Węch. Co nos mówi umysłowi - Ann-Sophie Barwich - ebook

Węch. Co nos mówi umysłowi ebook

Barwich Ann-Sophie

4,0

Opis

Żyjemy w świecie pełnym zapachów. Niektóre nas przyciągają, inne odpychają; zapachy sprawiają, że się relaksujemy lub stresujemy. Węch wpływa więc na nasze nastroje, upodobania, a nawet na to, jak postrzegamy codzienność. Jak to możliwe, że tak ważny zmysł był tak długo lekceważony przez badaczy?

Ann-Sophie Barwich stawia sobie za cel przywrócenie węchowi należnego mu miejsca w świecie zmysłów. Za pomocą licznych przykładów i przystępnych opisów wyjaśnia mechanizmy działania nosa, jego budowę i powiązania z mózgiem. Przeprowadza wywiady z ekspertami w dziedzinach neurobiologii, psychologii, chemii, medycyny. Zgłębia tajniki produkcji wina i perfumiarstwa. Zastanawia się, ile zapachów potrafimy rozróżnić i jak opisalibyśmy świat, gdybyśmy bardziej zaufali swoim nosom.

Węch jest bezkompromisowym wyznaniem miłości do świata zapachów i zaproszeniem do dalszych badań tego niezwykłego, wciąż kryjącego przed nami wiele tajemnic zmysłu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 471

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Co­py­ri­ght by Co­per­ni­cus Cen­ter Press, 2022 Co­py­ri­ght © 2020 by the Pre­si­dent and Fel­lows of Ha­rvard Col­le­ge All ri­ghts re­se­rved
Ty­tuł ory­gi­nal­nySmel­lo­so­phy. What the Nose Tells the Mind
Re­dak­cjaAgniesz­ka Paw­li­kow­ska
Pro­jekt okład­ki i stron ty­tu­ło­wychMi­chał Du­ła­wa
Gra­fi­ka na okład­ce © ko­le­sni­ko­vserg / Ado­be Stock, © Fre­edom Life / Ado­be Stock, © Va­len­ti­na R. / Ado­be Stock, © Ja­cek Fu­law­ka / Ado­be Stock, © ipu­wa­dol / Ado­be Stock, © me­sa­mong / Ado­be Stock, © Afri­ca Stu­dio / Ado­be Stock, © Ta­nia Zbrod­ko / Ado­be Stock
SkładME­LES-DE­SIGN
ISBN 978-83-7886-661-9
Wy­da­nie I
Kra­ków 2022
Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. pl. Szcze­pa­ński 8, 31-011 Kra­ków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: mar­ke­[email protected] Ksi­ęgar­nia in­ter­ne­to­wa: http://ccpress.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Mo­jej ma­mie,

któ­ra gdy by­łam mała, nie czy­ta­ła mi ba­jek,

lecz Go­ethe­go

Węch

jest to je­dy­ny zmy­sł,

dla któ­re­go mo­że­my two­rzyć

nowe bo­dźce,

nie­obec­ne jesz­cze ni­g­dy na świe­cie,

i je od­czu­wać.

– Lin­da Bar­to­shuk

Przed­mo­wa

Węch jest Kop­ciusz­kiem wśród na­szych zmy­słów. Na prze­strze­ni dzie­jów oto­czo­ny był za­ska­ku­jąco złą sła­wą. Lek­ce­wa­żo­ny z tej ra­cji, że prze­ka­zu­je su­biek­tyw­ne je­dy­nie wra­że­nia i zwie­rzęce do­zna­nia, ni­g­dy nie sku­pił na so­bie kry­tycz­nej uwa­gi w fi­lo­zo­fii lub na­uce. W 1754 roku fran­cu­ski fi­lo­zof oświe­ce­nio­wy Étien­ne Bon­not de Con­dil­lac za­uwa­żył: „Ze wszyst­kich zmy­słów ten przy­czy­nia się naj­mniej do po­zna­wa­nia ludz­kie­go umy­słu”[1]. Na­to­miast Im­ma­nu­el Kant, fi­lo­zo­ficz­ny fi­lar pru­skiej pre­cy­zji, wy­dał na­stępu­jący wer­dykt:

Któ­ry ze zmy­słów jest naj­bar­dziej nie­wdzi­ęcz­ny, a za­ra­zem, jak się zda­je, naj­mniej nie­odzow­ny? Będzie to zmy­sł po­wo­nie­nia. Nie opła­ca się go pie­lęgno­wać, a już na pew­no nie ma co go uszla­chet­niać, by móc za jego spra­wą do­zna­wać przy­jem­no­ści. Spo­śród tego, cze­go nam do­star­cza, wi­ęcej jest bo­wiem rze­czy bu­dzących wstręt (zwłasz­cza w lud­nych miej­scach) niż wy­wo­łu­jących miłe wra­że­nia, do­zna­nia zaś wi­ążące się z tym zmy­słem będą za­wsze tyl­ko prze­lot­ne i chwi­lo­we, na­wet gdy­by mia­ły dać za­do­wo­le­nie[2].

Nie mam pew­no­ści, co dało Kan­to­wi pra­wo do prze­ma­wia­nia o przy­jem­no­ści to­nem eks­per­ta. Poza fi­lo­zo­fa­mi rów­nież jed­nak na­ukow­cy oka­zy­wa­li zmy­sło­wi węchu mało uzna­nia. W 1874 roku Ka­rol Dar­win na­pi­sał, że „węch nie od­da­je wiel­kiej ko­rzy­ści” ludz­ko­ści[3]. Świa­to­wi za­pa­chów bra­ko­wa­ło do­brej sła­wy, aby mógł się stać przed­mio­tem do­cie­kań na­uko­wych.

Zmie­ni­ło się to w po­ło­wie XX wie­ku, gdy co­raz wi­ęk­sza licz­ba ba­da­czy za­częła ro­zu­mieć po­ten­cjał świa­ta za­pa­chów jako no­we­go mo­de­lu dla do­cie­kań nad zmy­sła­mi. Re­wo­lu­cyj­ne po­stępy neu­ro­bio­lo­gii rzu­ci­ły świa­tło na nowe mo­żli­wo­ści co do me­tod i dal­szych per­spek­tyw ba­dań zmy­słów, szcze­gól­nie w ostat­nich de­ka­dach. Od­czu­cie za­pa­chów i jego neu­ro­lo­gicz­ne pod­sta­wy oka­zu­ją się klu­czem do zro­zu­mie­nia umy­słu za po­śred­nic­twem mó­zgu. Naj­wy­ższy czas, aby­śmy do­sto­so­wa­li nie­co na­sze za­sta­rza­łe hi­po­te­zy fi­lo­zo­ficz­ne do­ty­czące umy­słu i mó­zgu do tej no­wej rze­czy­wi­sto­ści.

Taki sta­wiam so­bie w tej ksi­ążce cel. Taką ksi­ążkę chcia­ła­bym prze­czy­tać, gdy po raz pierw­szy za­in­te­re­so­wa­łam się no­sem i tym, jak on ko­mu­ni­ku­je się z umy­słem. Ostat­nie lata były świad­ka­mi nie­zmier­nie wie­lu wy­ra­fi­no­wa­nych ba­dań nad per­cep­cją za­pa­chów. Czas, aby pra­ca ta zo­sta­ła uzna­na i uczczo­na. Węch jest bez­kom­pro­mi­so­wym wy­zna­niem mi­ło­ści do świa­ta za­pa­chów. Pre­zen­tu­je zin­te­gro­wa­ną per­spek­ty­wę na roz­ma­ite twór­cze prądy w ba­da­niach nad tym, co wie nasz nos. Prądy te bie­gną przez neu­ro­bio­lo­gię, bio­lo­gię mo­le­ku­lar­ną, ge­ne­ty­kę, che­mię, psy­cho­lo­gię, ko­gni­ty­wi­sty­kę, fi­lo­zo­fię, a ta­kże per­fu­miar­stwo i pro­duk­cję wina. Tre­ść fi­lo­zo­ficz­na tej ksi­ążki jed­nak wy­kra­cza poza in­ter­dy­scy­pli­nar­ną syn­te­zę. Cho­dzi o ogól­ny punkt wi­dze­nia, a nie pod­su­mo­wa­nie, ale ta­kże o uka­za­nie no­wych dróg przez iden­ty­fi­ka­cję za­gad­nień otwar­tych w naj­now­szych ba­da­niach nad węchem. By­ło­by to nie­mo­żli­we, gdy­by wie­lu eks­per­tów nie uży­czy­ło mi swe­go cza­su i gło­su, by opo­wie­dzieć o tej dzie­dzi­nie i jej roz­wo­ju. Roz­mo­wy z nimi uświa­do­mi­ły mi, jak jest ona roz­le­gła i ró­żno­rod­na, je­śli cho­dzi o dys­cy­pli­ny, oso­bo­wo­ści i opi­nie. Nie spo­sób było uwzględ­nić wszyst­kich gło­sów (pro­szę o wy­ba­cze­nie po­mi­ni­ętych) i nie­ko­niecz­nie ka­żdy zgo­dzi się z głów­nym wy­wo­dem tej ksi­ążki.

Osta­tecz­nie ba­da­nia nad no­sem to­czą się nie­ustan­nie. Po uka­za­niu się tej ksi­ążki na pew­no po­ja­wią się ko­lej­ne od­kry­cia. Być może rzu­cą one nowe świa­tło na nie­któ­re z jej wąt­ków, wspie­ra­jąc wy­gła­sza­ne twier­dze­nia lub roz­brzmie­wa­jąc no­wy­mi nu­ta­mi. Ksi­ążka musi ko­ńczyć się prze­cież tam, gdzie za­czy­na się przy­szło­ść osmo­lo­gii („Uśmie­cham się do cie­bie!”).

Wpro­wa­dze­nie

No­sem do przo­du

Za­cznij­my od eks­pe­ry­men­tu. Za­ci­śnij pal­ce na no­sie i włóż do ust owo­co­wy że­lek. Po­czu­jesz słod­ki smak, ale nie­wie­le wi­ęcej. A te­raz oswo­bó­dź noz­drza, prze­łk­nij i ła­god­nie ode­tchnij. Na­gle two­ją uwa­gę zwró­ci sil­nie owo­co­wa nuta żel­ka z za­kre­sie od tru­skaw­ki po cy­try­nę. Oto smak jako zja­wi­sko osmo­lo­gicz­ne.

Dla wie­lu może być za­sko­cze­niem, że lu­dzie umie­ją do­sko­na­le od­ró­żniać kil­ka­set ty­si­ęcy za­pa­chów, szcze­gól­nie tych zwi­ąza­nych z ró­żny­mi sma­ka­mi po­ży­wie­nia i na­po­jów. Nie mamy za­do­wa­la­jące­go na­uko­we­go wy­ja­śnie­nia, jak nasz mózg opra­co­wu­je wszyst­kie te do­zna­nia węcho­we. Za­pa­chy po­ci­ąga­ją nas lub od­py­cha­ją, po­wo­du­ją, że je­ste­śmy od­pręże­ni lub spi­ęci; nie mamy jed­nak po­jęcia, jak ludz­ki mózg two­rzy i przy­pi­su­je im zna­cze­nia. Być może z tego po­wo­du węch po­zo­sta­je głębo­ko nie­zro­zu­mia­ny i często jest błęd­nie cha­rak­te­ry­zo­wa­ny.

Ksi­ążka ta roz­pra­wia się z po­ku­tu­jący­mi fa­łszy­wy­mi wy­obra­że­nia­mi o ludz­kim zmy­śle po­wo­nie­nia i przed­sta­wia prze­gląd ba­dań, któ­ry może od­mie­nić za­pa­try­wa­nia czy­tel­ni­ka na to, co nos prze­ka­zu­je mó­zgo­wi do dal­sze­go prze­twa­rza­nia, a umy­sło­wi do po­strze­ga­nia. Ana­li­zu­jąc wie­dzę ze­bra­ną przez na­ukow­ców o węchu, pró­bu­je­my od­po­wie­dzieć na kla­sycz­ne py­ta­nie po­strze­ga­nia zmy­sło­we­go: co nos mówi mó­zgo­wi i jak ten to ro­zu­mie? Choć osta­tecz­na od­po­wie­dź oka­zu­je się nie taka pro­sta, ksi­ążka za­bie­ra czy­tel­ni­ka w fi­lo­zo­ficz­ną i hi­sto­rycz­ną pod­róż wo­kół tej wci­ąż nie­roz­wi­ąza­nej za­gad­ki neu­ro­bio­lo­gii. W przed­si­ęw­zi­ęciu tym Węch roz­po­zna­je nie­pew­no­ści i bra­ki na­szych wspó­łcze­snych teo­rii po­strze­ga­nia za­pa­chów, nie wy­łącza­jąc per­cep­cyj­nych wy­mia­rów węchu i ich po­wi­ązań z po­zna­niem. Jest to ide­al­ny te­ren, na któ­rym mogą wspó­łza­wod­ni­czyć ró­żne in­ter­pre­ta­cje zmy­słów jako bram do rze­czy­wi­sto­ści, i wy­da­je się, że nad­sze­dł czas, by spoj­rzeć na węch jako nowy mo­del tego, jak mózg re­pre­zen­tu­je in­for­ma­cje zmy­sło­we, a ta­kże nowy mo­del po­strze­ga­nia w ogó­le.

Za­pach jest do­zna­niem bar­dzo zmien­nym i ta zmien­no­ść za­zna­cza się za­rów­no mi­ędzy jed­nost­ka­mi, jak i w do­świad­cze­niu tej sa­mej jed­nost­ki. Ró­żno­rod­no­ść ja­ko­ścio­we­go do­zna­wa­nia na­da­je do­świad­cze­niom węcho­wym aurę su­biek­tyw­no­ści. Z tego po­wo­du nie­któ­rzy nie uwa­ża­ją nosa za wia­ry­god­ne­go świad­ka obiek­tyw­nej rze­czy­wi­sto­ści. Po­gląd ten jed­nak obec­nie nie daje się utrzy­mać. Zmy­sł po­wo­nie­nia jest bar­dziej wia­ry­god­ny, niż sądzi­my. Naj­now­sze ba­da­nia osmo­lo­gicz­ne skła­nia­ją nas do zmia­ny my­śle­nia o po­strze­ga­niu zmy­sło­wym, a w szcze­gól­no­ści o źró­dłach obiek­tyw­no­ści w na­szym su­biek­tyw­nym do­świad­cze­niu. Sztyw­ne roz­dzie­le­nie su­biek­tyw­ne­go i obiek­tyw­ne­go wy­mia­ru po­strze­ga­nia zmy­sło­we­go wy­wo­dzi się z or­to­dok­syj­nych idei fi­lo­zo­ficz­nych, któ­re nie uwzględ­nia­ją naj­now­szej wie­dzy do­ty­czącej mó­zgu. Wspó­łcze­sne teo­rie umy­słu i mó­zgu pod­trzy­mu­ją tę za­wężo­ną per­spek­ty­wę, al­bo­wiem rzad­ko si­ęga­ją poza to, co naj­bar­dziej po­wierz­chow­ne.

Utrwa­lo­nym pa­ra­dyg­ma­tem w ba­da­niach nad zmy­sła­mi jest wzrok. Nie ma w tym nic dziw­ne­go. Tra­dy­cja fi­lo­zo­ficz­na kon­cen­tru­je się na ro­zu­mie­niu jako „wi­dze­niu zja­wisk”. Na­ukow­cy zgro­ma­dzi­li wi­ęcej wie­dzy o ner­wo­wych szla­kach wzro­ko­wych niż w przy­pad­ku in­nych zmy­słów. Do­ko­na­ny na prze­ło­mie lat pi­ęćdzie­si­ątych i sze­śćdzie­si­ątych po­stęp w ba­da­niach nad ukła­dem wi­dze­nia do­pro­wa­dził do ukszta­łto­wa­nia się po­de­jścia do mó­zgu opar­te­go na ma­po­wa­niu i w dal­szym ci­ągu de­fi­niu­je ono dys­cy­pli­nę neu­ro­bio­lo­gii, a ta­kże trwa­jące in­ter­dy­scy­pli­nar­ne dys­ku­sje do­ty­czące fi­lo­zo­ficz­nych im­pli­ka­cji jej usta­leń. Pa­ra­dyg­mat wzro­ko­wy sku­pia się na to­po­lo­gii prze­strzen­nej i za­kła­da, że bo­dźce ze­wnętrz­ne są re­pre­zen­to­wa­ne w po­sta­ci zlo­ka­li­zo­wa­nych wzo­rów neu­ro­no­wych w okre­ślo­nych ob­sza­rach funk­cjo­nal­nych mó­zgu. Zgod­nie z tym wy­spe­cja­li­zo­wa­ne re­gio­ny mó­zgu zaj­mu­ją się po­strze­ga­niem kon­kret­nych cech, ta­kich jak orien­ta­cja, kszta­łt lub bar­wa obiek­tu. Taka or­ga­ni­zu­jąca za­sa­da zo­sta­ła rów­nież stwier­dzo­na dla in­nych ukła­dów zmy­sło­wych, na przy­kład słu­chu. A za­tem gdy­by­śmy zaj­rze­li do czy­je­goś mó­zgu i za­ob­ser­wo­wa­li ak­tyw­no­ść w kon­kret­nej części ob­sza­ru słu­cho­we­go kory mó­zgo­wej, mo­gli­by­śmy stwier­dzić, czy ta oso­ba sły­szy wy­so­ki, czy ni­ski dźwi­ęk.

Po­strze­ga­nie bar­wy w wi­dze­niu i dźwi­ęku w sły­sze­niu ba­zu­je na jed­nym pod­sta­wo­wym pa­ra­me­trze przy­czy­no­wym (od­po­wied­nio dłu­go­ści fali elek­tro­ma­gne­tycz­nej świa­tła dla wzro­ku i fali ci­śnie­nia po­wie­trza dla słu­chu), któ­re są od­wzo­ro­wy­wa­ne w li­nio­wy spo­sób na struk­tu­ry neu­ro­no­we. Na­to­miast bo­dziec za­pa­cho­wy jest wie­lo­wy­mia­ro­wy. Ja­ko­ść do­zna­nia węcho­we­go za­le­ży od ró­żno­rod­nych struk­tu­ral­nie zwi­ąz­ków che­micz­nych po­sia­da­jących kil­ka ty­si­ęcy wła­ści­wo­ści cząstecz­ko­wych. Wci­ąż nie ro­zu­mie­my, jak ludz­ki mózg wy­ko­rzy­stu­je prze­strzeń neu­ro­no­wą do ko­do­wa­nia tej sze­ro­kiej pa­le­ty nie­prze­strzen­nej in­for­ma­cji o bo­dźcach. Jak do­tąd nikt nie stwo­rzył mapy za­pa­cho­wej głów­nych re­gio­nów ko­ro­wych mó­zgu węcho­we­go.

Za­pa­chy mo­żna po­gru­po­wać w ogól­ne kla­sy, ta­kie jak ko­rzen­ne, pa­lo­ne, kwia­to­we lub za­pa­chy drew­na; licz­ba za­pa­chów w ob­rębie da­nej ka­te­go­rii jest nie­mal nie­ogra­ni­czo­na. W prze­ci­wie­ństwie do wi­dze­nia lub sły­sze­nia fi­zycz­ne bo­dźce za­pa­cho­we nie pod­da­ją się wy­czer­pu­jącej kla­sy­fi­ka­cji. Trud­no­ść po­le­ga nie tyle na rze­ko­mo su­biek­tyw­nej na­tu­rze za­pa­chów, ale na cząstecz­ko­wej zło­żo­no­ści bo­dźców za­pa­cho­wych. Choć mo­żna uznać za sen­sow­ne od­ró­żnie­nie prze­strzen­nych wła­ści­wo­ści wi­dzial­nych obiek­tów, ta­kich jak kszta­łt, orien­ta­cja i ruch, a na­stęp­nie od­wzo­ro­wa­nie ich na funk­cjo­nal­ne re­gio­ny mó­zgu, od­ró­żnie­nie ja­ko­ścio­wych wła­ści­wo­ści obiek­tów za­pa­cho­wych, ta­kich jak ja­błko, czo­snek lub mocz, i od­wzo­ro­wa­nie ich na wy­spe­cja­li­zo­wa­ne re­gio­ny w mó­zgu wy­da­je się już mniej in­tu­icyj­ne. Szcze­gól­nie że ta prze­strzeń ja­ko­ścio­wa nie po­sia­da na­dal wy­ra­źnych zwi­ąz­ków ze struk­tu­ra­mi fi­zycz­ny­mi.

Po­strze­ga­nie za­pa­chów sta­wia nas wo­bec wie­lu in­try­gu­jących do­świad­czeń. Na przy­kład, cho­ciaż wie­my, że po­strze­ga­nie sma­ków od­by­wa się w no­sie, mamy po­czu­cie, że jest ono umiej­sco­wio­ne w ja­mie ust­nej (na­ukow­cy ba­da­jący dzia­ła­nie zmy­słów na­zy­wa­ją to zja­wi­sko „od­sy­ła­niem do jamy ust­nej”). Czy­tel­nik być może spo­tkał się ze zja­wi­skiem „ko­niusz­ka nosa”, w któ­rym nie umie­my na­zwać lub opi­sać za­pa­chu, na­wet do­brze nam zna­ne­go, choć go wła­ści­wie roz­po­zna­je­my („Za­raz, za­raz, mam go na ko­niusz­ku języ­ka; to jest zna­jo­my za­pach!”). Po­nad­to po­strze­ga­nie za­pa­chów bar­dzo ła­two zma­ni­pu­lo­wać za po­mo­cą słów lub in­nych bo­dźców. Znaw­ca win może orzec wy­stępo­wa­nie nuty wa­ni­lio­wej, któ­rej wca­le nie po­czu­li­śmy, a do­pie­ro pod tym wpły­wem za­czy­na­my po­strze­gać. Co wi­ęcej, za­le­żnie od kon­tek­stu, ja­ko­ść zmy­sło­wa pod wszel­ki­mi in­ny­mi względa­mi iden­tycz­nych kom­po­zy­cji za­pa­cho­wych może być od­bie­ra­na na zu­pe­łnie ró­żne spo­so­by (gdy­by ktoś za­ło­żył nam na oczy prze­pa­skę, czy umie­li­by­śmy od­ró­żnić śmier­dzący ser od spo­co­nych stóp?). Będzie­my przy­glądać się ta­kim zja­wi­skom, by zro­zu­mieć, czym są za­pa­chy i ja­kie wła­ści­wo­ści lub ja­ko­ści re­pre­zen­tu­ją w świe­cie. Albo w kon­te­kście bar­dziej na­uko­wym: ja­kie­go ro­dza­ju in­for­ma­cję per­cep­cyj­ną re­pre­zen­tu­ją za­pa­chy i jak mo­żna ją po­wi­ązać z ko­re­la­ta­mi neu­ro­no­wy­mi w mó­zgu?

No­wo­cze­sny mo­del neu­ro­bio­lo­gii sen­so­rycz­nej

Na­uko­wa hi­sto­ria węchu jest za­ska­ku­jąco wspó­łcze­sna. Osmo­lo­gia zna­la­zła się w cen­trum neu­ro­bio­lo­gii nie­mal z dnia na dzień po od­kry­ciu ge­nów ko­du­jących re­cep­to­ry węcho­we przez Lin­dę Buck i Ri­char­da Axe­la w 1991 roku. Rzad­ko się zda­rza, by ja­kieś od­kry­cie na­uko­we ukszta­łto­wa­ło w tak głębo­kim stop­niu całą dzie­dzi­nę ba­dań. Buck i Axel otrzy­ma­li za to do­ko­na­nie Na­gro­dę No­bla w dzie­dzi­nie fi­zjo­lo­gii lub me­dy­cy­ny w 2004 roku. Oka­zu­je się, że re­cep­to­ry węcho­we sta­no­wią naj­wi­ęk­szą ro­dzi­nę ge­nów ko­du­jących bia­łka w wi­ęk­szo­ści ge­no­mów ssa­ków (z wy­jąt­kiem del­fi­nów), wy­ka­zu­jąc ogrom­ną licz­bę wła­ści­wo­ści istot­nych w ana­li­zie struk­tu­ry i funk­cji bia­łek. Re­cep­to­ry węcho­we na­le­żą do nad­ro­dzi­ny bia­łek zwa­nej re­cep­to­ra­mi sprzężo­ny­mi z bia­łkiem G, któ­re uczest­ni­czą we wszel­kie­go ro­dza­ju pod­sta­wo­wych me­cha­ni­zmach bio­lo­gicz­nych, od wi­dze­nia po re­gu­la­cję od­po­wie­dzi im­mu­no­lo­gicz­nej. W ko­ńcu od­kry­cie ge­nów re­cep­to­rów do­star­czy­ło pre­cy­zyj­ne­go na­rzędzia do ba­dań sy­gna­li­za­cji za­pa­cho­wej w mó­zgu.

Na wiel­kie zna­cze­nie od­kry­cia re­cep­to­rów węcho­wych wska­zu­ją skut­ki, ja­kie te usta­le­nia ge­ne­tycz­ne za sobą po­ci­ągnęły. Za jed­nym za­ma­chem od­kry­cie to oba­li­ło dłu­gą li­stę nie­uza­sad­nio­nych, ale si­ęga­jących da­le­ko w prze­szło­ść po­stu­la­tów co do węchu. Na­le­ża­ło do nich to, że za­pa­chy nie two­rzą zbyt wy­ra­fi­no­wa­ne­go ukła­du mo­le­ku­lar­ne­go, że zmy­sł po­wo­nie­nia u lu­dzi znaj­du­je się w ewo­lu­cyj­nej fa­zie schy­łko­wej i że ście­żki węcho­we sta­no­wią nie­istot­ny, oso­bli­wy układ, w któ­rym pa­nu­ją za­sa­dy przy­czy­no­we od­mien­ne od tych obo­wi­ązu­jących w in­nych zmy­słach. Krót­ko mó­wi­ąc, we­dług upo­wszech­nio­ne­go zda­nia węch nie może na­uczyć nas wie­le i nie rzu­ca świa­tła na to, jak dzia­ła­ją inne ukła­dy zmy­sło­we. Nic bar­dziej błęd­ne­go!

Po­trze­ba stwo­rze­nia teo­rii po­strze­ga­nia za­pa­chów, któ­ra wy­cho­dzi­ła­by od szcze­gól­nych wła­ści­wo­ści węchu, po­ja­wi­ła się dość nie­daw­no. Wspó­łcze­sna na­uka kszta­łto­wa­na jest przez po­stęp tech­ni­ki, gdyż w istot­ny spo­sób za­le­ży ona od na­rzędzi wi­zu­ali­za­cji tego, cze­go nie mo­żna za­ob­ser­wo­wać, i po­mia­ru tego, co jest nie­pew­ne. Głów­na przy­czy­na, dla­cze­go za­pach był prak­tycz­nie nie­obec­ny w hi­sto­rii na­uki, jest wła­ści­wie pro­sta. Przez samą swą na­tu­rę za­pach trud­no pod­da­wał się ba­da­niu. Wy­obra­źmy so­bie, że je­ste­śmy na­ukow­cem eks­pe­ry­men­ta­to­rem w XIX wie­ku. Jak mo­gli­by­śmy ba­dać za­pach? Ja­kie na­rzędzia mo­gły­by nam po­móc? Jak uczy­ni­li­by­śmy wi­dzial­ną jego ulot­ną i nie­uchwyt­ną na­tu­rę, jak ma­te­ria­li­zo­wa­li jego fi­zycz­ne ście­żki, jak śle­dzi­li jego przy­czy­ny i jak prze­pro­wa­dza­li na nim eks­pe­ry­men­ty w kon­tro­lo­wa­ny spo­sób? W ko­ńcu: jak w ogó­le okre­śla­li­by­śmy i po­rów­ny­wa­li po­strze­ga­nie po­szcze­gól­nych za­pa­chów? Isto­tę za­gad­nie­nia wy­ra­ził w 1914 roku nie kto inny jak sam Ale­xan­der Gra­ham Bell:

Czy pró­bo­wa­łeś kie­dyś zmie­rzyć za­pach? Czy umiesz po­wie­dzieć, kie­dy je­den za­pach jest do­kład­nie dwa razy sil­niej­szy niż inny? Czy umiesz zmie­rzyć ró­żni­cę mi­ędzy dwo­ma za­pa­cha­mi? Jest zu­pe­łnie oczy­wi­ste, że ist­nie­je wie­le ro­dza­jów za­pa­chów – od woni fio­łków i róży po asa­fe­ty­dę. Do­pó­ki jed­nak nie umie­my zmie­rzyć ich po­do­bie­ństw i ró­żnic, nie może być mowy o na­uce za­pa­chów. Je­śli masz am­bi­cję stwo­rze­nia no­wej na­uki, zmierz za­pach[1].

Przed ro­kiem 1991 osmo­lo­gia nie wy­da­wa­ła się atrak­cyj­ną dzie­dzi­ną ba­dań eks­pe­ry­men­tal­nych: nie mo­żna było li­czyć na okry­cie się chwa­łą w an­na­łach na­uki. Na­ukow­cy zaj­mu­jący się węchem kie­ro­wa­li się wy­łącz­nie cie­ka­wo­ścią i pa­sją. Po od­kry­ciu ge­nów re­cep­to­rów dzie­dzi­na ta otwo­rzy­ła się jed­nak dla głów­ne­go nur­tu bio­lo­gii mo­le­ku­lar­nej i neu­ro­bio­lo­gii. Na­gle po­ja­wi­ły się fun­du­sze na ba­da­nia. Za­sto­so­wa­no naj­now­sze tech­ni­ki, pro­jek­to­wa­no za­awan­so­wa­ne eks­pe­ry­men­ty, do­łączy­ły nowe siły ludz­kie. Dzie­dzi­na za­częła się zmie­niać i do­szło do istot­nych prze­su­ni­ęć per­spek­tyw. Dzi­siaj mo­że­my ob­ser­wo­wać owo­ce po­stępu wte­dy za­po­cząt­ko­wa­ne­go.

W ci­ągu ostat­nich dzie­si­ęcio­le­ci na­uczy­li­śmy się wi­ęcej o ście­żkach węcho­wych niż przez wszyst­kie po­przed­nie wie­ki. Za­miast jed­nak do­jść do osta­tecz­nych wnio­sków na te­mat me­cha­ni­zmów węchu, na­po­tka­li­śmy znacz­nie głęb­sze py­ta­nia; py­ta­nia te skła­nia­ją nas obec­nie do re­wi­zji głów­nych za­ło­żeń do­ty­czących po­strze­ga­nia za­pa­chów. Tak po­wsta­ło miej­sce, gdzie prze­ci­na­ją się i łączą na­uka i fi­lo­zo­fia.

Fi­lo­zof przy sto­le la­bo­ra­to­ryj­nym

Czy zła­ma­nie kodu nosa jest rze­czy­wi­ście tak trud­ne? Wci­ąż pa­mi­ętam ten dzień, gdy za­częłam zda­wać so­bie spra­wę z praw­dzi­we­go zna­cze­nia tego py­ta­nia. Było to w stycz­niu 2014, gdy, czu­jąc na­ra­sta­jący en­tu­zjazm, zmie­rza­łam z Wied­nia do Wiel­kiej Bry­ta­nii na spo­tka­nie z moim pierw­szym osmo­lo­giem. Z wie­lu po­wo­dów spo­dzie­wa­łam się nie­zwy­kłe­go prze­ży­cia. Po pierw­sze, Stu­art Fi­re­ste­in jest nie­tu­zin­ko­wym na­ukow­cem. Kie­dyś dy­rek­tor te­atru w Fi­la­del­fii, po­tem zna­ny neu­ro­bio­log, za­nim nie zdał so­bie spra­wy z tego, że pa­sjo­nu­je go hi­sto­ria na­uki. Po dru­gie, w tam­tym cza­sie nie by­łam jesz­cze na­ukow­cem. Wła­śnie sko­ńczy­łam pi­sać dy­ser­ta­cję dok­tor­ską na te­mat kla­sy­fi­ka­cji za­pa­chów, a moją dzie­dzi­ną była hi­sto­ria i fi­lo­zo­fia na­uki. Wszyst­ko sta­ło się tak szyb­ko. Parę ty­go­dni wcze­śniej re­cen­zent mo­jej roz­pra­wy, Ha­sok Chang, nie­spo­dzie­wa­nie się ze mną skon­tak­to­wał: „Czy zna pani Stu­ar­ta Fi­re­ste­ina? Przy­je­chał do Cam­brid­ge pro­wa­dzić ba­da­nia i wy­da­je mi się, że po­win­ni­ście po­roz­ma­wiać”.

Nie mia­łam po­jęcia, że ja­kieś pó­łto­ra roku pó­źniej będę pra­co­wać w la­bo­ra­to­rium Fi­re­ste­ina na Uni­wer­sy­te­cie Co­lum­bia. Nie mo­głam le­piej tra­fić i spędzi­łam tam na­stęp­ne trzy lata. Na­sze pierw­sze spo­tka­nie za­ko­ńczy­ło się o pi­ątej nad ra­nem i być może trwa­ło­by znacz­nie dłu­żej, gdy­by za­so­by ener­gii były nie­ogra­ni­czo­ne. Przy kil­ku szklan­kach piwa sta­ło się dla mnie ja­sne, że cała mo­le­ku­lar­na pod­bu­do­wa węchu jest nie tyl­ko o wie­le bar­dziej skom­pli­ko­wa­na, niż so­bie wy­obra­ża­łam, ale że może wca­le nie przy­po­mi­nać tego, co sądzo­no o ukła­dzie węcho­wym przez po­przed­nie de­ka­dy! Na­uka o węchu prze­obra­ża­ła się bar­dzo szyb­ko – tak szyb­ko, że na­gle mo­żna było zo­ba­czyć, jak ka­wa­łek hi­sto­rii na­uki prze­su­wa się na żywo przed na­szy­mi ocza­mi. By­łam za­fa­scy­no­wa­na.

Mia­łam nie­po­wta­rzal­ną oka­zję pro­wa­dze­nia roz­mów z oso­ba­mi, któ­re two­rzy­ły tę dzie­dzi­nę, wy­ko­ny­wa­nia za­sad­ni­czych eks­pe­ry­men­tów i pro­wa­dze­nia prac przy­czy­nia­jących się do nad­cho­dzące­go prze­ło­mu w na­uko­wym ro­zu­mie­niu fun­da­men­tal­ne­go za­gad­nie­nia: jak nos po­zna­je?

W celu od­da­nia du­cha dzie­dzi­ny w tam­tym he­ro­icz­nym cza­sie ksi­ążka ta kon­cen­tru­je się na wie­lo­let­nich na­gry­wa­nych roz­mo­wach z by­ły­mi i obec­ny­mi ko­ry­fe­usza­mi. Na­tu­ra tych spo­tkań, obej­mu­jących nie­zli­czo­ne go­dzi­ny dys­ku­sji o węchu i jego daw­nych i wspó­łcze­snych wy­zwa­niach, oka­za­ła się za ka­żdym ra­zem inna. Do­cho­dzi­ło do nich przy ka­wie pod­czas sym­po­zjów, nad pi­wem w pu­bach, przy sto­le w la­bo­ra­to­rium lub przez te­le­fon. Nie­któ­re roz­mo­wy trwa­ły za­le­d­wie go­dzi­nę; inne ci­ągnęły się przez wie­le dni, z noc­le­giem gdzie po­pad­nie lub dłu­gą jaz­dą sa­mo­cho­dem. Na­gra­nia te są nie­for­mal­nym świa­dec­twem in­te­lek­tu­al­nej dy­na­mi­ki i życz­li­wej at­mos­fe­ry cha­rak­te­ry­zu­jących tę dzie­dzi­nę. Jak sko­men­to­wał Paul Bre­slin z Cen­trum Zmy­słów Che­micz­nych Mo­nell (Mo­nell Che­mi­cal Sen­ses Cen­ter) w Fi­la­del­fii pod­czas czter­dzie­ste­go sym­po­zjum Sto­wa­rzy­sze­nia Che­mo­re­cep­cji (AChemS): „Na­sza dzie­dzi­na nie ma żad­nej dys­cy­pli­ny. Łączy nas tyl­ko wspól­ne za­gad­nie­nie”.

Uwzględ­nie­nie w tej ksi­ążce gło­sów, któ­re stwo­rzy­ły przed­sta­wia­ną w niej opo­wie­ść, prze­ła­mu­je ba­rie­rę od­dzie­la­jącą na­ukę pu­bli­ko­wa­ną od na­uki prak­ty­ko­wa­nej[2]. Ksi­ążka ta uka­zu­je na­ukę w dzia­ła­niu. Sta­ran­nie pie­lęgno­wa­ny pu­blicz­ny ob­raz me­to­dy na­uko­wej jako te­sto­wa­nia hi­po­tez nie od­da­je ani tro­chę prób i błędów, śle­pych za­ułków, kre­atyw­no­ści wy­wo­dzącej się z nie­po­wo­dzeń i roz­te­rek czy dys­ku­sji po­trzeb­nych do za­pro­jek­to­wa­nia sku­tecz­ne­go eks­pe­ry­men­tu[3]. Ro­snąca szyb­ko­ść, z jaką po­su­wa się na­przód wspó­łcze­sna na­uka, wy­ma­ga do­kład­niej­sze­go przyj­rze­nia się zmien­nej na­tu­rze hi­po­tez, wy­ja­śnień, do­wo­dów i na­uko­wej pre­cy­zji.

A za­tem, poza do­cie­ka­nia­mi nad węchem, ksi­ążka ta do­star­cza re­flek­sji nad na­uką rze­czy­wi­ście upra­wia­ną. Na­ukę ce­chu­je plu­ra­lizm i na ogół jest ona bar­dziej otwar­ta na kry­ty­kę i dys­ku­sję, niż wy­da­je się oso­bom spo­za la­bo­ra­to­rium. Tra­dy­cyj­ne ro­zu­mie­nie po­stępu na­uko­we­go zo­sta­ło ukszta­łto­wa­ne przez Struk­tu­rę re­wo­lu­cji na­uko­wych, ksi­ążkę Tho­ma­sa Kuh­na z 1962 roku. Dzi­ęki niej po­ko­le­nia na­ukow­ców i fi­lo­zo­fów po­wzi­ęły wy­obra­że­nie, że zwy­czaj­na na­uka po­le­ga na „wy­pe­łnia­niu do­świad­czal­nych luk” w obo­wi­ązu­jącej teo­rii da­ne­go cza­su – do cza­su na­de­jścia ko­lej­nej re­wo­lu­cji.

A je­śli sta­nie­my w naj­bar­dziej wy­su­ni­ętym na­przód miej­scu da­nej dzie­dzi­ny na­uko­wej, po­śród otwar­tych py­tań i trwa­jących ba­dań? Wcho­dząc do wnętrza la­bo­ra­to­ryj­nych oko­pów, mo­że­my ob­ser­wo­wać nor­mal­ną na­ukę w inny spo­sób, z per­spek­ty­wy uwy­pu­kla­jącej jej znacz­nie bar­dziej dy­na­micz­ną i in­te­re­su­jącą na­tu­rę. Jak wy­gląda po­stęp na­uko­wy ogląda­ny z sa­me­go miej­sca, w któ­rym pro­wa­dzo­ne są roz­strzy­ga­jące eks­pe­ry­men­ty? To py­ta­nie przy­świe­ca­ło mi, gdy za­czy­na­łam pi­sać tę ksi­ążkę. Po­dob­nie jed­nak jak na­uka, któ­rej ona do­ty­czy, py­ta­nie to wkrót­ce za­częło ewo­lu­ować.

Pra­ca nad Węchem prze­ko­na­ła mnie o słusz­no­ści twier­dze­nia wy­su­ni­ęte­go przez Pa­tri­cię Chur­chland w jej kla­sycz­nej ksi­ążce Neu­ro­fi­lo­zo­fia: „Je­śli chce­my ro­zu­mieć umy­sł, mu­si­my zro­zu­mieć mózg”[4]. Po­dob­ne po­de­jście roz­wi­jał Paul Chur­chland z neu­ro­in­for­ma­tycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia, a John Bic­ke opi­sy­wał to po­jęcie pod na­zwą teo­rii psy­cho­neu­ro­no­wych[5]. Dwu­dzie­sto­wiecz­na neu­ro­bio­lo­gia do­ko­na­ła prze­wro­tu w na­szym ro­zu­mie­niu mó­zgu jako pod­sta­wy umy­słu. Pod­wa­ży­ła wie­le tra­dy­cyj­nych in­tu­icji fi­lo­zo­ficz­nych na te­mat po­zna­nia i jego ar­chi­tek­tu­ry. Za­miast przy­sto­so­wy­wać nowe po­jęcia na­uko­we do za­sta­nych fi­lo­zo­ficz­nych świa­to­po­glądów, po­win­ni­śmy po­stąpić wła­śnie od­wrot­nie. Ja­kie (nie­zna­ne wcze­śniej) za­gad­nie­nia fi­lo­zo­ficz­ne do­ty­czące umy­słu i mó­zgu wy­ni­ka­ją z im­po­nu­jące­go po­stępu neu­ro­bio­lo­gii? Zmy­sł po­wo­nie­nia sta­no­wi zna­ko­mi­ty pre­tekst do pod­da­nia ta­kie­go fi­lo­zo­ficz­ne­go pro­gra­mu dal­szej pró­bie.

Od po­wie­trza do mó­zgu i da­lej do umy­słu

W swo­ich dzie­si­ęciu roz­dzia­łach ksi­ążka ta za­ry­so­wu­je zin­te­gro­wa­ną per­spek­ty­wę ba­dań osmo­lo­gicz­nych, któ­rą mo­żna za­sto­so­wać ta­kże do prac teo­re­tycz­nych nad po­strze­ga­niem zmy­sło­wym w ogó­le.

Nar­ra­cja Węchu obej­mu­je (z grub­sza) czte­ry ob­sza­ry te­ma­tycz­ne: hi­sto­rię, fi­lo­zo­fię, neu­ro­bio­lo­gię i psy­cho­lo­gię. Ka­żde z tych rzad­ko łączo­nych ze sobą po­de­jść wno­si wła­sny wkład do ukła­dan­ki: zja­wi­ska psy­cho­lo­gicz­ne są wy­ra­zem pro­ce­sów ner­wo­wych, a syn­te­za ich wy­ja­śnień od­no­si ko­rzy­ść z per­spek­ty­wy fi­lo­zo­ficz­nej, któ­rą wzbo­ga­ca hi­sto­ria do­cie­kań nad tymi za­gad­nie­nia­mi.

Naj­pierw przed­sta­wiam hi­sto­rycz­ny za­rys ba­dań w dzie­dzi­nie węchu. Roz­dział 1, za­ty­tu­ło­wa­ny „Hi­sto­ria nosa”, mówi o od­le­głej prze­szło­ści – od fi­lo­zo­fów sta­ro­żyt­nych po wy­ło­nie­nie się w po­ło­wie XX wie­ku spo­łecz­no­ści ba­da­czy zaj­mu­jących się osmo­lo­gią. Te wcze­sne, nie­mal za­po­mnia­ne ba­da­nia eks­pe­ry­men­tal­ne nad zmy­słem po­wo­nie­nia sta­no­wią in­try­gu­jące przy­kła­dy kre­atyw­no­ści na­uko­wej. Uwy­pu­kla­ją ta­kże – choć przez za­nie­cha­nie – klu­czo­wy ele­ment, na któ­rym musi być opar­ta teo­ria węchu: zro­zu­mie­nie bio­lo­gii ście­żki zmy­sło­wej. Roz­dział 2, „Wspó­łcze­sna osmo­lo­gia. Na roz­sta­ju dróg”, opi­su­je, jak ba­da­nia nad węchem sta­ły się częścią głów­ne­go nur­tu neu­ro­bio­lo­gii wraz z od­kry­ciem re­cep­to­rów węcho­wych. Sy­tu­uje on wspó­łcze­sne ro­zu­mie­nie zmy­słu po­wo­nie­nia i ście­żki węcho­wej w ogól­nym kon­te­kście ba­dań nad mó­zgiem, któ­rych za­sad­ni­czym pa­ra­dyg­ma­tem po­zo­sta­je wi­dze­nie. W tym miej­scu po­ja­wia się wąt­pli­wo­ść, któ­ra nie zo­sta­je jesz­cze roz­strzy­gni­ęta: czy ma sens mo­de­lo­wa­nie węchu przez od­wzo­ro­wy­wa­nie za­pa­chów w struk­tu­rach neu­ro­no­wych?

To wy­ma­ga udzie­le­nia od­po­wie­dzi na py­ta­nie, czym wła­ści­wie są za­pa­chy, co pro­wa­dzi nas do bar­dziej fi­lo­zo­ficz­ne­go sta­no­wi­ska do­ty­czące­go cha­rak­te­ry­sty­ki po­strze­ga­nia węcho­we­go. W ko­lej­nych roz­dzia­łach prze­ko­na­my się, że zmy­sł po­wo­nie­nia ce­chu­je się znacz­nie wy­ższym stop­niem wy­ra­fi­no­wa­nia po­znaw­cze­go i istot­no­ści dla za­cho­wa­nia, niż się po­wszech­nie uwa­ża. W roz­dzia­le 3, „Pil­nuj swe­go nosa. Po­zna­wa­nie przez za­pa­chy”, ba­da­my rolę za­pa­chów jako ele­men­tów umy­słu. Węch leży na gra­ni­cy po­strze­ga­nia świa­do­me­go i nie­świa­do­me­go. Jak za­tem po­win­ni­śmy my­śleć o za­pa­chach jako obiek­tach umy­słu? Czy za­pa­chy prze­ka­zu­ją ja­kąś tre­ść po­jęcio­wą? A je­śli tak, to ja­kie­go ro­dza­ju rze­czy re­pre­zen­tu­ją za­pa­chy? Na­stęp­nie, w roz­dzia­le 4, za­ty­tu­ło­wa­nym „Jak za­cho­wa­nie czu­je che­mię. Afek­tyw­na na­tu­ra węchu”, przy­gląda­my się po­strze­ga­niu za­pa­chów z do­pe­łnia­jące­go bio­lo­gicz­ne­go i spo­łecz­ne­go punk­tu wi­dze­nia. Węch ma do­nio­sły wy­miar afek­tyw­ny. Za­pa­chy od­dzia­łu­ją na nasz na­strój oraz wy­wo­łu­ją re­ak­cje fi­zjo­lo­gicz­ne i emo­cjo­nal­ne; nie­któ­re do­świad­cze­nia za­pa­cho­we two­rzą sil­ne zwi­ąz­ki z do­brze za­cho­wa­ny­mi wspo­mnie­nia­mi. Po­strze­ga­nie za­pa­chów pe­łni wie­le ró­żnych funk­cji – ta­kże w od­nie­sie­niu do ludz­kie­go za­cho­wa­nia. Jak wy­ja­śnić te od­dzia­ły­wa­nia? W roz­dzia­le 5, „W po­wie­trzu. Od nosa do mó­zgu”, ana­li­zu­je­my roz­ma­ite dro­gi, na któ­rych na­le­ża­ło­by szu­kać od­po­wie­dzi na to py­ta­nie. Sku­pia­my się na orien­ta­cji w prze­strze­ni za po­mo­cą za­pa­chów w celu kon­kre­ty­za­cji wy­ja­śnień do­ty­czących bo­dźców che­micz­nych, pro­ce­sów ucie­le­śnio­nych (ta­kich jak węsze­nie/ob­wąchi­wa­nie), to­po­lo­gii neu­ro­no­wej i prze­strze­ni per­cep­cyj­nej. Zro­zu­mie­nie tego, jak za­pa­chy prze­kszta­łca­ją się w do­zna­nia umy­słu, wy­ma­ga do­kład­niej­sze­go przyj­rze­nia się to­po­lo­gii neu­ro­no­wej ukła­du węcho­we­go.

W roz­dzia­łach od 6 do 8 oma­wia­my węch z neu­ro­bio­lo­gicz­ne­go punk­tu wi­dze­nia. Od­by­wa­my pod­róż po struk­tu­rze ście­żki węcho­wej – od re­cep­to­rów węcho­wych po­przez opusz­kę węcho­wą aż po korę węcho­wą, któ­rej do­ty­czy za­sad­ni­cza część na­szej ar­gu­men­ta­cji, że zmy­sł po­wo­nie­nia pod­wa­ża fun­da­men­ty po­jęcio­we wspó­łcze­snej neu­ro­bio­lo­gii za­ko­rze­nio­ne w pa­ra­dyg­ma­cie wzro­ko­wym. Sy­gna­ły za­pa­cho­we zo­sta­ją tak głębo­ko za­tar­te, że to­po­lo­gia neu­ro­no­wa w ni­czym nie przy­po­mi­na to­po­lo­gii bo­dźców che­micz­nych. W ten spo­sób upa­da za­ło­że­nie, że na­sze ży­cie umy­sło­we tak czy ina­czej sta­no­wi re­pre­zen­ta­cyj­ny wy­raz pew­nych struk­tur fi­zycz­nych. Po­strze­ga­nie nie od­zwier­cie­dla świa­ta; ono go in­ter­pre­tu­je. W szcze­gól­no­ści w roz­dzia­le 6, za­ty­tu­ło­wa­nym „Od cząste­czek do po­strze­ga­nia”, wy­ka­zu­je­my, że mo­de­le opar­te na sche­ma­cie bo­dziec-re­ak­cja i wy­klu­cza­jące me­cha­ni­zmy re­cep­to­ro­we są ska­za­ne na po­ra­żkę. Dzie­je się tak z dwóch po­wo­dów. Po pierw­sze, re­cep­to­ry węcho­we nie re­agu­ją na wła­ści­wo­ści cząstecz­ko­we opi­sy­wa­ne przez che­mię or­ga­nicz­ną. Po dru­gie, dwa me­cha­ni­zmy mo­le­ku­lar­ne na po­zio­mie re­cep­to­rów mo­dy­fi­ku­ją sy­gnał, co pro­wa­dzi do po­wa­żne­go nie­do­okre­śle­nia sen­so­rycz­ne­go. W roz­dzia­le 7, pod ty­tu­łem „Prze­świe­tla­nie opusz­ki węcho­wej”, roz­pra­wia­my się z po­ku­tu­jącym prze­ko­na­niem, że opusz­ka węcho­wa od­po­wia­da za mapę che­mo­to­po­wą, co ozna­cza­ło­by sys­te­ma­tycz­ną re­pre­zen­ta­cję wła­ści­wo­ści bo­dźca che­micz­ne­go. Po­pu­lar­ny po­gląd, że funk­cja opusz­ki jest zde­ter­mi­no­wa­na prze­strzen­nie przez jej ge­ne­alo­gię roz­wo­jo­wą, oka­zu­je się nie do utrzy­ma­nia. W roz­dzia­le 8, „Od map do po­mia­ru za­pa­chów”, przed­sta­wia­my al­ter­na­tyw­ny względem tra­dy­cyj­ne­go punkt wi­dze­nia na pierw­szo­rzędo­wą korę zmy­sło­wą, po­dej­mu­jąc na­stępu­jące za­gad­nie­nie: je­śli mózg nie prze­twa­rza sy­gna­łów za­pa­cho­wych jako mapy bo­dźców, jaki inny mo­del po­strze­ga­nia węcho­we­go po­win­ni­śmy przy­jąć? Zwa­żyw­szy na korę grusz­ko­wa­tą i jej sil­ne po­łącze­nia z sąsied­ni­mi ob­sza­ra­mi ko­ro­wy­mi, al­ter­na­ty­wą mo­gło­by być przyj­rze­nie się wła­ści­wo­ściom cza­so­wym ak­tyw­no­ści neu­ro­no­wej przy ka­te­go­ry­zo­wa­niu za­pa­chów. Ta część ksi­ążki ko­ńczy się wnio­skiem, że mózg węcho­wy o wie­le bar­dziej przy­po­mi­na in­stru­ment po­mia­ro­wy niż mapę.

Roz­dział 9, „Po­strze­ga­nie jako umie­jęt­no­ść”, ujaw­nia, że te nowe od­kry­cia neu­ro­bio­lo­gicz­ne mają pa­ra­le­lę w wy­ja­śnie­niach psy­cho­lo­gicz­nych ucze­nia się przez po­strze­ga­nie. Oka­zu­je się, że zmien­no­ść jest nie­odłącz­na od po­strze­ga­nia węcho­we­go. Ró­żni­ce w tym, jak lu­dzie po­strze­ga­ją i opi­su­ją za­pa­chy, nie są je­dy­nie kwe­stią su­biek­tyw­ne­go do­świad­cze­nia. Su­biek­tyw­no­ść ozna­cza brak kry­te­riów obiek­tyw­nych. Ró­żno­rod­no­ść po­strze­ga­nia węcho­we­go jed­nak wy­ni­ka z kon­kret­nych pro­ce­sów przy­czy­no­wych, obej­mu­jących w szcze­gól­no­ści ge­ne­ty­kę re­cep­to­rów i wy­so­ce roz­pro­szo­ną re­pre­zen­ta­cję neu­ro­no­wą ukła­du węcho­we­go. Nasz nos ma za za­da­nie po­miar świa­ta, a jest ka­li­bro­wa­ny przez na­sze ży­cie umy­sło­we i wa­run­ki fi­zjo­lo­gicz­ne. Pro­ce­sy te po­sia­da­ją pod­sta­wę obiek­tyw­ną, któ­rą ana­li­zu­je­my na przy­kła­dzie per­fu­mia­rzy i wi­no­znaw­ców. Wy­da­je się, że wła­ści­wo­ści osob­ni­cze po­strze­ga­nia węcho­we­go mo­żna ła­two wy­ja­śnić przez od­wo­ła­nie do ob­ser­wa­cyj­ne­go do­sko­na­le­nia i na­by­wa­nia umie­jęt­no­ści, w czym uczest­ni­czy kil­ka ró­żnych me­cha­ni­zmów po­znaw­czych. Ostat­ni roz­dział, 10, „De­sty­lat. Nos jako bra­ma do umy­słu i mó­zgu”, sy­tu­uje zmy­sł po­wo­nie­nia w szer­szym kon­te­kście ogól­nej teo­rii po­strze­ga­nia i mó­zgu.

To, jak mózg ste­ru­je no­sem, by in­ter­pre­to­wał od­bie­ra­ne in­for­ma­cje i po­dej­mo­wał lep­sze wy­bo­ry, sta­no­wi in­te­re­su­jące i nie­zwy­kle zło­żo­ne za­gad­nie­nie. Dla­te­go choć Węch uka­zu­je na­ukę w jej obec­nym sta­nie, jest to rów­nież ksi­ążka o przy­szło­ści. Ko­ńczy się tam, gdzie wy­ła­nia­ją się nowe per­spek­ty­wy dla na­uki i fi­lo­zo­fii węchu.

Szyb­kie podąża­nie wspó­łcze­snej na­uki o zmy­śle po­wo­nie­nia w kie­run­ku przy­szło­ści sta­je się oczy­wi­ste, gdy po­rów­na­my ją z tym, jak ba­da­no nos w cza­sach hi­sto­rycz­nych.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

Przy­pi­sy

Przed­mo­wa

[1] Abbé de Étien­ne Bon­not Con­dil­lac,Con­dil­lac’s Tre­ati­se on the Sen­sa­tions (1754; repr., Lon­don: Fa­vil, 1930), xxxi. Wyd. pol.:Trak­tat o wra­że­niach. Tłum. W. Woj­cie­chow­ska. PWN, 2015. Prze­kład cy­ta­tu T.Ch.
[2] Im­ma­nu­el Kant,An­th­ro­po­lo­gy from a Prag­ma­tic Po­int of View, ed. and trans. R.B. Lo­uden (1798; repr., Cam­brid­ge: Cam­brid­ge Uni­ver­si­ty Press, 2006), 50–51. Wyd. pol.:An­tro­po­lo­gia w ujęciu prag­ma­tycz­nym. Tłum. P. So­snow­ska, E. Drza­zgow­ska. Wy­daw­nic­two IFiS PAN, 2005, s. 56.
[3] Char­les Dar­win,The De­scent of Man, and Se­lec­tion in Re­la­tion to Sex, Vol. 1 (Lon­don: Mur­ray, 1874), 17. Wyd. pol.:O po­cho­dze­niu czło­wie­ka. Tłum. M. Ilec­ki. Bi­blio­te­ka Ana­liz, 2009. Prze­kład cy­ta­tu T.Ch.

Wpro­wa­dze­nie

[1] Ale­xan­der Gra­ham Bell, „Di­sco­ve­ry and In­ven­tion”, Ale­xan­der Gra­ham Bell Fa­mi­ly Pa­pers, 1834 to 1974: Ar­tic­le and Spe­ech Fi­les, Li­bra­ry of Con­gress, re­prin­ted fromNa­tio­nal Geo­gra­phic Ma­ga­zi­ne, June 1914.
[2] Jut­ta Schic­ko­re, „Do­ing Scien­ce, Wri­ting Scien­ce”,Phi­lo­so­phy of Scien­ce 75, no. 3 (2008): 323–343.
[3] Stu­art Fi­re­ste­in,Fa­ilu­re: Why Scien­ce Is So Suc­cess­ful (New York: Oxford Uni­ver­si­ty Press, 2015); Stu­art Fi­re­ste­in,Igno­ran­ce: How It Dri­ves Scien­ce (New York: Oxford Uni­ver­si­ty Press, 2012).
[4] Pa­tri­cia Smith Chur­chland,Neu­ro­phi­lo­so­phy: To­ward a Uni­fied Scien­ce of the Mind-Bra­in (Cam­brid­ge, MA: MIT Press, 1989); cy­tat za: te­jże, „Of Bra­ins & Minds: An Exchan­ge”,New York Re­view of Bo­oks 61, no. 11, 19 czerw­ca 2014, do­stęp 20 mar­ca 2019, https://www.ny­bo­oks.com/ar­tic­les/2014/06/19/bra­ins-and-minds-exchan­ge/.
[5] Paul M. Chur­chland,The En­gi­ne of Re­ason, the Seat of the Soul: A Phi­lo­so­phi­cal Jo­ur­ney into the Bra­in (Cam­brid­ge, MA: MIT Press, 1996); John Bic­kle,Psy­cho­neu­ral Re­duc­tion: The New Wave (Cam­brid­ge, MA: MIT Press, 1998).