Warszawa ’44 - Leszek Żebrowski - ebook

Warszawa ’44 ebook

Żebrowski Leszek

4,4

Opis

Powstanie Warszawskie od początku wzbudzało i budzi nadal olbrzymie kontrowersje, jeśli chodzi o jego przyczyny, przebieg, sposób dowodzenia i skutki. Coraz częściej ze strony jego krytyków padają argumenty, które nie są wprawdzie nowe, ale są w nowy, uwspółcześniony sposób wykorzystywane. Za powstanie Polacy zapłacili olbrzymią cenę – być może nawet do dwustu tysięcy ofiar. Dlaczego powstanie wybuchło? Kto tego chciał, a kto się temu przeciwstawiał? Jak wyglądały przygotowania i podejmowanie decyzji? I wreszcie – kto jest za to wszystko odpowiedzialny: powstańcy, ich dowódcy, a może jednak ktoś inny? Te pytania będą nas stale nurtować i będziemy szukać na nie odpowiedzi tak długo, jak długo powstanie będzie żyć w naszej zbiorowej, narodowej pamięci. 

 

Leszek Żebrowski - Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Ekonomista, historyk, publicysta. Specjalizuje się w dziejach polskich organizacji konspiracyjnych w okresie II wojny światowej i narodowego odłamu Żołnierzy Wyklętych, a także komunistycznej konspiracji i partyzantki z lat 1942-1945 oraz stalinowskiej bezpieki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 212

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (9 ocen)
6
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
deva358

Nie oderwiesz się od lektury

Dobra lektura!
20
retyw

Nie oderwiesz się od lektury

Obowiązkowo na półce.
10

Popularność




Znaczek Poczty Polowej AK w Powstaniu Warszawskim

Odpowiedzialność za cierpienia zadane ludności Warszawy spoczywa nie tylko na nas, Niemcach, lecz także na dowódcach Armii Krajowej, którzy rzucili ludność Warszawy do walki z góry skazanej na klęskę. [podkr. LŻ]

Gen. Reiner Stahel (niemiecki komendant wojskowy miasta Warszawy, zeznanie złożone w 1945 r. w niewoli sowieckiej).

TESTAMENT POLEGŁYCH

Nie odeszliśmy od was, by grały fanfary,

Niepotrzebna nam sława w wiecowych wspomnieniach,

Nie polegliśmy po to, by zbawiać świat stary

I by kłamstwo wyrosło na prawdzie cierpienia.

Nie chcemy być tematem kwietnych publikacji,

Ani sporów zażartych cennym argumentem,

I niech nikt się nie waży dochodzić swej racji

Przez to wszystko, co w śmierci żołnierskiej jest święte.

[...]

A gdy dzieci zapomną, że mieszkały w schronach,

Że widziały dni straszne, ponure i krwawe –

Niechaj tylko to jedno pamiętają o nas,

Żeśmy padli za wolność, aby była prawem.

Ryszard Kiersnowski („Ryszard Pobóg”) 1912–1977.

Był m.in. poetą, pisarzem, reżyserem. Podczas wojny

m.in. żołnierz 1 Dywizji Pancernej, następnie pracownik

sekcji polskiej radia Wolna Europa. W Polsce Ludowej

był objęty zapisem komunistycznej cenzury.

WPROWADZENIE

Powstanie Warszawskie (1 VIII – 2 X 1944) od początku wzbudzało i budzi nadal olbrzymie kontrowersje, jeśli chodzi o jego przyczyny, przebieg, sposób dowodzenia i skutki. Coraz częściej ze strony jego krytyków padają argumenty, które nie są wprawdzie nowe, ale są w nowy, uwspółcześniony sposób wykorzystywane. Mamy zatem wyjaśnienia, komentarze i oceny, niezmienne od lat, przypominane w aurze nowości i świeżości. Padały one od samego początku, gdy Powstanie jeszcze trwało, jeszcze żyła nadzieja wśród uczestników a Niemcy, Sowieci, z czasem i nasi alianci już wygrywali je dla siebie w sposób sobie właściwy. Do tego dołączyli komuniści w Polsce. Celowo nie używam pojęcia „polscy komuniści”, bo nie byli oni samodzielni a ich działalność nie wynikała z troski o Polskę. Oni nie mieli wizji „innej” Polski, wypływającej z odmiennej wrażliwości i innego rozkładania politycznych priorytetów. Oni żadnej samodzielnej Polski nie chcieli, czując się częścią wszechświatowej rewolucji i na własne życzenie stali się narzędziem polityki imperialnej Związku Sowieckiego. W ten sposób samoistnie raz na zawsze wykluczyli się z polskości. Takie wobec nich było stanowisko Polskiego Państwa Podziemnego (PPP), wszystkich organizacji i formacji niepodległościowych w okupowanej Polsce, która w tamtej wojnie miała dwóch, choć nie takich samych wrogów: III Rzeszę Niemiecką i Związek Sowiecki. Wrogami byli również rodzimi zdrajcy, którzy służyli najeźdźcom i okupantom – Volksdeutsche i zdeklarowani komuniści. W 1943 r. „Biuletyn Informacyjny” Komendy Głównej Armii Krajowej zajął otwarte stanowisko, zgodne z polskim interesem narodowym, że każdy, kto współpracuje z komunistami, niezależnie, czy jest to robotnik, chłop, czy inteligent, staje się takim samym zdrajcą, jak Volksdeutsch.

Po upływie trzech pokoleń od tamtych wydarzeń mamy podobną sytuację. Posługiwanie się zbieżną argumentacją niemieckich nazistów, sowieckich i rodzimych komunistów prowadzi do takiej samej oceny. Nie jest ważne, czy pseudokrytycy powstania (którzy nic, albo na ogół niewiele o nim wiedzą) „dobrze chcą”, czy są bezpośrednio, czy pośrednio sterowani; nie jest ważne, czy występują w garniturach, czy przyciasnych mundurkach i w krótkich spodenkach; czy wtykają sobie gdzie podpadnie symbole polskich narodowców, symbole religijne albo pogańskie kołowroty; czy wreszcie tu i tam obnoszą się w góralskich kapeluszach, patriotycznych t-shirtach, sowieckiego kroju „gimnaściorkach” na zmianę z koszulami w rzekomo „teksańską” kratę; czy wtykają sobie piórka i tandetne ozdoby korsarzy, nabywane w supermarketach za grosze; golą się starannie, czy też zapuszczają niechlujne, gęste, długie brody. Czasem obżerają się kiełbasą pieczoną nad dymem z papy lub opon samochodowych (w ten sposób następuje szybsze przyczernienie posiłku), lub pieczoną świnią z kaszą. A wszystko pod pomnikiem jednego z polskich bohaterów i – co ważne – pod swego rodzaju ochroną służb miejskich, podlegających władzom samorządowym Warszawy, przy całkowicie niezrozumiałej neutralności policji. W końcu chodzi w tym wszystkim o deprecjonowanie idei narodowej, plugawionej przez dewiantów i przygłupów, niekoniecznie „pożytecznych idiotów”, albowiem tym mianem określa się nieświadomych uczestników takich działań. Tu mamy jednak do czynienia z poczynaniami świadomymi i chronionymi.

To wszystko ma przyciągać uwagę postronnych, aby siać wśród nich zamęt i zniechęcenie. Celem prawdziwym jest odstręczanie ludzi od historii, od niedawnej przecież przeszłości, mieszanie pojęć i narzucanie ocen nieuprawnionych, ale skutecznie destrukcyjnych. A tak naprawdę ważne jest tylko to, czy jakakolwiek dyskusja toczy się na poziomie znajomości faktografii, szerokiego tła i wreszcie jakim jest prowadzona językiem. Niestety, mamy do czynienia z językiem plugawym, rodem z sowieckich koszarów. A plugawy język świadczy o plugawym wnętrzu aktorów-kukiełek i ich plugawych zamiarach.

We wszelkich dyskusjach o powstaniu – niezależnie od ich poziomu – nie chodzi o to, czy jesteśmy „za” powstaniem, czy „przeciw”. Takie spory są dziecinne i kompletnie nic nie dają. Historia jest czymś co już było i już nigdy dokładnie się nie powtórzy. Nic przecież nie będzie takie, jakie było kiedyś. Może być podobne i w tym sensie powinna być naszą nauczycielką, ale – pamiętajmy – w zmienionych warunkach, inni ludzie i inne okoliczności decydują o tym, co się wydarzy i jaki będzie miało przebieg. Czasem coś, co kiedyś było nieskuteczne a nawet szkodliwe, w nowej rzeczywistości może okazać się pożyteczne i wprost konieczne. Tego nas uczy (a przynajmniej powinna nas uczyć) historia.

Z pewnością tak będzie również w przyszłości. Aby jednak spory na temat powstania toczyć, choćby na poziomie elementarnej przyzwoitości, konieczna jest przynajmniej dobra znajomość faktografii, dokumentacji (w tym zewnętrznej, obcej, czyli niemieckiej i sowieckiej oraz zachodniej), a z tym nie jest dobrze. Decydują przede wszystkim emocje, oparte o fragmentaryczną wiedzę, wybrane cytaty (nie zawsze prawdziwe, bo coraz częściej mamy do czynienia z ich preparowaniem), nieprawdziwie interpretowane dokumenty, których znajomość wśród oceniających i komentujących wydarzenia jest powierzchowna i wtórna, pochodzi bowiem z innych publikacji, o różnej zawartości i przydatności merytorycznej. Mówiąc wprost – nie każdy nadaje się do wszystkiego. Ale może się nadawać, jeśli wykona solidną pracę umysłową i zrozumie, co to jest krytyczne myślenie (bez trywializacji, krytyka nie oznacza przecież mówienia o czymś, czy o kimś źle, bo to wulgaryzm).

Za powstanie Polacy zapłacili olbrzymią cenę – być może nawet do dwustu tysięcy ofiar. Dokładnej skali strat, na skutek zaniedbań sięgających kilkudziesięciu lat, zapewne już nigdy nie poznamy. Różnice w podstawowych szacunkach sięgają nawet kilkudziesięciu tysięcy zabitych i zamordowanych. Na bieżąco nikt nie był w stanie rejestrować i liczyć ofiar, później było coraz trudniej to robić. Do strat należy zaliczyć również tych, którzy zmarli z ran i chorób w następnych dniach i tygodniach, tych, którzy zesłani do obozów koncentracyjnych, wkrótce tracili tam życie. Do tego prawie całkowicie zniszczone miasto, zasoby kultury i sztuki, spalone dziedzictwo materialne pokoleń, gromadzone przez setki lat. Mieszkańcy Warszawy – ci, którzy przeżyli – zostali rozpędzeni, lub wywiezieni do obozów koncentracyjnych, na tzw. roboty przymusowe (co było formą nowoczesnego niewolnictwa, z pozbawieniem nieszczęśników wszelkich praw). I jeszcze coś – zniszczony został etos miasta – stolicy, z jego historią i tradycją, na skutek ogromnej wymiany ludności. W Warszawie po 1945 roku rodzimi mieszkańcy stali się mniejszością.

Dlaczego powstanie wybuchło? Kto tego chciał a kto się temu przeciwstawiał? Jak wyglądały przygotowania i podejmowanie decyzji? I wreszcie – kto jest za to wszystko odpowiedzialny: Powstańcy, ich dowódcy, może jednak ktoś inny? Te pytania będą nas stale nurtować i będziemy szukać na nie odpowiedzi tak długo, jak długo powstanie będzie żyć w naszej zbiorowej, narodowej pamięci. Dyskusja toczy się na różnych poziomach: wśród historyków, zajmujących się tą epoką zawodowo, wśród amatorów, ale ze względu na znajomość źródeł i realiów świetnie do tego przygotowanych (czego świadectwem są znakomite publikacje i opracowania), wśród „sensacjonatów”, szukających taniego poklasku i (przy okazji, albo to jest cel główny) pokaźnego zysku oraz wśród szerokich rzesz pospolitych użytkowników internetu, wychodzących z założenia, że co z tego, że nic nie wiem, skoro „swoje wiem”, albo zaraz się... dowiem.

Do kogo jest poniższe opracowanie skierowane? Przede wszystkim do ludzi dobrej woli, którzy – zainteresowani najnowszą historią i martyrologią tamtej epoki, chcą coś wiedzieć. Dlatego staram się przedstawić przede wszystkim elementarną faktografię i oceny z nią związane, ale po to, aby ukazać propagandę wokół i na temat powstania, uprawianą od kilkudziesięciu lat nie tylko w Polsce, ale i w świecie.

Historia stała się narzędziem polityki, może być bronią, ale też – coraz częściej – jest inwektywą. Do tego służą „polskie obozy koncentracyjne”, „polski antysemityzm”, „polscy faszyści”, czyli pojęcia skandalicznie naciągane i dopasowywane do bieżących potrzeb pod pozorem historii. Miejsce elementarnej prawdy zajmuje toporna ideologia, sączona jak jad ukryty w żywotnym soku.

Czy chcemy, czy umiemy się przed tym bronić? Nie znając historii, jesteśmy bezbronni i wydani na łup pseudointelektualnych bandytów, pracujących łomem i toporem tam, gdzie wymagana jest finezja i wrażliwość, narzucających nam pod pozorem wolności cenzurę i podmianę znaczenia elementarnych pojęć.

„Podręcznik dowódcy plutonu strzeleckiego” (wyd. trzecie, poprawione i uzupełnione – 400 stron drobnego druku, format kieszeniowy). Podstawowy materiał szkoleniowy w konspiracyjnych Szkołach Podchorążych NSZ. Karta tytułowa zawiera fałszywą, przedwojenną datę wydania

„Podręcznik dowódcy plutonu strzeleckiego” (wyd. trzecie, poprawione i uzupełnione – 400 stron drobnego druku, format kieszeniowy). Podstawowy materiał szkoleniowy w konspiracyjnych Szkołach Podchorążych NSZ. Karta tytułowa zawiera fałszywą, przedwojenną datę wydania

Informacja komendanta głównego AK gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” o scaleniu NSZ z AK

„Wytyczne i program szkolenia na rok 1943/44” Dowództwa NSZ, Oddział III (wyszkoleniowo-ogólny)

Po wojnie komuniści „dorabiali” zdjęcia do różnych wydarzeń. Tu: inscenizacja, dotycząca powstania warszawskiego. W tle widać „przebierańców”, funkcjonariuszy (mundurowych i tajnych) oraz kamerzystę

ZRÓŻNICOWANIE

POLSKIEJ I ANTYPOLSKIEJ KONSPIRACJI

Powstanie Warszawskie było największym wystąpieniem zbrojnym Polskiego Państwa Podziemnego podczas okupacji niemieckiej. Wzięły w nim udział, niezależnie od zastrzeżeń i podziałów ideowo-politycznych, różne organizacje wojskowe i polityczno-wojskowe, nie tylko Armia Krajowa. Organizacje niepodległościowe orientacji narodowej: Stronnictwo Narodowe (SN), Organizacja Polska (OP – wewnętrzna struktura wojennego Obozu Narodowo-Radykalnego), Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW), Narodowe Siły Zbrojne (NSZ – oba odłamy: scalone z AK i pozostające poza nią) były zdecydowanie przeciwne. Ale nie powstaniu narodowemu jako takiemu – wszystkie miały w swych planach, od początku powołania swych ugrupowań w konspiracji, przygotowania do niego i przeprowadzenie go w najbardziej sprzyjających warunkach. Warunki te były określane i wielokrotnie przywoływanie w piśmiennictwie wojskowym i politycznym. Stan okupacji niemieckiej, zachowanie się Armii Czerwonej, warunki zewnętrzne (stanowisko aliantów zachodnich) nie sprzyjały jego rozpoczęciu na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku. Za warunki sprzyjające jego wybuchowi uznawano bowiem rozbicie niemieckiego frontu wschodniego (co wiązałoby się z porzuceniem przez okupanta planów obrony Warszawy) i uzgodnienie akcji z aliantami zachodnimi a w konsekwencji – uzyskanie gwarancji przerzutu jednostek wojskowych, w tym na początek 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Stanisława Sosabowskiego oraz broni, w tym przeciwpancernej i ciężkiej. Konieczne było również wyjaśnienie postawy Związku Sowieckiego – czy zachowa neutralność wobec oczekiwań Polaków a może nawet, podobnie do wcześniejszych powstań polskich w Wilnie i we Lwowie, wystąpi bezpośrednio przeciwko siłom niemieckim, wspomagając w ten sposób militarnie polskich powstańców. I co zrobi później. To powinni wyjaśnić wcześniej nasi zachodni sojusznicy, przede wszystkim Wielka Brytania. Tego można było i powinno się oczekiwać od tych, za których wolność biliśmy się od 1939 roku. Co więcej, tego strona polska powinna od nich po prostu żądać, skoro to miało być „za wolność Waszą i naszą”. Za „waszą” biliśmy się od 1939 roku, w obronie Wielkiej Brytanii i Francji, w Europie i Afryce Północnej. W piaskach pustyni i na Atlantyku. Za naszą, jak się okazało, chętnych nie było.

Zagadnieniem odrębnym była działalność i postawa konspiracji komunistycznej: Polskiej Partii Robotniczej (PPR) i jej militarnych bojówek, Gwardii – Armii Ludowej (GL-AL). Wszyscy niepodległościowcy, niezależnie od międzyorganizacyjnych podziałów a nawet ostrych waśni, nie mieli wątpliwości, że jest to sowiecka agentura, całkowicie ubezwłasnowolniona i realizująca wyłącznie sowieckie interesy.

Organizacje niepodległościowe miały w zasadzie pełną wiedzę o działalności komunistów w konspiracji. Wynikało to przede wszystkim z naturalnej w takim przypadku działalności kontrwywiadowczej oraz profesjonalnego „rozpracowywania” komunistów od środka, przez własną działalność agenturalną w ich szeregach. Na to pozwolić sobie mogły w zasadzie tylko dwie wojskowe organizacje: AK i NSZ (bo miały wywiad i kontrwywiad), które informowały o rosnącym stale zagrożeniu z ich strony. Inne organizacje przestrzegały w swej prasie i ulotkach przed komunistami, nie pozostawiając cienia wątpliwości, kim oni są i czego chcą. Wkrótce po powstaniu PPR zdecydowaną ofensywę propagandową i informacyjną przeciw nim podjęła AK: Walka z wrogiem komunistycznym stoi jeszcze przed nami i nie wolno dopuścić do tego, by narzędzie naszej walki, jakim są nasze organizacje polityczne, były infiltrowane przez obcy i wrogi nam element komunistyczny[1].

Niekiedy wzywano wprost do rozprawy z nimi, póki jest jeszcze na to czas:

Agentury Moskwy (PPR, Gwardii Ludowej, radiostacja „Kościuszko” coraz otwarciej atakują polskie partie polityczne, Rząd Polski w Londynie i jego ekspozytury w kraju. (...) cała akcja komuny jest rewolucyjnym przygotowaniem zamachu na naszą niepodległość, organizowanym przez Moskwę i koordynowanym z działaniami armii sowieckiej. (...) Środki zaradcze: (...) przygotowanie się do oczekującej nas rozprawy bojowej z komunistami. (Rozprawy tej nie pragniemy, lecz już jesteśmy zaatakowani!)[2].

Instancje kierownicze ówczesnego Ruchu Ludowego również nie miały wątpliwości co do ich prawdziwych intencji:

Wywołać przedwczesne powstanie przeciwniemieckie. (...) Chodzi głównie o to, żeby w przedwczesnym zrywie powstańczym skrwawić i wyniszczyć wszystkie żywe zorganizowane polskie siły, aby potem skrwawiony, bezsilny i zanarchizowany Naród rzucić w chwili przełomu w drapieżne zaborcze łapy wschodniego <wyzwoliciela> (...) PPR, to agenci wschodniego imperializmu, to sługusy w zasięgu moskiewskich celów, godzących w naszą wolność i nasz niezależny państwowy byt (...)[3].

Ruch ludowy był wówczas jeszcze zdrowy, szczególnie jego kierownicze instancje. Zaczęło się w nim psuć w 1944 roku, gdy okazało się, że to nie nasi alianci z zachodu, ale nasi wrogowie ze wschodu wyprą z okupowanej Polski Niemców. Komuniści głosili nośne społecznie hasła, przede wszystkim obiecywali rozdawnictwo ziemi. Ludowcy jako organizacja konspiracyjna prawie nie zaistnieli na ziemiach wcielonych w 1939 roku do Związku Sowieckiego (byli na Wołyniu i woj. lwowskim), nie doznali zatem „dobrodziejstwa” sowieckiego w takim stopniu, jak inne orientacje polityczne. Stąd takie łatwe było poparcie przez nich w 1945 roku Stanisława Mikołajczyka i „reform”, wprowadzanych przez komunistów. Zapłacili za to wysoką cenę, ale dopiero później.

Podobnie o wrogich zamiarach komunistów informowała niepodległościowa Polska Partia Socjalistyczna (WRN):

Rosyjska Partia Robotnicza w Polsce używająca nazwy „polskiej” usiłuje wszelkimi sposobami przybrać pozory uczestnictwa w polskim ruchu niepodległościowym. (...) Od kogo, jak od kogo, ale od wczorajszych wspólników Hitlera nie przyjmujemy lekcji miłości ojczyzny[4].

Szkoda, że wierności tej postawie z okresu okupacji dochowali nieliczni. Inni bardzo łatwo dali się uwieść (lub sami tego chcieli), że mogą współrządzić Polską po 1944 roku wespół z komunistami. Dlatego „koncesjonowana” PPS tak szybko urosła w siłę w Polsce Ludowej, stając się taranem, torującym drogę „bratniemu” ugrupowaniu, czyli Polskiej (a faktycznie: Sowieckiej) Partii Robotniczej. Następnie dali się rozbić i zostali przez komunistów po prostu wchłonięci, a pojedynczy działacze, tacy jak Kazimierz Pużak, pozostali już tylko wyrzutem sumienia.

Środowiska piłsudczykowskie, choć bardzo małe i rozbite na rywalizujące między sobą grupki, stały na tym samym stanowisku:

Na terenie naszego Kraju działa specjalna organizacja, która głosi publicznie współpracę z Sowietami. Jest ona agenturą bolszewizmu, przez niego stworzoną, popieraną i finansowaną. W imię słusznie pojętego interesu narodowego polskiego współdziałanie z tą organizacją, stojącą na usługach obcego i wrogiego Polsce mocarstwa, musi być uznane za taką samą zbrodnię, jak współpraca z Gestapo, czy jakimkolwiek innym organem Rzeszy Niemieckiej[5].

I wreszcie NSZ – które uznały agenturalne knowania komuny za „drugą okupację” (ten termin szybko się upowszechnił, oddawał bowiem istotę sprawy): Wywołanie takiego powstania jest głównym zadaniem działającej na terenie Polski komuny – „Polskiej Partii Robotniczej” i jej zbrojnego narzędzia – „Gwardii Ludowej”, której ośrodkiem są poważne siły sowieckich oddziałów partyzanckich, stanowiące, równolegle z Niemcami, drugą okupację ziem polskich[6].

Oni dochowali wierności swym ideałom, stając się po 1944 roku podstawą Powstania Antykomunistycznego. Nigdy Polski nie zdradzili, nie szukali „kompromisu” z moskiewską agenturą, wiedząc, jak to się każdorazowo kończy.

Podsumowaniem było zaś stanowisko Polskiego Państwa Podziemnego, zawarte w „Biuletynie Informacyjnym” (23 XI 1943), organie KG AK: Każdy robotnik, chłop czy inteligent, który ulega propagandzie komunistycznej, który współpracuje z komunistami, staje się dziś zdrajcą takim samym, jakim jest Volksdeutsch[7].

Niestety, po wejściu bolszewików, a nawet nieco wcześniej, dla wyższej kadry tej formacji nie było to już takie oczywiste. Bardzo szybko szukali „porozumienia”, które okazywało się podległością i prowadziło wprost do podłości, stawali się bowiem służalcami nowej okupacji.

Ewenementem jest to, że komuniści – bardzo słabi i nieporadni intelektualnie mieli swój plan działań „powstańczych” w Warszawie, już od lutego 1943 r. bardzo skonkretyzowanych i nie pozostawiających cienia wątpliwości, że są zdecydowani na krwawą rozprawę z polskimi niepodległościowcami. Nie stać ich było na przygotowania zdobycia władzy stopniowo i rozdrabnianie i tak niewielkich sił. Skupili się zatem na Warszawie, uważając, że po zdobyciu władzy nad stolicą reszta kraju wpadnie im w ręce. Oczywiście, w drodze przekazania jej przez Sowietów, co do tego nie mieli wątpliwości. Świadczy to o ich wyjątkowej determinacji w podejmowaniu prób zdobycia władzy w Polsce, za wszelką dosłownie cenę. Będą one scharakteryzowane dalej.

[1] Materiały do akcji przeciwkomunistycznej [AK], V 1942, Archiwum Akt Nowych (dalej: AAN) 203/VII-62, k. 28.

[2] Sytuacja w ruchu wywrotowym (Sprawozdanie za grudzień 1942 r. i styczeń 1943 r.), [AK] AAN, 203/III-136, k. 18–19.

[3] Do Żołnierzy „Batalionów Chłopskich”, XI 1943, AAN, 201/1, k. 32.

[4] [Bez tytułu] „WRN” nr 6 (88) z 28 marca – 11 kwietnia 1942 r.

[5] „Państwo Polskie” nr 12 z 23 IV 1943 [organ Obozu Polski Walczącej].

[6] A. Rawicz [Jan Lilpop], O co walczą Narodowe Siły Zbrojne, Warszawa 1943.

[7] Biuletyn Informacyjny KG AK z 23 XI 1943.

POWSTANIE W WARSZAWIE DROGĄ DO ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI.

PLANY I MOŻLIWOŚCI

Koncepcja powstania zbrojnego skierowanego przeciwko Niemcom, pojawiła się po raz pierwszy w „Instrukcji dla obywatela Rakonia”, opracowanej przez komendanta Służby Zwycięstwu Polski (SZP) gen. Kazimierza Sosnkowskiego pseud. „Józef Godziemba” dla szefa sztabu SZP, płk. Stefana Roweckiego pseud. „Rakoń” z 4 grudnia 1939 roku i była następnie wielokrotnie rozwijana i modyfikowana. Warszawa aż do marca 1944 roku była uwzględniana w tych planach jako jeden z głównych celów strategicznych i miejsce walk powstańczych. Dopiero w marcu 1944 roku, pod wpływem zaistniałej sytuacji na froncie wschodnim (gdzie Niemcy wprawdzie przegrywali i wycofywali się, ale nie zostali rozbici) dowódca AK, gen. Tadeusz Komorowski pseud. „Bór” wyłączył Warszawę z planu powstania powszechnego (krypt. „Burza”), aby uchronić ludność cywilną stolicy przed zagładą i miasto przed całkowitym zniszczeniem. Spowodowane to było najprawdopodobniej brakiem załamania się potęgi III Rzeszy. Armie niemieckie przegrywały na froncie wschodnim, wycofywały się, ale cały czas były zdolne do tworzenia nowych linii obrony a III Rzesza Niemiecka na zapleczu frontu funkcjonowała praktycznie do ostatniej chwili, bez oznak paniki i rozprężenia.

Zgodnie z nową koncepcją (przyjętą po marcu 1944 roku) oddziały AK w swej podstawowej masie miały zatem opuścić miasto (bez prób jego obrony) i wziąć udział w lokalnych walkach na terenie Podokręgu Zachód na zapleczu frontu niemiecko-sowieckiego. W konsekwencji wstrzymane zostały wszelkie dotychczasowe prace operacyjne, uwzględniające wcześniej walkę o miasto i przystąpiono do przerzutów zapasów broni do oddziałów partyzanckich AK, głównie na wschód od Warszawy. Do walki ograniczonej, związanej z możliwym opanowaniem miasta, przygotowywał się jednak nadal warszawski garnizon AK. Otrzymał on rozkazy dowództwa, aby w chwili odwrotu Niemców chronić ludność cywilną i opanowywać w miarę możliwości najważniejsze obiekty. Była to wówczas najbardziej rozsądna koncepcja i nikt jej nie kwestionował, co więcej, trudno sobie wyobrazić, gdyby przygotowań do takich działań nie podjęto.

Nowy plan operacyjny przygotowań do powstania obowiązywał od marca aż do drugiej połowy lipca 1944 roku. W związku z tym konspiracja warszawska była w znacznym stopniu rozładowywana a przygotowań powstańczych nie podejmowano. Co więcej, pozbywano się z Warszawy podstawowych zapasów broni, uznano bowiem, że tu nie będzie aż tak bardzo przydatna.

W dniu 7 lipca 1944 roku Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski wydał instrukcję, w której stwierdził, że w tych warunkach wojskowo-politycznych powstanie zbrojne narodu nie byłoby usprawiedliwione, nie mówiąc już o braku fizycznych szans powodzenia[1]. W związku z powyższym cały czas trwała ewakuacja broni dla oddziałów walczących poza miastem. Na przykład: 7 lipca wywieziono 900 pistoletów maszynowych z zapasami amunicji, 17 lipca – 60 pistoletów maszynowych i amunicję. Inne magazyny nie były przemieszczane do miejsc, skąd broń mogłaby zostać szybko rozdysponowana do walki, przez co już nigdy nie były użyte przez konspiratorów[2].

Ale – prawdopodobnie pod wpływem bardzo szybkich postępów Armii Czerwonej w parciu na Warszawę – od 15 lipca nastawienie znacznej części kadry dowódczej AK wobec wybuchu powstania w Warszawie zaczęło się diametralnie zmieniać. Było to związane z klęskami niemieckimi na froncie wschodnim i błyskawiczną ofensywą Armii Czerwonej. Po zamachu na Adolfa Hitlera (21 lipca) nastroje powstańcze w Warszawie spotęgowały się, tym bardziej, że Niemcy cofali się ze stolicy Polski w sposób coraz mniej zorganizowany. 21 lipca wieczorem gen. „Bór” wydał rozkaz wprowadzenia „stanu czujności” do powstania na dzień 25 lipca, czyli na podjęcie przygotowań pozostały zaledwie trzy doby... Tego dnia odbyła się szeroka narada oficerów KG AK i wicepremiera rządu RP, Delegata Rządu na Kraj Jana Stanisława Jankowskiego pseud. „Soból”. Jej wynikiem było ogłoszenie władzom RP w Londynie stanu gotowości do powstania zbrojnego w Warszawie, co nie było prawdą, bo oddziały nie były gotowe, broń pozostawała w magazynach (jak się okazało wkrótce – w znacznym stopniu niedostępnych). Rząd RP w specjalnej uchwale z 25 lipca upoważnił Delegata Rządu do ogłoszenia wybuchu powstania w wybranym przez niego momencie.

Niemieckie władze frontowe i garnizon niemiecki w Warszawie były od początku uprzedzone o przygotowaniach powstańczych (co było spowodowane różnymi przyczynami, przede wszystkim nieprzestrzeganiem ścisłych reguł konspiracji, istnieniem niemieckiej agentury, wzmożonym ruchem młodych ludzi na ulicach i związanymi z tym aresztowaniami), całkowicie więc wyeliminowany został podstawowy czynnik, który miał być warunkiem powodzenia całej akcji – zaskoczenie wroga. Wszystkie najważniejsze obiekty w mieście o znaczeniu militarnym i strategicznym zostały dodatkowo wzmocnione (lotnisko, gmachy urzędowe, węzły komunikacyjne, mosty itp.). W dniu 28 lipca gubernator dystryktu warszawskiego Ludwig Fischer zarządził mobilizację 100 tys. mężczyzn do prac fortyfikacyjnych na zapleczu frontu, chcąc w ten sposób sparaliżować przygotowania powstańców. Dowódca Okręgu Warszawa AK, płk dypl. Antoni Chruściel pseud. „Monter” na własną rękę (nie mając do tego upoważnienia) zarządził więc alarmową, pośpieszną mobilizację, ale wobec powszechnego bojkotu zarządzeń niemieckich i braku represji niemieckich alarm został odwołany. Według pierwotnych założeń raz ogłoszona mobilizacja nie mogła już być odwołana, z oczywistych powodów. Jej odwołanie (a została w znacznym stopniu przeprowadzona, do szeregów stawiło się ok. 60 procent przewidzianych stanów), wprowadziło ogromną dezorientację w oddziałach AK oraz dekonspirację bardzo wielu ludzi oraz lokali.

Niemcy szybko opanowali objawy paniki na froncie i odtworzyli rozbitą 9 Armię, przez nadesłanie nowych jednostek. Adolf Hitler rozkazał swym oddziałom bezwzględne utrzymanie Warszawy i jej przedpola, słusznie uważając, że jej łatwy upadek mógłby otworzyć Armii Czerwonej najkrótszą drogę na Berlin.

Bezpośrednim celem militarnym powstania było zniszczenie niemieckiego garnizonu, który liczył ok. 20 tys. żołnierzy (ale składał się z jednostek mieszanych i tyłowych oraz policyjnych, co w zupełności wystarczało do panowania nad miastem w sytuacji względnego „spokoju”), opanowanie strategicznych obiektów i przede wszystkim lotniska Okęcie. Miało to umożliwić lądowanie Brygady Spadochronowej, która od momentu jej utworzenia była przygotowywana do użycia w kraju. W tym czasie Brygada była jednak podporządkowana operacyjnie dowództwu alianckiemu (za niefrasobliwą zgodą KG AK!) i już nie była przewidziana do walk w Warszawie. Politycznie powstanie miało natomiast doprowadzić do ujawnienia się polskich władz wojskowych i cywilnych wobec wkraczającej Armii Czerwonej. To z kolei miało przymusić aliantów zachodnich do bardziej zdecydowanego opowiedzenia się po stronie prawowitego rządu RP w związku z zajmowaniem ziem polskich przez Sowietów i stosowaniem masowych represji na żołnierzach AK i innych organizacji.

Wobec dalszego oczekiwania na wyjaśnienie sytuacji przez gen. „Bora” i jego niezdecydowania co do wybuchu powstania, 31 lipca rano gen. Leopold Okulicki pseud. „Kobra” (zastępca dowódcy AK) zagroził mu wprost siłowym przejęciem władzy. Był to niewątpliwie bunt podkomendnego w obliczu wroga, w trakcie działań wojennych i powinien być – jaki taki – bardzo surowo osądzony. Tak się jednak nie stało. Gen. „Bór” jednak jeszcze nie ustąpił, dopiero po późniejszych meldunkach, że wojska sowieckie szybko posuwają się naprzód a ich czołgi widziano już na Pradze (co po niewczasie okazało się nieprawdą), pod silną presją m. in. gen. Okulickiego i gen. Tadeusza Pełczyńskiego (szefa sztabu KG) podjął decyzję o wybuchu powstania w dniu następnym. Delegat Rządu na Kraj Jan S. Jankowski wyraził na to zgodę, uznając nieformalny prymat wojskowych.

Naczelny Wódz dopiero 6 sierpnia wrócił do Londynu z inspekcji 2. Korpusu na terenie Włoch. Ale już przebywając przy Korpusie podejmował próby powstrzymania działań pro-powstańczych. W depeszy do kraju z 25 lipca stwierdził kategorycznie: W obliczu szybkich postępów okupacjisowieckiej na terytorium kraju trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej groźby eksterminacji. I w związku z tym doradzał: Według możliwości wycofujcie oddziały na zachód w skupieniu lub rozproszeniu zależnie od warunków. Owo wycofywanie miało dotyczyć przede wszystkim najbardziej zagrożonej młodzieży na zachód ku granicy słowacko-węgierskiej (..) Zależnie od Waszego uznania możecie upoważnić ludzi do szukania dróg via organizacja Todta i roboty rolne w Niemczech z obowiązkiem jak najrychlejszej ucieczki do WP. Niestety, depesza została drastycznie ocenzurowana przez szefa sztabu za zgodą prezydenta RP!

28 lipca Naczelny Wódz wysłał (via Londyn) kolejną dramatyczną depeszę, prezentując swe jednoznaczne stanowisko: Wobliczu sowieckiej polityki gwałtów i faktów dokonanych powstanie zbrojne byłoby aktem pozbawionym politycznego sensu, mogącym za sobą pociągnąć niepotrzebne ofiary.

Powstanie wybuchło wbrew stanowisku Naczelnego Wodza, który dosłownie w ostatniej chwili zalecał wprawdzie kontynuację akcji „Burza”, ale co do powstania w Warszawie prezentował stale to samo stanowisko, ostrzegając przed jego dalekosiężnymi skutkami: w obecnych warunkach politycznych jestem przeciwny powszechnemu powstaniu, którego sensem z konieczności byłaby zmiana jednej okupacji na drugą[3].

Grupa oficerów legionowych w KG AK (i z nimi ściśle związanych), mających przemożny wpływ na komendanta głównego gen. „Bora” przeprowadziła swoją koncepcję – wybuchu powstania w Warszawie, bez jego wcześniejszego starannego przygotowania i obudowy politycznej.

Odezwa „generała” Zygmunta Berlinga do Polaków pod okupacją niemiecką, lipiec 1944 r. Jest to w istocie apel sowiecki, bardzo nieudolnie przetłumaczony na język polski

„Instrukcja o broni piechoty” Dowództwa NSZ. Podręcznik szkoleniowy (zawiera również atlas broni). Karta tytułowa zawiera fałszywą, przedwojenną datę wydania

„Instrukcja o broni piechoty” Dowództwa NSZ. Podręcznik szkoleniowy (zawiera również atlas broni). Karta tytułowa zawiera fałszywą, przedwojenną datę wydania

W lipcu 1944 roku Niemcy wycofywali się na zachód przez Warszawę. Wyglądali inaczej niż ci, którzy do niej wkraczali we wrześniu 1939 roku

[1] Depesza Naczelnego Wodza dla Dowódcy AK z 7 VII 1944, Armia Krajowa w dokumentach 1939–1945, t. III, Wrocław-Warszawa-Kraków 1990, s. 505. (Dalej: AK w dokumentach...).

[2] Na skutek niepowiadomienia NSZ o wybuchu powstania znaczna część ich magazynów broni nie została wykorzystana, była ona bowiem ukryta na Pradze, w okolicach Dworca Gdańskiego i w rejonach podwarszawskich. Zob. Udział Narodowych Sił Zbrojnych w Powstaniu Warszawskim, „Ogniwo”, Paryż, sierpień 1952.

[3] Zob. AK w dokumentach..., t. IV, wymiana korespondencji w lipcu 1944 roku. Depesza NW do Szefa Sztabu, gen. Stanisława Kopańskiego, AK w dokumentach..., t. IV, s. 29.

DECYDENCI,

CZYLI WYŻSZA KADRA WOJSKOWA AK

Nieszczęściem polskiej konspiracji niepodległościowej był fakt, że jej główny nurt, uznawany za „oficjalny” (i utożsamiany z „rządowym”), czyli SZP-ZWZ-AK, od początku do końca swego istnienia kontrolowany by prawie w całości przez oficerów „legionowych”. Takie dyspozycje, aby władzę w konspiracji od początku obejmowali oficerowie wyłącznie z tego kręgu, otrzymał od marsz. Edwarda Rydza-Śmigłego mjr Edmund Galinat, jego wysłannik do walczącej jeszcze Warszawy, który dotarł tam 26 września, tuż przed kapitulacją. Następnie ani gen. Władysław Sikorski ani tym bardziej jego następca Kazimierz Sosnkowski nie zapobiegli temu procederowi. Skutki były wprost katastrofalne.