Elżbieta I - Iwona Kienzler - ebook + audiobook + książka

Elżbieta I ebook i audiobook

Kienzler Iwona

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Panowanie Elżbiety I wyznaczyło jeden z najświetniejszych okresów w historii Anglii. Narodziny przyszłej królowej rozczarowały jej ojca Henryka VIII, który pragnął męskiego potomka i nigdy się nie spodziewał, że jego córka będzie wybitną władczynią. Jej matka Anna Boleyn została stracona na szafocie, a droga samej Elżbiety na tron okazała się wyjątkowo trudna.

 

Doskonale wykształcona, władająca kilkoma językami, zadziwiła niejednego zagranicznego dyplomatę. Charyzmą i intelektem uwodziła dosłownie wszystkich, niezależnie od płci. Nigdy nie wyszła za mąż, kreowała się na dziewicę, chociaż w jej alkowie gościli liczni adoratorzy.

 

Najnowsza książka Iwony Kienzler, autorki bestsellerowych biografii historycznych, opowiada o życiu prywatnym tej fascynującej i pełnej sprzeczności władczyni. Poznajmy zatem bliżej Elżbietę I Tudor, nietuzinkową królową, która poważyła się władać Anglią na własnych zasadach. Potomni nadali jej przydomek „Wielka”, na który monarchini w pełni zasłużyła.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 373

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 16 min

Lektor: Elżbieta Kijowska
Oceny
4,1 (30 ocen)
13
8
9
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WARSZAWA 2023

© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2023

Konsultacja: Sylwia Łapka-Gołębiowska

Redaktor prowadząca: Ewa Kubiak

Redakcja: Katarzyna Smardzewska

Korekta: Ewa Popielarz

Skład: Igor Nowaczyk

Projekt okładki: Magdalena Wójcik

Retusz zdjęcia okładkowego: Katarzyna Stachacz

Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska

Zdjęcia na okładce i źródła ilustracji: Wikimedia Commons, domena publiczna

Zdjęcie autorki: © Maciej Zienkiewicz Photography

Producenci wydawniczy:

Anna Laskowska, Magdalena Wójcik, Wojciech Jannasz

Wydawca: Marek Jannasz

Lira Publishing Sp. z o.o.

al. J.Ch. Szucha 11 lok. 30, 00-580 Warszawa

www.wydawnictwolira.pl

Lira Publishing Sp. z o.o.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2023

ISBN: 978-83-67915-21-2 (EPUB); 978-83-67915-22-9 (MOBI)

Wydawnictwa Lira szukaj też na:

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Na tron Anglii szans nie miała,

rywalki swe pokonała –

jej skroń korona zwieńczyła,

z dumą lata ją nosiła.

Potomni „Wielką” ją zwali,

Hiszpanie zaś jej się bali.

Elżbiety teatr był ważnym dziełem,

zostawiła po sobie tak wiele.

Swój los świadomie wybrała,

dziewicą zwać się kazała,

choć wielu kochanków miała,

za mąż wychodzić nie chciała.

Potęgę Anglii stworzyła,

potomka nie urodziła.

Jakub dwa państwa połączy –

jako król Anglii i Szkocji.

Wstęp

Czas panowania Elżbiety I to bez wątpienia jeden z najświetniejszych okresów w dziejach Anglii, a ona sama – obok jej ojca Henryka VIII i żyjącej na przełomie XX i XXI wieku swojej imienniczki Elżbiety II – jest najbardziej znaną angielską władczynią. Wymienia się ją jednym tchem nie tylko obok innych kobiet panujących, którym dane było zapisać piękną kartę w historii swoich państw, lecz także wśród wybitnych mężczyzn zasiadających na tronie w przeszłości. I pomyśleć, że jej narodziny były jednym wielkim rozczarowaniem dla Henryka VIII oraz oznaczały kres świetności Anny Boleyn, jako że pośrednio przyczyniły się do jej tragicznego końca. Obsesyjnie pragnący syna – następcy tronu – monarcha z dynastii Tudorów nawet nie przypuszczał, że ta mała rudowłosa dziewczynka kiedyś zasiądzie na tronie i uczyni Anglię wielkim mocarstwem. A przy tym jako jedyna z dynastii Tudorów zasłuży na nadany jej przez potomnych przydomek „Wielka”. Wkrótce zresztą Henryk VIII pozbawił ją szans na koronę: uznał ją za dziecko z nieprawego łoża, a zarazem usunął z linii sukcesji. Wprawdzie Elżbieta ostatecznie została koronowaną władczynią, ale jej droga na tron była wyjątkowo wyboista i często naznaczona cierpieniem, natomiast jej bujne życie stało się kanwą wielu powieści, sztuk teatralnych oraz filmów. A jednak jej osoba i dzieje przedstawione w tych utworach to raczej jedynie wizje stworzone w wyobraźni artystów. Ostatnia władczyni z dynastii Tudorów jest bardzo złożoną postacią, którą trudno jednoznacznie ocenić i która nadal skrywa niejeden sekret.

Bez wątpienia na osobowość Elżbiety miały wpływ jej niełatwe dzieciństwo i trudne doświadczenia z młodości, ale także późniejsza pozycja władczyni rosnącego w potęgę państwa. Królewska władza, jaka stała się jej udziałem, generowała przecież różnego rodzaju problemy, z którymi musiała się mierzyć na co dzień. A łatwo nie miała – kiedy zasiadła na tronie, była młodą, dwudziestoletnią kobietą, w dodatku uznawaną przez wielu za dziecko z nieprawego łoża. Pomimo uderzającego podobieństwa do Henryka VIII nie wszyscy widzieli w niej jego prawowitą sukcesorkę. Dodatkowy problem stanowiła jej niewytłumaczalna niechęć do małżeństwa i macierzyństwa, która nie opuściła Elżbiety do końca życia, pomimo że kandydatów do jej ręki nie brakowało. A tymczasem królowa chciała panować samodzielnie, posiłkując się umiejętnie przez siebie stworzonym i starannie pielęgnowanym wizerunkiem królowej dziewicy, do czego niewątpliwie zainspirował ją, odrzucony przez Kościół anglikański, kult maryjny.

Historycy od dawna głowią się nad przyczyną takiego stanu rzeczy i upartego trwania Elżbiety w panieńskim stanie. Zagadką jest również to, czy naprawdę – jak głosił oficjalny przekaz – przez całe życie zachowywała cnotę i umarła jako dziewica, czy była to jedynie jej teatralna kreacja na użytek maluczkich. Wszak władczyni, za której czasów rozkwitł teatr i tworzył sam Szekspir, kochała dramaty sceniczne i komedie, a nawet sama na co dzień kreowała nieco teatralną rzeczywistość. Wydarzenia na jej dworze były istnym spektaklem próżności – dworzanie płci obojga zabiegali o względy swojej władczyni i naśladowali ją w niemal każdym aspekcie, począwszy od ubioru, a na codziennych zwyczajach skończywszy. Ona sama zaś bywała równie niedostępna, co bezpośrednia, zależnie od własnego kaprysu. Swoim poddanym prezentowała się w pięknych, ozdobionych złotem i klejnotami szatach. Wówczas, jak ujął to jeden z zagranicznych dyplomatów: „wyglądała jak boginie na malunkach”. Kiedy było trzeba, potrafiła jednak zejść z piedestału, bowiem po swoim ojcu odziedziczyła talent do zdobywania przychylności ludzi i sympatii każdego, z kim dane jej było się zetknąć.

Charyzmą i intelektem uwodziła dosłownie wszystkich, niezależnie od płci. Doskonale wykształcona, władająca kilkoma językami, zadziwiła niejednego zagranicznego dyplomatę, a nawet wielu uczonych. Imponowała swoją rozległą wiedzą i znajomością pism filozoficznych, literatury pięknej, a nawet zagadnień ekonomicznych oraz wojskowych. Słynęła z zamiłowania do pięknych strojów i z wybuchowego charakteru, a kiedy wpadała w złość, nie tylko klęła jak szewc, obrzucając tego, kto ją wyprowadził z równowagi, stekiem sążnistych obelg, ale też nie stroniła od rękoczynów. A potem budziła zachwyt, pląsając w galiardzie – tańcu wymagającym niemałej sprawności fizycznej i eleganckich ruchów. Mówiono, iż brakuje jej kobiecego wdzięku, jakim emanowała jej rywalka do tronu Maria Stuart, ale Elżbieta nigdy nie narzekała na brak wielbicieli. Nie była przy tym pozbawiona kobiecej próżności. Głośno domagała się komplementów, i to wyszukanych, bo tylko takie sprawiały jej przyjemność, a dla urody i zatrzymania przemijającej młodości gotowa była ryzykować własnym zdrowiem. W polityce zawsze kierowała się zimnym wyrachowaniem, uporem i realizmem, choć – jeżeli tylko zaszła taka potrzeba – posługiwała się też obłudą i kłamstwem, a czasem uciekała się do typowo kobiecych sposobów przekonywania, a więc uwodziła i kokietowała.

Jeszcze za życia wielu podawało w wątpliwość dziewictwo królowej, którym ta się chlubiła. W jej otoczeniu nie brakowało przystojnych mężczyzn, z czasem coraz młodszych od niej, a monarchini nie tylko okazywała im swoje względy, obsypując ich tytułami i bogatymi nadaniami, ale nadawała im też pieszczotliwe przydomki oraz... publicznie się z nimi pieściła, budząc konsternację otoczenia. Kilku z nich, w tym uznawany za miłość życia Elżbiety Robert Dudley, miało nieograniczony wstęp do jej prywatnych apartamentów, w których spędzali razem nawet całe noce, narażając na szwank reputację władczyni. Nic dziwnego, że jej wrogowie mawiali, iż nie dość, że królowa nie żyje w dziewiczym stanie, to jeszcze uprawia seks z całą hordą mężczyzn. Niejednokrotnie bywała posądzana o urodzenie w tajemnicy dziecka, a w Hiszpanii pojawił się nawet młodzieniec podający się za nieślubnego syna królowej – rzekomy owoc jej związku z Dudleyem.

Niniejsza publikacja opowiada o prywatnym życiu tej fascynującej i pełnej sprzeczności władczyni, począwszy od jej trudnego dzieciństwa, naznaczonego tragedią jej matki – nieszczęsnej Anny Boleyn – poprzez najeżoną przeszkodami drogę do tronu i niełatwe panowanie kobiety, która uparła się, by iść przez życie samotnie. Książka nie koncentruje się na prowadzonej przez Elżbietę polityce ani na jej roli w budowaniu podwalin przyszłego Imperium Brytyjskiego, chociaż jej zasługi na tym polu są bezsporne. Wszak epoka elżbietańska nie na darmo jest nazywana złotym wiekiem w historii Anglii – był to przecież czas, kiedy państwo to stało się potęgą ekonomiczną i morską, kiedy rozkwitła angielska kultura i sztuka, a także utrwalona została protestancka odrębność kraju. Na kartach tej publikacji znajdzie się za to opowieść zarówno o samej Elżbiecie, jak i o ludziach z jej otoczenia: rodzicach, opiekunach, nauczycielach i przyjaciołach, jak również o mężczyznach jej życia. Nie poznamy jednak prawdziwej natury relacji łączących ją z poszczególnymi faworytami – wbrew pozorom równie prawdopodobne jest, że byli tylko jej ulubieńcami, jak to, że gościli regularnie w jej alkowie. Problem polega bowiem na tym, że zarówno sama królowa, jak i jej domniemani kochankowie zabrali tę tajemnicę do grobu.

Poznajmy zatem bliżej Elżbietę I Tudor – nietuzinkową królową, która poważyła się władać państwem na własnych zasadach i o której papież Sykstus V powiedział: „To tylko kobieta, władczyni zaledwie połowy jednej wyspy, a jednak sprawia, że boi się jej Hiszpania, Francja i cesarstwo”[1].

Portret księżniczki Elżbiety I pędzla Williama Scrotsa, ok. 1546–1547 r.

Rozdział 1
Nieprzydatna córka
Czarnowłosa Wenus

Dziewiętnastego maja 1536 roku Londynem wstrząsnął huk wystrzału armatniego, oddanego z murów Tower. Dla wielu był to widomy sygnał Bożej sprawiedliwości: Anna Boleyn, znienawidzona przez zdecydowaną większość poddanych druga żona władającego ówczesną Anglią króla Henryka VIII Tudora, straciła życie na szafocie, ścięta wprawną ręką sprowadzonego na tę okazję mistrza katowskiego rzemiosła z Calais. W opinii wielu wiarołomna kobieta, która dopuściła się zdrady małżeńskiej, i to z niejednym mężczyzną, zasłużyła na swój los. Grozy sytuacji dopełniały pogłoski, jakoby Anna była czarownicą i przed laty opętała monarchę swymi tajemnymi praktykami. Jak inaczej bowiem wytłumaczyć fakt, iż nie tylko uwiodła króla – co nie było specjalnym wyczynem, bo Henryk miał słabość do kobiet – ale sprawiła też, że doprowadził on do unieważnienia małżeństwa z poprzednią żoną Katarzyną Aragońską, pojął za żonę kochankę, a potem ją koronował? To zresztą nie wszystkie przewiny nieszczęsnej Anny. Król, nie mogąc uzyskać unieważnienia małżeństwa, dopuścił się bowiem rzeczy niebywałej – zerwał z Kościołem rzymskokatolickim i ustanowił Kościół anglikański, całkowicie niezależny od papiestwa, ale podporządkowany świeckiemu władcy Anglii. Ofiarą jego poczynań padła też, kochana przez poddanych, a zarazem słynąca z pobożności, dobroci i łagodności, jego pierwsza żona, wspomniana Katarzyna Aragońska. Oddalona królowa, która uparcie używała tego tytułu i do końca uważała się za prawowitą żonę Henryka VIII, do śmierci żyła w samotności i biedzie, pozbawiona kontaktu nawet z własną córką Marią, będącą jedynym dzieckiem jej i króla, któremu dane było dożyć wieku dorosłego. Kiedy mistrz z Calais sprawnym i szybkim cięciem pozbawił jej rywalkę głowy, Katarzyny nie było już wśród żywych – zmarła 7 stycznia 1536 roku.

Mówiono, jakoby w czasie jutrzni w przeddzień egzekucji Anny gromnice przy grobie jej poprzedniczki u boku Henryka VIII samorzutnie zapłonęły, by – również bez udziału ludzkiego – zgasnąć podczas Deo gratias. Zdaniem wielu był to znak tego, że los uzurpatorki, jaką w oczach licznych poddanych była stracona w Tower królowa, okazał się zgodny z wolą boską. Dowodem na to, że Anna parała się magią, była natomiast ogromna liczba zajęcy, które zaobserwowano w całej Anglii w dniu egzekucji. A były to zwierzęta, które – podobnie jak koty – od wieków uznawano za atrybut czarownic.

Wystrzał armatni obwieszczający śmierć nieszczęsnej Anny nikogo nie ucieszył tak bardzo jak króla, który znalazł już szczęście w ramionach cnotliwej panny Jane Seymour, w polskiej historiografii występującej często jako Joanna. Zresztą zaręczył się z nią zaledwie tydzień po egzekucji swojej poprzedniej żony, by poślubić ją już 30 maja 1536 roku. Kwestia „czarownicy Anny” nie zaprzątała mu więcej głowy, nie zatroszczył się nawet o godny pochówek swojej straconej małżonki ani o dostarczenie do Tower trumny, w której można by ją pochować. Wierne damy dworu starannie owinęły odciętą głowę swojej pani w białe płótno, które bardzo szybko zaczerwieniło się od krwi, a ciało skazanej złożono w zwyczajnej skrzynce – takiej, do jakich dawniej pakowano łuki z arsenału w Tower, przeznaczone do wysyłki do Irlandii. Ponieważ skrzynia była stanowczo zbyt krótka, by zmieściło się w niej całe ciało nieboszczki, jej odciętą głowę wciśnięto pod ramię, a następnie tę prowizoryczną trumnę zabito gwoździami i złożono w kaplicy św. Piotra w Okowach (The Chapel Royal of St Peter ad Vincula). Doprawdy żałosny był ów koniec życia kobiety, którą niegdyś zwano najszczęśliwszą.

Określano ją tak nie bez przyczyny – Anna wydawała się przez długi czas pupilką losu. Miała wszystko: urodę, ponadprzeciętną inteligencję, doskonałe wykształcenie i miłość króla, która wyniosła ją na szczyty. Wprawdzie Boleynowie zrobili iście zawrotną karierę, ale w słowach apologizujących drugą żonę Henryka VIII, głoszących, iż wywodzi się ona „z prawdziwej, szlachetnej i znakomitej wręcz królewskiej krwi”[1], było jednak sporo przesady. Monarsza krew faktycznie płynęła w żyłach panny Boleyn, lecz wyłącznie za sprawą jej matki Elżbiety Howard, która wywodziła się od Edwarda I, panującego w latach 1272–1307, i jego drugiej żony – Małgorzaty Francuskiej. O ile rodowód Anny po kądzieli mógł stanowić przedmiot jej dumy, o tyle w przypadku przodków jej ojca nie było się już czym pochwalić. Jej pradziad po mieczu Geoffrey Boleyn był zwyczajnym bławatnikiem, czyli kupcem handlującym kosztownymi tkaninami, aczkolwiek według niektórych źródeł miał być czapnikiem, a więc rzemieślnikiem produkującym nakrycia głowy. Dzięki wrodzonemu sprytowi i smykałce do interesów dorobił się na swojej działalności fortuny, która umożliwiła mu zakup Blickling Hall w Norfolk oraz Hever Castle w Kent. Kolejni potomkowie przedsiębiorczego kupca brali sobie żony z wyższych sfer, dzięki czemu wspinali się po szczeblach drabiny społecznej. Dotyczy to także ojca Anny, Tomasza Boleyn, który około 1500 roku poślubił wspomnianą Elżbietę Howard, najstarszą córkę Tomasza Howarda, hrabiego Surrey. Doczekał się z nią sześciorga dzieci, ale wieku dojrzałego dożyło jedynie troje: dwie córki, Maria i Anna, oraz syn George, przy czym przyszła królowa była druga pod względem starszeństwa. Historycy nie są zgodni w kwestii dokładnej daty przyjścia na świat matki Elżbiety I. Według jednych Anna urodziła się w 1501 roku, inni natomiast wskazują na rok 1507. Ci, którzy optują za tą drugą datą, opierają się na wspomnieniach damy dworu królowej Marii Tudor – nazwiskiem Jane Dormer. Wprawdzie dwórka nie mogła znać samej Anny, bowiem przyszła na świat dopiero dwa lata po śmierci nieszczęsnej królowej, ale jako osoba obracająca się w kręgu znajomych najstarszej córki Henryka VIII miała dostęp do informacji związanych zarówno z samym władcą, jak i z jego rodziną. Z relacji Jane wynika, iż żona monarchy w chwili śmierci na szafocie miała skończone dwadzieścia dziewięć lat, musiała zatem urodzić się w 1507 roku. Kolejnym argumentem jest łaciński napis umieszczony na portrecie Anny, znajdującym się niegdyś w rodowej posiadłości Boleynów Blickling Hall: Anna Bolena hic nata 1507, czyli: „Anna Boleyn urodzona tutaj w 1507”. Ten sam rok widnieje w biografii jej córki – królowej Elżbiety I – pióra Williama Camdena, angielskiego antykwariusza, topografa i historyka żyjącego na przełomie XVI i XVII stulecia, który zapewne miał wgląd w listy, relacje i dokumenty niezachowane do naszych czasów.

Równie mocne argumenty mają zwolennicy tezy, że Anna Boleyn urodziła się o sześć lat wcześniej. Do dowodów mających poprzeć to twierdzenie należy chociażby list Tomasza Boleyna, w którym pisze on, iż jego żona każdego roku rodziła mu dziecko. Ponieważ znamy datę jego ślubu z Elżbietą Howard, historycy przyjmują, iż najstarsza z ich potomstwa, Maria, przyszła na świat rok później. W 1500 lub 1501 roku urodziła się Anna, w kolejnych latach Elżbieta Boleyn powiła dwóch synów, którzy nie przeżyli dzieciństwa, a w 1504 roku ostatniego syna i najmłodsze dziecko – George’a, który podobnie jak jego dwie starsze siostry dożył wieku dojrzałego. Do naszych czasów zachował się także list pisany ręką Anny Boleyn w 1514 roku i adresowany do jej ojca. Zdaniem wielu styl i charakter pisma wskazują, iż jego autorka musiała mieć co najmniej trzynaście lub piętnaście lat, co z kolei sugeruje, iż matka Elżbiety I przyszła na świat w 1500 lub 1501 roku. Ponadto, kiedy chwyciła za pióro, była już dwórką księżnej Małgorzaty Habsburg, do której trafiła – ten fakt jest dość dobrze udokumentowany – w 1513 roku. Wiemy także, że minimalny wiek dziewcząt przyjmowanych na dwór księżnej wynosił dwanaście lat, stąd wniosek, że Anna musiała przyjść na świat najpóźniej w 1501 roku. Jest to dość mocny argument, ale bynajmniej nie rozwiązuje on tej kwestii, bowiem skądinąd wiadomo, że Małgorzata nazywała przyszłą żonę Henryka VIII la petite Boulain, czyli „mała Boleyn”, co wskazywałoby na to, iż dziewczynka była młodsza niż inne damy dworu, więc mogła nie mieć jeszcze dwunastu lat.

W biografiach Anny, jej męża i córki spotkać można zatem różne daty urodzin. I tak: biograf Tudora – Albert Frederick Pollard – twierdzi, że druga żona króla urodziła się w 1507 roku. Amy Licence w swojej publikacji Historie kobiet Henryka VIII. Sześć żon i wiele kochanek opowiada się za rokiem 1501. Antonia Fraser uważa, że druga żona króla urodziła się na przełomie 1500 i 1501 roku, a w biogramie matki Elżbiety I zamieszczonym w popularnej Wikipedii znajdziemy tę drugą datę. Natomiast w anglojęzycznej wersji wspomnianej internetowej encyklopedii widnieje informacja, iż Anna urodziła się około 1501 lub 1507 roku.

Jak przystało na pannę z dobrego domu, Anna otrzymała staranne wykształcenie, typowe dla renesansowych panien – nie tylko nauczono ją czytać i pisać, lecz także poznała arytmetykę, uczyła się historii własnego rodu i państwa, w którym przyszło jej żyć. Ponieważ przeznaczeniem obu panien Boleyn było zostanie żonami, matkami i paniami domu, ich edukacja obejmowała też wyszywanie, szycie, zarządzanie gospodarstwem domowym oraz naukę dobrych manier, tańca, muzyki i śpiewu, jak również modnych wówczas gier towarzyskich, którymi umilano sobie wieczory – w tym gier w karty, szachy czy kości. Dobrze wychowana młoda dama musiała radzić sobie w siodle i na polowaniu, dlatego dziewczęta uczono nie tylko jazdy konnej, ale także strzelania z łuku do zwierząt na łowach i niełatwej sztuki polowania z sokołem. Wydaje się, że pod względem inteligencji i zdolności do nauki Anna znacznie przewyższała swoją starszą, a zdaniem wielu bardziej urodziwą, siostrę. Bez wątpienia odziedziczyła upór i ambicję po swoim ojcu Tomaszu, który robił wręcz zawrotną karierę w dyplomacji. Zawdzięczał to zdolnościom lingwistycznym, dzięki którym władał biegle kilkoma językami, czym wzbudzał podziw sobie współczesnych. Był też niebywale inteligentny i miał wrodzony talent do dyplomacji, a przy tym cechowało go obycie towarzyskie. Jego dodatkowy atut stanowiła niebywała pracowitość oraz – rzadka w owych czasach – odporność na przekupstwo. Słynął wprawdzie z wielkiego skąpstwa, ale w przypadku posła działającego na zagranicznych dworach była to wielka zaleta, wszak jako człowiek mający wstręt do szastania pieniędzmi nie był też skłonny do nadmiernych wydatków z królewskiej kasy. Zresztą Boleyn wywiązywał się znakomicie z powierzonych mu misji i zadań, czym zyskał zaufanie króla.

Jak już wspomniano, w 1513 roku Anna została wysłana do Mechelen, na dwór Małgorzaty Habsburg, księżnej Sabaudii i namiestniczki Niderlandów, gdzie z miejsca zdobyła sympatię swojej chlebodawczyni. Księżna była tak zachwycona manierami młodziutkiej Angielki, że nawet napisała do jej ojca list, w którym gratulowała mu dobrze ułożonej córki. W Mechelen panna Boleyn przebywała niespełna rok, by z woli ojca przenieść się do Francji, gdzie przebywała już jej starsza siostra Maria. Dziewczyna trafiła tam do orszaku dwórek Marii Tudor, która 9 października 1514 roku wyszła za ówczesnego króla Francji Ludwika XII. Nie tworzyli dobranego związku, bowiem monarcha liczył trzydzieści cztery lata więcej niż jego wybranka i trudno byłoby go uznać za przystojniaka, był bowiem – jak to określiła jego młoda żona – „dziobaty”. Na szczęście dla urodziwej Marii uwolnił ją od swojej osoby już trzy miesiące po ślubie, umierając 1 stycznia 1515 roku. Plotkowano, że przyczyną zgonu monarchy była jego nadmierna gorliwość w wywiązywaniu się z obowiązków małżeńskich i dążeniu do zaspokojenia młodziutkiej żony. Owdowiała Maria, której serce od dawna biło dla zaprzyjaźnionego z Henrykiem VIII Charlesa Brandona, księcia Suffolk, z ulgą opuściła Francję. A wraz z nią wyjechała starsza z sióstr Boleyn, wywożąc ze sobą bardzo, ale to bardzo nadszarpniętą reputację. Trzpiotowata Maria Boleyn szybko uległa zepsutej atmosferze francuskiego dworu, na którym, jak pisał Pierre Brantôme, rzadko zdarzało się, aby „panna lub mężatka zachowała cnotę”. Jeżeli wierzyć świadectwom z epoki, z rozpustnych obyczajów słynęły zwłaszcza Angielki, a starsza z córek Tomasza Boleyna nie stanowiła wyjątku od tej reguły. Zresztą Franciszek I, któremu przyszło objąć tron po zmarłym Ludwiku XII, nazywał ją „angielską klaczą”, której chętnie dosiadał. Tymczasem Anna została we Francji, by dołączyć do fraucymeru żony nowego króla, słynącej ze skromności i pobożności królowej Klaudii.

Carolly Erickson, opierając się na relacjach z epoki i kierując się ówcześnie obowiązującymi kanonami piękna, twierdzi, iż Anna pozornie nie miała nawet cienia szansy na zrobienie oszałamiającej kariery na dworze, zwłaszcza w otoczeniu takiego konesera wdzięków niewieścich, jakim był Franciszek I. Co więcej, gdyby jej ojciec nie cechował się tak wielką ambicją, prawdopodobnie wylądowałaby w klasztorze, gdyż – jak zauważa jej biografka – dziewczyna „z jej skazami i brzydką karnacją miała wszelkie dane po temu, żeby wieść nobliwy żywot zakonny w zapomnieniu. Gdyby tylko jej włosy były tak złote, jak włosy księżniczki Marii [chodzi o słynącą z urody i zwaną Różą Tudorów młodszą siostrę Henryka VIII, Marię – I.K.], albo też płomiennie rude, jak sploty królowej, a nie czarne i niemożliwie grube; gdyby tylko cera jej była jasna i różana, a nie ciemna i ziemista jak u Cyganki; gdyby tylko jej oczy nie były czarne, a jaśniały tak słodkim błękitem, jak oczy z religijnych malowideł, mogłaby mieć cień nadziei”[2].

Trzeba przyznać, że Anna, w przeciwieństwie do swojej błękitnookiej i jasnowłosej siostry, bardzo odbiegała od ideału urody doby renesansu, kiedy zachwycano się blondynkami o jasnych, najlepiej niebieskich oczach, wąskich ustach „wysoko położonych” piersiach i alabastrowej, wręcz bladej cerze. Ówcześni admiratorzy kobiecej urody z zachwytem porównywali skórę swoich bogdanek do... prosiaczka, a komplementując je, mawiali, iż ich twarzyczki są „jasne jak podgardle”, co dziś brzmi dość dziwnie. Tymczasem Anna była brunetką o ciemnej, zdaniem wielu wręcz ziemistej cerze i czarnych oczach, w dodatku szpecił ją nadmiar pieprzyków, a przede wszystkim odbierała jej urok pewna wada anatomiczna, którą bezskutecznie starała się ukryć: szczątkowy szósty palec u lewej ręki albo, jak chcą niektórzy, dodatkowy paznokieć. Dla ambitnego Tomasza Boleyna nie miało to jednak żadnego znaczenia – ufny w inteligencję i czar młodszej córki, który wbrew wszystkim dostrzegał, postanowił uczynić z niej nie tylko francuską damę, ale prawdziwą ozdobę francuskiego dworu, co mu się zresztą udało.

Pomimo że – przynajmniej biorąc pod uwagę gusta obowiązujące w czasach, w których żyła – Anna Boleyn nie mogła uchodzić za piękność, to jednak nie narzekała na brak powodzenia u płci przeciwnej. Nie możemy wyrobić sobie zdania na ten temat, bo jej portrety, które zachowały się do dziś, pochodzą z czasów późniejszych, aczkolwiek można domniemywać, że jej atutami były urok osobisty, umiejętność inteligentnej konwersacji oraz ostry dowcip. Bez wątpienia wyróżniała się na tle bladolicych dworskich piękności. Wówczas damy nieposiadające dostatecznie bladej cery wybielały ją za pomocą rozmaitych mikstur na bazie nasion pokrzywy, cynobru, liści bluszczu, szafranu i siarki, ale te środki w przypadku Anny w ogóle się nie sprawdzały. Z czasem sprytna dziewczyna nauczyła się umiejętnie wykorzystywać swoją odmienność, a niełatwa sztuka uwodzenia, którą bardzo szybko przyswoiła sobie od Francuzek, zrobiła swoje. Według relacji z epoki niemałym autem panny Boleyn były jej oczy, wyraziste i czarne, z których wzorem innych uwodzicielek robiła odpowiedni użytek, „czasem je spuszczając, innym razem czynią je posłańcami niosącymi sekretne wieści od serca [...]. Taka była ich moc, że wielu mężczyzn czyniła swymi poddanymi”[3]. Zachwyceni Francuzi mawiali, że la petite Boulain, bo tak nad Sekwaną zapisywano nazwisko Boleyn, pod każdym względem dorównywała elokwentnym i uwodzicielskim francuskim damom. Co więcej, dziewczyna wzbudziła podziw samego Franciszka I, wielkiego konesera kobiecej urody i wytrawnego uwodziciela. „Wenus była blondynką, tak mi powiedziano; ale teraz widzę jasno, że jest brunetką!”[4] – wykrzyknął w zachwycie na widok Anny.

Ale młodsza z panien Boleyn we Francji nauczyła się nie tylko kokieterii i uwodzenia. Wprawiała się również w sztuce inteligentnej, salonowej konwersacji, doprowadzała do perfekcji swój francuski. Poznała też francuską poezję, sztukę i kulturę, a z czasem stała się wielką propagatorką tamtejszej mody, którą po powrocie do kraju przeszczepiła także na grunt angielski. I jakimś cudem, w przeciwieństwie do swojej starszej siostry, nie zszargała swojej opinii i nie nurzała się w rozpuście. Nie ma też żadnych dowodów na to, aby – jak twierdzili potem jej wrogowie – miała gościć w alkowie Franciszka I. Być może wpływ na taki stan rzeczy miał fakt, że jako dwórka królowej Blanki przebywała głównie w otoczeniu tej słynącej z bogobojnych obyczajów kobiety. Na jej dworze wprawdzie oddawano się sztuce konwersacji i dworskiego flirtu, ale o żadnym rozpasaniu mowy nie było, a rozpustny Franciszek znalazł doskonały sposób, by trzymać swoją brzydką, niekochaną i pruderyjną małżonkę z dala od własnego dworu – dbał mianowicie o to, by co roku była w ciąży. W ten sposób ta zupełnie niedobrana para doczekała się aż siedmiorga dzieci.

Odseparowany od bogobojnej żony francuski monarcha mógł zatem dawać upust swym żądzom i celebrować rozpustne życie. Miał tak wiele kobiet, że jeden ze współczesnych mu pisarzy nazwał go wręcz królem „odzianym w kobiety”. I nic dziwnego, skoro Franciszek stworzył swój prywatny, stały harem. W jego skład wchodziły liczne oficjalne kochanki władcy oraz rzesze dam, z którymi sypiał okazjonalnie, gdyż jak mawiał, lubił „pić wodę z różnych źródeł”. Na jego dworze dosłownie kipiało seksem i podnieceniem, o sprawach intymnych rozmawiano nawet przy stole, zresztą i zastawa, na której serwowano potrawy, przypominała biesiadnikom o urokach namiętności. Kielichy miały od wewnątrz wygrawerowane kopulujące zwierzęta, a po wypiciu wina na dnie pucharu ukazywał się obraz dwojga ludzkich kochanków splecionych w miłosnym akcie. Podobno ulubioną zabawą króla i jego najbliższych kompanów było podawanie w tym pucharze trunków cnotliwym damom i obserwowanie ich reakcji. Jak łatwo się domyślić, na pikantnej konwersacji się nie kończyło – po zakończonej uczcie sam król oraz inni biesiadnicy oddawali się nader lubieżnym zabawom, i to niezależnie od swego stanu cywilnego. Szczególną sławę zdobył tam duchowny – notabene jałmużnik króla – Baraud, który szczycił się tym, że potrafił dogodzić jednej lub kilku damom aż dwanaście razy z rzędu. Takie renesansowe bunga-bunga... A jednak Anna nie uległa owej rozpustnej atmosferze i po siedmiu latach pobytu we Francji wróciła do swojej ojczyzny z niezszarganą opinią.

Czas chwały

W 1521 roku młodsza z panien Boleyn przyjechała do Anglii, by zgodnie z wolą rodziców wyjść za wybranego przez nich mężczyznę – lorda Jamesa Butlera. Mariaż miał być zawarty wyłącznie z powodów finansowych, ale ostatecznie do małżeństwa nie doszło, Anna zaś trafiła na dwór królowej Katarzyny Aragońskiej, by dołączyć do grona jej dwórek. A tam dane jej było zawrócić w głowie samemu monarsze, znudzonemu podstarzałą już żoną, z którą jakoś nie mógł doczekać się dziedzica. I to bynajmniej nie dlatego, że Katarzyna była bezpłodna – wręcz przeciwnie, królowa kilkakrotnie zachodziła w ciążę, ale albo rodziła martwe dzieci, albo urodzone przez nią potomstwo umierało w kołysce. Jedynym dzieckiem, które przeżyło poród i okres niemowlęctwa, była księżniczka Maria – ta rosła zdrowo i cieszyła się miłością obojga rodziców. Tymczasem Henryk łaknął męskiego dziedzica jak kania dżdżu, zwłaszcza że tron Tudorów nie był stabilny. Dynastia, którą założył jego ojciec, zasiadała na nim zaledwie od pokolenia, a zdobyto go na skutek długoletniej wojny pomiędzy dwoma rodami pretendującymi do korony: Lancasterów i Yorków. Henryk uważał też, iż posiadanie męskiego potomka, któremu przekaże władzę, jest jego zasadniczym obowiązkiem jako panującego. Ponieważ od dziecka wpajano mu, iż „Bóg okazuje przychylność dobrym mężom i żonom”, bezskuteczne oczekiwanie na dziedzica uznał za objaw bożego gniewu. I doskonale wiedział, w jaki sposób obraził Stwórcę: przed laty, żeniąc się z owdowiałą Katarzyną, popełnił grzech śmiertelny, poślubił bowiem żonę swego zmarłego brata – Artura Tudora. A przecież zapis w Księdze Kapłańskiej Starego Testamentu głosił: „Ktokolwiek bierze żonę swojego brata, popełnia kazirodztwo. Odsłonił nagość swojego brata – będą bezdzietni” (Kpł 20, 21). Kościół traktował takie związki jak kazirodztwo. Uważano, że jeżeli doszło do skonsumowania małżeństwa, to bracia i siostry małżonków stawali się automatycznie względem siebie rodzeństwem – braćmi i siostrami z tak zwanej bocznej linii, w związku z czym nie mogli zawierać związków między sobą. Katarzyna, wspierana przez swego ojca, króla Ferdynanda, zarzekała się wprawdzie, iż jej związek ze schorowanym i słabowitym Arturem nie został nigdy skonsumowany, a papież udzielił młodej parze dyspensy, ale niemogący się doczekać zdrowego syna monarcha zaczął w to wątpić. Z czasem uczepił się tej myśli, traktując to jako dogodny pretekst do pozbycia się niekochanej i z racji wieku tracącej swój powab małżonki, którą mógłby wymienić na młodszy, a przede wszystkim płodny model. Z biegiem czasu coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, iż na nim i Katarzynie ciąży klątwa bezdzietności, bo w oczach Tudora brak męskich potomków był tożsamy z brakiem potomstwa w ogóle. I wierzył, że dla dobra dynastii zdoła naprawić swój błąd z przeszłości, rozwiązać małżeństwo, które w ogóle nie powinno zostać zawarte, odkupić swoje grzechy, wziąć sobie nową żonę i spłodzić z nią syna – albo nawet kilku. Tym bardziej że z jedną z kochanek doczekał się już męskiego potomka – Henryka FitzRoya. Chłopiec wprawdzie chował się zdrowo, ale jako nieślubne dziecko nie miał żadnych praw do tronu. W tej sytuacji unieważnienie małżeństwa z Katarzyną wydawało się dobrym i jak najbardziej realnym rozwiązaniem, które znalazło poparcie nawet u sekretarza monarchy, kardynała Tomasza Wolseya. Duchowny nie tylko wspierał swego pana w jego staraniach, ale nawet snuł plany ożenienia go z francuską księżniczką. Nawet w najgorszych koszmarach nie śniło mu się jednak, że oddaloną królową może zastąpić dziewczyna z ludu, czyli kobieta pokroju Anny Boleyn, bo to właśnie ją rozpustny monarcha zamierzał poślubić i uczynić matką swych dzieci, a z czasem także królową.

Historycy nie zdołali ustalić, kiedy dokładnie Henryk zainteresował się młodszą z panien Boleyn, która wyróżniała się z grona dwórek jego żony nie tylko nietypową urodą, ale także zachowaniem. Wywarła na nim niemałe wrażenie swoją elokwencją i obyciem, a także tym, że nie bała się prowadzić uczonych dysput, i to z wykształconymi mężczyznami. Otwarcie wyrażała swoje, często nieszablonowe, poglądy. Pikanterii sprawie dodawał fakt, że Henryk, zanim zainteresował się Anną, korzystał z wdzięków jej starszej siostry – Marii. W tym przypadku nie bez znaczenia pozostawała opinia francuskiego króla, z którym angielski monarcha rywalizował na każdym kroku. Obaj władcy byli w zbliżonym wieku, Walezjusz liczył sobie zaledwie trzy lata mniej niż Tudor i miał podobną sylwetkę; obaj słynęli także ze słabości do dam oraz z wielkiego apetytu seksualnego. Kiedy zatem do uszu Henryka doszły informacje o tym, jaką opinią Franciszek darzył Marię Boleyn, nazywając ją „kurtyzaną niecną nade wszystkie”, postanowił osobiście sprawdzić, na czym polega jej wyjątkowość, i uczynił ją swoją kochanką. A bycie królewską metresą wiązało się z niemałymi korzyściami dla jej rodziny – w 1525 roku Tomasz Boleyn został wyniesiony do godności para. Mąż Marii, William Carey, za którego wyszła ona w 1520 roku, robił dobrą minę do złej gry, przymykając oczy na ekscesy niewiernej żony. Zresztą nikt nie poważyłby się przeciwstawić królowi, zwłaszcza że bycie mężem królewskiej kochanki było ze wszech miar opłacalne. On sam przekonał się o tym, kiedy Henryk mianował go ochmistrzem w Pałacu Placentii (Greenwich Palace), a potem dwukrotnie obdarzył nadaniami ziemskimi. Zdaniem części biografów dwoje dzieci Marii, oficjalnie uchodzących za potomków Careya i noszących jego nazwisko, tak naprawdę było owocami jej romansu z królem, aczkolwiek monarcha nigdy ich nie uznał. Rozbieżności dotyczą też samego związku starszej z panien Boleyn z monarchą. Według niektórych badaczy rozpoczął się on jeszcze przed jej ślubem, zdaniem innych Maria zagościła w łożu Henryka już jako kobieta zamężna. Nie można wykluczyć także, że ojcem jej dzieci faktycznie był król, aczkolwiek sam nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Tak czy inaczej, kiedy starsza z sióstr wydała na świat swoje młodsze dziecko – syna Henryka, monarcha był już żywotnie zainteresowany Anną. Po latach, kiedy chłopiec dorósł, wielu doszukiwało się w nim podobieństwa do króla.

Podobnie jak to miało miejsce we Francji, Anna nie narzekała na brak adoratorów, aczkolwiek i ją ugodziła strzała amora. Dziewczyna zakochała się z wzajemnością w lordzie Henrym Percym, synu hrabiego Northumberland. Para nawet się zaręczyła, ale na skutek stanowczego sprzeciwu hrabiego nigdy nie stanęła na ślubnym kobiercu – arystokrata uznał, że panna, której ród wywodzi się od zwykłego kupca bławatnego, nie zasługuje na to, by zostać jego synową. Opłakawszy rozstanie z ukochanym, Anna miała obdarzyć swymi względami nadwornego poetę Tomasza Wyatta, ale i w tym przypadku nie mogła liczyć na szczęśliwy finał, gdyż artysta tkwił już w nieudanym małżeństwie, którego owocem było dwoje dzieci. Poeta niewątpliwie kochał się w pannie Boleyn i poświęcił jej wiersze, w których nazywał ją „Brunetką”. Nawiasem mówiąc, ich lektura skłania do wysunięcia przypuszczenia, że wzajemne relacje obojga nie były platoniczne, ale być może to tylko wrażenie wywołane literacką przenośnią. Kiedy tylko Wyatt zorientował się, iż jego konkurentem o względy „Brunetki” jest sam król, dyplomatycznie wycofał się z tej rywalizacji.

Nie wiemy, kiedy dokładnie monarcha zainteresował się nadobną Anną, aczkolwiek większość biografów i historyków opowiada się za 21 grudnia 1524 roku. Dziewczyna zwróciła uwagę Henryka w trakcie dworskiego przedstawienia, w którym oboje brali udział. I chociaż król dwoił się i troił, żeby zaimponować nadobnej pannie, o mało przy tej okazji nie zabijając jednego z uczestników, to ona pozostawała obojętna. Być może była zauroczona kimś innym, ale możliwe też, że rozgrywała pierwszy etap przemyślnej strategii w celu usidlenia zakochanego w niej władcy. W przeciwieństwie do wielu innych dam i dziewcząt, które dałyby wiele, by spędzić w ramionach Henryka chociaż jedną noc, ambicje panny Boleyn sięgały znacznie wyżej. Anna nie chciała być tylko jego kochanką, obsypywaną klejnotami i darami dla krewnych – jej marzyło się małżeństwo z królem i tytuł królewskiej małżonki. Nie wiemy, czy był to wynik jej decyzji, czy tę myśl podrzucił jej ojciec, rozczarowany faktem, że jego starsza córka zdołała utrzymać przy sobie monarchę jedynie przez cztery lata. Nawet jeżeli przyjmiemy tę ostatnią możliwość, to trzeba przyznać, iż z czasem Annie ta wizja zaczęła odpowiadać, zwłaszcza iż była przekonana, że obdarzy króla upragnionym synem. Co więcej, sprawiła, że uwierzył w to sam Henryk.

Zresztą zjawiła się w życiu monarchy w odpowiednim momencie, jedynie utwierdzając go w powziętym wcześniej zamiarze rozwiązania małżeństwa z Katarzyną. Wbrew pozorom nie była zatem bezpośrednią przyczyną oddalenia bezużytecznej, bo niemogącej obdarzyć męża upragnionym następcą tronu, żony ani tym bardziej jego rozbratu z Rzymem. Faktem jest natomiast, że po jej pojawieniu się starania króla o unieważnienie małżeństwa nabrały tempa. I niemała w tym zasługa samej Anny, która trzymała swego adoratora na dystans przez bez mała sześć lat, skąpiąc mu swoich wdzięków, a tym samym podsycając jego uczucie i rozpalając zmysły. Bez wątpienia Henryk był w niej bez pamięci zakochany, obsypywał ją wieloma drogocennymi podarunkami i pisał listy miłosne, w których wyznawał ukochanej uczucia na wszelkie możliwe sposoby. Niczym nastolatek opatrywał swoją korespondencję inicjałami „HR” z narysowanym sercem i cierpiał, kiedy jego bogdanka opuszczała dwór. „Wydaje się, że nader nikłą odpłatą za wielką miłość, jaką do ciebie żywię, jest być trzymanym na odległość od osoby i obecności kobiety, którą cenię najbardziej na świecie... choć sługę gnębi to mocniej niż panią serca”[5] – skarżył się w jednym z listów.

Niewzruszona Anna wciąż jednak odrzucała jego amory i nie zgadzała się na oferowane jej stanowisko oficjalnej metresy. A przecież Henryk był wciąż bardzo przystojnym mężczyzną, pomimo że zmagał się z niewielką nadwagą i zaczynał łysieć. Kiedy zainteresował się panną Boleyn, miał trzydzieści cztery lata, co podług ówczesnych kryteriów oznaczało wiek średni, ale nadal podobał się kobietom. I nie tylko kobietom, skoro ambasador wenecki donosił w jednym z listów, iż król ma „twarz jak anioł” i „trudno znaleźć człowieka wyższego wzrostu i szlachetniejszego wyglądu”[6].

Upór Anny, która odrzucała królewskie zaloty, nie tylko podsycał namiętność Tudora, ale też ostatecznie przekonał go do wszczęcia procedur zmierzających do unieważnienia jego małżeństwa z niekochaną i z punktu widzenia dynastii nieprzydatną już Katarzyną. Król był przekonany, że uda mu się to bez trudu przeprowadzić. Uważał, iż dysponuje mocnymi argumentami. Wnosząc o anulowanie związku małżeńskiego, powoływał się na błąd młodości, którym było małżeństwo z wdową po własnym bracie. Pomimo tego, że wciąż żyli świadkowie pamiętający, jak po nocy poślubnej monarcha przechwalał się, jakoby pozbawił żonę cnoty, teraz upierał się, że jego żona nie była wówczas dziewicą. Na dowód przytaczał list jej ojca – króla Ferdynanda – w którym władca zamieścił dość niefortunne zdanie, jakoby związek jego córki i Artura został jednak skonsumowany. Co ciekawe, Henryk był święcie przekonany, że faktycznie tkwi w grzesznym związku, i bynajmniej nie sprokurował tych twierdzeń pod wpływem Anny. Coraz częściej głośno wyrażał pogląd, iż brak męskiego potomka, częste poronienia królowej i śmierć nowo narodzonych dzieci były wyraźnym znakiem gniewu Bożego. I naprawdę wierzył, że kiedy tylko wyzwoli się z pułapki grzesznego i sprzecznego z prawem boskim związku z Katarzyną, a potem ożeni z Anną, w nagrodę Bóg wreszcie obdarzy go upragnionym synem i następcą tronu. Co więcej, do swych racji starał się przekonać żonę; dowodził z uporem, iż pewni „uczeni mężowie” przekonali go, iż dotąd żył w grzechu. Nietrudno się domyślić, że Katarzyna miała zgoła odmienne zdanie – upierała się, że gdy wychodziła za Henryka, wciąż była dziewicą, wobec czego jej małżeństwo jest w oczach Boga ważne, a ona sama pozostaje prawowitą królową Anglii i matką jedynej córki oraz sukcesorki monarchy – Marii.

Wbrew pozorom Wielka Sprawa, jak wkrótce zaczęto nazywać starania króla o uzyskanie unieważnienia małżeństwa, nie była z góry przegrana, bo Kościół często szedł na rękę możnym tego świata, a zwłaszcza koronowanym głowom. Orzeczeń o anulowaniu małżeństwa udzielano zwłaszcza w przypadku, gdy w grę wchodziły kwestie dynastyczne oraz gdy było to w jakikolwiek sposób zgodne z interesem Kościoła. Zasiadający na tronie Piotrowym duchowni byli przede wszystkim politykami, a przy okazji przywódcami religijnymi, z którymi nie sposób było się nie liczyć. Zresztą w najbliższej rodzinie Henryka VIII też zdarzył się taki przypadek – jego starsza siostra Małgorzata Tudor w 1527 roku uzyskała unieważnienie małżeństwa z Archibaldem Douglasem, szóstym hrabim Angus. Szlachcic był jej drugim mężem, a poślubiła go w 1513 roku, po śmierci pierwszego małżonka – króla Szkotów Jakuba IV Stuarta. Drugi związek okazał się wyjątkowo nieudany, a rozczarowana kobieta z czasem znalazła szczęście w ramionach innego mężczyzny – Henryka Stewarta, dlatego wystąpiła o anulowanie małżeństwa z Douglasem. I nie grała czysto, twierdząc, jakoby drugiego męża poślubiła, kiedy jej pierwszy małżonek – Jakub IV – jeszcze żył. Tymczasem Jakub poległ w bitwie pod Flodden Field w 1513 roku, czyli rok przed drugim ślubem Małgorzaty, i był to fakt powszechnie znany. A jednak ówczesny papież w 1527 roku przychylił się do jej prośby i królowa mogła po raz kolejny stanąć przed ołtarzem. Co ciekawe, decyzja spotkała się z jawnym potępieniem ze strony jej brata Henryka VIII, który uważał, iż królowa swoim postępowaniem naruszyła „boski porządek nierozerwalnych więzów małżeńskich”, ale obwiniał także rzymskich duchownych, którzy wydali „bezwstydny werdykt”. Mało tego, oświadczył nawet: „Postawa mojej siostry domaga się wiecznego potępienia. Zachowała się jak ktoś bez zasad moralnych, nie jak przystoi szlachetnej księżniczce lub kobiecie mającej poczucie rozsądku i honoru”[7]. Jak na ironię, zaledwie dwa lata później sam powziął kroki zmierzające do unieważnienia swojego małżeństwa z Katarzyną.

Ale królowi nie poszło tak łatwo jak jego siostrze – pomimo tego, że był święcie przekonany o swoich racjach i miał mocniejsze argumenty niż Małgorzata. Córka dumnego domu Aragonów, którą była Katarzyna, nie zamierzała poddać się bez walki i poprosiła o wsparcie swego siostrzeńca – cesarza Karola. Nie tylko poprosiła go, aby wpłynął na Henryka i przekonał go do zmiany zdania, ale także wymogła, by namówił samego papieża, aby ten stanął po jej stronie. W ten sposób pozornie prywatna sprawa dwojga ludzi stała się kwestią wagi międzynarodowej. Klemens VII, który był wówczas głową Kościoła, wił się jak piskorz, przeciągając sprawę w nieskończoność. Tymczasem najznamienitsi angielscy uczeni w prawie dosłownie stawali na głowach, by przekonać nie tylko ojca świętego, ale i całą ówczesną Europę do racji swego władcy. Sam kardynał Wolsey dwoił się i troił, by uzyskać papieski werdykt satysfakcjonujący Henryka. Na próżno. Co więcej, drogo zapłacił za swoje niepowodzenia – nie dość, że popadł w niełaskę, to jeszcze oskarżono go o zdradę i w 1529 roku został aresztowany. Zmarł 29 listopada 1530 roku z przyczyn naturalnych i w ten sposób uniknął spotkania z katem.

Kiedy Henryk zorientował się, że nie uzyska anulowania małżeństwa, zaczął poszukiwać innych rozwiązań. Najprościej byłoby odesłać nieszczęsną Katarzynę na tamten świat, ale król wzdragał się przed takim rozwiązaniem, zresztą bał się zadzierać ze spokrewnionym z nią cesarzem. Skutecznie utrudniał więc życie swej żonie, trzymając ją w odosobnieniu i zakazując jej wszelkich kontaktów z córką. Rozwiązanie swoich problemów znalazł w podsuniętej mu przez Annę książce pióra zwolennika reformacji Williama Tyndale’a The Obedience of a Christian Man (Posłuszeństwo chrześcijanina). Jej autor dowodził, iż koronowany władca jako pomazaniec boży jest przedstawicielem Najwyższego na ziemi, może więc podejmować każdą decyzję i nawet papież nie ma prawa niczego mu narzucać. Ten argument okazał się wodą na młyn Henryka, który postanowił odtąd kierować się wskazówkami zawartymi we wspomnianym dziele i samemu doprowadzić do rozwodu, a następnie do ślubu z ukochaną kobietą. Na tej podstawie podważył prawo papieża do wydania dyspensy na jego związek z Katarzyną – przed laty musiał ją uzyskać, gdyż chciał poślubić żonę po zmarłym bracie. Monarcha stwierdził, iż żaden człowiek, nawet głowa Kościoła, nie może zmieniać boskich praw zapisanych w Biblii, która zakazuje takich kazirodczych związków. Co więcej, poddani mu prawnicy i urzędnicy, na czele z doradcą i ministrem, który po upadku Wolseya zajął jego miejsce, Tomaszem Cromwellem, przyszli mu w sukurs. W 1531 roku przygotowano dwie ważne ustawy, które uznawały monarchę za głowę Kościoła Anglii, co było równoznaczne z zerwaniem z Rzymem. Małżeństwo króla z nieszczęsną Katarzyną zostało bezzwłocznie unieważnione, a ją samą usunięto z dworu. Do wcześniej zajmowanych przez nią komnat wprowadziła się Anna, która szykowała się do swojej nowej roli małżonki władcy, jej poprzedniczka u boku Tudora została zaś pozbawiona tytułu królowej. Odtąd tytułowano ją księżną wdową po księciu Walii Arturze Tudorze, ale jak wspomniano, dumna Katarzyna nigdy nie zaakceptowała tej zmiany i do końca swych dni uważała się za prawowitą żonę Henryka VIII.

Nie wszyscy jednak aprobowali postępowanie króla, zwłaszcza że oddalona królowa była bardzo lubiana przez Anglików. Cieszący się jak najbardziej zasłużoną opinią człowieka o niezłomnych zasadach i niezwykłej pobożności kanclerz Tomasz More w akcie protestu zrezygnował z urzędu, na który awansował oczywiście Cromwell. Nieszczęsny More za swoje przekonania miał zapłacić życiem. Zresztą nie tylko on – spotkanie z katem czekało wszystkich, którzy mieli czelność kwestionować prawo monarchy do szczęścia albo chociażby oczerniać jego ukochaną. W kwietniu 1534 roku na stosie spalono pewną zakonnicę, która odważyła się ostrzegać Henryka przed ślubem z panną Boleyn, gdyż – jak twierdziła – małżeństwo niezgodne z prawem boskim i ludzkim ściągnie na niego nieszczęście.

Tymczasem monarcha nic sobie nie robił z wszelkiego rodzaju złowrogich przepowiedni, a na jego ukochaną i jej rodzinę spadł deszcz zaszczytów. Prawdziwy triumf Anny nastąpił jednak 25 stycznia 1533 roku, kiedy stanęła na ślubnym kobiercu z królem. Wprawdzie ślub został zawarty w wielkiej tajemnicy i miał stosunkowo skromną oprawę, ale 1 czerwca tego samego roku ukochaną Henryka spotkał jeszcze większy zaszczyt – została oficjalnie koronowana. Tym razem uroczystość była bardzo huczna, aczkolwiek nie wzbudziła zbytniego entuzjazmu wśród londyńczyków. Henryka to jednak niespecjalnie obeszło, bo miał jawny dowód na przychylność Boga – jego ukochana była w zaawansowanej ciąży. Tudor był święcie przekonany, że Anna wyda na świat syna; zresztą potwierdzali to astrologowie, wieszcząc narodziny następcy tronu. Według gwiazd chłopiec urodzony pod znakiem Panny miał być sprawiedliwym, mądrym i rozważnym władcą. Monarcha postanowił dać mu na imię Edward bądź Henryk i uszczęśliwiony perspektywą przyjścia na świat swego sukcesora zlecił zorganizowanie turniejów na powitanie małego księcia Walii, bo taki tytuł od wieków nosili następcy tronu Anglii.

Wielkie rozczarowanie

Poeta i pierwszy biograf Henryka VIII George Wyatt, notabene wnuk Tomasza, który przed laty darzył matkę Elżbiety I uczuciem, przedstawił idylliczny obraz miłości małżeńskiej łączącej Tudora i Annę: „Żyli i kochali się, darząc się dowodami rosnącego uczucia. Jej umysł obdarzał go skarbami pobożności, umiłowania prawdy i nauki; jej ciało obdarzało go owocami małżeństwa, niezliczonymi dowodami wiary i wiernej miłości”[8]. Poeta w zasadzie nie mijał się z prawdą, bowiem w początkowym okresie małżeństwa króla i jego drugiej żony działo się dobrze i nic nie zapowiadało katastrofy, którą zakończył się ten związek. Z czasem jednak sytuacja uległa zmianie, a Henryk niejeden raz dowiódł, że nie zasłużył na miano idealnego partnera. Wręcz przeciwnie.

Kiedy tylko na miesiąc przed ustalonym terminem porodu Anna udała się do specjalnej komnaty, w której – jak nakazywała tradycja – miała oczekiwać na poród, jej kochający mąż znalazł sobie kochankę. Królowa łykała łzy rozpaczy i zranionej dumy, a otoczenie, w którym przebywała, z pewnością nie wpływało na poprawę jej nastroju. „Komnata niewieścia”, jak nazywano miejsce, gdzie przyszłe mamy czekały na rozwiązanie, przypominała ponurą ciemnicę. Jej ściany starannie obito materiałem, pozostawiając jedynie luźny pas przy jednym z okien, aby wpuścić tam nieco światła. Dziś wiemy, że mogło to się odbić na psychice ciężarnej, ale w owych czasach sądzono, iż zbyt ostre światło słoneczne, hałas, a nawet... świeże powietrze szkodzą mającemu przyjść na świat dziecku. Co gorsza, na ścianach nie wieszano żadnych obrazów ani kilimów w obawie, by przedstawione na nich sceny nie sprowadziły na przyszłą matkę fantazyjnych snów, które z kolei mogłyby wpłynąć negatywnie na stan umysłu dziecka. Anna siedziała więc tam całymi dniami w otoczeniu opiekujących się nią kobiet, ponuro rozmyślając o poczynaniach swego niewiernego męża, ale ruchy dziecka w jej łonie, które zdaniem akuszerek i medyków rozwijało się zdrowo, napawały ją niekłamanym optymizmem. Wiedziała, że gdy wyda na świat następcę tronu, umocni swoją pozycję, a potem nikt ani nic nie rozdzieli jej z Henrykiem. Niestety, czekało ją bolesne rozczarowanie – 7 września 1533 roku powiła zdrową i silną córkę. Dla jej męża narodziny dziewczynki okazały się ciosem w samo serce, wszak był pewien, że tym razem doczeka się dziedzica. W głębi duszy pocieszał się jednak, że skoro Anna obdarzyła go zdrową córką, to wkrótce doczeka się z nią również syna. Pozornie wszystko było w porządku, choć władca nakazał odwołanie zaplanowanych wcześniej turniejów.

Gdy Anna ochłonęła z szoku, jakim było dla niej, królowej, urodzenie dziecka płci żeńskiej, zaczęła dumać nad sytuacją swoją i noworodka. Wprawdzie maleństwo nie okazało się wymarzonym przez jej męża chłopcem, ale córeczka była prawowitą dziedziczką tronu i powinna zająć miejsce księżniczki Marii. Mało tego, Anna postanowiła dać córce swojej poprzedniczki bolesnego prztyczka w nos i nadać niemowlęciu takie samo imię: Maria. W ten sposób jeszcze bardziej upokorzyłaby młodą księżniczkę, która za nic nie chciała w niej widzieć nowej królowej. Ponoć Henryk początkowo także zapałał entuzjazmem do tego pomysłu, ale ostatecznie się rozmyślił i postanowił nazwać dziecko na cześć swojej zmarłej matki – Elżbiety. I właśnie takie imię maleństwo otrzymało na chrzcie, który miał miejsce trzy dni po jego przyjściu na świat. Ceremonię odprawił arcybiskup Tomasz Cranmer, który zanurzył dziewczynkę w srebrnej chrzcielnicy, od lat używanej do chrztu królewskich niemowląt.

Pozornie wszystko odbyło się jak należy – obecni na ceremonii liczni dostojnicy trzymali nad Anną baldachim, malutką Elżbietę zaś odziano w szatę z purpurowego aksamitu z oblamowanym gronostajami trenem o imponującej długości, podtrzymywanym przez dwóch hrabiów i hrabinę. „Boże, w swej nieskończonej dobroci ześlij długie i pomyślne życie Jaśnie Wielmożnej księżniczce Anglii Elżbiecie!” – wykrzyknął herold Orderu Podwiązki po zakończonej ceremonii, a następnie pięciuset gwardzistów i służących z zapalonymi pochodniami odprowadziło córkę króla z kościoła do komnat królowej. Ale był pewien zgrzyt – wbrew powszechnie przyjętym zwyczajom rodzicami chrzestnymi Elżbiety nie zostali monarchowie państw ościennych, w których imieniu dziecko do chrztu trzymaliby ich posłowie na angielski dwór. W oczach prawie całej Europy Anna była bowiem tylko konkubiną Henryka, a nie jego prawowitą małżonką, którą wciąż pozostawała odtrącona Katarzyna. Eustachy Chapuys, pełniący oficjalnie funkcję posła Karola V na angielskim dworze, nawet nie poinformował swego władcy o narodzinach dziewczynki, która z jego perspektywy była tylko monarszym bękartem. Oburzenie mężczyzny wywołał fakt, że po przyjściu na świat Elżbiety z woli Henryka jego jedyna legalna córka i prawowita następczyni – którą w mniemaniu posła była księżniczka Maria – została zdegradowana do roli damy dworu swojej młodszej, przyrodniej siostry, a sukcesorką została córka nierządnicy Anny Boleyn. Na domiar złego parlament wydał ustawę (Act of Succession) przyznającą potomkom Henryka i Anny wyłączne prawo do tronu. Jednocześnie dokument zdrajcą określał każdego, kto w jakikolwiek sposób podważałby legalność małżeństwa Henryka i Anny Boleyn czy szkalował ich związek. Jesienią następnego roku doszło do ostatecznego zerwania Kościoła Anglii z Rzymem – uchwalony przez parlament Akt supremacji (Act of Supremacy) powołał do życia Kościół anglikański, którego zwierzchnikiem był koronowany władca państwa. Uchwalona wówczas ustawa dawała Henrykowi VIII – a także jego następcom – prawo do pełnej ingerencji w sprawy materialne, doktrynalne oraz duchowe nowo powstałego Kościoła. Wówczas to powzięto też pierwsze czynności zmierzające do kasaty klasztorów funkcjonujących na terenie Anglii, których majątek z czasem przeszedł na rzecz skarbu państwa.

Poczynania króla nie oznaczały jednak, że jego starsza córka Maria straciła miłość ojca. Henryk mimo wszystko nadal ją kochał – ku niekłamanej rozpaczy Anny. Królowa była zazdrosna nawet o ojcowskie uczucia Henryka, w dodatku raziła ją duma Marii. Podobno odgrażała się, że wyda pasierbicę za byle jakiego służącego, a wcześniej sprawi jej porządne lanie. Kiedy o poczynaniach Anny dowiedzieli się poddani, znienawidzili ją jeszcze bardziej, bowiem większość z nich sercem trwała przy odtrąconej Katarzynie i kochała jej córkę, widząc w niej prawowitą następczynię. Na domiar złego relacje w królewskim stadle uległy ochłodzeniu. Nawet wierne dwórki Anny miały wątpliwości, czy małżeństwo w ogóle przetrwa, choć niektóre z nich wbrew wszystkiemu optymistycznie patrzyły w przyszłość. Podczas gdy jedne były przekonane, iż król porzuci żonę, inne twierdziły, że nadal ją kocha i wolałby chodzić od drzwi do drzwi, prosząc o jałmużnę, niż ją od siebie odsunąć.

Wydaje się, że Henryk nadal kochał Annę, ale faktycznie w ich związku brakowało już dawnego żaru. Problemem był też niewyparzony język jego małżonki, jej upór oraz fakt, że zawsze chciała postawić na swoim. Pod tym względem bardzo różniła się od swojej poprzedniczki u boku Henryka. Katarzyna wprawdzie była córką królowej Izabeli, która dzierżyła realną władzę, ale nie oznaczało to, że rwała się do rządów w Anglii czy miała czelność przeciwstawiać się mężowi. Nigdy nie wdawała się z nim w żadne spory, uznając, że egocentrycznego mężczyznę, jakim bez wątpienia był Tudor, lepiej przekonać do swoich racji niż mu grozić. Nawet kiedy walczyła o własne małżeństwo, nie wychodziła z roli poddanej żony. Ambitna Anna była jednak zupełnie inną kobietą, a pokora i uległość nigdy nie leżały w jej naturze. Wtrącała się do spraw państwowych oraz ingerowała w kwestie dotyczące organizacji utworzonego Kościoła Anglii, naciskając na bardziej radykalne reformy, niż przewidział jej małżonek. A to bardzo nie podobało się Henrykowi, mimo że wcześniej właśnie inteligencja i niezależność Anny czyniły ją atrakcyjną w oczach zakochanego mężczyzny. Okazało się jednak, że to, co podobało się monarsze w kochance, drażniło go u żony. Jak na urodzonego macho przystało, Henryk chciał mieć obok siebie potulną i uległą małżonkę, która obdarzy go synem i będzie stać na straży domowego ogniska. A już z całą pewnością nie godził się na jej obecność w polityce.

Maleńka Elżbieta przebywała z matką zaledwie przez trzy miesiące, bo już 10 grudnia 1533 roku monarcha zorganizował córeczce dwór, do którego przeniósł księżniczkę, jej piastunki oraz służbę. Wśród osób opiekujących się następczynią tronu nie mogło zabraknąć mamek, bowiem dziecko szybko odstawiono od piersi, tak aby jego matka mogła jak najszybciej zajść w ciążę i powić upragnionego syna. Na szczęście Anna wkrótce znowu była brzemienna, a przynajmniej tak się wszystkim wydawało, bo kiedy nadszedł czas porodu, jej spory brzuszek w tajemniczy sposób zniknął. Dla Henryka nie było to specjalne zaskoczenie, bowiem takich sytuacji doświadczał wcześniej w małżeństwie z Katarzyną, która kilkakrotnie miewała ciąże urojone. Pomimo że pozornie się tym nie przejął, monarcha na swój sposób ukarał żonę za kolejne rozczarowanie, mianowicie – wziął sobie kochankę. Badaczom jednak nie udało się ustalić jej tożsamości. Część biografów twierdzi, że była to Jane Seymour, ale ona pojawiła się w życiu Henryka nieco później.

Anna swoim zwyczajem urządzała mężowi sceny zazdrości, ale pozostawała bezsilna. Dworzanie niejednokrotnie byli świadkami kłótni małżonków, kiedy to oboje zachowywali się jak rozjuszone zwierzęta, które zaraz rzucą się sobie do gardeł. Oczywiste było, że wpływ królowej na męża słabnie, podobnie jak jego miłość do niej. Anna wiedziała jednak, że kiedy tylko urodzi upragnionego syna, wszystko wróci do normy, a jeżeli nawet nie będzie królować w łożu Tudora, to nikt nie zagrozi jej pozycji jako królowej. Na razie jednak starała się nie spuszczać go z oka i jak zauważył jeden z wrogo nastawionych do niej dworzan – chodziła za nim wszędzie jak pies za swoim panem.