Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
19 osób interesuje się tą książką
Kiedy życie staje się zbyt ciężkie, czasem wystarczy jedno wspomnienie, by odnaleźć drogę do siebie.
Kinga przez lata żyła w cieniu przemocy. Choć rozwód z Darkiem miał zakończyć koszmar, on wciąż ją nachodzi, nie pozwalając odetchnąć. Gdy jej jedyny syn wyjeżdża na studia, Kinga postanawia zniknąć — wyjeżdża tam, gdzie kiedyś była szczęśliwa. Do domu po babci, ukrytego wśród lasów, w maleńkiej wsi, gdzie czas płynie inaczej, powietrze pachnie dzieciństwem, a nocą słychać tylko las.
Tam, w ciszy i spokoju, zaczyna odnajdywać samą siebie. Pomaga jej w tym Mikołaj — sąsiad, a zarazem przyjaciel z dzieciństwa. On także nosi w sobie ciche blizny. Ich relacja, nieśmiała jak pierwszy pąk wiosny, powoli rośnie mimo lęków. Delikatnie. Ostrożnie. Jak motyl siadający na otwartej dłoni — można ją przyjąć albo spłoszyć.
Ale czy dwoje poranionych ludzi może jeszcze uwierzyć w miłość?
Przypadkiem odnaleziona na strychu szuflada z pamiątkami po babci staje się bramą do wspomnień: siatka na motyle i wyblakłe zapiski o marzeniu stworzenia ogrodu pełnego kolorowych skrzydeł. Kinga postanawia je spełnić — z wdzięczności, z tęsknoty, z potrzeby ukojenia. Zaczyna od małych kroków, sadzi pierwsze kwiaty, przyciągające kolorowe motyle... nie wiedząc jeszcze, że ten ogród odmieni nie tylko krajobraz wokół, ale i jej własne serce.
Szuflada z motylami to poruszająca opowieść o kobiecej sile, potrzebie wolności i o odwadze, by na nowo nauczyć się latać.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 268
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Joanna Misztal
Projekt okładki
Maksym Leki
Fotografie na okładce
© zaheer9747 | shutterstock.com
Redakcja techniczna, skład i przygotowanie wersji elektronicznej
Maksym Leki
Korekta
Katarzyna Nowakowska
Marketing
Wydanie I, Siemianowice Śląskie 2025
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-100 Siemianowice Śląskie, ul. Olimpijska 12
tel. +48 600 472 609, +48 664 330 229
www.videograf.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Mikołów 2025
tekst © Monika Michalik
ISBN 978-83-8293-319-2
Babciu,
wciąż żyjesz we mnie tak mocno. We wspomnieniach. W sercu.
Mamuś,
gdyby nie Ty i twoje opowieści być może nie spędziłabym tylu wakacyjnych dni u babci. I może nigdy nie zrodziłby się pomysł na tę powieść.
Córuś,
jesteś najpiękniejszym motylem jaki widział świat. Nie wierz nikomu, kto twierdzi inaczej. Nigdy nie zapominaj jak się lata.
Strych milczał, jakby skrywał pragnienia sprzed lat. Pachniał ciszą i oczekiwaniem na kogoś, kto z wrażliwością w sercu mógł sprawić, że uśpione marzenia rozkwitłyby na nowo. Przeszłość czekała na swoją chwilę, by wypełnić przyszłość cudami i zmienić życie tych, którzy odważą się zajrzeć do środka.
Głośnik zachrobotał, a po chwili na stanowisko numer dwa podjechał pusty autokar. Podróżni zaczęli się kłębić przy wejściu, jakby się obawiali, że zabraknie dla nich miejsca. Tylko Mariusz się wahał, czy na pewno potrzebuje tych studiów w Gdyni. Może lepiej, aby został na miejscu, blisko matki.
– No leć już, bo w końcu odjadą bez ciebie – ponagliła go Kinga, złapała rączkę jednej z dwóch walizek i pociągnęła ją w stronę luku bagażowego.
– Sam nie wiem – odparł Mariusz. – Mam wątpliwości, czy dobrze robię, mamo.
– Dobrze, dobrze – zapewniła go. – Marzyłeś, by dostać się na tę uczelnię. Spełniaj się, realizuj. – Pogładziła go po policzku.
Był znacznie wyższy od niej. Brązowe oczy najwyraźniej odziedziczył po matce, bo jego ojciec miał jasne, niebieskie. To właśnie oczy Darka najbardziej ją kiedyś zauroczyły.
Mariusz patrzył na nią przenikliwie.
– No, a ty?
– Synku, nie możesz całe życie się na mnie oglądać. Jedź, poszerzaj swoje horyzonty. Jestem dumna, że cię mam.
– Każda matka jest dumna ze swojego dziecka. – Wreszcie się uśmiechnął. – Martwię się, że on będzie cię nachodził, a ja nie będę mógł cię obronić – powiedział.
On. Darek. Jej mąż. Choć od rozwodu minęły już dwa lata, mężczyzna najwyraźniej wciąż nie mógł się pogodzić z rozstaniem.
– Mariusz, nie możesz mnie niańczyć przez całe życie. Masz swoje, którym teraz powinieneś się zająć. Twój ojciec już kilka tygodni nie daje znaku życia. Może wreszcie zrozumiał, że nigdy do niego nie wrócę.
– Nie nazywaj go moim ojcem. – Usta Mariusza zacisnęły się w cienką linię, wzrok stał się nieprzenikniony. – Na to słowo trzeba zasłużyć.
– Wsiada pan? – zapytał kierowca autobusu.
Oboje spojrzeli w jego stronę. Mężczyzna trzymał klapę bagażnika z zamiarem zamknięcia.
– Tak, wsiada! – zawołała Kinga i podeszła z walizką.
Mariusz bez słowa wsunął torby podróżne do luku bagażowego, który po chwili się zamknął.
– Na pewno? – zapytał. Chciał zobaczyć w oczach matki zapewnienie, że sobie poradzi, że będzie bezpieczna, ale też, że jeśli cokolwiek złego się wydarzy, to z pewnością mu o tym powie.
– Na pewno! – zapewniła go Kinga i wpadła w jego ramiona. – Szczęśliwej podróży, synu. Odezwij się, jak dotrzesz na miejsce.
– Odezwę się – wyszeptał w jej włosy. – Kocham cię, mamo.
Kinga długo stała na dworcu. Najpierw patrzyła, jak autobus włącza się do ruchu, po czym znika za zakrętem. Na stanowisku, z którego dopiero co odjechał, powoli zaczęli się gromadzić kolejni podróżni. Nie chciała wracać do pustego mieszkania, w którym miała teraz mieszkać sama. Wolała pobyć na dworcu wypełnionym obcymi ludźmi, pośród ich rozmów. To dało jej chwilę złudzenia, że nie jest sama.
Dopiero kiedy zrobiło się zimno, postanowiła wrócić do domu. Wrześniowy dzień był już znacznie krótszy i chłodniejszy niż jeszcze tydzień temu. Było już ciemno, kiedy przekroczyła próg mieszkania. Od razu zamknęła drzwi na dwa zamki. Na wszelki wypadek, gdyby jednak Darek postanowił znowu ją nachodzić. Co prawda od początku wakacji mężczyzna nie pojawiał się i nie dawał znaku życia, ale Kinga wolała nie ryzykować.
Zasunęła rolety i włączyła czajnik. W domu panowała błoga cisza. Miała nadzieję, że nic ani nikt tego spokoju nie zmąci. Nie potrafiła się wyluzować. Wieczór upływał spokojnie, Mariusz dał znać, że już dojechał na miejsce. Herbata z melisy już wystygła, a ona ciągle czuła irracjonalny niepokój.
Zasnęła w fotelu z pustym kubkiem w ręku. Wieczór zmienił się w noc, a noc niebawem przeszła w poranek. Obudziła się przed świtem. Kark ją bolał, nogi jej ścierpły. W pierwszej chwili nie pamiętała, co się wydarzyło. Ale po chwili wszystko do niej wróciło. Mariusz wyjechał na studia. Do Gdyni. Ona została sama w mieszkaniu. Darek. To już kolejna noc, kiedy dał jej spokój. Uśmiechnęła się na tę myśl.
Wzięła prysznic i przebrała się, żeby pojechać do pracy. Obiecała sobie jednocześnie, że tego dnia położy się wcześniej. I ugotuje dla siebie coś pysznego.
Minęło kilka miesięcy.
Kinga przyzwyczaiła się do samotnych wieczorów. Miała częsty kontakt z synem. On również zadomowił się w Gdyni, zajęcia na uczelni podobały mu się. Darek ostatecznie dał spokój Kindze i nie nachodził jej. Kobieta na nowo odzyskała spokój, skupiła się na pracy. Powoli na jej usta powracał uśmiech.
– Jak tam, mamo? Jest okej? – pytał chłopak.
– Oczywiście! – odpowiadała za każdym razem. Doskonale pamiętała przecież, jak trudno było synowi wyjechać. I nawet jeśli bywało jej czasem smutno, nigdy nie mówiła o tym Mariuszowi.
– Nie nachodzi cię? – Nie musiał precyzować, o kim myśli. Wiedziała przecież.
– Nie. Nie martw się, syneczku. Naprawdę jestem bezpieczna. Twój ojciec… – zawahała się i przygryzła wargę. Mariusz nie lubił, kiedy nazywała Darka jego ojcem. Ale był nim przecież. Jak powinna o nim mówić?
– Co z nim? – Za każdym razem głos Mariusza poważniał. W słuchawce telefonu niemal słyszała, jak zaciska szczęki, a brwi ściąga tak, że na czole tworzą się bruzdy.
– Nie odzywa się – dokończyła myśl. – To już kilka miesięcy. Prawie pół roku nawet – uświadomiła sobie. – Gdybyś mi o nim ciągle nie przypominał, już dawno bym zapomniała, że żyje.
– Mamuś – westchnął Mariusz. – Nigdy nie przestanę się o ciebie martwić – wyznał.
Uśmiechnęła się na te słowa.
– Jesteś najlepszym synem, jakiego mogłam sobie wymarzyć – powiedziała.
– Jestem jedynym synem – odparł Mariusz i znowu westchnął, ale tym razem z ulgą. – Przyjechałabyś, mamo, na święta do Gdyni? – zaproponował nagle.
– Do Gdyni? Ale jak to? – Kinga wydawała się zaskoczona. – Sądziłam, że na święta przyjedziesz do domu.
– Tak, ale trochę się pokomplikowało.
– Coś złego? – wystraszyła się.
– Nie, nie – szybko uspokoił mamę Mariusz. – Po prostu… Znalazłem pracę. Dopiero zacząłem i kierownik już pytał, czy w okresie świąt będę mógł im pomóc. No i niby mógłbym na samą wigilię przyjechać, ale pomyślałem sobie, że lepiej by było, gdybyś to ty mnie odwiedziła. Nie byłaś jeszcze w Gdyni. – Mariusz mówił szybko, na jednym wdechu.
– Zaraz, czekaj – przerwała mu Kinga. – Jaka praca? Nic mi nie wspominałeś.
– Ano właśnie, bo jeszcze nie zdążyłem. Zacząłem pomagać w pobliskiej restauracji. Mamo… – powiedział ciszej – chciałbym cię jakoś odciążyć finansowo. Nie mogę pozwolić, byś mnie utrzymywała. Wiem, że samej trudno ci ogarnąć życie z jedną pensją.
– Przecież nigdy się nie żaliłam. Jesteś moim jedynym synem i zrobię wszystko, żebyś miał dobre wykształcenie. – Głos zaczął jej się łamać, więc zamilkła na chwilę.
– Wiem, mamo. Bardzo to doceniam. Ale to lekka praca, tylko wieczorami, jedynie okres świąt może być bardziej intensywny.
– Powinieneś skupić się na nauce – upierała się przy swoim.
– Skupiam się. Naprawdę – zapewnił Mariusz. – To jak? Przyjedziesz? – Próbował zmienić temat rozmowy na lżejszy.
– Zaskoczyłeś mnie. Nie wiem, czy dostanę urlop.
– Zapytaj – poprosił.
– Oczywiście. – Znowu się uśmiechnęła.
– I daj mi znać – dodał.
– Dam. – Przewróciła oczami. – Urodziłam uparciucha! – zażartowała.
– Cóż. Zodiakalne byki takie są. – Teraz i on się roześmiał.
Ta rozmowa zaskoczyła Kingę. Początkowo była zła na siebie, na sytuację, w której się znalazła, że Mariusz postanowił zacząć pracę. Ale potem dotarło do niej, że wychowała wrażliwego i pracowitego człowieka. Była z niego dumna. Znowu.
Codzienność bywa nużąca. Dni mijają jeden za drugim. Niepostrzeżenie. Ciągle na coś czekamy, czegoś oczekujemy, za czymś tęsknimy. Wieczorami chcemy szybko zasnąć, by po kilku godzinach znowu móc gnać przed siebie, realizując swoje, bądź czyjeś, oczekiwania.
Kinga uciekała w pracę. Teraz, kiedy Mariusz odciążył ją finansowo, mogła zwolnić, ale ona ciągle brała nadgodziny, a niektóre projekty zabierała do domu. Była architektem. Pomagała innym w ich marzeniach o własnym domu, tworzyła projekty z miłością i zaangażowaniem. Kochała swoją pracę, bo sprawiała, że kobieta nie miała czasu ani sposobności na analizowanie swojej sytuacji życiowej.
A ta była zawieszona gdzieś pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Nie dostała wolnego na święta. Sama była temu winna, biorąc na barki zbyt wiele projektów. Było jej jednak przykro, że nie spędzi tego wyjątkowego czasu z synem, ale podczas telefonicznej rozmowy siliła się na lekki ton, by Mariusz nie miał wyrzutów sumienia.
– Mamo, w takim razie ja przyjadę – zakomunikował bez namysłu, kiedy Kinga powiedziała, że nie dostanie wolnego. – Spędzimy razem wigilijny wieczór, a potem wsiądę do pociągu i rankiem będę z powrotem w Gdyni.
– Nie, synku – powstrzymała go matka. – Właściwie to i ja mogłabym wpaść do ciebie na chwilę, na wigilię, i nawet na pierwszy dzień świąt. Ale to kawał drogi. Zamiast spędzić miło czas, umęczymy się długą podróżą.
– No nie wiem. Nigdy nie spędziliśmy tego czasu oddzielnie – zawahał się Mariusz.
– Wiem. – Kinga przełknęła ślinę. Ta rozmowa była dla niej trudna. – Ale kiedyś musi ten moment nastąpić. Będę o tobie myślała – powiedziała i wstrzymała oddech, licząc, że dzięki temu łza, która zakręciła jej się w oku, zatrzyma się.
– No dobrze – westchnął Mariusz. – Wiem, że masz rację.
– No pewnie, że mam – uśmiechnęła się przez łzy.
– Mamo? – odezwał się cicho.
– Tak? – Sądziła, że to koniec rozmowy i rozłączą się.
– Poznałem tu kogoś – wyznał. – Ma na imię Ania.
– Synku! Wspaniała wiadomość – ożywiła się Kinga. – Jaka ona jest?
– No… Fajna – odparł krótko. – Podoba mi się, mamo, że nie zapytałaś, jak się poznaliśmy ani kim jest. Ani jak wygląda.
– No przecież to jest najważniejsze. Jakim się jest człowiekiem, a nie jak wygląda, czy skąd pochodzi – uśmiechnęła się. – Chciałabym ją poznać.
– Poznasz. Na pewno! Myślałem, że przedstawię ci ją w czasie świąt…
– Synku! – przerwała mu Kinga. – Już nie myśl tyle o tych świętach. Może to i dobrze. Spędzisz z nią więcej czasu, bardziej poznasz.
– Może masz rację…
– Oczywiście, że mam. – Wzruszyła ramionami i choć Mariusz tego nie mógł zobaczyć, przewróciła oczami. – Powiesz mi o niej coś więcej? „Fajna” to dość ogólne stwierdzenie.
– Tak, wiem. Po prostu… Brakuje mi słów. Jest śliczna. Patrzy na mnie tak, że chcę ją nosić na rękach. Podoba mi się. I nie chodzi tu o jej wygląd zewnętrzny, chociaż też! Ale o jej piękno wewnętrzne. Waży słowa, by nikogo nie urazić, jest taka delikatna…
– Mówisz o niej bardzo ciepło. Zakochałeś się, synku – skwitowała Kinga.
– Nie wiem – powiedział szybko. – Czuję się, jakbym unosił się kilka centymetrów nad ziemią. Cały czas tak się czuję. Ale czy to miłość? Trudno powiedzieć. Mamo… Może to tylko zauroczenie, ale jeśli nie… – przerwał.
– Tak? – ponagliła go matka.
– Jeśli nie… to mam nadzieję, że kiedyś Ania zostanie moją żoną. I że to zauroczenie nie zniknie, nie zastąpi go obojętność, znużenie ani gniew.
Kinga doskonale wiedziała, co miał na myśli jej syn. Miał przed oczami swoich rodziców, którzy pobrali się z wielkiej miłości, po której nie został nawet cień szacunku.
– Nie myśl tak. Ja i twój ojciec…
– Nie nazywaj go tak – przerwał Mariusz.
– Dobrze – westchnęła. – No więc… on. On i ja. My po prostu do siebie nie pasowaliśmy.
– Czemu ty w ogóle za niego wyszłaś? Mówiłaś, że krzywdził cię już przed ślubem. Zdradzał.
Przełknęła ślinę. Zdradzał. To nigdy nie przestało boleć, chociaż fizycznie bardziej czuła, kiedy zgasił papierosa na jej pośladku. Tuż po spełnieniu przez nią „obowiązku małżeńskiego”, jak to określił.
Usiadła. Te wspomnienia wracały do niej nadal, chociaż przecież zamknęła tamtą księgę. Otworzyła inną. A jednak tamte rozdziały ciągle powracały w jej myślach. Czy była szansa, aby kiedyś to się zmieniło?
– Mamo? – Z zamyślenia wyrwał ją głos syna. – Jesteś?
– Jestem, jestem. Po prostu…
– Nie chcesz o tym mówić – odgadł. – Przepraszam. Nie było pytania.
– Nie, to nie to – skłamała. – Ja tylko… nie wiem, co mogłabym ci powiedzieć. Kochałam. A miłość to też wybaczanie.
– Zawsze? – zapytał cicho.
– Nie – odparła szeptem.
Po zakończeniu rozmowy długo patrzyła na czarny ekran telefonu. Jej syn się zakochał. Na tę myśl uśmiechnęła się lekko. Żałowała, że nie spędzi z nim świąt, ale cieszyła się, że Mariusz zaczyna układać sobie życie. Dobrze, że chociaż on nie spędzi Bożego Narodzenia samotnie. A ona – no cóż. Najważniejsze, że będzie miała spokój, żeby pracować. Miała kilka dużych projektów. Kiedy inni będą śpiewać kolędy, ona zaprojektuje komuś dom. Skoro będzie tworzony w tak wyjątkowym czasie, może da szczęście swoim mieszkańcom? Chciała wierzyć, że tak będzie.