Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Początek szkoły sam w sobie jest wielką przygodą, zwłaszcza gdy uczestniczy w nim pan Lucek. Jednak Szwendarri nie byłby sobą, gdyby nie przygotował jakiejś niespodzianki. Co powiecie na lawinę puchatych kuleczek? Majka i jej rodzina też bardzo się ucieszyli, zwłaszcza że w trakcie relaksującej gimnastyki ich rodzina znów się powiększyła.
Zapnijcie pasy i wsiadajcie, mkniemy ku przygodzie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 23
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 0 godz. 41 min
Rok wydania: 2025
Lektor: Joanna Pach-Żbikowska, Klementyna Umer, Aleksander Orsztynowicz-Czyż, Maciej Kowalik
PATRYCJA POŁUDNIKIEWICZ-Kędzior
SZWENDARRI 2
Pierwszy dzień szkoły,golec piaskowyi zaklinaczka kotów
Labreto
Szwendarri – auto z temperamentem, które jeździ własnymi drogami. Takimi, które prowadzą prosto w stronę szalonych przygód! Traktowany jest jako pełnoprawny członek rodziny.
Majka – żądna przygód siedmiolatka. Uwielbia niespodziewane zwroty akcji. Szwendarriego kocha miłością wielką i niepohamowaną.
Oluś – młodszy brat Majki, próbujący dotrzymać jej kroku w każdej sytuacji. Zadaje dobre pytania i świetnie przytula.
Mama Łucja – kobieta odważnego serca i wrażliwej duszy. Jej drugie imię mogłoby brzmieć „Przygoda”.
Tata Tolek – miłośnik szybkiej jazdy, której w starym aucie nie doświadcza. Musi zadowolić się szybką zmianą planów.
Pani Stefania – poprzednia właścicielka Szwendarriego. Kobieta, która szybko myśli, szybko działa i szybko znajduje wyjście z każdej sytuacji.
Pierwszego września mama weszła do mojego pokoju ze śpiewem na ustach.
– W żłobie leeży…
– …któż pobieeży – odśpiewałam smętnie.
W normalnych warunkach ochoczo przyłączyłabym się do kolędowania, które kochałam miłością wielką, szczerą i nieznającą barier czasu. Kolędy rozbrzmiewały w naszym domu często, niezależnie od pory roku i okoliczności. A wszystko dlatego, że je uwielbialiśmy i szkoda by było ograniczać się tylko do okresu Bożego Narodzenia. Kolędowaliśmy, kiedy chcieliśmy i jak chcieliśmy, a szczególnie w ważnych chwilach. Nie da się ukryć, że pierwszy dzień szkoły właśnie do takich się zaliczał.
Ja jednak miałam gulę w gardle i szczerze mówiąc, „W żłobie leży” tak średnio przechodziło mi przez usta. Szczególnie że musiałam iść, a nie leżeć.
– Troszkę się boję – przyznałam.
– Cio? – spytał Oluś.
Wleciał za mamą z ukulele w rękach i już miał robić podkładzik do tych kolęd, ale na widok mojej smętnej miny zrezygnował. Zamiast tego podszedł do mnie i mocno przytulił. Ach, ten mój braciszek. Nie dość, że zadaje dobre pytania, to jeszcze świetnie tuli. Człowiek momentalnie się przed nim otwiera, sam nie wie kiedy. To chyba przez te słodkie oczka, wpatrujące się z zainteresowaniem.
– A bo wiesz, nigdy nie byłam w szkole. Trochę jestem ciekawa, jak tam będzie, a trochę się boję, co tam zastanę. I kogo! Lubię wiedzieć co, jak i z kim.
Oluś pokiwał głową i objął mnie jeszcze mocniej.
– Oby było właśnie tak – wyszeptałam mu do maleńkiego uszka, lekko brudnawego, i podniesiona na duchu, po raz ostatni zrobiłam przegląd szkolnego plecaka.
Różowy piórnik z tęczowymi pomponami – jest.
Jednorożec, którego kupiłam za pierwsze zarobione pieniądze – jest.
Kilka złotych na drożdżówkę i reszta, która została po zakupie jednorożca – są.
Zdjęcie całej mojej rodziny na tle Szwendarriego (gdybym zatęskniła) – jest.
– No dobra, jestem gotowa. – Wzięłam głęboki oddech, przytuliłam się jeszcze do mamy, która też była w tulaskach całkiem niezła, i ruszyliśmy na spotkanie nowej przygody.
Uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego miałam dopiero na dziesiątą, ale spodziewaliśmy się, że Szwendarri pojedzie okrężną drogą, więc dla pewności wyruszyliśmy znacznie wcześniej.
– Jest ósma trzydzieści, utkniemy w korku – mruknął tata.
– Może Szwendarri nie będzie się pchał przez centrum? – powiedziała z nadzieją mama.