Sztuka jest wieczna. Tom 14 True Monsters - Paulina Stępień - ebook

Sztuka jest wieczna. Tom 14 True Monsters ebook

Stępień Paulina

5,0

Opis

Seryjni mordercy, psychopaci i szaleńcy. Prawdziwe potwory są wśród nas!

Sprawa zabójstwa angielskiej studentki Catherine Zaks w 2011 roku, która stała się kanwą tego opowiadania, pokazuje, w jak niedorzecznych okolicznościach może dojść do zbrodni i jak łatwo zwykły człowiek może zabić.

TRUE MONSTERS to seria opowiadań kryminalnych opartych na faktach. Jej bohaterami są wzbudzający grozę sprawcy zabójstw z całego świata, których motywacje i działania każą zadać pytanie, co sprawia, że człowiek staje się potworem.

Paulina Stępień – autorka powieści „Tartak Leśna Osada”. Ukończyła specjalności kryminologia i kryminalistyka. Interesują ją zamknięte społeczności i ich patologie, do których odnosi się w swojej twórczości. O seryjnych mordercach może opowiadać tak długo, jak o swoich ulubionych horrorach – w nieskończoność.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 50

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Oficynka & Izabella Frej, Gdańsk 2023

Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki.

Wydanie pierwsze w języku polskim, Gdańsk 2023

Redakcja: Anna Grzeca

Korekta: Anna Marzec

Skład: Dariusz Piskulak

Projekt okładki: Magdalena Zawadzka

Zdjęcia na okładce: © Eky Studio/shutterstock

© Steve Collender/shutterstock

© Kat Ka/shutterstock

© cottonbro studio/pixeles

ISBN 978-83-67875-26-4

www.oficynka.pl

e-mail:[email protected]

1

Krótko po piętnastej Basia wyszła z mieszkania, żeby wyrzucić śmieci. Był piątek, dwudziestego dziewiątego lipca, słońce prażyło niemiłosiernie przez cały dzień, a ona – mając na sobie luźną sukienkę i naprędce włożone przy drzwiach klapki Dawida – czuła, że zaraz ugotuje się żywcem. Przeszła zaledwie krótki kawałek dzielący klatkę od kontenerów ze śmieciami, a włosy już zdążyły jej się przykleić do szyi.

Wokół nie było żywej duszy, ludzie albo poukrywali się przed upałem, zatrzaskując okna na głucho, albo byli jeszcze w pracy, bo w pobliżu nie dało się słyszeć nawet pomruku silnika samochodu czy szelestu odsuwanej bramy garażu. Osiedle otoczone z jednej strony ekranami dźwiękoszczelnymi, a z drugiej gąszczem drzew tonęło we wspaniałej ciszy letniego popołudnia burzonej jedynie subtelnym buczeniem skrzynek z klimatyzacją i odległym szczekaniem psa.

Taki upalny dzień po prostu należało zakończyć zimnym piwem z przyjaciółmi.

Basia tydzień wcześniej skończyła wakacyjne praktyki i szykowała się do krótkiego pobytu w domu rodzinnym, ale do tej pory nie zdążyła jeszcze nawet pomyśleć o pakowaniu walizki, bo musiała pozamykać wszystkie sprawy na uczelni.

Dawid na całe lato zostawał w Krakowie, w pracy. Gdyby nie on – a właściwie jego rodzice – nigdy nie byłoby jej stać, by zamieszkać na osiedlu strzeżonym, w luksusowej okolicy. Chłopak studiował prawo, w ciągu roku akademickiego ledwo żył przez nadmiar nauki, a w wakacje ciężko pracował, odbywając staż w kancelarii adwokackiej. Powinien był już dawno wrócić do mieszkania, obiecał, że tego dnia wyjdzie do pracy tylko na dwie, trzy godziny – dokończyć jedno pismo, coś załatwić, gdzieś zadzwonić – ale wciąż jeszcze nie dał znać, że wraca. Trudno. Basia zamierzała wynagrodzić wszystkie jego trudy pysznym obiadem, który pichciła od samego rana. Na myśl o popołudniu spędzonym ze swoim chłopakiem, który po pochłonięciu czegoś smacznego z pewnością zrobi się wesoły i pełen energii, uśmiech sam cisnął jej się na usta. W zanadrzu miała już wybrany film, który ściągnęła z internetu, i chłodzące się w lodówce puszki coli.

Wrzuciła worek do kontenera i odwróciła się, nucąc pod nosem piosenkę, która przed wyjściem leciała w kuchennym radiu ustawionym na parapecie między kwiatkami, ale w pół kroku dostrzegła drobną postać przechodzącą przez otwieraną na klucz bramkę.

– Cześć, Mary! – zawołała, machając do niej z szerokim uśmiechem przylepionym do ust.

Twarz dziewczyny pojaśniała na widok Basi, choć wcześniej zdawała się głęboko zatopiona w myślach. Wrzuciła klucze do kieszeni spodni i podeszła, by zamienić z sąsiadką parę słów.

Basia wiedziała o Mary całkiem sporo, jeśli wziąć pod uwagę, że znały się zaledwie miesiąc i poza tymczasowym miejscem zamieszkania nie miały ze sobą absolutnie nic wspólnego. Krótko po tym, jak Angielka wynajęła mieszkanie po drugiej stronie korytarza, wpadli na siebie na klatce. Dawid był typem gaduły, zawsze towarzyski, otwarty i przyjacielski, a przy okazji budzący zaufanie aparycją uśmiechniętego od ucha do ucha okularnika. Sam podszedł do Mary, by ich przedstawić i zaproponować ewentualną pomoc z zaaklimatyzowaniem się we wspólnocie mieszkańców. Od słowa do słowa zaprosił Mary na całonocną posiadówkę z kilkorgiem przyjaciół ze studiów, a Basia – początkowo nieśmiała – na swoim terenie miała już duże pole do popisu; uratowała nową koleżankę, odciągając ją pod byle pretekstem od nudnych prawniczych gadek, i przesiedziały tak we dwie w kuchennym oknie aż do świtu, serwując sobie drink po drinku i opowiadając o swoim życiu. W ten sposób dowiedziała się, że Mary pochodzi z rodziny polskich emigrantów, studiuje na uniwersytecie w Wielkiej Brytanii i przyleciała do Krakowa na letnie praktyki, ponieważ, pomimo dość wyraźnego akcentu i niewielkich problemów z językiem, Polska jest jej drugim domem i ma tu swoje małe, ciche życie, do którego lubi od czasu do czasu powrócić.

Basia w normalnych okolicznościach byłaby pewnie zazdrosna o tę ślicznotkę kręcącą się w pobliżu Dawida, gdyby nie to, że Mary od samego początku nie dała jej ani pół powodu do zazdrości. Okazywała chłopakowi zwykłą, ludzką uprzejmość, nic więcej – i vice versa. Basia zabiegała o dobre relacje z Angielką, bo dawno już nie miała przyjaciółki, a latem szczególnie było jej do tego tęskno. Od czasu domówki rozmawiały podczas wieczornego papierosa na tarasie, patrząc, jak niebo zasuwa się pomarańczą i fioletem, pomagały sobie z drobnymi pracami domowymi i wymieniały się przepisami na obiady (dania proponowane przez Mary były odrobinę zbyt wykwintne jak na gust i portfel Basi, ale wstyd jej się było przyznać). Gdyby tylko dziewczyna została na trochę dłużej w Polsce i rzeczywiście udałoby im się nawiązać przyjaźń, może Basia zaprosiłaby ją do swojego rodzinnego domu i pokazałaby jej ule, pracownię rzeźby ludowej i warsztat stolarski ojca; zdawała się lubić takie rzeczy.

– Piękny mamy dziś dzień – powiedziała, gdy zrównały się krokiem, idąc w stronę klatki schodowej.

– Od tego gorąca głowa mi pęka.

– Byłaś w pracy?

Mary miała na sobie białą koszulę z krótkim rękawem zapiętą pod samą szyję, a nawet pomimo tego nie było po niej widać nawet śladu potu. Basia już dawno zaakceptowała fakt, że niektórzy tak po prostu mają. Nie pocą się, ich skóra zawsze jest idealna, makijaż bez skazy, a włosy same układają się tak, jak powinny.

Taka właśnie była Mary.

– Tylko kilka godzin – wyjaśniła. – Pomagałam ustawiać nowe obrazy przed wystawą.

– Kiedy będzie ta wystawa?

– Wniedzielę.

– Dawid też miał iść do pracy tylko na kilka godzin, a nadal go nie ma. Nie widziałaś go gdzieś po drodze?

Mary pokręciła głową ze smutkiem. Basia wiedziała, że dziewczyna jeździ komunikacją miejską. Odkąd wynajęła mieszkanie na ich osiedlu, ani razu nie podjechała pod dom taksówką, nawet w środku nocy. Na najbliższy przystanek zajeżdżała tylko jedna linia nocna i Mary potrafiła czekać na autobus nawet godzinę, byle nie musieć wynajmować kierowcy. Dawid z kolei chodził do domu pieszo. Gdyby jechała autobusem, z pewnością zauważyłaby go przy drodze. To oznaczało, że Basia ma jeszcze trochę czasu, zanim zacznie odgrzewać obiad.

– Hej, mam pomysł! – powiedziała, gdy weszły już do klatki i nagły chłód przylgnął do ich ciał, wywołując gęsią skórkę. – Może pójdziesz dziś z nami na piwo? Wybieramy się wieczorem z Dawidem do knajpy. Do tej pory ból głowy na pewno ci minie.

– Och… – Mary wydawała się zaskoczona, ale niezbyt zainteresowana.

– Nie daj się prosić! – nalegała Basia. – Taka piękna pogoda, że aż żal nie wykorzystać. Wieczorem będzie bardzo przyjemnie. Usiądziemy w jakimś ogródku, napijemy się zimnego piwka, porozmawiamy, może spotkamy kogoś znajomego. Będziesz tutaj tak krótko! Daj nam się sobą nacieszyć.

– Jutro muszę iść do pracy. Ale krótkie wyjście chyba mi nie zaszkodzi…

– Wtakim razie jesteśmy umówione – ucieszyła się. – Utnij sobie popołudniową drzemkę, to na pewno dobrze ci zrobi i nabierzesz sił przed wyjściem.

– Jasne. – Mary uśmiechnęła się blado.

Wciąż nie wyglądała na przekonaną, ale Basia nie zwracała już na to uwagi. Poszła w stronę drzwi do swojego mieszkania, nucąc coś pod nosem, a o kilka rozmiarów za duże klapki cmokały zabawnie z każdym jej krokiem.

DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA W WERSJI PEŁNEJ