Summer - Justyna Dziura - ebook + książka

Summer ebook

Dziura Justyna

4,0

Opis

Summer po tragicznych przejściach ze swoim byłym chłopakiem boi się komukolwiek zaufać. Stara się żyć normalnie, jednak codzienność nie jest tak łatwa, jak mogłoby się wydawać. Gdy do miasta wraca dawny przyjaciel dziewczyny, ta czuje się w końcu bezpieczna, a na jej twarzy zaczyna gościć uśmiech. Szczęście niestety nie trwa długo, ponieważ Damon nie daje o sobie zapomnieć. Co będzie w stanie zrobić, by odzyskać dziewczynę? I najważniejsze – czy ona pozwoli mu do siebie wrócić? ""Summer"" to niezwykle dojrzały i przemyślany debiut. Gorąco polecam i zachęcam do lektury! Ogrom emocji gwarantowany już od pierwszych stron książki. Adriana Rak - pisarka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 249

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (9 ocen)
3
3
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
GosiaGosiaKasia

Dobrze spędzony czas

ciekawa książka. lektor okropny.
00

Popularność




Copyright © by Justyna Dziura, 2018Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autoraoraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Aneta Grabowska

Korekta: Angelika Ślusarczyk

Ilustracje: © by pngtree.com

Projekt okładki: Marta Lisowska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-34-1

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Epilog

Playlista

List do czytelnika

Podziękowania

Dedykuję tę powieść wszystkim tym, którzy mają mniejsze lub większe marzenia. One się spełniają, wystarczy, że trochę im pomożecie.

Prolog

Czasami nic nie jest takie, jakim być powinno. Czasami życie nie układa się tak, jak zaplanowaliśmy. Czasami coś, co miało trwać wiecznie, kończy się nieodwracalnie. Czasami ból jest tak wielki, że nie potrafimy z tymwalczyć.

Rozdział 1

Obecnie ☼

– Cześć. Jestem Summer i nie radzę sobie ze smutkiem. Jest we mnie wszędzie, rozlewa się i nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Lekarze twierdzą, że to depresja. Dla mnie to wszystko jedno. I tak czuję się jakgówno.

Siadam ciężko na krześle po wygłoszeniu cotygodniowej formułki, którą wszyscy zgromadzeni w kółku podsumowująchóralnie:

– Jesteśmy z tobą, Summer.

Nienawidzę tych zajęć „mających mi pomóc”. Jak można zrobić cokolwiek dla osoby, która wewnętrznie już nie żyje? Może innym wygłaszanie tego samego w kółko wydaje się być pomocne, może pozwala oswoić się z rzeczywistością, ale dla mnie to marnowanie czasu i pieniędzy. Bo tak, to kosztuje i sądząc po ostatnim miesiącu – wcale niemało. Nie, nie jesteśmy biedni, po prostu są rzeczy ważne i ważniejsze, niestety moja terapia jest teraz priorytetem. Wiecie, ojciec – wysokiej klasy chirurg, matka – piękna, utalentowana aktorka. Ha, ha, żartowałam! Tak, ojciec jest lekarzem, ale stomatologiem, a matka pracuje w telewizji, owszem, ale jako prezenterka wieczornych wiadomości. Dlaczego myślę, że to dużo kosztuje? Ponieważ oboje zostają w pracy pogodzinach.

Od małego pamiętam, że zawsze byli ze mną, mieli czas na każdą zabawę, wieczorne wspólne posiłki, zwykłą rozmowę. Teraz wygląda to tak, że mijają się w biegu, niezdolni do wygospodarowania chwili tylko dla siebie. Nie mogę narzekać, codziennie rozmawiają ze mną: o moich smutkach, troskach, postępach wterapii.

Początkowo chciałam udawać, że wszystkow porządku, by przestali mnie tam wysyłać, by znów było jak dawniej, ale jako że z mamą jestem zżyta najbardziej, nie potrafiła się ona przekonać do mojej nagłejprzemiany.

Wiecie, w szkole każdy uznawał mnie za kujona, pannę bez przyjaciół lub po prostu dumną dziewuchę, której przez znanych rodziców uderzyła sodówka dogłowy.

Uczyłam się co prawda dużo, ale do kujona było mi daleko, przyjaciół miałam i to najlepszych ze wszystkich, jednak czasami życie weryfikuje, kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto udaje. Czy sodówka uderzyła mi do głowy? Też nie. Po prostu zawsze starałam się dorównać rodzicom, ale z biegiem czasu uświadomiłam sobie, że to nie ma najmniejszego sensu. Po co być niedoskonałym w jednym, skoro można być doskonałym w czymś innym? Są i będą moim wzorem, ale czas zająć się sobą, swoimi marzeniami i być w tymnajlepszą.

– Summer! Chodź, już wszyscy poszli. – Czuję lekkie trącenie w ramię. – Mogłaś mówić, że ci się podoba. Rodzice na pewno wykupiliby ci dodatkowe godziny, ale póki co chodź, bo nie dostaniemy już nic nakolację.

Wpatruję się w porcelanową buźkę znajomejz terapii. To jedna z tych osób, które uwielbiają być w centrum zainteresowania. Zwykle nawet nie wiecie, że i takie osoby potrafią być kruche w środku. Też nie miałam o tym pojęcia. Do czasu, aż poznałam Ashley. Jest pogodna, wesoła, ale to tylko maska, tak naprawdę w środku skrywa swoje demony. Czasem ciężko dostrzec człowieka w człowieku, gdy sklasyfikujemy go tylko po zachowaniu, jakie przejawia wśród innych. Mówią, że ludzi trzeba poznać w trzech sferach: w samotności, w kontaktachz ludźmi i po pijanemu. To ostatnie podoba mi się najbardziej. Nie przekonałam się o tym jeszcze, ale czuję, że mogłoby to być ciekawe doświadczenie. Kiedyś chyba trzeba będzie spróbować. Tylko z kim? Ashley może i dałaby się na to namówić, ale pewności to ja niemam.

– No już, już idę – odpowiadam z ociąganiem. – I co do tej całej szopki, nie, nadal mi się niepodoba.

Wstaję dość gwałtownie, przez co krzesło z piskiem przesuwa się po podłodze. Widząc dezorientację Ashley, uśmiecham się delikatnie, chcąc jej pokazać, że ta złość nie jest efektem jej gadaniny, a mojego własnego ja. Chwytamy się za ręce i jak para idziemy w kierunku suto zastawionego stołu. Dla jasności, z moją orientacją wszystkow porządku, wolę chłopców. Tak właśnie, tę płeć silniejszą, mocniejszą i bardziej dupkowatą. Ash jest jak siostra, a siostry trzymają się zaręce.

– Popatrz – wypala dziewczyna po zaledwie kilkuminutowej ciszy – nie ma już babeczek z wisienką! Wiesz, jak kocham wisienki! Przez ciebie ich nie zjadłam! – ucina swój wywód, widząc zapewne wyraz mojej twarzy.

Powiem wam, że nie chcielibyście tego widzieć. Stoję sparaliżowana strachem, oczekując tego, co nastąpi po tych słowach. Ale nic nie nadchodzi. Ash uśmiecha się ciepło.

– Summer, wiesz, że nie to miałam na myśli. Jesteś cudowna i raz na jakiś czas mogę odmówić sobie babeczki. W końcu od ciasteczek dupka rośnie, nie? – Szturcha mnieramieniem.

– Oj, Ash, jak zwykle masz w sobie pokłady energii, którą mogliby wykorzystać do produkcji oświetlenia całego stanu. – Staram się wypaść pewniej, niż się czuję. Chcę się tak poczuć i wiem, że kiedyś to nastąpi. – Ale spokojnie, nic takiego się nie stało. W końcu od tego jest to całe zamieszanie. – Gestem wskazuję na salę. – A teraz czas upolować pizzę, bo zimnej to ja nielubię.

Wiecie, cow tym wszystkim jest najfajniejsze? Że coś takiego jak szkoła praktycznie nie istnieje. Gdybym rzekła choć słowo, rodzice pozwoliliby mi wrócić w „przyjazne mury placówki edukacyjnej”, ale że wyraziłam chwilową chęć nauki w domu, nie mają nic przeciwko. Lekcje nie są drogie i postanowiłam, że przeznaczę na to oszczędności, jakie zmagazynowałam przez kilka lat odkładania kieszonkowego. Dzielimy się na pół płatnościami, więc dla żadnej ze stron nie jest to krzywdzące. Tak, pomyślicie sobie, że jestem pasożytem, że żeruję na rodzicach, każąc im więcej pracować, by zarabiali na moje widzimisię, ale tak nie jest. Potrafię kalkulować i naprawdę od tego nie zbankrutujemy, uwierzcie mi, wszystko jest pod kontrolą.

Mówiąc pod kontrolą, mam na myśli pieniądze, bo z kuchnią to sobie radzę raczej średnio. Właśnie przypaliłam mleko. Cóż, można? No można, Summer na pewno topotrafi.

Prędko otwieram okna, a garnek zalewam wodą. Nieprzyjemny zapach unosi się po całym pomieszczeniu i raczej jest już wszędzie, ale na to w tej chwili nic nie poradzę. Muszę tylko wywietrzyć porządnie, a po mojej wpadce nie będzie śladu. Wzdycham i ciężko opadam na krzesło. Czas wymyślić coś innego dojedzenia.

Otwieram lodówkę i przez dłuższą chwilę przeglądam jej zawartość. Decyduję się na jogurt. Lepsze to niż nic. Po posiłku wyciągam czyste naczynia ze zmywarki i w końcu siadam na kanapie z książką. Jednak ciężko jest mi się skupić na lekturze. Moje myśli uciekają wciąż do tego, że mogłam mieć dobre życie, ale wszystko sięskomplikowało.

Z rozmyślań wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewam. Annie ma wpaść dopiero na weekend, kiedy nie będzie mieć wielu obowiązków szkolnych czy domowych. Z ociąganiem wlokę się do drzwi. Nigdy nie patrzę przez wizjer, ale od dziś będę to robić, bo gdy je otwieram z rozmachem, ukazuje mi się potężny tors, szerokie ramiona w opinającym je podkoszulku i ten sam dupkowaty uśmiech na twarzy, którą za wszelką cenę chcę wymazać zpamięci.

– Czego chcesz, Damon? – Patrzę na niego podejrzliwie, mrużąc swe niebieskieoczy.

– Chcę pogadać, mogę? – Wskazuje głową środek domu, a ja mimowolnie przesuwam się bardziej do otwartej przestrzeni, by zagrodzić mu i widok, idrogę.

Wiem, że mógłby odepchnąć mniew jednej sekundzie. Gdyby chciał, wdarłby się do środka, nie patrząc na nikogo i na nic. Ma gdzieś sądowy zakaz zbliżaniasię.

A może ten okres już minął? Na samą myśl ciarki przechodzą mi wzdłuż kręgosłupa. Nie, to niemożliwe, że mój koszmar zaczyna się odnowa.

– Nie mamy o czym rozmawiać, Damon. Idź sobie – mówię bardziej opanowana, niż się czuję. Jeśli teraz się załamię, wszystko pójdzie namarne.

– Zmieniłem się, kotku, nigdy więcej cię nie skrzywdzę, przysięgam.

Rozdział 2

Rok temu ☼

Był dzień jak każdy inny. Trochę bardziej radosny, bo do wakacji zostało już tylko dwa i pół miesiąca, a słońce mocno grzało jak na tę porę roku. Mimo że nie lubię się opalać, miałam już brązową skórę. Nigdy nie przychodziło mi to z trudem, wystarczyło, że wyszłam do ogródka, by wypielić chwasty, a wracałam cała czekoladowa. To chyba się nazywa dobre geny, nieważne, każdy i tak zazdrościł mi tegocholernie.

Właśnie dziś wybrałyśmy się na małe zakupy. Annie chciała kupić sukienkę na wesele swojej siostry. Nie lubiłam tego całego latania po sklepach. Tego przekonania, że kobieta musi uwielbiać zakupy i nie wyjdzie z centrum handlowego bez miliona siatek. Cóż za stereotypowe myślenie. Ale ludzie tacy właśnie są, nie myślą szerzej, patrzą tylko na to, co utarło się przezwieki.

Zmierzając w stronę ogromnego budynku wypełnionego sklepami, widziałam zawistne spojrzenia innych dziewczyn. Może to też dlatego, że w krótkich spodenkach moje długie nogi wydają się jeszcze bardziej smukłe. Annie zawsze powtarza, że mam figurę idealną na zostanie modelką, ale nie wiem, czy tego bym chciała. Całe życie patrzeć, czy przypadkiem nie leci jakiś paparazzi i nie robi mi z ukrycia kompromitujących zdjęć? Trochę minusów takiej pracy by się znalazło. Na razie nie mam po co zawracać sobie tym głowy, jeszcze rok liceum, więc sporo czasu naprzemyślenia.

– Mam pomysł – wypalam, zanim przemyślę cokolwiek – może zatrzymamy się na kawę?

Tak, dopiero zaczęłyśmy. Tak, nic jeszcze nie obejrzałyśmy. Ale hej, tam jest Starbucks, a kawa jest jak mojeżycie.

Widzę, jak Nicole przewraca oczami. Ona mogłaby mieszkać w tym budynku. Sam w sobie nie jest zły. Te ściany z czerwonej cegły kuszą, by wejść do środka. A tam znajdzie się coś dla każdego. Wybierając się na większe zakupy, znajdziecie wszystko – od odzieży przez obuwie, biżuterię, księgarnie, na spożywczych produktachkończąc.

– Summer, to jest dobry pomysł, ale nie na sam początek. Po co w ogóle szłaś z nami, skoro jak wszyscy dobrze wiemy, nienawidziszzakupów?

To nie tak, że się nie lubimy. Przyjaźnimy się, ale czasem to z nią mam najbardziej na pieńku. Wie, jak mnie wkurzyć i robi to z pełnąpremedytacją.

– A może akurat dzisiaj to ja będę królową zakupów? – mówię z przekąsem i lekko szturcham jąramieniem.

– Zachowujecie się jak dzieci – strofuje nas Annie, biorąc się pod boki. Z tą swoją groźną miną mierzy nas wzrokiem. – Chciałam, żebyśmy spędziły miło dzień. Naprawdę zależy mi na waszej opinii, czy tak trudno wam wytrzymać te jedne zakupy w spokoju? Wesele jest w tę sobotę, jak mam zdążyć, skoro obie zaczynacie działać mi na nerwy? – pyta bliskapłaczu.

Z Annie problem jest taki, że łatwo ją doprowadzić do smutku, jest bardzo emocjonalna. Cokolwiek ktoś powie czy zrobi, może się to skończyć nieodzywaniem do siebie przez tydzień. Cóż, mam przyjaciółki wariatki, ale są najlepsze ze wszystkich, więc tylko wzruszamramionami.

– No co, moje panie, kawa na rozruszanie czy buszujemy po sklepach? – Widzę, jak się uśmiechają do mnie ciepło i wiem, że to będzie dobry dzień, nie tylko dlaAnnie.

Tysiąc kilometrów i pół tuzina reklamówek później docieramy wreszcie do kawiarni. Moje biedne ciało domaga się kofeiny. Kolejka jak zwykle jest ogromna, ale co się dziwić, skoro kawa też jest przepyszna, więc grzecznie ustawiamy się na końcu ogonka. Dziwi mnie, że jeszcze nie zwariowałam. Kupiłyśmy brzoskwiniową sukienkę bez szelek, z rozkloszowanym dołem, która jest wprost cudowna i delikatnie podkreśla wszystkie atuty Annie. No i oczywiście buty, a raczej kilka par butów, nie tylko na tę konkretną okazję, i mnóstwo innych niepotrzebnych rzeczy, których – jak się domyślacie – w planie nie miałyśmy. Sama skusiłam się na parę nowych spodenek i zwiewny top na szelkach. W końcu idzie lato i pasuje mieć coś nowego. Ale to też wyszukała Nicole, która wprost uparła się i siłą wepchnęła mnie doprzymierzalni.

Stoimy tutaj od kilku minut, a dziewczyny już wypatrzyły – jak to same ujęły – „mega ciacho”. Nie wiem, co może być z ciastka w kolesiu, który stoityłem.

Owszem, zbudowany jest idealnie. I ten tyłek… Ale żeby od razu ciacho? Nie jestem powierzchowna, ale lubię oglądać facetów z przodu. No wiecie, jak włosy opadają na oczy, te słodkie buźki i inne atuty męskiego ciała. Nigdy żaden nie zwraca na mnie uwagi, ponieważ moje przyjaciółki zawsze skupiają ich zainteresowanie na sobie, więc mogę pogapić się do woli. Nie przeszkadza mi to. Jestem wolna, robię, co chcę i czuję się szczęśliwa. Kiedyś chciałabym mieć rodzinę, ale na razie dla mnie takie priorytety nie istnieją. Słyszę, jak dziewczyny cichutko komplementują chłopaka. Uśmiecham się pod nosem. Jeśli ja to słyszę, to ludzie przed i za nami też. Ale im to nie przeszkadza. Nie przejmują się nikim – i to jest w życiu najważniejsze. Po co zawracać sobie głowę, szarpać nerwy, skoro można na luzie podejść do wszystkiego? Powoli się tego uczę, jestem oporna, ale się staram. Dzięki dziewczynom zaczynam być pewnasiebie.

– Summer, co myślisz? – pyta konspiracyjnieAnnie.

– No… ym… wiesz co, tył to on ma przyjemny, nie powiem, że nie, ale jestem ciekawa, jak wygląda z przodu. – Patrzę to na niego, to na przyjaciółkę, licząc, że mój wywód zmusi go do odwrócenia się w naszą stronę. Ale nic takiego się nie dzieje. Kupuje kawę i flirtuje zkasjerką.

– Jesteś niepoprawną romantyczką. Ja chętnie poznałabym go też od przodu, ale raczej bym się nie przyglądała za bardzo twarzy. – Nicole przygryza wargę, zapewne wyobrażając sobie, co właśnie by zrobiła zchłopakiem.

– Nicole, jesteś obrzydliwa. – Trącam ją łokciem w przedramię, na co tylko sięśmieje.

Czego ja się spodziewałam po tej wymianie zdań… Ona nie jest normalna i zaczynam się zastanawiać, co ja tu robię. Rozglądam się dookoła, szukając jakiegoś stolika, by po udanym zakupie móc gdzieś usiąść. Kawa to jedyny zakup, którego jestem zawszepewna.

Słyszę coraz bardziej podniecone głosy przyjaciółek, więc odwracam się w ich stronę, by zobaczyć, o co jest to całe zamieszanie. A jakże! Pan „idealna dupka” właśnie się odwrócił i – jakby mogło być inaczej – zmierza w naszą stronę. Nic dziwnego, skoro za nami jest wyjście, ale moje przyjaciółki mają na ten temat odmiennezdanie.

Chłopak, idąc, przesuwa powoli wzrok po moich towarzyszkach, by w końcu zatrzymać go na mnie. Jego oczy są ciemne, niemal czarne, a spojrzenie ma intensywne. Czuję się prześwietlona na wylot. Ma w sobie coś takiego, co mnie do niego ciągnie. To głupie, nie znam go, a moje doświadczenia w związkach są zerowe i wolałabym, by tak pozostało póki co. Jednak coś w sposobie jego bycia przyciąga wzrok. Gdy nas mija, uśmiecha się delikatnie, ukazując dwa idealne dołeczki w policzkach. To wystarczy, by moje lodowe serce przestało być takieoziębłe.

Ludzkie twarze są fascynujące. Można z nich wiele odczytać. Ze sposobu mówienia, ruchu warg czy z oczu. To z tych ostatnich najwięcej można wywnioskować. Jednak potrzeba czasu na takie obserwacje. Patrząc na piękną szczękę i kilkudniowy zarost Faceta Od Kawy, myślę, że może ludzie wcale nie są tak bardzo skomplikowani, a jedynie potrzebują naszej uwagi. Nie jestem pewna, dokąd zmierzają moje myśli. Już od dłuższej chwili nie słucham, o czym gadają dziewczyny, myślami jestem gdzieś daleko. Czyżbym odkryła w sobie talent, no nie wiem, na przykład do malarstwa? Wiecie, ukazywanie ludzkich emocji i uczuć na płótnie? Nie, to nie mieści się w moim stylu, no i nie mieści się w standardach sztuki. Ewentualnie mogłabym malować bohomazy, bo twarze to z pewnością by mi nie wyszły. Tylko zarobki z tego kiepskie, chyba że po śmierci, ale tam pieniędzy już się niepotrzebuje.

– Ziemia do Summer! Co się z tobą dzieje, koleżanko? – odzywa się skądś głos. – Ej! – Czuję mocne uszczypnięcie i piorunuję wzrokiemNicole.

– Czego chcesz? – warczę na nią bardziej, niżbymchciała.

– Wyluzuj. Nie wiem, co ci odwaliło po defiladzie pana idealnego, ale odjechałaś na maksa. Co się stało? – Wpatruje się we mnieintensywnie.

– Nie… Ja tylko… – Westchnęłam, czując się winna. – Po prostu pomyślałam, jakby to było móc pomagać ludziom. Wiecie, jako psycholog czy coś… – Przecież nie powiem im, gdzie byłam myślami, to zbyt… poważne jak namnie.

– Oj, Summer, wiem, że koleś był bardzo przystojny, dobrze zbudowany i ten uśmiech. Tak, to może rozbroić każdego, nawetciebie.

– Co masz na myśli, mówiąc, że nawet mnie? – Oburzam się, bo jej słowa zabrzmiały jakobelga.

– No wiesz, ty nigdy nie próbowałaś niczego z facetem, zwyczajnie się do tego nienadajesz.

– Wiesz co, myśl sobie, co chcesz, mnie to i tak mało obchodzi. Nie jestem puszczalską pindą, która wskakuje każdemu do łóżka, bo ma taki kaprys. – Odsuwam z rozmachem krzesło, które głośno piszczy po posadzce. – Idę się przewietrzyć, nie czekajcie namnie.

Wychodząc przed kawiarnię, czuję się jak ostatnia kretynka. Dałam się sprowokować Nicole, i to w tak perfidny sposób. Zawsze sobie z tego żartuje, więc nie wiem, co to wszystko miało dzisiaj znaczyć, ale mam dość. Dość tych zakupów i dość mojej przyjaciółki, o ile jeszcze mogę ją tak nazywać. Wsiadam do windy i przyciskam guzik najniższego piętra. Pora wracać dodomu.

– Hej – odzywa się niski seksowny głos tuż za moimi plecami.

Jestem tak zajęta byciem wściekłą, że nie zauważam ludzi w windzie.

– To ty jesteś jedną z tych trzech, które tak sobie świntuszyły w kolejce w kawiarni, zgadzasię?

Podnoszę wzrok i spotykam się twarzą w twarz z Facetem Od Kawy. Jasna cholera, słyszał całą rozmowę. Teraz to już mam ochotę totalnie zapaść się podziemię.

Rozdział 3

Rok temu ☼

Dobry Boże, jeśli gdziekolwiek istniejesz, pomóż mi. Odmawiam tę krótką modlitwę i uśmiecham się delikatnie do nieznajomego. Zastanawiam się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Skłamanie byłoby jawnie dziecinne, ale z drugiej strony przyznanie się jest cholernie krępujące. Halo! Rozmawiałyśmy o jego tyłku… i nie tylko. Moje policzki robią się purpurowe na samo wspomnienie rozmowy sprzed paru chwil. Cudownie, jeszcze tylko tego mi trzeba było. Niestety facet jest jeszcze seksowniejszy z bliska. Co mnie dziś opętało?! Biorę głęboki wdech i unoszę głowę, by spojrzeć w te piękne oczy. Stwarzam pozory pewnej siebie, chociaż w środku cała się rozpadam ze wstydu. Muszę później oderwać dziewczynom języki za te ich niewyparzonebuźki.

– Więc drobną wymianę zdań nazywasz świntuszeniem? – W myślach przybijam sobie piątkę z moim mózgiem. Teraz to pojechałaś po bandzie, Summer.

– Ależ skąd! Rozprawiałyście o moim tyłku jak o ósmym cudzie świata. Byłbym totalnym niewdzięcznikiem, gdybym zaliczył to do tej kategorii. – Uśmiecha się, ukazując dwa słodkie dołeczki wpoliczkach.

– No wiesz, przez większą część rozmowy nie włączałam się w dyskusję, więc zaczepiłeś nie tę najbardziej napaloną na twoje czterylitery.

– Wcale nie byłaś mniej zainteresowana! – Oburza się teatralnie, co powoduje, że utwierdzam się w przekonaniu, że nie ma mi tego za złe, a tylko się nabija z całejsytuacji.

– Jako facet masz zbyt duże ego. Nie mam ci tego za złe, to wina genów. – Uśmiecham się szeroko, by wiedział, że tylko się z niegonabijam.

W międzyczasie dojeżdżamy już na sam dół, więc wysiadam czym prędzej z windy i przepycham się przez tłum czekający do niej w kolejce. Mój towarzysz podąża za mną, a gdy znajdujemy się już na wolnej przestrzeni, przystaje, łapiąc mnie zaramię.

– Wracając do rozmowy, to moje ego ma się całkiem dobrze. – Udaje obrażonego, co jest komiczne, więc parskam śmiechem. – I na dodatek śmiejesz się zemnie?

– Oj, no weź, żartowałam. – Trącam go łokciem wramię.

– W ramach przeprosin za wyśmianie oraz pobicie wnoszę pozew o pójście z tobą do kina. Co ty na to? – Patrzy na mnie, a jego oczy lśnią zpodekscytowania.

Zastanawiam się, w co ja się pakuję. Przecież sama chciałam poczekać z zakochaniem się i całym tym bałaganem. A teraz przystojniak zaprasza mnie do kina. Mnie. Zaczynają ogarniać mnie wątpliwości, ale z drugiej strony przecież to nic złego iść ze znajomym do kina. W sumie jest nieznajomym, ale co tam. Każdy jest przecież na początku nieznajomym. Potrzeba drobnych rzeczy, by się poznać, a to przecież nie jest od razu deklaracjąmałżeństwa.

– Czemu nie? – Przygryzam wargę i spoglądam na niego. – Summer. – Wyciągamdłoń.

– Damon. – Łapie moją rękę i trzyma w swojej dłużej niż to koniecznie. Jest przyjemnie ciepła i duża, moja drobna dłoń mieści się w jego idealnie. – Miło mi cię poznać. A więc przyjadę po ciebie osiódmej.

Wyciąga w moją stronę telefon, a ja sprawnie zapisuję swój numer oraz adres, po czym oddaję mu komórkę. Żegnamy się, a każde idzie w swoją stronę. Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam. Ja, która zawsze stąpała twardo po ziemi, nie angażowała się. Ja, która randkowanie ograniczała do minimum, teraz umawiam się z przystojnym i nieco starszym mężczyzną. Czy to skończy się dobrze? I to nie tak, że byłam jakąś samotnicą, która nigdy nie była na randce. Nie tylko byłam nieraz, ale i się całowałam, święta w innych sprawach też nie jestem.

Wzdycham ciężko i poprawiając torby z zakupami, wchodzę do domu. Cisza przyjemnie koi, choć z drugiej strony powoduje, że więcej myślę. Warczę z rezygnacją i udaję się do swojego pokoju. Rozpakowuję swoje zakupy i oglądam je z każdej strony. Odrywam metki. Zabieram się też za mierzenie nowych rzeczy w zaciszu własnegopomieszczenia.

Dlaczego wszystko co dobre tak szybko się kończy? Przecież to zwykłe wyjście do kina, przecież od razu nie musimy zostawać parą, a ja czuję się z każdą chwilą coraz smutniejsza, że ten wieczór dobiegakońca.

Damon jest cudownym człowiekiem, któremu wystarczy poświęcić trochę czasu, by zyskał przy bliższym poznaniu. Miał trudne dzieciństwo, ale wyrósł na prawdziwego mężczyznę, który wie, czego chce odżycia.

Czasami zastanawiam się, jak ogromny wpływ na nasze życie ma dzieciństwo. To najważniejsza część kształtowania naszego człowieczeństwa, zachowań. Patrząc jednak na twarz mojego dzisiejszego towarzysza, myślę, że mimo trudnych chwil wyniósł coś cennego. Taką charyzmę i chęć walki o lepsze jutro. Cóż, znam go zaledwie kilka godzin, a nasza znajomość ogranicza się na razie do oglądania filmu, ale czuję, że jest w nim coś, co chciałabym poznaćgłębiej.

Przechadzamy się uliczkami parku. Jest ciemno, bo lampy rozmieszczone tylko gdzieniegdzie nie dają wiele blasku. Jak na złość księżyc też nie wychyla się dziś zza chmur. Wokoło nie ma żywej duszy. Taka cisza jest najlepszym, co może człowieka spotkać, to wewnętrznie uspokaja. Chociaż w tle słychać zgiełk ulic, jest to na tyle daleko, że spokojnie można odetchnąć i cieszyć sięchwilą.

Może to głupie, ale nie boję się przebywać w jego towarzystwie. Wiem, że nic mi przy nim nie grozi, że on sam nie zrobi mi krzywdy. To takiedobre.

– Musimy częściej tu przychodzić. – Wzdycham, spoglądając w piękne bezchmurne i gwiaździsteniebo.

– Podoba ci się aż tak tutaj? – Czuję, jak patrzy na mnie, więc po chwili i ja spoglądam w te jego teraz czarneoczy.

– Bardzo. Jest cicho i przyjemnie. Tak spokojnie. Nie ma tego pośpiechu dnia codziennego, jesteśmy tylkomy.

Gryzę się w język. Co mi odbiło? Jednak uśmiecham się, może nie weźmie tego od razu tak dosłownie dosiebie.

– W takim razie będziemy musieli to powtórzyć. Mam nadzieję, że nie dasz się długoprosić.

– Myślę, że jak użyjesz twojego daru przekonywania, to powinno sięudać.

Zanim zdążę usłyszeć odpowiedź, nachyla się do mnie i ujmuje moją twarz w dłonie. Nie protestuję. Patrzę z przyzwoleniem na niego i już wiem, że to będzie coś, czego nie zapomnę do końca życia. Jego usta dotykają moich, całuje mnie lekko. To niewymuszone zbliżenie sprawia, że mój oddech staje się płytki, a serce przyspiesza. Myślałam, że tylko w filmach takie rzeczy są możliwe, ale – jak widać – w realnym życiu też się zdarzają. Całuje mnie najprzystojniejszy koleś na tej planecie, a ja po prostu odpływam zprzyjemności.

Już nieraz całowałam się z jakimś chłopakiem, ale nigdy nie było to coś tak niesamowitego, intymnego. Ten pocałunek przenika do mojego umysłu, duszy iserca.

Podoba mi się i wiem, że chcę czegoś więcej. Zamykam mocniej oczy. To nie dzieje się naprawdę. Nie znam go. Nie wiem o nim nic. Jak to możliwe, że zaczynam czuć coś, czego nie czułam nigdyprzedtem?

Odprowadza mnie pod drzwi mojego domu, gdzie składa jeszcze jeden pocałunek na moich ustach. Uśmiechamsię.

– Dziękuję ci za ten wieczór – mówię w końcu, odrywając się odniego.

– To ja dziękuję za tak cudowne towarzystwo. Mam nadzieję, że powtórzymy to niebawem? – Spogląda w moje oczy i muska kciukiem mój policzek orazusta.

– Zastanowię się – odpowiadam z przekorą. Przygryzam dolną wargę, gdy zaczyna mniełaskotać.

– Zgódź się, Summer. Proszę… – Robi maślane oczy.

Jak mogłabym się oprzeć temuspojrzeniu?

– Dobrze, Damonie. Zgadzam się. – Szczerzę zęby w uśmiechu i cmokam go lekko w policzek. – W takim razie do zobaczenia i dobranoc – szepczę. Chcąc nie chcąc, wchodzę do domu. Jutro muszę iść do szkoły, więc nie mogę byćnieprzytomna.

Rozdział 4

Obecnie ☼

– Zaraz wrócą rodzice i jeśli chcesz, żeby cię tu zobaczyli, to proszę bardzo, zapraszam, ale radziłabym ci stąd spadać. I toszybko.

Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo. Rodzice dziś do późna pracowali. Mama prowadziła program dopiero po dwudziestej pierwszej, a powrót taty zależy od tego, czy przyjdzie dużo niezapisanych osób. Ale chęć pozbycia się tego człowieka była ogromna, ba, większa niż to, co do niego czułam jeszcze kilka miesięcy temu. Przynajmniej tak wydaje mi się na początku.

Damon delikatnie ujmuje w swoje duże ręce moją twarz i spogląda mi głęboko woczy.

– Summer, ja nie chciałem. Naprawdę, naprawdę mi przykro. To nie tak miało wyglądać. Mieliśmy być razem do końca życia. Ty i ja. My. Zawsze byłaś dla mnie najjaśniejszym promykiem słońca w tym całym moim gównianym życiu. Nie zostawiaj mnie terazsamego.

Widzę, jak jego oczy zasnuwa mgła. Widziałam ją już wiele razy: gdy był wkurzony lub – tak jak teraz – smutny. To jest złe, ale współczuję mu, rozumiem go, a nawet przez chwilę mam ochotę przytulić go mocno i obiecać, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mogę. Muszę być silna, muszę myśleć o tym wszystkim, przez coprzeszłam.

Pora wziąć się w garść. Teraz.

– Wynoś się – mówię cicho, walcząc z napływającymi do oczu łzami. – Wynoś się! – Podnoszę głos, będąc na granicy wytrzymałości.

Wiem, że jeśli szybko stąd nie pójdzie, wpadnę w panikę. A tego bardzo nie chcę. Nie chcę, by widział, co mi zrobił. Był i w jakimś sensie nadal jest dla mnie kimś ważnym, ale to nie ma racjibytu.

– Kotku, spokojnie, przy mnie jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi. – Zatacza leniwe kółeczka na moim policzku.

Strącam mocno jego ręce i zaciskamzęby.

– Nie jestem już twoim kotkiem. Wszystko schrzaniłeś i już nigdy więcej nie będzie żadnych nas. Czemu do ciebie to nie dociera? – Teraz już jestem wkurzona.

Jakby wymazał cały poprzedni rok z głowy, jakby w ogóle się tym nie przejął. Stoi tutaj i pieprzy te swoje dyrdymały, a ja powoli tracę cierpliwość. Śmie twierdzić, że nic mi przy nim nie grozi, gdy rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. To podłe, co próbuje zrobić z moim sercem i umysłem, to okropne, że tacy ludzie jak on nie mogą w pełni zapłacić za swojeprzewinienia.

– Bo wiem, że w głębi serca nadal mnie kochasz, a każdemu przysługuje drugaszansa.

– Tak, ale nie tobie, wtedy ci nie zależało, więc nie wierzę, że teraz jest inaczej. Idź sobie, proszę – odpowiadam, chwytając zadrzwi.

– Jest inaczej. Postaram się. Zmienię. Dla ciebie, aniołku, wszystko, tylko, proszę, daj mi tę cholerną jednąszansę.

Patrzę na niego, nic nie mówiąc. Moja mina wyraża niedowierzanie i upór. Widzę, że na dziś tokoniec.

– Jak sobie chcesz, ale ja tego tak nie zostawię. Będę walczył, Summer.

Po tych słowach znika, a mnie ogarnia uczucie ulgi, choć obawiam się jego słów. W końcu jest nieobliczalny i nie wiem do końca, co siedzi w jego głowie i co może wymyślić pod wpływem chwili. Chyba że już cośwymyślił.

A mnie na samą myśl przechodząciarki.

Przecież ten kretyn miał zakaz zbliżania się. Rozglądam się szybko po okolicy i wiedząc, że jestem bezpieczna, zamykam drzwi na oba zamki. Siadam na kanapie i wpisuję w Google, co mogę zrobić komuś za naruszenie tego zakazu. Mogę go jedynie wsadzić do więzienia. Super. W końcu stamtąd wyszedł i jakoś niczego go to nie nauczyło. Zamykam oczy i oddycham głęboko. Jestem bezpieczna, przekonuję się, że tutaj nic mi nie grozi. Damon to dupek, ale może dotarło do niego, że tokoniec.

Gotuję od nowa mleko i robię gorącą czekoladę. Słodycze to coś, co sprawia, że świat nie jest taki zły. Przerzucam w telewizji kanał za kanałem, w końcu decyduję się na Małe Kłamstewka. Ciepło czekolady rozlewa się leniwie po moich wnętrznościach, a ja czuję się odprężona izmęczona.

Zasypiam, ale kilka godzin później budzi mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Siadam i przecieram oczy. Druga trzydzieści. Kto u licha o tej porze pisze do mnie? Otwierając wiadomość, mam złe przeczucia, a po przeczytaniu moje serce mało nie wyskoczy z piersi. Te cztery słowa na zawsze wyryją się w mojejpamięci:

Będę o ciebiewalczył.

Rozdział 5

Wcześniej ☼

Kilka dni po pierwszym spotkaniu siedzę na angielskim i próbuję skupić się na omawianiu lektury. Idzie mi średnio. Ba! Nie idzie mi wcale. Nie wiem, co omawiamy, nie wiem, co mówi nauczyciel. Siedzę na końcu sali i udaję, że robię notatki, a tak naprawdę rozprasza mnie wibracja w telefonie, który znajduje się w moim piórniku i co chwilę oznajmia nowe SMS-y. Przy trzecim z rzędu nie wytrzymuję. Powoli wysuwam urządzenie tak, by od góry było zakryte piórnikiem, a dół w razie czego zakryję zeszytem bądź książką. Odblokowuję ekran i klikam ikonkę wiadomości. Jak przypuszczałam, wszystkie trzy są odDamona.

Witaj, piękna :* Co tam słychać? Spotkamy siędzisiaj?

Summer, nie śpij? :D Co ty tamrobisz?

O kurde! Jesteś w szkole! Teraz dopiero spojrzałem, która godzina. Przepraszam :( Odezwij się, gdy będzieszmogła.

Uśmiecham się pod nosem, bo to takie urocze. Dzielą nas zaledwie dwa lata, jednak on, mając swoją firmę, nie musi martwić się o edukację. Może się uczyć, ale nie jest mu to niezbędne do czegoś, co pomagał tworzyć ojcu od najmłodszychlat.

No cześć, przystojniaku <3 Tak, siedzę na angielskim, ale ktoś mnie stanowczo rozprasza. Nie wiesz nic na ten temat? – Piszę, przygryzając wargę. – A co proponujesz dzisiajrobić?

Wciskam „Wyślij”, nim się rozmyślę i wracam do bazgrania wzeszycie.

Serce bije mi szybciej w oczekiwaniu na wiadomość. Nie muszę długoczekać.

O której kończysz? Mam coś fajnego ;)

Zastanawiam się nad odpowiedzią. Nigdy nie zrywałam się z lekcji, ale to tylko dwie godziny. Dwie godziny dłużej z moim Damonem. Mina mi rzednie. Jakim moim? Jeszcze nie jesteśmy razem. To dopiero kilka dni SMS-ów i jedno spotkanie, nie licząc tego w kawiarni. Wzdycham, bo czuję się jakidiotka.

– Summer? Coś się stało? – pyta nauczyciel, a ja mimowolnie czuję, jak moje policzkipłoną.

– Nie, nie wszystko w porządku – odpowiadamszybko.

– Dobrze, wróćmy do postaci….

Nic już więcej nie słyszę, wstrzymywane powietrze uchodzi mi z płuc. Ulga.

Mogę się urwać z ostatnich godzin, więc za dwadzieścia minut byłabymwolna.

Ok. Będępunktualnie.

Uśmiecham się i do końca lekcji staram się przelać na papier cokolwiek innego niżrysunki.

Damon jest punktualny. Zabiera mnie w przepiękne miejsce. Znam je. Byłam tutaj kilka razy za dzieciaka, ale także w późniejszym czasie. Jeziorko otoczone laskiem. Jest tu przyjemnie, klimatycznie. Damon zawiązuje mi aksamitną tasiemkę na oczach, a ja grzecznie czekam, aż przygotuje wszystko. Jestem podekscytowana i mile zaskoczona, że tak się dla mniestara.

Po kilku minutach podchodzi do auta od mojej strony. Otwiera drzwi i pomaga mi wysiąść. Nadal z tasiemką na oczach idę za nim ufnie. W końcu zatrzymujemy się, a on staje za mną. Powoli rozwiązuje supełek i szepcze, bym otworzyła oczy. Przez moje ciało przetacza się przyjemny dreszcz. Otwieram oczy, widok przekracza wszystko, co sobie wyobrażałam. Nad brzegiem rozłożony jest koc oraz kosz z jedzeniem. Dwa kieliszki i wino. Do tego gdzieniegdzie rozmieszczone są lampiony z zapalonymi świeczkami. Jest nastrojowo, ale również bezpiecznie. Damon znika na moment, by pojawić się z bukietem róż. Staje przede mną i wręcza mi je z szerokimuśmiechem.

– Dla najpiękniejszej kobiety podsłońcem.

– Dziękuję. Jesteś cudowny. – Wspinam się na palce i całuję delikatnie jegousta.

– Chodź. – Bierze mnie za wolną rękę, kierując się w stronę koca.

Umieszczam róże w bezpiecznej odległości. Mam tylko nadzieję, że nie uschną i będą ozdobą w moim pokoju przez przynajmniej tydzień.

– Mówiłaś, że lubisz ciszę i spokój, więc od razu pomyślałem o tym miejscu. – Patrzy na mnie, szukając oznak, czy podoba mi się ten pomysł, czynie.

– Jest idealnie. Cieszę się, że pamiętałeś o takimdetalu.

– Jestem dobrym słuchaczem. – Puszcza mi oczko. Odkorkowuje butelkę z winem i wręcza mi oba kieliszki. Napełnia je. Zabiera swój, unosząc go w geście toastu. – Za nas – mówi, po czym stukamy się, a szkło przyjemnie brzęczy wciszy.

Upijam łyk. Jest dobre. Nie za słodkie, nie zacierpkie.

– Jak w pracy? Czym dokładnie się zajmujesz? – pytam, bo choć to taka błahostka, tego o nim jeszcze niewiem.

– Dobrze. Nasza firma zajmuje się projektowaniem budynków. Jesteśmy jednym z większych przedsiębiorstw, mamy również swoich wykonawców, więc wszystko jest tym bardziej pod kontrolą. Jestem tam szefem, więc ode mnie zależy przyjmowanie klientów, projektów i ich akceptowanie. – Wzrusza ramionami, jakby to byłonic.

– Wow! Odpowiedzialna praca, ale i odpowiedni człowiek na tym stanowisku. – Ściskam jego rękę w geścieuznania.

– Dzięki. Niestety mój ojciec nie zawsze ma takie samo zdanie o mnie. – Wzdycha mocno tymprzybity.

– Rodzice chyba czasem tacy są. Nie przejmuj się, najważniejsze, że ty wiesz, że robisz coś dobrze. – Uśmiecham siępocieszająco.

– Też tak myślę. A tobie jak idzie w szkole? – Upija łyk ze swojego kieliszka, ale nie spuszcza wzroku zemnie.

– Całkiem dobrze. No może poza dzisiejszymangielskim.

– Oj, ale przyznasz, że jest bardzo fajnie, więc po co komu ojczysty język. – Wzrusza ramionami. – Przecież umieszmówić.

– No weź, egzaminy same się niezdadzą.

– Kujonka. – Szczerzysię.

Wystawiam mu język. Nim zdążę go schować, przybliża się do mnie i łapie go zębami. Patrzymy sobie głęboko w oczy. Uśmiecham się jak wariatka, a on odwzajemnia ten gest. Gładzi kciukiem mój policzek. Zamykam oczy, czując zbliżający się pocałunek. Nie mylę się. Jest słodki po trunku, który chwilę wcześniej piliśmy. Kładzie mnie na kocu i opuszcza się nade mną. Do niczego mnie nie zmusza. Nie jest nachalny. Dlatego wiem, że nie oczekuje niczego poza tym. Wiem, że wszystko jest do czasu, ale napawam się tą piękną i romantycznąchwilą.

Rozdział 6

Obecnie ☼

Całą noc kręcę się z boku na bok. Rozmyślam, a przede wszystkim boję się okropnie, że z ciemności wyłoni się twarz Damona. Jestem jednym wielkim kłębkiemnerwów.

Z samego rana opowiadam rodzicom, co i jak. Przejmują się. Teraz każde z nich rozpisuje sobie grafik tak, by cały czas ktoś był w domu. Czuję się winna całej tej sytuacji. Widzę, że byłam głupia, gdybym odeszła w porę, do tego wszystkiego by nie doszło. Powinnam była ufać rodzicom, zwierzyć się. Gdyby, gdyby… wykończy mnie to gdybanie.

Wstaję z łóżka i z ociąganiem idę do łazienki. Biorę szybki prysznic, układam włosy i robię delikatny makijaż. Ubieram czerwoną koszulkę i ogrodniczki, po czym schodzę nadół.

Mama już czeka w kuchni z miską płatków z mlekiem oraz sokiem pomarańczowym wszklance.

– Cześć, kochanie. Przespałaś się choć trochę? – wita mnie, uśmiechając się smutno.

Podchodzę i przytulam się doniej.

– Hej. Powiedzmy. To dla mnie? – Wskazuję na stół, by zmienićtemat.

– Tak. Zajadaj. Smacznego. – Odwraca się i wyciąga naczynia ze zmywarki.

Siadam posłusznie i zaczynam jeść, choć wszystko rośnie mi w gardle.

– Tak sobie pomyślałam – mówi po chwili, ale nie patrzy na mnie. – Może pomogłabyś mi dziś w ogródku? – Teraz dopiero odwraca się w mojąstronę.

– Jasne, że cipomogę.

– Super. To jak zjesz, przyjdź do szopy ponarzędzia.

Kiwam głową i oddaję się swojemu śniadaniu. Dawniej lubiłam jej pomagać, a później stało się, co się stało i wszystko zeszło na dalszy plan. Dlatego chcę się jakoś zrehabilitować w oczach mamy. Ona poświęca się dlamnie.

Poświęca na pracę czas, który mogłaby spędzić z tatą, byśmy mogli żyć godnie, więc wyjście do ogrodu i pomoc to i tak nic za jej wielkie serce.

Kończę jeść i wstawiam miskę do zmywarki. Idę przebrać spodenki, by tych nie zabrudzić ziemią. Ubieram trampki. Wychodząc na dwór, piszę jeszcze SMS doDeana.

Idę sadzić kwiatki z mamą. Bądź ze mnie dumny ;D

Kieruję się w stronę szopy, z której mama już wyciąga ziemię, doniczki i inne potrzebnesprzęty.

– Gotowa? – Uśmiecha się, a ja wiem, że zrobiłam cośdobrego.

Przez cały dzień doprowadzamy ogródek do tak pięknego stanu, że moglibyśmy startować w jakimś konkursie. Kwiaty zdobią nasz taras oraz wejście przed domem. Nowe krzaczki znalazły wreszcie swoje miejsce na kawałku trawnika, a rabata obok huśtawki wygląda schludnie. Zmęczone zajmujemy miejsce na dużej drewnianej konstrukcji. Bujamy się delikatnie, gdy dołącza do nas tata. Albo wrócił wcześnie, albo jest już takpóźno.

– Cześć, księżniczki – wita się z nami. – Pomyślałem, że dziś, skoro wy ciężko pracujecie fizycznie, ja zajmę się obiadem i… tadam! – Wyciąga zza pleców pudełko zpizzą.

Uśmiecham się delikatnie, by nie okazać się niewdzięczna. Bierzemy po kawałku i zajadamy się tym specjałem. Cieszę się z postępów, jakierobię.

Po kolacji w końcu spoglądam na ekran swojego telefonu. Mam kilka nieodebranych połączeń od nieznanego numeru i SMS odDeana:

Jestem z ciebie ogromnie dumny. Muszę koniecznie zobaczyć twojedzieło.

Robię zdjęcie z okna pokoju rodziców i wysyłam mu, dołączającwiadomość:

Zjadłamnawet pizzę. Jeśli to nie jest ogromny krok naprzód, to już nie wiem, co nim będzie. Co tam w wielkimświecie?

Właśnie jestem na przyjęciu z okazji zakończenia zdjęć do ostatniego odcinka serialu. Ale tutaj jest nudnoooo. Chętnie bym sadził te kwiatki, zamiast siedzieć i jeść, gadać i wyglądać jak spod igły. Opowiedz mi cościekawego.

Ha, ha! Nie wierzę, że się nudzisz. Pewnie nie możesz się odgonić od swoich fanek. Co ja ci mogę opowiedzieć… Pani Montez dziś goniła Ogonka przez nasze podwórko, bo porwał jej plaster boczku z talerza. Mówię ci, komiczny widok ;D

Pani Montez to nasza sąsiadka po sześćdziesiątce. I jak na ten wiek i tuszę, to ma jeszcze spory power, by gonić swojego równie „potężnego” psa.

O Boże, teraz mam przed sobą obraz tej wielkiej baby. Jak ja zasnę dziś bez koszmarów? :O

Dasz radę. Myśl o boczku, był mniej tłusty. Leć się bawić. Odezwij się jutro! ♥

Ha, ha, ha! Tak zrobię, chociaż nie wiem, czy coś to da. Dobranoc ♥

Z uśmiechem maszeruję do łazienki, by zmyć trud dzisiejszegodnia.

Dzisiaj jest dzień „lekcji”.

Siedzę przy stole w jadalni i rozwiązuję skomplikowanerównania.

Mózg przegrzał mi się już po kilku pierwszych minutach, a tu została jeszcze godzina. Wzdycham i wracam dozadania.

– Świetnie sobie poradziłaś, Summer – chwali mnienauczycielka.

– Dziękuję – odpowiadam. – Zrobimy krótką przerwę? Zrobię pani tę pyszną kawę – mówięzachęcająco.

– No dobra, ale pięć minut. – Puszcza do mnieoczko.

Wstaję i kieruję się do kuchni. Nasze lekcje z reguły wyglądają tak samo. Najpierw się uczymy, a gdzieś w połowie proponuję kawę, której nie chce pić zaraz gdy przychodzi. To nasza mała tajemnica, ale itradycja.

Robię kawę z ekspresu, posypując ją odrobiną cynamonu. Na tackę daję kubek z gorącym napojem oraz cukier. Stawiam wszystko przed zaczytaną w równaniach matematycznych starszą kobietą. Ona kocha te cyfry, ale i ma dar przekazywania tej wiedzy dalej. Nie uczy już w naszej szkole, ale przez wzgląd na to, że mój tato był jej uczniem, zgodziła się przychodzić do nasprywatnie.

– Jak miewa się pani syn? – zagaduję.

Lubi opowiadać, a że w jej życiu został już tylko syn, to sprawiam jej tym większą radość, pytając oniego.

– Och… Przyjechał do mnie na weekend. – Upija łyk kawy. Kontynuuje po krótkiej przerwie: – Znowu z inną kobietą. Myślę, że wnuków to się nigdy nie doczekam. A wiadomo, młodsza już nie będę. – Wzdychasmutno.

Jej syn za rok kończy czterdzieści lat. Mając ich trzydzieści, rozwiódł się po zaledwie roku małżeństwa. Od tamtej pory nie był z żadną kobietą dłużej niż kilka miesięcy. Biedna pani Atkinson. Współczuję jej. Jest samotna, ale nie zgorzkniała, jak inne staruszki w jejwieku.

– Przykro mi. Ale może to właśnie ta? – Spoglądam na nią, uśmiechając siępocieszająco.

– Summer, skarbie, proszę cię. Znam swojego syna i te jego „na zawsze”. Daję im góra dwa miesiące. To lalunia, która poleciała na jego kasę. Widać, że lubi solarium, botoksy i te inne wynalazki dwudziestego pierwszego wieku. – Przewracaoczami.

– Zobaczy pani, że syn znajdzie jeszcze tą jedyną. A jakFelix?

– On ma się cudownie. Właśnie kupiłam mu nową karmę i jest zachwycony. Ostatnio był poza domem dłużej i obawiam się, że mógł zrobić jakiejś kocicy potomstwo. Tak więc w sumie będę kocią babcią. Powiem ci coś jeszcze. – Uśmiecha się tajemniczo. – Mój sąsiad, wiesz, ten z domu obok, zaczął do mnie częściej zagadywać. Zapytał nawet, czy nie mam ochoty na spacer. Uwierzysz? Po tylu latach znajomości. Dobra no, żona zmarła mu niedawno, ale nigdy jakoś specjalnie nie odzywał się pierwszy, a tuproszę.

– O, pani Atkinson! Coś tu się szykuje. Niech się pani zgodzi na ten spacer, zawsze to weselej miećtowarzystwo.

– Jesteś niepoprawną romantyczką, moja droga. Ja i spacer? Żeby kości mi sięrozsypały?

– No niech już pani nie marudzi, tylko da sobie szansę naprzygodę.

– Czy ty chcesz mnieswatać?

– Może – odpowiadam tajemniczo.

Śmiejemy sięserdecznie.

– Dobra, zabieraj się za zadania, bo ja tu przyszłam cię czegoś nauczyć, a nie naplotki.

– Tak jest. – Posłusznie biorę się za kolejnezadania.

Lekcja upływa znacznie szybciej. Gawędzimy jeszcze chwilę, po czym idę odpocząć przed kolejnymi zajęciami, które już tak wesołe niebędą.

Po kolejnej lekcji jestem tak zmęczona, że jedyne, o czym marzę, torelaks.

Siadam na tarasie z kawałkiem ciasta i sokiem. Wystawiam twarz do słońca i oddaję się błogiemu lenistwu. Happy biega po ogrodzie jak mały perszing. Chociaż jest gorąco, jemu to nie przeszkadza, mógłby tak biegać bezkońca.

– Cześć, koleżanko – odzywa się zza moich pleców miłygłos.

– Annie! Jak miło cię widzieć. Myślałam, że wpadniesz na weekendzie. – Przytulam przyjaciółkę i przystawiam drugi leżak dlaniej.

– Tak, ale rodzice wymyślili wycieczkę, w dodatku mam spotkanie w samorządzie, więc może się to nie udać. Dlatego pomyślałam, że zrobię ci niespodziankę. – Puszcza mi oczko i wyciąga w moją stronę kubek pełen pachnącejkawy.

– Mówiłam ci już, że jesteś najlepsza? – Biorę od niej napój i zanurzam w nimusta.

– Kilka razy. – Macha ręką. – Ale możesz powtarzać to ciągle. – Wystawia język, z czego obie sięśmiejemy.

Czasami potrzeba nam drugiej osoby, by życie choć trochę stało sięlepsze.

Odkładam kubek na stół. Kieruję się do kuchni po ciasto dla mojegogościa.

– Co tam w szkole ciekawego? – pytam, gdy już siedzę na wprost niej i popijam mój ulubionynapój.

– Bez ciebie to nie to samo. Ale rozumiem cię doskonale – dodaje, gdy tylko otwieram usta, by coś powiedzieć. – Alan jest z Maggie, rozumiesz to? – Śmieje sięcichutko.

– Oj, wiesz, oni do siebie idealnie pasują. Oboje są trochę nerdami, to co się dziwić, że w końcu dostrzegli siebienawzajem.

– No tak. – Wzrusza ramionami. – Matematyka mnie zabije na egzaminach. Ja nie wiem, czy to ja jestem tak nieogarnięta, czy ta baba nie umie tłumaczyć. – Wzdychaciężko.

– Zawsze możemy uczyć się razem. Moja nauczycielka jest cudowna, jeśli chodzi o tenprzedmiot.

– To chociaż tyle masz dobrze. U nas złe oceny sypią się jak z dziurawego worka z mąką. A jakby rzucićszkołę?

– Tak, tak, z pewnością wtedy dostaniesz się na studia. – Śmiejemy sięszczerze.

Gawędzimy jeszcze chwilę o nic nieznaczących sprawach, po czym odważam się i mówię jej o Damonie. Patrzy na mnie szeroko otwartymioczami.

– Żartujesz?

– Chciałabym, ale jednaknie.

– Zrobiłaś coś z tym? Byłaś napolicji?

– Rodzice dzwonili do prawnika, a teraz się wymieniają „opieką” nade mną. – Robię znak cudzysłowu wpowietrzu.

– To dobrze. Rany, Summer. Mam nadzieję, że ten człowiek da ci w końcuspokój.

– Też żyję taką nadzieją. – Wzdycham.

Czuję oplatające mnie w pasie ramiona przyjaciółki. Pozwalam jej na ten gest, odwzajemniając go. Trwamy tak przez chwilę. Rozmawiamy jeszcze kilka godzin. Mam się znacznie lepiej po tych beztroskichchwilach.