Wszystko Co Najważniejsze nr 53 - opracowanie zbiorowe - ebook

Wszystko Co Najważniejsze nr 53 ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

„Wszystko co Najważniejsze” – jedyny na polskim rynku wydawniczym miesięcznik bez tekstów dziennikarskich. W każdym numerze Czytelnicy znajdą ważne, kierunkowe teksty liderów opinii: intelektualistów, filozofów, historyków, strategów, polityków. Ukazujące się od 2013 r. pismo cechuje otwartość na nowe trendy, idee, tematy i autorów z różnych rejonów sceny politycznej. „Wszystko co Najważniejsze” jest pieczołowicie redagowane przez zespół, któremu przewodniczy prof. Michał KLEIBER. Teksty są ilustrowane portretami Autorów tworzonymi przez Fabiena CLAIREFONDA z „Le Figaro”. Redakcja przykłada wielką wagę do szacunku dla Czytelników, zachowując styl pism opinii z dawnych, najlepszych lat prasy drukowanej.

WcN 53 – spis treści
Raphaël GLUCKSMANN, Europa w stanie wojny
Prof. Michał KLEIBER, Światu potrzeba namysłu i mądrości, nie rewolucji
Prof. Krzysztof PAWŁOWSKI, Apel o pakt społeczny dla Polski
Mateusz MORAWIECKI, Konstytucja polskiej wolności
Jan ROKITA, Polski uniwersalizm
Prof. Richard BUTTERWICK-PAWLIKOWSKI, Polska wolność, rosyjskie samodzierżawie
Krzysztof ZANUSSI, Myśl o śmierci pozwala lepiej docenić życie
Prof. Jurij SZAPOWAŁ, Hołodomoru nie można przemilczeć
Laure MANDEVILLE, Prof. Konstantyn SIGOW, Ukraina nas obudziła
Paolo GENTILONI, Przyszłość Europy decyduje się dzisiaj
Prof. Jacek HOŁÓWKA, Czy koniec zimnej wojny?
Philippe de VILLIERS, Rządy sędziów a dusza Francji
Prof. Bogdan de BARBARO, O wadach pobytu w bańce
Jan ROKITA, Samorząd terytorialny i jego wrogowie
Prof. Jerzy MIZIOŁEK, Chopin o Koperniku, astronomii i triumfie nauki
Prof. Tomasz GĄSOWSKI, Świat młodości mistrza
Prof. Massimo PIGLIUCCI, Jak rządzić krajem?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 143

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Spis treści

Raphaël GLUCKSMANN

Europa w stanie wojny

Prof. Michał KLEIBER

Światu potrzeba namysłu i mądrości, nie rewolucji

Prof. Krzysztof PAWŁOWSKI

Apel o pakt społeczny dla Polski

Mateusz MORAWIECKI

Konstytucja polskiej wolności

Jan ROKITA

Polski uniwersalizm

Prof. Richard BUTTERWICK-PAWLIKOWSKI

Polska wolność, rosyjskie samodzierżawie

Krzysztof ZANUSSI

Myśl o śmierci pozwala lepiej docenić życie

Prof. Jurij SZAPOWAŁ

Hołodomoru nie można przemilczeć

Laure MANDEVILLE, Prof. Konstantyn SIGOW

Ukraina nas obudziła

Paolo GENTILONI

Przyszłość Europy decyduje się dzisiaj

Prof. Jacek HOŁÓWKA

Czy koniec zimnej wojny?

Philippe de VILLIERS

Rządy sędziów a dusza Francji

Prof. Bogdan de BARBARO

O wadach pobytu w bańce

Jan ROKITA

Samorząd terytorialny i jego wrogowie

Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Chopin o Koperniku, astronomii i triumfie nauki

Prof. Tomasz GĄSOWSKI

Świat młodości mistrza

Prof. Massimo PIGLIUCCI

Jak rządzić krajem?

Raphaël GLUCKSMANN

Europa w stanie wojny

Europejscy przywódcy przez lata przyzwalali obcym tyraniom – z Rosją i Chinami na czele – przekupywać nasze elity, inwestować w sektory strategiczne i uzależniać nas, ingerować w nasze procesy wyborcze i finansować ruchy polityczne wrogie Unii Europejskiej

Raphaël GLUCKSMANN

Eseista, jeden z najciekawszych francuskich filozofów. Współautor, z Andrem Glucksmannem (ojcem), „Mai 68 expliqué à Nicolas Sarkozy”. Poseł do Parlamentu Europejskiego. Przewodniczący Komisji PE ds. Obcych Ingerencji w Procesy Demokratyczne w UE. Ostatnio wydał książkę „L’Europe en guerre”

Wybitnej rosyjskiej dziennikarce Annie Politkowskiej było przykro, gdy musiała studzić mój optymizm. Działo się to w 2005 roku w Paryżu, miałem 25 lat i dopiero co wróciłem z Kijowa, gdzie przez dwa miesiące kręciłem dokument o pomarańczowej rewolucji, czyli wielkim zrywie narodu ukraińskiego, który opowiedział się za Europą i przeciw korupcji. Anna uśmiechała się smutno, słuchając moich entuzjastycznych opowieści o zbuntowanym mieście, po czym spokojnym głosem powiedziała: „To, co mówisz, jest piękne, ci młodzi są fantastyczni, ich pragnienie wolności jest godne podziwu, ale Putin napadnie na ich kraj, żeby sobie ich na nowo podporządkować. Wywoła wojnę. Tak, wojnę”.

Była dla mnie wzorem, najodważniejszą i najprzenikliwszą osobą, jaką spotkałem w życiu, ale tamtego wieczoru wydała mi się zbyt pesymistyczna. W odpowiedzi zażartowałem, że zaczyna upodabniać się do tych starych, przygnębionych dysydentów z czasów sowieckich. Zaśmiała się, po czym dodała: „Nie zdajecie sobie tutaj sprawy z wagi problemów, jakie zwalą się wam na głowę. Europejczycy sądzą, że to, co dzieje się w Moskwie, ich nie dotyczy, że to tylko i wyłącznie nasza sprawa. To oczywiste, że Putin nienawidzi takich ludzi jak ja. Ale poprzez nas, w Rosji, poprzez rewolucjonistów na Ukrainie czy w Gruzji, nienawidzi także was, waszej demokracji, społeczeństwa, wolności. Europejczycy naprawdę uważają, że jego reżim jest zagrożeniem tylko dla nas? Wasza pobudka będzie brutalna”.

Anna Politkowska została zamordowana 7 października 2006 roku na klatce schodowej kamienicy, w której mieszkała. W dzień urodzin Putina. Był to prezent dla cara od jego siepaczy. Żaden europejski przywódca jej nie wysłuchał. Żaden europejski przywódca jej nie usłyszał. Żaden europejski przywódca jej nie uwierzył.

Umarła osamotniona. Tak samo jak w osamotnieniu nawoływała latami na tym oceanie głuchoty i zaślepienia. Dlaczego nasi rządzący nie chcieli jej wierzyć? Dlaczego nie chcieli dostrzec tego, co było zapowiedziane przez unicestwienie Czeczenii, zniszczenie Syrii, rozbiór Gruzji czy pierwszą agresję na Ukrainę w 2014 roku?

Historia, którą chcę opowiedzieć, zaczyna się właśnie od tego zaślepienia. To historia kontynentu, który płaszczył się przed tyranem, aby zachować pokój, a w zamian dostał wojnę. Historia demokracji, które sprzedały swoim wrogom sznur, na którym miały zawisnąć. Historia europejskich elit, które kierując się chciwością bądź naiwnością, kultem zysku bądź religią komfortu, nie podołały swojej misji. Historia narodów, które pozwoliły, aby przeniknęła je trucizna korupcji i bierności.

Historia, z którą musimy bezzwłocznie zerwać.

Nie będę pisał o moralności i wielkich humanistycznych zasadach, ale o bezpieczeństwie i suwerenności. Nie będę nawoływał do idealizmu, ale do realizmu. Tak, realizmu. Realizmu jakże odmiennego od papki, którą zazwyczaj serwuje się nam pod tą nazwą.

Ministrowie i dziennikarze, którzy przez dwie dekady przekonywali nas, że Władimir Putin jest partnerem, stracili wszelkie prawo określać się mianem „realistów”. W moich oczach ich głównym błędem był nie cynizm, ale lekkomyślność. Stroili pozy zacnych mędrców, a chłonęli to wszystko jak bajki dla dzieci: koniec historii, wymiana handlowa jako gwarancja pokoju, spłaszczenie świata. Opuścili gardę, narażając narody na niebezpieczeństwo.

Oni nie zgodzili się po prostu na masakrę Czeczenów czy Syryjczyków, na rozbiór Gruzji w 2008 czy zajęcie Krymu w 2014 roku – oni zaakceptowali zadeptanie naszych interesów strategicznych. Głusi na alarmy i ślepi na fakty zaprowadzili nas na skraj przepaści.

Pierwszym przykazaniem realizmu jest oparcie polityki na rzeczywistości. A fundamentalną rzeczywistością Europy 2023 roku jest wojna Kremla. Oczywiście nasze państwa nie mają swoich żołnierzy na froncie i nasze miasta nie są bombardowane, ale to nasze demokracje są na celowniku. Wojna nie zaczęła się 24 lutego 2022 roku i nie ogranicza się do terytorium Ukrainy. Trwa od kilku dobrych lat, a w formie hybrydowej dotyka samego serca naszych wspólnot. Najwyższy czas to zrozumieć, głośno powiedzieć i wyciągnąć wszelkie konsekwencje.

Jako eurodeputowany już w pierwszy dzień mojego mandatu – 2 lipca 2019 roku – wezwałem do utworzenia komisji parlamentarnej do zbadania przypadków zewnętrznej ingerencji w Europie. Nie mogłem bowiem już zdzierżyć tego naszego udawanego bądź prawdziwego zaskoczenia za każdym razem, gdy odkrywaliśmy ślady działań rosyjskiego reżimu w okresie wyborów w tym czy innym kraju członkowskim, gdy dochodziło do cyberataków na nasze instytucje, gdy prowadzone były kampanie dezinformacji zatruwające debatę publiczną. Chciałem pełnej diagnozy sytuacji, wykazania, gdzie w naszych systemach ochronnych znajdują się słabe punkty, przejrzenia na oczy naszych przywódców.

Komisja Specjalna ds. Obcych Ingerencji we Wszystkie Procesy Demokratyczne w Unii Europejskiej, w tym Dezinformacji, znana jako INGE, powstała w 2020 roku. Od początku byłem jej przewodniczącym. To setki godzin obrad i posiedzeń, spotkań publicznych i w zaciszu gabinetów, ze służbami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo, sygnalistami, dziennikarzami śledczymi, szefami think tanków, dysydentami, badaczami.

Werdykt jest jednoznaczny: europejscy przywódcy przez lata przyzwalali obcym tyraniom – z Rosją i Chinami na czele – przekupywać nasze elity, inwestować w sektory strategiczne i uzależniać nas, prześladować czy wręcz eliminować ich przeciwników na naszej ziemi, ingerować w nasze procesy wyborcze i finansować ruchy polityczne wrogie Unii Europejskiej… Nasza słabość była zaproszeniem do agresji, nasze tchórzostwo było zachętą do podboju. W przypadku Rosji zawiodło to nasz kontynent na skraj przepaści.

Wojna, która sieje spustoszenie na Ukrainie i wstrząsa Europą, nie jest poza nawiasem. Wymaga od nas znacznego wysiłku na krótką i na długą metę. Czy jesteśmy do niego zdolni? Władimir Putin liczy na to, że pokona nas zmęczenie i ulegniemy pokusie odwrócenia wzroku. Czy potrafimy pokazać mu, że się myli? Nic nie jest z góry przesądzone, wszystko zależy od nas samych.

Często mówi się, że Unii Europejskiej brakuje duszy. Że jej niebieska, rozgwieżdżona flaga nie wywoła nigdy takich samych emocji jak flaga narodowa, w każdym razie nie na tyle, by ktoś chciał za nią oddać życie. To stwierdzenie było być może kiedyś prawdziwe, ale teraz wszystko się zmieniło. W 2014 roku, w czasie Rewolucji Godności – demokratycznego buntu Ukraińców wobec prezydenta Janukowycza, który odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE – ludzie ginący na placu Niepodległości w Kijowie trzymali takie właśnie niebieskie skrawki materiału w dłoni. A od ponad roku każdego dnia kolejni Ukraińcy umierają w obronie tego wszystkiego, co ta flaga symbolizuje. Proszę zapytać w Charkowie albo w Odessie, w Tbilisi albo w Mińsku, czy Europa to tylko zestaw drobiazgowych norm, konstelacja absurdalnych akronimów, czy też, co gorsza, skryty plan wymazania narodów.

Ukraina mówi nam, że Unia Europejska nie jest wyłącznie rynkiem i biurokracją, ale że stanowi projekt cywilizacyjny; że prawo nie musi ustępować przed brutalną siłą i że jesteśmy kimś więcej, niż sądzimy.

To historia kontynentu stającego twarzą w twarz ze swoim losem, zmuszonego wybierać między oporem a poddaństwem, odrodzeniem a korupcją. To historia wojny, która wymierzona jest w każdego Europejczyka z osobna i która zaczęła się już lata temu.

To historia wielkiej konfrontacji, którą nasze demokracje ignorowały tak długo i od której już nie mogą się więcej uchylać.

Prof. Michał KLEIBER

Światu potrzeba namysłu i mądrości, nie rewolucji

Felieton na drugą stronę

Media nagłaśniają pomysły polityków mające charakter daleko idącej, często wręcz rewolucyjnej zmiany. Łatwo to zrozumieć – zmiany całkowicie burzące dotychczasowy porządek automatycznie wywołują ponadprzeciętne zainteresowanie czytelników i widzów, generując zwiększoną popularność danego medium – inaczej niż w przypadku przedstawiania przez polityków drobnych udoskonaleń w istniejących rozwiązaniach. Najczęściej pozostają one niezauważone przez przyzwyczajonych do dzisiejszych standardów i żądnych sensacji obserwatorów, budząc ewentualne zainteresowanie jedynie ekspertów w danej dziedzinie. Tymczasem złożoność problemów współczesnego świata wywołuje dzisiaj stałą konieczność podejmowania przez polityków ważnych decyzji o niełatwo w pełni przewidywalnych konsekwencjach. Tak oto dylematy wyboru między głęboko przemyślanym decyzyjnym pragmatyzmem a emocjonalnym radykalizmem nabrały obecnie niezwykłego znaczenia.

Są oczywiście momenty, w których rewolucyjne zmiany i działania na ich rzecz są ze wszech miar wskazane – polityczna transformacja w Polsce i innych państwach naszego regionu była tego dobitnym przykładem, a wprowadzone wówczas u nas zmiany powinny w niektórych aspektach być zapewne nawet jeszcze bardziej radykalne. Upowszechnienie wielu aspektów sieciowej komunikacji jest oczywiście także przykładem szybkiej zmiany przynoszącej niekwestionowane korzyści społeczne. Z pewnością dzisiaj daleko idących i dynamicznie prowadzonych zmian wymaga polityczna odpowiedź na aktualne zagrożenia ze strony Rosji. Zdecydowana większość obszarów życia społecznego jest jednak obecnie w zupełnie innej sytuacji. Gospodarka, edukacja, ochrona zdrowia czy nawet energetyka, tak gwałtownie zdominowana dzisiaj przez potrzeby ochrony klimatu, są przykładami dziedzin, w których zawsze niezbędne regulacyjne zmiany powinny być wprowadzane stopniowo, z wyciąganiem przemyślanych wniosków z realizacji kolejnych etapów udoskonaleń, uwzględnianych przy następnych decyzjach. Tak wprowadzane korekty do istniejących rozwiązań przynoszą po latach satysfakcjonujące transformacyjne zmiany, zapewniając po drodze harmonijne narastanie społecznego przekonania o pożądanym kierunku realizowanych reform.

Powód konieczności odwoływania się do przestrzegania stopniowości zmian jest oczywisty – myśląc o szybkim wprowadzeniu zasadniczych zmian, jesteśmy zawsze skazani na niedostatek informacji o konsekwencjach naszych decyzji. Powinniśmy także pamiętać, że w dzisiejszym, pełnym najróżniejszych problemów świecie wiele z daleko idących i szybko wprowadzanych zmian w polityce, nawet tych dotyczących pozornie tylko polityki krajowej, ma w sobie potencjał inicjowania poważnych międzynarodowych konfliktów. Decydenci powinni samokrytycznie przyznawać, choćby tylko sami przed sobą, jak niewiele wiedzą o możliwych efektach swoich zamierzeń, oraz rozumieć potrzebę właśnie stopniowej oceny zasadności wprowadzania ich w życie. Dobrze o tym wie większość przedsiębiorców, stopniowo wprowadzających udoskonalenia w swych działaniach w zakresie produkcji i sprzedaży, stale monitorując rezultaty zmian i oceniając ewentualną potrzebę ich kontynuacji.

Radykalnych, nieprzemyślanych zmian o nietrudnych do przewidzenia negatywnych, dalekosiężnych skutkach domaga się wiele ekstremalnych ugrupowań w różnych krajach. Dobitnych przykładów dokumentujących omawiany problem nie brakuje. W Stanach Zjednoczonych skrajna lewica uważa za całkowicie fatalny istniejący tam system administracyjny i pod wpływem niedoskonałości funkcjonowania policji domaga się natychmiastowych ograniczeń w jej finansowaniu, likwidacji rządowej agencji zajmującej się regulacjami dotyczącymi imigracji i de facto otworzenia granic dla wszystkich chętnych czy utworzenia ministerstwa ds. rasizmu z uprawnieniami wetowania każdej ustawy nieuwzględniającej w jawny sposób równości rasowej. Oczywiście towarzyszyć temu miałyby drakońskie kary dla nieprzestrzegających tych zasad. Brzemiennym w skutki innym przykładem fatalnych konsekwencji wprowadzania w polityce nagłych zmian o fundamentalnym społecznym znaczeniu są konflikty wywoływane w wielu krajach przez tzw. rewolucję obyczajową i próby legalizacji działań całkowicie niezgodnych z utrwaloną społeczną tradycją. Do nie do końca przemyślanych, podobnie rewolucyjnych inicjatyw zaliczyć można także niestety unijny pakt Fit for 55, mogący w kontekście sytuacji globalnej przynieść różne problemy, a który już na wstępie wzbudził olbrzymie społeczne kontrowersje.

Trzeba oczywiście uznać fakt stale zachodzących wokół nas różnorodnych zmian, ale szybkie tempo ich szerokiej promocji czy wręcz formalnej legalizacji staje się w wielu krajach i całych regionach powodem olbrzymich społecznych konfliktów. Przy ocenie tak wprowadzanych zmian nietrudno przywołać wiele krytycznych argumentów. Należą do nich m.in. szeroki opór społeczny wobec daleko idących zmian zmieniających utrwalone standardy życia obywateli oraz funkcjonowania przedsiębiorstw i organizacji, oskarżenia o populistyczne upolitycznienie podejmowanych decyzji czy wysokie i trudne do odwrócenia ryzyko niepowodzenia realizowanych pomysłów.

Niezależnie od takiej oceny nie można oczywiście zapominać o obszarach, których istotą jest właśnie gruntowna zmiana istniejącej rzeczywistości. Mamy tu na myśli np. działania służące wspieraniu ludzkiej kreatywności i innowacyjności, które zawsze powinny być prowadzone w warunkach ograniczających niepewność i ich potencjalnie negatywne konsekwencje. Przykładem takiej sytuacji są aktualnie prowadzone prace nad szerokimi wdrożeniami sztucznej inteligencji – prace, które ze względu na wiele swych nieprzewidywalnych konsekwencji powinny podlegać bardzo ścisłym i globalnie uzgodnionym regulacjom.

Innym obszarem, w którym szybkie i zdecydowane działania mogą okazać się niezbędne, jest oczywiście sprawa zapewnienia bezpieczeństwa w obliczu pojawienia się jakichkolwiek istotnych zagrożeń dla państwa i obywateli. Abstrahując od tych wyjątkowych sytuacji, w naszej krajowej polityce wyraźnie widać potrzebę wprowadzania zmian w sposób stopniowy. W społeczeństwie tak dzisiaj rozemocjonowanym i podzielonym w wielu fundamentalnych sprawach umiarkowane tempo korekt w istniejących rozwiązaniach regulacyjnych wydaje się absolutną koniecznością. Trudno oczywiście zaprzeczyć, że nasze stosunki z Unią Europejską, systemy sądownictwa, ochrony zdrowia, edukacji czy pomocy socjalnej wymagają istotnych przeobrażeń. Polityczne uwarunkowania i dotychczasowe doświadczenia wskazują jednak jednoznacznie, że daleko idące, zasadnicze zmiany mogą tu wywoływać więcej problemów niż przysparzać korzyści. I niekoniecznie chodzi tu o zasadność działań i proponowanych zmian, ale o sposób ich wprowadzania. Bo jak inaczej opisać wywołany bieżącą polityką i brzemienny także w finansowe konsekwencje spór dotyczący suwerenności państwa w ramach Unii, który mógłby zapewne wyglądać zupełnie inaczej, gdyby poszczególne kontrowersyjne w oczach wielu polityków rozwiązania dotyczące reformy naszego systemu sądownictwa wprowadzać stopniowo, po wynegocjowaniu dla kolejnych z nich poparcia ze strony choćby niektórych państw członkowskich? Czy nie warto byłoby bardziej rozważnie i stopniowo artykułować naszą, skądinąd generalnie zasadną, politykę względem naszych najważniejszych unijnych partnerów, czyli państw Trójkąta Weimarskiego, Francji i Niemiec, w sposób zachęcający je do dyskusji, a nie do negatywnych wobec nas działań na forum unijnym? A czy nie łatwiej byłoby uzyskać szerokie społeczne poparcie dla reform naszego systemu edukacji, gdyby kolejne regulacje proponowane były po choćby wstępnym uzyskaniu informacji o skuteczności zmian wprowadzonych poprzednio? Przyznajmy przy tym, że stopniowo wprowadzane zmiany mogą wydawać się mało znaczące i budzić negatywne emocje u radykalnie nastawionej części społeczeństwa. Argumenty za taką polityką są jednak niepodważalne – łatwiej uzyskać dla nich większościowy polityczny konsensus, ze względu na krótszy okres przygotowywania można je szybciej rozpocząć, są bezpieczniejsze w sensie możliwości uniknięcia poważnego niepowodzenia, umożliwiają uczenie się na ujawnionych w trakcie realizacji błędach. I nie muszą bynajmniej być, wbrew temu, co zarzucają często ich krytycy, ukrytą próbą obrony status quo. Pod warunkiem oczywiście, że będą wprowadzane konsekwentnie i zmierzać do zrozumiałego dla społeczeństwa celu.

W podsumowaniu powiedzmy, że decyzje dotyczące tempa wprowadzanych zmian powinny być zawsze poprzedzone gruntowną analizą natury rozważanego problemu, możliwości realizacyjnych i niebezpieczeństw niepowodzenia, wymagań terminowych oraz obecnej i przewidywanej na najbliższe lata sytuacji politycznej i społecznej. Ostateczna decyzja musi optymalizować drogę do osiągnięcia zamierzonego celu w sposób najbardziej skuteczny i zapewniający szeroką społeczną akceptację.

Prof. Michał KLEIBER

Prof. Krzysztof PAWŁOWSKI

Apel o pakt społeczny dla Polski

Najbardziej znany pakt społeczny to przykład irlandzki z 1987 r. (Programme for National Recovery), który okazał się skuteczny. Proponuję podobne rozwiązanie dla Polski

Prof. Krzysztof PAWŁOWSKI

Założyciel Wyższej Szkoły Biznesu – National Louis University. Fizyk. Senator I i II kadencji

Ze wzrastającym przerażeniem obserwuję sytuację Polski – wewnętrzną i zewnętrzną. Są tego co najmniej trzy powody. Po pierwsze, coraz intensywniejsza walka przedwyborcza, i to w dużej mierze bezsensowna, zupełnie niepolegająca na prezentacji programów rozwoju Polski, do czego wzywał prof. Michał Kleiber w swoim artykule Tak dla wiarygodnych programów, nie dla plemiennej nienawiści („Wszystko co Najważniejsze”, nr 49); po drugie, sytuacja gospodarcza Polski – od kilku lat Polska znajduje się w „pułapce średniego rozwoju” i wszystko wskazuje na to, że z tej pułapki długo nie wyjdziemy, niestety trzeba dodać do tego groźne skutki inflacji; po trzecie, czynnik od Polski niezależny, ale niesłychanie groźny – zbójecki napad Rosji na Ukrainę i, co zrozumiałe, konieczność ogromnego wzrostu naszych nakładów na uzbrojenie polskiej armii.

Całe swoje dorosłe życie byłem patriotą i Polska była i jest mi bardzo bliska. Całe swoje dorosłe życie, szczególnie od okresu działalności w KIK-u, później czteroletniego okresu działalności politycznej i wreszcie przeszło 20-letniego okresu tworzenia i budowania Wyższej Szkoły Biznesu – National Louis University, myślałem zawsze o przyszłości – nigdy tylko czteroletniej, jak zwykle myślą politycy, mając na uwadze najbliższe wybory, ale poważnej przyszłości, mierzonej przynajmniej dekadami. Także obecnie, pomimo swojego wieku (mam już 77 lat), myślę o Polsce w perspektywie następnych 30 lat i uważam, że to jest właściwy okres projektowania przyszłości.

Zdaję sobie sprawę, że w obecnej rzeczywistości, gdy mamy w Polsce pół roku do najbliższych wyborów, wzywanie do opamiętania i rozpoczęcia prac nad przygotowaniem paktu społecznego dotyczącego edukacji, działającego w sposób niewzruszony przez co najmniej 10 lat, a najlepiej przez okres dłuższy, może wydawać się szalone. Tak się składa, że przywódcami PiS i PO są moi koledzy z okresu senackiego i mogę liczyć, że przynajmniej zapoznają się z tym tekstem i pomyślą, że pomysł, aby powołać już teraz wspólny think tank, który rozpocznie pracę natychmiast, jeszcze przed wyborami, a którego celem będzie przygotowanie paktu społecznego, który zacznie działać, aby uniknąć kalendarza wyborczego od np. roku 2026 lub 2028, jest sensowny i mam nadzieję, że realny. Najbardziej znany pakt społeczny to przykład irlandzki z 1987 r. (Programme for National Recovery), który okazał się skuteczny. To niesamowite, ale według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego (dane z 2021 r.) nominalny PKB per capita Irlandii wzrósł w latach 1990–2020 ponad sześciokrotnie, podczas gdy innych państw Europy Zachodniej dwu- do trzykrotnie, co oznacza, że irlandzki pakt przyniósł świetne rezultaty.

Należałoby się zająć w pierwszym okresie tymi obszarami społecznymi i gospodarczymi, które sytuują się poza najgorętszymi sporami politycznymi. Z oczywistych powodów (długo zajmowałem się edukacją) uważam, że jednym z niewielu obszarów działania, który pozostał w Polsce jako obszar samodzielny, jest edukacja, i to jest dziedzina działania, która może wpłynąć wyraźnie pozytywnie na naszą przyszłość, z tym że trzeba zastrzec, że efekty przyjdą po wielu latach. Poniżej chcę omówić w skrócie moje pomysły na zmiany składające się na edukację w szerokim znaczeniu.

Kształcenie w pierwszym okresie życia, to jest od 5. do 7. roku życia. System edukacji do 18. roku życia oraz kształcenie nauczycieli

Współczesna gospodarka, szczególnie gospodarka oparta na wiedzy, coraz częściej rozwija się, korzystając z narzędzi wymuszających u pracowników wysoką kreatywność, inicjatywność czy przedsiębiorczość. Z badań psychologów wynika, że dzieci są najbardziej kreatywne w czwartym i piątym roku życia, a szkoła (co jest straszne!) kreatywność uczniów prawie zawsze ogranicza, a czasami wręcz niszczy. Uczestniczyłem w latach 2009–2013 w pracach nad niezwykłym programem DiAMEnT (Dostrzec i Aktywizować Możliwości, Energię, Talenty), realizowanym w województwie małopolskim, i mam przejmującą świadomość, że nasz pomysł, cztery lata pracy dużej grupy ludzi, został zmarnowany, bo jego rezultaty i zdobyte doświadczenia nie zostały wprowadzone do naszego systemu edukacji.