Polska. Losy państwa i narodu 1939–1989 (wyd. 2024) - Andrzej Friszke - ebook

Polska. Losy państwa i narodu 1939–1989 (wyd. 2024) ebook

Andrzej Friszke

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Zwięzły, kierowany do najszerszego kręgu czytelników opis historii Polski obejmujący lata 1939–1989, autorstwa wybitnego historyka specjalizującego się w dziejach najnowszych, który w bardzo klarownym i obiektywnym, choć niepozbawionym osobistych akcentów toku narracji przedstawia wydarzenia i procesy historyczne (druga wojna światowa, przemiany społeczno-gospodarcze i ustrojowe, rola opozycji i Kościoła, rozwój nauki i kultury, polityczne tło europejskie i światowe). Andrzej Friszke porusza najdonioślejsze zagadnienia, nie pomijając przy tym mniej spektakularnych, ale ważnych epizodów tworzących pełny obraz losów naszego narodu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 821

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



OPRACOWANIE GRAFICZNE Andrzej Barecki

OPRACOWANIE INDEKSU Agnieszka Dziewulska

KOREKTA Dobrosława Pańkowska

Na obwolucie wykorzystano wizerunek orła Wojska Polskiego

Na okładce wykorzystano fragment niemieckiej mapy Generalnego Gubernatorstwa z 1943 roku

Wydanie II uzupełnione i poszerzone

ISBN: 978-83-244-1170-2 (EPUB), 978-83-244-1170-2 (MOBI)

Copyright © by Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 2003, 2023

Wydawnictwo dołożyło wszelkich starań, aby ustalić autorstwo i skontaktować się z autorami wszystkich zdjęć zamieszczonych w książce.

W odosobnionych przypadkach okazało się to niemożliwe. Dlatego właścicieli praw do zdjęć, z którymi nie zostały podpisane umowy, prosimy o pilny kontakt z sekretariatem wydawnictwa.

Wydawnictwo ISKRY

al. Wyzwolenia 18, 00-570 Warszawa

e-mail: iskry@iskry. com.pl

www.iskry.com.pl

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Pamięcidziadka Aleksandra, żołnierza POW,Wojska Polskiego, Armii Krajowej,więźnia stalinizmu, oraz ojca Edmunda,duchownego ewangelickiego, więźnia
W S T Ę P

Historia najnowsza to korzenie naszej współczesności, czas objęty pamięcią żyjących jeszcze pokoleń. Historia najnowsza budzi więc emocje i żywe dyskusje, bywa przedłużeniem w przeszłość konfliktów ideowych i politycznych. Historyk zajmujący się tym okresem musi brać pod uwagę, że jego dzieło będzie czytane przez bohaterów i świadków zdarzeń. Nieraz dochodzi do zderzenia wiedzy o faktach czerpanej ze źródeł pisanych z pamięcią osób, które te fakty przeżyły i zapamiętały. Często też system wartości badacza jest inny niż opisywanych przez niego ludzi i całych formacji. Wszystko to bywa źródłem licznych kontrowersji i polemik.

Historia najnowsza jest ważna dla legitymizowania bodaj każdej władzy państwowej. Staje się to szczególnie istotne w okresach głębokich przemian politycznych i ustrojowych. Jeśli istnieje wolność słowa, spór może się toczyć w sposób nieskrępowany. Tak było w Drugiej Rzeczpospolitej, kiedy piłsudczycy spierali się z narodowymi demokratami o drogę przebytą do odzyskania niepodległości oraz ocenę polityki Piłsudskiego i Dmowskiego.

W powojennej Polsce historia najnowsza w sposób radykalny została podporządkowana potrzebom politycznym rządzącej partii. Nie było możliwe opisywanie dziejów najnowszych w sposób zgodny z prawdą. Nie liczono się również z pamięcią społeczeństwa, zmierzano raczej do przeobrażenia pamięci zgodnie z potrzebami nowej ideologii. Historykom utrudniano dostęp do źródeł, a cenzura pilnowała, aby nie podważali obowiązujących interpretacji.

Do końca lat sześćdziesiątych państwowość PRL w znacznym stopniu budowała swą prawomocność przez radykalną, tendencyjną krytykę Drugiej Rzeczpospolitej oraz jej bezpośredniej kontynuacji – rządu w Londynie oraz podziemia „londyńskiego” w Polsce. Czarny obraz przedwojennej Polski, władz w Londynie i Armii Krajowej miał uwypuklić słuszność postaw i działań komunistów polskich, twórców powojennej państwowości. Zależność od Związku Radzieckiego i „potrzeba” umacniania „przyjaźni polsko-radzieckiej” prowadziły do przemilczania całych wątków historii lat wojny i okupacji, by poprzestać na przykładzie Katynia. W konfliktach polsko-radzieckich z zasady rację musiał mieć ZSRR. Zafałszowane przez urzędową wykładnię dziejów wydarzenia trwały w społecznej pamięci, choć w sposób często uproszczony i wybiórczy. Z pamięci wypierano wiedzę o zróżnicowanych zachowaniach podczas okupacji, o próbach „przystosowania się”. Głębokiej redukcji uległa pamięć o holocauście Żydów. Wspomnienie okupacji niemieckiej łączyło się jedynie z prawdziwymi przecież doświadczeniami polskiej martyrologii oraz walki zbrojnej z okupantem.

Spojrzenie na okres drugiej wojny światowej stopniowo się zmieniało dzięki upływowi czasu i większej wrażliwości nowych pokoleń rządzącej partii na tradycje narodowe. Od lat siedemdziesiątych pozwolono historykom opublikować wiele ważnych dzieł. Władze PRL próbowały nawet adoptować szereg postaci tego okresu do oficjalnego państwowego panteonu. Zmieścić się w nim mieli Sikorski obok Wasilewskiej, Grot-Rowecki obok Berlinga, co przecież wyrażało tendencję do zupełnego pomieszania pojęć i wartości. Nie zmieniała się jednak oficjalna ocena polityki ZSRR wobec Polski, a pilnowanie „prawomyślności” wypowiedzi na ten temat historyków, publicystów i literatów było jednym z najważniejszych zadań cenzury. Dopiero u schyłku PRL, gdy w Związku Radzieckim nastała epoka głasnosti i ujawniano zbrodnie Stalina, nadszedł czas przypominania tragicznych doświadczeń z sowieckim totalitaryzmem.

Dzieje Polski Ludowej były obszarem, na którym niedopuszczalne były poszukiwania i interpretacje nieautoryzowane przez rządzącą PZPR. Historię pierwszych lat powojennych pisano tak, aby uprawomocnić i ukazać słuszność polityki partii. Fakty mogące ten obraz naruszyć były bezwzględnym tabu, a dotyczyło to nie tylko opozycji i podziemia, ale też dziejów PPR i jej sojuszników, postaw społecznych, historii gospodarczej, powojennych przesiedleń i tak dalej. Okres po roku 1948 nie był opisywany nawet przez partyjnych historyków, również politycy PZPR woleli nie nawiązywać do bezpośredniej przeszłości. Gdy jednak czasem powstawała taka konieczność, dzieje PRL zmieniały się zwykle w wyliczenie osiągniętych wskaźników rozwoju ekonomicznego i społecznego. Aż do 1980 roku nie wspominano kryzysów lat 1948, 1956, 1968, 1970. Obowiązywał pogląd, który wyraził Władysław Gomułka w rozmowie z Aleksandrem Dubczekiem w lutym 1968 roku: „Partia nie umacnia się nigdy, jeśli stale wraca do swej złej przeszłości. Zawsze wykorzystują to nasi wrogowie”. Dopiero w 1981 roku prasa oficjalna i solidarnościowa zamieściły wiele artykułów i wspomnień dotyczących powojennych dziejów. Najwyższe władze PZPR powołały komisję dla zbadania przyczyn i przebiegu kryzysów w PRL. W 1983 roku zdołała ona opublikować syntetyczny raport, ale kalendarium kryzysów ukazało się w paryskich „Zeszytach Historycznych”.

Mimo tych ogromnych trudności niektórzy historycy uczynili wiele, by wykorzystać okresy liberalizacji do zbadania przynajmniej niektórych aspektów historii lat 1944–1948, o czym nieco szerzej piszę w nocie bibliograficznej. Próbę dokumentowania powojennych dziejów podejmowała emigracja, a szereg materiałów i przyczynków ukazało się zwłaszcza w redagowanych przez Jerzego Giedroycia „Zeszytach Historycznych” (łącznie ze wspomnieniami Gomułki o okolicznościach tworzenia Krajowej Rady Narodowej). Bardziej systematycznego opisania różnych aspektów powojennej historii podejmowali się od lat siedemdziesiątych historycy i publicyści związani z opozycją. Trzeba wspomnieć książki Jakuba Karpińskiego poświęcone kolejnym kryzysom, a zwłaszcza monografie Krystyny Kersten.

Historiografia opozycyjna przypominała niesuwerenność powojennej Polski, totalitarny charakter tworzonego przez komunistów ustroju, ukazywała bezprawie i terror pierwszego dziesięciolecia. Był to obraz prawdziwy, zgodny z faktami. Historiografia opozycyjna, przypominając te fakty, podważała zarazem prawomocność PRL i jej ustroju, budziła aspiracje do wolności i suwerenności. W latach osiemdziesiątych ujawnił się spór o sposób ujmowania powojennej historii. Czy ma to być obraz raczej publicystyczny, służący potrzebom walki ideowej i politycznej, czy też tę epokę badać należy w sposób możliwie beznamiętny, rozważając okoliczności wydarzeń, skomplikowane racje ludzi, środowisk, ugrupowań.

Do tworzenia naukowej metody opisu dziejów PRL ogromnie przyczyniła się Krystyna Kersten, autorka fundamentalnej monografii Narodziny systemu władzy. Polska 1943–1948, wydanej w podziemiu oraz na emigracji w 1986 roku, a także kilku innych książek i wielu artykułów. Kryteriom ocen, wynikających z uznania wartości demokratycznych i niepodległościowych, towarzyszyła skrupulatna analiza sytuacji międzynarodowej Polski, warunków społecznych, stanu świadomości, istniejących podziałów ideowych, gry różnych interesów. Kerstenowa nie wahała się pisać o faktach przykrych, podważających narodowe mity. Było to dojrzałe spojrzenie, zachęta do głębszego namysłu nad przeszłością. „Traktuję swoje książki i wykłady jako surowiec i zarazem zaczyn do wyrabiania samodzielnych sądów i opinii, od których zależy rozwój racjonalnej myśli społecznej i nowoczesnej kultury politycznej” – mówiła Kerstenowa w 1986 roku. I dodawała z troską: „Czarno-biała klisza dominująca w urzędowym przedstawianiu dziejów ostatniego półwiecza dość rzadko zastępowana jest obrazem operującym światłocieniem”.

Po roku 1989 badania nad przeszłością mogły się swobodnie rozwinąć dzięki likwidacji cenzury, udostępnieniu historykom archiwów (choć długi czas istniały nadal przeszkody, obejmujące do dziś niektóre ważne obszary). Ujawniono cząstkę – niestety nadal niewielką – archiwów radzieckich. Powstało wiele ważnych opracowań, wydano szereg tomów dokumentów, a także ukazały się syntezy, wśród których wszechstronnością i dojrzałością wyróżnia się Pół wieku dziejów Polski Andrzeja Paczkowskiego.

Podjęta przeze mnie próba spojrzenia na dzieje pięćdziesięciu dramatycznych dla Polski lat XX wieku jest kolejną, po cennych syntezach Andrzeja Paczkowskiego, Andrzeja Garlickiego, Wojciecha Roszkowskiego, Anny Radziwiłł, Andrzeja Leona Sowy oraz zeszytach wielu autorów wydanych pod wspólnym tytułem Dzieje PRL. Czy uzasadnione było napisanie kolejnej książki, ocenią czytelnicy.

Przystępując do tego zadania, próbowałem zwrócić szczególną uwagę na kilka wątków: niesuwerenność państwa oraz zmianę stopnia i przejawów tej niesuwerenności; cechy stałe i zmienne systemu politycznego PRL; złożoność relacji władza – społeczeństwo, w których występował zarówno opór, jak przystosowanie; dokonywane w tym ustroju przemiany społeczne, które prowadziły do formowania się nowego społeczeństwa. Spróbowałem także zweryfikować tezę postawioną przed laty w dyskusji na łamach „Tygodnika Powszechnego”: „Władze PRL [...] oceniać należy na podstawie tego, co mogły osiągnąć w narzuconych im granicach niezależności [od ZSRR]. Czy potrafiły tę autonomię poszerzać, czy konserwowały stan istniejący, czy same dążyły do «integracji» i zawężania ram wolności”.

Pisząc tę książkę, opierałem się na licznych już opracowaniach, a także badaniach źródłowych własnych i zespołowych, które prowadziliśmy w Pracowni Najnowszej Historii Politycznej Instytutu Studiów Politycznych PAN. Wiele przemyśleń i interpretacji, które znajdują odbicie w książce, rodziło się podczas dyskusji prowadzonych w tejże pracowni. Za znakomitą, twórczą atmosferę tych prac należą się podziękowania wszystkim ich uczestnikom, a szczególnie profesorowi Andrzejowi Paczkowskiemu.

Integralną część książki stanowi materiał ilustracyjny. Do zgromadzenia i udostępnienia często unikalnych fotografii przyczyniło się wiele osób z Archiwum Akt Nowych, Ośrodka Karta, Archiwum Dokumentacji Mechanicznej, Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL oraz Instytutu Pamięci Narodowej. Pracownicy tych instytucji włożyli wiele wysiłku, by odszukać potrzebne zdjęcia, za co autor i wydawnictwo składają gorące podziękowania. Za pomoc w zilustrowaniu książki jesteśmy bardzo wdzięczni Władysławowi Bartoszewskiemu, Erazmowi Ciołkowi, Zbigniewowi Garwackiemu, Marcinowi Kuli, Grzegorzowi Sołtysiakowi i Andrzejowi Werblanowi. Synowi Krzysztofowi dziękuję za pomoc w komputerowym przygotowaniu zdjęć do publikacji.

Andrzej Friszke

P R Z E D M O W A   D O   W Y D A N I A   D R U G I E G O

Wydana w 2003 roku książka Polska. Losy państwa i narodu 1939–1989 była próbą opowiedzenia i podsumowania półwiecza historii: od czasu tragicznej okupacji przez dramatyczne, ale i złożone pod wieloma względami lata PRL, po rozwinięcie się ruchu „Solidarności” i doprowadzenie w toku walki, dialogu, ale i kompromisu do utworzenia demokratycznego państwa polskiego.

Książka spotkała się z życzliwym przyjęciem czytelników, pozytywnymi uwagami, była wykorzystywana w edukacji na poziomie akademickim, a w 2022 roku, przetłumaczona przez Bernarda Wiadernego na język niemiecki, ukazała się w prestiżowym wydawnictwie Brill. Niemieckie wydanie dopełniają rozdziały poświęcone historii III Rzeczypospolitej w latach 1989–2015 napisane przez Antoniego Dudka. Decyzja Iskier, by wznowić syntezę obejmującą okres 1939–1989, poprzestać na zamkniętej epoce, jest zrozumiała i podzielana przez niżej podpisanego. Wynika to również z potrzeby skupienia uwagi na tym okresie, stopniowo zapominanym, często demonizowanym i redukowanym do stereotypów, które mają wydobywać tylko oderwane od siebie fakty i treści.

Zanika pamięć o działającym w czasie wojny rządzie polskim na emigracji, nawet nazwisko gen. Sikorskiego kojarzą tylko lepsi studenci. Pojęcie i realia polskiego państwa podziemnego są atakowane przez prawicę nacjonalistyczną, lansującą mit NSZ w taki sposób, by kreować wyobrażenie równoprawności różnych tradycji oporu i podważyć wyjątkowość AK jako jedynej upełnomocnionej przez rząd polski siły zbrojnej w okupowanym kraju. Zarazem z przeciwnej strony fakty udziału części ludzi podziemia (nie tylko z NSZ, ale też z AK) w zbrodniach na Żydach bywają uogólniane w kierunku podważenia obrazu Polski podziemnej walczącej z Niemcami. Odpowiedzią na to jest negowanie przez obrońców nieskazitelności Polaków wyników badań przeprowadzonych przez Centrum Badania Zagłady Żydów, które pokazują skalę antysemityzmu oraz biernego, ale też nieraz czynnego udziału w zbrodniach, zwłaszcza na prowincji. Tezy o niezłomnym oporze całego narodu znajdują wsparcie instytucji państwa, a w 2018 roku próbowano wprowadzić regulacje prawne zagrażające historykom prowadzącym „niewłaściwe” badania. Dyskusja o latach okupacji i postawach Polaków staje się coraz trudniejsza także dlatego, że w całej historiografii najnowszej następuje przesunięcie uwagi od zainteresowania elitami, organizacjami i instytucjami, do koncentrowania jej na codzienności i doświadczeniach ludzi przeciętnych.

Przyjmowane przed dwudziestu laty w zasadzie bez sprzeciwu słowa Krystyny Kersten, że historyk nie jest prokuratorem ani sędzią, ma wyjaśniać zjawiska, wydarzenia, ich genezę i konsekwencje, a celem jest dojrzałe spojrzenie, zachęta do głębszego namysłu nad przeszłością, zostało odrzucone przez bardzo wielu zajmujących się historią. Uznali się za uprawnionych do orzekania, „kto był bohaterem, a kto zdrajcą”, do kreowania właściwych tradycji, wzorów wychowawczych, ideologicznych i politycznych. Historia stała się dla wielu opowieścią mającą legitymizować partię rządzącą, wzmacniać godnościowe narracje, najlepiej ludowo-narodowe. Przeszkadzające tym ambicjom fakty, organizacje, postacie są spychane na margines, eliminowane z pamięci. Silny jest nurt redukowania doświadczeń powojennego 45-lecia do kilku wątków eksponowanych w ramach konfliktu politycznego przy pomijaniu złożoności sytuacji międzynarodowej, wewnętrznej, społecznej i ekonomicznej oraz trwającej przez powojenne dziesięciolecia ewolucji relacji między monopolistyczną władzą a społeczeństwem. Pamięć o latach powojennych redukuje się zwykle do mitu „żołnierzy wyklętych”, ale już nawet nie do historii WIN-u, a tym bardziej PSL-u, którego aktywność i walka o przeprowadzenie wyborów przestała „mieć znaczenie”. Rozumienie historii zastępowane jest emocjonalną identyfikacją skupioną na bohaterach, symbolach, tym razem nie na ludziach zwykłych, cywilnych, ich sytuacji i losach. Obraz zredukowany do starcia komunistów z partyzantami z lasu niszczy prawdę o złożoności problemów i postaw tego czasu. W prawicowych narracjach nie ma miejsca na dzieje i następstwa społeczne reformy rolnej wraz z exodusem milionów wiejskich dzieci do miast, odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych, a nawet objęcia przez Polskę, osiedlenia i zagospodarowania ziem nad Odrą i Nysą. Rozumienie sensu tych trzech wielkich wyzwań i procesów społecznych nie pozwoliłoby redukować obrazu do czarno-białego schematu walki dobra ze złem, bohaterów ze zdrajcami.

W pamięci społecznej, także nauce szkolnej, zanika poczucie znaczenia wielkich cezur 1948, a nawet 1956 roku. Jeśli tę datę się przywołuje, to raczej w kontekście poznańskiego buntu robotniczego niż Października jako wielkiego przesilenia politycznego. W uproszczonym schemacie antykomunistycznym nie ma miejsca na przypominanie i przywoływanie tradycji inteligenckich dążeń do demokratyzacji systemu, obrony praw kultury, szukania dróg otwarcia na Zachód. W prawicowej narracji liczy się właściwie jedynie postawa Kościoła prowadzonego przez kardynała Wyszyńskiego, ale i jego polityka jest upraszczana do schematu niezłomności antykomunistycznej. Kościół ma być jedynym nośnikiem i obrońcą polskiej tożsamości i tradycji. Tendencja takiej prezentacji powojennych dziejów została narzucona przez ministra edukacji w podstawie programowej do przedmiotu Historia i teraźniejszość w 2022 roku.

Redukcja ta prowadzi do coraz słabszego rozumienia sytuacji i zachowań Polaków w PRL, także motywacji i form zarówno przystosowania do systemu, jak i oporu przeciw niemu. Zanika też wiedza, czym był system zbudowany przez partię monopolistę, jakie były jego reguły, jakim zmianom podlegał, jak szukał legitymizacji społecznej. Próba wykreślenia blisko 45 lat PRL z ciągu polskich dziejów jest nie tylko niemądra i krzywdząca, ale oznacza też w konsekwencji uznanie za nieistotne, „nieliczące się” wybory, działania i prace podejmowane przez trzy pokolenia żyjących wtedy Polaków. Uderza w ciągłość tradycji, także nauki i kultury.

Mimo starań Europejskiego Centrum Solidarności, Ośrodka Karta, szeregu innych instytucji i wielu autorów cennych opracowań coraz trudniej rozumieć, czym była „Solidarność”, o co i dlaczego walczyła metodami nacisku i organizowania społeczeństwa do samorządności, jaki miała horyzont ideowy i programowy. Redukowana jest z przestrzeni publicznej pamięć o „Solidarności”, jej działaczach i przywódcach, następuje wymazywanie z historii Lecha Wałęsy, przedstawianego ze względu na błąd młodości jako agent „Bolek”, postać bez zasług i znaczenia. Dzieje głównego nurtu „Solidarności” w sprzedawanych w urzędach pocztowych książkach przedstawiane są jako podejrzenie uwikłania i zdrady. W to miejsce wprowadza się alternatywnych bohaterów i inną „Solidarność”, bo Walczącą.

Zanika też pamięć o wielkim kryzysie ekonomicznym lat osiemdziesiątych, który był punktem wyjścia przemian 1989 roku. Polska droga do wolności polegająca na sporze, walce, ale i dialogu między przywódcami PZPR i „Solidarności”, pokojowa konfrontacja w wyborach 4 czerwca i jej skutki – utworzenie rządu Mazowieckiego, pobudzenie poprzez przykład i powiew nadziei ruchów wolnościowych w NRD i Czechosłowacji, co było słusznie uznane za wielki przełom w dziejach naszej części Europy, przez zajadłych publicystów i polityków redukowana jest do niejasnego manewru, nawet spisku o dwuznacznych konsekwencjach. Odrodzenie Polski jako III Rzeczpospolitej, państwa wszystkich obywateli, demokratycznego, obywatelskiego, opartego na prawie, dążącego do współpracy z sąsiadami oraz jednoczącą się Europą jest pomniejszane i przedstawiane jako epoka „postkomunizmu”.

Powyższe zjawiska w niewielkim stopniu są zawinione przez historyków, skupionych na badaniach, wydających książki i artykuły w pismach fachowych, czasem publikujących też w prasie. Historia traktowana jako nauka przyniosła także w minionym dwudziestoleciu wiele ważnych odkryć i analiz. Niebezpieczne wypaczenia obrazu dziejów spowodowała natomiast tzw. polityka historyczna, która kładzie akcent nie na prawdę o przeszłości, ale na pamięć o niej, wydobywanie tylko niektórych jej wątków, tworzenie mitów i symboli. Polityka historyczna pragnie kształtować ideologię polityczną wspólnoty za pomocą obrazów i przywołań dotyczących przeszłości tak, by kreować godność i chwałę narodu jako treści wychowawcze. Kreatorzy polityki historycznej – głównie politycy prawicy i związani z nimi dziennikarze oraz nieliczni historycy – lekceważą zazwyczaj ustalenia historii akademickiej, poruszają się w kręgu wyobrażeń i mitologii, która ma tworzyć wyobrażenia zamiast wiedzy, ostro dzielić na „swoich” i „obcych”.

Nurt kształtowania wyobrażeń o przeszłości wykorzystał w wielkim stopniu nowe możliwości technologiczne zwłaszcza Internet. Stworzył on cenną pomoc dla zainteresowanych historią – na stronach internetowych można znaleźć wiele szczegółowych opracowań, biogramów, przyczynków, świadectw, fragmenty filmów dokumentalnych, dawno temu opublikowane artykuły, interesujące dyskusje i wywiady z badaczami przeszłości. Nowe technologie, jak choćby e-booki, pozwalają docierać szerzej, zwłaszcza do młodszych czytelników, kształtowanych już przez nowe media. Liczne strony internetowe, także filmiki i wykłady publikowane na You Tube, mają zasięg nieporównywalny z książkami i są łatwe w odbiorze. Zarazem jednak narasta w Internecie zjawisko wypierania wiedzy przez manipulację, prawdy przez półprawdy i fikcje. Dbając o atrakcyjność, komunikatywność, pobudzanie wyobraźni i emocji, twórcy tych narracji często lekceważą zjawiska skomplikowane, opisane przez prawdziwych historyków fakty i procesy, tworzą natomiast własną kreację, wyobrażenia, upraszczają, a bywa, że świadomie kłamią. „Narracje” wytwarzają „bańki medialne”, w których prawda o współczesności i przeszłości jest ustalona, powielana i nie ma być podważana, kolejne wpisy i opowieści mają umacniać wspólne myślenie, wyobrażenia, co nazywa się niekiedy tożsamością. „Media tożsamościowe” służą budowaniu więzi, przekonań, emocji i wyobrażeń prawdy, także historycznej, a nie dociekaniu prawdy. W konsekwencji postępuje brak możliwości rozmowy, dyskusji, szukania porozumienia, dociekania prawdy historycznej.

Część publicystów zajmujących się także historią ma ambicje ideologiczno-polityczne, dotyczy to zwłaszcza ludzi budujących swą popularność albo na podsycaniu nienawiści na przykład do Ukraińców, Niemców, Żydów, albo do tworzenia wizji spisków zmierzających do zniewolenia Polski lub wykupienia jej gospodarki przez obce, wrogie siły, co starają się łączyć z dekonstrukcją pamięci o polskiej drodze do wolności od Sierpnia 1980 do wyborów czerwcowych 1989 roku i dalszego budowania III Rzeczypospolitej.

Konieczne jest przeciwstawienie się tym szkodliwym uproszczeniom i schematom, kłamstwu historycznemu, zrywaniu ciągłości dziejów, tradycji oraz zapominaniu, gdyż prowadzi to do niezrozumienia historii Polski i doświadczeń poprzednich generacji Polaków. I do smutnej konstatacji, że historia niczego nas nie uczy. Skromnym przyczynkiem i pomocą w tych zmaganiach ma być ta książka.

Po 20 latach od napisania tej syntezy podtrzymuję przedstawiony tu obraz zdarzeń i procesów oraz ocen. Przez ten czas powstały dziesiątki książek rozwijających poszczególne opisane tu syntetycznie zjawiska, historycy wykonali ogromną pracę, analizując archiwa PZPR oraz akta MSW zgromadzone w Instytucie Pamięci Narodowej. Sam też przeprowadziłem rozległe badania i opublikowałem kilka opartych na nich książek. Przyrost wiedzy pozwolił pogłębić rozumienie wielu wydarzeń, ale nie wyłania się z wyników badań historia inna niż ta, którą w zasadniczych wątkach znaliśmy już wcześniej. Nie zakwestionowano sensu zdarzeń, nie wykazano, że historia biegła inaczej, niż wcześniej sądziliśmy. Ujawniono jednak dokumenty, powstały opracowania, które każą zweryfikować część kwestii szczegółowych, uściślić liczby, zwłaszcza dotyczące strat ludzkich i represji w czasie okupacji i w okresie powojennym. Takie poprawki zostały wprowadzone. W kilkunastu miejscach dopisałem po kilka lub kilkanaście zdań o wydarzeniach wcześniej nieznanych lub niedokładnie zbadanych, które jednak miały znaczenie dla obrazu przemian, sytuacji sił czy ważnych postaci życia publicznego. Nie mnożyłem jednak szczegółów, nie chciałem bowiem odejść od syntetycznej formy wykładu.

Uważny czytelnik zorientuje się, że syntetyczność wykładu jest większa, gdy omawiam dzieje wojny i okupacji oraz pierwszego dziesięciolecia powojennego. Więcej i szerzej piszę o latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Takie proporcje były zamierzone nie tylko dlatego, że dziesięciolecia wcześniejsze były opisane w monografiach wspominanych w nocie bibliograficznej zamieszczonej w wydaniu pierwszym, ostatnie dwudziestolecie było zbadane znacznie słabiej. Miałem też wzgląd na oczekiwania czytelnika, by czas zapamiętany w osobistym doświadczeniu nie został potraktowany zbyt skrótowo i pobieżnie. Tych proporcji nie naruszam w wydaniu drugim, choć jestem świadomy, że dramaty i tragedie czasu wojny i okupacji oraz lat bezpośrednio powojennych są ogromne i zasługują na wnikliwe ich opisanie. Czynią to historycy, odsyłam do ich najważniejszych prac w zamieszczonej na końcu tomu bibliografii, poprzestając jednak na syntezie. Jej celem – jak zawsze w syntezach – jest wskazanie na fakty i zjawiska najważniejsze oraz wzajemne ich powiązanie, by ukazać proces, kierunek zmian i jego najważniejsze cechy.

Nie przedrukowujemy „Noty bibliograficznej” z pierwszego wydania, która oddaje stan wiedzy o postępie badań z 2002 roku. Jej uaktualnienie wymagałoby bardzo znacznego poszerzenia tekstu. Zamiast tego proponujemy czytelnikowi „Bibliografię selektywną”, w której odnotowano najważniejsze książki pozwalające na pogłębienie wiedzy o różnych aspektach opowiedzianej tu historii.

Andrzej Friszke

1POLSKA PODBITA

„Rząd Rzeszy Niemieckiej i Rząd ZSRR po upadku byłego Państwa Polskiego uważają za swe wyłączne zadanie przywrócić na tych obszarach pokój i porządek oraz zabezpieczyć narodom tam żyjącym spokojny byt, odpowiadający ich właściwościom narodowym”. Od tych słów zaczynał się niemiecko-sowiecki układ „o granicach i przyjaźni” podpisany przez Ribbentropa i Mołotowa na Kremlu 28 września 1939 roku. Skorygowano wówczas granicę rozbioru ustaloną 23 sierpnia – Niemcy zrezygnowały na rzecz ZSRR z wpływów na Litwie, w zamian otrzymując Lubelszczyznę i wschodnie Mazowsze. Granica miała zatem biec wzdłuż Sanu, Bugu, Narwi i Pisy, po stronie niemieckiej znalazł się także okręg suwalski. ZSRR zagarnął 51,5 procent obszaru Drugiej Rzeczypospolitej, Niemcy 48,5 procent. W tajnym protokóle do układu stwierdzano, że oba mocarstwa nie dopuszczą na swych terytoriach do polskiej agitacji, wymierzonej przeciw drugiej stronie, i będą dławiły wszelkie próby takiej agitacji.

Podbój Polski był tylko elementem szerszych zamierzeń totalitarnych mocarstw. W 1940 roku Hitler uderzył na Zachód, podbił Norwegię, Danię, Holandię, Belgię, pokonał Francję, natomiast skuteczny opór zdołała mu stawić Wielka Brytania. Tymczasem Stalin zagarnął Litwę, Łotwę, Estonię oraz przyłączył do ZSRR znaczną część Rumunii. Okrojona Rumunia, podobnie jak Węgry i Bułgaria, znalazła się wśród państw zależnych od Niemiec. Po pokonaniu w zbrojnym starciu Jugosławii nazistowska Trzecia Rzesza dominowała w Europie, ale nadal wizja Hitlera zdobycia ogromnych przestrzeni na wschodzie była niezrealizowana. 22 czerwca 1941 roku, łamiąc układy z 1939 roku, Niemcy uderzyły na Związek Radziecki. W ciągu niewielu dni całe terytorium Drugiej Rzeczpospolitej znalazło się we władaniu Niemiec.

Okupacja niemiecka

W trakcie działań wojennych we wrześniu 1939 roku administrację na okupowanym terytorium sprawowali dowódcy armii Wehrmachtu. Za wojskiem posuwały się grupy operacyjne policji bezpieczeństwa, które miały fizycznie likwidować polską elitę przywódczą. Już zatem przed formalnym ustanowieniem reżimu okupacyjnego doszło do masowych zbrodni, których ofiarą padło kilkanaście tysięcy osób.

Polityka Niemiec w okupowanej Polsce wynikała nie tylko z pragmatycznych potrzeb reżimu okupacyjnego oraz charakteru państwa totalitarnego. Jej ważnym uzupełnieniem były teorie o rasowej niższości Polaków, zamiar wyniszczenia narodu, tak by nie był w stanie aspirować do odzyskania wolności, oraz dążenie do poszerzenia „przestrzeni życiowej” dla narodu niemieckiego. Toteż Niemcy nie starali się o pozyskanie części ludności miejscowej i nie szukali przywódców skłonnych do kolaboracji. Według wielokrotnie w czasie wojny powtarzanych deklaracji i instrukcji przywódców Rzeszy, celem polityki okupacyjnej była degradacja narodu polskiego i przeobrażenie go w rezerwuar taniej siły roboczej.

Podział ziem zajętych przez Niemcy został dokonany w październiku 1939 roku. Dekretem Hitlera z 8 października bezpośrednio włączono do Rzeszy ziemie obejmujące dawny zabór pruski – Wielkopolskę, Pomorze, a także Górny Śląsk, ponadto z dawnego zaboru rosyjskiego północne Mazowsze, Kujawy, okręg łódzki, jak również zachodnie powiaty byłego zaboru austriackiego. Całe to terytorium inkorporowano do niemieckiego obszaru państwowego i gospodarczego, ale od Rzeszy właściwej oddzielono granicą policyjną. Łącznie obszar ziem wcielonych obejmował 92 000 km2 z 10 milionami ludności, w tym 90 procentami Polaków. Politycy hitlerowscy spodziewali się jednak możliwie szybko usunąć „zbędną” ludność polską oraz przeprowadzić akcję germanizacyjną, tak aby ziemie wcielone stały się integralną częścią Niemiec. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w 1941 roku do Rzeszy włączono jeszcze Białostocczyznę, pozostałe ziemie wschodnie Drugiej Rzeczpospolitej weszły w skład Komisariatu Rzeszy Ukraina lub Komisariatu Rzeszy „Kraj Wschodu”.

Na pozostałym, obejmującym 95 000 km2, okupowanym przez Niemcy terytorium dekretem Hitlera z 12 października 1939 roku utworzono Generalne Gubernatorstwo jako obszar osiedlenia Polaków, pozbawiony jakiejkolwiek suwerenności i zarządzany przez niemiecką administrację. Na czele tej prowincji z tytułem generalnego gubernatora z siedzibą na Wawelu stanął Hans Frank, wysoki funkcjonariusz NSDAP, minister sprawiedliwości Rzeszy i prezes Akademii Prawa Niemieckiego. Podlegał mu rząd GG złożony wyłącznie z funkcjonariuszy niemieckich. Obszar GG podzielono na cztery dystrykty administracyjne – krakowski, warszawski, lubelski i radomski. Po wybuchu wojny radziecko-niemieckiej w 1941 roku dołączono wschodnią część dawnego zaboru austriackiego ze Lwowem, tworząc piąty dystrykt – Galicję (47 000 km2). Wiosną 1942 roku w Generalnym Gubernatorstwie mieszkało 17,6 miliona ludzi, w tym 11,3 miliona Polaków, 4 miliony Ukraińców, 2 miliony Żydów oraz około 300 000 cywilnych Niemców, w większości sprowadzonych po 1939 roku.

Wszelkie wyższe stanowiska administracyjne w Generalnym Gubernatorstwie sprawowali Niemcy, na ten teren rozciągała się również władza niemieckiego sądownictwa, policji i aparatu represji. Ustanowiono natomiast między GG a Rzeszą granicę celną, dewizową, walutową i policyjną. Prawo dla GG stanowił kanclerz Niemiec i upoważnione przez niego organy, generalny gubernator oraz dowódca policji i SS w Generalnym Gubernatorstwie. Uniemożliwiono wznowienie pracy przez przedwojenne organy samorządu terytorialnego, ale pozostawiono ich organy wykonawcze. Na czele zarządów miast i gmin stali zatem przeważnie Polacy, lecz ich kompetencje ograniczono do takich spraw, jak gospodarka komunalna, pomoc społeczna, dystrybucja kart żywnościowych i tym podobne. Wszelkie decyzje polskiej administracji mogły być anulowane przez sprawującą nad nią nadzór administrację niemiecką, a każdy urzędnik polski mógł być natychmiast odwołany. Metodą niemieckiego zarządu na wszystkich szczeblach były nakazy i zakazy oraz wymuszanie posłuchu za pomocą represji.

Narzucone specjalne prawa segregowały ludność podbitego kraju według kryteriów narodowych. Pełne prawa posiadali jedynie Niemcy, mniejsze i zróżnicowane mieli ludzie wpisani na niemiecką listę narodowościową (Deutsche Volksliste). Pozostałej ludności system prawa hitlerowskiego nadawał status umożliwiający jej terroryzowanie, przesiedlanie, pozbawianie majątku, ograniczenie możliwości poruszania się. Tych „poddanych” podzielono na różne kategorie – większymi swobodami dysponowali Ukraińcy w Generalnym Gubernatorstwie, mniejszymi Polacy, natomiast wobec Żydów zastosowano represyjne i segregacyjne prawa wynikające z rasistowskich ustaw norymberskich, nim jeszcze przystąpiono do ich ostatecznej zagłady.

1. Niemiecki transparent propagandowy w Krakowie

Już jesienią 1939 roku Niemcy zamknęli wszelkie polskie instytucje życia kulturalnego i komunikacji społecznej. Zlikwidowano Polskie Radio i nakazano zdawanie aparatów radiowych. Zabroniono wydawania polskiej prasy. W jej miejsce powstały nieliczne pisma (w tym kilka dzienników z „Nowym Kurierem Warszawskim” na czele) kierowane przez Niemców i służące za narzędzia propagandowego oddziaływania na społeczeństwo polskie. Zniesiono szkolnictwo średnie typu gimnazjalnego i licealnego oraz zamknięto uniwersytety i inne szkoły wyższe. Aresztowanie profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego (6 listopada 1939 roku) oraz ich zesłanie do obozu koncentracyjnego było jedną z pierwszych tak brutalnych represji, wstrząsnęło polską opinią publiczną i pozbawiło ją złudzeń co do celów niemieckiej polityki okupacyjnej. Uniemożliwiono wydawanie polskich książek, jeśli miały jakiekolwiek przesłanie patriotyczne, zamknięto biblioteki, kontroli poddano księgarnie. Pozostawiono nieliczne teatry, narzucając im niemiecki nadzór i repertuar czysto rozrywkowy. Zabroniono upowszechniania patriotycznej kultury, także utworów muzycznych, na przykład Chopina i Moniuszki. Zdemontowano wiele pomników polskich bohaterów narodowych i pisarzy. Zakazem wszelkiej działalności objęto organizacje polityczne, społeczne, kulturalne, związkowe, zezwalając jedynie na organizowanie pomocy społecznej przez Radę Główną Opiekuńczą, Polski Czerwony Krzyż i – do 1941 roku – przez Stołeczny Komitet Samopomocy Społecznej.

Pozostawiono niższe instancje polskiego sądownictwa, ale mogły one rozpatrywać jedynie sprawy mniejszej wagi – cywilne i karne. Sprawy polityczne i dotyczące naruszenia „interesów Rzeszy” kierowano do sądów niemieckich. Przedwojenną policję po reorganizacji poddano ścisłej kontroli niemieckiej. Licząca 12 000 funkcjonariuszy policja, zwana granatową, spełniała funkcje porządkowe, patrolowe oraz pomocnicze wobec policji niemieckiej, między innymi uczestniczyła w ściganiu podejrzanych o przestępstwa kryminalne i była wykorzystywana do konwojowania niektórych kategorii więźniów. Pozycję nadrzędną, także w sprawach kryminalnych, otrzymała policja niemiecka, natomiast szeroko rozumiane problemy bezpieczeństwa znalazły się w kompetencji odpowiednich formacji niemieckich (kripo, sipo, gestapo).

Wyposażone w rozległe kompetencje organy bezpieczeństwa otrzymywały dyrektywy od Heinricha Himmlera, Reichsführera SS i zwierzchnika policji politycznej i kryminalnej w Rzeszy, mianowanego również komisarzem Rzeszy do umacniania niemczyzny. Podlegający Himmlerowi dowódca policji i SS w Generalnym Gubernatorstwie wpływał na charakter polityki okupacyjnej w stopniu nie mniejszym niż Frank. Najistotniejsze decyzje dotyczące losu Polaków zapadały jednak w Berlinie i były podejmowane przez Hitlera bądź Himmlera.

Eksterminacja polskiego – jak to ujmowano – „elementu przywódczego” rozpoczęła się już we wrześniu 1939 roku. Grupy operacyjne policji bezpieczeństwa według przygotowanych imiennych list wymordowały do końca 1939 roku 40 000 osób na ziemiach wcielonych do Rzeszy oraz około 5000 w Generalnym Gubernatorstwie. W maju 1940 roku rozpoczęto w Generalnym Gubernatorstwie tak zwaną akcję AB – likwidacji „warstwy przywódców duchowych Polski”. Do jesieni tego roku zgładzono z tego „paragrafu” około 3500 osób. Miejscem masowych rozstrzeliwań stały się między innymi Palmiry w Puszczy Kampinoskiej, gdzie zamordowano byłego marszałka Sejmu Macieja Rataja i przywódcę PPS Mieczysława Niedziałkowskiego oraz wielu innych działaczy politycznych, społecznych, dziennikarzy, twórców kultury. W tym samym czasie aresztowano i zesłano do obozów koncentracyjnych około 20 000 osób na ziemiach wcielonych do Rzeszy oraz kilkanaście tysięcy z Generalnego Gubernatorstwa. Oblicza się, że jedynie kilka procent z nich przeżyło do końca wojny. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej latem 1941 roku zamordowano 40 profesorów i wykładowców uczelni lwowskich, w tym byłego premiera profesora Kazimierza Bartla i znanego tłumacza oraz krytyka Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Oblicza się, że w ramach akcji likwidowania polskiej „warstwy przywódczej” Niemcy zamordowali 52 000 osób.

System hitlerowskiego „prawodawstwa” wobec Polaków rozwijał się od początku okupacji, osiągając maksymalną represyjność w latach 1942–1943. Karę śmierci przewidziano za wiele czynów, poczynając od udziału w konspiracji czy pomocy dla ukrywających się, a kończąc na słuchaniu zagranicznych radiostacji czy nielegalnym uboju i handlu. Odstąpiono od normalnych procedur sądowych, wnikliwego analizowania dowodów, respektowania prawa oskarżonego do obrony, możliwości apelacji. Według niepełnych danych w całym okresie okupacji hitlerowskiej policyjne sądy doraźne skazały na śmierć około 80 000 osób. Regułą było stosowanie w śledztwie bicia i tortur celem wymuszenia zeznań. Powszechnie znanymi miejscami męczeństwa tysięcy Polaków stały się warszawski Pawiak i siedziba gestapo w alei Szucha, więzienie Montelupich w Krakowie, Zamek Lubelski, Fort VII w Poznaniu.

2. Egzekucja siedmiu Polaków w Krakowie-Płaszowie 23 czerwca 1942

Wprowadzono zasadę zbiorowej odpowiedzialności za „wykroczenia”, która obejmowała zarówno członków rodziny, jak innych mieszkańców danej miejscowości. Już w grudniu 1939 roku rozstrzelano w Wawrze pod Warszawą 106 niewinnych osób w odwecie za zamordowanie 2 niemieckich żołnierzy. W kwietniu 1940 roku na Kielecczyźnie, gdzie działał oddział partyzancki majora „Hubala”, spalono ponad 600 zagród i rozstrzelano ponad 700 osób. Rozstrzeliwanie lub wieszanie zakładników, także w egzekucjach publicznych, oraz pacyfikacja wsi w rejonach działań zgrupowań partyzanckich stały się od 1942 roku szeroko stosowaną metodą zastraszania ludności. Szczególnych zbrodni dopuszczano się w Warszawie, gdzie od października 1943 roku do lutego 1944 roku rozstrzelano na ulicach miasta ponad 1700 zakładników – według list rozwieszanych przez Niemców jako obwieszczenia, a ponad 3000 – według późniejszych ustaleń historyków.

3. Więźniowie obozu Auschwitz

Wobec aresztowanych, których zdecydowano się nie zabijać, powszechnie stosowano zasadę bezterminowego zsyłania do obozów koncentracyjnych. Stworzone w Niemczech wkrótce po dojściu Hitlera do władzy obozy były jedną z charakterystycznych cech nazistowskiego aparatu represji. Stały się również ważnym narzędziem wyniszczania „elementu niepożądanego” w krajach okupowanych. Więzień obozu tracił swą osobowość – odziany w charakterystyczny pasiak, pozbawiony indywidualnych praw, stawał się anonimowym numerem całkowicie zdanym na łaskę oficerów SS oraz ich służby pomocniczej, zwykle rekrutowanej spośród kryminalistów. Zsyłanie obywateli polskich do obozów koncentracyjnych rozpoczęło się już jesienią 1939 roku i było kontynuowane aż do końca wojny. Aresztowanych kierowano do obozów koncentracyjnych w Rzeszy – Dachau, Sachsenhausen, Buchenwaldu, Mauthausen-Gusen, Gross-Rosen, Ravensbrück oraz tworzonych na ziemiach polskich – Stuthoffu na Pomorzu, Oświęcimia, Majdanka pod Lublinem i innych. Obozy zakładano także na obrzeżach wielkich miast, na przykład Płaszów pod Krakowem i Radogoszcz pod Łodzią. Obozy koncentracyjne spełniały istotną rolę w systemie gospodarczym nazistowskiego państwa, dostarczając bezpłatnej siły roboczej do ciężkich prac. Głodowe racje żywnościowe (700–1500 kalorii dziennie), stłoczenie więźniów, tragiczne warunki sanitarne, brak ciepłej odzieży w połączeniu z niewolniczą pracą oraz biciem i innymi metodami znęcania się powodowały ogromną śmiertelność. Ponadto więźniowie słabi, chorzy, nieefektywni często byli mordowani, a ich miejsce zajmował nowy „nabór” pozyskiwany drogą aresztowań lub przeprowadzanych na ulicach miast „łapanek”. Obozy koncentracyjne były również miejscem dokonywania różnorodnych eksperymentów medycznych, w których nie liczyło się zdrowie i życie więźnia. Począwszy od 1941 roku, uruchomiono nowy typ obozów przeznaczonych głównie dla Żydów, a służących natychmiastowej eksterminacji (szerzej na ten temat w rozdziale Zagłada Żydów).

Szczególne znaczenie miał utworzony w 1940 roku obóz w Oświęcimiu (Auschwitz), który stopniowo rozwinięto w swego rodzaju kombinat. Prócz obozu macierzystego zbudowano setki baraków w Brzezince, założono także około 40 podobozów. Oświęcim był obozem śmierci, przystosowanym do masowej eksterminacji Żydów, ale także miejscem wykorzystania na wielką skalę niewolniczej pracy więźniów. W ciągu niespełna 5 lat funkcjonowania obozu trafiło tu co najmniej 1,3 miliona ludzi, w tym 1,1 miliona Żydów, 140 000–150 000 Polaków, 23 000 Cyganów, 15 000 radzieckich jeńców wojennych i około 25 000 więźniów innych narodowości. Około 400 000 więźniów zarejestrowano, skierowano do baraków i pracy, pozostałych – niemal wyłącznie Żydów – natychmiast uśmiercano w komorach gazowych. Spośród więźniów Polaków zginęła połowa. W drugim pod względem wielkości obozie w Majdanku koło Lublina zginęło 230 000–250 000 więźniów.

Ustalenie liczby Polaków, którzy znaleźli się w różnych obozach koncentracyjnych, jest niezmiernie trudne, gdyż pod koniec wojny hitlerowcy niszczyli dokumentacje, a ponadto część więźniów przenoszono z jednego obozu do drugiego. Pobyt w hitlerowskich więzieniach i obozach różnego typu przeżyło kilkaset tysięcy obywateli polskich, trudna do oszacowania jest liczba więźniów, którzy zginęli wskutek nieludzkich warunków, maltretowania lub straconych.

Hitlerowska polityka okupacyjna, prócz eliminacji ludzi zbędnych w nazistowskim państwie, przewidywała również szybką zmianę mapy etnicznej zajętych terenów. Służyły temu przesiedlenia setek tysięcy ludzi (a w zamierzeniu milionów). Jesienią 1939 roku rozpoczęło się rugowanie Polaków z ziem wcielonych do Rzeszy, głównie z Wielkopolski i Pomorza, połączone z konfiskatą ich mienia. Na listach przeznaczonych do wysiedlenia w granice Generalnego Gubernatorstwa znalazły się zwłaszcza rodziny należące do szeroko pojętej lokalnej elity politycznej, społecznej, ekonomicznej, w tym także właściciele zakładów rzemieślniczych i większych gospodarstw rolnych. Wysiedlenia dokonywano przez zaskoczenie, nocą, otaczając kordonem policyjnym wsie lub dzielnice miast, po czym wkraczano do mieszkań, żądając niezwłocznego spakowania niezbędnego bagażu (do 25–30 kg na osobę). W ciągu kilkudziesięciu minut wysiedlanych wywożono do obozów przejściowych, gdzie czekali na dalszy transport. Akcja ta, której szczególne natężenie przypadło na zimę 1939/1940 roku, ale kontynuowana także w następnych latach, objęła ponad 900 000 osób. Jedynie połowa z tej liczby trafiła do Generalnego Gubernatorstwa, część znalazła się na robotach przymusowych w Rzeszy, część tkwiła w obozach przejściowych. W opróżnionych domach, gospodarstwach i warsztatach osadzano Niemców etnicznych, sprowadzanych głównie z krajów bałtyckich, Ukrainy i Rumunii. Akcję wysiedleńczą i równoległą „osadniczą” kontynuowano aż do 1944 roku.

Od listopada 1942 roku do wiosny 1943 roku Niemcy wysiedlili około 100 000 chłopów Zamojszczyzny, z których część trafiła do obozów koncentracyjnych lub na roboty do Rzeszy. Celem wysiedleń na Zamojszczyźnie była próba zainicjowania kolonizacji i germanizacji Generalnego Gubernatorstwa. Efektem tej brutalnej akcji był gwałtowny rozwój ruchu oporu, powstanie oddziałów partyzanckich, ale także rozpalenie konfliktu polsko-ukraińskiego.

Szczególnie wielką grupę Polaków dotknął los przymusowych robotników w Rzeszy. Pozyskiwanie taniej siły roboczej z krajów podbitych było jednym z celów polityki niemieckiej, a poniekąd koniecznością gospodarczą, skoro miliony mężczyzn zaciągano do wojska i różnorodnych formacji policyjnych. Rozpoczęty pod koniec 1939 roku werbunek – zrazu dobrowolny – przyniósł niewielkie rezultaty i już od wiosny rozpoczęło się pozyskiwanie „robotników” drogą wydawania przez niemiecką administrację nakazu pracy w Niemczech oraz przeprowadzania łapanek na ulicach miast, targowiskach, dworcach, pod kościołami i w podobnych miejscach. Status robotników nadano szeregowcom i podoficerom przebywającym w obozach jenieckich. Oblicza się, że w całym okresie okupacji wywieziono „na roboty” z ziem wcielonych ponad 700 000 ludzi, z Generalnego Gubernatorstwa i okręgu białostockiego 1,2 miliona, z dawnych Kresów Wschodnich około 500 000 (w tym Ukraińców i Białorusinów), z obozów jenieckich uzyskano około 300 000. Wywożenie siły roboczej trwało aż do końca 1944 roku. Ogółem do pracy w Rzeszy zmuszono ponad 2,8 miliona obywateli Drugiej Rzeczypospolitej, choć czas ich przebywania na robotach był zróżnicowany i sięgał od kilku tygodni do paru lat. Warunki, w jakich pracowali polscy robotnicy przymusowi, także były różne – od wyniszczających zdrowie w niektórych sektorach przemysłu po dające najlepsze szanse przetrwania w rolnictwie. Wiele zależało od okoliczności trudnych do ujęcia w statystyce – osobistych cech właściciela zakładu i nadzorców, panującego reżimu, typu produkcji i tym podobnych. Wyczerpująca praca fizyczna, do której kierowano także ludzi do niej nienawykłych, długotrwała rozłąka z rodziną, trudności w porozumiewaniu się z otoczeniem, pozbawienie praw cywilnych były przyczyną wielu dramatów. Część wywiezionych zmarła lub zapadła na ciężkie choroby, pewien odsetek trafił do obozów koncentracyjnych, niektórzy natomiast ulegali demoralizacji.

Narzędziem wzmocnienia żywiołu niemieckiego na ziemiach polskich była niemiecka lista narodowa (Deutsche Volksliste). Na obszarze ziem wcielonych do Rzeszy wyodrębniono cztery grupy byłych obywateli polskich, których uznano za Niemców lub „pół-Niemców”. Do pierwszej i drugiej grupy wpisano prawie milion obywateli polskich, którzy przed wojną działali na rzecz Niemiec lub przyznawali się do pochodzenia niemieckiego. Obecnie otrzymywali obywatelstwo Trzeciej Rzeszy. Dwie pozostałe grupy – III i IV – obejmowały osoby uznane za „Niemców” spolszczonych lub całkowicie spolonizowanych. Zaliczano do nich 1,9 miliona ludzi, w tym masowo Ślązaków, Kaszubów, osoby mające niemieckich przodków. Za pomocą volkslisty Niemcom udało się – przynajmniej statystycznie – zmienić skład narodowościowy niektórych prowincji. Na przykład na Pomorzu w 1944 roku liczba przyznających się do polskości spadła do 36 procent, wpisanych do III i IV grupy volkslisty było 44 procent, Niemców 19 procent. Na Górnym Śląsku jako Polacy deklarowało się 42 procent (ale głównie w Zagłębiu Dąbrowskim), zaliczonych do III i IV grupy było 38 procent (w tym większość ludności śląskiej), resztę stanowili Niemcy. W najmniejszym stopniu „operację” tę stosowano w „Kraju Warty”, czyli w Wielkopolsce, gdzie Gauleiter Greiser sprzeciwiał się „brukaniu” niemieckiej krwi polską. Toteż na 4,4 miliona ludności Polacy stanowili nadal ponad 75 procent, pozostali deklarowali się jako Niemcy, volksdeutschów było jedynie 2 procent.

Zapisywanie na „gorsze” kategorie volkslisty nie było dobrowolne, towarzyszył temu nacisk administracyjny i zagrożenie różnymi represjami, w tym konfiskatą mienia. Wejście do III i IV grupy nie łączyło się z przyznaniem pełni praw obywatelskich Rzeszy, pociągało jednak za sobą obowiązek służby wojskowej. Kilkadziesiąt tysięcy mężczyzn wcielonych do Wehrmachtu przeszło potem na stronę aliantów lub po wzięciu do niewoli zgłosiło gotowość walki w szeregach polskich (w 2. Korpusie generała Andersa znajdzie się ich aż 35 000). W ruchu oporu na ziemiach wcielonych uczestniczyły również osoby będące formalnie volksdeutschami.

W ograniczonym stopniu akcję zapisywania na niemiecką listę narodowościową prowadzono w Generalnym Gubernatorstwie. Presję wywierano zwłaszcza na osoby o niemiecko brzmiących nazwiskach, posiadające niemieckich krewnych lub będące wyznania ewangelickiego. Nieraz posuwano się do szantażu, na przykład groźby wyrzucenia z mieszkania lub zesłania do obozu koncentracyjnego. Mimo tego opór był znaczny i volkslistę podpisało tylko 113 000 osób, w tym część wysiedlonych z Zamojszczyzny chłopów.

Niemiecka lista narodowa, choć faktycznie nie zmieniła w istotny sposób składu etnograficznego ziem polskich, pociągnęła jednak za sobą osłabienie spoistości społeczeństwa. Ci, którzy ulegli naciskom, byli często przez polskie otoczenie traktowani jako odstępcy, zdrajcy. Nastąpiły głębokie podziały w lokalnych społecznościach, rodzinach, zostało złamane wzajemne zaufanie. Ogromnie utrudniało to opór przeciw zarządzeniom i polityce okupanta.

Brutalnym represjom poddano Kościół rzymskokatolicki, a także inne wspólnoty wyznaniowe. Już pierwsze tygodnie okupacji przyniosły dezorganizację struktur kościelnych. Prymas Polski wraz z władzami państwowymi opuścił kraj i udał się do Rzymu, a od 1940 roku znajdował się w odosobnieniu we Francji. Tymczasem Niemcy przystąpili do niszczenia sieci kościelnej na obszarze ziem wcielonych i częściowo także w Generalnym Gubernatorstwie. Aresztowano lub internowano kilkunastu biskupów, niektórych zamordowano. W „Kraju Warty” Gauleiter Greiser wręcz zmierzał do zniszczenia życia religijnego – skonfiskowano kościelny majątek, zakazano zbierania datków, grabiono, powszechnie zamykano, a nawet burzono kościoły (w końcu 1944 roku na 1700 obiektów sakralnych około 1500 było zamkniętych lub zniszczonych), usuwano krzyże, rozbierano kapliczki przydrożne. Większość księży wysiedlono lub aresztowano, tak że spośród 2400 kapłanów, którzy na tym terenie pracowali przed wojną, w 1944 roku pozostało około 60, niezmiernie ograniczonych w możliwości sprawowania swego posłannictwa. Inaczej postępował na Pomorzu Gauleiter Forster, który postawił sobie za cel pełną germanizację życia religijnego i wykorzystanie go do przyspieszenia zniemczenia ludności. Wstępem były masowe egzekucje księży (224 w diecezji chełmińskiej). Władzę zwierzchnią nad pomorskimi diecezjami przejął biskup gdański Karl Maria Splett, który w 1940 roku wprowadził zakaz posługiwania się językiem polskim podczas nabożeństw, modlitw publicznych, a nawet przy spowiedzi. Wysiedlono niemal wszystkich polskich księży, pozostawiając tylko tych, którzy podpisali volkslistę. Zarówno w Wielkopolsce, jak na Pomorzu około jednej trzeciej duchowieństwa diecezjalnego straciło życie – zamordowani na miejscu lub w hitlerowskich obozach.

W Generalnym Gubernatorstwie pozostawiono możliwość wykonywania praktyk religijnych, choć przy różnych ograniczeniach. Hans Frank nie krył wrogości dla religii, ale pragnął doraźnie wykorzystać Kościół jako czynnik wzmacniania stabilizacji i nakłaniania społeczeństwa do posłuszeństwa, co zresztą udawało się w bardzo ograniczonym stopniu dzięki postawie znacznej większości kleru. Powszechnym autorytetem z powodu niezwykłej godności i mądrej postawy oporu cieszył się arcybiskup krakowski Adam Stefan Sapieha. W Generalnym Gubernatorstwie kościoły były czynne, odbywały się msze, nie zamknięto klasztorów oraz licznych kościelnych zakładów opiekuńczych, ale wprowadzono zakaz uroczystych pogrzebów, procesji, pielgrzymek, zakazywano wszelkich akcentów narodowych podczas nabożeństw, między innymi śpiewania patriotycznych pieśni i modlitw za ojczyznę. Zamknięto wydawnictwa kościelne, uniemożliwiono druk książek do nabożeństwa. Powszechnie dokonywano (także na ziemiach wcielonych) rabunku dzieł sztuki znajdujących się w posiadaniu Kościoła. W 1941 roku nakazano zdanie dzwonów w celu przetopienia ich na niemieckie armaty. Wydano zakaz przyjmowania kandydatów do seminariów duchownych, a wraz z zamknięciem uniwersytetów uniemożliwiono legalne nauczanie teologii. Księża znajdowali się w grupie najbardziej narażonych na represje, między innymi branych jako zakładnicy. Wśród ofiar niemieckiego terroru był franciszkanin o. Maksymilian Kolbe, zamęczony w Oświęcimiu. Łączny bilans strat Kościoła katolickiego jest ogromny – śmierć poniosło 1932 księży diecezjalnych (18 procent), 580 zakonników i 289 sióstr zakonnych. Wielu przeszło przez niemieckie obozy koncentracyjne – więźniami obozu w Dachau było 1746 księży, z których blisko połowa poniosła śmierć. Zniszczeniu uległo wiele kościołów i kaplic, szczególnie na ziemiach wcielonych i w Warszawie.

W trudnej sytuacji znaleźli się protestanci, traktowani przez okupanta jako żywioł niemiecki, choć po części spolszczony. Kościół ewangelicko-augsburski, przed wojną wewnętrznie podzielony na część niemiecką i polską, pod okupacją został podzielony formalnie. Spośród jego 227 księży polskość deklarowało 125. Blisko połowę z nich aresztowano, a 39 uwięziono w obozach koncentracyjnych. Wieloletni zwierzchnik Kościoła biskup Juliusz Bursche został zamęczony w niemieckim obozie. Na terenie Generalnego Gubernatorstwa w ograniczonym stopniu mogły funkcjonować jedynie 4 polskie parafie luterańskie. Represje dotknęły także ewangelików reformowanych oraz inne kościoły protestanckie.

Oprócz dążenia do eksterminacji „warstwy przywódczej” oraz zniemczenia ziem polskich głównym celem polityki okupacyjnej było gospodarcze wyzyskanie kraju dla wzmocnienia potencjału Rzeszy. Służył temu rabunek polskiego mienia – państwowego, społecznego i prywatnego. Na ziemiach wcielonych do Rzeszy wywłaszczono między innymi należące do Polaków lub Żydów przedsiębiorstwa, ponad 90 procent budynków mieszkalnych, warsztatów rzemieślniczych i sklepów oraz 900 000 gospodarstw o obszarze około 9 milionów ha. W Generalnym Gubernatorstwie przejęto własność państwową oraz wielkie prywatne przedsiębiorstwa produkcyjne i handlowe, a także część majątków ziemskich. Średnie przedsiębiorstwa i wielkie gospodarstwa rolne pozostały formalnie własnością polską, ale znalazły się pod kontrolą urzędników niemieckich. Masowe wywłaszczenie objęło natomiast nawet drobne warsztaty prowadzone przez Żydów.

Przeprowadzona w pierwszych miesiącach trwania okupacji „reforma” pieniężna prowadziła do radykalnego obniżenia zamożności społeczeństwa i faktycznej konfiskaty kapitałów. Na ziemiach wcielonych zlikwidowano polskie banki i instytucje kredytowe oraz wprowadzono markę jako jedyny pieniądz, przy czym Polacy i Żydzi mogli wymienić tylko ograniczoną kwotę i to po niekorzystnym kursie. W Generalnym Gubernatorstwie ustanowiono Bank Emisyjny z zadaniem wprowadzania do obiegu pieniądza, udzielania krótkoterminowych pożyczek i przyjmowania depozytów. Przedwojenne złotówki zastępowano banknotami ostemplowanymi (zwanymi „młynarkami” od nazwiska Feliksa Młynarskiego, kierującego Bankiem Emisyjnym). Jednocześnie zarządzono przymusowy skup walut oraz zakaz handlu nimi (odgrywały one jednak dużą rolę jako pieniądz nielegalny). Rosnąca emisja „młynarek” przy ograniczonej podaży wywożonych do Rzeszy towarów oraz w warunkach systemu kartkowego na artykuły pierwszej potrzeby prowadziła do inflacji. Płace robotników w Generalnym Gubernatorstwie wzrosły o kilkadziesiąt procent, ceny wolnorynkowe podstawowych artykułów żywnościowych od kilkuset do kilku tysięcy procent. System kartkowy natomiast nie pokrywał niezbędnych potrzeb – w Warszawie w 1941 roku przydziały kartkowe dla Niemców wynosiły ponad 2600 kalorii, dla Polaków 669. Mimo szeroko praktykowanego dożywiania w miejscach pracy dodatkowe zakupy na „czarnym” rynku były więc koniecznością. W tych warunkach szybko topniały oszczędności, wyprzedawano cenniejsze przedmioty, a większość szukała możliwości dorobienia na nielegalnym handlu, który stał się jedną ze specyficznych cech życia społeczeństwa w okupowanym kraju. Dla przedsiębiorczych jednostek nielegalny handel, zwłaszcza żywnością, stawał się źródłem nieraz wielkich dochodów i kreował nową warstwę zamożnych pośredników.

Z ogromnego wzrostu cen żywności tylko w niewielkim stopniu korzyść odnosili polscy chłopi, i to głównie w pierwszym okresie okupacji. Już w 1940 roku na gospodarstwa rolne nałożono bowiem obowiązkowe kontyngenty, których wielkość gwałtownie wzrosła w 1942 roku. Kontyngenty obejmowały zboża, zwierzęta hodowlane, ziemniaki, mleko i dziesiątki innych artykułów. Za niedostarczenie kontyngentu groziły surowe kary, aż do osadzenia w obozie koncentracyjnym oraz konfiskaty gospodarstwa. W 1943 roku wprowadzono karę śmierci za nielegalny ubój lub niszczenie produktów rolnych. Wysokie kontyngenty znacznie ograniczyły masę towarów, które chłop mógł sprzedać na rynku. Ponadto handel żywnością został zmonopolizowany i podlegał spółdzielniom rolno-handlowym. Dostarczanie żywności do miast miało zatem charakter przemytu, łączyło się z groźbą konfiskaty towaru, pobicia, aresztowania, a niekiedy nawet śmierci. Równocześnie jednak niemiecka administracja i policja były podatne na korupcję i często czerpały korzyści z nielegalnego przemytu. Wszystko to łącznie musiało powodować radykalny wzrost cen detalicznych.

Produkcja rolna Generalnego Gubernatorstwa w istotnej części zasilała rynek niemiecki i potrzeby żywnościowe armii. Prócz ściągania kontyngentów i ograniczenia podaży żywności do polskich miast czyniono próby zwiększenia wydajności rolnictwa. Dokonywano prac melioracyjnych i komasacji gruntów, sprowadzano zwierzęta zarodowe, lepsze nasiona i maszyny rolnicze, podejmowano próby szkolenia zawodowego rolników, budowano wały ochronne przy rzekach. Tego rodzaju inwestycje były uzasadniane nie tylko doraźną potrzebą zwiększenia wydajności rolnictwa, ale także przygotowaniem warunków pod przyszłe osadnictwo niemieckie.

[...]