Wazowie na polskim tronie - Iwona Kienzler - ebook + książka

Wazowie na polskim tronie ebook

Kienzler Iwona

4,5

Opis

 

Polscy królowie ze szwedzkiej dynastii Wazów budzą do dziś gorące emocje, a ich rządy nie poddają się jednoznacznej ocenie.

 

Poznaj losy króla Zygmunta III, przyjrzyj się burzliwemu życiu jego dwóch synów, Władysława IV i Jana Kazimierza. Wszystkim trzem przyszło panować w wyjątkowych dla Rzeczpospolitej czasach. Polska była wówczas potęgą, ale pojawiały się pierwsze syndromy upadku. O losach państw decydowały nie tylko układy, wojny czy traktaty, ale również i to, co działo się za zamkniętymi drzwiami sypialni władców.

 

W swojej książce Iwona Kienzler przybliża nam prywatne życie polskich Wazów, ich perypetie miłosne i rolę, jaką u ich boku odegrały kobiety.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 424

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Konsultacja: Sylwia Łapka-Gołębiowska

Redaktor prowadząca: Ewa Kubiak

Redakcja: Katarzyna Smardzewska

Korekta: Roman Bąk

Skład: Igor Nowaczyk

Projekt okładki: Magdalena Wójcik

Retusz zdjęcia okładkowego: Katarzyna Stachacz

Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska

Zdjęcia na okładce i źródła ilustracji: domena publiczna, commons.wikimedia.org.

Zdjęcie autorki: © Maciej Zienkiewicz Photography

Producenci wydawniczy: Anna Laskowska, Magdalena Wójcik, Wojciech Jannasz

Wydawca: Marek Jannasz

Lira Publishing Sp. z o.o.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2022

ISBN: 978-83-67084-56-7 (EPUB); 978-83-67084-57-4 (MOBI)

Lira Publishing Sp. z o.o.

al. J.Ch. Szucha 11 lok. 30, 00-580 Warszawa

www.wydawnictwolira.pl

Wydawnictwa Lira szukaj też na:

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dynastia Wazów – skąd się wzięli?

Z rodu Jagiellonów po kądzieli.

Katarzyna Zygmunta zrodziła,

Anna na tron Polski posadziła.

Zygmunt miał za żony Habsburżanki,

Władysław wydawał krocie na kochanki,

chociaż żony – królowe – miał też dwie,

nie mogły w politykę wtrącać się.

Maria Gonzaga wdową została,

na męża brata Władka wybrała,

to ona rządzeniem się zajmowała,

męża w polityce wciąż wyręczała.

Jan Kazimierz potopu Szwedów był powodem,

przez kochankę cierpiał wraz z narodem.

Dynastia wygasła bezpotomnie,

następcę wybrano niefortunnie.

Wstęp

Zgodnie z powszechnym poglądem utrwalonym przez polską historiografię, kres potężnej dynastii Jagiellonów nastąpił wraz z bezpotomną śmiercią Zygmunta Augusta. Rok 1572, w którym wspomniany władca opuścił doczesny padół, uważa się jednocześnie za początek rządów królów elekcyjnych w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Tymczasem Zygmunt August był de facto ostatnim Jagiellonem po mieczu, nie zaś ostatnim przedstawicielem tej dynastii w ogóle. Zresztą zasada elekcyjności tronu obowiązywała w naszym państwie już wcześniej, przez blisko dwieście lat panowania potomków króla Władysława Jagiełły, aczkolwiek przy obiorze kolejnego władcy kierowano się zasadą wyboru spośród kandydatów wywodzących się z tej samej dynastii, dlatego korona trafiała na skronie męskich potomków zmarłego króla. Reguła ta nie odeszła do lamusa wraz ze śmiercią Zygmunta Augusta, decydującym bowiem argumentem przemawiającym za osadzeniem na tronie Zygmunta III, syna króla Szwecji Jana III Wazy i młodszej siostry ostatniego Jagiellona Katarzyny Jagiellonki, było właśnie pokrewieństwo łączące kandydata z dynastią władającą przez dwa wieki Rzeczpospolitą. Mało tego, wśród współczesnych badaczy nie brakuje historyków negujących konieczność dodawania do imion Zygmunta III oraz jego dwóch, kolejno po sobie panujących synów, Władysława IV i Jana Kazimierza, nazwiska Waza, zwłaszcza że im współcześni nie mieli takiego zwyczaju. Sami królowie także nie używali tego określenia, którego próżno szukać w ich oficjalnej tytulaturze, stosowanej w korespondencji czy widniejącej na bitych wówczas monetach czy medalach. Autorzy współcześni tym władcom, począwszy od kronikarzy Joachima Bielskiego (1550-1649), Reinholda Heidensteina (1553-1620) i Pawła Piaseckiego (1579-1649), a skończywszy na pamiętnikarzach Zbigniewie (1555-1623) i Jerzym (1595-1650) Ossolińskich, także tego nie robili.

Prawdę mówiąc, w naszej rodzimej historiografii tradycję używania wobec Zygmunta III i jego synów, a zarazem następców, terminu „Waza” zapoczątkował dopiero Henryk Wisner, biograf monarchy upamiętnionego kolumną na placu Zamkowym w Warszawie. Historycy piszący o władcy w XIX stuleciu, na początku wieku XX, a nawet w dobie dwudziestolecia międzywojennego nie mieli takiego zwyczaju. Paradoksalnie celem Wisnera nie było podkreślenie obcości króla Zygmunta i jego potomków, lecz jedynie rehabilitacja króla w oczach potomnych. Mimo tych zabiegów w oczach większości Polaków zarówno Zygmunt, jak i panujący po nim Władysław IV i Jan II Kazimierz są, podobnie jak sascy Wettinowie, przedstawicielami obcej, a konkretnie szwedzkiej dynastii. I jakoś zapominamy, że wprawdzie pierwszy z nich był koronowany na króla Szwecji, a jego synowie używali tego tytułu, to przecież ani sam Władysław IV, ani Jan Kazimierz nigdy nie postawili stopy na Półwyspie Skandynawskim, natomiast ojczyznę swojego ojca znali wyłącznie z jego opowiadań. Żaden z nich nie nauczył się też języka szwedzkiego. Zresztą główna architektka powołania Zygmunta na tron Rzeczpospolitej, jego ciotka Anna Jagiellonka, umiejętnie szafowała pochodzeniem swego siostrzeńca po kądzieli, nazywając go „ostatnią latoroślą krwi zacnych Jagiełłów”.

On sam, podobnie jak jego dwaj synowie, chętnie powoływał się na swoje jagiellońskie dziedzictwo krwi. Nie bez przyczyny ściany jednego z reprezentacyjnych pomieszczeń w Zamku Królewskim w Warszawie zdobiły aż 22 portrety przodków z dynastii Jagiellonów. Zygmunt III pamiętał o przodkach, nadając imiona swoim synom – nie na darmo jego pierworodny został ochrzczony imieniem Władysława, założyciela dynastii, a męscy potomkowie zarówno jego, jak i jego następców, otrzymywali imiona innych Jagiellonów: Kazimierza, Zygmunta, Aleksandra czy Jana Olbrachta. Warto dodać, że córka Zygmunta III i jego pierwszej żony, Anny, która otrzymała imię po babci, Katarzynie Jagiellonce, i która zmarła w Szwecji, nie została pochowana w Uppsali, ale jej ciało przywieziono do Polski, by złożyć je w nekropolii królewskiej na Wawelu, obok innych Jagiellonów. Jagiellońskie pochodzenie było też chętnie eksponowane przez Zygmunta i jego potomków w oficjalnych dokumentach, w mowach sejmowych, w architekturze okazjonalnej i dekoracjach stosowanych przy różnych uroczystościach państwowych, chociażby w przypadku podniosłych wjazdów samych monarchów lub ich małżonek, koronacji, ślubów królewskich czy podczas ceremonii pogrzebowych.

Mimo wszystko zarówno Zygmunt III, jak i Władysław IV oraz Jan Kazimierz byli Wazami, zresztą w herbie każdego z nich figurował snop zboża, godło szwedzkiej dynastii, stanowiący zarazem symbol obfitości. Dlatego też w niniejszej publikacji w odniesieniu do opisywanych władców użyto właśnie tego określenia. Trudno bowiem zgodzić się z opinią części historyków, że dynastii Wazów tak naprawdę w Polsce nie było, a Zygmunta III i jego dwóch synów zasiadających na tronie należałoby uznać za Jagiellonów. Idąc tym tropem, zarówno Władysława IV, jak i jego młodszego przyrodniego brata, Jana Kazimierza, powinno się uważać za... Habsburgów, gdyż właśnie z tej dynastii wywodziły się ich matki.

Czas panowania Wazów to niebywale interesujący okres w historii naszego państwa, a monarchowie z tego rodu uważani są za najbardziej kontrowersyjnych władców, wymykających się jednoznacznej ocenie. Większość historyków uważa, iż oceniając poszczególnych monarchów oraz ich rolę i znaczenie w historii państwa, którym przyszło im władać, nie powinno się brać pod uwagę osobistych zainteresowań władców, ich stosunku do płci pięknej, zamiłowania do ulegania uciechom łoża i stołu. Nie należy jednak zapominać, że nie tylko układy, wojny czy traktaty decydowały o losach państw. Niezmierne ważne, a czasem nawet kluczowe, było to, co działo się za zamkniętymi drzwiami sypialni władców. W przypadku Wazów niebagatelne znaczenie miał charakter każdego z królów i to, jak władców odbierali ich poddani, co często wręcz uniemożliwiało monarchom – obieranym na mocy wolnej elekcji – podejmowanie decyzji o losach państwa. W niniejszej publikacji najwięcej miejsca zostało zatem poświęcone życiu prywatnemu polskich Wazów, ze szczególnym naciskiem na ich perypetie miłosne i rolę, jaką w ich życiu odegrały kobiety: nie tylko poślubione przed Bogiem i ludźmi żony, ale również kochanki.

Gustaw Eriksson Waza – założyciel dynastii Wazów (mal. Willem Boy, ok. 1558 r.)

ROZDZIAŁ 1
Wazowie – dynastia,która zmieniła oblicze Szwecji
Waza – czyli snopek

Po zawartym w wileńskiej katedrze 4 października 1562 roku ślubie Katarzyny Jagiellonki, najmłodszej siostry Zygmunta Augusta, władca ten wyprawił jej wspaniałe, trwające aż tydzień wesele. Być może było to zadośćuczynienie za brak należnego zainteresowania i troski, których królewski brat nie okazywał wcześniej ani jej samej, ani dwóm pozostałym młodszym siostrom, a może swego rodzaju rekompensata za nieobecność na ślubie królewny przedstawicieli zagranicznych dynastii. A przecież zamążpójście córy domu jagiellońskiego, jednego z najpotężniejszych w Europie, było ważnym wydarzeniem; powinni na nie przybyć wysłannicy monarchów z większości europejskich krajów, tymczasem jedynymi gośćmi, którzy pojawili się na ślubie, byli członkowie litewskiej szlachty. Dwór polski nie wystosował należytych zaproszeń do władców innych europejskich krajów z dość przyziemnego powodu: para młoda wkrótce po ślubie miała wyjechać do Finlandii, kraju, którym władał małżonek Jagiellonki, książę Jan Waza. Prawdę mówiąc, decyzja polskiego króla o wydaniu swojej młodszej – i zdaniem wielu najładniejszej – siostry za Wazę musiała budzić niemałe zdziwienie, a związek Jagiellonki w zasadzie powinien być uznany za mezalians: jej małżonek władał niewielkim, słabo zaludnionym, bo liczącym około dwustu tysięcy mieszkańców, za to hojnie obdarzonym przez naturę w lasy i jeziora, księstwem Finlandii. W samej jego stolicy Åbo (Turku) mieszkało niespełna trzy tysiące ludzi, wliczając w to dwór oraz służących księciu drabantów. Ojciec Jana był wprawdzie królem, ale tron zawdzięczał wyłącznie samemu sobie, natomiast matka księcia nie była żadną królewską ani książęcą córką, lecz zwyczajną szlachcianką. Jego starszy przyrodni brat Eryk XIV został królem Szwecji, ale Wazowie byli dynastią młodą, na arenie ówczesnej Europy nadal mniej znaczącą i poważaną niż Jagiellonowie czy Habsburgowie. Na domiar złego Jan miał marne szanse, by kiedykolwiek zwieńczyć swe skronie koroną, bowiem powzięto decyzję, by dziedziczyli ją synowie Eryka, który wprawdzie nadal był kawalerem, ale zdołał już dowieść swojej zdolności do przedłużenia rodu, płodząc kilkoro dzieci z nałożnicami. Zresztą na ożenek i zapewnienie sobie następstwa tronu miał jeszcze sporo czasu, wszak kiedy Jan i Katarzyna stanęli na ślubnym kobiercu, liczył sobie dopiero dwadzieścia dziewięć lat.

Herb rodu Vasa, co znaczy po szwedzku „snopek”, pojawił się zaledwie kilka pokoleń wcześniej i z biegiem lat zmieniał się wielokrotnie: początkowo wyglądał jak rozczapierzony czubek lancy, następnie, za panowania pierwszego władcy z tej dynastii, przybrał formę snopa przypominającego naręcze gałęzi używanych w tamtych czasach na zamkach w trakcie oblężeń i natarć, by ostatecznie stać się snopkiem zboża. Brat Jana nosił dumny tytułu Eryka XIV, ale tak naprawdę przy jego imieniu winna figurować cyfra IV, historycznie rzecz ujmując, był on bowiem czwartym władcą państwa o tym imieniu. Za winnego owego zamieszania z numeracją szwedzkich władców należy uznać szesnastowiecznego historyka, biskupa Johannesa Magnusa, autora monumentalnego dzieła Historia de omnibus Gothorum Sveonumque regibus (Dzieje wszystkich królów Gotów i Szwedów). Trzeba przyznać, iż duchowny miał dość niefrasobliwy stosunek do historycznych faktów, w czym zresztą przypominał naszego Wincentego Kadłubka, skutecznie mieszającego legendy z prawdą historyczną, bowiem dosłownie wymyślił mityczną listę władców Szwecji panujących przed Erykiem Zwycięskim, wywodząc ich od... biblijnego Magoga, syna Jafeta, a więc wnuka Noego. Na owej liście umieścił sześciu królów o imieniu Karol i aż trzynastu władców noszących imię Eryk. Co ciekawe, mimo że historycy dość szybko ustalili, iż rewelacje Magnusa można włożyć między bajki, to opracowana, a właściwie wymyślona przez niego numeracja obowiązuje po dziś dzień, dlatego panujący w Szwecji król nosi miano Karola XVI Gustawa, aczkolwiek w dziejach tego kraju próżno szukać aż 15 władców o imieniu Karol. Zgodnie z rzetelną historiografią przy imieniu Eryka powinna widnieć cyfra VIII, gdyż dostępne wówczas źródła historyczne wymieniały tylko siedmiu władców o tym imieniu.

Jak zauważa szwedzki historyk Herman Lindqvist, w rodzie Wazów nie było mężów szlachetnych, mogących się poszczycić jakimiś zasługami dla kraju. Pierwszym znanym Wazą był Nils Kettilson, który w połowie XIV wieku pełnił funkcję langmana, czyli przewodniczącego sądu grodzkiego, i wójta na zamku w Sztokholmie. Poślubiając majętną Christinę Jonsdotter, wszedł w posiadanie sporego majątku, dzięki czemu jego potomkowie związali się węzłami małżeńskimi z członkami szlachty, co oczywiście pociągało za sobą awans społeczny oraz poprawę statusu majątkowego. Całe pokolenia rodu służyły władcom duńskim, bowiem na mocy zawartej w 1397 roku na zamku w Kalmarze unii personalnej pomiędzy Danią, Szwecją i Norwegią, wszystkie trzy państwa znajdowały się pod panowaniem duńskich królów, aczkolwiek formalnie zachowywały niezależność. Wierność członków rodu Wazów wobec Duńczyków wynikała nie tyle z przekonań, ile z prostej kalkulacji: sprzyjanie panującemu władcy było najprostszą drogą do wzbogacenia i wzmocnienia pozycji rodziny. I chyba tylko ten cel przyświecał Wazom, skoro ich kolejne pokolenia niezbyt dobrze zapisały się w historii Szwecji, zdobywając wątpliwą sławę warchołów o niestałych poglądach politycznych. Towarzyszyła im też w pełni zasłużona opinia nieokrzesanych gwałtowników i gburów – dziadek Jana, męża naszej Jagiellonki, Erik Johansson, słynął z brutalnego traktowania nie tylko swoich przeciwników, lecz także poddanych oraz z częstego ubarwiania wypowiedzi sążnistymi przekleństwami.

Jak już wcześniej wspomniano, w owych czasach Szwecja nie była suwerennym państwem, ale już w XV wieku Szwedzi zaczynali się buntować przeciwko supremacji Danii, jak również duńskim władcom, co ostatecznie doprowadziło do otwartego konfliktu. Do buntu przyłączył się też wspomniany Erik Johansson, gdyż Wazowie obierali inny front, zmieniając się ze zwolenników duńskiego władcy w jego zapiekłych przeciwników, kiedy tylko poczynania królewskie godziły w dobro ich rodziny lub zagrażały ich interesom, skutecznie przeszkadzając w pomnażaniu ich rodowego majątku. A w walce o swoje nie bali się uciekać do kłamstwa czy podstępu i kiedy zaszła taka potrzeba – nie stronili od użycia siły. Nie byli w tym zresztą odosobnieni: król Christian II Oldenburg, od 1513 roku panujący w Danii i Norwegii, ale wciąż niekoronowany na króla Szwecji, wobec buntu i sprzeciwu tamtejszych mieszkańców, chcąc umocnić supremację Danii i zdobyć szwedzki tron, także posługiwał się brutalnymi metodami, a kiedy było trzeba – uciekał się do oszustwa.

Gdy po zaciętych walkach opanował w 1520 roku Sztokholm, pozując na łaskawego władcę, obiecał amnestię wszystkim swoim przeciwnikom politycznym; zaprosił ich nawet na dwudniowe uroczystości koronacyjne do sztokholmskiego zamku, na które przybyły najważniejsze osoby w państwie. A Christian w trakcie ceremonii koronacyjnej uroczyście zaprzysiągł, iż będzie rządził zgodnie z miejscowym prawem, współpracując ze szwedzkimi doradcami. Przyrzekł zachować poszczególne przywileje, jak również chronić Kościół i ubogich. Wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku, skoro nawet mieszczanie sztokholmscy, wcześniej zaciekle broniący miasta przed Duńczykami, teraz wręczyli duńskiemu władcy okazały prezent koronacyjny w postaci pięciokilogramowego złotego pucharu, wypełnionego po brzegi węgierskimi guldenami, a była to kwota, za którą można było nabyć aż dwieście beczek piwa. Wkrótce jednak nastąpiło bolesne przebudzenie: przebiegły król zaprosił wszystkich na zamek 7 listopada, już po zakończeniu uroczystości, tylko po to, by rozprawić się ze swoimi przeciwnikami, a nawet z tymi, których jedynie podejrzewał o wrogość wobec swojej monarszej osoby. Biskup Gustaw Trolle, kilka dni wcześniej uwolniony przez króla z więzienia, dokąd wtrącił go rywalizujący z Christianem o władzę w Szwecji regent Sten Sture Młodszy, oskarżył wszystkich zebranych w zamkowej sali o... herezję. W efekcie już następnego dnia sąd kościelny skazał niemal wszystkich na karę śmierci przez ścięcie, a wyrok wykonano jeszcze tego samego i następnego dnia na miejscowym rynku. Zdekapitowane ciała ofiar wrzucono na stos i spalono, tak samo postąpiono z wyjętymi z grobu zwłokami Stena Sture Młodszego, który zmarł 3 lutego 1520 roku na skutek ran odniesionych w rozegranej w styczniu bitwie pod Bogesund. Owe tragiczne wydarzenia zostały zapamiętane jako krwawa sztokholmska łaźnia.

Wśród ludzi, którzy z rozkazu Christiana złożyli wówczas głowę na katowskim pniu, znalazł się Erik Johansson, natomiast jego żona Cecylia i córki, podobnie jak teściowa, zostały wywiezione do Danii. Żadne konsekwencje natomiast nie spotkały pierworodnego syna Erika, dwudziestoczteroletniego Gustawa, ale tylko dlatego, bo nie było go wówczas w Sztokholmie.

Król szczęściarz

Ocalały Waza już wcześniej z całego serca nienawidził króla Christiana, aczkolwiek u podłoża owej nienawiści nie leżały bynajmniej względy patriotyczne, lecz osobiste. W 1518 roku został oszukany przez monarchę, kiedy wraz z innymi wysoko urodzonymi szwedzkimi młodzieńcami przybył na negocjacje z Duńczykami jako gwarant zawieranego rozejmu i został podstępnie pojmany i wywieziony do Danii. Z niewoli, w której zresztą nie działa mu się żadna krzywda, gdyż był przetrzymywany w areszcie domowym w Jutlandii i to u swoich własnych dalekich krewnych, udało mu się uciec do niemieckiej Lubeki, jednego z wiodących miast zrzeszonych w Hanzie. Legenda głosi, jakoby dokonał tego w przebraniu poganiacza wołów, dzięki czemu oszukał tropiących go ludzi. Kiedy jednak o pobycie Wazy w Lubece dowiedział się monarcha, zażądał bezzwłocznego wydania zbiega, ale władze Lubeki nie miały najmniejszego zamiaru go posłuchać, zresztą interesy Hanzy stały w sprzeczności z interesami Danii. Duńczycy bowiem od jakiegoś czasu starali się ukrócić monopol Ligi Hanzeatyckiej w handlu na Morzu Bałtyckim i przy tej okazji wprowadzić Kopenhagę do czołówki miast handlowych, dlatego też rozbicie unii kalmarskiej leżało w interesie miast zrzeszonych w Związku Hanzeatyckim. Sam Gustaw natomiast nie miał najmniejszego zamiaru przyglądać się bezczynnie poczynaniom swojego największego wroga, za którego słusznie uważał duńskiego króla, ale nie bardzo miał koncepcję co do dalszych działań. Zwłaszcza że pomimo iż był wysoki i silny jak tur, to zbywało mu na odwadze. Powyższe stwierdzenie stoi wprawdzie w sprzeczności z tym, co mówią nam o jego dokonaniach szwedzkie kroniki i podania, ale pamiętajmy, że dzieje przyszłego monarchy spisywał jego własny siostrzeniec Per Brahe, opierając się na opowiedzianych mu wspomnieniach monarszego wujka, zapewne mocno podkolorowywanych, w których władca jawi się jako odważny, przebojowy i niebywale szlachetny człowiek.

Po wielu perypetiach, ponoć w przebraniu prostego chłopa, Gustaw przedostał się do Dalarny, prowincji znajdującej się w północno-zachodniej części Szwecji Właściwej. W owych czasach Dalarna miała status regionu niemal autonomicznego, a jej mieszkańcy cieszyli się wyjątkowymi przywilejami, mogąc chociażby samodzielnie wybierać swój samorząd. Większość stanowili tam górnicy, cieszący się statusem wolnych ludzi, zakładający kooperatywy zarządzające kopalniami. Nie brakowało wśród nich różnej maści banitów, którzy chcąc uzyskać azyl, a przede wszystkim ujść z życiem, decydowali się na pracę w tamtejszych kopalniach. Gdyby zatem Gustawowi udało się pozyskać Dalarmę dla krystalizujących się w jego głowie planów obalenia tyrana, jakim dla Szwedów okazał się Christian II, Waza zyskałby potężnych sojuszników; zresztą już w przeszłości mieszkańcy tej krainy popierali bunty wymierzone przeciwko panowaniu duńskich władców. A ponieważ Gustaw miał sporo szczęścia, jak również talent oratorski i dar zdobywania sympatii innych, ostatecznie na przełomie 1520 i 1521 roku zyskał przychylność tamtejszej ludności, podrywając ją do powstania przeciwko monarsze. Co więcej, powstańcy uznali go za swojego przywódcę i pod jego komendą ruszyli do walki o suwerenność ojczyzny. Jeżeli wierzyć legendzie, jednak tak łatwo Gustawowi wcale nie poszło, gdyż początkowo spotkał się on ze stanowczą odmową i wówczas postanowił poszukać szczęścia w ościennej Norwegii, dokąd miał się przedostać, jadąc na nartach. W drodze doścignęli Gustawa narciarze z Mory w Dalarnie, by poinformować go, iż w tym czasie większość zmieniła zdanie, decydując się na powstanie przeciwko Duńczykom, i obrało go na wodza. I właśnie dla upamiętnienia owych wydarzeń ustanowiono doroczny długodystansowy bieg narciarski, którego pierwsza edycja miała miejsce w 1922 roku i który jest rozgrywany do dzisiaj. Chodzi oczywiście o Bieg Wazów, w którym w 2015 roku triumfowała Polka, Justyna Kowalczyk.

Gustaw rzeczywiście stanął na czele buntu, prowadząc swoich ludzi do zwycięstwa i urastając z czasem w oczach rodaków do rangi symbolu walki o suwerenność Szwecji. Wkrótce został wybrany na regenta i zawarł przymierze z dwoma potężnymi miastami hanzeatyckimi – Lubeką oraz Gdańskiem, dzięki czemu mógł wyprzeć Duńczyków ze Szwecji, jak również zdobyć Sztokholm. Ale to nie był koniec jego oszałamiającej kariery – 6 czerwca 1523 roku zgromadzenie w Strängnäs obrało go królem Szwecji. Z koronacją jednak poczekał kolejne pięć lat, tyle bowiem zajęło mu zdobycie realnej władzy nad krajem – został namaszczony olejami dopiero 12 stycznia 1528 roku w Uppsali. Aby umocnić swoją monarszą pozycję, starał się o rękę Krystyny Gylersterny, wdowy po szwedzkim regencie w latach 1512-1520, o którym pamięć wciąż była żywa wśród Szwedów, ale jego starania zakończyły się fiaskiem. I było to chyba jedyne niepowodzenie króla szczęściarza, za którego należałoby uznać Gustawa. Jego pozycji nie zagrażał nawet władca Danii, bowiem Christian II został zrzucony z tronu przez duńskich poddanych, a jego następca Fryderyk I skupił się na umacnianiu swojej władzy, rezygnując z odzyskania tronu Szwecji. Sam Christian natomiast po nieudanym desancie z Norwegii w 1531 roku został pojmany i uwięziony, a tym samym ostatecznie wykluczony z gry o szwedzką koronę.

Gustaw zasiadał na tronie bardzo długo, zwłaszcza jak na czasy, w których przyszło mu żyć, bo aż 37 lat, a w pamięci Szwedów funkcjonuje jako nie tylko założyciel dynastii, lecz także twórca nowożytnej Szwecji, ojciec narodu i władca, któremu udało się wyrwać kraj z chaosu, a przede wszystkim – ukrócić rządy krwawego tyrana Christiana II. Trudno się zatem dziwić, iż dzień 6 czerwca, w którym obrano go królem, jest w tym kraju świętem narodowym, a on sam nadal w oczach przeciętnego obywatela Szwecji uchodzi niemal za władcę idealnego. Ów wyidealizowany wizerunek Gustaw zawdzięcza dwóm kronikarzom: Pederowi Svartowi oraz wspomnianemu wyżej Perowi Brahe. Jeżeli jednak relacjom z epoki przyjrzymy się bliżej, dostrzeżemy na tym obrazie niemało skaz. Uczciwie trzeba przyznać, że Gustaw nie tylko zerwał unię kalmarską, lecz także przekształcił monarchię elekcyjną w dziedziczną, za jego panowania ukształtowały się instytucje państwowe, na czele z sejmem stanowym Riksdagiem, jak również zapoczątkował on budowę wyśmienitej szwedzkiej armii, o której sile przekona się w kolejnym stuleciu także Rzeczpospolita. Na jego rozkaz rozwiązano wojska zaciężne, powołując jednocześnie stałą armię z poboru, w której skład wchodzili wyłącznie poddani króla. W rezultacie owych poczynań szwedzkie siły zbrojne pod koniec panowania Gustawa liczyły już piętnaście tysięcy żołnierzy, a państwo rosło w siłę, by stać się w przyszłości prawdziwą potęgą. Udało mu się również zerwać z Rzymem i religią państwową ustanowić luteranizm. Niewątpliwie miał też zmysł ekonomiczny, a państwem rządził mniej więcej w taki sposób, jak właściciel majątku zarządza gospodarstwem, co w ostatecznym rozrachunku wyszło Szwecji jedynie na dobre. Jeżeli wierzyć Perowi Brahe, pierwszego króla z dynastii Wazów cechowała wręcz fenomenalna pamięć oraz niespożyta energia.

Gustawowi jednak daleko do władcy idealnego, a przynajmniej do tego, co pod tym pojęciem rozumiemy dzisiaj, zresztą był on nieodrodnym synem swojego ojca, człowieka popędliwego i skorego do przemocy, o czym często przekonywali się pracujący dla niego ludzie. Waza miał bowiem niemiły zwyczaj rzucania w przypływie gniewu w Bogu ducha winnych ludzi najróżniejszymi przedmiotami. Ale to jeszcze pół biedy – przed rzuconym przedmiotem można się było przecież uchylić, znacznie gorsze było to, że władca nikomu nie ufał, i nawet swoich najbliższych współpracowników bez wahania wysyłał na szafot, jeżeli mu w czymś podpadli. Jak pisze Lindqvist, systematycznie wydłużała się lista poddanych władcy, którzy „pospiesznie uciekali za granicę, tak samo jak lista pracowników stawianych w trybie nagłym przed sądem, skazywanych na śmierć lub po prostu wyrzucanych w brutalnych okolicznościach. Pojęcie «zatrudnienie na czas nieokreślony» należało na dworze Gustawa traktować dosłownie”[1].

A odrywając Kościół od Rzymu i idąc za wskazaniami Lutra, Waza nie kierował się bynajmniej jakąś przemianą duchową, ale żądzą pozyskania funduszy niezbędnych do funkcjonowania państwa. Szwedzki Kościół bowiem nie tylko cieszył się niezależnością, lecz także przez wieki zgromadził niemały majątek – wystarczy wspomnieć, iż w zachodniej części Szwecji w rękach duchownych znajdowało się co siódme gospodarstwo, a sami księża nie płacili żadnych podatków. Gustaw nie mógł przepuścić takiej sposobności do powiększenia zawartości państwowego skarbca. Dlatego kiedy tylko nadarzyła się okazja, korzystając z pomocy dwóch wielkich zwolenników reformacji, Laurentiusa Andreae i Olausa Petri, przejął kościelne dobra, skarby i precjoza, niejako przy okazji wprowadzając luteranizm jako religię państwową, i został tym samym głową Kościoła. Jednak nie wszyscy Szwedzi popierali decyzje władcy – ludność wiejska nadal trwała przy katolicyzmie, ale dla monarchy najważniejsze było przejęcie kontroli nad całym Kościołem, a przede wszystkim – nad jego majątkiem. W wyniku królewskich poczynań jedna z komnat sztokholmskiego zamku wypełniła się dosłownie po sufit skarbami pozyskanymi z kościołów i klasztorów, wśród których nie zabrakło ani ornatów uszytych z ozdobnych, drogocennych tkanin, ani srebrnych i złotych puszek do komunikantów czy relikwiarzy wysadzanych drogocennymi klejnotami, monet, złotych i srebrnych pierścieni, a nawet brudkron, czyli koron tradycyjnie zakładanych na głowę panny młodej w trakcie ceremonii ślubnej. Skarb państwa na tym wprawdzie zyskał, ale jak zauważa przywoływany wcześniej Lindqvist, władca „splądrował Kościół katolicki, niszcząc przy okazji większość szwedzkiej kultury i nauki, a nie tworząc nic w zamian”[2].

Matrymonialna karuzela Gustawa Wazy

Świeżo upieczonemu królowi nie można odmówić ambicji, skoro po klęsce jego planów związanych z poślubieniem wdowy po Stenie Sture Młodszym zamarzyło mu się skoligacenie z którąś z dynastii europejskich. Właśnie dlatego gorączkowo rozglądał się za odpowiednią kandydatką na żonę. Tymczasem władcy wcale się nie palili do tego, by Waza, zawdzięczający tron nie więzom krwi, ale samemu sobie, został ich zięciem. O poślubieniu Habsburżanki mógł zapomnieć, zwłaszcza że obalony przez niego Christian był szwagrem władającego wówczas cesarza, ale pozostawały jeszcze inne domy panujące, na czele z Jagiellonami. Gustaw zapragnął pojąć za żonę najstarszą córkę Zygmunta Starego, młodszą od Wazy o całe siedemnaście lat, królewnę Jadwigę, lecz musiał obyć się smakiem. Wprawdzie w 1526 roku wysłał na polski dwór wysokiej rangi dostojnika, biskupa Uppsali Johannesa Magnusa (tego samego, który potem napisze Dzieje wszystkich królów Gotów i Szwedów), ale jego misja zakończyła się fiaskiem.

Trudno oczekiwać, żeby Jagiellon, władający państwem obejmującym obszar od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne i mający pod swoim panowaniem dziesięć milionów ludzi, był zainteresowany wydaniem swojej córki za Gustawa Wazę, zawdzięczającego tron niemal wyłącznie samemu sobie i panującego nad ledwie milionowym krajem. W dodatku Szwecja w porównaniu z ówczesną Rzeczpospolitą była państwem biednym i zacofanym, czego nie zmieniły nawet starania pierwszego króla z dynastii Wazów, dążącego do przekształcenia sztokholmskiego dworu w rezydencję godną europejskiego monarchy. Nie bez przyczyny polski historyk i eseista Paweł Jasienica nazwał to państwo „krajem całkiem podrzędnym, zabitym deskami od świata”. Aż 91% poddanych Gustawa stanowili chłopi, którzy mieli nawet swoich przedstawicieli w Riksdagu, tylko 5% mieszczanie, a resztę – szlachta oraz duchowieństwo. Sztokholm będący królewską rezydencją i pełniący de facto rolę stolicy państwa (formalnie jego status miasta stołecznego został potwierdzony w akcie o formie rządu z 1634 roku) liczył niecałe sześć tysięcy mieszkańców i w niczym nie przypominał europejskiej metropolii, zwłaszcza że i tu mieszkali chłopi hodujący żywy inwentarz. Wprawdzie jeszcze przed wstąpieniem na tron Gustawa władze miejskie wydały zakaz hodowania świń na strychach lub w piwnicach, ale nadal pozwalano mieszkańcom trzymać krowy, pod warunkiem że na noc pozostaną w zamknięciu. Bydło wypasano na obrzeżach miasta, a kozy na dachach niskich budynków, stanowiących zresztą większość sztokholmskiej zabudowy. Ani sam Sztokholm, ani pozostałe szwedzkie miasta nie wytrzymywały jednak porównania z największymi miastami ówczesnej Rzeczpospolitej, o Wilnie, Krakowie i Gdańsku nie wspominając, były bowiem nędznymi mieścinami z nieregularną, drewnianą zabudową i wąskimi zabłoconymi ulicami. Nawet w domach najbogatszych Szwedów niezwykłą rzadkość stanowiły wyroby szklane, drogie tkaniny, srebra, książki, a nawet przyprawy. Egzotyczne cytrusy, wykorzystywane na królewskich i magnackich dworach całej Europy, z Rzeczpospolitą na czele, były tam w ogóle nieznane. Dopiero później trafiły do Sztokholmu jako rarytasy przeznaczone dla dzieci Gustawa, oczywiście za pośrednictwem Polski, bowiem po przyjeździe Bony Sforzy zaczęto je sprowadzać masowo – początkowo drogą lądową, przez Norymbergę i Wrocław albo Wenecję, Wiedeń i Ołomuniec, a potem morską – na okrętach wiozących towary z Lizbony do Gdańska. Szwecja nie była też ulubioną destynacją europejskich dyplomatów, którzy woleli placówki w Moskwie, choć ryzykowali odmrożeniem różnych części ciała, miasto bowiem słynęło z wyjątkowo tęgich mrozów zimą. Niewielu z królewskich poddanych opanowało trudną sztukę pisania i czytania, wobec czego Waza miał poważne problemy z pozyskaniem ludzi, którym można było powierzyć funkcje administracyjne, o dyplomacji nie wspominając. Nic zatem dziwnego, że kandydatura Gustawa na zięcia Zygmunta Starego nie została nawet rozpatrzona, zwłaszcza że wśród pretendentów do ręki królewny znalazł się nawet król Francji Franciszek I.

Odniósłszy porażkę na dworze polskim, szwedzki władca zwrócił wzrok ku Danii, co zważywszy na jego wcześniejsze poczynania, było wyjątkowo zuchwałym posunięciem, ale i tu poniósł porażkę. Kolejną kandydatką na małżonkę Wazy była córka pomorskiego księcia Bogusława X, owdowiała niedawno Anna, zresztą siostra królowej Danii i Norwegii, Zofii pomorskiej. Nawiasem mówiąc, Gustaw, żeniąc się z saską księżniczką, skoligaciłby się jednak z dynastią Jagiellonów, gdyż jego ewentualna małżonka była Jagiellonką po kądzieli: jej matka to córka Kazimierza Jagiellończyka, Anna. Kiedy jednak i ten pomysł spalił na panewce, królewscy doradcy zwrócili uwagę Gustawa na piętnastoletnią wówczas księżniczkę Katarzynę, córkę księcia saskiego na Lauenburgu Magnusa I. Wprawdzie państwo, którym władał potencjalny królewski teść, nie miało zbyt imponujących rozmiarów – jego powierzchnia była nieco mniejsza od Olandii – ale samego władcę łączyły więzy rodzinne z wieloma możnymi rodami niemieckimi, natomiast jedna z jego córek, Dorota, w 1525 roku została żoną następcy tronu Danii i Norwegii Christiana. Tym razem do prowadzenia negocjacji małżeńskich Gustaw upoważnił męża swojej siostry Małgorzaty, hrabiego Johana von Hoye, oraz sekretarza, pełniącego de facto także funkcję ministra spraw zagranicznych, Wulfa Gylera, którym powiodło się znacznie lepiej niż przed laty Magnusowi, bowiem saski władca zgodził się wydać córkę za króla Szwecji. Dwudziestego czwartego września 1531 roku, w dniu osiemnastych urodzin księżniczki, trzydziestopięcioletni Gustaw poślubił Katarzynę w katedrze w Sztokholmie.

Jeżeli wierzyć kronikom, nie był to zbytnio udany związek, a sama Katarzyna trwała w małżeństwie bardzo nieszczęśliwa, w wyniku czego zapisała się w pamięci poddanych jako osoba kapryśna, zimna jak lód i bezustannie krytykująca wszystko, co szwedzkie. Żyła stanowczo zbyt krótko, aby poprawić swój negatywny wizerunek, zmarła bowiem zaledwie cztery lata po ślubie, 23 września 1535 roku. Zgodnie z funkcjonującą przez wieki legendą, do jej śmierci miał się przyczynić sam Gustaw, uderzając swoją małżonkę w przypływie szału jakimś ostrym narzędziem w głowę, ale badania szczątków królowej przeprowadzone w czasach współczesnych nie potwierdziły tej wersji. Zanim jednak Katarzyna zamknęła oczy na zawsze, zdążyła spełnić swój dynastyczny obowiązek: 13 grudnia 1533 roku wydała na świat prawowitego następcę tronu – syna Eryka, który otrzymał imię swojego dziadka ze strony ojca.

Owdowiały Gustaw, uznał, że skoro doczekał się męskiego potomka i następcy tronu, w którego żyłach płynie książęca krew i który jest spokrewniony z władcami Danii i Norwegii, to może przestać zawracać sobie głowę zamorskimi księżniczkami i postanowił poszukać żony spośród poddanych. Tym razem w oko władcy wpadła dwudziestoletnia Małgorzata Leijonhufvud, córka Eryka Abrahamssona, zgładzonego podczas łaźni sztokholmskiej, i Ebby Eriksdotter Wazy, kuzynki monarchy. Poprosił o jej rękę i został przyjęty, aczkolwiek panna, która wcześniej potajemnie zaręczyła się z młodym Svantem Sture, nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia, a decyzję podjęli jej krewni. Zgodnie z popularną legendą, kiedy król przyjechał się oświadczyć, była tak przerażona, że ukryła się w skrzyni stojącej w jednej z komnat. Z czasem jednak musiała wyrazić zgodę na ślub, bowiem Kościół w Szwecji surowo zakazywał zawierania ślubu pod przymusem.

Narzeczona Gustawa była bardzo ładną, aczkolwiek niską, bo mierzącą zaledwie 155 cm wzrostu, młodą kobietą, w dodatku obdarzoną niezwykłą inteligencją i wrodzonym taktem. Para stanęła na ślubnym kobiercu 1 października 1536 roku. Zapewne w tym samym dniu Małgorzata została koronowana, co zostało przyjęte z radością przez poddanych jej małżonka, bowiem była to pierwsza Szwedka koronowana na królową od sześćdziesięciu lat. Mimo że żona skłaniającego się ku luteranizmowi Wazy była gorliwą katoliczką i do końca życia wytrwała w tej wierze, drugie małżeństwo władcy okazało się bardzo szczęśliwe, a Małgorzata miała na swego humorzastego i wybuchowego męża wyjątkowo dobry wpływ. Wydaje się zresztą, że król naprawdę kochał swoją drugą żonę, skoro nazywał ją największą miłością oraz „wszystkich serc najukochańszą Małgorzatą”. Małgorzata szybko zdobyła też serca poddanych. Para doczekała się aż dziesięciorga dzieci, z czego ośmioro dożyło wieku dorosłego. Samą królową trudy licznych ciąż, porodów i połogów kosztowały utratę zdrowia – w sierpniu 1551 roku przeziębiła się w czasie podróży łódką po jeziorze Melar. Pozornie błahe przeziębienie przerodziło się w zapalenie płuc, z którym osłabiony organizm Małgorzaty sobie nie poradził – druga żona Gustawa Wazy zmarła w zamku Tynnelsö 26 sierpnia 1551 roku. Jej najstarsze dziecko, syn Jan, późniejszy ojciec pierwszego polskiego króla z dynastii Wazów, miał wówczas czternaście lat, a najmłodsze, syn Karol, przyszły król Szwecji, w historiografii znany jako Karol Sudermański, niespełna roczek. Chociaż śmierć Małgorzaty była dla Gustawa wielkim ciosem, monarcha we wdowieństwie wytrwał dosłownie rok, bo już 22 sierpnia 1552 roku, a więc kilka dni przed rocznicą śmierci drugiej żony, poślubił jej siostrzenicę, szesnastoletnią Katarzynę Stenbock, zresztą córkę jednego z najwierniejszych stronników Wazy, Gustawa Olssona, rycerza i członka Rady Królewskiej. Tym razem nie obyło się bez sprzeciwu Kościoła, którego przedstawiciele uznali to małżeństwo za sprzeczne z prawem Bożym zapisanym w Starym Testamencie, a arcybiskup Laurentius Petri odmówił parze błogosławieństwa, czym zresztą Waza niezbyt się przejął, decydując się na ślub w Vadstenie. Panna młoda zapewne także nie promieniała ze szczęścia – nie dość, że Gustaw był od niej starszy aż o trzydzieści dziewięć lat, to jeszcze był otyły, cierpiał na chroniczne zapalenie kości, w wyniku czego poruszał się z niemałym trudem, był przygłuchy i niemal bezzębny. Co gorsza, nieliczne zęby, które mu zostały, podchodziły ropą, wskutek czego dosłownie śmierdziało mu z ust. No, ale był monarchą, a to zdaniem wielu skutecznie rekompensowało wcześniej wymienione „drobne” niedoskonałości urody. Wprawdzie kronikarze przedstawiają małżeństwo Katarzyny i Eryka jako wyjątkowo udane i zgodne stadło, ale czytając między wierszami listów królowej pisanych do rodziny, można dojść do zupełnie innego wniosku. Para nie doczekała się wspólnego potomstwa, ale wiemy, że Katarzyna trzy lata po ślubie zaszła w ciążę, której nie donosiła. Małżeńskim szczęściem, czy też raczej nieszczęściem, cieszyła się osiem lat, do dnia śmierci Gustawa, 29 września 1560 roku. Katarzyna nigdy później nie wyszła za mąż, ale najwidoczniej samotność jej służyła, skoro dożyła sędziwego wieku osiemdziesięciu sześciu lat i dane jej było oglądać panowanie aż sześciu kolejnych władców Szwecji.

Królewscy synowie

Trzeba przyznać, że Gustaw był dobrym ojcem i starał się nie wyróżniać żadnego ze sporej gromadki swoich dzieci, jak również nie faworyzować najstarszego Eryka, prawowitego następcy tronu. Prawdę mówiąc, ze względów ceremonialnych nie zawsze było to możliwe, zwłaszcza że jego pierworodny pozostawał nie tylko pierwszy w kolejce do tronu, lecz także był synem prawdziwej księżniczki, podczas gdy pozostałe dzieci Gustawa pochodziły od zwyczajnej szlachcianki wyniesionej na tron przez małżeństwo z monarchą. Kiedy Eryk szedł do stołu, by wraz z resztą rodzeństwa spożyć posiłek, zawsze eskortowało go aż trzech drabantów, a on sam nie mógł nawet rozglądać się na boki, co miało podkreślać jego monarsze pochodzenie. Za idącym najstarszym królewskim męskim potomkiem postępowało czterech synów z najznamienitszych szlacheckich rodów, następnie podczaszy, krajczy, dwóch kelnerów, pokojowiec w towarzystwie dwóch paziów, stolnik i nauczyciel księcia, a pochód zamykało trzech drabantów. Szczególną troską panującego była edukacja dwóch najstarszych synów, ale ze względu na jego wcześniejszą rozprawę z Kościołem, trzymającym pieczę nad szkolnictwem, najwartościowsi nauczyciele zostali straceni lub po prostu uciekli przed prześladowaniami za granicę, znajdując schronienie chociażby w Gdańsku, i nie mieli najmniejszego zamiaru wracać. Trzeba więc było poszukać zagranicznych pedagogów i ostatecznie sprowadzono ich z Niemiec. Gustaw, sam nie mogąc się pochwalić odpowiednim wykształceniem, zadbał, by jego dwaj najstarsi synowie dorównywali pod tym względem potomkom innych europejskich władców. Zgodnie z wolą Gustawa chłopcy, pomimo że dzieliły ich aż cztery lata różnicy, mieszkali w jednej komnacie i dużo czasu spędzali na wspólnych zajęciach, a wszystko po to, by wytworzyć między nimi silną, braterską więź, co jak się przekonamy, niezbyt się udało. Eryk dostał własną komnatę dopiero, kiedy skończył siedemnaście lat. Obaj kształcili się już od szóstego roku życia, a program nauczania obejmował głównie naukę czytania po łacinie, bez tłumaczenia na szwedzki, jak również zagadnień z dziedziny przyrody, ziołolecznictwa, a nawet astrologii, którą interesował się zwłaszcza starszy z braci. Obaj natomiast polubili historię, a szczególnie wiekopomne dzieło Magnusa, w którym autor „ustalił” obowiązującą po dziś dzień numerację szwedzkich władców. Książęta biegle władali łaciną, niemieckim i francuskim, a Jan, któremu w młodości przyszło spędzić pewien czas w Londynie, nauczył się również angielskiego, natomiast dzięki małżeństwu z Jagiellonką mówił także po polsku. Nauczyciele szybko zwrócili uwagę na to, że o ile Eryka bawią wszelkiego rodzaju ćwiczenia fizyczne, począwszy od fechtunku, poprzez strzelanie z kuszy, a na grze w piłce skończywszy, o tyle Jan woli spędzać czas nad książką, co martwiło Gustawa obawiającego się, by jego młodszy syn nie wpadł w melancholię.

Jednak król troszczył się o wykształcenie nie tylko swoich synów, gdyż uważał, że jego córkom przystoi wiedza znacznie przekraczająca tę, która obejmowała edukację przeciętnych szwedzkich szlachcianek. Dlatego księżniczki uczyły się nie tylko szyć i haftować, ale także opanowały niełatwą sztukę pisania i czytania, doskonale orientowały się w geografii i historii oraz literaturze, jak również znały język niemiecki. I jak przystało na dobrze urodzone damy, wprawiały się w niełatwej sztuce salonowej konwersacji, grały na różnych instrumentach i doskonale tańczyły. W ogóle wszystkie dzieci Gustawa były bardzo muzykalne, a Jan grał na lutni i śpiewał.

Waza miał konkretne plany co do swojego potomstwa: córki miały wyjść za mąż za niemieckich książąt, natomiast swoim czterem synom przydzielił dziedziczne księstwa. Pierworodny Eryk, będący następcą tronu, otrzymał we władanie księstwo w południowej części kraju, ze stolicą w Kalmarze, Jan – Åbo, Kumogard oraz Raseborg w Finlandii, jak również Wyspy Alandzkie, Magnus – Dalsland Östergötland oraz Västergötland w północnej części południowej Szwecji, natomiast najmłodszy Karol – Södermanland, Närke i Värmland w środkowej Szwecji. Jan przeznaczone mu księstwo przejął we władanie w 1556 roku, jako zaledwie osiemnastoletni młodzieniec, ale czas pokazał, że mimo młodego wieku doskonale nadawał się do rządów nad Finlandią, bo wprawdzie ów kraj wchodził w skład Szwecji, ale Jan nosił tytuł księcia Finlandii, był też głównym dowodzącym fińskich wojsk, aczkolwiek nie mógł prowadzić samodzielnie polityki zagranicznej – to leżało w gestii monarchów szwedzkich, w tym przypadku jego ojca, a potem brata. Ambitny młody człowiek od podstaw zbudował w swoim księstwie administrację wzorowaną na szwedzkiej, jak również ustanowił własną radę, w której skład weszli członkowie najznamienitszych rodów fińskich, a przede wszystkim, jak na dobrego gospodarza przystało, objechał osobiście swoje włości, odwiedzając tereny, do których wcześniej nie dotarł żaden szwedzki monarcha. Krótko mówiąc, zachowywał się jak udzielny władca. Niedługo po przybyciu do Åbo, gdzie mieściła się siedziba jego dworu, ściągnął do siebie swoją nałożnicę, Karin Hansdotter, z którą związał się jeszcze w Sztokholmie, gdzie dziewczyna była damą dworu królowej Katarzyny Stenbock. Karin wywodziła się z dość niezwykłej rodziny – jej ojciec Hans Klasson Kökkemäster był niegdyś zakonnikiem, członkiem zgromadzenia dominikanów, ale na fali reformacji porzucił habit, a przede wszystkim – celibat. Został pastorem w Sztokholmie, ale swoje stanowisko szybko utracił, bowiem oskarżono go o niemoralne prowadzenie się. Ostatecznie ustatkował się u boku Ingeborgi Åkesdottter, córki z nieprawego łoża szlachetnie urodzonego Åke Hanssona Totta, niegdysiejszej zakonnicy, z którą doczekał się córki Karin. Dziewczynka trafiła pod opiekę swego dziadka po kądzieli, któremu zawdzięczała otrzymanie posady damy dworu, w efekcie czego wpadła w oko księciu Janowi, z którym związała się na wiele lat. Niedługo po przybyciu do Åbo Karin zaszła w ciążę i urodziła córkę Zofię. Para doczekała się jeszcze trojga dzieci, dwóch synów i jednej córki, a królewska metresa do czasu ożenku Jana pełniła de facto rolę jego małżonki i pani na zamku, przekształconego z twierdzy obronnej w typowo renesansową rezydencję. Miała nawet własny dwór.

Tymczasem Gustaw rozglądał się za kandydatkami na żony dla swoich dwóch najstarszych synów. W przypadku Eryka w grę wchodziła córka Filipa Heskiego bądź bratanica księcia Saksonii, Augusta, natomiast myśląc o towarzyszce życia dla księcia Jana, ponownie spoglądał w stronę Krakowa, gdzie na królewskim dworze siały rutę trzy młodsze siostry następcy Zygmunta Starego, Zygmunta Augusta: Zofia, Anna i Katarzyna, przy czym wkrótce wybór się zawęził do dwóch młodszych, bowiem królewna Zofia w 1556 roku poślubiła księcia Brunszwiku Henryka II. Tymczasem sam Eryk znalazł dla siebie znacznie godniejszą kandydatkę na małżonkę – królową Elżbietę I Tudor, która w 1558 roku zasiadła na angielskim tronie. Mówiono o niej, iż jest najpiękniejszą kobietą Europy i zdaje się, że była w typie niewiast, które podobały się następcy tronu Szwecji, aczkolwiek była nieco za chuda. Z zachowanej korespondencji wynika, iż Eryk lubił damy rudowłose, a takimi włosami natura obdarzyła angielską monarchinię. Na wieść o matrymonialnych planach syna Gustaw, którego charakter na starość stał się jeszcze trudniejszy niż wcześniej, dosłownie wpadł w szał, uznając pomysł mariażu z monarchinią za niedorzeczny i co gorsza, kosztowny. Ale książę był uparty jak muł, tym bardziej że w swoich planach mógł liczyć na poparcie Jana i w końcu postawił na swoim, a Gustaw ostatecznie wysłał stosowne poselstwo na londyński dwór, wyprawiając tam także swojego młodszego syna. Najwyraźniej uznał, że Jan urokiem osobistym przekona wszystkich, w tym samą królową, do zawarcia małżeństwa. I rzeczywiście, przystojny, dość wysoki jak na owe czasy, bo mierzący 176 cm wzrostu, inteligentny i elokwentny, jak również doskonale radzący sobie w tańcu, szwedzki książę zrobił w Londynie bardzo dobre wrażenie. Przy okazji Anglicy, dotąd przekonani, że Szwecja to dziki kraj, którego mieszkańcy chodzą w niedźwiedzich skórach, zmienili opinię o ojczyźnie księcia i zaczęli ją postrzegać jako kraj nowoczesny. Podczas pobytu w Londynie Jan nie tylko nauczył się mówić po angielsku, ale także – grać w tenisa, bowiem był to sport niezmiernie popularny w ówczesnej Anglii. Jego wielkim miłośnikiem był ojciec Elżbiety, Henryk VIII, za którego sprawą na wyspach powstały kryte korty, a jeden po dziś dzień można podziwiać na terenie rezydencji królów Anglii Hampton Court na południowo-zachodnim krańcu Londynu. Co ciekawe, Jan, ucząc się gry, zniszczył i zużył aż 936 piłek, co skrupulatnie odnotowano w dokumentacji podróży.

Oczywiście szwedzki książę nie spędzał czasu w Londynie wyłącznie na korcie czy brylowaniu na balach i przyjęciach, wszak miał do wypełnienia niezmiernie ważną misję – wystąpił przed Radą Londynu, szczegółowo opisując nie tylko korzyści wynikające dla Anglii z mariażu jego brata z Elżbietą, lecz także omówił projekt unii personalnej. Robił też, co mógł, by zauroczyć samą królową, która faktycznie wydawała się nim zachwycona, co wcale nie znaczyło, że zamierzała wyjść za mąż za Eryka. Władczyni miała własną wizję swego panowania i nie było w niej miejsca dla żadnego mężczyzny u jej boku, ale ponieważ Anglia potrzebowała sojuszy, sprytna monarchini trzymała wszystkich swoich konkurentów w gotowości, umiejętnie rozgrywając ich między sobą. Mimo że Elżbieta nie wyraziła zgody na ślub, tłumacząc się, że nie może wyjść za mąż za mężczyznę, którego nie widziała na oczy, Jan wracał do domu w poczuciu dobrze spełnionej misji, wioząc kufry wypełnione ubraniami zamówionymi u londyńskich krawców oraz rozmaitymi przedmiotami, nieznanymi wcześniej w Skandynawii, w tym dmuchanymi piłkami do gry oraz rakietami i piłeczkami do tenisa. Do kraju zabrał też kryształowe lustro, a takich luster w Szwecji jeszcze nikt nie widział, dwa rapiery, także nieznane w jego ojczyźnie, oraz pierwsze widelce. Wprawdzie jego ojciec uznał, że misja Jana się nie udała, skoro Elżbieta odrzuciła oświadczyny, ale Eryk optymistycznie patrzył w przyszłość, sądząc, że monarchini zmieni zdanie, kiedy tylko on pofatyguje się do Londynu osobiście. Póki co zabawiał się z nałożnicami, bo w przeciwieństwie do Jana, wiernego swojej Karin, utrzymywał istny harem.

Król Gustaw nie zdążył ożenić żadnego ze swoich synów, bowiem zmarł 29 września 1560 roku w Sztokholmie, przeżywszy sześćdziesiąt cztery lata. Niespełna rok później, 29 czerwca 1561 roku w katedrze w Uppsali, korona zwieńczyła skronie jego najstarszego syna Eryka i była to najwspanialsza koronacja w dziejach kraju. Zanim do tego doszło, przyszły monarcha zamówił u jednego z holenderskich złotników koronę, by zastąpić nią insygnium używane na tronie przez jego poprzedników. Tym razem była to korona zamknięta, na wzór tych, których używali wówczas cesarzowie i władcy krajów znacznie potężniejszych niż Szwecja, w tym również Jagiellonowie, bo Erykowi zależało na udowodnieniu całemu światu, iż monarchia szwedzka dorównuje wszystkim w Europie. On też jako pierwszy zaczął stosować numer porządkowy, a na tę decyzję miała oczywiście wpływ lektura dzieła Magnusa. I wcale nie miał zamiaru przyglądać się bezczynnie poczynaniom Jana, który jako książę Finlandii zaczął powoli wybijać się na niezależność.

Jan i Katarzyna

Młody król, chcąc umocnić swoją władzę, przeforsował w Riksdagu ustawę uprawniającą go do bezpośredniego zwierzchnictwa nad księstwami formalnie wchodzącymi w skład jego monarchii. Jan złożył na dokumencie podpis, mimo że w skrytości ducha marzył o samodzielności i niezależności, ale nie mógł sobie pozwolić na konflikt z królewskim bratem, bo postanowił się ożenić. Wprawdzie kochał szczerze swoją metresę i był jej wierny, ale jako realista wiedział, że nie może jej poślubić. Małżonki, a przede wszystkim matki dla swoich dzieci, musiał poszukać w gronie księżniczek krwi, a zresztą miał już upatrzoną kandydatkę – najmłodszą siostrę Zygmunta Augusta – Katarzynę Jagiellonkę. Wprawdzie nie widział jej nigdy na oczy, ale wiedział od posłów przebywających na polskim dworze, że jest znacznie ładniejsza od swojej starszej siostry Anny. Siejące rutę i mocno już posunięte w latach królewny (Katarzyna od księcia była starsza o jedenaście, a jej siostra o czternaście lat) były dość łakomym kąskiem dla wielu europejskich władców i ich synów – starszy brat Anny i Katarzyny, władający potężnym państwem, tkwiący w bezdzietnym małżeństwie z niekochaną żoną, nie doczekał się męskiego potomka i to nawet z nieprawego łoża i nic nie wskazywało na to, by cokolwiek w tym względzie miało ulec zmianie. W takiej sytuacji każdy, kto poślubiłby którąkolwiek z królewskich sióstr, miałby szansę na koronę Rzeczpospolitej, jak również mógłby przejąć odziedziczone przez nie bogactwa po królowej Bonie. Wśród adoratorów panien znalazł się nawet car Wszechrusi Iwan IV Groźny, ale ponieważ władca nie zamierzał kupować kota w worku, wysłał na wileński dwór, gdzie wówczas przebywały obie Jagiellonki, posłów z zadaniem przyjrzenia się obu kandydatkom na małżonkę cara. Zygmunt zamierzał wydać za władcę starszą Annę, ale ponieważ zdawał sobie sprawę, iż królewna nie grzeszy urodą, nie pozwolił na bezpośrednie spotkanie posła z Jagiellonką. Pozwolono mu natomiast zajrzeć przez okienko do komnaty, gdzie obie siostry przędły kądziel, w dodatku przy dość słabym oświetleniu, w którym starsza z nich wyglądała młodziej i korzystniej. Carski wysłannik miał jednak sokoli wzrok i szybko się zorientował, która z panien jest ładniejsza. A w przypadku Iwana uroda narzeczonej odgrywała niemałą rolę i gdyby poseł rozpoczął w jego imieniu rokowania o rękę nieatrakcyjnej Anny, mógłby zapłacić za to głową. Poprosił zatem w imieniu swego pana o rękę Katarzyny. Zygmunt jednak odmówił, a w zasadzie zbył propozycję wymownym milczeniem. Przyglądając się losom kolejnych małżonek Iwana, trzeba przyznać, że dobrze się stało, ale car nigdy nie zapomniał owej zniewagi.

Jagiellon z pewnością znacznie przychylniej patrzył na możliwość skoligacenia się z Wazami, którzy wprawdzie ledwo okrzepli na tronie, ale liczył na sojusz ze Szwecją w ewentualnym konflikcie z Moskwą i możliwość dostępu do szwedzkich rud żelaza, stanowiących jedno z najważniejszych źródeł dochodu skarbca szwedzkiego. Ponieważ jednak upierał się, żeby nie wydawać Katarzyny przed starszą Anną, a Jan był zdecydowany poślubić młodszą królewnę, nakłonił on swojego młodszego brata Magnusa, by uderzył w konkury do starszej z królewskich sióstr. Eryk, wymusiwszy na bracie podpis na wspomnianym wyżej dokumencie, przychylnie patrzył na jego matrymonialne plany, co więcej, gratulował mu nawet spadku, który przypadnie jemu i jego dzieciom po bezpotomnej śmierci Jagiellona. Jan, zaopatrzony w braterską zgodę, latem 1562 roku wyruszył do Polski celem sfinalizowania sprawy jego małżeństwa. Z Zygmuntem Augustem spotkał się we wrześniu w litewskim Kownie, tam bowiem przebywał wówczas królewski dwór, ale w trakcie owego spotkania, niczego konkretnego nie ustalono, ponownie pojawiła się bowiem kwestia starszeństwa sióstr. Tak się pechowo dla Anny złożyło, że Magnus na rozkaz swego królewskiego brata zrezygnował z konkurów, a Zygmunt był nieugięty i nie chciał wydać młodszej królewny przed starszą, pomimo że namawiali go do tego jego doradcy. Jeden z najbardziej wpływowych ludzi na dworze, sekretarz koronny ksiądz Piotr Myszkowski, przywoływał przykład Habsburgów, którzy aranżując małżeństwa córek, czasem pomijali względy starszeństwa. Królowi zwracano uwagę na ewentualność przejęcia w przyszłości przez męża Katarzyny władzy w Szwecji i korzyści płynące z sojuszu z tym krajem, które sprawiłyby, iż „pruska ziemia i miasta nad morzem w kleszcze ujęte były, a król duński ciszej by siedział, niż teraz siedzi”[3]. Moskwa natomiast zostałaby odcięta od duńskich dostaw broni do opanowanej przez Iwana Groźnego Narwy. Zygmunt jednak był głuchy na nawet najrozsądniejsze argumenty i zapewne wytrwałby w tym uporze do końca życia, gdyby do zmiany zdania nie przekonała go ostatecznie sama królewna Anna, rezygnując z prawa pierwszeństwa do zamęścia i ustępując młodszej siostrze. Kochająca ją szczerze Katarzyna wprawdzie oponowała i gotowa była nawet dalej trwać w panieńskim stanie, aby nie krzywdzić starszej siostry, ale Anna przekonała ją ostatecznie do zmiany zdania. Zapewne wylała niemało łez, opłakując stratę niegdysiejszego konkurenta, ale szczerze mówiąc, Magnus nie był najlepszym kandydatem na męża, cierpiał bowiem na chorobę umysłową, której pierwsze objawy zaobserwowano u niego w 1563 roku. Stopniowo pogrążał się w szaleństwie, aż w końcu został odsunięty od władzy na przyznanych mu przez zmarłego ojca włościach i umieszczony pod strażą w jednym z zamków. A trzeba było mieć na niego baczenie, bowiem jego choroba zagrażała poważnie jego bezpieczeństwu i życiu: pewnego dnia „ujrzał” w zamkowej fosie piękną syrenę i urzeczony jej urodą, skoczył do wody wprost z okna swojej komnaty. Ledwo go odratowano.

Zanim Jan sfinalizował sprawy małżeństwa, z bólem serca odprawił swą kilkuletnią towarzyszkę życia, Karin Hansdotter. Swojej „wiernej sługi”, jak oficjalnie tytułował ją w dokumentach, nie zostawił jednak z niczym: nie dość, że podarował jej kilka doskonale prosperujących, bogatych gospodarstw, to jeszcze wydał ją za mąż za swojego przyjaciela, zamożnego szambelana, Klasa Anderssona Westgöte’a. Dwoje ze starszych dzieci Karin i Jana miało pozostawać przy swoim biologicznym ojcu, natomiast dwoje młodszych opuściło dwór razem z matką. Jan zresztą interesował się wszystkimi swoimi potomkami, jak również losem samej Karin.

Ślub Katarzyny i Jana odbył się, jak wiadomo, 4 października 1562 roku. Ku radości szwedzkiego księcia i samej królewny Zygmunt August obiecał siostrze wspaniały posag, ale w tym przypadku na obietnicach się skończyło i małżonkowie nigdy nie zobaczyli nawet złamanego grosza z przyrzeczonego majątku. Za to władca nie szczędził pieniędzy na wspaniałą wyprawę, którą królewna miała wywieźć do Finlandii – same tylko klejnoty wchodzące w jej skład były warte 100 tysięcy złotych, a przecież w skrzyniach wieziono także szaty, bieliznę, kobierce i zastawę stołową. Jagiellonce przydzielono również służbę, która miała pozostać z nią w Åbo, w skład której wchodziło aż 59 osób, w tym także dwie karliczki Baśka i Dorota, zwana Dośką, której, jak się przekonamy, przypadła znacznie ważniejsza rola niż tylko zabawianie swojej pani.

Katarzyna miała dość czasu na pożegnanie się z ojczystym krajem oraz ukochaną siostrą, bowiem zanim młoda para wyruszyła w drogę, trzeba było ustalić najbezpieczniejszą trasę. Najprościej byłoby udać się do Gdańska i wsiąść tam na płynący do Finlandii okręt, ale Bałtyk o tej porze roku nie nadawał się do żeglugi. Tymczasem na dwór wileński dotarły niepokojące wieści o poczynaniach cara Iwana, który wysłał pięciotysięczny pułk z zadaniem porwania Jagiellonki podczas jej ewentualnej podróży przez Estonię i przywiezienia jej na Kreml, dlatego ostatecznie zdecydowano się jechać przez Inflanty.

Katarzyna czule pożegnała się z królewną Anną, która robiła dobrą minę do złej gry, bo wprawdzie cieszyło ją szczęście młodszej siostry, ale jednocześnie ubolewała nad własnym losem. A widział to każdy, kto zdążył ją bliżej poznać, tak jak chociażby szpieg Albrechta Hohenzollerna, oficjalnie zatrudniony na stanowisku sekretarza jednego z dworzan Zygmunta Augusta, który donosił swojemu mocodawcy o niezadowoleniu królewny. Możemy podejrzewać, że nieszczęsna Anna naprawdę cierpiała, czuła się jak nikomu niepotrzebna rzecz, a widmo staropanieństwa było coraz bardziej realne. Potem jeszcze niejeden raz będzie wyrzucała swojemu starszemu bratu, że nie wydał jej w stosownym czasie za mąż. Cała ta sytuacja odbiła się niekorzystnie na charakterze królewny, która z biegiem lat robiła się coraz bardziej nieprzyjemna dla otoczenia, popadając w dewocję i hipochondrię. Mieszkała głównie na zamku w Warszawie, otoczona służbą, a Zygmunt odwiedzał ją tylko po to, by wybrać sobie kolejną kochankę z fraucymeru królewny, a ponieważ Anna potępiała jego rozwiązłość, nierzadko uciekał się przy tym do podstępu. Uprzyjemnił jej życie także w inny sposób, sprowadzając na zamek swoją kochankę, kobietę z gminu, Barbarę Giżankę, a nieszczęsna Anna musiała słuchać odgłosów miłosnych igraszek, gdyż ściany w ówczesnym warszawskim zamku były wyjątkowo cienkie.

Pociechę znajdowała w modlitwie i korespondencji z siostrami, Zofią, księżną brunszwicką i Katarzyną, żywo interesując się ich losem. I nawet nie przypuszczała, że jeszcze przyjdzie jej nie tylko wyjść za mąż, lecz także odegrać niebagatelną rolę zarówno w dziejach Rzeczpospolitej, jak i w życiu syna Katarzyny, Zygmunta. Ale na swoje pięć minut musiała jeszcze poczekać.

Królewicz Zygmunt Waza, przyszły król Polski (mal. Johan Baptista van Uther, 1585-1586)

ROZDZIAŁ 2
Zygmunta Wazydroga na tronRzeczpospolitej
Urodzony w niewoli

Młoda para w drodze do Finlandii przeżyła niemało niebezpiecznych przygód. Już podczas pierwszego noclegu jacyś nieznani sprawcy zamordowali ulubionego kucharza królewny, a dalej, w Parnawie, obrabowali ich wałęsający się żołnierze Eryka XIV, którzy wprawdzie nie połaszczyli się na wyprawę Jagiellonki, prawdopodobnie nie zdając sobie nawet sprawy, jakie skarby kryją się w skrzyniach, ale zabrali niemal wszystkie konie. W efekcie członkowie orszaku, poza parą książęcą jadącą na naprędce zmontowanych, prowizorycznych saniach, musieli iść aż do Rewla piechotą. W dodatku cały czas wisiało nad nimi widmo ataku ze strony ludzi wysłanych przez dyszącego żądzą zemsty Iwana. Na szczęście wszyscy cali i zdrowi w Wigilię 1562 roku bezpiecznie dotarli do miejsca przeznaczenia.