Wszystko Co Najważniejsze nr 45 - opracowanie zbiorowe - ebook

Wszystko Co Najważniejsze nr 45 ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

„Wszystko co Najważniejsze” – jedyny na polskim rynku wydawniczym miesięcznik bez tekstów dziennikarskich. W każdym numerze Czytelnicy znajdą ważne, kierunkowe teksty liderów opinii: intelektualistów, filozofów, historyków, strategów, polityków. Ukazujące się od 2013 r. pismo cechuje otwartość na nowe trendy, idee, tematy i autorów z różnych rejonów sceny politycznej. „Wszystko co Najważniejsze” jest pieczołowicie redagowane przez zespół, któremu przewodniczy prof. Michał KLEIBER. Teksty są ilustrowane portretami Autorów tworzonymi przez Fabiena CLAIREFONDA z „Le Figaro”. Redakcja przykłada wielką wagę do szacunku dla Czytelników, zachowując styl pism opinii z dawnych, najlepszych lat prasy drukowanej.

WcN 45 – spis treści
Prof. Michał KLEIBER, Édito (nr 45)
Eryk MISTEWICZ, Głos Polski w świecie jest coraz lepiej słyszany
Michel HOUELLEBECQ, Literatura jest najważniejsza
Prof. Norman NAIMARK, Hitler, Stalin i uporczywość ludobójstwa
Ian Ona JOHNSON, Putin gra historią tak, jak mu to się podoba
Prof. Norman DAVIES, Zapomniana historia Polski i Ukrainy
Andrzej DUDA, Rosyjski imperializm na wojnie z Europą Środkowo-Wschodnią
Anna Maria CLÉMENT, Czas medialnych sojuszy
Prof. Zdzisław KRASNODĘBSKI, Niemieckie zbrodnie na Polakach wciąż nierozliczone
Sebastian MORELLO, Żądanie reparacji wojennych musi zacząć się od postawienia właściwych pytań
Prof. Bogdan SZLACHTA, Osobliwości monarchii w liberalnej demokracji
Edward LUCAS, Era elżbietańska
Dalibor ROHAC, Czy Unia Europejska poniosła porażkę?
George FRIEDMAN, Technokraci nie zastąpią polityków
Julian CRIBB, Koniec polityki
Olaf SCHOLZ, Różnice hamują nas i dzielą
Ks. prof. Piotr MAZURKIEWICZ, Pieniądz jest osią Unii Europejskiej – to on stanowi o jej sile i kruchości
Prof. Jacek HOŁÓWKA, Kapitalizm – system o dwóch twarzach
Arta MOEINI, Święta wojna dla pokolenia elit
Prof. Józef BREMER SJ, Wolna wola – kognitywistyczna puszka Pandory
Prof. Ian ROBERTSON, Psychologia hazardzisty
Robert QUITTA, Muzyka cukierkowa, hałasy i głupstwa

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 176

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Spis treści

Prof. Michał KLEIBER

Édito (nr 45)

Eryk MISTEWICZ

Głos Polski w świecie jest coraz lepiej słyszany

Michel HOUELLEBECQ

Literatura jest najważniejsza

Prof. Norman NAIMARK

Hitler, Stalin i uporczywość ludobójstwa

Ian Ona JOHNSON

Putin gra historią tak, jak mu to się podoba

Prof. Norman DAVIES

Zapomniana historia Polski i Ukrainy

Andrzej DUDA

Rosyjski imperializm na wojnie z Europą Środkowo-Wschodnią

Anna Maria CLÉMENT

Czas medialnych sojuszy

Prof. Zdzisław KRASNODĘBSKI

Niemieckie zbrodnie na Polakach wciąż nierozliczone

Sebastian MORELLO

Żądanie reparacji wojennych musi zacząć się od postawienia właściwych pytań

Prof. Bogdan SZLACHTA

Osobliwości monarchii w liberalnej demokracji

Edward LUCAS

Era elżbietańska

Dalibor ROHAC

Czy Unia Europejska poniosła porażkę?

George FRIEDMAN

Technokraci nie zastąpią polityków

Julian CRIBB

Koniec polityki

Olaf SCHOLZ

Różnice hamują nas i dzielą

Ks. prof. Piotr MAZURKIEWICZ

Pieniądz jest osią Unii Europejskiej – to on stanowi o jej sile i kruchości

Prof. Jacek HOŁÓWKA

Kapitalizm – system o dwóch twarzach

Arta MOEINI

Święta wojna dla pokolenia elit

Prof. Józef BREMER SJ

Wolna wola – kognitywistyczna puszka Pandory

Prof. Ian ROBERTSON

Psychologia hazardzisty

Robert QUITTA

Muzyka cukierkowa, hałasy i głupstwa

Sohrab AHMARI

Archipelag GUŁag zachodniej cywilizacji

Stopka redakcyjna

Prof. Michał KLEIBER

Édito (nr 45)

Dużą część bieżącego numeru naszego miesięcznika poświęcamy rosyjskim zbrodniom przeciwko ludzkości. Piszemy o osobowości Władimira Putina, ukształtowanej kiedyś przez opresyjny system sowiecki, a dzisiaj przez jego nieograniczoną władzę, umożliwiającą cyniczne podejmowanie brutalnych decyzji. Analizujemy nieustannie podawaną w rosyjskich mediach fałszywą narrację władz tego państwa. W ostrych słowach o rosyjskim imperializmie pisze prezydent Andrzej DUDA.

Artykuł prezydenta jest jednym z tekstów, które w ramach projektu „Opowiadamy Polskę Światu” zostały opublikowane we współpracujących z nami pismach w ponad 60 krajach świata. To największy z obecnie realizowanych projektów budowania wizerunku Polski za granicą.

Tylko we „Wszystko co Najważniejsze” przeczytają Państwo zapis głośnego wystąpienia Olafa SCHOLZA, w którym przedstawił on swoją, kontrowersyjną w niektórych fragmentach, wizję przyszłości Europy, w tym miejsce w niej Niemiec i Polski. Wskazujemy także na fakt, że genezy wielkich cywilizacyjnych katastrof należy upatrywać w odejściu od głównych idei i wartości, które legły u podstaw danej cywilizacji. Piszemy w tym kontekście o konieczności obywatelskiej mobilizacji na rzecz wybierania mądrych decydentów politycznych, mających przekonującą wizję naszej wspólnej przyszłości. Piszemy o dwu wersjach kapitalizmu, szeroko uzasadniając pogląd, że „kapitalizm pojednawczy” działa skuteczniej niż „kapitalizm nieprzejednany” i że powinien być powszechnie wspierany. Poruszamy także temat wolnej woli człowieka, zadając trudne pytania o istotę bycia człowiekiem i o nasze codzienne rozumienie samych siebie. Zaczynamy ten numer od tekstu Michela HOUELLEBECQA o sile i przyszłości literatury.

Kolejny raz życzymy ciekawej lektury naszego miesięcznika. ●

Prof. Michał KLEIBER

Redaktor naczelny

Eryk MISTEWICZ

Głos Polski w świecie jest coraz lepiej słyszany

Felieton na drugą stronę

Nasz projekt „Opowiadamy Polskę Światu” ma sens szczególny w takim momencie jak teraz, gdy na nowo definiowana jest mapa Europy. Gdy główne siły kontynentu, Niemcy i Francja, wielkie wieloryby Europy, zaczynają być równoważone przez zwinną, sprawną ławicę składającą się z Polski, Ukrainy, Wielkiej Brytanii, krajów bałtyckich, wchodzących do NATO Skandynawów, przy wsparciu Stanów Zjednoczonych. Gdy europejska starszyzna rozdrażniona jest już nie tylko pracowitością, żywotnością, lecz coraz częściej także buńczucznością „nowych krajów w Unii” – „nowych krajów w Unii”, jakby był nie rok 2022, lecz rok 1997 czy 2007.

Pisze o tym Laure Mandeville w „Le Figaro”, w ważnym komentarzu „Gdzie będzie się znajdował nowy środek ciężkości Europy?”: „Ogromne wsparcie Ukrainy ze strony Europy Środkowo-Wschodniej, krajów bałtyckich i skandynawskich pod niezawodnym przywództwem Wielkiej Brytanii, sprzyja wykształcaniu się proukraińskiego i proamerykańskiego obszaru strategicznego, a jednocześnie uwidacznia na zasadzie kontrastu spadek znaczenia tandemu niemiecko-francuskiego, o którym w tych dniach prawie w ogóle już się nie mówi”.

Zdaniem jednej z najbardziej wpływowych komentatorek polityki europejskiej „wraz z wojną na Ukrainie doszło do prawdziwej redefinicji geopolityki Europy i panującego w niej układu sił, czego przejawem jest dość spektakularne przesunięcie jej politycznego i moralnego środka ciężkości na Wschód. Zaciętość oporu Ukraińców stała się kluczowym czynnikiem wojskowym i psychologicznym dla przyszłości naszego kontynentu, który musi mierzyć się z rosyjskim zagrożeniem. (…) Prawda jest taka, że strategiczny dialog francusko-rosyjski, a bardziej jeszcze krótkowzroczna polityka Niemiec względem Kremla na płaszczyźnie energetycznej zostały brutalnie obnażone przez wojownicze zapędy reżimu Putina. Historia przyznała tym samym rację alarmistycznym przestrogom płynącym z krajów bałtyckich i Europy Środkowo-Wschodniej. Dziś bardziej wierzymy sceptykom ze Wschodu i z Północy Europy niż francuskim i niemieckim zwolennikom dialogu za wszelką cenę”. Po agresji Rosji na Ukrainę, po rosyjskich zbrodniach (Bucza, Mariupol, Irpień…) skala polskiej solidarności z Ukraińcami buduje sympatię do Polski i Polaków.

Nie dziwi więc, że coraz więcej mediów zainteresowanych jest tekstami z Warszawy. Redakcje z całego świata, z którymi nawiązujemy kontakt od kilku już lat, wiedzą coraz więcej i o Polsce, i o całym naszym regionie. Szczególnie gdy w poprzednich edycjach projektu, w ostatnich pięciu latach, zdobyliśmy już zaufanie wielu redakcji, przekazując im ciekawe teksty o historii Polski i regionu, o naszych sposobach na wzrost gospodarczy czy w miarę bezpieczne przejście przez pandemię. W miejsce pierwszego dystansu dziś w wielu przypadkach możemy mówić o przyjaźni dziennikarzy zagranicznych tytułów i redaktorów „Wszystko co Najważniejsze”.

Za projektem „Opowiadamy Polskę Światu” stoi przemyślana, doprecyzowana strategia komunikacyjna. Teksty publikowane są jednocześnie na naszych łamach i w najbardziej wpływowych, opiniotwórczych tytułach świata. Z wieloma zespołami zagranicznymi realizujemy wspólne kilku- czy nawet kilkunastostronicowe wspólne sekcje redakcyjne, przygotowywane przez ich i naszych dziennikarzy, „Dossier Pologne” z francuskim „L’Opinion”, z czeskim wpływowym tygodnikiem „Echo” czy z weekendowym dziennikiem „The Chicago Tribune” o blisko milionowym nakładzie. Nie jest przypadkiem wybór tych tytułów. W Czechach wybór padł na tygodnik najbliższy premiera Petra Fiali, we Francji – tytuł plasujący się centralnie w krajobrazie politycznym tego kraju, wpływowy w środowisku Emmanuela Macrona – w Stanach Zjednoczonych postawiliśmy na największą gazetę w mieście z olbrzymią Polonią. Wkrótce będziemy informowali o kolejnych „dziennikarskich sojuszach” i wymianie artykułów z innymi tytułami. Rozwijamy kontakty z włoskimi dziennikami „Il Messaggero”, „La Repubblica”, ale też innymi wiodącymi tytułami w Europie. W Hiszpanii to oczywiście dziennik „El Mundo”, w Belgii „Le Soir”. Cieszą ostatnie publikacje tekstów ze „Wszystko co Najważniejsze” na łamach amerykańskiego, globalnego wydania tygodnika „Newsweek”. Podobnie jak publikacje w Wielkiej Brytanii, Japonii, Korei Południowej, Nigerii, RPA, w dziesiątkach innych krajów, aż po Nową Zelandię. Publikacje, których nie byłoby bez wsparcia wielu osób i instytucji (więcej o tym na s. 7).

Dziennikarze w Europie, ale też poza nią stawiają bardzo często podobne pytania. Polakom i Bałtom nie jest zarzucana, jak jeszcze było niedawno, rusofobia. Wręcz przeciwnie: to Polacy i Bałtowie, także rosyjska opozycja mieli rację, alarmując, niestety nieskutecznie, europejskie elity, choćby w sprawie Nord Stream czy zmniejszania zdolności obronnych. Wojna na Ukrainie, szaleństwo Putina, szantaż energetyczny i gigantyczny wzrost cen prądu, gazu i żywności przekładający się na destrukcję spokoju w Europie, zbrodnie, jakich nie widziano w Europie od 80 lat, masowe groby, strzały w tył głowy, wiązane ręce, gwałcone dziewczynki i kobiety – wszystko to powoduje wzrost uwagi na słowa dobiegające z Warszawy, Kijowa, Wilna, Rygi, Tallina, Pragi i od szczątkowej rosyjskiej opozycji, głównie dziś zresztą na emigracji.

Nagle się okazało, że teksty przekazywane przez nas przed 40. rocznicą „Solidarności”, wówczas publikowane w dużych mediach w blisko 40 krajach, które osiągnęły ponad miliard globalnego zasięgu, pozwoliły teraz dziennikarzom na całym świecie połączyć polskie umiłowanie wolności (czasami do szaleństwa), wspieranie innych, pomoc Żydom w trakcie II wojnie światowej, nie tak dawno Białorusinom, a dziś Ukraińcom szukającym schronienia – właśnie z ideą solidarności. Laure Mandeville z „Le Figaro” nazywa te działania podstawą „polskiej ofensywy dyplomatycznej w Europie, która ma dać Brukseli, Berlinowi i Paryżowi do zrozumienia, że kraj ten ma swoje prawa i swoje nowe miejsce na europejskiej scenie jako poważny gracz, czego dowiodła wojna Putina na ukraińskiej ziemi. Polska jest bowiem jednym z państw najmocniej wspierających Ukrainę. To na terytorium Polski znalazło schronienie niemal 4 miliony uchodźców wojennych, spotykając się z ogromną życzliwością polskiego społeczeństwa i bardzo sprawnie zorganizowanym przyjęciem. Presja Polski ma jej pozwolić wyjść z izolacji, w jaką wepchnęły ją konflikty wokół kwestii praworządności i prymatu polskiej konstytucji nad prawem europejskim”.

O wiele łatwiej jest też wyjaśnić dziennikarzom na całym świecie „nierozliczoną II wojnę światową”, jeśli wcześniej i oni, i ich czytelnicy mieli sposobność przeczytać w tekstach z Warszawy, tekstach ze „Wszystko co Najważniejsze”, o Janie Karskim, rtm. Witoldzie Pileckim, o bohaterstwie polskich lotników, o rozszyfrowaniu Enigmy przez polskich kryptologów, o odwadze polskich żołnierzy na wielu frontach, a jednocześnie o Auschwitz i zbrodniach niemieckich i sowieckich na Polakach w czasie II wojny światowej. W ponad 70 krajach pojawiły się bowiem w ostatnim czasie teksty z projektu „Opowiadamy Polskę Światu” o nierozliczeniu tej wojny. Oddajmy raz jeszcze głos publicystce „Le Figaro”, która tak interpretuje te publikacje: „Polacy, którzy od lat walczą o to, aby dostrzeżono ogromną rolę, jaką w historii Europy odegrał pakt niemiecko-sowiecki z 1939 r. pomiędzy bliźniaczymi sobie nazistowskim totalitaryzmem niemieckim i totalitaryzmem komunistycznym, zapraszają tym samym Niemcy do rozliczenia się ze swoją przeszłością, jeśli te chcą mieć jakąkolwiek wiarygodność wobec neototalitarnego huraganu, który na nowo zaczął wiać na rosyjskiej ziemi”.

Głos z Polski nie tylko jest coraz lepiej słyszalny, przekłada się też na zwiększenie się sympatii wobec Polaków i innych narodów regionu „między Niemcami a Rosją”. I to chyba największy zysk z zasięgu publikacji „Wszystko co Najważniejsze” w świecie.

Zwiększa się zrozumienie dla całej Europy Środkowo-Wschodniej. To ona – jak napisała Laure Mandeville w „Le Figaro” – stanowi dziś „nowy środek ciężkości Europy”, co rozumie coraz więcej polityków, dyplomatów, wojskowych i ekspertów. „Jeśli Francja chce zachować nie tylko honor, ale i swoje wpływy w Europie po zakończeniu tej wojny, musi jak najszybciej zwiększyć wsparcie militarne Ukrainy” – to ważny apel Jeana-Dominique’a Mercheta na łamach współpracującego z nami dziennika „L’Opinion”. „Wypychając armię rosyjską ze swojego terytorium, Ukraina dowiodła, że potrafi robić dobry użytek z broni i sprzętu dostarczanego przez Zachód. Nadchodzi nowe rozdanie polityczne i nie możemy oddawać Amerykanom, Brytyjczykom i państwom europejskim najbardziej zaangażowanym w pomoc – Polsce, krajom bałtyckim i skandynawskim – płynących z niego korzyści”. Zredukowanie przez Francuzów tego, co dzieje się na wschodzie kontynentu, do prostego języka korzyści, może razić, jednak wcześniej nawet ono, poza naszymi tekstami z Warszawy publikowanymi nad Sekwaną, nie występowało zbyt często we francuskich mediach.

Wpierw pandemia, a następnie atak Rosji na Ukrainę wykazały wszystkie słabości Europy. Kto potrafił wyprowadzić wnioski, już dawno to zrobił. Pokazują to także teksty od naszych partnerów – z zaprzyjaźnionych redakcji z innych krajów. Właściwie od początku wydawania „Wszystko co Najważniejsze” piszemy na łamach i miesięcznika, i portalu o tym, co dalej z bezpieczeństwem strategicznym Europy. Zaczynając dyskusję o sile i słabościach naszego kontynentu w jednym z pierwszych numerów miesięcznika, świadomie umieściliśmy obok siebie dwóch autorów: George’a Sorosa i Viktora Orbána. I gdy czytamy dziś teksty publikowane przez zaprzyjaźnione z nami redakcje w Słowacji, Czechach, Chorwacji, Słowenii, ale i Hiszpanii czy Włoszech, wszyscy się zgadzają z tezą, że Europa potrzebuje wzmocnienia, choć drogi do tego wzmocnienia są, co oczywiste, różne. Jeśli będzie to superpaństwo, jak chcą tego Niemcy, to pod jakim kierownictwem, z jakimi prerogatywami, z jaką wizją i w oparciu o jakie idee? Wbrew pozorom to pytanie jest jednym z ważniejszych pytań, jakie wspólnie zadają sobie dziennikarze, eksperci, politycy wielu krajów.

Patrząc na drogę, jaką przeszliśmy w ostatnich latach, budując relacje z redakcjami i instytucjami, proponując teksty ze „Wszystko co Najważniejsze” do publikacji w największych tytułach świata, osiągając niesamowite zasięgi publikacji, ich wpływ, będąc zapraszanymi do współpracy przez kolejne media, widzimy olbrzymi potencjał takich działań, obejmujących także inne kraje Europy Środkowo--Wschodniej. Już wcześniej, najczęściej przy okazji rocznic ważnych dla całego regionu, zapraszaliśmy do projektu „Opowiadamy Polskę Światu” historyków, polityków, byłych opozycjonistów z naszego regionu Europy. Teraz jednak widzimy wyraźnie, że nadszedł czas zainteresowania regionem, naszą historią, gospodarką, kulturą, tożsamością, tym, jakie wartości są dla nas ważne, co skrupulatnie i profesjonalnie mamy zamiar wykorzystać.

Cieszę się i dziękuję wszystkim, dzięki którym było to możliwe, za przełamanie dekad niemożności. I zapraszam do kibicowania projektowi „Opowiadamy Polskę Światu”, ale i innym projektom wydawniczym Instytutu Nowych Mediów.

Eryk MISTEWICZ

Michel HOUELLEBECQ

Literatura jest najważniejsza

Głośne, niepublikowane w Polsce wystąpienie Michela HOUELLEBECQA o sile i przyszłości literatury

Michel HOUELLEBECQ

Jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy francuskich. Autor m.in. „Cząstek elementarnych”, „Uległości”, „Serotoniny” i „Unicestwiania”

Anatomia powieści

Zawsze mnie dziwiło, że pisarze są honorowani. Z godnym pożałowania uporem najlepsi autorzy starają się opisać świat bez nadziei, spustoszony przez nieszczęście, przepełniony w większości miernymi, a czasem otwarcie złymi ludźmi. W tymże świecie nie ma miejsca na szczęście, cnotę i miłość. One już nie są tu u siebie. Występują jedynie jako zadziwiające, niemal cudowne wysepki na oceanie cierpienia, obojętności i zła.

Co gorsza, sami autorzy są dosyć często maniakami seksualnymi, czasem – rzadziej – pedofilami, a prawie zawsze są uzależnieni od alkoholu lub innych dużo bardziej niebezpiecznych używek. Ja na przykład od ponad czterdziestu lat zmagam się z głębokim uzależnieniem od tytoniu. Skoro pisarze potrzebują tego, aby uczynić swoje życie bardziej znośnym, oznacza to, że ich wizja świata, którą starają się nam przekazać, jest wizją rozpaczy i grozy. Czy w tej sytuacji zasadne jest zatem wyróżnianie tych ludzi i wskazywanie ich jako godnych podziwu? Moim zdaniem tak, mimo wszystko.

Literatura niezbyt przyczynia się do rozwoju wiedzy, jeszcze mniej wpływa na moralny postęp ludzkości, natomiast znacząco poprawia ludziom poczucie dobrostanu. I czyni to w sposób, którym nie może się posłużyć żadna inna forma sztuki.

Aby wyjaśnić, jak doszedłem do tego przekonania, muszę poczynić najpierw kilka dość luźnych i raczej niezwiązanych ze sobą uwag, po czym wrócę do głównego tematu.

Jak większość ludzi odkryłem przyjemność, zanim odkryłem cierpienie. Dla dzieci najczęstszą przyjemnością jest łakomstwo. Nie byłem przesadnie żarłocznym dzieckiem. Nieco później odkryłem seksualność, co bardzo szybko polubiłem. I to wszystko, potem nie doświadczyłem już żadnych większych odkryć.

To nie ma nic wspólnego z tematem, ale i tak jest to coś zadziwiającego. Przez tysiąclecia ludzie wykorzystywali swoją pomysłowość do tworzenia nowych przedmiotów, nowych produktów. Od kilku wieków pod wpływem industrializacji i kapitalizmu proces ten uległ znacznemu przyspieszeniu. Mimo to nikomu nie udało się wyprodukować niczego, co dorastałoby do pięt seksualności, do której każdy ma dostęp po prostu dzięki posiadaniu ciała.

Niemniej jednak seksualność, a tym bardziej łakomstwo dotyczą tylko określonych stref ludzkiego ciała. Cierpienie natomiast, które na ogół odkrywamy później i z którym oswajamy się wraz z wiekiem, może dotykać którejkolwiek części ciała. Różnorodność cierpienia, które może spaść na człowieka, jest bardzo duża. I nie ma wątpliwości, że cierpienie jest bogatsze i bardziej zróżnicowane niż przyjemność.

Nie wierzę w lęk przed śmiercią. Przypomnę myśl Epikura: „Śmierć wcale nas nie dotyczy, bo gdy istniejemy, śmierć jest nieobecna, a gdy tylko śmierć się pojawi, wtedy nas już nie ma”. Nigdy nie spotkamy się ze śmiercią, nie mamy z nią żadnego wspólnego punktu. To rozumowanie jest proste, przekonujące, trafne. Jedyne, czego musimy się obawiać, to śmierć innych. Tych, którzy są nam drodzy. A jedynym lękiem, który dotyczy nas samych, jest lęk przed cierpieniem.

Rewolucja francuska była niesłychanie okrutna. Był to okres, w którym taśmowo ścinano ludziom głowy. Otóż stawiam tezę, że wśród „czekających na swoją kolej”, jak mawiał Pascal, nikt nie bał się śmierci. Tym bardziej że wtedy prawie wszyscy byli katolikami, żyjącymi w przekonaniu, że wkrótce dołączą do swojego Stwórcy. Wszyscy jednakże musieli drżeć na myśl o tej chwili, gdy ostrze gilotyny przeniknie ich szyję i oddzieli głowę od reszty ciała.

Wielu z „czekających na swoją kolej” czytało. A wśród czytających – czego są liczne świadectwa – niektórzy, tuż przed tym, jak kat pochwycił ich, aby zawlec na szafot, oznaczali tasiemką stronę, na której się zatrzymali. Wszystkie książki miały wtedy tasiemki.

Czym było w tamtych okolicznościach oznaczanie strony tasiemką? Wyjaśnienie może być tylko jedno: owi ludzie byli tak pochłonięci lekturą, że całkowicie zapominali o tym, że za kilka minut zetną im głowy. Co innego niż dobra powieść mogło wywołać taki efekt? Nic.

Szanse na nową rewolucję francuską, przynajmniej w nieodległej przyszłości, są niewielkie. Zwłaszcza że ugrupowanie Jeana-Luca Mélenchona raczej nie wygra wyborów parlamentarnych. Ale istnieje pewna nie mniej przygnębiająca okoliczność, która wykształciła się na przestrzeni ostatniego stulecia. Jest nią postęp diagnostyki chorób. Sto lat temu radiografia dopiero raczkowała, a dziś mamy do dyspozycji skanery, rezonanse i inne nowinki techniczne. To wszystko jest bardzo dobre dla rozwoju medycyny. Ale im ludzie są starsi, tym częściej stają w obliczu sytuacji, w której oczekują na wyniki badań determinujących ich życie w najbliższych miesiącach czy latach, a wręcz wyznaczających czas pozostały im do śmierci.

Siedzimy więc w poczekalni, czekamy godzinę, dwie, to normalne, lekarze muszą mieć czas na interpretację wyników. Co możemy wówczas robić? Dokładnie to samo, co arystokraci w kolejce do gilotyny: czytać. Muzyka nie jest w tej sytuacji odpowiednia, ponieważ jest zbyt związana z ciałem, a to właśnie o ciele staramy się zapomnieć. Sztuki wizualne są zupełnie poza tematem. Także kino, nawet gdyby to miał być jakiś pasjonujący thriller, nie wystarcza. Potrzebna jest książka. Ale nie każda książka jest odpowiednia. Ani filozofia, ani poezja nie są w stanie sprostać zadaniu. Sztuka teatralna – tak, w ostateczności. Najlepiej jednak mieć pod ręką dobrą powieść. W każdym razie potrzebna jest narracja, a najbardziej fikcja, gdyż biografia nigdy nie dorówna mocy powieści.

Kiedy byłem młody, uważałem, że poezja przewyższa inną literaturę. I do pewnego stopnia nadal tak uważam. To prawda, że połączenie dźwięku i sensu, które prowadzi do wykształcania się pewnych obrazów, daje bezcenne rezultaty w porównaniu z innymi rodzajami literackimi. Więc tak, nadal wierzę, że poezja jest czymś najpiękniejszym, ale jestem głęboko przekonany, że powieść jest czymś najpotrzebniejszym.

W mojej ostatniej powieści Unicestwianie główny bohater znajduje się w niezwykle stresującej sytuacji. Ma raka i niewielkie szanse na przeżycie. Musi poddać się okaleczającym operacjom, i to tak okaleczającym, że chirurdzy wahają się mu je zaproponować. Jednak właśnie dzięki tym okolicznościom, może nie przygnębiającym, ale na pewno fizycznie wyczerpującym, odkrywa dobroczynne działanie powieści. Godzinami musi przyjmować kroplówkę, więc żeby o tym nie myśleć, żeby nie być ciągle nachodzonym przez pokusę wyrwania jej sobie, jedyne, co przychodzi mu do głowy, to czytanie Conana Doyle’a.

Przypomnę, że Conan Doyle to angielski autor, który napisał wiele dobrych rzeczy i którego najbardziej znanym dziełem jest cykl powieści z Sherlockiem Holmesem.

Chciałbym zwrócić uwagę na istotny fakt, wszak wybór Conana Doyle’a może budzić konsternację. Otóż sądzi się, że najważniejszą wartością powieści, która ma nam pomóc w ucieczce myślami od wyjątkowo nieprzyjemnej sytuacji – długie przyjmowanie kroplówki, oczekiwanie na diagnozę – jest to, że książka jest, jak to mówią Anglicy, „page-turnerem”, to znaczy wciągająca tak, iż trudno nam się od niej oderwać. To rzeczywiście istotna wartość, bardzo ważna, ale nie sądzę, że najważniejsza.

Proponuję bardzo proste doświadczenie: pójdźcie na plażę w letnie, słoneczne popołudnie i zanurzcie się w lekturze jednej z książek z Sherlockiem Holmesem. Po przeczytaniu mniej niż jednej strony, jeśli Conan Doyle tak zdecydował, przeniesiecie się na ulice nocnego, zimnego, skąpanego w deszczu i spowitego mgłą Londynu. Albo znajdziecie się w mieszkaniu na Baker Street i usłyszycie syk ognia wydobywający się z piecyka. Conan Doyle zabiera nas, gdzie chce, kiedy chce, do świata postaci, o których istnieniu sam zdecydował. Do tego naprawdę nie potrzebuje więcej niż jednej strony.

Proszę nie oczekiwać, że wlectio magistralis wyjaśnię, w jaki sposób autor przenosi czytelnika w wykreowany przez siebie świat. Każdy pisarz ma bowiem inną metodę, inne postrzeganie rzeczywistości. Trudno wymagać od pisarzy, żeby na kartach swoich książek oddawali się czemuś na kształt zajęć praktycznych. Świadoma refleksja nie odgrywa tutaj żadnej roli. W momencie zapisywania strony wiemy, co jest ważne. Ale zapominamy o tym równie szybko, jak zapisujemy kolejną stronę. Czasami odkrywamy to przy ponownym czytaniu, po latach, i mówimy sobie: „Tak, ten czy inny szczegół jest naprawdę dobry”. Ale mamy to odczucie, że książka została napisana jakby przez kogoś innego.

Nie trzeba się więc zastanawiać, czy ta, czy inna strona to dobra literatura. Nie ma też sensu prosić autora o wyjaśnienie: on tego nie wie. Dużo lepiej zaufać badaczowi, że ten pomoże dostrzec istotne szczegóły, idiosynkrazje i metody stosowane przez autora. To jego zawód. Zewnętrzna pozycja badacza jest lepsza.

Jestem autorem, to prawda, ale jestem jednak przede wszystkim czytelnikiem. Zdecydowanie więcej czasu spędziłem w życiu na czytaniu niż na pisaniu. A moje życie jako czytelnika, w przeciwieństwie do życia jako autora, doprowadziło mnie do pewnego ostatecznego wniosku, który jest zarazem wnioskiem mojego krótkiego wystąpienia.

Fundamentalną racją bytu literatury powieściowej jest to, że człowiek na ogół ma umysł zbyt skomplikowany, zbyt bogaty, jak na egzystencję, którą musi prowadzić. Fikcja nie jest dla niego tylko przyjemnością – jest potrzebą. Potrzebuje innych egzystencji, innych niż jego własna, po prostu dlatego, że jego własna mu nie wystarcza. Te inne egzystencje nie muszą koniecznie być ciekawe, mogą być równie dobrze posępne. Mogą zawierać wiele doniosłych wydarzeń lub prawie żadnych. Nie muszą być egzotyczne: mogą rozgrywać się pięćset lat temu na innym kontynencie, a mogą być osadzone w domu obok. Ważne jest tylko to, że są inne.

Ta potrzeba zetknięcia się z innymi egzystencjami ma być może charakter polityczny, w szerokim tego słowa znaczeniu, ale jak dotąd nie zaproponowano nam żadnego politycznego rozwiązania. Bardziej prawdopodobne, że jest ona intymna, fizyczna i emocjonalna. Ale i ta interpretacja nie wydaje mi się zadowalająca.

Nie wierzę też, że może ona być zaspokajana przez wszechświat wirtualny, metaświat. To humbug. Tylko literatura jak dotąd zdaje egzamin.

Oczywiście ta potrzeba poznawania innych egzystencji staje się tym bardziej gwałtowna, im bardziej okoliczności życia stają się bolesne i trudne. I z tej przyczyny, mimo tego, co powiedziałem na początku, obsypywanie zaszczytami powieściopisarzy jawi się jako uzasadnione.

Tekst niepublikowanego dotąd w Polsce przemówienia, wygłoszonego 15 czerwca 2022 r. na Uniwersytecie Kore w Ennie, na Sycylii, gdzie tego dnia Autor otrzymał doktorat honoris causa.

Prof. Norman NAIMARK

Hitler, Stalin i uporczywość ludobójstwa

Naziści nie tylko dążyli do ostatecznego wyeliminowania narodu polskiego „jako takiego”, ale dopuścili się każdego z czynów określonych przez Konwencję w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa jako noszące znamiona „zamiaru zniszczenia”

Prof. Norman NAIMARK

Wybitny amerykański historyk, specjalizujący się w dziejach Europy Środkowej i Wschodniej. Wykładowca Stanford University. Autor m.in. „Stalin’s Genocides. Human Rights and Crimes against Humanity”

Zbrodnie przeciwko ludzkości

Rosyjskie oskarżenia o neonazizm i ludobójstwo, skierowane przeciwko ukraińskiemu rządowi Wołodymyra Zełenskiego, pokazują, jak silnie w świadomości rządzących i mieszkańców tego regionu pozostają obrazy II wojny światowej i okrucieństw dokonywanych w Europie Wschodniej. Nocne programy telewizyjne nadawane z Moskwy pełne są rewelacji o rzekomych ludobójczych działaniach wojsk ukraińskich. Wydaje się, że rosyjscy widzowie wierzą w tę propagandę; dotyka ona głęboko zakorzenionych uczuć, których źródłem jest fala podobnej, ale bazującej na rzeczywistości propagandy skierowanej przeciwko nazistom w czasie II wojny światowej.

Tymczasem brutalna napaść wojsk rosyjskich na Ukrainę obejmuje szeroki zakres „masowych aktów okrucieństwa”: zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości i zbrodnię ludobójstwa. Ukraińska prokuratura zidentyfikowała ponad 10000 indywidualnych przypadków zbrodni wojennych, a kilka z nich zostało już skierowanych do sądu. Ludobójstwo jest trudniejsze do udowodnienia i jako „zbrodnia nad zbrodniami” wiąże się z wyższą poprzeczką dla wyroku skazującego. Konwencja z 9 grudnia 1948 roku w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa określiła zbrodnię ludobójstwa jako serię czynów, spośród których na pierwszym miejscu znajduje się zabijanie, tj. czyn „dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich”. Pozostałe uwzględnione czyny to: „spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała […] u członków grupy”, „rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego”, „stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy” oraz „przymusowe przekazywanie dzieci członków grupy innej grupie”. Wszystkie te zbrodnie zostały popełnione podczas moskiewskiej okupacji Ukrainy.

Ludobójczy atak Rosjan jest dla Ukrainy częścią długiej i gorzkiej historii kolonialnych represji wobec jej narodu. Przykładem z tej historii jest Hołodomor, zabójczy głód, który ogarnął ukraińskie ziemie w latach 1932–1933 i pochłonął około czterech milionów ukraińskich istnień. Opór Ukraińców wobec kolektywizacji i przymusowej rekwizycji zboża wzburzył sowieckich przywódców. Stalin podejrzewał Ukraińców o współpracę z Polską Piłsudskiego w celu wyzwolenia Ukrainy spod kontroli sowieckiej. Ukraińska inteligencja zbyt często opowiadała się za odrębnością ukraińskiej tożsamości. Kreml wykorzystał więc ogólnoradziecki głód powstały w wyniku kolektywizacji i doprowadził do zagłodzenia ukraińskiej ludności wiejskiej, prowadząc jednocześnie aresztowania, procesy, zesłania i egzekucje niszczące ukraińską inteligencję.

Za sprawą Stalina cierpieli również Polacy. Już w latach 1932–1933 dziesiątki tysięcy Polaków mieszkających na zachodzie Ukrainy zostało zesłanych do Kazachstanu i na Syberię. W latach 1935 i 1936 NKWD zaatakowało rzekomo „faszystowskie” polskie organizacje, co spowodowało deportację kolejnych 11 500 polskich rodzin z Ukrainy. W niesławnej operacji polskiej przeprowadzonej w latach 1937–1938 aresztowano 140 000 Polaków i stracono szokującą ich liczbę, tj. 111 000. Stalin był zadowolony z prześladowania Polaków przez szefa NKWD. „Do [Nikołaja] Jeżowa”, napisał: „Bardzo dobrze! Wykopuj i usuwaj dalej ten polski szpiegowski brud. Zlikwiduj go dla dobra Związku Radzieckiego”. To jawnie ludobójcze wezwanie znalazło odzwierciedlenie w działaniach, które Sowieci podjęli we wschodniej Polsce zajętej po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow. Nie dość, że kilkaset tysięcy Polaków zostało deportowanych na krańce Kazachstanu, Syberii i arktycznej północy, gdzie zginęły ich dziesiątki tysięcy, to jeszcze na rozkaz Kremla w kwietniu i maju 1940 roku, w tzw. zbrodni katyńskiej rozstrzelano około 22 000 polskich oficerów i urzędników. Ataki Stalina na Polaków nie ustały wraz ze zwycięstwem w wojnie. Polscy przywódcy ruchu oporu i przeciwnicy polityczni byli rutynowo aresztowani i eliminowani po zakończeniu wojny i dojściu komunistów do władzy.

Sowieckie ludobójcze działania wobec Polaków można uznać za lustrzane odbicie ludobójstwa niemieckiego. „Kto dziś pamięta o rzezi Ormian?”, powiedział podobno Hitler swoim generałom w przeddzień inwazji 1 września 1939 roku, nakłaniając ich do potraktowania Polaków i Polski bez cienia litości. Miasta były masowo bombardowane, szpitale i pociągi wysadzane w powietrze, kolumny cywilów ostrzeliwane, a polscy jeńcy wojenni rozstrzeliwani. W samej Warszawie w wyniku niemieckich bombardowań i ostrzałów zginęło 50–60 tys. ludzi. Atakom towarzyszyła zaplanowana z premedytacją kampania powszechnych mordów. Polska inteligencja była aresztowana, więziona i eliminowana; szacuje się, że w czasie wojny zginęło około 100 000 jej przedstawicieli. Dokładne liczby są trudne do ustalenia, ale co najmniej 20 000 polskich dzieci zostało uprowadzonych w celu germanizacji. Rzesze Polaków miały służyć reżimowi nazistowskiemu jako zdane na łaskę Niemców hordy niewykształconych niewolników, na terytorium, które według słów Hansa Franka miało stać się „gigantycznym obozem pracy”.

Naziści doszli do wniosku, że nie są w stanie wymordować wszystkich Polaków. Dlatego w ramach powojennego Generalnego Planu Wschodniego (Generalplan Ost) zamierzali doprowadzić do denacjonalizacji i usunięcia Polaków z ich ziem. W ciągu kilkudziesięciu lat od 80 do 85 proc. Polaków miało zostać deportowanych na Syberię, a reszta, a więc 3–4,8 miliona ludzi, miała pozostać jako niewolnicza siła robocza na zniemczonych terenach dawnej Polski. Naziści zamierzali doprowadzić do tego, aby Polacy nie przetrwali jako naród, zarówno fizycznie, jak i kulturowo. Podobny zamiar można dostrzec w sowieckich masowych deportacjach Polaków w latach 30. i na początku lat 40. XX wieku.

Sam termin „ludobójstwo” wywodzi się z książki polsko-żydowskiego prawnika Rafała Lemkina z 1944 roku, który w swoich badaniach nad okupowaną przez nazistów Europą skupił się na niemieckich atakach na naród polski. Naziści nie tylko dążyli do ostatecznego wyeliminowania narodu polskiego „jako takiego”, ale dopuścili się każdego z czynów określonych przez Konwencję w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa jako noszące wspomniane wyżej znamiona „zamiaru zniszczenia”. Ze względu na niepełną dokumentację przykład sowiecki jest bardziej złożony, podobnie jak obecne działania rosyjskie na Ukrainie. W obu przypadkach stan faktyczny odzwierciedla „zamiar zniszczenia [narodu] jako takiego”.

Ian Ona JOHNSON

Putin gra historią tak, jak mu to się podoba

Dla Putina polityczna użyteczność II wojny światowej leży w narracji, zgodnie z którą ZSRR uratował świat przed nazizmem. Ale narracja ta pomija sposób, w jaki wojna się rozpoczęła

Ian Ona JOHNSON

Historyk wojny, dyplomacji i technologii. Autor „The Faustian Bargain: Secret Soviet-German Military Cooperation in the Interwar Period”

Wojna narracji

W ciągu ostatnich lat w Europie toczyły się spory o genezę, przebieg i konsekwencje II wojny światowej. Teraz te same debaty historyczne stały się frontem wojny na Ukrainie, ponieważ Putin stara się wykorzystać II wojnę światową do własnych celów.

Rosyjski prezydent na początku urzędowania zlecił postawienie pomników zapomnianych postaci z czasów I wojny światowej i rosyjskiej wojny domowej, zapożyczył carskiego orła jako symbol państwowy, a także wystąpił w historycznych filmach dokumentalnych. Jego wypowiedzi w ciągu ostatnich dwóch dekad stanowiły wskaźnik zmieniających się celów Rosji. W szczególności dotyczy to II wojny światowej, wydarzenia, które długo zapewniało legitymizację państwa radzieckiego. Wobec braku ideologicznych ram dawnego Związku Radzieckiego („euroazjatyzm” to kiepski substytut) Putin i partia Jedna Rosja coraz częściej uzasadniają swoją strategię rekonstrukcją przeszłości.

Dla Putina użyteczność II wojny światowej leży w narracji, zgodnie z którą ZSRR uratował świat przed nazizmem. Ale narracja ta pomija sposób, w jaki wojna się rozpoczęła.

Od sierpnia 1939 do czerwca 1941 roku Niemcy i Związek Radziecki były partnerami na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow. Siedemdziesiąt pięć lat temu Stalin dostrzegł niebezpieczeństwo, jakie niewygodna rzeczywistość początków wojny stwarzała dla jego wersji historii, którą starał się wykorzystać w polityce.

W styczniu 1948 roku amerykański Departament Stanu opublikował materiały archiwalne wywiezione z Niemiec pod koniec II wojny światowej, ukazujące zakres pomocy, jakiej Rosja Radziecka udzieliła Niemcom w przededniu i podczas II wojny światowej. Najbardziej obciążające było ujawnienie poufnego tajnego protokołu, który zawierał sowiecko-niemieckie porozumienie o strefach wpływów w Europie Wschodniej.

Rząd sowiecki zareagował błyskawicznie, publikując książkę pt. Fałszerze historii. Książka określiła amerykańskie rewelacje jako „zdradzieckie” i fałszywe, wskazując zagraniczną dwulicowość. Autorzy Fałszerzy historii posunęli się do stwierdzenia, że brytyjskie „poparcie” dla aneksji Austrii i Czechosłowacji w 1938 i 1939 roku było „ceną za wszczęcie wojny ze Związkiem Radzieckim”. W obliczu brytyjskiej zdrady Stalin nie miał więc innego wyboru, jak tylko zawrzeć tymczasowy układ z Hitlerem, by zyskać czas na przygotowanie sił sowieckich do wojny. W tej relacji podkreślana jest sowiecka gotowość do partnerstwa z Londynem i Paryżem przeciwko Hitlerowi. Natomiast ignorowana jest cena tego partnerstwa, którą było przyznanie Sowietom funkcjonalnej kontroli nad znaczną częścią Europy Wschodniej.

Tak brzmiało formalne stanowisko sowieckie do sierpnia 1989 roku. W okresie głasnosti (otwarcia) Gorbaczow po raz pierwszy uznał tajny protokół dołączony do paktu Ribbentrop-Mołotow. Trzy miesiące później nowy organ ustawodawczy Związku Radzieckiego, Zjazd Deputowanych Ludowych, potępił tajny protokół, ujawniając również, że Moskwa była w posiadaniu rosyjskojęzycznego oryginału tego dokumentu. Po upadku Związku Radzieckiego rząd Jelcyna odtajnił protokół w ramach szerszych działań mających na celu otwarcie archiwów z czasów sowieckich.

Początkowo prezydentura Putina kontynuowała te działania. W 2005 roku na pytanie o pakt Ribbentrop-Mołotow Putin odpowiedział potępieniem: „Spójrzcie na uchwałę przyjętą przez Zjazd Deputowanych Ludowych w 1989 roku, gdzie czarno na białym napisano, że Zjazd Deputowanych Ludowych potępia pakt Ribbentrop-Mołotow i uważa go za prawnie nieważny”. W tym samym roku określił pakt Ribbentrop-Mołotow jako niebezpieczny przykład polityki ustępstw.

W późniejszych latach nastąpił zwrot. W przemówieniu wygłoszonym w Monachium w lutym 2007 roku Putin zagrzmiał retoryczną salwą przeciwko amerykańskiemu unilateralizmowi. W ciągu następnych miesięcy państwo rosyjskie przeprowadziło cyberatak na Estonię, wycofało się z traktatu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie i zaatakowało część sąsiedniej Gruzji. Zmiany w retoryce historycznej szły w parze ze zmianami w rosyjskiej polityce zagranicznej. Po wyborach w 2008 roku utworzono nową komisję prezydencką do spraw przeciwdziałania próbom fałszowania zapisów historycznych na szkodę interesów Rosji. W tym samym czasie rosyjska Duma rozpoczęła debatę nad ustawą o przeciwdziałaniu rehabilitacji nazizmu, zbrodniarzy nazistowskich i ich zwolenników, która nakładała kary za wygłaszanie twierdzeń historycznych sprzecznych z werdyktem Trybunału Norymberskiego. Oznaczało to, że przedmiotem oskarżenia mogło stać się każde odstępstwo od narracji historycznej uzgodnionej po wojnie przez zwycięskich aliantów – a w wyniku zakazów przedstawicieli Stalina narracja ta pozbawiona była odniesień do sowieckich okrucieństw, takich jak zbrodnia katyńska. Ustawa nie została uchwalona, ale wyznaczyła wyraźnie podejście do przeszłości Rosji, i to w czasie, gdy Putin obierał nowy kurs w kraju i za granicą.

Wraz z rozwojem kryzysu ukraińskiego i syryjskiego w 2013 roku w opisie historii radzieckiej Putina pojawiły się pierwsze echa stalinizmu. Zaczął uzasadniać sowiecką inwazję na Polskę w 1939 roku, na kraje bałtyckie w 1940 roku, a nawet partnerstwo Stalina z Hitlerem. Gdy podczas rozmowy z grupą nauczycieli historii powiedział, że „Związek Radziecki podpisał z Niemcami pakt o nieagresji”, zebrani odparli: „Och, to bardzo złe”. Wówczas Putin zapytał: „Co było takiego złego w tym, że Związek Radziecki nie chciał walczyć?”. Argumentował, że Stalin zdawał sobie sprawę z nieuchronności niemieckiej inwazji i wagi każdego miesiąca jej opóźnienia, które pozwalało ZSRR zyskać czas na rozbudowę sił zbrojnych.

Dwa miesiące po rosyjskiej aneksji Krymu Putin podpisał zrewitalizowaną wersję ustawy z 2009 roku,