Szamanki w wielkim mieście - Anna Punda-Parvati - ebook + audiobook + książka

Szamanki w wielkim mieście ebook i audiobook

Anna Punda-Parvati

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Fascynująca podróż duchowa trzech kobiet poszukujących w sobie siły, poczucia własnej wartości i sposobu radzenia sobie z życiowymi przeciwnościami. Azteckie i hinduskie bóstwa, pradawne rytmy, rytualny taniec i przede wszystkim głęboka, starożytna mądrość ożywają w XXI wieku, tworząc wraz z wartościami współczesnego indywidualizmu niepowtarzalną mozaikę.

Szamanki w wielkim mieście” to współczesna powieść filozoficzna dla kobiet niepewnych i poszukujących – jak zdecydowany, czysty rytm bębna ożywia drzemiącą w każdej z nas siłę i energię. Również dla mężczyzn, którzy nie boją się (lub chcą przestać się bać) silnych kobiet.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 109

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 6 min

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

 

 

WSTĘP

 

 

 

„Szamanki w wielkim mieście” to książka opowiadająca historię trzech kobiet, których życia złączyły się w Berlinie. Wenezuela, Meksyk i Kuba. Każda urodziła się w innym kraju, w innym kontekście.

Książka jest przede wszystkim refleksją o zaskakujących zbiegach okoliczności, o wytrwałości w działaniu, o niezależnym projektowaniu życia i rozwoju osobistym. Bohaterki próbują wyrwać się spod narzuconych zasad i mitów o miłości, o związkach, porzucają zbędne tęsknoty, aby urządzić własne życie na własnych warunkach. Jako migrantki muszą nie tylko odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ale również stworzyć własny świat.

Czytanie książki można rozpocząć od dowolnego rozdziału, w zależności od osobistych preferencji – od Wenezueli, Meksyku albo Kuby. Można też zacząć od Berlina. Czytelnik ustala własną sekwencję i strategię czytania. Skakanie po rozdziałach i rezygnacja z czytania od początku do końca stanowi igraszkę z czasem linearnym, poza tym utrzymuje w ruchu, co jak się przekonacie, jest jedną z zasad Laboratorium.

ISIS, WENEZUELA

OSOBISTE WITRAŻE

Nigdy nie poznałam mojego dziadka. Pamiętam tylko, że na wyblakłych zdjęciach można było dostrzec na jego mundurze inicjały SS. Wolałam nie wnikać w jego osobistą historię przez dotarciem do Kolumbii. Uciekł przed wybuchem wojny w Europie. Desperacja ucieczki. Nowy kontynent, nowe życie. Mundur stał się wkrótce wspomnieniem z fotografii.

Góry w Ibague były niemymi świadkami zapomnianej tradycji. Prekolumbijskie znaczenie krzyża zostało przyćmione męczeńskim ciałem Chrystusa. Hildegar wstydziła się swojego pochodzenia. Rysów twarzy nie mogła ukryć. Błędnie myślała, że zatuszuje je, chodząc intensywnie do kościoła i modląc się do nieswojego boga.

Mnie zawsze fascynowały ostro wykrojone kości policzkowe. Urok odebrał im jednak Bolivar[1]. Ach, Simon, narozrabiałeś! Subiektywne oko historii wyróżniło go za rzekome zjednoczenie Ameryki Południowej, za ukształtowanie Wenezueli. Tak naprawdę była to bezczelna akcja copy-paste Europy, jej ustroju, mody. Część Abya Yali[2] stała się małą Wenecją. Wenezuela, mujerzuela[3]… ponownie wykorzystana, poniżona. Czasy przed konkwistą spłonęły na stosie.

Wilhelm miał pracować przy ropie naftowej. Hildegar podążyła za nim do Marcaraibo. Opuściła kolumbijskie góry, aby ruszyć ku nieznanej Wenezueli. Wiązała ich umowa. Może też miłość. Po śmierci Wilhelma musiała się przenieść do stolicy, do Caracas. Przestała być żoną, stała się damą od prasowania koszul. W ten sposób jakby nadal spełniała swój małżeński obowiązek. Wspominała koszule Wilhelma. Nauczyła się też jeździć ciężarówką i zasuwała po ulicach Caracas. Lubiła to. Swoje jedyne chwile wolności.

Que barbara![4] – reakcja, jaką prowokowała jedna z córek Hildegar. Była to mała Barbara. Nigdy nie trzymała w ręku różańca, nigdy nie adorowała męczeńskiej śmierci. Barbarzyńca. Swobodnie przekraczała granice, aby osiągnąć swój cel. W oczach Hildegar łamała zasady. Jej dwie starsze siostry nie odważyły się na podobne zachowanie. Wewnętrzna frustracja sprawiła, że szybko się zestarzały. Kiedy okrutnie się skarżyły, że są nieszczęśliwe, że czują się samotne, szukając pocieszenia, Barbara zawsze miała tę samą odpowiedź: Kochane, nie ma nic lepszego na wasze bolączki niż znalezienie sobie własnej pasji! Najlepsze lekarstwo na depresję!

Depresja – obszar położony poniżej poziomu morza. Obszar sięgający lęków. Grunt zapada się pod nogami. Opadamy ciężko, nie kontrolując ciężaru ciała. Bolesne rozszczepienie, brak koncentracji, rozbiegane, wrogie myśli. Barbara nie użalała się nad siostrami, mówiła: Dziewczyny, po prostu znajdzie sobie ciekawe zajęcie! I nie traciła zbyt wiele czasu na wysłuchiwanie jęków sióstr, wolała pstrykać zdjęcia. Chicas, lecę, już jestem spóźniona na kurs fotografii! Besos.

Niektórzy nigdy nie wygrzebują się z roli ofiary. Męczeńsko niosą swój krzyż, grzesznicy pierworodni. Ci, co go zrzucają, to gracze. Uwalniają się też od garbu. Poza tym przygarbienie ciała źle wpływa na koncentrację i radosną świadomość bycia tu i teraz. Dla równowagi psychofizycznej zaleca się zatem zrzucenie krzyża i pójście inną drogą, nie krzyżową.

Barbara była graczem. Fascynowała ją przestrzeń, jej aranżacja. Kolorowe lampy i witraże. Zestawienie kawałków szkła. Patchwork. Szklana kwintesencja fizyki kwantowej – wszystko jest ze sobą połączone, tworzy całość. Ciekawie się spogląda przez taką szybę. Zastanawiam się, czy zestawiona z różnych fragmentów szyba jest bardziej odporna na uderzenie? Wszystkie kawałki są ze sobą spojone, co sprawia solidne wrażenie. Kawałki – rezultat rozpadu, uderzenia, skruszenia – odnajdują swoje nowe miejsce w witrażu.

MATKA INTUICJA I KOLIBER

Nie bez przyczyny nazwano mnie Isis. Bogini narodzin. Zawsze chciałam być matką Gają. Tlalli Tonantzin. Pachamama. Matka ziemia. Narodziny mojej córki były dla mnie momentem transcendentnym. Poczułam oświecenie jogina. Moje ciało przekroczyło swoje codzienne granice. Urodziłam w górach. Chciałam uniknąć sali porodowej, anestezji w dolną cześć kręgosłupa. Miałam poród intuicyjny w pozycji siedzącej. Po chwili trzymałam w rękach Amayę. A-maya – Pozbawiona Iluzji. Stała się moją nieodłączną małą towarzyszką.

Law of reversed effort… czyli im mniej się starasz, tym lepiej wychodzi albo po prostu spotyka cię miłe zaskoczenie. Zadzwoniła do mnie Barbara: Cariño, mam bilety na koncert, my nie możemy iść, może ty masz ochotę? No chodź!

Spontaniczny wypad. Nawet nie pomalowałam paznokci. Pojechałam w klapkach. Improwizowana przeprawa do Caracas. Trova Cubana. Chciałam być niezauważalna. Mój jednorożec na plecach naraził mnie jednak na rozmowę. Zdrajca! Wpadłam w jego sidła. Jak mucha w misternie utkaną pajęczynę – Xavier. Zamieszkaliśmy na wyspie Margarita, Stokrotka. Tu szybko zaczęłam prowadzić badania nad zdradą i bezwarunkową miłością. Ach, zapomniałabym o poligamii. Stokrotka. Myślę, że nie docenia się właściwości leczniczych stokrotki. Leczy rany, wzmaga apetyt i metabolizm, poprawia trawienie, łagodzi kaszel, oczyszcza skórę. Z niejasnych przyczyn zaczęłam cierpieć w powodu bólu brzucha.

Strach, dziwne przeczucie.

Wyspa sprzyjała samotnym wędrówkom i instynktownym zachowaniom. Beztroskie uwielbienie nieznanych oczu. Wyrwane z kontekstu spotkanie nieznajomych. Ulotne spojrzenie obcego człowieka nie klasyfikuje, nie ogranicza do socjalnie skonstruowanego obrazu siebie. Muzyk, poeta, pogrywa po klubach i kafejkach, więc zapewne cienko przędzie… A jak utrzymujesz rodzinę? Xavier długo przeglądał się w moich oczach. Nikt nikogo nie oceniał.

Pamiętam, jak kilka lat później, na jednym z koncertów, wspomniał mnie jako miłość swojego życia… Zastanawiam się, czym jest taka miłość.

Xavier – pytam więc – dlaczego postanowiłeś opuścić miłość swojego życia?

Dios mio, w pewnym momencie zaczęłam nienawidzić imienia Maria. Obłożyłam ciało stokrotkami. Niech się goi ból. Xavier powtarzał, że nikogo nie opuścił, i że każda kobieta zasługuje na miłość i uwagę. Doceniałam jego szczerość. Mimo wszystko czułam się opuszczona. Postanowiłam otworzyć się na nową, obszerniejszą koncepcję miłości. Zaakceptować wybór Xaviera. Nie mogę mieć go na własność. Następnego dnia Amaya przybiegła do mnie, radośnie ukrywając coś w rączkach.

– Mami, mami, zobacz, kto do mnie przyleciał!

– Pokaż mi, pequeña, co tam masz!

Z dziecięcych dłoni wyleciał mały koliber! Prekolumbijski zwiastun szczęścia. W tym momencie przypomniały mi się witraże Barbary. Fragmenty łączą się w całość. Wypuściłam go z rąk, jak Amaya wypuściła kolibra. Radośnie.

OŁÓWEK W DRZEWIE

Czasem zastanawiałam się, czy sama się nie oszukuję. Mimo wszystko zawsze, kiedy pukał, otwierałam drzwi. Potem zatrzaskiwałam je ze złością. Na co liczyłam?

Maria była prostą kobietą. Nigdy nie studiowała. Nie kwestionuję jednak jej intuicyjnej inteligencji. Potrafiła za to świetnie gotować. Przez żołądek do serca. Małe ambicje, łatwo było jej zaimponować. Dios, czy ja właśnie oceniam? Ja, zacięta przeciwniczka oceniania innych… oceniam właśnie inną kobietę, coś we mnie zaczyna nią gardzić. Mam ochotę wykrzyczeć „perra maldita!”[5]. Głęboki oddech, potem drugi i trzeci. Dlaczego mam czuć się zdradzona? Dlaczego powszechnie ustaliło się, że zdradzona kobieta ma nienawidzić tej drugiej? Może zdrada to inny rodzaj zachwytu, impuls do zmiany? Jednak akceptuję fakt, że nie muszę się ze wszystkim godzić. Chcę być ponad to. Jestem Isis. Unoszę się wysoko. Czuję się boginią. W zasadzie chcę się nią czuć. Piano, piano. Krok pierwszy.

Po wyspie krążyły pogłoski, osądy. Płytkie obserwacje. Brak łez, histerycznych scen – pospolity wniosek, że go nie kochałam, bo nie chodzę po wyspie z opuchniętymi od płaczu oczami. Tak, wolałam wygrzewać się w słońcu, niż leżeć w mrocznym pokoju.

Amaya urodziła się niebieskooką blondynką. Na wyspie działała grupa gawędziarzy, którzy z uporem godnym lepszej sprawy rozgłaszali wieści, że to dlatego, iż byłam niewierna i mam za swoje. Cóż, widocznie niemieckie geny przodków przeważyły nad afrokubańskimi. Przypomniałam sobie historię dziewczynki, córki dwóch Anglików mieszkających z Afryce Południowej w czasach apartheidu. Urodziła się mulatką. Kompleksowe prawa genów.

Szok i nagły skok adrenaliny obudziły mnie w sensie dosłownym i transcendentalnym. Silne doznanie stało się impulsem, nowym napędem. Jednak przez pierwsze dni mimo wszystko chodziłam z ołówkiem w ustach, aby sztucznie pobudzać mięsień uśmiechu, musculus risorius. Ten ołówek stał się moim ratunkiem. Jeżeli trzymanie ołówka w zębach daje mi wrażenie, jakbym naprawdę się uśmiechała, to… Właśnie, istnieje zapewne wiele innych sztuczek oszukujących umysł. Ja szukałam czegoś, co pozwoli mi odzyskać spokój, co uwolni mnie od tęsknoty.

Często we śnie słyszałam ostatnie słowa Xaviera: Isis, kocham cię, ale Maria mnie potrzebuje. Budziłam się wtedy ze ściśniętym gardłem. Za każdym razem potrzebowałam dobrych paru minut, aby wrócić do siebie. Nie wiem, gdzie byłam. Właśnie, „byłam”. Nie lubię czasu przeszłego.

„Ona mnie potrzebuje…”. Czy ominęła ją emancypacja?

Widziałam ołówek w drzewie. Uśmiechałam się, czując korę pod palcami. Czułam oparcie i wsparcie drzewa. Kora delikatnie masowała mi plecy. Czułam, jak stabilizuje się rozregulowana energia. Podoba mi się zakorzenienie drzew, ich siła, aby piąć się w górę. Axis mundi. Drzewo w kodeksach Majów łączyło ziemię i niebo. Symbolizowało harmonię ugruntowania i lekkości bytu.

DZIĘKI SOBIE!

Wspomnienie babci Hildegar, co prasowała koszule, jakoś mało mnie inspirowało. Dzięki Bogu! Na twarzy Isis pojawiał się wielki znak zapytania. Dzięki Bogu. Tak zawsze powtarzała Hildegar. Mimo że Isis słabo ją pamiętała, zakodowała jednak jej słowa. Hildegar powtarzała zawsze „Dzięki Bogu”, gdy coś jej się udało zrobić, jakby ten fakt powodzenia nie zależał od niej. Fatalistka. Uważam, że powinna wykrzyczeć „Dzięki sobie!”. Zawsze wolałam myśleć, że wszystko, co mi się przydarza, to konsekwencje moich decyzji. Nie zwalam winy na Boga. W sumie staram się nie zwalać winy na nikogo.

Złapałam się jednak na tym, że często nieświadomie powtarzałam: „Ach, dzięki Bogu”, co w rezultacie stawiało mnie w roli nieważnego pionka. Słowa i ich kombinacje, ich intencje, mają moc twórczą. Udźwiękawiamy myśl, emocję. Wibracje słowa długo roznoszą się w powietrzu, a jeszcze dłużej w umyśle. I nie zawsze chodzi tylko o zwykłe, ulotne wspomnienie.

Nie mogłam już dłużej ukrywać moich poglądów politycznych. Chávez doprowadzał mnie do szału! Władza oddana w ręce ludu. Tyle że taki lud powinien być wykształcony. Stara taktyka braku inwestycji w edukację, aby łatwiej manipulować umysłami. Znalezienie pracy zdawało się niemożliwe. Ukończyłam studia prawnicze na prywatnej uczelni. Niestety, nie przydawało mi to punktów w podaniach o pracę. Bardzo nam przykro, może innym razem. Ukryty reżim. Za głośne myślenie rozgrabili nam dom. Ale teraz mówię: Basta! W tym samym czasie dostaliśmy wezwanie do ambasady Niemiec w Caracas. Świętej pamięci dziadek Wilhelm na coś się przydał. Dostaliśmy obywatelstwo niemieckie. Tego samego dnia zadzwoniłam do Barbary. Mamo, to co robimy? Krótka chwila zastanowienia. Jedziemy! W sumie nie były to zwykłe plany wyjazdowe, tak jak planuje się dłuższą wycieczkę po Europie. To były plany długoterminowej przeprowadzki na inny kontynent.

Decyzję o wyjeździe ułatwił mi Xavier:

– Isis, muszę ci coś powiedzieć… Maria jest w ciąży z drugim dzieckiem.

Poker face.

– No to gratulacje, kochany, a teraz żegnaj.

W zasadzie chciałam powiedzieć: spadaj, wynoś się, nie chcę cię więcej widzieć. Przełknęłam to. Powinni wprowadzić zezwolenia na bycie matką. To by ukróciło bezmyślną prokreację.

Teoria zachowania masy mówi, że energia nie znika, tylko się transformuje. Przełknięty krzyk żalu i złości utknął mi w gardle, przekształcając się następnego dnia w jego zapalenie. Typowa psychosomatyczna reakcja ciała.

„NA ZAWSZE” ZMIENIAM NA ZAWSZE

Karaibskie słońce. Rozkoszne ciepło. Codziennie brałam w nich kąpiel, popijając wywar z szałwii, aby ukoić ból gardła. Moje fotoreceptory łapały każdy promień. Nocami kąpałam się w blasku księżyca. Luna. Księżyc jest kobietą. Srebrzyste światło. Czy Isis zwariowała po rozstaniu z Xavierem? Podobało mi się nawet, że zaczęto uważać mnie za czarownicę, choć ja wolę słowo szamanka. Za rok mieliśmy wyruszyć do Berlina.

Nagle straciłam poczucie przynależności do wyspy. Nie czułam presji, by zostawać tu na zawsze. Czekająca na nas w Berlinie niewiadoma podniosła poziom mojej codziennej witalności. Dowiedziawszy się, że nie zostanę w Macanao, Margarita zmieniła moją percepcję czasu. Oto nagle zaczęłam żyć w czasie bardziej realnym – w teraźniejszym. Poczucie, że nie zostaje się w danym miejscu na zawsze, łączy człowieka z „tu i teraz”. Jestem. Czas teraźniejszy w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Powoli pozbywaliśmy się wszystkiego, co mieliśmy. Czy coś w ogóle jest na zawsze? „I zostanę z tobą, dopóki śmierć nas nie rozdzieli!” Bo pęknę. „Na zawsze” jest więzieniem.

Isis odnosiła wrażenie, jakby była zawieszona między kontynentami i różnymi czasami. Powoli przestawała przynależeć do Macanao, ale jeszcze nie przynależała do Berlina. Nie przynależała też do Xaviera, ani on do niej. W zasadzie należała w tym momencie tylko do siebie. Jedynym, co należało do niego, była gitara. Nigdzie się z nią nie rozstawał. Stanowiła przedłużenie jego istoty. I nigdy nie zamienił jej ani na pianino, ani na skrzypce. Na Kubie muzyka była głosem ludu. Po zapadnięciu decyzji wyjazdu do Berlina Xavier postanowił wrócić do Caracas. Jako nienaganny poligamista, tam też miał rodzinę. I więcej koncertów.

Kolejne odrzucone podanie. Następna kancelaria z listy do wykreślenia. Chciałam jeszcze przez rok popracować jako adwokat. Nie potrafiłam nic więcej. Poza tym fascynowało mnie układanie umów, regulaminów, zasad. Sprawami rozwodowymi przestałam się zajmować, były zbyt irytujące. Prawo. Według kultury Nahuatl nikt nie powinien żyć sam. Silne prekolumbijskie przekonanie, że zjednoczenie przeciwieństw wpływa pozytywnie na całą wspólnotę. Pragmatyczne podejście i jasny podział ról. Zastanawiałam się, co zrobić.

Barbara przesłała mi zaproszenie na warsztaty tańców trybalnych. Prowadząca: Kali. Samo imię już mnie zaintrygowało. Postanowiłam podjąć decyzję później. Jak Scarlett w „Przeminęło z wiatrem” powiedziałam: Pomyślę o tym jutro. I uznałam, że czas przyszły jednak się na coś przydaje.

USKRZYDLONA ISTHAR

– Jesteś tym, co myślisz. Jeżeli myślisz, że nie potrafisz, że nie umiesz, to właśnie tego nie zrobisz. Pierwsza zasada: nie myślcie, tylko obserwujcie – Kali zaczęła grać na bębnie.

Wszyscy w kole byli trochę zdezorientowani. Przerwała grę. Rozproszenie.