Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Spokojne, niewyróżniające się miasto, jakich wiele, doświadcza niespotykanego na co dzień zjawiska – deszczu meteorytów. Krótko po tym wydarzeniu Andorcię, uczennicę jednego z miejskich liceów, zaczynają dręczyć koszmary o obcych przenoszących pasożyty atakujące ludzki mózg. A w szkole, do której uczęszcza dziewczyna, dzieją się niepokojące rzeczy…
Bohaterka prowadzi własne śledztwo, aby odkryć prawdę o niewyjaśnionych zjawiskach. Cała społeczność szkolna staje naprzeciw wspólnemu wrogowi. Andorcia jest odważna, zdeterminowana i nieugięta w dążeniu do odkrycia prawdy oraz ocalenia znajomych.
„Wirus?” to ciekawa, pełna zaskakujących wydarzeń powieść z elementami science fiction, thrilleru i kryminału.
Notatka o Autorce
Anna Widawska – studentka historii sztuki i filozofii, zafascynowana estetyką, sztuką oraz poezją. Uwielbia podróże, które pozwalają jej poznawać nie tylko nowe miejsca, ale i siebie samą. Poza tym maluje, rysuje, fotografuje, pisze, uczy się gry na pianinie i śpiewu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 247
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Opieka redakcyjna
Agnieszka Gortat
Redaktor prowadzący
Ewa Tadrowska
Korekta
Słowa na warsztatEwa Ambroch
Opracowanie graficzne i skład
Marzena Jeziak
Projekt okładki
Przemysław Szczepkowski
© Copyright by Anna Widawska 2025© Copyright by Borgis 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone
Wydanie I
Warszawa 2025
ISBN 978-83-68322-51-4ISBN (e-book) 978-83-68322-52-1
Wydawca
Borgis Sp. z o.o.ul. Ekologiczna 8 lok. 10302-798 [email protected]/borgis.wydawnictwowww.instagram.com/wydawnictwoborgis
Wydrukowano w Polsce
Druk: Sowa Sp. z o.o.
Spis treści
Zwykłe dni? 7
Artykuł 13
Nadzieja 19
Zwykłe dni?
W spokojnym mieście, gdzie dni płynęły beztrosko, znajdowało się liceum, które stało się miejscem przerażającej tragedii. Nazywam się Andorcia. Jestem zwykłą, niepozorną uczennicą. Mam czarne, długie włosy, które zawsze noszę rozpuszczone. Moje oczy do niedawna były pełne życia i energii, a mój uśmiech zawsze rozjaśniał każde pomieszczenie.
Wszystko zaczęło się niewinnie.
Pewnego dnia jak zwykle odbyłam poranną rutynę i wybrałam się do szkoły. Po przyjechaniu na miejsce i zaparkowaniu mojego czarnego bmw udałam się do klasy. Wszyscy uczniowie byli zainteresowani jakimś niecodziennym wydarzeniem, o którym nie słyszałam. Szeptali między sobą, wydawali się przerażeni. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej od mojej koleżanki o imieniu Alex. Lekko szturchnęłam ją w ramię i zapytałam:
– Hej! Wiesz może, o czym tak plotkują uczniowie? Lubię plotki, jestem bardzo ciekawa, jeśli masz jakieś informacje, opowiedz mi o tym.
Spojrzała na mnie i wyszeptała:
– A to nic nie słyszałaś? Wczoraj w nocy był deszcz meteorów! Ale to nie wszystko. W naszym parku spadł jeden, dość mały. Najgorsze, że pękł, a ze środka coś wyszło. Pani od biologii tak stwierdziła, ponieważ były tam małe ślady ciągnącego się śluzu, ale nic więcej nie znaleziono. Wszyscy się niepokoją.
Kiedy to usłyszałam, poczułam ucisk w klatce piersiowej i pisk w uszach. Bardzo się wystraszyłam, ten scenariusz brzmiał niczym z filmów science fiction.
Rozmowę przerwał nam dzwonek na lekcję. Wyjęliśmy swoje książki i czekaliśmy na nauczyciela.
– Słuchaj, Andorcia, wierzysz w to wszystko? Brzmi jak jakiś dziwny film o obcych! – odezwała się Alex.
– Wiesz co, zgadzam się z tobą. Obcy, pasożyty i zombie istnieją tylko w naszej wyobraźni… Niezależnie od tego, jak bardzo byśmy chcieli, aby było to prawdziwe, by poczuć adrenalinę, to i tak się to nie wydarzy, bo to nie istnieje – odpowiedziałam.
– Masz rację. – Alex skinęła głową.
W tym momencie do klasy weszła nauczycielka, więc byłyśmy zmuszone odłożyć rozmowę na później.
Lekcja minęła szybko i przyjemnie. Był maj, więc zajęcia często przebiegały w luźnej atmosferze, nieraz oglądaliśmy jakiś film. Na przerwie porozmawiałam z nauczycielką, pokazałam jej zdjęcia, które wykonałam, i chwilę się pośmiałyśmy, a później przeszłam do innej klasy na kolejną lekcję. I tak zleciał mi cały poniedziałek.
W nocy miałam straszne koszmary, śnił mi się ten meteoryt i kosmici, którzy krzywdzili ludzi ze szkoły. Obudziłam się rano, cała zlana potem. Poszłam do łazienki, aby umyć twarz i zęby. Później rozczesałam włosy, ubrałam się i wyszłam do szkoły.
Myślałam, że ten dzień również minie normalnie. Wkroczyłam do klasy i usiadłam w pierwszej ławce, tuż przy biurku nauczyciela. Lubię tu siedzieć, ponieważ czuję się bezpiecznie i dobrze słyszę, co mówi nauczyciel. Mojej koleżanki jeszcze nie było. Wyjęłam słuchawki z torby, aby posłuchać jakiejś muzyki. Otworzyłam Spotify i puściłam jedną z moich ulubionych piosenek z playlisty numer 1. Lekko zwiększyłam głośność, ponieważ bardzo lubię mocne basy.
Kiedy piosenka się skończyła, zadzwonił dzwonek i do klasy weszli pozostali uczniowie. Po chwili pojawiła się również moja koleżanka.
– No hej, gdzie byłaś, Alex?
– A wiesz, musiałam coś załatwić w sekretariacie, a później poszłam do toalety. Nic wielkiego. A co, martwiłaś się? Ha, ha!
– A już, martwiłam, wiesz co… Ha, ha, ale wiesz, że nie lubię siedzieć sama.
– Tak, tak!
Pośmiałyśmy się chwilkę, zanim nauczycielka angielskiego weszła do klasy.
– Dzień dobry, dzisiaj zrobimy luźną lekcję, materiał już skończyłam, a nie ukrywam, że boli mnie głowa, więc możecie się zająć sobą.
Wszyscy się ucieszyli i od razu dało się słyszeć lekki gwar, śmiechy i pogaduchy uczniów. Ja zaczęłam rozmawiać z koleżanką o wczorajszym wydarzeniu, czyli o meteorze.
– Myślisz, że sytuacja się rozwinie w związku z tym meteorem? – zapytałam.
– Wiesz co, nie chce mi się wierzyć, to jest takie nierealne i surrealistyczne, takie coś istnieje tylko w filmach i książkach – odparła.
– No niby racja, ale już sam meteor, jego pęknięcie oraz ten śluz… Bardzo mnie to wszystko niepokoi.
– No, mnie też, ale poczekajmy, nie wyolbrzymiajmy tak tego, okej?
– Dobra, dobra. Masz rację, Alex…
Lekcja angielskiego upłynęła spokojnie. Jednak pod koniec, kiedy zerknęłam na nauczycielkę, zauważyłam u niej dziwne przebarwienia i plamki, takie jakby siniaki na rękach i twarzy. Bardzo małe, ledwie widoczne. Ale wytłumaczyłam sobie, że boli ją głowa i jest osowiała, więc może być przeziębiona, i zostawiłam to.
Następną lekcją miała być matma. Mimo że mam trochę problemów z tym przedmiotem, to bardzo go lubię, ponieważ mnie ciekawi, zresztą nauczycielka też jest super.
Zanim wyszłam z klasy, zaczepiła mnie pani od angielskiego:
– Hej, Andorcia, możesz mi pomóc?
– Jasne! A w czym?
– Pomóż mi coś znaleźć w waszym e-dzienniku, będę ci bardzo wdzięczna!
Kiedy zbliżyłam się do niej, poczułam niepokój. Wyglądała dziwnie. Miała lekko przekrwione oczy, usta trochę wysuszone. Jednak dalej wmawiałam sobie, że to przeziębienie.
Kiedy jej pomogłam, podziękowała mi, a ja poszłam na następną lekcję.
Trwała jeszcze przerwa, ale pani od matmy była już w klasie i grzebała w komputerze.
– Dzień dobry! – powiedziałam głośno w jej stronę.
– O, dzień dobry, Andorciu, jak ci mija dzień?
Usiadłam jak zawsze w pierwszej ławce przy biurku i wyjęłam książki, po czym zaczęłam rozmawiać z nauczycielką. I tak do końca przerwy gadałyśmy sobie o wszystkim i o niczym.
Kiedy zadzwonił dzwonek do sali powoli napływali uczniowie. Po sprawdzeniu obecności zaczęliśmy lekcję. Matematyka była jedynym przedmiotem w szkole, na którym materiał przerabialiśmy do końca roku szkolnego. W sumie mnie to cieszyło, bo przynajmniej coś się działo na zajęciach i nie wiało nudą. Końcówka lekcji minęła tak jak angielski, czyli rozmawialiśmy i przeglądaliśmy internet.
Wróciłam do domu, zjadłam sushi, przejrzałam Instagrama i TikToka, a na końcu zrobiłam zadanie domowe z matmy. Wieczorem się umyłam, poszłam do łóżka i puściłam muzykę z mojej playlisty.
W pewnym momencie natknęłam się na dziwny tekst. Był to artykuł sci-fi przedstawiający raczej teorie spiskowe niż fakty czy realne zdarzenia, zaciekawił mnie jednak, ponieważ nawiązywał pośrednio do tego, co ostatnio wydarzyło się w mojej szkole. Opisywano w nim bowiem rodzaje meteorytów, kosmitów, planety oraz – co najbardziej mnie zaciekawiło – pasożyty z kosmosu. Przypomniało mi się wtedy, że oglądałam kiedyś coś podobnego – film o pasożytach, był z gatunku anime i też pojawiły się w nim meteory. Zaczęłam czytać.
Artykuł
Moje dłonie drżały, podczas lektury tego przerażającego artykułu o kosmitach, obcych i pasożytach z kosmosu. Na samą myśl, że opisywane historie mogłyby mi się przydarzyć, zimny dreszcz przebiegł mi po plecach, a serce zaczęło walić szybciej.
Autor tekstu rozpisywał się o dziwnych, obcych formach życia, które podróżują przez wszechświat w meteorytach. Mają to być pasożyty, mikroskopijne larwy, które są bardziej niebezpieczne, niż mogłabym sobie wyobrazić. Jednym słowem, tekst ujawniał sprawy, o których nikt nie miał pojęcia i o których nikt nigdy by się nie dowiedział.
Opis tych pasożytów był przerażający w swej precyzji. Są to małe, białe larwy o błyszczącym ciele, które potrafią przeżyć w ekstremalnych warunkach kosmicznych. Żywią się głównie materią organiczną zawartą w meteorytach, ale to, co jeszcze bardziej przeraża, to ich zdolność do dostosowywania się do życia wewnątrz żywych organizmów.
Dalej można było przeczytać, że pasożyty wchodzą do organizmu żywiciela przez wodę. To było jak cichy krzyk ostrzegawczy, który poniósł się w mojej głowie. Kiedy już tam się znajdą, larwy rozwijają się powoli, prawie niezauważalnie dla nosiciela. I to wydawało mi się najbardziej przerażające – ich zdolność do działania w ukryciu.
Moje myśli zawiesiły się na opisie kolejnego etapu. Po paru dniach larwy zaczynają wędrować po organizmie, ukrywając się przed układem odpornościowym. Ich cel jest jeden: dostać się do mózgu. Teraz, kiedy wyobraziłam sobie te mikroskopijne stworzenia podążające przez moje ciało do umysłu, serce waliło mi coraz szybciej.
Autor artykułu podawał, że w końcowym stadium zakażenia pasożyt infekuje mózg i w jakiś sposób zmienia jego funkcje. To był chyba najgorszy scenariusz, jaki mogłam sobie wyobrazić. Wtedy to, co było wewnątrz, stawało się wrogiem. Obca wola i intencje zaczynają kształtować zdolności i zachowania zarażonych. Ofiary tracą kontrolę nad swoim ciałem i umysłem. Miało to skutkować gniciem ciała, wybielonymi oczami i całkowitą utratą pamięci. Następowała prawdziwa śmierć umysłu i ciała, a istota ludzka stawała się tylko marionetką tego kosmicznego pasożyta.
Kiedy skończyłam czytać czułam, jak przerażenie dławi mnie od środka. Opis tych obcych pasożytów, zdolnych do powolnego i niemal niezauważalnego rozwoju wewnątrz żywego organizmu, przykuł mnie do łóżka. Zrozumiałam, że może być za późno, że może już zaczęło się to w naszej szkole. Czułam się jak główna bohaterka horroru, żyjąca w świecie, w którym granica między rzeczywistością a koszmarami zaczęła się zacierać.
Mój umysł był jakby zawieszony w ciemnym i nieprzyjemnym miejscu. Wyobrażenia historii opisanych w tekście odbijały się echem w mojej głowie, budząc strach i niepokój, który trudno było zignorować. Moje dłonie ciągle drżały, a serce waliło mi tak mocno, że czułam to w uszach.
Wiedziałam, że artykuł jest czysto teoretyczny. Zawiera jedynie przypuszczenia ludzi, którzy próbowali zrozumieć coś, co wydawało się niemożliwe do ogarnięcia. Ale w miarę jak czytałam, zaczęłam sobie uświadamiać, że to, co na pierwszy rzut oka wydawało się fikcją, miało w sobie ziarno przerażającej prawdy.
Te larwy to byty obcego pochodzenia zdolne do wyrafinowanej adaptacji i kontroli nad swoimi żywicielami – ta świadomość wrzucała mnie w wir myśli, których nie chciałam przyjąć. Mój mózg próbował zignorować to, co przeczytałam, i potraktować jako fantazje, lecz gdzieś w głębi duszy czułam, że te opowieści nie były do końca zmyślone.
Mój wzrok powędrował na linię na mojej dłoni, na palce, które mogłyby być potencjalnie nosicielami tego obcego zła. Czy woda, którą piłam codziennie, była skażona? Czy wewnątrz mnie rozwija się jakaś obca forma życia, której nie jestem w stanie zauważyć? Moje myśli były jak labirynt, w którym utknęłam bez szansy na wydostanie się dociągnąć do krawędzi.
Zaczęłam analizować każdy drobiazg w swoim ciele, każdy subtelny objaw, który mógłby sugerować, że coś jest nie tak. Czy te zimne poty, które ostatnio mnie dopadały, były tylko wynikiem stresu, czy to pierwsze symptomy obecności obcych? Czy lekkie zamglenie oczu, które właśnie poczułam, nie było efektem zmęczenia, ale dowodem na coś znacznie poważniejszego?
Artykuł wywołał we mnie panikę. Wyobrażenia pasożytów w moim organizmie, kształtujących moje myśli i zachowanie, budziły we mnie nieodpartą chęć ucieczki od własnego ciała. Jednak gdzie miałabym się ukryć przed czymś tak mikroskopijnym, a zarazem tak potężnym?
Było to jak koszmar, z którego nie mogłam się obudzić. Czułam, że jestem związana z tym, co przeczytałam, że w jakiś sposób zaczęłam biec w kierunku czegoś, co jest niewidzialne, ale co nieuchronnie się zbliża. Każdy kolejny oddech sprawiał, że czułam obecność tych kosmicznych istot, które mogłyby mnie zainfekować.
Kiedy odłożyłam artykuł, wciąż drżałam. Poczułam, że stałam się bohaterką własnego horroru. Byłam jak ofiara snująca się w mroku, widząca coraz więcej dowodów na to, że to, co czytałam, mogło być rzeczywistością. To było obezwładniające odczucie, jakbym stanęła na krawędzi przepaści, a przerażenie coraz bardziej chłonęło mnie w swą mroczną otchłań.
To była jedna z tych nocy, które wydają się trwać wiecznie. Leżałam w łóżku, patrząc w sufit, którego kształt zaczynał wydobywać się z ciemności. Moje myśli krążyły wokół przeczytanego artykułu, a wraz z nimi narastały napięcie i niepokój.
Wcisnęłam głowę w poduszkę, próbując się zrelaksować. Ale im bardziej starałam się zapanować nad swoimi myślami, tym mocniej one przejmowały nade mną kontrolę. Opowieści o obcych larwach, które mogłyby mnie zainfekować, zaczęły odciskać swoje piętno na mojej wyobraźni.
Próba zamknięcia oczu była jak krok w nieznane. Wyobrażałam sobie te małe białe robaki kręcące się wokół mnie, unoszące się w powietrzu, gotowe do ataku. Czułam, jak dreszcz przeszywa moje ciało, a każdy szelest kojarzył się z potencjalnym zagrożeniem.
Zegar na ścianie odliczał czas, który minął od momentu, kiedy położyłam się spać. Minuty stawały się godzinami, a ja wciąż nie mogłam znaleźć spokoju.
Ciszę przerywały jedynie od czasu do czasu szmery nocy – szelest liści za oknem, dalekie odgłosy miasta. Ale dla mnie były to dźwięki, które miały w sobie coś jeszcze, zapowiedź nieznanej obecności. Kiedy zamknęłam oczy, wydawało mi się, że mogłam usłyszeć szept, jakby te larwy, czy coś jeszcze gorszego, próbowały się do mnie dostać.
Mocniej chwyciłam kołdrę, próbując stłumić wewnętrzne drżenie. Jednak moje myśli dalej błądziły po tamtej kosmicznej opowieści, wyolbrzymiając każde przypuszczenie i wyobrażenie. Moje serce biło tak gwałtownie, że myślałam, iż zaraz wyskoczy z piersi.
Kiedy nad ranem zdołałam zasnąć, moje sny nie były już zwykłymi snami. Były to koszmary, w których czułam te obce byty wędrujące po moim ciele, zakradające się w moje myśli i przejmujące nad nimi kontrolę. Obudziłam się z przerażeniem, oblana zimnym potem, z myślami, które dawno straciły związek z rzeczywistością.
Ta noc była jak uwięzienie w mrocznym labiryncie, z którego wyjście wydawało się coraz bardziej nieosiągalne. Czy mogłam się jeszcze kiedykolwiek poczuć pewnie? Czy to, co przeczytałam, nie było nieodwracalnie zakorzenione w moim umyśle? Szukałam ukojenia i wewnętrznej równowagi, ale znalazłam tylko chaos przerażających myśli, które nadal nie dawały mi spokoju.
Nadzieja
Poranek nadszedł z obietnicą nowego początku, ale po przerażającej nocy miałam trudności z wypchnięciem swoich myśli z otchłani koszmarów. Budziłam się z trudem i czułam, że moje powieki są jeszcze ociężałe po niewłaściwym odpoczynku. Przytłaczała mnie senność, ale zarazem lęk przed męczącymi snami.
Wstałam, próbując wyrzucić z głowy wszystkie te obrazy, które mnie nawiedzały. Kiedy otworzyłam okno, pierwsze promienie słońca przyniosły mi trochę ulgi. Ciepłe światło wlało się do pokoju, przypominając, że jestem tu i teraz.
Ruszyłam do łazienki, kierowała mną nadzieja na odzyskanie normalności, choć na chwilę. Umycie twarzy przywróciło mi trochę świeżości, ale pozbycie się strachu nie było tak proste. Woda cieknąca po moich rękach nie mogła oczyścić mnie z natrętnych myśli, które nadal próbowały się we mnie zakorzeniać.
Ubierając się, postawiłam na komfort i poczucie bezpieczeństwa i wybrałam ulubioną bawełnianą sukienkę. Ale nawet kiedy wykonywałam rutynowe czynności, obce myśli tkwiły w moim umyśle. To wydarzenie z meteorytem, który wylądował w szkolnym parku za budynkiem, wróciło do mnie jak widmo.
Szczególnie opisy z artykułu wydawały się teraz tak realistyczne, tak bliskie, jakby w każdej chwili mogły stać się rzeczywistością. Wizja meteorytu zawierającego potencjalnie niebezpieczne mikroby budziła we mnie niepokój, który zaczynał znów przejmować kontrolę nad moim umysłem.
Zastanawiałam się, czy to, co przeczytałam, mogło mieć związek z tym przypadkowym wydarzeniem. Czy zakażony meteoryt z kosmosu mógłby faktycznie przenieść coś, co zagrażałoby naszemu światu? Wydawało się to niemożliwe, ale kto wiedział, co kryło się w niezbadanych głębiach wszechświata…
Moje myśli były spętane obawami i niepewnością, a normalność nadchodzącego dnia zdawała się odległa i nieosiągalna. Tylko czas mógłby udzielić odpowiedzi na pytanie, czy to, o czym mówił artykuł, ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością i czy moje obawy mają jakikolwiek sens.
Kiedy wyszłam z domu i spojrzałam na moje czarne bmw, wydało mi się, że jest ono jedyną rzeczą, która łączy mnie z realnym światem. Zmęczenie unosiło się we mnie jak mgła, dając znać o sobie bladością skóry i cieniami pod oczami.
Zaciągnęłam się powoli świeżym powietrzem, próbując odgonić senność, po czym wsiadłam do samochodu. Szybko ruszyłam w kierunku szkoły. Byłam już tam myślami, chociaż umysł wciąż tkwił w pułapce nocnych koszmarów.
Gdy dotarłam na miejsce, długo patrzyłam przed siebie w przestrzeń, próbując się zebrać i zyskać jakąkolwiek pewność. Dopiero po chwili zdecydowałam się opuścić samochód. Właściwie nawet nie zdążyłam wysiąść, kiedy uczucie znużenia przygniotło mnie do ziemi. Weszłam do klasy i spostrzegłam, że jestem jedną z pierwszych osób.
Usiadłam w ławce, opadłam na oparcie, a moje myśli nadal dryfowały ku przerażającym opowieściom z artykułu i wczorajszym koszmarnym snom. Czułam się, jakby moje ciało było w stanie fizycznej obecności, ale umysł wciąż tonął w opowieściach, które jawiły się bardziej rzeczywiste niż cokolwiek innego.
Kiedy czekałam na rozpoczęcie lekcji, moje serce waliło nerwowo, a palce wędrowały po ławce, jakbym w ten sposób mogła pozbyć się napięcia. W pewnym momencie moje spojrzenie przypadkowo spoczęło na drzwiach wejściowych, w których pojawiła się nauczycielka niemieckiego, a tuż za nią Alex. Przyjrzałam się im uważnie. Wczorajsze zdarzenie na lekcji angielskiego, kiedy pani poczuła się źle, wydawało się na tyle odległe, że dopiero teraz uświadomiłam sobie jego powagę. Wtedy małe plamki, ledwo widoczne siniaki i suche usta u anglistki zrzuciłam na karb przeziębienia.
Mój umysł błądził po tych drobnych szczegółach, które teraz miały głębszy sens. Znów poczułam niepewność, czy wszystko jest tak, jak powinno być, czy może to tylko wytwór mojej wyobraźni.
Lekcja niemieckiego przyniosła prawdziwy oddech od ostatnich dni pełnych strachu i niepokoju. Kiedy rozpoczęły się zajęcia, atmosfera w klasie stała się luźniejsza i bardziej przyjazna. Chociaż rano walczyłam z lękiem, teraz, siedząc w ławce, poczułam się nieco spokojniejsza.
Po krótkiej i zabawnej niemieckiej czytance nauczycielka ogłosiła, że mamy wolny czas, aby pracować samodzielnie lub pogadać z kolegami. Z ulgą oparłam się plecami o ławkę, pocierając dłońmi czoło. Rozluźniłam ramiona i oddychałam głęboko, starając się odzyskać pełną kontrolę nad myślami.
Alex uśmiechnęła się do mnie. Jej energia zawsze miała w sobie coś, co potrafiło rozjaśnić nawet najbardziej ponury nastrój.
– Cześć, jak się dzisiaj czujesz? – zapytała z troską.
– Lepiej, dzięki. Te ostatnie dni były dość dziwne. – Uśmiechnęłam się do niej.
– To prawda… – przyznała, opierając łokcie na stole.
– Przeczytałam wczoraj wieczorem artykuł… o obcych i pasożytach z kosmosu. To mnie bardzo przeraziło – odparłam i pokrótce opisałam jej tekst. – Próbuję nie dać się temu za bardzo ponieść – dodałam na zakończenie.
Alex spojrzała na mnie z politowaniem.
– To dobrze, że masz takie podejście. Musisz pamiętać, że to tylko czyjeś przypuszczenia, a my nie mamy pewności, czy cokolwiek takiego się dzieje.
Z ulgą przyjęłam jej słowa.
– Masz rację. Muszę zrozumieć, że mogą to być tylko moje własne lęki, które próbują się we mnie zakorzenić.
Alex uśmiechnęła się szeroko.
– Dokładnie! I pamiętaj, że jestem tutaj, żeby cię pocieszyć, jeśli się zdenerwujesz.
– To miłe z twojej strony – stwierdziłam, czując do niej wdzięczność za to, że zawsze potrafiła mnie wesprzeć w trudnych chwilach.
Wszyscy uczniowie pracowali lub wesoło rozmawiali, a ja wreszcie poczułam, że mogę się rozluźnić. Rozmowa z Alex pomogła mi zrozumieć, że nawet w obliczu strachów możemy znaleźć wsparcie i siłę, by się z nimi uporać. Była to lekcja, którą zapamiętam na długo. Dała mi nadzieję na to, że nawet w mrocznych chwilach możemy znaleźć iskierkę światła.
Kiedy dzwonek oznajmił koniec lekcji niemieckiego, poczułam jeszcze większą ulgę. Wreszcie miałam chwilę oddechu, by zebrać myśli i zrelaksować się przed kolejnym wyzwaniem. Przed wyjściem z klasy podniosłam wzrok na nauczycielkę.
– Do widzenia – powiedziałam pogodnie, a kąciki moich ust same powędrowały ku górze.
Germanistka uśmiechnęła się szeroko.
– Miłego dnia, Andorcia. I niech ten uśmiech z tobą zostanie.
Uśmiechnęłam się ponownie, czując, że ten mały gest poprawił mi nastrój.
– Również życzę pani miłego dnia!
Wyszłyśmy z Alex na zatłoczony korytarz. Uczniowie przemieszczali się między salami lekcyjnymi i głośno rozmawiali. Skierowałyśmy się do klasy, w której miała się odbyć następna lekcja – polski.
Alex kiwnęła głową w stronę drzwi.
– No to teraz czas na dawkę literatury. Ciekawe, co tym razem wymyśliła pani od polskiego.
Przytaknęłam, zauważając, że Alex również próbuje zignorować strach związany z ostatnimi wydarzeniami. Przekroczyłyśmy próg klasy polonistycznej z nadzieją, że ta lekcja przyniesie choć odrobinę rozrywki i odwróci uwagę od trosk.
Wnętrze sali wypełniły głośne rozmowy i śmiech. Uczniowie gromadzili się w grupkach, dzielili plotkami i opowieściami. Siadając w pierwszej ławce, Alex i ja uśmiechnęłyśmy się do siebie. Była to chwila, w której uświadomiłyśmy sobie, że nasza przyjaźń była wartością i że nie sposób było przecenić jej w obliczu wszelkich trudności.
Siedząc na swoim miejscu, poczułam ulgę, że mogę oddać się zajęciom, które zwykle były mniej stresujące niż to, co działo się wokół. Pani od polskiego była osobą pełną pasji do literatury, co zawsze tworzyło przyjemną atmosferę na jej lekcjach.
Polonistka weszła i na początek przeczytała fragment z ulubionej książki. Jej głos był spokojny, w miarę jak go słuchałam, przenosiłam się mentalnie do opisywanego świata. Stronice ożywały przed moimi oczami.
Potem przyszedł czas na dyskusję na temat przeczytanego fragmentu. Rozmawialiśmy o głównym bohaterze, jego decyzjach i dylematach. Wiele osób wyraziło swoje opinie. Zauważyłam, że mamy inne spojrzenia na tę samą historię. To było fascynujące, że ta sama opowieść mogła wywoływać w nas tak zróżnicowane reakcje.
Polonistka prowadziła dyskusję, zadając pytania, które skłaniały nas do myślenia i wyrażania swojego zdania. Jej entuzjazm słychać było w każdej wypowiedzi, tworzyła inspirującą atmosferę. Kiedy przyszła moja kolej, starałam się wyrazić swoje myśli najlepiej, jak potrafiłam.
Lekcja minęła szybko, zegar na ścianie wyraźnie wskazywał, że czas dzisiejszej literackiej podróży dobiegał końca. Nauczycielka podsumowała nasze wypowiedzi i zachęciła do dalszej lektury, byśmy mogli kontynuować dyskusję w przyszłym tygodniu.
Wychodząc z klasy, poczułam, że to było dokładnie to, czego potrzebowałam. Chociaż świat zewnętrzny wciąż pozostawał pełen tajemnic i niepewności, to chwila spędzona na lekcji polskiego pozwoliła mi oderwać się od codziennych zmartwień i zanurzyć w magicznym świecie literatury.
Następną lekcją była matematyka, przedmiot, który wyróżniał się na tle reszty. Był jednym z niewielu, na którym przerabialiśmy materiał do samego końca roku szkolnego. Była to jedna z niewielu lekcji, na których czułam, że coś się naprawdę dzieje.
Pomimo pewnych trudności, jakie miałam z matematyką, zawsze cieszyłam się na tę lekcję. Była to dziedzina, która choć wymagała skupienia i pracy, potrafiła mnie zaabsorbować i wymagała logicznego rozumowania, a dzięki temu moje myśli przestawały krążyć wokół obaw i strachów.
Pani od matmy była jedną z tych osób, które potrafią sprawić, że nawet trudne zadania stają się ciekawe. Jej pasja do matematyki była wręcz zaraźliwa, a sposób, w jaki wyjaśniała skomplikowane zagadnienia, powodował, że zagadnienia stawały się bardziej przystępne.
Dzisiaj pracowaliśmy nad równaniami kwadratowymi. Matematyczka zaczęła od przypomnienia podstawowych pojęć, a następnie przechodziła do bardziej zaawansowanych zagadnień. Od nas wymagała nie tylko skupienia, ale także zaangażowania i aktywnego uczestnictwa.
Siedząc w ławce, słuchałam uważnie wyjaśnień nauczycielki. Jej głos był spokojny, ale pełen energii, co sprawiało, że łatwo było się skupić na tym, co mówiła. Patrzyłam na tablicę, gdzie równania pojawiały się i znikały, i z każdą chwilą lepiej rozumiałam to, co się działo.
Kiedy przyszedł czas na rozwiązywanie zadań, zabrałam się do tego z entuzjazmem.
Lekcja matematyki minęła szybko, zaskakująco szybko. Zegar na ścianie wskazywał, że zaraz będzie przerwa. Matematyka była dla mnie oazą w szkolnej rzeczywistości, czasem, kiedy miałam okazję sprawdzić swój umysł i przekroczyć własne granice.
Matematyczka kończyła omawianie ostatniego zagadnienia. Z nią mieliśmy pewność, że choć matematyka bywała wymagająca, to przy odpowiednim wysiłku i koncentracji była do ogarnięcia. W miarę jak uczniowie podnosili ręce, by zadawać pytania i wyrażać swoje myśli, lekcja nabierała dynamiki.
Po dzwonku zebrałam swoje książki i wyszłam na korytarz, gdzie natknęłam się na panią od angielskiego, która poprzedniego dnia źle się poczuła na lekcji. Wydawało mi się, że teraz wyglądała ciut gorzej, jej kroki były nieco niestabilne, a na twarzy malowało się zmęczenie.
Zatrzymałam się na moment, by ją przepuścić.
– Proszę pani, czy wszystko w porządku? – zapytałam zaniepokojona.
Przez chwilę anglistka wydawała się zaskoczona moim pytaniem, a potem uśmiechnęła się lekko, chociaż jej uśmiech wyglądał na bardziej wymuszony niż zwykle.
– Och, tak, Andorcia, dziękuję za troskę. Po prostu miałam trochę niespokojną noc. Nic poważnego… No i do tego to przeziębienie…
Wzruszyłam ramionami, starając się być uprzejma i nieprzesadnie wścibska.
– Jeślibędzie pani czegoś potrzebowała, proszę dać znać.
– Z pewnością tak zrobię. Dziękuję – rzuciła i ruszyła dalej korytarzem.
Kiedy patrzyłam, jak odchodzi, moje myśli mimochodem zaczęły wracać do artykułu o inwazji obcych i do przerażających opisów. Czułam, że coś jest nie tak, ale jednocześnie próbowałam zachować spokój. To, co widziałam na twarzy pani od angielskiego, było niepokojące, ale nie mogłam być pewna, żemiało cokolwiek wspólnego z tym, co przeczytałam.
Teraz musiałam iść piętro wyżej do sali trzydzieści siedem na godzinę wychowawczą. Schody jakby się wydłużyły, a każdy krok był przytłaczający. Nieustannie towarzyszyły mi myśli o anglistce i jej niepokojącym stanie zdrowia.
Godzinę wychowawczą rozpoczęliśmy od sprawdzania obecności, a potem przeszliśmy do omawiania kilku bieżących spraw szkolnych. Pani wychowawczyni zawsze była wyluzowaną i otwartą osobą, co sprawiało, że zajęcia z nią były przyjemne i bardzo swobodne.
Kiedy zaczęła opowiadać nam o nadchodzących wydarzeniach szkolnych i planach nauczycieli, moje myśli wciąż wracały do pani od angielskiego. Nie mogłam się pozbyć uczucia, że coś jest nie tak i że to może być związane z tajemniczą chorobą opisaną w artykule.
Wychowawczyni zauważyła, że nie jestem w pełni skoncentrowana, i spojrzała na mnie pytająco.
– Andorcia, czy wszystko w porządku? Wydajesz się trochę nieobecna…
Wzruszyłam ramionami, próbując się do niej uśmiechnąć.
– Tak, wszystko dobrze. Po prostu się zamyśliłam.
Wychowawczyni kiwnęła głową z wyrozumiałością.
– Rozumiem. Jeśli masz coś na sercu, zawsze możemy porozmawiać. Jesteśmy tu po to, by cię wspierać.
Czułam wdzięczność za jej słowa, ale wiedziałam, że moje obawy są na tyle osobiste, że nie mogę ich teraz ujawnić. Próbowałam wrócić do rzeczywistości, skupić się na chwili obecnej, ale myśli o anglistce wciąż pozostawały na pierwszym planie.
Wychowawczyni zakończyła lekcję, dając nam zadania do wykonania. Wychodząc z klasy, wiedziałam, że muszę sobie jakoś poradzić z tą niepewnością i strachem, które wciąż mnie nie opuszczały.
Przyszła pora na dwie godziny wychowania fizycznego. W sali gimnastycznej pan Grzegorz, nasz wuefista, zawsze przekazywał nam dawkę pozytywnej energii i entuzjazmu. Rozpoczęliśmy od rozgrzewki. Intensywny wysiłek pomagał mi oderwać się od natrętnych myśli.
Następnie rozpoczęliśmy różnorodne aktywności sportowe. Gra w koszykówkę, bieganie po boisku i ćwiczenia siłowe – to wszystko sprawiło, że skoncentrowałam się na swoich ruchach i odsunęłam od siebie strachy. Pan Grzegorz dbał o to, aby atmosfera była swobodna i przyjemna, co pomogło mi odciągnąć myśli od niepokojących wydarzeń.
Po zakończeniu lekcji wuefu, wychodząc ze szkoły, zauważyłam nauczycielkę angielskiego, która wkładała książki do auta na szkolnym parkingu. Kobieta sprawiała wrażenie jeszcze słabszej niż przy poprzednim spotkaniu na korytarzu, a to spowodowało, że lęk wrócił ze zdwojoną siłą.
Kiedy szłam do swojego czarnego bmw, myśli o pani od angielskiego i artykule się nasiliły. Wsiadając do auta, próbowałam zdusić lęk i wrócić do normalności. Jechałam do domu w ciszy, wciąż walcząc z obawami, które zalewały moją głowę. Nie mogłam skupić się na drodze.
Po szesnastej dotarłam na miejsce. Chociaż wciąż miałam zatrważające obrazy przed oczami, starałam się skoncentrować na codziennych czynnościach. Zmieniłam ubranie, zaczęłam przygotowywać obiad i próbowałam odblokować umysł atakowany ciągłymi myślami o tajemniczej chorobie i ludziach, którzy mnie otaczali.
Wieczór nadchodził, a sytuacja się nie zmieniała. Po obiedzie usiadłam przy stole i wertowałam książkę, którą przeczytałam już wielokrotnie. Była to próba sprowadzenia myśli na bezpieczne tory innych historii. Jednak nawet te znajome słowa nie były w stanie całkowicie mnie pochłonąć.
Wieczorem próbowałam się zrelaksować przy dźwiękach spokojnej muzyki. Rozłożyłam się na łóżku, zamknęłam oczy i usiłowałam o niczym nie myśleć.
Po pewnym czasie zdecydowałam się na spacer. Mimo że była już późna pora, potrzebowałam wyjść na zewnątrz i przewietrzyć głowę. Gwiazdy na niebie roztaczały swój blask, a świeże powietrze sprawiło, że poczułam się nieco lepiej. Przemierzając ulice, starałam się skupić na teraźniejszości.
Po powrocie do domu wzięłam długi, przyjemny prysznic. Ciepła woda pomogła mi się rozluźnić. Po wyjściu z łazienki przygotowałam sobie herbatę ziołową, usiadłam przy stole i wzięłam głęboki łyk. Była to chwila, w której starałam się przekonać siebie, że wszystko będzie dobrze.
Tuż przed północą przygotowałam się do snu, obiecując sobie, że wreszcie odpocznę i odetnę się od wszelkich trosk. Wierzyłam, że kolejny dzień przyniesie jasność i może okaże się, że moje obawy były przesadzone.
Zwykłe dni?
Artykuł
Nadzieja
Table of Contents
Cover