Szczęście Klaudysi - Stanisław Perlik - ebook

Szczęście Klaudysi ebook

Stanisław Perlik

0,0

Opis

O demokracji powiedziano kiedyś, że to co prawda najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego. Z jej niewątpliwych zalet postanowiła skorzystać zatem tytułowa Klaudysia. Bo czyż możliwość współdecydowania o losach własnego kraju nie jest wspaniałym przywilejem? Brała zatem gorliwie udział w każdych wyborach.
Niestety spotkały ją wyłącznie rozczarowania. Chciała być wzorową obywatelką, a została pospolitym „mięsem wyborczym”. Aż w końcu przestała wierzyć, że demokracja może komukolwiek przynieść szczęście. I zapewne pogrążyłoby się biedactwo już na zawsze w głębokiej depresji, gdyby nie kochający małżonek. Za jego radą nasza bohaterka spróbowała znaleźć się po drugiej stronie – nie elektoratu, a wybrańców narodu. I to był dopiero strzał w dziesiątkę!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 74

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Stanisław Perlik
Szczęście Klaudysi
© Copyright by Stanisław Perlik 2022Grafiki na okładce: IStock, Pixabay
ISBN 978-83-7564-683-2
Wydawnictwo My Bookwww.mybook.pl
Publikacja chroniona prawem autorskim.Zabrania się jej kopiowania, publicznego udostępniania w Internecie oraz odsprzedaży bez zgody Wydawcy.

Żartobliwa opowieść o tym, co i jak zniechęcony i rozgoryczony wyborca powinien uczynić, aby osiągnąć szczęście. W demokracji, gdyż o niej jest mowa w tej opowieści, która jest (tak uważają filozofowie) najwspanialszym ustrojem funkcjonowania państwa, zakładającym współudział obywateli w sprawowaniu władzy i teoretycznie powinna uczynić wszystkich – i wyborców, i wybrańców – ludźmi szczęśliwymi.

Ale rzeczywistość bywa odmienna. Niestety, wyborcom zdarzają się rozczarowania wynikające z nietrafionych decyzji wyborczych. I zniechęcenie do demokracji. Na szczęście można sobie z nim poradzić. W sposób jak najbardziej demokratyczny. Demokracja, w przeciwieństwie do innych ustrojów państw, na przykład totalitarnych, daje taką możliwość.

Pod warunkiem, że wcześniej zrozumiałe staną się zasady rządzące demokracją. I polityką.

A to może zaowocować niesamowitym szczęściem. Co też stało się udziałem pewnej Klaudysi.

Na świecie istnieją oficjalnie 194 państwa. W encyklopediach można znaleźć nazwy tych państw, przynależność do poszczególnych kontynentów, i co najważniejsze, klasyfikację biorącą wyłącznie pod uwagę typy ich ustrojów.

Jednym z nich jest demokracja. W literaturze możne spotkać dodatkowe określenia, na przykład: bezpośrednia, parlamentarna, pełna i wadliwa.

Nazwa „demokracja” wywodzi się ze starożytnej Grecji, jej źródłem są dwa słowa: demos, czyli lud, i kratos, czyli władza. Ogólnie mówiąc, władza pochodzi z ludu.

Zasady funkcjonowania demokracji są proste. Lud przychodzi do lokali wyborczych, otrzymuje kartkę z nazwiskami kandydatów do władzy, krzyżykiem zaznacza osoby najbardziej zasługujące na zaufanie, wrzuca kartki do urn wyborczych i na tym jego rola się kończy.

W godzinach nocnych państwowa komisja zlicza wszystkie głosy i następnego dnia ogłasza oficjalny komunikat z nazwiskami szczęśliwców wybranych do organów władzy. Natomiast tuż po zamknięciu lokali wyborczych wszystkie telewizje ogłaszają wstępne wyniki uzyskane z ankiet przeprowadzanych wśród głosujących. Zazwyczaj nie odbiegają od wyników oficjalnych. Ktoś cieszy się z faktu wejścia po raz pierwszy do elity władzy, ktoś jeszcze bardziej, bo przedłużył swój pobyt w parlamencie o następną kadencję, a ktoś jest wściekły, gdyż nie zdobył zaufania elektoratu i wyląduje na politycznym bezrobociu. Ale to nie tragedia. Jeżeli wyciągnie wnioski z porażki i zastanowi się, dlaczego tak się stało, czas do następnych wyborów może wykorzystać na opracowanie skutecznego programu, przekonać do siebie wyborców i w efekcie zdobyć upragnione miejsce w parlamencie.

Telewizje, gazety, portale internetowe następnego dnia zastanawiają się, kto z kim zawiąże koalicję, gdy wybory nie wyłonią większości parlamentarnej, a kto będzie premierem.

A gdzie w tym wszystkim jest wyborca, który pofatygował się, by spełnić swój obywatelski obowiązek? W śnieg, w zawieje i zamiecie, w upał, w rzęsisty deszcz, nierzadko kilka kilometrów? Owszem, czasem prezes wygrywającej partii zdawkowo podziękuje za głosy, i to wszystko.

Trawestując znane powiedzenie, można powiedzieć: „Wyborca zrobił swoje, wyborca może odejść”. I niech teraz włączy telewizor, otworzy butelkę piwa i puszkę z sardynkami w sosie pomidorowym i obejrzy mecz piłkarski. I niech jak najszybciej zapomni o obietnicach wyborczych. A przecież on też chciałby korzystać z uroków demokracji i osiągnąć szczęście, o które jest najłatwiej podobno w tym właśnie ustroju. I byłby wielce kontent, gdyby wybrańcy o nim pamiętali i czynili wszystko, co w ich mocy, aby poczuł się człowiekiem w pełni zadowolonym z życia.

I koniecznie powinien być podmiotem, a nie tylko przedmiotem demokracji, sprowadzonym do roli „wrzucacza” kartki wyborczej do urny. Owszem, w bardzo późnych godzinach nocnych na ekranach telewizorów pojawiają się słupki pokazujące, jaki procent bezzębnych wyborców głosował na partię „A”, jaki procent z miasta na partię „B”, jaki procent z wykształceniem podstawowym na partię ”C”, a jaki procent rozwiedzionych na partię „D”. Rozważania tylko dla socjologów, nikt tych cyferek nie bierze na poważnie. Szkoda czasu.

Niniejsza opowieść jest o pewnej dziewczynie imieniem Klaudyna (dla rodziny i znajomych Klaudysia) która musiała przejść wiele gorzkich rozczarowań wynikających z niewłaściwych decyzji wyborczych, aby w efekcie zrozumieć, na czym tak naprawdę polega demokracja. Demokracja, i to jest niepodważalne, może dać szczęście. Ale trzeba wiedzieć, jak z niej korzystać.

Historia tej skromnej dziewczyny dzieje się w pewnym mieście, które dało króla Kontynentu oraz biskupa prezydenta elekta, i rozpoczyna się dokładnie w sześć tysięcy pięćset siedemdziesiątym trzecim dniu jej życia. Skąd taka dokładna liczba? Rachunek jest prosty. Na tę liczbę składa się siedemnaście lat (w tym czterokrotnie dzień 29 lutego) i 364 dni.

Otóż w ową sobotę (a w tamtych czasach był to normalny dzień pracy) Klaudysia zgłosiła się w biurze rejestracji ludności po odbiór dowodu osobistego. Dlaczego akurat wtedy, mimo że w tym dniu była jeszcze osobą niepełnoletnią? O tym nieco później.

Kilka słów o dowodzie osobistym. Dowód osobisty jest przepustką do pełnoletności. Teraz skromna plastikowa karta, wtedy jeszcze zielona książeczka, na okładce oficjalna nazwa państwa, godło i tytuł: „DOWÓD OSOBISTY”. W środku nazwisko, imiona, zdjęcie z obowiązkowo widocznym lewym uchem, wzrost, oczy, znaki szczególne, PESEL, podpis, imiona rodziców, data urodzenia, miejsce urodzenia, województwo, stan cywilny, organ wydający dowód osobisty, rubryki dla dzieci, zameldowanie, adnotacje o zatrudnieniu i miejsce na różne adnotacje urzędowe. Na drugiej stronie okładki bardzo ważna informacja potwierdzająca posiadane obywatelstwo i tożsamość osoby.

Dlaczego Klaudysi tak bardzo zależało na wcześniejszym otrzymaniu dowodu osobistego?

Przyczyny są dwojakiego rodzaju.

Po pierwsze, następnego dnia, a była to niedziela, Klaudysia obchodziła osiemnaste urodziny. Wprawdzie jeszcze jest nastolatką, i nadal będzie nią przez dwa lata, ale osiemnaste urodziny są szczególne. Osiemnaste urodziny są przepustką do pełnoletności.

Z czym to się wiąże? Klaudysia stała się osobą pełnoprawnie dorosłą, z urzędowym dokumentem potwierdzającym jej tożsamość. To o wiele więcej aniżeli legitymacja szkolna. Klaudysi bardzo zależało na pokazaniu dowodu osobistego gościom zaproszonym na urodzinowe przyjęcie. Oczywiście, nie trzeba tego uzasadniać, jest to powód do dumy. Pełnoletnia, to brzmi dumnie.

A z tym faktem wiąże się wiele przywilejów. Klaudysia może wyprowadzić się z domu rodzinnego, podjąć stałą pracę, zaciągnąć kredyt i kupić mieszkanie, wstąpić do Partii Jedynie Słusznej Ideologii, uzyskać paszport i bez przeszkód podróżować, nie tylko po Kontynencie, ale i po całym Świecie, zdobyć prawo jazdy i kupić samochód. Jeżeli spotka miłość swego życia, oblubieniec się oświadczy, a Klaudysia powie „tak”, wtedy wydział stanu cywilnego udzieli ślubu. Aczkolwiek należy życzyć Klaudysi, aby z założeniem rodziny poczekała do czasu ukończenia szkoły średniej, a potem wyższych studiów. I pełnymi garściami czerpała z uroków młodości.

W przypadku osiemnastoletnich mężczyzn w tamtych czasach dochodził obowiązek obrony Ojczyzny. Dwuletni lub trzyletni, w zależności od rodzaju wojsk. Tuż po osiemnastych urodzinach miasto wzywało do rejestracji przedpoborowych, a po ukończeniu dziewiętnastego roku życia komisja poborowa wręczała kartę powołania. I w kamasze. Do woja marsz, do woja, a ty nie płacz, miła moja…

Należy także wspomnieć o jednej rzeczy, która może – oby tak się nie stało – przydarzyć się na progu pełnoletności. Gdyby Klaudysia weszła w konflikt z prawem i popełniła przestępstwo, milicja zakuje ją w kajdanki i zaprowadzi do prokuratora. A ten znajdzie odpowiedni paragraf i skieruje sprawę do sądu. Sąd, posiłkując się kodeksem karnym, wyda odpowiedni wyrok. Sprawiedliwy. Na nic zda się tłumaczenie kochających rodziców, że ich „Klaudysia, to takie kochane dziecko, ona tak nieświadomie, niech wysoki sąd się zlituje”. Owszem, dziecko dla rodziców zawsze jest dzieckiem, ale kodeks karny jest bezwzględny. Jest pełnoletnia i w pełni odpowiada za swoje czyny.

Dodać trzeba jeszcze, a to jest wymóg dobrego wychowania, do osoby pełnoletniej należy zwracać się w formie: „pani” lub „pan”. I to w trzeciej osobie liczby pojedynczej.

Wypada także wspomnieć – tylko z obowiązku, to nie jest zachęta – z dniem uzyskania pełnoletności znikają wszelkie ograniczenia nazywane owocem zakazanym dla niepełnoletnich. Mężczyzna z dowodem osobistym może pójść w nocnej porze na dancing ze striptizem, zapalić papierosa i zamówić setkę wódki ze śledzikiem. Kelner nie ma prawa odmówić. I ma prawo zaprosić pewną pełnoletnią panią do stolika (nie wiadomo dlaczego nazywaną kobietą lekkich obyczajów, chociaż ich żywot do lekkich nie należy) i zaproponować jej bardziej osobisty kontakt. W hotelu. Albo u siebie. A jaki? Popatrzyć sobie w oczy, na przykład… I wręczyć tej pani prezent w formie, powiedzmy, gotówki za… „To” już nie jest karalne. Oboje są pełnoletni, wiedzą, co robią, Ewentualnie, można „coś” złapać. „A trzeba było się zabezpieczyć”, jak powiedział kiedyś pewien były premier…

Ale wróćmy do naszej Klaudysi. Drugi powód przyspieszonego otrzymania dowodu osobistego był dla niej wyjątkowo ważny. A właściwie najważniejszy. W tę niedzielę, czysty przypadek, zgodnie z zarządzeniem prezydenta państwa odbywały się wybory do Parlamentu.

Klaudysia w tym dniu uzyskała czynne prawo wyborcze. Czyli może głosować na dowolnie wybranego kandydata do Parlamentu. Aby tego dokonać, należy zgłosić się do wyznaczonego lokalu wyborczego, potwierdzić swoją tożsamość, okazując dowód osobisty, pobrać kartę do głosowania, wybrać jedną osobę z tej listy, postawić krzyżyk przy nazwisku i wypełnioną kartę wrzucić do urny.

Klaudysia kilka dni przed wyborami chodziła bardzo zdenerwowana. Problem każdej kobiety: w co się ubrać. Przymierzyła wiele sukienek ze swojej bogatej kolekcji. W końcu doszła do wniosku, że pierwsze głosowanie w jej życiu wymaga odpowiedniego ubioru, i wybrała granatową spódnicę za kolana, marynarkę – też granatową, i bluzkę w kolorze kremowym. Trzeba przyznać, wyglądała przepięknie. I dostojnie.

Dokładnie pięć minut przed otwarciem Klaudysia stawiła się przed wyznaczonym budynkiem, udekorowanym flagami państwowymi i flagami Partii Jedynie Słusznej Ideologii w kolorze czerwonym. Mocno podenerwowana, chwila była wyjątkowa.

Punktualnie o godzinie szóstej przewodniczący komisji wyborczej otworzył drzwi i zaprosił oczekującą do środka. Ponieważ była pierwszą osobą dokonującą głosowania, z rąk przewodniczącego otrzymała ogromny bukiet kwiatów. A gdy komisja zauważyła, biorąc do ręki dowód osobisty Klaudysi, iż w tym dniu obchodzi osiemnaste urodziny, wręczono jej następny bukiet. Jeszcze bardziej okazały.

Gdy zakończyła głosowanie, podziękowała komisji i opuściła lokal wyborczy.

A za drzwiami niespodzianka. Tuż przy wyjściu stali reporterzy z telewizji i operatorzy kamer. Dziennikarz przystąpił do relacji. Trzeba dodać, transmitowanej na cały kraj.

– Dzień dobry państwu. Jesteśmy w pewnym mieście przy lokalu wyborczym i chcielibyśmy państwu przedstawić pierwszą wyborczynię, która spełniła swój obywatelski obowiązek. Może pani przedstawi się telewidzom?

– Dzień dobry państwu. Mam na imię Klaudyna.

– A skąd u pani, pani Klaudyno, aż dwa bukiety? – zapytał zaciekawiony dziennikarz. – Może nam pani wyjaśnić?

– Z miłą chęcią – odparła. – Pierwszy