Legendy i basnie polskie - Opracowanie zbiorowe - ebook

Legendy i basnie polskie ebook

Opracowanie zbiorowe

5,0

Opis

Legendy i baśnie polskie to zbiór opowieści powstały z myślą o przybliżeniu dzieciom odległych czasów. To również obowiązkowa lektura w szkole podstawowej, którą powinien znać każdy uczeń.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 68

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Legendy i baśnie polskie

Wybór i opracowanie: zespół redakcyjny Wydawnictwa Dragon

Wstęp: Katarzyna Zioła-Zemczak

Projekt okładki: Maciej Pieda

Redaktor prowadzący: Marcin Siwiec

Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak

Opracowanie graficzne: Elżbieta Olma

Konwersja do ePub i mobi: mBOOKS. marcin siwiec

Wydanie I

© Copyright by Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.

Bielsko-Biała, 2022

Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.

ul. 11 Listopada 60-62

43-300 Bielsko-Biała

www.wydawnictwo-dragon.pl

ISBN 978-83-8274-166-7

Wyłączny dystrybutor:

TROY-DYSTRYBUCJA Sp. z o.o.

ul. Mazowiecka 11/49

00-052 Warszawa

tel. 795 159 275

Zapraszamy na zakupy: www.fabulo.com.pl

Znajdź nas na Facebooku: www.facebook.com/wydawnictwodragon

Wstęp

Słowo „legenda” wywodzi się z języka łacińskiego i oznacza teksty zalecane do czytania. Początkowo legendami nazywano utwory, których tematem były żywoty świętych, czytane przez lektorów w klasztorach podczas posiłków (w średniowieczu istniał taki zwyczaj).

Z czasem to określenie zaczęło się odnosić do utworów wywodzących się z folkloru (czyli z kultury ludowej), związanych z postaciami, wydarzeniami lub miejscami historycznymi ważnymi dla danej społeczności. W legendach pojawiały się motywy fantastyczne (bohaterowie, przedmioty, zjawiska, wydarzenia). Jako że były przekazywane ustnie, często ulegały różnym przekształceniom i zmianom.

Ten typ opowieści jest też nazywany podaniami.

Baśnie to utwory literackie, w których obok elementów prawdopodobnych występują elementy fantastyczne – osoby, rośliny, zwierzęta, przedmioty (wróżki, czarownice, smoki, krasnoludki, mówiące ludzkim głosem zwierzęta, obdarzone niezwykłą mocą rzeczy – np. siedmiomilowe buty, szklana kula itd.). W większości baśni mamy do czynienia z magią.

Inne charakterystyczne elementy baśniowe to: nieokreślone miejsce i niesprecyzowany czas opisywanych wydarzeń; główny bohater jest postacią pozytywną; za pomocą sprytu, pozytywnych cech charakteru lub innych właściwości albo umiejętności pokonuje bohatera negatywnego; bywa, że ma niezwykłego pomocnika, z którym udaje mu się wykonać jakieś trudne zadanie. W baśniach zazwyczaj triumfuje dobro.

Typy legend

Spośród legend można wyróżnić te, które opowiadają o jakiejś postaci (o całym jej życiu lub jakimś ważnym wydarzeniu – np. O Halszce z Ostroga lub O stópce królowej Jadwigi), takie, które wyjaśniają pochodzenie nazwy jakiegoś miejsca (np. legenda o Warsie i Sawie) i jego znaczenie (np. O Popielu i Mysiej Wieży, Diabelski kamień), ale są też takie, które tłumaczą jakąś tradycję czy jakieś obyczaje (Zaczarowane gołębie, Kwiat paproci, Jak to z lnem było).

Zamieszczone w tym tomie legendy to tzw. legendy polskie, ponieważ wywodzą się one z naszego rodzimego folkloru. Próbują one tłumaczyć, jak doszło do powstania państwa polskiego (Lech, Czech i Rus, O Piaście Kołodzieju), oraz mówią o wydarzeniach dziejących się w najstarszych polskich miastach – Gnieźnie, Kruszwicy czy Krakowie (O Smoku Wawelskim, O Popielu i Mysiej Wieży, O Wandzie, co nie chciała Niemca). Są w zbiorze również teksty związane z innymi ważnymi miejscami w naszym kraju, czyli z Warszawą (O Bazyliszku, O Złotej Kaczce), Poznaniem (O poznańskich koziołkach), Bałtykiem (O królowej Bałtyku), Toruniem (O toruńskich piernikach), jeziorem Świteź* (Świtezianka), Sudetami (Liczyrzepa) czy Tatrami (O śpiących rycerzach w Tatrach).

Jaką funkcję pełniły legendy?

Kiedyś legendy stanowiły źródło wiedzy o przeszłości państwa lub regionu, tłumaczyły różne zjawiska, pełniły też funkcję dydaktyczną (zawierały jakąś naukę).

Legendy były przekazywane z pokolenia na pokolenie. Czytając je, zapoznajemy się z:

naszą narodową tradycją – dowiadujemy się, dlaczego (według wyobrażeń) w naszym godle znalazł się biały orzeł;folklorem różnych polskich miast i miejsc – np. Krakowa (dlaczego znajduje się w nim Smocza Jama, czemu tyle gołębi jest na krakowskim rynku), Torunia (skąd wzięło się stwierdzenie, że najlepsze są toruńskie pierniki), Bałtyku (skąd wziął się bursztyn na bałtyckich plażach) itp.; rodzimymi obyczajami, tradycjami, zwyczajami (gościnność jako cecha wspólna Polaków – legenda o Piaście Kołodzieju, pochodzenie lnu, z którego kiedyś tkano ubrania, itd.).

Wszystkie te opowieści budują naszą tożsamość narodową.

Część legend porusza również zagadnienia natury moralnej – odpowiada na pytania, jak należy postępować, by być dobrym człowiekiem. I tak dzięki opowieściom o kwiecie paproci i o diable Borucie wiemy, że nie warto być chciwym i zachłannym. Legenda o Złotej Kaczce uświadamia nam, że ważniejsza od pieniędzy jest umiejętność niesienia pomocy innym. Historia o Bazyliszku to pochwała mądrości i sprytu ojca, ale też wielkiej miłości rodzica do dzieci, który ratując je, sam narażał swoje życie.

Czym różni się legenda od baśni i od mitu?

Wydarzenia opisane w legendzie, inaczej niż ma to miejsce w baśni, rozgrywają się najczęściej w konkretnym, realnym miejscu (Smok Wawelski mieszka w Smoczej Jamie mieszczącej się w zboczu wzgórza wawelskiego w Krakowie, Lech założył miasto zwane Gnieznem, a najlepsze pierniki z dodatkiem miodu wypiekano w Toruniu). W tego typu opowieściach mogą pojawiać się postacie znane z historii naszego kraju (których życie zostało udokumentowane, co w baśniach się nie zdarza. W odróżnieniu od mitów w legendach bohaterami nie są bogowie (chociaż czasami mamy do czynienia z boską interwencją, jak w przypadku legendy o Piaście Kołodzieju).

Z uwagi na związki legend z historią mówi się, że w każdej z nich jest ziarnko prawdy. To określenie – ziarnko/ziarenko – dobrze oddaje charakter tego typu opowieści i wskazuje na to, że w wielu przypadkach jakiś fakt z dziejów naszego kraju stawał się inspiracją do snucia luźno już związanej z rzeczywistością historii.

Co łączy legendę z baśnią?

I w baśni, i w legendzie bardzo często mamy do czynienia ze zjawiskami przynależnymi do świata fantastyki – magią lub cudownością (czasami przypisywaną interwencji sił wyższych). I tak kwiat paproci, zakwitający tylko w jedną noc w roku, ma swojemu znalazcy dać szczęście, gościnni Piast i Rzepicha są zaskoczeni tym, że po uczcie z okazji postrzyżyn syna ich spiżarnia nadal jest pełna za sprawą dziwnych gości, a Bazyliszek swym wzrokiem zamienia ludzi w głaz.

Tysiącletnia historia legend

Legendy o królu Popielu, którego myszy zjadły, i o Piaście Kołodzieju po raz pierwszy zostały zapisane przez kronikarza króla Bolesława Krzywoustego, nazywanego Gallem Anonimem, w jego Kronikach (powstawały w latach 1113–1116), czyli mają one co najmniej tysiąc lat! Wincenty Kadłubek (żyjący w XIII w.) całą Księgę pierwszą swojej Kroniki Polski poświęcił legendarnym dziejom naszego państwa. W jego dziele znalazły się również opowieści o królu Kraku (nazywanym tutaj Grakchem), Smoku Wawelskim, założeniu Krakowa, Wandzie, co nie chciała Niemca, Lestku i jego podstępie z kolcami, by zdobyć koronę królewską, i o królu Pompiliuszu II, który otruł swych stryjów winem, a z ich ciał wylęgły się myszy…

* Jezioro Świteź dziś jest na terenie Białorusi, ale kiedyś te ziemie należały do Polski.

Kwiat paproci

Noc świętego Jana przypadająca z 21 na 22 czerwca słynie z tego, że zakwita podczas niej kwiat paproci. Osobie, która go zdobędzie, kwiat ten zapewnia wieczne szczęście. Jednak jego zdobycie jest trudne, a szczęście ma służyć tylko jednej osobie. Nie wolno się nim dzielić.

Wokół kwiatu krąży jeszcze jedna legenda. Zakwita on dopiero wtedy, kiedy zostanie zerwany przez dobrego i szlachetnego ­człowieka.

Opowieść o kwiecie paproci usłyszał kiedyś mały Jacek. Pomyślał, że musi go zdobyć. A że był chłopcem zawziętym, jak postanowił, tak zrobił. Od tego momentu z ogromną niecierpliwością czekał na tę jedną w roku noc.

W końcu nadeszła… Jacek zebrał się, gdy jego koledzy bawili się na łące, piekli ziemniaki w ognisku, toczyli wojnę na kije czy bawili się w chowanego, i wyruszył w głąb lasu. Szedł i szedł, a po drodze pokonywał przeszkody. Przedzierał się przez chaszcze, mijał przewalone drzewa, przechodził przez bagna i moczary. Aż nagle zobaczył wśród liści krzaków wytęskniony kwiat paproci. Kiedy wyciągnął po niego rękę, usłyszał pianie koguta i w tym momencie zemdlał z wrażenia. Obudził się dopiero we własnym łóżku.

Jacek nie powiedział, jaki miał plan, a kwiat paproci nadal pozostał jego niespełnionym marzeniem. Postanowił jednak, że za rok spróbuje znowu.

Rok szybko minął, a Jacek po raz kolejny zdecydował spróbować swego szczęścia. Ponownie wyruszył do lasu. Tym razem droga wydawała się niezmiernie długa i nużąca. Szedł i szedł, w końcu napotkał krzaki paproci, jednak nigdzie nie było widać magicznego kwiatu. A paproci było wkoło coraz więcej i więcej.

Kiedy już był zmęczony i zrezygnowany, w gęstym krzaku zauważył kwiatek składający się z pięciu złotych listków. Już miał wyciągnąć po niego rękę, kiedy… znów zapiał kogut i wszystko zniknęło.

Jackowi było przykro, że po raz kolejny mu się nie powiodło. Jednak się nie poddał, postanowił za rok spróbować ponownie.

Za trzecim razem musi się udać – powiedział sobie i zaczął obmyślać plan zdobycia kwiatu paproci.

Kolejny rok minął szybko… Tym razem las wyglądał bardzo normalnie. Gdy tylko chłopiec do niego wszedł, dostrzegł wśród liści kwiat i go zerwał. Jego płatki piekły żywym ogniem. Nagle kwiat przemówił:

– Zerwałeś mnie, ale musisz pamiętać, że szczęściem tym nie wolno ci się z nikim dzielić.

Jacek zdawał się nie zrozumieć lub nie przywiązać wagi do tego, co usłyszał.

Odkąd pamiętał, zawsze marzył o tym, aby mieszkać w pałacu i mieć służbę. Nagle jego marzenie się spełniło. Kiedy się rozejrzał, zobaczył wokół masę kosztowności. Miał wszystko, czego tylko chciał.

Przeżył w dobrobycie kilka lat. Jednak w pewnym momencie bogactwo i bezczynność stały się dla niego bardzo uciążliwe i zaczął tęsknić za swoją rodziną. Postanowił ją odwiedzić. Zaprzągł karetę i wyruszył w stronę rodzinnego domu. Kiedy zobaczył znajomą okolicę, bardzo się wzruszył. Podbiegł do matki, która chodziła wokół ich starego domu, chciał się do niej przytulić, jednak mama nie rozpoznała w nim swojego syna.

– Mój syn nie byłby takim egoistą, jaśnie panie – powiedziała smutna matka i poszła do swoich zajęć.

Te słowa zabolały Jacka i już chciał wyciągnąć sakiewkę ze złotem i oddać matce, ale przestraszył się, że wszystko straci. Odwrócił się i bez słowa odjechał.

Wrócił do swojego pięknego pałacu i bogactwa, ale kosztowności nie zagłuszyły wyrzutów sumienia i nie czuł się szczęśliwy. Przeżył następny rok i po raz kolejny postanowił pojechać do rodzinnego domu. Tym razem było jeszcze gorzej. Jacek dowiedział się, że jego ojciec zmarł, a matka jest ciężko chora. I już chciał wyciągnąć pieniądze, aby jej pomóc, jednak po raz kolejny strach przed stratą bogactwa go pokonał.

Ponownie wrócił do pałacu, jednak nie mógł zaznać spokoju. Organizował w zamku zabawy, polowania, przyjęcia, ale i to nie pozwoliło mu zapomnieć o chorej matce. Bardzo schudł i z dnia na dzień zaczął się coraz gorzej czuć z bogactwem, którym nie mógł podzielić się z kochanymi ludźmi. Nie potrafił sobie wybaczyć, że jego ojciec zmarł, a jego przy nim nie było, że matka jest ciężko chora, a on nie może nic zrobić. Żadne pieniądze nie są w stanie zagłuszyć sumienia… W końcu jednak dobroć Jacka zwyciężyła nad strachem przed utratą bogactwa. Nie zważając na konsekwencje, postanowił podzielić się z matką pieniędzmi.

Wyruszył z nadzieją spełnienia dobrego uczynku w kierunku rodzinnego domu. Jednak gdy dotarł na miejsce, jego dobry nastrój prysł. Okazało się bowiem, że nie zdążył. Zbyt długo nie potrafił podjąć decyzji o pomocy rodzinie. Teraz, kiedy był na to gotowy, okazało się, że jego rodzina nie żyje.

W tym momencie Jacka ogarnęła rozpacz. Wiedział, że doprowadziła do tego jego chciwość i zachłanność. Poczuł się winny śmierci swoich rodziców. Chciał także umrzeć.

Gdy tylko o tym pomyślał, ziemia spod jego nóg się osunęła i pochłonęła go przepaść, a wraz z nim kwiat paproci.

Historia tajemniczego kwiatu jest smutna i niesie ze sobą przesłanie. Jacek posiadł bogactwo, ale nie zaznał szczęścia. Czasami nie warto łakomić się na bogactwo, bo nasze pozorne szczęście może być brzemienne w skutkach.

O Smoku Wawelskim

Było to bardzo dawno temu. Na wzgórzu Wawel, wznoszącym się nad Wisłą, leżał drewniany gród – Kraków. Grodem tym rządził wówczas Krak – dobry, mądry i sprawiedliwy władca.

Pewnego dnia w jamie, w głębi miasta zamieszkał ogromny, budzący wśród mieszkańców strach, Smok Wawelski. Miał długi ogon i paszczę pełną ostrych zębów. Smok ten budził lęk wśród poddanych Kraka, którzy raz w tygodniu składali mu ofiarę z krowy.

Legenda głosi, że to okropne smoczysko zażądało od ludu cotygodniowej ofiary w postaci dorodnych okazów bydła.

Krak był władcą bardzo sprawiedliwym. Dbał o swoich poddanych i zawsze słuchał głosu ludu. Od jakiegoś czasu do króla zaczęły dochodzić wieści, że jego lud boi się wyprowadzać bydło nad Wisłę, że giną krowy, owce i barany, maleją w ten sposób stada.

Pewnego dnia Wanda, córka Kraka, usłyszała na krakowskim rynku, jak kwiaciarki mówiły, że w mieście dzieje się coś złego.

– Ojcze, ludzie boją się i obwiniają za to ciebie – mówiła Wanda z niepokojem.

Krak natychmiast wysłał do miasta dworzan, aby ci sprawdzili, czy to, co lud głosi, jest prawdą. Dworzanie po powrocie potwierdzili słowa królewskiej córki.

– Miłościwy panie, owszem, to prawda. Poddani tracą z dnia na dzień swoje stada, są pełni obaw i lęku – mówił jeden z dworzan.

Króla bardzo zaniepokoiły te wieści. Dlatego podjął decyzję o wysłaniu straży pod Wawel. Strażnicy mieli się ukryć w zagajniku i obserwować, co się dzieje. Po kilku dniach warty strażnicy nie zauważyli nic, co mogłoby ich zaniepokoić.

Aż pewnego ranka między drzewami dał się słyszeć szelest, jakby ktoś się skradał. Odgłosy stawały się coraz wyraźniejsze i bardziej słyszalne. Gdy strażnicy podeszli bliżej miejsca, skąd dały się słyszeć odgłosy, ujrzeli ogromnego, przerażającego swoim widokiem smoka. Szybko udali się z tą wieścią do króla.

Król wydał polecenie natychmiastowego spotkania. Gdy strażnicy zdali mu relację, z tego, co zobaczyli, wiedział, że pokonanie smoka nie będzie łatwe. Jednak jako władca postanowił wyzwać smoka na pojedynek, a śmiałkowi, który go pokona, w nagrodę odda rękę swej córki.

Na Rynku Starego Miasta ogłosił:

Do rycerzy, do szlachty i do mieszczan!

Król kieruje orędzie do narodu,

Temu, kto pokona smoka,

Odda on rękę swej córki.

Wieść o tym błyskawicznie obiegła sąsiednie miasta i do Krakowa przybywało coraz więcej rycerzy. Jednak gdy tylko zobaczyli oni smoka, natychmiast porzucali myśl o pojedynku. Krak zaczynał wątpić w to, że uda się kiedykolwiek pokonać bestię. Pewnego dnia na królewskim dworze pojawił się ubogi szewc zwany Dratewką.

– Królu miłościwy, a ja smoka się nie boję i pokonam tę poczwarę – rzekł do króla, ukłoniwszy się uprzednio.

Obecni w królewskiej sali rycerze zaczęli się głośno śmiać.

– Ha, ha, odważny się znalazł – mówili między sobą. – Nie wiesz, że smoka nikt nie pokona? Zabił już śmiałków nie takich jak ty! Chcesz się z nimi równać? – komentowali z zazdrością.

Jednak Krak wiedział, że nie może zmarnować szansy, która mu się nadarza na pokonanie bestii.

– Ojcze, proszę, niech spróbuje – powiedziała Wanda do króla.

– Dobrze, szewczyku. Spróbuj swoich sił. Jeśli pokonasz smoka, nagroda cię nie minie.

Dratewka wykazał się ogromną odwagą i sprytem w pokonaniu bestii. Nie miał on zbroi, konia ani szabli, a mimo to postanowił zmierzyć się ze smokiem. Zrobił to podstępem.

Zdecydował wykonać podobiznę barana. Zabił najdorodniejsze zwierzę, a jego skórę wypchał siarką i dobrze zaszył. Zaniósł pod grotę smoka, postawił na sztucznych nogach i teraz baran przypominał do złudzenia prawdziwe, żywe zwierzę.

Nazajutrz smok zwabiony zapachem mięsa wyszedł z groty. Widząc barana, natychmiast go połknął. Siarka, którą była wypchana skóra, szybko zaczęła go parzyć i wzbudziła ogromne pragnienie. Rzucił się więc do Wisły, by je zaspokoić. Pił tak, że wyglądało na to, jakby chciał wypić całą wodę z Wisły! Nagle rozległ się straszny huk. Smok pękł.

Tym sposobem ubogi szewczyk odniósł zwycięstwo nad potworem i ocalił Kraków. W nagrodę za bohaterski czyn pojął córkę Kraka za żonę i żyli długo i szczęśliwie. A w Krakowie po dziś dzień można oglądać grotę smoka i jego postać ziejącą ogniem – na pamiątkę tych wydarzeń.

Jak to z lnem było

Dawno, dawno temu żył sobie król. Miał on duże, ale bardzo biedne królestwo. I marzył tylko o jednym. Aby kiedyś mieć dużo złota.

Kiedy tak marzył o swoim złocie, wiele osób doradzało mu, jak wzbogacić kraj. Jedni mówili, aby sprzedawał więcej zboża. Gdyby tak zrobił, w jego królestwie zapanowałby głód. A tego lud nigdy by mu nie wybaczył. Inni mądrzy tego świata radzili, aby sprzedał ­bydło. Tego też nie mógł zrobić. Z tego samego powodu. Gdyby sprzedał bydło, jego lud przymierałby głodem. I to rozwiązanie nie było dobre.

Król bardzo lubił jeździć konno. Często wybierał się na wycieczki po swym królestwie. Jeżdżąc, przyglądał się pracującym ludziom. Jedna myśl wciąż nie dawała mu spokoju. Zastanawiał się, skąd wziąć złoto.

Pewnego dnia podczas jednej z takich wypraw spotkał na swojej drodze starca z długą, siwą brodą. Widać było, że człowiek ten wiele w życiu widział i słyszał. Oczy jego były mądre i dobre. A w ręku trzymał szary woreczek.

– Witam, jaśnie panie – rzekł starzec do króla.

Król skinął głową i z ciekawością zapytał:

– Co masz w woreczku, dobry człowieku?

– Królu, w woreczku jest to, o czym od dawna marzysz. Oto niosę bogactwo dla twego kraju i ludu – odparł mędrzec i podał królowi worek, który trzymał w dłoni. Król zajrzał do sakiewki i z zawodem w głosie powiedział do starca:

– To zwykłe ziarno.

– Dobry panie, to nie jest zwykłe ziarno. Tkwi w nim tajemnica. Posiej je tak jak zboże. Wkrótce będziesz miał złoto, o którym tak bardzo marzysz – powiedział starzec i poszedł w swoją stronę.

Król był bardzo zdziwiony. Odwrócił się jeszcze w kierunku odchodzącego starca. Nadal nie mógł uwierzyć w słowa, które usłyszał. Był jednak na tyle zachłanny na bogactwo, że postanowił zrobić tak, jak powiedział starzec.

Niewiele myśląc, następnego dnia na najbardziej żyznej ziemi rozkazał posiać ziarno, które otrzymał od starca. W niedługim czasie na polach wyrosły małe zielone łodyżki wyglądające jak zboże. I król, i lud spoglądali na pole. Wciąż jeszcze król miał nadzieję na obiecane przez starca złoto.

Mijały kolejne dni. Na zielonych łodyżkach wyrosły niebieskie kwiatki. Wtedy król zmartwił się nie na żarty. Wiedział już, że obiecane złoto to zwykłe oszustwo starca. Tak mu się wtedy wydawało…

Gdy minął jakiś czas, niebieskie kwiatki na polu zamieniły się w małe, szare kuleczki. W pierwszej chwili król ucieszył się na ten widok. Był bowiem pewien, że to jest złoto. Zadowolony ujął je w dłoń i w tym momencie jego pewność rozwiała się niczym pył na wietrze. Gdy rozkruszył kulki w palcach, wysypały się z nich tylko ziarna takie jak te, które otrzymał od starca na drodze.

Król zdenerwował się, że staruszek z niego zakpił. Niewiele myśląc, rozkazał ludowi wyrwać wszystkie łodygi zboża i wyrzucić je do fosy, którą był otoczony zamek. Jego złość na tym się jednak nie skończyła. Na łodygi kazał wrzucić jeszcze kamienie, żeby żadna z nich nie wypłynęła na powierzchnię wody i nie przypominała mu, jak bardzo dał się oszukać.

Gniew jego był tym większy, że tak łatwo uwierzył słowom starca. Rozkazał odnaleźć mężczyznę, który podarował mu ziarno. Starzec wkrótce został przyprowadzony do króla. Gdy tylko się pojawił, rozwścieczony król natychmiast rozkazał go wtrącić do lochu.

Minęło trochę czasu. W królestwie nikt już nie pamiętał o szyderstwie staruszka, o dziwnych roślinach, które miały być złotem, i o samym starcze także zapomniano. Tylko córka strażnika królewskiego Rózia codziennie przynosiła mu w tajemnicy jedzenie. Bardzo go polubiła. Często siadała przy mężczyźnie i słuchała jego pięknych opowieści.

Wkrótce nadeszło lato. Wraz z nim w królestwie zapanowała ogromna susza. Klęska zbliżała się wielkimi krokami. Wyschło wiele rzek, a także zamkowa fosa. W fosie leżały łodygi roślin. Gdy król ponownie je zobaczył, znów bardzo się rozgniewał. Tym razem rozkazał wyciągnąć łodygi z fosy i obić je kijami. To, co z nich zostanie, kazał zanieść starcowi na dowód jego oszustwa.

– Masz twoje złoto, starcze! – mówili strażnicy, którzy zanieśli mu i rzucili pod nogi łodygi, a właściwie to, co z nich zostało – czyli białe włókna.

Ani strażnicy, ani król nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylą. Starzec bez słowa pozbierał rzucone mu przez strażników włókna. Zaczął przeczesywać je palcami. Czesał tak długo i cierpliwie, aż w końcu stały się jeszcze bielsze i bardzo miękkie w dotyku.

Tego dnia Rózia, jak co dzień, przyniosła staruszkowi jedzenie.

A on podał jej przepiękne, białe włókna. Rózia bardzo się zdziwiła.

– Weź je – powiedział starzec – i zacznij prząść jak wełnę. Później utkaj z nich tkaninę i wynieś na słońce.

Rózia uważała starca za bardzo dobrego i mądrego człowieka. Zrobiła to, o co prosił. Najpierw tkała tkaninę, która była miękka i gładka jak jedwab. Następnie wyniosła ją na słońce, aby promienie ją wybieliły.

Wkrótce tkanina zaczęła lśnić przepięknym złotym blaskiem. Wtedy Rózia zwinęła ją i zaniosła do starca. Nie zdążyła jej nawet położyć na ziemi, kiedy do lochu weszli królewscy strażnicy. Jeden z nich powiedział:

– Córka naszego władcy, najjaśniejszego króla, wychodzi za mąż i król w swojej łasce pozwala ci poprosić, o co zechcesz.

– Chciałbym podarować jej prezent – powiedział staruszek.

Straż zaprowadziła go do króla. Ten spojrzał na starca z wyrazem pogardy. Nie mógł mu wybaczyć tego, jak bardzo został przez niego oszukany.

– Mówisz, że masz prezent dla mojej córki? – zapytał władca.

– Tak, miłościwy panie – rzekł starzec. – Oto, co powstało z roślin, którymi wzgardziłeś.

Król spojrzał na tkaninę, nic nie mówiąc. A starzec ciągnął dalej:

– Dobrze się stało, królu, że rozkazałeś namoczyć rośliny w wodzie. A następnie je wysuszyć i obić kijami. Szkoda tylko, że zrobiłeś to ze złości i pogardy do mnie. Uwierzyłeś, że chciałem cię oszukać… – skończył i rozwinął płótno.

Po chwili powiedział:

– Oto twoje złoto.

Król na początku był jeszcze bardziej zły na starca, ale gdy spojrzał na płótno, które starzec rozwinął, powiedział:

– Nigdy dotąd nie widziałem szlachetniejszej tkaniny.

W tym momencie popatrzył w mądre oczy starca i zrobiło mu się bardzo przykro.

– Wybacz, że nie doceniłem twojej mądrości i szlachetności daru, jaki od ciebie dostałem. Bardzo bym chciał, abyś w nagrodę za krzywdę, której ode mnie doznałeś, pozostał na dworze – mówił król.

Starzec docenił to, że król zrozumiał swój błąd. Jednak podziękował za jego propozycję.

– Panie, dziękuję, że proponujesz mi pozostanie na dworze. Nie myśl, że tym gardzę. Nie dla mnie jednak życie dworzanina. Wolę wędrować po twojej królewskiej ziemi, aby nauczać poddanych, jak się uprawia len.

I staruszek powędrował w swoją stronę, a król zrozumiał, że nie wszystko jest złotem, co się świeci.

O warszawskiej Syrence

Przed wieloma laty w Bałtyku pływały dwie piękne syreny. Jedna z nich popłynęła do Gdańska, a potem Wisłą w górę rzeki. Rzeka prowadziła ją przez miasta, aż pewnego dnia syrena wyszła z wody, żeby odpocząć. Miało to miejsce u podnóża Starego Miasta w Warszawie. Gdy zobaczyła okolicę, bardzo spodobało jej się to miejsce. Postanowiła, że tu zostanie.

Nad ranem rybacy łowiący ryby zauważyli wzburzone fale rzeki, poplątane sieci i powypuszczane ryby. Zorientowali się, że zrobiła to Syrenka. Postanowili ją złowić. Jednak Syrenka oczarowała ich nadzwyczajną urodą i przepięknym śpiewem. Rybacy nie potrafili jej uwięzić. Wypuścili ją na wolność.

Pewnego dnia bogaty i przebiegły kupiec ujrzał Syrenkę na brzegu Wisły. Gdy usłyszał jej piękny śpiew, pomyślał, że mógłby na niej zbić fortunę. Wystarczy ją schwytać i pokazywać na jarmarkach.

– Ha, ha, ha, będę miał forsy jak lodu! – cieszył się i zacierał ręce.

Schwytał Syrenkę i uwięził ją w szopie. Była zrozpaczona. Płaka-ła tak głośno, że usłyszał ją pewien młody robotnik z folwarku. Mężczyzna zdecydował, że nie zostawi jej bez pomocy. Jak postanowił, tak uczynił.

– Nie płacz, pomogę ci – powiedział.

Wieczorem przy pomocy innych mieszkańców miasta uwolnił Syrenkę.

– Dziękuję! – powiedziała, radośnie chlapiąc się w wodzie. Obiecuję, że będę zawsze bronić mieszkańców Warszawy.

Do dzisiejszego dnia warszawska Syrenka uzbrojona w tarczę i wzniesiony do góry miecz strzeże Warszawy u podnóża Starego Miasta.

Spis treści

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Wstęp

Kwiat paproci

O Smoku Wawelskim

Jak to z lnem było

O warszawskiej Syrence

O Popielu i Mysiej Wieży

O Wandzie, co nie chciała Niemca

O poznańskich koziołkach

Wars i Sawa

O Piaście Kołodzieju

O Bazyliszku

O królowej Bałtyku

O Złotej Kaczce

O toruńskich piernikach

Lech, Czech i Rus

O śpiących rycerzach w Tatrach

O szewczyku Dratewce

Świtezianka

Waligóra i Wyrwidąb

O księciu Siemowicie

O Halszce z Ostroga

Skarby w Tęczynie

Diabeł Boruta

Liczyrzepa

Diabelski kamień

O stópce królowej Jadwigi

Zaczarowane gołębie