Wszystko dla Pana Jezusa - o. Frederick William Faber - ebook

Wszystko dla Pana Jezusa ebook

o. Frederick William Faber

0,0

Opis

o. Frederick William Faber COr – Wszystko dla Pana Jezusa

 

Chwała Jezusowi i Maryi Przenajświętszej!

Dokąd tak skwapliwie śpieszysz, człowiecze? Jakie zamiary tak cię bardzo zajmują? Wesół jesteś czy stroskany, opływasz we wszystko lub wszystkiego ci nie dostaje, ja ci zawsze odpowiem, że czy chcesz, czy nie chcesz, zawsze do jednej podążasz mety: do Jezusa, do Jezusa.

Niedługo, niedługo, za godzinę staniesz na sąd przed Jezusa. Jak to za godzinę? Tak, niezawodnie, drogi Czytelniku. Lat tysiąc u Pana jest jakby dzień jeden; ty najdłużej lat kilkadziesiąt pożyć możesz na ziemi — a więc zawsze za godzinę serce ostatnie wyda tchnienie i staniesz przed Panem Jezusem; lecz czy zostaniesz z Panem Jezusem na wieki, czy od Niego na wieki odepchnięty będziesz?

Jeśli Pan Jezus jest ci wszystkim na ziemi, będzie ci wszystkim w Niebie, będzie ci wszystkim przez wszystkie wieki. Oto cel i zamiar pracy naszej, Czytelniku. Przedstawiamy ci obecną książkę, abyś nader wielkiej wagi myśl obudził w sobie, abyś choć w części pojął sposób, jak winieneś nieść wszystko dla Pana Jezusa!

APPROBATUR NR 2756

Varsoviae die 6 (18) Septembris 1873 a.

REIMPRIMATUR NR 925

Ab Ordinariatu Princepis Episcopi.

Cracoviae, die 18 Februarii 1901 a.

Vic. Gen. — X. Gawroński

W tekście korzystano z wydania z 1901 roku. Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.

 

KSIĄŻKA:

Książka szyto-klejona

Oprawa miękka – miła w dotyku dzięki okładzinie soft – touch

Wydanie I

Format 11,5 x 18 cm

Liczba stron – 586

ISBN 978-83-67415-21-7

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 595

Rok wydania: 2022

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




o. Frederick William Faber COr

Wszystko

dla

Pana Jezusa

czyli

Łatwe drogi do miłości Bożej

BIBLIOTECZKA ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO

„NA JEJ GŁOWIE”

WYDAWNICTWO ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO

2022

Redakcja: zespół „naJejgłowie”

Korekta: Weronika Borowska Rafał Fałda

APPROBATUR NR 2756

Varsoviae die 6 (18) Septembris 1873 a.

REIMPRIMATUR NR 925

Ab Ordinariatu Princepis Episcopi.

Cracoviae, die 18 Februarii 1901 a.

Vic. Gen. — X. Gawroński

W tekście korzystano z wydania z 1901 roku.

Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.

Na okładce umieściliśmy fragment obrazu Henryka Siemiradzkiego.

Wydanie I

ISBN 978-83-8366-089-9

Wydawnictwo Życia Wewnętrznego

Kielnarowa 224c, 36-020 Tyczyn

tel.: +48 501 202 186

e-mail: [email protected]

www.naJejglowie.pl

Niepokalana Bogurodzico Maryjo!

Tyś nam wszystko, bo Jezusa dała — Ty Matką Jezusa i Nieba jesteś Królową, do Ciebie więc śpieszymy z ufnością.

Tobie, w Twe najczystsze ręce — Twemu sercu macierzyńskiemu — powierzyliśmy pierwszą pracę naszą, która chociaż więcej nieudolna aniżeli początkowo sądziliśmy, osłoniona wszechwładną opieką Twoją pocieszające wydała owoce.

Dozwól więc, o Matko, abyśmy to drugie, poprawniejsze już nieco wydanie, złożyli u stóp Twoich wraz ze słodką nadzieją, że i nadal przemawiać raczysz do swych dzieci, czytających te stronice; że oświecisz ich umysł, rozpłomienisz serce i sprawisz, że prawdy święte, wyrażone martwą literą, staną się pod tchnieniem niepokalanych ust Twoich i ciepłem Twojej miłości żywotną siłą nauki, krzepiącą sprawiedliwych na drodze świętości; zachowującą nieskażonymi dusze niewinne; nawracającą grzeszników.

Cała ufność nasza w Tobie, o Matko! Błogosławże już więc — żebrzemy w pokorze — nam, którzy Ci tę skromną składamy daninę; błogosław tym, którzy z niej uczyć się będą kochać Jezusa i Ciebie, ukryj nas wszystkich w niepokalanym Twym sercu, a wraz z sercem Twoim — oddaj sercu Jezusa teraz i na wieki.

(Pisaliśmy w trzecią niedzielę września, poświęconą uczczeniu siedmiu boleści Maryi)

Wszystko dla Pana Jezusa

I

Na początku stworzył Bóg Niebo i ziemię; a jakim sposobem? Potęgą Słowa. Rzekł Bóg: niech się stanie światłość, niech się stanie utwierdzenie między wodami, niech się ukaże sucha ziemia — i zrodziła ziemia ziele zielone i drzewo czyniące owoce. I stało się tak, to Słowo wywiodło wszelką duszę żyjącą. Co za potężne Słowo!… święty Jan na wstępie swej Ewangelii powiada: Słowo było Bogiem: wszystko się przez Nie stało; a bez Niego nic się nie stało, co się stało. Wszystko to przez Słowo się stało, wszystko więc do Słowa należy — jak naczynie do rzemieślnika, który je wyrobił; większym jeszcze prawem, bo rzemieślnik nie tworzy materii, ale ją tylko kształtuje; Słowo zaś wszystko i nas samych wywiodło z nicości, nieograniczoną więc własnością Słowa wszyscy jesteśmy.

II

Wysnuł się ozdobny z ziemi kwiatek, ale niedługo na niej się utrzymał; nie miał pożywnych soków, zwiądł zatem i nie wydawszy owocu, zniszczał. I na cóż by się przydało, gdyby Słowo nas i wszystko, wywiódłszy z nicości, umknęło swą opatrzną prawicę i nas nie utrzymywało? Ależ Słowo — Mądrość Przedwieczna — nie przestało na stworzeniu; Ono zarazem otwiera rękę i napełnia wszelkie stworzenie błogosławieństwem.

Nie tylko słońce posiada odpowiednie paliwo — i jak przed lat tysiącem, tak i dziś przyświeca i ogrzewa: ale i ziemia nieustannie wydaje swe płody, którymi żywią się miliardy stworzeń, a chociaż jedne zamierają, inne rozmnażają się z nich za to w dwójnasób.

Rozpostarł Bóg żywioły w powietrzu i w całej przyrodzie, aby wszystko nimi się karmiło. Ileż razy oddychamy na jedną minutę, a bez powietrza umarlibyśmy za chwil kilka. W utrzymaniu więc bytu świata, w utrzymaniu bytu naszego również wszyscy należymy do Słowa.

III

Spośród wszystkich stworzeń człowiek na obraz i podobieństwo Słowa uczyniony został: a jako do Słowa wszystko należy, tak Słowo wszystkiego stworzenia królem uczyniło człowieka; aby jak mówi Pismo Święte: Niech przełożony będzie rybom morskim, ptastwu powietrznemu i bestyom, i wszystkiej ziemi, i nad wszelkim płazem, który się płaza po ziemi1.

Lecz ten król stworzenia niedługo się utrzymał na swym wzniosłym stanowisku, podniósł rokosz, złamał zakaz Pana, otóż usłyszał głos: przeklęta będzie ziemia w dziele twoim, w pracach z niej jeść będziesz; w pocie oblicza twego będziesz pożywał chleba, aż się wrócisz do ziemi, z której wzięty jesteś2. Ale co najstraszniejsze! Wygania Bóg człowieka z raju rozkoszy, aby nie jadł z drzewa żywota — aby nie był żyw na wieki. Nieustannych łez godna dola!… Utracić raj, żywot wieczny; utracić… utracić Boga!…

Nie ma ratunku; upadł człowiek w przepaść złego; ani on sam, ani nikt wydobyć go z niej nie podoła… W czarne zwątpienia i rozpaczy ciemności zsyła Bóg jasny promyk nadziei, który coraz to świetniej się rozpłomienia i odradza wszechświat.

Któż jest Ten, co wyrywa człowieka z toni, co mu zbawczą podaje rękę?… Znowu święty Jan nam powiada: Słowo stało się ciałem… Tak, Słowo, które na początku wszystko stworzyło, przeradza wszystko, naprawia wszystko: a więc znów do Słowa należy wszystko.

IV

Maluczki nam się narodził, a kiedy po ośmiu dniach Go obrzezano, nazwano Imię Jego Jezus.

Co znaczy to Imię? Kto je nazwał?… Szukajmy najpierw w Starym Przymierzu, tam znajdujemy męża, noszącego imię Jozue: przekład liter tego imienia wyraża: o Jezu! O! Jak przedziwne powinowactwo! Tak, bo ten mąż to figura naszego Jezusa. On rozkazuje Izraelowi obchodzić mury Jerycha i trąbić: na odgłos trąb padają i kruszą się mury, a on wprowadza lud do ziemi obiecanej. Nasz słodki Jezus nie ucieka się do gromów ani nie chwyta za oręż: ale na dwanaście stron świata dwunastu śle apostołów. Ci, potężniej niż dźwięki trąb Jozuego, głoszą wszechwładne Imię Jezus: na brzmienie tego Imienia kruszy się w swych posadach i obala straszny bałwochwalstwa i poganizmu kolos; wywracają się bożyszcza, a na ich gruzach świetnie najsłodsze Imię Jezus jaśnieje. Bo Jezus, to jest owo wcielone — potężne Słowo; Jemu zatem nie tylko słońce w swym biegu, ale cała przyroda posłuszna być musi.

Jezus znaczy Zbawiciel. On zatem zbawia, wprowadza już nie do ziemskiej, ale do krainy wiecznego szczęścia. Słusznie ewangelista powiada, że nie nadano, ale nazwano Imię Jego Jezus, najpierw niż był w żywocie poczęty; bo ta nazwa z przyrody należy się Jemu; bo On już nosi to Imię przez wieczność całą, aby zbawił lud swój od grzechów ich. O! Co za słodkie Imię — woła święty Bernard: nie smakuje mi pokarm, gdy nie jest Imieniem Jezus zaprawiony; niemiłe pismo, gdy nie czytam Jezus; nie brzmi wdzięcznie mowa, gdy nie słyszę Jezus!…

Słusznie święty Paweł w swych czternastu listach powtarza je przeszło aż dwa tysiące razy i nic więcej znać nie chce, tylko Jezusa. Słusznie i święty Augustyn, i my za nim wołamy: „Jezu! Bądź nam Jezusem”; bo tylko w tym Imieniu jest zbawienie, a przecież zbawionym być trzeba.

V

Trzecią godzinę dopiero z południa znaczą piaskowe klepsydry, a najczarniejszej nocy ciemności pokrywają ziemię… z trzaskiem wielkim rozdziera się opoka, ziemia niby w konwulsyjnych drganiach i cała przyroda wstrząśnięta… Mędrzec ateński w podziwie woła: „albo cała natura wniwecz się obraca — albo Bóg natury cierpi”. Cały świat pogański aż nawet w Rzymie zwołuje rady i z przerażeniem powtarza: „Wielki Pan umarł!”.

Obydwoje odgadli prawdę: bo rzeczywiście wówczas Bóg natury cierpiał; Pan — Bóg pasterzy, Jezus na krzyżu umarł…

Zawieszony jest między Niebem a ziemią, by ziemię z Niebem pojednać; podwyższony jest, aby wszelkie stworzenie na Niebie, ziemi, a nawet w piekle przed Nim zginało kolano, aby wszystko pociągnął ku sobie.

Na ołtarzu krzyża drogo, kosztownie nabył nas Pan Jezus. W stosunku do tej nieskończonej ceny niczym jest świat cały; bo świat cały wyprowadza Słowo jednym skinieniem woli swojej z nicości — a tu od stopy nożnej aż do wierzchołka głowy jednej tylko przedstawia ranę… z Jego Serca do ostatniej kropli Krew z wodą wypływa… to zaś wszystko to tylko rany zewnętrzne; lecz któż opisze — kto wypowie, jak wielka, jak głęboka miłości rana?!… O! Zaiste, drogo — drogo nas odkupił Pan Jezus: do Niego więc i my, i wszystko nasze należy.

VI

Pan Jezus jest głową, my członkami; On winnym szczepem, my gałązkami Jego; On zapragnął być z nami, bo Jego rozkoszą być z synami ludzkimi. On się też nazywa Synem człowieczym i Bogiem z nami — Emanuelem.

Aby zaś ta jedność z Panem Jezusem nie była tylko w wyrazach, ale w rzeczywistości, aby przesiąkła aż do ciała — aż do krwi naszej — słodki Jezus podaje nam Sakramenty Święte; podaje swe najświętsze Ciało, Krew przenajdroższą, abyśmy jedno z Nim stanowili, w Nim i Nim tchnęli, abyśmy jak On byli niejako ubóstwieni: Ecce dixi dii estis. Głowa i serce, oto cały człowiek. Głową i sercem naszym jest Pan Jezus: Do Niego więc zupełnie należymy.

VII

Bóg-Człowiek wyniszczył się — zawsze jednak jest Bogiem: jeszcze przez samo wyniszczenie przebijają się promienie boskości; jeszcze to Słońce Sprawiedliwości razić by nas mogło; wyprowadza więc na widownię miłe, wdzięczne światło niby księżyca, na które słabe oko nasze już bez olśnienia patrzeć może.

A ten słodki księżyc to najświętsza Dziewica; samo Pismo Święte mówi: że Ona piękna jak księżyc — pulchra ut luna. Ale to jest Matka Jezusowa! Pan Jezus nie ma nic swego — oddał nam wszystko, więc nam i Matkę swoją oddaje; oddaje w chwili najuroczystszej, niby testamentem; bo właśnie wtenczas, kiedy setnik do Jego boku zmierza — kiedy już zamiera… zwraca swą mowę ten najsłodszy dusz naszych Oblubieniec do każdego z nas i powiada: Oto Matka twoja. Maryja jest Matką Pana Jezusa, aby nam wszystko u Niego wyprosić mogła.

VIII

Lecz czemuż to koniecznie mieszkać mamy w sercu Zbawiciela? Och! Bo serce to miłość i Bóg zowie się miłością; mamy więc zamieszkać w nim, abyśmy jako dzieci Jego wiecznie przebywali w miłości. Pan Jezus nie grozą, nie przymusem, nie żadnym gromem do siebie nas ciągnie, ale przedstawia nam to, co najmilsze, najtkliwsze, najbardziej przywabiające, co najmocniej do duszy przemawia: przedstawia nam Serce.

Fizycznie nawet serce oznacza środek — jądro; i jeśli chcemy, aby jedność w jakiejkolwiek znajdowała się rzeczy, to potrzeba, aby wszystkie jej cząstki koniecznie w spójni zostawały z jądrem; tak jako promienie koła, aby jedno z kołem stanowiły, muszą koniecznie mieć oparcie, być w złączeniu ze środkiem.

Serce, siedlisko miłości i wszystkich uczuć, anatomicznie nawet uważane, jest miejscem zbierania się krwi, która z niego wypływa, rozchodząc się aż do ostatnich kończyn ciała naszego; orzeźwiając wszystkie, wszystkie życiem darząc… Każde odetchnienie — tętno serca — jest przejściem krwi przez jedną komórkę i znów wydaniem jej drugą komórką.

Ach! Wspominam o Krwi, bo Krew jest ceną Zbawienia naszego: jest łaźnią oczyszczającą nas z grzechów, bo według słów Pisma Świętego: Błogosławieni są ci, którzy obmyli szaty swoje we Krwi Baranka. Chcemy wiedzieć jakaż dziwna potęga krwi? Posłuchajmy, co przedstawia Prawda nieomylna w Piśmie Świętym: Ostatnia, najokropniejsza plaga ma uderzyć na upartych Egipcjan. Mojżesz imieniem Boga rozkazuje Izraelitom zabić baranka, namazać podwoje domu krwią jego, a Anioł niszczyciel, przebiegając całą krainę, zabija wszystkie pierworodne Egipcjan, lecz tam, gdzie spostrzega krew baranka, nie poważa się rzucić gromu śmierci. Krew figuratywnego baranka tak potężna — jakaż moc Krwi prawdziwego, bez zmazy Baranka?!… Czegóż Ona dokazać nie zdoła?!…

Mówimy o Krwi, bo ta książka, którą krajanom naszym, chociaż niedołężnie, przyswajamy, za szczególny ma przedmiot Krew Pana Jezusa. Przemawia ona i do serca każdego chrześcijanina, bo któż z nas nie jest Krwią Baranka obmyty? Serce Zbawiciela, powtarzamy, jest siedliskiem Krwi Jezusa; z Serca Jego ona wypłynęła. Mówiąc o Krwi najświętszej, mówimy o Sercu, mówimy o Panu Jezusie — a to właśnie jest naszym celem, abyśmy wszystko odnosili do Pana Jezusa, jak wszystko od Niego mamy.

IX

Dokąd tak skwapliwie śpieszysz, człowiecze? Jakie zamiary tak cię bardzo zajmują? Wesół jesteś czy stroskany, opływasz we wszystko lub wszystkiego ci nie dostaje, ja ci zawsze odpowiem, że czy chcesz, czy nie chcesz, zawsze do jednej podążasz mety: do Jezusa, do Jezusa.

Niedługo, niedługo, za godzinę staniesz na sąd przed Jezusa. Jak to za godzinę? Tak, niezawodnie, drogi Czytelniku. Lat tysiąc u Pana jest jakby dzień jeden; ty najdłużej lat kilkadziesiąt pożyć możesz na ziemi — a więc zawsze za godzinę serce ostatnie wyda tchnienie i staniesz przed Panem Jezusem; lecz czy zostaniesz z Panem Jezusem na wieki, czy od Niego na wieki odepchnięty będziesz?

Jeśli Pan Jezus jest ci wszystkim na ziemi, będzie ci wszystkim w Niebie, będzie ci wszystkim przez wszystkie wieki. Oto cel i zamiar pracy naszej, Czytelniku. Przedstawiamy ci obecną książkę, abyś nader wielkiej wagi myśl obudził w sobie, abyś choć w części pojął sposób, jak winieneś nieść wszystko dla Pana Jezusa!

(Pisano 28 września r. 1857 w wigilię świętego Michała Archanioła)

Rozdział I Dążenia Pana Jezusa

I Pan Jezus jest cały nasz, cały naszej oddany miłości

Pan Jezus jest własnością naszą: oddał się nam zupełnie, udzielił z siebie wszystkiego, cokolwiek sobie zeń przyswoić możemy.

Kocha nas nad wszelki wyraz; kocha nad to wszystko, co nasz umysł pojąć, a wyobraźnia wymarzyć są zdolne; uniżając się z równie gorącym, jak niesłychanym zapałem, pragnie, abyśmy Go miłowali, w Nim ześrodkowali wszystkie nasze uczucia.

Zasługi Jego do nas należą; zadośćuczynienia są raczej naszym niż Jego bogactwem. Sakramenty są to środki, których użył dla łączenia się z nami. W jaką bądź stronę zwrócimy oczy nasze w Kościele Bożym, wszędzie spotykamy Pana Jezusa; On nam jest początkiem i końcem wszechrzeczy. On nas wspiera w ćwiczeniach pokutnych; On pociesza w smutkach, podtrzymuje w doświadczeniu.

Nie masz we wszechświecie nic dobrego, świętego, pięknego, czego by Jego słudzy w Nim nie znajdowali. I czemuż ubogimi jesteśmy, kiedy jeśli tylko zechcemy, Pan Jezus naszym dziedzictwem się stanie? Czemu upadamy w smutku, skoro Pan Jezus, będąc radością Nieba, z radością przebywa w sercach zasmuconych? W wielu rzeczach przesadzać możemy, lecz w pojmowaniu naszych obowiązków względem Pana Jezusa tudzież Jego ku nam miłości i miłosierdzia nigdy nie przebierzemy miary.

Mówiąc przez całe życie o samym tylko Panu Jezusie, jeszcze byśmy nie wyczerpali tak słodkiego, wdzięcznego tematu. Wieczności nam nie wystarczy na poznanie Go, jakim jest sam w sobie, ani do wysławienia dzieł Jego; lecz osiągnąwszy Go już na zawsze, niczego nad to więcej pragnąć nie będziemy.

Niczego nam nie odmówił: nie masz ani jednej władzy Jego duszy ludzkiej, która by się do naszego nie przyczyniła zbawienia; nie masz ani jednego członka Jego przenajświętszego ciała, co by dla nas nie ucierpiał, nie masz boleści, obelgi, wzgardy, której by gorzkiego kielicha Jezus aż do dna samego dla nas nie wychylił. Dla nas przelał do ostatniej kropli Krew swoją najdroższą, a każde Jego najświętszego Serca uderzenie jest aktem najtkliwszej ku nam miłości.

Czytamy w żywotach świętych zdumiewające rzeczy, jakie spełniali oni z miłości ku Bogu; rzeczy tak cudowne, iż nie odważylibyśmy się pomyśleć nawet o ich naśladowaniu. Przerażające zadawali sobie umartwienia; lat wiele spędzali na najściślejszym milczeniu albo też nieustannie byli zachwyceni; inni odznaczali się gorącym zamiłowaniem cierpień i upokorzenia lub świętą niecierpliwością zdjęci, tęsknili sobie w tym życiu, ciągle za śmiercią wzdychając i przyjmując ją z radością wśród najokrutniejszego męczeństwa.

Każda z wymienionych rzeczy napełnia zdumieniem: a jednak zgromadźmy je razem, wyobraźmy sobie miłość Piotra, Pawła, Jana, Józefa i Magdaleny; wszystkich apostołów, męczenników i dziewic, którzy kiedykolwiek zdobili i zdobić będą Kościół Chrystusowy; zgromadźmy, mówię, razem wszystkie te pałające uczucia i pomieśćmy je w sercu, które wzmocnione łaską, dość będzie silne do ogarnięcia takiej potęgi; dodajmy do tego żar, jakim dziewięć chórów anielskich ku Stwórcy swemu płonie, uwieńczmy to nareszcie owym cudownym płomieniem, co niepokalane serce przenajświętszej Matki naszej trawi, a dalecy od przybliżenia, słabe tylko mieć będziemy wyobrażenie o miłości, jaką Pan Jezus oddycha ku każdemu z ludzi, bez względu na małość, nikczemność i grzechy nasze.

Czujemy sami, jakżeśmy tego niegodni; nienawidzimy siebie dla grzechów, któreśmy popełnili; znieść nie możemy wrodzonej nam ułomności i nędzy rozlicznych; utrudza nas przeświadczenie o własnej przewrotności i wzgardzie, jaka się nam tak słusznie należy. A jednak mimo tego wszystkiego Pan Jezus kocha nas miłością niewysłowioną i gotów jest, jak to jednemu ze sług swoich objawił, gdyby tego była potrzeba, zstąpić na nowo z Nieba i za każdego z nas z osobna dać się ukrzyżować!

Pomimo to nie tyle nas dziwić powinno, że tak daleko posuwa swe ku nam uczucie, jak to raczej, że nas miłuje. Wziąwszy pod uwagę, kim On jest, a czym my jesteśmy, nie znajdziemy w sobie choć najmniejszego prawa do Jego miłości prócz tylko bez dna nędzy naszej, która gdyby nie łaska Pana Jezusa, w rozpaczy by nas pewno pogrążyła. Te tylko mamy u Niego prawa, jakimi nas w nieprzebranym miłosierdziu swoim sam obdarzyć raczył. Może zaiste być coś od nas mniej miłości godnego, mniej szlachetnego i niewdzięczniejszego? A jednakże On nas kocha, a kocha bez miary! I czyż możliwe, abyśmy kiedykolwiek o tym zapominali, abyśmy jeszcze mogli mieć jakieś w czymkolwiek upodobanie wobec tak nieogarnionej miłości Stwórcy ku swym upadłym stworzeniom?

Rzecz doprawdy zdumienia godna, owa, mówię, obojętność, z jaką spełniamy codzienne życia powinności, zamiast mieć za wzór ludzi, których serce, zajęte miłością takiego Stworzenia, zapomina o pokarmie i spoczynku, widząc, że dzień i noc jesteśmy przedmiotem ukochania wszechmocnego Boga, w którym się gubi wszelka mądrość, piękność i doskonałość. O! Najtrudniejszy do pojęcia z najgodniejszych podziwu cudów!

Pan Jezus gromadzi na głowy nasze dobrodziejstwa, dopóki — iż tak rzekę — nie ugniemy się pod ich ciężarem. Bezustannie łaski do łask dodaje tak dalece, że na próżno policzyć byśmy je chcieli. Jego ku nam miłosierdzie i czułość odnawiają się każdego poranka. A w końcu, po tych łaskach wszystkich, ma nastąpić nagroda, jakiej oko nie widziało, ucho nie słyszało, serce ludzkie nie pojęło nigdy…

Oto co dla nas czyni Pan Jezus!

Niestety! Słodki mój Zbawco, cóżeśmy dotąd zrobili dla Ciebie? I czyż nie wiemy, co On dla nas uczynił, co uczynił dla pozyskania serca naszego?

Patrzymy na Ukrzyżowanego, lecz jakże ten widok mało nas wzrusza; słuchamy opowiadania Jego męki bolesnej, lecz oczy nasze łez, a serca współczucia nie mają; klękamy na modlitwę, lecz myśl nasza ani przez jeden kwadrans Nim się zająć nie umie; stajemy w Jego świętej obecności, lecz zaledwie przyginamy kolana, by nie uszkodzić odzieży; widzimy, jak inni grzeszą, ale to mało nas obchodzi, że Pan Jezus jest obrażany, byleśmy sami tylko przez grzech nie narażali na niebezpieczeństwo własnego zbawienia. Dziwne to zaiste dowody miłości!

O! Jak szczupłe miejsce zajmować musi w sercach naszych Pan Jezus, skoro takie są nasze względem Niego uczucia. A jednak wszystko to jak najściślejszą jest prawdą. Każdy z nas samego siebie tylko słucha, własną kieruje się wolą. Głównym zajęciem naszym jest zaspokojenie wszystkich swych pragnień; życie mieć chcemy różami wysadzaną ścieżką, z której starannie i najdrobniejsze wyrywamy ciernie. Co do pokuty, czynimy ją z umiarkowaniem. Potrzebujemy wszystkich wygód życia, wszystkich uciech światowych, a duchowe istnienie nasze zasadzać się powinno na obfitości wewnętrznych pociech, bez których dusza nasza cierpi i nie ma spoczynku. Oddając cześć Bogu, siebie samych szukamy; spełniając miłosierne uczynki, siebie samych przede wszystkim mamy na względzie.

„Biedny Jezus Chrystus! — woła święty Alfons. — Biedny Jezus Chrystus! Kto o Nim myśli, kto sprawę Jego za swoją uważa?”.

Dlatego to celem jedynym kochających Zbawiciela być powinno zajmowanie się sprawą i dążeniami Jego tudzież popieranie ich wszelkimi możliwymi środkami, jakie Bóg w ręce ich poda.

Spojrzyjcie w świat i zobaczcie, czy tam jest jakiś nieco ważniejszy przedmiot, z którym by się nie łączyło pewne stowarzyszenie, zobowiązane bronić praw jego i popierać interesy? Dlaczegóż by same tylko interesy naszego Zbawcy opuszczone być miały? Nauka ma swe zebrania i towarzystwa korespondentów. Ludzie łączą się z sobą dla nadania przewagi jakiej politycznej idei; urządzają stowarzyszenia dla spożytkowania kolei żelaznych, parowych statków, kopalni węgla. Czemuż byśmy też i my nie zawiązali stowarzyszenia, które by się zajmowało dążeniami Pana Jezusa, czuwało nad Jego prawami i sprawie Jego powodzenie zapewniło? To jest, powtarzam, właściwe zadanie prawdziwych miłośników Zbawiciela naszego. Oni samolubstwa całkiem się wyrzec powinni; powinni nie żyć już dla samych siebie, lecz wszystko — wszystko — poświęcić Panu Jezusowi, zajmować się tym jedynie, co Pana Jezusa dotyczy.

Lecz trzeba, aby najpierw o dążeniach Pana Jezusa niejakie powzięli wyobrażenie, inaczej niewiele by dla powodzenia tych uczynić zdołali. Człowiek bowiem pracować nie może w ciemności; wiedzieć koniecznie powinien, do czego sił swoich używa.

Wiesz bez wątpienia, miły Czytelniku, co znaczy mieć jakieś dążenie. Rzuciwszy wzrokiem naokoło siebie, łatwo się przekonasz, że nie ma na tym świecie człowieka, co by w sercu swoim nie pielęgnował pewnego dążenia. Ilu ludzi, tyle jest różnych dążeń na ziemi. Każdy bez wyjątku, kogo na ulicy spotykasz, za pewnym ugania się celem. Wyczytasz to z jego twarzy, z zaognionych oczu i szybkości chodu, że do danego sobie zmierza celu.

Tym celem dla niektórych jest polityka lub literatura; dla innych handel lub nauka, a jeszcze dla innych po prostu moda, ambicja, występek. Bez względu na jego wartość istotną każdy z ludzi poślubił sobie, że tak powiem, pewne główne dążenie i służyć takiemu za swą powinność uważa. Pracuje dla niego z zapałem dzień cały, o nim myśli, gdy się do nocnego zabiera spoczynku, z pamięcią o nim rano się budzi. A w niedzielę i święta same tylko ręce jego odpoczywają, gdyż głowa i rozum ulubionym sobie zajęte dążeniem.

Przypatrzmy się, co czynią ludzie sami lub w zjednoczeniu dla zniesienia niewolnictwa, zaprowadzenia wolnego handlu, pozbawienia współzawodników znacznych korzyści; dla urządzenia szybkich komunikacji pocztowych lub otworzenia nowych linii kolei żelaznych, a przyznamy, że mają liczne dążenia wśród świata, że je bardzo miłują, pracują około nich z niesłychaną energią. Och! Gdyby to wszystko było dla Boga, tak dobrego, miłosiernego i wiecznego Boga!

I szatan również ma swe dążenia na świecie. Dozwolono mu urządzić sobie królestwo przeciwne Bożemu i jak każdy inny władca mnóstwo snuje zamiarów, posługując się niezliczoną liczbą czujnych i zwinnych agentów, jakimi są duchy niewidzialne, rojące się tysiącami po ulicach miast dla doglądania sprawy swego pana. Zastawiają sidła na rolnika w polu; usiłują podejść mnicha w klasztorze i pustelnika w samotnej celi; w kościele nawet, podczas Mszy Świętej i błogosławienia Najświętszym Sakramentem, nie ustają w pracy, swoje piekielne spełniając zadania.

Iluż prócz tego ludzi, bliźnich naszych, poświęca się jego służbie! Tak jest, tysiące między nimi nie wahają się w tym celu zaprzedawać szatanowi; a to godniejsze jeszcze opłakania, że dla niego się trudząc, mniemają, iż dla Boga pracują; tak dalece ich postępowanie przedstawia się im jako wolne od wszelkiej nagany. Lecz któż policzyć zdoła wszystkie dążenia wroga ludzkiego rodu?

Przywieść do śmiertelnego grzechu, zachęcić do upadków powszednich, zniszczyć owoce łaski, nie dopuścić skruchy, oddalić od Sakramentów, usposobić do oziębłości, rzucić potwarz na służące Bogu osoby, na biskupów, kapłanów i zakony; tłumić powołania, szerzyć obmowę, niepokoić wiernych podczas modlitwy, wzbudzić w ludziach zamiłowanie drobnostek światowych, nakłonić ich do rozpraszania majątku na bankiety, wystawne sprzęty, pełne próżności stroje, klejnoty, na tysiączne małostki zamiast wspierania jałmużną ubogich Chrystusowych, przywieść ich do pokładania całej swej ufności w możnych tego świata i wyłudzenia łaski u stronników władzy, napełnić umysły gorzkim duchem krytyki, czyniąc je tak przystępnymi zgorszeniu jak dzieci, zmniejszyć nabożeństwo do Najświętszej Panny, wmówić w lud, że miłość Boga jest szałem i fanatyzmem: oto główne dążenia szatana.

Pracuje około nich z nadzwyczajnym zapałem i nic sprostać nie zdoła złości tudzież przebiegłości ohydnej, z jaką je przeważnie rozwija wśród świata. Byłby to w pewnym względzie godny podziwu widok, gdyby w nas nie budził trwogi o własne zbawienie i gdyby wszystko, co przeciw Bogu powstaje, nie zasługiwało na wzgardę i nienawiść ze strony ludzi. W niedościgłych dla rozumu ludzkiego zamiarach dozwolił Stwórca piekielnemu wrogowi swemu pewnych powodzeń, co nas dziwią jako mające miejsce wśród stworzenia, na które ten Bóg trzykroć święty spojrzeć z upodobaniem i onemu w nieprzebranej dobroci pobłogosławić raczył.

Dążenia ludzi nieraz ich wiodą do zaniedbywania dążeń Pana Jezusa: często jako krępujących siebie więzów, a zawsze prawie jako mało znaczących przedmiotów. Dążenia szatana sprzeciwiają się wprost Jezusowym i gdziekolwiek tryumfują, sprawa Zbawcy naszego słabnie, jeśli już nie upada zupełnie.

II Jakie są dążenia Pana Jezusa

Rzućmy teraz wzrokiem na dążenia Pana Jezusa i na Kościół, Jego oblubienicę. Naprzód spojrzymy na Niebo, czyli na Kościół tryumfujący. Dążenia Pana Jezusa, chcącego, żeby chwała Trójcy Przenajświętszej zwiększała się nieustannie. Ta zaś chwała, którą przypadkową zowiemy, pomnaża się przez każdą myśl dobrą, przez każde poczciwe słowo lub uczynek, przez każde współdziałanie z łaską i opór pokusie, przez każdy akt pobożny; przez każdy Sakrament godnie administrowany i z pokorą przyjęty, przez każdy akt uwielbienia złożony Niepokalanej Bogurodzicy, przez każde wezwanie świętych, każdy różańca dziesiątek, przez każde przeżegnanie się, każdą wody święconej kropelkę, przez każdą boleść zniesioną cierpliwie, każdą zniewagę ścierpianą spokojnie, przez każde dobre, chociażby bez skutku pozostałe pragnienie, byle to wszystko spełnione było z intencją czystą podobania się Bogu i w zjednoczeniu z zasługami słodkiego Zbawcy naszego.

Nie masz godziny — o! jak mi błogo mieć to przekonanie — nie masz, mówię, godziny, w której by jaka dusza nie wstępowała do Nieba z ziemi albo czyśćca i nie rozpoczynała nieustannego wielbienia Stwórcy tudzież wiekuistego szczęścia swojego. Każda zaś dusza zwiększająca poczet wybrańców, którzy w najgłębszym wyniszczeniu wielbią Przedwiecznego; każdy głos, nawet najsłabszy, łączący się z anielskimi chórami, przymnaża chwały Bogu, stąd też dążenia Pana Jezusa wymagają, żeby błogosławieni wielbiciele coraz liczniej przybywali do Nieba, żeby coraz więcej zasługi i coraz wyższe stopnie miłości przynosili z sobą.

Widzimy więc, iż prawdziwi miłośnicy Pana Jezusa znajdują w samych nawet Niebiosach czekającą na nich pracę lub środki do jej załatwienia. Niebo jest jedną z naszych kancelarii i nie zbywa w jego wspaniałych pałacach na zajęciu w sprawie Jezusowej, w sprawie, którą On ma w sercu, do której też i my naturalnie przyłożyć rękę powinniśmy.

Dalej przyjrzyjmy się rozległemu królestwu czyśćca. Wszystkie owe dusz tysiące, które w nim mieszkają, są drogimi i wiernymi oblubienicami Jezusa Chrystusa. Mimo to w takimże dziwnym opuszczeniu, w jakiej cierpień przepaści zostawia je miłość Jego! Tęskni za ich wyzwoleniem… wzdycha za chwilą, która je wyprowadzi z tej smutnej krainy, nad którą zawisła boleść niby wieczna chmura, a wwiedzie do Ojczyzny Niebieskiej, gdzie świeci nieznające jutrzenki ni zachodu Słońce. Lecz w pewien sposób związał sobie ręce…

Już im teraz więcej łask swoich nie użycza, nie daje czasu do pokuty, nie dozwala, aby nowe zbierały zasługi, co większa, niektórzy z teologów stwierdzą, że tym biednym duszom modlić się nawet wzbroniono…

Jakże więc naszą kwestię, odnoszącą się do dusz cierpiących, uważać zechcemy? To, co teraz powiem, stanowić może przedmiot głębokiej rozwagi, a mianowicie, że dusze czyśćcowe więcej od ziemi niż od Nieba zależą; więcej, iż tak rzekę, liczą na nas niż na samego Jezusa! Tak bowiem rozporządził Ten, od którego zawisło wszystko.

Najoczywiściej są tu widoczne dążenia naszego Zbawcy; On chce wyswobodzenia tych branek. Zdaje się niejako błagać nas, których odkupił, abyśmy teraz nawzajem je odkupywali, my, co życie i wszystko Jemu winni jesteśmy, cośmy już drogą Krwią Jego nabyci. Każde zadośćuczynienie, złożone Bogu za te cierpiące dusze, każde zaofiarowanie Krwi przenajdroższej Ojcu Przedwiecznemu, każda Msza wysłuchana nabożnie, każda Komunia z pokorą przyjęta, każda dobrowolnie odprawiona pokuta, dyscyplina, włosiennica, pasek z ostrymi kolcami; każdy odpust zyskany, każdy jubileusz, którego spełniono warunki, każde de profundis3, odmówione ze skupieniem, każda jałmużna dana uboższym od siebie za tych drogich więźniów, nadaje powodzenie sprawie Bożego Zbawcy w czyśćcu.

Patrzmy, z jakim wysiłkiem pracują żeglarze u pompy na pokładzie okrętowym, walcząc o życie z nurtami wody. O! Gdybyśmy i my ożywieni byli taką żarliwością i pracowali z podobnym zapałem nad wyswabadzaniem dusz z czyśćca za pomocą odpustów… Bo czy nie mamy w swej mocy nieskończonej ceny zasług Pana Jezusa, boleści Maryi, cierpień męczenników i bohaterskiej stałości, z jaką wyznawcy przebyli trudną nieraz ścieżkę cnoty?…

Zbawiciel nasz drogi nie chce tu radzić sobie sam; miło Mu jest bowiem, gdy my Go wspieramy, i sądzi, że nasze serce radować się będzie, gdy nam coś dla siebie uczynić pozwoli. Byli święci, którzy całe swe życie temu jedynemu poświęcili dziełu; którzy na wzór górników w kopalniach niezmordowanie pracowali nad wyzwalaniem dusz z czyśćca; mniemam zaś, że to nie zadziwi umysłu, zastanawiającego się głębiej nad nieomylnymi dogmatami naszej świętej wiary.

Proszę mi wybaczyć niedorzeczne i niestosowne, bo zbyt słabe porównanie: godniejsza to chwała jedną przynajmniej z czyśćca wybawić duszę, niż być zwycięzcą spod Waterloo lub wynalazcą machiny parowej; nie przypuszczam zaś, aby ktokolwiek z miłujących Pana Jezusa nierównie już więcej nad to nie uczynił.

Na koniec przyjrzyjmy się Kościołowi na ziemi. Ach! Jakże tu dążenia Pana Jezusa są liczne, jakie tu dla nich bogate i obfite żniwo! Ileż jest rzeczy do zrobienia i do przerobienia. Tak tu wiele pracy, iż prawie nie wiadomo, od czego zacząć, co najpierw przedsięwziąć… Trzeba miłości Jezusowej pozyskać serca, które jeszcze nie kochają najsłodszego Zbawcy naszego; kochające zaś Go pobudzić do miłości tysiąckroć gorętszej. Każdy z nas obrać tu sobie może wyłączne zadanie, a tyle w nim zajęcia zapewne znajdzie, że mu do załatwienia wszystkiego czasu nie wystarczy.

Czy policzyliśmy kiedykolwiek ludzi, rozstających się z życiem w każdej dnia i nocy godzinie na całej ziemi naszej powierzchni? Niestety! Jakże są narażone najdroższe interesy Pana Jezusa na tych łożach boleści! Szatan zdwaja swą natarczywość, pokusy obficiej tam spadają niż gwiazdki śniegu w zimowej zawiei, a stosownie do zwycięstwa lub porażki w tej utarczce Zbawiciel lub zapamiętały wróg ludzkiego rodu tryumf odnosi na wieki…; już bowiem walka ustaje, już nie ponowi się nigdy.

Tutaj konają katolicy, co od lat wielu zaniechali przystępowania do Sakramentów; a tam święci, których półwiekowe zasługi i bohaterska miłość o mało co nie tracą wszystkich swych owoców: nie dostaje im bowiem jeszcze rzeczy, której nie można wysłużyć choćby największymi świata całego pracami i cierpieniami, nie dostaje im ostatecznego wytrwania! Konają heretycy, którym nigdy na myśl nie przyszło, że zbłądzili, i znowu heretycy uparci, co spotwarzyli Kościół Chrystusowy i zbezcześcili przenajświętszą Bogurodzicę.

Tu są bliskimi skonania żydzi, potomkowie owych, co ukrzyżowali naszego Zbawcę… a tam mahometanie, zdobywcy Jerozolimy. Znajdują się Hotentoci4, oddający cześć bożą obrzydłym bałwanom, i amerykańscy Indianie, w których pojęciu wieczność polegać ma na przyjemnościach ustawicznego polowania, zasługi zaś mnożą się w miarę popełnianych morderstw.

Są ludzie obieleni ciągle trwałym śniegiem; inni, którym słońce zwrotnikowe twarz oczerniło; są na szczytach gór, w głębiach dolin, w miastach i samotniach, na lądzie i morzu, w niezdrowych więzieniach i pałacach złoconych: wszyscy oni umierają, a chrześcijanin drży na widok stanu, w jakim ich zaskoczyć może ta ostatnia chwila.

Pan Jezus bowiem umarł za każdego z nich tak wyłącznie, jak gdyby śmierć poniósł za każdego w szczególności człowieka — i gotów jest, gdyby potrzeba, zstąpić jeszcze z Niebios i na nowo krzyż ponieść za każdego z ludzi…

Przyjrzyjmy się Mu w Jego długiej męce…; zauważmy każdy krok, każdą łzę, każdą kroplę Krwi Jego; policzmy ciernie raniące Jego głowę; razy i bicia, rozszarpujące Ciało najświętsze! Plwociny oszpecające najdostojniejsze Oblicze, bolesne Jego na ziemię padania; zgruntujmy wewnętrzną przepaść Jego upokorzeń i boleści — wniknijmy w udręczenie i rozdarcie Jego ojcowskiego Serca, a wiedzmy, że poniósł to wszystko dla biednego Indianina, który w tej chwili kona nieznany u podnóża Andów; jeśli zaś w grzechu śmiertelnym z tego świata schodzi, niepożyteczną się staje owa krwawa Zbawcy naszego męka!…

Ostatnia godzina nasza jest jednym z wyłącznych dążeń Pana Jezusa, toteż święty Kamil powołany był od Boga do założenia zakonu, poświęconego usłudze konających. Ponieważ zaś konanie i niebezpieczeństwa śmiertelnego łoża stały się w Kościele Bożym przedmiotem osobnego nabożeństwa, więc nie będzie, mniemam, obojętna dla Czytelnika wiadomość5, że Pius VII nadał pewne odpusty wiernym, odmawiającym w piątek około trzeciej po południu trzy pacierze na cześć konającego Zbawiciela i na intencję konających.

Mnóstwo świętych i osób pobożnych poświęcało się w różnych czasach wyłącznemu za konających nabożeństwu. Czytamy w opisie życia jednej z pierwszych zakonnic nawiedzenia6, że zostając w nocy wielkoczwartkowej r. 1664 na adoracji przed Najświętszym Sakramentem, otrzymała objawienie konania Zbawcy naszego w Ogrodzie Oliwnym; przy tym otrzymała nowe oświecenia na duchu i dar skutecznej modlitwy za umierających. „Niestety! — mówiła — konanie biednych tych stworzeń jest nader straszną godziną”. I w istocie, godzina stanowiąca o naszej wieczności jest jedynie ważną sprawą, jaka nas na tym świecie zajmować powinna. Od chwili otrzymania tej osobliwszej łaski zdawało się często zakonnicy, jak gdyby przysłuchiwała się jękom konających, co tak silne czyniło na niej wrażenie, iż przez cały ciąg swego dalszego życia odmawiała co dzień rano i wieczór modlitwy kościelne za dusze z tym światem się rozstające. Rozmyślała często słowa Zbawiciela, które na krótki czas przed śmiercią swą wyrzekł: Książę tego świata idzie, a we mnie nic nie ma, chcąc niejako wyrazić, że całe życie nasze do tego wyłącznie zmierzać powinno, abyśmy w godzinę śmierci mogli w pewnym stopniu i do siebie zastosować słowa powyższe. Opowiadają jeszcze o tej zakonnicy, że gdy przy konsekracji kościoła w Annezyum — dopełnianej przez biskupa genewskiego w dzień świętego Hieronima — przełożona wyraziła życzenie, aby jedna z kaplic poświęcona była świętemu Józefowi, wzmiankowana siostra błagała ze swej strony, aby taż poświęcona została świętemu Józefowi, umierającemu w objęciach Jezusa i Maryi. „Ach! Moja droga Matko — mówiła do swej przełożonej — Bóg mi objawił nadmiar łask, jakich w nieprzebranym miłosierdziu swoim użyczać jest gotów konającym za pośrednictwem nabożeństwa do świętego Józefa umierającego. Ponieważ bowiem Józef święty nie poszedł prosto do Nieba, które było jeszcze zamknięte, lecz najpierw do piekieł, do swych ojców zstąpił, więc najskuteczniejszym za konających i za dusze w czyśćcu cierpiące nabożeństwem jest ofiarowanie Bogu rezygnacji wielkiego patriarchy w chwili Jego skonania, w chwili, w której się rozłączał z Jezusem i Maryją; czcząc przy tym świętą cierpliwość, z jaką oczekiwał jutrzenki wielkanocnej, o której go zmartwychpowstały Jezus z otchłani wyswobodzić przyszedł”.

Zastanawialiśmy się długo nad tym przedmiotem, lecz powtarzam, nie skończyłbym nigdy, gdybym chciał opisywać wszystkie dążenia Pana Jezusa na ziemi.

Nie masz szynku ani kawiarni, teatru lub balu, prywatnego lub publicznego zebrania; nie masz sklepu ani targu, powozu ani okrętu, szkoły ani kościoła, gdzie by sprawy Pana Jezusa nie były w niebezpieczeństwie co chwila i dokąd by On nas na ich obronę nie wzywał. Jest to bój Kościoła, jakże się więc dziwić, że tu tak wiele pracy, a tak mało czasu do jej wykonania?

Rzecz każda ma swe dwie strony, jedną sprzyjającą Panu Jezusowi, drugą Mu przeciwną. Grzech sam w sobie i jako taki nie jest jedyną siłą szatana. Może on walczyć ze Zbawcą bardzo słabą bronią i nią tyleż prawie dokazać, co śmiertelnym przestępstwem. Zdarza się, iż wolna trucizna pewniej duszę zabija niż jad najgwałtowniejszy.

Zauważmy więc charakter dążeń Pana Jezusa: są one niezliczone, naglące, znajdują się wszędzie; my zaś, jeśli kochamy naszego Zbawcę, szczerze je pielęgnować powinniśmy.

Jakkolwiek ogarnąć niepodobna wszystkich szczegółów tych przenajświętszych dążeń, powinniśmy wszakże utworzyć sobie jaśniejsze o nich pojęcie, jeśli zadaniu swemu godnie odpowiedzieć chcemy.

Badając najsłodsze Serce Pana Jezusa według wskazówek zostawionych nam w Ewangelii, historii Kościoła i żywotach świętych tudzież według własnego na modlitwie doświadczenia, łatwo postrzeżemy, iż niezmierne mnóstwo dążeń najukochańszego Zbawcy naszego na cztery kategorie podzielić się da; pobieżny pogląd na każdą z nich nauczy nas, co czynić mamy.

Wątpić o tym nie można, że chodzi Panu Jezusowi przede wszystkim o własne dusze nasze: Królestwo Boże jest w nas. Wszakże sprawa osobistego uświątobliwienia, pomimo całej ważności swojej, nie będzie nas obecnie bezpośrednio zajmowała. Nie możemy, zaiste, spodziewać się powodzenia bez tej świętości osobistej, lecz nie czas tu i miejsce mówić o niej.

Cztery wielkie dążenia Pana Jezusa, do których rzecz naszą stosujemy, to: 1) Chwała Jego Ojca; 2) Korzyści z Jego męki; 3) Cześć Matki Jego najświętszej; 4) Poważanie łaski.

O każdej z nich powiemy słów kilka.

III Cztery główne dążenia Pana Jezusa

1. Chwała Jego Ojca

Wpatrzywszy się w Zbawiciela i poznawszy Go takim, jakim Go nam przedstawia Ewangelia święta, znajdziemy, iż się w Nim nic tyle nie zbliża podobieństwem do panującej namiętności, jeśli mi się tak wyrazić godzi, jak żywe i gorące pragnienie chwały Jego Ojca.

Od dnia, w którym opuściwszy Maryję, mając lat dwanaście, sam w Jerozolimie pozostał, aż do ostatniego wymówienia przezeń na krzyżu słowa — poświęcenie się Jego chwale Bożej widoczne jest na każdej stronicy Księgi Świętej. I to, co o Nim rzeczono z powodu innych okoliczności, iż Go żarliwość domu Bożego strawiła, my tutaj również powtórzyć możemy: przez całe bowiem życie trawił Go nieustający głód i pragnienie chwały Ojca, który jest w Niebiosach.

Zdawało się, że ta chwała zupełnie już była zaginęła na ziemi, gdy On ją przyszedł odszukać… — i niestety! — jakże bardzo ścieśnione było Jego Serce, zanim ją wynalazł! O! Jak wielkim i pobudzającym stał się dla nas wzorem… Wiedzieć bowiem powinniśmy, iż dając nam swą łaskę, chce, abyśmy Go naśladowali, używając jej wyłącznie na chwałę Ojca Przedwiecznego.

Lecz obejrzyjmy się wkoło siebie, rzućmy na świat okiem, a przekonamy się, że chwała Boża znów zaginęła na ziemi. Interes Pana Jezusa wymaga, żebyśmy jej szukali, póki nie znajdziemy. Pominąwszy już zgorszenia publiczne, jakie z siebie dają zapamiętali grzesznicy, nie jestże niewypowiedzianie bolesnym owo zupełne zapomnienie Boga przez większość ludzi?! Żyją oni tak, jak gdyby Boga wcale nie było. Nie buntują się przeciw Niemu otwarcie, lecz nie myślą o Nim, o Nim nic nie wiedzą… W tym świecie, który sam uczynił, jest On jako przedmiot niepotrzebny i wcale nieużyteczny własnemu stworzeniu!

Usunięto Go na stronę z wszelką swobodą, niby bożyszcze jakieś, co już czas swój przeżyło, a teraz zawadza… Zgadzają się z sobą w tej sprawie uczeni i mężowie stanu; ludzie zajęci interesami i kapitaliści osądzili za rzecz najstosowniejszą milczeć zupełnie o Bogu, o którym niepodobna mówić lub jakiekolwiek mieć wyobrażenie, a nie chcieć czynić dla Niego za wiele… Tu właśnie leży przeszkoda i gdyby nie łaska Boża, powiedziałbym: niepokonalna przeszkoda na drodze dążenia Pana Jezusa; ta, mówię, głęboka, a prawie niezmierzona przepaść zapomnienia, nieznajomości Boga!

O! Jak ten widok serce nam zakrwawia, jak bolesne z piersi wyrywa westchnienia, jak potężnie budzi tęsknotę naszą za innym już życiem!… Cóż bowiem w położeniu tak rozpaczliwym przedsięwziąć zdołamy?

Spróbujmy wszelako… czegóż bowiem dokazać nie jesteśmy w stanie z poświęconym medalikiem i koronką w ręku? I czy nie wiemy, że w mocy naszej jest nieskończona skuteczność najdroższej ofiary Mszy Świętej?

Lecz nie na tym koniec: ze łzami w oczach i bólem w sercu wyznać nam przychodzi, że się znajduje mnóstwo osób nabożnych, odmawiających chwale Bożej miejsca, jakie jej przystoi; wiele jest ludzi, którzy jej nie dają pierwszeństwa nad wszystkimi rzeczami, chociaż się zaszczycają mianem dobrych katolików. Potrzebują światła dla rozeznania chwały Bożej wówczas, kiedy ją widzą własnymi oczyma; schodzi im na roztropności w dostrzeganiu niebezpieczeństw świata i szatańskich sideł, przez co pozbawiają częstokroć Boga należnej Mu chwały; nie mają odwagi do gardzenia opinią świata ani stałości, koniecznie potrzebnej do tego, ażeby zawsze i we wszystkim stosowali swe życie do przepisów wiary. Biedne dusze! One to właśnie są plagą Kościoła, a jakże dalekie od domyślania się tego!… Chwała Pana Jezusa wymaga, aby siebie same i to, co je otacza, w rzetelnym ujrzały świetle.

Co do nas, mamy w tym wszystkim ważne do spełnienia dzieło. Módlmy się, ach, módlmy gorąco za owych ludzi, a zwłaszcza za tych, którzy usiłują być istotnie cnotliwi, aby jasno poznali, w czym jest chwała Boża, a co się jej sprzeciwi. Ileż to strat ponosimy codziennie brakiem tego rozeznania.

Módlmy się jeszcze za zakony, z których każdy swymi sposobami, odpowiednio do celu swego postanowienia, z błogosławieństwem Kościoła około chwały Bożej pracuje. Módlmy się za biskupów i kapłanów, co we wszystkich swych sprawach z osobliwszą wytrwałością i doskonałością przedziwną do tego jedynie zmierzają celu. Módlmy się nareszcie za to niezliczone mnóstwo bractw i stowarzyszeń, mających za jedyne dążenie wzrost chwały Bożej.

Prócz tego cierpimy tyle, narażeni jesteśmy na tak liczne niebezpieczeństwa, na tak mnogie zgorszenia… ofiarujmy to wszystko za pomyślność sprawy Jezusowej. Przeznaczeniem jest bowiem Kościoła uchylić dziś głowę przed światem, a jutro nad nim panować; przyczyniajmy się, o ile można, do tryumfu tej Oblubienicy Człowieka-Boga, tej Matki dusz naszych, i tym sposobem pomnażajmy chwałę Stwórcy. Kilku ludzi ożywionych miłością tej chwały i przebiegających ziemię dla jej szerzenia góry by z miejsca przenosić mogło. Jest to nagroda zapewniona wierze, czemuż byśmy też i my po nią sięgnąć nie mieli?

2. Korzyści z Jego męki

Oto drugie z czterech wielkich dążeń Pana Jezusa. Ilekroć powstrzymać zdołamy grzech, jakiś choćby najlżejszy, czynimy wiele w sprawie najukochańszego Zbawcy naszego.

Pojmiemy jaśniej wartość rzeczonej przysługi, gdy zważymy, iż gdybyśmy na przykład za pomocą jakiegoś drobnego kłamstwa zamknąć mogli na zawsze piekło i wyswobodzić wszystkie jęczące w nim dusze, opróżnić czyściec i uczynić wszystkich ludzi tak doskonałymi, jak św. św. Piotr i Paweł, nie godziłoby się nam takiego popełnić, gdyż chwała Boża więcej by ucierpiała z powodu tego jednego kłamstwa, niżby skądinąd zyskać mogła. Jakże przez to znakomitą świadczymy przysługę sprawie najukochańszego Mistrza naszego, zapobiegając choćby jednemu tylko śmiertelnemu grzechowi!

A jednak jest to rzecz niesłychanie łatwa. Gdybyśmy na przykład co wieczór przed udaniem się na spoczynek prosili Przenajświętszą Dziewicę, aby ofiarowała Ojcu Przedwiecznemu Krew swego Bożego Syna w celu niedopuszczenia jednego ze śmiertelnych grzechów, mających się gdzieś w nocy na ziemi spełnić; gdybyśmy tęż samą prośbę ponawiali każdego poranku na wszystkie znowu dnia godziny, ofiara tak wielka, niepokalanymi Maryi przedstawiona rękoma, wyjednywałaby niezawodnie upragnioną łaskę. Tym sposobem mógłby każdy z nas powstrzymać w ciągu roku znaczną ilość śmiertelnych przestępstw.

Przypuśćmy teraz, że takie tysiąc osób na przykład do Maryi przez lat dwadzieścia zanosi błagania, to praktyka ta — żadnych po nas nie wymagając ofiar, przeciwnie, hojnie dusze nasze w zasługi bogacąc — sprawi, że nie spełni się czternaście milionów śmiertelnych grzechów.

O! Jakżeby dążenia Pana Jezusa czyniły tym sposobem ogromne postępy wśród świata! A serca nasze jakiegoż by nieznanego sobie dotąd zakosztowały szczęścia i w jak niewysłowioną opływałyby radość!

Nadto ilekroć zachęcimy kogo do wyspowiadania się — choćby tylko z powszednich upadków — pomnożymy korzyści wynikające z męki Zbawiciela. Każdy akt skruchy, wykonany przez bliźnich naszych za naszym natchnieniem; każda nasza modlitwa w celu wyjednania im tej łaski zwiększa liczbę owych błogich korzyści; każde ostrzejsze obejście się z samym sobą, każda dobrowolnie przedsięwzięta i spełniona pokuta też sprowadza skutki; to samo powiedzieć możemy o usiłowaniach wprowadzenia w zwyczaj częstego łączenia się z Panem Jezusem w Komunii Świętej.

Ile razy namówimy kogo do uczestniczenia w naszym do męki Pańskiej nabożeństwie, do czytania lub rozmyślania o tejże, tyle razy damy wzrost nowy sprawie Pana Jezusa. Ktoś powiedział — jeśli mnie pamięć nie myli, to podobno Albert Wielki — że jedna łza wylana nad męką Zbawcy naszego w większej u niego jest cenie niż post całoroczny o chlebie i wodzie. Cóż dopiero, gdyby się nam udało przywieść innych do mieszania łez swoich z naszymi i jednoczenia się z nami w rzewnym politowaniu nad męką Pana?… O! Jakże wielkie są skutki nawet nieudolnej modlitwy!…

Słodki Jezu! Dlaczego jesteśmy tacy oschli i tacy zimni? Ach! Zapal w nas te płomienie, któreś z Nieba na ziemię przyniósł, pragnąc, aby trawiły serca wszystkie.

3. Cześć Jego Matki

Oto znów jedno z wielkich dążeń Pana Jezusa; całe dzieje Kościoła świadczą, jak niezmierną Serce Zbawiciela do niej przywiązuje wagę. Miłość ku Maryi więcej niż jakiekolwiek inne względy sprowadziła Go z Nieba, a zasługi tej Niepokalanej Dziewicy określiły epokę Wcielenia. Na Niej spoczął wybór przenajświętszej i nierozdzielnej Trójcy. Ona jest ukochaną córką Ojca; przejrzaną od wieków rodzicielką Syna i jedyną oblubienicą Ducha Świętego.

Prawdziwa Zbawcy świata nauka była po wszystkie czasy najściślej spojona z gruntownym do Maryi nabożeństwem, ciosy zaś wymierzone przeciw Matce zawsze sięgały Jej Syna. Dlatego też Maryja jest dziedzictwem pokornego i posłusznego katolika. Świętość wzrasta w miarę naszego do Niej nabożeństwa, wszyscy wybrani w szkole Jej miłości się wykształcili. Grzech nie ma większego nad Maryję nieprzyjaciela, dość o Niej pomyśleć dla oddalenia go od siebie; szatani, drżąc, pierzchają na dźwięk Jej Imienia. Nikt nie może kochać Syna, żeby zarazem nie kochał i Matki; i nawzajem: nikt nie miłuje Matki, nie pałając miłością ku Jej Synowi.

Pan Jezus umieścił Maryję na wstępie do swego Kościoła, aby była zakładem łask, jakich mu przez Nią udzielić zamierzył, tudzież kamieniem obrażenia dla wszystkich jego nieprzyjaciół. Cóż więc dziwnego, że cześć tej Jego Matki tak Go bardzo obchodzi?…

Jeśli więc dla wynagrodzenia bluźnierstw heretyckich uczynimy akt miłości lub dziękczynienia na cześć Jej Niepokalanego Poczęcia, wdzięcznie się przysłużymy sprawie ukochanego Zbawcy. Wszelkie usiłowania o rozpowszechnienie czci i miłości ku Niej będą zasługującymi w oczach Pana Jezusa, który nam to hojnie wynagrodzi. Nadto zachęcać wiernych do przystępowania do Stołu Pańskiego w uroczystości Maryi, w Jej się Bractwa wpisywać, mieć u siebie Jej obraz, zyskiwać odpusty dla dusz, które za życia były do Niej nabożne, odmawiać co dzień koronkę — oto są praktyki każdemu przystępne i wielce sprzyjające sprawie Jezusowej.

Prócz tego znajduje się nabożeństwo, które rad bym jak najgoręcej wszczepić w serca wszystkich. Wtedy by to dopiero wygrała sprawa Pana Jezusa, a Jego miłość wzmogła się na ziemi. Jest nim ufność w przyczynie Matki naszej Najświętszej, dziecięce na Niej poleganie, przedstawienie Jej próśb naszych z większą niż dotąd śmiałością, czyli jednym słowem doskonalsze wierzenie w Maryję. Tkliwiej byśmy miłowali naszą Bożą Matkę, gdybyśmy więcej w Nią wierzyli; lecz żyjemy w kraju zobojętniałym, a trudno zostawać między lodami, a nie zlodowacieć…

O Jezu! Ożyw ufność naszą do Maryi, nie dlatego tylko, abyśmy około najmilszej Tobie sprawy pracowali, ale też abyśmy chodzili około niej sposobem najbardziej pożądanym, nie dając w sercu swoim żadnemu stworzeniu tyle miejsca, ile Tej, która najświętszemu sercu Twojemu droższa jest niż wszystkie razem stworzenia.

4. Poważanie łaski

Oto jeszcze jedno z wielkich dążeń Pana Jezusa. Świat zupełnie inną postać by przedstawiał, gdyby ludzie oceniali łaskę według jej wartości. Nie masz zaiste oprócz łaski na ziemi przedmiotu, który by sam przez się wdzięk jaki posiadał.

A jednak jakże dziecinnie uganiamy się za wszelkiego rodzaju niedorzecznością, żadną ze sprawami Pana Jezusa niemającą związku. Co za ślepota! Jak wiele tracimy czasu! Ileż złego spełniamy! Ile zaniedbujemy dobrego! A mimo to z jaką słodyczą, z jak niewypowiedzianą cierpliwością Pan Jezus nas znosi!

Zaiste, gdybyśmy łaskę, jak należy, szanować umieli, wszystkie inne dążenia Zbawcy naszego pożądany uwieńczyłby skutek. Jeśli nie mają powodzenia, to dlatego, że nie cenimy łaski jak przystało.

Łaski nieustannie na nas się zlewają, a zasługi mnożyć się mogą prawie tak szybko, jak uderzenia najsłodszego serca Zbawiciela. Ale niestety! Wówczas, kiedy to Serce najtkliwszą ku nam miłością bije, my się nie wstydzimy w podobny odzywać sposób: „jam wcale do tego nieobowiązany; nie ma potrzeby, żebym się wyrzekł przyjemności, wypada miarkować zapał religijny”. O Boże! I jakiż to zapał miarkować wypada? O Chryste Jezu! O najmilszy mój Zbawicielu! Oto, do czego dojść mogą ludzie nieumiejący oceniać łaski…

Lepiej umrzeć, niż postradać owoce łaski. Wierzymy temu wszyscy? Nie, lecz się nam zdaje, że wierzymy.

Zaprawdę, mniej by to bez porównania znaczyło, gdyby kapitały nasze miały spaść jutro do połowy rzeczywistej wartości swojej, niż gdyby jaki ubogi, na ukrytym poddaszu, ciężką chorobą złożony żebrak utracił choć najmniejsze przymnożenie łaski.

Oto, co teolodzy mówią o tym przedmiocie: „Gdybyśmy mieli wszystkie dary nadprzyrodzone, wszystkie anielskie doskonałości, byłoby to niczym wobec powiększenia w nas choćby o jeden stopień tej na przykład łaski, jakiej nam Bóg obficie użycza, gdy się przez kwadrans opieramy wzruszeniom gniewliwym: łaska bowiem jest uczestnikiem w Bożej naturze”.

Och! Wprowadźmy w czyn, we własne życie powyższą teorię, zanim ją drugim zalecać poczniemy. Pokażcie mi w Kościele Bożym jakie nadużycie, zło jakiekolwiek, a gotów jestem wam dowieść, że nigdy by się w nim nic podobnego nie przytrafiło, gdyby jego dzieci umiały godnie współpracować z łaską, a nadto, że wszystko od jutra do ładu powróci, jeśli wierni przyłożą się do szanowania łaski wedle jej wartości.

Na cóż by się zdało człowiekowi pozyskać świat cały kosztem własnej nieśmiertelnej duszy?… Rozpowszechniajcie tę naukę między przyjaciółmi waszymi: pokażcie im, jakie za pośrednictwem łaski zgromadzić mogą skarby; pokażcie im, jak jedna łaska sprowadza drugą, jak się zamienia w zasługę, jak nareszcie zasługi wiodą do chwały wiecznej w Niebiosach. Ach! Tym sposobem służyć będziemy istotnie najdroższej sprawie Zbawiciela, a służyć daleko lepiej, aniżeli mniemacie.

Módlcie się, aby ludzie wyższe i rzetelniejsze powzięli o łasce wyobrażenie, a staniecie się skrytymi apostołami Pana Jezusa. W Nim są wszystkie łaski, On jest ich źródłem i pełnią; płonie pragnieniem wylania ich w obfitości na dusze, lecz one Mu tego nie dopuszczają… trzeba bowiem odpowiedzieć łaskom już otrzymanym, zanim uzyskamy nowe.

Ach! Pójdźcie, wspomóżcie Pana Jezusa. Czemuż bowiem choć jedna dusza, za którą dał życie swoje, zginąć by miała? Straszna to rzecz pomyśleć o zgubie duszy! Lecz czemuż by zginąć miała? Czyż nie ma Krwi przenajdroższej dla tych, co o nią prosić zechcą, a ta Krew czyż nie darzy łaską? Ale ludzie bynajmniej o łaskę nie dbają. Święty Paweł poświęcił całe życie swoje na głoszenie wiernym nauki o łasce tudzież na błaganie Boga, żeby ją na nich zesłał i żeby z otrzymanej zbawienny odnieśli pożytek. Po żarliwej Komunii, kiedy źródło łask wszystkich w sercu naszym bije, błagajmy Go, żeby otworzył oczy ludzi na piękno swej łaski, a zniewolony prośbami naszymi, łaski swoje zdwoi. Tym sposobem sprowadzimy pomyślność na dążenia Jezusowe: taka jest bowiem własność tego dobrego Pana, że im więcej daje, tym się staje bogatszy.

O najukochańszy dusz naszych Królu! Jakżebyśmy poświęcić mogli dni swoje komu innemu niż Tobie! Myśl, że Pan Jezus pozwala nam zajmować się sprawą swoją, nie napełnia nas zdumieniem? Co do mnie, dziwię się, że nas ona nie zachwyca. Niestety! Nie znamy własnych przywilejów, ale dlaczego ich nie znamy? Dlatego, że nie staramy się poznać jak należy słodkiego Zbawcy naszego; że nie chcemy zacząć tego w czasie, co nas w wieczności jedynie uszczęśliwiać będzie. Poznajmy, o! poznajmy Pana Jezusa! Niebo dlatego jest Niebem, że w nim jest Pan Jezus; a nie rozumiem, dlaczego by też i ziemia nie miała być Niebem, skoro Pan Jezus jest też i na ziemi. Dlatego — ach! — dlatego, że nam zostawił smutną możność grzeszenia. Odtrąćmy tę nędzę, a tu jeszcze, jeśli nie Niebo, to przynajmniej mieć będziemy czyściec, co bramą jest Nieba. I czyliż w rzeczy samej zajaśnieje dzień, w którym już najsłodszego Serca nie będziemy ranili?

O Boże miłości! Niechże już szybko wzejdzie to słońce, przed którego zachodem ów chwalebny przywilej naszym się stanie… Po co się niepokoić i dopytywać, czy od razu pójdziemy do Nieba, czy też będziemy musieli nieco zatrzymać się w czyśćcu. Mniejsza o to: główna kwestia w tym spoczywa, że już na zawsze postradamy zdolność obrażania Boga, jedynego przedmiotu miłości naszej.

IV Jakim sposobem przyczyniać się możemy do powodzenia dążeń Pana Jezusa

Takimi są dążenia albo mówiąc właściwiej — przykłady i niby wskazówki dążenia Zbawcy naszego; naszym zaś zadaniem jest popierać je jak najsilniej.

Może się to komu dziwnym zdaje, że Boży nasz Odkupiciel używać raczy słabych i nikczemnych narzędzi do spełniania tak szczytnego dzieła, lecz niech pamięta, iż to jest tenże sam Bóg, który ubogich rybaków od sieci oderwał, poczynił apostołami i rozesłał po świecie, by go nawrócili.

Prawda, żeśmy sami wiele popełnili grzechów, za któreśmy pokutować winni, że mnóstwo w sobie mamy niedoskonałości, odstręczających od nas Serce Niebieskiego Oblubieńca; że nareszcie nie masz we wszechświecie miejsca, gdzie by dążenia Pana Jezusa więcej niż w nas znalazły przeszkód; pomimo to myśmy apostołami być obowiązani i biada nam, jeśli nimi nie jesteśmy…

Mamy obowiązek pomagać innym w zbawieniu ich duszy wtedy nawet, kiedy się około własnego zbawienia krzątają. Ewangelia jest prawem miłości, a modlitwą życie chrześcijanina. Według zalecenia wielkiego apostoła trzeba się nam przyczyniać za wszelkiego rodzaju ludźmi. Bądźmy zresztą tego pewni, że praca nasza około własnego zbawienia nie wyda pożądanych owoców, jeśli obok tego starać się nie będziemy, aby dążeniom Pana Jezusa powodziło się w duszach bliźnich naszych.

Wielu się użala na brak postępu w duchowym życiu i na trudność w zwalczaniu namiętności, skłonności do grzechu i panującej w nich miłości własnej. Tacy są dziś, jacy byli przed rokiem… to im odwagę odbiera. Prawdę mówiąc, najczęściej dzieje się to dlatego, że utyskujący w ten sposób są egoistami sobą tylko zajętymi. Dusze innych ani sprawy Pana Jezusa wcale ich nie obchodzą, nigdy w modlitwie nie przyczynią się za współbraćmi. I dlatego nie wzniosą się nad pospolitość, nie czyniąc nic takiego, żeby im wysłużyć łaski obfitsze. Zaiste miłość ku Zbawcy naszemu innego wymaga od nas postępowania i całkiem inne daje nam przepisy.

Lecz przede wszystkim zrozumieć nam trzeba, że dążenia Pana Jezusa nie zwykły postępować właściwą rzeczom ziemskim koleją. Gdybyśmy tę prawdę stracili z oczu, wkrótce by i odwaga nas odstąpiła z powodu, że tak mało na pozór uczynić możemy. Działania Pana Jezusa w największej części są niewidzialne. Powinniśmy nade wszystko wierzyć w potęgę modlitwy i na samym wstępie powiedzieć sobie, że o skuteczności modlitw naszych tudzież o ich działaniu na Kościół w kolei wieków wiedzieć nie będziemy przed dniem ostatecznym. Za przykład niech nam posłuży modlitwa św. Szczepana, jaką słał do Boga, podczas gdy go kamienowano; owocem jej było nawrócenie św. Pawła, który strzegł odzieży katów męczennika. Pomnijcie, co uczynił święty Paweł, co jeszcze dotąd czyni i czego aż do dnia sądnego czynić nie przestanie; wszystko to jest dziełem świętego Szczepana, jako skutek modlitwy jego.

Podobnież gdy się kto poleci modlitwom naszym w celu usunięcia przeszkód pod względem wstąpienia do zakonu lub poświęcenia się stanowi kapłańskiemu. Być może, iż dnia jednego Bóg wysłuchać raczy próśb naszych. Ów człowiek zostaje kapłanem, zbawia dusz tysiące, te dusze zbawiają znów inne, które się poświęcają powołaniu kapłańskiemu lub do zakonu wstępują albo nareszcie zostają wśród świata ojcami i matkami wedle serca Bożego. Tym sposobem modlitwa coraz dalej postępuje, rozrzucając na wszystkie strony błogosławione owoce swoje i być może, iż działać nie przestanie aż do nadejścia owej nocy, w której ocknie się ziemia i ujrzy Syna człowieczego, przychodzącego w obłoku z mocą i Majestatem wielkim.

Dlatego też nie powinniśmy się tak bardzo zastanawiać nad widocznymi pożytkami i powodzeniem jawnym. To, co świat nieszczęściem zowie, częstokroć odpowiada najlepiej dążeniom Pana Jezusa. Na przykład człowiek wiele ma do cierpienia z tego powodu, że jest katolikiem; modlicie się za niego, lecz niesprawiedliwość nie ustaje, protestanci tryumfują, okazując się dumniejszymi i zuchwalszymi niż kiedykolwiek. Mniemacie, że modlitwa wasza wysłuchana nie została, lecz się bardzo mylicie. Pan Jezus chce tego człowieka uczynić świętym: pożyteczniej mu stać się niewinną niesprawiedliwości ofiarą. Dla waszych wszakże modlitw Zbawiciel obdarował go mnóstwem łask, którym odpowiedział godnie. Wasze Ojcze nasz i Zdrowaś, Maryjo wysłużyły mu wyższy stopień chwały i miłości w Niebie. W jego koronie zajaśnieje kamień drogi, którego by w niej inaczej nie było; podziwiać kiedyś będziecie piękność tego klejnotu, wiedząc, że go tam wasze modlitwy umieściły.

Tak samo rzeczy się mają względem Ojca Świętego — Kościoła, zakonów i wszystkiego, cokolwiek Pana Jezusa dotyczy. Dążenia Jego nie do wymagań świata, lecz do prawideł łaski się stosują. Chcąc zmierzyć ich wielkość, nie światowej do tego użyć nam potrzeba miary, lecz miary i wagi świątyni. Pan Jezus nigdy świetniejszego nie odniósł tryumfu jak wówczas, kiedy się do krzyża przygwoździć dopuścił; a jednakże świat w swym rozszaleniu sobie przypisał zwycięstwo i szczycił się wygraną dnia tego. O! Jakże ważną dla nas jest rzeczą mieć to ciągle w pamięci. Wiara nas uczy, że Bóg zawsze wysłuchuje żarliwych modlitw w sposób, jakiego najmniej się spodziewamy i przewyższający wszelkie oczekiwania nasze; ale nam nie zawsze poznawać daje drogi do Jego celu wiodące… Ufajmy mu, a prędzej czy później wysłuchani będziemy.

V Głównym środkiem zapewniającym powodzenie dążeniom Pana Jezusa jest modlitwa

Zostaje nam jeszcze powiedzieć słów kilka o sposobie, jakim się przyczynić możemy do powodzenia sprawy Pana Jezusa.

Tysiąc dróg prowadzących do tego celu stoi dla nas otworem. I tak: możemy dawać z siebie dobry przykład, miewać kazania, pisać książki, rozpowszechniać budujące dzieła, rozmawiać łagodnie i przekonywająco, używać na dobre posiadanego wpływu, wykonywać zbawczo zwierzchnictwo ojca, nauczyciela lub pana. Wszystkie te środki są dobre i jeśli rzeczywiście kochamy Pana Jezusa, użyć ich nie zaniedbamy, gdy się nam ku temu poda sposobność i gdy to uczynić będziemy mogli bez uchybienia skromności, do jakiej nas zobowiązuje stan lub powołanie nasze w towarzystwie. Powtarzam, iż nie tylko możemy, lecz powinniśmy tak postępować, jeśli tylko okoliczności sprzyjać nam będą.

Wszakże istotnym, a lepiej mówiąc, jedynym środkiem powodzenia w tej sprawie jest niezaprzeczenie modlitwa. Bardzo mało zwykliśmy się modlić w naszych czasach. O! Jak smutno widzieć, że ludzie tak słabo w modlitwę wierzą. Im się zdaje, że wszystko od ich przemysłu, zabiegów i pracy zawisło; mniemają, że też same przyczyny, które wpłynęły na uczynienie jakiego narodu wielkim i dumnym, przyłożyć się takoż mogą do pomyślności sprawy Zbawiciela i przyśpieszyć Jego panowanie na ziemi. Dziś własnym tylko wierzymy oczom. Gdy katolicy jakie dobre przedsięwezmą dzieło, a zrazu mierne tylko osiągają powodzenie, tracą natychmiast odwagę, poddają się zniechęceniu.

Zaprowadzają na przykład misję: jedna na niej zbawia się dusza, jeden grzech śmiertelny powstrzymany zostaje, a oni się żalą: „I takiż to owoc dwutygodniowej pracy; takiż pożytek z wydanych przeszło 500 złotych?”…

O! Zaiste, jakież to straty!

Lecz Pan Jezus dla ocalenia chwały Ojcowskiej od jednej tylko zniewagi grzechowej gotów jest zstąpić powtórnie z Nieba i znów dać się ukrzyżować.

Rzecz zaprawdę bolesna i dziwna, jeśli przytoczyć nie możemy cyfr i wykazać ogromnych pożytków, jak to czynią protestanccy członkowie zgromadzeń biblijnych, głoszący światu całemu, że milion Biblii do Chin wysłali (przemilczając wszelako, że damy chińskie pewnej prowincji pantofle z nich sobie porobiły). Jeśli nie możemy zadowolić świata lub tego, co się publicznością zowie, i dowieść, jak wielkie nawet w jej oczach spełniamy dzieło, wówczas przystępujemy do pracy pełni wzajemnej goryczy i przez to grzeszymy; tworzymy publiczne zebrania i grzeszymy; pozwalamy sobie mówić nierozważnie i grzeszymy; opuszczamy rozpoczęte dzieło i grzeszymy; wreszcie każdy z nas zamieszcza w jednym z dzienników artykuł, czym także prawdopodobnie grzeszy, i w końcu do dawnego sposobu życia powraca…

Usiłowaliśmy spełnić dobre i zbawienne dzieło, lecz ponieważ się oparliśmy na zasadach ludzkich, wszystko skończyło się niezliczoną ilością grzechów. Przyczyną tego jest to, że się nie modlimy wcale lub że nie dowierzamy jak należy potędze modlitwy. Pamiętajmy już teraz, że zasadą naszą być powinno: „ustawiczna modlitwa”. Bądźmy tego pewni, że w wieku i kraju bez wiary modlitwa czystego serca droga będzie przed obliczem Pana, że ją szczodrze wynagrodzi. Nie jestże to zaiste rozrzewniający widok, jak Bóg pamięta o tych, którzy nie naśladując zbyt wielkiej obojętnych liczby, nie zapomnieli Syjonu?

Dążenia Pana Jezusa! Dałby to Bóg, aby one dzień i noc nasze rozpłomieniały serca! Życie krótkie, my zaś wiele mamy do zrobienia; lecz modlitwa jest potężna, a miłość od śmierci mocniejsza.

Weźmy się więc z radością do pracy, śpiewając w duszy wesoło; weźmy się do pracy, Aniołowie i ludzie, grzesznicy i święci; pracujmy dla sprawy, która najdroższą, jedyną być dla nas powinna, pracujmy dla sprawy Pana Jezusa.

Rozdział II Skłonność serca ku Panu Jezusowi

I Skłonność serca ku Panu Jezusowi jako dowód świętości

Kiedy Jakub, z ojcowskiego wygnany domu, bawił u Labana, umiłował córkę jego Rachelę i rzekł do jej ojca: Będęć służył za Rachelę, córkę twoją młodszą, siedem lat7. I dodaje Pismo Święte: Służył więc Jakub za Rachelę siedem lat; i zdawały mu się kilka dni dla wielkiej miłości8.

Co do nas, nie spostrzegamy niekiedy, że życie nazbyt jest długie; a dni nasze nigdy nam nie ciążą? Czyż nas wytrwałość w końcu nie utrudza, a obowiązkom naszym nie towarzyszy częstokroć sprzykrzenie? Zdarza się, iż radzi byśmy ujrzeć koniec życia i zerwać więzy dusze nasze krępujące, aby być z Jezusem… Grzech, łatwość popełnienia go, bojaźń, aby weń nie wpaść, nieznośne nam się stają — i tęsknimy za Bogiem, jak tęsknić zwykli ludzie za oddalonym miłości swojej przedmiotem.

Lecz nie do takich uczuć mowę tu stosuję. Dla rozmaitych przyczyn pędzimy częstokroć życie, a zwłaszcza duchowe, z niezrównaną ciężkością. Przykro nam walczyć nieustannie przeciw złym namiętnościom, zniechęca nas tak małe w tej walce powodzenie, trapią pokusy, utrudzają skrupuły: zgryźliwą więc wyniosłością wiedzeni, ograniczamy pragnienie swoje do tego jedynie, aby co najprędzej umrzeć, być pochowanym, a potem już spokojnie zostawać w czyśćcu.

Lecz skąd takie życzenia? Stąd, że Panu Jezusowi nie z serca służymy. Bo gdyby nas święty rozpłomieniał ogień, przydałoby nam się toż samo co Jakubowi: lata wydałyby się nam dniami dla wielkiej miłości.

Zobaczmy teraz, czy to tak trudno służyć w ten sposób naszemu najsłodszemu Zbawcy.

Przyjęliśmy za zasadę, że zadaniem naszym jest starać się o powodzenie sprawy Jezusowej — i że do osiągnięcia tego celu nie masz skuteczniejszego środka nad modlitwę. Zaiste, sam wybór tego środka zdaje się nam zapowiadać coś więcej. Możemy wprawdzie służyć Bogu i uczynić coś dla Niego sercem oschłym i zimnym — jak możemy wyświadczyć komu jakąś przysługę z niechęcią i przymusem, okazując, że nas to bardzo wiele kosztuje — ale niepodobna służyć Bogu modlitwą, przez jej pośrednictwo przyczyniać się do wzrostu i rozwoju dążenia Pana Jezusa, a nie mieć uczucia — nie mieć miłości…

Modlitwa ustna, w której serce udziału nie bierze, jest nieuszanowaniem Majestatu Bożego, jest przewinieniem: Bóg jej nie wysłuchuje. Aby być pewnym dobroczynnych skutków modlitwy, trzeba służyć Panu Jezusowi z pobudek miłości. O! Gdybym mógł do tego skłonić choć jednego z Czytelników moich! Jakaż by to była radość dla Nieba, jakie dla Maryi szczęście, jaka pociecha dla przenajświętszego Serca Pana Jezusa! Jedna więcej na świecie znalazłaby się dusza, służąca Bogu z miłości! O słodki Zbawco! Tysiące lat spędzonych w najsurowszej pokucie niezbyt drogo okupiłyby rozkosz sprawienia Ci tej pociechy!