Wszystko co Najważniejsze nr 62 - opracowanie zbiorowe - ebook

Wszystko co Najważniejsze nr 62 ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

„Wszystko co Najważniejsze” – jedyny na polskim rynku wydawniczym miesięcznik bez tekstów dziennikarskich. W każdym numerze Czytelnicy znajdą ważne, kierunkowe teksty liderów opinii: intelektualistów, filozofów, historyków, strategów, polityków. Ukazujące się od 2013 r. pismo cechuje otwartość na nowe trendy, idee, tematy i autorów z różnych rejonów sceny politycznej. „Wszystko co Najważniejsze” jest pieczołowicie redagowane przez zespół, któremu przewodniczy prof. Michał KLEIBER. Teksty są ilustrowane portretami Autorów tworzonymi przez Fabiena CLAIREFONDA z „Le Figaro”. Redakcja przykłada wielką wagę do szacunku dla Czytelników, zachowując styl pism opinii z dawnych, najlepszych lat prasy drukowanej.

WcN 62 – spis treści
Prof. Michał KLEIBER, Zakończmy ten szkodliwy dla wszystkich konflikt
Eryk MISTEWICZ, Wyprostowali się – i co dalej?
George FRIEDMAN, Każdy prezydent USA obawiałby się wycofania z wojny na Ukrainie
Prof. Guy MILLIÈRE, Donald Trump jest bardzo przewidywalny
Kacper PŁAŻYŃSKI, Keep it calm i róbmy swoje
Andrius KUBILIUS, Putin tej wojny nie wygra, o ile sami w to uwierzymy
Edward LUCAS, Autokraci zanoszą się śmiechem, obserwując politykę Zachodu
Michał STRĄK, „Wyznawcy” i „wyborcy”
Prof. Marek KORNAT, O kanonie zobowiązań państwa w edukacji historycznej
Jan ŚLIWA, Atak na szkołę, atak na edukację
Prof. Wojciech ROSZKOWSKI, Skąd tak wielki strach przed nauczaniem historii?
Prof. Andrzej NOWAK, Lekcja polskiego
Martyna GRĄDZKA-REJAK, Nie tylko Ulmowie
Michel ONFRAY, Państwo totalne, cywilizacja totalna
Nigel GOULD-DAVIES, Najwyższy czas przejąć rosyjskie aktywa i przeznaczyć je na pomoc dla Ukrainy
Prof. Jeff JARVIS, Jedna trzecia ludzi aktywnie unika wiadomości – i trudno mieć im to za złe
E.M., Dziennikarstwo ma przyszłość, o ile niesie za sobą jakość
Prof. Jerzy MIZIOŁEK, Michał Anioł. Geniusz nieprześcigniony
Stanisław LESZCZYŃSKI, Chopin i reszta świata
Agaton KOZIŃSKI, Idea Polski Władysława Grabskiego odczytana w 2024 roku

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 170

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Spis treści

Prof. Michał KLEIBER

Zakończmy ten szkodliwy dla wszystkich konflikt

Eryk MISTEWICZ

Wyprostowali się – i co dalej?

George FRIEDMAN

Każdy prezydent USA obawiałby się wycofania z wojny na Ukrainie

Prof. Guy MILLIÈRE

Donald Trump jest bardzo przewidywalny

Kacper PŁAŻYŃSKI

Keep it calm i róbmy swoje

Andrius KUBILIUS

Putin tej wojny nie wygra, o ile sami w to uwierzymy

Edward LUCAS

Autokraci zanoszą się śmiechem, obserwując politykę Zachodu

Michał STRĄK

„Wyznawcy” i „wyborcy”

Prof. Marek KORNAT

O kanonie zobowiązań państwa w edukacji historycznej

Jan ŚLIWA

Atak na szkołę, atak na edukację

Prof. Wojciech ROSZKOWSKI

Skąd tak wielki strach przed nauczaniem historii?

Prof. Andrzej NOWAK

Lekcja polskiego

Martyna GRĄDZKA-REJAK

Nie tylko Ulmowie

Michel ONFRAY

Państwo totalne, cywilizacja totalna

Nigel GOULD-DAVIES

Najwyższy czas przejąć rosyjskie aktywa i przeznaczyć je na pomoc dla Ukrainy

Prof. Jeff JARVIS

Jedna trzecia ludzi aktywnie unika wiadomości – i trudno mieć im to za złe

E.M.

Dziennikarstwo ma przyszłość, o ile niesie za sobą jakość

Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Michał Anioł. Geniusz nieprześcigniony

Stanisław LESZCZYŃSKI

Chopin i reszta świata

Agaton KOZIŃSKI

Idea Polski Władysława Grabskiego odczytana w 2024 roku

Stopka redakcyjna

Prof. Michał KLEIBER

Zakończmy ten szkodliwy dla wszystkich konflikt

Doszliśmy do momentu, w którym wybrzmiewać zaczyna pogląd, że nie dorośliśmy jako społeczeństwo do wymogów demokracji

Prof. Michał KLEIBER

Redaktor naczelny „Wszystko co Najważniejsze”. Profesor zwyczajny w Polskiej Akademii Nauk. Prezes PAN (2007–2015), minister nauki i informatyzacji (2001–2005), w latach 2006–2010 doradca społeczny prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przewodniczący Polskiego Komitetu ds. UNESCO. Kawaler Orderu Orła Białego

Parę lat temu, sprowokowany politycznymi kłótniami w naszym kraju, napisałem artykuł pod wymownym tytułem Dość. Obecnie, po dramatycznym nasileniu się generowanych przez polityków sporów i towarzyszących im emocji, trudno jest nawet znaleźć adekwatne słowa, które dostatecznie przekonująco wyrażałyby opinię o potrzebie powrotu do politycznej normalności w naszym kraju. Jak nie być przerażonym, jeśli wobec zaistniałej niezwykle złożonej sytuacji obie strony toczących się sporów demonstrują całkowity brak woli do wspólnego poszukiwania z niej wyjścia, a nawet jeśli jakieś obietnice werbalnie padają w tej sprawie, to od razu zaprzeczają im podejmowane wysoce kontrowersyjne decyzje o fundamentalnym znaczeniu dla funkcjonowania państwa i o wielu poważnych, wieloaspektowych konsekwencjach dla nas wszystkich. Politycy najwyraźniej demonstrują niewiarę, że publiczny spokój i zgodna współpraca są niezbędne dla naszej pomyślnej przyszłości.

Stało się u nas politycznym standardem, że każda nowa władza agresywnie krytykuje swych poprzedników. Tymczasem podejście to jest paradoksalne – nikt przecież nie może zaprzeczyć, że nasz kraj w ostatnich dekadach szybko się rozwijał, stale poprawiał się dobrostan obywateli, mimo bardzo skomplikowanej sytuacji na świecie potrafiliśmy skutecznie dbać o nasze wewnętrzne i zewnętrzne bezpieczeństwo, zagrożenia związane z pandemią nie zachwiały stabilności finansowej państwa, ciągle bardzo wysoki jest odsetek osób konsekwentnie popierających nasze członkostwo w UE, mimo niedofinansowania są na przyzwoitym poziomie tak ważne dla naszej przyszłości edukacja, szkolnictwo wyższe i nauka. Są oczywiście sprawy w życiu publicznym wymagające rozwiązywania problemów. Należą do nich przewlekłość procedur sądowych i udokumentowane ostatnio dobitnie słabości całego systemu prawa, kłopoty związane ze sprawnym funkcjonowaniem systemu ochrony zdrowia, dylematy stojące przed energetyką i rolnictwem w kontekście nowych unijnych regulacji, nieodpowiadająca naszym zasadnym aspiracjom pozycja w UE czy jednostronnie zorientowane liczne także publiczne media. Wśród wymienionych powyżej i wielu innych problemów wymagających rozwiązania w pewnym sensie sztandarowym przykładem jest wielokrotnie dyskutowany konflikt między naszym najważniejszym aktem prawnym, jakim jest Konstytucja RP, a sprzecznymi z jej zapisami postanowieniami różnych organów Unii.

Wszystkie te systemowe niedoskonałości nie uzasadniają jednak serwowanej nam przez kolejne władze i narastającej z każdą nową kadencją, dzisiaj już wręcz totalnej krytyki swych poprzedników. Jest wręcz przeciwnie – potrzebne nam są współpraca i szerokie społeczne poparcie dla niezbędnych udoskonaleń w systemie funkcjonowania naszego państwa. Doszliśmy bowiem do momentu, w którym wielu obserwatorów naszego życia publicznego skłania się ku poglądowi, że nie dorośliśmy jako społeczeństwo do wymogów demokracji, wymagającej od każdej wybranej władzy przemyślanego reprezentowania interesów wszystkich obywateli, kontynuowania kluczowych prorozwojowych projektów, aktywnego poszukiwania konsensusu w zawsze istniejących sporach czy powstrzymywania swych skłonności do absolutyzmu.

Jak zaprzeczać tej krytycznej ocenie, jeśli polityczne porachunki sięgnęły u nas poziomu tragifarsy upokarzającej opozycję i deprecjonującej jej zwolenników, często w sposób niezgodny z obowiązującym prawem? Jak na dochodzącą do nas nieustannie polityczną agresję reagować ma społeczeństwo, tak bardzo przecież ceniące sobie w życiu rozważny umiar i przewidywalność podejmowanych działań oraz kulturę wypowiedzi publicznych? Czy odczytywanie przez wiele osób decyzji władz jako mających charakter swego rodzaju personalnej zemsty nie podważa wiarygodności rządzących? Czy panująca obecnie w kraju atmosfera nie utrudni wykorzystania szansy na poprawę jego europejskiego wizerunku, możliwej w kontekście zbliżającej się naszej prezydencji w Unii?

Centralnym elementem obecnego konfliktu wydaje się funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, ale wiele innych wyzwań ma równie poważny charakter. Jesteśmy krajem przyfrontowym, mającym świadomość wyraźnie widocznej, dramatycznej bezwzględności polityki Rosji, dostrzegamy istnienie wielu problemów w polityce globalnej, realnie grożący Europie kryzys związany z polityką migracyjną, rozliczne kwestie związane z ochroną środowiska i potrzebami zasadniczych zmian we wprowadzanych przez Unię nieprzemyślanych regulacjach w zakresie polityki klimatycznej, zagrożeń dla zdrowia publicznego ze strony niedawnej pandemii i niestety pandemii niewykluczonych w przyszłości czy potrzebę szerokiej dyskusji na temat projektów regulacji mających zmienić zasady funkcjonowania UE w zakresie sposobu podejmowania kluczowych decyzji politycznych, w szczególności dotyczących tzw. autonomii strategicznej.

Powinniśmy mocno akcentować dalekosiężne konsekwencje obecnych sporów, dzisiaj jakby całkowicie niedostrzeganych przez liderów partyjnych. Doszliśmy do momentu, w którym na stanowiskach decyzyjnych w naszej polityce niezbędna wydaje się obecność osób potrafiących myśleć w sposób oderwany od dotychczasowych konfliktogennych schematów, głęboko świadomych istoty stojących przed nami wyzwań.

Nie chodzi tu oczywiście o wyeliminowanie z życia publicznego odmiennych opinii, stanowiących przecież sedno demokratycznego ładu, lecz o to, aby spokojna i głęboko merytoryczna dyskusja na temat poglądów politycznych i planów działania zachęcała społeczeństwo do skutecznej współpracy, a nie wzajemnej wrogości. Konsekwencją takiego postępowania będą oczywiście decyzje zawsze podejmowane z poszanowaniem woli demokratycznie wybranych władz, jednak z przekonującym uzasadnieniem istoty propozycji i uwzględnieniem w pewnym przynajmniej stopniu bardzo dzisiaj zróżnicowanych poglądów społeczeństwa.

W trosce o naszą wspólną przyszłość powinniśmy jako społeczeństwo opowiedzieć się za podjęciem przez polityków i wspierających ich mediów odważnych inicjatyw zmierzających do eliminacji ryzyka grożącej nam prawdziwej wojny domowej. Najwyższa pora, abyśmy wszyscy zrozumieli, że satysfakcja obywateli z bycia wspólnotą ma fundamentalne znaczenie dla naszej przyszłości. Dlatego powinniśmy wspólnie i dobitnie opowiadać się za szybkim rozpoczęciem procesu politycznej odnowy, który w naszej emocjonalnie skomplikowanej sytuacji musiałby zapewne prowadzić do zorganizowania swego rodzaju okrągłego stołu z udziałem Prezydenta RP i liderów wszystkich ugrupowań politycznych. Aby na takim spotkaniu sprawy merytoryczne dominowały nad emocjami, musiałoby ono być poprzedzone roboczymi, częściowo zapewne niejawnymi rozmowami prowadzonymi przez konstruktywnie nastawionych do sprawy porozumienia przedstawicieli stron sporu i ponadpartyjnych ekspertów. Tematami rozmów powinny być zasadność i sposób wprowadzenia niezbędnych zmian w ustawach, a prawdopodobnie także nowelizacji konstytucji i na tej podstawie wskazanie dróg do rozwiązania obecnych konfliktów, wymagających kroku w tył od każdej ze stron. Wielką rolę w tym trudnym procesie poszukiwania porozumienia miałyby media.

Jasne jest, że wiele osób uzna tę propozycję za naiwną, ale ze względu na powagę sytuacji właśnie dlatego powinniśmy koniecznie apelować o podjęcie tego rodzaju działań. Wiarę w ich skuteczność wzmocnić może znany na świecie, a u nas jakoś przemilczany fakt, że prawdziwe poglądy polityków nie są często aż tak różne, jak nam to oni demonstrują, kierując się bieżącymi emocjami swych elektoratów. Jedną z wielu ilustracji tego zjawiska może być u nas sprawa dodatkowej ochrony granicy z Białorusią, kiedyś gwałtownie krytykowana przez opozycję, deklarującą jednak zaraz po objęciu władzy wzmacnianie zapory. Wierzmy więc, że większość obywateli naszego kraju poparłaby przedstawiony wyżej bądź odpowiednio zmodyfikowany, konsensualny scenariusz wydarzeń. Dobro państwa i jego obywateli są najważniejsze. Najwyższy czas zakończyć ten szkodliwy dla wszystkich konflikt.

Eryk MISTEWICZ

Wyprostowali się – i co dalej?

Felieton na drugą stronę

W tym miejscu przed wyborami w październiku 2023 r. napisałem, że nie wiem, jaki będzie ich wynik, ale wiem, że obserwować można w Polsce coś ważnego: Polacy się wyprostowali. Ostatnie lata sprawiły, że zwiększyły się ich aspiracje, oczekiwania wobec politycznych liderów, także oczekiwania wobec państwa. Obywatele oczekują, że państwo zabezpieczy ich podstawowe potrzeby, tak jak udało się to choćby w czasie pandemii COVID-19. Po trosze wyparliśmy ten czas z pamięci, ale trudno byłoby, jak sądzę, przekonywać, że państwo polskie nie zdało wówczas egzaminu, od wsparcia dla mniejszych i większych firm, systemu tarcz osłonowych (pomoc dla obywateli i firm w Polsce nieporównywalnie większa niż w tak bliskiej mi Francji), na wielką skalę szybko i sprawnie przeprowadzonej akcji powrotów Polaków do kraju w czasie zamykania się kolejnych granic – po „zorganizowanie” maseczek, szczepionek, punktów szczepień i szpitali covidowych. Państwo zdało egzamin, choć wcale nie było pewne do końca, z czym mamy do czynienia i czy egzamin ten zostanie w skali kraju zdany. Mocna czwórka, może cztery plus.

Państwo pokazujące, że jest silne i dba – zaczęło się podobać. Podobało się domaganie się od Niemiec (a wkrótce miały rozpocząć się prace także wobec Rosji) reparacji za straty poniesione przez większość polskich rodzin w czasie II wojny światowej. Podobało się, że w czasie niepokojów wzmacniamy polski przemysł obronny, zwiększamy zakupy sprzętu wojskowego (w efekcie Polska z 4 proc. wydatków na obronę jest dziś liderem wśród krajów NATO, gdy Niemiec i Francji daleko do 2 proc.). Podobało się, że państwo polskie zachowało się jak należy, gdy nasz sąsiad został zaatakowany przez Federację Rosyjską, według scenariusza przedstawionego w Tbilisi przez tak niegdyś wyszydzanego Lecha Kaczyńskiego. Podobało się nawet to, że jeden z Polaków przygotowywać się zaczął do kolejnej, po 50 latach, podróży w kosmos.

Pro domo sua: podobało się, choć z kolejnymi edycjami coraz więcej osób uznawać zaczęło ten projekt za coś przecież zupełnie normalnego, że zespół Instytutu Nowych Mediów (w którym powstają miesięcznik i portal „Wszystko co Najważniejsze”) nawiązał i rozwijał relacje z redakcjami w ponad 80 krajach świata, do których co kilka miesięcy wysyłał teksty o polskiej historii i teraźniejszości. Działo się to z reguły wokół tak ważnych dla Polaków świąt 3 maja, 15 sierpnia czy 11 listopada, ale także rocznic wydarzeń, co do których uznawaliśmy, że warto opowiedzieć o nich światu, takich jak powstanie styczniowe, powstanie w warszawskim getcie, rocznica napaści Rosji na Ukrainę czy rocznica wybuchu II wojny światowej. „Le Figaro”, „L’Opinion”, „Die Welt”, „The Washington Post”, „The Chicago Tribune”, „La Repubblica”, „Il Messaggero”, „El Mundo” plus dziesiątki pomniejszych redakcji z całego świata, od Wenezueli, Kanady i Brazylii, poprzez Izrael, Senegal, Zjednoczone Emiraty Arabskie, aż po Singapur i Nową Zelandię publikowały teksty wspólnie z „Wszystko co Najważniejsze”, przygotowane i pieczołowicie tłumaczone w warszawskiej siedzibie Instytutu Nowych Mediów, ze wsparciem organizacyjnym w naszym biurze w Paryżu. „Opowiadamy Polskę Światu” pozostaje największym projektem pod względem zasięgu promocji Polski w świecie. Z bardzo konkretnym pozytywnym wpływem na Polaków w kraju – rosnącą świadomością wagi polskiej historii i wielkości narodu, który współtworzą.

Moje największe zdziwienie, ale także wzruszenie wywołało to, że 17 września, w rocznicę agresji sowieckiej na Polskę, w ramach „Opowiadamy Polskę Światu” udało się – staraniami bardzo wielu wspaniałych osób – opublikować w Rosji teksty polskiego prezydenta Andrzeja Dudy, historyków, kawalerów Orderu Orła Białego, profesorów Andrzeja Nowaka i Wojciecha Roszkowskiego, ówczesnego prezesa IPN Jarosława Szarka. W najważniejszych gazetach Rosji – takich jak „Nowaja Gazieta”, „Niezawisimaja Gazieta”, „Echo Rosji” – udała się rzecz niemożliwa: przedstawienie Rosjanom polskiego stanowiska, przypomnienie ogromu zbrodni dokonanych na terenach Polski. Udało się coś, co nie miało prawa dojść do skutku. I to w dniu 17 września… Symboliczne – i jakże budujące, także dumę.

Jeszcze kilka lat temu wydawałoby się nieprawdopodobne, że Polacy budują w NASK własny, „polski chatbot GPT”, bo przecież nie jest to w ogóle możliwe, niewyobrażalne wręcz, ale w ostatnich miesiącach informacja o tym projekcie była już przyjmowana ze wzruszeniem ramion. Cóż, Polacy po prostu są najlepsi w naukach ścisłych, państwo działa i wspiera takie projekty, to normalne… Szybko, bardzo szybko przyzwyczajamy się do nowych standardów. Szybko, bardzo szybko wzrosły zarówno nasze oczekiwania, jak i przekonanie, że to przecież normalne. Żyjemy w normalnym kraju, nie powinniśmy mieć kompleksów.

Pozbycie się kompleksów przez wyprostowanych Polaków (albo: przez Polaków, którzy się wreszcie wyprostowali) to jedno z największych osiągnięć epoki, którą opisywałem w drugiej połowie 2023 roku. Wówczas też wszystkie wskaźniki, tak uważnie obserwowane przez świat, w którym słowa „kryzys”, „recesja”, „spowolnienie” odmieniane są przecież przez wszystkie przypadki, w odniesieniu do Polski pokazywały świetnie rozwijającą się gospodarkę, niskie bezrobocie, zwiększające się oszczędności obywateli. Polityka nie miała w tym wielkiego znaczenia. Państwo spełniało swoją rolę, Polacy odzyskali pion i z nadzieją patrzyli w przyszłość. I znów – jeśli posłużymy się klasyczną oceną ze szkoły podstawowej przed reformami: czwórka, może czwórka plus dla państwa i jego liderów. Pamiętać przy tym trzeba, rzecz jasna, o wszelkich błędach, potknięciach i działaniach radykałów, które to działania odrzucali przeciętni Polacy (finalnie: radykałów odrzucili także wyborcy).

Może z punktu widzenia Warszawy, Gdańska, Wrocławia czy Krakowa tego nie było widać, ale proces uzyskiwania czy odzyskiwania godności własnej, podmiotowości, przebiegał w szczególny sposób w mniejszych miejscowościach; tam, gdzie właściwie nikt nie spodziewałby się – po obywatelach przecież – większych oczekiwań ani od życia, ani tym bardziej od sfery publicznej, czy to na poziomie samorządowym, czy to na poziomie państwa jako organizatora życia publicznego. A jednak to w Polsce lokalnej w tempie radykalnym rosły aspiracje, rosły oczekiwania wobec państwa. Kolejne inwestycje i inicjatywy, których odbiorcami była Polska B, C, D, E, F – podwyższały poziom oczekiwań. Uznawano je za coś całkowicie oczywistego. Jako coś naturalnego postrzegano skalę budowy muzeów w każdej, niewielkiej nawet miejscowości, teatrów, a nawet filharmonii. Nie mówiąc o odbudowie bibliotek, ośrodków kultury, ośrodków zdrowia, komisariatów policji, linii kolejowych… Coś, do czego obywatele mieszkający także w mniejszych miejscowościach, płacący podatki, mają przecież naturalne, przyrodzone im prawo, a co odebrał im liberalizm prezentowany przez dekady jako religia państwowa, z osławionym już dyfuzyjno-polaryzacyjnym modelem rozwoju wyłącznie większych miast, z pozostawionym samemu sobie „interiorem”.

Zmiany tych lat sprawiły, że wzrosły ambicje i oczekiwania. Jeśli państwo tyle robi, działa, buduje, rozwija, wspiera, pomaga, to znaczy, że może jeszcze zwiększyć swoje wysiłki. Państwo, które może. Ba, może nawet: państwo, z którego jesteśmy dumni. Na pewno powinno działać szybciej, lepiej, z mniejszą liczbą patologii, o których przekonywały media trzymane w rękach zagranicznych wydawców (ale też nie sposób w demokratycznym systemie prawnym działać tak, jak Francuzi, którzy zakazali ingerencji zagranicznych w system medialny – tak, znam ten argument, wielokrotnie słyszałem). Na pewno Polska powinna rozwijać się szybciej, ambitniej, z korzyścią także dla mniejszych miast i miasteczek. Ale też spokojniej, bez radykalizmu ani w politycznej kuchni, z wojennymi okrzykami i niewielką efektywnością wprowadzanych zmian, ani radykalizmu epatującego z kontrolowanych przez państwo mediów. Rozbudzone ambicje Polaków, rozbudzone przez aktywność polskiego państwa, godność, wyprostowanie, a przy tym spokój i nadzieja na rozwój. Ot, myślenie typowe dla wielu z nas, mających co jakiś czas swoje zdolności wyborcze, w poszukiwaniu „jakiejś trzeciej drogi”.

Dziś nie widzę w protestach wobec skasowania CPK (Centralnego Portu Komunikacyjnego) polityki, widzę wkurzenie. I to wkurzenie z gatunku tych, jakie wyraża lud i którego nie można bagatelizować (co nie znaczy, że trzeba – w ostatecznym działaniu – spełniać jego oczekiwania). Jeśli już jest to do czegoś porównywalne, to do zapomnianego już ruchu młodych przeciwko Acta II w dawnych czasach. W wyniku masowych protestów głównie młodych ludzi rząd Donalda Tuska (podobnie jak rządy innych krajów, także pod wpływem presji społecznej) zrobił krok w tył, wycofał się z Acta II. Dziś takiego kroku w tył rząd Donalda Tuska zrobić nie może, nie w sprawie CPK.

Tymczasem CPK stał się symbolem godności odbudowywanego wciąż i stającego na nogach kraju. CPK stał się symbolem suwerenności, symbolem odpowiednim do możliwości Polski i Polaków. Projektem rozpędzonym, któremu nie należy przeszkadzać, a dokładniej: któremu politycy nie powinni przeszkadzać. CPK stał się symbolem ambicji. Tak, ambicji – choć oszczędzę Państwu przywoływania cytatu z Kadena-Bandrowskiego – odzyskanego kraju.

Jeśli nie było polityki w powołaniu CPK, to jest ona dziś, w ubijaniu tego projektu. W pokazywaniu, że latać nam nie wolno, że nie damy rady, że nie potrafimy. Zresztą, po co, dlaczego, za co, w jakim celu, dokąd, za jakie pieniądze, dlaczego w Polsce. Z bliskim pytaniem: a po co nam właściwie takie lotnisko i taki węzeł przesiadkowy, do tego jeszcze z kolejami dużych prędkości, jeśli są inne aglomeracje z takimi lotniskami i takimi węzłami przesiadkowymi, i to przecież dosyć niedaleko.

Wyprostowanym Polakom nie wystarcza już CWK (Ciepła Woda w Kranie). Chcą CPK. Jedno z ciekawszych zjawisk, daleko wychodzących poza wszelkie podziały społeczne i polityczne. Szkoda, że nie mamy już w Polsce socjologów zdolnych do zimnego, z ciekawością naukowca chcącego zrozumieć zachodzące przemiany w świadomości populacji, zanalizowania tej kwestii. Żałuję, że nastąpiła tak wielka ideologizacja polskiej nauki, że naukę zatopiono w testach i sprawozdawczości, poddano presji równowagi i różnych aktualnych mód, że na niewiele nam ona potrzebna, gdy przed nami najważniejsze pytania dotyczące kondycji wspólnoty.

Oczywiście, milionowa widownia dyskusji na YouTube o CPK (swoją drogą, dopiero przy tej sprawie niektórzy spostrzegli, że bój o TVP jest bojem z poprzedniego wieku), zdecydowane opinie wyrażane w sieciach społecznościowych, buzz w społecznościach dalekich od aktywności politycznych, wreszcie zdecydowany sprzeciw zwolenników wszystkich bez wyjątku sił politycznych – nie muszą oznaczać, że świat politycznych decydentów weźmie pod uwagę oczekiwania „ludu” i że projekt jednak będzie realizowany. Decyzja o likwidacji tego projektu, przycięciu go, spowolnieniu całego procesu, zwielokrotnieniu jego kosztu, już zapadła.

Modernizacyjna szansa nie tyle dziś przed Polską, ile przed kilkoma politykami i kilkoma partiami na wpisanie się w oczekiwania. O ile ich radar jeszcze działa.

Eryk MISTEWICZ

George FRIEDMAN

Każdy prezydent USA obawiałby się wycofania z wojny na Ukrainie

Decyzja o wycofaniu się mogłaby oznaczać, że Rosjanie szybko zaczną się przesuwać bardziej na zachód, a wtedy ten prezydent zostałby obwiniony o to, że stracił Europę. Każdy amerykański przywódca będzie się tego obawiać

George FRIEDMAN

Założyciel i szef ośrodka analitycznego Stratfor. Politolog, absolwent City College of New York, doktorat uzyskał na Cornell University

Agaton KOZIŃSKI: Wojna na Ukrainie trwa ponad dwa lata. Czego się z niej dowiedzieliśmy o współczesnym teatrze wojennym?

George FRIEDMAN: Tego, że współczesna wojna jest jak tradycyjna. Po raz kolejny potwierdza się, że na wojnie liczą się dobrzy generałowie, umiejący wskazać swoim żołnierzom właściwe cele do osiągnięcia. Widać, że Ukraińcy są zdolni ograniczać działania Rosjan, ale jednocześnie nie potrafią ich złamać. Trwa impas. Oddzielna sprawa, że Rosjanie spodziewali się łatwego zwycięstwa w 2022 r. Nie udało im się to – odkryli za to słabość własnej armii. I to się utrzymuje. Proszę zwrócić uwagę, że od wielu miesięcy Moskwa nie jest w stanie przeprowadzić żadnego większego ataku. Rosja przejrzała się w tej wojnie jak w lustrze – i sama się przestraszyła tego, co zobaczyła. Długo nie rozpocznie kolejnej wojny.

Zanim doszło do jej wybuchu, dużo mówiło się, że we współczesnym świecie od wielkości armii ważniejsza jest jej zwinność i szybkość, a ważniejsze od czołgów będą nowoczesne technologie.

Ten konflikt wyraźnie pokazał, że ważna jest siła wojska, ale istotne jest też zrozumienie współczesnej dynamiki militarnej. Proszę sobie przypomnieć pierwsze dni tego konfliktu, gdy Rosjanie nacierali z trzech różnych kierunków w stylu Heinza Guderiana z II wojny światowej. Zapomnieli, że do czołgów potrzebne jest paliwo. Zapomnieli także, że od czasu II wojny bardzo rozwinęła się broń przeciwpancerna – obecnie można nią zniszczyć czołgi także ze znacznej odległości. To ostatnie było dużym zaskoczeniem, bo to Sowieci pierwsi stworzyli przeciwpancerny pocisk kierowany AT-3. Rosjanie musieli więc dostosowywać swoje metody walki – i uczynili to bardzo szybko, co było imponujące. Z czasem na polu walki zaczęły się pojawiać nowsze rozwiązania, chociażby drony. We współczesnej wojnie kluczową rolę cały czas odgrywa determinacja ludzi do tego, by efektywnie walczyć. Ale w parze z nią muszą iść nowoczesne systemy uzbrojenia. Pod tym względem czołgi nie są kluczowe – to dość stara technologia.

Podkreśla Pan znaczenie determinacji w czasie konfliktu. W 2022 r. Ukraińcy z ogromną pasją walczyli przeciwko Rosjanom – ale dziś widać narastające po ich stronie zmęczenie i wewnętrzne konflikty. Jak rozumieć tę ewolucję podejścia?

Od początku tej wojny Ukraińcy stosowali taktykę wykorzystywania małych oddziałów operujących w dużej mierze samodzielnie i polegających przede wszystkim na sobie. To okazało się skuteczną metodą powstrzymywania Rosjan, ta taktyka zasiała po stronie agresorów dużo niepewności – ale jednocześnie nie jest to taktyka pozwalająca wygrywać wojny. Z kolei Rosjanie od samego początku nie myśleli o tym konflikcie jako o prawdziwej wojnie. Wydawało im się, że wystarczy przekroczyć granicę, a Ukraińcy natychmiast się poddadzą. Widać, że tutaj zawiódł przede wszystkim rosyjski wywiad, który źle rozpoznał nastawienie i możliwości operacyjne strony ukraińskiej – ale też źle zdiagnozował Niemcy i ich stosunek do dostaw paliw kopalnych z Rosji. Przede wszystkim jednak wywiad źle rozpoznał intencje Amerykanów. Te trzy równoczesne błędy rosyjskiego wywiadu to jednak zaskoczenie, bo w końcu Putin wywodzi się z KGB, które tego typu pomyłek nie robiło. Dla mnie to największe pomyłki, jakie Kreml popełnił w tym konflikcie.

Rosja nie weszła w ten konflikt tak, jak chciała – ale widać, że przez te dwa lata jej armia okrzepła i urealniła swoje cele.

Rosjanie są już bardzo zmęczeni tą wojną. Widać, że muszą znowu dokonać mobilizacji, pozyskać dodatkowe 200–300 tys. ludzi do walki. Tylko że Rosja potrzebuje roku, żeby przygotować piechura, zanim można go wysłać na linię frontu – bo nieprzygotowany żołnierz na polu walki to martwy żołnierz. Już ten fakt pokazuje skalę problemów, przed jakimi stoi Kreml. Wyraźnie widać, że rosyjska armia nie jest wystarczająco przygotowana do operacji, której się podjęła. To sprawia, że Rosjanie nie są w stanie przebić się przez ukraiński opór – nawet jeśli mówimy o zmęczonej ukraińskiej armii. I jeśli Amerykanie dostarczą Ukraińcom broń, to Rosjanie nie przejdą przez ich linie.

Wojna znalazła się w impasie – i wygląda na to, że pozostanie w nim na długo.

Rosjanie mają dwa rozwiązania. W pierwszym mogą oskrzydlić pozycje ukraińskie, na przykład atakując od strony Białorusi – ale to wywołałoby mocną międzynarodową reakcję, także w USA. W drugim mogą posłuchać propozycji wysuwanej przez Niemcy i zacząć szukać rozwiązania pokojowego. Zresztą Putin przyznał, że były prowadzone takie negocjacje w Turcji, ale one się załamały – dla niego to było rozczarowanie i jest gotów do tych negocjacji wrócić. To bardzo racjonalna postawa.

Tylko czy tego typu propozycje z jego strony można traktować poważnie?