Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Niepokorny skorpionek i jego przemyślenia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 73
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Piotr Oczkowski, 2017
Niepokorny skorpionek i jego przemyślenia. Zapraszam do lektury. Jak zainwestowane pieniądze zwrócą się w postaci satysfakcji z czytania-to super. A jak nie. No cóz… Życie.
ISBN 978-83-8104-569-8
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
w którymś pokoju domu
z widokiem na mrocznie
piękne góry
trzymam ciebie za ręke
wszystko wydaje się takie
oczywiste
nawet kiedy zaczynaliśmy
przyjaźni drogę
budzę się wokół twoich
oczu
nie zaprzeczam jestem szczęśliwy
każdego dnia
więcej
czując że zagmatwany los
wreszcie odpuścił
nam
na zawsze
wyczuwam twój uśmiech
przeplatany znanym mi
zapachem
radości
w tym pokoju domu
gdzie budzimy się codziennie
słońcem i słowami
kocham ciebie wariacie
kocham ciebie piękności
tylko moja
na zawsze
**
chcę zjeść
twoje serce
jestem głodny tobą
przekopując kolejny dzień
bez oznak twoich rąk
błądzę wspomnieniami
niczym niewidomy na środku
pustyni
czy jest jakikolwiek lek
mogący znieść ten ból
rozłąki
naszej
życie pędzi dalej
bez ciebie to tylko cień
dręczący coraz silniej
czarnowidztwem
może przesadzam
wyjdę na spacer świeże powietrze
jednak
bez ciebie to kolejne minuty
samotności
kochanie
tęsknię nie tylko sercem
nienawidząc każdą sekundę
bez tych oczu
muszę przetrwać wszystkie
upokorzenia losu
zaszywając się gdzieś w ciemnym
kącie
niecierpliwością wzmagany
w oczekiwaniu twoich
ust
słów
piersi
uśmiechu…
**
spoglądając ku tobie
widzę tę samą dziewczynę
jaką los zesłał mi dawno temu
którą tak długo szukałem
w świata ciemności
słysząc twój głos czuję
dotyk ust pieszczących się
moim ciałem
nie wzbraniam się
niech chwila wiecznie trwa
unosząc mnie do bram nieba
jak ciebie
gdy delikatnie stąpałem ustami
między twoimi piersiami
czując każdy kształt
zaznaczający się wyraźną rozkoszą
słowa mojego
przepełnione smakiem jakiego
nigdy nie zaznałem
głosząc światu twoją urodę
którą widziałem w blasku moich
zachłannie szukających ciebie
oczu
z każdym dotknięciem ust szyi
składając się poprzez piersi do…
wiem że serce wybrało słusznie
**
złamane obietnice
gdzieś błąkają się wśród
zimnych wzgórz niedopowiedzianych
zdarzeń
z każdym dniem zakochuję się
w tobie bardziej
wiem brzmi jak szaleństwo
lecz czy życie takie nie jest
czyż nie możemy zanurzyć się
w szaleńczej miłości
trzymając głowę nad nią
razem
w snach nic nie widzę
nie przeraża to mnie
bo wiem że gdzieś tam jesteś
na tym moja siła polega
tylko nie wygadaj się moim słabościom
gotowe zwietrzyć szanse
ataku
na ciebie
wszystkie wspomnienia stłoczone
napierają na mnie
nie boję się dawno już
tak puste
cały świat podporządkuję
tylko tobie
nie zatracając sensu
mojego istnienia
za wielką górą gdzieś spoczywają
nasze marzenia przykryte
dzisiejszym dniem
nikt ich nie skradnie
poczekają jak tylko
do pociągu wsiądziemy
by na końcowej stacji
z walizkami przyjść do tego
domu pod górą gdzie
już niecierpliwić się
będą
naszych marzeń nadzieje
mimo tych lat… oczekiwań
**
zakradając się do
sypialni
widząc w jedwabnej rubaszce
której nigdy nie zakładasz
do snu
podchodzę wzrokiem
głaszcząc ciebie wzdłuż
pleców zatrzymując
się każdym pocałunkiem
na pośladkach
tak namiętnie obserwowanych
całe dnie
delikatnie składam się
rękoma między twoje uda
widząc uśmiech
skierowany w moją stronę
nie tylko dłońmi
twoimi
dostrzegającymi mnie
czuję każdy krok palców
zmierzających tam gdzie
moje
w tobie już dawno…
**
pomimo zimna grasującego
niekiedy w moich myślach
to tylko myśli
prawdziwa walka rozgrywa się
gdzieś w czeluściach serca
nawet nie rozumu
chociaż też chce mieć coś
do powiedzenia
pomimo wątpliwości niszczących
mury
niekiedy
idę drogą usłaną przez ciernie
twoje
kalecząc każdą nadzieją
zmierzam pewnie do ciebie
jeśli tylko pozwolisz otworzyć
furtkę do twojego ogródka
nawet jak wieje zimnem
pomimo rozczarowań samym sobą
dokładam starań by
nie dosięgły ciebie
nigdy
układankę moją naprawię
będzie świecić tobą
jednak wzór będzie
mój
wszakże jestem autorem
słów
do M.
**
pomimo burz piasku skowytu
nieznajomy nadal przy
asyście córki setha
wszędobylskiej nocami
podróżuje
rozsmakowany w śladzie
pięknej znajomej tancerki
balansującej na granicach
marzeń i życia wedle pustyni
zagrań
podróżuje pomimo zacierania
istnienia przez samą piękność
ujrzaną nie raz nie tylko w śnie
kiedy powiew oddechu wzbijał
w nim uczucie bliskości
pisanej nie tylko sercem
sykliwe skorpiony upiornie
posłuszne mu zaprzęgają
w kolejny dzień pełne toboły
nadziei że kiedyś bramy
zaginionego miasta ujrzą
wśród zawieruchy setha
otwarte bramy…
**
pocałunków roje wyległy
z jego ust otulając jej nagie
piersi
w taniec niekończących
się dotyków rozgrzanych warg
jej ciała tak doskonale skrywanego
bliskość skinień ich ciał
nie jednego widza wprawi w poruszenie
gdy w czułych dotykach
ich rąk szeptających rozkoszne
słowa
wyczuwają siebie w magicznym tańcu
kochania nie tylko serc
gdy delikatne piersi obejmuje
pocałunkiem języka nie jeden
pewnie zawstydziłby się ileż w tym
miłosnej pasji
odkrywania siebie po raz wtóry
**
krzyżuje mnie kolejny raz
dokładniej pod prądem
związany mam serce
pastwi się każdym cierniem
celnie wbijając w serce
moje
zapakowane w pudełko
podpaliła ciesząc się ogniem
niczym pożarem wieżowca
piroman z lekkim upośledzeniem
sycząc słowa wlewa jad
niepewności w moje myśli
zatruwa każdy krok
śmiechem potępionej L.
sprawiającej coraz większą
moją słabość… aby powiedzieć
dość!
pozostaje tylko jedno wyjście
wykrzyczeć co tak słabo
starasz się
ciało łatwo zabić
serce nadal będzie bić
o tobie
póki będę tego chciał
na to jedynie nie masz
wpływu
**
kolejna zima
skrywa mnie z dala
od ciebie
kolejny mróz
dzieli moje serce na strzępy
kolejny lodowaty wiatr smaga
moje myśli
cisza zapada przeklętym skowyciem
nie ma ciebie
znów zapadam się w skorupy czeluście
niecierpliwie licząc czas
byś wyciągnęła niczym królika
z marnego kapelusza
znam twoje lęki obawy
swoje też
powtarzać się sensu brak
nadal będę rozbijał się
o ten mur
kolejną zimę też zniosę
może kiedyś otworzysz
bramy
i zabierzesz ledwo żywego
***
jeżeli opuścisz mnie
weź ze sobą serce moje
obiecuję nie będzie
uwierać
w wygodnym świecie
spocznie gdzieś w kącie
może zapomniane
umierające
im więcej kocham tym więcej
zadajesz ran
dla mnie już niepotrzebne
jest
paradoks życia brzmi
nigdy nie mów nigdy
być może
nie znam się
jedynie
wiem że bez ciebie
znów zamknę się
tym razem szczelniej
tym razem na zawsze
ostatecznie
żyjąc tylko wspomnieniami
o tobie
bez serca
zabierz je!
może kiedyś zwrócisz
nie ważne w jakim stanie
wtedy wyjdę przywitać ciebie
mam nadzieję że wejdziesz z nim
do tej skorupy
**
tysiące chwil minęło
odkąd widziałem twój
głos gdzieś
na linii słuchawki
wyczuwając ciebie całym ciałem
z lekka drżącym podnieceniem
dni płyną zbyt wolno
bez ciebie dręcząc stęsknione
serce
setkami rozmyślań
wyczekując z niecierpliwością
kolejnych spotkań
zabijam chłód samotności
wspomnieniami
naszych pocałunków skradanych
całymi sekundami
gdy pieściłem twoje piersi
niczym młody bóg swoją wybrankę
w pełnej rozpusty pożądania
grze
między dwoma spragnionymi siebie
ciałami
móc wrócić do każdego poranku
niekoniecznie śniąc
dotykiem znów przypomnieć
zapach twojego oddechu
głaszcząc szyję powoli
wyzbywając ciebie z przymusu
noszenia ubrań
siegając nie tylko wzrokiem
na twoje uda
tak rozkosznie smakującą
między nimi
z każdym uniesieniem
też języka
może to nadal zasłyszany
banał przez ciebie
dalej tęsknie chcąc
żyć z tobą w tobie
na zawsze
poczekam kochanie
jak zwykle
nieco niecierpliwie
**
gdy noc zachodzi swoim panowaniem
gdy ciemności spowiją świat
budzą się demony
uzbrojone w lęki i obawy
stając kolejny raz
do śmiertelnego pojedynku
wydając dzikie ryki szarżując
na moje myśli tnąc serce
orając toporami mury nadziei
biedne wojsko nie wiedzące
że mam ciebie
klęska
tak oczywista już wlewa się
w ich dusze
kolejna noc z niezliczoną
ilością trupa z demoniczną twarzą
i nawet gdy uciekniesz
każdym słowem z całą
nadzieją
przebijąjąc się przez zasieki
dojdą do sali tronowej trzaskając
go na drobne kawałki
powstanę niczym biedny feniks
karmiąc się nadal wspomnieniami
bliskości naszych serc ciał marzeń
każdej chwili spędzonej razem
a potem wyjdę poza zgliszcza
szukając twoich śladów życia
kiedy noc zaplata swoje warkocze
w twoim świecie budząc twoje
upiory
zapytaj czy znów chcą doświadczyć
porażki smaku
z miecza mojego serca…
**
zbudzony niemym tłokiem
spraw mało ważnych
szukam twojego ciepła
wśród obcej ci pościeli
kolejna noc spędzona na rozmowach
z bezsenności czasem
stawia mnie pierwszego
w jednoosobowej kolejce
po cudną kawę
papierowe ludziki nie wiadomo skąd
zmierzają posłusznie do swego celu
chyba pracować muszą
niezbyt bogaci nadal pozostając
włączę znów radio z nadawanymi
audycjami o naszych spotkaniach
głowa pęką mi od myśli
z wczorajszej niezbyt śpiącej nocy
na szczęście zażyję ciebie
kolejnym wspomnieniem
życie to dziwny twór
niby chce pomóc a równie ochoczo
kopie każdą nadzieję
nie chcę poddać się
serce nie pozwala nawet
umysł już tak podpowiada
nadal śpiewam słowa tej
piosenki
nawet jak już spotkam
w naszej pościeli objęcia
twoich rąk
**
delikatnym powiewiem
opuszków palców prześlignę się
wokół twoich piersi
wzbudzając ich ożywienie
rozkołyszę się wokół sutków językiem
zaznaczając każdy kęs
pocałunków ust coraz
większymi pragnieniami
bycia z tobą
nie tylko w śnie
przebędę tysiące chwil
twojego ciała niczym spragniony
wędrowiec
wargami delektując się
zapachem nieprzytomnie zmierzając
do ukrytego skarbu jaki
jeszcze skrywają
biodra twoje wywołujące
we mnie podniecenie
dręczące każdą samotną chwilą
bez twoich ust smaganych pocałunkami
tak łapczywie zachłannymi
że nawet kupidyn zawstydzony
widząc nas we wspólnym
uniesieniu dwojga ciał
dotykających się
nadal z fascynacją
niezbadanych chwil
zagłębiając się w tobie
niczym w życiodajnym eliksirze
graniczę z obłędem uniesienia
czując każdy pomruk twoich
ust czerpiących ze mnie coraz
większą radość czucia każdego
ruchu przyspieszającego
z mijającymi sekundami
minutami…
**
znów noc skrada się
stadem wygłodniałych
lęków
kąsając niemiłosiernie długo
nie śpię każdej słysząc
pomruki ciemnych stworzeń
dręczących nie jedną duszę
wlewają do myśli
słowa o których nawet upadłe
anioły nie chciałby słyszeć
wzywając mojego demona
uciekaj lilith póki jeszcze
nie wybudził się
nie zapanuję nad nim
gdy nie ma ciebie
kiedy zasypiam
kiedy słońce krzyczy by powrócić
z marzeń wojaży
noc zwycięża
szepta o poddaniu się
skazuje na odrętwienie
niebytu serce
nadal żyjące tobą
piękne marzenia
szkoda że
na karcie wyblakłego
papieru
mogą tylko żyć
swobodnie…
**
czuję opuszczasz mnie
skazujesz na wieczny sen
wypełniony zimnem obojętności
załamująca się fala nadziei
zderzając się z tobą
znikła szybko
jak twoje obietnice
wypełniasz mnie znów
obojętnością
czuję się tak zmęczony
umieram
znów chowając się w mój świat
upokorzony sercem
że odważyłem się tobie
dać coś co kiedyś już widziałaś
powoli zabijasz mnie
nie dbam
co z tobą staje się
mam większy bagaż od ciebie
i to przeraża nas
że jestem w stanie podpalić się
dla ciebie
a ty w swojej klatce będziesz
nadal bawić się
lecz na końcu tej drogi
każdy z nas zapłaci
przykro mi
ja już zaczynam…
**
nie zapominaj mnie
znów ciebie potrzebuję
tak zimno zapanowało
wokół moich myśli
że odważyłem się zakochać
bez zgody logiki życia
w mojej M
nadal walczącej ze sobą
potrzebuję ciebie
proszę przyjdź i nie
opuszczaj
tak dawno nie rozmawiałem
z tobą proszę nie odchodź
wróć
wiem to moja wina
za bardzo szczęśliwy
chciałem być z moją M
za bardzo kochałem
ale to już zmieni się
nie odwrócę się już
od ciebie
proszę wróć mój
smutku
zamknijmy się przed tym światem
obroń mnie bym nie musiał
cierpieć
bardziej zdając sobie
sprawę że nigdy nie przestanę
myśleć o mojej M
**
jestem zmęczony
byciem tu
sobą
dlaczego znów doświadczasz
mnie udrękami
cóż znów uczyniłem
że grzebiesz mnie w popiele
rozpaczy i smutku
czy słowo kocham stawia
mnie w równym szeregu
z każdym mordercą
mój panie
czy tym razem nie możesz
odpuścić mi
i pozwolić żyć z różą
jak moglibyśmy
gdybyś tylko odrobinę
chciał
mój panie
zwracam się do ciebie
byś pomógł mi losem
kartami wyroczniami sybilli
czy dziwnymi pytiami
proroctwami może znakami
na niebie
móc z moją różą
żyć tak jak zasługuje
obsypana moją miłością
i poczuciem że jej
nie opuszczę w najciemniejszych
chwilach
życia gdy śmierć
zajrzy w oczy
mój panie
czy o dużo proszę…
**
znów zatracam się
własnymi słowami
zimnymi w swej pustce
okrutny los jaki ustaliłaś
wreszcie odnióśł sukces
odchodzę umierając
coraz bardziej
przepraszam
że doważyłem się zburzyć
twój złoty spokój
głupim słowem
kocham
odejdę w cień
jedynie mając dziwne
serce nadal bijące
dla ciebie
pozwól mi pogrążyć się
w smutku zasypiając
wspomnieniami nadal
o tobie
żyj tym co tak bronisz
obyś była szczęśliwa
w pełni blasku złotej
przyszłości
jaką ponoć los
spisał tobie
do widzenia
kochanie…
**
erekcją moich zmysłów
zacznę powoli schodzić
z twoimi ustami gorącymi
niczym myśli popychające
...mnie do tego ciała
w dół
zwiedzając wargami delikatne
zakola szyi by bez ogródek
zanurzyć się w każdej z nich
pachnących nieustannie znanym
dotykiem opuszków palców
wprawiających się w podniecający
taniec wokół ich wzgórzy
w asyście języka tak uwielbiającego
pieścić sutki
i tak blisko i tak daleko
do ciebie wokół zgrabnie kuszących
nóg
gdy lekko rozchylone wzbijają wszystkim
co jeszcze nie wędrowało po
twoim ciele
i nawet gdyby ból zamknął
usta w żelaznym uścisku
życia paskudnej choroby
i nawet gdyby nie jednego
sutka skalpel zmiótł
nadal opuszki przebiegać będą
wzdłuż pięknego TWOJEGO ciała
bo tak natura chciała
pożądać ciebie nawet w nie pełni
kobiecości
przeze mnie
**
chcę zapytać mojej choroby
czy warto już umierać
milczy jednak pośród baru oparów
kolejnych zaciągnieć się
pijanych oczu
z życia tak strudzenie bronionego
czym tylko da się i duszami
bo przecież ich nie widać
tajemniczy cień zerka mi
przez ramię ciągnąć
z kieliszka ile tylko się da
czuję obrzydzenie tym
miejscem
ale to przecież nazywam domem
w tłumie tych pijanych trupów
taki sam siedzę bez twojej ręki
wędrującej gdzieś daleko
szkoda że nie po moim ciele
tak wytęsknionego każdego
odechu zamiast fetoru wyczekiwania
w tym tłumie twoich oczu
dopijam kolejny kieliszek czegoś tam
pamiętając że pijanym łatwiej
pozostaje na topie iścia pod rzekę
by nie skończyć z zimnymi sercami
jak reszta
tak mną gardząca że nadal
mam czelność patrzeć na ciebie
a nie pieścić bar...manki
**
wyczuwam ciebie
w porannym łyku świtu
w oddechu nadziei
przeżycia kolejnego dnia
z twoim imieniem na ustach
wyczuwam ciebie
w śpiewie ptaków
tuż na gzymsie budynku
przywołujące twój głos
wyczuwam ciebie
w roztargnieniu pościeli
wspominającą zapach tobą
gdy dotykiem
pośród blasku nocy
poszukiwałem ciebie
pochłaniając nie tylko
wargami
wyczuwam
wszystko powiązane
z twoją osobą tak
wdzięcznie zapraszającą mnie
do wspólnego tańca
wzmaganego
pożądaniem nas
każdej sekundy
naszego życia
**
podążając ulicą
wyblakłą tysiącami twarzy
przemycającymi nadzieje
na lepsze jutro
podziwiam koloryt twojego
głosu
słyszanego z każdym krokiem
wprowadzającego
mnie w stan najpiękniejszej
ekstazy
przy której czyny amora
blędną niczym niesmaczny żart
głosu zwiastującego nadzieję
horror cierpienie
głosu podniecającego każdym
powiewem sylab
przynoszącego ukojenie
głosu…
zresztą cóż tu rozpisywać się
będę
sama wiesz co dla mnie
oznacza i niesie
**
czy to los naznaczył nas
przekleństwem
czy głód naszych dusz
doprowadził nasze spojrzenia
gdzieś na tej ulicy życia
tak dziwnie innego od
dotychczasowych starań
bycia szczęśliwymi
czasem miłość to za mało
weź mnie z pocałunkiem ust
odkryj we mnie demona
niech zatroszczy się o twoje
usta uginające się jak kolana
od milionów uścisków moich warg
niech twój opór z każdym
dotykiem moich rąk przesuwających się
po twoim aksamitnym ciele
powoli pęka
zagryziony dotykiem
rozgrzanego języka smakującego
każdą kroplę uniesień
twoich piersi
wspomaganych moją obecnością
w tobie
nie pozwól mi zapomnieć ciebie
w całym szaleństwie kochania
skonajmy z wycieńczenia
naszych