Wielka księga husarii - Kuba Pokojski - ebook

Wielka księga husarii ebook

Kuba Pokojski

0,0

Opis

Husaria. Skrzydlata kawaleria. Legenda. Mit. Symbol. Formacja znana praktycznie każdemu Polakowi, z lekcji historii, obrazów wielkich malarzy, jak Kossakowie, Matejko, Brandt oraz kart literatury, choćby Sienkiewicza. Niesie ze sobą wielki ładunek emocjonalny. Dla wielu istotą sprawy jest ukute powiedzenie: „Gdzie husaria tam zwycięstwo”.

Publikacja syntetycznie i przejrzyście przedstawia czytelnikowi husarię jako unikalną w historii wojskowości formację oraz jej dzieje, w oparciu o najnowsze badania i prace naukowe. Książka powstała na podstawie wieloletnich badań Autora nad fenomenem polskiej husarii.

Husaria to nie tylko legenda, nieudolnie pokazywana na ekranach kin. Dzięki takim entuzjastom historii jak Jakub Pokojski, dowiadujemy się jak naprawdę wyglądała szarża husarii, jakich umiejętności wymagała od rycerza, jaką wunderwaffe były polskie kopie husarskie. Ze zdumieniem dowiemy się, że husarze tak łatwo w filmach spadający z konia, w istocie mieli najniższy w historii odsetek strat osobowych w wyniku działań bojowych, niedościgły nawet dla amerykańskich rangersów.

Barwa i broń. Poczet husarski; zawodowcy czy amatorzy? Koń husarski i kopia husarza. Legendarne zwycięstwa i wyjaśnione po latach klęski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 617

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydanie I

Projekt okładki i stron tytułowych Fahrenheit 451

Zdjęcie na okładce front Andrzej Wiktor (na zdjęciu: Ireneusz Jambor na koniu Melisa)

Zdjęcie na okładce tył Michał Treutler

Ilustracja/zdjęcie na okładce to wizja własna autora, nie do końca znajdująca pokrycie w rzeczywistym wyglądzie tej formacji opisywanej w książce – Kuba Pokojski

Redakcja i korekta Barbara Manińska

Skład i łamanie wersji do druku Gabriela Rzeszutek

Przygotowanie do druku, fotoedycja, obróbka zdjęć TEKST Projekt

Zdjęcia i ryciny w książce pochodzą z kolekcji Kuby Pokojskiego

Na stronach z tytułami rozdziałów wykorzystano fragment obrazu Stanisława Batowskiego Kaczora Atak husarii. Chocim.

Dyrektor wydawniczy Maciej Marchewicz

ISBN 9788380799646

© Copyright by Kuba Pokojski © Copyright for Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2024

 

WydawcaFronda PL, Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 Warszawatel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34e-mail: [email protected]

 

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

 

Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum

Wstęp

Husaria. Skrzydlata kawaleria. Legenda. Mit. Symbol. Husaria – formacja znana praktycznie każdemu Polakowi. Czy to z lekcji historii, czy z obrazów wielkich malarzy, jak Juliusz, Wojciech i Jerzy Kossakowie, Jan Matejko, Józef Brandt i wielu innych, czy z literatury (Henryk Sienkiewicz, jak i liczni autorzy późniejsi) lub z filmów historycznych i kostiumowych, w tym również zagranicznych, ewentualnie dzieł popkultury czy też kultury masowej. Niesie ze sobą wielki ładunek emocjonalny, dla większości z nas – pozytywny. Poczucie dumy z dokonań przodków, świadectwo czasu, gdy Rzeczpospolita była imperium prawie „od morza do morza”, z powierzchnią ponad miliona kilometrów kwadratowych, satysfakcja z często trudnych do wyobrażenia fenomenalnych zwycięstw, których:

Bardziej się temu zwycięstwu potomne wieki dziwować, aniżeli wierzyć będą.

Uznanie dla wspaniałego, oszałamiającego wyglądu:

Nic nadto nie przydam, gdy powiem, że żaden monarcha na świecie nie miał nic tak okazałego, jak chorągiew polska husarska.

I nic tak godnego zachowania, tak podziwianego przez krajan, jak i przez przybyszów z zagranicy. Dla wielu istotą sprawy jest oczywiście uproszczone, w romantycznym stylu ukute powiedzenie: „Gdzie husaria, tam zwycięstwo”. Jednak wielu Polaków kojarzy husarię również od jej ciemnej strony – jako symbol sarmackiej pychy, nadmiernego rozmiłowania w zbytkach, osiemnastowiecznego upadku formacji i jej skuteczności, wiążącego się ze świadomością, że mimo wielkiej potęgi, kiedy to Rzeczpospolita rozdawała karty w tej części Europy, ostatecznie jednak kraj ten zniknął z map, rozebrany przez trzy ościenne mocarstwa, a husaria swojego kraju nie obroniła. W zrozumieniu husarii, powodów jej sukcesów i porażek, w głębszym poznaniu, czym była i jak funkcjonowała, mogą przeszkadzać też liczne narosłe przez dekady mity i nieporozumienia. Wobec tego, który obraz tej formacji jest prawdziwy, które uczucia są bliższe prawdy? Jaka w rzeczywistości była ta husaria?

Niniejsza książka ma na celu w przystępny sposób przybliżenie czytelnikowi tematyki husarii w możliwie najszerszym kontekście. Ze względu na swój popularnonaukowy charakter z lektury satysfakcję powinni czerpać nie tylko historycy, czy osoby zawodowo zajmujące się husarią, ale przede wszystkim wszyscy ci, którzy nie siedzą na co dzień w źródłach historycznych „obudowani” stosami prac naukowych na swoich biurkach czy stolikach.

O husarii napisano już wiele książek i prac naukowych. Czy można zatem napisać coś więcej, coś nowego? Tak, otóż nauka cały czas się rozwija, odnajdywane są nowe źródła, pojawiają się nowe pola badawcze, wiele starych, opracowanych dawno tematów jest na nowo rozkładanych na czynniki pierwsze, nieraz z zupełnie nowymi wnioskami. Niniejsza publikacja ma za zadanie syntetycznie i przejrzyście przedstawić czytelnikowi husarię i jej dzieje w oparciu o najnowsze badania i prace naukowe dotyczące tej formacji. Również przez pryzmat moich osobistych wieloletnich badań teoretycznych w zakresie tej tematyki, których owocem były liczne prezentacje wygłaszane na sympozjach naukowych i międzynarodowych konferencjach w kraju i za granicą (Rzeszów – Polska 2018, Rzeszów – Polska 2019, Viseu – Portugalia 2019, Rzeszów – Polska 2020, Putrajaya – Malezja 2020 [online], Rzeszów – Polska 2021, Wrocław – Polska 2021 [online], Chongqing – Chiny 2021 [online], Rzeszów – Polska 2022, Rzeszów – Polska 2023, Osaka – Japonia 2023, Rzeszów – Polska 2024), w tym także prelekcje dla Polskiego Towarzystwa Historycznego (Katowice 2019, Dąbrowa Górnicza 2020) oraz ponad 17 lat praktyki w uprawianiu sztuki walki polską szablą husarską.

Książkę otwiera i kończy swoista klamra chwały. Zaczyna się triumfem warszawskim z 1611 roku, zwanym też, choć niewłaściwie, „hołdem carów Szujskich”, kiedy to zdetronizowany władca Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, późniejszej Rosji, Wasyl Szujski, bije czołem o ziemię przed polskim królem Zygmuntem III Wazą i prosząc o łaskę, dostępuje jej, mogąc ucałować rękę polskiego króla. Kończy zaś triumfem warszawskim w 1661 roku, kiedy to złożono ponad 327 zdobycznych moskiewskich i kozackich sztandarów pod nogi króla Jana II Kazimierza jako znak wielkich zwycięstw „roku szczęśliwego”, czyli 1660. Te dwa wielkie i chwalebne wydarzenia, które dzieli pół wieku, będą przyświecały naszej podróży przez dzieje niesamowitej formacji, która istniała w Polsce prawie 300 lat i stała się czymś więcej niż tylko wzmianką w książce historycznej o dawno istniejącej formacji kawaleryjskiej. Stała się symbolem, zwierciadłem naszych cnót, ale i wad, opoką, z której kolejne pokolenia Polaków, szczególnie w ciężkich czasach rozbiorów i niewoli, czerpały siłę i poczucie własnej godności oraz dumy z dokonań przodków, nie dając sobie wmówić przez ościenne państwa, chcące pisać naszą historię o nas bez nas, że Polacy to naród niegodny własnego państwa, który nic nie osiągnął i nic nie znaczył. Pamięć zwycięskich szarż pod Kircholmem, Kłuszynem czy Wiedniem była zawsze żywa i nie pozwalała zgasnąć iskrze, która raz rozpalona, mimo wielu przeciwności losu płonie w naszych sercach do dzisiaj.

Książka podzielona jest na rozdziały tematyczne. Po wspomnianym otwierającym triumfie warszawskim z 1611 roku, w rozdziale pierwszym O husarii słów kilka, pokrótce przybliżę dzieje tej formacji. W kolejnym, Organizacja, zajmę się strukturą tej formacji oraz jej funkcjonowaniem. W rozdziale trzecim zatytułowanym Barwa i broń skupię się na uzbrojeniu i wyposażeniu husarii, na tym, jak wyglądała ta dawna kawaleria i jak się prezentowała. W kolejnym rozdziale, Człowiek, zajmę się wyszkoleniem husarza, sposobami walki, w tym walki szablą, kwestiami morale i religijności. Nadto, w rozdziale tym znajduje się analiza skutków ran siecznych, kłutych (sztychowych) na tle komparatystycznym. Rozdział piąty, Koń, przedstawia informacje dotyczące polskiej sztuki jazdy oraz najwierniejszego towarzysza doli i niedoli każdego kawalerzysty – konia. Kolejny rozdział poświęcony będzie krótkiemu przedstawieniu husarii występującej poza granicami Rzeczypospolitej oraz w sytuacjach, gdy ta obca husaria walczyła z wojskami Rzeczypospolitej na polu bitwy. W dwóch końcowych rozdziałach czas będzie spojrzeć na przyczyny kryzysu i ostatecznego upadku znaczenia husarii na polach bitew. Rozdział ostatni, ósmy, to spojrzenie na dziedzictwo husarii i podróż po kulturze i kulturze masowej w poszukiwaniu husarskich śladów i odniesień. Naszą wędrówkę z husarią, jak wspomniałem wcześniej, wieńczy triumf warszawski z 1661 roku oraz krótkie zakończenie. Na końcu pracy oczywiście znajduje się selektywna bibliografia oraz indeks nazwisk i miejscowości.

W tym miejscu chciałem podziękować dr Zbigniewowi Sawickiemu oraz dr Radosławowi Sikorze za liczne konsultacje i wsparcie merytoryczne, Michałowi Paradowskiemu za konsultacje źródłowe, Markowi Rogowiczowi za konsultacje w sprawach kozackich i tatarskich. Specjalne podziękowanie należą się Marcie Wacowskiej za konsultacje oraz cenne materiały dotyczące tematyki sprzętu jeździeckiego, obyczajowości związanej z szablą oraz niezwykle wartościowe uwagi i rady oraz spostrzeżenia przy opracowywaniu rozdziału o jeździe konnej. Dodatkowe podziękowania dla Pani Jolanty Wesołowskiej za okazaną pomoc. Nie mogę również nie wspomnieć o moich pierwszych czytelnikach, którzy konstruktywnymi uwagami wspomogli moją pracę. Podziękowania kieruję do mojego brata – Artura Gruszka oraz moich przyjaciół – Piotra Kalinowskiego, Macieja Brueck, Szymona Nowaka, Pawła Małka i Krystiana Horzela.

Niniejsza książka z pewnością nie wyczerpuje przedstawianej tematyki. Wiele zagadnień zostało zaledwie zarysowanych, ale niestety, ze względu na objętość i popularnonaukowy charakter tej pracy, nie mogło być inaczej. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko przyniesie ona szanownemu czytelnikowi radość i zadumę nad losami naszej Ojczyzny i wspaniałej formacji kawaleryjskiej, jaką była husaria. Jak również stanie się punktem wyjścia do dalszych badań naukowych nad fenomenem świetnej formacji, jaką była polska i litewska husaria.

 

Książkę dedykuję mamie i tacie,

dziękuję Wam.

Triumf Warszawski 1611 roku

Głowa państwa i całe państwo, władca i jego stolica, armia i jej dowódcy

– wszystko jest w rękach króla

Feliks Kryski, podkanclerzy koronny

 

W Warszawie, 29 października 1611 roku, podczas trwającego sejmu, miało miejsce sławetne wydarzenie, być może najbardziej chwalebne w całej historii Polski.

Zdetronizowany wielki książę moskiewski Wasyl IV Szujski i jego bracia składali hołd przed królem Polski Zygmuntem III Wazą oraz wybranym na wielkiego księcia moskiewskiego królewiczem Władysławem.

Wydarzenie to nosi wiele nazw, często błędnych. Jednym z określeń tego historycznego aktu jest np. „hołd carów Szujskich” (Polacy w tamtym czasie nie uznawali tytułu cara dla władców Moskwy), chociaż czasami w źródłach można się na ten termin natknąć. Nadto, Wasyl Szujski w czasie hołdu był już zdetronizowany przez własnych bojarów i nie posiadał praw do tronu moskiewskiego – obranym, choć niekoronowanym władcą był w tym czasie królewicz Władysław, późniejszy król Władysław IV Waza. Kolejnym spotykanym określeniem jest „hołd ruski” – bodaj najbardziej nośny obecnie termin, acz błędny ze względu na to, że Ruś, województwo ruskie, było częścią Rzeczypospolitej i nie należy wpisywać się w rosyjską propagandę dziejową „zbierania ziem ruskich” wraz z fałszywymi twierdzeniami o dziedzicznym władztwie Moskwy nad ziemiami ruskimi. Bardziej adekwatną nazwą, chociaż też nie do końca właściwą, byłby „hołd moskiewski”. Z wydarzeniem tym nieodmiennie wiąże się przesławna bitwa pod Kłuszynem w 1610 roku, w której wojska polskie pod dowództwem hetmana koronnego Stanisława Żółkiewskiego rozgromiły wielokrotnie liczniejsze wojska moskiewskie i najemników z zachodu Europy (m.in. Szwedów, Francuzów, Anglików, Niemców) dowodzonych przed Dymitra Szujskiego i Jakuba de la Gardie, po czym wkroczyły do Moskwy i na Kreml (już po raz drugi, wcześniej Polacy przebywali na Kremlu wraz z Dymitrem Samozwańcem w latach 1605–1606). Polska załoga stacjonowała na Kremlu ponad dwa lata i mimo heroicznych wysiłków skapitulowała 6 listopada 1612 roku, a 7 listopada otwarto bramy Kremla. Historia ta odcisnęła poważne piętno na świadomości historycznej Rosjan. Od 2004 roku 4 listopada obchodzony jest w Rosji „Dzień Jedności Narodowej”, mający upamiętnić wypędzenie Polaków z Kremla. I jakkolwiek to święto zastąpiło celebrowane z wielką pompą 7 listopada obchody wybuchu rewolucji październikowej, to ciekawostkę stanowi to, że owo sowieckie święto zostało wprowadzone w miejsce ustanowionego już w 1613 roku „Dnia Wyzwolenia Moskwy od Polskich Najeźdźców”, czyli święta z ponad 300-letnią tradycją. Nadto 13 czerwca 1611 roku, po ponad 20 miesiącach oblężenia, wojska Rzeczypospolitej odzyskały Smoleńsk.

Te wszystkie wydarzenia są ze sobą ściśle powiązane, a apogeum chwały osiągnięto 29 października 1611 roku.

Sam hołd został poprzedzony triumfalnym pochodem ulicami Warszawy. Około godziny 10 rano w sobotę rozpoczął się uroczysty wjazd Żółkiewskiego do miasta, od strony Krakowskiego Przedmieścia ku Zamkowi Królewskiemu, gdzie oczekiwał na hetmana król Zygmunt III Waza z królową i królewiczem Władysławem, część senatorów oraz inni dostojnicy państwowi. Cały lud warszawski wyległ na ulice, zajął zaułki, dachy i drzewa, przypatrywał się z okien budynków, tak by nie uronić choćby chwili z tego doniosłego, ekstraordynaryjnego wydarzenia. Hetman Stanisław Żółkiewski jechał w pięknej karecie królewskiej, zaprzężonej w sześć białych koni, w otoczeniu panów koronnych i litewskich. Karetę poprzedzał oddział pułkowników, rotmistrzów i weteranów wojennych, jadących na wspaniałych koniach z pysznymi rzędami, bogato zdobionymi złotem i innymi kosztownościami. Za hetmanem jechało 60 karet, a w jednej z nich, otwartej, znajdowali się dostojni jeńcy – Wasyl Szujski i jego bracia Dymitr oraz Iwan. Jak podaje źródło z epoki:

[…] w złotogłowej białej szacie długiej, w szłyku marmurowym, zsiadły, niezbyt wysoki, twarzy okrągłej, śniadej, z postrzyżoną niską okrągłą brodą, większą połowicę siwą mając, oczu oparzystych ponurych, w kępie surowych, nosa pociągłego, trochę garbatego, ust rozciągłych. Przed nim dwaj bracia rodzeni jego Szujscy, jeden starszy Dymitr, drugi młodszy Iwan […].

W kolejnych karocach jechali m.in. Michał Szein, dowódca obrony Smoleńska (również późniejszy nieszczęśliwy wódz oblężenia i walk wokół Smoleńska w latach 1632–1634), żona Szujskiego Katarzyna, patriarcha Filaret oraz liczni bojarzy.

Za kawalkadą karoc jechali polscy rycerze, senatorowie oraz wielu dostojników koronnych i litewskich.

Druga część uroczystości miała miejsce na Zamku Królewskim „w wielkiej sali senatorskiej”, udekorowanej na tę okazję przez Tomasza Dolabellę. Król Zygmunt III Waza, siedząc na tronie, oraz spoczywający nieco niżej królewicz Władysław, w otoczeniu posłów i senatorów reprezentował majestat Rzeczypospolitej. Najpierw jeńców zaprezentowano królowej Konstancji i jej dwórkom, a następnie przyprowadzono przed oblicze króla. Jeńcy mieli stać w pewnym oddaleniu od władcy. Hetman Żółkiewski prowadził Wasyla Szujskiego za rękę, co miało wszystkich głęboko wzruszyć. Po prezentacji „gości” wśród zgromadzonych dostojników zapadło krótkie milczenie.

Też sam car przypatrywał się pilno wszystkim i pewnie nie bez strachu, nie bez bojaźni, widząc tamten Majestat Regis.

Sam były władca Moskwy Szujski złożył pokłon władcy Rzeczypospolitej:

szłyk w ręku trzymając i przed majestatem K.J.M. stojąc, wszystkim uczynili żałosny widok szczęścia odmiennego.

Nastąpiła słynna oracja hetmana Żółkiewskiego, którą znamy jedynie z kilku relacji:

Powstał zatem pan Żółkiewski hetman koronny i uczyniwszy przemowę piękną rozmaitego szczęścia na świecie, podziwowawszy się szczęściu wielkiemu J[ego] K[rólewskiej] Mości, pochwaliwszy serce, męstwo i animusz pański Króla J[ego]m[oś]ci w tak wielkim, dziwnem, na tę i owę stronę nachylonym szczęściu niewtesknienie [wytrwałość] ani ulęknienie, ukazując afekt prac i trudów wielkich J[ego] K[rólewskiej] Mości wzięciem Smoleńska i miasta stołecznego Moskwy, wskazował na osoby te przed Królem J[ego]m[oś]cią stojące, cara wielkiego moskiewskiego, owych carów wielkich moskiewskich przed laty Koronie, królom polskim, panom sąsiednim, aż i samemu cesarzowi tureckiemu mocą, siłą potężną, z nikim nieporównaną, prawie wszystkiemu światu strasznych i groźnych następnika. Ukazował brata jego Dymitra, nad 180 000 ludu wojennego hetmana wielkiego, ukazował męstwo, siłę, serce i moc ich wszystką; wyliczał państwa, carstwa, księstwa, prowincyje, ludu i poddanych wielką wielkość, potęgę, miasta, zamki, bogactwa niezliczone pod swym rządem i rozkazywaniem mające, teraz szczęściem, męstwem, dzielnością i błogosławieństwem od Pana Boga, Jego K[rólewskiej] Mości ze wszystkiego wyzute, obnażone i ogołocone i za więźnie przywiedzione, postawione i pod łaskę i miłosierdzie do progu i nóg majestatu Jego Królewskiej Mości oddane, miłosierdzia i łaski proszące, i czołem o ziemię bijące.

W tym miejscu doszło do sławetnego wydarzenia:

Tu, przy tych słowach, sam car nachyliwszy głowę do J[ego] K[rólewskiej] Mości, nisko dotknął się ziemi ręką prawą pocałował ją sobie. Hetman zaś, brat carów, czołem swym do samej ziemi raz uderzył, a brat trzeci młodszy trzykroć czołem bił i płakał. Oddawał je zatem pan hetman Królowi Jegomości nie jako za więźnie, ale jako za wzór szczęścia odmiennego, przykłady niektóre przypomniawszy, które, by największego monarchy szczęśliwym być nie pokazują, aż po skończeniu wszystkich swoich rzeczy na świecie. Prosił potem i przyczyniał się za nimi o łaskę i miłosierdzie, o co też i sam car z bracią swoją toties quoties dotykając się ręką ziemi i czołem bijąc <z> wielkim poniżeniem milcząc prosili.

Następnie Wasyl Szujski wraz z braćmi dostąpił łaski i został dopuszczony do ucałowania ręki polskiego króla.

Cóż to musiał być za widok, gdy były władca potężnego ościennego mocarstwa – Moskwy, bije czołem o ziemię przed polskim królem Zygmuntem III Wazą, prosi o łaskę i miłosierdzie, po czym dostępuje jej i zostaje dopuszczony do ucałowania ręki tegoż władcy Rzeczypospolitej.

Po tym dostojni więźniowie zostali odprowadzeni przez marszałka nadwornego, pod strażą, do dworu hetmańskiego.

Wtedy też podkanclerzy Feliks Kryski wygłosił słynną, pełną erudycji orację na cześć hetmana Żółkiewskiego (stanowiącą też polityczny manifest planów królewskich na sejmie warszawskim 1611 roku), dziękując mu za rycerską postawę i wielkie zwycięstwa:

Ceremonia ta, miłościwy panie hetmanie, jeśli kiedy w Polsce na tym placu bywała, rzecz sama i powaga jej pokazuje: bywało za przodków Jego Królewskiej Mości siła tryumfów, bywało za pradziadów naszych siła zwycięstw, patrzaliśmy nieraz rozmaitych narodów chorągwie pod nogami Króla Jego Mości, patrzaliśmy na całe wojsko tatarskie całkiem też w hordę powracane. Patrzaliśmy na tureckie zawoje, męstwu polskiemu dziwujące. Patrzaliśmy nawet na wielkich potentatów krewne, nie tylko wojski Jego Królewskiej Mości gromione, ale i do więzienia przez hetmany polskie brane [odwołanie do zwycięstwa pod Byczyną i wzięcia arcyksięcia Maksymiliana Habsburga do niewoli przez hetmana Zamoyskiego]. Patrzeć raczył nie po jeden raz Jego Królewska Mość na męstwo polskie, na sprawę hetmańską, na szczęście swe od Boga dane. Dziś, kiedy spodziewać wielcy królowie nie mogli, i radzić potężni wojownicy nie śmieli, i doczekać życzliwi senatorowie nie tuszyli sobie, odwaga Jego Królewskiej Mości, miłości wmci mciwego pana, ręka polska zrobiła, a odwaga serdeczna, a dzielność ustawiczna, a ręka niespracowana wojska hospodara moskiewskiego na pował pogromów hetmana jego w łyka wziąć. Jeszcze to męstwu polskiemu nie nowina, jeszcze to antecesorowie wmć mci panom swym, jeszcze to przodkowie nasi, na nie po jeden raz sprawowali, oddał sprawny, mężny Konstanty z Ostroga z czułym Smerczeńskim oną bitwę u Orszy (że wyżej nie wspomnę) dziadom jego Królewskiej Mości z osiemdziesiąt tysięcy Moskwy, tryumf oddał, położywszy trupa trzydzieści i cztery tysiące, przywodząc i w bojarach dumnych, więcej niż cztery tysiące więźniów; ale hospodara moskiewskiego tu stawić, gubernatora ziemie wszystkiej przyprowadzić, głowę i rząd państwa tego panu swemu i ojczyźnie oddawać, to dopiero dziwy, nowina, dopiero doskonały rozum hetmański, męstwo rycerza, szczęście Jego Królewskiej Mości. By dziś przeważny Kazimierz trzeci żył, by był znał nad sobą takie błogosławieństwo boże, takim hetmanem, takim rycerstwem, quietas consilis [radą spokojną] jako naonczas, ale marsowym dziełem rzecz by był kończyć z Iwanem radził. Staczali bitwy przodkowie królów, panów naszych z tym narodem, ale abo u rubieża, abo niedaleko za dawne zaszedłszy, a zdradą odjęte granice, najdalej za pamięci naszej kopyto konia polskiego zaszło, gdy pod Starzycę szło. Dziś stolica w ręku i w szerz państwa nie jest ten kąt, gdzieby rycerstwo polskie i Wielkiego Księstwa Litewskiego żołnierz konia swego w obfitości moskiewskiej nie ważył i gdzieby ręki swej dziedzicznego nieprzyjaciela we krwi nie dusił. Zgoła i gubernator, i państwo, i pan, i stolica, i hetman, i żołnierz, i wszystko oraz u króla polskiego w ręku. Zgoła w tej świętej sprawie, niechaj na którą stronę kto chce kinie oko, obaczy że w niej Jovis omnia plena [Jowisz wszystko zapełnia] pełno łaski bożej, nad panem naszym, pełno szczęścia jego Królewska Mość nad nami, Bóg serce jego Króla Mości rządził i prowadził, Bóg dzielność Waszmości wiódł i sprawował, Bóg ręce ad praelia [do bitwy], a palce rycerstwa dysponował ad bellum [do wojny], Bogu tedy pierwszą stąd chwałę, pierwszą podziękę, pierwszą Jego Królewska Mość oddawać raczy ofiarę, który oddał pod nogi jego Królewskiej Mości nieprzyjaciela, podał do spraw wojennych rządnego wodza, a do przeważnych bitew mężne narody. Wmci zaś dzielność, praca, staranie, męstwo jest tak Jego Królewskiej Mości przyjemne, że przy tak wielkiej Rzeczypospolitej Koronie wdzięcznie przyjmować raczy, a z całą wdzięcznością królewską za odważnie podjęte dziękuje trudy, sama sława imię Waszmości longam [do późnej] rozniesie posteritatem [potomności], boś to sprawił, co et praeter vires et omnem [i nad siły i nad wszelkie] było expectationem [oczekiwanie], ale i osobę Waszmości Jego Królewska Mość dalszemi nie zaniecha, czegoś iście godzien, ozdabiać honorami, aby stąd przykład był wdzięczności pańskiej na potrzebnym urzędniku, i okazya emulacyej rosła, ochotnego w tych zacnych narodach hetmana, bo tu rzec można nie tylko voluisse [chęci], ale i perfecisse sat est [czyny są dostateczne]. Waszmość nie ustawaj i dostojeństwa pańskiego i polskie rozszerzać imię. Co się dotyczy tych ludzi, których Waszmość Jego Królewskiej Mości prezentować raczysz, mogą się w tej swej mizeryej i w takim skaraniu Bożym tym cieszyć, że się nie w rękę okrutnika, ale pobożnego i chrześcijańskiego pana dostali. Nie może Jego Królewska Mość natury swej, który in elementia et benignitate [w łaskawości i dobroci] wzrósł, odmienić. Zalecenie zasię ludzi rycerskich i tak doskonale Rzeczypospolitej zasłużonych mile Jego Królewska Mość przyjmować raczy, a jako rad patrzył na dzieła męstwa ich, tak z ochotą za podanemi okazyami nagradzać wszystkie ich trudy chce i będzie. Rzeczpospolita zasię niechaj się z panem swym cieszy, onej te tryumfy służą; bo że Jego Królewską Mość in sinum [w łono] jej kładzie, oto się pokazało i rzeczą samą, że nic swego nie szukał, sławę swą [w]spólną z Waszmością, dobre swe [w]spólne z ojczyzną naszą mieć zawsze chciał, wdzięczności od wiernych poddanych swych, tej się spodziewa zawsze, tej pragnie, tej czeka i stąd największą pozna, kiedy w tej mierze, sobie sami sławy swej i dostojeństwa nie odbieżycie, jeno ten znak w dzięku daje. Oto stoją i upornego Smoleńska wojewodowie, znak persewerancyej i dzieła własnego Jego Królewskiej Mości, niepodobne one ludzkim mniemaniem do dobycia mury w ręku są Jego Królewskiej Mości, cierpliwe oblężenie, cierpliwość przemogła królewska; własność Wielkiego Księstwa Litewskiego w dziedzictwo wspólnej Rzeczypospolitej przywrócona. Wypełnić raczył Królewska Mość pan nasz przysięgę swoją: wetował nieszczęścia dziada swego; wrócił państwom trzeci a szczęśliwy Zygmunt, co pierwszy upuścił, wrócił męstwem, wrócił dzielnością, wrócił mocą i siłą, bo co zdradą odeszło było, wrócił daleko potężniej zmocnioną fortecę, niźli ją był on nas nieprzyjaciel wziął. Zatrzymać tylko potrzeba, bo non minor virtus quoerere quam parta tueri [nie mniejsza cnota mężnie nabywać, niż utrzymać nabyte]. Ratunku tej sprawie potrzeba nacia fundamenta, erecti est [rzucone podwaliny, wzniesione ściany], dachem nakryć tak wysoką fabrykę przystoi, kosztowne budowanie kosztownego pobicia potrzebuje. Wielkich pożytków wielkimi sumptami dochodzą. Wmciom tedy to należyć będzie, abyście niedali budynkowi sławy swej od jakiej uchowaj Boże niezgody, jako quibusdam injuriis caeli [niełaskę niebios] upadać, i tak pięknej króla i pana naszego robocie wszystkiemu światu sławnej niszczyć, i jeślić Jego Królewska Mość na to nie tylko dostatki, ale i zdrowie pańskie, jeśli sławy Waszmość nie chce opuszczać, dla Boga jakim sumnieniem, jakimby baczeniem, kto i tak ochotnego króla i tak wielką opuścić chciał sprawę, i lubo Jego Królewska Mość pewien być raczy, że Waszmość i myślicie, i radzicie, i czynicie o ojczyźnie, obawia się jednak, aby jaką prokrastynacyą rzeczy tych czas sam nie odbiegł, a czas niepowetowany. Bo post hoc Occasio calva [potem nie nawinie się sposobna chwila]. Uprzątnąć tedy rzeczy te potrzeba, które czas naprawić może, a zawierać i stanowić te, któreby tej sprawie na które i szerokie państwa i wszystko chrześcijaństwo patrzą, potrzeby i pożądany uczynić mogli koniec.

Po podkanclerzym przemówiło jeszcze wielu dostojników sławiących dokonania Żółkiewskiego i dziękujących mu. Jak podaje autor anonimowego diariusza gdańskiego, cały akt hołdu dla obecnych był czymś niespotykanym i bardzo doniosłym:

Akt sławny, wielki i nigdy w Polszcze niewidziany.

Tak też, tym doniosłym wydarzeniem zaczynamy wędrówkę po dziejach husarii.

1.O husarii słów kilka

Husaria nie jest tworem czysto polskim, ale to właśnie w Polsce w wyniku długotrwałej ewolucji osiągnęła swoją szczytową formę.

Świetne nader chorągwie proporce okryły, Stalne kirysy, z daleka świeciły: To ogromne kirysy, a tu z lampartami Na koniach przyodziani Towarzystwo sami Tu skrzydła białopióre, forgi powiewają A tu konie tureckie głosem porażają Pieniąc canki złocone, munsztuki smakują W miejscu kłusząc wspaniale, coraz przepryskują. Tu zbroje złocone polerowane, szyszaki złocone: A tu złotem na koniach dawdyki złocone, Na tychże i bogate rzędy aspisowe Koncyrze i pałasze świecą turkusowe Chorągwie się po koniu sprawnie obracają, I na miejscach wiadomych już swoich stawają…

 

Hektor Szymanowski, 1642 rok

 

Polska i litewska husaria istniały prawie 300 lat.

Obecnie najwcześniejsze wzmianki wskazują na pojawienie się jej w Królestwie Polskim na rok 1498, natomiast jej koniec datowany obecnie jest na rok 1786 na terenie Rzeczypospolitej, a nawet na rok 1793.

Świetne szarże husarii, jak szarża 100 husarzy pod gdańską Latarnią 3 lipca 1577 roku na około 1180 żołnierzy w służbie Gdańska, na której widok podjęli oni paniczną ucieczkę (stosunek sił 1:12), „szarża 600”, czyli pamiętne zwycięskie uderzenie około 600 husarzy na 10 tysięcy Turków (stosunek sił 1:15) 7 września 1621 roku pod Chocimiem (na ich widok wódz wojsk osmańskich, sułtan Osman II, zapłakał), czy też uderzenie około 140 husarzy na 700–1000 kirasjerów moskiewskich i 1000–2500 Kozaków (stosunek sił nawet 1:25) 26 września 1660 roku pod Kutyszczami, zakończone rozbiciem wroga, pokazują, jak wspaniałych synów wydała Rzeczpospolita.

Podobne imponujące wyczyny husarii na przykładzie znanych czterdziestu czterech zwycięskich bitew

•Orsza, 19 lipca 1508 roku, z Moskwicinami [Moskalami, od XVIII wieku zwanymi też Rosjanami], stosunek sił 16 000 : 40 000–60 000;

•Orsza, 8 września 1514 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 31 000 : 60 000–80 000;

•Trembowla, 13 marca 1515 roku, z Tatarami, stosunek sił 700 : 2000;

•Sárospatak, 25 września 1528 roku, z Austriakami, stosunek sił 2000 : 5000;

•Obertyn, 22 sierpnia 1531 roku, z Mołdawianami, stosunek sił 5700 : 17 000;

•Newel, 19 sierpnia 1562 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 1500 : 15 000–25 000;

•Czaśniki-Uła, 26 stycznia 1563 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 6000 : 25 000;

•Orsza, 7 lutego 1564 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 2000 : 20 000;

•Czaśniki, 25 lipca 1567 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 1900 : 6000;

•Lubieszów, 17 kwietnia 1577 roku, ze zbuntowanymi gdańszczanami i najemnikami z Europy Zachodniej, stosunek sił około 1950 : 12 000–14 000;

•Kieś, 21 października 1578 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 6500 [3000] : 18 000 – sojusz polsko (3000)-szwedzki (3500);

•Mohylew, 27 czerwca 1581 roku, z Moskwicinami i Tatarami, stosunek sił 500 : 10 000;

•Cecora, 19–20 października 1595 roku, z Tatarami, stosunek sił 7000 : 20 000;

•Curtea de Arges, 25 listopada 1600 roku, z Wołochami, stosunek sił 1450 : 4000;

•Kieś, 7 stycznia 1601 roku, ze Szwedami, stosunek sił 750 : 3000;

•Biały Kamień, 25 września 1604 roku, ze Szwedami, stosunek sił 2300 : 6000–7000;

•Nowogród Siewierski, 31 grudnia 1604 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 15 000 : 45 000;

•Kircholm, 27 września 1605 roku ze Szwedami, stosunek sił 3600 : 11 000;

•Bołchów, 10–11 maja 1608 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 16 000 : 40 000–70 000;

•Chodynka, 5 sierpnia 1608 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 20 000 : 30 000–40 000;

•Rachmancewo, 2 października 1608 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 5000 : 15 000;

•Suzdal, 27 lutego 1609 roku, z Moskiwicinami, stosunek sił 200 : 2000–4000;

•Carowo Zajmiszcze, 24 czerwca 1610 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 1000 : 3000;

•Kłuszyn, 4 lipca 1610 roku, z Moskwicinami i najemnikami z Europy Zachodniej i Północnej, stosunek sił 2700 : 18 330;

•Moskwa, 31 marca 1611 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 1100 : 5000;

•Chocim, 3 września–9 października 1621 roku, z Turkami i Tatarami, stosunek sił 55 000 : 110 000;

•Tczew, 17–18 sierpnia 1627 roku, ze Szwedami, stosunek sił 4000 (5000) : 14 088;

•Kamieniec Podolski, 21 października 1633 roku, z Turkami i Tatarami, stosunek sił 11 000 : 28 600;

•Kumejki, 16 grudnia 1637 roku, z Kozakami, stosunek sił 4000 : 23 000;

•Starykonstantynów, 26–28 lipca 1648 roku, z Kozakami, stosunek sił 6000 : 20 000;

•Chłopotyń, 5 czerwca 1649 roku, z Kozakami, stosunek sił 1500 : 3000;

•Zwiahel, 15 czerwca 1649 roku, z Kozakami, stosunek sił 3000 : 10 000;

•Międzybóż, 23 czerwca 1649 roku, z Kozakami, stosunek sił 6000 : 20 000;

•Zbaraż, 10 lipca–25 sierpnia 1649 roku, z Kozakami i Tatarami, stosunek sił 9000 : 130 000;

•Łojów, 31 lipca 1649 roku, z Kozakami, stosunek sił 5800 : 14 500;

•Beresteczko, 28–30 czerwca 1651 roku, z Kozakami i Tatarami, stosunek sił 80 000–100 000 : 150 000–200 000;

•Szkłów, 12 sierpnia 1654 roku, z Moskwicinami, stosunek sił 4000 : 12 000;

•Basia, 8 października 1660 roku z Moskwicinami, stosunek sił 12 000 : 18 000–20 000;

•Komarno, 11 października 1672 roku, z Tatarami, stosunek sił 2500 : 11 000;

•Petranka, 14 października 1672 roku, z Tatarami, stosunek sił 1500 : 10 000;

•Paniowce, 21 sierpnia 1688 roku, z Tatarami, stosunek sił 10 000–11 000 : 50 000;

•Hodów, 11 czerwca 1694 roku, z Tatarami, stosunek sił ok. 400 : 15 000–20 000 (30 000–40 000), gdzie husarze i pancerni odparli nawet 100-krotnie liczniejszego wroga;

•Uścieczko, 6 października 1694 roku, z Tatarami, stosunek sił 2000–3000 : 10 000–12 000;

•Podhajce, 8–9 września 1698 roku, z Tatarami, stosunek sił 6000 : 14 000;

świadczą o znakomitym wyszkoleniu, doskonałym wyposażeniu, mistrzowskich umiejętnościach indywidualnych i zespołowych w walce i jeździectwie oraz wysokim morale polskich i litewskich wojowników. Razem z ponadprzeciętnym – z reguły, choć nie zawsze – dowodzeniem na szczeblu średnim i wyższym całej armii, w tym i husarii, która często w tych starciach grała pierwsze skrzypce, czynniki te pozwalały na tak imponujące sukcesy na polu bitwy. Ta pokrótce przedstawiona lista trudnych do uwierzenia, acz faktycznie mających miejsce zwycięstw oręża polsko-litewskiego jest zaledwie wycinkiem z długiej listy fenomenalnych wiktorii odniesionych z różnorodnym przeciwnikiem. To tyle, tak by zarówno nie zanudzić szanownego czytelnika, jak i dać pogląd na skalę i liczbę zwycięstw, w których brała udział husaria. Dobór bitew w tym wypadku związany jest z ukazaniem szczególnie batalii z dużą przewagą liczebną wroga. Będzie o tym mowa w miejscu poświęconym czeladzi oraz przy opisie wielu przedstawionych wyżej bitew. Powyższe stosunki sił starałem się przedstawić – na tyle, na ile to jest możliwe – pomiędzy żołnierzami, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, „liniowymi”, którzy walczyli, natomiast pominąłem luźną czeladź występującą w prawie każdym wypadku po obu stronach bitwy. Ma to o tyle znaczenie, że nieraz zdarzało się, iż dana strona użyła części swojej czeladzi w walce, nie zawsze też proste jest rozróżnienie określonych kategorii żołnierzy „liniowych” i wojowników „pośledniejszej kondycji” oraz personelu „niebojowego”.

Bitwa pod Kircholmem, Antonio Tempesta, ze zbioru map króla Jerzego III, w kolekcji Royal Collection Trust

Husaria nie jest tworem czysto polskim, ale to właśnie w Polsce w wyniku długotrwałej ewolucji osiągnęła swoją szczytową formę, odnosząc bardzo liczne, znakomite zwycięstwa na polach bitew, budząc podziw swoim wyglądem, chociaż czasem również niezrozumienie tych, którzy ją podziwiali, co dobrze widać u Karola Ogiera, autora Dziennika podróży do Polski z 1635 roku:

Chorągiew husarska bowiem wyjechała nam naprzeciw: nie widziałem nigdy nic wdzięczniejszego od tego widoku. Szlachta polska, oni wszyscy, na pięknych rumakach, w zbroi świetnej i błyszczącej, z zarzuconymi na plecy skórami panter, lwów i tygrysów; mają długie kopie podtrzymywane rzemieniami zwisającymi od siodła, na których końcu niżej ostrza są jedwabne wstęgi, czyli proporczyki, które na wietrze furkocą i oczy wrogów błądzą. Bardzo to świetne, ale trudno się nie roześmiać na widok długich skrzydeł przymocowanych do ich pleców, od których, jak oni [Polacy] sądzą, także konie przeciwnika się płoszą i do ucieczki rzucają. Wędzidła końskie są srebrne i pozłacane, a z karku końskiego zwisają srebrne naszyjniki i kółka. Przy boku mają szable, a przy siodle pistolety, maczugi [buzdygany], młoty [obuszki], topory [czekany] i miecze-koncerze. W bitwie może użyć kopij tylko pierwszy szereg; w dalszym są prawie bez użytku i dlatego inszej się chwytają broni. Ci, którzy nie mają kosztownych skór, okrywają się na ramionach kobiercami, i to nie dla ozdoby, ale dla zakrycia szczelin w zbroi. Nasi ludzie nie pochwalają zresztą tego tak wielkiego przeładowania.

Do dziś trwają spory, gdzie i kiedy szukać prapoczątków husarii. Obecnie przeważający pogląd wskazuje Bizancjum w X wieku, gdzie służyć miała lekka jazda zwana husarzami (chosarios, chosarioi), przeznaczona do działań zwiadowczych, wywodząca się z terenów Zakaukazia i Persji. Ślady prowadzą też do późnorzymskiej lekkiej jazdy zwanej gońcami – cursores. Poprzez Ormian trafiła do Bizancjum, a stamtąd do Serbii, ponieważ Bizancjum ten typ kawalerii rekrutowało wśród ludów bałkańskich, głównie właśnie z Serbii. Serbscy „husarze” byli lekką kawalerią zwaną racami z tego tytułu, że średniowieczne państwo serbskie zwało się Rascia, od nazwy stolicy Ras (obecnie Novi Pazar). Nadto w języku węgierskim Rac znaczy Serb. Po bitwie na Kosowym Polu, w 1389 roku, liczni Racowie trafili na służbę węgierską, gdzie znaleźli schronienie i mogli dalej kontynuować walkę z Turcją. W czasach króla Macieja Korwina, w 1458 roku, powstała konna służba strażnicza jako typ nieco cięższej uzbrojonej kawalerii zwanej husarią. To z właśnie Węgier do Polski i na Litwę trafiła ta kawaleria – od początku w dwóch typach – lekkiej, pozbawionej uzbrojenia ochronnego formacji serbskich raców oraz używającej pancerzy (kolczug) husarii węgierskiej. Oba typy kawalerii posługiwały się skośną asymetryczną tarczą oraz bronią drzewcową, kopią. Na dalszy rozwój husarii wpływ mieli deli junacy (szaleni), elitarna kawaleria turecka oraz stradioci, lekka kawaleria wywodząca się z terenu Bałkanów, a także rodzime tradycje kawaleryjskie wywodzące się jeszcze ze średniowiecza (ciężka jazda kopijnicza) oraz doświadczenia wyniesione z pola walki.

Na serbskie korzenie tej formacji wskazuje wczesny opis husarii zawarty w Sprawie rycerskiej Marcina Bielskiego z 1569 roku:

Racy albo Rascy (Słowacy to byli Rascyey z Ruskiego [rusińskiego] narodu) Ci najpierwey do nas wnieśli obyczaj służby żołnierskiej na Podole z drzewem [kopią] a z tarczą ieździć / ieszcze za Liosza / potim za Władzisława Krolow Polskich y Węgierskich / którzy czynili z Litwą za Krola Loisza / a s tatary za Władzisława Krolow, / od granic / Potym naszy Polacy od nich obaczyli ich sprawę służąc z nimi / bo przed tym z kuszami ieździli / a z Rohatynami / khtore po prawey stronie pole siebie włóczyli / iednym końcem po ziemi / a drugi na łęku zawiesił / przeto ie zwali włocznie od włoczenia / od tegoż czasu ich obyczajem ieżdżą ku potrzebie z drzewem a Tarczą / porzusiwszy kusze / odprawiwszy Race / które szkody swoim czynili / sami żołnierską służbę przyjęli / po sześciu złotych na Koń czwierć roku im płacono / u szkody Końskie według Regestru iako którego pisano / to iest / Strzelczy siedm złotych / Kopienczy: piętnaście / Tureckie trzydzieści.

Etymologia słowa „husarz” również nie jest do końca znana, część historyków wywodzi tę nazwę z języka serbskiego – słowo usar czy też gusar oznaczało konnego wojownika lub też rozbójnika – co wiązało się z tym, że w XIV wieku szybkie napady rabunkowe, czy to konno, czy to na łodziach, zwano husarskimi. Istnieje też pogląd, że termin „husarz” wywodzi się z połączenia węgierskich słów husz (dwadzieścia) oraz ar (dobra ziemskie, lenno), co związane było ze sposobem powoływania wspomnianej już węgierskiej konnej służby strażniczej, gdzie dwudziestu właścicieli ziemskich miało wystawić jednego konnego uzbrojonego w kopię oraz pancerz. Nie rozstrzygając tego zagadnienia, w licznych źródłach od XV wieku pojawia się nazwa „husarz” (i rac), a jako ciekawostkę warto podać, że zdaniem niektórych badaczy pierwsze oficjalne użycie słowa „husaria” w Rzeczypospolitej datuje się na rok 1580 w dokumencie rachunku skarbowego.

Co ciekawe, już w wiekach XVII i XVIII zastanawiano się i snuto teorie dotyczące pochodzenia nazwy husarz. François Paulin Dalerac w 1689 roku pisał:

Jest ta we Francyi wiadomość, dla czego Żołnierze Węgierscy, Hussarzami się zowią; albowiem oni pod czas Woyny zwykli krzyczec, Hussar, albo raczey Hussa, hussa; Co znaczy, biey, zabij, Tak iak u Turkow Hałła, Hałła. Ale ta etymologia, nie iest wiadoma Polszcze.

Natomiast w XVIII wieku, w 1754 roku, Józef Aleksander Jabłonowski przedstawił taką teorię pochodzenia nazwy husarz:

Słowo Husarz z Węgier bydź nie może bo y odmienne, kiedy się tamteysza iazda nazywa uzar, y Stroy inny ma, zbroi nie zażywa, a kopiy w całych Węgrach nie znaią, bardziey bym rozumiał one naturalne Słowiańskie, a w kształt Woysk starożytnych Rzymskich przybranych. Lub że ci waleczni, naieznicy, zwyczaynie na dzielnych koniach, czy na harcach, czyli zagonieniu gorąco konia zwykli zażywać, skakać y hasać na nim, a ztąd Hasarz potym Hussarz rzeczon.

Obecny stan badań wskazuje rok 1498 jako początek istnienia husarii (raców) w Polsce. Na ten rok przypada między innymi informacja o werbunku roty kawalerii Ferenca Raceni i Wacława Kamienieckiego, składającej się ze 105 jeźdźców, w której skład wchodzą wojownicy zarówno o nazwiskach polskich (Kamieniecki), jak i obcych – węgierskich (Ferenc, Hakzanthy) oraz słowiańskich (np. Mikulasza, Ray Popowicz). Chorągiew ta opisana jest omnes cum tarcze et drzewcze, co pozwala przyjąć, że była ona uzbrojona na sposób racki. Co więcej, była to pierwsza tego typu rota w służbie polskiej w całości składająca się z jeźdźców uzbrojonych na sposób racki. W 1500 roku, w spisanym po łacinie rejestrze skarbowym, widnieje zwrot „oto są husarze”, odnośnie do kawalerzystów z nazwiskami Andrycha, Michała Luca, Kaspra Czekiela i Wacława Lubicza:

Hic sunt Hussarza: Andrych Husarz, […] Hic sunt husarze, Casper Czekiel, Wacław Lubicz, Michał husarz cum sociss, Luca husarz cum sociis.

W tymże roku Michał Gliński sprowadza na Litwę najemnych Raców. Następnie, dzięki staraniom podskarbiego nadwornego Andrzeja Kościeleckiego, pojawiają się oni w wojskach nadwornych curienses króla Jana I Olbrachta oraz w obronie potocznej (stałym wojsku zaciężnym powołanym w 1477 roku na sejmie piotrkowskim, a służącym do obrony kresów południowo-wschodnich) dowodzonej przez Piotra Myszkowskiego. W 1501 roku na zaciąg „husarzy (hussarorum) alias raczow” listy przypowiednie otrzymali trzej polscy rotmistrzowie – Piotr Oleski oraz Andrzej Struś i Stanisław Struś. Jedną z pierwszych bitew, które stoczyli polscy husarze (wzorem rackim), jest najprawdopodobniej zwycięskie starcie z Tatarami pod Zinkowem w 1504 roku, gdzie walczyli ze swoimi chorągwiami wspomniani wyżej trzej rotmistrze. Maciej Stryjkowski również w 1501 roku pisał, że

[…] Raców niemało za pieniądze po usarsku służyło […].

Znaczyć by to mogło, że już na początku XVI wieku służba „po husarsku” stanowiła określony wzorzec uzbrojenia i sposobów walki, a racowie bywali też określeniem konkretnej nacji (Serbów) służących w wojsku polskim i litewskim, aczkolwiek nie jest to zupełnie oczywiste. Bardziej prawdopodobne zdaje się przyjęcie koncepcji, o której szerzej piszę przy opisie ewolucji uzbrojenia husarii, że rozróżnienie pomiędzy racami a husarzami odnosiło się do standardu uzbrojenia (racowie bez uzbrojenia ochronnego, husarze z kolczugami), jakie prezentowali, a nie do narodowości poszczególnych wojowników, na co wskazuje m.in. rejestr chorągwi Krupskiego z 1501 roku. Nie wyklucza to oczywiście dualizmu nazewnictwa, że przy istnieniu dwóch wzorów uzbrojenia, rackiego i husarskiego, Racowie bywali też określeniem narodowości (serbskiej).

Sejm w roku 1503 powołał chorągwie zaciągu polskiego, w których skład wchodzili husarze (wzoru rackiego), jak pisał Marcin Bielecki w Kronice polskiej:

Przeto król Aleksander roku 1503, przyjechawszy z Litwy. Złożył sejm walny w Lublinie na dzień Świętego Szymona i Judy, na którym radzili około Pokucia, które sobie przywłaszczył wołoski wojewoda Stephan. Dla czego przejęli naszy służebnie, między którymi też było Raców dosyć, które Aleksander do Wołoch posłał na wojnę.

Znana nam wszystkim husaria, to kawaleria kopijnicza, przeznaczona głównie do przełamujących szarż na przeciwnika konnego i pieszego. Jak pisał Fredro w 1668 roku w Porządku wojennym:

Rohatyna dobra jest na rajtara niemieckiego, na Kozaka pieszego, na tatara konnego, bo dla lekkości tam i ówdzie łatwo się z nią obrócić. Kopia dobra jest na spiśnika niemieckiego, na huzarów węgierskich i tureckie dzidy dla rozerwania i prześcignienia długością swoją.

Chociaż kopia była jej główną bronią, to w zależności od epoki i sytuacji na polu walki oraz rodzaju przeciwnika, z którym miała się zmierzyć, husaria używała szerokiego wachlarza uzbrojenia (tak ofensywnego, jak i defensywnego). Przez pierwsze lata husarze nie nosili uzbrojenia ochronnego lub nosili je w postaci pancerzy (kolczug), posługiwali się oprócz kopii również tarczą, która pod koniec XVI wieku wyszła z użycia, acz w celach paradnych stosowano ją aż do XVIII wieku, ale już w innej formie – orientalnego, okrągłego kałkana. Po skruszeniu kopii, husarze sięgali po pałasze bądź szable lub inną broń z szerokiego asortymentu wykorzystywanego przez tę formację w zależności od epoki i potrzeb pola walki.

Husaria znana jest również ze stosowania skrzydeł „dla postrachu i okazałości”. Temat ten jest przedmiotem dalszej części pracy, tutaj warto nadmienić, że samych skrzydeł husaria używała zarówno w boju, jak i na paradzie, miały one rozmaite kształty i sposoby mocowania – do siodła, do pleców, do tarczy, mogły być dwa lub jedno, proste bądź zakrzywione, również o charakterze zoomorficznym. Co ważne, nie tylko husaria i nie tylko w Polsce używała skrzydeł. Jako początki stosowania skrzydeł można wskazać drugą połowę XVI wieku, a stosowano je najprawdopodobniej aż do lat siedemdziesiątych XVIII wieku.

Oprócz skrzydeł w powszechnej świadomości husaria znana jest też z używania skór dzikich zwierząt, które rycerze zarzucali na różne sposoby, zależne od epoki, na barki i ramiona. Było to zależne od mody, zapatrywań danego husarza czy też środków finansowych. Oprócz widowiskowych skór tygrysów, lampartów, lwów czy wilków stosowano również barwne kilimy, welense (okrycia zbroi) oraz delie. Będzie jeszcze o tym mowa, ale głównym zadaniem tego typu okrycia było robienie wrażenia na przeciwniku („dla postrachu”), własna prezencja wpływająca również na morale („dla okazałości”) oraz walory praktyczne – zakrywanie miejsc niechronionych przez zbroję czy też wywoływanie paniki wśród wierzchowców przeciwnika zgodnie z atawistycznym strachem koni przed drapieżnikami.

Polscy jeźdźcy, Abraham de Bruyn, 1577 rok, ze zbiorów Rijksmuseum

Husaria była podziwiana zarówno przez mieszkańców Rzeczypospolitej, czego przykład mamy w liście Stanisława Wojeńskiego z 1684 roku:

Nie umiałbyś, Wasza Miłość, wyobrazić sobie majestatycznego widoku […], a konkretnie falującego lasu ludzi, kopii i przepięknych chorągwi ussarzy na koniach, samych szlachciców, którzy w swoich pełnych zbrojach zdawali się być żelaznym murem nie do przejścia, a ze swoimi [skórami] tygrysimi na ramionach wzbudzali niemałe przerażenie, będąc najsilniejszym i niezwyciężonym wojskiem świata […],

jak i przez cudzoziemców, zawsze budziła powszechny zachwyt swoim wyglądem i dokonaniami. Kosma Bruneti w 1674 tak określił husarię:

Próżna byłaby praca opowiadać okazałość i piękność rycerstwa tego, mówić bowiem o zbrojach jego, o wysokich kopiach z długimi chorągiewkami, o tygrysich skórach, o pysznych koniach, kulbakach, rzędach, strzemionach, cuglach ze złota, haftów i drogich kamieni byłoby to przyćmić ich piękność. Jest to jazda, jakiej nie ma na świecie; żywości jej i przepychu bez widzenia własnymi oczami pojąć nie podobna.

Wspaniały opis husarii pozostawił po sobie Antoine de Gramont, podziwiając ją podczas kampanii moskiewskiej w latach 1663–1664:

Husarze maszerują na czele wszelkich wojsk w Polsce i są najważniejszymi w tej instytucji. A prezentują się oni tak: by stać się kawalerem chorągwi husarskiej, którego potocznie zwie się towarzyszem, trzeba być szlachcicem [to akurat nie było wymogiem w XVII wieku], postawnym, silnym i wytrzymałym, by nosić cały kirys, naramienniki, nabiodrki, osłony rąk, lub inaczej karwasze, hełm na głowie, ostrogi przy obu stopach zamocowane na sposób niemiecki, które się łatwo zdejmują, bo ostrogi na sposób polski przybijane są do butów, dużą skórę z tygrysa lub lamparta, podszytą aksamitem lub atłasem karmazynowego koloru, którą zarzuca sobie na lewy bark. Jego koń ma być duży, piękny i żwawy i z tych najszybszych; ma mieć aksamitne siodło a napierśnikiem [podpiersie] i podogoniem, jak my to stosujemy na sposób cudzoziemski, aby dobrze się trzymało przy kruszeniu kopii na wrogu w pełnym biegu; pistolet po lewej stronie siodła; długi spiczasty miecz pod prawym udem; szablę u boku na zwykły sposób. Do walki wyciąga on miecz spod uda i zawiesza na prawym przegubie, by mieć w ręce swobodę do trzymania kopii, która jest pierwszą bronią używaną podczas bitwy do przełamania zastępów wroga. Ten wojskowy rynsztunek kojarzy się z metalową figurą wybijającą godziny na zegarowym dzwonie, ale on jest prawdziwy i pożyteczny, jak pokazała praktyka.

Polscy jeźdźcy, Abraham de Bruyn, 1577 rok, ze zbiorów Rijksmuseum

Również wrogowie mieli o niej wysokie zdanie, co pokazuje opinia wyrażona 17 października 1633 roku:

[…] ten kapitan lejtnant [w służbie moskiewskiej], widząc woysko iezdne, bardzo się mu dziwował y powiedział, zesmy niczym nie straszni Moskwie iako temi płatnikami, iako oni usarza zowią, y iako oni w obozie nieprzyjaciela na nic barziey nie respectowali [na nikogo bardziej nie uważali], iako na usarza naszego, powiedaiąc, że insze woysko łacnoby się beli kusieli [uderzyliby na nie]; y gdy mu powiedziano ze to ieszcze nie wszytka iazda, bo część z hetmanem koronnym w pierwszym pułku poszła, powiedział, ze takim woyskiem możecie nieprzyiaciela znieść i puścić aż pod stolice [Moskwę].

Fredro przekazał nam anegdotyczną historię dotyczącą rozmowy tureckiego wodza Abazy Paszy z sułtanem tureckim, gdzie Abazy Pasza tłumaczy się z klęski poniesionej 22 października 1633 roku pod Kamieńcem Podolskim z rąk polskich żołnierzy dowodzonych przez hetmana Stanisława Koniecpolskiego, wysławiając jednocześnie husarię:

Wydaje mi się, że nie wiesz, władco, jak trudno jest wydrzeć zwycięstwo polskiemu żołnierzowi. Nie liczba tam walczy, lecz mężowie. Mają zaś taki rodzaj wojska, zwany jazdą husarską [miał na myśli kopijników], których komendanci, wiedz, że cieszą się takim poważaniem, że gdyby stanęli przed tym murem (sułtan akurat w czasie rozmowy siedział zwrócony w stronę okna pałacu, przez które widać było obwarowania miasta) i polecili wojsku uderzyć w niego kopiami, sam nie wiem, czy nie przesunęliby go.

Potwierdzają to również słynne słowa szwedzkiego króla (w tamtym czasie uważanego w Rzeczypospolitej za uzurpatora, ponieważ to Zygmunt III Waza był nominalnie królem Szwecji i tak się tytułował) Gustawa II Adolfa, wypowiedziane pod Gniewem w 1626 roku, wyrażające wrażenie i uznanie, jakie zrobiła na nim szarża husarii:

O, gdybym miał taką jazdę; z moją piechotą obozowałbym tego roku w Konstantynopolu.

Jak pisał niderlandzki poeta Joannes Narssius, historiograf Gustawa Adolfa:

Husarze, rodzaj przewyższający pozostałe, Szlachetnością przodków i cnotami swych zasług, Czy też wybrany spośród innych stanów: Dzielni wojownicy, których odważne dusze pobudza Widok wielu ciał zabitych Turków i Moskali. Na sposób niemiecki zwykli się zbroić, zdobni hełmem z pokaźnym pióropuszem i mocnym kirysem i zbroją dopasowaną do bioder i ramion. Zgodnie z dawnym obyczajem walczą wciąż kopią, i obosiecznym mieczem walczą tnąc i dźgając.

Podobnie wysoką ocenę polskiej husarii miał wystawić król Szwecji, Karol X Gustaw:

Gdybym miał przynajmniej dziesięć tysięcy takich żołnierzy, to nie tylko Turcję, ale cały świat spodziewałbym się łatwo podbić.

Ze względu na wręcz „strategiczne” znaczenie husarii dla wrogów, ponieważ jej obecność mogła decydować, czy dana bitwa zostanie przez nieprzyjaciela przegrana czy wygrana (a przynajmniej obecność husarii mogła znacząco wpłynąć na przebieg batalii), np. władze moskiewskie w okresie wojny lat 1654–1667 były żywo zainteresowane polsko-litewską husarią, jej liczbą, uzbrojeniem, szczególnie posiadaniem kopii, których Moskwicini bali się najbardziej. Liczne raporty do wielkiego księcia moskiewskiego (nazywanego przez Moskali carem) zawierały te informacje. Nadto jeńcy polscy i litewscy w latach 1663–1664 podczas przesłuchań byli szczególnie indagowani odnośnie do husarii, jej liczebności, morale i posiadania kopii. Pokazuje to respekt, jaki był żywiony wobec husarii przez jej przeciwników.

Husarze, o czym będzie jeszcze mowa, przez 200 lat słynęli z wysokiego morale, będącego podstawą sukcesu na dawnym (a często i na obecnym) polu bitwy. Wiązało się to ze świadomością własnej skuteczności, swoich wysokich umiejętności, jak również przekonaniem o boskiej opiece oraz uczuciami patriotycznymi zobowiązującymi do służby i poświęcenia dla swojej Ojczyzny, co świetnie zobrazowane jest w słowach Samuela Leszczyńskiego, piszącego o słynnej szarży pod Kutyszczami w 1660 roku:

Tam wszystko towarzystwo, ojczyzny miłością pałające, do boju szli z wielką radością. […] Zarobiłeś, Wilczkowski, nieśmiertelną sławę.

Również znaczenie miała chęć wyróżnienia się z grona pozostałych rycerzy i poczucie współzawodnictwa (np. pozytywny charakter współzawodnictwa pomiędzy armią litewską Pawła Sapiehy a wojskami polskimi Stefana Czarnieckiego pod Połonką 28 czerwca 1660 roku, podczas zwycięskiej bitwy z wojskami moskiewskimi Iwana Chowańskiego), co znamy z opisu Jana Chryzostoma Paska:

[…] jeden na drugiego zapatrując się, tak stawali tanta aemulatione [przy takim współzawodnictwie] litewskiego wojska a naszym [koronnym], że też już widzieć niepodobna [większego współzawodnictwa], oraz wola dorównania sławie przodków, czy też chęć zdobycia prestiżu, urzędów, lub łupów. Wysokie morale pozwalało – oczywiście wraz z doskonałym wyposażeniem, świetnym wyszkoleniem i prawidłowym dowodzeniem przez kadrę średniego i wyższego szczebla (poruczników, rotmistrzów, pułkowników czy hetmanów) – osiągać na polu walki czyny rzadko spotykane wśród innych formacji w kraju i za granicą. Ocierające się o pychę przekonanie (przez bardzo długi czas często uzasadnione) o własnej omnipotencji bitewnej i znaczeniu husarzy jako obrońców Ojczyzny, znajduje odzwierciedlenie w słynnej wypowiedzi F.P. Daleraca, francuskiego dworzanina króla Jana III Sobieskiego, z 1700 roku, która chociaż odnosiła się do rycerstwa polskiego pod Grunwaldem z 1410 roku, to jednak jako kontynuacja tradycji rycerskich świetnie oddaje psychikę husarzy w XVII wieku:

Historia Polski obejmuje szczegół, gdy pewien król pragnął cofnąć się przed nieprzyjacielem, następującym nań z przemagającą siłą, husarze przeszkodzili temu, oświadczywszy wyniośle, że nie ma powodu obawiać się, kiedy pod ich osłoną, gdyż [nawet] jeżeliby niebiosa zapaść się miały, toby je podtrzymywali na ostrzach kopii.

Rycina Tomasza Dollabelli z 1611 r. przedstawiającej króla Zygmunta III Wazę pod Smoleńskiem; artysta przedstawił husarzy na dole po lewej stronie

Husaria, będąc znana ze swoich gwałtownych ataków i odnoszenia wielu zwycięstw, wywoływała również strach we wrogach. Czasami wystarczyło samo pojawienie się husarii na danym polu walki, by przeciwnik, obawiający się starcia z nią, wręcz przekonany, że ma w danych warunkach małe szanse wytrzymać natarcie skrzydlatej jazdy, wycofywał się czy wręcz uciekał. Dobrym przykładem jest wydarzenie z 1633 roku, mające miejsce podczas wielodniowych zwycięskich walk z Moskwicinami pod Smoleńskiem:

Roty usarskie nie potykały się [nie brały udziału w walce], bo i patrzeć nie mógł na nie nieprzyjaciel, zaraz z pola uciekła Moskwa, skoro się ku nim pomknęli [zbliżyli się do nich] usarze.

W husarii z reguły służyli najlepsi z najlepszych, najprzedniejsza szlachta (chociaż do XVIII wieku szlachectwo nie było wymogiem, by służyć w husarii), najlepiej wyszkolona i wyposażona. Służąc w elitarnej formacji, husarze cieszyli się też wielkim prestiżem, estymą społeczną i szacunkiem, co świetnie obrazuje zdanie Włocha Sebastiana Cefali wypowiedziane w roku 1665:

Husaria zasługuje na szczególniejszą uwagę tak dla niezrównanego męstwa, jako też osobistej godności […]. Przedniejsza szlachta zaciąga się do tych chorągwi i zasłużeni oficerowie, którzy dowodzili kozakami lub w innych doborowych pułkach, nie mają sobie za ujmę służyć jako prości żołnierze w usarzach. […] usarze […] zostają w takim poszanowaniu, że sami hetmani, oddając im rozkazy, nazywają ich panowie bracia.

Można wręcz powiedzieć, że towarzysze husarscy tworzyli elitarne bractwo. Mieli nadzwyczajny status w strukturze społecznej Rzeczypospolitej. Jak pisał Jędrzej Kitowicz w XVIII wieku:

Na pokoje królewskie, na opery, na bale, kiedy był zakaz puszczać mniejszej konsyderacji ludzi, towarzysza zawsze puszczano.

Po wchłonięciu husarii (i pancernych) w struktury Kawalerii Narodowej w 1775 roku, nadzwyczajny status towarzysza husarskiego, stojącego wyżej od oficerów w wojsku typu zachodniego (dragonów, piechoty) został ponownie podkreślony:

Towarzysz równą będzie miał rangę z Chorążym w [nowym] woysku. Zdecydowana większość władców Rzeczypospolitej obdarzała atencją husarię, doceniając jej walory i sukcesy, i dbała o jej rozwój liczebny. Bodajże największym orędownikiem husarii był król Jan III Sobieski, który, szczególnie po katastrofalnych dla liczebności husarii latach wojen połowy XVII wieku zadbał o jej rozwój liczebny. Jak pisał w projekcie wojskowym przedstawionym na sejmie w 1676 roku:

Husarskich chorągwi jako najwięcej mieć życzę, ponieważ i teraźniejsza, i dawniejsza pokazała to na oko eksperiencja [doświadczenie], że to jest robur militiae [siła wojska] […] bo z nich i ozdoba, i obrona, a nade wszystko, że takiej milicji [siły zbrojnej] żaden inszy nad polski naród nie ma i mieć nie może […].

Jedną z metod zwiększania liczebności husarii, oprócz zaciągu nowych oddziałów, było tzw. pohusarzenie, czyli przekształcenie odgórnym rozkazem oddziału lżejszego, z reguły chorągwi kozackiej/pancernej, w oddział husarii. Opierało się to zasadniczo na przezbrojeniu w nowe zbroje i dostarczeniu kopii. Być może czasami i na pozyskaniu nowych koni, bardziej sposobnych do stylu walki husarii. Z reguły „pohusarzanie” wynikało z potrzeby chwili, doraźnego niebezpieczeństwa lub woli politycznej. I chociaż zjawisko to najczęściej widać w latach siedemdziesiątych XVII wieku, to już w 1605 roku wobec niebezpieczeństwa najazdu Tatarów na Rzeczpospolitą, gdy powiększano gwałtownie wojska kwarciane, oprócz zaciągniętych trzech nowych chorągwi husarskich, na rotę husarii przekształcono oddział jazdy kozackiej Stanisława Góralskiego. Podobne działania podjął hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski w 1608 roku „pohusarzając” liczne chorągwie jazdy kozackiej. Poza ewentualnymi czynnikami politycznymi lub potrzebą chwili zmiana formacji dotyczyła najczęściej pierwszorzędnych rot jazdy kozackiej/pancernej, złożonych z najbardziej doświadczonych rycerzy, co nie dziwi, bo wysoki standard wyszkolenia i wyposażenia predestynował dany oddział do przejścia na „poziom wyżej”, gdzie próg wejścia, jak na elitarną formację, był niezwykle wysoki. Oczywiście nie następowało to z dnia na dzień. Przykładem przeformowania uważanej za jedną z lepszych chorągwi pancernych w wojsku koronnym, gdzie sam proces nie został uznany za jakoś specjalnie trudny czy uciążliwy, są dzieje oddziału jazdy pancernej Władysława Wilczkowskiego, w którym służył Jan Florian Tuszyński w roku 1676:

Tejże zimy była koronacja Króla J.M. nam szczęśliwe panującego Jana III, na której ja byłem z jm. Panem rotmistrzem moim. […] My zaś na wiosnę ruszywszy z Łukowa ku Zamościu, zaszedł nas ordynans [rozkaz] żebyśmy się usarzyli i tak opasszy konie ruszyliśmy ku Lwowu [we Lwowie aż do XVIII wieku było jedno z centrów zaopatrzenia i produkcji sprzętu wojennego, w tym husarskiego], i tam uszarząc się, a wojsko drugie poszło ku Haliczu […].

Ciekawym przykładem oddolnego „pohusarzenia” jest przypadek litewskiej chorągwi kozackiej Feliksa Szczęsnego Niewiaromskiego, o której pisał hetman Jan Karol Chodkiewicz do króla Zygmunta III Wazy, prosząc o przyznanie temu oddziałowi żołdu przynależnego husarzom, ponieważ „kopijniczo i zbrojno na koń wsiadają” podczas walk w Inflantach ze Szwedami w latach 1601–1603. I rzeczywiście, od marca 1604 chorągiew ta znajduje się już wśród rot husarskich. Szczególnie interesujące jest to, że sami żołnierze używali uzbrojenia husarskiego, zbroi i kopii do walki ze Szwedami. Być może jest to ślad petyhorców, tzw. lekkiej husarii, o której będzie jeszcze mowa. Jeśli ta hipoteza okazałaby się prawdziwa, mielibyśmy przykład przekształcenia lekkiej husarii w husarię sensu stricto.

Jeszcze jedną metodą zwiększenia liczby oddziałów husarii była konstytucja sejmowa uchwalona w 1685 roku na sejmie warszawskim. Przewidywała ona zobowiązanie osób nobilitowanych (uszlachconych – osób, które uzyskały tytuł szlachecki, z reguły za czyny wojenne, jak np. mieszczanin Jan Samuel Chrzanowski, dowódca słynnej zwycięskiej obrony Trembowli w 1675 roku) oraz osób z indygenatem (uznaniem na terytorium Rzeczypospolitej obcego szlachectwa i przyznanie w związku z tym praw równych polskiej i litewskiej szlachcie – historyczny odpowiednik naturalizacji) od roku 1653 do służby w husarii i wystawienia trzykonnego pocztu husarskiego (towarzysza i dwóch czeladników pocztowych) oraz utrzymania go przez trzy lata:

Chcąc przyczynić usarskich pocztów, mieć chcemy, aby wszyscy, którzy indygenaty, nobilitacje i deklaracje przez konstytucje szlachectwa od sejmu 1653 za przywilejami naszemi per legem approbowanemi, lubo i przez konstytuuje otrzymali, aby poczty usarskie, każdy z nich od osoby swojej, po koni trzy, na koniach dobrych z rynsztunkiem i ochędostwem tej milicji należącym, a to na trzy zupełne kampanie a 1 augusti roku teraźniejszego począwszy swym kosztem, żołdem i hiberną dla wojska naszego koronnego gdzie w pułku naszym pod osobnym znakiem i rotmistrzem, którego im z komputem naznaczamy chodzić będą stawili i kontynuowali.

Brak wywiązania się z tego obowiązku miał skutkować utratą szlachectwa bądź indygenatu. Ponieważ egzekwowanie tego przepisu bywało problematyczne, na sejmie w 1690 roku ustalono, że instygator koronny pozwie na najbliższy trybunał skarbowy wszystkich, którzy uchylają się od tego obowiązku, by wyciągnąć konsekwencje odnośnie do niewywiązania się z uchwały o „usarskiej milicji z nowej szlachty”.

Już wkrótce zresztą obowiązek ten zamieniono na opłatę w kwocie 5100 zł, która miała być przeznaczona na zaciąg, ale zaznaczono przy tym, że „wyprawa trzech koni husarskich nierównie więcej musiałaby kosztować”.

Ciekawostką jest rzadki przykład działań w drugą stronę. W 1692 roku doszło do przemianowania chorągwi husarskiej Wojciecha Urbańskiego, kasztelana wileńskiego, w chorągiew arkebuzerską Jerzego Gluzenappa, zapewne ze względu na potrzebę wzmocnienia siły ognia oddziałów konnych podczas walk z Tatarami. Arkebuzerzy mieli dość podobne do husarii uzbrojenie ochronne, więc w tym aspekcie zmiana ta nie nastręczała zapewne wielkich problemów.

W okresie swojej prawie 300-letniej historii husaria przeszła znaczną ewolucję, od lekkiej kawalerii przez średnią, aż po średnio ciężką (oczywiście w warunkach polskich – w stosunku do najcięższych formacji w Europie, jak np. wcześni rajtarzy oraz kirasjerzy, była to kawaleria średnio zbrojna, acz z wyjątkami). Początkowo husaria stanowiła wsparcie dla ciężkozbrojnych kopijników w decydujących szarżach, mając jednak znacznie większą manewrowość od ciężkich rycerzy, nadawała się również do nagłych ataków i szybkich manewrów. Z czasem, pod koniec XVI wieku, po wchłonięciu przez husarię resztek formacji ciężkich kopijników, to właśnie skrzydlaci jeźdźcy stali się najcięższą polsko-litewską kawalerią, a rolę pomocniczą dla niej stanowiły oddziały jazdy kozackiej powstałej w 1551 roku (nie mylić z Kozakami zaporoskimi), w ostatnich dekadach XVII wieku zwanej już jazdą pancerną.

W kolejnych rozdziałach temat ewolucji uzbrojenia ochronnego oraz wyglądu, uzbrojenia ofensywnego, organizacji i funkcjonowania tej formacji jest szczegółowo opisany.

Husaria, pomimo że, jak zdawać by się mogło, jest predestynowana do roli formacji przełamującej szarżą z kopiami na wprost, uznawana jest przez znawców tematu (zgodnie zresztą z poglądami wyrażonymi w XVII wieku) za kawalerię wszechstronną. Dzięki doskonałemu wyszkoleniu, różnorodnemu, świetnemu wyposażeniu, posiadaniu pierwszorzędnych koni oraz wysokiemu morale kawaleria ta mogła być, i była, wykorzystywana do różnych celów taktycznych. Będzie jeszcze o tym mowa, ale husarze zdolni byli zarówno do udziału w harcach przedbitewnych (Toropiec 1580), nacierania z szablą lub pałaszem w dłoni w pogoni za lotnymi Tatarami (Martynów 1624) czy szarżowania na pikinierów (Połonka 1660), uderzania bez zbroi na nieprzyjaciela (Tczew 1627), jak i walki pieszo, odpierając szturmy wroga (Hodów 1694) czy sama szturmując fortece (Smoleńsk 1611). Husaria w czasie swojego istnienia dowiodła niezliczone razy, że jest kawalerią uniwersalną.

Służba w husarii wiązała się z ogromnymi wydatkami, jakie musiał ponieść towarzysz husarski, by wystawić poczet (koszt uzbrojenia – zbroi, broni [poza kopią husarską dostarczaną centralnie przez państwo], wyposażenia dodatkowego [skrzydła, skóry dzikich zwierząt], rzędów końskich i samych koni – dla siebie oraz czeladzi pocztowej) wraz z kosztami zaplecza w postaci luźnej czeladzi – ciurów obozowych, oraz wyposażenia obozowego, jak namioty, wozy, żywność itp., oraz utrzymywania całości. Były to koszty niebagatelne, szczególnie koni, które potrafiły kosztować fortunę. Na przykład w 1636 roku Marek Łahodowski miał rumaka wartego 2500 złotych, podczas gdy żołd kwartalny na husarza wynosił zaledwie 40 zł, a koń taki mógł przecież paść w pierwszej potyczce. Oczywiście nie wszystkie konie tyle kosztowały, najdroższe były konie bojowe, przy czym rozpiętość była bardzo duża, acz często takie konie kosztowały w okolicach 200 złotych. Mimo znacznych różnic nakładów poszczególnych towarzyszy na swoje poczty, zależnych od posiadanych środków pieniężnych, ogólnie koszty były olbrzymie. Potencjalne zyski zaś w postaci żołdu, rozmaitych gratyfikacji pieniężnych nie rekompensowały poniesionych kosztów. Dodatkowe korzyści, jak łupy (bardzo niepewne, zależne od szczęścia wojennego), czy nadania ziemskie i urzędy ze strony króla (w tym wypadku związane zarówno z osobistymi dokonaniami zauważonymi przez innych, jak i zależnościami personalnymi i kontaktami z dworem bądź posiadaniem możnego protektora) były również bardzo loteryjne i niepewne. Nadto sam rotmistrz, swoisty fundator chorągwi, ponosił kolosalne koszty z własnej kieszeni, również, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli, „reprezentacyjne”. Lecz mimo to poczucie patriotyzmu i chęć obrony Ojczyny, potrzeba wyróżnienia się, prestiżu służenia w elitarnej formacji, chęć dorównania pamięci i dokonaniom przodków oraz potencjalne korzyści w uzyskanych urzędach, nadaniach i we wsparciu w dalszej karierze politycznej skłaniały tych rycerzy do porzucenia bezpiecznego dworu i ziemiańskiego stylu życia, by móc służyć w husarii, ryzykując swoje życie i majątek.

Tak jak w zakresie bogactwa pocztów i posiadanych środków finansowych, tak również w wypadku poziomu bojowego reprezentowanego przez poszczególne roty husaria nie była jednolita. Chorągwie obrony potocznej – potem od 1563 roku wojska kwarcianego, a od 1652 roku rdzeń wojsk komputowych, składający się z zawodowych żołnierzy, służących po 10, 15, 20 i więcej lat, dla których służba była drogą życia – przedstawiały najwyższy poziom wyszkolenia zespołowego, największe doświadczenie i były z reguły najlepiej wewnętrznie zorganizowane. Podobnie chorągwie nadworne, złożone z dworzan, roty gwardii królewskiej, roty hetmańskie, królewskie czy królewiczów – ze względu na osobę rotmistrza i dobór ludzi, można przyjąć, że prezentowały najwyższy poziom. Natomiast oddziały zaciągane na doraźne potrzeby wojenne, jak wchodzące w skład wojsk suplementowych czy rozwiniętego komputu mogły już prezentować niższy poziom (oczywiście w „skali husarskiej”, ponieważ w „skali pozahusarskiej” to ciągle była elita pierwszej ligi). W związku z istniejącym w XVI–XVII wieku starciem dwóch etosów – etosu ziemiańskiego i wciąż silnego etosu rycersko-husarskiego – możne rody wysyłały swych synów do służby w chorągwiach husarskich. Miał to być etap kariery społeczno-politycznej, tak by służba w prestiżowej formacji zostawiła zacny ślad w „portfolio” delikwenta. Finansowani przez bogatych rodziców, służący stosunkowo krótko, „niedzielni husarze”, jak można by ich określić, podobnie jak większość wojennej szlachty byli, w stosunku do zawodowych rycerzy, świetnie wyszkoleni indywidualnie (o czym w kolejnych rozdziałach), jednak zespołowo ten element mógł szwankować. Nadto, owi „cywilni wojskowi” przynosili pod chorągwie liczne obyczaje z życia cywilnego, które nie wpływały dobrze na dyscyplinę i porządek w oddziałach. Gdy zdarzały się przejściowe lub dłuższe problemy z wypłatą żołdu, był to element mniej pewny niż „stare roty”. Oczywiście żadne jednostki, czy to złożone z weteranów, czy świeżych żołnierzy nie były odporne na zawirowania polityczne i grę o wpływy i władzę wśród ich nominalnych dowódców – rotmistrzów, często osób z najwyższych kręgów władzy. W wypadku chorągwi prywatnych, czy to ordynackich, czy stricte prywatnych, sprawa nie jest prosta, ponieważ wiele zależało od osoby magnata, właściciela oddziału, który z reguły był jego rotmistrzem. Jeśli zapewniał należyte finansowanie, a również dbał o dobór odpowiednich ludzi na towarzyszy oraz był zwolennikiem licznych ćwiczeń zespołowych, takie oddziały mogły prezentować najwyższy poziom. Natomiast jeśli była to chorągiew powołana głównie w celach prestiżowych, na pokaz, z magnackiej pychy, to poziom prezentowany przez taki oddział mógł nie być najwyższy (acz cały czas obracamy się w pierwszej lidze jakości kawalerii). Mowa tu oczywiście o wiekach XVI i XVII, ponieważ w XVIII wieku sytuacja w całym wojsku przedstawiała się zgoła inaczej, by nie rzec – katastrofalnie. Jako ciekawostkę warto podać jeszcze jeden rodzaj „husarii-nie husarii”, a mianowicie pospolite ruszenie szlacheckie, które ekwipowało się zarówno na sposób lekki, jak i „po husarsku”, w zbroje i kopie. Nie była to oczywiście prawdziwa husaria ani organizacyjnie, ani pod względem wyposażenia czy wyszkolenia. Niemniej, na przykład w roku 1665 wielkopolskie pospolite ruszenie stawiło się w liczbie 3900 koni, z tego aż 1400 szlachciców wystąpiło po husarsku.

Husaria przez 200 lat odnosiła fenomenalne zwycięstwa, będąc klejnotem w koronie sławnej armii Rzeczypospolitej. Jednakże, wydawać by się mogło nagle, w XVIII wieku, przyszło załamanie tej formacji (podobnie jak całego wojska). Husaria przestała odnosić sukcesy na polu walki, gwałtownie spadła jej liczebność, stała się wręcz pośmiewiskiem. Po roku 1717 i reformach sejmu niemego praktycznie zaprzestała faktycznej działalności wojennej. Stała się wojskiem wręcz „pogrzebowym” – od zajmowania się głównie asystowaniem przy pogrzebach lub okolicznościowych pochodach. Choć będzie o tym jeszcze mowa w osobnym rozdziale, tu krótko można powiedzieć, że załamanie w XVIII wieku było wypadkową wielu czynników dotyczących samej husarii, jak i całego wojska, sięgających często w głąb XVII wieku, a nawet wcześniej. Brak dyscypliny, problemy z finansowaniem armii, rozpolitykowanie towarzyszy, zaprzestanie ćwiczeń zespołowych całymi chorągwiami, odejście od treningów kopiami i związane z tym praktyczne zarzucanie bojowego użycia kopii w husarii w XVIII wieku (przywrócono je dopiero jako broń paradną w 1725 roku, a jako broń bojową w części chorągwi dopiero w 1763 roku), zjawisko absencji towarzystwa w oddziałach (instytucja towarzyszy sowitych), cedowanie faktycznego dowodzenia z rotmistrzów na poruczników, a potem dalej na namiestników, idący za tym wszystkim upadek morale, brak wiary w dowódców, czy wreszcie jako czynnik zewnętrzny dostosowanie się przeciwników do walki z husarią, m.in. przez skuteczne unikanie bezpośrednich starć z nią, na przykład przez wykorzystywanie i stosowanie odpowiednich przeszkód terenowych (forteli), naturalnych lub też przenośnych (np. „świńskie pióra”, kozły hiszpańskie i inne). Wiele wad husarii, narastających przez cały XVII wiek, nie rzutowało bezpośrednio na jej skuteczność i odbiór przez współczesnych, o czym świadczą liczne peany na jej cześć z ostatnich dekad XVII wieku. Było to możliwe, gdyż na wadze bitewnej skuteczności jej walory ciągle przeważały nad wadami. Jednakże, po osiągnięciu masy krytycznej i dołożeniu ostatnich cegiełek (jak obecnie uważa część historyków) pod Kliszowem w 1702 roku (poczucie zdrady przez głównodowodzącego, brak wsparcia oraz szerokie stosowanie przez wroga forteli – przeszkód terenowych), formacja ta wpadła w głęboki kryzys, z którego niestety już się nie podniosła. W dużej mierze zaważył na tym brak „klimatu politycznego” czasów saskich, kiedy to władcy Rzeczypospolitej, niemieccy elektorzy z Saksonii August II Mocny i August III, nie mieli interesu w tym, by reformować tę najbardziej polską formację i pozwolili, aby zapadała się pod ciężarem stagnacji i postępującej degrengolady moralnej i organizacyjnej. Efemeryczne reformy, jak wprowadzenie mundurów czy centralnego zaopatrywania chorągwi w broń, nie zmieniały ogólnej sytuacji. Dopiero latach sześćdziesiątych XVIII wieku podjęto pewne reformy wojska Rzeczypospolitej. W 1764 roku powołano komisje wojskowe koronne i litewskie, które miały zająć się poprawieniem sprawności bojowej kawalerii, w tym husarii. Całą jazdę podzielono na cztery partie (zgrupowania) – wielkopolsko-pruską, małopolską, podolsko-pokucką i ukraińską. Reformy zostały przerwane przez wybuch konfederacji barskiej (1768–1772), a po pierwszym rozbiorze były co prawda kontynuowane, ale w bardzo ograniczonym zakresie.

Jan III Sobieski, Romeyn de Hooghe, 1674, ze zbiorów Rijksmuseum

Co interesujące, to właśnie na czas konfederacji barskiej przypadają ostatnie znane nam informacje o bojach toczonych przez husarię. Na obecny stan wiedzy, ostatnie znane zwycięskie starcie z udziałem husarii miało miejsce 12 czerwca 1768 roku pod Raszkowem w Wielkopolsce, gdzie oddział konfederatów barskich pod dowództwem stolnika poznańskiego Wojciecha z Werbna Rydzyńskiego, w którego skład wchodziła chorągiew husarska referendarza koronnego z Sieradza, pokonał oddział armii rosyjskiej. Dwa dni później, 14 czerwca 1768 roku, pod Krotoszynem stoczono ostatnią znaną bitwę w polu z udziałem husarii. Wczesnym rankiem 600 konfederatów zostało z zaskoczenia zaatakowanych przez 1500 Rosjan dowodzonych przez podpułkownika Konstantinowa i majora Drewitza. Oddziały rosyjskie składały się z kawalerii i piechoty oraz dwóch armat. Po pierwszym ataku wroga polska kawaleria przypuściła kontratak na piechotę nieprzyjaciela. Uderzenie okazało się skuteczne:

Wytrzymawszy pierwszy nieprzyjacielski ogień z dwóch armat wystrzelenie, ochoczo i odważnie skoczyli […] na piechotę, a przełamawszy onę, aż się w tył wyrżnęli [przebili się na tyły wroga].

Można z dużym prawdopodobieństwem wnosić, że w tym udanym ataku brała udział husaria jako najbardziej predestynowana do takiej akcji ze względu na uzbrojenie ochronne (zbroje), jak i ofensywne (kopie). W całej „potyczce dobrze i żwawie zaczętej” „Polacy dokazywali cuda waleczności”. Niestety, prawie dwuipółkrotna przewaga liczebna Rosjan zmusiła Rydzyńskiego do zarządzenia odwrotu, szczególnie że sam, jako dowódca, nie miał wystarczającego doświadczenia „nie mając potrzebnej eksperiencji”, by zdołać zakończyć z sukcesem bój w warunkach tak trudnych, jak duża przewaga liczebna wroga. Podczas odwrotu Rosjanie ścigali konfederatów aż za granicę Prus. Tak zakończył się ostatni znany bój husarii w polu, niemniej doszło podczas niego do udanej szarży na piechotę nieprzyjaciela. Ostatnim obecnie znanym bojowym użyciem husarii jest szturm spieszonej husarii na mury Lwowa, który miał miejsce 1 czerwca 1769 roku. Silny oddział kawalerii konfederackiej, w szeregach której znajdował się słynny Kazimierz Pułaski – późniejszy bohater amerykańskiej wojny o niepodległość uważany przez wielu za ojca (twórcę) amerykańskiej kawalerii (jego nauczycielem i opiekunem był marszałek konfederacji barskiej, znany z licznych zwycięskich bojów z Moskalami Wawrzyniec Szeliga Potocki) – zaatakował od zachodu miejskie wały. Liczne szturmy od godziny 20 aż do 6 rano dnia następnego nie przyniosły rezultatu. W atakach brali udział skonfederowani husarze, którzy pieszo, z szablami w rękach, nacierali na miejskie fortyfikacje. W wyniku silnego ostrzału i podpalenia przez komendanta obrony przedmieść Lwowa szturmujący zostali zmuszeni do odwrotu. Tak zakończył się ostatni znany bój husarii.

Ostatnie dekady istnienia husarii są niestety najsłabiej zbadane, chociaż najnowsze badania rzucają nieco światła na tę kwestię i pozwalają odrzucić rozpowszechniony w starszej literaturze pogląd o likwidacji husarii (i pancernych) w 1775 (bądź 1776) roku.

W roku 1775 dokonano reformy organizacyjnej kawalerii Rzeczypospolitej, tworząc kawalerię narodową. Nie oznaczało to likwidacji husarii i pancernych w tym sensie, że formacje te po prostu weszły w skład organizacyjny kawalerii narodowej. Z lat 1778–1780 znamy wzmianki o brygadzie petyhorskiej i husarskiej właśnie, występujących na Litwie. Ze strzępów informacji można wnioskować, że schyłkowa husaria była nią już tylko z nazwy, składała się w większości z biednej szlachty i nie posiadała już zbroi, acz nadal miała długie kopie. Jak wiele lat po tych wydarzeniach pisał Niemcewicz:

[…] Było w nim dwie brygady kawalerii narodowej: husarska i petyhorska. Zarzucono już naówczas zbroje, kopie tylko zostały […].

Po latach dodał:

Brygada husarska, imię tylko przypominająca dawnych polskich husarzy, ciężko uzbrojonych, nieraz ze skrzydłami w srebro oprawionemi, gdzie najpierwsza szlachta służyła, gdzie rotmistrzami byli najpierwsi panowie, dziś urządzona inaczej co do przepychu i składu, stała w Kownie pod dowództwem P. Giedrojca. Już tylko uboższa szlachta szła do niej, nosiła mundur karmazynowy, Petyhorcy granatowy, obedwie bez bechterów i pancerzy.

Zgodnie z obecnym znanym mi stanem badań husaria ostatni raz pojawiła się w Rzeczypospolitej w dawnym stylu, w zbrojach i z kopiami, 16 września 1784 roku. Wchodziła wówczas w skład wojsk prywatnych ordynata nieświeskiego księcia Karola Stanisława Radziwiłła „Panie Kochanku”, które asystowały uroczystemu wjazdowi do Nieświeża króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Co ciekawe, klasyczna husaria wystąpiła tam obok swojej zreformowanej siostry – Kawalerii Narodowej Usarskiej, uformowanej już z lekkich kawalerzystów z krótszą bronią drzewcową. Jak pisał naoczny świadek Adam Stanisław Niemcewicz:

[…] Niedługo potem ujrzeliśmy uszykowaną podle gościńca szlachtę ordynacką na koniach w mundurach, to jest żupanach palie i kontuszach granatowych; było tej szlachty do ośmiuset pod swoimi rotmistrzami, trzymającymi dobyte pałasze, a szlachta z proporcami koloru karmazynowego i czarnego. W pośrzodku tej szlachty po skrzydłach uszykowanej siedziało na koniach ośmdziesiąt ludzi zbrojnych w armaturę starożytną, to jest kirysie żelazne, w szyszakach żelaznych na głowach, a wszytkimi komenderował p[an] [Antoni] Jankowski w piękną i poka[ź]ną zbroję odziany. Ci kiryśnicy mieli w ręku także kopie wzgórę wyniesione, lecz z białymi i czerwonymi, i nierównie dłuższymi proporcami, która różnica przy powiewnym wietrze piękny widok sprawowała.

Najstarszy obecnie znany husarski ślad datowany jest na 1786 rok i dotyczy husarii na Litwie, gdzie w tymże roku w chorągwiach brygady husarskiej starano się o:

porucznikostwo znaku husarskiego czy chorąstwo [stanowisko chorążego] usarskie.