Suma. Czterdzieści opowieści o życiu pozagrobowym - David Eagleman - ebook

Suma. Czterdzieści opowieści o życiu pozagrobowym ebook

David Eagleman

0,0
22,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Co się z nami dzieje po śmierci? Czy Bóg istnieje? A jeśli tak, jak wygląda? A co z Niebem i Piekłem? Każda z tych czterdziestu opowiastek daje na te pytania inne odpowiedzi. W jednym wariancie Bóg jest kobietą, w drugim parą małżeńską. W jeszcze innym jest gigantyczny, a w kolejnym ? mały jak bakteria i nie ma pojęcia o naszym istnieniu. A życie pozagrobowe? Czy spędzamy je jako aktorzy w snach innych ludzi? Czy też polega ono na powtórnym przeżyciu własnej egzystencji ? tyle że przewiniętej od końca do początku? A może zaświaty są poczekalnią, w której możemy zostać do chwili, gdy na Ziemi ktoś po raz ostatni wypowiada nasze imię?

 

W miniaturowych opowieściach Eaglemana melancholia wymieszana jest z osobliwym poczuciem humoru. Ale każda z nich jest na swój sposób wzruszająca. I każda skrywa w sobie filozoficzne pytanie o sens naszego życia - ale nie życia po śmierci, lecz życia, które ją poprzedza. Okazuje się bowiem, że nie każda możliwa do wyobrażenia wizja zaświatów jest pocieszająca.

 

David Eagleman (1971) to amerykański neuronaukowiec, professor Uniwesytetu Stanforda i szef Laboratorium Percepcji i Akcji w Baylor College of Medicine w Teksasie. Autor popularnej książki wydanej w Polsce pod tytułem Mózg incognito. Wojna domowa w Twojej głowie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 93

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Sumowanie

W życiu pozagrobowym przeżyjesz powtórnie wszystkie swoje doświadczenia, ale tym razem zdarzenia będą ułożone w nowym porządku – wszystkie chwile podobne do siebie zostaną połączone.

Spędzisz dwa miesiące, jadąc samochodem po ulicy, przy której mieszkałaś, i siedem miesięcy, uprawiając seks. Przez trzydzieści lat będziesz spać, nie otwierając oczu. Pięć miesięcy spędzisz na sedesie.

Wszystkich chwil bólu doświadczysz w jednej serii, w ciągu dwudziestu siedmiu intensywnych godzin. Złamania kości, wypadki samochodowe, skaleczenia, porody. Ale gdy już przez to przejdziesz, resztę pośmiertnego życia spędzisz bez cierpień.

Nie znaczy to jednak, że zawsze będzie przyjemnie. Przez sześć dni będziesz obcinała paznokcie. Piętnaście miesięcy zajmie ci szukanie zgubionych przedmiotów. Osiemnaście – stanie w kolejce. Dwa lata będziesz się nudzić, wyglądając przez okno autobusu lub siedząc w terminalu lotniska. Przez rok będziesz czytać książki. Będą cię boleć oczy. Skóra będzie cię swędzieć, ponieważ nie będziesz mogła się umyć, dopóki nie nadejdzie czas na dwustudniowy prysznicowy maraton. Przez dwa tygodnie będziesz się zastanawiać, co stanie się z tobą po śmierci. Przez pełną minutę będziesz się przewracać. Przez siedemdziesiąt siedem godzin nie będziesz wiedziała, co masz zrobić. Przez godzinę będziesz męczyła się z myślą, że zapomniałaś czyjegoś nazwiska. Trzy tygodnie będziesz żyć ze świadomością popełnionego właśnie błędu. Przez dwa dni będziesz kłamać. Sześć tygodni zajmie ci czekanie na zielone światło, a wymiotowanie – siedem godzin. Przez czternaście minut będziesz doświadczać pełnego szczęścia, trzy miesiące – zajmować się praniem, a przez piętnaście godzin – składać swój podpis. Dwa dni stracisz na zawiązywanie sznurowadeł. Sześćdziesiąt siedem na przeżywanie zawodów miłosnych. Pięć tygodni na błądzenie samochodem w poszukiwaniu właściwej drogi. Trzy dni spędzisz, obliczając wielkość napiwku dla kelnera, i pięćdziesiąt jeden dni – zastanawiając się, w co się ubrać. Przez dziewięć dni będziesz udawała, że wiesz, o co chodzi w rozmowie. Dwa tygodnie zajmie ci liczenie pieniędzy, a zaglądanie do lodówki – osiemnaście dni. Na trzydzieści cztery dni ogarnie cię tęsknota. Sześć miesięcy poświęcisz na oglądanie telewizyjnych reklam, a cztery tygodnie – na zastanawianie się, czy nie należałoby się zająć czymś bardziej pożytecznym. Przez trzy lata będziesz jeść, a przez pięć dni – zapinać i rozpinać guziki oraz zamki błyskawiczne.

Cztery minuty poświęcisz na zastanowienie się, jak wyglądałoby twoje życie, gdyby zdarzenia zostały ułożone w innym porządku. W tej części życia pozagrobowego wyobrazisz sobie istnienie podobne do tego, które już masz za sobą i zachwycisz się myślą o życiu, którego epizody podzielone są na maleńkie, możliwe do przełknięcia porcje, istnienie, w którym nic nie trwa zbyt długo, w którym mogłabyś przechodzić od jednego zdarzenia do innego – jak dziecko przeskakujące z nogi na nogę na gorącym piasku.

Równość

W życiu pozagrobowym odkryjesz, że Bóg rozumie, jak bardzo złożone jest życie. Wprawdzie początkowo Bóg uległa presji swoich kolegów i tak jak inni bogowie dokonała binarnego podziału ludzi na dobrych i złych, ale dość szybko zdała sobie sprawę, że człowiek może być pod wieloma względami dobry, a jednocześnie, pod innymi względami, zepsuty i niegodziwy. Jak wobec tego miałaby decydować, kto trafi do Nieba, a kto do Piekła? Czy nie jest możliwe, zastanawiała się, by malwersant przeznaczył pieniądze na cele dobroczynne? Czy nie bywa tak, że cudzołożnica wnosi przyjemność i poczucie bezpieczeństwa do życia dwóch mężczyzn? Czy nie zdarza się, że dziecko nieświadomie wyjawia sekret, który powoduje rozpad rodziny?

Dzielenie ludzkości na dwie części – dobrą i złą – wydawało się rozsądne, gdy była młoda, ale w miarę, jak zdobywała kolejne doświadczenia, stawało się coraz trudniejsze. Bóg opracowała więc skomplikowane formuły uwzględniające setki czynników i uruchomiła komputerowe programy generujące długie taśmy wydruków z wiecznymi wyrokami. Jej wrażliwość buntowała się jednak przeciwko tej automatyzacji i kiedy pewnego dnia komputer wydał decyzję, z którą nie mogła się zgodzić, wzburzyła się tak bardzo, że wyrwała wtyczkę z gniazdka. Tego popołudnia wysłuchała żalów dwóch zmarłych pochodzących z walczących ze sobą narodów. Obie strony ucierpiały, obie wysuwały uzasadnione skargi, obie żarliwie przedstawiały swoje racje. Bóg zakryła uszy i bezsilnie załkała. Zrozumiała, że ludzie są wielowymiarowi. Nie mogła już dłużej kierować się sztywnym schematem, który przyjęła w młodości.

Nie wszyscy bogowie mają takie problemy. Możemy uznać, że mamy szczęście, skoro w chwili śmierci odpowiadamy za swoje czyny przed istotą o tak wielkiej wrażliwości na to, co dzieje się w powikłanych duszach Jej stworzeń. Bóg snuła się miesiącami po swoim niebiańskim salonie ze zwieszoną głową, a kolejka dusz czekających na sąd rosła. Jej doradcy sugerowali, by odsunęła od siebie te obowiązki, ale kochała ludzi za bardzo, by oddać ich pod cudzą opiekę.

W chwili desperacji pomyślała, żeby pozwolić czekającym w kolejce duszom na stanie w niej w nieskończoność, tak żeby same znalazły rozwiązanie. Ale potem w Jej miłosiernym umyśle pojawiła się lepsza koncepcja. Stać Ją przecież na to, by zapewnić miejsce w Raju wszystkim ludziom, nawet najgorszym. W każdym jest coś dobrego – taka była specyfikacja tego projektu. Nowy plan przywrócił sprężystość Jej krokom, a Jej policzki znów się zarumieniły. Zamknęła Piekło, zwolniła Diabła i sprowadziła wszystkich, najmarniejszych nawet ludzi do Nieba, by zasiedli obok Niej. W ramach nowego systemu wszyscy mieszkańcy Raju – nowi i dawni, nikczemni i sprawiedliwi – mieli prawo rozmawiać z Nią przez równą ilość czasu. Większość ludzi uznała, że jest nieco gadatliwa i nadopiekuńcza. Nie można jednak było zarzucić Jej braku troski.

Najważniejszym aspektem nowego systemu było równe traktowanie wszystkich. Skończyły się czasy, gdy na jednych czekały płomienie, a na innych dźwięki harf. Życie w zaświatach nie sprowadza się już do przeciwieństwa między pryczą a łóżkiem wodnym, surowymi ziemniakami a sushi, wrzącą wodą a szampanem. Wszyscy ludzie stali się braćmi i po raz pierwszy zrealizowana została idea, której nigdy nie udało się urzeczywistnić na ziemi – prawdziwa równość.

Komuniści byli zbici z tropu i zirytowani, ponieważ znaleźli się wreszcie w swoim idealnym ustroju, ale stało się to za sprawą pani Bóg, w którą nie chcieli uwierzyć. Merytokraci czuli się zażenowani, ponieważ razem z bandą lewaków utknęli na wieczność w systemie pozbawionym bodźców i zachęt. Zwolennicy prawicy nie mieli biedaków, których mogliby oskarżać o ich własną biedę, a zwolennicy lewicy – żadnych uciskanych, których mogliby bronić.

Bóg usiadła więc w nocy na swoim łóżku i zapłakała, ponieważ jedyną opinią, z którą wszyscy byli gotowi się zgodzić, było to, że znaleźli się w Piekle.

Krąg przyjaciół

Kiedy umierasz, masz wrażenie, że zaszła jakaś subtelna zmiana, chociaż wszystko wygląda mniej więcej tak samo. Wstajesz i myjesz zęby. Całujesz żonę i dzieci, po czym wychodzisz do pracy. Ruch na ulicy jest mniejszy niż zazwyczaj. W biurze jest mniej ludzi, tak jakby był to okres wakacyjny. Ale w twoim pokoju wszyscy są na miejscu i pozdrawiają cię uprzejmie. Dziwisz się, że jesteś tak lubiany. Każdy, kogo spotykasz, to ktoś znajomy. W pewnej chwili pojmujesz, że to życie pozagrobowe – świat składa się wyłącznie z ludzi, których kiedyś spotkałeś.

Jest to zaledwie znikomy odsetek mieszkańców Ziemi – jakieś 0,00002 procent – ale dla ciebie to spory tłum.

Okazuje się, że są tu tylko ci, których pamiętasz. Dlatego kobieta, z którą wymieniliście spojrzenia w windzie, może tu się znaleźć, ale też może jej nie być. Jest tu natomiast twój nauczyciel z drugiej klasy, wraz z większością jej uczniów. Są twoi rodzice, twoi znajomi z kolejnych lat życia. Twoje dawne kochanki. A także twój szef, twoje babcie oraz kelnerki, które podawały ci lunch. Te, z którymi umówiłeś się na randkę, te, z którymi prawie umówiłeś się na randkę, te, do których nawet się nie odezwałeś. To cudowna okazja do spędzenia czasu z twoim tysiącem kontaktów, do odnowienia zanikających więzi, do odbudowania tych, którym pozwoliłeś wygasnąć. Dopiero po kilku tygodniach poczujesz się nieszczęśliwy.

Będziesz się zastanawiać, na czym polega różnica. Kiedy będziesz szedł z kolegą lub dwoma przez wielki, pusty park, nie zauważysz żadnych nieznajomych dodających wdzięku pustym parkowym ławkom. Żadnych anonimowych rodzin rzucających kaczkom kawałki chleba, żadnych dzieci, których śmiech sprawiał, że zaczynałeś się uśmiechać. Gdy wyjdziesz na ulicę, zauważysz, że nie ma tam żadnych tłumów, żadnych gmachów wypełnionych pracownikami. Nie ma też odległych miast, w których trwa ludzka krzątanina, szpitali działających 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu zajmujących się umierającymi pacjentami, pociągów odjeżdżających wieczorem z upakowanymi jak sardynki w puszce pasażerami wracającymi po pracy do swoich domów. I tylko kilku cudzoziemców.

Zaczniesz rozumieć, że to jest obcy świat. Uświadomisz sobie, że nigdy nie wiedziałeś, co robi się z gumą, żeby wyprodukować oponę. Teraz fabryki są puste. A ty nie wiesz, jak zrobić krzemowy chip z nadmorskiego piasku, jak wystrzeliwać rakiety poza atmosferę, jak drylować oliwki i układać tory kolejowe. Teraz te wszystkie branże są nieczynne.

Brak ludzkiego tłumu sprawia, że czujesz się samotny. Narzekasz, że brak ci nowych ludzi, których mógłbyś spotkać. Ale nikt cię nie słucha ani nie rozumie – żyjesz przecież teraz w świecie, który sobie wybrałeś, gdy byłeś jeszcze żywy.

O zstępowaniu gatunków

Po śmierci będziesz mógł skorzystać ze wspaniałej szansy wybrania sobie, kim będziesz w następnym życiu. Może zechcesz zmienić płeć? Urodzić się w rodzinie królewskiej? Być bezdennie głębokim filozofem? Żołnierzem szykującym się do zwycięskich bitew?

Ale może trafiłeś tu po trudnym życiu. Może byłeś udręczony przez wielką mnogość decyzji i osaczających cię obowiązków i teraz marzysz tylko o jednym – o prostocie. To dopuszczalne. Więc w kolejnej rundzie wybierzesz życie konia. Zapragniesz rozkoszy tego tak prostego istnienia: dni spędzanych na zielonych łąkach, elegancji swojego szkieletu, ciężaru mięśni, kołyszącego się powoli ogona, kłębów pary wydostających się z nozdrzy, gdy pędzisz przez pokrytą śniegiem równinę.

Obwieszczasz swoją decyzję, wypowiedziane zostaje zaklęcie, różdżka unosi się w górę i twoje ciało zaczyna przekształcać się w ciało konia. Mięśnie pęcznieją, a na skórze pojawia się dywan mocnych włosów. Szyja staje się gruba i długa, ale od razu uznajesz to za naturalne. Arterie szyjne poszerzają się, palce zmieniają się w kopyta, kolana sztywnieją, biodra nabierają mocy. Wraz z wydłużaniem się głowy zmienia się również mózg: kora mózgowa staje się cieńsza, a móżdżek rośnie. Homunkulus przetapia człowieka w konia, neurony przekierunkowują się, synapsy rozłączają się i łączą na nowo według końskich schematów, a twoje marzenie, by dowiedzieć się, jak to jest być koniem, jest coraz bliższe spełnienia. Troska o ludzkie sprawy zaczyna zanikać, opuszczają cię wątpliwości co do natury ludzkiej, opuszcza cię również ludzki sposób myślenia.

I nagle, na krótką chwilę, uświadamiasz sobie problem, który przeoczyłeś. Otóż im bardziej stajesz się koniem, tym bardziej zapominasz pragnienie, by się nim stać. Zapominasz, jak to było być człowiekiem zastanawiającym się, jak to jest być koniem.

Ten moment przytomności umysłu nie trwa długo, ale jest on karą za twoje grzechy, chwilą, w której sęp wyrywa Prometeuszowi wątrobę – pół-człowiek pół-koń pojmuje, że nie można docenić celu, zapomniawszy o punkcie wyjścia. Nie można rozkoszować się prostotą, nie znając alternatyw.

Nie to jednak jest najgorsze. Uświadamiasz sobie bowiem, że gdy znajdziesz się w tym miejscu ponownie, nie będziesz w stanie, ze swoim ciężkim końskim mózgiem, poprosić o to, by w kolejnym życiu być człowiekiem. Nie będziesz rozumiał, co to znaczy być człowiekiem. Twój wybór, by zejść w dół po drabinie inteligencji, jest nieodwracalny. W ostatniej chwili przed całkowitą utratą ludzkiej zdolności myślenia w twojej głowie pojawi się bolesne pytanie – jakaż to wspaniała pozaziemska istota, opętana myślą o znalezieniu prostszej egzystencji, postanowiła w kolejnym życiu zostać człowiekiem?

Gigantka

W życiu pozagrobowym doświadczysz miękkości. Znajdziesz się w dużym, wyściełanym miejscu, gdzie wszystko wygląda tak, jakby zostało zaprojektowane z myślą o spokoju i wygodzie. Będziesz stąpać bezszelestnie po puszystych dywanach. Ściany będą wyłożone poduszkami. Pokryty gąbką sufit będzie tłumił dźwięki. Nie znajdziesz żadnej twardej powierzchni – wszystko wyłożone będzie puchem. Gdy wejdziesz do głównego holu, od razu zauważysz postawnego mężczyznę o władczym wyglądzie. Mężczyzna wygląda tak, jak mógłby wyglądać Bóg, tyle tylko, że ten jest wyraźnie zaniepokojony, a jego oczy są smutne. Prawdopodobnie wyjaśni ci, że bardzo martwi go rozpowszechnienie broni atomowej na Ziemi, i że często budzi się zlany zimnym potem, słysząc głośne eksplozje.

– Żeby była jasność – powie. – Nie jestem twoim Bogiem. Jestem twoim galaktycznym sąsiadem. Pochodzę z planety krążącej wokół gwiazdy z gromady kulistej, którą wy nazywacie Terzan 4. Więc siedzimy w tym samym gównie.

– Jak to, w gównie?

– Nie mów tak głośno – poprosi kosmita. – Od dawna badamy naszych sąsiadów, czyli Ziemian oraz mieszkańców trzydziestu siedmiu innych planet. Opracowaliśmy bardzo dokładny system równań, które pozwalają nam przewidywać tempo rozwoju i społeczne trendy w tych światach.