Wszystko Co Najwazniejsze nr 72 - opracowanie zbiorowe - ebook

Wszystko Co Najwazniejsze nr 72 ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

Wszystko co Najważniejsze nr 72
Wydawca: Instytut Nowych Mediów
Kategoria: Czasopisma
Język: polski
Rok wydania: 2025

„Wszystko co Najważniejsze” – jedyny na polskim rynku wydawniczym miesięcznik bez tekstów dziennikarskich. W każdym numerze Czytelnicy znajdą ważne, kierunkowe teksty liderów opinii: intelektualistów, filozofów, historyków, strategów, polityków. Ukazujące się od 2013 r. pismo cechuje otwartość na nowe trendy, idee, tematy i autorów z różnych rejonów sceny politycznej. „Wszystko co Najważniejsze” jest pieczołowicie redagowane przez zespół, któremu przewodniczy prof. Michał KLEIBER. Teksty są ilustrowane portretami Autorów tworzonymi przez Fabiena CLAIREFONDA z „Le Figaro”. Redakcja przykłada wielką wagę do szacunku dla Czytelników, zachowując styl pism opinii z dawnych, najlepszych lat prasy drukowanej.

WcN 72 – spis treści
Prof. Michał KLEIBER,Édito (nr 72)
Michał KŁOSOWSKI, Polska wzmacnia swoją pozycję
Eryk MISTEWICZ, Karol Nawrocki, czyli majestat Rzeczypospolitej
Władysław KOSINIAK-KAMYSZ, Historia prawdziwa
Paulina MATYSIAK, Tak dla CPK! Tak dla rozwoju! Tak dla Polski!
Prof. Jim MAZURKIEWICZ, Polski moment
Mateusz MORAWIECKI, Powrót niemieckiej siły
Jean-Pierre LE GOFF, Co się dzieje dzisiaj w Europie? I dlaczego jest tak słaba?
Edward LUCAS, Gdy Europa czeka na Trumpa, Władimir Putin maszeruje po zwycięstwo
Peter ROUGH, Kiedy i jak skończy się wojna na Ukrainie?
Prof. Andreas RÖDDER, Obserwujemy wyraźny powrót do państwa narodowego
Étienne de PONCINS, Francja i Polska są sobie coraz bliższe
Jacques ATTALI, Kultura osobista – najprostsze rozwiązanie najtrudniejszych problemów
Prof. Michał KLEIBER, Otwarta nauka – poważne badawcze i społeczne korzyści, ale także zagrożenia
Tomasz ROŻEK, Polska traconych szans
Antonio SPADARO, Franciszek, papież romantyczny
Michał KŁOSOWSKI, Droga Leona XIV
Mateusz MATYSZKOWICZ, Heritage cinema po polsku
Artur SZKLENER, Ballada
Prof. Magdalena DZIADEK, Muzyka Chopina i wyższe sfery 
Prof. Włodzisław DUCH, Pięć filarów rozwoju sztucznej inteligencji w Polsce

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Prof. Michał KLEIBER

Édito (nr 72)

Nowy numer naszego miesięcznika rozpoczęliśmy od uwag Michała Kłosowskiego, towarzyszącego prezydentowi Karolowi Nawrockiemu w jego pierwszej podróży zagranicznej do USA i Włoch. Relacje transatlantyckie, wyzwania związane z wojną na Ukrainie, nowe definiowanie się Niemiec i całej Europy, w tym wzmacnianie pozycji Polski, stanowią dużą część tego wydania miesięcznika.

W 130-lecie powstania polskiego ruchu ludowego wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz szeroko opisuje historię jednej z naszych najstarszych formacji politycznych, akcentując wpływy, jakie miała ona na losy naszego narodu i państwa. Mateusz Morawiecki opisuje zaś znacznie planów zasadniczego militarnego wzmocnienia Niemiec, traktując je jako niezwykle ważną systemową zmianę i punkt zwrotny dla układu sił w całej Europie, ale zmianę wymagającą głębokiej refleksji ze strony Polski.

Ambasador Francji w Polsce, Étienne de Poncins, opisuje bliskość naszych narodów, mających wiele wspólnego pod względem historycznym i kulturowym. Jacques Attali podkreśla znaczenie kultury osobistej obywateli, będącej ważnym elementem rozwiązywania trudnych problemów społecznych. Zauważmy, że prowadzenie wewnętrznej polityki opartej na dialogu, kompromisie i długofalowym myśleniu niezbędne jest, by Polska mogła osiągać ambitne cele rozwojowe i skutecznie konkurować na arenie międzynarodowej.

Prof. Michał KLEIBERRedaktor naczelny

Michał KŁOSOWSKI

Polska wzmacnia swoją pozycję

Polska nie jest koniem trojańskim USA w Europie. Na słabnącym, rozedrganym, atakowanym kontynencie Polska wzmacnia swoje siły witalne. Przekonują o tym pierwsze prezydenckie wizyty Karola Nawrockiego

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca redaktora naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”

Gwarancje bezpieczeństwa

Na mapie świata są spotkania, które ważą więcej niż podpisane dokumenty. Nie dlatego, że ignorują treść, ale dlatego, że same stają się treścią – symbolem, gestem, obrazem, znaczeniem, które przechodzą do historii. Pierwsza oficjalna wizyta Karola Nawrockiego w Białym Domu, a potem w Rzymie i Watykanie, w której towarzyszyliśmy polskiemu prezydentowi, taka właśnie była.

Prezydent Donald Trump poświęcił prezydentowi Karolowi Nawrockiemu cały dzień. Przelot amerykańskich myśliwców rozpoczął spektakl przekonujący wszystkich, że więź polsko-amerykańska jest silna i – dzięki zwycięstwu Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich – wciąż niezachwiana. Przy czym w polityce, jak pisał genialny Alexis de Tocqueville, „nigdy nie należy mylić gestów z rzeczywistością”. Rozdział między jednym a drugim w kontekście wizyty polskiego prezydenta w Waszyngtonie to początek jak najbardziej prawdziwej rozgrywki o przyszłe przywództwo w Europie.

Kiedy Stany Zjednoczone coraz silniej zaznaczają swój pivot na Atlantyk,muszą zabezpieczyć swoje interesy w Europie. Jednocześnie powojenny konsensus chwieje się w posadach, słabnie rola Niemiec, od dekad ważnego partnera Waszyngtonu w Europie. Amerykański prezydent to zaś polityk transakcyjny, a każdy sojusz to dla niego kontrakt. „America First” jest jego kompasem. Jeśli wybór i przywództwo Karola Nawrockiego w silniejszej dzięki temu Polsce może być gwarancją dla Donalda Trumpa w Europie, efektem będzie „win-win”, obie strony wyjdą na tym zwycięsko.

Oczywiście, prezydent Trump lubi mówić o tradycyjnych wartościach; lubi, gdy mówi się, że Polacy „są twardzi i lojalni”; lubi też, kiedy przypomina się, że Polonia masowo oddawała na niego swoje głosy. Ale w Gabinecie Owalnym sentymenty są dekoracją, nie fundamentem, co widzieliśmy podczas spotkania obu prezydentów.

Dzięki słynnemu zdaniu Henry’ego Kissingera, że „Ameryka nie ma stałych przyjaciół ani wrogów, tylko interesy”, pamiętamy, że Polska, tak jak każdy sojusznik, jest w talii kart, którymi Donald Trump gra z innymi graczami: Berlinem, Brukselą, a przede wszystkim Moskwą. Czy wizyta prezydenta Karola Nawrockiego zrekompensowała mu gorzki smak impasu spotkania z Władimirem Putinem? A może jest czymś więcej: rodzajem rozmieszczania kolejnych figur na szachownicy, na której trwa nieustanna akcja? Obserwując z bliska to, co się wydarzyło podczas całodniowej wizyty polskiego prezydenta w Białym Domu, można było mieć wrażenie, że tak; przyjęcie Karola Nawrockiego w Waszyngtonie było niemalże jak wskazanie delfina, który spośród konkurentów ma największe szanse na przejęcie władzy nad regionem. Bo faktycznie również o tym było to spotkanie; wobec słabnącej „Starej Europy” nowa inwestytura to tylko kwestia czasu. Prezydent Polski, silny, zdecydowany przywódca, z przemyślaną i wzmacnianą rolą Trójmorza, którego Polska jest naturalnym liderem (ku rosnącym niepokojom Niemiec), z dobrze przemyślanym zapleczem, sprawnie nawiązującym relacje ze współpracownikami prezydenta Trumpa, do tej roli pasuje znakomicie.

Jeśli świat Zachodu oparty jest na trzech filarach – Atenach, Jerozolimie i Rzymie – to można powiedzieć, że relacje transatlantyckie opierają się dzisiaj na innych filarach – Waszyngtonie, Warszawie i Rzymie. Znakomite relacje, jakie Giorgia Meloni i Karol Nawrocki mają z Donaldem Trumpem, zmieniają równowagę sił na Starym Kontynencie. Kiedy bowiem Ameryka pracuje nad planem przesunięcia sił z zachodu Europy w inne, bardziej wrażliwe miejsca, w tym na wschodnią flankę NATO, nikt z obserwujących nie ma wątpliwości, że amerykańscy żołnierze pozostaną w Polsce. Potwierdził to Karolowi Nawrockiemu zresztą Donald Trump. Jeśli skądś mają zostać relokowani, to – jak pisze Jim Mazurkiewicz w tym wydaniu „Wszystko co Najważniejsze” – z Niemiec.

Przewrotnie nie odbiera to Polsce podmiotowości,lecz wzmacnia ją wobec militarnego zagrożenia ze Wschodu i biurokratyczno-centralizacyjnego z Zachodu. Bo amerykańskie rozterki dotyczą obecnie nie tylko kwestii rozmieszczenia wojsk, ale też wiarygodności poszczególnych sojuszników. Obecność amerykańskich wojsk nad Wisłą to też element negocjacji z Władimirem Putinem. Element licytacji w grze, której stawką są nie tylko granice wpływów, ale z jednej strony bezpieczeństwo i pozycja Polski w Europie, a z drugiej pozycja USA w globalnym układzie sił.

Nie pierwszy raz Polska wchodzi w relację, w której sojusz opiera się na symbolicznym uznaniu i wielkich nadziejach. Warto więc pamiętać słowa Józefa Piłsudskiego, który przestrzegał przed „polityką na klęczkach” i iluzją, że „ktoś za nas załatwi naszą wolność”. Historia XX wieku uczy, że bezpieczeństwo Polski nigdy nie było dane raz na zawsze, nawet gdy na papierze wyglądało na pewne. Ale to właśnie dlatego spotkanie prezydentów Karola Nawrockiego i Donalda Trumpa w Waszyngtonie powinno być odczytywane nie jako finał, lecz jako początek. Powrót długiej rozmowy o tym, co Polska może wnieść do stołu negocjacyjnego i jak może prowadzić podmiotową politykę na wschodniej flance NATO i w Europie. Czy uda się zbudować Trójmorze, wzmocnić relacje Północ-Południe i wybić na niepodległość cały region, również w kontekście zakusów Berlina? Tego bez amerykańskiego poparcia wobec niemiecko-rosyjskiego klinczu inaczej zbudować nie sposób.

Spotkanie w Białym Domu to fotografia, która trafi do podręczników, choć podręczniki historii nie opisują zdjęć, lecz skutki przedstawionych na nich wydarzeń. A skutki zależą od tego, czy Polska reprezentowana na tym spotkaniu przez prezydenta Karola Nawrockiego będzie silnym graczem, bez skrępowanych rąk. Bo że chmury zbierają się nad naszymi głowami, to wiemy. Rzecz idzie o wolę, wolę wspólną, wspólną siłę naszej wspólnoty, by je rozgonić. A to nie uda się bez podjęcia rękawicy i pokazania, że kto jak kto, ale Polacy to walczyć potrafią. W Waszyngtonie, gdzie tuż przy wejściu do Białego Domu stoi pomnik Tadeusza Kościuszki, dobrze o tym wiedzą. Pora pamiętać o tym, wspólnie i razem, nad Wisłą.

Eryk MISTEWICZ

Karol Nawrocki, czyli majestat Rzeczypospolitej

Felieton na drugą stronę

Podążając w orszaku prezydenckim w dniu zaprzysiężenia Karola Nawrockiego na urząd Prezydenta RP, przechodziliśmy uliczkami Starego Miasta, którymi szli lub przejeżdżali dyliżansami prezydenci obejmujący najwyższy urząd w polskim państwie w okresie międzywojennym. Jakie myśli się w nich wówczas kłębiły, na jakie decyzje musieli się szykować, jak silne były wpływy dookólnych mocarstw, jak kształtowała się wewnątrzpolska opozycja względem ich działań, jak przyrzekali sobie w duchu prowadzić polskie sprawy? Nie przychodzimy znikąd, to, co robimy, wynika też z doświadczeń przeszłości – kto, jeśli nie prezydent historyk, będzie to rozumiał najlepiej?

Dzień zaprzysiężenia był dniem pełnym symboliki, zarówno świeckiej, jak i religijnej. Wzniosłość majestatu pierwszego spośród nas wyniesionego na najwyższy urząd w państwie. Uroczysty akt zaprzysiężenia przed Zgromadzeniem Narodowym rozpoczęty przez Karola Nawrockiego inwokacją do Narodu i Boga, zatrzymanie kawalkady aut przy stadionie piłkarskim, zejście do ludu, katedra św. Jana z Bogurodzicą, pieśniami legionowymi, pieśniami od wieków średnich towarzyszącymi polskiemu rycerstwu. Majestatyczne, godne, podniosłe chwile, świetnie komponujące się z atmosferą dnia. Przejście uliczkami Starego Miasta, Zamek Królewski i inwestytura na Wielkiego Mistrza Orderu Orła Białego przeprowadzona z godnością przynależną tak ważnej chwili przez prof. Michała Kleibera, przewodniczącego Kapituły Orderu Orła Białego, redaktora naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”.

I znów powrót i zatopienie się w ludzie. Dla wszystkich, którzy towarzyszyli nowej głowie polskiego państwa przemarsz, widoczne było chłonięcie przez nowego prezydenta emocji zebranych, czerpanie z nich w sposób widoczny siły. Siły i radości. W jednej z nowelek Anaïs Nin opisuje takie właśnie emocje, emocje towarzyszące decyzji o namaszczeniu i wyjściu do ludu nowego króla. A więc czyżby: powrót króla?

Wzruszające wejście do Pałacu Prezydenckiego, przywitanie na dziedzińcu przez odchodzącego po dekadzie z tej funkcji i tego miejsca prezydenta Andrzeja Dudę, z którym kilka dni wcześniej razem modlili się prezydenci ustępujący i nowy w prezydenckiej kaplicy.

I kontynuacja programu oficjalnego tego dnia, dnia zaprzysiężenia, a może powrotu monarchy właśnie, z miejscami dla Polaków tak ważnymi, tak nasyconymi emocjami, jak Grób Nieznanego Żołnierza, pomnik Lecha Kaczyńskiego, pomnik Ofiar Katastrofy Smoleńskiej. Przejęcie zwierzchnictwa nad armią z godnym, niesłyszanym jeszcze w IV RP tak mocnym: „Czołem żołnierze!”.

Od trzydziestu lat obserwuję podobne momenty w historii narodów, w różnych rolach. Od sejmowej loży w trakcie zaprzysiężenia Aleksandra Kwaśniewskiego, poprzez zaprzysiężenie Lecha Kaczyńskiego, wystawne, wręcz barokowe objęcie prezydentury Republiki przez Nicolasa Sarkozy’ego, po dwa zaprzysiężenia Andrzeja Dudy… Każde z tych wydarzeń było, rzecz jasna, inne, co najczęściej wynikało z charakteru nowo zaprzysiężanego prezydenta. Ale też obserwując tak wiele obejmowań rządów, powinienem się przyzwyczaić do tego, w czym przychodzi mi uczestniczyć.

A jednak nie. W zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego było zauważalne coś jeszcze, co tknęło mnie już przy pierwszej rozmowie na kilka lat przed tym dniem, w jego gabinecie w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, a co dziś widzą (czy raczej: odczuwają) wszyscy, o ile ich ocen nie dewastuje udział w partyjniackim sporze. Coś, co wracało przy każdej naszej rozmowie. Coś, co dziś, z perspektywy pierwszych tygodni po zaprzysiężeniu, najkrócej mógłbym podsumować: postawienie przez Polaków na Karola Nawrockiego to był dobry wybór dla Polski. Nawet jeśli początkowo w dyskusjach przedwyborczych byłem bliższy ocen stronnictwa innego kandydata.

Karol Nawrocki został Prezydentem Rzeczypospolitej z woli Narodu. Ten zwrot naturalny, wręcz zwyczajny w przypadku tak wielu prezydentów, w jego przypadku niesie dodatkową moc. Karol Nawrocki bowiem – cóż, zaryzykuję tak ryzykowną tezę – wpisuje się swoim wejściem na scenę polityczną w metafizyczną wręcz tęsknotę za silnym przywódcą, monarchą, królem. A jednocześnie jest przecież kimś bliskim dla większości Polaków, borykających się z podobnymi problemami i życiowymi dylematami. Intuicja ich nie myli.

Z jednej strony archetyp króla – a po zrozumieniu tego naturalne stają się i dreszcze przechodzące wszystkich będących wówczas w katedrze św. Jana, przy dźwiękach pieśni rycerskich, i reakcja ludu na trasie przemarszu w dniu zaprzysiężenia; z drugiej zaś strony – przekonanie: to „jeden z nas”. Zachowujący się tak, jak zachowuje się każdy przyzwoity człowiek, gdy atakuje się jego żonę, córkę, schorowanego sąsiada. Który ma honor niepozwalający mu na zachowania niezgodne z wewnętrznym kodeksem.

A więc: z jednej strony monarcha, który zaprowadzi tu ład i porządek, zapomniany i zaginiony, a teraz szczęśliwie odnaleziony, z drugiej zaś: człowiek z ludu, który zna trudy życia, który nie pozwoli nas skrzywdzić. Potrzebujący niesamowitych sił w tej arcytrudnej, z wieloma mocarnymi wrogami, misji.

I do tego jeszcze metafizyka – w skali nieprawdopodobnej. Nigdy w polskiej historii ostatnich 30 lat tak wiele osób i środowisk nie prowadziło modlitewnych szturmów w intencji jednej osoby – kandydata na Prezydenta RP. W intencji Karola Nawrockiego modlili się tak, jakby chodziło o powrót króla wyzwoliciela, który zaordynuje uczciwe i godne królewskiego majestatu uporządkowanie spraw. Oczywiście, każde wybory przedstawiane są jako te „najważniejsze”, jednak żadne nie były tak decydujące dla kształtu polskiej wspólnoty i kierunku polskich spraw. Nigdy dotąd w ostatnich 30 latach wybory prezydenckie nie były obarczone tak wielkim ryzykiem, ryzykiem skrajnym.

Pierwszy miesiąc sprawowania przez Karola Nawrockiego urzędu pokazuje, że świetnie zdaje on sobie sprawę z poziomu oczekiwań rodaków. Co więcej, podwyższa je, proponując sobie i swoim współpracownikom realizacje, wydawałoby się, niewykonalne dla zwyczajnego człowieka. Wytrzymałość fizyczna i psychiczna, która tak zagrała na jego kandydaturę w kampanii wyborczej, przydaje się, jak widać, także w sprawowaniu urzędu. Szczególnie gdy w ciągu kilku dni planuje porozmawiać z liderami najważniejszych państw, ze Stanami Zjednoczonymi na czele. Wizyta, która wzmocniła zarówno jego przywództwo w regionie (o czym pisze w tym numerze „Wszystko co Najważniejsze” Michał Kłosowski, który towarzyszył prezydentowi w wizycie w Waszyngtonie, Rzymie i Watykanie), ale też była silnym impulsem dla wzmocnienia wizerunku i pozycji Polski.

Mamy króla! – zakrzykną niektórzy. Symbolika z dnia zaprzysiężenia to wciąż wielka emanacja godności. Utrzymywana mimo prób osłabienia tak Karola Nawrockiego, jak i pozycji Pałacu Prezydenckiego od pierwszego momentu (choć słabsze są siły deprecjonujące kilkanaście lat wcześniej Lecha Kaczyńskiego, inaczej rozkładają się też dziś sympatie społeczne). Ale też wymagająca od Karola Nawrockiego właśnie „królewskiego spojrzenia” na najbardziej palące kwestie wspólnoty obywateli. Mówił prezydent w Watykanie, na spotkaniu z hierarchią kościelną, o podziałach politycznych, partyjnych, dewastujących zaufanie między ludźmi, także niweczących tak wiele projektów rozwojowych.

Jedną z konsekwencji bowiem podsycania podziałów w Polsce, obniżania pozycji prezydenta, jest obniżanie pozycji Polski. A to wizerunek Polski i poziom relacji naszego kraju z przywódcą USA i partnerami z NATO, obok własnego przygotowania, będą przesądzające, gdy Kreml zdecyduje się kontynuować operację odzyskiwania wpływów w Europie. Silny przywódca dysponujący silnymi uprawnieniami, jak nigdy w ostatnich 30 latach, będzie Polsce potrzebny.

Od lat pracuję na styku Polski i Francji. Za sprawą kampanii wyborczych we Francji świetnie poznałem tamtejszy system polityczny i uważam go za optymalny. System prezydencki najlepiej bowiem wyraża ideę, aby to Naród wybierał swojego władcę, który następnie kształtuje rząd, ale też wskazuje, jak mają funkcjonować media, edukacja, jakie wartości mają być wartościami promowanymi przez kulturę, nie tylko kwestie obronne i dyplomatyczne.

Nad powrotem w Polsce do systemu prezydenckiego, jaki obowiązywał przed wojną, warto się poważnie zastanowić, taką dyskusję zaplanowaliśmy też we „Wszystko co Najważniejsze”. Prezydent to jedyny tej rangi polityk wybierany w wyborach powszechnych, a nie ucierany w parlamentarnych upychankach, z ogromnym poparciem społecznym. Może też system prezydencki uznać powinniśmy za najlepszy także dla polskiego ducha wolności, chcącego się unosić, a nie stać w miejscu?

Król wrócił. Sondaże, choćby najnowszy CBOS, wskazują, że Polacy chcą, aby to on, a nie premier (niezależnie, o jakim nazwisku i z jakiej partii) powinien być liderem polskich spraw. Co z tym zrobimy?

Eryk MISTEWICZ

Władysław KOSINIAK-KAMYSZ

Historia prawdziwa

130-lecie powstania polskiego ruchu ludowego

Władysław KOSINIAK-KAMYSZ

Prezes PSL. Wicepremier. Minister Obrony Narodowej

Jaka Polska?

Polski ruch ludowy to jedna z najstarszych formacji politycznych. Istnieje już 130 lat. Jest jednym z trzech wielkich obozów politycznych – obok narodowego i socjalistycznego – które wywarły największy wpływ na losy narodu i państwa w XX wieku. Uczestniczył w walce o niepodległość Polski w okresie zaborów i w latach okupacji hitlerowskiej. Ikony tego ruchu – Wincenty Witos, Maciej Rataj, Stanisław Mikołajczyk i Władysław Reymont – wpisują się do panteonu najwybitniejszych i najbardziej zasłużonych Polaków.

Chyba nikt w kraju nie zrobił tyle dla rozwoju demokracji, co ruch ludowy. To właśnie ludowcy podjęli się dzieła upodmiotowienia 2/3 ludności Polski, co zaowocowało powstaniem nowożytnego narodu polskiego, obejmującego wszystkie stany na podobnych prawach. Ludowcy konsekwentnie walczyli o demokrację w okresie polski międzywojennej i w trudnych realiach komunizmu. Ukoronowaniem tych starań było powstanie Wielkiej Koalicji i pokojowe utworzenie pierwszego demokratycznego rządu Tadeusza Mazowieckiego.

Prawowitym spadkobiercą polskiego ruchu ludowego jest Polskie Stronnictwo Ludowe. Nie jest tajemnicą, choć pewnie nie wszyscy to wiedzą, że PSL miało zasadniczy wpływ na wprowadzanie Polski do Unii Europejskiej i do NATO oraz na uchwalenie do dziś obowiązującej Konstytucji RP.

Zasady i wartości

W czasie 130-letniej działalności polski ruch ludowy zawsze manifestował swój narodowy charakter, odwoływał się do tradycji niepodległościowych, demokratycznych i chrześcijańskich. W ruchu ludowym najwyższe wartości to człowiek i sprawiedliwość społeczna, a główne hasło programowe brzmiało: „Ziemia, władza i oświata dla ludu”. Trzy zasady sformułowane przez Wincentego Witosa są dla ludowców wciąż aktualne. To swoista instrukcja i mapa działania. Oto one: „Pierwsza i najważniejsza – to utrzymanie niepodległości państwa i jego potęgi. Druga – to staranie się o wprowadzenie w całej pełni w życie demokratycznego ustroju naszego państwa. Trzecia – to stała i trwała obrona praw obywatelskich i ludowych (przynależnych całemu społeczeństwu polskiemu) interesów”.

Pierwsza partia ludowa – Stronnictwo Ludowe – powstała jeszcze pod zaborami, w Galicji, 28 lipca 1895 roku. Rolę inspiratorską w jego tworzeniu odegrała polska inteligencja. Wkrótce ugrupowania chłopskie zaczęły powstawać także na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim i pruskim. Na przestrzeni 130 lat swej historii ludowcy prowadzili działalność w ponad 50 różnych partiach politycznych. Ruch ludowy to jednak nie tylko partie polityczne, ale także znaczący ruch społeczny – wiele organizacji społecznych, gospodarczych, kulturalnych i oświatowych, które orientowały się politycznie na system wartości reprezentowany przez ludowców. Do organizacji tych należały: kółka rolnicze, spółdzielczość, straże ogniowe, organizacje pedagogiczne, chóry, amatorskie zespoły artystyczne i teatry ludowe, ruch młodowiejski, koła i związki młodzieży wiejskiej.

Warto przypominać, że polski ruch ludowy nie jest typową partią chłopską, jakich wiele powstało w Polsce, ale że wywodzi się z polskich ruchów demokratycznych, jakie narodziły się w okresie zaborów, z ich dążenia do demokratyzacji prawa wyborczego i włączenia do politycznej działalności jak najszerszych warstw społecznych, w tym chłopów. Program pierwszego stronnictwa ludowego pisali przedstawiciele polskiej inteligencji, która w większości była pochodzenia szlacheckiego. Celem działalności ludowców było zespolenie chłopów z całą 1000-letnią historią polskiej państwowości. O zrozumieniu tej historycznej łączności wymownie świadczy przybranie w późniejszych latach przez PSL przydomka „Piast”. Karol Lewakowski, pierwszy prezes Stronnictwa Ludowego, mieszczanin z pochodzenia, prawnik z zawodu, uważał, że chłopi są potrzebni Polsce, bo bez nich wolna ona nie będzie. Chciał, by chłopi walkę o poprawę swego bytu łączyli nierozerwalnie z walką o niepodległość ojczyzny.

W walce o Niepodległą

Od początku I wojny światowej wszystkie stronnictwa chłopskie prowadziły ożywioną działalność na rzecz odzyskania niepodległości. Ludowcy, zarówno w Galicji, jak i w Kongresówce, włączali się do wszelkich inicjatyw politycznych, których celem miała być koordynacja działań i scalenie organizacji niepodległościowych.

Galicyjscy ludowcy, aby zamanifestować narodowy charakter Stronnictwa Ludowego i podkreślić znaczenie walki o niepodległość ojczyzny, 27 lutego 1903 r. na zjeździe w Rzeszowie dokonali zmiany nazwy swego ugrupowania ze Stronnictwa Ludowego na Polskie Stronnictwo Ludowe. W autonomicznej Galicji w zaborze austriackim kształtował się nurt narodowo-niepodległościowy. Ważną w nim rolę odegrali ludowcy, podejmując różnorodne działania na rzecz odzyskania narodowej wolności. Wśród nich pojawiły się także oddolne inicjatywy powołania formacji zbrojnych. Zaczęto tworzyć różne organizacje paramilitarne. Wśród nich były: Strzelec, Związek Strzelecki, Polskie Drużyny Strzeleckie, Polowe Drużyny „Sokole”, Drużyny Bartoszowe, Drużyny Towarzystwa im. Tadeusza Kościuszki oraz Drużyny Podhalańskie. Ich członkowie stanowili potem pierwsze kadry Legionów Polskich.

Młodzież wiejska i ludowcy włączali się do powstających formacji paramilitarnych nie tylko ze względów politycznych, ale także z wewnętrznego poczucia, że w razie wybuchu wojny będą mogli czynem zbrojnym służyć ojczyźnie. Aktywnie wspierali wszelkie przedsięwzięcia militarne zmierzające do odtworzenia polskich sił zbrojnych.

16 sierpnia 1914 r. obradujące w Krakowie Koło Polskie powołało Naczelny Komitet Narodowy z udziałem ludowców. Miał on być w założeniu najwyższą władzą polityczną, wojskową i skarbową Polaków z terenu Galicji. Naczelny Komitet Narodowy niezwłocznie rozpoczął organizowanie polskiej siły zbrojnej, która przyjęła nazwę Legiony Polskie. Równie aktywnie ludowcy angażowali się w tworzenie i rozwój Polskiej Organizacji Wojskowej powołanej z inicjatywy Józefa Piłsudskiego w sierpniu 1914 r. w Warszawie w celu walki z rosyjskim zaborcą. Na posiedzeniu Koła Polskiego w Wiedniu 16 maja 1917 r. poseł PSL „Piast” Włodzimierz Tetmajer zgłosił rezolucję, do której opracowania walnie przyczynił się Wincenty Witos. Oficjalnie uznano w niej dążenie do odzyskania niepodległości za jedyny cel narodu polskiego. Rezolucję tę przy wielkim aplauzie przyjęto 28 maja 1917 r. na posiedzeniu posłów Polskiego Koła Sejmowego, zorganizowanym w sali obrad rady miejskiej w krakowskim magistracie.

28 października 1918 r. w Krakowie podczas zjazdu posłów galicyjskich powstała Polska Komisja Likwidacyjna. Stanowiła tymczasowy organ władzy dla terenów zaboru austriackiego. Jej celem było zlikwidowanie państwowo-prawnych stosunków łączących Galicję z Austro-Węgrami – faktyczne przejęcie władzy z rąk Austriaków, a następnie przekazanie jej ogólnopolskiemu rządowi. W skład PKL wchodzili przedstawiciele wszystkich stronnictw, w tym też ludowcy z PSL „Piast” i PSL-Lewica. Na czele PKL stanął Wincenty Witos z „Piasta” jako przewodniczący.

W obronie państwa i praw obywatelskich

Ruch ludowy i polscy chłopi walkę o podstawowe dobro ojczyzny – jej polityczną i państwową niepodległość – z wielkim poświęceniem i determinacją podejmowali wielokrotnie. Wkład działaczy i ugrupowań chłopskich w roku 1918 w odrodzenie Polski, odzyskanie niepodległości i tworzenie nowych struktur państwa był ogromny. Odparcie bolszewickiego najazdu w 1920 r. było ostatnim akordem walk o niepodległość. 15 sierpnia – data dramatycznej Bitwy Warszawskiej – została dla ludowców Świętem Czynu Chłopskiego, stała się też tradycyjnym państwowym świętem Wojska Polskiego, choć szybko zapomniano, że cud nad Wisłą był głównie dziełem właśnie polskich chłopów. To polscy chłopi i Rząd Obrony Narodowej kierowany przez premiera Wincentego Witosa przyczynili się do obrony państwowości odrodzonej Polski. Swoją Odezwą do włościan najlepiej potrafił skłonić do wyrzeczeń i ofiar chłopów, stanowiących wówczas rdzeń narodu i polskiej armii. Po zwycięstwie Wincenty Witos stał się symbolem czynu chłopskiego. Jego gabinet miał też znaczne osiągnięcia w przeprowadzeniu plebiscytu na Śląsku, uchwaleniu konstytucji w marcu 1921 roku (najbardziej demokratycznej w ówczesnej Europie) oraz doprowadzeniu do podpisania w Rydze 18 marca 1921 roku traktatu pokojowego z Rosją.