59,99 zł
Książka prezentuje doniosłe teorie i wyniki badań nad zespołem stresu pourazowego (PTSD). Czołowi uczeni zajmujący się tą dziedziną psychologii w wyczerpujący sposób przedstawiają wpływ traumy na ustrój biologiczny człowieka, jego wyobrażenia o świecie i funkcjonowanie psychiczne.
Najważniejsze ujęte w książce zagadnienia to między innymi próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego niektórzy ludzie skutecznie radzą sobie z traumatycznymi przeżyciami, podczas gdy innym to się nie udaje, neurobiologiczne procesy stojące za symptomatologią PTSD, nieustające problemy związane ze wspomnieniami traumy i dysocjacją czy kluczowe elementy skutecznych interwencji.
Ta wpływowa publikacja, która stanowi podstawę wielu późniejszych osiągnięć, pozostaje nieocenionym źródłem wiedzy i prowokującym do myślenia poradnikiem. Przedmowa do wydania z 2007 roku umieszcza książkę w kontekście bieżącego rozwoju badań nad PTSD.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 987
Petra G. Aarts, MA, National Institute for Victims of War, Utrecht, Holandia
Elizabeth A. Brett, PhD, Department of Psychiatry, Yale University School of Medicine, New Haven, Connecticut, USA
Jonathan R. T. Davidson, MD, Department of Psychiatry, Duke University Medical Center, Durham, North Carolina, USA
Giovanni de Girolamo, MD, Department of Mental Health, Azienda, USL, Bologna, Włochy
Marten W. deVries, MD, Department of Psychiatry and Neuropsychology, Section of Social Psychiatry and Psychiatric Epidemiology, University of Limburg, Maastricht, Holandia
Edna B. Foa, PhD, Medical College of Pennsylvania, Philadelphia, Pennsylvania, USA
Armen Goenjian, MD, Traumatic Psychiatry Program, Department of Psychiatry and Biobehavioral Sciences, University of California at Los Angeles, California, USA
Thomas A. Grieger, MD, Department of Psychiatry, F. Edward Hebert School of Medicine, Uniformed Services University of the Health Sciences, Bethesda, Maryland, USA
Danny G. Kaloupek, PhD, Department of Psychiatry, Tufts University School of Medicine; National Center for PTSD, Boston, Massachusetts, USA
Terence M. Keane, PhD, National Center for Posttraumatic Stress Disorder, VA Medical Center, Boston, Massachusetts, USA
Nathaniel Laror, MD, Ramat Chen Mental Health Clinic and Sackler School of Medicine, Tel Aviv University, Tel Aviv, Izrael
Jacob D. Lindy, MD, Cincinnati Psychoanalytic Institute and Cincinnati University Department of Psychiatry, Cincinnati, Ohio, USA
Charles R. Marmar, MD, Department of Psychiatry, University of California, San Francisco, USA
James E. McCarroll, PhD, Department of Psychiatry, F. Edward Hebert School of Medicine, Uniformed Services University of the Health Sciences, Bethesda, Maryland, USA
Alexander C. McFarlane, MD, DipPsychother, FRANZC, Queen Elizabeth Hospital, University of Adelaide, Australia
Lenore Meldrum, BEd, BPsych, Department of Psychiatry, University of Queensland, Mental Health Center, Royal Brisbane Hospital, Herston, Australia
Elana Newman, PhD, Department of Veterans Affairs, Boston VA Medical Center, National Center for Posttraumatic Stress Disorder, Boston, Massachusetts, USA
Wybrand Op den Velde, MD, Department of Psychiatry, Saint Lucas Hospital, Amsterdam, Holandia
Roger K. Pitman, MD, Veterans Affairs Medical Center, Manchester, New Hampshire; Department of Psychiatry, Harvard Medical School, Boston, Massachusetts, USA
Robert S. Pynoos, MD, Traumatic Psychiatry Program, Department of Psychiatry and Biobehavioral Sciences, University of California at Los Angeles, California, USA
Beverley Raphael, PhD, Department of Psychiatry, Clinical Sciences Building, Royal Brisbane Hospital, Brisbane, Australia
Barbara Olasov Rothbaum, PhD, Emory University School of Medicine, Atlanta, Georgia, USA
Linda S. Saunders, JD, New Hampshire Division of Mental Health and Development Services, Concord, New Hampshire, USA
Arieh Y. Shalev, MD, Department of Psychiatry, Hadassah University Hospital, Jerusalem, Izrael
Zahava Solomon, PhD, Medical Corp, Israeli Defense Forces, and Bob Shapell School of Social Work, Tel Aviv University, Tel Aviv, Izrael
Landy F. Sparr, MD, VA Medical Center, Portland, Oregon; Department of Psychiatry, Oregon Health Sciences University, Portland, Oregon, USA
Alan M. Steinberg, PhD, Traumatic Psychiatry Program, Department of Psychiatry and Biobehavioral Sciences, University of California at Los Angeles, California, USA
Gordon J. Turnbull, MD, Traumatic Stress Treatment Unit, Ticehurst House Hospital, Ticehurst, Wadhurst, East Sussex, Wielka Brytania
Stuart Turner, MA, MD, FRCP, FRCPsych, The Traumatic Stress Clinic, Camden and Islington Community Health Services NHS Trust and University College, London, Wielka Brytania
Robert J. Ursano, MD, Department of Psychiatry, F. Edward Hebert School of Medicine, Uniformed Services University of the Health Sciences, Bethesda, Maryland, USA
Onno van der Hart, PhD, Department of Psychology, University of Utrecht, Holandia
Bessel A. van der Kolk, MD, Department of Psychiatry, Harvard Medical School, Boston; HRI Trauma Center, Brookline, Massachusetts, USA
Lars Weisaeth, MD, PhD, Department of Disaster Psychiatry, University of Oslo, Norwegia
John Wilson, PhD, Department of Psychiatry, Cleveland State University, Cleveland, Ohio, USA
[Ten] temat (nerwice traumatyczne) jest w publicznym odbiorze traktowany wyjątkowo kapryśnie. Publiczność nie broni swojego interesu i nie robi tego również psychiatria. Schorzenia te nie są zatem systematycznie badane, jedynie sporadycznie podejmuje się prace, które trudno nazwać bardzo sumiennymi. Chociaż nie dotyczy to psychiatrii w całości, godny pożałowania jest fakt, że każdy naukowiec podejmujący badania nad tymi schorzeniami uważa, iż jego świętym obowiązkiem jest zaczynać od zera i pracować tak, jakby nikt inny wcześniej niczego nie dokonał w tej dziedzinie.
Kardiner i Spiegel (1947, s. 1)
Pierwsze wydanie tej książki, które ukazało się w 1996 r., stanowiło próbę zestawienia wiedzy nagromadzonej od czasu wprowadzenia w 1980 r. do podręcznika DSM-III diagnozy zespołu stresu pourazowego (posttraumatic stress disorder, PTSD). Uwzględnienie tej diagnozy wyzwoliło nawrót zainteresowania skutkami traumatycznych wydarzeń, takich jak katastrofy, wojny czy indywidualna przemoc. Do połowy lat 90. pojawiła się wystarczająca ilość literatury przedmiotu, by możliwy był konsensus w takich obszarach jak etiologia i leczenie. Literatura ta pozostaje fundamentem, na którym opierają się bieżące próby zrozumienia zjawiska PTSD. Pod pewnymi względami do głównych osiągnięć ostatnich dziesięciu lat przyczyniły się także niektóre bardziej szczegółowe gałęzie nauki, zwłaszcza epidemiologia prób społecznościowych i techniki obrazowania mózgu.
Jeśli idzie o epidemiologię, stawało się coraz bardziej widoczne, że PTSD jest zaburzeniem dużo powszechniejszym, niż wcześniej przypuszczano, i że wiąże się ze znaczącym stopniem niepełnosprawności. Ronald C. Kessler, główny ekspert National Comorbidity Survey (Narodowe Badanie Współwystępowania Chorób), stwierdził, że duża depresja i PTSD odpowiadają za znaczącą część schorzeń wiążących się z zaburzeniami psychicznymi. Ma to szczególne znaczenie, jeśli wziąć pod uwagę, że według prognozy Światowej Organizacji Zdrowia do 2020 r. depresja stanie się drugą najpowszechniej występującą chorobą. Dane uzyskane dla prób zwykłych społeczności robią wrażenie, gdyż osoby, których dotyczą, przeważnie nie ubiegają się o odszkodowania, co jest często używane jako argument kwestionujący poprawność wyników badań nad PTSD. Co więcej, prospektywne badania różnych populacji pokazują, że PTSD jest tylko jednym z możliwych następstw traumatycznych wydarzeń. Powszechnymi schorzeniami występującymi po traumatycznych przeżyciach są w szczególności duża depresja oraz nadużywanie substancji psychoaktywnych.
Wyniki tych badań potwierdzają tezę, iż traumatyczne zdarzenia są istotną przyczyną wysokiej zachorowalności na zaburzenia psychiczne. Związek ten jest powszechnie ignorowany zarówno w powszechnej opinii, jak i przez specjalistów zdrowia psychicznego. Stwierdzono ponadto, że PTSD jest częstą diagnozą w populacji cierpiących na schizofrenię lub chorobę dwubiegunową i odpowiada za znaczącą część przypadków nieprawidłowych zachowań oraz nadużywania substancji psychoaktywnych. Osoby z chronicznymi chorobami psychicznymi często padają ofiarami przemocy, co przyczynia się do jeszcze większego cierpienia i ułomności.
Ciągły rozwój techniki obrazowania i wyniki badań mózgu w latach 90. również znacznie wzbogaciły naszą wiedzę o PTSD. Jest to schorzenie, które poważnie upośledza zdolność jednostki do postrzegania, reprezentowania i integrowania wewnętrznych i zewnętrznych bodźców oraz reagowania na nie. Przyczyną są duże zaburzenia w funkcjonowaniu układów nerwowych wiążących się ze skupianiem uwagi, pamięcią roboczą i przetwarzaniem bodźców afektywnych. Odkrycia te można powiązać z szerszą wiedzą o funkcjonowaniu mózgu. Nie jesteśmy już skazani na prymitywne modele korowych i podkorowych sieci neuronowych, budowane na podstawie badania pacjentów z udarem mózgu lub mechanicznymi uszkodzeniami głowy. Wiemy teraz, że w mózgu istnieją zarówno główne, jak i poboczne sieci neuronowe mające wpływ na procesy umysłowe. Zrozumienie ich funkcjonowania u zdrowych ludzi pozwala nam lepiej zrozumieć psychopatologię leżącą u podstaw PTSD, gdyż możemy teraz identyfikować sieci neuronowe, których dysfunkcja wiąże się z tym schorzeniem. Z wielu powodów PTSD powinno być postrzegane jako zaburzenie procesu przetwarzania informacji, które utrudnia integrowanie bieżących doświadczeń życiowych. Jednostki z tym zaburzeniem są przygniecione ogromnym natłokiem informacji związanych z traumatycznymi wspomnieniami, których nie są w stanie zintegrować na równi z mniej wymagającymi cechami codziennego funkcjonowania. Zakłócenia pamięci i koncentracji oraz odrętwienie emocjonalne występujące w PTSD zwiastują większe problemy z przetwarzaniem powszednich bodźców. Odkrycia te uzasadniają klasyfikację PTSD jako zaburzenia dysocjacyjnego, a nie lękowego.
Etap rozwoju, na którym jednostka doznała traumy, ma zasadniczy wpływ na to, w jakim stopniu mózg i umysł zostaną dotknięte jej skutkami. Gromadzi się także coraz więcej dowodów naukowych na to, że zarówno u dzieci, jak i u kobiet trauma spowodowana przez osoby bliskie, rodziców i partnerów przynosi najbardziej doniosłe długofalowe konsekwencje. Traumatyzacja w ramach bliskich związków ma zdecydowanie odmienny wpływ na regulację afektów, poczucie tożsamości i kierowanie relacjami interpersonalnymi niż katastrofy i wypadki samochodowe.
Rosnące zrozumienie skutków traumatycznego stresu nie spowodowało bynajmniej zmiany nastawienia naszego społeczeństwa do przemocy i innych nieszczęść. Chociaż zwiększa się świadomość, że z perspektywy ochrony zdrowia publicznego okoliczności traumy mają duży wpływ na uzależnienia i ułomności społeczne, to na gruncie politycznym i społecznym nie podjęto poważniejszych wysiłków, by ograniczyć oddziaływanie tych czynników na nasze społeczeństwo. Cykle przemocy, które stanowią napęd endemicznych niepokojów społecznych w wielu kulturach Trzeciego Świata, mogą być przerwane tylko poprzez oświecenie przywódców politycznych, którzy w swoim myśleniu nie wykraczają poza proste formuły prawdy i fałszu, dobra i zła, kary i zemsty. Terroryzm trwa z powodu nierówności społecznych i ropiejących ran po starych przesądach. Fundamentalizm w każdej odmianie jest antytezą oświecenia. Zapomnieliśmy już, że nowoczesny świat został zbudowany dzięki odrzuceniu niepodważalnych autorytetów, co stworzyło przestrzeń dla wolnej myśli, nieskrępowanego stawiania pytań i wysuwania problemów. Zagadnienia wymienione w rozdziale 3 pozostają dziś równie aktualne jak w chwili pierwszej publikacji książki.
Interesująca nas dziedzina pod wieloma względami padła ofiarą własnego sukcesu. Pojawiła się tendencja do deklarowania, że pewien konkretny sposób leczenia sprawdzony na starannie wybranej próbie powinien być uznany za „oparty na dowodach” i zalecany jako „standardowa terapia”, jeśli tylko daje efekty lepsze niż te, które występują w kontrolnej grupie listy oczekujących. Takie przedwczesne konkluzje łamią zasadnicze zasady badań naukowych i stwarzają niebezpieczeństwo zaniechania wielowymiarowych testów skuteczności leczenia. Otwartość na różnorodne idee i paradygmaty odgrywała ważną rolę w pierwszych dekadach funkcjonowania tej dziedziny, przydając badaniom energii, wigoru i kreatywności. Takie podejście jest szczególnie wskazane, ponieważ osiągnięcia w dziedzinie neuronauki i badań międzykulturowych wciąż nie mają wpływu na coraz bardziej rygorystyczne podejście do interwencji i leczenia.
Książka jest podzielona na sześć części: (I) Tło historyczne, (II) Reakcje ostre, (III) Adaptacje do traumy, (IV) Pamięć: mechanizmy i procesy, (V) Zagadnienia rozwojowe, społeczne i kulturowe, (VI) Leczenie. Kończy ją rozdział zawierający wnioski i postulaty kierunków dalszych badań.
Oddajemy w ręce czytelników obszerne i wyczerpujące kompendium wiedzy na temat zespołu stresu pourazowego. Zanim jednak zagłębią się Państwo w rys historyczny, metodologie badań nad tym zaburzeniem czy proponowane formy leczenia, winni jesteśmy dwa wyjaśnienia.
Po raz pierwszy książka była wydana w 1996 roku, a wydanie służące za podstawę niniejszego przekładu w 2007 roku. W związku z tym liczne w tekście wzmianki o „najnowszych” albo „niedawnych” badaniach i inne odwołujące się do chwili bieżącej są aktualne w odniesieniu do rzeczywistości badawczej sprzed dwudziestu lub trzydziestu lat. Ponadto w bibliografii są wymieniane pozycje z adnotacją „w przygotowaniu” (w oryginale: in print), co oznacza, że zostały przyjęte do druku, ale jeszcze nieopublikowane. Status tych publikacji z dużym prawdopodobieństwem do tej pory uległ zmianie, co warto mieć na uwadze w przypadku ewentualnej dalszej kwerendy. Większość tych pozycji nie jest dostępna w języku polskim, a adresy bibliograficzne wydań w większości anglojęzycznych są aktualne na rok pierwszego wydania, czyli 1996 r.
Drugie wyjaśnienie dotyczy stosowanej w książce terminologii. Zaburzenie PTSD, któremu poświęcona jest książka, nosi oficjalną polską nazwę „zespół stresu pourazowego”. Jednak w całym tekście występuje wszędzie słowo trauma i różne pochodne od niego: traumatic, traumatized, traumatization, post-traumatic itp. Tłumacz i redaktor zdecydowali się pozostawić te wyrazy w spolszczeniach (traumatyczny, straumatyzowany itp.), gdyż wprowadzenie podobnych pochodnych od słowa „uraz” nie byłoby czytelne i wprowadziłoby niepotrzebny chaos. Właściwej polskiej nazwy używa się tylko w tych miejscach, gdzie w oryginale jest wymieniona pełna jego nazwa angielska: post-traumatic stress disorder.
Poczyniwszy powyższe zastrzeżenia, zapraszamy do lektury, która choć niełatwa, rzetelnie systematyzuje wiedzę na temat zespołu stresu pourazowego, jego etiologii, kontekstu społeczno-kulturowego czy metod leczenia proponowanych na przestrzeni dziesięcioleci.
Rozdział 1 zajmuje się reakcją na traumę widzianą jako rozłożony w czasie proces adaptacji. PTSD powinno być widziane nie jako jednolite zaburzenie, na które składają się wyodrębnione grupy symptomów, lecz jako skutek skomplikowanej współzależności procesów psychicznych, biologicznych i społecznych – który może być różny w zależności od stopnia dojrzałości ofiary oraz długotrwałości oddziaływania traumy. Kluczem do zrozumienia tych procesów jest znajomość natury traumatycznych wspomnień i ich czynników biologicznych. W tym i wielu innych rozdziałach badamy różne strony procesów psychicznych i biologicznych, które owocują dominacją traumy w pamięci ofiary i jej długofalowym trwaniem. W rozdziale 2 omawiamy zagadnienie odpowiedzialności, zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej, decydujące o tym, jak społeczność definiuje samą siebie. Pokażemy zróżnicowane podejście poszczególnych społeczności: w jednych niemożliwe do uniknięcia traumatyczne przeżycia jednostek stają się wspólnym brzemieniem moralnym i finansowym, w innych uważa się, że ofiary odpowiadają za swój los i powinny same zadbać o siebie. To prowadzi do kwestii praw człowieka: czy ludzie mają prawo oczekiwać wsparcia, jeśli ich własne zasoby okazują się niewystarczające, czy też powinni znosić swoje cierpienie i nie oczekiwać za nie żadnej szczególnej rekompensaty? Czy zachęca się ludzi, by wsłuchiwali się w swój ból (i wyciągali wnioski na przyszłość, czy też żąda się, by zachowali „kamienną twarz”, co nie daje miejsca na refleksję o znaczeniu ich przeżyć? W rozdziale omawiane są też opory przed przyjęciem do wiadomości traumy oraz korzyści i straty wynikające z jej negowania.
W rozdziale 3 pokazujemy, jak zagadnienia podnoszone w pierwszych dwóch rozdziałach były traktowane w ciągu minionych stu pięćdziesięciu lat. Rozważymy też pełen kontrowersji stosunek profesji psychiatrycznej do koncepcji, że rzeczywistość stale i w znaczący sposób wpływa na przemiany w ludzkiej psychice i biologii. Odzwierciedlając intruzje, zamęt i nieufność ofiar, których życie nieoczekiwanie zrujnowały traumatyczne doświadczenia, psychiatria okresowo przeżywała fascynację traumą, na przemian z upartą niewiarą w prawdziwość relacji ofiar. Psychiatria regularnie też doznawała swojego rodzaju amnezji, kiedy nagle zapominano o dobrze ugruntowanej wiedzy i psychologiczne oddziaływanie przytłaczających doświadczeń przypisywano wyłącznie indywidualnej konstytucji oraz czynnikom wewnątrzpsychicznym. Już przy najwcześniejszych podejściach psychiatrów do straumatyzowanych pacjentów dochodziło do ostrych sporów. Czy etiologia niedomagań tych pacjentów jest organiczna, czy psychiczna? Czy traumą jest zdarzenie samo w sobie, czy jego subiektywna interpretacja? Czy przyczyną zaburzeń jest sama trauma, czy też wcześniej istniejąca podatność? Czy pacjenci symulują chorobę i przejawiają słabość moralną, czy też mimo woli utracili zdolność do panowania nad swoim życiem? Czy należy badać następstwa traumy z myślą o ich wyeliminowaniu, czy też pomagać pacjentowi w ich ignorowaniu i powrocie do normalnego życia? W rozdziale 3 podsumowano historię tych sporów, a w pozostałej części książki przedstawiamy bieżący stan wiedzy.
Dwa rozdziały części II zajmują się przejściem od ostrej reakcji na traumę do konsekwencji długofalowych, uwzględniając kwestie podatności, temperamentu i dostosowania. W odpowiedzi na ostrą traumę ludzie mogą przejawiać szeroki zakres różnych reakcji, w tym dysocjację. Ostre zaburzenie stresowe, nowa kategoria w podręczniku Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders (DSM-IV), może, ale nie musi rozwinąć się w pełnowymiarowe PTSD. Symptomy PTSD pojawiają się w toku długotrwałego procesu dostosowania się do efektów traumy. Rozdziały te oceniają przebieg debaty toczącej się wokół pytania, czy PTSD jest normalną, czy nienormalną reakcją na traumatyczny stres oraz kiedy potrzebna jest interwencja lekarza. Ponadto przedstawiają naszą obecną wiedzę o długofalowych skutkach ostrej traumy, dzięki której można trafniej przewidzieć możliwość upośledzenia i niepełnosprawności.
Część III otwiera rozdział przedstawiający tło, na którym wyodrębniono PTSD jako kategorię diagnostyczną w DSM-III i DSM-IV. Ponieważ ujęcie zaburzenia psychicznego w systemie diagnostycznym decyduje o tym, jak lekarze i badacze postrzegają jego wewnętrzną strukturę, pojawia się bardzo ważne pytanie: czy klasyfikacja PTSD jako zaburzenia lękowego jest najwłaściwsza. W rozdziale tym rozważane są przesłanki przemawiające za wprowadzeniem odrębnej osi zaburzeń stresowych, która mogłaby objąć zaburzenia dysocjacyjne, zaburzenia dostosowania, reakcje żalu i różnorodne adaptacje charakterologiczne.
Następne dwa rozdziały – rozdział 7 traktujący o naturze stresora i rozdział 8 o podatności i odporności – zajmują się interakcjami pomiędzy zdarzeniami zewnętrznymi a subiektywnymi reakcjami. Krytycznymi czynnikami determinującymi ostateczną reakcję jednostki na traumę są znaczenie traumy, reakcja fizjologiczna, wcześniejsze doświadczenia i istniejące struktury osobowości oraz zakres dostępnego wsparcia społecznego. Kryterium stresora rozstrzyga, kogo diagnoza może objąć, a zatem determinuje zakres występowania PTSD. W rozdziale 8 podsumowano przeprowadzone dotąd badania epidemiologiczne, które pokazują, jak bardzo problem traumatycznego stresu ciąży na zdrowiu publicznym. Następnie oceniono względną wagę samego traumatycznego zdarzenia w porównaniu z podatnością ofiary i czynnikami predysponującymi. W konkluzji stwierdza się, że predyspozycje i podatność mogą być bardziej przydatne do wyjaśnienia mechanizmu zaniku ostrych symptomów i długofalowej odporności jednostki, w mniejszym zaś stopniu tłumaczą wzory ostrej reakcji na stresor. Czynnik podatności może również odpowiadać za współwystępowanie innych chorób, które odgrywają dużą rolę przy chronicznym PTSD. Za najważniejsze w tych rozważaniach uznaje się wykształcenie trwałych wzorców adaptacji, których najbardziej patologiczną cechą jest brak zaangażowania w bieżącą rzeczywistość, a nie zaabsorbowanie przeszłością.
Rozdział 9, poświęcony złożonej naturze adaptacji do traumy, zajmuje się zawiłymi interakcjami pomiędzy procesami psychicznymi i biologicznymi a rozwojem, które wywołują szereg problemów z samoregulacją, zdolnością skupiania uwagi, obrazem własnej osoby i sposobami radzenia sobie z rzeczywistością. Chroniczna trauma wiąże się z zaburzeniami dysocjacyjnymi, somatyzacją i zachowaniami autodestrukcyjnymi (np. próbami samobójczymi, samookaleczaniem i zaburzeniami odżywiania). Ponadto w zależności od etapu rozwojowego trauma może mieć różny wpływ na kształtowanie się osobowości. Ten wątek złożoności adaptacji jest kontynuowany w rozdziale 10, który zajmuje się biologią PTSD, także w wymiarze układu hormonalnego i autonomicznego układu nerwowego. Wśród omawianych zagadnień są nietypowe wzorce wydzielania kortyzolu, norepinefryny i dopaminy, rola układów serotonergicznych i opioidowych oraz modyfikacja receptorów przez procesy w rodzaju kindlingu. W rozdziale tym przedstawiono również udział centralnych sieci nerwowych w integrowaniu percepcji, wspomnień i pobudzenia oraz wpływ tych sieci na wzorce przetwarzania informacji u chorych na PTSD.
Część III kończy rozdział poświęcony metodologii badań, w którym przedstawiono dostępne obecnie narzędzia diagnozy i oceny stanu pacjenta, przydatne zarówno w praktyce klinicznej, jak i w badaniach naukowych. W przypadku PTSD często dochodzi do konfliktu pomiędzy realiami klinicznymi a paradygmatami badawczymi. Ze względów prawnych, jak również naukowych, kwestia trafności i wiarygodności diagnozy nabiera ogromnej wagi. Potęguje ją dodatkowo fakt, że liczne badania wykazały niski odsetek przypadków PTSD w eksponowanych na traumę populacjach. Chociaż rygorystyczne standardy diagnozy PTSD są podstawą solidnych badań naukowych, szersza definicja może być w warunkach klinicznych przydatna do oceny pełnego wymiaru ułomności. Z czasem symptomy PTSD mogą zejść poniżej poziomu uzasadniającego formalną diagnozę, a jednak będą w dalszym ciągu zakłócały normalne funkcjonowanie pacjenta.
Ponieważ przeprowadzanie eksperymentów laboratoryjnych o intensywności wywołującej u uczestników PTSD byłoby nieetyczne, badania natury traumatycznych wspomnień muszą opierać się na wyznaniach straumatyzowanych jednostek, próbach biochemicznych i wnioskach z eksperymentów na zwierzętach. Niestety rozpowszechniła się wśród eksperymentujących psychologów praktyka wyprowadzania z laboratoryjnych badań nad pamięcią powszednich zdarzeń bezasadnych wniosków dotyczących wspomnień gwałtów, przemocy i morderstw. Jak czytamy w rozdziale 12, dopiero w ostatnich latach podczas badań nad jednostkami straumatyzowanymi udało się wykazać, że wspomnienia traumatyczne są jakościowo odmienne od wspomnień zwykłych zdarzeń i że amnezja może współistnieć z bardzo żywotnymi obrazami przeszłości. Techniki obrazowania mózgu umożliwiły wgląd w to, jak traumatyczne wspomnienia są organizowane w centralnym układzie nerwowym. W rozdziale 13, poświęconym przetwarzaniu informacji i dysocjacji w PTSD, zajmujemy się wpływem traumy na zdolność jednostki do percepcji i integrowania przytłaczających doświadczeń. Wysokie pobudzenie i dysocjacyjne reakcje na traumę prowadzą do fragmentacji wspomnień tego doświadczenia. Rozdział omawia zarówno dysocjacyjne reakcje w toku traumatycznych przeżyć, jak i późniejszą rolę dysocjacji podczas adaptacji, w tym organizowanie wspomnień traumy w postaci odrębnych fragmentów, podobnie jak to się dzieje przy dysocjacyjnym zaburzeniu tożsamości.
Trauma doznana w dzieciństwie może zakłócić normalne procesy rozwojowe. Ze względu na swoje uzależnienie od opiekunów, niepełny rozwój biologiczny oraz niedojrzałe wyobrażenia o sobie i otoczeniu dzieci prezentują szczególne wzorce reakcji na traumę i potrzebują specjalnej interwencji. Rozdział 14 odwołuje się do płynności dziecięcych schematów umysłowych i roli opiekunów w kształtowaniu reakcji na traumę. Na przeciwnym krańcu cyklu życia, u starców, trauma też ma odrębne, długofalowe skutki. Niedawne badania wykazały, że w miarę kurczenia się wewnętrznych i zewnętrznych zasobów trauma może odnowić swój wpływ na psychikę jednostki. Długofalowe badania nad ludźmi straumatyzowanymi ujawniają, że w przypadku ludzi, u których objawy PTSD w środkowym okresie życia utrzymują się poniżej poziomu klinicznego, w okresie starości wspomnienia traumy mogą ponownie zdominować ich życie. W rozdziale 15 omówiono kwestie adaptacji w podeszłym wieku do wcześniejszej traumy, takiej jak uwięzienie w obozie koncentracyjnym lub udział w walce zbrojnej, a także braku elastyczności i niezdolności starców do naprawiania szkód.
Historia PTSD splata się ciasno z prawnymi regulacjami kwestii rent inwalidzkich i odszkodowań. System prawny odgrywa zasadniczą rolę w kształtowaniu opinii społecznej na temat związku traumatycznych wydarzeń z zaburzeniami psychicznymi. Rozdział 16 omawia podejście do tego zagadnienia w wymiarze sprawiedliwości Ameryki Północnej, Europy i Azji. Rozdział 17 zajmuje się możliwą rolą kwestii społecznych w PTSD. Chociaż obszar ten nie przyciąga większej uwagi, kulturowy kontekst traumy jest istotnym jej wymiarem, gdyż jej znaczenie często jest specyficzne dla danej kultury, a społeczne i religijne rytuały towarzyszące nieszczęściom i katastrofom pełnią ważną funkcję leczniczą na poziomie indywidualnym i zbiorowym. W rozdziale tym przedstawiono także szczególne działanie wsparcia społecznego, minimalizujące skutki traumy, oraz ochronną rolę powiązań międzyludzkich.
Trudno jest należycie przeprowadzić kontrolowane badania nad skutecznością leczenia, ponieważ na wynik ma zawsze wpływ większa liczba zmiennych, niż jesteśmy w stanie wziąć pod uwagę. Niemniej w dziedzinie PTSD dysponujemy pewną liczbą udanych badań dotyczących metod leczenia opierających się na rozbieżnych założeniach teoretycznych – terapii poznawczo-behawioralnej, terapii psychodynamicznej, psychofarmakologii oraz odwrażliwiania ruchem gałek ocznych (EMDR). Obecnie większość lekarzy praktykuje podejście eklektyczne, przy którym są zmuszeni stale przewartościowywać swoje dokonania. Muszą także ciągle oceniać, jakie interwencje są najskuteczniejsze w przypadku konkretnych problemów związanych z traumą. Na przykład rdzenne symptomy PTSD (intruzja, odrętwienie i nadpobudliwość), niesprawność w pracy zawodowej, zjawiska dysocjacyjne, alienacja i problemy interpersonalne mogą wymagać odmiennych podejść. Sposób leczenia należy zatem wybierać głównie na podstawie oceny klinicznej, ale zarazem czerpać z dostępnej wiedzy o etiologii i długofalowym przebiegu zaburzenia.
Jak zauważamy w rozdziale 18, generalnie w terapii straumatyzowanych pacjentów chodzi o to, żeby pomóc im uwolnić się od zaabsorbowania przeszłością i interpretowania nowych, pobudzających emocjonalnie bodźców jako powrotu traumy. Mają być obecni tu i teraz i reagować na bieżące wyzwania z wykorzystaniem swojego pełnego potencjału. W tym celu pacjenci muszą odzyskać panowanie nad swoimi reakcjami emocjonalnymi i umieścić traumę w szerszej perspektywie swojego życia – jako zdarzenie z przeszłości (albo ciąg takich zdarzeń), które zaszło w określonym czasie i miejscu i można się spodziewać, że się nie powtórzy, jeśli przyjmie się odpowiedzialność za swoje życie. Kluczowym elementem psychoterapii pacjentów z PTSD jest integracja tego, co obce, nie do przyjęcia, przerażające i niepojęte. Trauma musi zostać „spersonalizowana” jako integralna część osobistej historii pacjenta.
Odpowiednia relacja terapeutyczna z takim pacjentem często jest kamieniem węgielnym skutecznego leczenia. Zwykle jest nadzwyczaj skomplikowana, zwłaszcza dlatego, że interpersonalne aspekty traumy, takie jak nieufność, zdrada, zależność, miłość i nienawiść, mogą być odtwarzane w relacji z terapeutą. Praca nad traumą w terapii konfrontuje wszystkich uczestników z intensywnymi emocjami, od bezradności do silnego pragnienia zemsty i od zapośredniczonej traumatyzacji do równie zapośredniczonej ekscytacji.
W innych rozdziałach tej części przedstawiono poszczególne rodzaje interwencji terapeutycznej, poczynając od strategii prewencyjnych. Wojskowe i cywilne służby ratownicze nauczyły się, że w skrajnie stresującej sytuacji można modyfikować zachowania ludzi w taki sposób, by optymalizować ich szanse przeżycia. W ostatniej dekadzie możliwości prewencyjnego zapobiegania poważnym reakcjom potraumatycznym zaczęły być poważnie rozważane, jak to opisano w rozdziałach 19 i 20. Jako główne narzędzie modyfikowania reakcji na stres u pracowników służb ratowniczych proponuje się debriefing po silnie stresującym incydencie. Pomimo gorącego poparcia dla tej metody nie ma dotąd wielu systematycznych badań weryfikujących jej wartość. Duża część literatury dotyczącej PTSD skupia się na postępowaniu z przypadkami ostrego rozstroju albo bardzo długotrwałymi wzorcami dostosowania, takimi jak obserwowane u weteranów wojny wietnamskiej. Jednak rosnąca świadomość przeżytego traumatycznego stresu sprawia, że ostre symptomy rozwijają się u pacjentów w ciągu paru tygodni. Brak stabilnego wzorca symptomatologii i wysoki poziom pobudzenia fizjologicznego na tym etapie świadczy, że z leczeniem ostrych reakcji wiążą się odrębne problemy. Omówiono je w rozdziale 21.
Spośród różnych proponowanych sposobów leczenia najdokładniej zostały zbadane skutki terapii poznawczo-behawioralnej, o czym można przeczytać w rozdziale 22. Dysponujemy rosnącym zbiorem systematycznych badań, które wykazały, że takie leczenie zdolne jest złagodzić szeroki zakres symptomów PTSD. Ponieważ jednak niekontrolowana ekspozycja może przynosić negatywne konsekwencje, a osoby straumatyzowane demonstrujące wysoki poziom unikania są często w najwyższym stopniu przeciwne temu, by odwoływać się do traumatycznych wspomnień, pozostają istotne pytania o umiejętności techniczne niezbędne przy stosowaniu tego rodzaju terapii i o jej harmonogram czasowy.
Nadpobudliwość, zaburzenia snu i pogrążanie się w traumie pacjentów z PTSD czyni sprawą kluczową ich skuteczną farmakoterapię. Jest to temat rozdziału 23. W ciągu ostatnich pięciu lat liczne kontrolowane testy wykazały, że niektóre środki przeciwdepresyjne oraz inhibitory wychwytu serotoniny potrafią całkiem skutecznie przynosić ulgę od tych symptomów. Mnogość symptomów PTSD sugeruje jednak, że interwencje psychofarmakologiczne powinny być wycelowane w określone podgrupy tych symptomów.
Wielowymiarowa natura PTSD oznacza, że w warunkach klinicznych niezbędne jest często jednoczesne stosowanie kilku różnych podejść. Postępowanie z ludźmi po traumie wymaga wieloetapowego procesu leczenia, dostosowanego do poziomu tolerancji ofiar. Chroniczny charakter i dokuczliwość PTSD oraz niechęć wielu ofiar do angażowania się w proces terapeutyczny sprawiają, że trzeba badać zróżnicowane podejście do tego schorzenia. Zmienną decydującą o pomyślnym wyniku jest często charakter konkretnej relacji terapeutycznej. Stale pojawiają się nowe metody leczenia PTSD, zasługujące na przeprowadzenie starannych klinicznych prób ich skuteczności. Wszystkie te aspekty zostały omówione w rozdziale 25.
Końcowy rozdział książki to przegląd powszechnie występujących problemów oraz próba zasygnalizowania przyszłych tematów i kierunków badań w dziedzinie opieki szpitalnej i usług psychologicznych. Metody leczenia traumy w większym stopniu niż inne obszary psychiatrii są odbiciem nie tylko bieżącego stanu wiedzy, lecz także rozmaitych czynników społecznych i politycznych. Sposób postępowania z ofiarami traumy często sygnalizuje dominującą w społeczeństwie postawę w kwestii warunków ogólnego dobrostanu obywateli. Wiele jeszcze musimy się dowiedzieć o tym, jak trauma wpływa na ludzką zdolność do utrzymywania cielesnej homeostazy, jaki mechanizm sprawia, że całe lata po ustaniu traumy jej wspomnienia nadal kształtują postrzeganie rzeczywistości przez jednostkę, i jak najlepiej można pomóc ofiarom w odzyskaniu kontroli nad swoim życiem.
Wiele problemów omawianych w tej książce pozostaje wyzwaniem na przyszłość. Jak biologiczne skutki traumy wpływają na zdolność człowieka do myślenia i interpretowania bieżących doświadczeń? Do jakiego stopnia interwencje psychologiczne mogą zaradzić zaburzeniu mającemu tak silne podłoże biologiczne? Czy perspektywa odszkodowania finansowego działa na pacjenta korzystnie, czy też utrudnia mu powrót do zdrowia? Jaka jest rola predyspozycji i jakie implikacje niesie wcześniejsza podatność pacjenta dla procesu leczenia? Czy esencją traumy są w większym stopniu realia zewnętrzne, czy wewnętrzny przebieg ich przetwarzania? Czy leczenie powinno się skupiać głównie na traumie samej w sobie, na wtórnych adaptacjach, czy też na uczeniu pacjenta, by koncentrował się na tym, co się dzieje tu i teraz? Może zaś najważniejsze będą badania, które pozwolą odpowiedzieć na pytania: Jakie naturalne mechanizmy sprawiają, że niektóre jednostki wychodzą bez psychicznego uszczerbku z najbardziej okropnych doświadczeń? I czego możemy się od nich nauczyć, żeby pomagać innym w zdobyciu tych umiejętności?
Przeszłość pokazała, jak krucha bywa bieżąca wiedza i jak łatwo psychiatria zasklepia się w dominujących paradygmatach, niezdolna dostrzec własnych niedostatków. Niewiedza to najgorszy wróg nauki. Ta książka to zestaw prac, które podlegają krytyce i których treść można kwestionować. Tylko krytyczna jej lektura pomoże nam określić, czego jeszcze nie wiemy, i wskazać kierunek przyszłych badań.
Kardiner A., Spiegel H. (1947): War stress and neurotic illness, New York, Paul B. Hoeber.
Książka mająca podsumować stan całej dyscypliny naukowej w określonym punkcie czasowym mieści w sobie tysiące ludzkich życiorysów i niezliczone godziny kolektywnej pracy nad zadaniem, któremu można było sprostać tylko dzięki wielkiemu zaangażowaniu i głębokiemu porozumieniu między ludźmi. Subtelna tkanka zaufania pomiędzy pacjentami i lekarzami, badaczami i uczestnikami badań, wykładowcami i studentami, pomiędzy współpracownikami, małżonkami, rodzicami i dziećmi wytworzyła spoiwo umożliwiające powstanie tej pracy. Ponieważ postęp wiedzy w naszej dziedzinie pociągał za sobą konieczność konfrontowania się z najokropniejszymi sprawami, z jakimi mają do czynienia ludzie, i z pełnym zakresem okrucieństw, jakich dopuszczają się na sobie wzajemnie, pracy nad tym przedsięwzięciem musiało towarzyszyć pełne spektrum ludzkich emocji. Paradoksalnie, choć przyglądaliśmy się wszystkim tym nieszczęściom, badania nad traumą w ciągu minionych dwudziestu lat okazały się zajęciem tak zadziwiającym, twórczym i owocnym, że dziedzinę tę naznaczył niezwykły duch współpracy i kolegialności, a relacje zawodowe i osobiste zdominowało dzielone przez wszystkich głębokie zaciekawienie i zaangażowanie.
Chciałbym wyrazić swoje uznanie wymienionym niżej osobom, bez których doprowadzenie tej pracy do końca nie byłoby możliwe. Jej rdzeniem kręgowym była fascynująca i nieodmiennie przyjemna współpraca z Sandy McFarlane we wszystkich miejscach, w których zbieraliśmy okruchy tej książki, od archiwów wydawnictwa Bethesda po Monte Rosa i od rezerwatu Wallabee do Salpêtrière. Międzynarodowe Towarzystwo Badań nad Traumatycznym Stresem zapewniło forum, na którym przedstawiciele wielu różnych dyscyplin z wszystkich części świata mogli dzielić się swoimi doświadczeniami i budować wspólną bazę wiedzy. Spędzany razem czas i radość, jaką znajdowaliśmy w swoim towarzystwie, sprawiały, że tematy zawodowe splatały się z osobistymi. Wielu kolegów i przyjaciół przyłożyło rękę do powstania tej książki, a inni hojnie oferowali swoje opinie i krytykę, gdy praca była ukończona. W Bostonie uosobieniem odkrywczości i ciekawości poznawczej była nieistniejąca już Harwardzka Grupa Badań nad Traumą. Spośród jej członków zwłaszcza Nina Fish Murray i Judith Herman zaproponowały takie spojrzenie na rzeczywistość, jakiego nigdy wcześniej nie brałem pod uwagę. Ich intelektualne i osobiste zaangażowanie w krótkim czasie uczyniło Boston dla badań nad traumą tym, czym Wiedeń był w swoim czasie dla muzyki. Wsparcie tych przyjaciół sprawiło, że możliwe stało się wcielenie tego, czego Elvin Semrad i Leston Havens próbowali mnie nauczyć podczas mojej rezydentury: że mamy do dyspozycji tylko jeden podręcznik – naszych pacjentów.
Moimi pierwszymi nauczycielami byli dwaj weterani wojny wietnamskiej, moi rówieśnicy. Jeden z nich nie zechciał pozbyć się swoich koszmarów nocnych, gdyż czuł, że powinien je przeżywać jako żywy pomnik poległych kolegów, którzy inaczej odeszliby w niepamięć. Drugi praktycznie nie pamiętał wielu swoich doświadczeń wojennych, do czasu gdy narodziny jego pierwszego dziecka wywołały u niego flashbacki ukazujące dzieci, których nie zdołał ocalić od śmierci w Wietnamie. Ich gotowość do szczerego stawienia czoła swoim wspomnieniom i hojne dzielenie się swoimi najgłębiej ukrytymi lękami i wstydem pozwoliły mi zrozumieć, jak bardzo wolny staje się człowiek, gdy dokończy w teraźniejszości to, czego nie dokończył w przeszłości. Ich doświadczenia przygotowały mnie do lekcji, których później udzielali mi liczni inni pacjenci.
Od 1982 roku moim zawodowym domem była Klinika Traumy, skupiająca małą grupę słabo opłacanych entuzjastów, których pasją była chęć zrozumienia, jak można pomóc dzieciom i dorosłym w przetrwaniu skrajnych doświadczeń. Pomimo serii fatalnych niepowodzeń przetrwaliśmy jako oddana paczka przyjaciół i kolegów. Mam nadzieję, że grupa przebaczy mi, iż nie wymienię każdego z nazwiska, ale niemożliwością byłoby pominąć specjalne podziękowania dla Stevena Krugmana, Roslin Moore, Charliego Duceya, Glenna Saxego, Patti Levin, Kevina Beckera, Liz Rice-Smith, Waltera Penka i Carrie Pekor. Chyba największym uśmiechem losu było dla mnie odziedziczenie wspaniałych asystentów, z których najstarsi zrobili własną błyskotliwą karierę: Mary Coleman St. John, Mike’a Michaelsa (dzięki Rogerowi Pitmanowi, który powiedział mi, że to człowiek, jakiego szukam), Rity Fisler, Jennifer Burbridge i Joji Suzuki. W całej książce pełno ich odcisków palców. Na koniec muszę podziękować Cliffowi Robinsonowi i Royowi Ettlingerowi, którzy uratowali nas przed likwidacją.
Tak jak przy poprzedniej książce muszę stanąć na baczność przed moją bezpieczną bazą – członkami rodziny, którzy po prostu byli dla mnie obecni i którzy na wiele różnych sposobów uczestniczyli codziennie w tym przedsięwzięciu. Od długich rozmów przy stole kuchennym (czasem z udziałem poszczególnych współautorów tej książki, a czasem naszych nastoletnich przyjaciół), poprzez odwiedzanie różnych dziwnych miejsc, w których szukaliśmy ludzi na różne sposoby radzących sobie z następstwami traumy, po słanie łóżek i gotowanie obiadów. Jednocześnie zmagaliśmy się z naszym prywatnym zbiorem trudnych i bolesnych problemów i w tej walce stawaliśmy się sobie bardziej bliscy. Hanna i Nicholas byli przykładami siły życiowej, każde na swój sposób, a Betta zawsze wierzyła w wartość tego, co robię, i dodawała mi odwagi do mówienia prawdy. Po wszystkich tych latach poemat, który wyśpiewałem tego wieczoru, gdy się spotkaliśmy, wciąż jest aktualny:
Meisje dat de innigheid der dingen mint,
je hebt geen taak te doen, geen woord te spreken,
je stil bewegend leven heeft
de wonderlijkheid der dromen van een kind.
Na koniec muszę wytłumaczyć, skąd się wzięła dedykacja tej książki. Akurat przed oddaniem jej do druku miałem szczęście odwiedzić Republikę Południowej Afryki i być obecnym przy inauguracji Komisji Prawdy i Pojednania, którą Nelson Mandela powołał do życia, by stworzyć solidny fundament dla społeczeństwa o przeszłości naznaczonej nienawiścią i brutalną przemocą. Mandela został prezydentem swojego kraju, dobrze znając traumę i spustoszenie, jakie czyni ona w ludzkich duszach. Realizując wizję przełamania przez naród dziedzictwa tej traumy, Mandela zapoczątkował program opierający się na zrozumieniu zamiast zemsty, na zadośćuczynieniu zamiast odpłaty, na ubuntu zamiast wiktymizacji. Wierząc, że tylko Społeczeństwo Prawdziwej Pamięci może być gwarancją godności, pokoju i stabilności, Mandela, którego przez dwadzieścia siedem lat więziono za przekonania, stwierdził, że zanim wybaczy się prześladowcom, potrzebne jest najpierw uczciwe rozliczenie oraz przywrócenie honoru i godności ich ofiarom. Aby uleczyć rany z przeszłości, trzeba w pełni ujawnić fakty. Dopiero wtedy będzie możliwe szczere przebaczenie. Pomimo tylu przeczących temu lekcji historii mamy gorącą nadzieję, że marzenie Mandeli się spełni. Wierzymy, że duch prostolinijnego spojrzenia w oczy faktom jako wstępu do wyzdrowienia powinien przyświecać naszym klinicznym i laboratoryjnym pracom z ofiarami traumy i przemocy.
Bessel A. van der Kolk
Książki tego rodzaju nie są dobrym miejscem na otwieranie się przed czytelnikiem, chyba że w dziale podziękowań. Chęć oddania wszystkim sprawiedliwości może łatwo prowadzić do przedstawiania swojego akademickiego rodowodu i wyliczania osobistych relacji. A jednak trauma jest taką dziedziną, która mocno zależy od tych relacji, gdyż fascynacja i wytrwałość potrzebne do ukończenia pracy nie mają wyłącznie intelektualnych korzeni. Zainteresowaniem traumą wcześnie zaraziła mnie moja rodzina. Były tam opowieści o ratowaniu załóg tonących statków i budowaniu łodzi ratunkowych, co było nieodłączną częścią stoczniowego biznesu mojego dziadka ze strony ojca, i był trwały cień Ypres i Passchendaele w życiu dziadka ze strony matki, szeregowego strzelca z okopów I wojny światowej. Ojciec snuł opowieści o ludziach ginących w wypadkach przemysłowych na wybrzeżu i uczył mnie, jaką radość daje pokonywanie strachu w żeglarstwie. Kiedy miałem szesnaście lat, moja matka praktycznie oślepła i wpadła w łagodną demencję po zabiegu neurochirurgicznym – swój stan znosiła wytrwale i z godnością. To doświadczenie dało mi wiele okazji do namysłu nad naturą opiekuńczości, bliskości i odrętwienia. Wpłynęło także na mój wybór zawodu psychiatry.
Moja żona Cate dzieli ze mną dalsze koleje losu i stanowi twardą oprawę luźnych kartek mojego życia. Moje dzieci, James, David i Anna, są dla mnie wielkim źródłem radości i wzorem walki o panowanie nad tymi elementami życia, które odbierają entuzjazm i nadzieję (w samej rzeczy niedogodności i korzyści, jakie niesie życie w wiecznie zajętej rodzinie profesjonalistów, czasami tworzą mikrokosmos zmagań z traumą). Są także przyjaciele, których tu nie wymienię. Ich krąg miesza się z moimi kolegami po fachu i mentorami, z których wielu przyczyniło się do powstania tej książki. Szczególną zachętą służyła mi pod tym względem Beverley Raphael. Muszę także wyrazić wdzięczność wielu pacjentom, których nieopisane cierpienia i historie życia inspirowały mnie do prób zrozumienia.
Przygotowanie książki stawiało wielkie wymagania moim pomocnikom. Tracy Air z wielką cierpliwością panowała nad przesyłaniem plików przez Internet, a Clara Bookless z oddaniem czuwała nad moim programem badawczym. Moja niezmordowana sekretarka Valda Doig odsuwała ode mnie powszednie problemy i organizowała mój czas oraz podróże. Na szczególne podziękowanie zasługuje Richard Barling za swoją współpracę na wczesnych etapach powstawania książki. Na koniec muszę też wspomnieć o fachowości, koleżeńskości, wytrwałości i mądrości moich współredaktorów oraz o zachętach i współpracy ze strony pracowników wydawnictwa Guilford Press, zwłaszcza Kitty Moore, Jodi Creditor i Marie Sprayberry.
Alexander C. McFarlane
Prawda, tak jak miłość i sen, nie lubi nadmiernej żarliwości.
W. H. Auden
Część I
Rozdział 1
Bessel A. van der Kolk Alexander C. McFarlane
Bodziec oddziałujący na umysł można porównać do „kropli deszczu padającego w górach. Kropla spływa w dół, na dno najbliższej doliny. Im głębsza jest ta dolina pamięci i im stromszy stok, tym większa szansa, że ciąg skojarzeń zagnieździ się w niej na stałe. W przypadku PTSD traumatyczne wydarzenie można sobie wyobrazić jako zawartość (…) Morza Martwego pamięci, do którego spływają nieuchronnie wszystkie skojarzenia pacjenta” (Tank i Hopfield 1987, s. 106).
(cytowane za: Pitman i Orr 1990, s. 469)
Doświadczenie traumy to nieodłączna część człowieczeństwa. Historia jest pisana krwią. Chociaż sztuka i literatura zawsze karmiły się ludzkim przeżywaniem nieuniknionych życiowych tragedii, to na poważne naukowe badania nad wpływem traumy na ciało i umysł człowieka przyszło nam poczekać aż do drugiej połowy XX wieku – kiedy średnia oczekiwana długość życia w świecie uprzemysłowionym znacznie przekroczyła biblijną „miarę lat siedemdziesięciu”, kiedy prawie wszystkie dzieci mogły się spodziewać, że przeżyją rodziców, i kiedy głód oraz epidemie przestały, jak to było wcześniej, regularnie wyrzynać znaczącą część populacji.
Człowiek zawdzięcza dominację w królestwie zwierząt swojej nadzwyczajnej zdolności adaptacji. W toku ewolucji ludzie byli narażeni na koszmarne przejścia, a jednak większości udawało się przetrwać najgorsze nawet doświadczenia bez wpadania w zaburzenia psychiczne (zob. rozdziały 4 i 7). W całej historii niektórzy w elastyczny i twórczy sposób adaptowali się do strasznych zdarzeń życiowych, podczas gdy inni, zaabsorbowani nimi, wiedli egzystencję straumatyzowaną i traumatyzującą. Dość podobne wzorce adaptacji lub dezintegracji dotyczyły całych społeczności poddanych traumatycznym wydarzeniom (np. Tuchman 1978, Buruma 1994; zob. też rozdziały 2 i 17). Ci, którzy przeżyli, byli nieraz zdolni do czasowego wyjścia poza traumę i skanalizowania swojego cierpienia w akcie wysublimowanej twórczości. Osiągnęli to na przykład pisarze, którzy przeżyli Holocaust: Jerzy Kosiński i Primo Levi, tylko po to, by w końcu na powrót pogrążyć się w koszmarze wspomnień.
Pomimo wysokiej ludzkiej zdolności przeżywania i adaptacji traumatyczne doświadczenia mogą zaburzać równowagę psychiczną, fizyczną i społeczną w takim stopniu, że pamięć o jednym, szczególnym wydarzeniu zabarwia wszelkie inne przeżycia, uniemożliwiając cieszenie się teraźniejszością. Ta tyrania przeszłości nie pozwala skupić uwagi ani na nowych, ani na znajomych sytuacjach. Kiedy ktoś koncentruje się bez reszty na wspomnieniach, życie traci dla niego barwę i nie jest on w stanie wyciągać nauki z nowych doświadczeń. Większa część tej książki będzie poświęcona dociekaniom, jakie czynniki czynią ludzi podatnymi na tego rodzaju fiksację i co pomogłoby im ją przełamać.
Odkąd psychiatrzy zaczęli układać problemy psychologiczne w system diagnostyczny opierający się na ich zewnętrznych manifestacjach, stopniowo tracili zainteresowanie mechanizmami działania mózgu i innymi tajemnicami medycyny (Nemiah 1995). Jednocześnie w paradoksalny sposób badania nad traumą stały się swoistą duszą psychiatrii. Wyodrębnienie diagnostycznej kategorii zespołu stresu pourazowego (post-traumatic stress disorder, PTSD) stworzyło ramy pozwalające dociekać, w jaki sposób ustrój biologiczny człowieka, jego wyobrażenia o rzeczywistości i jego osobowość splatają się z jego doświadczeniami i kształtują się pod ich wpływem. Diagnoza PTSD przywróciła nam świadomość, że wiele „neurotycznych” symptomów to nie są zachowania irracjonalne, tajemnicze, nieomal niemożliwe do wytłumaczenia i uwarunkowane genetycznie, lecz wynikają z niezdolności jednostki do pogodzenia się z realnymi doświadczeniami, odbierającymi jej siłę życiową.
Pod istotnym względem doświadczenie nie jest naprawdę realne, dopóki nie zostanie nazwane i zaliczone do pewnej szerszej kategorii. Według Biblii pierwszym i najważniejszym zadaniem Adama w raju było nazwanie zwierząt. Akt nadania nazw czynił go panem wszelkiego stworzenia. Formalna akceptacja kategorii PTSD była przełomowym krokiem umożliwiającym nazwanie skutków oddziaływania przytłaczających doświadczeń na somę i psyche, a zatem zapoczątkowanie systematycznych badań mających wyjaśnić, w jaki sposób ludzie poddają się wpływowi tych doświadczeń, jak przeżywają później tragiczne wspomnienia i jak można złagodzić ich cierpienia. Uznanie PTSD za uprawnioną diagnozę psychiatryczną doprowadziło do eksplozji prac badawczych weryfikujących potoczne wyobrażenia o skutkach traumy.
Mimo że wciąż mamy do czynienia ze stygmatyzacją osób ogólnie określanych jako chore psychicznie, wydaje się, że diagnoza PTSD jest przez ofiary traktowana jako uzasadnienie i uprawomocnienie ich psychicznego rozstroju. Formalnie rozpoznane zaburzenie psychiczne może pomóc pacjentowi w zrozumieniu tego, co przeżywa, dzięki czemu nie czuje się opuszczonym przez wszystkich „wariatem”. Diagnoza daje mu również poczucie wspólnoty z innymi ofiarami.
Przede wszystkim zaś wprowadzenie diagnozy PTSD utorowało drogę do naukowych badań natury cierpienia. Chociaż znaczna część literatury i sztuki oraz wierzeń religijnych odnosiła się zawsze do ludzkich nieszczęść i doszukiwała się w nich sensu, nauka poświęcała znikomą uwagę cierpieniu jako przedmiotowi badań. Do niedawna wszelkie ludzkie niedomagania postrzegano zwykle jako wyodrębnione zaburzenia fizyczne lub psychiczne – choroby pozbawione kontekstu, w zasadzie niezależne od indywidualnej historii pacjenta, jego temperamentu i jego środowiska życiowego. PTSD posłużyło zatem jako przykład skorygowania wyłączonych z kontekstu aspektów współczesnej nomenklatury psychiatrycznej. Wymusiło ponowne skupienie uwagi na żywym człowieku zamiast na zbytnio szczegółowych definicjach „zaburzeń” umysłowych jako zjawisk samych w sobie. Kazało nam zainteresować się subiektywnymi doświadczeniami pacjentów i znaczeniem, jakie do nich przywiązują (Nemiah 1989).
Okazało się, że PTSD jest powszechnym zaburzeniem. Bardzo wielu jest ludzi narażonych na skrajny stres i u znaczącej ich części pojawiają się jego symptomy (patrz rozdział 8). Badanie przeprowadzone na losowej próbie 1245 Amerykanów w wieku dojrzewania wykazało, że 23% z nich padło ofiarą fizycznej bądź seksualnej agresji albo było świadkami przemocy skierowanej przeciwko komuś innemu. U co piątej osoby z tej grupy rozwinęły się objawy PTSD. Pozwala to sądzić, że w przybliżeniu 1,07 miliona nastolatków w USA cierpi obecnie na PTSD (Kilpatrick, Saunders, Resnick i Smith 1995). W innym badaniu (Elliot i Briere 1995) stwierdzono, że 76% dorosłych Amerykanów było narażonych na skrajny stres. Na PTSD cierpiało 9% populacji wielkiego północnoamerykańskiego miasta (Breslau i Davis 1992), a także 15,2% amerykańskich weteranów wojny wietnamskiej, i to blisko dwadzieścia lat po jej zakończeniu (Kulka i in. 1990). Większość hospitalizowanych pacjentów psychiatrycznych przeżyła w przeszłości poważną traumę (zwykle o charakterze wewnątrzrodzinnym), a co najmniej 15% z nich spełniało diagnostyczne kryteria PTSD (Saxe i in. 1993). Dostępne dane dla reszty krajów wysoko rozwiniętych są zgodne z wynikami amerykańskimi. Z krajów spoza tego obszaru nie mamy obecnie żadnych danych.
Większość ludzi, którzy byli poddani działaniu traumatycznych stresorów, jakoś potrafiła żyć dalej, nie dręcząc się strasznymi wspomnieniami. Nie znaczy to, że te wypadki nie wywarły na nich żadnego wpływu. Po przeżyciu traumy jesteśmy przeważnie zaabsorbowani tym wydarzeniem. Mimowolne, intruzywne wspomnienia to normalna reakcja na koszmarne przeżycia. Powtarzające się przeżywanie nieprzyjemnych wspomnień modyfikuje emocje związane z traumą i w większości wypadków wytwarza tolerancję na treść tych wspomnień (Horowitz 1978). Jednak niektórzy ludzie mimo upływu czasu nie potrafią zintegrować okropnych doświadczeń i zaczynają się u nich rozwijać specyficzne wzorce unikania i nadpobudliwości związane z PTSD. Ludzie dotknięci syndromem PTSD tym się różnią od osób, które przeżyły jedynie przemijający stres, że zaczynają organizować wokół traumy swoje życie. Napędem PTSD w planie biologicznym i psychicznym jest zatem uporczywa obecność męczących, intruzywnych wspomnień, a nie samo traumatyczne doświadczenie (McFarlane 1992; Creamer, Burgess i Pattison 1992). Chociaż większość ludzi cierpiących na PTSD ma znaczące problemy w pracy i relacjach międzyludzkich, wpływ symptomów PTSD na ogólny poziom funkcjonowania może być bardzo różny w zależności od osoby.
Naukowe badania nad cierpieniem nieuchronnie podnoszą kwestię przyczynowości, a co za tym idzie zagadnienia winy i odpowiedzialności. W przeszłości lekarze kładli nacisk na czynniki predysponujące do wykształcenia się PTSD, lekceważąc realia doświadczeń swoich pacjentów (patrz rozdział 3). Poszukiwanie tych czynników prawdopodobnie wynikało z potrzeby zanegowania faktu, że wszyscy ludzie mogą zetknąć się ze stresem przekraczającym ich odporność, a nie z rzetelnych danych naukowych. Do niedawna takie dane były po prostu niedostępne (patrz rozdziały 7 i 8). Kiedy zagadnienie przyczynowości staje się uprawnionym obszarem badań, nieuchronnie stajemy wobec takich kwestii jak okrucieństwo, bezduszność i nieczułość, brak odpowiedzialności, manipulacja i obojętność. Krótko mówiąc, prowadząc badania nad traumą, musimy konfrontować się z najlepszymi i najgorszymi stronami ludzkiej natury. Nieuchronnie wywołuje to u ludzi szeroki zakres intensywnych reakcji (Herman 1992; Wilson i Lindy 1994; Pearlman i Saakvitne 1995; zob. też rozdziały 24 i 25).
Odmiennie niż przy innych rodzajach zaburzeń psychicznych, w traumie centralnym zagadnieniem jest rzeczywistość: „Prawda o traumatycznym doświadczeniu tworzy w istocie jądro jego psychopatologii; nie jest to patologia fałszu ani zniekształconego znaczenia, lecz patologia przeżycia samego w sobie” (Caruth 1995, s. 5). Jednak kluczowym elementem, który czyni wydarzenie traumatycznym, jest dokonana przez ofiarę subiektywna ocena tego, jak bardzo czuje się przerażona i bezradna. Choć więc realność nadzwyczajnych wydarzeń jest rdzeniem PTSD, to znaczenie, jakie ofiary przypisują tym wydarzeniom, jest sprawą równie fundamentalną jak sama trauma. Ludzkie interpretacje znaczenia traumy mogą ewoluować także później, gdy trauma jako taka przestaje oddziaływać. Doskonale ilustruje to przypadek odroczonego PTSD przytoczony przez Kilpatricka i innych (1989): u zgwałconej kobiety symptomy PTSD wystąpiły dopiero po kilku miesiącach, kiedy dowiedziała się, że ten sam napastnik zamordował inną ofiarę gwałtu. Dopiero po otrzymaniu tej informacji przeinterpretowała swój przypadek jako atak zagrażający życiu i rozwinęło się u niej pełnowymiarowe PTSD.
Pojawia się zatem pytanie, jak się ma PTSD do starego pojęcia nerwicy. Psychoanaliza widziała istotę nerwicy w patologicznej trwałości mechanizmów obronnych wytworzonych w celu blokowania nieświadomych pragnień i impulsów uważanych za nieakceptowalne. Z biegiem czasu ego „usztywnia się”, obrony konsolidują i „wcześniejszy konflikt przekształca się w trwały, automatyczny tryb funkcjonowania (…) oderwany od istoty wczesnodziecięcego konfliktu” (Shapiro 1965, s. 7). „Usztywniający się charakter nadal sprawuje funkcję ochronną. W stabilny sposób wiąże impulsy, ogranicza elastyczność i wytwarza zbroję zabezpieczającą przed światem zewnętrznym” (s. 8). A więc znaczenia, które jednostka eliminuje z teraźniejszości, zależą od jej wcześniejszych doświadczeń, a także od wielu subtelnych i pośrednich oddziaływań osobistej przeszłości na bieżące postawy i przekonania. Może to prowadzić do rozmaitych niekorzystnych adaptacyjnie zachowań w codziennym życiu, których „neurotyk” trzyma się, niejako odtwarzając przeszłość.
Te wyobrażenia o naturze neurotycznych mechanizmów obronnych są przydatne, gdy chcemy zrozumieć, jak ludzie przystosowują się do traumy. Każdy człowiek po ciężkich przeżyciach wytwarza własne, specyficzne obrony, by radzić sobie z natrętnymi wspomnieniami i fizjologicznym pobudzeniem. Zanim przyjęto koncepcje psychopatologii, z których wyrosło pojęcie PTSD, myślenie klinicystów koncentrowało się wyłącznie na wtórnych zjawiskach psychicznych. Nie poświęcano uwagi realiom, które nadal stanowiły napęd tych zjawisk. Szczegółowe zgłębianie konfliktów zachodzących w psychice pacjenta uchodziło za jedyny cel przy terapii nerwic.
Kiedy człowiek jest poddany traumie, na wybór mechanizmów obronnych wpływają jego etap rozwojowy, temperament i kontekst wydarzenia. Sama diagnoza PTSD nigdy zatem nie ogarnia w pełni ludzkiego cierpienia i całego spektrum stosowanych adaptacji (zob. rozdział 9). Nawet jeśli psychiatria psychodynamiczna stanowi nieocenioną pomoc w zrozumieniu charakterologicznych adaptacji do wspomnień traumy, fundamentalnym zagadnieniem PTSD jest fakt, że pierwotne jego symptomy nie są zjawiskiem symbolicznym, mechanizmem obronnym czy skutkiem działania czynników wtórnych. Zasadniczym problemem jest niezdolność pacjenta do zintegrowania realiów konkretnych przeżyć, co pociąga za sobą powtarzające się odtwarzanie traumy w obrazach, zachowaniach, uczuciach, stanach fizjologicznych i relacjach międzyludzkich. Przy postępowaniu z ludźmi, którzy doznali traumy, sprawą kluczową jest więc rozpoznanie, w czym „ugrzęźli” i wokół jakich konkretnych traumatycznych wydarzeń zbudowali swoje wtórne nastawienie psychiczne.
Syndrom potraumatyczny pojawia się, gdy czas nie zdoła zaleczyć wszystkich ran. Wspomnienie traumy nie jest zintegrowane i zaakceptowane przez daną osobę jako część osobistej przeszłości. Przeciwnie, zaczyna istnieć niezależnie od wcześniejszych schematów (czyli jest od nich oddzielone). Niektóre kognitywne koncepcje PTSD zakładały, że traumatyczne przeżycie konfrontuje jednostkę z doświadczeniem całkowicie odmiennym od wszystkiego, co mogłaby sobie wcześniej wyobrazić, i że wywiera to bardzo znaczący wpływ na jej postawy i przekonania (Janoff-Bulman 1992). Może tak być w sytuacji, gdy jednostka styka się z całkowicie nieoczekiwanym zdarzeniem lub takimi przejawami tkwiącego w ludziach zła, o jakich nigdy nie miała wyobrażenia. Często jednak trauma nie jest doświadczeniem całkowicie nowym, lecz raczej stanowi potwierdzenie pewnych przekonań, których jednostka próbowała się wyzbyć. Dla wielu pacjentów najbardziej destrukcyjnym składnikiem traumatycznego przeżycia jest fakt, że potwierdza ono pewne ich głęboko zakorzenione lęki, a nie nowy i niespójny sposób ich ukazania.
Bezpośrednio po traumatycznym przeżyciu prawie wszystkich ludzi prześladują natrętne myśli o tym, co się zdarzyło (McFarlane 1992; Creamer i in. 1992; Joseph, Yule i Williams 1995). Pomagają one w wyciąganiu wniosków z doświadczenia i planowaniu działań naprawczych (akomodacji) albo stopniowym zaakceptowaniu tego, co się zdarzyło, i zmodyfikowaniu swoich oczekiwań (asymilacji) (por. Lindemann 1944; Horowitz 1978). Tak czy inaczej, upływ czasu zmienia sposób przetwarzania przez mózg informacji związanej z traumą. Albo zostaje ona zintegrowana i zapamiętana jako nieszczęśliwy wypadek przynależny do przeszłości, albo związane z nią wrażenia i emocje zaczynają żyć własnym życiem. Kiedy u kogoś rozwija się PTSD, odtwarzanie traumy prowadzi do nadwrażliwości. Przy każdym powrocie do traumy rozstrój jest coraz silniejszy. U takich osób traumatyczne wydarzenie, początkowo będące zjawiskiem społecznym i interpersonalnym, wywołuje wtórne konsekwencje biologiczne, które trudno jest cofnąć, gdy już się zakorzenią (zob. rozdziały 4 i 10). Ta nowa konfiguracja doświadczenia wydaje się skutkiem powtarzalnego wzorca uczenia się, który podsyca wspomnienia związane z traumą. Ich wielokrotne przywoływanie coraz silniej odciska je w pamięci (van der Kolk i Greenberg 1987; Post 1992; McFarlane, Yehuda i Clark, w druku). Takie szkodliwe biologiczne adaptacje stwarzają w końcu podstawy dla pozostałych symptomów PTSD: pobudzenia, trudności ze skupieniem uwagi i selekcji bodźców. Są też podłożem psychicznych mechanizmów obronnych.
Normalnie wspomnienia konkretnych wydarzeń są pamiętane jako historie, które zmieniają się z czasem i nie wywołują intensywnych emocji czy wrażeń. W przypadku PTSD przeciwnie, przeszłość odżywa z całą intensywnością wrażeń i emocji, przez co ofiara ma uczucie, jakby wydarzenie powtarzało się wciąż od nowa (zob. rozdział 12). Wyniki „Grant Study”, podłużnego badania zdrowia psychicznego i fizycznego 200 studentów Harvardu, którzy brali udział w II wojnie światowej, dobrze ilustrują sposób przetwarzania przez ludzi traumatycznych wspomnień (Lee, Vaillant, Torrey i Elder 1995). Kiedy tych mężczyzn ponownie wypytywano o wojenne doświadczenia po 45 latach, ci z nich, którzy nie cierpieli na PTSD, znacząco zmieniali swoje opowieści; największe okropności były w nich wyciszone. Czas nie wpłynął natomiast na zmianę wspomnień u badanych, u których rozwinęło się PTSD. Paradoksalnie więc zdolność do modyfikowania własnych wspomnień stanowi normę, a w przypadku PTSD ciężar doświadczenia nie wygasa z czasem.
Na sposób przetwarzania informacji przez osoby z PTSD ma wpływ sześć podstawowych czynników. (1) Doświadczają one ciągłych, intruzywnych wspomnień związanych z traumą, które zakłócają odbiór bieżących informacji. (2) Czasami kompulsywnie narażają się na sytuacje przypominające traumę. (3) Aktywnie unikają bodźców wywołujących związane z traumą emocje i mają ogólnie obniżoną reaktywność. (4) Tracą zdolność modulowania fizjologicznych reakcji na jakikolwiek stres, co utrudnia im wykorzystywanie sygnałów z ciała jako przesłanki do działania. (5) Mają ogólne problemy ze skupianiem uwagi, rozpraszaniem się i selekcją bodźców. (6) Występują u nich zmiany w psychologicznych mechanizmach obronnych i poczuciu tożsamości. Wszystko to wpływa na ich ocenę istotności nowej informacji.
Kiedy przed ponad wiekiem Charcot (1887) jako pierwszy opisał traumatyczne wspomnienia, określił je jako „pasożyty umysłu”. Ponieważ osoby z PTSD mają zasadniczo upośledzoną zdolność do integrowania traumatycznych przeżyć z innymi wydarzeniami życiowymi, ich wspomnienia traumy często nie są spójne. Składają się na nie zwykle silne emocje lub wrażenia zmysłowe, które ożywają, kiedy ofiara jest pobudzona lub styka się z czymś, co przypomina jej o traumie (zob. rozdział 12). Takie pozostałości traumy mogą przybierać wiele różnych postaci: flashbacków, intensywnych emocji, takich jak panika lub wściekłość, doznań somatycznych, koszmarów nocnych, zmian w relacjach z ludźmi, przejawiania szczególnych rysów charakteru, uporczywie powracających wątków życiowych (Laub i Auerhahn 1993). Lata, a nawet dziesięciolecia po pierwotnej traumie ofiary deklarują, że ich wspomnienia są równie żywe jak bezpośrednio po zdarzeniu (van der Kolk i Fisler 1995). Z powodu tej ponadczasowej natury niezintegrowanych traumatycznych wspomnień ofiara jest pogrążona w przeżywaniu traumy, tak jakby była ona doświadczeniem bieżącym, i nie potrafi zaakceptować jej jako faktu należącego do przeszłości.
Osobisty odbiór traumatycznego doświadczenia z czasem ewoluuje, często obejmując uczucia nieodwracalnej straty, gniewu, zdrady i bezsilności. Proces zdrowienia poważnie komplikuje fakt, że konkretne wydarzenie może uaktywnić pamięć innych, dawno zapomnianych traumatycznych przeżyć, wywołując „efekt domina”. Osoba, której wcześniej nie dręczyły intruzywne wspomnienia, po przeżyciu kolejnej traumy odzyskuje pamięć dawnych doświadczeń. Przykładowo, u ratownika medycznego, który był w toku swojej pracy zawodowej świadkiem wielu koszmarnych, tragicznych wypadków, kolejne takie wydarzenie może wyzwolić wspomnienia całej masy wcześniejszych doświadczeń. Podobnie napaść seksualna może w świadomości osoby dorosłej odnowić dawno zapomniane wspomnienia nadużyć doznanych w dzieciństwie, a procedury medyczne mogą ludziom, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, przypomnieć o rzeczach, o których przez całe dziesięciolecia nie pamiętali.
Paradoksalnie, mimo że żywe elementy traumy powracają uporczywie w postaci flashbacków i koszmarów sennych, wiele osób z PTSD ma poważne trudności ze zrelacjonowaniem, co dokładnie wtedy się zdarzyło. Mogą doświadczać zmysłowych składników traumy, nie umiejąc jednocześnie wyjaśnić, co właściwie czują lub widzą (van der Kolk i Fisler 1995). Jednym z najbardziej ważkich symptomów przytłoczenia przez traumatyczne doświadczenie może być całkowita amnezja. Na przykład Henry Krystal, opisując reakcje pewnych osób uratowanych z Holocaustu, odnotował, że „w ich psychice nie pozostał żaden ślad zapisu przeżyć, była tylko pustka” (Krystal 1968).
Stopniowo początkowe natrętne myśli o traumie mogą zacząć zaburzać reakcje jednostki na inne bodźce i nasilać dominację sieci wspomnień związanych z traumą (Pitman i Orr 1990; Poitman, Orr i Shalev 1993). Z czasem do wzbudzenia intruzywnych traumatycznych wspomnień zaczynają wystarczać coraz bardziej subtelne i uogólnione bodźce. O traumie przypominają stymulanty, które powinny być wobec niej zupełnie obojętne. Przykładowo strażak może unikać zakładania na rękę zegarka, ponieważ przypomina mu to o obowiązku stawiania się na nagłe wezwanie, a weteran wojenny nie cierpi odgłosu padającego deszczu, bo kojarzy mu się to z porą monsunów w Wietnamie. Kontrastuje to z bardziej typowymi bodźcami wyzwalającymi, w oczywisty sposób związanymi ze wspomnieniem traumy, takimi jak sytuacje dotyczące seksu dla ofiary gwałtu albo odgłosy petard (błędnie interpretowane jako dźwięk wystrzałów) dla weterana wojennego.
My oraz nasi koledzy (van der Kolk i Ducey 1989; McFarlane, Weber i Clark 1993), stosując dwie całkowicie odmienne metodologie, zdołaliśmy wykazać, że ludzie cierpiący na PTSD mają zniekształconą percepcję rzeczywistości i reagują szczególnie mocno na wyzwalacze związane z traumą, przez co słabnie ich zdolność do odbierania bodźców innego rodzaju. W konsekwencji mają uboższy repertuar neutralnych lub przyjemnych wrażeń wewnętrznych i środowiskowych o satysfakcjonującym i budującym działaniu. Ta obniżona wrażliwość na bodźce niezwiązane z traumą sprzyja jeszcze silniejszej koncentracji na traumatycznych przeżyciach.
Zachowaniem, o którym nie wspomina się w kryteriach diagnostycznych PTSD, jest kompulsywne narażanie się na sytuacje kojarzące się z dawną traumą. Można zaobserwować to zjawisko w wielu społecznościach poddanych traumie. Na przykład dawni frontowi żołnierze zostają najemnikami lub wstępują do specjalnych jednostek policji, kobiety, które doznały nadużyć seksualnych, czują pociąg do źle je traktujących mężczyzn, a molestowane seksualnie dziewczynki jako osoby dorosłe uprawiają prostytucję. Zrozumienie tego na pozór paradoksalnego zjawiska ma najwyższą wagę, ponieważ może pomóc w wyjaśnieniu wielu rodzajów społecznych dewiacji i problemów interpersonalnych. Freud (1920/1955) sądził, że celem powrotów do przeszłości jest zapanowanie nad tymi wspomnieniami, ale z doświadczenia klinicznego wynika, że dochodzi do tego rzadko; powtórzenia narażają raczej ofiarę i jej otoczenie na nowe cierpienia (van der Kolk 1989). W takim odtwarzaniu traumy jednostka może odgrywać zarówno rolę ofiary, jak i prześladowcy.
Krzywdzenie innych.
Odtwarzanie traumy jest głównym źródłem przemocy w społeczeństwie. Badania udokumentowały fakt, że okrutni przestępcy często byli w dzieciństwie ofiarami fizycznych lub seksualnych nadużyć (np. Groth 1979; Seghorn, Boucher i Prentky 1987). W prospektywnym badaniu nad 34 molestowanymi seksualnie chłopcami Burgess, Hartman i McCormick (1987) stwierdzili korelację z narkomanią, młodocianą przestępczością i łamaniem prawa w parę lat po pierwszym odnotowanym przypadku nadużyć. Dorothy Lewis i jej współpracownicy (Lewis i Balla 1976; Lewis i in. 1979) obszernie udokumentowali także związek pomiędzy nadużyciami w dzieciństwie a późniejszym krzywdzeniem innych ludzi.
Autodestrukcja.
Zachowania autodestrukcyjne są powszechne u dzieci, które padły ofiarą nadużyć. Badania spójnie wykazują korelację o wysokiej istotności pomiędzy wykorzystywaniem seksualnym w dzieciństwie a różnymi rodzajami takich zachowań w późniejszym okresie życia, w szczególności próbami samobójczymi, cięciem się i głodzeniem (np. van der Kolk, Perry i Herman 1991). Dane kliniczne jednoznacznie pokazują, że większość samookaleczeń wiąże się z fizycznymi lub seksualnymi nadużyciami w dzieciństwie albo z przeżywanymi wtedy zabiegami chirurgicznymi (Graff i Mallin 1967; Pattison i Kahan 1983; Briere 1988). Simpson i Porter (1981) podsumowali te wyniki, stwierdzając, że „zachowania autodestrukcyjne nie wiążą się w pierwszym rzędzie z konfliktem, poczuciem winy czy presją superego, lecz z bardziej prymitywnymi wzorcami zachowań wywodzącymi się z bolesnych przeżyć pierwszych lat życia spędzonych z nieprzyjaznymi opiekunami” (szersze omówienie w rozdziale 9).
Powtórna wiktymizacja.
Wiele osób po traumie ulega powtórnej wiktymizacji. Ofiara gwałtu z większym prawdopodobieństwem zostanie zgwałcona ponownie, a kobieta, która jako dziecko była ofiarą nadużyć fizycznych lub seksualnych, częściej doświadcza takich nadużyć jako osoba dorosła (van der Kolk 1989). Dziewczynki molestowane seksualnie w dzieciństwie częściej stają się prostytutkami (Finkelhor i Browne 1984; Silbert i Pines 1981). Diane Russell (1986) w swoim znanym badaniu nad wpływem kazirodztwa na życie kobiet stwierdziła, że niewiele ofiar świadomie wiąże swoją dziecięcą wiktymizację z późniejszym nadużywaniem narkotyków, prostytucją lub próbami samobójczymi (więcej szczegółów również w rozdziale 9).
Wszystkie te zjawiska rzadko są postrzegane zarówno przez ofiary, jak i lekarzy jako odtwarzanie realnych wydarzeń z przeszłości. Zrozumienie faktu, że ludzie po traumie przejawiają w późniejszym życiu tendencję do ulegania nowym traumom i zadawania ich innym, a następnie znalezienie środków zaradczych, to wciąż wielkie wyzwanie stojące przed psychiatrią.
Kiedy straumatyzowana jednostka ugrzęźnie w natrętnym odtwarzaniu traumy, zwykle zaczyna organizować swoje życie tak, by unikać emocji wywoływanych przez te nawroty (van der Kolk i Ducey 1989). Unikanie może przybierać rozmaite formy, takie jak trzymanie się z dala od spraw mogących przypominać o traumie, używanie narkotyków lub alkoholu w celu zobojętnienia się na nieprzyjemne stany emocjonalne albo wypychanie przykrych doświadczeń ze świadomości. Unikaniu konkretnych wyzwalaczy towarzyszy ogólne odrętwienie – niewrażliwość na wszelkie emocjonalne aspekty życia. Chociaż unikanie i odrętwienie są w czwartym wydaniu podręcznika Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders (DSM-IV, American Psychiatric Association 1994) ujęte razem, to odrętwienie ma prawdopodobnie zupełnie inne podłoże fizjologiczne niż unikanie (np. van der Kolk i in. 1994). Badania nad weteranami wojennymi (np. Kardiner 1941), byłymi więźniami obozów koncentracyjnych (Krystal 1968) i innymi populacjami ofiar (Titchener 1986) ujawniają ich stopniowe wycofywanie się i stronienie od codziennych zajęć. Krystal (1968) nazwał tę reakcję „umieraniem dla świata”, Kardiner (1941, s. 249) „deterioracją nieodległą od obserwowanej w schizofrenii”, a Titchener (1986) „zapaścią potraumatyczną”. Wiele osób z PTSD nie tylko aktywnie unika wszelkich wzruszeń, lecz także w coraz większym stopniu wycofuje się i zapada w sobie, przy czym jakakolwiek stymulacja (zarówno potencjalnie przyjemna, jak i odpychająca) pogłębia to wycofanie. Wydaje się im, że lepiej nie czuć niczego, niż czuć stałą rozterkę i przygnębienie.
Błędem byłoby postrzeganie tego wycofania i dystansu w PTSD wyłącznie jako zjawiska psychodynamicznego albo deficytu pewnych neuroprzekaźników, który można by „uzupełnić”, podając odpowiednie suplementy (tzn. antydepresanty albo inne środki psychotropowe stymulujące wydzielanie neurohormonów; zob. rozdział 23). W zgrubnym ujęciu wydaje się, że chroniczna nadpobudliwość związana z PTSD wyczerpuje zasoby biologiczne i psychiczne jednostki, które są potrzebne, by mogła ona doświadczać szerokiej gamy emocji (van der Kolk i in. 1985; Litz 1992). McFarlane i in. (w przygotowaniu) przypuszczają, że w miarę jak w myśleniu osób cierpiących na PTSD zaczynają dominować intruzywne wspomnienia, ludzie ci są coraz bardziej wyczuleni na bodźce środowiskowe przypominające im o traumie. Z upływem czasu są więc coraz mniej podatni na inne bodźce, niezbędne do funkcjonowania w teraźniejszości. Autorzy sądzą też, że ta obniżona wrażliwość prowadzi do serii zmian w centralnym układzie nerwowym, przypominających efekty przeciągającej się deprywacji sensorycznej (zob. rozdział 10).
Litz i in. (1995) uważają, że powstająca w efekcie niezdolność do radzenia sobie z emocjonalnymi sytuacjami prowadzi do pogłębienia nadpobudliwości fizjologicznej i zaburzeń psychosomatycznych. W istocie schorzenia psychosomatyczne i odrętwienie emocjonalne są ze sobą w PTSD ściśle związane (van der Kolk i in., w przygotowaniu). Ten kierunek badań wspierają rezultaty prac Pennebakera (1993) i innych badaczy (np. Spiegel 1992), z których wynika, że niski poziom ekspresji emocjonalnej prowadzi do nieprawidłowości w systemie immunologicznym i nasilenia chorób fizycznych.
Chociaż ludzie z PTSD starają się radzić sobie z wyzwaniami środowiskowymi poprzez unikanie emocji, ich ciała w dalszym ciągu reagują na określone bodźce fizyczne i emocjonalne tak, jakby nadal wisiała nad nimi groźba zagłady. Osoby takie przejawiają nadmierną czujność, przesadne reakcje lękowe i ciągły niepokój. Badania wykazały jasno, że pacjenci z PTSD cierpią z powodu warunkowego pobudzania układu autonomicznego przez bodźce związane z traumą. Najnowsze wyniki sugerują jednak, iż wiele straumatyzowanych jednostek doznaje skrajnego pobudzenia fizjologicznego także w odpowiedzi na szeroką gamę innych bodźców (zob. rozdziały 4 i 10).
U ludzi z PTSD obecna jest tendencja do przechodzenia od bodźca bezpośrednio do reakcji, często bez świadomości, co właściwie wytrąciło ich z równowagi. Łatwo doznają silnych emocji negatywnych (jak lęk, niepokój, gniew, panika) nawet w odpowiedzi na nieznaczne bodźce. Reagują przesadnie, przerażając swoje otoczenie, albo przeciwnie, zamykają się w sobie i nieruchomieją. To zjawisko nadpobudliwości wynika ze złożonych procesów psychicznych i biologicznych, w toku których ciągłe przewidywanie przemożnego zagrożenia zdaje się utrudniać skupienie uwagi i koncentrację. To z kolei otwiera drogę do zaburzeń przetwarzania informacji, w tym zawężenia uwagi do potencjalnych wyzwań lub niebezpieczeństw. Dzieci i dorośli odznaczający się taką nadpobudliwością miewają problemy z zasypianiem, zarówno dlatego, że nie mogą wyciszyć się wystarczająco, by pogrążyć się we śnie, jak i dlatego, że świadomie starają się czuwać, by uniknąć traumatycznych koszmarów sennych.
Najbardziej może dotkliwym aspektem nadpobudliwości jest generalizacja zagrożenia. Świat wydaje się miejscem pełnym niebezpieczeństw. Nieszkodliwe dźwięki wzbudzają reakcję lękową, banalne zjawiska są postrzegane jako sygnał zagrożenia. W normalnej sytuacji pobudzenie autonomiczne spełnia bardzo ważną funkcję: skłania jednostkę do zwrócenia uwagi na potencjalnie istotną sytuację. Jednak u osób pobudzonych chronicznie autonomiczny układ nerwowy przestaje wykonywać tę funkcję. Łatwe prowokowanie somatycznych reakcji na stres nie pozwala polegać na własnych reakcjach cielesnych jako skutecznym systemie ostrzegania przed zagrożeniami. Ciągłe, bezzasadne pojawianie się sygnałów ostrzegawczych sprawia, że wrażenia fizyczne tracą swoją rolę sygnalizacji stanów emocjonalnych i w konsekwencji nie mogą być przesłanką do działania. Zatem, podobnie jak neutralne bodźce środowiskowe, wrażenia te przybierają nowe, groźne znaczenie. Sama fizjologia jednostki staje się źródłem lęku.
Niezdolność osoby cierpiącej na PTSD do interpretowania komunikatów autonomicznego układu nerwowego pozbawia ją możliwości wyartykułowania swojego samopoczucia (jest to tzw. aleksytymia) i skłania do przesadnego reagowania na otoczenie albo przeciwnie, do zamykania się w sobie. Po traumatycznym doświadczeniu wielu ludzi cofa się do wcześniejszych strategii radzenia sobie ze stresem. U dzieci może się to przejawiać jako utrata umiejętności samodzielnego jedzenia lub załatwiania potrzeb naturalnych, u dorosłych – jako zachowania impulsywne, przesadne uzależnienie od innych i niezdolność do podejmowania przemyślanych, samodzielnych decyzji.
Freud (1911/1959) wskazywał, że aby człowiek mógł właściwie funkcjonować, musi być w stanie definiować swoje potrzeby, przewidywać możliwości ich zaspokojenia i planować odpowiednie działania. W tym celu musi przede wszystkim rozważać różne opcje bez uciekania się do podejmowania akcji – taką zdolność Freud nazywał „myśleniem jako akcją próbną”. Wydaje się, że osoby z PTSD utraciły tę zdolność. Nie potrafią fantazjować i bawić się różnymi możliwościami. Badania nad straumatyzowanymi dziećmi (np. Rieder i Cicchetti 1989) i dorosłymi (np. van der Kolk i Ducey 1989) pokazują, że kiedy takie osoby pozwalają sobie na snucie fantazji, powstaje niebezpieczeństwo przełamania barier zabezpieczających je przed wspomnieniami traumy. Aby temu zapobiec, zamykają się i organizują swoje życie wokół zasady, by niczego nie odczuwać i nie rozważać możliwych opcji reagowania na sprawy wzbudzające emocje. Trudności z trzymaniem myśli na wodzy, by nie dopuścić do pobudzenia, są jedną z istotnych przyczyn ich impulsywności.
Osoby z PTSD mają problemy z odróżnianiem bodźców istotnych od nieistotnych. Nie umieją odrzucać tego, co nieważne, i skupiać się na tym, co ma znaczenie. Swoją nadpobudliwość kompensują, zamykając się w sobie. W badaniu wykorzystującym pomiary ERP1 McFarlane i in. (1993) ujawnili te trudności z selekcją bodźców (szczegóły w rozdziale 10). Pociągają one za sobą skłonność do wycofania się z codziennego życia. W rezultacie takiemu pacjentowi jeszcze trudniej jest oderwać swój umysł od wspomnień traumy, a zatem fiksacja na traumie jeszcze się pogłębia. Jednostka traci zdolność do elastycznego reagowania na bodźce środowiska. Może to tłumaczyć stwierdzone u takich osób deficyty zachowawczego uczenia się oraz zakłócenia w przyswajaniu nowej informacji (Bremner i in. 1993; Yehuda i in. 1995), a także ich niezdolność do wykorzystania pamięci roboczej przy przetwarzaniu znaczących bodźców środowiskowych (van der Kolk i Ducey 1989; McFarlane i in. 1993).
W ostatnim czasie wiele pisano o wpływie traumy na poczucie własnej tożsamości ofiary i na jej relacje z otoczeniem (Cole i Putnam 1992; Herman 1992; Pearlman i Saakvitne 1995). Reiker i Carmen (1986) wskazywali, że „konfrontacja z przemocą podważa najbardziej podstawowe założenia jednostki o nienaruszalności i wrodzonej wartości jej osobowości oraz o sprawiedliwości i porządku świata. Po doznaniu nadużycia obraz własnej osoby i całej rzeczywistości nigdy nie będzie już dla ofiary taki jak wcześniej; musi zostać przebudowany, żeby zmieściło się w nim doświadczenie traumy” (s. 362). Oczywiście na interpretację znaczenia traumy będzie miał doniosły wpływ wiek ofiary w chwili jej doznania oraz wcześniejsze doświadczenia życiowe (van der Kolk i Fisler 1994).
Wiele osób po traumie, szczególnie dzieci, obwinia o nią samego siebie. Przyjęcie na siebie odpowiedzialności pozwala poczucie słabości i bezsilności zastąpić iluzją panowania nad sytuacją. Jak na ironię, ofiary gwałtu, które zakładają własną winę, rokują lepiej niż te, które nie przyjmują fałszywej odpowiedzialności. Pomaga im to zachować wewnętrzne poczucie sprawczości i zapobiega bezsilności (Burgess i Holstrom 1979). Jeszcze częściej obwiniają same siebie straumatyzowane dzieci: „Dziecko pragnie zachować pozytywny obraz rodzica, żeby radzić sobie z lękiem i złością rodzącymi się pod wpływem złych doświadczeń” (Reiker i Carmen 186, s. 368). W kontekście tego rodzaju konfliktów uaktywniają się mechanizmy obronne umożliwiające dostosowanie się do nieznośnej rzeczywistości (zob. rozdział 9).
Kluczowa dla zrozumienia braku samoregulacji u ofiar traumy i skłonności jednostek, które doznały krzywdy, do przyjmowania roli prześladowcy jest kwestia wstydu. Traumie zwykle towarzyszy głębokie poczucie upokorzenia. Przerażenie, bezsilność i brak kontroli nad sytuacją to fundamentalny atak na poczucie własnej sprawczości. Wstyd związany z takimi przeżyciami jak gwałt, tortury i inne nadużycia, bywa tak bolesny, że często ulega dysocjacji. Ofiara może nie zdawać sobie sprawy z jego obecności, a mimo to dominuje on nad jej interakcjami ze środowiskiem. Zaprzeczanie uczuciu wstydu, zarówno u siebie, jak u innych ludzi, otwiera drogę do dalszych nadużyć. Wrażliwość na cudzy wstyd to podstawowe zabezpieczenie przed krzywdzeniem innych istot ludzkich, ale wymaga zachowania kontaktu z własnym wstydem. Analogicznie, nieświadomość własnego wstydu czyni jednostkę łatwiejszą ofiarą dalszych nadużyć. Tego rodzaju zdezorganizowane wzorce zachowania występują powszechnie u osób po traumie cierpiących na zaburzenie osobowości typu borderline. Potrzebują one pomocy w zrozumieniu, że sprzyja to kolejnym krzywdom, doznawanym lub wyrządzanym innym.
Pomimo wszystkich wysiłków zmierzających do ustalenia istoty ludzkich reakcji na traumę diagnoza PTSD wciąż nie opisuje całej złożoności tych reakcji (zob. rozdział 9). Nacisk położony w DSM na diagnozę fenomenologiczną sprawia, że uchodzą uwadze powiązania pomiędzy poszczególnymi symptomami oraz subtelne interakcje pomiędzy procesami psychicznymi i biologicznymi (Nemiah 1995). A przecież ta sama psychopatologia może wyrażać się przez rozmaite symptomy. Przykładowo, kiedy w 1859 roku Briquet po raz pierwszy zdiagnozował „histerię” i powiązał ją z wcześniejszą historią traumy, co następnie wsparła szkoła Salpêtrière pod kierunkiem Charcota, symptomami potraumatycznymi były głównie reakcje konwersyjne i objawy psychosomatyczne (zob. rozdział 3). Wzorce te utrzymywały się jako podstawowy przejaw traumatycznego stresu podczas I wojny światowej. Chociaż podczas kolejnej wojny światowej opisywano u żołnierzy frontowych te same symptomy, to jednak tym razem koncentrowano się głównie na reakcjach psychofizjologicznych i utracie kontroli nad impulsami. Natomiast w diagnozach weteranów wojny wietnamskiej dominowały intruzywne wspomnienia i adaptacje charakterologiczne. Czy miałoby to oznaczać, że objawy traumatycznego stresu zmieniały się w kulturze Zachodu z upływem czasu, czy też lekarze w różnych okresach skupiali się na rozmaitych aspektach tego samego syndromu? Jeśli wziąć pod uwagę znaczące różnice wrażliwości i symptomów pomiędzy kombatantami wojny wietnamskiej należącymi do różnych grup etnicznych (Kulka i in. 1990), wygląda na to, że dominująca kultura ma istotny wpływ na symptomatyczny wyraz traumatycznego stresu.
Złożoność ludzkich reakcji na traumę, a zarazem względną prostotę koncepcji PTSD ilustruje niedawne ponowne odkrycie subtelnych związków pomiędzy traumą, dysocjacją i somatyzacją (van der Kolk i in., w przygotowaniu). Trauma może oddziaływać na ofiary na każdym poziomie funkcjonowania: biologicznym, psychicznym, społecznym i duchowym. W kategoriach diagnozy psychiatrycznej znaczy to, że PTSD w wysokim stopniu współwystępuje z zaburzeniami nastroju, dysocjacyjnymi i lękowymi, nadużywaniem narkotyków i patologią charakteru (Green, Lindy, Grace i Leonard 1992; Davidson, Hughes, Blazer i George 1991, Kulka i in. 1990). Narodowe Badanie Współwystępowania Chorób (National Comorbidity Survey; Kessler, Bromet i Nelson, w przygotowaniu) i kliniczne testy kryteriów DSM-IV dotyczących PTSD (van der Kolk, Roth, Pelcovitz i Mandel 1993) wykazały, że osoby z wyłączną diagnozą PTSD były mniej skłonne szukać pomocy lekarskiej niż cierpiące na powiązane z nią zaburzenia, takie jak depresja, niekontrolowane wybuchy gniewu i dysocjacja. Jak długo ofiara potrafi znajdować sens w traumie, często postrzega objawy PTSD jako naturalną reakcję, która nie wymaga profesjonalnej pomocy. Na przykład badanie nad ludźmi, którzy przeżyli atak na Pearl Harbor, ujawniło, że swoje powracające sny o bombardowaniu uważali oni za w pełni zrozumiałą reakcję na okropne wydarzenia, których byli świadkami 7 grudnia 1941 roku. W tym wypadku nie próbowano nawet weryfikować prawdziwości tych doświadczeń (Harel, Kahana i Wilson 1993).
Skupianie się przy opisie dolegliwości ofiar wyłącznie na PTSD nie tłumaczy złożoności tego, co w istocie odczuwają. Przywiązywanie zbyt dużej wagi do takich zjawisk jak intruzje, odrętwienie i nadpobudliwość, może poważnie ograniczyć pole obserwacji ludzkich reakcji na traumę, a zatem utrudnić wybór odpowiedniego leczenia. Rozpoznanie poważnych zmian osobowościowych spowodowanych przez dziecięcą traumę lub długotrwałe narażenie na nią w dorosłości było ważnym krokiem do przodu, gdyż zmiany te są głównym źródłem rozstroju psychicznego i ułomności. Zagadnienie to zaczyna być dostrzegane, skoro w sekcji „Powiązane cechy i zaburzenia” w opisie PTSD zawartym w DSM-IV (American Psychiatric Association 1994, s. 425) uwzględniono złożone adaptacje do traumy w postaci zaburzenia regulacji afektu, agresji i autoagresji, dysocjacji, somatyzacji i zmian w relacjach ze sobą samym i innymi.
Wiele jeszcze musimy się nauczyć w dziedzinie skutecznego leczenia traumatycznego stresu. Prawdziwie efektywne postępowanie powinno uwzględniać całe spektrum potraumatycznych problemów, o jakich była mowa w tym rozdziale: intruzje, kompulsywne odtwarzanie traumy, unikanie i odrętwienie, nadpobudliwość, problemy z uwagą, rozpraszaniem się i selekcją bodźców, zmiana postrzegania siebie i innych, dysocjacja i somatyzacja. Jak dotąd żadne badania nie wykazały, by skuteczna interwencja w jednym obszarze pociągała za sobą automatycznie pozytywne skutki w innych. Nie udało się na przykład wykazać, że poprawa w zakresie powracających intruzywnych wspomnień wpływa na zdolność koncentracji, zmniejsza pobudliwość czy łagodzi problemy charakterologiczne. Prawdopodobnie jednak skuteczne leczenie jednego z zaburzeń, takiego jak nadwrażliwość fizjologiczna, będzie miało rozległe korzystne konsekwencje dla całego układu i może jako efekt wtórny osłabić intruzje i kłopoty z koncentracją, zmniejszyć odrętwienie i wpłynąć na sposób, w jaki ofiara postrzega samą siebie i swoje otoczenie.
Osoba straumatyzowana często nie potrafi znajdować elastycznych i korzystnych adaptacyjnie rozwiązań problemów. Trauma zmusza ją do sztywnej fiksacji na przeszłości i ciągłego staczania tej samej walki. Ponieważ jednak przyjmuje się na ogół, że jak długo wspomnienie traumy pozostaje zdysocjowane, daje o sobie znać poprzez symptomy psychiatryczne, które zakłócają normalne funkcjonowanie, więc pomaganie ludziom w omijaniu tych wspomnień nie usunie wpływu traumy na ich życie. Leczenie powinno służyć dwóm bliźniaczym celom: (1) przywróceniu pacjentowi poczucia bezpieczeństwa we własnym ciele i (2) zamknięciu niedokończonych spraw z przeszłości. Choć nie udowodniono tego dotąd, wydaje się, że skupienie uwagi na tych dwóch składnikach kuracji może uśmierzyć większość następstw traumatycznego stresu.