Sprawa jedenastu. Uwięzienie przywódców NSZZ "Solidarność" i KSS "KOR" 1981-1984 - Andrzej Friszke - ebook

Sprawa jedenastu. Uwięzienie przywódców NSZZ "Solidarność" i KSS "KOR" 1981-1984 ebook

Andrzej Friszke

0,0
54,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Rok 1981. Komuniści tracą grunt pod nogami. Władze robią wszystko, by odzyskać kontrolę nad państwem. 13 grudnia wprowadzony zostaje stan wojenny. Niedługo później rusza jeden z najgłośniejszych procesów politycznych doby PRL.

Śledztwo lat 1981-1984 wymierzone przeciwko przywódcom opozycji staje się najważniejszą sprawą karną epoki. O próbę obalenia przemocą ustroju PRL zostaje oskarżony . Jacek Kuroń, Adam Michnik czy Zbigniew Romaszewski. Cel działań jest jednoznaczny - osłabienie rosnącej w siłę Solidarności. Swój sprzeciw wobec procesu głośno wyraża Kościół Katolicki oraz europejskie rządy zachodnie.

Andrzej Friszke kontynuuje wielką opowieść o wolnościowym zrywie Polaków przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Po głośnej Rewolucji Solidarności, Czasie KOR-u i Anatomii buntu czas na historię śledztwa przeciw najważniejszym przywódcom Solidarności i KOR-u. Jego przebieg w "Sprawie jedenastu…" został po raz pierwszy opisany w sposób wyczerpujący, na podstawie materiałów źródłowych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1087

Data ważności licencji: 12/19/2027

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

■ 13 grudnia 1981 r., dzień, w którym wprowadzono stan wojenny, otwierał okres przywracania dominacji władz PRL nad społeczeństwem oraz egzekwowania posłuszeństwa siłą. Stosowano siłę, łamiąc opór, który przybierał postać strajków i demonstracji. Przemocą było internowanie tysięcy obywateli i skazywanie kolejnych za łamanie narzuconego gwałtem prawa stanu wojennego. Formą przemocy była też propaganda sącząca się z telewizji, radia i gazet, które znów stały się tubą rządzących. Propaganda miała dezinformować, przedstawiać fałszywy obraz zdarzeń, oskarżać Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” i jego działaczy o doprowadzenie do kryzysu i stanu wojennego, miała też odebrać dobre imię tym, którzy byli przywódcami Związku i cieszącymi się społecznym zaufaniem liderami. Aparat państwa reprezentujący jedną partię i jedną ideologię zmierzał do zniszczenia nie tylko Solidarności jako wielkiej organizacji skupiającej miliony obywateli, ale też jej najważniejszych osiągnięć – zdolności budowania opinii publicznej, poczucia praw obywatelskich (w tym prawa do wypowiadania własnego zdania bez obawy o konsekwencje), poczucia wolności, dążeń do samorządności, pluralizmu, samostanowienia. Stan wojenny zmierzał więc do zniszczenia tego wszystkiego, co nie mieściło się w ramach ustroju dyktatury, w nim bowiem władza miała monopol na informacje i opinie, na organizowanie się obywateli, na określanie granic wolności wypowiedzi i granic samorządności, które to wolności z reguły były zresztą iluzoryczne, służyły jedynie do maskowania totalnego charakteru systemu. Jego istotą było bowiem sprawowanie władzy na każdym szczeblu przez nominatów partii za pomocą mechanizmu nomenklatury kadr.

Przeprowadzane po 13 grudnia 1981 r. śledztwa i procesy karne miały służyć zastraszaniu tych, którzy trafiali w ich tryby, i tych, którzy mogliby w nie trafić, jeśli zaryzykują nieposłuszeństwo wobec reżimu. Śledztwa i procesy były dla oficerów SB, wiernych prokuratorów oraz aparatu PZPR również kompensacją za upokorzenia, jakich doświadczyli w latach 1980–1981, okazją do odegrania się. Dokumenty z partyjnych narad pokazują, że nienawiść do uwięzionych bywała silna także w części partyjnych dołów, np. wśród aktywistów organizacji zakładowych. Nienawiści tej doświadczali uczestnicy demonstracji, gdy przyszło im się zderzyć z niezwykłą brutalnością funkcjonariuszy ZOMO. Zarówno lektura akt przechowywanych w archiwach, jak i doświadczenia wielu uczestników tamtych wydarzeń pokazują, że nienawiść była organizowana odgórnie, ale spotykała się z aprobatą bardzo wielu ludzi akceptujących reżim i jego zasadniczą cechę – posłuszeństwo wobec narzuconej prawdy oraz podporządkowanie władzy. Teza, że prawie cały naród był przeciw narzuconemu systemowi, jest bajką stworzoną ku pokrzepieniu antykomunistycznych serc. W istocie społeczeństwo było podzielone, a od zbuntowanych i pragnących wolności liczniejsi byli ci, którzy przede wszystkim chcieli spokoju, uporządkowanych reguł życia, a także oczekiwali instrukcji, co jest prawdą, a co nie, co jest słuszne, a co nie, tak by mogli się czuć zwolnieni z samodzielnego analizowania sytuacji. Akceptowali zatem autorytet, który to podpowiada i daje gwarancję codziennego porządku, zachowania hierarchii i pewność stabilnej przyszłości.

Wszczęcie śledztwa przeciwko przywódcom Solidarności miało być zemstą na tych, którzy podważyli funkcjonowanie dyktatury monopartii, potrafili zorganizować społeczeństwo w wielkie i skutecznie działające struktury, ujawnili prawdę o systemie i zmusili go do obrony przy użyciu czystej przemocy. Władze PRL – jak się wydaje – nie potrafiły zrozumieć, jak to było możliwe, że partia utraciła kontrolę nad społeczeństwem. Snuto teorie spiskowe o reżyserowaniu kryzysu przez zagranicznych wrogów albo o wyjątkowych i perfidnych zdolnościach grupy zaprzysięgłych opozycjonistów skupionych zwłaszcza w Komitecie Samoobrony Społecznej „KOR”. Śledztwo miało dowieść prawdziwości tych wizji. Proces i towarzysząca mu kampania propagandowa miały ukazać „prawdziwy charakter” tego spisku, jego powiązań, odrzeć oskarżonych z chwały autentycznych przywódców, pokazać ich małość, odebrać im legitymację moralną. Proces miał obalić legendę Solidarności oraz w jakiejś mierze umożliwić przywracanie legitymizacji władz PRL w całym społeczeństwie.

Poleganie jedynie na sile i kłamstwie nie wystarczało, jeśli władze zamierzały stopniowo przywrócić stabilność systemu i jego prawomocność, toteż zakres bezprawia był kontrolowany – nie zniesiono wprost praworządności. Jednym z haseł reżimu było przywracanie poszanowania prawa, które choć twarde, ma być respektowane. Poruszano się więc w obrębie tak rozumianego prawa w traktowaniu internowanych i aresztowanych, także w procedurach śledczych. Wyobrażeń o działaniach Solidarności zamierzano dowieść za pomocą prawdziwych dokumentów i autentycznych wypowiedzi, nie zaś wymuszonych przemocą zeznań. Przed śledczymi stało więc niezwykle trudne zadanie.

Śledztwo przeciw przywódcom Solidarności i KSS „KOR” było największą sprawą karną, jaką władze PRL prowadziły po roku 1956. Jak nigdy dotąd, w sprawę zaangażowano wszystkie departamenty Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a dla Biura Śledczego MSW była to w latach 1982–1984 sprawa najważniejsza. Przebieg śledztwa i konkretne związane z nim propozycje stały się przedmiotem zainteresowania i konsultacji na najwyższych szczeblach partii i państwa. Podczas przygotowywania procesów politycznych w latach 60. zakres oskarżenia, skład ławy oskarżonych, terminy procesów, projektowana wysokość kar także były przedmiotem uzgodnień w kręgu prokuratora generalnego, szefa MSW, ministra sprawiedliwości, I prezesa Sądu Najwyższego oraz kierownika Wydziału Administracyjnego Komitetu Centralnego PZPR, a zapewne najwyższą instancją aprobującą przyjęte propozycje był I sekretarz KC PZPR. W analizowanym tu śledztwie było podobnie, lecz zarazem inaczej. Wiele decyzji podejmowała bowiem najwyższa władza – Biuro Polityczne KC PZPR lub sam I sekretarz i premier oraz szef Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, czyli Wojciech Jaruzelski.

W przedstawionym w tej książce śledztwie nie chodziło więc jedynie o grupę przywódczą Solidarności. Było ono także sprawą polityczną najwyższej wagi określającą charakter reżimu i zakres jego represyjności, wpływało na całą politykę karną wobec więźniów politycznych, miało też znaczenie symboliczne w stosunkach PRL z krajami bloku sowieckiego. Ściśle wiązało się ze skomplikowanymi stosunkami z Kościołem katolickim, w tym także z Janem Pawłem II, a w znacznej mierze określało ich perspektywy. Wiązało się też silnie z relacjami między reżimem PRL a demokratycznym światem Zachodu.

Ani prowadzona przez aparat władzy propagandowa krucjata, ani próba symbolicznego unicestwienia Solidarności i jej przywódców nie powiodły się. Wpływ na to miały okoliczności zewnętrzne wobec reżimu politycznego, ale także wewnętrzne zmęczenie, brak zapału do kontynuowania tak wyczerpującej walki.

To, że ostatecznie reżim się cofnął i do procesów nie doszło, było skutkiem rozważnej determinacji zachodnich przyjaciół Solidarności oraz mądrej polityki kościelnej łączącej pryncypializm z wolą kompromisu. Było też skutkiem niezłomności aresztowanych przywódców, którzy nie ugięli się wobec przemocy, nie dali się podzielić ani zastraszyć, nie podjęli współpracy ze śledczymi, wykazywali gotowość do oporu. Władza musiała się liczyć z tym, że proces będzie dla niej ciężkim doświadczeniem, oskarżeni zaś zamienią się w oskarżycieli reżimu. Wyznaczone na początku cele – obalenie legendy Solidarności i jej przywódców – nie zostały osiągnięte, a pełna kontrola nad tym, co się dzieje na sali rozpraw, okazała się niemożliwa.

Niniejsza książka jest kontynuacją trzech poprzednich, w których przedstawiłem historię głównego nurtu opozycji wobec systemu – Anatomia buntu. Kuroń, Modzelewski i komandosi, Czas KOR-u. Jacek Kuroń a geneza Solidarności oraz Rewolucja Solidarności. 1980–1981. Ta opowieść łączy się z poprzednimi, gdyż przedstawia dalsze losy wielu bohaterów, a także opisanych tam spraw, które po 13 grudnia stały się przedmiotem śledztwa i oskarżenia. Podobna jest również metodologia opracowania. Podstawową bazą źródłową są materiały wytworzone przez MSW, w tym wypadku głównie Biuro Śledcze. Ich uzupełnienie stanowią materiały KC PZPR, zwłaszcza Biura Politycznego, Sekretariatu KC, Wydziału Administracyjnego KC, a także Prokuratury Generalnej. Pewien wgląd w przebieg rozmów na opisywane tu tematy daje diariusz Mieczysława F. Rakowskiego opublikowany przez Wydawnictwo „Iskry”.

Ani trwające śledztwo, ani nazwiska osób objętych oskarżeniem nie były tajemnicą. Pisała o tym prasa podziemna oraz zachodnia, mówiono w rozgłośniach Radia Wolna Europa, BBC, Głosu Ameryki. Naturalnie osobom postronnym oraz mediom nie były znane szczegóły przebiegu śledztwa. O sprawie „jedenastu” jest mowa w opracowaniach syntetycznych dotyczących lat 1981–1984 oraz historii Solidarności. Nie była ona jednak dotąd przedmiotem żadnego systematycznego opracowania. Opieram się zatem niemal wyłącznie na materiale źródłowym spoczywającym w archiwach i niebędącym dotąd przedmiotem analiz. Tworzy go przede wszystkim ponad 60 tomów dokumentacji zgromadzonej przez Biuro Śledcze MSW przeciw „siedmiu” z Solidarności (IPN BU 514/4), materiały o podobnym charakterze i towarzyszące zgromadzone pod sygnaturą IPN BU 01101/1, ponad 240 mikrofisz z dokumentami śledztwa i związanych z tym pism (IPN BU 01092/1), około 50 tomów sprawy śledczej przeciw działaczom KSS „KOR” (IPN BU 514/1) oraz kilkadziesiąt tomów akt tej sprawy przesłanych do Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego (IPN BU 941), a także zbiór materiałów Naczelnej Prokuratury Wojskowej (IPN BU 0874/4). Ponadto materiały dotyczące tej sprawy znajdują się w aktach rozpracowania Jacka Kuronia (IPN BU 0204/1417), a poszczególne dokumenty także w aktach rozpracowania Adama Michnika, Jana Lityńskiego, Jana Józefa Lipskiego, Zbigniewa Romaszewskiego, jak również w aktach rozpracowania Jana Olszewskiego i Władysława Siły-Nowickiego. Zebrany materiał archiwalny jest – jak się wydaje – kompletny i obejmuje całość zachowanej dokumentacji[1].

Podstawowy materiał z rozmów między władzami PRL a kierownictwem Episkopatu Polski w sprawie więźniów został opublikowany przez Petera Rainę w tomie Troska o internowanych. Interwencje abp. Dąbrowskiego u gen. Kiszczaka 1982–1989 (Warszawa 1999) oraz przez ks. bp. Alojzego Orszulika w książce Czas przełomu. Notatki ks. Alojzego Orszulika z rozmów z władzami PRL w latach 1981–1989 (Warszawa-Ząbki 2006). W tych zbiorach znajduje się też podstawowa dokumentacja dotycząca rozmów prowadzonych z gen. Kiszczakiem w 1983 i 1984 r. na temat koncepcji rozwiązania sprawy aresztowanych oraz rozmów przedstawicieli Kościoła z „jedenastką” (a ściśle „dziesiątką”) wiosną 1984 r. Cennym uzupełnieniem jest relacja Bronisława Geremka udzielona Tadeuszowi Kowalikowi w czerwcu 1984 r., opublikowana w półroczniku „Wolność i Solidarność” w 2012 r. Ważnym uzupełnieniem jest też korespondencja przywódców podziemnej Solidarności w tej sprawie, znajdująca się w Archiwum Wiktora Kulerskiego.

Celem tej książki jest przede wszystkim odtworzenie faktografii – przebiegu śledztwa, jego koncepcji i realizacji, również dyskusji i sporów, które się wokół niego toczyły, a także negocjacji i towarzyszących im kuluarowych gier, które prowadziły do finału sprawy w lipcu 1984 r. Wszelkie rozważania, oceny i uogólnienia, a także hipotezy opierają się na prezentowanych w opracowaniu dokumentach. Starałem się wystrzegać subiektywizmu na tyle, na ile było to możliwe.

[1] Materiały dotyczące rozpracowania pozostałych oskarżonych zostały zniszczone w MSW w 1989 r.

■ STAN WOJENNY JAKO PRÓBA PACYFIKACJI KRAJU

Prawo stanu wojennego

■ Stan wojenny został przygotowany przez sztab składający się z funkcjonariuszy MSW, MON i aparatu partyjnego. Ten sam sztab przygotował także dekrety dotyczące stosowania prawa w tym okresie. Decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. o północy podjął osobiście Wojciech Jaruzelski, wówczas premier, I sekretarz KC PZPR oraz minister obrony narodowej. Gdy o 1 w nocy rozpoczęło się posiedzenie Rady Państwa, która jako ciało pełniące funkcję konstytucyjnej głowy państwa miała formalnie wprowadzić stan wojenny, przepisy o stanie wojennym były już realizowane – specjalne ekipy funkcjonariuszy MO i SB dokonywały zatrzymań, przerwano połączenia telefoniczne, program telewizyjny i radiowy. Przywiezieni na posiedzenie członkowie Rady Państwa nie byli wcześniej powiadomieni o celu posiedzenia, dopiero na miejscu zapoznawali się z przygotowanymi w MSW dokumentami, które mieli uchwalić. Niemniej tylko jeden członek Rady Państwa, Ryszard Reiff, zgłosił sprzeciw, a prof. Jan Szczepański wstrzymał się od głosu. Uchwałę o wprowadzeniu stanu wojennego – bez określenia terminu jego zniesienia – oraz związany z nią dekret o stanie wojennym przyjęto bez zmian [1].

Na mocy dekretu o stanie wojennym ulegały zawieszeniu lub ograniczeniu prawa obywateli, w szczególności dotyczące nietykalności osobistej, nienaruszalności mieszkań, zrzeszania się, wolności słowa, druku, zgromadzeń, wieców, pochodów i manifestacji. Zawieszono prawo do strajku i akcji protestacyjnych. W art. 15 pisano: „Jeżeli działalność stowarzyszenia, związku zawodowego, zrzeszenia albo organizacji społecznej lub zawodowej godzi w ustrój polityczny i społeczny lub w porządek prawny Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (...) działalność taka może być zawieszona”. Na tej podstawie została zawieszona działalność NSZZ „Solidarność”, podobnie jak innych związków zawodowych i większości stowarzyszeń. Przypomniano, że rozpowszechnianie publikacji wymaga uprzedniego uzyskania zezwolenia organów kontroli publikacji i widowisk. Na tej podstawie zawieszone zostały niemal wszystkie tytuły prasowe w PRL, z wyjątkiem organów PZPR – „Trybuny Ludu” oraz wojska – „Żołnierza Wolności”, które stały się narzędziem propagandy stanu wojennego, podobnie jak nadające od rana 13 grudnia telewizja i radio z nowymi redakcjami i dziennikarzami. W art. 42 pisano: „Obywatele polscy mający ukończone lat 17, w stosunku do których ze względu na dotychczasowe zachowanie się zachodzi uzasadnione podejrzenie, że pozostając na wolności nie będą przestrzegać porządku prawnego albo prowadzić będą działalność zagrażającą interesom bezpieczeństwa lub obronności państwa, mogą być internowani na czas obowiązywania stanu wojennego w ośrodkach odosobnienia”. Decyzje o internowaniu wydawał komendant wojewódzki MO – doręczano je w momencie zatrzymania i podlegały one natychmiastowemu wykonaniu. Na decyzję o internowaniu przysługiwała skarga do ministra spraw wewnętrznych, nie przewidziano jednak możliwości odwołania się do sądu. Decyzja o internowaniu mogła być uchylona podczas stanu wojennego, „jeżeli w tym czasie ustaną przyczyny uzasadniające internowanie”. Regulamin pobytu internowanych w ośrodkach odosobnienia miał ogłosić minister sprawiedliwości w porozumieniu z ministrem spraw wewnętrznych.

Integralną częścią dekretu były specjalne przepisy karne. Na podstawie art. 46 kontynuowanie działalności w zawieszonym związku zawodowym lub stowarzyszeniu podlegało karze więzienia do lat 3, organizowanie strajku lub kierowanie nim – do lat 5. Za rozpowszechnianie wiadomości mogących wywołać niepokój publiczny lub rozruchy przewidziano karę od 6 miesięcy do 5 lat więzienia, a jeśli miało to na celu osłabienie obronności – do lat 8. Jeśli czyny te były popełnione przy użyciu „druku lub innego środka masowej komunikacji”, zagrożenie karą zwiększało się do 10 lat więzienia. Rada Państwa uchwaliła również dekret o przekazywaniu do prokuratury i sądów wojskowych spraw o niektóre przestępstwa z dekretu o stanie wojennym. Przewidziano też postępowanie w trybie doraźnym, którym objęto 87 rodzajów przestępstw, m.in. publiczne nawoływanie do nieposłuszeństwa ustawie, napaść na funkcjonariusza publicznego, udział w związku, którego istnienie lub cel mają pozostać tajemnicą przed władzami, naruszanie przepisów dekretu o stanie wojennym, organizacja strajku i kierowanie nim. Najniższy wyrok w trybie doraźnym wynosił 3 lata, przewidziany najwyższy – 25 lat więzienia lub kara śmierci.

Integralną częścią ustawodawstwa stanu wojennego był dekret o abolicji, czyli puszczeniu w niepamięć niektórych przestępstw i wykroczeń popełnionych przed 13 grudnia 1981 r. z powodów politycznych, w tym przestępstw i wykroczeń przeciwko osobie lub instytucji państwowej. W dekrecie wyszczególniono czyny sprzeczne z podstawowymi interesami państwa, czyny mające na celu wyrządzenie szkody interesom politycznym PRL, nawoływanie do czynów przeciwko jedności sojuszniczej z ZSRR, lżenie ustroju państwa, rozpowszechnianie fałszywych wiadomości, udział w organizacji mającej na celu przestępstwo lub mającej pozostać tajemnicą dla organów państwa, a także samowolne wydawanie czasopism. Były to czyny, z których powodu władze PRL prowadziły śledztwa przeciwko działaczom opozycji. Stwierdzano następnie, że jeśli do 13 grudnia 1981 r. sprawcy nie przedstawiono zarzutu dotyczącego tych przestępstw, postępowanie karne w sprawach objętych abolicją ulega umorzeniu. Jeśli natomiast zarzut został postawiony, postępowanie karne ulega umorzeniu przez sąd, pod warunkiem że oskarżony lub podejrzany nie będzie kontynuował działalności i złoży na piśmie zobowiązanie do przestrzegania porządku prawnego [2]. Ten dekret otwierał furtkę do rozmaitej interpretacji prawa, ale też do szantażowania internowanych groźbą nieobjęcia abolicją za „przestępstwa” popełnione przed wprowadzeniem stanu wojennego.

Ogłoszenie stanu wojennego wiązano z proklamowaniem powstania Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, która miała być naczelnym organem państwa w okresie obowiązywania stanu wojennego. W istocie WRON wydała gromką proklamację, następnie na kilku posiedzeniach zapoznawała się z przebiegiem realizacji stanu wojennego, ale jej realna władza była nikła. Prawdziwą władzę miało grono złożone z kilku najbardziej wpływowych członków kierownictwa PZPR i rządu, które nieoficjalnie nazwano „dyrektoriatem”. Tworzyli go Wojciech Jaruzelski (do jego dotychczasowych funkcji doszło przewodniczenie WRON), minister spraw wewnętrznych gen. Czesław Kiszczak, minister obrony narodowej gen. Florian Siwicki, trzej sekretarze KC PZPR – Kazimierz Barcikowski, Mirosław Milewski, Stefan Olszowski, oraz dwaj wicepremierzy – Mieczysław Rakowski i Janusz Obodowski. Każdy z nich odpowiadał za pewien sektor działania państwa i nadzorował funkcjonujące nadal instytucje. Barcikowski miał w swojej pieczy aparat partyjny i stosunki z Kościołem, Olszowski – front ideologiczny, w tym prasę i telewizję, Obodowski – gospodarkę [3]. Z dzienników Rakowskiego wynika, że we wszystkich kluczowych sprawach twardą i nieustępliwą postawę dotyczącą likwidowania pozostałości lat 1980–1981 prezentowali Kiszczak, Milewski i Olszowski, umiarkowaną, zmierzającą do szukania pewnych kompromisów – Barcikowski i Rakowski. Jaruzelski niezmiennie był arbitrem [4]. Realizowanie represji związanych ze stanem wojennym spoczywało w gestii Kiszczaka jako szefa MSW, dotyczyło to również pojmania przeznaczonych do internowania oraz nadzoru nad obozami internowanych. Pewien wpływ na ten sektor zachowywał Milewski, do lipca minister spraw wewnętrznych, następnie sekretarz KC PZPR sprawujący nadzór nad MSW oraz nad wymiarem sprawiedliwości. Pozycja Kiszczaka była jednak szczególna ze względu na wieloletnie i bliskie więzi łączące go z Jaruzelskim.

Chociaż po wprowadzeniu stanu wojennego PZPR pozornie została usunięta w cień, nie akcentowano jej roli, to już 13 grudnia odbyło się posiedzenie jej Biura Politycznego. Kiszczak zreferował sytuację w kraju w minionych godzinach. Oskarżał Solidarność o „przygotowania do przewrotu”, co miało być powodem wprowadzenia stanu wojennego, dalej mówił m.in. o internowaniach i zajmowaniu siedzib Solidarności, a pod koniec wtrącił: „W miarę upływu czasu sytuacja może stawać się bardziej trudna. Potrzebne jest publiczne wystąpienie Wałęsy, a także innych osób”. Kontekst wskazuje na zamiar skłonienia Wałęsy do wystąpienia z apelem o zaniechanie oporu, podporządkowanie się stanowi wojennemu. Z wypowiedzi Cioska wynikało, że Wałęsa rozważa takie wystąpienie, a nawet bierze pod uwagę rezygnację ze stanowiska przewodniczącego Solidarności. Jednocześnie wiele wypowiedzi, w tym Jaruzelskiego, wskazywało, że czas Solidarności się skończył. Zdecydowano m.in. o „bardziej rygorystycznym” traktowaniu przynależności do Solidarności w administracji, zastanawiano się nad przyszłością pracowników Związku, przy czym padła propozycja przeniesienia ich na poprzednie miejsca pracy. Zgłoszono także pomysł weryfikacji nauczycieli, odsunięcia od pracy z młodzieżą tych, którzy poszli za Solidarnością [5].

Na kolejnym posiedzeniu Biura Politycznego 22 grudnia Stanisław Kociołek, jeden z liderów „betonu” i I sekretarz Komitetu Warszawskiego PZPR, przedstawił obszerny alternatywny program dla dotychczasowych ocen i linii politycznej. Był to przede wszystkim program represji, procesów przywódców Solidarności, Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR” i Konfederacji Polski Niepodległej, wydalenia z Polski niektórych doradców Solidarności, w tym Mazowieckiego i Geremka. Kociołek opowiedział się za „nieodtwarzaniem Solidarności, za unieważnieniem jej rejestracji”. Uzasadniał też potrzebę przyjęcia przez PZPR wyraźnie leninowskiej linii i zaostrzenia stosunków z Kościołem. W dalszej dyskusji poglądy Kociołka wyraźnie poparł tylko Albin Siwak, od dawna znany z ekscentrycznych i skrajnie dogmatycznych poglądów. Większość obecnych na posiedzeniu nie zajęła stanowiska wobec propozycji Kociołka, choć część popierała niektóre bliskie mu poglądy, np. o potrzebie weryfikacji nauczycieli czy dokonania szybkiej politycznej weryfikacji kadr w szkołach wyższych. O możliwości rozmów z Wałęsą już nie mówiono, a stosunek do Solidarności wyrażano albo przez postulat jej likwidacji, albo sprzeciw wobec tak radykalnego rozwiązania, jednak przy założeniu, że w przyszłości jej rola będzie znacznie zredukowana. Radykalnie wypowiedział się Mirosław Milewski: „a dlaczego nie mówimy o sądzeniu Wałęsy za uknuty spisek?”. Jaruzelski zajmował w większości tych spraw pozycję centrysty. Nie poparł radykalnych pomysłów weryfikacji i czystek, opowiedział się za pozyskiwaniem części tych, którzy „zbłądzili”. Widział potrzebę powołania ciał doradczych, konsultacyjnych przy rządzie. W sprawie Solidarności nie zajął jednoznacznego stanowiska: „Dziś nie możemy powiedzieć, że likwidujemy »Solidarność«. To nierealne. Chodzi nie o likwidację, a o to, żeby »Solidarność« była zupełnie inna i nie tak liczna, nie 10-milionowa. Dlatego ważne jest, ile teraz odejdzie z »Solidarności«. To szansa najbliższych tygodni do wykorzystania”. W zakresie stosunków z Kościołem wyróżnił trzy modele: walki, fraternizacji i konstruktywnego współdziałania, opowiadając się za tym ostatnim. Jak ocenił: „Naszym kapitałem jest legalizm, wprowadzenie stanu wojennego w majestacie prawa i działanie w czasie jego trwania zgodnie z prawem” [6].

Ta ostatnia kwestia została podniesiona w interpretacji, jaką 16 grudnia przesłał do Jaruzelskiego prof. Jerzy Bafia. Był on zasłużonym działaczem PZPR, od 1950 r. czynnym w aparacie sądownictwa, od 1955 r. w Ministerstwie Sprawiedliwości. Był też posłem, szefem Kancelarii Sejmu (w latach 1969–1972), I prezesem Sądu Najwyższego (1972–1976) oraz ministrem sprawiedliwości (1976–1981). Zarazem od 1970 r. był profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. Bafia był więc bardzo doświadczonym urzędnikiem aparatu państwa, a zarazem sądownictwa, co łączył z dużą znajomością prawa i biegłością w nadawaniu mu odpowiedniej interpretacji. List do Jaruzelskiego podpisał skromnie jako profesor Uniwersytetu Warszawskiego, ale biorąc pod uwagę wszystkie funkcje, jakie poprzednio pełnił, list ten miał walor wiarygodnej dla władzy ekspertyzy.

Patrząc na dzień dzisiejszy i w przyszłość, szanując bardzo istotne w perspektywie czasu reguły legalizmu, należy koniecznie przygotować i przedstawić udokumentowane potwierdzenie wystąpienia sił wrogich przeciw konstytucyjnym podstawom socjalistycznego ustroju i państwa, jak też motywacje decyzji Rady Państwa ustalającej, że ogłoszenia stanu wojennego wymagał wzgląd na bezpieczeństwo państwa.

Stwierdzenia powinny koncentrować się na wykazaniu, że:

– bezpieczeństwo państwa i jego obywateli było zagrożone poprzez rozmiary awanturnictwa politycznego, a w sensie formalnym przez wystąpienie działań lub przygotowanie działań ukierunkowanych na zmianę przemocą ustroju przez obalenie jego konstytucyjnych organów i groźby rozprawienia się z przedstawicielami władzy,

– osłabienie władzy ludowej, wywołanie zaburzeń lub nastrojów powszechnego niezadowolenia albo poważnych zaburzeń w funkcjonowaniu gospodarki narodowej strajkami i innymi środkami, o których mowa w art. 127 kk.

Należy przy tym wykazać, że nie można było ochronić bezpieczeństwa państwa przy pomocy normalnych środków.

Decyzję Rady Państwa powinien co najmniej w ogólnej postaci zaaprobować Sejm PRL (formalnie, nie wymaga ona zatwierdzenia sejmowego).

Jeśli nie będzie zamiaru przejścia do personifikacji odpowiedzialności za zagrożenie bezpieczeństwa państwa, to rozwiniętą argumentację w ujęciu przedmiotowym powinni przedstawić nie lektorzy TV, lecz oficjalne osobistości prawnicze, jak Minister Sprawiedliwości i inni.

Na piśmie Bafii gen. Jaruzelski napisał: „Pilne! Tow. Milewski. Do realizacji” [7].

List Bafii miał znaczenie dla przyjęcia kwalifikacji prawnej w śledztwie przeciwko przywódcom Solidarności, w tym miejscu warto jednak zwrócić uwagę na inne jego elementy. Przywołanie art. 33 konstytucji wyposażającego Radę Państwa w możliwość wprowadzenia stanu wojennego, „jeżeli wymaga tego wzgląd na obronność lub bezpieczeństwo państwa”, kłóciło się z treścią art. 31, który mówił, że Rada Państwa wydaje dekrety z mocą ustawy „w okresach między sesjami Sejmu”. Tymczasem 13 grudnia 1981 r. trwała sesja sejmu. Bafia sugerował prawnicze wzmocnienie argumentacji o potrzebie wprowadzenia stanu wojennego, ale też widział potrzebę jego zaaprobowania przez sejm.

Zapewne w ślad za tym 23 grudnia Mirosław Milewski przesłał członkom kierownictwa państwa ekspertyzę pt. „Przesłanki wprowadzenia stanu wojennego w PRL, jego podstawy prawne i międzynarodowe uwarunkowania”. Dokument ten uzasadniał legalność i potrzebę wprowadzenia stanu wojennego ze względu na bezpieczeństwo państwa. „Pojęcie bezpieczeństwa państwa (bezpieczeństwa publicznego) oznacza obronę państwa i podstawowych urządzeń politycznych przed zamachami na jego ustrój i suwerenność”. W dokumencie przedstawiono tezę, że to radykalizacja Solidarności prowadziła do zagrożenia bezpieczeństwa państwa przez zagrożenie jego konstytucyjnym władzom, „terroryzm strajkowy”, wywołanie groźby wojny domowej (szerzej ten tok rozumowania omawiam na s. 92–93). Wprowadzenie stanu wojennego wynikało też z konieczności „zapobiegnięcia dalszej degradacji pozycji międzynarodowej Polski; chodzi tutaj o pozycję Polski i jej zobowiązania w ramach wspólnoty państw socjalistycznych” i jako czynnika pokoju światowego. W opracowaniu przyjmowano tezę, że wedle konstytucji PRL Rada Państwa może ogłosić stan wojenny także wtedy, gdy sejm obraduje. (W istocie w art. 33 wprost o sejmie nie wspominano, ale art. 31 stwierdzał, że Rada Państwa może wydawać dekrety jedynie wtedy, gdy sejm nie obraduje; powstawało więc pole do sporu prawnego, przesądzanego w ówczesnych realiach przez władzę wykonawczą). W innym miejscu tej analizy dowodzono, że wprowadzenie stanu wojennego nie jest sprzeczne z art. 4 Międzynarodowego Paktu Praw Politycznych i Obywatelskich, który dopuszcza ograniczenia praw człowieka, „gdy wyjątkowe niebezpieczeństwo publiczne zagraża istnieniu państwa”. W realiach 1981 r. „stopień zagrożenia bezpieczeństwa państwa był w Polsce bardzo wysoki i w warunkach rosnącej dominacji sił ekstremistycznych w kierownictwie »Solidarności« stanowił rzeczywiste zagrożenie dla istnienia narodu”. Były to niezwykłe sformułowania, całkowicie mitologizujące sytuację w kraju.

Odnosząc się do Międzynarodowego Paktu Praw Politycznych i Obywatelskich, Milewski zwracał uwagę na jego art. 15, stwierdzający, że „nikt nie może być skazany za czyn lub zaniechanie, które w myśl prawa wewnętrznego lub międzynarodowego nie stanowiły przestępstwa w chwili ich popełnienia”. Zapis ten interpretował w kontekście formuły internowania, zaznaczając, że nie jest ono środkiem karnym, lecz „profilaktycznym środkiem administracyjnym stosowanym w stosunku do osób, które ze względu na dotychczasowe swoje zachowanie (np. udział w terroryzmie strajkowym) budzą uzasadnione podejrzenie, że pozostając na wolności będą prowadzić działalność zagrażającą interesom bezpieczeństwa lub obronności państwa. Chodzi tu więc nie o karę za przestępstwo (gdyż jeśli zostanie ono potwierdzone w śledztwie, będzie stanowić wówczas podstawę postępowania karnego), a o zabezpieczenie społeczeństwa przed skutkami awanturniczych i destrukcyjnych działań prowadzących do dezorganizacji i anarchizacji życia” [8].

Realizacja stanu wojennego

■ Podczas posiedzeń kierownictwa MSW w pierwszych dniach stanu wojennego minister Kiszczak wydawał dyspozycje dotyczące m.in. zakresu stosowanych represji. 15 grudnia mówił, że trzeba mieć na uwadze konieczność „zdjęcia ze stanowiska i internowania niektórych rektorów (np. Samsonowicza) wyróżniających się szkodliwą działalnością”. Należy dążyć „do odsunięcia od władzy i polityki Reiffa”. Przekazywał też zalecenia Jaruzelskiego: „Premier poleca wykorzystać warunki stanu wojennego do osłabienia »Solidarności«, a zwłaszcza do tego, aby wymieść ją z administracji państwowej” [9]. Niektóre z tych decyzji realizowano w następnych dniach, np. usunięcie Reiffa, innych nie wykonano, np. internowania rektorów, choć Samsonowicza odwołano z funkcji rektora Uniwersytetu Warszawskiego.

20 grudnia 1981 r. minister Kiszczak dokonał podsumowania pierwszego tygodnia stanu wojennego: „osiągnięto większość zakładanych celów: rozbito zasadniczą strukturę organizacyjną NSZZ »Solidarność«, sparaliżowano system łączności związku, izolowano trzon organizacyjny nielegalnych ugrupowań antysocjalistycznych”. Do południa 13 grudnia internowano 3173 osoby, czyli 70% założonej liczby, w chwili składania sprawozdania były internowane 4732 osoby. 13 i 14 grudnia strajkowało 199 zakładów i przedsiębiorstw, najwięcej na terenie województw katowickiego, gdańskiego, szczecińskiego, warszawskiego, wrocławskiego, lubelskiego i gorzowskiego. Nie było żadnych strajków w suwalskim, łomżyńskim, radomskim, chełmskim, zielonogórskim i słupskim. Do najostrzejszego przebiegu akcji tłumienia strajku doszło w kopalni „Wujek”, przy czym Kiszczak usprawiedliwiał użycie broni: „W trudnej sytuacji dowodzący pododdziałami i kierujący akcją trzykrotnie nie wyrażali zgody na użycie broni. Została ona zastosowana w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia funkcjonariuszy MO. (...) Analiza akcji wskazuje na niespotykaną zawziętość i agresywność strajkujących”. W momencie składania sprawozdania strajkowały jeszcze Huta Katowice, kopalnia „Ziemowit” i kopalnia „Piast”, niemniej Kiszczak informował, że łącznie w czasie dotychczasowych działań zginęło 7 górników (w kopalni „Wujek” w istocie zginęło 9 górników), rannych zostało 250 osób cywilnych i ponad 200 funkcjonariuszy. W podsumowaniu minister oceniał: „Należy przyjąć, że w sytuacji polityczno-społecznej kraju nastąpił już przełom. »Solidarność« jako scentralizowana organizacja nie jest już zdolna zagrozić władzy ludowej” [10].

Tego samego dnia na naradzie kierownictwa MSW minister Kiszczak polecił, by osoby o głośniejszych nazwiskach gromadzić w Jaworzu oraz zwalniać tych, których pozbawienie wolności w obozie internowanych może posłużyć do tworzenia legend. „Uzyskać z KW MO opinię, jak widzą dalej sprawę internowanych, gdyż trzymanie ich w więzieniu jest sprzeczne z prawem. Może wykorzystać jakieś baraki, koszary lub nieetatowe domy wczasowe. Już bowiem pojawili się w Polsce [przedstawiciele] Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Jest to problem do rozstrzygnięcia na dziś”. Na posiedzeniu następnego dnia minister zastrzegł: „Jeśli więc kogoś zwolnić, to po przyjęciu stosownych zobowiązań operacyjnych”. Obecny na naradzie prokurator generalny Lucjan Czubiński ocenił, że „działalność sądów jest ślamazarna, liberalna, nie dostosowana do wymogów stanu wojennego”. W tym kontekście Kiszczak przypomniał „o potrzebie szybkiego procesu zakończonego surowym wyrokiem” [11]. Zapiski z posiedzenia kierownictwa MSW dowodzą, że tu mieścił się sztab operacyjny wprowadzania stanu wojennego, a gen. Kiszczak był dowódcą uprawnionym do wydawania najważniejszych dyspozycji.

Główną fazę pacyfikowania kraju uznano za sukces pod koniec grudnia. „W kraju spokój – mówił Kiszczak 29 grudnia – KWK »Piast« przystępuje do pracy i teraz główna uwaga na Stocznię »Lenina« w Gdańsku i »Warskiego« w Szczecinie, gdzie trzeba zrobić wszystko, aby tam 4.01.82 podjęto normalną produkcję. Inne ważne zadanie to ujęcie Bujaka, Borusewicza, Lisa, Frasyniuka, bo mogą organizować podziemie, w tym celu [wykorzystać] wszystkie możliwości operacyjne”. Kiszczak zapytał także, „jak z grupą internowanych, których trzeba tymczasowo aresztować. Gen. Stachura oświadcza, że B[iuro] Śledcze pracuje nad tym tematem. Minister polecił rozważyć, czy prasa winna informować o tym, że niektórzy internowani zostali tymczasowo aresztowani” [12]. Jak wynika z tych słów, Kiszczak trafnie przewidywał perspektywę tworzenia się podziemia solidarnościowego i trafnie typował jego przywódców, nakazując użycie wszystkich możliwości operacyjnych, by ich aresztować. W tym samym czasie podejmowano wstępne decyzje o aresztowaniu niektórych internowanych i podjęciu przygotowań do procesu.

Na naradzie kierownictwa MSW 11 stycznia 1982 r. wiceminister Stachura podał, że już 56 osób spośród internowanych jest tymczasowo aresztowanych, a Biuro Śledcze pracuje, „aby tę liczbę wydatnie zwiększyć. Całość działań wobec osób internowanych uwzględnia: pozyskanie, lojalizację, tymczasowe aresztowanie, zwolnienie z myślą o tymczasowym aresztowaniu i zwolnienie celem skompromitowania”. W efekcie tych działań liczba internowanych powinna się zmniejszać. Stachura zauważył też, że sądy powszechne pracują sprawniej niż wojskowe, te pierwsze uniewinniły tylko 3% oskarżonych, drugie 15%. Generał Ciastoń poinformował, że sprawy KPN i KOR gen. Baryła (wiceminister obrony narodowej, szef Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego) omawiał z gen. Szewczykiem (naczelnym prokuratorem wojskowym) i gen. Lipińskim (prezesem Izby Wojskowej Sądu Najwyższego), a w rozmowie uczestniczył dyrektor Departamentu III MSW płk. Walczyński. „Zgłaszane były trudności w szybkim rozpatrzeniu sprawy KPN, a nadto krytycznie wypowiadano się o materiale dowodowym, jaki zebrano wobec osób działających w KOR”.

Wśród różnych dyspozycji, które wydał Kiszczak, zwraca uwagę polecenie, by zwolnić jak najwięcej internowanych robotników, a tym samym poprawić statystykę z uwagi na konieczność podania liczb w przewidywanym wystąpieniu premiera w sejmie. Minister uznał też za konieczne „szybsze przepracowanie materiału, jaki zakwestionowano w różnych ogniwach »Solidarności« i NZS oraz zgromadzono w Warszawie”. Do realizacji tego zadania należy zaangażować wszystkie możliwe siły [13]. Tydzień później minister Kiszczak zakomunikował: „Kolejne zadanie zlecone przez Premiera to proces Kuronia i jego wspólników za działalność antypaństwową. Muszą się tym zająć wszystkie jednostki operacyjne SB, a głównie Biuro Śledcze”. Dalej Kiszczak mówił o potrzebie gromadzenia dowodów świadczących o tym, że za kryzys gospodarczy „ponosi odpowiedzialność także Solidarność. Przed Trybunałem Stanu obok »prominentów« [PZPR epoki Gierka] winni stanąć także niektórzy działacze i doradcy »Solidarności«”. Minister dodał: „Jest zapotrzebowanie na kilka »mocnych« procesów politycznych – ujawniających groźną działalność, za którą będą surowe kary” [14].

Jak z tych zapisków wynika, decyzję o procesie politycznym KSS „KOR” podjął Jaruzelski, MSW zaś miało ją zrealizować. W tym samym czasie kształtowała się myśl o wytoczeniu procesu przywódcom Solidarności, a trwające przeglądanie materiałów zarekwirowanych 13 grudnia w zarządach regionów miało wyłonić materiał dowodowy. Zrelacjonowane narady ujawniają także manipulacje związane z problemem internowanych, w tym aresztowanie części z nich oraz wywieranie nacisku na podjęcie współpracy z SB po uwolnieniu lub wykorzystanie zwolnienia do dezinformacji i prowokacji.

Zasadnicze przemówienie premiera Wojciecha Jaruzelskiego w sejmie 25 stycznia 1982 r. w bardzo nikłym stopniu odnosiło się do problemu represji. Uzasadniał on potrzebę wprowadzenia stanu wojennego groźbą wielkiego konfliktu wewnętrznego, wręcz wojny domowej, do której rzekomo parła Solidarność. Zapowiadał stopniowe ograniczanie rygorów stanu wojennego, podtrzymał hasło „porozumienia” jako metody działania władzy w przyszłości. Nie wymienił jednak konkretnie żadnych partnerów tego porozumienia, nie wspominał o Solidarności. Jaruzelski przemawiał władczo, nie pozostawiał wątpliwości, że władza, na której czele stoi, jest jedynym w Polsce autorytetem politycznym i nie może być mowy o głębokich zmianach politycznych. Niemniej zapowiadał kontynuowanie reform, np. autonomię szkół wyższych i utworzenie ciał opiniodawczych przy rządzie, zwłaszcza o kompetencjach gospodarczych. Przemówienie było tak skonstruowane, by osłabić sprzeciw niezdecydowanych, niepewnych w ocenie ostatnich zdarzeń, skłaniających się do porzucenia Solidarności, zaakceptowania jej klęski. Jaruzelski odwoływał się też do poczucia dumy narodowej. Wprowadzenie stanu wojennego określił jako suwerenną decyzję władz PRL, atakował potępiający reżim w Warszawie Zachód za wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski. O internowanych powiedział, że w tej sprawie władza nie ma nic do ukrycia.

Wśród internowanych są inspiratorzy antysocjalistycznej działalności, organizatorzy napięć społecznych, przywódcy i członkowie nielegalnych, antypaństwowych organizacji. Są także osoby, które zatraciły rozsądek, uwikłały się w działanie nie w pełni uświadamiane. Muszą same przemyśleć swe błędy, odzyskać poczucie odpowiedzialności i polityczną rozwagę.

Internowane też zostały osoby ponoszące główną odpowiedzialność za doprowadzenie kraju do głębokiego kryzysu.

Nie stosujemy zasady zbiorowej odpowiedzialności. Nikogo nie karze się za poglądy. Internowanie ma charakter przejściowy, indywidualny. Jest środkiem stanowczym, ale z pewnością nie najbardziej surowym w porównaniu ze stopniem zagrożenia, jakie stwarzała działalność osób internowanych.

W dniu dzisiejszym w ośrodkach internowania przebywa 4549 osób. Zwolniono dotąd 1760. Zwolnienia będą kontynuowane. Internowani podlegający dekretowi o abolicji, którzy zrezygnują z działalności przeciwko socjalistycznemu państwu, mają możność powrotu do rodziny, do pracy zawodowej.

Zdecydowana większość zwolnionych, jak dotąd, nie prowadzi nielegalnej działalności. Jednakże pewna grupa próby takie podjęła. Wobec nich reakcja władzy będzie znacznie surowsza.

Osoby, które nie zechcą zaniechać nielegalnych poczynań pozostaną w izolacji. Na powrót do antypaństwowej politycznej działalności liczyć nie mogą. Nie jest zamiarem władz, aby deportować kogokolwiek wbrew jego woli. Nie będziemy jednak stawiać przeszkód, gdy osoby te zechcą osiedlić się w innych, wybranych przez siebie krajach [15].

Te ostatnie słowa otwierały drogę do emigracji z Polski zarówno internowanych, jak i innych byłych działaczy Solidarności. O możliwości pociągnięcia internowanych do odpowiedzialności karnej Jaruzelski nie informował. Jak widać z zestawienia tych słów z instrukcjami adresowanymi do kierownictwa MSW, gen. Jaruzelski publicznie starał się przedstawić jako przywódca bardziej umiarkowany, niż to było w rzeczywistości. Transmitowane przez środki masowego przekazu i wydrukowane w prasie codziennej przemówienie miało się przyczynić do osłabienia oporu i złagodzenia napięcia, zachęcić działaczy Solidarności do cichej kapitulacji.

Warto liczby podane przez Jaruzelskiego skonfrontować z wewnętrznymi materiałami MSW. Jak pisano w opracowanym w maju 1982 r. sprawozdaniu z działalności Sztabu MSW „Lato 80”, w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. internowano 3172 osoby, do końca grudnia następne 2620, w styczniu 1982 r. kolejne 588. Do tego czasu internowano zatem 6320 osób. Akcję kontynuowano w następnych miesiącach – w lutym internowano 289 osób, w marcu – 295, w kwietniu – 233. W okresie stanu wojennego do 30 kwietnia internowano więc 7198 osób. Wśród nich było 2507 etatowych pracowników NSZZ „Solidarność”, do nielegalnych ugrupowań opozycji (KSS „KOR”, Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, KPN) należało 669 internowanych [16]. Wedle zestawienia sporządzonego na dzień 22 marca 1982 r. wśród 3334 wówczas internowanych dominowali mężczyźni (3116), robotnicy (1187) i inteligenci (1003); studentów było 186, rolników 85. Około ¾ (2317) określano jako członków Solidarności (w tej grupie było 446 jej pracowników etatowych). Osobno kwalifikowano członków „nielegalnych organizacji (b. KSS-KOR, KPN, KOWzP, ROPCziO, RMP i in.)” – 299 osób. Członków Niezależnego Zrzeszenia Studentów było 99, członków NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych – 85 [17].

Zestawienie datowane 5 stycznia 1982 r. ukazuje geografię internowań. Spośród internowanych 2653 osób najwięcej było z województwa gdańskiego – 257, z wrocławskiego – 197, katowickiego – 191, kieleckiego – 179, warszawskiego – 108, toruńskiego – 80, bielskiego – 79. Stosunkowo mało osób internowano w wielkich i aktywnych regionach: szczecińskim – 63, krakowskim – 40, łódzkim – 61, poznańskim – 81, lubelskim – 41, bydgoskim – 35. Na tym tle może zaskakiwać liczba internowanych w małych i niezbyt aktywnych ośrodkach: elbląskim – 76, gorzowskim – 37, krośnieńskim – 41, leszczyńskim – 30, nowosądeckim – 47, opolskim – 42, płockim – 37, radomskim – 46, rzeszowskim – 51, skierniewickim – 36, tarnobrzeskim – 70, wałbrzyskim – 77, zamojskim – 44 [18]. Proporcje te wskazują, że typowanie do internowania odbywało się na szczeblu wojewódzkim, przy czym w niektórych województwach oszczędniej planowano ten środek pozbawienia wolności, w innych zamierzano nim objąć jak największą liczbę działaczy Solidarności. Zestawione liczby nie obejmują wszystkich internowanych w danym województwie, gdyż w Warszawie i województwie stołecznym do 2 lutego 1982 r. internowano 422 osoby [19].

Nie powstała jak dotąd wyczerpująca monografia obozów internowania i panujących w nich warunków. Dostępne opracowania wskazują na zróżnicowaną sytuację, zarówno pod względem warunków bytowych, jak i zakresu swobody internowanych, a także zachowania się strażników. Wskazują też na to, że zasadnicze znaczenie miała postawa komendanta wojewódzkiego MO [20].

Jednocześnie z kierowaniem do internowania trwał proces zwalniania internowanych – w grudniu zwolniono 752 osoby, w styczniu – 1230, w lutym – 700, w marcu – 1090, w kwietniu – 1023. Część z tych zwolnień – ale tylko część! – była skutkiem podpisania deklaracji lojalności albo współpracy. Od 13 grudnia 1981 do 30 kwietnia 1982 r. przeprowadzono z internowanymi 12 976 rozmów, oświadczenie o lojalności podpisało 3684, zgodę na współpracę z SB – 928.

SB, dysponując narzędziem zastraszania, jakim była groźba internowania, przeprowadziła ponadto 26 291 rozmów ostrzegawczych z osobami pozostającymi na wolności. Połowę tych rozmów przeprowadzono w grudniu 1981 r. W ich wyniku pozyskano do współpracy 5719 osób [21].

Klauzula „pozyskany do współpracy” oznaczała, że taka osoba zgodziła się podpisać zobowiązanie lub też poprzestano na zgodzie ustnej, po czym danego człowieka zarejestrowano jako osobowe źródło informacji. Nie znaczy to jednak, że współpraca była potem kontynuowana. Część zwerbowanych istotnie ją podjęła, część próbowała się z tego wywikłać, część po zwolnieniu odmówiła współpracy, stawiania się na spotkania itd. Niektórzy z pozyskanych złożyli wnioski o emigrację. Podane liczby nie informują więc, ilu było agentów w środowisku Solidarności, tylko ile osób się załamało w obliczu zagrożenia długotrwałym pozbawieniem wolności, utratą kontaktu z rodziną itp. Z tej dramatycznej sytuacji można jednak było próbować się podnieść.

Według informacji opracowanej w Departamencie V MSW 8 stycznia 1982 r. internowano 74 spośród 107 członków Komisji Krajowej. Spośród internowanych członków KK podjęto rozmowy z 47 osobami, uzyskując wynik pozytywny w 21 przypadkach. „Osoby te krytycznie oceniają polityczną działalność aktywu »Solidarności«, odcinają się od elementów ekstremalnych i nielegalnych organizacji antysocjalistycznych, takich jak KSS »KOR«, KPN, deklarują się za robotniczym charakterem związku zawodowego »Solidarność«”. Ten opis sugeruje, że owych 21 członków KK nie wykluczało możliwości podjęcia się udziału w tworzeniu planowanej przez władze „robotniczej” Solidarności. Podobny, pozytywny dla władz wynik dały rozmowy z 13 nieinternowanymi członkami KK. Spośród 47 członków KK, z którymi podjęto rozmowy, 22 dało odpowiedź odmowną. „Osoby te wybielają własną działalność, jak również całego kierownictwa »Solidarności«. Obwiniają władze państwowe za spowodowanie i pogłębienie kryzysu gospodarczego. Zamiary przejęcia władzy w Polsce określają »wymysłem propagandy«. Wprowadzenie stanu wojennego traktują jako ostateczny argument warstwy rządzącej. Oświadczają, że tylko »demokratycznie« przeprowadzone wybory w Polsce mogą uzdrowić atmosferę w kraju”. Do tej grupy należeli m.in. Andrzej Gwiazda, Seweryn Jaworski, Tadeusz Kensy, Stanisław Kocjan, Antoni Kopaczewski, Grzegorz Palka, Andrzej Rozpłochowski, Jan Rulewski, Andrzej Sobieraj, Antoni Stawikowski, Lech Wałęsa, Henryk Wujec. W Departamencie III planowano podjęcie rozmów z dalszymi 29 członkami KK, w tym 27 internowanymi [22].

Od 13 grudnia 1981 do kwietnia 1982 r. SB wszczęła postępowanie przygotowawcze przeciwko 121 internowanym, w tym 90 członkom NSZZ „Solidarność”, 18 członkom NZS, 18 członkom KPN, 13 członkom i współpracownikom KSS „KOR” [23]. Już 20 grudnia 1981 r. minister Kiszczak pisał w sprawozdaniu, najpewniej dla „dyrektoriatu”, że „przeprowadzona zostanie ocena zabezpieczenia materiałów pod kątem uzyskania dowodów warunkujących wszczęcie postępowania karnego przeciwko aktywistom b. KSS-KOR, NZS, NSZZ »Solidarność« o przygotowywanie spisku antypaństwowego” [24]. W kwietniu 1982 r. pisano o prowadzonym postępowaniu przygotowawczym i zamiarze postawienia zarzutów 12 „ekstremistycznym działaczom NSZZ »Solidarność«”.

Ponadto od 13 grudnia 1981 do końca kwietnia 1982 r. wszczęto 5083 postępowania przygotowawcze w trybie doraźnym przeciwko 6793 osobom, przy czym przeciwko 1569 podejrzanym o przestępstwa określone w dekrecie o stanie wojennym, 5080 – o przestępstwa kryminalne. W ramach tych postępowań prokuratorzy aresztowali 6600 osób, do sądów skierowano 4307 aktów oskarżenia przeciwko 4569 osobom, w tym 1047 oskarżonym o przestępstwa z dekretu o stanie wojennym. Sądy rozpatrzyły 2195 spraw przeciwko 3386 osobom i skazały 764 osoby za przestępstwa z dekretu o stanie wojennym, 2610 za przestępstwa kryminalne [25].

W omawianym opracowaniu nie podawano kryterium odróżnienia przestępstw określonych w dekrecie od przestępstw kryminalnych. Można jednak mieć niemal pewność, że rzucanie kamieniami, podejmowanie walki z milicją, czyli typowe zachowania w czasie rozbijanych przez ZOMO demonstracji, traktowano jako przestępstwa pospolite. Wśród aresztowanych byli m.in. organizatorzy podziemnych struktur. W zakończeniu raportu pisano, że „działania operacyjno-polityczne uniemożliwiły powstanie centralnego ośrodka kierowania działalnością nielegalnych grup”. Przykładowo, w Bydgoszczy zatrzymano 19 podejrzanych o przynależność do Ogólnopolskiego Komitetu Oporu, wobec 9 zastosowano areszt tymczasowy. W Gdańsku w czasie przeszukania pomieszczeń zajmowanych przez Eugeniusza Szumiejkę „ustalono adresy szeregu osób z terenu całego kraju, które prowadzą działalność konspiracyjną”. We Wrocławiu zatrzymano 12 osób kolportujących pismo „Z Dnia na Dzień”. Jednostki MSW „prowadzą aktywne działania operacyjno-rozpoznawcze w ramach poszukiwania ukrywających się ekstremalnych działaczy Solidarności, m.in. Zbigniewa Bujaka”. 23 kwietnia w Warszawie przeprowadzono akcję przeszukania 34 mieszkań osób mogących współpracować z Bujakiem. Aresztowano 6 osób, zarekwirowano wrogie materiały propagandowe, środki poligraficzne, ujawniono punkty przechowywania „bibuły” [26].

Walkę o niedopuszczenie do zorganizowania się podziemia SB przegrała. 22 kwietnia 1982 r. na zjeździe w Warszawie czterech przywódców podziemnych regionów: Dolnego Śląska – Frasyniuka, Gdańska – Lisa, Małopolski – Hardka i Mazowsza – Bujaka – powstała Tymczasowa Komisja Koordynacyjna jako ogólnokrajowe kierownictwo podziemnej Solidarności [27]. Uwolnienie więzionych i internowanych oraz zniesienie stanu wojennego były najważniejszymi celami walki podziemnego Związku.

Jak głęboka kontrrewolucja

■ Władze wielokrotnie zapewniały o woli łagodzenia rygorów stanu wojennego w miarę przywracania „ładu i porządku”. Wprowadzane w pierwszych miesiącach złagodzenia miały ułatwiać działanie aparatu państwa w jego funkcji administracyjnej i politycznej oraz zmniejszać uciążliwości stanu wojennego dla zwykłych obywateli. Jeszcze w grudniu 1981 r. wznowiono wydawanie dzienników stronnictw sojuszniczych PZPR – „Dziennika Ludowego” i „Kuriera Polskiego”, w styczniu – „Życia Warszawy”, oraz utworzono dziennik rządu – „Rzeczpospolitą”. Przywrócono też nadawanie Programu Drugiego i regionalnych rozgłośni Polskiego Radia. W lutym zaczęły się ukazywać kolejne zawieszone pisma, w tym tygodniki, choć niektóre uległy likwidacji. Tym samym został poszerzony i zróżnicowany pod względem form przekazu front oddziaływania propagandowego. Zasadniczą treścią wypełniającą wszystkie media było uzasadnienie i usprawiedliwienie stanu wojennego oraz ataki na Solidarność. W styczniu odblokowano też możliwość urządzania zebrań przez organizacje całkowicie kontrolowane przez władze, np. organizacje młodzieżowe. W lutym mogło wznowić działalność 28 stowarzyszeń, które uznano za całkowicie lojalne wobec władz. Złagodzenia reżimu dla zwykłych ludzi obejmowały w styczniu uruchomienie łączności telefonicznej w ramach województw, w lutym między województwami, wznowienie pracy kin i teatrów, skrócenie w niektórych województwach godziny milicyjnej, zezwolenie na przemieszczanie się osób w obrębie województwa [28].

Przejściowe uciążliwości i ograniczenia dla zwykłych ludzi zamierzano stopniowo znosić, reklamując je jako powrót do normalności, wymierzone jednak przeciwko niepodporządkowanej władzom aktywności obywatelskiej miały trwać długo, co najmniej do zakończenia stanu wojennego. Wprowadzając stan wojenny, kierowniczy ośrodek władzy skupiony wokół Jaruzelskiego nie miał wizji, ku jakiemu modelowi ustroju realnego komunizmu chce zmierzać. Wiedział tylko, że chce rozbić „kontrrewolucję”, czyli samorządne siły społeczne dążące do faktycznej likwidacji dyktatury partii i jej aparatu. Chodziło też o przywrócenie monopolu „kierowniczej roli partii” we wszystkich ogniwach władzy państwowej, w zarządzaniu gospodarką, w propagandzie, informacji, nadzorze nad kulturą, w kierowaniu życiem społecznym, stowarzyszeniami, związkami zawodowymi itd. Różnice między członkami kierownictwa państwa i partii dotyczyły stopnia radykalizmu i tempa posuwania się w tym kierunku, a także oceny, czy pewne reformy gospodarcze zapoczątkowane w 1981 r. należy kontynuować czy je wyhamować.

W okresie obowiązywania stanu wojennego najważniejsze decyzje dotyczyły kilku kierunków określających relację między władzą a społeczeństwem.

Kontrola nad aparatem państwa

Ekipa kierownicza stanu wojennego za najważniejsze zadanie uznała przywrócenie stabilności i zwartości aparatu hierarchicznego władzy po „rozchwianiu”, jakie miało miejsce w latach 1980–1981. Oznaczało to weryfikację aparatu kierowniczego PZPR i administracji na poziomie centralnym i wojewódzkim oraz przywrócenie całkowitej kontroli nad wymiarem sprawiedliwości, zwłaszcza prokuraturami i sądami.

W pierwszym miesiącu obowiązywania stanu wojennego z PZPR wystąpiło 17 tys. osób, w większości robotników. Byli to zwolennicy dalszej demokratyzacji ustroju, a przeciwnicy siłowego rozwiązania i zastosowanej przemocy. W tym samym czasie usunięto z PZPR blisko 29 tys. członków, w tym większość robotników. Z pewnością były to osoby krytykujące stan wojenny. Rozwiązano w tym okresie 356 podstawowych i oddziałowych organizacji partyjnych. Z zajmowanych stanowisk odwołano 3 sekretarzy komitetów wojewódzkich PZPR, 51 członków i zastępców członków KW PZPR, 80 I sekretarzy instancji stopnia podstawowego. Jako powody wymieniano „chwiejność postaw, dwulicowość, negowanie konieczności wprowadzenia stanu wojennego, sprzyjanie strajkującym”. Nie były to jednak zmiany w skali masowej. Licząca ok. 2 mln partia była konsolidowana przez władze naczelne zwłaszcza w drugiej połowie 1981 r., niemniej proces weryfikacji trwał nadal po styczniu 1982 r. W aparacie administracyjnym odwołano 4 wicewojewodów, 160 prezydentów miast i naczelników jednostek stopnia podstawowego, 655 przedstawicieli kierowniczej kadry gospodarczej, w tym 370 naczelnych dyrektorów i 208 ich zastępców [29]. W połowie kwietnia 1982 r. informowano o odwołaniu do końca stycznia 749 osób z terenowej kadry partyjnej (7%) oraz zamierzonym odwołaniu 593 (5,6%). W terenowym aparacie PZPR pracowało w tym czasie 10,5 tys. osób [30].

Sytuacją całkowicie nową w dotychczasowym systemie było bezpośrednie odwołanie się do wojska jako instytucji, która wedle zapewnień stanęła ponad władzami cywilnymi, także organizacjami PZPR. W istocie jednak nie wojsko rządziło, choć w warunkach stanu wojennego wielu wysokich rangą oficerów zostało przeniesionych na stanowiska cywilne w administracji lub w aparacie KC PZPR. Wojskowych delegowano do organizowania Obywatelskich Komitetów Ocalenia Narodowego, które miały być formą budowania poparcia dla władz na szczeblu lokalnym. Używano oczywiście wojska do ochrony obiektów czy jako wsparcia do niektórych działań wymierzonych w przejawy oporu. W licznych zakładach pracy powołano komisarzy wojskowych, którzy szczególnie w pierwszych miesiącach formalnie zajmowali pozycję ponad dyrektorem, zwłaszcza w sprawach personalnych, organizacyjnych, niekiedy finansowych. Wojsko przeprowadzało także inspekcje w zakładach, wskazując „nieprawidłowości”. Trudno było uznać te poczynania za racjonalną formę zarządzania, chodziło o efekt propagandowy, uwiedzenie mniej bystrych obywateli hasłami stanu wojennego jako przywracania porządku i sprawiedliwości, a nie powrotu do poprzedniego systemu nomenklatury partyjnej. Mogli też pozytywnie reagować na skargi czy uwagi obywateli w różnych sprawach niezałatwianych właściwie przez administrację. Mogli wnioskować do swych zwierzchników o odwołanie ze stanowiska osoby, która ich zdaniem nie wypełniała należycie obowiązków [31]. W istocie więc na niższych szczeblach władzy komisarze wojskowi ograniczali swobodę działania aparatu partyjnego i jego nomenklatury.

W MSW już 20 grudnia wyznaczono jako jeden z celów: „Oczyścić centralne ogniwa administracji państwowej i aparat propagandy z elementów oportunistycznych i prosolidarnościowych, szczególnie resorty: Szkolnictwa i Oświaty, Planowania i Zarządzania Gospodarką, Spraw Zagranicznych i Handlu Zagranicznego” [32]. Kilka dni później rozwinięto zalecenie:

Przeprowadzić szeroką weryfikację kadr kierowniczych administracji i gospodarki od szczebla centralnego (zwłaszcza w Ministerstwie Handlu Zagranicznego i centralach handlu zagranicznego, w Ministerstwie Finansów, Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Komisji Planowania, Ministerstwie Przemysłu Chemicznego i Lekkiego, Ministerstwie Górnictwa i Energetyki, Ministerstwie Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowlanych, Ministerstwie Handlu Wewnętrznego i Usług, Urzędzie Gospodarki Morskiej) oraz w Ministerstwie Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki, Oświaty i Wychowania, Kultury, łącznie z podległymi zarządami i instytucjami. (...) Dokonać weryfikacji osób w organach wymiaru sprawiedliwości i adwokaturze – zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa. Akcja ta winna odbyć się w konsultacji z organami MSW [33].

Nie wiadomo, czy wszystkie te zalecenia zostały wcielone w życie, a zwłaszcza jak przebiegała weryfikacja aparatu ministerstw.

Na początku stycznia współdziałający z MSW Wydział Administracyjny KC PZPR sformułował zadania dotyczące weryfikacji „kadr kierowniczych w Ministerstwie Sprawiedliwości, w sądach wojewódzkich i w sądach rejonowych pod kątem odsunięcia od stanowisk kierowniczych ludzi nie dających rękojmi należytego wykonywania zadań w nowych warunkach (zwłaszcza powiązanych z ekstremalnymi elementami w »Solidarności«)”. Podobnej weryfikacji zamierzano dokonać w Sądzie Najwyższym, prokuraturze i adwokaturze. Do marca Rada Państwa odwołała ze stanowisk 23 sędziów, a 11 złożyło rezygnację [34]. Weryfikacja i czystka nie poszły tak daleko, jak tego oczekiwał radykalny Wydział Administracyjny, m.in. nie odwołano ministra i wiceministra sprawiedliwości. Część sędziów przesunięto jednak na inne stanowiska. Do grudnia 1982 r. odwołano ze stanowisk około 40 sędziów, a kilkudziesięciu dalszych zrezygnowało z pracy lub przeszło na emeryturę [35]. W lutym 1984 r. prokurator generalny Józef Żyta na posiedzeniu Komisji Prawa i Praworządności KC PZPR mówił: „W resorcie sprawiedliwości do b. »Solidarności« należało ¼ sędziów, wśród których było wielu aktywnych, ekstremalnych działaczy tej organizacji, przy czym przeważająca część z nich nadal pracuje w sądownictwie. Natomiast w prokuraturze nieliczni członkowie b. Solidarności zostali zwolnieni z jej organów” [36].

Istotnie, prokuratura w niewielkim stopniu była objęta przemianami 1981 r., a do Solidarności należało zaledwie 37 prokuratorów. Zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego zażądano od nich złożenia deklaracji lojalności, którą podpisało 20 osób, 13 zaś odmówiło podpisu. Spośród nich 11 złożyło rezygnację ze służby, 2 zwolniono, m.in. internowanego Stefana Śnieżkę z Olsztyna [37]. Zapewne dalsza weryfikacja miała miejsce w następnych tygodniach, ale jej rozmiarów nie znamy. Natomiast w zasadzie zdołała się obronić adwokatura. „Porządkowaniem” sytuacji w rozwiązaniach ustawowych zajmowała się Komisja Prawa i Praworządności w KC PZPR, która rozpatrywała sytuację w poszczególnych ogniwach wymiaru sprawiedliwości (w sądach, prokuraturze, więziennictwie, adwokaturze itd.), zmierzając do wycofania przyjętych już w 1981 r. projektów zwiększających poszanowanie praworządności oraz suwerenności sędziów.

W Komisji Prawa i Praworządności do grudnia 1981 r. opinie rzeczników liberalizacji przepisów karnych i większego poszanowania zasad prawa ścierały się z opiniami partyjnych populistów. Rzecznikom reform, do których zaliczali się ówczesny minister sprawiedliwości Sylwester Zawadzki, prof. Igor Andrejew czy prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Kazimierz Buchała, odpowiadał monter z łódzkiej fabryki Vifama Ryszard Brodowicz: „Powszechne są żądania wymiaru surowych kar, utworzenia obozów pracy i wprowadzenia obowiązku pracy, podwyższenia grzywien itd.”. Istniała głęboka opozycja między myśleniem o prawie przedstawicieli nauki a należącymi do partii robotnikami [38]. Po 13 grudnia populiści uzyskali wsparcie „betonu”. Zaczął się proces odwrotu od zamierzonych reform. Na posiedzeniu 13 lutego atak poprowadził Bogdan Dzięcioł, wykształcony w Moskwie sędzia wojskowy, prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego. Wsparł go komisarz wojskowy w Ministerstwie Sprawiedliwości płk Henryk Kostrzewa, twierdząc, że do 13 grudnia było ono „jednym z nielicznych resortów, w którym Solidarność rozpanoszyła się do niesłychanych rozmiarów. Wielu sędziów było ekstremalnymi działaczami Solidarności, niektórzy byli najbliższymi współpracownikami Z. Bujaka i innych »jastrzębi«. Ludzie ci prowadzili demontaż struktury organizacyjnej resortu, kolportowali demagogiczne hasła m.in. o nadmiernej represyjności naszego prawa karnego, szerokiej penalizacji, ich celem było uczynienie resortu instrumentem Solidarności”. Kostrzewa dodawał: „brak konsekwencji występuje również w działaniach po 13 grudnia 1981 r.”. Podobne opinie wyrażali zwłaszcza robotnicy – członkowie KC. Przewodniczący Komisji Mirosław Milewski zachowywał pozorną neutralność, ale na zakończenie podsumował: „nie byłoby źle, gdyby Ministerstwo Sprawiedliwości opracowało harmonogram działań zmierzających do wyeliminowania różnych negatywnych zjawisk występujących w resorcie”. Należało do nich m.in. deklarowanie przez część sędziów przynależności do Solidarności [39].

Na kolejnym posiedzeniu Komisji 5 marca pozytywne opinie zebrał Sąd Najwyższy, kierowany od 1976 r. przez wysłużonego aparatczyka Włodzimierza Berutowicza, współodpowiedzialnego za osłanianie represji po czerwcu 1976 r. Pozytywnej opinii o Sądzie Najwyższym przeciwstawiano krytykę sądów powszechnych, rzekomo zbyt łagodnych w stosowaniu kar [40].

Na posiedzeniu 21 kwietnia zajmowano się między innymi sytuacją internowanych. Z sali padały pełne nienawiści komentarze, pretensje o zbyt dobre warunki w obozach. Dyrektor Centralnego Zarządu Zakładów Karnych gen. Stanisław Jabłonowski musiał tłumaczyć, dlaczego do internowanych mają dostęp kapłani. Ocenił, że do większości kapelanów nie ma pretensji, ale są negatywne przykłady, „stwierdzono fakty dostarczania lub wynoszenia listów i grypsów, a nawet radioodbiornika (w Uhercu)”. Minister Zawadzki dodał, że Kościół nadużywa funkcji kapelanów „do prowadzenia działalności pozareligijnej”. Na pytanie jednego z członków Komisji, czy nie należy zwolnić internowanych, Zawadzki odpowiedział: „Prowadzimy jednak pracę w kierunku rozwarstwienia internowanych – dotychczas zwolniono już blisko 4 tys. osób”. Uzupełnił to w szczególny sposób Milewski: „otrzymujemy z zakładów pracy wiele listów postulujących ostrzejsze traktowanie internowanych”. I dodał, że „internowanym przedkładano propozycję wyjazdów emigracyjnych wraz z rodzinami – dotychczas nie było chętnych”. Dyskutowano również o reportażu, który ukazał się w jednej z gazet i w którym dziennikarz opisywał rzekomo komfortowe warunki w obozie internowanych kobiet w Gołdapi. Tym razem głos zabrał prokurator generalny Czubiński: „w ośrodku dla internowanych w Gołdapi przebywają wrogowie naszego ustroju. Dlatego nie może dziwić oburzenie z powodu informacji o warunkach, w jakich przebywają tam internowane kobiety” [41].

Komisja ta nie miała bezpośredniego wpływu na funkcjonowanie sądów ani na warunki w obozach internowanych, ale ze względu na swój skład i usytuowanie w centralnym aparacie PZPR była ważną grupą wpływu. W czasie obrad prowadzonych we własnym gronie zaufanych towarzyszy pozwalano sobie na większą szczerość. Przytoczone fragmenty pokazują tendencję dominującą wśród aktywu – nienawiść do opozycjonistów, lekceważenie praworządności rozumianej inaczej niż zemsta i chęć pognębienia przeciwnika, wroga ustroju.

Mimo drakońskich wyroków przewidzianych w dekrecie o stanie wojennym sądy skazywały na kary dużo niższe, zwykle kilku lat więzienia, a zdarzały się też wyroki w zawieszeniu. Osobnych badań wymaga ustalenie, czy było to wynikiem odgórnych zarządzeń, czy cichego oporu sędziów próbujących orzekać – w ramach narzuconego prawa – możliwie niskie kary [42].

Co dalej z Solidarnością

Kolejnym celem ekipy stanu wojennego była głęboka reorganizacja związków zawodowych, tak by nie stały się ponownie płaszczyzną budowania samorządnej wspólnoty i wywierania nacisku na władze, lecz stopniowo powracały do przypisanej im w systemie „realnego komunizmu” roli transmisji partii do mas oraz mobilizowania pracowników do dyscypliny i wysiłku produkcyjnego.

Na posiedzeniu kierownictwa MSW 15 grudnia 1981 r. minister Kiszczak mówił, że trzeba „nasilić pracę wokół przedsięwzięć zmierzających do tworzenia nowej »ludowej« całkowicie »Solidarności«” [43]. Służba Bezpieczeństwa co najmniej od września 1981 r. pracowała nad przygotowaniem „ekip zastępczych” władz Solidarności, czyli ludzi, którzy byliby w stanie zastąpić przewodniczących i członków komisji związkowych różnych szczebli i godzili się na to [44]. Nie wiadomo, jak daleko posunął się proces tego przygotowywania kadr, ale ujawniona na przełomie 1981/82 słabość tego scenariusza pozwala wątpić w powodzenie MSW. W Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” nie było współpracowników SB o znanych i cieszących się popularnością nazwiskach (najbardziej znany był przewodniczący Regionu Województwo Pilskie Eligiusz Naszkowski). Po 13 grudnia sięgnięto po osoby, które odegrały ważną rolę w okresie organizowania związku jesienią 1980 r., ale następnie odeszły lub zostały wyeliminowane. W programach telewizji z deklaracjami lojalności wobec władz wystąpili Jarosław Sienkiewicz, Stanisław Zawada i Jerzy Piórkowski oraz jako jedyny z aktualną legitymacją uzyskaną w wyborach Zdzisław Rozwalak, przewodniczący Regionu Wielkopolska (po kilku tygodniach na specjalnej konferencji prasowej oświadczył jednak, że działał pod przymusem) [45].

17 grudnia z przetrzymywanym w podwarszawskich Chylicach Lechem Wałęsą odbył rozmowę płk Władysław Iwaniec, który już wiosną 1981 r. był wykorzystywany jako pośrednik w kontaktach Jaruzelskiego z Wałęsą. Iwaniec pisał w złożonej natychmiast po spotkaniu notatce, że przewodniczący Solidarności w zasadzie nie przyjmował do wiadomości radykalnej zmiany sytuacji w Polsce. Zakładał istnienie Solidarności w takiej formie, w jakiej działała przed 13 grudnia. Wielokrotnie powracał do koncepcji „trzech” (Jaruzelski, Glemp, Wałęsa) oraz porozumienia rządu, Kościoła i Solidarności jako jedynej drogi unormowania sytuacji w kraju. Jak pisał Iwaniec: „stwierdzał, że konieczne jest uwolnienie wszystkich internowanych i umożliwienie normalnej działalności prezydium Komisji Krajowej i całej Komisji Krajowej”. Pułkownik cytował propozycję Wałęsy, jak wyjść z powstałego kryzysu: „»Powołujemy Radę Gospodarczą, mamy dostęp do telewizji i przeprowadzamy wybory« (na zasadzie: połowa mandatów nasza, a połowa partii), wyjaśniając, że w tej drugiej połowie mieścić się będą: »ZSL-e, Paxy, branżowcy i kogo tam chcecie«”. Akceptował szczególną rolę wojska, ale jako ogólnego gwaranta takich reform. Dowodził, że panuje nad Komisją Krajową, negatywnie wypowiadał się o niektórych jej członkach i „kuroniadzie”, lecz zapewniał, że Solidarność ma w swoich rękach. We wnioskach Iwaniec oceniał: „Jestem przekonany, że żadna siła nie będzie w stanie odwieść go od posiadanych koncepcji i poczucia własnej misji” [46].

19 grudnia na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR Jaruzelski wydał dyspozycję, by wypracować koncepcję nowych związków, które mają być „jednolite, prosocjalistyczne, ale nie antykościelne” [47]. Nazajutrz Kiszczak na naradzie kierownictwa MSW mówił, że „główne zadanie, które niezwłocznie trzeba doprowadzić do KW MO to rozbijanie i likwidacja struktur »S« i działanie na rzecz nowej, robotniczej »S«. Pozyskiwać ludzi do tej nowej »S«, skierować ich do działań”. Informował swój sztab, że w KC utworzono kierowany przez Stanisława Cioska zespół, „który będzie pracować nad nową Solidarnością”: „Będzie nasz przedstawiciel w tym zespole, ale niezależnie od jego pracy MSW musi pracować równolegle i tworzyć fakty dokonane” [48]. W opracowaniu sygnowanym przez wiceministra spraw wewnętrznych 21 grudnia polecano: „Niezależnie od działań podejmowanych przez Komitet d.s. Związków Zawodowych, powołać centralną i wojewódzkie grupy operacyjne do działań mających na celu: wyeliminowanie pozostałości sił ekstremalnych w ogniwach NSZZ »Solidarność«; współudział w przygotowywaniu koncepcji funkcjonowania Związków Zawodowych w nowej sytuacji oraz osób, działaczy do podjęcia funkcji w nowych strukturach organizacyjnych; ujawnienie i likwidowanie prób tworzenia nielegalnych struktur związku NSZZ »Solidarność«”. Nakazywano przyjęcie w tworzonych grupach inicjatywnych pewnych zasad, takich jak uznanie WRON, tworzenie związku „współdziałającego z władzą”, usunięcie „ze związku i jego organów doradczych członków nielegalnych organizacji i ugrupowań, takich jak KSS KOR, KPN, RMP, ROPCiO i innych osób działających na szkodę interesów PRL”. Przewidywano, że nowe związki muszą być organizowane wedle województw, należy też wspierać tworzenie grup branżowych [49].

Te wstępne zamierzenia były oczywiście nieznane kierownictwu Kościoła. 20 grudnia władze dopuściły do przetrzymywanego w izolacji Lecha Wałęsy ks. Alojzego Orszulika, rzecznika prasowego Episkopatu Polski. Zanotował on, że Wałęsa był poruszony i wzburzony wiadomościami o masakrze w kopalni „Wujek”, nazywał rządzących bandytami. Niemniej ks. Orszulik przekazał, że prymas Glemp i abp Dąbrowski rozmawiali z Kazimierzem Barcikowskim i ministrem spraw zagranicznych Józefem Czyrkiem. Przedstawiciele władz PRL zapewniali, że „»Solidarność« będzie mogła działać zgodnie ze swoim statutem, że potrzebne jest prowadzenie rozmów w tej sprawie, że nie będzie więźniów politycznych ani procesów politycznych, kto będzie chciał wyjechać za granicę, ten będzie mógł skorzystać z okazji, ale na banicję się nie godzimy”. Ksiądz Orszulik mówił, że kierownictwo Kościoła przedstawiło propozycję przeniesienia Wałęsy na neutralny grunt, najlepiej do domu Prymasa w Choszczówce. Tam Wałęsa mógłby spotykać się z doradcami i członkami prezydium, ale nie mógłby tego domu opuszczać. Przewodniczący Solidarności odpowiedział, że na razie rozmowy są potrzebne partii, a nie Solidarności, że trzeba przetrzymać dwa tygodnie: „Oni muszą przyjść na kolanach do nas”. Na naleganie ks. Orszulika sformułował jednak warunki rozmów: komunikat, że za poręczeniem Kościoła wyszedł z izolacji na teren neutralny i że może to być Choszczówka, oraz podjęcie rozmów po spotkaniu z doradcami i członkami prezydium Komisji Krajowej; wśród doradców musi być Bronisław Geremek, a gdyby władze się nie zgadzały, to Tadeusz Mazowiecki. Orszulik zaproponował jako doradców wskazanych przez Kościół Wiesława Chrzanowskiego, Jana Olszewskiego, Władysława Siłę-Nowickiego, a także Andrzeja Wielowieyskiego i Stanisława Rusinka z Regionu Mazowsze. Wałęsa zgodził się na te osoby, ale podkreślił, że konieczny jest udział Geremka lub Mazowieckiego [50].

Jak wynikało z kolejnej rozmowy płk. Iwańca z Lechem Wałęsą 21 grudnia, jego postawa była nieustępliwa. Z niepokojem przyjął jednak wiadomość, że prowadzone są rozmowy między rządem a Episkopatem, gdyż „był pewny, że Episkopat nie podejmie bez niego żadnych rozmów”. Na temat związku okrojonego i ograniczonego w uprawnieniach nie chciał rozmawiać [51]. Na posiedzeniu kierownictwa MSW 27 grudnia wiceminister Stachura powiedział, że związki zawodowe „muszą być branżowe, ale na czele ich federacji nie może stać Wałęsa” [52].

Tymczasem minister ds. współpracy ze związkami zawodowymi Stanisław Ciosek odbywał konsultacje z niektórymi działaczami. Był wśród nich Eligiusz Naszkowski, TW „Grażyna”, przewodniczący Regionu Województwo Pilskie, którego 21 grudnia przewieziono z Wronek, miejsca internowania, do Warszawy. Ciosek zapewne nie został poinformowany, że Naszkowski jest agentem SB, ale wiedział, że jest działaczem skłonnym do ugody. Doniesienie TW „Grażyny” z przebiegu tej rozmowy, przeprowadzonej 22 grudnia, oddaje więc zapewne to, co Ciosek mówił innym rozmówcom dowożonym do jego gabinetu w Urzędzie Rady Ministrów.

Min. Ciosek poinformował na samym początku, że tego typu rozmowy odbywa z większością działaczy szczebla przewodniczący regionu. I celem tej rozmowy, jak określił to na samym początku, jest coś w rodzaju konsultacji stanowiska, które minister prezentuje [w rozmowach] z działaczami związkowymi. Ostrzegł również na początku, że nie chodzi o deklarację lojalności, bo to jest wymagane od każdego obywatela. Natomiast chce poprzez te rozmowy upewnić się ostatecznie co do wyboru koncepcji rozwiązania problemu Solidarności, jako że 2 koncepcje zasadnicze są już, ze sobą w tej chwili konkurują. Mają swoich wyznawców w aparacie władzy i państwa. Tzn. pierwsza koncepcja, której min. Ciosek nie aprobuje, to jest koncepcja większości ludzi sprawujących władzę. Znaczy koncepcja taka, aby nie dopuścić do odrodzenia się w jakiejkolwiek postaci Solidarności. Nawet jako związku zawodowego. I tym samym, jak również ograniczenie działalności innych organizacji społecznych. I tym samym sprawowanie jakiś czas władzy, już po zniesieniu stanu wojennego, w oparciu o klasyczną elitę władzy. (...) Technicznie – mówił min. Ciosek – jest to łatwiejsze. Natomiast nie oznacza to tak szerokiej demokratyzacji, jaką przyniosłaby realizacja drugiej koncepcji, o której mówił. Drugą koncepcję gorąco popierał min. Ciosek. Chciał znać stanowisko wobec tej koncepcji. Jest to koncepcja reaktywowania, wskrzeszenia działalności Solidarności, ale pod warunkiem, iż będzie to związek zawodowy.

Musiałby on spełniać kilka wymogów. „Po pierwsze byłby dopasowany do struktury politycznej państwa, czyli po prostu związek zawodowy, ponieważ w strukturze politycznej państwa nie ma miejsca na istnienie czegoś na kształt parasola pod którym gromadzą się wszystkie siły polityczne. Po drugie uznanie pryncypiów ustrojowych. Tzn., w tym kierowniczą rolę PZPR. Po trzecie pozostawienie pełnej niezależności i samorządności związkowi zawodowemu. W tym również zrealizowano by postulat dostępu Solidarności do środków masowego przekazu”.

Naszkowski poparł koncepcję Solidarności proponowaną przez Cioska, ale zauważył, że oznacza to „przewracanie do góry nogami struktury obecnej Solidarności”, w tym wyeliminowanie struktur pozazwiązkowych. A także zmianę składu osobowego kierownictw na wszystkich szczeblach. Agent relacjonował, że Ciosek notował jego uwagi. Powiedział też, że wystąpi do MSW o uchylenie internowania Naszkowskiego, i zachęcał, by odnowił kontakty związkowe z drugim i trzecim garniturem w komisjach zakładowych regionu. Zachęcał również, by porozumiał się ze Zdzisławem Rozwalakiem z Poznania, a także z przywódcami z regionów: Gorzów Wielkopolski, Słupsk, Pobrzeże i Bydgoskiego. Mówił, że te kontakty należy nawiązać szybko, gdyż „rząd przed nowym rokiem wyjdzie z pewnymi propozycjami rozwoju Polski na najbliższy okres” i byłoby dobrze, aby to prognozowanie uwzględniało istnienie Solidarności. „Nie określił minister w jaki sposób dojdzie do zwołania, do pierwszego spotkania grupy inicjatywnej”. Naszkowski oceniał, że w pierwszym etapie chodzi o porozumienie między województwami, podanie w środkach przekazu informacji o powstaniu takiej grupy inicjatywnej, a następnie liczenie na przyłączenie się innych regionów [53].

Naszkowski został zwolniony, ale jak meldował w dalszych doniesieniach, już ten fakt wzbudził ogromną nieufność otoczenia. Na początku stycznia informował o negatywnych, a nawet agresywnych reakcjach, z jakimi się spotyka, oraz że dochodzą do niego pogłoski, iż jest szpiegiem i prowokatorem. Nie miał szans podjąć jakiejkolwiek akcji, a prowadzący go płk Pjanka 26 stycznia meldował, że „w tej chwili nie można go wykorzystywać do żadnych zadań”. W lutym Naszkowski wyznał oficerowi prowadzącemu, że w czasie rozmowy z Cioskiem usłyszał: „podczas jego rozmowy z Wałęsą, Wałęsa uznał mnie za zdrajcę, to znaczy w kontekście takim, że przekazałem taśmy z Radomia. Minister Ciosek śledził moją reakcję, oczywiście powiedziałem, że w tym trudnym stanie wojennym różni ludzie będą mówić różne rzeczy a Wałęsa, czego nie raz byłem świadkiem, wypowiada rzeczy w sposób nieodpowiedzialny, różne opinie. Wtedy min. Ciosek zapewnił mnie, że zbił z tropu Wałęsę tzn. zastrzegł sobie, że źródła informacji mają na pewno lepsze, obiektywniejsze, aniżeli od członków czy to Komisji Krajowej, czy bliskich osób Wałęsie, ale sprawę tę zasygnalizował” [54]. Nie wiadomo, czy Ciosek wiedział, że Naszkowski jest agentem, a zapewne nie był wtajemniczony w sposób dokonania nagrania radomskiego. Ta relacja wiele jednak mówi o postawie Wałęsy, ale także Cioska, który nie omieszkał poinformować Naszkowskiego o opinii Wałęsy.

Ostatecznie Naszkowski został wycofany przez SB z gier operacyjnych i przeniesiony do centrali MSW, gdzie zatrudniono go w zespole przygotowującym próbę skompromitowania Wałęsy jako rzekomego agenta SB [55].

Na szczytach władzy nie wyobrażano sobie, że dziesięciomilionowa Solidarność może po prostu przestać istnieć. Liczono na stworzenie nowej „robotniczej” Solidarności bez inteligenckich doradców i kierowanej przez ludzi podporządkowanych Służbie Bezpieczeństwa. W tym m.in. celu prowadzono rozmowy z internowanymi, licząc na złamanie niektórych znanych działaczy, by przyszła „odnowiona” Solidarność miała jakiś stopień wiarygodności. Kluczowa dla szans tego scenariusza była postawa Lecha Wałęsy. „Każda inna kandydatura na stanowisko przewodniczącego oznaczałaby mniejsze szanse na powodzenie całej operacji” – zauważają słusznie Tomasz Kozłowski i Grzegorz Majchrzak [56]. Wałęsa nie został formalnie internowany, ale był przetrzymywany w ośrodkach rządowych pod Warszawą i skazany na wyłączny kontakt z kuszącymi go przedstawicielami rządu oraz ks. Jankowskim i ks. Orszulikiem, którzy namawiali go do postawy kompromisowej. Wałęsa deklarował chęć rozmów, lecz stawiał warunek – możliwości narady z doradcami, Bronisławem Geremkiem i Tadeuszem Mazowieckim, co dla władz było nie do przyjęcia [57]. Pokazywało także, że nie będzie zgody Wałęsy na wykorzystanie go jako marionetki. Pod wpływem nalegań ks. Orszulika na początku stycznia Wałęsa odstąpił od warunku rozmowy z Geremkiem i Mazowieckim, niepokoił się, że władze nie podejmują negocjacji. Nadal jednak uważał za konieczne spotkanie z doradcami i prezydium Komisji Krajowej [58].

Jak wynika z zacytowanej wyżej wypowiedzi gen. Stachury z 27 grudnia, w kierownictwie MSW już wtedy przeważyło przekonanie, że Wałęsę należy odsunąć od kierowania przyszłym związkiem. W połowie stycznia władze polityczne straciły nadzieję na pozyskanie Wałęsy i 26 stycznia wręczono mu decyzję o internowaniu.

Nim to nastąpiło, już 4 stycznia w kierownictwie MSW „zaakcentowano zwłaszcza potrzebę odradzania działalności związkowej wokół komisji pracowniczych i komisji d.s. socjalnych oraz aktywizowania związków branżowych”. Jak podkreślano: „W oparciu o te elementy i czynniki koniecznym jest tworzenie grup inicjatywnych, skupiających godnych zaufania działaczy »Solidarności«” [59]