Spotkałyśmy Pana. Jego słowo w nas żyje - praca zbiorowa pod red. Adeli Lemańskiej - ebook

Spotkałyśmy Pana. Jego słowo w nas żyje ebook

praca zbiorowa pod red. Adeli Lemańskiej

0,0

Opis

Maria Magdalena spotkała Jezusa, co bezpośrednio wpłynęło na jej życie. I to ona jako pierwsza zobaczyła Go po zmartwychwstaniu. Autorki niniejszej książki udowadniają, że one również doświadczyły niezwykłej obecności Pana – spotkały Go w (żywym!) słowie Bożym.
 
Ich historie są różne: trudne, zaskakujące, czasem niepojęte. Przeprowadzka do obcego kraju, rozstanie, strata dziecka, perfekcjonizm, trudności z powrotem do pracy po porodzie – każda z autorek mierzy się ze sprawami, które – po ludzku – nie powinny się wydarzyć. Każda z nich jest inna, ale łączy je jedno – doświadczyły Bożej miłości i kierują się nią w życiu. Czytają żywe słowo Boże i chcą się nim dzielić z innymi!
 
Dlaczego warto kupić tę książkę?
> możemy poznać punkt widzenia osób świeckich (w tym przypadku kobiet) na sprawy wiary;
> widzimy odmienne perspektywy bardzo różnych kobiet – wszystkie je łączy to, że słowo Boże działa w ich życiu;
> świetna książka dla osób, które chcą należeć do kręgu biblijnego – pokazuje, że czytanie słowa Bożego jest dla każdego z nas;
> refleksje są też wyrazistym i osobistym świadectwem na obecność Boga w życiu ludzi.
 
Spis treści
 
Wstęp
I On nas uzdolnił
II Ku wolności wyswobodził
III Przyoblekł nas mocą
IV Przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię
V Nie dał nam ducha bojaźni, ale mocy i miłości
VI Dlatego nie upadamy na duchu
VII Nieustannie dziękujemy Bogu
VIII Ufność w Nim pokładamy
IX Wpatrujemy się nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne

O pomysłodawczyni i redaktorce książki
Adela Lemańska – z wykształcenia kulturoznawca, z powołania świecka misjonarka, obecnie mama dwóch chłopców i nauczycielka języków. Przez ponad cztery lata pracowała na misjach w RPA i w Etiopii. Doświadczenia misyjne sprawiły, że wraz z mężem napisała i wydała książkę „Pierwszy Zmysł. Południowa Afryka oczami niewidomych”. Zafascynowana słowem Bożym, które skłoniło ją do założenia kręgu biblijnego dla mam oraz publikacji kobiecych refleksji biblijnych. Uwielbia podróże, reportaże, literaturę afrykańską i gotowanie.
 
Autorki świadectw: Marlena Bessman-Paliwoda, Magdalena Cicha-Kłak, Elżbieta Ciesielska, Marta Cyroń, Beata Dymczyk, Iwona Jaskóła, Martyna Koch, Agnieszka Kostka, Eliza Kur, Anna Kuśmierczyk-Ferrão, Adriana Kwiatkowska, Jagoda Kwiecień, Marta Łysek, Magdalena Marchlewska, Katarzyna Mazierska-Białek, Katarzyna Mielczarek, Adela Lemańska, Aleksandra Pakalska, Agnieszka Polaczyk, Marzena Popławska, Justyna Sprutta, Kinga Waliszewska, Katarzyna Wasilewska, Marta Wolska, Małgorzata Woszczyk.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 213

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Nie­wie­le ro­zu­miem z Ewan­ge­lii. Bul­wer­su­je mnie spo­sób, w jaki Je­zus po­trak­to­wał Ka­na­nej­kę. Nie ro­zu­miem, jak Jó­zef wy­obra­żał so­bie od­pra­wie­nie Ma­ryi „po ci­chu”. Jan Chrzci­ciel za­wsze mnie iry­tu­je: dla­cze­go uwa­żał, że ma pra­wo krzy­czeć i ob­ra­żać lu­dzi w imię wia­ry?! Bun­tu­ję się też na sło­wa Je­zu­sa z Ewan­ge­lii Ma­te­usza: „Nie idźcie do po­gan”. Z nie­któ­ry­mi bi­blij­ny­mi tek­sta­mi jest mi źle. Wie­le frag­men­tów jest dla mnie trud­nych. Inne są od­py­cha­jące. Znaj­du­ją się jed­nak w Bi­blii ta­kie czy­ta­nia, któ­re są bar­dzo moje: przy­po­wie­ść o ta­len­tach, ro­ze­sła­nie apo­sto­łów, po­wo­ła­nia pro­ro­ków, Ksi­ęga Oze­asza, Je­zus w Wie­czer­ni­ku i Piotr wy­cho­dzący z ło­dzi, by cho­dzić po wo­dzie.

„Nie mu­sisz się za­mar­twiać tym, że nie wiesz wszyst­kie­go, że nie­wie­le poj­mu­jesz z Pi­sma Świ­ęte­go. Nikt go nie zgłębi. Wy­star­czy, że zro­zu­miesz jed­no krót­kie zda­nie, je­den gest – tak pro­sty jak po­da­nie ko­muś kub­ka wody. Je­śli z Ewan­ge­lii zro­zu­miesz jed­ną rzecz, wy­pe­łniaj ją w swo­im ży­ciu, żyj nią – i to wy­star­czy. Tak się wcho­dzi do Kró­le­stwa”. To sło­wa bra­ta Ro­ge­ra, za­ło­ży­cie­la wspól­no­ty z Ta­izé – wspól­no­ty, któ­ra w du­żej mie­rze ukszta­łto­wa­ła moją du­cho­wą wra­żli­wo­ść.

Nie wszyst­ko w Bi­blii jest dla mnie, nie wszyst­ko jest na tu i te­raz. Wie­lu rze­czy nie ro­zu­miem, coś jed­nak po­jęłam. Nie­któ­re frag­men­ty prze­ży­wam tak oso­bi­ście, że sta­ją się one do­wo­dem mo­jej re­la­cji z Bo­giem. I mimo że swe­go cza­su szu­ka­łam w wie­lu miej­scach od­po­wie­dzi na py­ta­nia o Pana, to pew­no­ść Jego ist­nie­nia zy­ska­łam do­pie­ro dzi­ęki temu, że On sam do mnie prze­mó­wił. Od tam­tej pory mam sil­ne prze­ko­na­nie, że tyl­ko oso­bi­ste świa­dec­two może po­ci­ągnąć do Je­zu­sa. Nie dys­ku­sje świa­to­po­glądo­we. Nie ar­gu­men­ty na­uko­we czy fi­lo­zo­ficz­ne. Nie de­ba­ta nad kon­dy­cją Ko­ścio­ła. Ani nad Ko­mu­nią na rękę. Trze­ba usły­szeć, że Bóg mówi do czło­wie­ka kon­kret­nie, w jego sy­tu­acji ży­cio­wej i do­bit­ny­mi sło­wa­mi; zo­ba­czyć, jak Jego sło­wo dzia­ła nie­mal na­ma­cal­nie; pod­słu­chać czy­jś dia­log z Bo­giem; po­dej­rzeć ko­goś re­la­cję z Je­zu­sem – to do­pie­ro do­wo­dy na ist­nie­nie Boga! I to do­wo­dy nie­pod­wa­żal­ne. Po usły­sze­niu au­ten­tycz­ne­go świa­dec­twa nikt nie po­wie: „Słu­chaj, nie masz ra­cji! Było zu­pe­łnie ina­czej!” albo „To nie­praw­da, bred­nie!”. Oso­bi­sta hi­sto­ria po­ru­sza, a w ka­żdym ra­zie jest czy­mś, z czym trud­no się spie­rać.

Jesz­cze bar­dziej po­ru­sza­jące są małe cuda, o któ­rych mo­że­cie prze­czy­tać w tej ksi­ążce. Bóg dzia­ła w na­szej co­dzien­no­ści, ta­kże w spo­sób cu­dow­ny. Cza­sem są to małe zna­ki, zbie­gi oko­licz­no­ści, sło­wa za­sły­sza­ne niby przy­pad­kiem, a jak­by do­kład­nie w od­po­wie­dzi na na­sze wo­ła­nia.

Bi­blia jest ŻY­WYM sło­wem, któ­re prze­ni­ka co­dzien­no­ść, o czym świad­czy­my w tej ksi­ążce. Na­pi­sa­ło ją 25 ko­biet. Są wśród nas dzien­ni­kar­ki, teo­lo­żki, psy­cho­lo­żki, le­kar­ki, na­uczy­ciel­ki i mamy na pe­łen etat. Ka­żda z inną hi­sto­rią ży­cio­wą, ze swo­ją wra­żli­wo­ścią, z wła­sną du­cho­wo­ścią. Bóg mówi do nas wszyst­kich, choć do ka­żdej coś in­ne­go, oso­bi­ste­go. Czy­ta­jąc Bi­blię, ka­żda z nas coś zro­zu­mia­ła. Ka­żda coś in­ne­go. O ile bar­dziej mo­że­my po­znać Boga, gdy się tym dzie­li­my! Dzie­li­my się więc z Wami, dro­gie Czy­tel­nicz­ki (a może rów­nież Czy­tel­ni­cy?) uryw­ka­mi z na­szych roz­mów z Bo­giem. Ta­kże mo­men­ta­mi na­sze­go spie­ra­nia się z Nim. Chwi­la­mi, kie­dy czu­ły­śmy, że On jest na pew­no i jest bar­dzo bli­sko nas. Że do nas mówi. Słu­cha i wspie­ra.

Kie­dy za­kła­da­łam krąg bi­blij­ny dla mam w swo­jej pa­ra­fii, szu­ka­łam pu­bli­ka­cji, któ­ra po­pro­wa­dzi­ła­by nas w czy­ta­niu Pi­sma Świ­ęte­go, a przy tym by­ła­by na­pi­sa­na sło­wa­mi zwy­czaj­nej ko­bie­ty: mamy, żony, wspó­łcze­snej Po­lki, któ­ra rano spie­szy się do pra­cy. Ta­kiej ksi­ążki nie zna­la­złam, ale Duch Świ­ęty – jak wie­rzę – po­przez ró­żne wy­da­rze­nia na prze­strze­ni mie­si­ęcy pod­po­wia­dał mi, bym sama za­jęła się jej po­wsta­niem. Od po­cząt­ku by­łam prze­ko­na­na, że chcę tę ksi­ążkę na­pi­sać ze świec­ki­mi ko­bie­ta­mi. Pod­czas pra­cy nad tek­stem mia­łam oka­zję po­znać kil­ka­dzie­si­ąt nie­sa­mo­wi­tych osób. Nie­któ­re z nich zna­łam już wcze­śniej, a wspól­ne pi­sa­nie do­da­ło na­szej przy­ja­źni nut­kę ożyw­czej eks­cy­ta­cji. Część au­to­rek po­zna­łam w sie­ci, gdzie dzie­lą się one prze­my­śle­nia­mi ze swo­je­go czy­ta­nia Bi­blii i in­spi­ru­ją in­nych do ży­cia wia­rą. Two­rząc tę ksi­ążkę, od­kry­łam, że wie­le osób pa­sjo­nu­je się sło­wem Bo­żym. Jak dużo lu­dzi nim żyje! Nie­któ­re z au­to­rek zgło­si­ły się do mnie przez po­śred­nic­two Wspól­no­ty Ży­cia Chrze­ści­ja­ńskie­go. Dzie­ląc z nimi du­cho­wo­ść od­naj­dy­wa­nia Boga w co­dzien­no­ści, wiem, że to sam Bóg za­pro­sił je do pu­bli­ko­wa­nia tu­taj. Je­stem wdzi­ęcz­na wszyst­kim wspó­łau­tor­kom za to, że ob­da­rzy­ły mnie za­ufa­niem, gdy – nie mo­gąc nic obie­cać od­no­śnie do pu­bli­ka­cji – pro­si­łam je o po­dzie­le­nie się mo­men­ta­mi ich in­tym­nej re­la­cji z Pa­nem.

Za ka­żdym ra­zem, gdy au­tor­ki wy­sy­ła­ły mi swo­je tek­sty, czu­łam eks­cy­ta­cję na myśl, że za chwi­lę otwo­rzę plik i prze­czy­tam o ko­lej­nych dzie­łach Bo­żych. Za­po­zna­jąc się z nad­sy­ła­ny­mi re­flek­sja­mi, za­dzi­wia­łam się dzia­ła­niem Boga. Mam na­dzie­ję, że lek­tu­ra tej ksi­ążki i Wam po­ka­że ko­lej­ne ob­li­cza Pana, któ­ry jest Mi­ło­ścią. Boga, któ­ry dzia­ła. Nie tyl­ko w cza­sach pa­triar­chów czy za cza­sów Je­zu­sa, ale rów­nież dziś, te­raz!

Cie­szę się, że w ksi­ążce wy­brzmie­wa głos ko­biet. Głos, któ­ry w pol­skim Ko­ście­le jest sły­sza­ny za rzad­ko, któ­ry bywa nie­zau­wa­ża­ny i mar­gi­na­li­zo­wa­ny. To głos, któ­ry może zdzia­łać wie­le. Głos, któ­ry ma moc uka­zać Boga. Au­tor­ki ni­niej­szej ksi­ążki są tu ni­czym Ma­ria Mag­da­le­na, któ­ra oso­bi­ście do­świad­czy­ła dzia­ła­nia Boga w swo­im ży­ciu i któ­ra pierw­sza spo­tka­ła zmar­twych­wsta­łe­go Pana. Idzie więc i mówi apo­sto­łom, jak jej po­le­cił Je­zus: Wi­dzia­łam Pana!

I my go spo­tka­ły­śmy.

On nas wy­ba­wił

On nas wy­ba­wił i we­zwał świ­ętym po­wo­ła­niem nie na pod­sta­wie na­szych czy­nów, lecz sto­sow­nie do wła­sne­go po­sta­no­wie­nia i ła­ski, któ­ra nam dana zo­sta­ła w Chry­stu­sie Je­zu­sie przed wiecz­ny­mi cza­sa­mi.

2 Tm 1,9

Naj­wa­żniej­sze już zo­sta­ło nam dane

Gdy mi­nęło osiem dni, ob­rze­za­no Chłop­ca i nada­no Mu imię Je­zus, któ­rym na­zwał Go anioł jesz­cze przed Jego po­częciem.

Łk 2,21

Jah­we zba­wia. Pan zba­wia. Bóg zba­wia. Ja nie, na szczęście. Od­kry­wa­łam tę praw­dę w cza­sie dru­gie­go ty­go­dnia re­ko­lek­cji igna­cja­ńskich, mo­dląc się zda­niem: „Gdy mi­nęło osiem dni…”. Naj­pierw by­łam prze­ra­żo­na, że na go­dzin­ną kon­tem­pla­cję mam iść z jed­nym zda­niem z Ewan­ge­lii św. Łu­ka­sza. Z jed­nym. I to jesz­cze ta­kim…

Bar­dzo dłu­go sie­dzia­łam przed ta­ber­na­ku­lum bez­sil­nie. Ta bez­sil­no­ść była klu­czo­wa. Wie­dzia­łam, że nie mam się cze­go chwy­cić, więc w ko­ńcu zła­pa­łam się imie­nia Je­zus. Jego zna­cze­nia. Bóg zba­wia. On. Nie ja. On dzia­ła. Te­raz. Nie tyl­ko świat po­trze­bu­je ra­tun­ku, ja ta­kże. W tym mo­men­cie, przed ta­ber­na­ku­lum i ci­ągle. Po­trze­bu­ję za­pew­nie­nia za­war­te­go w tym imie­niu – Bóg zba­wia. To jest praw­da o Nim i o mnie. A imię jest da­rem. Ist­nia­ło, za­nim dzie­cię po­częło się w ło­nie mat­ki. Obiet­ni­ca od za­wsze. Dar, któ­ry oży­wia ka­żdy dzień. Na­da­je mu kszta­łt i sens.

Na wie­le lat przed tymi re­ko­lek­cja­mi na za­pro­sze­niach ślub­nych za­pi­sa­li­śmy z mężem frag­ment z Psal­mu 33: „Ra­du­je się w Nim na­sze ser­ce/ Ufa­my Jego świ­ęte­mu imie­niu/ Niech nas ogar­nie ła­ska Two­ja Pa­nie/ we­dług uf­no­ści po­kła­da­nej w To­bie” (Ps 33,21–22). Chcie­li­śmy chy­ba po­wie­dzieć o na­szej wdzi­ęcz­no­ści i na­dziei, że w przy­szło­ść wcho­dzi­my z Nim. On nas do­pro­wa­dził do tego mo­men­tu, On po­pro­wa­dzi da­lej. Wy­da­je mi się, że nie­wie­le wte­dy my­śle­li­śmy o zba­wie­niu. Przy­naj­mniej ja. Ale dziś sądzę, że to wła­śnie o nie przede wszyst­kim cho­dzi na ka­żdej dro­dze ży­cia. O za­ufa­nie, że Bóg dzia­ła bez względu na oko­licz­no­ści, że naj­wa­żniej­sze już zo­sta­ło nam dane.

Dziś lu­bię so­bie ta­kże wy­obra­żać Ma­ry­ję i Jó­ze­fa. Ich wzru­sze­nie i uf­no­ść tego ósme­go dnia. Ich wia­rę w Dziec­ko trzy­ma­ne w dło­niach i w Jego imię. Oni przy­jęli Je pierw­si.

• Czy i jak od­czu­wasz dzia­ła­nie Pana Boga w swo­im ży­ciu?• Komu ufasz? Jak wy­ra­ża się two­je za­ufa­nie?• Czy my­ślisz o swo­im zba­wie­niu?

Ad­ria­na Kwiat­kow­ska

Mag­da­le­no, mó­wię ci, wstań!

Lecz oni wy­śmie­wa­li się z Nie­go. On zaś wy­rzu­cił wszyst­kich, wzi­ął z sobą tyl­ko ojca i mat­kę dziec­ka oraz tych, któ­rzy Mu to­wa­rzy­szy­li, i wsze­dł tam, gdzie le­ża­ło dziec­ko. Wzi­ął dziec­ko za rękę i rze­kł: „Ta­li­tha kum”, to zna­czy: Dziew­czyn­ko, mó­wię to­bie, wstań!

Mk 5,40–41

Być może ka­żda z nas cza­sa­mi czu­je się dziew­czyn­ką z tej hi­sto­rii. Tą cze­ka­jącą na wy­ci­ągni­ętą dłoń Je­zu­sa, któ­ry po­sta­wi ją na nogi, przy­wró­ci do ży­cia…

Jak było ze mną?

Wie­ść o tym, że nie ma we mnie ży­cia, na pew­no ro­ze­szła się po ca­łej oko­li­cy. Nie mo­gło być we mnie praw­dzi­we­go ży­cia, bo przez wi­ęk­szą jego część nie ży­łam z Pa­nem Bo­giem. Otwar­cie mó­wi­łam o tym, że nie wie­rzę, a samą sie­bie po­sa­dzi­łam na tro­nie ży­cia. Sama chcia­łam o wszyst­kim de­cy­do­wać, sama wie­dzia­łam wszyst­ko naj­le­piej. Pro­wa­dzi­ło mnie to do prze­pa­ści. Ży­łam w kłam­stwie, szu­ka­łam po­zor­nych ra­do­ści, emo­cji i mi­ło­ści tam, gdzie wca­le ich nie było. Przez całe swo­je ży­cie, ja­kie pa­mi­ętam, eg­zy­sto­wa­łam, po­zba­wio­na swo­jej to­żsa­mo­ści, uda­jąc i nie wie­dząc, kim na­praw­dę je­stem. Ze wszyst­ki­mi się kłó­cąc lub przy­ta­ku­jąc dla ak­cep­ta­cji. Cie­sząc się z rze­czy ma­te­rial­nych, po­kła­da­jąc na­dzie­ję w pie­ni­ądzach, we wła­snej „bły­sko­tli­wo­ści”, na­rze­ka­jąc, za­pra­co­wu­jąc się… Wszyst­ko kręci­ło się wo­kół mnie.

I choć w tam­tym mo­men­cie nie było to dla mnie wiel­ką tra­ge­dią, to wszyst­ko, co bu­do­wa­łam na kłam­stwie i uda­wa­niu, się za­wa­li­ło. Ca­łko­wi­cie się zbu­rzy­ło, a upa­dek był bo­le­sny. Po­czu­łam na wła­snej skó­rze, co to zna­czy „od­bić się od dna”.

Gdy ru­nęła ka­żda naj­mniej­sza ce­gie­łka muru, któ­ry wo­kół sie­bie skru­pu­lat­nie bu­do­wa­łam, Je­zus wy­ci­ągnął do mnie rękę, by po­wie­dzieć „Ta­li­tha kum”. Oży­wił mnie, oka­zał swo­je nie­po­jęte po ludz­ku mi­ło­sier­dzie. Ob­da­rzył mnie ła­ską wia­ry, któ­ra ufa wbrew lo­gi­ce.

Je­zus do­ko­nu­je w na­szym ży­ciu cu­dów, o któ­rych cza­sem na­wet nie ma­rzy­my. Nie mamy śmia­ło­ści pro­sić o ta­kie dary. Ale On po­ka­zu­je, że wy­star­czy na­wet je­den gest z na­szej stro­ny. Lub jak w przy­pad­ku cór­ki Ja­ira – wia­ra i mo­ty­wa­cja bli­skich, by oca­lić na­sze ży­cie.

Nie mo­gło mnie spo­tkać w ży­ciu nic lep­sze­go niż wy­ci­ągni­ęta dłoń Pana Je­zu­sa, któ­ry spra­wił, że znów żyję. Jego Mi­ło­ść jest po­nad wszyst­ko.

• Czy w dziew­czyn­ce, któ­rą Je­zus przy­wró­cił do ży­cia, po­tra­fisz zo­ba­czyć sie­bie?• Czy do­strze­gasz w swo­jej co­dzien­no­ści, jak Bóg nie­ustan­nie wy­ci­ąga do cie­bie swo­ją dłoń, by cię oży­wiać?• Czy są wo­kół cie­bie bli­skie oso­by, do któ­rych chcia­ła­byś przy­pro­wa­dzić Je­zu­sa, by oży­wił ich wia­rę, by je uzdro­wił?

Mag­da­le­na Mar­chlew­ska

Je­stem Jego

A te­raz tak mówi Pan, któ­ry cię stwo­rzył, Ja­ku­bie, i ukszta­łto­wał cię, Izra­elu:

„Nie bój się, gdyż cię od­ku­pi­łem!

We­zwa­łem cię po imie­niu, je­steś mój!

Cho­ćbyś prze­cho­dził przez wodę, Ja będę z tobą,

nie za­to­pią cię rze­ki.

Cho­ćbyś sze­dł przez ogień, nie spło­niesz

i pło­mień cię nie spa­li.

Bo Ja je­stem Pa­nem, two­im Bo­giem,

Świ­ętym Izra­ela, two­im Zbaw­cą!

Od­dam Egipt na okup za cie­bie,

Kusz i Sebę za­mie­nię na cie­bie.

Je­steś dla mnie cen­ny,

oto­czy­łem cię chwa­łą i ob­da­rzy­łem mi­ło­ścią,

dla­te­go zie­mie za­mie­nię na cie­bie

i ludy od­dam za two­je ży­cie.

Nie bój się,

bo Ja je­stem z tobą!”.

Iz 43,1–5a

Te sło­wa z Ksi­ęgi Pro­ro­ka Iza­ja­sza to­wa­rzy­szą mi szcze­gól­nie w chwi­lach trud­nych, pe­łnych na­pi­ęcia i prze­ciw­no­ści, gdy pi­ętrzą się wy­zwa­nia i gdy czu­ję, że w ja­ki­mś sen­sie tonę. Mogą to być kry­zy­so­we sy­tu­acje w pra­cy, w ro­dzi­nie, re­la­cjach, a cza­sem po pro­stu nie­mo­żno­ść owoc­ne­go sko­mu­ni­ko­wa­nia się z wła­sny­mi po­trze­ba­mi, lęka­mi czy pra­gnie­nia­mi. Wte­dy trud­no mi wzi­ąć głębo­ki od­dech i zro­bić krok w tył, by zła­pać dy­stans do tego, co się dzie­je, i spoj­rzeć na to Bo­ży­mi ocza­mi.

W ta­kich mo­men­tach szcze­gól­nie po­trze­bu­ję za­pew­nie­nia, że nie je­stem sama, że ko­muś na mnie za­le­ży, że dla ko­goś je­stem cen­na. Ta­kie­go wspar­cia szu­kam naj­częściej w ro­dzi­nie, wśród przy­ja­ciół i osób ze wspól­no­ty. Zwy­czaj­na, pro­sta obec­no­ść, roz­mo­wa lub spa­cer w mil­cze­niu są dla mnie dużą ulgą i po­cie­sze­niem. Nie­raz za­po­mi­nam, że Tym, kto zna mnie w pe­łni i dużo le­piej niż ja samą sie­bie, jest Bóg – Ten, któ­ry dał mi ży­cie i wpi­sał swo­je ma­rze­nia i tęsk­no­ty w moje ser­ce. On jest ze mną za­wsze, nie­za­le­żnie od tego, w ja­kiej je­stem kon­dy­cji, jak czu­ję się sama ze sobą, jak ciem­no i strasz­nie bywa wo­kół.

On zna mnie po imie­niu i często tak się do mnie zwra­ca. Tyl­ko ja nie­raz tego wo­ła­nia nie sły­szę, nie za­uwa­żam. A Bóg mówi do mnie nie­po­wta­rzal­nym języ­kiem, któ­re­go war­to­ść i zna­cze­nie zna­my tyl­ko On i ja. Jak mó­wi­ła św. Te­re­sa, „Bóg i ja to już wi­ęk­szo­ść”. Tęcza, wscho­dy sło­ńca, góry, za­pach i dźwi­ęki lasu o po­ran­ku, spo­ty­ka­ne sar­ny, lisy, dzi­ki, wie­wiór­ki, pta­ki, aro­mat nar­do­we­go olej­ku, smak ka­kao czy de­se­rów z cy­na­mo­nem… Tyle szcze­gól­nych mo­men­tów z hi­sto­rii mo­je­go ży­cia, któ­rych nie da się opo­wie­dzieć. Zo­sta­ną w pa­mi­ęci ser­ca na za­wsze.

Cza­sem tak trud­no mi wie­rzyć, że Bóg od­dał za mnie ży­cie. Od­dał wszyst­ko, co miał, i nie ża­ło­wał tego, że nie da się już ko­chać ko­goś bar­dziej. Je­stem dro­ga, pi­ęk­na i war­to­ścio­wa w Jego oczach. Nie je­stem ni­czy­ja, je­stem Jego. „Dziec­ko, ty za­wsze je­steś ze mną i wszyst­ko, co moje, na­le­ży do cie­bie” (Łk 15,31).

• Ja­kich ży­wio­łów do­świad­czasz w swo­im ży­ciu?• W jaki spo­sób Bóg do cie­bie mówi? Ja­kich słów, zna­ków uży­wa?• Jaka jest two­ja war­to­ść? Gdzie, w kim/Kim, czym jej szu­kasz?

Alek­san­dra Pa­kal­ska

Boże kint­su­gi

Sło­wo, któ­re Pan skie­ro­wał do Je­re­mia­sza: „Idź na­tych­miast do domu garn­ca­rza, tam usły­szysz moje sło­wo”. Po­sze­dłem więc do domu garn­ca­rza, a on pra­co­wał przy kole garn­car­skim. Gdy na­czy­nie, któ­re wy­ra­biał, było nie­uda­ne, jak to się zda­rza z wy­ro­ba­mi z gli­ny, wte­dy za­czy­nał od nowa for­mo­wać ta­kie na­czy­nie, ja­kie chciał. Wów­czas Pan skie­ro­wał do mnie na­stępu­jące sło­wo: „Domu Izra­ela, czy nie mogę po­stąpić z wami jak ten garn­carz? – wy­rocz­nia Pana. Bo jak gli­na w ręku garn­ca­rza, tak wy je­ste­ście w moim ręku, domu Izra­ela”.

Jr 18,1–6

Od dziec­ka bar­dzo lu­bi­łam za­jęcia pla­stycz­ne. W mia­rę jak przy­by­wa­ło mi lat, sły­sza­łam co­raz częściej „skup się na na­uce” czy „zaj­mij się czy­mś po­wa­żnym”. A te dzie­ci­ęce pa­sje wci­ąż we mnie drze­mią i z ogrom­ną ra­do­ścią i en­tu­zja­zmem mam ostat­nio oka­zję da­lej je roz­wi­jać, m.in. przez udział w warsz­ta­tach z ce­ra­mi­ki. Mogę wte­dy bar­dzo na­ma­cal­nie do­świad­czyć, jak dło­nie garn­ca­rza for­mu­ją gli­nę, i wi­dzę, ile po­trze­ba do tego sku­pie­nia, de­li­kat­no­ści, cier­pli­wo­ści i sta­now­czo­ści. Od­kry­wam, że tak jak nie ma dwóch ta­kich sa­mych na­czyń i ka­żde jest inne – tak Bóg stwo­rzył mnie. W Jego oczach je­stem kimś nie­po­wta­rzal­nym, wy­jąt­ko­wym, cen­nym. Nie ma dru­giej ta­kiej oso­by na świe­cie.

Gli­na po­win­na być mi­ęk­ka i ela­stycz­na, aby dało się uczy­nić z niej na­czy­nie. Musi swo­je od­le­żeć, zo­stać na­po­wie­trzo­na, przy­go­to­wa­na – wte­dy może tra­fić w ręce garn­ca­rza. Po ufor­mo­wa­niu trze­ba po­cze­kać, za­nim pój­dzie do wy­pa­la­nia i szkli­wie­nia. Wszyst­ko ma swo­je tem­po, swój czas – nie mo­żna przy­spie­szyć ani po­mi­nąć żad­ne­go eta­pu. A mnie w ży­ciu tak często się spie­szy, chcia­ła­bym pra­wie wszyst­ko mieć go­to­we na już, na za­wo­ła­nie, bez wy­si­łku.

Często z bie­giem lat gli­na ule­ga pęk­ni­ęciu, na­czy­nie się za­ry­su­je lub wy­szczer­bi. W kul­tu­rze ja­po­ńskiej ist­nie­je tech­ni­ka kint­su­gi, któ­ra po­le­ga na łącze­niu ele­men­tów pęk­ni­ęte­go na­czy­nia laką z do­dat­kiem me­ta­li szla­chet­nych. Me­to­da jest pra­co­chłon­na, dla­te­go też na­pra­wia się tak przed­mio­ty szcze­gól­nie wa­żne dla ich po­sia­da­cza. Tra­dy­cyj­nie przy­pi­su­je się na­pra­wio­ne­mu w ten spo­sób przed­mio­to­wi wi­ęk­szą war­to­ść, niż po­sia­dał on przed znisz­cze­niem. Po­dob­nie jest ze mną. Bóg mnie przy­go­to­wu­je i for­mu­je przez całe ży­cie. Wszyst­kie moje pęk­ni­ęcia, rany, sła­bo­ści, błędy, trud­ne wy­da­rze­nia czy re­la­cje – obo­jęt­nie ja­kie – zo­sta­ją przez Boga wy­pe­łnio­ne Jego ła­ską. Na­czy­nia rzad­ko po­wsta­ją po to, aby były pu­ste. Pu­ste mogą nas chwi­lę cie­szyć, ale po­zo­sta­ją tyl­ko de­ko­ra­cją. Na­czy­nia słu­żą do tego, aby coś prze­cho­wy­wać, aby coś je wy­pe­łnia­ło.

Ce­chą gli­ny jest to, że jest kru­cha. Ja też je­stem sła­ba, po­dat­na na de­for­ma­cje i stłu­cze­nia. Jed­nak zga­dza­jąc się na kru­cho­ść, wpusz­czam Boga do mo­je­go wnętrza, aby to On był tym skar­bem w nie­trwa­łym na­czy­niu. Wte­dy przez te pęk­ni­ęcia i rany może prze­bi­jać blask Boga, Jego świa­tło, Jego moc. Do­świad­cze­nie prze­wle­kłej cho­ro­by po­ma­ga mi na nowo ro­zu­mieć, jak to jest być w ręku Boga. To nie zna­czy już dla mnie, że nie do­tknie mnie cier­pie­nie, czy że nie sta­nie mi się nic złe­go. Ale że co­kol­wiek się sta­nie, Bóg jest bli­sko, jest ze mną, trzy­ma mnie za rękę.

• Ja­kim na­czy­niem je­steś? Komu masz słu­żyć? Do cze­go Bóg cię za­pra­sza?• Ja­kie pęk­ni­ęcie i jego „na­pra­wa” Bożą ła­ską szcze­gól­nie przy­cho­dzi ci na myśl?

Alek­san­dra Pa­kal­ska

Zro­dze­ni z obiet­ni­cy

Oto ro­do­wód Je­zu­sa Chry­stu­sa, syna Da­wi­da, syna Abra­ha­ma.

Abra­ham był oj­cem Iza­aka, Iza­ak oj­cem Ja­ku­ba, Ja­kub zaś oj­cem Judy i jego bra­ci. Juda miał z Ta­mar sy­nów Fa­re­sa i Zarę. Fa­res był oj­cem He­sro­ma, a He­srom oj­cem Ara­ma. Aram był oj­cem Ami­na­da­ba, a Ami­na­dab oj­cem Na­as­so­na. Na­as­son był oj­cem Sal­mo­na, a Sal­mon miał z Ra­chab syna Bo­oza. Booz zaś miał z Rut syna Jo­be­da. Jo­bed był oj­cem Jes­se­go, a Jes­se oj­cem kró­la Da­wi­da.

Da­wid miał z wdo­wą po Uria­szu syna Sa­lo­mo­na. Sa­lo­mon zaś był oj­cem Ro­bo­ama, a Ro­bo­am oj­cem Abia­sza. Abiasz był oj­cem Asa­fa, Asaf był oj­cem Jo­za­fa­ta. Jo­za­fat był oj­cem Jo­ra­ma, a Jo­ram oj­cem Ozja­sza. Ozjasz zaś był oj­cem Jo­ata­ma, a Jo­atam oj­cem Acha­za. Achaz był oj­cem Eze­chia­sza, Eze­chiasz oj­cem Ma­nas­se­sa. Ma­nas­ses zaś był oj­cem Amo­sa, a Amos oj­cem Jo­zja­sza. Jo­zjasz był oj­cem Je­cho­nia­sza i jego bra­ci w cza­sie ze­sła­nia do Ba­bi­lo­nu.

Po ze­sła­niu do Ba­bi­lo­nu Je­cho­niasz był oj­cem Sa­la­tie­la, a Sa­la­tiel oj­cem Zo­ro­ba­be­la. Zo­ro­ba­bel zaś był oj­cem Abiu­da, a Abiud oj­cem Elia­ki­ma. Elia­kim był oj­cem Azo­ra, a Azor oj­cem Sa­do­ka. Sa­dok był oj­cem Achi­ma, a Achim oj­cem Eliu­da. Eliud był oj­cem Ele­aza­ra, a Ele­azar oj­cem Mat­ta­na. Mat­tan był oj­cem Ja­ku­ba. Ja­kub zaś był oj­cem Jó­ze­fa, męża Ma­ryi, któ­ra uro­dzi­ła Je­zu­sa, zwa­ne­go Chry­stu­sem.

Za­tem wszyst­kich po­ko­leń od Abra­ha­ma do Da­wi­da było czter­na­ście, ta­kże od Da­wi­da do ze­sła­nia do Ba­bi­lo­nu – czter­na­ście po­ko­leń i od ze­sła­nia do Ba­bi­lo­nu aż do Chry­stu­sa – czter­na­ście po­ko­leń.

Mt 1,1–17

To ni­g­dy nie był mój ulu­bio­ny frag­ment Ewan­ge­lii św. Ma­te­usza. W któ­ry­mś mo­men­cie tro­chę po­mo­gły hi­sto­rie wy­mie­nio­nych w nim ko­biet, ale do­pie­ro nie­daw­no po­czu­łam, że jest w nim coś jesz­cze. Ja­kiś do­dat­ko­wy dar. W ko­ńcu gdy Jó­zef boi się przy­jąć brze­mien­ną Ma­ry­ję, anioł do­da­je mu od­wa­gi, od­wo­łu­jąc się do za­pi­sa­nej w tym frag­men­cie ge­ne­alo­gii. Na­zy­wa Jó­ze­fa sy­nem Da­wi­da. Jak­by chciał mu po­wie­dzieć, że siłę po­trzeb­ną do pod­jęcia naj­wa­żniej­sze­go ży­cio­we­go za­da­nia Jó­zef od­naj­dzie m.in. w do­świad­cze­niu przod­ków.

To nie zna­czy, że wszy­scy oni byli bar­dzo mądrzy, wy­jąt­ko­wo po­bo­żni i za­wsze wy­bie­ra­li do­bro. Wie­my, że cza­sem było wręcz prze­ciw­nie. Tym, co się li­czy­ło i wci­ąż li­czy w tej opo­wie­ści, jest obec­no­ść Boga, któ­ry dzia­ła bez względu na oko­licz­no­ści. Może ura­to­wać ka­żdą ludz­ką hi­sto­rię, bo ka­żde­go z nas pra­gnął i jest wier­ny zło­żo­nej przez sie­bie obiet­ni­cy. Mamy w niej swo­je miej­sce tak jak Jó­zef, Ma­ry­ja i ich przod­ko­wie. Ta obiet­ni­ca nie wy­czer­pa­ła się po 42 po­ko­le­niach.

Lu­bię so­bie wy­obra­żać, że gdy Bóg obie­cy­wał Abra­ha­mo­wi oj­co­stwo i po­ka­zy­wał gwiaz­dy na nie­bie, na jed­nej z nich było za­pi­sa­ne moje imię. My­ślę, że już wte­dy by­łam chcia­na i za­pla­no­wa­na. To jest dla mnie źró­dło sen­su i na­dziei. Żyję, bo na po­cząt­ku była wiel­ka mi­ło­ść Boga do mnie. Do mo­ich ro­dzi­ców, dziad­ków, pra­dziad­ków… Nic nie mo­gło jej osła­bić. Wszy­scy je­ste­śmy tu, bo On nas chciał. I ci­ągle chce.

To, co mogę zro­bić, to po­zwo­lić Mu dzia­łać w mo­jej oso­bi­stej hi­sto­rii. Przy­jąć dar wła­sne­go ży­cia i dzi­ęki Nie­mu stać się da­rem dla in­nych. Cza­sa­mi w spo­sób, któ­re­go nie do­strze­gam. Nie za­wsze mu­szę. Wa­żne, że­bym pa­mi­ęta­ła – nie je­stem tu przez przy­pa­dek. Ni­g­dy nie je­stem sama ani tyl­ko dla sie­bie. Po­prze­dza­ją mnie, to­wa­rzy­szą mi i będą żyć po mnie po­ko­le­nia zro­dzo­ne z obiet­ni­cy.

• Gdzie znaj­du­jesz źró­dło sen­su?• Jak przyj­mu­jesz dar, któ­rym jest two­je wła­sne ży­cie?• Dla kogo i w jaki spo­sób je­steś da­rem?

Ad­ria­na Kwiat­kow­ska

On otwo­rzył dla nas nową ży­cio­daj­ną dro­gę

On nam za­po­cząt­ko­wał dro­gę nową i żywą, przez za­sło­nę, to jest przez cia­ło swo­je.

Hbr 10,20

Roz­stąpie­nie się mo­rza

Mo­jżesz wznió­sł rękę nad mo­rzem, a Pan prze­gnał mo­rze wia­trem wschod­nim, któ­ry wiał przez całą noc. Wiatr osu­szył mo­rze, a woda się roz­dzie­li­ła. Izra­eli­ci we­szli w śro­dek mo­rza po su­chej zie­mi, a woda była im mu­rem po pra­wej i po le­wej stro­nie. Egip­cja­nie ich ści­ga­li. Wszyst­kie ko­nie fa­ra­ona, ry­dwa­ny i je­źdźcy podąży­li za nimi w śro­dek mo­rza. Za­nim za­świ­ta­ło, Pan spoj­rzał ze słu­pa obło­ku i ognia na ta­bor Egip­cjan i po­mie­szał ich szy­ki. Za­trzy­mał koła ich ry­dwa­nów i z tru­dem po­ru­sza­li się na­przód. Egip­cja­nie za­wo­ła­li: „Ucie­kaj­my przed Izra­elem, gdyż Pan wal­czy za nie­go z Egip­tem”. Wte­dy Pan rze­kł do Mo­jże­sza: „Wznieś rękę nad mo­rzem, aby woda za­la­ła Egip­cjan, ich ry­dwa­ny i je­źdźców”. Mo­jżesz wznió­sł rękę nad wodą, a ona o po­ran­ku po­wró­ci­ła na swo­je miej­sce.

Wj 14,21–27a

Do­brze zna­my tę bi­blij­ną hi­sto­rię, któ­rą Ko­ściół przy­po­mi­na nam co roku w Wi­gi­lię Pas­chal­ną. W moim ży­ciu był czas, kie­dy wy­ra­źnie czu­łam, jak roz­stępu­ją się wody i mogę kro­czyć da­lej przez su­chą zie­mię – wie­dzia­łam, że to Bóg in­ter­we­niu­je swo­ją mocą i po­ma­ga mi iść. Sy­tu­acja, o któ­rej te­raz my­ślę, była dla mnie zu­pe­łnie bez­na­dziej­na. Bli­sko dwa lata się z nią męczy­łam i ni­g­dzie nie było wi­dać żad­ne­go ra­tun­ku, żad­ne­go roz­wi­ąza­nia, żad­ne­go… no wła­śnie – wy­jścia. Rzecz do­ty­czy­ła pew­nej gru­py osób. Dłu­go szu­ka­łam po­my­słu, jak to wszyst­ko roz­wi­ązać. Dużo się w tej spra­wie mo­dli­łam, a po ludz­ku czu­łam się jak w po­trza­sku, ni­czym Izra­eli­ci – przede mną ogrom­ne mo­rze, za mną woj­sko fa­ra­ona… Gdzie mam iść? Co ro­bić? I zni­kąd po­mo­cy… Do cza­su.

Tego dnia sło­wo Boże i ten ob­raz z Ksi­ęgi Wy­jścia były dla mnie bar­dzo żywe, od­bi­ja­ły moją ży­cio­wą sy­tu­ację w stu pro­cen­tach. Mo­dli­twa sło­wem oka­za­ła się nie­zwy­kle uwal­nia­jąca! Od­czu­łam, jak­by mo­rze na­praw­dę roz­stępo­wa­ło się przede mną, co ozna­cza­ło, że mogę iść do przo­du. Dla mnie był to znak, że mogę na­dal być zwi­ąza­na z tą pro­ble­ma­tycz­ną gru­pą osób, bo Pan te­raz in­ter­we­niu­je i umo­żli­wia mi nie­ja­ko prze­jście przez to, co trud­ne.

Po czym po­zna­łam, że rze­czy­wi­ście Bóg oka­zał swo­ją moc? I że to nie były ja­kieś moje wy­obra­że­nia, tyl­ko Jego praw­dzi­wie dzia­ła­nie? Prze­mie­ni­ło się moje po­de­jście do bo­le­snej spra­wy – za­uwa­ży­łam, że owo­cem mo­dli­twy była moja we­wnętrz­na zgo­da na to, co jest, by kon­ty­nu­ować dro­gę z tymi lu­dźmi. Z ze­wnątrz tak na­praw­dę nic się nie zmie­ni­ło – sy­tu­acja na­dal była tak samo trud­na. To przede mną roz­stąpi­ło się mo­rze.

• Kie­dy do­świad­czy­łaś nad­zwy­czaj­nej Bo­żej in­ter­wen­cji w swo­im ży­ciu?• Jak po­stępu­jesz, gdy znaj­du­jesz się w bez­na­dziej­nej sy­tu­acji, kie­dy wy­da­je się ona zu­pe­łnie bez wy­jścia?• Czy masz w so­bie wia­rę, że Bóg może prze­pro­wa­dzić cię przez naj­trud­niej­sze do­świad­cze­nia? Skąd czer­piesz tę wia­rę?

Kin­ga Wa­li­szew­ska

Kar­mie­nie w Wie­czer­ni­ku

Gdy tego pierw­sze­go dnia ty­go­dnia za­pa­dł wie­czór, a tam, gdzie prze­by­wa­li ucznio­wie, za­mkni­ęto drzwi z oba­wy przed Ży­da­mi, przy­sze­dł Je­zus, sta­nął w środ­ku i po­zdro­wił ich: „Po­kój wam”. A gdy to po­wie­dział, po­ka­zał im ręce oraz bok. Ucznio­wie ura­do­wa­li się, że uj­rze­li Pana. Je­zus zaś ode­zwał się do nich po­now­nie: „Po­kój wam! Jak Mnie po­słał Oj­ciec, tak i Ja was po­sy­łam”. Po tych sło­wach tchnął i oznaj­mił im: „Przyj­mij­cie Du­cha Świ­ęte­go. Tym, któ­rym od­pu­ści­cie grze­chy, są im od­pusz­czo­ne; któ­rym za­trzy­ma­cie, są za­trzy­ma­ne”.

J 20,19–23

Od li­ceum by­łam za­an­ga­żo­wa­na w ró­żne ak­tyw­no­ści dusz­pa­ster­skie. Jesz­cze na stu­diach wy­szłam za mąż, a za­raz po nich wy­je­cha­li­śmy z mężem na mi­sję do Afry­ki. Nie my­śla­łam wte­dy o za­kła­da­niu ro­dzi­ny, wa­żniej­sza była dla mnie na­sza pe­łna dys­po­zy­cyj­no­ść do dzia­ła­nia w Ko­ście­le. Po wie­lu la­tach, w tym pra­wie pi­ęciu spędzo­nych na mi­sjach, zde­cy­do­wa­li­śmy się jed­nak na dziec­ko. Po­wrót do kra­ju był dla mnie bar­dzo bo­le­sny. Ba­łam się, że nie­mow­lę za­mknie mi drzwi do ewan­ge­li­za­cji. Że zo­sta­nę od­ci­ęta od wszel­kich ak­tyw­no­ści, któ­re mnie oży­wia­ły i da­wa­ły mi spe­łnie­nie.

Pod­czas mo­dli­twy po­wy­ższym frag­men­tem bi­blij­nym wy­obra­zi­łam so­bie, jak sie­dzę ci­cho w kącie Wie­czer­ni­ka, z tyłu, kar­mi­ąc pier­sią mo­je­go syn­ka. Nie mo­głam się ode­zwać, by go nie roz­pro­szyć, nie mo­głam się włączyć w roz­mo­wy apo­sto­łów. Czu­łam do­bit­nie, że drzwi po­miesz­cze­nia są za­mkni­ęte. Ogar­nia­ło mnie po­czu­cie bez­na­dziej­no­ści. A więc wszyst­ko sko­ńczo­ne. Wte­dy przy­sze­dł Je­zus i sta­nął w środ­ku. Ku mo­je­mu zdzi­wie­niu usły­sza­łam, jak mówi do mnie: „Spo­koj­nie, twój sy­nek nie za­mknie ci drzwi. On ci je otwo­rzy”.

I rze­czy­wi­ście. Wkrót­ce za­częłam or­ga­ni­zo­wać w mo­jej pa­ra­fii co­ty­go­dnio­we spo­tka­nia bi­blij­ne dla mam z dzie­ćmi, a w ko­lej­nym roku za­ini­cjo­wa­łam pro­jekt ni­niej­szej pu­bli­ka­cji. Być może za ja­kiś czas po­now­nie wy­je­dzie­my na mi­sję, tym ra­zem jako ro­dzi­na.

• Do cze­go w swo­im ży­ciu mo­gła­byś po­rów­nać do­świad­cze­nie prze­by­wa­nia w za­mkni­ętym Wie­czer­ni­ku?• Od ja­kich obaw i trosk wy­ba­wił cię Je­zus?• Do ja­kich miejsc, do ja­kich lu­dzi Je­zus cię po­sy­ła?

Ade­la Le­ma­ńska

Ująć so­bie dzia­ła­nia

Uczo­ny w Pi­śmie zdo­by­wa mądro­ść w cza­sie wol­nym od za­jęć, a kto uj­mu­je so­bie dzia­ła­nia, ten sta­nie się mądry.

Syr 38,24

Mia­łam do­brą i pew­ną pra­cę w świet­nie pro­spe­ru­jącej fir­mie. A jed­nak pew­ne­go dnia za­czął kie­łko­wać we mnie po­my­sł, by zło­żyć wy­po­wie­dze­nie.

„Do­kąd tak szyb­ko bie­gniesz?” – usły­sza­łam w ser­cu głos Pana pew­ne­go pra­co­wi­te­go po­po­łud­nia. Wie­le osób bie­gnie przez ży­cie bar­dzo szyb­ko, cza­sem trud­no je do­go­nić, nie mó­wi­ąc o ich wy­prze­dze­niu. Zda­rza się jed­nak, że u nie­któ­rych jest to bieg do­ni­kąd. Głos Boga uświa­do­mił mi, że je­stem jed­ną z tych osób. Otwo­rzy­łam wte­dy Bi­blię na Ksi­ędze Mądro­ści Sy­ra­cha i prze­czy­ta­łam: „Uczo­ny w Pi­śmie zdo­by­wa mądro­ść w cza­sie wol­nym od za­jęć, a kto uj­mu­je so­bie dzia­ła­nia, ten sta­nie się mądry”. Mia­łam wra­że­nie, że Bóg apro­bu­je moją chęć ode­jścia z eta­tu.

Zło­ży­łam wy­po­wie­dze­nie, ode­szłam z pra­cy, a po­tem przez dwa lata nie ro­bi­łam nic. Tak mo­gło to przy­naj­mniej wy­glądać w oczach za­bie­ga­ne­go świa­ta. Otrzy­ma­łam na­tchnie­nie, by przez ten czas zdo­by­wać mądro­ść Bożą. Gdy wo­kół pa­no­wa­ła moda na roz­wi­ja­nie się po­przez nie­ustan­ną ak­tyw­no­ść, Bóg prze­mó­wił do mo­je­go ser­ca, by zro­bić ca­łkiem od­wrot­nie. Dał mi po­znać, że je­śli chcia­ła­bym do­świad­czyć roz­wo­ju oso­bi­ste­go, po­trze­bu­ję ująć so­bie dzia­ła­nia.

By­łam szczęśli­wa. Były to dwa lata, pod­czas któ­rych in­ten­syw­nie za­trosz­czy­łam się o swój wzrost du­cho­wy. Słu­cha­łam Boga, czy­ta­łam mądre ksi­ążki, spo­ty­ka­łam się z naj­bli­ższy­mi i cie­ka­wy­mi lu­dźmi. W ci­ągu tych dwóch lat zna­cząco po­pra­wi­łam kon­dy­cję, umoc­ni­łam re­la­cję z mężem, zro­bi­łam ge­ne­ral­ne po­rząd­ki w domu, a wi­sien­ką na tor­cie i zwie­ńcze­niem zdo­by­wa­nia mądro­ści było zre­ali­zo­wa­nie naj­wi­ęk­sze­go ma­rze­nia – na­pi­sa­łam swo­ją pierw­szą ksi­ążkę.

Choć były to dwa lata wiel­kich prób, prze­mia­ny my­śle­nia, gła­dze­nia mo­ich za­chcia­nek, choć ten okres był trud­ny pod względem fi­nan­so­wym – to ni­g­dy wcze­śniej nie do­świad­czy­łam tak wiel­kie­go roz­wo­ju. Czas ujęcia so­bie dzia­ła­nia na rzecz spędze­nia go z mądro­ścią Pana był jak do­tąd naj­owoc­niej wy­ko­rzy­sta­nym cza­sem w moim ży­ciu!

• Czy te rze­czy, na któ­re dziś po­świ­ęcasz swój czas, są tymi, do któ­rych za­pra­sza cię Pan?• Czy są ta­kie ak­tyw­no­ści, czyn­no­ści, pra­ce, któ­re zo­sta­ły ci na­rzu­co­ne przez pa­nu­jącą modę lub twój lęk, a któ­re nie przy­no­szą re­zul­ta­tów (po­kój we­wnętrz­ny, mi­ło­ść, czas dla ro­dzi­ny, Boga, in­nych lu­dzi, roz­wój pa­sji)?• W ja­kim mo­men­cie dnia mo­żesz po­świ­ęcić chwi­lę na kon­tem­pla­cję frag­men­tu Pi­sma Świ­ęte­go?

Ka­ta­rzy­na Ma­zier­ska-Bia­łek