Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Kiedy zaczęła się wojna w Ukrainie?
Tak naprawdę 26 lutego 2014 roku, w momencie kiedy rosyjskie wojska wylądowały na lotnisku Belbek na Krymie. Chociaż nie wiadomo, czy nie byli to członkowie organizacji CzWK „Wagner”. Później obok słynnych „zielonych ludzików” pojawiły się oddziały regularnego wojska. 24 lutego 2022 roku rozpoczął się kolejny etap konfliktu, który trwa już prawie dwa lata. Zmagania są prowadzone na ziemi, na morzu i w powietrzu.
Ta książka to pierwsza próba kompleksowej oceny doświadczeń wojennych płynących z wojny w Ukrainie. Autorzy pisali ją na gorąco, na bazie dostępnych danych, przy minimum czasu niezbędnego na ich dokładne przeanalizowanie. Mają nadzieję, że wywołają merytoryczną dyskusję, która przyniesie zmiany zarówno w doktrynie, jak i rozwoju wielkościowym i jakościowym Wojska Polskiego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 314
Praca ta powstała z potrzeby chwili i jest pierwszą próbą kompleksowej oceny doświadczeń wojennych płynących z wojny w Ukrainie. Pierwszą, ale na pewno nie ostatnią, bowiem w miarę upływu czasu dowiadujemy się coraz więcej, a jednocześnie wiele informacji znajduje swoje pełne potwierdzenie lub zostaje zdementowanych. To spojrzenie na gorąco, na bazie dostępnych na tym etapie wojny danych, przy minimum czasu niezbędnego na ich dokładne przeanalizowanie. Mamy nadzieję, że nasza książka wywoła merytoryczną dyskusję, że zostaną nam wytknięte błędy oraz pojawi się wiele informacji uzupełniających, jak też inne spojrzenia na konkretne problemy. Wsłuchując się uważnie we wszelkie merytoryczne argumenty jesteśmy gotowi na wprowadzenie w przyszłości zmian i poprawek, bo omawiana materia jest dynamiczna i przedstawione tu różnorodne wnioski nie są ostateczne. Bardziej stanowią one pewien analityczny etap, który poprzez omawiane poszczególne zagadnienia ma dać tylko pewne ukierunkowanie. Taka dyskusja, szczególnie w odniesieniu do zmian doktrynalnych oraz rozwoju ilościowego i jakościowego Wojska Polskiego, powinna być dla nas wszystkich pożyteczna, i jest pożądana.
Kiedy zaczęła się wojna w Ukrainie? Być może już 26 lutego 2014 r., w momencie kiedy pierwsze rosyjskie wojska wylądowały na lotnisku Belbek na Krymie. A nastąpiło to w wyniku rozruchów w różnych częściach Półwyspu Krymskiego, kiedy to przybyła tu Jednostka Specjalna MSW „Berkut”, skompromitowana w czasie tłumienia rozruchów w Kijowie kilka tygodni wcześniej. Jednostka została rozwiązana 25 lutego 2014 r., ale na Krymie, w Sewastopolu i Symferopolu, zgotowano jej członkom gorące powitanie. Wielu Ukraińców mieszkających na Półwyspie Krymskim tęskniło do czasów sowieckich i było w związku z tym nastawionych prorosyjsko. Ponadto Krym z różnych względów był obszarem, gdzie mieszkała stosunkowo największa mniejszość rosyjska.
Właściwie to nikt nie wiedział, czy były to rosyjskie wojska. W świetle dzisiejszych doświadczeń mogła to być jedna z prywatnych firm wojskowych, jakie w Rosji formalnie są zakazane, ale które faktycznie tam funkcjonują. Takie jak słynna CzWK „Wagner”, która pojawiła się nieco później w Donbasie. Czy wagnerowcy byli już na Krymie? Nie wiadomo. Ale obok tych pierwszych „zielonych ludzików”, później na Półwysep Krymski wkroczyły regularne oddziały rosyjskie, do czego Rosja się absolutnie nie przyznawała. Część rosyjskich wojsk przybyła też na pokładach okrętów wojennych zawijających do bazy morskiej w Sewastopolu. Po odpowiednim przegrupowaniu się, w nocy z 26 na 27 lutego, rosyjskie wojska bez żadnego sprzeciwu i oporu zajęły budynki Parlamentu i Rządu Republiki Autonomicznej Krymu w Symferopolu.
Niedługo potem żołnierze (przypuszczalnie) 45. Pułku Specnazu Wojsk Powietrznodesantowych Rosji z Kubinki pod Moskwą zajęli krymskie lotnisko Belbek. Personel 204. Sewastopolskiej Bazy Lotnictwa Taktycznego Sił Powietrznych Ukrainy nie stawił żadnego oporu. Później Rosjanie pozwolili na ewakuację jednostki, w tym na zabranie transportem lądowym na ukraińskie terytorium samolotów myśliwskich MiG-29.
Chociaż na Krymie ukraińskie jednostki w zasadzie nie stawiły oporu, a spora część personelu Marynarki Wojennej Ukrainy przeszła na stronę Rosji i podjęła dalszą służbę w rosyjskich siłach morskich, to mimo to Rosjanie dość szybko rozpoczęli przerzut na Półwysep Krymski dość znacznych dodatkowych sił i środków. Najpierw była to 31. Brygada Desantowo-Szturmowa z Uljanowska położonego około 900 km na wschód od Moskwy, a następnie trafiły tu elementy dwóch dywizji wojsk powietrznodesantowych: 76. Czernihowskiej DPD Gwardii z Pskowa oraz 98. Swirskiej DPD Gwardii z Iwanowa.
1 marca 2014 r. samozwańczy „premier” Republiki Autonomicznej Krymu, Siergiej Aksinow, zwrócił się z prośbą do prezydenta Federacji Rosyjskiej, Władimira Putina, „o zapewnienie spokoju i bezpieczeństwa mieszkańcom Krymu”. 6 marca 2014 r. budynek Rady Najwyższej (parlamentu) Republiki Autonomicznej Krymu w Symferopolu został szczelnie obstawiony przez rosyjskich spadochroniarzy, którzy dopilnowali, by wynik obrad był zgodny z życzeniem. I był: jednogłośnie zagłosowano za przyłączeniem Krymu do Rosji.
Zastanawiająca jest anemiczna reakcja władz Ukrainy na te poczynania, ale nie ma w tym nic dziwnego, państwo to bowiem było w tym okresie w poważnym kryzysie politycznym. 12 marca pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow powiedział, że armia ukraińska nie będzie się angażowała na Krymie, aby zapobiec aneksji półwyspu przez Rosję, ponieważ jej potencjał zostanie skoncentrowany na obronie wschodniej granicy państwa. Krym był praktycznie stracony. Ukraina natomiast, stojąca w obliczu wielu nierozwiązanych jeszcze wewnętrznych problemów, nie miała zamiaru wdawać się w otwartą wojnę z Rosją. Tymczasem na Krymie wciąż trwało wzmacnianie sił rosyjskich. Od 14 marca przez Cieśninę Kerczeńską nieustannie kursowały promy, przewożące rosyjskie uzbrojenie i sprzęt wojskowy, amunicję i paliwo oraz inne zaopatrzenie.
16 marca 2014 r. na Krymie przeprowadzono referendum w sprawie przyłączenia Półwyspu Krymskiego do Rosji. Do głosowania było uprawnionych około 1,5 mln osób, które mogły oddać swoje głosy w 1024 lokalach wyborczych. Wynik głosowania przekraczający 95 proc. „za” przy frekwencji ponad 81 proc. wskazywał, że referendum zapewne zostało sfałszowane, choć trzeba pamiętać, że sympatie prorosyjskie na Krymie były jednak dość silne. 21 marca 2014 r. rosyjski prezydent Władimir Putin podpisał akty ratyfikacyjne traktatu o przyjęciu Republiki Krymu do Federacji Rosyjskiej.
Niemal nikt na świecie nie uznał aneksji Krymu, uczyniły to jedynie Afganistan, Kirgistan, Korea Północna, Kuba, Nikaragua, Sudan, Syria i Zimbabwe. Wszystkie inne państwa nadal uznają Krym za część Ukrainy.
A może jednak wojna w Ukrainie zaczęła się jeszcze wcześniej, od słynnych demonstracji na Placu Wolności w Kijowie i w innych miastach?
30 marca 2012 r. w Brukseli parafowano umowę stowarzyszeniową Ukrainy z Unią Europejską (UE), ale jej nie podpisano, bowiem były zastrzeżenia co do ukraińskiej praworządności. W sierpniu 2011 r. aresztowano byłą premier Julię Tymoszenko, za rzekome przestępstwa urzędnicze, po czym skazano ją na siedem lat pobytu w kolonii karnej. Parlament Europejski uważał, że była to rozgrywka polityczna, i żądał jej uwolnienia, co stało się dopiero 22 lutego 2014 r., już po odsunięciu od władzy Wiktora Janukowycza. Ten ostatni pod presją społeczną poczynił pewne kroki na rzecz Brukseli, co wywołało reakcję Rosji. Wkrótce, w sierpniu 2013 r., zaczęła się wojna handlowa z Rosją, przez co ukraiński eksport do tego państwa spadł, co przyczyniło się do pogłębienia kryzysu gospodarczego. Z kolei pod wyraźnym naciskiem Moskwy Wiktor Janukowycz odłożył 21 listopada 2013 r. podpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE na czas nieokreślony.
24 listopada w Kijowie zaczęły się zbierać tłumy protestujących, zwolenników przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej. Protesty koncentrowały się na głównym placu Kijowa, placu Niepodległości, znanym po ukraińsku jako Majdan Nezałeżnosti. Ze względu na charakter protestów oraz fakt, że pojawiły się one i w innych miastach na głównych placach, zaczęto cały ruch nazywać Euromajdanem. Określenie to utrwaliło się, gdy pojawił się taki hasztag na Twitterze.
W protestach nie chodziło już tylko o samą umowę stowarzyszeniową. Coraz bardziej zdeterminowany tłum Ukraińców domagał się usunięcia prezydenta i radykalnych zmian w państwie. Chodziło o budowę demokratycznego państwa prawa na wzór demokracji europejskich. Za przykład stawiano członków UE, a ludzie manifestowali z flagami Ukrainy i Unii Europejskiej. Protesty rozlały się na całą Ukrainę, próbowano je nawet organizować w niechętnej UE wschodniej części państwa, w tym w rosyjskojęzycznym Donbasie, którego ludność miała największe wątpliwości związane z prozachodnim kursem. Obawiano się upadku przemysłu, który od czasów sowieckich niewiele się zmodernizował i mógł liczyć prawie wyłącznie na eksport swoich wyrobów do Rosji, jako że na Zachodzie w ogóle nie były one konkurencyjne, nawet przy niskiej cenie. Czy ktoś w Niemczech marzył o samochodzie osobowym Zaporożec albo jakiś przewoźnik kolejowy myślał o lokomotywach z Ługańska? Najchętniej kupowano jedynie węgiel z Zagłębia Donieckiego, albo stal z zakładu „Azowstal” w Mariupolu, ale nie wyroby wysoko przetworzone.
30 listopada 2013 r. przeciw protestującym wysłano Jednostkę Specjalną MSW „Berkut”. Powstała ona z przekształcenia sowieckiego mobilnego oddziału specjalnego przeznaczenia OMON, ukierunkowanego na tłumienie protestów społecznych i działania kontrterrorystyczne. W wyniku interwencji jednostki „Berkut” zaczęły się w Kijowie regularne walki, padli pierwsi zabici i ranni wśród demonstrantów. Ofiary wywołały gniew i radykalizację protestujących, a kraj stanął na krawędzi wojny domowej.
Protesty trwały cały grudzień i styczeń 2014 r., ludzie nie ustawali w swoich dążeniach do demokratycznego państwa prawa. Nie pomogły brutalne interwencje milicji ukraińskiej, demonstrujący wciąż się zbierali, usiłując zajmować budynki rządowe i samorządowe. Przesilenie starć nastąpiło między 18 a 20 lutego 2014 r., kiedy to liczba ofiar osiągnęła kilkaset osób. Pod naciskiem coraz większej fali niezadowolenia Wiktor Janukowycz zdecydował się na wcześniejsze wybory. Jednak 21 lutego milicja wycofała się z ulic Kijowa, a sam Janukowycz zbiegł do Moskwy, obawiając się o swoje życie. 22 lutego ukraiński parlament formalnie pozbawił go urzędu, wyznaczając na tymczasowego prezydenta Ołeksandra Turczynowa, przewodniczącego Rady Najwyższej. Tu małe wyjaśnienie – ukraiński jednoizbowy parlament liczący 450 deputowanych nosi nazwę Rady Najwyższej, zaś jej przewodniczący jest odpowiednikiem polskiego marszałka Sejmu.
Wraz z objęciem urzędu prezydenta przez Ołeksandra Turczynowa, który pełnił tę funkcję tymczasowo do czasu wyboru Petra Poroszenki, zaczęła się nowa era w historii Ukrainy i budowania demokratycznego państwa prawa. Rosja odebrała to jako bezpośrednie zagrożenie dla swojej polityki i podjęła działania wojenne przeciwko Ukrainie.
We wschodniej Ukrainie zaczęto organizować demonstracje sprzeciwiające się zmianie władzy. Częściowo był to samorzutny, oddolny ruch, a częściowo wspierany i organizowany przez rosyjskie służby specjalne. Ruch ten nazwano „antymajdanem”.
Silne tendencje separatystyczne występowały w Charkowie, w Ługańsku, Doniecku, ale też i Mariupolu czy w pozostałej części obwodu zaporoskiego. Duże wiece „antymajdanowe” odbyły się w Charkowie i Doniecku 1 marca 2014 roku. 3 marca separatyści prorosyjscy siłą wdarli się do budynków regionalnej administracji w Doniecku i w Odessie, podobna próba w Charkowie skończyła się fiaskiem. Do 5 marca ukraińskie siły prorządowe wyprowadziły demonstrantów, ale w Doniecku ponownie zdobyto budynek władz obwodu 6 marca. Trzy dni później doszło do podobnego aktu przemocy w Ługańsku, a na budynku administracji obwodu wywieszono rosyjskie flagi.
Nie miejsce tu na omówienie całego przebiegu wojny w Donbasie w 2014 r. Dość powiedzieć, że w wyniku ciężkich walk, jakie były prowadzone na wschodzie Ukrainy w końcu w lutym 2015 r. ustaliły się granice między Ukrainą a separatystami sponsorowanymi przez Rosję. Wojna z okresu luty 2014 – luty 2015 r. to również bardzo ciekawy i całkowicie zapomniany konflikt, obfitujący w takie bitwy jak walki o Mariupol, o Słowiańsk i Kramatorsk, walki w Sektorze „D” i okrążenie pod Debalcewem oraz heroiczną obronę Portu Lotniczego w Doniecku, gdzie obrońców lotniska nazwano „cyborgami” ze względu na ich niesamowite poświęcenie w walce.
5 września 2014 r. podpisano w Mińsku porozumienie znane jako protokół miński, wynegocjowany pod egidą Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) pomiędzy Rosją a Ukrainą o przerwaniu ognia na linii demarkacyjnej, zakładając wycofanie artylerii o kalibrze powyżej 100 mm na odległość nie mniejszą niż 15 km od niej. Przerwanie ognia na linii demarkacyjnej mieli nadzorować obserwatorzy OBWE. Porozumienie to zostało dość szybko zerwane przez donieckich separatystów i wkrótce wybuchła tzw. druga bitwa o Port Lotniczy w Doniecku. Walki trwały aż do lutego 2015 r., kiedy 15 lutego strony zgodziły się ponownie podpisać porozumienie o przerwaniu ognia, tzw. porozumienie Mińsk II.
To porozumienie mniej więcej było przestrzegane, ponieważ do walk na pełną skalę na nowo nie doszło. Niemniej jednak nie przerwało to częstej wymiany ognia i wzajemnych ostrzałów. Jednocześnie obie strony zbudowały sieć potężnych umocnień wzdłuż linii demarkacyjnej. W latach 2022-2023 miało to zaowocować tym, że w Donbasie Rosjanie nie zdołali pokonać ukraińskiej obrony.
Rosja spodziewała się, że odbierając Ukrainie najbardziej uprzemysłowiony wschód i słynący z turystyki Krym, a jednocześnie tworząc na zajętych terenach wzorcowe państwa mające pokazać czym może być Noworosja, osiągnie dzięki temu kilka celów. Po pierwsze, w ten sposób pozostałą część Ukrainy sprowadzi do poziomu republiki bananowej, w której skłócone elity polityczne będą wiodły państwo do coraz bardziej nieuchronnego upadku. Wówczas, obserwując sukces odniesiony przez separatystyczne republiki ściśle współpracujące z Rosją, Ukraina sama będzie chciała pójść w ich ślady.
Ale nie wszystko poszło zgodnie z planem. Po pierwsze, nie udało się zająć bardzo ważnych miast przemysłowych, w tym najważniejszego, drugiego co do wielkości miasta w Ukrainie – Charkowa, ale też i położonego nad Morzem Azowskim Mariupola. Znaczenie tego drugiego do pewnego stopnia udało się zmarginalizować poprzez budowę Mostu Kerczeńskiego przez cieśninę o tej nazwie, znanego też jako Most Krymski, jako że łączył on Półwysep Krymski z Krajem Krasnodarskim w Rosji. Okazało się więc, że Ukraina została ze sporym potencjałem, w tym potężnym przemysłem Charkowa, miasta Dnipro (dawny Dniepropietrowsk), Kremenczuga i Zaporoża. Kijów to także wielki ośrodek przemysłowy, nieco mniejszy Odessa. Po drugie, kiedy odcięto od Ukrainy robotniczą część wschodnią, pozostała część skonsolidowała się wokół idei wstąpienia do UE i ta część ukraińskiego państwa zaczęła się lepiej rozwijać.
Ludzie byli tu bowiem bardziej innowacyjni, bardziej elastyczni, bardziej przedsiębiorczy i sprawniejsi, co zaowocowało wzrostem dochodu narodowego per capita. Po drugie, władze nowych separatystycznych republik powiązane z Moskwą, a jeszcze bardziej z jej służbami specjalnymi, zostały zbudowane na wzór rosyjski. Powstały więc państwa typowo mafijne, z bandyckimi układami w których nie obowiązywało żadne prawo, ludzie byli wyrzucani z domów które zajmowali sobie więksi i pomniejsi funkcjonariusze nowego reżimu, a majątek kopalń, hut i innych zakładów przemysłowych został bardzo szybko rozkradziony. Wiele z nich upadło, inne co prawda pracowały, ale górnikom czy robotnikom przez dłuższy czas nie wypłacano pensji. Mimo, że ludzie uciekający od separatystów nie byli w Ukrainie mile widziani (postrzegano ich jako zdrajców), to jednak zbiegło ich stąd około miliona. Szybko wieści o stosunkach panujących w Donieckiej Republice Ludowej i Ługańskiej Republice Ludowej rozniosły się w Ukrainie i stosunek do Rosji zaczął się stopniowo zmieniać.
Tej zmiany nie dostrzegli Rosjanie. Był to największy błąd popełniony w momencie agresji w 2022 r. Byli oni przekonani, że mają do czynienia z taką samą Ukrainą, jak w 2014 r. Państwem podzielonym i mocno wewnętrznie skonfliktowanym, gdzie władze centralne nie mogą liczyć na lojalność bardzo wielu własnych funkcjonariuszy. Ukraina przeszła sporą transformację i zaczęła się zbliżać do zachodnich struktur. Nowy prezydent Wołodymyr Zełenski który objął urząd w maju 2019 r., jeszcze bardziej przyśpieszył reformowanie kraju w kierunku praworządności i zbliżenia do standardów zachodu, proces rozpoczęty przez jego poprzednika, Petra Poroszenkę. Nie starczyło pieniędzy na poważne zakupy wojskowe, ale część sprzętu przeszła modernizację w oparciu o możliwości krajowego przemysłu zbrojeniowego, a przede wszystkim w wojsku udało się zbudować duch patriotyzmu i lojalności.
Autorem rosyjskiego projektu Noworosji, jak miała nazywać się „kraina mlekiem i miodem płynąca” powstała z separatystycznych republik w Ukrainie, był bliski współpracownik Władimira Putina, Władisław Surkow. Jednak, w lutym 2020 r. prezydent Rosji zwolnił Surkowa i jego współpracowników, co było bardzo wyraźnym sygnałem, że nic nie wyszło z Noworosji, mającej przyciągnąć pozostałych Ukraińców. To najprawdopodobniej właśnie wtedy Putin podjął decyzję o zmianie planu i dokonaniu inwazji na Ukrainę oraz ustanowieniu tam prorosyjskiego rządu. Gromadzenie wojsk wokół Ukrainy zaczęło się już wiosną 2021 r. Już wtedy ukraiński rząd liczył się z atakiem ze strony Rosji, choć nikt na Zachodzie nie wierzył w taką możliwość.
Wojna w Ukrainie zaczęła się przed świtem 24 lutego 2022 r. od zmasowanych ataków lotniczych. Rosyjskie samoloty bojowe wtargnęły w ukraińską przestrzeń powietrzną i tej pierwszej nocy działały w miarę swobodnie. Niemal podręcznikowo zaatakowano obiekty typowe dla walki o panowanie w powietrzu, a więc ukraińskie posterunki radiolokacyjne, stanowiska przeciwlotniczych zestawów rakietowych, lotniska wojskowe i wybrane lotniska cywilne. Tyle tylko, że to uderzenie trafiło w próżnię, bowiem Ukraińcy w znacznym stopniu wyprowadzili swoje lotnictwo na lotniska cywilne i zapasowe. Przeniesiono też posterunki radiolokacyjne na inne pozycje, co zaskoczyło Rosjan – wiele odpalonych w ich kierunku pocisków balistycznych z operacyjno-taktycznego systemu rakietowego 9K720 Iskander trafiło w puste nasypy, na których nie było już radarów. Widać wyraźnie, że rosyjskie rozpoznanie radioelektroniczne nie stanęło na wysokości zadania. Także wszelkie jednostki przeciwlotnicze zostały wyprowadzone z miejsc stałej dyslokacji i ustawione na stanowiskach bojowych, nieznanych Rosjanom. Skąd Ukraińcy wiedzieli o dokładnej dacie ataku na ich państwo? Z całą pewnością ostrzegł ich wywiad amerykański. Ani Ukraińcy, ani zachodni sojusznicy nie dali się nabrać na pozorowane rosyjskie wycofanie, jakie nastąpiło mniej więcej w połowie lutego. Po wielu rozmowach telefonicznych prowadzonych z Putinem m.in. przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona czy kanclerza Niemiec Olafa Scholza, wydawało się że Putin ustępuje pod naporem logicznych argumentów. Pokazano nawet zdjęcia z załadunku wojsk na transporty kolejowe, które miały ruszyć gdzieś w głąb Rosji. Oczywiście była to tylko demonstracja mająca na celu wprowadzenie w błąd i obniżenie gotowości bojowej Sił Zbrojnych Ukrainy, na co ukraińskie kierownictwo nie dało się nabrać. A wieczorem przed samą napaścią wykonano serię bardzo mądrych posunięć.
W czasie ataku na lotnisko Ozierne pod Żytomierzem Rosjanie zdołali zestrzelić dwa startujące myśliwce Su-27 z 39. Brygady Lotnictwa Taktycznego Sił Powietrznych Ukrainy. Obaj piloci – ppłk Eduard Wahorowski i mjr Dmytro Kołomijeć – zginęli po tym, jak wdali się w walkę z przeważającymi siłami rosyjskiego lotnictwa myśliwskiego. Dzięki ich poświęceniu, pozostałe samoloty brygady zdołały wyjść spod uderzenia i przemieścić się na lotnisko zapasowe i później nadal efektywnie działały. Drugim zwycięstwem Rosjan było zniszczenie sześciu myśliwców MiG-29 na ziemi na lotnisku w Iwano-Frankiwsku, gdzie stacjonowała 114. Brygada Lotnictwa Taktycznego. Niedaleko od Dnipro udało im się też zniszczyć kilka wyrzutni rakiet zestawu przeciwlotniczego S-300PT, ponadto na ziemi zniszczono kilka samolotów transportowych, jednak większość zdołała odlecieć do Polski. Istnieje podejrzenie, że przynajmniej część zniszczonych wyrzutni S-300PT oraz transportowców, a nie wykluczone że również myśliwców MiG-29, była po prostu niesprawna, stąd nie można było dokonać ich ewakuacji.
Ogólnie rzecz biorąc pierwszego dnia agresji Rosjanie wcale nie wywalczyli powietrznej przewagi. Ukraiński system obrony powietrznej oraz lotnictwo wojskowe zachowały zdolność do działania i później bardzo skutecznie operowały. Z jakiejś przyczyny Rosjanie nie próbowali ponawiać tych ataków, ewidentnie zabrakło im wytrwałości w dążeniu do zamierzonego celu. Zabrakło im też efektywnego rozpoznania kontrolnego, w wyniku którego dokonano by oceny skutków wykonanych uderzeń. Dlatego nie zdawano sobie sprawy z faktu, że tak wielka część ukraińskich naziemnych środków przeciwlotniczych ocalała i sprawi w przyszłości spory kłopot rosyjskiemu lotnictwu.
Plan agresji przewidywał desant na lotnisko Hostomel. Jest to lotnisko fabryczne firmy Antonow, położone po północno zachodniej stronie Kijowa w odległości 10 km od granic miasta. Ma długi na 3,5 km pas startowy a także równoległą drogę kołowania, która w przypadku lżejszych samolotów może być wykorzystywana jako droga startowa. Ze względu na obecność zakładów Antonowa, lotnisko ma też duże płyty postojowe, pozwalające na jednoczesny wyładunek co najmniej kilkunastu samolotów transportowych.
Najpierw desant śmigłowcowy miał opanować lotnisko, by mogły na nim wylądować ciężkie samoloty transportowe Ił-76 wiozące nie tylko licznych spadochroniarzy, ale też dużo sprzętu wraz z nimi. Spadochroniarze po przegrupowaniu mieli ruszyć ku centrum miasta, by jak najszybciej opanować ukraińskie budynki rządowe, schwytać lub zabić prezydenta Wołodymyra Zełenskiego oraz członków rządu. Spodziewano się, że pozbawiony przywództwa naród ulegnie szybkiej dezintegracji. Opór straci zorganizowany charakter, a cała Ukraina szybko padnie łupem najeźdźców. Plan był prosty i w zasadzie powtarzał to, co sowieckie wojska zrobiły w Kabulu w Afganistanie w grudniu 1979 r.
Ukraińcy spodziewali się jednak takiego ataku. Ponadto trafnie przewidzieli trasę lotu rosyjskich śmigłowców. Wiadomo, że przelot musiał odbyć się na małej wysokości, a jednocześnie szerokie rozlewiska Dniepru na północ od Kijowa zmniejszały prawdopodobieństwo natrafienia na środki przeciwlotnicze. Przecież nie będzie ich na środku zalewu! Kiedy w latach 60. zbudowano tamę i wielką elektrownię wodną w Wyszogrodzie tuż na północ od ukraińskiej stolicy, powstało tzw. Morze Kijowskie. Ten olbrzymi zalew zaczyna się kilka kilometrów od granicy z Białorusią, nieco na wschód od Czarnobyla, a ciągnie się aż do północnego skraju Kijowa. W najwęższym miejscu zalew ma szerokość 8 km, ale w większości jest on szerszy. Wydawałoby się, że przelot nad tym zalewem będzie bezpieczny, ale Ukraińcy obstawili brzegi zalewu w rejonie lotniska Hostomel strzelcami z przenośnymi przeciwlotniczymi zestawami rakietowymi. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Z pierwszej fali ponad 30 śmigłowców szturmowych Ka-52 i Mi-24 (te ostatnie wiozły dodatkowo rzut szturmowy) zestrzelono nad zalewem Ka-52 oraz dwa Mi-24, które wpadły do wody i przypuszczalnie wszyscy znajdujący się na ich pokładach zginęli.
Jednocześnie w budynkach i wokół lotniska Hostomel czekali obrońcy z 4. Brygady Operacyjnej Gwardii Narodowej im. Serhija Michalczuka, do której dodatkowo przydzielono kilka czołgów T-64BW oraz 3. Pułku Wojsk Specjalnych z Sił Zbrojnych Ukrainy. Pierwsza fala desantu 11. Brygady Desantowo-Szturmowej Gwardii wylądowała na odkrytej części lotniska i natychmiast została przygwożdżona ogniem. Wcale nie lepiej było z drugą falą przerzuconą śmigłowcami transportowymi Mi-8MT i Mi-8MTSz w osłonie szturmowych Ka-52. Wszyscy wysadzeni na środku lotniska rosyjscy spadochroniarze stali się łatwym celem dla ukraińskich obrońców, prowadzących ogień z ukrycia. Nie pomogło wprowadzenie do walki dalszego wzmocnienia, tym razem 31. Brygady Desantowo-Szturmowej i obie rosyjskie brygady desantowe poniosły bardzo ciężkie straty. Dopiero 27 lutego desantowcy dotarli do hangarów, niszcząc w nich m.in. największy na świecie samolot transportowy An-225.
Obu stronom w czasie walk o lotnisko Hostomel udzielało wsparcia lotnictwo, m.in. Rosjan niekierowanymi rakietami ostrzeliwały ukraińskie śmigłowce Mi-24P. Przypuszczalnie jeden z rosyjskich Mi-8MT został zestrzelony przez ukraiński myśliwiec MiG-29. Dążąc do zdobycia lotniska za wszelką cenę, Rosjanie skierowali na nie jeszcze 45. Brygadę Specnazu Wojsk Powietrznodesantowych. Jednak i ona nie pomogła w poszerzeniu przyczółka. Udało się jedynie utrzymać zajmowane pozycje do nadejścia sił głównych. 6 marca Rosjanie co prawda opanowali lotnisko w Hostomelu, ale nie byli w stanie przyjąć na nim samolotów transportowych ze sprzętem ciężkim, ani wydostać się z niego.
Trzy kilometry na południe od lotniska Hostomel znajduje się miejscowość Bucza, którą zajęły już rosyjskie wojska nacierające na lądzie. A jeszcze 2-3 km dalej na południe, rozciąga się małe miasteczko Irpień leżące nad rzeką o tej samej nazwie. Ukraińcy zdołali wysadzić most na rzece Irpień i rosyjskie wojska zostały tu powstrzymane. Z Irpienia do północno zachodnich granic Kijowa jest sześć kilometrów. Na taką odległość od ukraińskiej stolicy dotarli Rosjanie. I tu zatrzymali się na dobre.
Lądowe natarcie na Kijów po zachodniej stronie Dniepru podjęły dwie dalekowschodnie armie rosyjskie, 35. Armia (dowódca: gen. por. Aleksandr Sanczik) i 36. Armia (gen. por. Wasilij Sołedczuk, w maju 2022 r. zdjęty ze stanowiska). Obie armie to jedne ze słabszych rosyjskich związków operacyjnych, łącznie mają one tylko pięć brygad, w tym jedną pancerną – 5. Tacyńska Brygada Pancerna Gwardii z 36. Armii. Oprócz niej i jednostek wspierających, w skład 36. Armii wchodzi jeszcze 37. Budapeszteńska Brygada Zmechanizowana Gwardii. Z kolei w skład 35. Armii wchodzi 38. Witebska Brygada Zmechanizowana Gwardii oraz 64. Brygada Zmechanizowana. Ostatnia z brygad, 69. Swiresko-Pomerańska Brygada Osłony, to jednostka karabinów maszynowych i artylerii znad Amuru, przeznaczona do obsadzenia fortyfikacji na granicy rosyjsko-chińskiej (brygada pozostała w miejscu stałej dyslokacji i nie wzięła udziału w agresji na Ukrainę).
Owe cztery brygady, które skierowano do ataku na Ukrainę mozolnie posuwały się lasami na zachód od Dniepru, zarówno na zachód od strefy wykluczenia jak i przez samą strefę wykluczenia Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej, która jest wyłączona z eksploatacji. Po przejściu 80 km przez cztery dni, do 28 lutego, rosyjskie wojska zostały ostatecznie zatrzymane na rzece Irpień, zajmując dość wąski „jęzor” terenu, którego wąskim gardłem był rejon miejscowości Iwanków, przez który prowadzi na południe praktycznie tylko jedna szosa. Nic dziwnego, że Iwanków natychmiast wywołał zainteresowanie wojsk ukraińskich, które systematycznie wysyłały tu grupy bojowe wojsk specjalnych, by skrycie atakowały one kolumny zaopatrzeniowe wojsk rosyjskich.
Tymczasem w ugrupowanie obu armii dodatkowo wprowadzono jednostki wojsk powietrznodesantowych, w tym elementy 76. Czernihowskiej DPD Gwardii i 98. Swirskiej DPD Gwardii. Żołnierze wojsk powietrznodesantowych ruszyli głównie w kierunku miejscowości Moszczun po północno wschodniej stronie Irpienia, mając nadzieję na sforsowanie rzeki tutaj i ostateczne wyjście na Kijów, ale natrafili oni tu na bardzo silny opór 72. Brygady Zmechanizowanej im. Czornych Zaporożciw. Podobnie było na południowy zachód od Irpienia, gdzie Rosjanie szukali sposobu na sforsowanie rzeki. Na południowy zachód od Irpienia zajęli oni miejscowość Horbowyczi, ale i tu utknęli. Szukając słabych punktów ukraińskiej obrony Rosjanie zajęli miejscowość Jasnohorodka jakieś 20 km na zachód od Kijowa i dotarli pod Makarów, ciut dalej na zachód. Jednakże na początku marca obrona Ukraińców okrzepła. W błyskawicznym tempie zbudowano tu umocnienia i fortyfikacje polowe, ostatecznie powstrzymując rosyjskie natarcie.
W tej sytuacji dowódca Wschodniego Okręgu Wojskowego, gen. por. Jewgienij Nikiforow, musiał działać. Zgodnie z jego decyzją do walki wprowadzono będącą w drugim rzucie 29. Armię. Jednakże była to najsłabsza formacja Wschodniego OW, mająca tylko jedną brygadę manewrową: 36. Łozowską Brygadę Zmechanizowaną Gwardii. Dlatego w ślad za nią wprowadzono również 127. Dywizję Zmechanizowaną z Siergiejewki pod Ussuryjskiem, która wchodziła w skład 5. Armii. Samej 5. Armii chwilowo nie wprowadzano do działań w Ukrainie, pojawiła się ona dopiero później, w Donbasie.
I właśnie ta dywizja dokonała największego zamieszania. Ruszyła ona bowiem z przytupem długą kolumną swoich pojazdów pancernych i innych i wkrótce zatarasowała kompletnie drogę. Nim dotarła na linię styczności bojowej wojsk, w czołowych pododdziałach skończyło się paliwo. Z tego powodu długa na 63 kilometry kolumna musiała się zatrzymać. Jej pojazdy ustawiono na poboczu i pozostawiając część drugiego pasa. Teoretycznie więc szosa była przejezdna. W praktyce jednak, kiedy kolumna pojazdów z zaopatrzeniem ruszyła na czoło omijając wielką kolekcję najróżniejszych pojazdów mechanicznych, to po wyładunku materiałów i zawróceniu nie miały te ciężarówki jak wrócić, bowiem z naprzeciwka zbliżały się kolejne konwoje z zaopatrzeniem.
Stojąca kolumna natychmiast wzbudziła zainteresowanie wojsk ukraińskich. Kilka skutecznych uderzeń wykonały bezzałogowe statki powietrzne Bayraktar TB2, osiągając bardzo wysoką skuteczność. Nawet powstały o bezzałogowcach tego typu piosenki. Dopiero później okazało się, że wielka efektywność aparatów latających Bayraktar TB2 wynikała głównie z tego, że rosyjska obrona przeciwlotnicza wojsk nie była w tym czasie należycie zorganizowana. W późniejszym okresie zostało to w znaczący sposób poprawione i skuteczność OPL wojsk rosyjskich niepomiernie wzrosła. Od tego momentu bezzałogowych statków powietrznych Bayraktar TB2 zaczęto używać o wiele ostrożniej i głównie do prowadzenia obserwacji z daleka. Na kolumnę skierowano też ogień ukraińskiej artylerii, która również zebrała krwawe żniwo.
To właśnie wtedy narodziła się legenda o wysokiej skuteczności Wojsk Obrony Terytorialnej Ukrainy. Do ataków na rosyjskie kolumny skierowano jednak głównie grupy bojowe ukraińskich wojsk specjalnych. Owe skryte ataki przysparzały Rosjanom dotkliwych strat. Aby jednak ukryć kto faktycznie jest autorem sukcesu, i by jednocześnie budować ducha bojowego wśród ludności Ukrainy, ogłoszono, że tak działają WOT. Wywołało to euforię wśród obywateli, że oni też mogą coś sami zdziałać. Wojska Obrony Terytorialnej Ukrainy faktycznie skierowano do walki, lecz głównie obsadzono nimi kierunki nieaktywne i uczestniczyły one w osłanianiu obiektów tyłowych na bezpośrednim zapleczu, czyli robiły to, do czego zostały faktycznie powołane. Później wprowadzono zasadę, że po zdobyciu doświadczenia w WOT ukraińscy żołnierze będą mogli przechodzić do wojsk regularnych jako uzupełnienie.
Sytuacja ta z czasem uległa zmianie, bowiem potrzeba i trudna sytuacja na froncie zmusiły ukraińskie dowództwo do kierowania brygad WOT także na główne kierunki obrony. Oczywiście wcześniej trzeba było zrobić dwie rzeczy, co też uczyniono. Po pierwsze, trzeba było zmienić ustawę, która pozwalała na używanie jednostek WOT wyłącznie w obwodach, z których się wywodzą. I po drugie, koniecznym stało się dozbrojenie brygad WOT w artylerię. Każda musiała otrzymać po dywizjonie, choć generalnie były to działa różnych typów, przeważnie holowane haubice D-30 kal. 122 mm i samobieżne 2S1 Goździk tego samego kalibru, czasem uzupełnione baterią holowanych armat przeciwpancernych MT-12 kal. 100 mm. Dla tych jednostek trzeba było oczywiście wyszkolić artylerzystów, co wcale nie jest takie łatwe. W dodatku już później, bo w maju 2022 r., wyszła na jaw przykra rzecz: w niektórych jednostkach Wojsk Obrony Terytorialnej Ukrainy szkolenie było fikcją. Z tego powodu zdenerwowany prezydent Zełenski 15 maja odwołał dotychczasowego dowódcę WOT wywodzącego się z wojsk powietrznodesantowych, gen. bryg. Jurija Gałuszkina i znalazł mu inne zajęcie: zastępca szefa służby prawno-porządkowej Sił Zbrojnych Ukrainy. Miejsce odwołanego zajął czołgista, gen. dyw. Igor Tancjura.
W tym czasie zaczęto ostrzeliwać Kijów m.in. z wieloprowadnicowych artyleryjskich wyrzutni rakietowych BM-27 Uragan (kaliber 220 mm, zasięg maksymalny 35 km) oraz BM-30 Smiercz (kaliber 300 mm, zasięg 70 km). Dokonywano przy tym niepotrzebnych zniszczeń, które nie miały żadnego znaczenia militarnego.
Natarcie na Kijów zostało też wyprowadzone z kierunku północno wschodniego i wschodniego, na wschodnim brzegu Dniepru. Bezpośrednio po wschodniej stronie Dniepru od północy na Czernihów ruszyła 41. Armia z Nowosybirska (dowódca: gen. por. Siergiej Ryżkow) z Centralnego Okręgu Wojskowego, mająca trzy brygady manewrowe: 35. Wołgogradsko-Kijowską Brygadę Zmechanizowaną Gwardii, 74. Zwenigorodsko-Berlińską Brygadę Zmechanizowaną Gwardii oraz 55. Górską Brygadę Zmechanizowaną, nie licząc jednostek wspierających. Natarcie przez zalesione tereny nie było łatwe, ale 41. Armia przedarła się pod Czernihów. Tu jednak od razu zaczęły się piętrzyć problemy. Spod Czernihowa kontratakowała ukraińska 1. Brygada Pancerna wyposażona w czołgi T-64BW oraz 58. Brygada Zmechanizowana im. Getmana Iwana Wigowskogo. W okolicznych lasach i w samym mieście na pierwszej linii frontu znalazła się również 119. Brygada OT z Czernihowa, mająca sześć batalionów obrony terytorialnej (lekka piechota), kompanię saperów, pluton przeciwlotniczy, ale nie mająca żadnej artylerii. Tego właśnie wojskom obrony terytorialnej brakowało, jeśli rzucano je do walk na pierwszej linii – musiały być obowiązkowo wzmocnione artylerią z sił regularnych.
Wynik walk o Czernihów był zaskakujący – Rosjanie nie zdołali wejść do miasta! Nigdy go nie zdobyli. W pewnym momencie usiłowali je obejść i praktycznie odcięli od Czernihowa wszystkie dostępne drogi. Zaopatrzenie wożono polnymi drogami przez lasy. Ale udało się, oporu ukraińskich wojsk w mieście nie złamano. Rosjanie nie ustępowali i wprowadzili do walki 90. Witebsko-Nowogrodzką Dywizję Pancerną Gwardii podległą bezpośrednio dowództwu Centralnego Okręgu Wojskowego, którym wówczas dowodził gen. płk Aleksandr Łapin. Od 10 marca Czernihów walczył w okrążeniu, ale się nie poddawał. 25 marca miasto zostało częściowo odblokowane, ale Rosjanie zniszczyli most na rzece Desna znajdujący się tuż na południe od miasta, czym odcięli jedyną dostępną drogę zaopatrzenia. 31 marca udało się Ukraińcom odblokować sąsiednią drogę prowadzącą do Kijowa, dzięki czemu blokada miasta w końcu się skończyła. Kolejne ukraińskie kontrataki pozwoliły na odbicie z rąk Rosjan dwóch wsi położonych na południe od miasta: Iwaniwka i Jahidne, a następnie wypchnięto rosyjskie wojska z Kolicziwki po południowo wschodniej stronie Czernihowa i z Szestowicy. Były to pierwsze ukraińskie kontrataki i po raz pierwszy Ukraińcom udało się wyrzucić rosyjskie wojska z pojedynczych wsi. Częściowo dokonały tego wojska obrony terytorialnej, ale wsparte czołgami z 1. Brygady Pancernej, artylerią obu brygad regularnych oraz znaną z przekazów telewizyjnych „kompanią Wowy”.
7 kwietnia, kiedy rosyjskie dowództwo postanowiło zmienić strategię dalszego prowadzenia wojny w Ukrainie od jednoczesnego wtargnięcia na wszystkich kierunkach w stronę ograniczonego do Donbasu natarcia, rosyjskie wojska wycofały się same spod Czernihowa, podobnie jak po zachodniej stronie Dniepru spod Kijowa. Warto w tym miejscu dodać, że wycofanie się spod Irpienia, Buczy i Hostomela po zachodniej stronie Dniepru ujawniło bestialskie zbrodnie rosyjskich wojsk. Bucza stała się ich symbolem, choć trupy i masowe groby znajdowano w wielu miejscach na opuszczanych terenach.
Ślady masowych zbrodni odkryte w Buczy mocno zadziałały na polityków i na zachodnią opinię publiczną. Świat wystraszył się tego, co wyprawia Rosja. Mniej więcej do połowy kwietnia Ukrainie dostarczano tylko uzbrojenie lekkie, broń strzelecką, granatniki, przeciwpancerne pociski kierowane i przenośne przeciwlotnicze zestawy rakietowe. Wysyłano też hełmy, kamizelki kuloodporne, oporządzenie indywidualne itp. Natomiast od połowy kwietnia Ukrainie zaczęto coraz większym strumieniem przekazywać również sprzęt ciężki, w tym czołgi i inne pojazdy opancerzone, środki artyleryjskie i w niewielkiej liczbie śmigłowce. W tym pierwszym okresie był to głównie sprzęt post-sowiecki, pozostały w krajach dawnego Bloku Wschodniego, w którym powstałe braki zostały uzupełnione w drodze zakupów mniej lub bardziej sfinansowanych przez sojuszników.
Przekroczenie tej bariery dostaw sprzętu ciężkiego doskonale pokazuje, czym jest „soft power”, czyli tzw. miękka siła perswazji wynikająca z wizerunku i umiejętnego wykorzystania argumentów dobra wspólnego. Coś, czego Rosja kompletnie nie rozumie. Rosyjski soft power nie istnieje i nikt nie zamierza zawierać z obecną Rosją żadnych umów, bo jest oczywiste, że jak tylko w pewnym momencie coś jej się przestanie opłacać, to umowa zostanie natychmiast zerwana.
Chyba najważniejsze natarcie na Kijów szło z kierunku północno wschodniego. Realizowała je 1. Armia Pancerna Gwardii z Odincowo pod Moskwą (dowódca: gen por. Siergiej Kisiel) idąc przez Sumy, a pomocnicze natarcie przez Konotop wyprowadziła 2. Armia Gwardii z Samary (gen. mjr Wiaczesław Gurow) z Centralnego Okręgu Wojskowego. Trzeba przyznać, że 2. Armia Gwardii nacierająca przez Konotop nie za bardzo się spisała. Jej wojska do nieodległego od granicy Konotopu dotarły dopiero następnego dnia, 25 lutego. Doszło bowiem do niespodziewanej bitwy dla Rosjan pod Głuchowem, zaraz za granicą. W ukraińskiej zasadzce Rosjanie stracili tu aż 15 czołgów T-72 zniszczonych przeciwpancernymi pociskami kierowanymi, przypuszczalnie amerykańskimi Javelin. Właśnie w bojach pod Kijowem narodziła się sława broni tego typu, którą zaczęto nazywać „święty Javelin”, choć brytyjski system NLAW był nie mniej skuteczny.
Konotop oskrzydlono z dwóch stron, choć do 1 marca nie był on całkowicie odcięty. To tutaj właśnie doszło do pierwszych incydentów, w których Rosjanie porzucili swoje pojazdy, w tym pancerne, z braku paliwa. Zostały one odholowane przez rolników ciężkimi ciągnikami rolniczymi, później wcielono je do służby w armii ukraińskiej. Ostatecznie jednak 4 marca Rosjanie zajęli Konotop i kontynuowali natarcie w kierunku na Nieżyn. Na szczęście tu zostali zatrzymani i po okresie stagnacji, także i stąd wycofali się na początku kwietnia, Konotop opuścili oni 6 kwietnia 2022 r.
Jak powiedzieliśmy, najgroźniejsze natarcie spadło na Kijów od strony wschodniej, przez Sumy. Właśnie tędy poszła 1. Armia Pancerna Gwardii, mając na czele dwa „dworskie” związki taktyczne: 4. Kantemirowską Dywizję Pancerną (DPanc) Gwardii z czołgami T-80UD oraz 2. Tamańską Dywizję Zmechanizowaną Gwardii. W drugim rzucie posuwała się 27. Sewastopolska Brygada Zmechanizowana Gwardii i 47. Niżniednieprowska Dywizja Pancerna Gwardii. Miasta Sumy broniła inna bardzo znana ukraińska jednostka – 93. Brygada Zmechanizowana „Chołodnyj Jar”. Były tu też oczywiście i inne siły, w tym z Gwardii Narodowej oraz sumska 117. Brygada Obrony Terytorialnej. Do pierwszej bitwy doszło pod Ochtyrką, miasteczkiem położonym jakieś 70 km na południe od Sum. Pod Ochtyrką z ukraińskimi jednostkami, w tym z 91. Pułkiem Operacyjnego Przeznaczenia (jednostka inżynieryjno-saperska), 117. Brygadą OT oraz różnymi jednostkami z Wojsk Lądowych i Gwardii Narodowej starł się 423. Jampolski Pułk Zmechanizowany Gwardii z 4. DPanc Gwardii i w walkach 24-25 lutego poniósł spore straty.
27 lutego nadal trwały walki na obrzeżach miasta, a na rosyjskie zgrupowanie spadły celne salwy ukraińskich rakiet, wystrzeliwanych głównie z wieloprowadnicowych artyleryjskich wyrzutni rakietowych BM-21 Grad (kaliber 122 mm, maksymalny zasięg 20 km). Czołgiści z dwóch pułków czołgów 4. DPanc Gwardii mieli obawy co do natarcia bez piechoty ze swojego własnego pułku zmechanizowanego, który został przygwożdżony pod Ochtyrką. W dodatku rosyjskie wojska w rejonie miasteczka na początku marca zaczęły być atakowane przez bezzałogowe statki powietrzne Bayraktar TB2. Tymczasem na północ od Ochtyrki, w miasteczku Trościaniec, na zachód usiłował się przebić 13. Szepietowski Pułk Czolgów Gwardii należący do 4. DPanc Gwardii. Walki o Trościaniec przeszły do historii, bowiem to tu właśnie rosyjskie czołgi zostały poważnie przetrzebione. Jednak nie dlatego, że czołgi są nic nie warte na współczesnym polu walki, ale dlatego że używano ich w najbardziej nieodpowiedni sposób.
Trościaniec został zdobyty przez 4. Kantemirowską Dywizję Pancerną Gwardii dopiero 1 marca, choć opór stawiały tu jedynie Wojska Obrony Terytorialnej Ukrainy, wsparte przypuszczalnie przez ukraińskie wojska specjalne. Walki w mieście nie są jakąś szczególną domeną rosyjskich wojsk, o czym jeszcze będziemy pisać. A kierowanie do miasta czołgów to grzech, który rosyjskie wojska popełniają systematycznie. Klasyka to działanie na oślep, bez rozpoznania, w wyniku czego systematycznie pakowano pojazdy pancerne w błoto, z którego nie były one w stanie wyjechać. Były one z niego wyciągane przez ukraińskich rolników ciągnikami dostosowanymi do operowania w trudnych warunkach ukraińskiej wczesnej wiosny, kiedy nawet czołg się potrafi zakopać i utknąć.
Do Trościańca w połowie marca przerzucono 93. Brygadę Zmechanizowaną „Chołodnyj Jar”, bowiem w okrążeniu w Sumach nie miała ona czego szukać. Sumy, wciąż nie zajęte przez wojska rosyjskie, były bronione przez jednostki Gwardii Narodowej, Wojska Obrony Terytorialnej oraz zbieraninę różnych pododdziałów Wojsk Lądowych, przeważnie szkolnych. Słynna brygada przypuściła w dniach 23-26 marca silny kontratak na rosyjskie wojska, osłabione pogubionym w błocie sprzętem i mocno już zdemoralizowane w wyniku ciągłego ostrzału ukraińskiej artylerii lufowej i rakietowej. 26 marca miasteczko zostało wyzwolone, a 13. Szepietowski Pułk Czołgów Gwardii został tu niemal całkowicie rozbity, tracąc większość swojego sprzętu. Bitwa pod Trościańcem z końca marca przeszła do historii jako pierwsze poważniejsze ukraińskie zwycięstwo, przy tym zasłużone, bowiem Siły Zbrojne Ukrainy dochowały tu zasad taktyki, w tym wzorowo współdziałając pomiędzy różnymi rodzajami wojsk. Dlatego Rosjanie na tym kierunku wycofali się najszybciej, bowiem spod Ochtyrki cofnęli się już 22 marca 2022 r.
W międzyczasie rosyjska 90. Witebsko-Nowogrodzka Dywizja Pancerna Gwardii wbiła się wąskim klinem omijając Konotop od północy przez Baturin i przemieszczała się po biegnącej tu jedynej szosie prosto na zachód. Równoległą szosą na południe od Konotopu usiłowała się wcisnąć 30. Brygada Zmechanizowana z 2. Armii Gwardii oraz pozostałe dwie brygady armii, 15. Aleksandryjska BZ Gwardii i 21. Omsko-Nowobugska BZ Gwardii, które szły za nią. Jednak brak miejsca do rozwinięcia tych sił sprawił, że z Ukraińcami we wsi Peremoha ok. 30 km na wschód od miasteczka Browary pod Kijowem i ok. 45 km od samej ukraińskiej stolicy, starła się tylko ta pierwsza. W Peremoha została ona powstrzymana 6 marca. Dalej ani rusz. Za to od północy 9 marca pod same Browary podeszły dwa wzmocnione piechotą pułki czołgów z 90. DPanc Gwardii – 6. Lwowski Pułk Czołgów Gwardii i 239. Orenburski Pułk Czołgów Gwardii. Rozpoczęła się dramatyczna bitwa o Browary, małe miasteczko położone zaledwie 12,5 km od wschodnich granic Kijowa i 20 km na północ – północny zachód od głównego kijowskiego portu lotniczego Borispol, który jest położony po wschodniej stronie stolicy Ukrainy. W pewnym momencie było to jedyne lotnisko, skąd do lotów bojowych startowały ukraińskie myśliwce MiG-29 i Su-27, bowiem pozostałe lotniska były zbombardowane i czasowo nieczynne. Boryspol jest natomiast wielkim lotniskiem z licznymi hangarami, gdzie myśliwce można było łatwo ukryć, a ponadto obrona przeciwlotnicza lotniska tworzyła wspólny system z obroną przeciwlotniczą Kijowa, czyli najlepiej bronionym rejonem Ukrainy.
Próba wzięcia miasta Browary z marszu przez oba pułki czołgów nie udała się. 9 marca obie te jednostki poniosły ciężkie straty, a dowódca 6. Pułku Czołgów Gwardii, płk Andriej Zacharow, zginął. Oba pułki przeszły do obrony i toczyły lokalne walki na przedmieściach miasta, ale prób wtargnięcia do niego na razie nie podejmowano. Dopiero w dniach 20-26 marca doszło do serii ataków i kontrataków z obu stron, ale od 29 marca nacierali już wyłącznie Ukraińcy. Niespodziewanie 31 marca 2022 r. rosyjskie wojska zaczęły zabierać spod Browarów część swoich oddziałów, głównie jednostki tyłowe, a 1 kwietnia zaczęły się stąd cofać. Do 2 kwietnia rosyjskie wojska opuściły po wschodniej stronie granice Obwodu Kijowskiego i powolutku przemieszczały się dalej na wschód.
W walkach pod Browarami wzięła przypuszczalnie udział ukraińska 54. Brygada Zmechanizowana oraz 4. Brygada Pancerna, ale też i inne oddziały. Klęska rosyjskich wojsk była tu oczywista, przy czym ponownie – przemieszczanie dużego zgrupowania pancerno-zmechanizowanego po jednej drodze zaowocowało tym, że pojawiły się nierozwiązywalne problemy z zaopatrzeniem tych wojsk, wobec braku odpowiedniej ilości szlaków transportowych na zapleczu. Pozostawanie całych związków taktycznych na jednej dosłownie drodze było wyjątkowo nierozsądne i kompletnie zakorkowało system logistyczny. Spod Browarów Rosjanie cofnęli się nie z powodu poniesionych strat, ale z powodu braków w zaopatrzeniu. Po prostu okazało się, że tak walczyć się nie da.
Decyzja o zmianie planu inwazji po fiasku natarcia na Kijów, ale też i na drugie wielkie ukraińskie miasto – Charków, zapadła zapewne na początku kwietnia. W okresie od 2 do 7 kwietnia odwrót spod Kijowa nabrał bardzo zorganizowanego już charakteru. Wyraźnie było widać, że jest on prowadzony na rozkaz „z góry”.
Charków miał być kolejnym miastem wziętym przez Rosjan. Zadanie wydawało się dość łatwe, wszak już w 2014 r. Charków o mały włos nie wpadł w ręce separatystów. W zasadzie w tym okresie Charków uratowali ukraińscy nacjonaliści oraz kibole ze słynnego już ruchu Prawy Sektor. Na szczęście, mimo zasług dla obrony Charkowa, ruch ten został w Ukrainie zmarginalizowany i już w maju 2014 r. jego przedstawiciele nie weszli do Parlamentu. Przez te osiem lat bardzo wiele się jednak zmieniło. Charków to nie Donieck, gdzie dominuje przemysł ciężki. Co prawda w Charkowie znajduje się jedna z największych na świecie fabryk czołgów (w 2022 r. zajmowała się głównie remontami i modernizacjami pojazdów pancernych oraz produkcją silników wysokoprężnych), znana obecnie jako Fabryka im. Wiaczesława Małyszewa, ale jest też i zakład produkcji lotniczej ChAZ oraz liczne nowoczesne wytwórnie, takie jak Turboatom – wytwórca turbin energetycznych znajdujący się w pierwszej dziesiątce firm tej branży na świecie, firma chemii samochodowej XADO, produkujący maszyny elektryczne Elektrotiażmasz, zakład automatyki Chartron produkujący m.in. układy kierowania do pocisków rakietowych ale i systemów kosmicznych, wielki zakład produkcji łożysk tocznych, Charkowski Zakład im. T. Szewczenki wytwarzający systemy elektroniczne, w tym wojskowe itd. Ogólnie rzecz biorąc Charków to miasto przemysłu elektrycznego, mechaniki precyzyjnej i elektroniki, pełne różnych nowo założonych firm, które mają wielkie szanse zaistnieć na Zachodzie po odpowiednim transferze technologii, a nawet i bez tego. W przeciwieństwie do kopalń, hut, zakładów metalurgicznych i chemicznych Donbasu, charkowskiemu przemysłowi zupełnie nie grozi los wschodnio-ukraińskiego przemysłu ciężkiego. Dlatego Charków przestał się bać kursu na Unię Europejską, a mieszkańcy Charkowa zaczęli w tym widzieć swoją szansę.
Rosjanie tego w ogóle nie dostrzegli. Wydawało im się, że marsz na Charków, leżący zaledwie 35 km od granicy z Rosją, będzie spacerkiem, a ludność Charkowa powita rosyjskie wojska entuzjastycznie i z kwiatami. Nic bardziej mylnego.
Może dlatego do ataku na Charków wyznaczono najsłabszą z armii Zachodniego Okręgu Wojskowego, 6. Armię z Sankt Petersburga (dowódca: gen. por. Władisław Jerszow, we wrześniu 2022 r. zdjęty ze stanowiska). W armii tej były tylko dwie brygady manewrowe: 25. Sewastopolska BZ Gwardii i 138. BZ Gwardii, dlatego dodatkowo armię wzmocniono elementami 14. Korpusu Armijnego z Floty Północnej, głównie 200. Pieczengską BZ Gwardii. Ta ostatnia była brygadą arktyczną na co dzień stacjonującą pod Murmańskiem i miała dość specyficzne wyposażenie: arktyczne wszędołazy DT-30 Witiaź, nie za bardzo jednak nadające się do walk w Ukrainie.
Wydawało się, że rosyjskie wojska szybko się wedrą do Charkowa. I faktycznie już drugiego dnia na północne przedmieścia wjechały opancerzone pojazdy patrolowe GAZ Tigr należące do 25. Sewastopolskiej Brygady Zmechanizowanej Gwardii. Około 30 wozów, czyli zapewne większa część kompanii rozpoznawczej brygady wdarła się do miasta i wydawało się, że za chwilę, w ślad za nią pojawią się rosyjscy piechurzy zmechanizowani i ich czołgi. Grupa pojazdów patrolowych wjechała, ale już z miasta nie wyjechała. Wpadła w zasadzkę i została całkowicie zlikwidowana. Był to kolejny przykład rosyjskiej nonszalancji w prowadzeniu działań wojennych.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki