Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej oraz z zasobów Fundacji Krajowy Depozyt Biblioteczny!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Zbiór erotyków Jerzego Harasymowicza.
[Opis]
/Wiesz wszystko (wiersze miłosne), Jerzy Harasymowicz, 1986 rok, ISBN 830801528X, wydanie III zmienione, Wydawnictwo Literackie/
Książka dostępna w zasobach:
Fundacja Krajowy Depozyt Biblioteczny
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka w Kaliszu (6)
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (2)
Miejska Biblioteka Publiczna w Łomży
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Fihel w Miechowie (2)
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (2)
Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna w Słupcy
Biblioteka Publiczna im. H. Święcickiego w Śremie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 43
Rok wydania: 1986
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jerzy Harasymowicz
Wiesz wszystko
(wiersze miłosne)
Wydawnictwo Literackie
© Copyright by Jerzy Harasymowicz, Kraków 1986
Wydanie III zmienione
ISBN 83-08-01528-X
Tyle jej było
konwalie zbierała
śmiała się
uczyła szpaki gwizdać
teraz umilkła
Pod pochylonym
grzbietem góry
trzepoczą skrzydła...
Tylko
samotny ptak
śpiewał
w gęstwinie jasnej
Przykryci światłem księżyca
jak prześcieradłem
jeszcze leżeli nieruchomo
porastały ich zawilce
Najpierw
znalazły się ich oczy
— o tak oczy
i twarz — jej twarz
w złotogłowiu leszczyny
i ramiona — o ramiona
i serce o serce było
na powrót z nimi
i na powrót imię
I co nazwali
rozkwitało
Pochylił się ku niej lecz —
tłum gór w oknie
Powiedz coś górom rzekła
powiedz coś
I powiedział
I znikły
I jeszcze tylko odwróciła lustro jak los
Żagiel wędruje jeziorem
jak motyl złożony we dwoje
coraz dalej
Siedzą na łodzi
odwróconej do góry
Jej twarz śpi
na jego dłoni
Młody ptaszek na krzewie
uczy się starej pieśni
tyle lat wędrowali
święte gaje
znaleźli
Jej oczy poszły na brzeg lasu
ułożyły się w zieleni
ułożyły na górze
którą widać z okna
z tapczanu
Zobaczyła małe drzewko
rozkwitłe śnieżnie
szczęście
więc drży
Co tam widzisz rzekł
Nie powiedziała nic
Góry
góry
i my
Rano góra wiosenna
wiosenny las
W południe sypnęło
Wieczorem góra biała
i łoże zawilcowe
Jej czarne ciało połyskuje
śnieżnym nenufarem
na wazonie nocy
Chmury zasłaniają twarz
szepczą usta nagie
— tak —
Kołysała się góra na jeziorze
jakby nic
Poszły same oczy
ścieżką po pierwiosnkach
jakby nic
Znikłaś w lesie bukowym
tylko samotność
czyści piórka na drzewie
jakby nic
Sypią i sypią białe płatki
sadu
rozpoznaje się pomału
twarz bezsenna
— świt —
Szafirowe jezioro
ze stadem wędrownych obłoków
i ta góra
Tak się zdarzyło
było i znikło między drzewami
jak żagiel
jak twarze nasze
Biała suknia biegnąca
jak dziecko za motylem
to ty byłaś
to ja byłem
z butami w ręku
w powietrzu
Chodzą od okna do okna
ścieżki trawą zarosły
w górach zamieć
Rajski krzak
wlecze złoty ogon
przywalony śniegiem
Chodzą od okna do okna
razem z górami
Ścieżką biegnie
miłość
boso jak oni
poza tym
nikogo
tylko śnieg
jak motyl o szyby
wszystko jest
jak na niby
przez szafirowe
szyby
mówiła
i tak było
w te dni
i tej nocy
gdy pękały kry
Jej oczy patrzą tak jak słonecznik za nami daleko i świetliście
W ręku kwitną jeszcze maki
zdjęła sandał
i wysypuje nasze grzechy
jak puch prosto w pejzaż
Zewsząd wiało lekkim błękitem
I tak ją widzę
nawet teraz w zimie
Są we dwoje
Już wyszły na jezioro
góry szafirowe
Nie widzą nic
Już dzień przeleciał i noc
i na jej zgiętym kolanie
jaśnieje świt
Nie widzą nic
Wieczorem
w szronu koronki
ubrana
Barbara
zapuszcza włosy
do ramion
Wszystko co powiem
wszystkie się życzenia
spełniają
Bo zeszła z obrazu
położyła koronę na stole
I lilie pobożnie śpiewają
w wazonie
Zasłaniamy okno zagajnikiem
który udaje zimę
Pejzażu —
tyle razy wyprowadzałeś mnie w pole Teraz — idź między brzozy!
Masz tyle saren
przeganiaj je
przeganiaj
pejzażu
Z czarnego boru włosów
grzebyczki małe wypinasz
Pod nocy sklepieniem gotyku
kładziesz się ręce w sen składasz
I sama w nawie świata
leżysz i sen się nie składa
Ubrana w świętą koszulę
dwoma wieżami Rybnika
przyświecasz i ślady czytasz
ścieżki nasze po śniegu
Mych liter gotyckich patronko
Barbaro z kościółków Śląska
Nie biegaj tyle nie biegaj
W czarnych borach włosów
Zaśnij spokojnie Barbaro
Rano gdy się pojawisz
to każda szafka ołtarzem
z drewnianymi skrzydłami
z malowanymi scenami
których nikt nie zna
prócz nas
i tych rzuconych
pod nogi gotyckich gwiazd
Piszę —
I miejskie turkoczą świty
i zasypiają
położone ukośnie
jej oczu irysy
Jest scena rokokowa
na saskich wazonach
O pilnuj się Barbaro
nie wpadnij do saskiego lasu
Barbaro chcą tańczyć z tobą
panny rokokowe
Między menuety jak wpadniesz
już Cię Barbaro nie znajdę
Bo gdy chodzisz po pokoju
twej sukni muzyka
taka sama
I ta sama — ciała porcelana
czarne kędziory na ramionach
ta sama dama rokokowa
W przybliżeniu wielkim
te same wstęgi pantofelki
ten sam w ręku
dni wachlarzyk
Barbaro!
Barbaro!
Będzie tyle par
i gaik brzozowy
bo tu Śląsk zielony
jak lubisz — taki sam
Trąbki
fagoty
lutnie
dźwięczy wazon
coś w wazonie
zagrzmi
huknie
znad Istebnej
burza wiosenna
znad Ruptawy
Barbaro
muszę Cię pilnować
bo jak wpadniesz
między fauny z porcelany
przepadniesz
O Barbaro
O Barbaro
gdy księżyc wschodzi
nad wazonem
nie chodź
do saskiego lasu
O Barbaro
O Barbaro
wiesz wszystko
Niespodzianie
w czas zimowy
między nami drzewo zakwitło
O Barbaro
O Barbaro
na tym drzewie ptaki śpiewają
rozszumiała się na dobre
nasza wiosna za oknem
I gdy zima sypie śniegiem
różane drzewo miota różanym kwieciem
Nie zlękło się zawiei i zakwitło
O Barbaro
O Barbaro
wiesz wszystko
Nasze palce jak świerszcze
szepczą do siebie nasze ciała
i na ziemi i w niebie
Na bezlistnym pejzażu
biodra Twego świetlisty zarys
nad skłębionym czarnym pożądaniem
tuż nad ziemią sunącym nisko
O Barbaro
wiesz wszystko
Rozkwitaj czarna różo
rozkwitaj
tej tajemnej nocy
I otwiera się kielich
w niebo ulatujemy
w tak daleką podróż
bez niczego
boso
Ubrani
w narzucony na ramiona
w pośpiechu
byle jak
czarny płaszcz
jej włosów