Szepczące w ciemnościach - Krawiec Zofia - ebook + książka

Szepczące w ciemnościach ebook

Krawiec Zofia

0,0
37,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Wiedzące, szepczące w ciemnościach,

tańczące na niebie.

Wymykające się władzy patriarchatu,

trwające na granicy życia i śmierci, nie z tego świata.

Budzące grozę w średniowiecznych podaniach, córy Kory,

Demeter i Hekate, tybetańskie dakinie.

Ikony i prekursorki.

Wyklinane, prześladowane i palone na stosach.

Wiedźmy i czarownice wróciły.

I wszystkich nas nie spalicie.

Zofia Krawiec – krytyczka sztuki i artystka – zastanawia się nad kulturowym powrotem wiedźm. Pytając o archetyp, przygląda się jego współczesnym realizacjom. Ile było w czarownicach dzisiejszych feministek i jak bardzo dzisiejsze feministki wierzą w pradawne zaklęcia i rytuały?

W poszukiwaniach towarzyszą autorce rozmówczynie i rozmówcy, którzy z wiedźmami stykają się w swojej twórczości i działalności: Agnieszka Szpila, Michał Pospiszyl, Manuela Gretkowska, Maria Moonset Matuszewska, Mira Marcinów,

Aleksandra Kluczyk, Mikołaj Sobczak, Maria Bigoszewska, Marta Niedźwiecka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 204

Data ważności licencji: 8/23/2028

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ilustracja okładkowa

Sarah Jarrett

Projekt okładki i stron tytułowych

Magdalena Kuc

Opieka redakcyjna

Bartłomiej Nawrocki

Karolina Pawlik

Opieka promocyjna

Agnieszka Madeja

Adiustacja

Pamela Bosak

Korekta

Joanna Kłos

Izabela Cisek

Copyright © by Zofia Krawiec

© Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o. o., 2023

ISBN 978-83-240-8913-0

Znak Horyzont

www.znakhoryzont.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2023

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Weronika Panecka

Pamięci mojej babci Zosi

„Medytację nad równowagą w naturze można uznać w Czarostwie za akt duchowy, ale bardziej uduchowione byłoby sprzątnięcie śmieci, które pozostały po obozowisku, albo protest przeciwko niebezpiecznej elektrowni atomowej”.

Starhawk, tłum. Enenna, Taniec spirali

Wstęp Kto szepcze?

Od setek lat „rozpalały” ciekawość, wierzenia, pożądanie, lęki i nienawiść. Kim dziś są czarownice? Kim były wtedy? Wygrzebując z podziemi pamięci ciekawe wzorce kobiecych zachowań, prędzej lub później natykałam się na duchy czarownic. Szły w orszaku jędz, zdzir i wariatek. Były wśród tych, które nie chcą mieć dzieci albo chcą je mieć lub już mają, ale nadal bronią prawa do aborcji dla siebie i innych osób. Obowiązkowo też zasilały szeregi kontrowersyjnych artystek mieszających w świecie twórczością jak łychą w parującym kotle. Kobiety zachowujące się w nietypowy sposób. Lub nieprzebierające w słowach. Z łatwością można je było znaleźć między trzymającymi się na dystans samotniczkami. Zresztą nie będę powtarzać tego, co już świetnie opisała Mona Chollet w książce Czarownice. Niezwyciężona siła kobiet. Anali­zowała ślad, jaki czarownica odbiła na współczesności, na tym, jak postrzegane są kobiety i jak same siebie postrzegamy. Zaobserwowała, że duch czarownicy zostaje wywołany – naprawdę! – za każdym razem, kiedy nowe siwe włosy wzbudzają w kobiecie zmieszanie i smutek. Emocje te, podlane wstydem, skłaniają (nas) do kupna farby do włosów. Siwe włosy to przecież symbol wiedźmy, nieatrakcyjnej pariaski. Brzydkiej dziwaczki.

No więc natykałam się na pozostałości po czarownicach tak często, że w końcu musiałyśmy spotkać się twarzą w twarz, żeby poświęcić sobie nieco więcej czasu. Wiedźma zahipnotyzowała mnie jako tajemnicza postać wyrzucona poza nawias społeczny, skrywająca w sobie wiele niejednoznacznych cech i wartości. A przywarłam do niej na wiele miesięcy, żeby sprawdzać, co kryje się w jej ekwipunku. Myślę, że odkryłam zaledwie niewielką część. Niemniej dzielę się z Wami tym, co odkryłam.

Marta Maćkowiak, funkcjonująca na Instagramie jako „Duchy przodków”, zawodowo zajmująca się odkopywaniem genealogii osób, które się do niej zgłaszają – powiedziała mi, że Maorysi, recytując whakapapa, recytują listę swoich przodków, wyliczają własnych rodziców, dziadków, a w dalszej kolejności też ptaki, drzewa, góry. Według ich wierzeń jesteśmy spokrewnieni z całym światem, pochodzimy od tych wszystkich osób i rzeczy. Pamięć po nich jest zapisana w nas na stałe, oprócz koloru włosów, oczu i kształtu nosa dziedziczymy też fragmenty pamięci naszych przodków i jest to wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie. Nie rodzimy się jako czysta tablica, od naszych pierwszych chwil jest ona gęsto zapisana. I z każdym dniem nadpisujemy ją na nowo, to, co dawne, nieustannie miesza się z tym, co świeże. Recytacja przodków ma być oddaniem hołdu pamięci tego, dzięki komu i czemu istniejemy i z czego się składamy. Skoro składamy się z pamięci wszystkiego, co jest na ziemi, ludzkich i nieludzkich przodków, to jak bardzo obecne są w nas duchy naszych przodkiń – czarownic? W jaki sposób zapisała się w nas pamięć o czarownicach? O strachu, pożądaniu, pragnieniu wolności? To książka o wnuczkach, ale z mocno wyczuwalną obecnością duchów naszych babć.

Nie polemizuję w niej z innymi przekonaniami i książkami na temat czarownic, magii i duchowości. Pomyś­lałam jedynie, że można byłoby dodać coś do tego, co już zostało napisane. Wybiec jeszcze bardziej w przyszłość. Dołączyć inne interpretacje, poszerzyć nasz sposób rozumienia tych tematów. Przyświecała mi pewność niejasnego pochodzenia, że zrozumienie tego, kim jest czarownica, jak odżywa jej archetyp, jaka jest przyczyna współczesnego odrodzenia jego popularności, jest kluczowe dla zrozumienia, tego, co przeżywamy aktualnie. Zrozumienie, kim była i przez co przechodziła czarownica, stało się dla mnie niezbędne do zrozumienia, z czego zbudowane są tkanki ciał i umysłów współczesnych – nie tylko kobiet. Nie zrozumiemy pogardy, strachu, pożądania, jeżeli nie wywołamy ich duchów. Nie zrozumiemy patriarchatu, kapitalizmu, reżimu opresji binarności płciowej, jeśli nie zrozumiemy jego przeciwieństwa, czyli czarownic i tego, gdzie się podziały. Później chciałam też zrozumieć nie tylko to, kim są, ale też gdzie są. Gdzie dziś możemy odnaleźć ich duchowe wnuczki?

Dlaczego kobiety nadal częściej doświadczają przemocy fizycznej i psychicznej? Dlaczego przemoc, której poddawane są niekiedy na oczach innych osób, jest często podważana i w ogóle za przemoc nieuznawana? Dlaczego więzi między nimi samymi są obarczone podejrzliwością wobec siebie nawzajem, brakiem zaufania i rywalizacją?

Czarownice istnieją nadal. Co więcej, polowania na czarownice też się odbywają. Ekwiwalentami stosów mogą być media społecznościowe, w których urządza się współczesne lincze, w których dorzuca się hejterskich komentarzy jak drewna na stos. Celem ataków cyberprzemocy w zdecydowanej większości są kobiety, które jakoś zwracają na siebie uwagę, są w jakiś sposób widoczne. Zdecydowanie częściej oceniane są też ze względu na „nieodpowiedni” wygląd. A wiadomo, że u kobiet każdy wygląd może zostać uznany za nieodpowiedni.

Czarownicami zainteresowałam się też dlatego, że nie dowierzałam ilości przemocy, z jaką sama się spotykałam i nadal spotykam. Kilka lat temu założyłam profil na Instagramie, na którym opowiadałam o tym, że czuję się smutna, i udostępniałam zdjęcia, na których widać było moje ciało. W tamtym czasie pisałam głównie o sztuce i feminizmie – to, co robiłam w sztuce, nie było niczym specjalne nowym ani kontrowersyjnym, a mimo to spotkałam się z dużym hejtem. Zaznaczę, że nie pokazywałam wilgotnych warg sromowych w ogromnym zbliżeniu. Ani rozwartych pośladków. O sutkach cenzurowanych na Instagramie (męskie są oczywiście dozwolone) nie wspominając. Nie to, że uważam robienie sobie takich zdjęć za skandaliczne lub usprawiedliwiające przemoc albo że skrycie sama bym nie chciała być autorką takich zdjęć – wręcz przeciwnie. Ale wtedy na zdjęciach po prostu czasami byłam w majtkach. Niekiedy widać mi było bok ciała i biodro, dół od stroju kąpielowego albo bieliznę. Odważyłam się napisać, że czuję się źle, i czasami wrzucałam selfie, na którym płakałam, bo odpowiadało to temu, jak się ówcześnie czułam. Nie przypuszczałam, że może to rozwścieczyć tak wiele osób. Już po pierwszych reakcjach czułam się tak, jakbym została złapana na jakimś krwawym występku na sabacie i wywleczona na środek, przed społeczność, która mnie sądzi, upokarza, analizuje moje słowa, wymyślając na mój temat historie, których czarownica o najbardziej pokrętnej wyobraźni nie potrafiłaby wyczarować, domagając się ukarania mnie, wykrzykując pod moim adresem groźby i przekleństwa. Kiedy w mediach ukazał się ze mną jakiś wywiad, zdarzało się, że dziennie dostawałam kilkadziesiąt wiadomości z groźbami. Tego samego dnia pisano mi, że jestem za młoda, żeby wypowiadać się publicznie, i że jestem za stara, żeby nie mieć męża i dziecka.

W przerwie, kiedy piszę te słowa, gnana uzależnieniem od internetu, wchodzę na Facebooka – i jakby na dowód tego, że przypadki nie istnieją, a wszystko układa się w zaplanowaną przez jakąś czarownicę całość – od razu wyświetla mi się wywiad z Dorotą Masłowską przeprowadzony przez Łukasza Łacheckiego i opublikowany na „Krytyce Politycznej”, jego nagłówek złowieszczo zapowiada: Duży talent u kobiety ściąga na nią rytualną przemoc. Od razu przychodzi mi na myśl niedawna sytua­cja, te kilka konkretnych dni po tym, jak to Olga Tokarczuk w trakcie Festiwalu Góry Literatury powiedziała, że nie oczekuje, żeby wszyscy czytali jej książki, i wcale nie chce, żeby szły pod strzechy, gdyż „literatura nie jest dla idiotów”1. Dla przykładu Slavoj Žižek mówi tego typu rzeczy w mniej więcej co drugim zdaniu, mimo to nigdy nie widziałam tak zbiorowego sprzeciwu wobec jego słów czy jego osoby, o komentowaniu fryzury już nie wspominając. Jednak naród polski przemienił się wtedy w naród gniewnych krytyków literackich, narzekający na mierność literatury noblistki. Rozgniewani pogardliwym tonem pisarki, internetowi komentatorzy używali znacznie bardziej pogardliwego tonu, żeby wyrazić swoje oburzenie, urażenie i niezgodę. W wirującej burzy rozemocjonowanych postów – trudno było ich nie czytać, gdyż wówczas na ten temat dyskutowali wszyscy – znawcy literaccy łączyli w komentarzach siły z osobami, które przyznawały, że nie przeczytały żadnej książki noblistki, ale już po chwili dali się poznać jako znawcy trendów fryzjerskich zniesmaczeni dredami. Można było odnieść wrażenie, że w tych pogardliwych komentarzach chodziło o coś innego niż o walkę z pogardą, z jaką rzekomo wyraziła się Olga Tokarczuk. Oto wreszcie pojawia się okazja, żeby „utemperować babę”, drażniącą od dawna swoim talentem i osiągnięciami.

Wokół czarownic także dziś jest wiele sporów. Feministki kłócą się, czy od czarownicy możemy wciąż pobierać jakieś lekcje i czerpać mądrość, czy należałoby ją raczej traktować jak obciachową daleką krewną, ezograżynę, której wiedza zalatuje stęchlizną piwnicy. Może lepiej byłoby się do niej nie przyznawać? Dla mnie nie ma jednak nic bardziej obciachowego niż zamykanie się na perspektywy innych osób.

Perspektywy widoczne w rozmowach czasami wydają się zbieżne, ale niekiedy mogą się też różnić, czasami nawet stają ze sobą w sprzecznościach. Bardziej niż na uspójnionym obrazie zależało mi na wielości spojrzeń, różnorodności, nawet niezgodności. Bardziej niż na jednolitym dźwięku wieloosobowego chóru śpiewającego tę samą pieśń zależało mi na polifonii dźwięków, wielogłosie. Mam nadzieję, że perspektywy te dają możliwość głębszego wejrzenia w temat.

To nie jest książka historyczna. Pisząc o czarownicach, nie chciałam skupiać się na rekonstruowaniu faktów, wydarzeń. To już nie jest możliwe. Duża część dokumentów nie zachowała się, a te, które przetrwały, też budzą wątpliwość, ponieważ są to zapisy poczynione przez osoby osądzające czarownice: katów i oprawców. Chciałam napisać tę książkę nie przez pryzmat faktów, ale wczuwając się w postać czarownicy i w czarownictwo. Trochę jak medium chciałam przepuścić przez siebie ich głosy, użyczyć im swoich palców do stukania na klawiaturze, pozwolić im przemówić. Chciałam zabrać moje rozmówczynie i rozmówców w podróż daleko, w nieznane rejony.

Chociaż napisałam kiedyś książkę Miłosny performans o miłości romantycznej wyrażanej przez sztukę, sądzę dzisiaj, że książka, którą trzymacie w rękach, jest nie mniej miłosna. Napisałam ją, żeby zrozumieć moją miłość do moich przyjaciółek, mamy i babci. Wszystkie one na różne sposoby są obecne w tej książce. Oraz miłość do zwierząt i natury. Jeszcze kilka lat temu byłoby to dla mnie niewyobrażalne, ale dzisiaj ta miłość jest dla mnie ważniejsza niż romantyczna (zgadzam się z Moną Chollet, że miłość romantyczną trzeba wymyślić na nowo).

Książka ta jest poświęcona tym, które musiały szeptać w ciemnościach. Powstała po to, żeby mogły już mówić głośno i w pełnym świetle. Ale także po to, by pokazać, że ani w szeptaniu, ani w ciemnościach nie musi być nic złego. Co najwyżej to my powinniśmy wytężyć słuch, żeby usłyszeć szepty. I przyzwyczaić wzrok – do tego, co jest poza światłem – żeby dostrzec to, co wydaje się za dnia niewidzialne. Rozsiądźcie się wygodnie, oto nadlatują czarownice i mają wam coś ważnego do powiedzenia.

1„Literatura nie jest dla idiotów”. Fala krytyki po słowach Tokarczuk, wprost.pl, online: https://www.wprost.pl/literatura/10786741/literatura-nie-jest-dla-idiotow-fala-krytyki-po-slowach-tokarczuk.html [dostęp: 30.06.2023].

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Ganguski i dilerki

Rozmowa z Agnieszką Szpilą

AGNIESZKA SZPILA – pisarka, ekofeministka, kulturoznawczyni, aktywistka. W swoich książkach i tekstach zajmuje się głównie tematami związanymi z osobami dyskryminowanymi. W debiutanckich Łebkach od szpilki opowiadała o niepełnosprawnych córkach, w drugiej książce o Polakach z ujęciem w oryginalny sposób problemów antysemityzmu, rasizmu i homofobii oraz tematu LGBTQ+, w Heksach zaś o dyskryminacji kobiet i paleniu ich na stosach w procesach o czarostwo. Pisarka traktuje swoje książki jak projekty społeczno-polityczno-kulturowe. Istota wszechczująca w intensywnie intymnej relacji z bytem. W 2023 roku, nakładem wydawnictwa W.A.B., ukazała się czwarta książka autorki, Octopussy i inne opowiadania postporno, w której podejmuje zagadnienie konstruowania nowych wymiarów seksualności u schyłku antropocenu.

Zajrzyjmy do szklanej kuli i przenieśmy się w czasie. Jest początek XX wieku. Do Europy wraca duch okultyzmu, wyegzorcyzmowany wraz z polowaniami na czarownice i oświeceniowym racjonalizmem. Już od kilku dekad świat drga w rytm wirujących stolików. Jedną z polskich spirytystek jest Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, przez znajomych ochrzczona mianem czarownicy. Maria organizuje w swoim domu seanse spirytystyczne, na których inni artyści również wprowadzają się w metafizyczne transy.

To jest czas uchylania kurtyny między zaświatami. Ezoterycznego szaleństwa. Być może to szaleństwo stało się tak rozległe, że nie wymagało wysokiego wykształcenia, studiów zarezerwowanych dla elit. Nie trzeba było mieć dużych pieniędzy, żeby wypełniać duchową pustkę, ciągotę do tajemnicy i niezwykłości. Ezoteryczne odloty opętały elity i biedotę.

I dzieje się to w kontrze do postępującego modernizmu, skupienia na materializmie.

Czyli porządkujemy zewnętrze – architekturę, urbanistykę. Oczyszczamy ze wszystkiego, co zbędne, a cała sfera wariactwa realizuje się wewnątrz, w hipnozach.

Sto lat później, czyli dzisiaj, pod względem wzrostu zainteresowania nadprzyrodzonymi siłami, wiedzą tajemną i czarownicami jest podobnie.

Kupujemy sobie książki o modernizmie i oglądamy modernizm. Oczyszczamy mieszkania z nadmiaru, zbędnych przedmiotów.

A potem czytamy horoskopy albo stawiamy tarota. Tak było też w Niemczech na początku XX wieku. Na ulicach Bauhaus, a w domach wywoływanie duchów. Do tego wzrastające nastroje antysemickie. Z tego kontekstu wyłania się nam Maria Orsitsch, postać historyczna, która jest inspiracją dla scenariusza serialu, nad którym teraz pracujesz.

W pozaziemskiej działalności Maria Orsitsch kooperowała z grupą przyjaciółek. W Monachium Maria spotkała Traute, później dołączyły do nich Sigrun i Gundrum. A na końcu jeszcze Haike. Wspólnie przeprowadzały seanse spirytystyczne. Ale najgrubsze w tej historii jest to, że założyły Towarzystwo Vril. Czyli tajne ugrupowanie spirytystyczne, stworzone nie po to, żeby zrzeszać jasnowidzki pomagające ludziom kontaktować się ze zmarłymi: mężem, ciocią czy ojcem. Vril rzekomo kontaktowało się z mieszkańcami Aldebaranu, czyli najjaśniejszej gwiazdy w gwiazdozbiorze Byka. Członkinie twierdziły, że od tych gwiezdnych mieszkańców, od wyższej inteligencji czerpały plany, które następnie przekazywały nazistom. Informacje dotyczyły tego, jak naziści powinni budować kosmiczne pojazdy albo pociski batalistyczne, takie jak rakiety V1 czy V2. Tych pięć dziewczyn zrzeszonych we Vril to najważniejsze jasnowidzki pracujące dla Himmlera. W tym towarzystwie były też inne łączniczki z siłami pozaziemskimi, ale bez porównania mniej znaczące.

Jasnowidzki z Vril prócz pozaziemskich mocy łączyło też to, że były piękne. Wyglądały jak gang modelek, zmaterializowany z okładki współczesnego magazynu. Miały długie włosy sięgające za pośladki, w czasach, kiedy modne, postępowe kobiety nosiły krótkie fryzury.

Wymyśliły sobie, że będą wbrew trendom. Jeżeli już kobiety nosiły wtedy długie włosy, to układały je blisko głowy, na przykład w koki upinane nad karkiem. Jasno­widzki z Vril nosiły długie, zwisające kuce. Uczesanie, które kultura porno wykorzystuje do przemocy, do ciągnięcia kobiet za włosy. Podczas gdy dla nich funkcja tych włosów to był kontakt z inną rzeczywistością i własną mocą, przechowywanie wspomnień. W porno kucyk zwisa, żeby kobietę zdominować, przejąć atrybut mocy kobiety. Ciągnięcie za włosy jest jak wyszarpywanie mocy. Dojeżdżanie jak konia. Wiele się tego naoglądałam w życiu. Łapię za twoje włosy i twoja moc jest pod moją kontrolą. Włosy łonowe są podobnie ważne. Lubię patrzeć na atawistyczne cipki, dziki zarost łonowy. Nie chcę mieć modernizmu z cipki, tylko las. Cipkowa gęstwina to jest takie miejsce, do którego jak raz wejdziesz, to możesz się już nigdy nie wydostać.

Włosy jasnowidzek z Vril były kablami z wtyczką podłączoną do kosmosu.

Maria i jej przyjaciółki rozpuszczały swoje długie i gęs­te kucyki. Pod wpływem galaktycznej energii, którą jasnowidzki wyłapywały, włosy sterczały im w szpice. Jak twierdziły, stawały im dęba, jak włosowe anteny, wyłapujące z kosmosu informacje dla nazistów. W his­torii tej widać strategiczne umiejętności Marii, jej sposób budowania relacji i kolektywu, który zapewnił jej skuteczność. Orsitsch wiedziała, że nie może być sama, że potrzebuje swojej grupy. I chciała nie innych, tylko inne. Postawiła na kobiety.

Wprowadzały się w transy, pod wpływem których rozrysowywały plany. Zapisywały je nieistniejącym pismem, które później jakoś dekodowały. To by­ło pismo zbliżone do sumeryjskiego. Jakby tego było ma­ło, rozrysowywały też sposób, w jaki Niemcy mieli budować kosmiczne pojazdy. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że dostawały za to kosmiczne pieniądze. Według wyliczeń Niemcy zapłacili za ich usługi sześćdziesiąt milionów marek. Wylewanie betonem dziesiątek kilometrów na atomowy schron dla Hitlera w Riese podobno nie kosztowało tyle co opłacenie tych dziewczyn. Myślę, że jasnowidzki z Vril do pewnego momentu miały wpływ na decyzje Niemców w trakcie wojny i jej przebieg.

„Vril” oznaczało moc, której zasięg docierał do życia w kosmosie i świata zmarłych.

Według Towarzystwa nazwa „Vril” opisuje energię generowaną przez krainę podziemną, w której żyje rasa nadludzi. Przecież właśnie to starali nam się wmówić Niemcy. Oni są rasą nadludzi, potomkami Atlantydy, a naród żydowski zepsutą krwią. Naziści zlecali podobno ekspedycje do Tybetu, żeby szukać między górskimi skałami wejść pod ziemię, do krainy nadludzi.

Być może rozkwit okultyzmu w początkach XX wieku przyczynił się do tego, że te farmazony o rasie nadludzi zostały tak łatwo przyswojone. Brzmią przecież trochę jak bajki.

A te jasnowidzki utwierdzały Niemców w przekonaniu o tym, że na świecie jest kilka portali do podziemnego świata, gdzie żyje aryjska rasa nadludzi. I po 1945 roku Niemcy nie powinni opuszczać terenów przegranych, tylko zejść pod ziemię kilkoma portalami, dołączyć do mieszkańców, przeczekać, żeby kiedyś znowu wyjść i rządzić światem. Podobno niemiecka partyzantka Werwolf w 1945 roku na Dolnym Śląsku nie wierzyła, że przegrywa, że wszystko się kończy, i planowała takie przeczekanie.

Ciekawe, że ezoteryka szła tu pod rękę z tłustym hajsem.

Fascynujący jest materialny wymiar tej sytuacji, jak dobrze się tym jasnowidzkom wiodło. To był genialny sposób na zarobek. W czasach, kiedy kobiety w ogóle nie zarabiały albo zarabiały mały procent tego co mężczyźni, jasnowidzki z Vril bogaciły się na tym, co kilka wieków wcześniej zaprowadziłoby je na stos.

Muszę to wreszcie wyznać. Miałam taki moment w życiu, że zajmowałam się kryształami. W moim dawnym mieszkaniu na Powiślu był nawet organizowany kryształowy warsztat. Przyjechali na niego ludzie z ciężkimi plecakami, w każdym po minimum trzydzieści kilogramów kryształów. Prowadząca warsztat rozdała nam banknoty o dużym nominale. Kazała w jednej ręce trzymać na przykład kryształ górski, a w drugiej dwieście złotych. I patrzeć na zmianę na hologram na banknocie i na kryształ. A później zamknąć oczy i poczuć, że to jest ta sama energia. Brzmi głupio, ale mam poczucie, że ludzie, którzy robią duże pieniądze, biorą ten hologram na poważnie i że to jest jakiś portal, a nie tylko świecący paseczek. Forma energii. A dziewczyny z Towarzystwa Vril świetnie to rozkminiły.

Wiemy, że Maria była Niemko-Chorwatką. Ale nie znamy jej losów powojennych. Zniknęła bez śladu, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Może czeka gdzieś pod ziemią, aż Niemcy dojdą do władzy?

Niestety, pomimo naszej lekkości opowiadania o Marii obawiam się, że musiała być postacią mroczną. Pracowała dla Himmlera, była z nim bezpośrednio związana planami i pewnie przekonaniami. Mogło być też tak, że Vril tworzyły cwaniary, które nie podzielały nazistowskich poglądów, ale świetnie na tym zarabiały. Możemy puścić wodze fantazji: rozrysowywanie tych wszystkich pojazdów mogły traktować jako absolutną ściemę i tryskającą fontannę banknotów. Gdyby wykręciły taki numer, to byłoby jeszcze lepiej. Po prostu gang. Niestety pozostało bardzo mało źródeł, z których mogłybyśmy się dowiedzieć, jakie były ich intencje. Czy w to wszystko wierzyły, czy włosy rzeczywiście stawały im dęba. Na pewno miały bardzo wiele wiedźmowych przymiotów. Piękne, niedostępne, owiane tajemnicą i do tego wszystkiego z kasą.

Synonimy władzy i kompetencji. Ale też tajemnej wiedzy, bo przecież wiedźma to ta, która wie. Chociaż procesy o czary dotykały głównie zubożałych kobiet z najniższych klas, pokazuje to też paradoks sytuacji kobiet. We wzorzec wiedźmy wpisywały się cechy czy atrybuty wzajemnie się wykluczające. Biedna, bogata, cicha, rozgadana, młoda, stara. W „czarownicę” można było włożyć właściwie wszystko.

W ten klucz wpisuje się jeszcze jedna historyczna postać, którą miałam w głowie, kiedy pisałam Heksy. Nazywała się Dorothea Flock. Noszę w sobie historię Dorothei i nie mogę się od niej uwolnić. Być może ze względu na jej młody wiek. Zabito ją, kiedy miała zaledwie dwadzieścia dwa lata. Urodziła się w 1608 roku, a w 1630 spłonęła na stosie. Była żoną bogatego, prominentnego radnego Bambergu. Bardzo szanowane małżeństwo. Tym bardziej przerażająca i dziwna jest ta historia, że zasoby, które posiadali, mogły pomóc w uratowaniu jej życia.

Świat związków

Rozmowa z Michałem Pospiszylem

Dostępne w wersji pełnej

Tańcząca na niebie

Rozmowa z Manuelą Gretkowską 

Dostępne w wersji pełnej

Korytarz do podświadomości

Rozmowa z Marią Moonset Matuszewską

Dostępne w wersji pełnej

Histeryczki i borderki

Rozmowa z Mirą Marcinów

Dostępne w wersji pełnej

Seksualne praktyki uzdrawiające

Rozmowa z Aleksandrą Kluczyk 

Dostępne w wersji pełnej

Cioty

Rozmowa z Mikołajem Sobczakiem

Dostępne w wersji pełnej

Poezja i czary

Rozmowa z Marią Bigoszewską

Dostępne w wersji pełnej

Wiedźmowanie i psychoterapia

Rozmowa z Martą Niedźwiecką

Dostępne w wersji pełnej

Zakończenie Ezograżyny i cyberwiedźmy

Dostępne w wersji pełnej

Podziękowania

Dostępne w wersji pełnej

Spis ilustracji

Dostępne w wersji pełnej