38,30 zł
Śmiała i głęboko osobista analiza tego, w jaki sposób opieka psychiatryczna zawodzi kobiety, oraz co zrobić, by ją zmienić. Dlaczego tak wiele kobiet przeżywa wypalenie, stres, niezrozumienie? Kiedy zwykłe emocje stały się symptomami? Dlaczego system nie działa – i co musi się zmienić? U kobiet dwa razy częściej niż u mężczyzn rozpoznaje się zaburzenia nastroju, a mimo to ich cierpienie jest bagatelizowane, ich emocje – patologizowane, a leczenie nie przynosi oczekiwanych rezultatów. W książce To tylko w jej głowie Misty Pratt, kanadyjska popularyzatorka nauki i badaczka, przygląda się relacji zdrowia psychicznego i uwarunkowań społecznych, kulturowych oraz ekonomicznych, by ujawnić systemowe zaniedbania w opiece zdrowotnej skierowanej do kobiet zmagających się z problemami psychicznymi. Autorka dokonuje rzetelnego przeglądu badań, ale opiera się również na osobistych historiach kobiet, w tym na własnym doświadczeniu depresji. Książka stanowi wezwanie do tego, by zdefiniować na nowo nasze zdrowie psychiczne i zadbać o nie na własnych warunkach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 392
Rok wydania: 2025
Misty Pratt, To tylko w jej głowie. Jak uprzedzenia płciowe szkodzą zdrowiu psychicznemu kobiet
Tytuł oryginału: All In Her Head: How Gender Bias Harms Women's Mental Health
Warszawa 2025
Copyright © by Misty Pratt, 2024
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2025
Copyright © for the translation by Katarzyna Byłów, 2025
First Published by Greystone Books Ltd.
343 Railway Street, Suite 302, Vancouver, B.C. V6A 1A4, Canada
The publisher expressly prohibits the use of the Work in connection with the development of any software program, including, without limitation, training machine learning or generative artificial intelligence (AI) system.
We acknowledge the support of the Canada Council for the Arts.
Za dofinansowanie wydania książki dziękujemy Canada Council for the Arts.
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-68267-58-7
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
W wieku siedemnastu lat zachorowałam. Zachorowałam na coś, czego lekarze nie są w stanie zdiagnozować za pomocą badań krwi czy aparatury medycznej. Na chorobę, o której mówi się wyłącznie szeptem, za zamkniętymi drzwiami, jeśli w ogóle.
Zaczęło się rano, w pierwszy dzień roku szkolnego w szkole średniej, po cudownym lecie pierwszego zakochania, opalenizny i przygód. Tamtego wrześniowego poranka było słonecznie i ciepło, ale gdy weszłam do klimatyzowanego budynku szkoły, nagle wszystko wydało się mętne i szare. W szkolnej kafejce, gdzie poranne słońce odbijało się od wypolerowanego parkietu, a uczennice i uczniowie głośno witali się ze znajomymi, moje oczy jakby pokryły się bielmem. Coś było nie w porządku.
Odczuwałam coś, czego wtedy jeszcze nie byłam w stanie ani dotknąć, ani nazwać, ale co wiele innych osób opisywało wytartymi zwrotami i wyświechtanymi metaforami: czarnego psa, deszczowej chmury, cienia przemykającego po słońcu. Używamy tych słów i obrazów, aby ożywić coś, co odczuwamy jako własną zjawę, wykrzywienie tego, kim naprawdę jesteśmy. Wydaje się też, że to istnieje wyłącznie w naszych umysłach, że rośnie w siłę i nabiera mocy, w miarę jak nasze ciała słabną.
Kiedy przypominam sobie tę chwilę, pamiętam ją jako pierwszy raz, gdy odczułam ciężar depresji. Jakby ta choroba pojawiła się znikąd, zakryła słońce, przemieniła barwy mojego świata w różne odcienie szarości, coś jak w filmie Pleasantville,tylko na odwrót. Później zrozumiałam, że moja choroba psychiczna nie była tak przypadkowa, jak mi się zdawało, że jej ziarna zostały zasiane na długo przed tym, jak zawaliło się moje życie.
Bóle głowy, bóle brzucha, zespół jelita drażliwego, bezsenność, napady paniki – wszystkie te objawy zakradały się do mojego życia pojedynczo, ja jednak nie zdawałam sobie sprawy z tego, czym naprawdę był ten mrok. Moja depresja nie była „typowa” pod tym względem, że moje złe samopoczucie przemieniło się następnie w myśli lękowe, które ostatecznie przybrały formę codziennych napadów paniki. Nie byłam w stanie wsiąść do autobusu ani pociągu, ani też wejść do jakiegokolwiek pomieszczenia, w którym czułam się zamknięta, bo moja panika objawiała się odczuwaniem zawrotów głowy i lęku, że zwymiotuję.
Chodziłam do specjalistów, którzy uciskali mój brzuch i wkładali mi sondy do przełyku, tropiąc fizyczną przyczynę moich problemów żołądkowych. Testy nie wykazały żadnej poważnej choroby, a jeden z lekarzy zasugerował, że mam zespół jelita drażliwego. „Musisz ograniczyć stres”, powiedział, a ja mu przytaknęłam, choć nie bardzo wiedziałam, jak mam to zrobić. Wewnątrz mojego organizmu piszczał alarm przeciwpożarowy, ale samego pożaru nie mogłam odnaleźć. Zaczęłam zażywać Zantac, lek stosowany w celu zmniejszenia wydzielania kwasów żołądkowych; łykałam go za każdym razem, gdy poczułam znajome ukłucie w brzuchu. Szybko stało się to nawykiem. Gdy nie mogłam zasnąć, bo sen z powiek spędzały mi pozostałe objawy, zażywałam Gravol. Szybko traciłam kilogramy, zaczęłam unikać ludzi.
Sensownie byłoby pójść na zwolnienie, ale nauka była jedynym, co podtrzymywało we mnie jakieś poczucie normalności. Tak bardzo bałam się, że nie ukończę szkoły, że nawet nie przeszło mi przez myśl, że mogłabym zrobić sobie przerwę.
Podczas nieudanych rodzinnych wakacji moi rodzice w końcu zrozumieli, że to nie jakieś „smuteczki” i że samo nie przejdzie. Gdy wróciliśmy do Kanady, od razu umówili mnie do lekarza rodzinnego. Podczas wizyty mówił głównie mój tata, opisywał zmianę mojego nastroju, snu i nawyków żywieniowych. Lekarz zadał mi kilka pytań o to, jak się czuję, po czym westchnął i pokręcił głową.
– Dlaczego tyle dziewcząt teraz boryka się z czymś takim – powiedział gdzieś w powietrze. W ten sposób dowiedziałam się, że nie jestem w tym cierpieniu osamotniona.
Połowa wszystkich poważnych chorób psychicznych występuje w wieku dojrzewania, ale leczenie często podejmuje się wiele lat, a nawet dziesięcioleci po diagnozie1. Między dwunastym a siedemnastym rokiem życia u ponad 36 procent dziewcząt rozwija się depresja, wskaźnik dla chłopców wynosi poniżej 14 procent2. Choroba psychiczna występująca w okresie dojrzewania często utrzymuje się przez całe dorosłe życie, powodując długotrwałe cierpienie i wymagając nieustannego leczenia3.
W krainie nastoletniości występuje tak wiele chwil bezbronności, gdy przedzieramy się przez świat z naszą niewykształconą w pełni korą przedczołową i szalejącymi hormonami. Mózg skanuje ciało (sprawdzając tętno, temperaturę, wszelkie bóle i niedogodności), pobiera dane ze zmysłów i wspomnień, co sekundę prognozując, czego ciało będzie potrzebować, aby przeżyć4. Ile kortyzolu wydzielić, żeby zdać egzamin, żeby wtopić się w tłum, żeby wywalczyć sobie wolność od zasad i oczekiwań? Jakiego koktajlu hormonów potrzeba, aby nawigować po naszej budzącej się seksualności? I jak tego wszystkiego dokonać, jednocześnie nie wychodząc przed szereg i wpasowując się szczelnie w ramy wytyczone dla nas przez społeczeństwo?
U dziewcząt gra toczy się o jeszcze wyższą stawkę, bo to one statystycznie częściej doświadczają przemocy seksualnej, molestowania i dyskryminacji5. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) aż jedna trzecia nastolatek przyznaje, że ich pierwsze doświadczenia seksualne wydarzały się „pod przymusem”6. Inne badania wykazały, że od 12 do 25 procent nastoletnich dziewcząt przed ukończeniem osiemnastego roku życia w pewnym momencie doświadcza przemocy seksualnej7. Przemoc ta, zwłaszcza wielokrotna lub długotrwała, może wpływać na normalny rozwój mózgu i powodować w nim zmiany strukturalne, zaburzając dobrostan psychiczny także w dorosłości8.
Dla wielu młodych kobiet wiek dojrzewania stanowi pierwszy punkt styczności z systemem opieki zdrowotnej w zakresie zdrowia psychicznego, który najeżony jest uprzedzeniami. Długa historia postrzegania fizycznych i psychicznych chorób kobiet jako wynikających z naszej nieprzeniknionej kobiecej biologii (później rozumianej jako „skłonność do słabości”) sięga wstecz aż do zdiagnozowania pierwszego schorzenia psychicznego przypisywanego kobietom, w medycynie starożytnej Grecji określanego mianem „histerii”. Histeria była przy narodzinach współczesnej psychiatrii9, ja zaś twierdzę, że wszelkie choroby psychiczne najpierw rozumiano jako zaburzenia kobiece. Nadal przekłada się to na jakość i dostępność opieki medycznej dla dziewcząt i kobiet.
Choroba psychiczna może rozwinąć się w okresie okołoporodowym (różnie definiowanym w badaniach naukowych, często nawet jako rozciągający się od wczesnej ciąży aż do roku po urodzeniu) bądź podczas menopauzy, która wyznacza koniec okresu płodności. Przez cały okres reprodukcyjny, w miarę jak zmieniają się nasze role od nastoletniości do podeszłego wieku, cispłciowe kobiety częściej w porównaniu z cispłciowymi mężczyznami doświadczają zaburzeń nastroju i zaburzeń lękowych, a w medycynie i psychiatrii ogólnie brakuje wiedzy o tym, w jaki sposób biologia i role płciowe wpływają na nasze zdrowie i doświadczenia życiowe.
Moja choroba psychiczna zaczęła się dekadę po hucznym wprowadzeniu na rynek Prozacu, jednego z najczęściej stosowanych leków antydepresyjnych, w czasach, gdy leki na schorzenia psychiczne były agresywnie reklamowane i przepisywane dziesiątkom milionów osób na całym świecie10. Panowało powszechne przekonanie, że choroby psychiczne zostaną pokonane za pomocą psychiatrii biologicznej, podejścia, które postrzega choroby psychiczne jako funkcję naszego układu nerwowego. Według owej hipotezy, nadal w pewnym sensie znaczącej, depresję wywołują niedobory konkretnych neuroprzekaźników w mózgu – nazywa się to teorią „zaburzenia równowagi chemicznej” leżącego u podstaw choroby psychicznej11.
Jako młoda osoba dorosła próbowałam poskładać w całość elementy swojego życia, zażywając leki i rozpaczliwie żywiąc nadzieję, że to „tabletka” w końcu mnie „naprawi”. Niestety tak się nie stało i podejrzewam, że trudności, z którymi borykałam się przy odstawianiu tych leków, tylko przedłużyły moje cierpienie. Całe lata chodziłam także na terapię, co rusz zmieniając terapeutów, szukając osoby, która potrafiłaby mi powiedzieć, jak mam naprawić to, co było zepsute.
Załamanie nerwowe i poszukiwanie odpowiedzi zainicjowały moją, trwającą dziesięciolecia, eksplorację tego, czym jest bycie osobą „chorą psychicznie” dla dziewczyny i kobiety; sposobów, w jakie postrzegano i patologizowano moje objawy; tego, jak utrzymująca się presja społeczna i nierówności sprawiały, że bezustannie musiałam zmagać się z tym, że jestem „niezdrowa”. Mimo że miałam szczęście i podczas początkowego epizodu depresji i stanów lękowych uzyskałam wsparcie, jako dwudziestoparolatka i po urodzeniu dzieci wielokrotnie doświadczałam nawrotów tej choroby. Wielokrotnie mnie diagnozowano, spędziłam całe lata, zaczynając terapie farmakologiczne i przerywając je, co było zarówno kosztowne, jak i czasochłonne. Jednak dopiero gdy uświadomiłam sobie systemowe problemy, z którymi spotykają się dziewczęta i kobiety, zdołałam odnaleźć ścieżkę wiodącą do uzdrowienia.
W tej książce przeczytacie historie innych kobiet, które nauczyły się poruszać w systemie, w którym są zawstydzane, traktowanie niepoważnie, mylnie diagnozowane. Nie oznacza to, że nie otrzymujemy współczującego wsparcia ani że ogólnie nie spotkało nas nic pozytywnego. Wiele osób w służbie zdrowia usilnie stara się zmienić system, lepiej słuchać, świadczyć opiekę zorientowaną na osobę. Kiedy jednak przeglądamy się w naszym zbiorowym doświadczeniu, widzimy pokłosie wyczerpania, traumy i wstydu, które stały się naszym udziałem zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i zbiorowym. Jedynie opowiadając te historie, możemy w pełni zaakceptować i przyznać, jak daleko zaszłyśmy i ile drogi pozostało jeszcze do pokonania.
Zabierając się do pisania tej książki, wiedziałam, że chcę, żeby jej tematem były zdrowie psychiczne i choroby psychiczne kobiet oraz sposób, w jaki obecnie rozumie się te choroby w systemie ochrony zdrowia, w naszej kulturze i społeczeństwie. W ramach własnego procesu potrzebowałam dowiedzieć się, dlaczego tak wiele kobiet boryka się z trudnościami związanymi ze zdrowiem psychicznym, dlaczego obecnie stosowane sposoby leczenia są nieskuteczne i jak możemy wyobrazić sobie lepszy model podejścia do zdrowia psychicznego kobiet.
Moja własna podróż i opowieści, którymi dzielę się w tej książce, pokazują wyraźnie, że dobrostan psychiczny polega na czymś więcej niż jego czysto psychologiczna strona. Zdrowie psychiczne to zdrowie ciała jako całości. Nagminna praktyka błędnego diagnozowania objawów fizycznych i bólu kobiet jako chorób psychicznych oznacza, iż kobiety skarżące się na takie objawy często słyszą, że są po prostu zestresowane, a ich skargi nie są brane pod uwagę bądź są bagatelizowane. Na kolejnych stronach wykazuję, że kobiety poszukujące pomocy z powodu depresji i stanów lękowych stają przed karkołomną wędrówką po systemie, w którym prym wiedzie kapitalistyczne i patriarchalne postrzeganie zdrowia i dobrostanu. Niezależnie, czy ma to charakter psychiczny, czy fizyczny, bolączki kobiet zawsze wydają się sprowadzać do tego, że coś nam się wydaje.
Światowa Organizacja Zdrowia twierdzi, że mniej niż 2 procent światowej ludności cierpi na poważne choroby psychiczne, takie jak schizofrenia czy choroba afektywna dwubiegunowa (CHAD), przy czym odsetek chorych waha się w zależności od okresu i regionu, a nie płci12. Występowanie tych zaburzeń nie nasiliło się zbytnio z biegiem czasu. Widzimy natomiast znaczący wzrost występowania zaburzeń psychicznych takich jak depresja czy stany lękowe, zwłaszcza wśród dziewcząt i kobiet13. Uważa się, że poważne choroby psychiczne mają silniejsze podłoże genetyczne, podczas gdy zaburzenia nastrojów i zaburzenia lękowe często przypisuje się działaniu biologicznych czynników ryzyka, różnic osobowościowych, środowiska (czy kultury) i przeciwności losu14.
W książce skupiam się na tym, co uważa się za łagodniejsze choroby psychiczne, choć znajdziecie tu także opowieści kobiet, które borykały się z podobnymi szykanami w dostępie do leczenia w przypadku poważnych schorzeń psychicznych.
Badam doświadczenia związane z tym typem psychicznych trudności z punktu widzenia modelu biopsychospołecznego15, zakładającego, że na nasze przeżywane doświadczenia wpływa kombinacja czynników biologicznych, psychicznych i społecznych. To ramy teoretyczne po raz pierwszy zaproponowane jako kierunkujące działania lekarzy klinicznych pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku16. Jak zobaczycie na ilustracji, którą stworzyłam w oparciu o ten model, sugeruje on, że nasze zdrowie psychiczne warunkują trzy istotne czynniki: biologia (nasze ciała i mózgi), psychika (myśli, odczucia i emocje) oraz społeczeństwo (nasze środowisko).
Źródło: dzięki uprzejmości autorki
W połowie XX wieku w psychiatrii pojawili się ludzie, którzy postulowali transformację medycznego modelu zdrowia psychicznego, opierającego się w tamtych czasach głównie na podawaniu leków17. To psychiatryczne nacechowanie wiązało choroby psychiczne z nadmiernie uproszczoną teorią nierównowagi chemicznej neuroprzekaźników w mózgu, nie przyznając, że z dużym prawdopodobieństwem podłożem tych chorób jest złożona mieszanka przyczyn społecznych, biologicznych i psychicznych.
Psychiatra George Engel nawoływał do zintegrowania w ramach leczenia chorób psychicznych także interwencji psychospołecznych. Uważał, że to pozwoliłoby uwzględnić wielowymiarowość trudności psychicznych. Według Engela, aby zmienić sposób leczenia pacjentek i pacjentów, należałoby dokonać przesunięcia punktu ciężkości w samej naturze psychiatrii jako dyscypliny. Dziś już wiele osób na Zachodzie zajmujących się zdrowiem psychicznym twierdzi, że stosuje biopsychospołeczny model zdrowia, jednak nie ma wielu danych, które by to potwierdzały. Choroby psychiczne nadal w dużej mierze leczy się wedle modelu medycznego18.
Model biopsychospołeczny przydaje się także jako sposób rozumienia naszych własnych doświadczeń i tego, że obecne sposoby leczenia nie uwzględniają wywieranych na nas nacisków społecznych, w nieproporcjonalnie duży sposób wpływających na zdrowie psychiczne kobiet.
Chociaż wierzę, że psychiatria i ogólnie medycyna mają wciąż do odegrania rolę w diagnozowaniu i leczeniu osób borykających się z chorobami psychicznymi, istnieją granice tego, co mają do zaoferowania mnie i wielu innym osobom. Model leczenia, w ramach którego poruszałam się jako nastolatka i dorosła kobieta, uznaje, że moje problemy wynikają z zaburzonej równowagi w moim mózgu. W tej książce jednak twierdzę, że – jak pokazuje historia – kobietom nieodmiennie przykleja się etykietkę „zaburzonej równowagi”. Czy winowajczynią jest macica, jajniki, hormony, czy substancje chemiczne w naszym mózgu – najwyraźniej coś w naszej podstawowej budowie biologicznej zawodzi. Moje dążenie do znalezienia odpowiedzi przeobraziło się w odkrywanie samej siebie i coraz lepsze zrozumienie, że żadna terapia nie może mnie „naprawić”. Bo nigdy nic we mnie nie było zepsute.
Uwielbiam naukę za potencjał, który niesie w odkrywaniu rozwiązań dla tego, co nas boli. Biomedyczny model badań i opieki zdrowotnej słusznie otacza czcią pewien konkretny typ badań naukowych – medycyna oparta na dowodach naukowych wymaga mocnych danych na poparcie kosztownych terapii w starciu wielu konkurujących ze sobą interesów. Jednak nieproporcjonalnie duże skupienie na danych może zagłuszyć doświadczenie pacjentek, zwiększając tym samym ryzyko, że pytania, które się zadaje, nie są tymi, które wymagają odpowiedzi.
Jestem również świadoma tego, że zarówno historycznie, jak i w obecnych czasach to mężczyźni trzymają władzę w zakresie tego, czemu poświęca się uwagę badawczą. Zachodnia nauka dezawuowała już wiedzę pochodzącą od kobiet i różnorakich społeczności, a to oznacza, że to, co wiemy o ludzkim ciele, zazwyczaj dotyczy białych cispłciowych ciał męskich. Zaś nauka, która mimo wszystko bada zdrowie psychiczne kobiet, zazwyczaj uwzględnia jedynie kobiety cispłciowe, co oznacza, że mamy nikłe pojęcie o tym, jak wyglądają doświadczenia osób trans i osób o niebinarnej tożsamości płciowej. W tej książce używam terminu „kobieta” na określenie każdej osoby identyfikującej się jako kobieta (osoba „żeńska” odnosi się do tych, którym przy urodzeniu przypisano płeć żeńską), choć wiele z tego, co opisuję, może także odnosić się do osób nieidentyfikujących się jako kobiety.
To dobry moment, aby odpowiedzieć na pewne pytanie, które może nasuwać się w związku z tą książką – a co z mężczyznami? Owszem, mężczyźni również doświadczają chorób psychicznych oraz napotykają przeszkody w ramach obecnego systemu opieki zdrowotnej. Jednym z powszechnie spotykanych wyjaśnień tego, dlaczego w porównaniu z kobietami odsetek mężczyzn doświadczających chorób psychicznych jest niższy, jest to, że kobiety częściej przejawiają zachowanie polegające na „zgłaszaniu się po pomoc”19. To oznacza, że gdy kobiety źle się czują, częściej idą do lekarza i proszą o pomoc20. Jednak, co omawiam w dalszej części tej książki, ten czynnik nie wyjaśnia samoistnie różnicy w odsetku zachorowań na choroby psychiczne wśród kobiet i mężczyzn. Poza tym zdrowie mężczyzn stanowiło główny punkt zainteresowań badawczych przez niezmiernie długi czas, podczas gdy zdrowiem kobiet mało kto się interesował. Nadal o kobiecych ciałach nie wiemy tyle, co o ciałach męskich, a powody tego stanu rzeczy omówię w kilku pierwszych rozdziałach.
Mając to na uwadze, sądzę, że sporo mężczyzn będzie wiedziało, o czym piszę w wielu częściach tej książki, i być może rozpoznają nasze wspólne zmagania w radzeniu sobie z trudnościami psychicznymi – związane z tym, jak kobiety i mężczyzn socjalizuje się do odmiennego odczuwania i wyrażania emocji i jak to wpływa na nasze zdolności do szukania pomocy oraz reakcje na leczenie.
W tej książce opieram się co prawda na dowodach naukowych (głównie z Zachodu), ale interesują mnie także opowieści pacjentek o ich doświadczeniach. Zbyt długo kobietom mówiło się, co mają myśleć, czuć i odczuwać, mówiło im się nawet, że to, co myślą, czują i czego doświadczają, jest niewłaściwe. W miarę jak coraz lepiej rozumiemy nasze własne ciała, jak coraz bardziej wsłuchujemy się w wewnętrzne sygnały, które nam wysyłają, upewniamy się, że tego typu wiedza jest jak najbardziej właściwa i ważna. Opowiadanie o osobistych doświadczeniach pomaga nam przezwyciężyć poczucie izolacji i naświetla ukryte systemowe siły, które działają przeciwko nam wszystkim.
Książka ta nie mówi, co robić – nie proponuję jednej jedynej ścieżki wiodącej do uzdrowienia, która będzie właściwa dla każdej kobiety. Wszystkie badaczki i badacze skłaniają się w pewną stronę, ja także przychodzę z własnym doświadczeniem białej cispłciowej kobiety. Starałam się podkreślić istotne dodatkowe bariery, przed którymi stają kobiety z grup marginalizowanych w systemie ochrony zdrowia zajmującym się zdrowiem psychicznym, ale nie zakładam, że w pełni wiem czy rozumiem to, co one przeżywają. Starałam się za to jeszcze dokładniej wsłuchiwać w ich historie, zdając sobie sprawę z własnego ogromnego uprzywilejowania w tej przestrzeni i działając na rzecz wyeliminowania rasizmu i opresji w ramach systemu opieki nad zdrowiem psychicznym.
Jako biała kobieta pisząca o zdrowiu psychicznym starałam się także uniknąć pułapki, którą nazywam „zespołem dobrostanu białej kobiety”. Uprzywilejowane i zamożne białe kobiety wykazują objawy owego zespołu, gdy twierdzą, że znają źródło problemów wszystkich kobiet i proponują uproszczone rozwiązania. Te rozwiązania mogą być formą przywłaszczonych praktyk ludności rdzennej, praktyk religijnych bądź modną akurat dietą. Czasem to stos drogich suplementów diety. Niekiedy zaś kobiety twierdzą, że problemem jest „nastawienie”, dryfując na niebezpieczne wody toksycznej pozytywności – fałszywego mniemania, że w obliczu poważnych problemów powinniśmy wyłącznie myśleć pozytywnie. Ów zespół niemal zawsze pomija leżące u podstawy kwestie, które sprawiają, że niektórym kobietom trudno uzyskać dostęp do alternatywnych czy kosztownych opcji leczenia lub jest to dla niech wręcz niemożliwe. Piszę o takich systemowych problemach, ponieważ nie wierzę, że bez stanowczej strategii społecznej można mieć jakąkolwiek nadzieję na postęp w kwestiach zdrowia psychicznego.
Na koniec, gdy w tej książce piszę o „uzdrawianiu”, chcę, aby było jasne, że nie chodzi mi o wyleczenie – jakbyśmy w jakiś sposób wszystkie miały finansowe i społeczne zdolności do pozbycia się cierpienia psychicznego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (co oznacza przeniesienie odpowiedzialności na jednostkę). Używam zatem sformułowania „uzdrawianie”, odnosząc się do procesu, który przeszłam, aby lepiej rozumieć ogólniejsze społeczne i kulturowe czynniki wpływające na moje własne zdrowie i aby odkryć moc (a czasem niemoc) zmiany owych czynników. Na poziomie indywidualnym uzdrawianie oznacza dla mnie moje prawo do czytania własnego ciała i jego autonomii: poznania i zrozumienia ciała, podejmowania własnych decyzji w kwestii leczenia oraz jego wyników, równego dostępu do należytej opieki i skutecznego leczenia. Uzdrawianie oznacza także zmianę naszego wspólnotowego rozumienia dobrostanu psychicznego nie jako ciągłej radości i szczęścia, lecz jako głębszego rozpoznania, że bycie człowiekiem oznacza odczuwanie emocji, od największych wzlotów do największych upadków.
W większości rozdziałów opisuję osobiste historie kobiet, z którymi przeprowadziłam wywiady do tej książki. Kilka z nich poprosiło mnie, abym zmieniła ich imiona w celu zapewnienia im anonimowości. Opisuję także własne historie i historie moich bliskich. Przeprowadziłam wywiady z czołowymi ekspertkami i ekspertami w dziedzinie nauk o mózgu, psychiatrii, psychologii i innych dziedzin. Wszystkie te wywiady prowadzone były przez platformę Zoom (podziękowania dla pandemii). Mojej pracy nie należy postrzegać jako wyczerpującej analizy wszystkich aspektów zdrowia psychicznego kobiet, mam jednak nadzieję, że dzięki niej uda się poszerzyć dyskusję o tym, z czym mierzy się tak wiele z nas.
Choć sama mam doświadczenie w badaniach nad zdrowiem, często żartuję, że nie załapałam się na żadne „-olożka” – nie jestem psycholożką, neurolożką, antropolożką, socjolożką ani też psychiatrką. W celu zgromadzenia wiedzy eksperckiej, danych, nowatorskich punktów widzenia opierałam się na doświadczeniach wielu ekspertek i ekspertów oraz osób z doświadczeniem klinicznym, choć wiem, że oni (ani ja) bynajmniej nie znają odpowiedzi na wszystkie pytania. Biorę wyłączną odpowiedzialność za wszelkie uchybienia w interpretacji ich prac. Mnie samej odpowiada status ekspertki, która sama przeszła przez okopy choroby psychicznej i mam nadzieję, że moje własne doświadczenia, jak i doświadczenia kobiet, które pojawią się na kolejnych stronach tej książki, naświetlą nieco sposoby, dzięki którym możemy zredefiniować i odzyskać zdrowie psychiczne kobiet.
(Ten wiersz wyśniłam)
Od kogoś, kogo kochałam, dostałam
bombonierkę wypełnioną mrokiem.
Minęły lata, zanim zrozumiałam,
że to także był dar.
Mary Oliver1
Pewniej nocy, gdy miałam pięć lat, moja babka postradała zmysły. Wracaliśmy z O’Keefe Centre po zmroku ulicami Toronto, ja miałam twarz przyklejoną do okna wagonu metra, patrzyłam, jak tory znikają pod nim. Wyjścia z babką zawsze rodziły i spełniały oczekiwania – bilety na przedstawienia baletowe i teatralne, słodkie lody podczas przerw, jazda podziemną kolejką – dla dziewczynki z przedmieścia wszystko to było bardzo ekscytujące.
Nie pamiętam, czy moja babka wydawała się roztargniona, czy jej zachowanie wskazywało na to, co się stanie. Moje wspomnienia z tego wieczoru to stosik starych fotografii, które mogę dowolnie przeglądać – migawka maleńkiego, wybudowanego już po wojnie domu o drewnianych drzwiach z ciężką metalową kołatką, mój dziadek w jego ulubionym fotelu z podłokietnikami, puszka zimnego piwa w jego dłoni, moje uczucie lęku i pomieszania z powodu zachowania babki.
Nie mam natomiast obrazu głównej postaci tej historii, tej, której mania owego wieczora osiągnęła nowy szczyt, zrzucając nam na głowy bombę rzekomego romansu (później udało się ustalić, że był wymyślony) i planów rozwodowych. Gdy wróciłyśmy do domu po obejrzeniu przedstawienia baletu, moja babka oznajmiła, że rzuca dziadka dla innego mężczyzny, po czym rozpętała się awantura.
Mój ojciec później wypełnił moje wspomnienia własnym stosikiem wypłowiałych fotografii. Moja matka odbierająca telefon, w którym słyszy krzyczącego do słuchawki dziadka. Moja babka mówiąca coś nieskładnie, nie będąc w stanie sklecić jednego zdania, co, jak się później dowiedzieliśmy, było definicyjną cechą jej choroby. Przekazano mi słuchawkę, powiedziano, że mam zabrać swoje rzeczy i czekać na ojca, który po mnie przyjedzie. Najwyraźniej pamiętam to, jak stoję, ściskając uchwyt walizki, i modlę się, aby już przyjechał.
Kiedy tracimy zmysły, gdzie się one podziewają? Czy wraz z nimi na wycieczkę wybiera się i nasza tożsamość, dryfując gdzieś w eter, czy też jest jakieś miejsce wewnątrz ciała, gdzie ostaje się nasza esencja? Gdy nasz umysł przepływa nad nami, czy podskakujemy i staramy się go złapać, niczym małe dziecko rzucające się w pogoń za niesfornym balonikiem w wietrzny dzień? Może należałoby zamieszczać plakaty z wizerunkiem zaginionych, obiecując nagrodę za bliskich: Dorothy Mavis Buckler, urodzona w 1923 r., zaginęła tego wieczora w 1985 r. Na znalazcę czeka nagroda.
Tego wieczora, gdy moja babka postradała zmysły, po raz pierwszy dowiedziałam się, że istnieje „umysł”, który Harriet A. Washington, pisarka zajmująca się także etyką medyczną, opisuje jako „coś w rodzaju zjawy mózgu w przestrzeni psychicznej”2, coś, co – w zależności od tego, kogo zapytamy – jest albo w pełni zależne od mózgu, albo całkowicie od niego odrębne. Ta mglista definicja oznacza, że nie ma zgody co do tego, gdzie rodzą się objawy choroby psychicznej ani gdzie się one znajdują. Czy pojawiają się w mózgu i infekują ciało? Czy to fizyczne objawy bądź czynniki fizjologiczne wywołują chorobę psychiczną? Czy też choroba zaczyna się w jakimś dryfującym bycie zwanym „umysłem”, którego ani nie jesteśmy w stanie skwantyfikować, ani przebadać w celu postawienia właściwej diagnozy?
Gdziekolwiek się podziewał, umysł mojej babki robił sobie regularne wakacje. Podczas tych wycieczek jej świat stawał się nowiutki jak spod igły, pełen możliwości. Kipiała twórczą energią, za każdym zakrętem szukając podniet. Oscylowała między słowotokiem a mozolnym poszukiwaniem słów. Dla osób sprawujących nad nią opiekę jej utrata umysłu oznaczała chaos. Wdzierał się w nasze zwykłe życie, gdy moi rodzice i troje rodzeństwa mojego ojca wspólnie brali na siebie ciężar chronienia jej przed nią samą.
Zanim zachorowała, moja babka była bardzo niezależną kobietą, żyjącą w świecie pogrążonym w uprzedzeniach płciowych i nierówności. Swoją długą karierę rozpoczęła jako nauczycielka w Wielkiej Brytanii, w szkole, w której była tylko jedna sala lekcyjna, potem wyemigrowała do Kanady. Jeszcze później była bibliotekarką w szkole, w której chodziłam do przedszkola. Po jej śmierci otrzymałam pożółkłą książkę w plastikowej obwolucie, w której na stronie tytułowej widniało zapisane wyblakłymi literami jej nazwisko. Była to jej praca licencjacka, zatytułowana „Pozytywne role w literaturze dziecięcej”, w której z perspektywy feministycznej analizowała popularne bajki dla dzieci. Przekartkowałam do wstępu i przeczytałam:
Literatura to tylko niewielka część środowiska dzieci, a seksizm komunikowany jest w subtelny sposób. Stereotypizacja płciowa panuje w naszych domach, klasach szkolnych, bibliotekach, telewizji, tkwi w zabawkach, grach i języku. Role płciowe są jednakże społecznie uwarunkowane, nie zaś wrodzone, a zatem mogą ulec zmianie.
Siedziałam i czytałam te słowa, raz za razem, starając się jakoś pogodzić przytłaczający obraz babki z moich wspomnień i tej kobiety, którą poznawałam poprzez jej pisarstwo. Była kobietą, która zdobyła stopień licencjatki w wieku pięćdziesięciu dziewięciu lat, mającą setki uczniów, w których zaszczepiła miłość do opowieści, osobą, która woziła mnie po całym mieście na rozmaite zajęcia. Była kobietą, która puszczała głośno muzykę ze swojej wieży stereo i dołączała do niej swój wibrujący sopran. Nigdy nie wahała się mówić, co myśli, była osobą, z którą trzeba było się liczyć w czasach, gdy kobiety i dziewczęta rzadko były widziane i słyszane.
A jednak w zaciszu własnego domu moja babka dzieliła życie z mężem alkoholikiem, który krzywdził emocjonalnie ją i jej dzieci. Burzliwe życie domowe żywo kontrastowało z wartościami, które wyznawała jako kobieta, której zależało na życiu zawodowym, na zapewnieniu wykształcenia dzieciom, na rozmontowaniu stereotypów płciowych. Nie mogę przestać się dziwić, jak godziła te dwa światy.
Dorothy (albo Kit, bo taką ksywkę nosiła moja babka) dla środowiska lekarskiego początku lat osiemdziesiątych XX wieku stanowiła anomalię, jako że u kobiet w jej wieku raczej nie diagnozowano choroby afektywnej dwubiegunowej. Niegdyś nazywana zaburzeniem „maniakalno-depresyjnym” (było kilka typów), prowadzi do dramatycznych wahań nastrojów: cierpiące na nią osoby mogą w jednym tygodniu czuć się w szczytowej formie, a już w następnym pogrążyć w czeluściach rozpaczy. Mogą także doświadczać szybkich cyklów, w ramach których zmiany nastroju następują w ciągu kilku godzin czy dni, bądź owe szczyty i czeluści wydarzają się w tym samym czasie. Zazwyczaj diagnozę stawia się w okresie nastoletnim bądź we wczesnej młodości, gdy – jak się uważa – zachodzące w mózgu zmiany wywołują pierwszy epizod manii bądź poważną depresję. W ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci badania mózgów kobiet wykazały, że zmiany hormonalne w okresie menopauzy także mogą prowadzić do zmian w mózgu, wywołujących poważne choroby psychiczne, takie jak schizofrenia czy choroba afektywna dwubiegunowa3. Wiemy już, że i u starszych kobiet mogą pojawić się swoiste czynniki ryzyka wystąpienia problemów psychicznych, jednak gdy byłam mała, moją babkę uważano za szczególny przypadek4.
Mimo że członkowie rodziny zdawali sobie sprawę z tego, że w ciągu ostatnich dwóch lat Kit miała depresję, tego dnia, gdy wyszłyśmy do miasta i miałam u niej spać, coś w jej mózgu przeskoczyło i wrzuciło najwyższy bieg. Epizody manii cechowały się u niej wyolbrzymionymi ideami, jak choćby zakochaniem na zabój w kimś, kogo ledwo znała, czy zakupami na epicką wręcz skalę, podczas których wydawała tysiące. Raz, podczas wakacji w Grecji, nakupiła złotej biżuterii za dziesięć tysięcy dolarów. Kiedy indziej przechodziła całkowite załamanie, łącznie z utratą zdolności mówienia. Najstraszniejszy był moment, gdy zgubiła się w mieście i odnalazła dopiero kilka godzin później, gdy zobaczono ją zdezorientowaną na jednej z ulic – nie wiedziała, jak się tam znalazła.
Po manii nieuchronnie następowało zejście w depresję i to właśnie wtedy Kit z całą mocą odczuwała ciężar swojej choroby. Pamiętam, jak fizycznie się kurczyła, jak przysiadała na krześle ze spiętymi, przygarbionymi ramionami. Gdy odwiedzaliśmy ją na oddziale psychiatrycznym, zazwyczaj zerkałam też na inne pacjentki: młode dziewczyny, chude jak szczapy, z bandażami owiniętymi wokół nadgarstków, kobiety w średnim wieku krążące po korytarzach, mamroczące coś niezrozumiale do siebie samych.
Ponieważ nasza rodzina mieszkała zaledwie dwadzieścia minut jazdy samochodem od dziadków, ciężar opieki nad babką spadł na moich rodziców. Lit co prawda wydawał się stabilizować nastroje Kit, jednak jej opór przed leczeniem oraz burzliwe życie domowe z mężem alkoholikiem oznaczały, że nie przyjmowała leku regularnie. Najmniejsze odstępstwa – pominięta dawka, szklaneczka czegoś mocniejszego, infekcja pęcherza moczowego – mogły zaburzyć delikatną równowagę chemiczną i wywołać kolejną rundę dramatycznych zdarzeń. Niekiedy zdarzało się to podczas jej podróży zagranicznych, a członkowie mojej rodziny musieli ruszać z międzynarodową odsieczą, gdy sprawy przybierały zły obrót.
Zanim moja babka została otoczona systematyczną opieką psychiatryczną, regularnie trafiała na ostry dyżur i na oddziały psychiatryczne, gdzie lekarze nie potrafili zrozumieć jej objawów. W owym czasie medycyna ogólna i psychiatria rzadko współpracowały i lekarze z początku sądzili, że Kit doświadcza objawów choroby fizycznej, nie zaś psychicznej. Moja matka zapamiętała także, że podczas wizyt na ostrym dyżurze Kit potrafiła myśleć nad wyraz trzeźwo, przez co lekarze sądzili, że z jej umysłem nie dzieje się nic złego. Gdy pytano ją, czy spożywała alkohol, potwierdzała, że owszem – piła, a wtedy dyżurujący uznawali, że podobnie jak jej mąż jest alkoholiczką. Nie ma się jednak co dziwić, że pracownicy ochrony zdrowia nie mogli dojść do ładu z objawami mojej babki – do dziś brakuje badań nad zdrowiem psychicznym kobiet na późniejszych etapach życia.
Karta choroby mojej babki wskazuje, że przepisano jej cztery różne leki: przeciwdrgawkowy, przeciwpsychotyczny, benzodiazepinę i lek przeciwdepresyjny (który odstawiono po tym, jak doprowadził do kolejnych epizodów manii). Prezentowane przez nią objawy, takie jak utrata mowy lub mowa bełkotliwa, majaczenie i drżenie, dezorientowały lekarzy, bo przypominały przemijający napad niedokrwienny (miniudar). Lekarze rozważali wiele diagnoz, w końcu zdecydowali się na chorobę afektywną dwubiegunową.
Zawsze miałam wątpliwości co do tego, z czym naprawdę zmagała się moja babcia – czy jej objawy fizyczne nie były oznaką choroby obejmującej zarówno umysł, jak i ciało. Jestem przekonana, że problemy ze zdrowiem psychicznym miały wpływ na objawy, czasem jednak zastanawiam się, czy bardziej zniuansowane rozumienie zdrowia całego organizmu mogłoby doprowadzić do lepszych efektów dla Kit.
W rozdziale 5 będzie mowa o tym, że diagnozy w sferze zdrowia psychicznego lekarze stawiają na podstawie profilu klinicznego pacjentów, wysoce subiektywnego i często stronniczego. Dwie choroby, których objawy pokrywają się z chorobą afektywną dwubiegunową, to zaburzenie osobowości typu borderline (borderline personality disorder, BPD)5 i zaburzenie konwersyjne6. Obie są współczesnymi interpretacjami histerii – diagnozy, którą stawiano kobietom doświadczającym dysocjacji (poczucia odseparowania od siebie lub rzeczywistości), często związanych z traumą. Kobiety nadal znacznie częściej niż mężczyźni są tak diagnozowane, po czym muszą przejść długą i wyboistą drogę do ostatecznego rozpoznania choroby, często gromadząc po drodze całą kolekcję rozpoznanych schorzeń fizycznych i psychicznych.
Gdy wychodziła ze szpitala, Kit niekiedy mieszkała u nas, do momentu aż mogła bezpiecznie wrócić do domu. Stało się to jeszcze ważniejsze po śmierci mojego dziadka, gdy zaczęła mieszkać sama. Jej choroba ostatecznie zmusiła ją do przeprowadzki do domu opieki, gdzie spędziła ostatnie dwadzieścia lat swojego życia. Głośno sprzeciwiała się tej decyzji i nigdy do końca nie pogodziła się z tym, że cierpi na chorobę psychiczną.
Kilka lat temu otworzyłam pudło rodzinnych dokumentów przechowywanych w domu moich rodziców. Przeglądając pisane odręcznie i na maszynie listy, wycinki z gazet i czarno-białe fotografie, dowiedziałam się, że klątwa choroby psychicznej dotknęła co najmniej dwie inne kobiety w mojej rodzinie, obie po urodzeniu dziecka. Czytając pośpiesznie spisane wspomnienia mojego dziadka, dowiedziałam się, że moja prababcia ze strony ojca po urodzeniu trzeciego dziecka przebywała w „domu opieki”. Jeszcze tragiczniejsza była historia siostry mojej babki, która popełniła samobójstwo wkrótce po urodzeniu bliźniąt.
Jako małe dziecko słyszałam niektóre z tych historii, ale nie rozumiałam ich głębszego znaczenia. Historia naszej rodziny była przedstawiana jak fakty spisane na tablicy, mnie jednak brakowało narzędzi, aby zrozumieć głębszy kontekst „choroby psychicznej”. Zauważyłam jednak, że emocje są zmienne i poza kontrolą – jak pogoda. Czysta radość była formą szaleństwa, zaś rozpacz otchłanią, w którą można było wpaść raz na zawsze. Teraz rozumiem, że starałam się znaleźć dla siebie miejsce gdzieś pomiędzy, odpychałam emocje, których nie chciałam odczuwać.
Dopiero w wieku siedemnastu lat, gdy w stanie załamania psychicznego trafiłam do gabinetu psychologa dziecięcego, musiałam zmierzyć się z własną bombonierką pełną mroku. Przez wiele lat wierzyłam, że owa bombonierka zawiera także odpowiedzi: przyczyny mojego załamania i jasny obraz moich genetycznych uwarunkowań. Jednak choroby psychiczne nie mają jednej przyczyny, a wielu naukowców nie wierzy już, że geny odgrywają w nich główną rolę7. Emocje i problemy psychiczne są złożone, podobnie jak nasz mózg, który jest skomplikowanym organem przewidującym potrzeby naszego ciała w danej chwili.
Świat społeczny może odgrywać znacznie większą rolę, niż nam się wydaje, zwłaszcza w przypadku diagnozowania i leczenia „problemów umysłowych” kobiet. Nadal pobrzmiewa echo mitu o kobiecej histerii, jednak nasza opowieść zaczyna się w przeszłości.
Żadne z moich rodziców nie przypomina sobie, by u mojej babki zdiagnozowano histerię, jednak w jej opowieści bezsprzecznie pobrzmiewa, że (przynajmniej na wczesnych etapach choroby) większość specjalistów klinicznych zachowywała się tak, jak gdyby jej objawy były bądź to wyolbrzymione, bądź wynikały z emocjonalnej udręki, mimo że doświadczała także wielu objawów fizycznych. Często odsyłano ją do domu z kwitkiem, a ponieważ za każdym razem, gdy trafiała na ostry dyżur, oglądał ją nowy psychiatra, jej leczenie było nieskoordynowane.
W 1980 roku – roku moich narodzin, mniej więcej w czasie, gdy moja babka zaczęła wykazywać objawy choroby afektywnej dwubiegunowej – z trzeciego wydania klasyfikacji Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders (DSM) histerię (termin wywodzący się z greckiej nazwy macicy) usunięto z rozrastającej się listy zaburzeń psychicznych. Zamiast niej pojawiła się diagnoza o innej nazwie: zaburzenia konwersyjne – termin ukuty przez twórcę psychoanalizy, Zygmunta Freuda. Zaburzenie to nazywane jest również funkcjonalnym zaburzeniem neurologicznym, a amerykańskie National Institutes of Health (NIH) klasyfikują je obecnie jako „chorobę genetyczną i rzadką”8. Słowo „konwersja” odnosi się do somatycznych (lub fizycznych) objawów występujących u danej osoby, które według Freuda były spowodowane stłumionymi konfliktami lub traumatycznymi przeżyciami. Freud twierdził, że stłumione emocje przekształcają się w objawy fizyczne9.
W zaburzeniach konwersyjnych ludzie doświadczają poważnych objawów fizycznych, których nie można wyjaśnić chorobą fizyczną. Mogą to być objawy neurologiczne, takie jak trudności w chodzeniu, drętwienie, mimowolne ruchy (np. tiki), a nawet drgawki. Gdy współczesna medycyna nie potrafi znaleźć przyczyny, pacjentów diagnozuje się w jeden sposób, który uczciwiej byłoby nazwać „w sumie nie wiadomo, co ci dolega”. W przeszłości medycyna traktowała schorzenia fizyczne, które nie były jeszcze w pełni rozpoznane – jednym z przykładów jest zaawansowana kiła10 – jako schorzenia psychiczne, a tendencja ta utrzymuje się do dziś11. W przypadku mojej babki lekarze raczej pomijali jej objawy fizyczne i diagnozowali chorobę psychiczną. W nowoczesnym systemie, w którym rzekomo rozumie się, że nie ma ścisłej granicy między umysłem a ciałem, kobiety nadal są obiektem stereotypowych diagnoz chorób psychicznych, które jeszcze bardziej piętnują ich cierpienie.
Źródło: Jean-Martin Charcot prezentuje w Salpêtrière histerię u pacjentki poddanej hipnozie, autor ryciny A. Lurat, 1888, na podstawie obrazu André Brouilleta, 1887, Wellcome Collection, CC BY 4.0
Zanim zaburzenia konwersyjne stały się modną diagnozą, w XIX i na początku XX wieku w dynamicznie rozwijającej się dziedzinie psychologii dominowała histeria. W książce How the Brain Lost Its Mind: Sex, Hysteria, and the Riddle of Mental Illness Allan H. Ropper, neurolog i profesor akademii medycznej na Harvardzie, oraz matematyk Brian David Burrell piszą, że objawy tego zaburzenia mogą „obejmować całą gamę dolegliwości, od migreny po paraliż, odrętwienie, omdlenia, pocenie się, trudności w oddychaniu, bezsenność, a nawet nimfomanię”12. Pod koniec XIX wieku francuski neurolog Jean-Martin Charcot tajemniczą histerię wyprowadził zza kulis „na scenę”, prezentując kobiety cierpiące na tę chorobę swoim studentom podczas lekcji klinicznych w szpitalu Salpêtrière. Znany obraz pędzla André Brouilleta, zatytułowany Lekcja kliniczna w Salpêtrière, przedstawia Charcota podczas wykładu dla grupy zaciekawionych męskich adeptów medycyny, obserwujących pacjentkę (Marie „Blanche” Wittmann) w stanie histerii13. Jej ręka jest zgięta w nadgarstku i mocno zaciśnięta w pięść, a ona sama wydaje się być w stanie omdlenia bądź hipnozy, którą według Charcota można było wyleczyć histerię. Zastanawiające jest to, czy przypadkiem nie częściowa nagość kobiety przyciąga uwagę zgromadzonych na sali mężczyzn.
Co ciekawe, Charcot sprzeciwiał się postrzeganiu tego schorzenia jako choroby kobiecej; nauczał, że histeria ma przyczyny organiczne (biologiczne) i dotyka zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Pomimo tych uwag przez większą część XIX i XX wieku histerię przypisywano głównie kobietom. Tak jest do dziś – nadal zaburzenia konwersyjne diagnozuje się częściej u kobiet niż u mężczyzn14. Niegdyś uważano, że mężczyźni nie mogą cierpieć na histerię z powodu braku macicy – a dokładniej „wędrującej macicy”. W starożytnej Grecji wierzono, że to właśnie ona jest przyczyną owych niepokojących objawów. Wędrująca macica mogła wywierać nacisk na wiele narządów, co prowadziło do objawów fizycznych i psychicznych. Histeria narodziła się zatem jako choroba o podłożu fizycznym.
Na przestrzeni wieków pojęcie histerii wyszło poza granice medycyny, zapuszczając korzenie w religii, kulturze i szeroko pojętej cywilizacji. Mark Micale w książce Approaching Hysteria:Disease and Its Interpretations pisze, że medyczne pojmowanie histerii uległo zmianie (mniej więcej od V do XIII wieku), ustępując jej interpretacji jako „przejawu wrodzonego zła” – innymi słowy, histeryczne kobiety uważano za opętane przez diabła, nie zaś cierpiące na fizyczną dolegliwość15. W konsekwencji pojawiły się różne metody leczenia o charakterze mniej medycznym, a bardziej nadprzyrodzonym, takie jak modlitwy, amulety, zaklęcia i egzorcyzmy.
W średniowieczu pogląd, że histerię wywołuje niesforna macica, został w dużej mierze zarzucony. Średniowieczne społeczeństwo w Europie przeniosło uwagę z histerii jako diagnozy medycznej na szerszą dyskusję o kobietach jako demonicznych, grzesznych i skażonych16. Pod przewodnictwem Kościołów katolickiego i protestanckiego od końca XV do końca XVIII wieku w Europie osądzono około osiemdziesięciu tysięcy „czarownic”, z czego około połowę następnie stracono17. (Wśród skazanych byli co prawda także mężczyźni, jednak zdecydowaną większość stanowiły kobiety).
Niektórzy, jak Sander Gilman i współautorzy w książce Hysteria Beyond Freud, przedstawiają różne wyjaśnienia pojawienia się procesów o czary, które według nich były wymysłem mężczyzn dążących do uciszenia kobiet pozostających w kontakcie „ze zwierzętami, roślinami, drzewami, ptakami, a nawet chmurami i księżycem” bądź stłumienia kobiecej seksualności18. W książce Witches, Midwives, and Nurses autorstwa Barbary Ehrenreich i Deirdre English pojawia się również argument, że najwcześniejsze oskarżenia o czary w Europie wynikały ze strachu felczerów związanych z Kościołem przed konkurencją ze strony uzdrowicielek19. Oficjalne instrukcje dotyczące sposobów wykrywania czarownic zawierały zalecenia tortur i egzekucji kobiet, które popełniły choć jedno z wymienianych przestępstw: bluźnierstwo, herezję religijną, lubieżność oraz, według słów Ehrenreich i English, „wszelkie możliwe przestępstwa seksualne wobec mężczyzn. Po prostu «oskarżono» je o kobiecą seksualność”20.
Gdy rozwiał się dym z płonących stosów siedemnastowiecznych polowań na czarownice, z ich popiołów ponownie wyłoniła się histeria jako problem biologiczny. Medyk Edward Jorden i jego współcześni twierdzili, że choroby kobiet są problemami medycznymi, które należy leczyć, nie zaś demonami, które trzeba wypędzać21. Traktat autorstwa Jordena, opublikowany w 1603 roku pod tytułem A Briefe Discourse of a Disease Called the Suffocation of the Mother [Krótki traktat o chorobie zwanej zduszeniem przez matkę], przywrócił koncepcję wędrującej macicy i pogląd, że może ona powodować „zduszenie” poprzez ucisk na inne narządy22 (tytułowa „matka” odnosi się do macicy). Autor twierdził (całkiem poważnie), że prowadzi to do „duszności w gardle, żabiego rechotania, wężowego syczenia […] szału, drgawek, czkawki, śmiechu, śpiewu, płaczu, krzyku”. Lekarstwami na zduszenie przez macicę były post, sen i modlitwa. Kobieta, która ściśle przestrzegała owych wyrzeczeń i potrafiła kontrolować swoje myśli, emocje i pragnienia, ostatecznie zostawała uleczona23.
W XVIII wieku funkcjonowały różne konkurujące ze sobą teorie dotyczące natury histerii. Medycy często nazywali dolegliwości nerwowe u kobiet histerią, niekiedy jednak nazywano je również „waporami”, „splinem” lub „melancholią”24. Chorobę tę coraz częściej wliczano do zestawu zróżnicowanych zaburzeń nerwowych i diagnozowano zarówno u mężczyzn, jak i kobiet, choć – dość przewidywalnie – znacznie częściej u tych drugich (zwłaszcza białych kobiet z wyższych warstw społecznych). W najcięższych przypadkach stosowano brutalne metody leczenia, takie jak nadmierne upuszczanie krwi, przystawianie pijawek, wywoływanie wymiotów i podawanie środków przeczyszczających, które miały na celu uciszenie i ukaranie pacjentek, ostatecznie zaś – utrzymanie ścisłego podziału ról płciowych25.
To prowadzi nas znów do końca XIX wieku i tego, co wyobrażam sobie jako przedostatni okres świetności histerii (gdy Freud podjął ostatnią i być może najskuteczniejszą próbę wymyślenia na nowo tej koncepcji). Pod koniec życia Charcot, pod presją większości środowiska naukowego, wycofał się ze swojej hipotezy, że histeria jest chorobą fizyczną, i przyznał, że ma ona charakter głównie psychologiczny26. Było to zgodne z dominującym nurtem myślenia, wypracowanym przez wczesne środowiska medyków w XVII wieku, w ramach którego twierdzono, że zaburzenia psychiczne mają swoje źródło wyłącznie w umyśle, zaś zaburzenia fizyczne można wykryć w mierzalny sposób w ciele. Społeczność medyczna mogła w ten sposób wyłączyć ciało spod kontroli Kościoła (który ciało i duszę postrzegał jako jedną boską istotę i zabraniał badania ciała poprzez sekcję zwłok), torując drogę dla badań naukowych i medycznych27.
Według teorii Freuda fizyczne objawy histerii wynikały z nieuświadomionych motywacji, takich jak trauma powstała w wyniku przemocy seksualnej. Innymi (dziwniejszymi) słowy, „ów psychiczny uraz był wynikiem pozbawienia kobiet męskiej seksualności, co wynikało ze słynnego Freudowskiego «kompleksu Edypa» i momentu, w którym młoda kobieta uświadamia sobie, iż nie posiada penisa i że została wykastrowana” – jak opisała to Ada McVean na zlecenie McGill University’s Office for Science and Society28. Przekonanie Freuda, że histerię wywołuje smutek kobiet z powodu utraty męskich genitaliów, na zawsze połączyło kobiecą psychikę z tą chorobą, nadając kierunek opiece psychiatrycznej na kolejne siedemdziesiąt pięć lat. Histeria przeniosła się oto z naszych macic i jajników prosto do naszych umysłów.
Łatwo byłoby wskazać Charcota i Freuda jako tych, którzy wywarli największy wpływ na nasze współczesne rozumienie histerii, znanej obecnie pod nazwą „zaburzenie konwersyjne”, a także jako osoby bezpośrednio odpowiedzialne za przeklasyfikowanie tradycyjnych „histerycznych” objawów na zaburzenia lękowe, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (obsessive-compulsive disorders, OCD), chorobę afektywną dwubiegunową i zaburzenie osobowości typu borderline. Obaj ci mężczyźni byli jednak zarówno następcami, jak i poprzednikami wielu należących do elity naukowców i lekarzy, którzy stworzyli bardzo silny system przekonań, w którym kobiece ciało i umysł postrzegane były jako wadliwe.
Karol Darwin, na przykład, przedstawiając teorię ewolucji, jednocześnie twierdził, że ewolucja uczyniła mężczyzn lepszymi od kobiet. W książce O pochodzeniu człowieka sugerował, że główna różnica w zdolnościach intelektualnych obu płci przejawia się w tym, iż mężczyzna w każdej dziedzinie osiąga wyższy poziom niż kobieta – niezależnie od tego, czy wymaga to głębokiego myślenia, rozumowania, wyobraźni, czy jedynie użycia zmysłów i rąk. W związku z tym Darwin stwierdza jednoznacznie – mężczyzna ostatecznie stał się lepszy od kobiety29. W książce Inferior dziennikarka pisząca o nauce, Angela Saini, przytacza fragmenty osobistej korespondencji między Darwinem a Caroline Kennard, współczesną mu działaczką na rzecz praw kobiet, w której Kennard prosi Darwina o wyjaśnienie tego stwierdzenia. W odpowiedzi Darwin podtrzymuje swoją teorię, odpisując Kennard: „Zdecydowanie uważam, że kobiety, choć generalnie przewyższają mężczyzn pod względem cech moralnych, są gorsze intelektualnie”30.
Nie można ignorować ani lekceważyć historycznego znaczenia pracy badaczy takich jak Darwin, ważne jest jednak, by nieustannie podważać dziedzictwo teorii mówiących o wyższości mężczyzn, jeśli chcemy zaradzić seksizmowi, z którym borykają się kobiety w XXI-wiecznym systemie opieki psychiatrycznej.
Badając pojęcie histerii na przestrzeni wieków, odkryłam, że w każdym momencie rodziło ono oszałamiająco szeroką gamę interpretacji. Mark Micale w swojej książce stwierdza, że histerię umiejscawiano już „w macicy, w brzuchu, w nerwach, w jajnikach, w umyśle, w mózgu, w psychice i w duszy. [Histeria] była konstruowana jako choroba fizyczna, zaburzenie psychiczne, przypadłość duchowa, niedostosowanie zachowania, komunikat społeczny, a nawet jako całkowity brak choroby”31. Jeśli pojęcie histerii okazało się tak trwałe na przestrzeni wieków, w naszych ciałach, języku i dyskursie na temat kobiecości, nie jest przesadą twierdzić, że histeria przeniknęła i do naszego współczesnego świata, szczególnie jako zaburzenia psychiczne, które nieproporcjonalnie często diagnozuje się u kobiet.
Jest bardzo mało prawdopodobne, aby pracownicy dzisiejszej ochrony zdrowia wierzyli w bzdury o wędrujących macicach, słabych nerwach lub naszym rzekomym nieuświadomionym pragnieniu posiadania penisa. Trwałe skutki przypisywania kobietom „histerii” sprawiają jednak, że to właśnie kobiety są często traktowane, jakby były w pewnym sensie wybrakowane – jakby brakowało im charakteru, siły, odwagi lub determinacji, aby podnieść się po upadku, otrzepać i pójść dalej. Język, którego używamy, mówiąc o zdrowiu psychicznym, przedstawia kobiety jako „nadmiernie emocjonalne”, „owładnięte hormonami” lub „szalone”. Jesteśmy jednocześnie niewystarczające i zbyt intensywne. Historia histerii i sposób, w jaki nadal wpływa ona na nasz współczesny system opieki zdrowotnej, sprawiają, że kobiety diagnozuje się i leczy przez to, że czują emocje, które mają wszak wszyscy ludzie, ale które społeczeństwo postrzega jako nienormalne lub niepożądane u kobiet.
Dalsza część w wersji pełnej
Wstęp
1 Ronald C. Kessler i in., Lifetime Prevalence and Age-of-Onset Distributions of DSM-IV Disorders in the National Comorbidity Survey Replication, „Archives of General Psychiatry” 2005, t. 62, nr 6, czerwiec, s. 593–602, doi.org/10.1001/archpsyc.62.6.593.
2 Joshua Breslau i in., Sex Differences in Recent First-Onset Depression in an Epidemiological Sample of Adolescents, „Translational Psychiatry” 2017, t.7, nr 5, maj, e1139, doi.org/10.1038/tp.2017.105.
3 Sarah-Jayne Blakemore, Adolescence and Mental Health, „The Lancet”, 18 maja 2019, t. 393, nr 10185, s. 2030–2031, doi.org/10.1016/S0140-6736(19)31013-X.
4 Lisa Feldman Barrett, Seven and a Half Lessons about the Brain, Mariner Books, New York 2020, s. 74–77.
5 World Health Organization, Gender and Mental Health, WHO Department of Gender and Women’s Health, czerwiec 2002, apps.who.int/iris/handle/10665/68884.
6 Etienne G. Krug i in. (red.), World Report on Violence and Health, World Health Organization, Geneva, 2002, apps.who.int/iris/bitstream/handle/10665/42495/9241545615_eng.pdf.
7 Laura Savage, Intimate Partner Violence: Experiences of Young Women in Canada, 2018, „Statistics Canada”, 19 maja 2021, www.150.statcan.gc.ca/n1/pub/85-002-x/2021001/article/00009-eng.htm.
8 Giussy Barbara i in., Characteristics of Sexual Violence Against Adolescent Girls: A 10 Years’ Retrospective Study of 731 Sexually Abused Adolescents, „International Journal of Women’s Health”2022, nr 14, s. 311–321, doi.org/10.2147/IJWH.S343935.
9 Cecilia Tasca, Mariangela Rapetti, Mauro G. Carta, Bianca Fadda, Women and Hysteria in the History of Mental Health, „Clinical Practice & Epidemiology in Mental Health”2018, nr 8, s. 110–119, doi.org/10.2174/1745017901208010110.
10 Lauren Slater, Blue Dreams: The Science and the Story of the Drugs That Changed Our Minds,Little, Brown and Company, New York 2018, s. 163.
11 Joanna Moncrieff i in., The Serotonin Theory of Depression: A Systematic Umbrella Review of the Evidence, „Molecular Psychiatry”,7 lipca 2022, t. 27, nr 7, s. 1–14, doi.org/10.1038/s41380-022-01661-0.
12 World Health Organization, Gender and Mental Health…
13 Damian F. Santomauro i in., Global Prevalence and Burden of Depressive and Anxiety Disorders in 204 Countries and Territories in 2020 Due to the COVID-19 Pandemic,„The Lancet”, 6 listopada 2021,t. 398, nr 10312, s. 1700–1712, doi.org/10.1016/S0140-6736(21)02143-7.
14 Kristen L. Syme, Edward H. Hagen, Mental Health Is Biological Health: Why Tackling ‘Diseases Of The Mind’ Is an Imperative for Biological Anthropology in the 21st Century, „American Journal of Biological Anthropology” 2020, t. 171, nr S70, maj, s. 87–117, doi.org/10.1002/ajpa.23965.
15 Ana Sabela Álvarez, Marco Pagani, Paolo Meucci, The Clinical Application of the Biopsychosocial Model in Mental Health: A Research Critique, „American Journal of Physical Medicine & Rehabilitation” 2012,t. 91, nr 13, luty, s. S173–S180, doi.org/10.1097/PHM.0b013e31823d54be.
16 George L. Engel, The Biopsychosocial Model and the Education of Health Professionals, „Annals of the New York Academy of Sciences” 1978,t. 310, nr 1, czerwiec, s. 169–181, doi.org/10.1111/j.1749-6632.1978.tb22070.x.
17 Andrew J. Hogan, Social and Medical Models of Disability and Mental Health: Evolution and Renewal, „Canadian Medical Association Journal”, 7 stycznia 2019, t. 191, nr 1, s. E16–E18, doi.org/10.1503/cmaj.181008.
18 Álvarez, Pagani, Meucci, The Clinical Application of the Biopsychosocial Model…
19 Ilyas Sagar-Ouriaghli i in., Improving Mental Health Service Utilization Among Men: A Systematic Review and Synthesis of Behavior Change Techniques Within Interventions Targeting Help-Seeking, „American Journal of Men’s Health” 2019,t. 13, nr 3, maj–czerwiec, doi.org/10.1177/1557988319857009.
20 Donna Tedstone Doherty, Yulia Kartalova-O’Doherty, Gender and Self-Reported Mental Health Problems: Predictors of Help Seeking from a General Practitioner, „British Journal of Health Psychology” 2010, t. 15, nr 1, luty, s. 213–228, doi.org/10.1348/135910709X457423.
rozdział 1. Jak działa histeria
1 Mary Oliver The Uses of Sorrow, w: tejże, Thirst: Poems,Beacon Press, Boston 2007.
2 Harriet A. Washington, Infectious Madness: The Surprising Science of How We “Catch” Mental Illness,Little, Brown and Company, New York 2015, s. 12.
3 Lisa Mosconi, The XX Brain: The Groundbreaking Science Empowering Women to Maximize Cognitive Health and Prevent Alzheimer’s Disease,Avery, New York 2020, s. 11.
4 Ellen W. Freeman, Associations of Depression with the Transition to Menopause, „Menopause” 2010, t. 17, nr 4, czerwiec, s. 823–827, doi.org/10.1097/gme.0b013e3181db9f8b.
5 S. Nassir Ghaemi, Shannon Dalley, The Bipolar Spectrum: Conceptions and Misconceptions, „Australian & New Zealand Journal of Psychiatry” 2014, t.48, nr 4, kwiecień, s. 314–324, doi.org/10.1177/0004867413504830.
6 Seyed Mehdi Samimi Ardestani i in., Bipolar Spectrum in Patients with Conversion Disorder, „Iranian Journal of Psychiatry and Behavioral Sciences” 2020, t. 14, nr 4, wrzesień, doi.org/10.5812/ijpbs.107466.
7 Mosconi, The XX Brain…, s. 16–18.
8 National Institutes of Health, Conversion Disorder, Genetic and Rare Diseases Information Center (GARD), rarediseases.info.nih.gov/diseases/6191/conversion-disorder [dostęp: 14 października 2021].
9 Shahid Ali i in., Conversion Disorder – Mind Versus Body: A Review, „Innovations in Clinical Neuroscience” 2015, t.12, nr 5–6, czerwiec, s. 27–33, ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4479361.
10 Anne Harrington, A Tale of Two Disorders: Syphilis, Hysteria and the Struggle to Treat Mental Illness, „Nature” 2019, nr 572, sierpień, s. 436–437, doi.org/10.1038/d41586-019-02476-w.
11 Ali i in., Conversion Disorder…
12 Allan H. Ropper, Brian David Burrell, How the Brain Lost Its Mind: Sex, Hysteria, and the Riddle of Mental Illness,Avery, New York 2019, s. 47.
13Jean-Martin Charcot Demonstrating Hysteria in a Hypnotised Patient at the Salpêtrière, rycina autorstwa A. Lurata, 1888, za: P.A.A. Brouillet, 1887, Wellcome Collection, Attribution 4.0 International (CC BY 4.0), wellcomecollection.org/works/qrkb3myu.
14 Harvard Health Publishing, Conversion Disorder, 9 marca 2014, health.harvard.edu/newsletter_article/Conversion_disorder.
15 Mark S. Micale, Approaching Hysteria, Princeton University Press, Princeton, NJ 2019, s. 20.
16 Elinor Cleghorn, Wybrakowane: jak leczono kobiety w świecie stworzonym przez mężczyzn,przeł. Paulina Surniak, Adrian Stachowski, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2024.
17 Peter T. Leeson, Jacob W. Russ, Witch Trials, „Economic Journal” 2018, t.128, nr 613, sierpień, s. 2066–2105, doi.org/10.1111/ecoj.12498.
18 G.S. Rousseau, ‘A Strange Pathology’: Hysteria in the Early Modern World, 1500–1800, w: Sander L. Gilman (red.), Hysteria Beyond Freud, University of California Press, Berkeley 1993, s. 97.
19 Barbara Ehrenreich, Deirdre English, Witches, Midwives, and Nurses: A History of Women Healers, wyd. 2, The Feminist Press at CUNY, New York City 2010, s. 31–33. Książka spotkała się z krytyką za zawyżenie liczby położnych wśród skazanych czarownic oraz za błędne przedstawienie tożsamości religijnej większości świeckich uzdrowicielek (prawdopodobnie nie gromadziły się na sabatach ani nie uczestniczyły w pogańskich obrzędach; były raczej praktykującymi chrześcijankami). W poprawionym wydaniu Ehrenreich i English podtrzymały swoją tezę, że mężczyźni medycy czerpali korzyści z tłumienia działalności świeckich uzdrowicielek i pierwszych medyczek.
20 Ehrenreich, English, Witches, Midwives, and Nurses…, s. 39.
21 Cleghorn, Wybrakowane…
22 Edward Jorden, A Briefe Discourse of a Disease Called the Suffocation of the Mother, John Windet, London 1603, books.google.co.uk/books?id=6Z1PAQAAIAAJ; BritishLibrary, First English Book on Hysteria, 1603, bl.uk/collection-items/first-english-book-on-hysteria-1603 [dostęp: 25 lipca 2023].
23 Cleghorn, Wybrakowane…
24 Maya Dusenbery, Doing Harm: The Truth About How Bad Medicine and Lazy Science Leave Women Dismissed, Misdiagnosed, and Sick,HarperCollins, New York 2018, s. 65.
25 Heather Meek, Medical Men, Women of Letters, and Treatments for Eighteenth-Century Hysteria, „Journal of Medical Humanities” 2013, t. 34, nr 1, marzec, s. 1–14, doi.org/10.1007/s10912-012-9194-4.
26 Ropper, Burrell, How the Brain Lost Its Mind…, s. 52.
27 Neeta Mehta, Mind-Body Dualism: A Critique from a Health Perspective, „Mens Sana Monographs” 2011,t. 9, nr 1, s. 202–209, ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3115289/.
28 Ada McVean, The History of Hysteria, McGill Office for Science and Society, 31 lipca 2017, mcgill.ca/oss/article/history-quackery/history-hysteria.
29 Charles Darwin, Dobór płciowy, przeł. Ludwik Masłowski, Kraj, Kraków 1872, s. 220.
30 Angela Saini, Inferior: How Science Got Women Wrong – and the New Research That’s Rewriting the Story,Beacon Press, Boston 2017, s. 14.
31 Micale, Approaching Hysteria…, s. 285.
Przekład z języka angielskiego: Katarzyna Byłów
Redakcja: Anna Wojczyńska
Korekta: Daria Jabłońska, Urszula Roman
Redaktorka prowadząca: Justyna Pelaska
Współpraca redakcyjna: Vendula Czabak
Projekt okładki: Krystyna Engelmayer-Urbańska
Książka ta zawiera ogólne informacje i omówienie zagadnień na temat zdrowia psychicznego z perspektywy osobistej, historycznej i kulturowej. Ma ona charakter informacyjny i nie stanowi porady zdrowotnej ani medycznej. Autorka i wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za jakiekolwiek szkody wynikające z bezpośredniego lub pośredniego zastosowania któregokolwiek elementu zawartości niniejszej książki.
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
ul. Jasna 10, lok. 3, I p.
00-013 Warszawa
wydawnictwo.krytykapolityczna.pl
Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w kawiarni KP „Prześniona” (ul. Jasna 10, Warszawa), księgarni internetowej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl) i w dobrych księgarniach na terenie całej Polski.
Okładka
Karta tytułowa
Spis treści
Wstęp
1. Jak działa histeria
W pogoni za balonikiem
W poszukiwaniu odpowiedzi
(Bardzo) krótka historia histerii
Przypisy końcowe
Karta redakcyjna
Okładka
Strona tytułowa
Spis treści
Meritum publikacji
Przypisy
Strona redakcyjna