca!… zgiń, prze­pa­daj!  

KSIĄDZ

Ktoś ty, bra­cie? od­po­wia­daj.  

PU­STEL­NIK

po­wol­nie i smut­nie
Trup… trup!… tak jest, mo­je dzie­cię.  

DZIE­CI

Trup… trup… ach! ach! nie bierz ta­ta[35]!  

PU­STEL­NIK

Umar­ły!… o nie! tyl­ko umar­ły dla świa­ta!  
Je­stem pu­stel­nik, czy mnie ro­zu­mie­cie?  

KSIĄDZ

Skąd przy­cho­dzisz tak nie­ra­no[36]?  
Kto je­steś? ja­kie twe mia­no[37]?  
Kie­dy się to­bie przy­pa­tru­ję z bli­ska,  
Zda­je się, że cię kie­dyś wi­dzia­łem w tej stro­nie.  
Po­wiedz, mój bra­cie, ja­kie­goś ty ro­du?  

PU­STEL­NIK

O tak! tak, by­łem tu­taj… o, daw­no! za mło­du!  
Przed śmier­cią!… bę­dzie trzy la­ta!  
Lecz co to­bie do me­go ro­du i na­zwi­ska?  
Gdy dzwo­nią po umar­łym, dziad stoi przy dzwo­nie,  
Py­ta­ją lu­dzie, kto ze­szedł ze świa­ta?  
uda­jąc dzia­da
„A na co ta cie­ka­wość? zmów tyl­ko pa­cie­rze”.  
Otóż ja tak­że umar­ły dla świa­ta.  
Na co to­bie cie­ka­wość, zmów tyl­ko pa­cie­rze.  
Na­zwi­ska.  
pa­trzy na ze­gar
jesz­cze ra­no… po­wie­dzieć nie mo­gę;  
Idę z da­le­ka, nie wiem, z pie­kła czy­li z ra­ju,  
I dą­żę do te­goż kra­ju[38].  
Mój Księ­że, po­każ, je­śli wiesz, dro­gę!  

KSIĄDZ

ła­god­nie, z uśmie­chem
Dróg śmier­ci po­ka­zy­wać nie chciał­bym ni­ko­mu.  
po­ufa­le
My, księ­ża, tyl­ko błęd­ne pro­stu­je­my ścież­ki.  

PU­STEL­NIK

z ża­lem
In­ni błą­dzą, Ksiądz w ma­łym, ale wła­snym do­mu,  
Czy to na wiel­kim świe­cie po­kój lub za­miesz­ki,  
Czy gdzie na­ród upa­da, czy ko­cha­nek gi­nie,  
O nic nie dbasz usiadł­szy z dzieć­mi przy ko­mi­nie.  
A ja się mę­czę w słot­nej, ciem­nej po­rze!  
Sły­szysz, ja­ki szturm na dwo­rze?  
Czy wi­dzisz ły­ska­nie gro­mu?  
oglą­da się
Bło­go­sła­wio­ne ży­cie w ma­łym, wła­snym do­mu!  
śpie­wa
Kto mi­ło­ści nie zna, ten ży­je szczę­śli­wy,  
I noc ma spo­koj­ną, i dzień nie­tę­skli­wy[39].  
W ci­chym, wła­snym do­mu!  
śpie­wa
Z pa­ła­ców ster­czą­cych dum­nie[40]
Znijdź, pięk­na, do mo­jej chat­ki;  
Znaj­dziesz u mnie świe­że kwiat­ki,  
Czu­łe ser­ce znaj­dziesz u mnie.  
Wi­dzisz pta­sząt za­le­can­ki,  
Sły­szysz srebr­ny szmer stru­my­ka;  
Dla ko­chan­ka i ko­chan­ki  
Do­syć dom­ku pu­stel­ni­ka.  

KSIĄDZ