To ja, Maluch - Marcin Florczyk - ebook

To ja, Maluch ebook

Marcin Florczyk

5,0

Opis

Jak wygląda świat widziany oczami dziecka? Czy jest ono w stanie rozpoznać czyhające w ukryciu zło? Zwłaszcza wtedy, gdy ten świat wcale nie jest taki idealny? Jakimi oczami widzi nas — dorosłych, chłopiec dorastający w trudnym środowisku? O tym właśnie jest ta książka. Opowieść z dziecięcym optymizmem o ciemnej stronie życia, o błędach dorosłych i ich konsekwencjach, lecz również o bezwarunkowej miłości i nadziei, że świat można jeszcze uratować…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 91

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Bookowa_pasjonatka

Nie oderwiesz się od lektury

,,A co jeśli mnie zabije? Miałem być przecież Cyganem, a może policjantem. To niemożliwe, żeby tak umrzeć od bicia w swoim pokoiku." ,,To ja, Maluch" to przejmująca historia dziecka z patologicznej rodziny. Zdanego tylko na siebie. Darzącego bezwarunkową miłość matkę, której zachowań niezykle ciężko mi zrozumieć. Dziecka, które ma prozaiczne marzenia. Pragnie tylko nie być bity, bo przecież grzecznych dzieci dzieci nie bije. Chciaby zjeść na śniadanie bułkę z masłem. To jego ulubione śniadanie. Chciałby nie musieć musieć bać. Chciałbym odnaleźć prawdziwego tatę... moze wtedy świat byłby dla niego bardziej kolorowy i nie musieliby mieszkać z ,,wujkiem", który jest prawdziwym potworem. Książka na jeden wieczór, która robi taki bałagan w głowie, że nie wiem nawet jak to nazwać. I choć jest krótka, to treść jest miażdżąca. Świat widziany oczami dziecka katowanego przez konkubenta mamy. Człowieka, którego wszyscy się boją. Co objawia się milczeniem. Nikt nie zwraca uwagi na krzyki dziec...
00
LibraCzyta

Nie oderwiesz się od lektury

Przyznam szczerze, że przeczytanie o przemocy domowej przedstawionej z perspektywy kilkuletniego chłopca, mocno mną wstrząsnęło. Do tego stopnia, że kilka razy zaczynałam notować własne odczucia i nie mogłam znaleźć właściwych słów. Tym razem też nie jest idealnie. Za to jest krótko… Z resztą… jak może być idealnie, gdy ofiarą tejże przemocy pada nie umiejące się obronić (dosłownie i w przenośni) dziecko? Dziecko, którego jednym z marzeń jest poznanie biologicznego ojca, a innym, by mama zawsze była szczęśliwa i uśmiechnięta. Niestety wujek ma na ten temat inne zdanie i dla niego priorytetem jest własne bezpieczeństwo oraz… ukrycie przed policją. Jest bowiem przestępcą i to na dodatek bardzo mściwym. Gdy zupełnym przypadkiem pod blok, w którym mieszka Maluch podjeżdża patrol sadysta uznaje, że ani to ani wizyta w mieszkaniu nie była zbiegiem okoliczności. Po wyjściu na wolność (na warunkowe) mści się na dziecku, które, jak zwykle, nie było niczego winne… Co się stało z tatą Malucha? Cz...
00

Popularność




Marcin Florczyk

To ja, Maluch

Projektant okładkiMarta Florczyk

IlustratorPat Lárus Munro

© Marcin Florczyk, 2022

© Marta Florczyk, projekt okładki, 2022

© Pat Lárus Munro, ilustracje, 2022

Jak wygląda świat widziany oczami dziecka? Czy jest ono w stanie rozpoznać czyhające w ukryciu zło? Zwłaszcza wtedy, gdy ten świat wcale nie jest taki idealny? Jakimi oczami widzi nas — dorosłych, chłopiec dorastający w trudnym środowisku? O tym właśnie jest ta książka. Opowieść z dziecięcym optymizmem o ciemnej stronie życia, o błędach dorosłych i ich konsekwencjach, lecz również o bezwarunkowej miłości i nadziei, że świat można jeszcze uratować…

ISBN 978-83-8324-420-4

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

„Szukam świata

W którym jedna jaskółka

Czyni wiosnę

Gdzie szewc

Chodzi w butach

Gdzie jak cię widzą

To dzień dobry

Szukam świata

W którym

Człowiek człowiekowi

Człowiekiem”

-Jarosław Borszewicz-

Rozdział I

Podobno żyjemy po to, by być wspomnieniami innych ludzi. Naprawdę chciałbym w to wierzyć. Myślę, że ludzie woleliby raczej o mnie zapomnieć. Nie jestem w końcu nikim ważnym. Przeważnie bywam powodem do wstydu. Dla mnie samego i dla innych też.

Odkąd pamiętam, zawsze lubiłem bawić się plastikowymi żołnierzykami. Mam ich naprawdę całe mnóstwo. Oprócz wojskowych postaci są wśród nich również te przedstawiające Indian i Kowbojów, a nawet zwierzęta. Jeden z Indianów siedzi na brązowym koniu, z którego można go łatwo zdejmować. Wygląda wtedy komicznie z wygiętymi w pałąk nogami.

Nieraz obrywało mi się od mamy, kiedy zapominałem zebrać moich zabawek do kartonu, który służył dla nich za domek. Tylko że ja wcale nie lubię, gdy muszą tam spać. Wolę, kiedy mogę przez cały czas podziwiać ich wygięte w przecudne pozy kolorowe postacie.

Pewnego razu jeden wujek obudził mnie w nocy swoim krzykiem, kiedy to wdepnął bosą nogą w rozstawioną przeze mnie armię żołnierzy. Mama też na mnie krzyczała, a wujek zbił ją wtedy za te żołnierzyki, choć to przecież nie była jej wina. Od tamtej pory nie zostawiam już zabawek na dywanie, żeby popatrzeć na nie przed snem. Nie chcę być przecież niedobrym synkiem.

Pamiętam, jak mama zrobiła mi moje ulubione śniadanie, czyli bułki z masłem, a do tego kakao. Jak ja to lubię… No i chciałbym częściej tak jadać! Szkoda, że nie możemy jeść tych pyszności codziennie. Mama mówi, że zaraz by mi zbrzydło, ale ja zawsze, zanim pójdę spać, to się modlę, żeby rano było moje ulubione śniadanie. Czasem to nawet skutkuje, a czasem nie bardzo.

Mama, gdy jest chora i w nocy krzyczy przez wujka, to wiem, że rano nie będzie mogła przygotować mi nic do jedzenia. Musi wtedy bardzo długo spać, nawet kiedy jest widno, a mnie z głodu boli brzuszek.

Nie lubię, kiedy ten wujek przychodzi. On strasznie śmierdzi i mama zawsze potem też brzydko pachnie. Jednak ją lubię przytulać i tak. A wujek mnie bije.

Zaraz po śniadaniu poszliśmy z mamą na spacer. Potem staliśmy w długiej kolejce, gdzie dają ludziom pieniążki. Razem z nami stało tam dużo różnych osób i nawet spotkaliśmy znajomych mojej mamy. Była tam pani Mirka, która ma psa Dextera i pan Mariusz, który dał mi kiedyś nowiuśką piłkę do kopania. Nie wiem, gdzie jest teraz ta piłka, ale tak myślę, że chciałbym, żeby to pan Mariusz przychodził do nas zamiast tego okropnego wujka. On nie pozwala mi się bawić. I zawsze jest na mnie zły.

Mama dostała wtedy dużo pieniążków i kiedy wracaliśmy do domu, zaszliśmy w takie miejsce, gdzie sprzedają lody z automatu. Szkoda, że Dawid nie widział, jak mama kupiła mi dużą porcję z polewą czekoladową! Dawid to jest mój kolega z podwórka. Kiedyś jego tata kupił mu takie same lody, a on dał mi je spróbować językiem. Klawo by było teraz również go poczęstować.

Ze wszystkich rzeczy na świecie, to chciałbym mieć swojego tatę. Mama mówi, że mój tata był wstrętnym gnojkiem. Wiem, że to brzydkie słowo, mimo tego i tak marzę o tym, żeby tata był razem z nami. Ja bym tak na niego nie mówił i wcale nie musiałby mi kupować lodów z polewą czekoladową, żebym go pokochał.

Po powrocie do domu mama pozwoliła mi posiedzieć przed domem i dokończyć mojego loda. Koło naszej kamienicy jest taka mała piaskownica, gdzie lubię sobie czasem przycupnąć. Dużo razy widziałem, jak Cygany przychodzą tam w ciągu dnia i robią świetne występy, jak artyści w cyrku. Dziś też przyszli. Niedawno byłem w cyrku i tam byli tacy panowie, którzy skakali tak samo, jak nasze Cygany z piaskownicy. Jak będę duży, na pewno zostanę Cyganem i też nauczę się tak brykać. „Ciekawe, co trzeba zrobić, żeby zostać Cyganem?”.

Na obiad była przepyszna zupka chińska o smaku kurczaka, a do tego frytki posypane solą. Mama włączyła muzykę i tańczyła ze mną przy ślicznej piosence. To będzie moja ulubiona piosenka od teraz. Znam ją już nawet na pamięć. Kocham moją mamę i lubię patrzeć, kiedy jest uśmiechnięta. Ona zawsze się śmieje, gdy tańczy i jest wtedy podobna do jednej pani z telewizji. Ale moja mama jest oczywiście piękniejsza. Nie zamieniłbym jej na żadną inną na świecie.

Wieczorem oglądaliśmy telewizję. Leciał pewien program o dzieciach, które same potrafią gotować. Jedna dziewczynka nawet się popłakała i potem było mi jej żal.

— Zobacz, jakie zdolne dzieci — zaczęła mama, gdy wlepialiśmy nasz wzrok w telewizor.

— A ty byś nie chciał wystąpić w takim programie? — dodała po chwili.

— No pewnie, że bym chciał.

— I co byś pysznego przygotował?

Chwilę się zastanowiłem, po czym odrzekłem z dumą w głosie:

— Parówki z keczupem!

— No to faktycznie rarytas! Hahaha! — śmiała się mama. — Co tam jakieś krewetki na maśle czosnkowym — parówki z keczupem, to dopiero coś!

Też się wtedy uśmiałem, chociaż w środku zrobiło mi się trochę smutno. Swoją drogą, trzeba by sprawdzić, co to są te krewetki. Może Dawid będzie wiedział.

Przed snem mama drapała mi plecy i śpiewała piosenkę, przy której tańczyliśmy w ciągu dnia. Zanim zasnąłem, usłyszałem, że przyszedł wujek i wtedy mama się zdenerwowała. Kazała mi nie wychodzić z pokoju, a ja nie mogłem już spać. Przez ścianę słyszałem, jak wujek brzydko mówi do mamy, a potem znowu ją straszył. Długo się go bała, aż w końcu zasnęli i ja też. A rano znowu nie było śniadania.

Rozdział II

Kiedy mama długo nie wstaje, zwykle staram się leżeć grzecznie w moim łóżku. Nie chcę zdenerwować wujka, bo wtedy może nas zbić. Czekam, aż mama się obudzi sama w drugim pokoju i do mnie przyjdzie. Ale czasem to czekanie jest nie do zniesienia. Zwłaszcza gdy przestaje mi się chcieć jeść i zaczyna boleć brzuszek. Albo jak muszę iść do toalety. Samemu nie wolno mi wychodzić z domu, a żeby pójść do kibelka, muszę przecież to zrobić. Nasza toaleta jest na korytarzu i zamyka się na klucz. Nie tylko my z niej korzystamy, a raz to nawet widziałem tam Cygana, którego pan Mariusz stamtąd wygonił. Wyszła z tego nawet niezła awantura i zbiegło się wtedy dużo osób. Wszyscy krzyczeli, że trzeba drzwi na klucz zamykać, a Cygany to nawet rzucali kamieniami. Dziwne, że nie wszyscy mogą korzystać z naszej toalety. Ja nie mam nic przeciwko temu.

W każdym razie mam spory problem z tym załatwianiem się, gdy mama z wujkiem jeszcze śpią. Raz trzymałem siku tak długo, że nie wytrzymałem i zmoczyłem całe łóżko i potem mocno oberwałem. Tym razem postanowiłem więc zaryzykować i obudzić mamusię, żeby poszła ze mną do toalety.

Po cichu wygrzebałem się z łóżka i zsunąłem na podłogę. Od razu zrobiło mi się zimno w nogi i wtedy przypomniałem sobie, że muszę założyć kapcie. Moje są już trochę stare, ale łatwo się je nakłada. Nie to, co buty, które mama stale musi mi sznurować, bo sam jeszcze nie umiem. Włożyłem więc moje kapciuszki i uczepiwszy się klamki, powoli otworzyłem drzwi od mego pokoju.

W kuchni panował okropny bałagan, na stole walały się puste butelki i szklanki. Normalnie draka w chińskiej dzielnicy, jak mawia nasza jedna sąsiadka. Sprawdziłem chlebak, gdzie mama mogłaby schować bułki dla mnie. Był pusty.

Z kuchni mogłem przedostać się już na korytarz albo do pokoju mamy, skąd dobiegało głośne chrapanie. Kiedy tam ostrożnie zajrzałem, poczułem, że pachnie tam wujkiem. Nie znoszę tego zapachu. Czułem go już w kuchni, ale zmieszany był jeszcze z zapachem papierosów, które dorośli mogą palić. Wujek jest już bardzo dorosły, bo zawsze, kiedy do nas przychodzi, co chwila odpala kolejnego i kopci przy tym, jak lokomotywa Tomek z telewizora.

Widziałem, jak mama z wujkiem śpią razem i nawet przez chwilę chciałem się do nich przytulić. Może tym razem by mnie nie wygonili? Napierający na moje krocze ból przypomniał mi jednak, że jeśli zaraz nie pójdę do kibelka, zamienię się w strażaka z sikawką w ręku. Chwyciłem więc mamę za rękę, która zwisała z łóżka i kiedy otworzyła oczy, szepnąłem do niej:

— Mamo, ja chcę siku!

— O Boże. Poczekaj, za chwilę — odparła.

— Ale mi się chce mocno, no chodź, mama! — ciągnąłem ją za rękę i w końcu dała za wygraną.

— Musisz się w końcu nauczyć sam chodzić do kibla. Ile ty już masz lat, co? — mówiła mama, kiedy szliśmy razem po korytarzu.

— Yhm — przytaknąłem, wesoło przeskakując z nogi na nogę. To był naprawdę dobry pomysł. Pewnie sam bym na niego wpadł, gdybym nie miał zakazu wychodzenia samemu z domu. Ci dorośli to jednak są skomplikowani. Ale moja mama jest mądra. I za to ją kocham.

Po powrocie do domu mama położyła się dalej spać. Ja dostałem herbatkę i dwa sucharki, które mogłem w niej maczać i potem one się robiły takie miękkie, że można je było bez trudu zjeść. Nawet bez gryzienia. W telewizorze leciały akurat bajki i bardzo mnie zaciekawiły. Ale wtedy wstał wujek i jedną ręką unosząc mnie w powietrzu, przeniósł mnie do mojego pokoju. „Skąd on ma tyle siły?” — pomyślałem. Z wyglądu trochę przypomina mi Asteriksa, którego znam z bajki, tylko ma krótsze wąsy. Może też pije magiczny napój, który dodaje mu mocy?

Będąc już w swoim pokoju, popłakałem trochę, siedząc na łóżku. Wiem, że to nieładnie tak beczeć, gdy się jest chłopakiem, ale czasami to jest jak z sikaniem. Nie ma co wstrzymywać, bo będzie tylko gorzej.

Bawiłem się potem moimi żołnierzykami. Wybrałem sobie jednego podrapanego kowboja i wyobrażałem sobie, że to jest wujek. Nieźle obrywał od moich Indianów, którzy byli od niego o wiele silniejsi. Co by to było, gdyby pewnego dnia jakiś dzielny Indianin przyjechał do nas na podwórko na swoim koniu. I żeby zobaczył, jak wujek mnie bije i wtedy dał mu popalić. „O, tak!” W tym momencie figurka brzydkiego kowboja przeleciała przez pokój i odbijając się od szyby w oknie, wpadła do doniczki z kwiatkiem, który stał na parapecie. „Tak kończy się bicie dzieci, ty parszywy gnojku!”

Kiedy znudziła mi się zabawa w Indian i Kowbojów, znowu poczułem się głodny. Sucharki z herbatą dawno się skończyły i trzeba było coś ku temu zaradzić. Pozbierałem żołnierzyki i postanowiłem, że posłucham mamy i sam wyjdę z domu w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Przećwiczę od razu otwieranie kibelka. Znalazłem długi klucz, którym otwierało się toaletę i już miałem wychodzić z domu, kiedy spojrzałem w lustro i przypomniałem sobie, że od rana chodzę przecież w piżamie. Wróciłem więc do pokoju, gdzie w szafce z ubraniami znalazłem rajstopki oraz bluzę i spodnie od dresów. Na nogi włożyłem jednak kapcie, bo z butami mam jeszcze problem, a nie chciałem znów budzić mamy. Przystawiłem krzesło pod drzwi wyjściowe, aby dosięgnąć do zamka i już po chwili byłem na korytarzu.

Od razu skierowałem się do naszego kibelka. Okazało się, że nawet nie musiałem używać klucza, bo w środku była pani Kasia. Kiedy zapukałem, odpowiedziała:

— Kto tam?

— To ja, Maluch! — odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

— A, to ty? Sam tutaj jesteś? A gdzie twoja mama? — spytała pani Kasia, kiedy otworzyła mi drzwi.

— Mama śpi w domu, a ja już mogę sam chodzić siku. I kupę też! — To drugie zdanie dodałem po chwili przerwy, po czym zastanowiłem się nad jego treścią.

— A co tam, dam sobie radę — pomyślałem w końcu i zamknąłem się od środka na taki specjalny haczyk.

Już po wszystkim okazało się, że nie mam ze sobą papieru, żeby wytrzeć pupę. Następnym razem muszę być lepiej przygotowany. Niewielki skrawek znalazłem obok umywalki. „Może nikt się nie dowie?” Na koniec pociągnąłem za spłuczkę, umyłem jak zwykle rączki i wyszedłem na korytarz. Zamknąłem drzwi, używając w tym celu tego długiego klucza. Przynajmniej tego nie spaprałem. Dobre i to.

Nie wróciłem jednak do domu. Postanowiłem, że pójdę na podwórko i tak jak Indianie, a nawet Asteriks i Obeliks w jednej z bajek, wyruszę na wyprawę i zdobędę coś do zjedzenia.

Obszedłem najpierw naszą piaskownicę ze wszystkich stron, rozgrzebując gdzieniegdzie piasek, ale oprócz potłuczonego szkła i psiej kupy nie znalazłem nic godnego uwagi. Po chwili spotkałem panią Mirkę, która była z Dexterem na spacerze i ona pozwoliła nam się razem pobawić. To było cudne! Bardzo kocham zwierzęta i strasznie bym chciał mieć swojego własnego psiaka. Dbałbym zawsze o niego i wszędzie chodzilibyśmy razem. Na razie wyobrażam sobie, że Dexter jest tylko mój i jemu to chyba też się podoba, bo wcale ode mnie nie ucieka.

Pani Mirka dała mi jeszcze bułeczkę z takim słodkim serem w środku i banana. Pierwszy raz jadłem banana i nawet mi smakował, ale Dexterowi to nie bardzo, bo tylko go trochę polizał i nie chciał ugryźć. Za to bułeczkę zjedliśmy już razem. „Na spółę”.

Muszę przyznać, że to był świetny pomysł z tą moją wyprawą. Kiedy Dexter musiał już wracać do domu, postanowiłem, że udam się gdzieś dalej. Zdecydowałem się sprawdzić, dokąd prowadzi dróżka za śmietnikami, którą porastały gęsto przeróżne rośliny. Szybko musiałem stamtąd wracać, gdy tylko okazało się, że po ich dotknięciu okropnie pieką mnie rączki. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co to są pokrzywy. Zacząłem płakać i pani Mirka, która to usłyszała, zaprowadziła mnie do domu.

Wujek bardzo się wściekł i zlał mnie swoim skórzanym pasem. Pupa bardzo mnie potem piekła, chyba gorzej niż ręce po pokrzywach. Tak w każdym razie zakończyła się moja pierwsza wyprawa. I chociaż dostałem karę, to mimo wszystko miło wspominam ten dzień. Postanowiłem, że następnym razem powędruję jeszcze dalej. A któregoś dnia może do nich więcej nie wrócę.

Rozdział III

Któregoś dnia przeżyłem totalny szok. Pamiętacie, jak mówiłem wam, że bardzo kocham zwierzaki, a w szczególności pieski? No to teraz wyobraźcie sobie, moje zdziwienie, kiedy usłyszałem pewne rewelacje, które wujek wygłosił tego dnia u nas w kuchni. Ale po kolei.

Oglądaliśmy właśnie z mamą „Świat według Kiepskich” w telewizorze. Chrupaliśmy do tego słone paluszki i było nam naprawdę bardzo przyjemnie, kiedy do domu wbiegł nagle zdenerwowany wujek i zaczął krzyczeć:

— Psy mnie szukają! Musisz mnie ukryć, rozumiesz? Dorwali już Kobrę i teraz polują na mnie!

— Uspokój się, to niemożliwe. Nic na ciebie nie mają. Zawsze byłeś przecież taki ostrożny — odpowiedziała mama, a ja nic nie rozumiałem z tej ich dorosłej mowy.

— Chyba że go przycisną i się rozpruje. Posiedzę tu parę dni, to zobaczymy, co z tego wyniknie. Daj mi się czegoś napić, bo zaraz zwariuję — wujek odpalił już papierosa i zwrócił się do mnie:

— A ty Maluch, pamiętaj, żeby nigdy swoich kumpli nie sprzedawać! Rozumiesz, co do ciebie mówię?

Oczywiście, że nic z tego nie rozumiałem, ale przytaknąłem przezornie. Jak dotąd miałem tylko jednego kumpla Dawida i nawet nie przeszło mi przez głowę, żeby go komuś sprzedawać. Zresztą jego tata by na to na pewno nie pozwolił.

Mama kazała mi iść do mojego pokoju, a sama zamknęła się z wujkiem w swojej sypialni, gdzie o czymś głośno rozmawiali. Ja zacząłem myśleć o tym, co przed chwilą usłyszałem. Wujek powiedział, że szukają go psy. Czy to znaczy, że nasz Dexter też bierze w tym udział? Wyobraziłem sobie, jak wujek biega po podwórku, a za nim goni cała wataha psów z naszym Dexterem na czele i co chwila podgryza go za pupę. To było takie śmieszne. Pierwszy raz zobaczyłem, że wujek się kogoś boi. Teraz jeszcze bardziej zapragnąłem mieć psa. Z Dexterem u mego boku wujek guzik by mi zrobił. Schowałby się u mamy w sypialni i tyle!

Później tego samego dnia spytałem mamę przy kolacji:

— A dlaczego wujek ucieka przed psami? Nasz Dexter nikogo przecież nie gryzie.

— Maluch, ty głuptasie — śmiała się mama — Wujek nie ucieka przed zwierzętami, tylko przed policją. Wiesz, kto to jest policjant? Na policjantów mówi się czasem „psy”.

Naturalnie wiedziałem, kto to jest policjant. W bajce „Noddy” jest pan policjant Plod. Nie raz widziałem też policjantów, gdy byłem na spacerze z mamą. Oni jeżdżą takim samochodem ze światełkami na dachu i łapią złych ludzi. Teraz wiem, czemu szukają wujka. Nawet mnie to ucieszyło.

— Słyszałeś? Maluch myślał, że ty przed prawdziwymi psami uciekasz?

— Takie to śmieszne dla ciebie? — wujek wyszedł z sypialni mamy. — Za dużo podsłuchuje gówniarz i potem mogą być z tego kłopoty.

— Nie przesadzaj, przyznaj, że to nawet zabawne — mama wciąż się śmiała, a ja razem z nią.

— Chodź tu mały, dam ci lekcję życia. To ci się kiedyś przyda — Wujek wziął mnie na ręce i posadził na taborecie, a sam przyklęknął naprzeciwko mnie i patrząc mi w oczy, powiedział:

— Nigdy, przenigdy nie rozmawiaj z psami, czyli z policją. Rozumiesz?

— A z Dexterem mogę? — spytałem, patrząc w kierunku mamy.

— Z Dexterem, czy każdym innym