10,10 zł
W prawdzie „Studium” to dogłębna analiza bazująca na konkretnych faktach, potknąć można się zwykle idąc, a język można wytknąć w akcie dezaprobaty licząc, jak małe dziecko, na bezkarność. Niemniej całość miała skleić się w jedną bryłę słów dającą mi, jako autorowi, bezkarność w epatowaniu swoim nastrojem na kartki porozrzucane tuż obok lub trochę dalej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 22
© Sławomir Pałka, 2017
W prawdzie „Studium” to dogłębna analiza bazująca na konkretnych faktach, potknąć można się zwykle idąc, a język można wytknąć w akcie dezaprobaty licząc, jak małe dziecko, na bezkarność. Niemniej całość miała skleić się w jedną bryłę słów dającą mi, jako autorowi, bezkarność w epatowaniu swoim nastrojem na kartki porozrzucane tuż obok lub trochę dalej.
ISBN 978-83-8126-301-6
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
otwarcie winno być jasne i dające określenie
tego co zawierać ma zbiór liter,
co łamie palce by ból był znacznikiem behawioralnym.
zatrzymajmy się na chwilę uchylając od obowiązku
tłumaczenia dnia, że gdzieś ucieka przed nocą.
rozważam,
stąd płyną następne węże co kuszą by podać
w wątpliwość jego czyny, a o niej myśleć, że wróci
bo przecież powinna.
bo przecież chcę rozumieć ją, jego, siebie
i czasem pisać wiersze.
otwieram.
panie bo żeby być trzeba słuchać, stukania
kolejnych słów o próg sumienia i nie odkładać ich
na później. okruszki ciastek upieczonych z oczekiwań
na nowe osiągnięcia zmiecione na szufelkę,
pod szafkę czy dywan
kończą swoją słodka misję — niechciane i denerwujące.
bo żeby, płynąć trzeba umieć unosić
się na wodzie. toniemy
bez przerwy w nowym ekscentryzmie, ekskremencie
wydalanym jako indywidualność.
bo żeby, mieć jakieś szanse warto
zajrzeć w zakamarki celi. za oczami
są ścieżki nerwów gdzie
co dzień chadzają nowe spostrzeżenia.
bo żeby czuć nie dotykając, trzeba najpierw
dostrzec lub zwyczajnie wiedzieć jak patrzeć.
bo żeby, nie zabijać Cię szpilkami pod paznokciem
czy kłamstwami pod powieką, należy westchnienie
niewygody znieść z uśmiechem na ustach.
proszę o kawałek chleba za dnia
bo normalności mi brak
bo brak mi normalności
podczas gdy wystają z fletu melodie.
palcem docieram dozwolonym traktem
we włosach. zaplątanym gestom
nie oddaje się wolności. w historii
nad głowami palą się
lampki wygnane z życia.
niewielu ma odwagę by spojrzeć w górę.
popatrzmy w dół, gdzie paskudnie
kichnął los opryskując,
twarz kolejnymi falami pogardy.
a niezmierzone dobro śpi,
nie płacze,
bo nie pada.
zmęczone oczy pamiętają słów tysiące
spisanych gdzieś przy małej lampce. wina
lepszego smak by nutkę rozluźnienia przyjąć
ze spokojem wyobraźni. drzwi
związane drutem poplątanym po próbach ich otwarcia.
zamknięte usta zszyte niewiedzą,
nie mówią jak umiera kolejny wiersz.
bez głowy i kropek, przecinków i członków.
bez rąk, bez twarzy.
w fotografii zatrzymany czas po to aby ktoś zapłakał
lub się zaśmiał. niewierny
wiersz bez Boga, jak pies do drzewa
wiązany, bez Boga i syna
w jego imię rzucony kolejny kamień.
pamiętają to oczy zmęczone
przy świecy wiszące na nożu
to wino dławiące wydarty przełyk drutem ściśnięty.
bez tchu wyobraźnia tuszuje pokaleczone momenty
nadzieja bawi się w pchełki,
a oni niosą dzieciom słodycz udręki.