Sześć łez - Szymczyk Aneta - ebook

Sześć łez ebook

Szymczyk Aneta

3,8

Opis

W życiu Weroniki — młodej, spokojnej dziewczyny pojawia się przystojny Michał, który diametralnie zmienia jej dotychczasowe życie. Związek okazuje się jednak toksyczny, a kiedy udaje się jej uciec pada ofiarą stalkingu. Wkrótce potem spotyka młodego adwokata, z którym wydawać by się mogło w końcu ułoży sobie życie. Nie wie jednak, że jej najbliżsi skrywają przed nią tajemnicę. Czy przeszłość ma coś wspólnego z teraźniejszymi wydarzeniami? Oraz jak tajemnice rodzinne wpłyną na życie bohaterki?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 505

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (6 ocen)
2
1
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Szymczyk Aneta

SZEŚĆ ŁEZ

Projektant okładkiAdrian Siara

© Szymczyk Aneta, 2018

© Adrian Siara, projekt okładki, 2018

W życiu Weroniki — młodej, spokojnej dziewczyny pojawia się przystojny Michał, który diametralnie zmienia jej dotychczasowe życie. Związek okazuje się jednak toksyczny, a kiedy udaje się jej uciec pada ofiarą stalkingu. Wkrótce potem spotyka młodego adwokata, z którym wydawać by się mogło w końcu ułoży sobie życie. Nie wie jednak, że jej najbliżsi skrywają przed nią tajemnicę. Czy przeszłość ma coś wspólnego z teraźniejszymi wydarzeniami? Oraz jak tajemnice rodzinne wpłyną na życie bohaterki?

ISBN 978-83-8126-709-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

OPOWIEŚĆ O TRUDNEJ MIŁOŚCI I NIESPEŁNIONYCH MARZENIACH

„Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś

odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem.

Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest

skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem

przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.”

Vincent van Gogh

Podziękowania

Z całego serca pragnę podziękować wszystkim tym, którzy wspierali mnie w pisaniu tej książki, tym którzy wierzyli, że uda mi się wytrwać do samego końca i nie oszaleć, oraz tym którzy sceptycznie podchodzili do mojej pasji utwierdzając mnie w przekonaniu, że niemożliwe staje się możliwe.

Jako pierwszemu pragnę podziękować mojemu mężowi Tomaszowi Szymczyk za cenne rady, za krytykę i pomoc w znalezieniu odpowiedniej osoby do stworzenia okładki, za to, że jesteś i za to, że miłość nie jest mi obca.

Dziękuję koleżanką z pracy Agnieszce Pióro i Monice Pabiańczyk za cierpliwe wysłuchiwanie o planach i marzeniach związanych z wydaniem tego dzieła. Za doping i mobilizację w trakcie jej realizacji. Wasza wiara w moje możliwości dodawała mi skrzydeł.

Podziękowania należą się też mojej siostrze Angelice Wiśniewicz, bo gdy osoba, która nie lubi spędzać czasu przed książkami zechce przeczytać Twoją publikację to oznacza, że jest ciekawa wszystkiego tego co Ciebie dotyczy, a to motywuje i daje kopa do działania.

Lucyna Urbaniec — najukochańsza cioteczka, która swoje serce włożyła w pomoc przy tworzeniu krótkiego blurpa na tyle okładki. To dzięki jej twórczości powstał ten ciekawy i zwięzły opis. Dziękuje bardzo za poświęcony mi czas.

Swą wdzięczność kieruje także do Szymona Czerwińskiego — znajomego adwokata, który niejednokrotnie odpowiadał na moje zawiłe pytania dotyczące prawa karnego. Za każdą odpowiedź serdecznie dziękuję i przepraszam jeśli znajdziesz tu coś, co jest totalną głupotą.

Dziękuję Adrianowi Siara za wykonanie wspaniałego portretu, który posłużył jako okładka do mojej książki. Za zrozumienie moich oczekiwań i przelanie ich na czystą kartkę papieru. Twój talent dopełnił tego dzieła.

Całej mojej rodzinie kłaniam się nisko za to, że nie wyśmiali mojego zamysłu napisania książki, za to że każdy z nich czekał na jej wydanie oraz za to, że nie zgasili mojego zapału a wręcz przeciwnie.

Każdy z Was osobna napełniał mnie pozytywną energią, każdy tu wymieniony w mniejszym lub większym stopniu przyczynił się do tego, że powstało „Sześć łez”, jesteście wspaniali. Dziękuję i życzę Wam udanej lektury, mam nadzieję że Was nie zawiodłam.

Prolog

Czy zastanawialiście się kiedyś czym jest miłość? Czy dla miłości można zabić drugiego człowieka? A może jesteśmy więźniami, niewolnikami, przedmiotami codziennego użytku?

Weronika leżała teraz na szpitalnym łóżku zalana łzami, samotna i bez nadziei na lepsze jutro.

— Boże czy to tak musi boleć? — niewypowiedziany żal jaki miała do świata wciąż kłębił się w jej myślach. Chciała z tym skończyć, chciała by rok 2014 powrócił, chciałaby nigdy nie poznać Darka. — do cholery z tym! Zostawiłam dla Ciebie wszystko a Ty odszedłeś…

W pokoju panował mrok, słychać było tylko deszcz stukający w szybę szpitalnego okna oraz szepty lekarzy i pielęgniarek na korytarzu. Weronika pamiętała każdą sekundę z ostatnich sześciu lat, a tak bardzo pragnęła wymazać to z pamięci.

Darek — jej miłość, a przynajmniej tak jej się wydawało zostawił ją z dnia na dzień po tym wszystkim co razem przeszli. Bez słowa wyjaśnień. Została sama i to przerażało ją najbardziej.

Zaczęła płakać, nie mogąc opanować ciała, które drżało jej coraz mocniej, bała się i nagle znowu ten ból przeszywający ją do szpiku kości, ktoś nad nią stał trzymając coś w rękach a potem już tylko ciemność…

* * *

— Poproszę z doktorem Mareckim!

— Kurwa! Nie interesuje mnie, że ma pacjenta!

— Dobrze poczekam 5 minut ale będzie go to sporo kosztowało!

Darek czekał dopiero 3 minuty ale i tak przestępował z nogi na nogę z telefonem przy uchu. Musiał się dowiedzieć czy są jakieś efekty w leczeniu. Do diabła nie mógł z nią być, nie teraz. Miał tylko nadzieję że kiedyś mu to wybaczy.

— Dr Marecki, słucham Pana — zmęczony głos w końcu odezwał się w słuchawce.

— I jak? — starał się trzymać nerwy na wodzy, głos mu drżał — czy dziś jest lepiej?

— Może najpierw dzień dobry czy coś w tym stylu? Ja rozumiem, że mi Pan specjalnie płaci za opiekę i leczenie Pana eee… kobiety ale szanujmy się. — spokojnym tonem zauważył doktor.

— Witam szanownego doktorka! Gadaj! — tętno niebezpiecznie sięgało mu górnej granicy wytrzymałości.

— Proszę się nie martwić, dziś Pani Weronika czuje się znacznie lepiej, zjadła śniadanie, obecnie śpi. — chwila zastanowienia co powinien powiedzieć, może jednak prawda byłaby lepsza niż marne pocieszanie kolesia, który działa mu na nerwach jak nikt inny ale dzięki któremu ma teraz dostatnie życie. W końcu jednak dodał — gorzej jest z jej psychiką ale nie ma co się dziwić, nie po tym co ją spotkało. Dziś Dr Misiewicz ma z nią porozmawiać, to świetna Pani psycholog, może uda jej się coś wskórać. Proszę być dobrej myśli Panie Kwiatkowski.

— A czy On był?

— Nie Proszę Pana nie był widziany już od tygodnia. Proszę wybaczyć ale muszę wracać do pacjentów. Dowidzenia.

Stał jeszcze chwile z telefonem przy uchu, aż nagle gdzieś na drugim końcu ulicy wreszcie go spostrzegł.

— Mam Cie Skurwielu! Zapłacisz mi za to! — po czym ruszył czym prędzej przed siebie.

* * *

Życie kładzie nam pełno kłód pod nogi ale to czy jesteśmy w stanie je udźwignąć zależy jedynie od nas samych. Nie poddawaj się, kiedyś się uwolnisz! Te słowa jak mantrę powtarzała Weronika każdego dnia, aż w końcu przyszła wolność, miłość, nadzieja i ból który powracał 6 razy, aż w końcu powalił ją na łopatki, bezsilną, a na dodatek koszmar sprzed lat chciał powrócić.

Rozdział 1

Minął rok odkąd udało jej się uciec od Michała. Po trzech latach bycia w toksycznym związku wreszcie oddychała pełną piersią.

Bydlaka — bo tak go nazywała poznała we wrześniu 2010 roku. Pamiętała ten dzień jak dziś. Ona dwudziestoletnia dziewczyna, studentka drugiego roku pedagogiki szkolnej i wczesnoszkolnej. Brunetka z błękitnymi oczami, 170cm wzrostu, zgrabna pełna uśmiechu i życzliwości. Kochała dzieciaki i wiedziała, że w przyszłości pragnie mieć ich co najmniej troje. W ten piątkowy, upalny, wrześniowy dzień wraz z koleżankami z uczelni Marzeną, Kasia i Martą kończyły zajęcia o 15:00.

— Spójrzcie jakie piękne lato, aż żal siedzieć w mieszkaniu, chodźmy gdzieś zaszaleć, poderwać kogoś. — z entuzjazmem zaczęła nalegać Marta, blondynka o piegowatej buzi i z kilkoma kilogramami w zapasie. — ruszcie swoje chude dupska!

— Marta daj nam spokój — odparła Kasia, dziewczyna o rudych kręconych włosach i nienagannej urodzie. — przypominam Ci, że w poniedziałek mamy ważny egzamin z psychologii i ostrzegam, że ja na pewno nie dam Ci zerżnąć ode mnie wszystkiego.

Śmiejąc się poczochrała Martę po włosach i udała się do maleńkiej kuchni w ich wspólnym mieszkaniu, które dzieliły wraz z Weroniką i czwartą dziewczyną o imieniu Marzena — brunetce o piwnych oczach, zarozumiałej ale sympatycznej na swój pokręcony sposób.

Mieszkanie mieściło się na trzecim piętrze jednego z bloków w Krakowie. Niewielkie, dwupokojowe, z maleńką i ciasną kuchnią oraz łazienką, które kupili Weronice jej rodzice na 18-ste urodziny, a które ona udostępniła koleżanką ze studiów w zamian za towarzystwo i dokładanie się do czynszu i mediów. Pierwszy pokój wymalowany na brzoskwiniowy kolor, z oknem wychodzącym na południe zajmowała Weronika z Kasią, z którą nawiązała najlepsze relację i którą śmiało mogła nazwać przyjaciółką. Drugie16m2 o cytrynowych ścianach zajmowała Marzena z Martą, które lubiły imprezować i niekoniecznie zarywać nocy na naukę.

— No co? — zapytała z uśmiechem Marta spoglądając na Marzenę i Weronikę. — idziecie czy nie?

Nie czekając na odpowiedź zabrała się za przeglądnie szafy stwierdzając po chwili, że w nic seksownego się nie zmieści.

— A co nam w sumie szkodzi — wstała Weronika, okręciła się wokół własnej osi i w podskokach udała się przyszykować na szalony wieczór, mając nadzieję że dziś pozna mężczyznę swojego życia.

Kasia w obcisłej czerwonej sukience współgrającej z jej włosami i niebotycznie wysokich czarnych szpilkach wyglądała obłędnie. Marta starała się zatuszować zbędne kilogramy pod zwiewną czarną sukienką ale dobrze wiedziała, że w towarzystwie koleżanek nie ma szans poderwać przystojnego, wysokiego bruneta. Marzena postawiła na klasyk i ubrała luźną dżinsową spódniczkę i czarny top z dużym dekoltem podkreślającym jej duży i zgrabny biust. Czekały gotowe w korytarzu na Weronikę ponaglając ją jak za każdym razem miało to miejsce.

— Wiki jak zaraz nie wyjdziesz to jak Bóg mi świadkiem wyciągnę Cię siłą na dyskotekę tak jak teraz stoisz, choćbyś była naga. — zjadliwie dogadywała Marzena

— No już już, dajcie mi dziewczyny jeszcze minutkę, obiecuje że już kończę. Jeśli chcecie możecie już iść, ja Was dogonię — odparła.

Z racji, że przedpokoik miał zaledwie 2m2 dziewczyny wyszły z bloku i udały się spacerkiem na przystanek autobusowy mając nadzieję, że Weronika ich wkrótce dogoni.

Wymalowana i gotowa do wyjścia Weronika rzuciła okiem na siebie ostatni raz. Upięty luźno kok u dołu głowy z wypuszczonymi kilkoma pasemkami włosów spadających luźno wokół twarzy, do tego niezbyt mocny makijaż oraz klasyczna mała czarna z dodatkiem beżowych szpileczek, taki widok zadowolił ją więc udała się do wyjścia z przeczuciem, że czeka ją dziś coś wyjątkowego.

Niestety nie sądziła wtedy jeszcze że jej życie po dzisiejszej nocy ulegnie tak drastycznym zmianą.

Rozdział 2

Wychodząc z mieszkania jak zawsze sprawdziła czy dokładnie zamknęła drzwi i biegnąc dogoniła dziewczyny w drodze na przystanek.

— Orzesz Ty! — Kasia nie skrywała podziwu jaki wywołał na niej wygląd przyjaciółki

— Trzymasz się ode mnie z daleka bo wyglądam przy Tobie jak brzydkie kaczątko — ze smutkiem i zazdrością stwierdziła Marta.

— Dziewczyny dajcie spokój. Marta więcej wiary w siebie kobieto. I chodźcie już bo w końcu się spóźnimy na autobus. — z nieskrywanym uśmieszkiem skwitowała Wiki.

O godzinie 20:00 były już na miejscu w pobliskiej dyskotece o nazwie Elections. Był to całkiem spory klub o trzech salach, gdzie w jednej grano piosenki typu dance i pop, na drugiej typowe disco polo a trzecia przeznaczona była na restaurację z miękkimi kanapami i w pół roznegliżowanymi kelnerkami.

Dziewczyny po wejściu zajęły miejsca na jednej z loży, popijając mojito obserwowały wolnych kawalerów, z którymi mogłyby się zabawić tej nocy.

— Chodźcie kochane pora wyrwać jakieś ciasteczko — entuzjastycznie poderwała się Marzena gotowa zaszaleć dzisiejszej nocy.

— Chyba jakiegoś pączka żebym go w łóżku nie zgniotła — odparła ze śmiechem Marta i ruszyła za Marzeną na parkiet.

— Idziemy! — zatrzepotała rzęsami Weronika i pociągnęła Kasię za sobą do tańca.

Przez pierwsze godziny studentki bawiły się z różnymi chłopakami, czasem męcząc się w tańcu, czasem bawiąc doskonale. Marzena jako pierwsza ulotniła się z parkietu z przystojnym nieznajomym. Ku swemu zdziwieniu nawet Marta poznała chłopaka imieniem Eric, w którym zakochała się od pierwszego wejrzenia. Zdystansowana Kasia trzymała się troszkę z boku nie zaprzątając sobie głowy poznania nikogo nowego, a jedynie dobrze się bawiąc i starając się nie pić za dużo alkoholu.

— Cześć piękna. Jestem Michał, może mógłbym Ci zająć chwilkę co? — usłyszała Weronika słodki głos wędrujący prosto do jej ucha.

Nieznajomy stał tuż za nią, pachniał wybitnie. Odwracając się do niego aż zakręciło się jej w głowie lądując w jego umięśnionych ramionach. Weronika omiotła go spojrzeniem i stwierdziła z uznaniem że jest całkiem przystojny. Dopasowana różowa koszula, z rozpiętymi dwoma guzikami od góry, do tego podwinięte do łokci rękawki oraz skrojone na miarę gustowne czarne spodnie. Michał miał ponad 180cm wzrostu, dobrze zbudowany, z czarnymi krótko ściętymi włosami i delikatną blizną na policzku, która nadawała ostrości rysom twarzy.

— Halo mała powiesz mi chociaż jak masz na imię? — z pełnym uśmiechem zapytał nowo poznany

— Hej, jestem Wiki, znaczy Weronika — wydukała

— To co bawimy się, czy idziemy się coś napić?

— Yyy… może napijemy się a potem zatańczymy — musiała coś się napić gdyż w ustach zrobiło jej się nagle sucho, a myśl że mógłby ją teraz dotknąć napawała ją przerażeniem. — zapraszam do mojego stolika — paplała bez namysłu.

Noc okazała się wspaniała, bawiła się z Michałem wyśmienicie, a pocałunek skradziony tej nocy rozpalił jej zmysły. W podświadomości pragnęła więcej ale z braku doświadczenia nie chciała aby stało się to za szybko. Chłopak okazał się nie być nachalny, wymienili się numerami telefonów i umówili na randkę jeszcze tego samego dnia.

Weronika wróciła szczęśliwa do mieszkania, z wypiekami na twarzy i w pełni życia, tak że nawet nadchodzący egzamin nie zepsuł jej nastroju.

Marta także odnalazła swojego księcia na białym koniu i cała w skowronkach paplała o tym na okrągło dopóki nie zamknęła oczów i nie zapadła w długi i spokojny sen.

Reszcie dziewczyn ta noc minęła jak inne podobnie spędzone.

Ranek nadszedł zbyt szybko niżby dziewczyny tego chciały. Jedynie Weronika od 7:00 rano krzątała się po kuchni śpiewając sobie pod nosem i układając sobie w myślach dzisiejszy wieczór.

— Wiki zamknij dziobek! Zlituj się kobieto!

— Chcemy spać!

Współlokatorki uciszały koleżankę ale na nic zdały się ich prośby, gdyż Weronika postanowiła ten dzień spędzić wyjątkowo pracowicie, począwszy od sytego śniadania z trzech jajek ugotowanych na miękko i gorącą herbatką do popicia.

NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ

DZISIEJSZEGO WIECZORU

JAK MINĘŁA NOC?

Michał napisał do niej z samego rana, a więc także o niej myślał. Zadowolona szybko wystukała odpowiedź:

JA TAKŻE CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ

NOC MINĘŁA ZDECYDOWANIE ZA SZYBKO.

Kolejny dźwięk telefonu.

KINO? DYSKOTEKA?

A MOŻE KNAJPKA?

Po chwili namysłu odpisała:

MOŻE KNAJPKA?

BĘDZIEMY MOGLI SPOKOJNIE POROZMAWIAĆ :)

Następny sms od Michała.

JESTEM ZA!

„KASABLANKA” O 20:00?

BĘDĘ CZEKAŁ MAŁA.

Śmiejąc się od ucha do ucha odpowiedziała:

DOZOBACZENIA :)

Zerknęła na zegarek, godzina ósma. Starała się odegnać od siebie myśli związane z nowo poznanym chłopakiem ale nie mogła się na niczym skupić. Nie mogła uwierzyć, że los uśmiechnął się do niej i poznała Michała, przystojnego i zabawnego mężczyznę, który zauroczył ją od pierwszej chwili.

Postanowiła wziąć się w garść i zabrać do nauki. Czekał ją naprawdę ważny egzamin a nauki było za dużo jak na dwa dni. Uruchomiła ekspres do kawy, a zapach świeżo zaparzanej kawy unosił się po wszystkich pomieszczeniach w mieszkaniu budząc do życia pozostałe współlokatorki. Z racji tego, iż miały jedną łazienkę przez chwilę dało się słyszeć kłótnie i przepychanki dziewczyn, która z nich jako pierwsza powinna z niej skorzystać. Weronika nie chciała uczestniczyć w tym przedstawieniu więc szybko przemknęła z kawą do swojego pokoju. Włożyła słuchawki na uszy i ustawiła cicho muzykę Georga Bizet, ponieważ nauka od zawsze najlepiej jej wychodziła przy muzyce poważnej. Pamiętała jak jeszcze za czasów dzieciństwa tata zawsze zabierał jej ulubione płyty do nauki, gdyż jak twierdził nie jest się w stanie słuchać muzyki a jednocześnie uczyć i zapamiętywać. Wtedy zawsze biegła z naburmuszoną miną do mamy, która z kolei łagodziła spór z tatą tłumacząc mu, że Wiki jest dobrą uczennicą więc widocznie jej ta muzyka pomaga, a nie przeszkadza. Lecz wystarczyło tylko, by dostała gorszą ocenę w szkole a cała sytuacja na nowo powracała. Uśmiechnęła się teraz na wspomnienie o rodzicach, z przykrością stwierdzając, że dawno ich nie widziała a mieszkają zaledwie kilkanaście kilometrów od niej w malowniczej miejscowości Bartków na północ od Krakowa. Wioska w której wychowała się Wiktoria mieściła zaledwie 142 numery domów, z czego większość rozrzucona po wiosce tak jak jej rodzinny dom, z dala od sąsiednich budynków. Lubiła tam wracać, czuć rodzinne ciepło z kominka w salonie. Zapach szarlotki, który zawsze piekła mama w sobotni poranek, oraz zapach drewna w warsztacie taty. Odkąd pamiętała jej mama Alicja Strzałkiewicz zawsze zajmowała się domem i swą jedyną córeczką czyli nią. Tata natomiast Marek Strzałkiewicz pracował jako stolarz oraz zajmował się uprawą pola, które odziedziczył w spadku po zmarłym wujku — bracie jego ojczyma, a które stanowiło zabezpieczenie rodziny w razie kryzysu. Jej dzieciństwo można zaliczyć jako udane i szczęśliwe. Miała wszystko, rodziców kochających, którzy oddaliby dla niej wszystko, swój własny pokoik na poddaszu mieszkania, początkowo pomalowany na różowo z szarymi słonikami. Potem, gdy nadszedł etap dorastania ona zbuntowana i rozkapryszona nastolatka zażyczyła sobie remont pokoju i wymalowała go osobiście z pomocą taty na śliwkowy kolor, dokupując białą komodę i szafę, białe łóżko oraz białą toaletkę. Gdy opuszczała rodzinny dom dwa lata temu pozostawiła na zasłanym łóżku swojego ulubionego słonika imieniem Sonia na znak wkraczania w dorosłe życie. Teraz rozejrzała się po swoim teraźniejszym pokoju z przykrością stwierdzając, że nie jest tu już tak przytulnie. Jej łóżko po prawej stronie okna, Kasi po lewej, do tego szafa i stolik z drzewa sosnowego, który wykonał dla niej tata oraz zdezelowany zielony fotel, który pozostał po poprzednich właścicielach, a który urzekł swoją prostotą Weronikę i jej mamę. Na środku pokoju sprawiając go milszym dziewczyny kupiły zielony dywan typu „shaggy”, którego czyszczenie spędzało im sen z powiek. Na ścianach rozwieszone zostały zdjęcia rodzinne oraz kilka małych obrazów przedstawiających krajobraz Krakowa, które kupiły na targu za marne grosze.

Po wspominając stare czasy Weronika zapomniała o spotkaniu z Michałem i ochoczo zabrała się za analizowanie wpływów zjawisk psychicznych na interakcje międzyludzkie oraz interakcję z otoczeniem. Nawet nie spostrzegła jak do pokoju weszła Kasia zapraszając ją na obiad.

— Wiki chodź z nami zjeść. Marta zrobiła wykwintne spaghetti, musisz spróbować.

— Powiem Ci — odparła Weronika — że tak się zaczytałam, że nawet nie wiedziałam iż jestem taka głodna.

Klepiąc się po brzuchu wstała z łóżka i pomaszerowała do kuchni wyczuwając intensywny zapach sosu pomidorowego i lekko przypalonego mięsa mielonego.

— Kobiety jak ja Was kocham! — ze śmiechem powiedziała Weronika zasiadając przy kuchennym stole z dziewczynami.

— Dobra, dobra, następnym razem Ty gotujesz, a teraz opowiadaj jak tam Twój Romeo? — skwitowała szybko Marzena.

— Hmm… zaczynając od tego, że jest nieziemsko przystojny, świetnie całuje i jestem z nim dzisiaj umówiona to nie ma o czym gadać.

Weronice zaczerwieniły się policzki ale nie dała po sobie poznać, że serce jej aż skacze na samą myśl o Michale.

— Tylko Cię proszę uważaj na siebie tym bardziej, że wiesz… — Kasia starała się mówić delikatnie do przyjaciółki nie chcąc jej urazić a jedynie ostrzec przed prawdziwym życiem, jakie niestety ona miała okazje już poznać.

— Kaśka daj jej spokój! — Marzena krzywo spojrzała na Katarzynę — daj jej w końcu żyć własnym życiem. Co Ty mamuśka jej jesteś? Dziewictwo ma trzymać do ślubu czy jak?

— Halo ja tu jestem — zauważyła Weronika — nie mówię, że umówiłam się z nim na szybki numerek tylko na randkę, a z drugiej strony dajcie mi spokój, nie będę się Wam spowiadać.

— Przepraszam, po prostu się o Ciebie martwię, tak z własnego doświadczenia. — odparła zrezygnowana Kasia

Katarzyna Wojas dwa lata wcześniej poznała chłopaka, w którym zakochana była jak nikt inny, wtedy wydawało jej się, że ze wzajemnością. Szybko namówił ją na współżycie z tym, że dla niej nie było to tak przyjemne jak wszyscy w koło głosili. Problem jednak nie polegał na tym co czuła lecz na tym jak zachował się jej obecny chłopak. Po zakończeniu całego aktu wyśmiał się jej w twarz, że wygrał zakład i czy może zrobić im zdjęcie na dowód tego. Kasia będąc w osłupieniu nawet nie zaprzeczyła, chciała szybko uciec od niego zapominając o tym co ją spotkało. Nigdy potem nie spotkała się już z tym chłopakiem. Miał on jednak na tyle godności, że wykasował zrobione przez niego zdjęcie i wysłał Kasi przeprosiny z informacją, że był głupi i chciałby się jeszcze spotkać. Katarzyna jednak nie miała zamiaru wracać do tej samej rzeki w efekcie czego została sama a chłopak, który ją wykorzystał pozostał tylko przykrym wspomnieniem. Dlatego przyjaciółka tak bardzo ostrzegała Weronikę, nie chcąc aby spotkało ją coś podobnego. Z drugiej zaś strony Kasia wiedziała, że nie wszyscy faceci są tacy sami i w głębi serca pragnęła tak jak Weronika spotkać kogoś wyjątkowego i poczuć znowu motylki w brzuchu.

Weronika ponownie zamknęła się w pokoju. Zerknęła na pozostawiony w pokoju telefon i z radością zauważyła migającą ikonkę oznaczającą czekającego na nią sms’a. Szybko nacisnęła opcję otwórz i odczytała wiadomość:

KOCHANA CÓRECZKO ZAPRASZAMY CIĘ NA NIEDZIELNY OBIAD, NIE UZNAJEMY ŻADNYCH WYMÓWEK. KOCHAMY CIĘ BARDZO I CZEKAMY.

RODZICE

Z jednej strony chciała jechać, z innej zaś wiedziała, że ma bardzo dużo nauki, poza tym jest teraz Michał i wiązała z nim wielkie nadzieje na coś więcej niż tylko koleżeństwo. Po chwili namysłu odpisała tak jak zawsze miała w zwyczaju:

MAM DUŻO NAUKI

MOŻE W NASTĘPNY WEEKEND CO?

Po odczytaniu kolejnej wiadomości wiedziała, że tym razem jej się to nie uda.

O CO, TO NIE.

CIĄGLE NAS ZBYWASZ NAUKĄ.

I nagle nie wiedząc skąd przyszło jej to do głowy i czy aby to nie za szybko i za pochopnie odpisała:

DOBRZE BĘDĘ ALE MOŻLIWE ŻE NIE SAMA.

Dźwięk wiadomości.

JUŻ NIE MOŻEMY SIĘ DOCZEKAĆ ABY GO POZNAĆ KOCHANIE.

Po chwili zdając sobie sprawę, że teraz na w zasadzie pierwszej randce musi zaprosić chłopaka do rodzinnego domu wiedziała, że zrobiła o jeden krok za wcześnie. Nie miała jednak odwrotu, napisała więc:

SKĄD WIECIE, ŻE CHODZI O CHŁOPAKA?

TAK CZY INACZEJ JA NA PEWNO WPADNĘ.

TEŻ WAS KOCHAM, DOZOBACZENIA :)

Po wysłaniu ostatniej wiadomości zerknęła na zegarek, dochodziła godzina 15:30. Policzyła szybko w myślach; pół godzinki na dotarcie + godzina na zrobienie się na bóstwo daje razem półtorej godziny. Zostało jej więc około trzech godzin na naukę. Z zadowoleniem stwierdziła, że całkiem dobrze idzie jej przyswajanie wiedzy i może dostateczny nie będzie wielkim osiągnięciem.

Kolejne trzy godziny Weronika spędziła na intensywnej nauce, z zadowoleniem uznając ten dzień za owocny. Wreszcie zamknęła książki i wzięła szybką kąpiel. Otworzyła szafę i spoglądając jednocześnie za okno dostrzegła, iż jesień zbliża się nieubłaganie. O tej godzinie słońce jeszcze ogrzewało przechodniów spacerujących ulicą, niestety na niewiele się ono zdawało przy dzisiejszym wietrze. Długo zastanawiała się nad ubiorem, w rezultacie stawiając na beżowe rurki i luźną malinową bluzkę z długim rękawkiem z delikatnym wycięciem na plecach. Skomponowała do tego swoje ulubione beżowe szpilki. Tym razem włosy zakręciła delikatnie i pozostawiła luźno puszczone. Jak zawsze postawiła na delikatny makijaż, który dodawał jej uroku. Pozostało jej 20 min do spotkania.

— Cholerka! Spóźnię się jak nic. — z lekką paniką przyznała Weronika.

Nie pozostało jej nic innego jak zamówić taksówkę pod dom, która najszybciej zawiezie ją na miejsce. W biegu wyszła z mieszkania, z korytarza żegnając współlokatorki i czym prędzej przywołała taksówkę, która podrzuciła ją do restauracji Kasablanka.

Restauracja Kasablanka mieściła się kilka przecznic od jej mieszkania. Niewielka knajpka w rustykalnym stylu. Wzniesione ściany z czerwonej cegły pozostawały w swym naturalnym wydaniu. Wielkie okna wychodzące na ulicę wpuszczały dzienne światło, a o tej godzinie zachodzące słońce nadawało temu miejscu swoistą tajemniczość. Dodatkowo ściany minimalistycznie ozdobione zostały lustrami w złotych ramach. Na suficie widoczne były belki drewniane z których zwisały podłużne złote lampy. W środku było dużo gości, mimo wszystko można było swobodnie porozmawiać. W samym rogu restauracji, za drewnianym filarem dostrzegła Michała, który uśmiechał się już do niej i machał ręką na powitanie. Szybko przemknęła pomiędzy stolikami i z szelmowskim uśmiechem powitała chłopaka.

— Witam i przepraszam za spóźnienie — pochyliła głowę w lewą stronę i z uśmiechem dodała — zjemy coś, bo jestem strasznie głodna?

— Zapraszam w takim razie.

Weronika przy Michale czuła się niesamowicie szczęśliwa. Prowadzili swobodną rozmowę jedząc kolację. Michał zamówił sobie pieczeń wołową w sosie śmietanowym, z dodatkiem białego ryżu i suszonych pomidorów. Weronika natomiast grillowanego łososia podanego ze szpinakiem i sosem chrzanowym. Oboje sączyli białe wytrawne wino. Dla nich dwojga świat przestał istnieć, zapatrzonych w siebie dwoje zakochanych, którzy wydawać by się mogło mogli stworzyć coś wyjątkowego, niepowtarzalnego, gdyby tylko 17 kwietnia 2011 r. można wymazać z kalendarza.

— Opowiedz mi coś więcej o sobie — zachęciła Michała Weronika.

— Michał Sztula, lat 26, przedstawiciel handlowy firmy farmaceutycznej „Laskok” — ukazując swe śnieżno białe zęby kontynuował — co więcej pragniesz wiedzieć mała?

— Skąd pochodzisz, jaki jest Twój ulubiony kolor, albo choćby czy masz rodzeństwo. Jutro zaproszeni jesteśmy na obiad do moich rodziców, nie mogę im przedstawić kogoś kogo znam tylko z imienia i wieku. — widząc przerażenie i zdziwienie w oczach swojego towarzysza prędko dodała — wiem, przepraszam — zaczęła spuszczając głowę w dół — wiem, że to za wcześnie ale cholerka wyrwało mi się i już teraz nie mam odwrotu, ale! — uniosła palec wskazujący do góry nakazujący mu aby nie przerywał — nie naciskam na Ciebie, zrozumiem wszystko, wiem że jestem troszkę pokręcona i szalona i może Cię to przerażać ale ja naprawdę Cię nie zmuszam i jeśli powiesz nie to ja to zrozumiem i nie będę naciskać.

Zanim zdążyła cokolwiek dodać zamknął jej usta pocałunkiem, który wypełnił jej usta słodkim smakiem z dodatkiem wytrawnego wina. Jego usta miękko spoczęły na jej wargach, rozchyliła je nieco zachęcając go do głębszego pocałunku. On nie czekając długo pocałował ją głęboko rozpalając jej zmysły i powodując ciarki na ciele. Zamknęła oczy, nie zwracając uwagi na pozostałych gości restauracji. Wtedy on się odsunął i z pełnym rozbawieniem dodał:

— Kotku, chyba się w Tobie zakochałem. Jeszcze nigdy nikogo tak pokręconego nie poznałem. Jesteś czarująca, uwodzicielska, delikatna a zarazem tak słodka, że choćbyś mnie chciała zaciągnąć jutro przed ołtarz to chyba bym poszedł — pieścił przy tym delikatnie jej kłykcie — a wracając do pytania pochodzę z Wrocławia, tam mieszkałem do ukończenia 24 roku życia. Tu znalazłem pracę i odkąd Cię poznałem nie zamierzam stąd wyjeżdżać. Moja mama to lekarz pediatrii, tata to dentysta. Mnie też naciskali na szkołę medyczną ale chyba nie bardzo się nadawałem. W ślad za rodzicami poszła za to moja siostra Adrianna, jest dwa lata młodsza ode mnie i tak sztywno nastawiona do życia, że uwierz mi nie chciałabyś jej poznać. Więcej rodzeństwa nie posiadam, a przynajmniej nic mi o nich nie wiadomo. Co do koloru to najbardziej lubię kolor Twoich oczu, błękitna głębia oceanu.

Michał jednak nie powiedział prawdy o tym skąd naprawdę pochodził, ani też kim byli jego rodzice. Prawda jednak była taka, że jako dziecko został oddany do domu dziecka, gdzie wychowywały go siostry przełożone i który nigdy nie zaznał rodzinnego ciepła. Wiedząc jednak jakie życie miała Weronika wstyd mu było się przyznać, że jest chłopakiem, którego nikt nie chciał pokochać, który wstrzynał bójki i któremu nauka nigdy nie szła za dobrze. W dzisiejszych czasach trzeba było być kimś z nienaganną przeszłością, trzeba być pewnym siebie i twardo stąpać po ziemi, w przeciwnym wypadku niczego się nie osiągnie i nie będzie się szanowanym. Pragnął więc pozostać synem lekarza i stomatologa licząc, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw.

Reszta wieczoru upłynęła w wesołym nastroju. Wspólnie opowiadali o swoim dzieciństwie, z różnicą taką, że opowiadania Michały były jego nigdy niespełnionymi marzeniami. Na koniec kolacji Michał opłacił rachunek i odwiózł Weronikę do domu.

Pierwsza randka zakończyła się delikatnym pocałunkiem na dowidzenia. Weronika wiedziała, że tym razem znajomość ta nie skończy się tak szybko jak inne pozostałe. Nie przypuszczała, że przyjdzie jej za tą znajomość płacić tak wysoką cenę, że będzie skłonna do tak wielu poświęceń i wybaczeń.

Rozdział 3

— Marek czy Ty mnie słuchasz? — ze zdumieniem mama Weroniki przyglądała się siedzącemu przed telewizorem mężowi, który oglądał mecz piłki nożnej nie przejmując się wizytą córki z nowym chłopakiem. — To ja tu biegam, skacze, szykuje, aby wszystko było jak należy, proszę Cię abyś przyniósł mi beżowy obrus a Ty sobie siedzisz jak gdyby nigdy nic i udajesz, że nie widzisz tego jak się przejmuję dzisiejszymi odwiedzinami naszej córki. — podpierając ręce o bok dodała ze złością — Marek, jak Boga kocham jak zaraz się nie ruszysz to wyjdę z siebie! — już miała wyjść z salonu lecz w ostatniej chwili coś ją zatrzymało, zerkając na męża pełna frustracji odparła — nie mów mi że masz zamiar wystąpić w tej znoszonej flanelowej koszuli bo zaraz mnie tu coś trafi! — wznosząc ręce do góry dodała — Chryste Panie a czemuś mnie tak skarał tym chłopem?

Pan Marek Strzałkiewicz był typowym starszym panem po pięćdziesiątce. Część głowy pokryta była już siwymi włosami lecz on sam z nienaganną sylwetką prezentował się całkiem dobrze. Miał 190cm wzrostu, piwne oczy i dobrze zbudowaną sylwetkę ciała. Na dłoniach natomiast ojciec Weroniki miał wypisaną całą ciężką pracę jaką wykonywał aby jego rodzinie nigdy niczego nie brakowało. Od młodych lat pracował z warsztacie swojego ojca przy wyrobie mebli drewnianych, z czasem sam pokochał drewno, jego specyficzny zapach, ciepło jakie stwarzał sam dotyk z drewnem i szeroką gamę jego zastosowań. Tak też poznał swoją żonę. Pewnego grudniowego popołudnia zawoził jej na prośbę swojego ojca niewielką szafeczkę wykonaną z drewna dębowego, nielakierowaną, piękne, samo czyste drewno. Nie spodziewał się jednak, że w drodze napotka na śnieżycę, która odetnie mu drogę powrotną. Dotarłszy na miejsce, drzwi otworzyła mu piękna brunetka o błękitnych oczach, od której nie sposób było oderwać oczu. Przedstawiła się jako Alicja i z pełną ufnością zaprosiła nieznajomego do wnętrza swojego niewielkiego domku. Okazało się, że kobieta także kochała wszystko co z natury pochodziło, a więc również drewno. Z racji, iż na zewnątrz panowała śnieżyca Alicja ugościła gościa gorącą herbatą z imbirem i goździkami a zajęci rozmową nawet nie zauważyli kiedy nastał poranek. Marek często więc wracał do tego małego przytulnego domku na gorącą herbatkę zakochując się w obecnej żonie. Pobrali się niedługo po tym zdarzeniu, a odziedziczając w spadku po zmarłym bracie ojca znaczną część ziemi postanowili wybudować swój własny drewniany dom, obok którego powstał warsztat.

Z zamyślenia wyrwał go cios skierowany w jego stronę wykonany przez jego ukochaną ściereczką kuchenną. Żona stała nad nim z rękami podpartymi o boki i wykrzykiwała nad nim jak zawsze, gdy przygotowywała dom i obiad na powitanie gości. Z lubością popatrzył na małżonkę odkąd się poznali przybyło jej nie tylko lat ale też kilogramów. Teraz krągła, z krótkimi włosami lecz nadal kochał ją niezmiennie mocno jak kiedyś. Miłość jedynie zmienia swoje oblicze. Kiedyś młodzieńczo zauroczony, szaleńczo pożądał swojej Alicji, kochał jej ciało i duszę, kochał sposób bycia, jej uśmiech i przechylającą głowę w lewą stronę gdy chciała mówić coś na poważnie jednocześnie śmiejąc się do rozpuku. Dziś pożądanie nie jest już pierwszorzędne, dziś kocha ją za to jaką jest kochającą i troskliwą żoną i matką, kocha każdą nową powstałą zmarszczkę. Dzisiejsza miłość jest dojrzalsza i trwalsza, wydawać by się mogło że jest w stanie przetrwać wszystko.

— Alu proszę Cię nie histeryzuj, przecież wszystko jest posprzątane, wszystko lśni, z kuchni dochodzą takie zapachy, że aż mi tu żołądek skręca a ja Ci po prostu nie chciałem przeszkadzać — ze skruchą tłumaczył się Pan Marek.

— No pewnie najlepiej jest tak powiedzieć — i przedrzeźniając męża powtórzyła — nie chciałem Ci przeszkadzać kochanie, bla bla bla.

Obracając się na pięcie Pani Alicja przeszła do swojego azylu jakim była jej kuchnia, uwielbiała gotować i piec. Szarlotka, którą nauczyła piec jej babcia była nieodłącznym elementem niedzieli. Dziś postanowiła zrobić pieczoną kaczkę z gruszkami i żurawiną. Spojrzała na zegarek i spodziewając się lada chwila córki poszła do sypialni przygotować również siebie i dopilnować aby mąż także ubrał coś stosownego.

Wjeżdżając na podjazd Michał był zdumiony widokiem jaki się przed nim rozpościerał. Drewniany domek sam w sobie urzekał swoim wyglądem. Dodatkowo wokół posadzono wiele dębów i kasztanowców, które wydawać by się mogło wyrastały z domu. Wzdłuż podjazdu ułożono wielkie kamienie z pomiędzy których przebijały się kępy wysokich traw. W głębi ogrodu znalazło się miejsce na oczko wodne i drewniany mostek skomponowany z drewnianym podestem na którym ułożono malowniczy bujany fotel. Jak uważał Michał w takim miejscu nie można być nieszczęśliwym, nie ma kłótni kto jako pierwszy będzie się huśtał na huśtawce ani też kto zasłuży na cząstkę miłości od drugiej osoby. Weronika natomiast widząc zakłopotaną minę chłopaka uważała, że on jako syn lekarzy zapewne ma wielki dom i wygłupiła się ukazując mu swój rodzinny, skromny, aczkolwiek wyjątkowy dom.

— Pięknie tu — z pełną szczerością powiedział Michał

— Dziękuję, nic wielkiego ale to prawdziwa perełka moich pokręconych rodziców — dodając z uśmiechem — gotowy ich poznać i stanąć pod ostrzałem setki pytań?

— Och, nigdy bardziej nie będę — skradł jej pocałunek w policzek, okrążył samochód i pomógł jej wysiąść.

Do drzwi szli oboje niespokojni, niegotowi na takie odwiedziny. Nim Weronika zdążyła zadzwonić dzwonkiem drzwi z impetem zostały otworzone, a tuż za nimi stała Pani Alicja.

— Jak dobrze Cię kochanie widzieć, wchodźcie szybko bo wrzesień nas w tym roku nie rozpieszcza i wpuszczacie mi tylko zimno do domu — gestem zaprosiła młodych do wnętrza domu i nie zwracając uwagi na gości zawołała w głąb domu — Marek, w tej chwili schodź na dół bo Wikunia już jest z chłopakiem! — uśmiechając się zaprosiła ich do salonu.

— Oto i mój świat — szeptem i z pełnym rozbawieniem rzuciła Weronika w stronę Michała — mamo, tato — zwróciła się do rodziców, gdy w końcu wszyscy weszli do salonu — poznajcie mojego znajomego Michała — oraz zwracając się do niego — to moi rodzice Alicja i Marek.

— Michał Sztula, miło mi Państwa poznać — grzecznie przywitał się chłopak.

— Witamy Cię chłopcze, usiądź. Ala dawaj coś do jedzenia bo widzisz że chłopak głodny — i z nieskrywanym uśmieszkiem zacierając ręce dodał — a przynajmniej i ja coś rzucę na ruszt.

Michał nie skrywał podziwu do tego miejsca. Od samego wejścia dało się tu wyczuć rodzinne ciepło i miłość. Ściany salonu, który był na prawo od wejścia pomalowano w ciepłych brzoskwiniowych kolorach. W kącie stał kamienny kominek, w którym skry z palonego drewna tańczyły wesoło oddając błogie ciepło otoczeniu. Obok kominka stała niewielka dębowa szafeczka, która widać było, że służyła już mieszkańcom od dłuższego czasu. Na ścianach wisiało wiele zdjęć z rodzinnych wycieczek. Spoglądając na nie Michał czuł piekącą go łzę w oku ale nie dal poznać po sobie tego jak działają na niego takie sentymentalne pamiątki. W centralnej części salonu stał stół z ośmioma krzesłami, a tuż za nim beżowa skórzana kanapa wraz ze stolikiem kawowym. W salonie znalazło się też miejsce na telewizor oraz regał z książkami, głównie kucharskimi jak zauważył Michał. Z jednej strony salon zdawał się być zagracony i zbyt ciasny aby pomieścić tyle mebli, z drugiej jednak wszystkie te przedmioty nadawały swoisty klimat temu miejscu.

— O czym tak myślisz? — z zadumy wyrwał go głos Weroniki.

— Przytulnie tu. Byłaś tu szczęśliwa? — zapytał Michał

— Jasne, że tak. Tylko popatrz — wskazała ręką na sprzeczających się rodziców, którą porcję i jak dużą kaczki powinien zjeść jej tata — przy nich nie da się nudzić, każde z nich ma odmienne zdanie, ale gdy tylko trzeba potrafią złączyć siłę i walczyć o swoje jak nikt inny.

— Zazdroszczę Ci — wyrwało się Michałowi zanim zdążył się ugryźć w język i aby Weronika nie nabrała podejrzeń szybko dodał — moi rodzice, wiesz…, dla niech liczyła się głównie praca. Tu w tym domu wydawać by się mogło, że czas się zatrzymał, że nie liczy się nic i nikt inny jak ten dom, to miejsce, Ci ludzie. U mnie tego nie było.

— Rozumiem — smutno stwierdziła Weronika.

— Michałku opowiedz coś o sobie, gdzie pracujesz, jak się poznaliście? — ochoczo zachęciła go Pani Alicja do zwierzeń.

— Mamo! Prosiłam Cię! — oburzyła się dziewczyna przeczuwając, że Michał może zostać zasypany pytaniami mamy.

— Wiki, spokojnie, chętnie opowiem

Michał z uśmiechem położył dłoń na kolanie Weroniki i kontynuował swoje kłamliwe opowieści o swoich wyimaginowanych rodzicach i jedyne co powiedział prawdę to zdanie na koniec, które nie do końca spodobało się Panu Markowi, ale który nie chcąc wyjść na troskliwego tatusia puścił mimo uszu. Michał na koniec rzekł:

— Tak naprawdę kiedyś chciałbym mieć żonę tylko dla siebie, kochać ją i ubóstwiać, pracować i zarabiać dla niej tyle by nie musiała chodzić do pracy, a jedynie czekać na kochającego męża w domu.

Popołudnie upłynęło szybko, Michał świetnie odgrywał rolę syna lekarzy. Weronika uśmiechając się ciągle nie mogła uwierzyć, że spotkała faceta, który wkroczy do jej rodzinnego domu i będzie czuł się w nim tak dobrze. Pani Alicja jak na gospodyni przystało grzecznie i miło potraktowała wybranka swojej córki w głębi serca darząc go sympatią, z drugiej zaś strony nie mając do niego pełnego zaufania, lecz wydawać by się mogło czy któraś matka mając jedyną córkę oddaje ją w ręce nieznanego mężczyzny nie poznając go wcześniej wystarczająco dobrze. Jedynie Pan Marek sceptycznie nastawiony do Michała zachowywał pewien dystans i surowość, którą nie do końca pojmowała Weronika, stwierdzając, że jej kochany tatuś jest po prostu zazdrosny.

Opuściwszy dom Pan Marek siedział milcząco przy stole patrząc jak jego żona krząta się po kuchni sprzątając. Nie dużo myśląc powiedział:

— Dziwny ten gość, nie uważasz? — zapytał żony

— A idź Maruś, jak zawsze coś wydziwiasz.

— Słyszałaś jak on mówił o swojej przyszłej żonie? Jakby ją chciał zamknąć w domu i nie dać wypuścić.

— Czy Ty nie przesadzasz przypadkiem kochanie? — z politowaniem popatrzyła Pani Alicja na męża, dodając — to jest jego pojęcie bycia w związku małżeńskim, tylko że życie pisze różne scenariusze, nie zawsze takie jakbyśmy sobie je wyobrażali. A codzienność weryfikuje pewne cele, marzenia i aspekty jakimi się kierujemy. Nie pamiętasz jak my byliśmy młodzi? — z iskierkami w oczach uwodzicielsko trąciła męża łokciem w bok kontynuując — kochaliśmy się po kilka razy w nocy, wtedy też chciałeś mieć mnie na wyłączność. Może mam Ci przypomnieć kochasiu?

Pan Marek szybko odrzucił złe myśli o nowo poznanym przyjacielu córki i patrząc na apetyczne i czarujące spojrzenie żony wstał i delikatnie zaczął całować żonę po szyi ściągając przy tym jej kuchenny fartuszek.

— Dwa razy żoneczko mi nie musisz powtarzać — i składając jej pocałunek na ustach mówił wabiąco dalej — z chęcią sobie wszystko przypomnę, tylko nie wiem czy mój wiek pozwoli mi na kilka razy.

— Mój Boże, Maruś mnie wystarczy raz, no góra dwa — i odpinając mu koszulę dodała — ale do rana przecież daleko.

Oboje roześmiani udali się do sypialni zostawiając na później do posprzątania cały bałagan po odwiedzinach córki.

— Było całkiem przyjemnie, ale Twój tata… chyba nie przypadłem mu do gustu — sceptycznie zauważył Michał

— Eee tam nie gadaj głupot — machnęła Weronika ręką — zazdrosny jest i tyle, nie przejmuj się nim.

— Wiki a może teraz Ty chcesz zobaczyć jak ja mieszkam, co? — zaproponował

Weroniką targały sprzeczne emocje. Z jednej strony chciałaby czegoś więcej, czegoś czego nigdy nie doświadczyła, z drugiej zaś z tyłu głowy miała słowa Kasi, która uprzedzała ją przed zbyt wczesnym oddawaniu się przyjemności z facetami. Pragnienie dotyku i zapachu jego ciała wzięły jednak górę, tłumacząc, że zawsze może odpuścić w każdej chwili, że może tak naprawdę On niczego od niej nie oczekuje.

— Jasne, że chcę. Mieszkasz sam? — zapytała z nadzieją że będą mieli czas tylko dla siebie

— Tak Mała, mieszkam sam — uwodzicielsko dodając — a co, boisz się mnie?

Na sam dźwięk wypowiadanych słów zaschło jej w gardle. Nakazała sobie w duchu, żeby opanowała emocje bo nie może się zachowywać jak nastolatka, lecz drżenie jej głosu zdradzało ją natychmiast.

— Nie! — zbyt głośno pomyślała, policzyła do trzech, wzięła głęboki oddech i spróbowała ponownie — oczywiście, że nie. Pytam z ciekawości czy będę miała przyjemność kogoś poznać.

— Mam nadzieję, że poznasz mnie, całego mnie — bawiło go jej zakłopotanie ale postanowił się trochę z nią podrażnić — a ja poznam Ciebie Mała.

Cholera, pomyślała, w co ja się pakuje. Już jestem mokra, od samych jego słów ale co tam raz się żyje i zbierając w sobie wszystkie siły sama zaczęła bawić się w jego grę.

— Mój drogi, nie wiem czy odsłonie wszystkie karty przed Tobą tak od razu — powiedziała frywolnie

— To ja pomogę Ci je odsłonić, nic się nie martw, poradzimy sobie.

Blok, w którym mieszkał Michał niczym się nie różnił od pozostałych. Na klatce schodowej panował mrok. Michał prowadził Weronikę obejmując ją w pasie i asekurując na schodach. Mieszkanie mieściło się na drugim piętrze. Było niewielkie jedyny pokój pełnił funkcję pokoju gościnnego i sypialni. Znajdował się w nim biały narożnik wraz ze stolikiem i fotelem, do tego na jednej ze ścian ustawiona była meblościanka z telewizorem a w kącie stała doniczka z kwiatkiem — mała domowa palma, która nie była zbytnio pielęgnowana przez właściciela i prosiła się choćby o kroplę wody. Po drugiej stronie ustawiony był niski regał z kolekcją płyt, domowy system audio oraz akwarium z rybkami. Mieszkanie posiadało także dość sporą kuchnię wykończoną w nowoczesnym stylu, z białymi meblami wykończonymi na wysoki połysk bez zbędnych dodatków oraz łazienkę jak każdą inną — prysznic, toaleta, półka z męskimi kosmetykami, umywalka i pralka — wszystko na biało, wszystko czyste i zadbane. Pomyślała przez krótką chwilę, czy posprzątał gdyż wiedział, że dziś ją tu zaprosi czy też jest pedantyczny i codziennie to mieszkanie, poza tym biednym kwiatkiem wygląda tak nieskazitelnie czysto.

— Witam w moich skromnych progach

Weronika poczuła ręce Michała obejmujące je w pasie i słodki zapach perfum, który od piątkowego wieczoru nie pozwalał jej spokojnie zebrać myśli.

— Wino, piwo, whisky? — zaproponował

— Może wino poproszę, czerwone jeśli masz.

Nalewając napój do kieliszków zaprosił Weronikę aby usiadła i się rozgościła. Ona natomiast czuła skrępowanie i podniecenie, którego nigdy nie czuła do żadnego mężczyzny.

— O której masz jutro egzamin? — zapytał Michał

— Zajęcia zaczynam o 8:30, psychologie mam na drugich zajęciach czyli o godz. 11:00, dlaczego pytasz?

— Tak pomyślałem, że może zostaniesz dziś ze mną — podając jej kieliszek z winem musnął swoją dłonią jej dłoń czując jak spina ciało, był zadowolony z tego jak na nią działa, więc kontynuował — proponuje Ci miłe towarzystwo, przyjemną noc, przepyszne śniadanko podane do łóżka.

— Kusząca propozycja — czując jak kurczy się jej żołądek z ekscytacji starała się opanować i starając się trzeźwo myśleć dodała — ale zobaczymy ok?

— Jasne — beztroski uśmiech — chciałem zapytać tylko czy ewentualnie musisz iść na pierwsze zajęcia, odwiózł bym Cię na egzamin. Nie chciałbym abyś z rana uciekła.

— Pierwszą mam rytmikę, nie jest to nic ważnego, myślę że jeżeli — z naciskiem na jeżeli — zostanę to możemy rozważyć tą propozycję.

— I taka odpowiedź mi się podoba.

Michał nie chciał jej spłoszyć, podobała mu się taka niewinna, delikatna i krucha. Pragnął się nią zaopiekować, dbać o nią i nikomu nie pozwolić jej skrzywdzić. Nie chciał się przyznać przed samym sobą, że tak naprawdę był w niej zakochany. Nie chciał się też spieszyć w pewnych kwestiach napawając się jedynie widokiem podekscytowanej i zdenerwowanej Weroniki. Przysunął się bliżej niej bawiąc się jej włosami, od czasu do czasu subtelnie dotykając jej ucha i policzka. Patrzył jak reaguje jej ciało na jego delikatne pieszczoty, odchylała głowę tak by jego dłonie swobodnie mogły wędrować do szyi i obojczyka. Ofiarując jej pocałunek na szyi usłyszał delikatne jęknięcie wydobywające się z jej ust. Kiedy jednak położył swą rękę na jej nodze powoli przesuwając ją do wewnętrznej strony uda, drgnęła i odskoczyła czym prędzej kilka centymetrów od niego.

— Przepraszam, zrobiłem coś nie tak? — zapytał oszołomiony i zaskoczony jej reakcją — myślałem, że też tego pragniesz.

— Nie to nie tak — zaczęła się tłumaczyć, nie wiedząc jak mu to wytłumaczyć — głupia sytuacja, to ja przepraszam.

— Chcesz Mała pogadać?

— I co Ci mam powiedzieć? — odparła z widocznym zdenerwowaniem.

— Możemy wrócić do tego co zaczęliśmy i wtedy nie musisz nic mówić — powiedział przysuwając się do niej i gładząc ją po ramieniu.

Weronika oddała się przyjemnemu uczuciu nie wiedząc jak się zachować i jak powiedzieć coś co lada moment stanie się odkrytą kartą. Michał czując jak topnieje jej opór powoli zaczął odpinać trzy guziczki sukienki zdobiące ją i jednocześnie zakrywające jej jędrne piersi. Będąc przy drugim guziczku Weronika nakryła ręką jego dłoń i spuściła głowę poirytowana swoim zachowaniem. Michał widząc jej zarumienione policzka i zakłopotanie uśmiechnął się do niej nie odrywając ręki od sukienki odparł:

— Chyba wiem co chciałaś mi powiedzieć.

— Że jestem nienormalna, bo nigdy nie spałam z chłopakiem? Że jestem głupia, bo nie wiem jak się zachować? Czy może że jestem idiotką czekającą na księcia na białym koniu? — wyrzuciła z siebie jednym tchem.

— Że jesteś wyjątkowa i nie wiem jak dziękować losowi, za to że mi cię zesłał.

— Pocałuj mnie, proszę

— Och Mała…

Pocałował ją tak jak sobie tego życzyła. Delikatnie błądził rękami po jej ciele. Ona sama niepewnie dotykała jego twarzy, wyczuwała napięte mięśnie pod t-shirtem. Jej ciało powoli się odprężało, podobało się jej jego dotyk, pragnęła go i teraz tylko to się liczyło. Gdy Michał odpiął guziczki delikatnie wsunął dłoń w miseczkę biustonosza obejmując jej pierś, brodawka zareagowała natychmiastowo napinając się, jej ciało zdradzało to co czuje, chciała więcej. Weronika niezgrabnie złapała koszulkę Michała podciągając ją do góry. Gdy wyciągnął rękę spod jej piersi ciarki przebiegły jej po całym ciele, uniósł obie ręce do góry tak by mogła go rozebrać. Teraz widziała jego mięśnie w rzeczywistości, pełna podziwu złożyła kilka pocałunków na jego ciele, zadowolona z siebie i swojej pewności siebie. Jego ciało także reagowało na jej pieszczoty. Chcąc odwzajemnić jej czułość rozsunął zamek jej sukienki zsuwając ją z ramion. Pociągnął delikatnie Weronikę na siebie tak by móc zsunąć sukienkę z jej ciała. Teraz w samym staniczku, majteczkach z koronki, szpilkach i pończochach wyglądała nieziemsko. Chciał ją mieć tu i teraz lecz wiedząc, że jest jej pierwszym kochankiem opanował swoją chęć. Zdecydował się nauczyć ją czekać na rozkosz, prosić się o nią i na koniec brać z niej wszystko bez reszty.

Weronika powoli zatracała się w swych doznaniach. Wędrujące dłonie Michała po jej ciele parzyły jej spragnioną skórę, kiedy jego palec wsunął się pod materiał bielizny jęknęła i wygięła ciało w łuk prosząc o więcej. On raz po raz wyciągał rękę by za chwilę znów powrócić i poczuć jak jest mokra, jak gotowa na doznanie pełnej rozkoszy. Przedłużając tę chwilę ściągnął biustonosz i majtki tak, że została praktycznie naga. Bardzo powoli położył ją teraz na łóżku sam schodząc z niego. Klęknął przed nią i delikatnie ściągnął jej buty, następnie pończochy całując jej nogi przy tym. Weronika wiedziała czego się spodziewać, co zamierza zrobić i czekała na to z ochotą. Gdy Michał językiem wędrował w górę nogi do jej bogini jej ciało napięło się natychmiast. Gdy dotarł do jej najbardziej intymnego miejsca jej ciało przeszły deszcze, nie znała tego uczucia ale wydawało jej się że rozkosz rozrywa jej ciało.

Michał nie przestawał, czuł jak osiąga szczęście lecz wiedział że to co może jej dać będzie o wiele silniejsze. Nie mogąc już dłużej czekać sam pospiesznie ściągnął spodnie oraz bokserki i wszedł w nią jednym pchnięciem. Weronika miała zamknięte oczy lecz wiedział, że jest otwarta na niego. Idealnie dopasowała swoje ciało do jego, pozwalała mu się pieścić przy tym jęcząc z rokoszy. Ustalił pewien rytm, lecz gdy pchnął mocniej oboje zatracili się w sobie sięgając szczytu i opadając w równym tempie.

Gdy odzyskali świadomość, leżąc obok siebie Michał z wyraźną troską zapytał:

— Sprawiłem Ci tym ból?

— Oszalałeś?! — z wyraźnym zadowoleniem odparła Weronika dodając — to było coś niesamowitego, wyjątkowego, coś fascynującego.

— Cieszę się Mała

Pocałował ją w czoło i opadając głową na jej ramię zamknął oczy z wycieńczenia i zasnął. Weronika poszła w jego ślady, zmęczona ale szczęśliwa zasnęła twardo śniąc o facecie, który ofiarował jej tak wiele.

Obudził ich budzik w telefonie Weroniki nastawiony na 6:00 tak by spokojnie mogła zdążyć na pierwsze zajęcia na uczelnie. Zerkając na telefon zobaczyła 5 nowych wiadomości i 7 nieodebranych połączeń.

KIEDY WRACASZ? DŁUGO CIĘ COŚ NIE MA!

WERONIKA DAJ ZNAĆ CZY WSZYSTKO W PORZĄDKU.

WIKI PROSZĘ CIĘ ODEZWIJ SIĘ

MARTWIMY SIĘ O CIEBIE!

DO CHOLERY MAM DZWONIĆ NA POLICJĘ? MASZ ZASIĘG WIĘC CZEMU NIE ODPISUJESZ?

OK! W TAKIM RAZIE DOZOBACZENIA NA EGZAMINIE.

Ostatnia wiadomość troszkę ją zdziwiła, zerknęła więc na wysłane wiadomości i pełna niedowierzania zauważyła sms’a wysłanego do Kasi o 3:15 w nocy, czyli gdy ona spała, w takim wypadku musiał to być Michał. Napisał:

WSZYSTKO JEST DOBRZE, SPĘDZĘ NOC U MICHAŁA

NIE MARTW SIĘ, WSZYSTKO JEST OK!

BĘDĘ DOPIERO NA EGZAMINIE, PA!

Grzebał w jej telefonie, odpisał w jej imieniu nawet nie pytając ją o zdanie. Odwróciła się do niego i nawet widok grzecznie i słodko śpiącego chłopaka nie ostudził jej nerwów. Potrząsnęła go więc za ramię krzycząc do niego:

— Uważasz, że jeżeli straciłam z tobą dziewictwo to daje Ci prawo do grzebania w moim telefonie?

— Yyy… co? Wiki o co chodzi? — zaspany Michał nie do końca wiedział o co Weronice tak naprawdę chodzi.

— O co chodzi? Żartujesz sobie ze mnie? Dostałam sms’a a Ty tak po prostu odpisujesz za mnie jak gdyby nigdy nic? — wstała z łóżka oburzona nie zwracając uwagi na to że wciąż jest naga. Spostrzegłszy jednak szybko ściągnęła koc narzucony na łóżko i okryła się nim.

— Wyglądasz słodko gdy się denerwujesz — z nieskrywanym rozbawieniem zaczął Michał — aż mam ochotę zerwać ten kocyk z Twojego boskiego ciałka, bo tylko zakrywa mi jakże piękne widoki.

— Odwal się i powiedz co to ma znaczyć? — złość trochę ustąpiła, a jego świdrujące oczy elektryzowały ją czując jak na nowo jej ciało spina się z podniecenia, nie chciała jednak by taka sytuacja się powtórzyła — słucham

— Kotek spałaś jak zabita. Miałaś włączone dźwięki. Raz, drugi i trzeci zignorowałem, za czwartym pomyślałem, że może coś się stało ty bardziej, że ktoś ewidentnie próbował się z Tobą skontaktować. Uwierz mi proszę, że próbowałem Cię obudzić ale Ty spałaś jak suseł, mruknęłaś coś słodko po nosem i tyle było z Twojej pobudki. Postanowiłem więc zobaczyć tylko kto to. Kasia to ta ruda, która pilnowała cię na dyskotece jak mamuśka tak? A więc gdy przeczytałem, że będzie dzwonić na policję stwierdziłem, że odpiszę jej aby spokojnie mogła spać. Myślałem, że nic się nie stanie, nie napisałem nic prócz prawdy tak? Przepraszam jeśli Cię tym uraziłem. Przysięgam, że nie przeglądałem twojego telefonu, odpisałem tylko chcąc dalej spać i tyle — patrzył na nią próbując odczytać coś z wyrazu jej twarzy.

— No dobra, wierze Ci — chichotając dodała — tym bardziej, że wiem jaki mam twardy sen, a tym bardziej po takich przeżyciach — i czerwieniąc się wskoczyła do łóżka

— Czyżbyś zmarzła? — zapytał

— Yhm… — wtulając się w niego próbowała ogrzać swoje zimne stopy ziębiąc przy tym jego samego.

— Już ja postaram się Cię rozgrzać

Ranek upłynął im na kolejnym doznawaniu rozkoszy, poznawaniu swoich ciał i wrażliwych miejsc. Wspólnie wzięli kąpiel, zjedli śniadanie i tak jak Michał obiecał odwiózł ją na uczelnię gdzie pożegnał się z nią a sam ruszył w kierunku firmy, w której pracował.

* * *

Szpital, czerwiec 2016 r.

Pamięta ten dzień, było to prawie sześć lat temu a przeklinać go będzie do końca swojego życia. Łzy spływały jej po policzku wspominając tamte chwile. Dlaczego była taka głupia? Dlaczego pozwoliła aby jej ciało i serce decydowało o jej życiu? Gdzie miała rozum? A dziś? Dziś nie ma już nic. Nie ma nikogo kto by przy niej był, z drugiej jednak strony czy chciała kogoś widzieć? Podświadomie pragnęła zobaczyć Darka, nie miała jednak prawa do niego, nie po tym wszystkim co zrobiła. Z drugiej jednak strony zrobiła to dla niego a on nie zrozumiał jej poświęcenia.

Sześć gorzkich łez zamieniło się w strumień, który nie może opanować. Oczyszczają ją z grzechu, który popełniła, oczyszczają jej duszę. Zapłaciła wysoką cenę za wszystko, zapłaciła własnym dzieckiem. Jej ręka powędrowała teraz na brzuch gdzie miała założony opatrunek i wybuchnęła płaczem tak przejmującym i żałosnym, który na długo pozostanie w głowie pielęgniarki która weszła do sali aby zaaplikować pacjentce kolejną dawkę leku.

— Zostaw mnie w spokoju! Dajcie mi święty spokój! — machała na oślep rękami nie zważając na spokojny i opanowany głos młodej pielęgniarki, która starała się ją uspokoić.

— Pani Weroniko, proszę… ja rozumiem że Pani to przeżywa

— Gówno Pani wie! Nikt nie wie!

Płacz zmienił się w szloch, a ona sama z braku sił opadła ciężko na poduszkę.

— Czy kiedykolwiek to się skończy, czy dla mnie jest jeszcze szansa?

— Proszę teraz zasnąć. Widzi Pani czasem tak jest że wydaje się nam, że nie jesteśmy w stanie się pozbierać w całość a potem staje się coś niespodziewanego i świat pomału nabiera znowu kolorów. Myślę, że Pani też zobaczy tęcze. — odpowiedziała szczerze pielęgniarka i wyszła z sali zostawiając Weronikę samą.

— Tylko czy jeśli raz tęcza wychodzi i się ją zniszczy to czy Bóg zsyła nam kolejną?

To pytanie pozostało bez odpowiedzi. Weronika wykończona zamknęła oczy. Śniła o dziewczynce w pokoiku ze słonikami, o rodzicach którzy ją huśtają i łaskoczą, o psie który ogrzewał w chłodne dni swoją sierścią i o tęczy, która wysoko na niebie błyszczy w blasku słońca.

Śniąc odpoczywała, nadal jej sen był twardy. Nie czuła nawet gdy ktoś wszedł do sali i ujął jej dłoń. Nie chcąc zostać zauważonym nieznajomy zostawił jedynie pudełeczko na stoliku obok i wyszedł niepostrzeżenie.

Rozdział 4

15 wrzesień 2014r

— Cześć córuś — wesoły głos taty w słuchawce poprawił nastrój Weronice — co słychać?

— Część tatuś — odparła — wszystko dobrze, wybieram się dziś na rozmowę kwalifikacyjną, poza tym może spotkam się z Kasią, dawno nie rozmawiałyśmy. Nie wiem czy dam rade naprawić relacje z nią.

— Kochanie na pewno uda się Wam dogadać — pełen optymizmu Pan Marek pocieszał córkę — a gdzie masz tą rozmowę kwalifikacyjną?

— Tutaj w pobliżu mnie otwarto prywatne przedszkole, postaram się tam zaczepić jako pomoc w opiece, może tym razem mi się uda — odetchnęła głęboko

— Wiesz, że ja zawsze w Ciebie wierzę.

Cisza w słuchawce

— Tato?

— Tak kochanie?

— Dziękuje, że jesteś. Że pozwoliłeś mi wrócić. — łzy napłynęły jej do oczu

— Nie ma o czym mówić. Zawsze byłaś i jesteś dla mnie wszystkim. Nawet wtedy gdy… no wiesz, nawet wtedy martwiłem się o Ciebie i nie przestałem Cię kochać.

— Też Cię kocham tatusiu. Do zobaczenia.

— Daj znać jak tam Ci pójdzie Wiki, powodzenia skarbie.

Weronika odłożyła słuchawkę i uśmiechnęła się do siebie na myśl o tacie. Dziękowała Bogu za to, że nigdy jej nie odtrącił gdy inni pozostali nie chcieli mieć z nią nic do czynienia. Odrzuciła od siebie wspomnienia sprzed trzech laty gdy była z Michałem. Teraz jego nie ma i nigdy nie wróci a ona układa sobie życie na nowo. Nigdy nie dowiedziała się co się z nim stało tak naprawdę. Pół roku temu usłyszała w telewizji, że odnaleziono ciało trzydziestoletniego mężczyzny niejakiego Michała Sz. z Krakowa. Ciało znalazło dwóch chłopców w opuszczonych halach produkcyjnych na obrzeżach miasta. Było ono praktycznie w całości spalone. Zidentyfikowano go jednak po resztach dokumentów, które denat miał w kieszeni i które przetrwały dzięki grubemu portfelowi. Sprawcą okazał się pewien klient, który został skazany na 25 lat więzienia. Weronika nie znała jego rodziny dlatego też nigdy nie poznała szczegółów morderstwa.

Dziś mija rok odkąd uciekła od Michała i przypominając sobie ich wspólną pierwszą noc zastanawiała się czy wtedy nie dostrzegła niczego w jego zachowaniu? Czy mogła temu wszystkiemu zapobiec? A może to jej wina? Nigdy ją przecież nie uderzył, nigdy nie szantażował. Kochała go bezgranicznie a on kochał ją. Co więc poszło nie tak? Czy Michał musiał zapłacić życiem za to, że ona odeszła? Czy gdyby nadal z nim była spotkał by go taki los?

— Weronika! Otrząśnij się! Ten facet Cię zniszczył, zniszczył Twoje życie! — Weronika stała przed lustrem w sypialni i choć pewna część niej obwiniała się za to, że tak potoczyło się jej życie z Michałem, ta druga część niej stanowczo temu zaprzeczała — Nienawidzisz go! To była chora miłość! A to co go spotkało to kara za to jakim był człowiekiem.

Wzięła głęboki oddech i gdy brała telefon by zadzwonić do Kasi usłyszała dźwięk nadchodzącej wiadomości, odczytała więc:

POWODZENIA NA DZISIEJSZEJ ROZMOWIE W SPRAWIE PRACY.

TWÓJ W.

— A to co znowu? Kim u licha jest mój W? — na głos zapytała Weronika samą siebie i poczuła dziwny niepokój. Postanowiła jednak odpisać

KIM JESTEŚ?

Otrzymała natychmiastową odpowiedź:

TWOIM ANIOŁEM STRÓŻEM PIĘKNIE DZIŚ WYGLĄDASZ W TEJ BIAŁEJ BLUZCE

TWÓJ W.

Teraz Weronika przestraszyła się nie na żarty. Szybko odwróciła się do okna i spoglądnęła za niego czy może ktoś nie obserwuje jej mieszkania, po czym stwierdziła, że nigdzie dziś nie wychodziła a z ulicy niemożliwością jest zobaczyć ją na trzecim piętrze. Ciarki szybko przeszły jej wzdłuż pleców.

— Nie panikuj! — nakazała sobie w duchu.

ODWAL SIĘ! CZEGO CHCESZ?

SKĄD WIESZ W CO JESTEM UBRANA?

W napięciu czekała na odpowiedź

NIE BÓJ SIĘ MNIE, NIC CI NIE ZROBIĘ. CHCIAŁBYM CIĘ POZNAĆ PODOBASZ MI SIĘ.

TWÓJ W.

PYTAŁAM SKĄD WIESZ ŻE MAM BIAŁĄ BLUZKĘ?

W. zaczął się pocić, nie wiedział co odpisać. Nie powinien tego pisać, jeszcze się przestraszy i jego plan weźmie w łeb. Myślał intensywnie jak z tego wybrnąć.

PRZECHODZIŁEM KLATKĄ SCHODOWĄ GDY OTWORZYŁAŚ DRZWI KURIEROWI. WTEDY CIĘ W NIEJ WIDZIAŁEM. JUŻ TĘSKNIĘ ZA TWOIM WIDOKIEM.

TWÓJ W.

Weronika faktycznie otwierała dziś kurierowi, który dostarczył jej nowo zakupione szpilki i próbowała sobie przypomnieć, czy ktoś chodził po klatce schodowej, czy widziała kogoś, a jeżeli tak to kogo? Wychodził sąsiad z psem, ale nie to nie mógłby być on — facet po sześćdziesiątce, z piwnym brzuchem i w rozciągniętym dresie.

— Nie to na pewno nie on. — zastanawiała się jeszcze chwilę, lecz nic nie przychodziło jej więcej do głowy.

Postanowiła więc nie reagować na wiadomości w nadziei, że to jakiś głupi żart, może kuriera, który był w jej wieku i ślinił się na jej widok. Miał jej numer telefonu więc to bardzo prawdopodobne. Wiadomości od nieznajomego wytrąciły ją jednak z równowagi i postanowiła odłożyć rozmowę z Kasią na później.

Była godzina 9:00, rozmowę w sprawie pracy miała o 14:00. Zabrała się więc do nauki. Obecnie rozpoczynała 3 rok studiów, gdyby nie Michał była by już po magisterce tak jak jej dawne koleżanki, które pracowały już w zawodzie. Ona jednak zrezygnowała z nauki na rzecz miłości. Teraz uczy się zaocznie. Pozwolono jej rozpocząć studia od drugiego roku za co była wdzięczna rektorowi. Nie mogła jednak w nieskończoność liczyć na pieniądze ojca. Dorywcze zajęcia, których się podejmowała starczały jej jednak tylko na jej zachcianki. Nie mogła jednak nigdzie dostać stałej pracy, nikt nie potrzebował studentki, która przerwała studia na okres trzech lat. Wczoraj jednak ktoś się odezwał, że potrzebują do pomocy w przedszkolu kogoś młodego i energicznego. Umówiła się więc bez wahania i liczyła, że tym razem los się do niej uśmiechnie.

W trakcie rozmowy kwalifikacyjnej Weronika denerwowała się, gdy zapytano o przyczynę przerwania studiów odpowiedziała zgodnie z prawdą.

— Byłam młoda i głupia. Zakochałam się. Wtedy wydawało mi się, że to mężczyzna na całe życie. On dobrze zarabiał, miałam wszystko czego zapragnęłam więc stwierdziłam, że po co się męczyć skoro to mężczyzna ma zapewnić byt rodzinie. Niestety nie przypuszczałam, że los okaże się tak brutalny. — poczuła wibracje telefonu oznaczające nadesłanego sms’a, nie przejmując się nim mówiła dalej — Dziś jestem mądrzejsza o to życiowe doświadczenie, dziś wiem że to co w życiu będę miała muszę osiągnąć sama, ciężką pracą. Rok temu powróciłam na studia, tym razem jednak są to studia zaoczne. Obecnie mam 24 lata, nie mogę więc obciążać finansowo ojca, który dostatecznie długo mnie utrzymywał. Nie chcę być zależna od kolejnego mężczyzny. Zależy mi na tej pracy, kocham dzieciaki. Myślę, że jeśli mi Pani zaufa nie zawiodę.

— Czy pogodzi Pani obowiązki w przedszkolu ze studiami? Jest to tryb zaoczny, czy więc pracujące piątki nie będą dla Pani przeszkodą? — zapytała dyrektorka przedszkola

— Owszem w piątki także mam zajęcia, zaczynają się one od 17:00 — po chwili namysłu dodając — myślę, że w życiu można wszystko pogodzić. Jeżeli Pani zależy na dobrym pracowniku, mnie na dobrej pracy i współpracy z Panią a także na osiąganiu dobrych wyników na uczelni, im z kolei zależeć będzie na wykształceniu dobrego pedagoga to wtedy myślę, że jestem w stanie pogodzić każde obowiązki.

— Podoba mi się Pani dojrzałość. Myślę, że będziemy w stanie zapewnić Pani dogodne warunki w piątki. Jeśli zależy Pani na tej pracy jestem skłonna Pani zaufać i w przyszłym tygodniu zaproszę Panią do podpisania umowy — podając rękę Weronice zapytała — czy zechciałaby Pani poznać naszą placówkę?

— Z przyjemnością — uśmiechnęła się Weronika, w tym samym momencie poczuła kolejne wibracje, zlekceważyła je jednak — dziękuję za wszystko. Obiecuję Pani że dam z siebie wszystko.

Dyrektorka oprowadziła Weronikę po salach. Były to trzy sale, z których każda mieściła po piętnaścioro dzieci w wieku od 3 do 6 lat. Pierwsza sala o nazwie „Krasnoludki” wymalowana była na zielono. Znajdowały się w niej maluchy do 4 lat to z nimi miała współpracować. Dzieciaki ochoczo przywitały Weronikę doprowadzając ją do wzruszenia. Nie dała jednak poznać po sobie jak zareagowała na czułość tych dzieci. Druga sala pomalowana na żółto tuż obok to sala dla „Koteczków” czyli dzieciaków w wieku 4—5 lat, ostatnia z sal w turkusowych barwach przeznaczona była dla najstarszych dzieci nazwanych „Smerfiki”

W trakcie zwiedzania przedszkola Weronika dostała kolejne trzy wiadomości, za każdym razem denerwując się coraz bardziej. Nie mogła sobie jednak pozwolić na to by cokolwiek wyprowadziło ją z równowagi. Nie mogła też zobaczyć kto jest tak natarczywy, było by to niegrzeczne w stosunku do pracodawcy, która żywo opowiadała o stworzonej przez siebie placówce.

Dyrektorka była w wieku ok. czterdziestu lat. Włosy miała krótko ścięte, w kolorze ciemnego blondu. Była kobietą wysoką i bardzo zgrabną. Ubrana w czarne luźne spodnie oraz malinową zwiewną bluzkę stwarzała wrażenie dużo młodszej i bardzo sympatycznej osoby.