Społeczeństwo łatwopalne. Praktyki pomagania uchodźcom wojennym z Ukrainy w roku 2022 w Polsce - Katarzyna Kalinowska, Paweł Kuczyński, Izabella Bukraba-Rylska, Katarzyna Krakowska, Marta Sałkowska - darmowy ebook

Społeczeństwo łatwopalne. Praktyki pomagania uchodźcom wojennym z Ukrainy w roku 2022 w Polsce ebook

Katarzyna Kalinowska, Paweł Kuczyński, Izabella Bukraba-Rylska, Katarzyna Krakowska, Marta Sałkowska

0,0

Opis

Książka stanowi jakościowe studium emocjonalnych światów pomagania, jakiego udzielało polskie społeczeństwo osobom uchodźczym po agresji rosyjskiej na Ukrainę w 2022 roku. Podejmuje próbę udokumentowania w duchu socjologii gorącej ruchu pomocowego zainicjowanego w Polsce po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie. W kolejnych rozdziałach prześledzone zostały procesy pomagania na granicy i dworcach, na zapleczach odpowiedzialnych za logistykę i organizację pomocy, w punktach recepcyjnych oraz prywatnych domach i mieszkaniach osób goszczących uchodźców. W opisie uwzględniono przestrzenne usytuowanie pomagania, jego cielesność i materialność, a także wymiary społeczny i emocjonalny praktyk pomagania. Metafora łatwopalności charakteryzująca polskie społeczeństwo w czasie tego zrywu wskazuje na gwałtowność, intensywność i spektakularność reakcji, a jednocześnie na ryzyka związane z żywiołem oddolnego pomagania. 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 410

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Katarzyna Kalinowska Paweł Kuczyński Izabella Bukraba-Rylska Katarzyna Krakowska Marta Sałkowska

Społeczeństwo łatwopalne

Praktyki pomagania uchodźcom wojennym z Ukrainy w roku 2022 w Polsce

Warszawa 2024

Zezwala się na korzystanie z publikacji Społeczeństwo łatwopalne. Praktyki pomaganiauchodźcom wojennym z Ukrainy w roku 2022 w Polscena licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe(CC BY-SA 4.0) – pod warunkiem zachowania niniejszej informacji licencyjnej iwskazania Katarzyny Kalinowskiej, Pawła Kuczyńskiego, Izabelli Bukraby-Rylskiej, KatarzynyKrakowskiej i Marty Sałkowskiej, a także Collegium Civitas jako właścicieli praw dotekstu. Tekst licencji dostępny na stronie internetowej:https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0/legalcode.pl.

Recenzenci:

prof. dr hab. Ireneusz Krzemiński, Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego

dr hab. Mariola Racław, Instytut Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego

Redakcja: Marek Gawron

Redakcjajęzykowa i korekta: Magdalena Kopacz

Opracowanie typograficzne i skład: Marek W. Gawron

Projekt okładki: Aleksandra Jaworowska, [email protected]

Publikacja powstała w ramach projektu dofinansowanego ze środków budżetu państwa, przyznanych przez Ministra Edukacji i Nauki w ramachProgramu „Doskonała Nauka II – Wsparcie monografii naukowych” nr umowy MONOG/SN/0087/2023/01.

ISBN print: 978-83-66386-36-5 (print)

e-ISBN: 978-83-66386-38-9 (pdf)

e-ISBN: 978-83-66386-43-3 (pdf WCAG 2.0)

e-ISBN: 978-83-66386-44-0 (epub)

e-ISBN: 978-83-66386-45-7 (mobi)

Wydawca:Collegium Civitas

Pałac Kultury i Nauki, XI piętro

00-901 Warszawa, plac Defilad 1

tel.: +48 500 807 895

e-mail: [email protected]

http://www.civitas.edu.pl

Unikatowy Identyfikator Wydawnictwa MEiN:19800

Wprowadzenie

24 lutego 2022 roku obywatele niosący pomoc osobom uchodźczym z Ukrainy pojawili się wszędzie, w wielu krajach, nie tylko tych graniczących z zaatakowaną Ukrainą, też pozaeuropejskich. Byliśmy świadkami obywatelskiego globalnego ruchu pomocy uchodźcom. Zbiorowymi podmiotami tego ruchu były społeczeństwa, które zareagowały znacznie szybciej niż politycy. Nawet w najbardziej krytykowanym kraju NATO i Unii Europejskiej, czyli w Niemczech, pierwsi obudzili się obywatele, a nie wstrzemięźliwy i wahliwy rząd. Demonstracje pod Bramą Brandenburską zrobiły swoje.

Polacy byli tym społeczeństwem, które najczęściej pokazywano w mediach jako przykład niezwykłego zrywu i postawy solidarności z ofiarami wojny. Skąd tak niespotykany poziom mobilizacji wśród zwykłych ludzi? Skąd czerpali oni siły, aby w pierwszych miesiącach inwazji rosyjskiej zaangażować się w tak ofiarny sposób? Dlaczego tyle osób włączyło się w pomoc? Co było kamykiem, który uruchomił lawinę; momentem przekręcenia kluczyka w stacyjce; iskrą, od której zaczął się żywioł pomagania?

Słowo „zryw”, które od początku obecne było w dyskursie publicznym i przewija się także w naszych wywiadach, pokazuje, że mowa najpierw o nagłym wzbudzeniu, a potem o osiągnięciu apogeum emocji, które udzielają się również innym, są zaraźliwe. Powstaje ruch, który socjologowie chętnie określają mianem ruchu społecznego, ogarniający setki tysięcy, a nawet miliony ludzi. Podjęliśmy próbę dokumentacji rozwoju tego ruchu. Chcieliśmy wytropić gesty solidarności i wspólnotowości, uaktywnione w obliczu kryzysu, jakim jest wojna w Ukrainie i wywołana przez nią wielka migracja. Staraliśmy się opisać drzemiącą w polskim społeczeństwie obywatelskość, rzadko widoczną w codziennym życiu czy w statystykach.

W książce tej czytelnik znajdzie opowieści o ludziach – Polkach i Polakach oraz Ukrainkach i Ukraińcach mieszkających od lat w Polsce – którzy po rosyjskiej agresji na Ukrainę w lutym 2022 roku wyciągnęli pomocną dłoń do osób uciekających przed wojną. Wprawili oni w ruch niezwykłą machinę pomocy, której modus operandi stanowiła spontaniczna, obywatelska solidarność, a paliwem był entuzjazm ludzi dobrej woli. Nazwaliśmy te osoby pomagaczami i pomagaczkami, chcąc podkreślić, że w tamtym czasie pomaganie było dla wielu z nich centralną praktyką tożsamościową – zaangażowanie w rozmaite formy pomocy uchodźcom organizowało ich codzienność, wyznaczało horyzont doświadczenia i stanowiło główną cechę, przez którą siebie charakteryzowali. Można powiedzieć, że życie wielu z nich było wówczas zdeterminowane pomaganiem. Niekiedy, chcąc uniknąć powtórzeń przy pisaniu o osobach pomagających uchodźcom, zamiennie używamy określeń pomagacze i pomagaczki, wolontariusze i wolontariuszki, a także innych, bardziej opisowych charakterystyk.

W niniejszej publikacji łączymy analizę doświadczeń jednostkowych z analizą procesów uspołecznienia w praktykach pomagania. Sięgaliśmy po relacje pojedynczych osób, które intensywnie angażowały się w niesienie pomocy uchodźcom, zapraszając ich do swoich domów i podejmując rozmaite aktywności wolontariackie. Dzięki wywiadom rozumiejącym, a także własnym obserwacjom wyniesionym z uczestniczenia w ruchu pomocowym, możemy przywołać obrazy, doświadczenia i opisać wachlarz emocji oraz wartości, które przyświecały obydwu stronom „kontraktu pomocowego” – osobom pomagającym i osobom uchodźczym.

Pisząc o osobach uchodźczych, będziemy zamiennie używać określeń: uchodźcy i uchodźczynie, przybysze i przybyszki, osoby uciekające przed wojną, bieżeńcy czy osoby goszczone, przybywające do Polski. Najczęściej piszemy jednak o osobach uchodźczych, uchodźcach i uchodźczyniach, mając świadomość, że używamy tych określeń w sposób nieścisły, gdyż osoby przybywające z Ukrainy po 24 lutego 2022 roku formalnie nie mają statusu uchodźcy wg polskiego prawa.

Jako socjolożki i socjologowie jesteśmy także winni czytelnikom refleksję nad procesem pomagania jako zjawiskiem społecznym. Celem naszych poszukiwań było znalezienie pomostu pomiędzy tym, co niepowtarzalne i osobiste w doświadczeniu pomagania, a tym, co wspólne i intersubiektywne w praktykach pomocowych.

Kręgi pomagaczy

W naszej książce zajmiemy się polskimi pomagaczkami i pomagaczami, mając pewność, że w wielu miejscach świata – począwszy od krajów graniczących z Ukrainą – od początku bezprecedensowej i brutalnej agresji Rosji, miliony ludzi bezpośrednio angażowały się w wojnę, która nie toczyła się na froncie, tylko miała oblicze cywilne, inaczej mówiąc – obywatelskie. Tę mobilizację o niespotykanej skali, którą możemy nazwać globalną, tworzyły i tworzą nadal kręgi wsparcia, o których będziemy pisać, koncentrując się na piątym kręgu pomocy, a nawiązując do trzeciego i czwartego.

Pierwszy krąg otacza ściśle żołnierzy i żołnierki walczących na froncie rozciągającym się szerokim łukiem przez wschodnią część Ukrainy. Dla tych, którzy walczą z bronią w ręku, najważniejsze jest, aby mieć zapewniony nie tylko sprzęt do walki, ale także warunki do życia i do przetrwania. Kto walczy na froncie potrzebuje tego samego, co ten poza okopami, czyli jedzenia, picia, ubrań, lekarstw, snu, a także poczucia wspólnoty, godności, miłości. W pierwszym kręgu wsparcia liczy się dostęp do wody, jedzenia, opieki. To tabory i szpitale polowe, towarzyszące od dawna żołnierzom. Ktoś musi ich karmić, ktoś musi prać ich ubrania, ktoś musi ich leczyć, a także grzebać zmarłych. W tym kręgu wsparcia są także dowódcy odpowiedzialni za logistykę działań na froncie, ale też dostarczyciele wiadomości z domu, już nie drogą listową, ale w formie wideo.

Drugi krąg stanowią głównie wolontariusze w strefie działań wojennych, zarówno nowicjusze, jak i doświadczeni w niesieniu pomocy. To Ukrainki i Ukraińcy, a także przybysze z innych krajów, którzy dotarli na tereny ogarnięte wojną. Ich rola jest trudna do przecenienia. Od początku ofensywy docierają z darami, jedzeniem, lekarstwami, środkami higieny, cywilnymi ubraniami. W tym kręgu odnajdziemy także tych mieszkańców Ukrainy, którzy pozostali w swoim kraju. Nie noszą broni, ale od 24 lutego 2022 roku tworzyli fizyczne ogniwa wielkiej sieci pomocy. Przenosili rannych, transportowali ludzi swoimi samochodami, dostarczali wszystko to, co potrzebne, aby mieszkańcy bombardowanych miast mogli przeżyć. Często wsparcie przychodziło za późno i było go za mało, pomimo wielkiego wysiłku ze strony tych, którzy docierali na miejsce pod ostrzałem, ryzykując życie. Pomagacze drugiego kręgu czuli potrzebę pomagania słabszym, bezradnym, bezdomnym. Tymi byli zwykle starsi ludzie, okaleczeni cywile, dzieci, osoby niepełnosprawne, a także tacy domownicy jak psy, koty, chomiki i co tylko się dało uratować i zapakować do samochodu.

Z drugim krzyżuje się krągtrzeci, który możemy nazwać „cywilne służby informacyjne”. Powstały za sprawą użytkowników mediów społecznościowych, zwłaszcza młodych, którzy gromadzili i przekazywali wszelkie informacje pomocne walczącym na froncie. Także, a może głównie, pozwalały odszukiwać się cywilom, wytyczać drogi bezpiecznej ewakuacji, zaopatrzenia, wskazywać miejsca pobytu ludzi i rzeczy, oraz zlokalizować każdy dom, którego mieszkańcy gotowi są do udzielenia pomocy.

Ten trzeci krąg to w istocie niezwykła sieć niemająca granic ani centrum dowodzenia. Jeśli można mówić o wojnie prowadzonej przez cywilów i głównie dla cywilów, to tym właśnie różniła się od wojny wojskowych. Zasadą tego kręgu nie była ani taktyka, ani strategia, pozwalające na zarządzanie ludźmi pod bronią i ich zapleczem logistycznym i zaopatrzeniowym. Informacyjna wojna cywilów miała inny charakter: stanowiła ją niezliczona liczba kręgów, hubów i połączeń. Powstałe w ten sposób z dnia na dzień społeczeństwo sieci (Castells 2013) rozrastało się z każdym tygodniem, nie znając granic narodowych. Do tego społecznego środowiska mógł wejść każdy, w dowolnym miejscu na świecie. I tak właśnie było. Powstał globalny, cyfrowy ruch społeczny, utworzony przez pomagaczki i pomagaczy. Powstało globalne społeczeństwo sieci, którego trwałość jest trudna do ocenienia, ale na pewno należy dostrzec jego niezwykłą wagę dla ukraińskiej walki z rosyjską agresją.

Wreszcie do czwartego kręgu, wyróżniającego się w tekstach niniejszej publikacji, należą uchodźcy i uchodźczynie, którzy musieli opuścić swój kraj, uciekając przed przemocą i śmiercią. Trzeba pamiętać, że miliony ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów, ale większość społeczeństwa pozostała w Ukrainie.

Do tego kręgu zaliczamy osoby uchodźcze, których znaczna część znalazła się w Polsce, szukając wsparcia, a jednocześnie angażując się w pomaganie swoim rodakom – walczącym na froncie, pozostałym w kraju, ale także tym przybywającym do Polski. Osoby uchodźcze są także pomagaczami i pomagaczkami, pomimo że same walczą z licznymi trudnościami, nie zapominają o tych, którzy zostali w Ukrainie, w zbombardowanych miastach, w zniszczonych wsiach.

Uwagę skupimy szczególnie na uchodźczyniach, czyli milionach kobiet, które dotarły do Polski z dziećmi i domowym dobytkiem często w jednym tobołku. Będziemy pisać o ukraińskich kobietach, które jako wirtualne zaplecze pomocowe są bezustannie na froncie – spędzają długie godziny, śledząc wszelkie wiadomości i kontaktując się z tymi, z którymi mogą się porozumieć. One też włączają się w zbiórki i organizację pomocy dla pozostałych w kraju ofiar wojny. Uchodźczynie robią, co mogą, aby swoim podopiecznym: dzieciom, starcom, osobom niepełnosprawnym, a także zwierzętom domowym zapewnić bezpieczeństwo.

Piątego kręgu pomocy uchodźcom z Ukrainy szukamy na terenie Polski – tu znajdujemy główne bohaterki i bohaterów naszej opowieści. Po przekroczeniu granicy pomoc Ukraińcom niosły miliony Polek i Polaków, mieszkających od lat w Polsce Ukrainek i Ukraińców, a także wolontariuszy z Europy. Aby pomagać masowo napływającym ukraińskim rodzinom, do Polski ściągnęły posiłki ludzi dobrej woli niemal z całego świata. Na chwilę lub na dłużej pomagacze – zarówno mieszkańcy Polski, jak i przybysze z zagranicy – przerwali krąg codziennych spraw, aby zrobić coś, czego nie planowali, o co siebie wcześniej nie podejrzewali. Co nimi powodowało? Współczucie, złość, odruch serca, obowiązek, wściekłość, potrzeba działania, lęk, wkurzenie (aby nie użyć mocniejszego słowa)?

Będziemy pisać o tych, którzy pomagali osobom uchodźczym na przejściach granicznych, w punktach recepcyjnych, w podróży, w nowych miejscach pobytu, w naprędce przygotowanych noclegowniach, hotelach i w domach prywatnych. Pomagacze piątego kręgu to kobiety i mężczyźni, których bezpieczne domy otworzyły się dla przybyszy ze strefy wojny. To bezinteresowni pomagacze, którzy w sytuacji niespotykanej na co dzień, ekstremalnie obciążającej, wyczerpującej fizycznie i psychicznie, nieśli pomoc rodzinom, osobom samotnym, wszystkim, którzy trafili z Ukrainy do Polski, czyli do kraju tranzytowego albo nowego miejsca pobytu.

Od lutego 2022 roku przez nasz kraj przemieszczały się miliony ukraińskich rodzin, z których część postanowiła zostać, inni zaś ruszyli dalej w poszukiwaniu miejsca do życia. O nich traktuje część naszej książki, przy czym opowiadają o nich właśnie pomagaczki i pomagacze, którzy czasami udzielają tym rodzinom gościny i robią wiele, aby poprawić ich los. Uchodźcy często pracują na odległość, mają swoje zasoby, swoje oszczędności, miewają w Polsce pracę, najczęściej na krótko. Dopóki nie znajdą miejsca dłuższego pobytu, stałej pracy, przedszkola czy szkoły, zdani są na pomoc innych ludzi, których ofiarność w pierwszych miesiącach wojny mogła zadziwiać tych, których wcześniej ten temat nie interesował lub nie mieli możliwości, aby pomocy udzielać.

Przygotowując nasze badanie, skłanialiśmy się do tego, że bohaterami publikacji będą pomagacze i pomagaczki z Polski. Jednak nie można zrozumieć jednych pomagaczy, nie mówiąc o drugich – ukraińskich uchodźcach. Nie da się wyjaśnić złożoności tego procesu, odwołując się tylko do jednej ze stron, ponieważ rytm praktyk pomagania w dużej mierze wyznaczają emocje i przeżycia przywiezione z wojny. Bohaterkami i bohaterami są tu zatem i uchodźcy, i pomagacze. Przy czym na osoby uchodźcze patrzymy oczami pomagaczy i przez pryzmat ich przeżyć słuchamy opowieści na ten temat.

O badaniach

Prezentowane badanie stanowi element szerszego projektu badawczego zainicjowanego w Instytucie Socjologii im. Edmunda Wnuk-Lipińskiego Collegium Civitas w odpowiedzi na agresję Rosji na Ukrainę w całości sfinansowanego ze środków własnych uczelni. Projekt zatytułowany „Zaangażowanie – neutralność – wrogość: polskie społeczeństwo wobec kryzysu uchodźczego i wojny rosyjsko-ukraińskiej” składał się z trzech modułów: obok części jakościowej, której wyniki przedstawiamy na łamach tej książki, zawierał badanie sondażowe postaw społecznych wobec osób uchodźczych i praktyk pomagania oraz analizę dyskursu medialnego wokół tego tematu. Celem całego projektu było uchwycenie postaw polskiego społeczeństwa wobec wojny oraz osób uchodźczych z Ukrainy.

W skład zespołu jakościowego wchodzili: Izabella Bukraba-Rylska, Katarzyna Kalinowska, Katarzyna Krakowska, Paweł Kuczyński oraz Marta Sałkowska. Obserwacje terenowe w jednej ze społeczności lokalnych na Mazowszu realizował Konrad Burdyka z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk. Prace badawcze trwały od marca do września 2022 roku.

Głównymi celami jakościowego komponentu projektu były rozpoznanie i przedstawienie emocji przeżywanych przez mieszkańców Polski zaangażowanych w pomaganie osobom uchodźczym podczas wojny w Ukrainie oraz opis kształtującej się w szybkim tempie przestrzeni społecznej, w której tworzą się relacje osób pomagających i uchodźczych. Postawione przez nas pytania badawcze dotyczyły: charakterystyki poszczególnych wymiarów pomagania – emocjonalnego, materialnego, cielesnego, społecznego i geograficznego; zróżnicowania sposobów i strategii pomagania; stosunków panujących wśród osób pomagających oraz między nimi a osobami przyjmującymi pomoc. Interesowało nas opisanie form uspołecznienia wytwarzanych w praktykach pomagania, a także prześledzenie mechanizmów zarażania afektywnego i pracy emocjonalnej w aktywności pomocowej.

Impulsem do rozpoczęcia badań terenowych stało się nasze osobiste doświadczenie (por. Wyka 1993; Flick 2010) pomagania osobom uchodźczym – od wybuchu wojny byliśmy bezpośrednio zaangażowani w różne inicjatywy pomocowe: gotowanie, przygotowanie kanapek, wolontariat w punktach recepcyjnych, na dworcach i tzw. wydawkach (punktach wydawania żywności, odzieży, artykułów higienicznych), organizację zbiórek czy też udostępnienie osobom uchodźczym domu lub mieszkania.

Nasze własne zaangażowanie i osobiste doświadczenia sytuacji wolontariatu niewątpliwie wpłynęły na sposób, w jaki zaprojektowaliśmy proces badawczy i narzędzia, a także umożliwiło nam wgląd do takich obszarów, do których nie mielibyśmy dostępu, gdybyśmy na własnej skórze nie doświadczyli pewnych aspektów pracy wolontariackiej. Obciążenie fizyczne, materialne i emocjonalne, jakie dotkliwie odczuwaliśmy, skierowało nas ku skoncentrowaniu się w badaniach na opisie tych właśnie sfer aktywności pomocowych. Dostęp do różnych przestrzeni świadczenia pomocy (dworce, punkty kanapkowe, punkty recepcyjne, prywatny dom; miasto i wieś) i porównanie ich ze sobą dostarczyło nam kategorii umożliwiających zmapowanie procesu pomagania, scharakteryzowanie jego kolejnych etapów oraz rozróżnienie miejsc-spotkań i miejsc-zapleczy.

Podczas pierwszego etapu badania (marzec-maj 2022) prowadziliśmy wielokrotne, kilkugodzinne obserwacje uczestniczące (por.: Angrosino 2010) w trakcie dyżurów wolontariackich w Warszawie oraz w dwóch społecznościach lokalnych na mazowieckich wsiach, w których zamieszkały osoby uchodźcze, w tym rodzina goszczona przez jednego z badaczy. Notatki terenowe z obserwacji sporządzaliśmy według następującego schematu – opis sytuacji, wydarzenia (co widać, co się dzieje, jakie osoby biorą udział, jak zorganizowana jest przestrzeń pomagania) oraz opis aspektów emocjonalnych towarzyszących sytuacji (jakie emocje są widoczne, jakie emocje są przez nas, badaczy i badaczki, odczuwane).

Elementy autoetnografii przedstawione w notatkach miały charakter analityczny: w pełni uczestnicząc w badanym świecie pomagania, koncentrowaliśmy się na rejestrowaniu i interpretowaniu naszych odczuć oraz towarzyszących im ekspresji emocjonalnych, a także konfrontowaliśmy je z obserwowanymi zachowaniami oraz umieszczaliśmy w kontekście rozmów prowadzonych w terenie z innymi osobami pomagającymi (por. Anderson 2014). Regularnie omawialiśmy obserwacje podczas cotygodniowych spotkań zespołu badawczego, które miały szczególnie intensywny przebieg podczas pierwszych dwóch miesięcy wojny. W tym czasie również sami ze sobą realizowaliśmy wywiady autoetnograficzne (por.: Kalinowska 2017), których celem było poddanie refleksji naszych osobistych doświadczeń i pilotaż scenariusza wywiadu. Wywiady te miały formę autoetnografii pisanych w duchu ewokatywnym (Kacperczyk 2014) i były skupione na introspekcyjnym, afektywnym opisie naszych osobistych historii bycia wolontariuszkami i osobami goszczącymi uchodźców. Wytwarzanie podczas badań źródeł pierwszoosobowych było formą triangulacji metod i perspektyw badawczych, a podczas analizy notatek i wywiadów dostarczyło nam kluczy interpretacyjnych do rozumienia afektywnej warstwy doświadczeń.

Drugi etap badania stanowiła realizacja pogłębionych wywiadów rozumiejących (Kaufmann 2010) z osobami pomagającymi uchodźcom i uchodźczyniom. Badaliśmy osoby bezpośrednio zaangażowane w działania pomocowe. Co warto podkreślić, nie dążyliśmy do objęcia opisem całościowej panoramy emocji polskiego społeczeństwa wobec wojny i sprowokowanej nią migracji, interesowała nas wyłącznie sfera dotycząca pomocy, to, co działo się wśród tej części społeczeństwa, która z tą pomocą ruszyła. Zwróciliśmy się do aktywnych obywateli, przede wszystkim do Polek i Polaków, ale też do osób innych narodowości na stałe mieszkających w Polsce. Szczególnie zależało nam na wypowiedziach tych Ukrainek i Ukraińców, którzy od dawna mieszkają w naszym kraju i już „wrośli” w polskie społeczeństwo.

W nawiązaniu do Apelu do badaczy społecznych z 21 marca 2022 roku wystosowanego przez Annę Horolets i Patrycję Trzeszczyńską (2022) oraz w zgodzie z naszymi kompetencjami i postawami etycznymi nie realizowaliśmy badania wśród osób uchodźczych, nie przeprowadzaliśmy z nimi bezpośrednich wywiadów. Przedmiotem naszego badania nie były doświadczenia osób uciekających przed wojną, ale doświadczenia osób mieszkających w Polsce, które zdecydowały się im pomóc. Choć nie badaliśmy wprost osób uchodźczych, oni także są bohaterami tej opowieści. O ich doświadczeniach mówimy, jak wspomniano, głosem pomagaczy. Sami mieliśmy z uchodźcami mniej lub bardziej trwały kontakt podczas naszych aktywności wolontariackich i dzielenia przestrzeni domowej.

Warto podkreślić, że zdajemy sobie sprawę, że badany przez nas okres był niezwykły. Wiemy, że proces, który opisujemy, kiedy społeczna mobilizacja i emocje osiągnęły tak wysoki pułap, nie może trwać długo. Chcieliśmy uchwycić go „na gorąco” i rozumiemy, że naturalny upływ czasu i dotkliwa perspektywa długiej wojny będą miały wpływ na poglądy, zachowania i emocje polskiego społeczeństwa. Możliwe jest zarówno pogłębienie się podziałów politycznych, z „kwestią ukraińską” w tle, jak i inne scenariusze. Nasza analiza nie ma na celu dokumentowania takich czy innych tez na temat polskiego społeczeństwa, odwołujących się do historii Polski, albo względnie trwałych stereotypów narodowych. Skoncentrowaliśmy się na tu i teraz procesu, którego socjologia nie powinna przeoczyć.

Próbę dobieraliśmy w sposób celowy, rozmówcy byli zróżnicowani ze względu na wcześniejsze doświadczenia w pomaganiu. Rozmawialiśmy z:

(a) osobami, które po raz pierwszy włączyły się w pomaganie w związku z konkretnym kryzysem – wojną w Ukrainie; 

(b) osobami, które nieregularnie włączają się w różne wydarzenia (np. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy – WOŚP), działają akcyjnie; 

(c) aktywistkami i działaczami, którzy na co dzień zajmują się wybranym obszarem i teraz włączyli się w celowaną pomoc konkretnym grupom (np. pomoc osobom z niepełnosprawnościami, kobietom itd.); 

(d) profesjonalistami i profesjonalistkami, których zawód/misja to pomoc (np. harcerki, strażacy, służby medyczne);

(e) Ukrainkami i Ukraińcami mieszkającymi od dawna w Polsce i funkcjonującymi w polskim społeczeństwie, którzy pomagali swoim rodakom.

W rekrutacji do wywiadów wykorzystaliśmy kontakty nawiązane podczas działalności wolontariackiej, osobiste sieci znajomych oraz metodę kuli śnieżnej (niektóre osoby badane polecały nam kolejnych rozmówców i rozmówczynie). Wywiady realizowaliśmy od kwietnia do sierpnia 2022 roku. Przeprowadziliśmy łącznie 39 wywiadów indywidualnych, 1 diadę i 1 wywiad grupowy. Wśród osób badanych znalazły się 32 kobiety i 13 mężczyzn. Wywiady prowadzone były zarówno na żywo, jak i on-line, co umożliwiło nam zebranie danych od osób trudniej dostępnych (dysponujących niewielkimi zasobami czasowymi) oraz mieszkających w innych miastach (Gdańsk, Poznań, Wrocław, Zamość). Głównie jednak osoby badane mieszkały w Warszawie i w dwóch mazowieckich wsiach, co sprawiło, że zasięg geograficzny badania był znacząco ograniczony.

Istotnym ograniczeniem jest także brak zróżnicowania klasowego w próbie. Większość uczestniczek i uczestników naszych badań pochodziła z wielkomiejskiej klasy średniej oraz elit społeczności lokalnych podwarszawskich wsi (lokalni przedsiębiorcy, przedstawiciele samorządu, instytucji kultury, kościoła). Badanie pozwoliło jedynie na uogólnienia dotyczące pomagaczy spoza Warszawy. Warto jednak zaznaczyć, że przeprowadzone wywiady nie dają podstaw, aby uwzględnić zróżnicowanie regionalne powiązane z wielkością miejscowości. Próba była jednak na tyle liczna i różnorodna, że dotarliśmy do punktu nasycenia teoretycznego, gdy informacje uzyskiwane od kolejnych osób badanych zaczynały się powtarzać (por.: Kvale 2010).

Wywiady realizowaliśmy według elastycznego scenariusza, który dopasowywaliśmy do sytuacji konkretnej osoby badanej oraz specyfiki jej zaangażowania. Scenariusz rozpoczynał się pytaniem o dzień wybuchu wojny oraz o towarzyszące mu emocje. Kolejny blok pytań związany był z zaangażowaniem w pomaganie – staraliśmy się odtworzyć historię pomagania, dowiedzieć się, w jakiej formie i z jakich powodów osoba udzielała wsparcia, jakie emocje temu towarzyszyły. Następne bloki zawierały pytania o relacje zarówno z osobami uchodźczymi, jak i z innymi wolontariuszami. Scenariusz kończył się pytaniami o reakcje społeczne na spontanicznie rodzący się ruch oraz o wizję polskiego społeczeństwa po doświadczeniu pomagania osobom uciekającym przed wojną. Przed rozpoczęciem wywiadu każda osoba wyraziła świadomą zgodę na udział w badaniu oraz na nagranie rozmowy. Wywiady trwały między 30 minut a 2 godziny.

Grafika 1. Etapy pomagania i kategorie opisuŹródło: opracowanie własne.

Łącznie zgromadziliśmy około 40 godzin nagrań, które zostały poddane transkrypcji i jakościowej analizie treści. Analiza zgromadzonego materiału w pierwszym kroku miała charakter indukcyjny, obejmowała wielokrotną lekturę transkrypcji i odsłuchiwanie wywiadów oraz kodowanie otwarte – kody wyłaniały się z materiału empirycznego, były sortowane i grupowane w większe kategorie. W ten sposób doszliśmy do ustalenia podstawowych kategorii, wokół których ogniskuje się proces pomagania (kategoria centralna) na kolejnych jego etapach. Następnie przeszliśmy do wysycania tych kategorii przez opisanie właściwości poszczególnych praktyk pomocowych. W dalszej kolejności włączyliśmy do procesu analizy kodowanie teoretyczne – dodaliśmy kody wynikające z postawionych pytań badawczych i wynikające z teorii, które zdecydowaliśmy się wykorzystać do interpretacji danych (Gibbs 2011).

W efekcie kilkuetapowej analizy udało nam się stworzyć uproszczony schemat procesu pomagania obejmujący najważniejsze mechanizmy uspołecznienia wytwarzane w procesie pomagania i pokazujący aspekty, wokół których koncentrują się praktyki pomocowe na kolejnych etapach. Schemat ten (grafika 1) stanowi jednocześnie mapę prezentowanej w niniejszej publikacji opowieści.

Wymiary pomagania

W kolejnych rozdziałach książki opisujemy poszczególne etapy procesu pomagania.

Akcja rozpoczyna się na granicy i dworcach, gdzie emocje odczuwane przez Polki i Polaków po wybuchu wojny zderzają się z bagażem emocji osób uchodźczych. Kluczową rolę gra tu aspekt cielesny pomagania i emocje, które z jednej strony spajają ekipy wolontariackie, a z drugiej stanowią obszar odpowiedzialności pomagaczy i pomagaczek, którzy muszą wykonywać pracę emocjonalną i zarządzać emocjami.

Następnie zaglądamy do zapleczy – miejsc, w których dominuje działanie bez bezpośredniego kontaktu z osobami uchodźczymi, a wsparcie koncentruje się na koordynacji logistyki, zaopatrzenia i zbiórek. Rzeczy dzieją się tu w zawrotnym tempie, a potencjalne niepowodzenia amortyzują mechanizmy sieciowania będące podstawowymi środkami realizacji celów na zapleczach.

Dalej opisujemy punkty recepcyjne, które są terytorium generowania i testowania sprawczości. Na pierwszy plan wysuwa się na tym etapie aspekt materialny związany z pomaganiem, dlatego rozważania koncentrują się tu wokół rzeczy materialnych – małych przedmiotów, które uosabiają wielkie wartości, takie jak godność i podmiotowość.

Z punktów recepcyjnych, które stanowią ostatni obszar bezosobowych, przygodnych relacji z osobami uchodźczymi, wkraczamy do domu, czasowego schronienia – przestrzeni intymnej, która jako pierwsza pozwala budować głębsze i bliższe stosunki z przybyszami, oparte na podzielanych uczuciach i wartościach. W tym rozdziale zajmujemy się budowaniem wzajemnych kontaktów, gościnnością i rodzinnością, jakie rodzą się pomiędzy pomagaczami a rodzinami uchodźczymi.

Ostatnia faza pomagania obejmuje oswajanie orbis exterior, czyli te praktyki, które koncentrują się na pomocy w ogarnianiu życiowych spraw, jak załatwienie miejsca w przedszkolu, numeru PESEL czy pracy. Końcowy etap pomagania, dążący do przetarcia szlaków osobie uchodźczej i umocowania jej w nowym świecie, wymagał wchodzenia w interakcje z przedstawicielami instytucji, był testem dla społeczności lokalnych.

Jak można zauważyć, pomaganie uchwycone w naszych opisach ma kilka wymiarów.

Po pierwsze, jest ulokowanegeograficznie– przemieszcza się wraz z osobami uchodźczymi, jest procesem ruchliwym i zależnym od przestrzeni, w której się odbywa. Inaczej wygląda w miejscach tranzytowych, inaczej w przestrzeniach prywatnych, domowych, inaczej w miastach, inaczej w wiejskich społecznościach lokalnych.

Drugim wymiarem pomagania, który poddaliśmy analizie są emocje doświadczane przez wolontariuszy pracujących w poszczególnych przestrzeniach: na granicy, dworcach, zapleczach, w punktach recepcyjnych, goszczących rodziny uchodźcze w swoich mieszkaniach i domach, pomagających przybyszom załatwić wszystkie formalności. Naszym celem było opisanie społecznych światów emocji pomagaczek i pomagaczy na kolejnych etapach tej emocjonalnej podróży.

Trzecim wymiarem jest materialność pomagania, na którą składają się zarówno dotkliwy brak rzeczy pierwszej potrzeby, jak i nadmiar przedmiotów gromadzonych dla uchodźców podczas zbiórek. Pomaganie zawiera w sobie abstrakcyjne wartości, które realizują się w podejściu do przestrzeni fizycznej i materialnych przedmiotów.

Czwarty wymiar, związany z emocjami i materialnością, obejmuje cielesność pomagania – na dworcach, w punktach wydawkowych i recepcyjnych, w sortowniach darów pomagały konkretne ciała, które doświadczały zmęczenia, odczuwały różnymi zmysłami przestrzenie i sytuacje.

Piąty wymiar to wymiar społeczny. Obejmuje on rodzaj relacji osób pomagających z osobami uchodźczymi, które stopniowo stają się „nasze”, bliskie. Początkowe przelotne interakcje zastępują głębsze znajomości. Punktem zwrotnym w praktykowaniu pomagania jest zaproszenie uchodźców pod dach, goszczenie u siebie oznacza jakościową zmianę relacji, co odróżnia początkowe etapy pomagania „na zewnątrz” od tych późniejszych – „u siebie”.

W tym miejscu pojawia się zasadnicze pytanie: jak opisywać zjawisko zwane potocznie pomaganiem, skoro rozpada się ono na byty tak różnorodne i heterogeniczne? Poprzestać na ogólnych określeniach bez wnikania w szczegóły? A przecież trzeba jakoś zapanować konceptualnie nad ontologią złożoną z ciał i emocji, z działań i informacji, z materii i opinii. Następnie: któremu z tych czynników przyznać główną rolę sprawczą, kogo lub co nazwać „pierwszym poruszycielem” animującym całe uniwersum pomagania? I wreszcie: jak od sformułowań abstrakcyjnych i ogólnych („Cała Polska, naród, społeczeństwo pomaga”) przejść do określeń zdających sprawę z konkretnych działań podejmowanych przez poszczególne osoby i nie pominąć przy tym prozaicznych detali w rodzaju: koce, śpiwory, wózek inwalidzki, pieluchy, woda, aparaty słuchowe, lakier do włosów?

Metodą pozwalającą zastąpić pojęcia generalizujące odnoszone do zbiorowości opisem dotyczącym empirii i pojedynczych przypadków będzie w dalszej części prowadzonych tu rozważań „redukcja”, odpowiednio: „redukcja indywidualizująca” i „konkretyzująca”.

Pojęciem redukcji indywidualizującej posługiwała się Antonina Kłoskowska (1996), sięgając do udokumentowanych w pamiętnikach lub w wywiadach narracyjnych przeżyć i doświadczeń ludzi, którzy żyją w danej kulturze, świadomie uczestniczą w bycie narodowym i współtworzą kulturę narodową. To podejście znajdzie poniżej zastosowanie w relacji opisującej opinie, uczucia, emocje i doznania osób zaangażowanych w pomaganie, a zwłaszcza osób przyjmujących uchodźców u siebie w domach i starających się utorować im drogę w gąszczu instytucji i świata zewnętrznego. Obrana metodologia (jakościowa, teoria ugruntowana), techniki badawcze (wywiady i obserwacje) oraz narzędzie (ogólne dyspozycje wyznaczające kolejność pytań podczas rozmowy) uzasadniają odwołanie się do redukcji indywidualizującej, a więc odsłaniającej jednostkowe perspektywy, które stają się udziałem pomagaczy i pomagaczek, sensy i znaczenia, jakie przywołują oni i werbalizują w trakcie wywiadu.

Pojęciem redukcji indywidualizującej posługiwał się też, i to dużo wcześniej, Czesław Znamierowski, ale rozumiał je inaczej. W pracy Prolegomena do nauki o państwie z roku 1930 zwracał uwagę na kwestie logiczne związane z wypowiadaniem zdań o zbiorowościach przy użyciu orzeczników przynależnych jednostkom, co uważał za niedozwolone i mylące. Według niego twierdzenie: „stado ptaków leci na południe” jest „zgoła nieścisłe”, ponieważ „frunąć w powietrzu może tylko to, co ma skrzydła i co niemi może odpowiednio szybko poruszać; może więc frunąć ptak, lecz nie może stado, które nie ma własnych jakichś jemu przynależnych skrzydeł” (Znamierowski 1930, s. 270). Dlatego też domagał się większej precyzji wyrażeń i poszukiwania realistycznej legitymacji zdań o społecznościach. Miało to polegać na sprowadzaniu zdań ogólnych do zdań prostych i na przestrzeganiu zasady, by nie przenosić orzeczeń z poziomu jednostek na poziom zbiorowości.

Wielkim zwolennikiem propozycji Znamierowskiego i jego wkładu w koncepcję metodologicznego indywidualizmu (na wiele lat przed Johnem Watkinsem) był Stanisław Andreski. W pracy Maxa Webera olśnienia i pomyłki pisał: „W dziedzinie analizy pojęć opisujących działania i stosunki społeczne czytelnik polski ma dostęp do dzieł Czesława Znamierowskiego, które w jasności i precyzji przewyższają znacznie niedokończone klasyfikacje Webera, nie mówiąc o mętnych wywodach Talcotta Parsonsa. Pod tym względem Znamierowski nie ma, moim zdaniem, równego sobie w literaturze światowej” (Andreski 1992, s. 59).

Kierując się rekomendacją Andreskiego, jak również faktyczną przydatnością propozycji Znamierowskiego dla obranych w niniejszej analizie celów, zdecydowaliśmy się ogólnikowe konstatacje o pomaganiu całego społeczeństwa zastąpić opisem działań wykonywanych przez pojedyncze osoby i uczuć oraz emocji, jakie temu towarzyszą (co wydaje się tym bardziej zasadne, iż pomagacze – właśnie jako pojedyncze osoby – kontaktują się z pojedynczymi osobami przybywającymi z Ukrainy, a ta fizyczność kontaktu jest niejednokrotnie źródłem zarazem emocji pozytywnych, jak też repulsji). Dzięki Znamierowskiemu redukcja indywidualizująca zostanie jednocześnie uzupełniona w tych opisach redukcją konkretyzującą, która zda relację z tego, przy pomocy czego – jakich produktów, narzędzi i przedmiotów – owa pomoc jest realizowana.

Rozdział 1. Potencjał pomagania

Wojna

„Gdyby do nas przyszła/ skłamałbym, że wyszłaś/ że na świat nie przyszłaś/ kłamałbym jak popadnie, choć kłamać, córeńko, nieładnie” – tak o wojnie śpiewa polski zespół Lao Che (2015, ścieżka 3) na płycie dedykowanej dzieciom. Piosenka powstała po napaści Rosji na Krym, ale na długo przed rosyjską agresją w całej Ukrainie, po to, by wyjaśnić najmłodszym, czym jest wojna – stan, który w dzisiejszych czasach miał pozostać abstrakcyjny, jak bajka, która może być pouczająca i ważna, ale nie wydarza się naprawdę. Bajka o wojnie ma pomóc dzieciom, aby z bezpiecznej perspektywy zobaczyły nieszczęście, które było kiedyś udziałem ich przodków. Po to, żeby historia nigdy więcej się nie powtórzyła, żeby kolejne pokolenia czuły respekt przed wojną jako okrutną rzeczywistością, której nikt nigdy nie chciałby zapraszać do swojego świata. Której należy unikać za wszelką cenę i której słusznie się boimy. Wojna w tym tekście jest odległa, ale zło, jakie ze sobą niesie jest realne – zmienia moralne drogowskazy, podkopuje wszystkie zasady społecznego współżycia. Wojna to nie zabawa.

24 lutego 2022 roku słowo „wojna” nabrało rzeczywistego wymiaru i stało się konkretnym wydarzeniem, umiejscowionym tuż za naszą wschodnią granicą. Jednak przyszła. Przyszła i zmieniła wszystko: zatarła granice między dobrem a złem, wystawiła na próbę wartości, zradykalizowała ludzkie postawy, zweryfikowała intencje. Wojna „jest takim momentem, w którym warto się zastanowić nad swoim systemem wartości” (Elżbieta [imiona osób badanych oraz osób, o których traktowały ich opowieści, zostały spseudonimizowane]), to czas stawiania fundamentalnych pytań o człowieczeństwo i moralny wymiar ludzkich zachowań. Odpowiedzi na te pytania dostarczają raczej czyny niż słowa.

Konflikt zbrojny zastał Polki i Polaków w różnych okolicznościach: w podróży, w pracy, w domach, w trakcie zabawy w gronie towarzyskim lub podczas pełnienia obowiązków zawodowych. Wtargnęła niespodziewanie w ich życie codzienne. Tysiące osób niemal od razu porzuciło swoją normalność, aby ruszyć z pomocą – troszczenie się o tych, którzy doświadczyli wojny, to była ich odpowiedź na wyzwanie czasu wojny, jakie stoi przed ludźmi cieszącymi się pokojem.

Pierwsze godziny i dni wojny w polskim społeczeństwie przebiegały pod znakiem odczuwania intensywnych, negatywnych emocji – szoku, strachu, silnego stresu, bezsilności i złości. Jednocześnie Polki i Polacy od samego początku, od pierwszych doniesień z frontu odczuwali empatię wobec narodu ukraińskiego, co zaowocowało uruchomieniem masowego ruchu pomocowego. Wyjaśnienie przyczyn reakcji polskiego społeczeństwa na krzywdę wojenną naszych (wcale nie ulubionych) sąsiadów, rozpoczynamy od prześledzenia roli emocji w procesie kumulowania potencjału pomagania.

Szok i niedowierzanie

Nie ulega wątpliwości, że nikt nie spodziewał się w XXI wieku w środku Europy regularnej wojny na taką skalę. Nawet osoby zorientowane w bieżącej sytuacji politycznej, które miały świadomość, że we wschodniej Ukrainie od roku 2014 toczy się wojna, i które nie czuły się zaskoczone agresją rosyjską, były wstrząśnięte jej zasięgiem i okrucieństwem. Trudno było w pierwszym momencie uwierzyć, że wojna objęła całą Ukrainę, że nie było już bezpiecznych regionów, miast i wiosek. Szokujące było także to, że działania zbrojne toczą się tak blisko naszego kraju – na obrzeżach spokojnej, europejskiej idylli. Zaskakujący okazał się format tej wojny – otwarty konflikt nie jest językiem współczesnej Europy; jesteśmy przyzwyczajeni do działań dyplomatycznych, do wojen gospodarczych czy cyfrowych, ale nie do fizycznego naruszania granic niepodległych krajów, bombardowania miast czy mordowania cywilów. „Szybciej wyobraziłam sobie pandemię jako współczesną wojnę niż to, że wjadą czołgi, będą latały bomby w powietrzu” (Klara) – tak niedorzeczność tej wojny podsumowała jedna z badanych. Niewiarygodne wydało się to, że historia, której powiedzieliśmy „nigdy więcej!”, właśnie się powtarza.

Ludzie tak opisywali stan poznawczego chaosu, w którym się znaleźli:

„No, ja po prostu poczułam szok. Dla mnie to było tak nierzeczywiste i nieprawdopodobne, po prostu absolutnie przekraczało w ogóle moje pojmowanie, że, że w tych czasach w ogóle może jeszcze dojść do wojny, do tego typu wojny. Wydawało mi się, że te lekcje już ludzkość odrobiła i że taka wojna, która nie jest lokalna, bo tak naprawdę, ona się wydaje lokalna, ale to jest można powiedzieć, wojna światowa, no w każdym razie, naprawdę, no dla mnie to był szok i po prostu coś całkowicie niezrozumiałego”. (Elżbieta)

„Po prostu żyjemy już w miarę normalnych czasach, i żyjemy na tyle długo, że, no myślę, że wszyscy nie spodziewali się, że coś takiego może się dziać jeszcze w tym czasie, powiedzmy, no na naszym terytorium, czy tuż obok nas, w tej części Europy. Oczywiście słyszymy gdzieś o jakichś działaniach bestialskich w Izraelu czy w Palestynie, czy w Afryce, w krajach afrykańskich, ale to jest jakby tak na tyle egzotyczne dla nas, że przywykliśmy do tego, może to też brzydko zabrzmi, ale no tak to odbieramy, natomiast ta wojna tutaj na Ukrainie na pewno była ogromnym zaskoczeniem. (…) Jest dla nas szokiem sama sytuacja, że jest wojna, że jest tuż obok naszej granicy, i że giną ludzie, giną dzieci, że są dzieci gwałcone, kobiety, to jest po prostu szok i niedowierzanie”. (Michał)

„Na początku to było chyba takie trochę niedowierzanie, że ale jak to?!, że stało się jakby coś, czego w sumie można było się spodziewać, ale wydawało się cały czas, że to jest takie, no że w dwudziestym pierwszym wieku żyjemy, więc raczej trudno, trudno, żeby takie wydarzenia mogły się wydarzyć tak naprawdę w zasięgu, no, naszych tam bliskich, naszych relacji”. (Gosia)

„I nikt się nie odzywał przez te parę godzin. I wszyscy po prostu mieli taki, no, zupełną zawiechę, że tak się wyrażę, ha, ha. Po prostu, nikt nie wierzył, że wiadomo, że gdzieś tam to się zbierało i tak dalej, ale po prostu słowo wojna jest takim abstraktem niesamowitym, które się kojarzy z, no, z jakąś przeszłością, czymś, co już nas nie dotyczy”. (Jagoda)

To, co wydarzyło się nad ranem 24 lutego 2022 roku, zachwiało równowagą poznawczą i emocjonalną Polek i Polaków. Z jednej strony „to było trochę coś, czego wszyscy się spodziewali, gdzieś to wisiało” (Anna), a z drugiej – „trudno było uwierzyć, że to się dzieje” (Paweł), wszyscy myśleli, że „nie będzie tej wojny, bo teraz nie ten wiek ogólnie, (...) można teraz dyplomatycznie po prostu porozmawiać” (Milena). Swoje pierwsze reakcje rozmówcy opisywali w powtarzalnych słowach: szok i niedowierzanie. Niektóre osoby przyznały, że na samym początku zadziałał u nich mechanizm wyparcia. Łatwiej im było uwierzyć, że to jest fikcja, a nie rzeczywiste wydarzenie.

„Na początku wydawało się, że to jest chyba nieprawda”. (Ola)

„Trochę miałam takie uczucie porównywalne jak wtedy, kiedy samoloty trafiły w World Trade Center, że siedzieliśmy w domu, tak patrzyliśmy: „A, przełącz, pewnie jakiś film leci”, ale po chwili patrzymy, że nie, że to nie jest film, to jest rzeczywistość. I to podziałało u mnie podobnie, że w pierwszej chwili to był taki szok w zasadzie – co się dzieje?!”. (Klara)

„Ja byłam przerażona, no bo jako studentka stosunków międzynarodowych byłam po prostu przekonana, że Putin czegoś takiego nie zrobi i że to jest coś takiego w ogóle fikcyjnego, że tylko robią panikę i to się nie wydarzy, ale no niestety”. (Yana)

Szok blokuje zarówno możliwość racjonalnego rozumowania, jak i odczuwania emocji. Dla części osób pierwszą reakcją na wieść o wybuchu wojny w Ukrainie była swoista hibernacja procesów poznawczych i emocjonalnych.

„Chyba to do mnie nie dotarło, bo tak: przeczytałam, zastanowiłam się przez chwilę i po prostu wyszłam. I potem, i potem dotarło to do mnie w środku dnia, tak naprawdę, po paru godzinach. Ja pracuję w szkole, więc dzieci do mnie przychodziły i mówiły, że wybuchła wojna i jakoś tak, nie wiem, co czułam. Tak trochę, chyba przez pierwsze parę godzin nic nie czułam”. (Helena)

„Z perspektywy (...) czasowej mogę spojrzeć na pierwsze tygodnie, że przebywałam w dość trudnym stanie psychologicznym, w stanie szokowym, ponieważ wielu rzeczy nawet nie pamiętam z tego okresu”. (Inna)

„I pamiętam taką falę (...) strasznego szoku, że to jest możliwe i że to się faktycznie dzieje. Bo gdzieś z tyłu, jeszcze myślę, że to jest też powód, dla którego jakoś ten lęk bardzo do mnie nie dochodził, że, że wydawało mi się, że to nie jest możliwe, żeby w dwudziestym pierwszym wieku doszło do tak ordynarnej, bezczelnej, brutalnej napaści”. (Aga)

Gdy pierwszy szok minął, pojawiło się miejsce na emocje – przede wszystkim strach.

Strach, przerażenie, stres

Strach Polaków przed wojną wynikał w pierwszej kolejności z poczucia bezpośredniego, fizycznego zagrożenia. To prawda, że „wojna nigdy nie jest doświadczeniem komfortowym, niezależnie od tego, czy się odbywa blisko, czy daleko” (Ignacy), kwestionuje bowiem porządek polityczny, burzy ład moralny, nadwyręża wiarę, że granice państwowe i międzynarodowe pakty mają wiążące znaczenie i mogą zapewnić nam bezpieczeństwo. Jednak fakt, że wojna wybuchła tak blisko terytorium Polski, sprawił, że wydała się Polkom i Polakom bezpośrednim zagrożeniem życia, a odczuwany przez nich strach zyskał konkretną twarz – Putina, dyktatora porównywanego do przywódców totalitarnych reżimów XX wieku.

Osoby, z którymi rozmawialiśmy, czuły w pierwszych dniach wojny chroniczny strach i głęboki niepokój. Deklarowały „obawy, czy czasem naszego kraju to nie spotka” (Walenty), opisywały „niepokój, co to będzie, czy to się nie przeniesie na szersze gremium” (Piotr), niektóre osoby w dramatycznych słowach przypominały sobie, że w pierwszych chwilach po wybuchu wojny miały „jasność, że następni jesteśmy my” (Mela).

Geograficzna bliskość bombardowań i podobna polityczna przeszłość – przynależność tak Polski, jak i Ukrainy do bloku wschodniego po II wojnie światowej – potęgowały w Polkach i Polakach poczucie, że bezpieczeństwo naszego kraju jest realnie zagrożone, że wojna może rozszerzyć się na terytorium Polski.

„To już był taki stan zagrożenia, prawda? Że ta wojna już jest nie tylko na wschodzie Ukrainy, że ona jest wszędzie, że te ataki były w takich miejscach, które już były blisko, my mieszkamy na wschodzie, prawda – blisko granicy. (...) właściwie ona wybuchła już prawie pod naszymi drzwiami, nie?”. (Aleksandra)

„Oczywiście, wiemy, że są wojny gdzieś tam, w świecie, jak to się mówi, ale wydaje nam się, że one są daleko, więc nas nie dotyczą. Natomiast tutaj pojawił się konflikt bardzo blisko nas, naszej granicy. W pewnym sensie on też zagrażał nam. My się osobiście czujemy zagrożeni, jako Polacy”. (Elżbieta)

„Jest po prostu strach, że dalej będą państwa bałtyckie, a później do Polski może też dojść”. (Inna)

„Mój syn jest w szóstej klasie i też rozmowy pomiędzy dziećmi w szóstej klasie są na trochę innym poziomie i trochę inna jest świadomość, więc on dużo miał takich strachów o to, że co z tego, że jesteśmy w NATO, skoro Putin straszy, że każdy, kto będzie pomagał, to jakby poniesie tego konsekwencje, więc w nim było bardzo dużo strachu”. (Dorota)

Strach i silny stres towarzyszące nieustannie osobom badanym w pierwszych dniach wojny były podłożem reakcji fizjologicznych, takich jak płacz („Wszyscy wisieli na tym telefonie i tak na zmianę z takim, tymi informacjami, milczeniem i co jakiś czas, nie wiem, moja koleżanka się popłakała, ha ha. Potem ja się popłakałam, autentycznie” – Jagoda), bezsenność („Nie mogłam spać, ale ja tak zazwyczaj mam w sytuacjach stresowych” – Ola), pobudzenie („U mnie to zawsze takie stresowe sytuacje to wywołują taką adrenalinę i taka jestem pobudzona” – Ewa), zaburzenia ruchowe („Pierwszy dzień to ręce mi się trzęsły, (...) w ogóle uczucie straszne” – Yana) czy ataki paniki („Tego poranku po raz pierwszy doświadczyłam ataku paniki. Dotychczas w ogóle nie wiedziałam, co to jest. No, był to stresujący bardzo moment” – Julia). Strach i stres to pierwszy etap ucieleśniania wojny rosyjsko-ukraińskiej przez polskie społeczeństwo.

Strach jest naturalną reakcją organizmu. Strach przed wojną jest jednak w Polsce także emocją skonstruowaną społecznie, mocno osadzoną w kulturze narodowej – zakorzeniony jest w polskim społeczeństwie głęboko, przekazywany z pokolenia na pokolenie wraz z apoteozą poświęcenia i refleksją o moralnym zwycięstwie ofiar wojen.

Nawet młodzi ludzie, którzy na własnej skórze nie doświadczyli ani wojny, ani opresji reżimu komunistycznego w PRL-u, dźwigają emocjonalny ciężar historii naszego kraju i mają wdrukowany uogólniony strach przed wojną, która może kiedyś nadejść, jak to wielokrotnie bywało. W obliczu rosyjskiej agresji „tchnienie tego naszego, naszego doświadczenia polskiego, wojennego się tutaj bezpośrednio odezwało” (Aga). Polacy są nauczeni, by myśleć o historii swojego narodu w kategoriach niesprawiedliwości dziejowej i krzywdy, która nam się przydarza – taki przekaz otrzymują kolejne pokolenia w domach i tak dzieci są uczone w szkołach. Wojna w Ukrainie wydobyła skumulowane w pamięci społecznej obawy przed wojną, ludzie werbalizowali te lęki, opowiadali o swoim strachu, odwołując się do grozy historii, która lubi się powtarzać.

„Moja babcia przeżyła wojnę, zresztą mój dziadek też, ta rodzina dosyć mocno była poturbowana. Ja w środku, mi no napłynęły łzy do oczu, bo nie wierzyłam, że to się po prostu dzieje. Ktoś kto gdzieś tam zna historię, tą najbliższą naszą, nie jakąś średniowieczną, no to, no wie, że… Dla mnie to była powtórka z historii. Więc gdzieś tam już w głowie jakieś sobie filmy kręciłam, że może być już tylko gorzej, chociaż miałam jakąś tam iskierkę nadziei, że to się gdzieś tam szybko skończy”. (Ewelina)

„Jeżeli dzisiaj, w dwudziestym pierwszym wieku kraj [Rosja], który miał w sumie też bardzo złe doświadczenia związane z drugą wojną światową, też miał przecież ogromne straty i wie, jakie to jest zło, i teraz wydawałoby się, że właśnie żyjemy w cywilizowanych latach, że już więcej nigdy... (...) no i teraz człowiek, który sięga po wojnę, to też właśnie nie wiadomo – skąd ta obawa, nie? Co on zrobi dalej, czy to się tylko na Ukrainie skończy…”. (Piotr)

„Wydaje mi się, że no, w Polakach po prostu jest ta pamięć jeszcze, no, w mieście, które jest zniszczone wojną [mowa o Warszawie] i, i znamy historię dziadków, i jeszcze nie tak dawno były tutaj, no wiadomo…”. (Jagoda)

Podsumowując, strach przed wojną miał dwa źródła.

1, Powstał na bazie automatycznej, fizycznej reakcji lękowej organizmu, która była odpowiedzią na poczucie fizycznego zagrożenia i braku bezpieczeństwa.

2. Generowała go intensywna praca wyobraźni, sięgająca z jednej strony do historycznych obrazów wojen i rodzinnych traum; z drugiej – wybiegająca w kierunku możliwych, apokaliptycznych scenariuszy rozwoju sytuacji wojennej; z trzeciej, strach podsycały działające na wyobraźnię brutalne obrazy, które z frontu i granicy za pomocą mediów docierały do mieszkańców Polski, Europy i całego świata.

Relacja jednej z badanych pokazuje sumę wojennych strachów, które stały się udziałem polskiego społeczeństwa pod koniec lutego 2022:

„Strach nie tylko o kraj, o swój własny dom, o mieszkańców, o wszystko, co tak naprawdę nas otacza, nasz świat się diametralnie zmienił o, naprawdę można powiedzieć, o sto osiemdziesiąt stopni, zaczęliśmy innymi realiami myśleć. Żyliśmy do tej pory tak naprawdę w takiej, jak ja to nazywałam, szklanej kuli, mieliśmy wszystko, mieliśmy wszystko na wyciągnięcie ręki. Stanęliśmy tak naprawdę pod znakiem zapytania, co dalej, co będzie, jak to się przełoży na nasz kraj i jak się przełoży to na to funkcjonowanie. No i przynajmniej strach o bliskich, strach o wszystko, co się tak naprawdę tutaj zadziało, a największy chyba dla mnie strach było o to, że jak patrzyłam na granicę, patrzyłam na ludzi, którzy zaczęli przyjeżdżać, gdzie tak, jak stali, tak wychodzili. I to było dla mnie przerażające. (...) To się tylko tak wydaje, że my jesteśmy daleko od granicy, od tego, żeby cokolwiek nas tutaj dosięgło. My jesteśmy tak naprawdę bardzo blisko. To jest kwestia tylko, zresztą, proszę Państwa, my nie wiemy, co nas czeka za dzień, za dwa, my nie wiemy, co, już tak powiem brzydko, Putin sobie w tej głowie układa. Owszem, my jesteśmy w NATO, my jesteśmy chronieni, ale słuchajcie, no NATO, no NATEM, ale my to my, tak? I tak naprawdę nie wiemy, z czym to się za chwileczkę dla nas może skończyć, prawda?”. (Ania)

Między bezsilnością a złością

Odczuwanie strachu wzmacniały media, które drobiazgowo i obrazowo relacjonowały sytuację w Ukrainie, z godziny na godzinę dostarczając nowych informacji i analiz eksperckich. Skłaniało to do podejmowania prób oceny sytuacji militarnej na froncie i globalnej sytuacji politycznej. Śledzenie wieści z wojny w telewizji i mediach społecznościowych sprawiało, że strach, a niekiedy wręcz przerażenie, zaczynało być poddawane refleksji i łączone z innymi emocjami, takimi jak smutek, wstręt, obrzydzenie, ale też gniew i złość.

Ze wspólnego dla całego społeczeństwa doświadczenia strachu przeszliśmy do konglomeratu różnorodnych emocji. Okrucieństwo wojny obserwowane przez ekrany obudziło w Polkach i Polakach równocześnie:

–wściekłość wyrażaną w agresywnych, pełnych nienawiści słowach pod adresem Rosji, Rosjan i Putina.

„No, poczułem… kolejną wściekłą, falę wściekłości na Putina, którego od piętnastu lat uważam, że należałoby zgładzić. Co prawda to sprawy nie załatwi, bo bracia Rosjanie mają po prostu pewne cechy charakteru chyba niezgodne z ludzkimi”. (Jan)

„Pierwsza myśl, jaką miałam w głowie… że chyba kogoś popierdoliło, jak można zaatakować drugi kraj, tak po prostu!”. (Karolina)

„Pierwsze wrażenie, zdziwienie, zaraz w połączeniu z wkurwieniem na tą hołotę sowiecką…. Nie no, złość to trwająca, moja od… Od Jałty, tak, od Jałty trwająca”. (Jacek)

„Byłem wkurzony, no. (…) nie przebierałem w słowach. Nazywając naszych, naszych… tych ze wschodu barbarzyńcami, którzy od wieków mordują, palą, grabią, gwałcą i tak dalej”. (Karol)

– bezsilność, pełną beznadziei rozpacz:

„A kiedy jeszcze więcej, jak zaczęły się te wszystkie zdjęcia tam w Buczy i tam, te wszystkie widea, to po prostu było, no, jakby, wtedy, nie wiem, no rozrywało się serce ogólnie od takich rzeczy i, że typu tak, ludzie myślą, że mają prawo tak się zachowywać w innym państwie, ale, że no, taka... (...) To, co robią nie ma ani, no, jakby nic ludzkiego”. (Lena)

– lub głęboki smutek, który powodował apatię i odbierał chęć do jakiejkolwiek aktywności:

„Bo początek to był taki, w którymś momencie, taki Weltschmerz w zasadzie… Bo nie ma co w ogóle przyszłości planować, nie ma co jakichś mebli kupować, że w sumie to nic nie wiadomo, a może w ogóle po co to coś planować, jak nie dość, że pandemia, to jeszcze to, wszystko po kolei…”. (Klara)

Jeszcze inaczej gniew i bezsilność odczuwały Ukrainki od lat mieszkające w Polsce, wrośnięte w polskie społeczeństwo, które na wojnę patrzyły z odległej perspektywy, jak Polki i Polacy, ale jednak emocjonalnie były w samym środku walk o niepodległość swojego kraju (por.: Krakowska 2023a). Z naszych badań wynika, iż ukraińskie kobiety przede wszystkim bały się o bliskich, którzy zostali w Ukrainie albo byli w trakcie ewakuacji, czuły ogromną niesprawiedliwość i wściekłość na państwo-agresora i przebieg historii, której doświadcza ich kraj, która się przydarzyła wbrew woli Ukraińców. Są to dobrze znane Polakom emocje niezgody na sytuację historyczną.

„Ja myślę, że też wiele Ukraińców na początku, ale i do tej pory, odczuwają bardzo dużą złość za niesprawiedliwość, która się wydarzyła. Ponieważ Ukraina tej wojny nie chciała, ona nam, Ukraińcom, nie jest potrzebna, to, co się dzieje, nie może nie wywoływać jakiejś złości, jak bardzo, ogromnej… I kiedy widzisz, i ci osoby pokazują wideo, jak ich dom został zniszczony, i że nie mają nic, nie wiem, że ktoś tam zginął, no to, no nie wiem, jakie to emocje może wywoływać”. (Inna)

„To był, taki był strach, był gniew w tym czasie, było takie, że ja nie mogę w niczym pomóc, jestem tutaj. Było takie poczucie winy, że ja jestem z Ukrainy i ja jestem tu, i typu, że, czemu ja nie jestem w swoim państwie w tym czasie, typu, że idzie wojna, że to, że ktoś cierpi...”. (Lena)

Bezsilność i gniew wydają się być w wielu usłyszanych historiach emocjami alternatywnymi, które nasi rozmówcy odczuwali jak ciągłe przeciąganie liny. Poczucie bezsilności, pogrążanie się w smutku i rozpaczy ciągnęło ich w dół, odbierało siły i nadzieję, powodowało bierność i niechęć, obarczało ciężarem winy. Złość – przeciwnie – napędzała, pobudzała do sprzeciwu i buntu, nie pozwalała zagrzebać się w niemocy. Emocje o skrajnych wektorach prowadziły do przyjmowania różnych taktyk radzenia sobie z sytuacją w pierwszych dniach wojny.

Paraliż? Działanie? Ucieczka?

Co robić? Po pierwszym szoku, wciąż w strachu i stresie, między bezsilnością a złością, Polacy zaczęli robić drobne kroki: w przód – zbierając informacje i siły do działania, czekali niejako w blokach startowych na rozwój sytuacji; w tył – planując ucieczkę, wycofywali się w prywatne przestrzenie przetrwania; niektórzy wciąż stali w miejscu jak sparaliżowani, nie mogąc się zdecydować, czy żyć dalej normalnie, czy uciekać, czy coś zrobić. Tylko co?

Tak ekstremalne wydarzenie jak stan wojny wywołuje destabilizację na każdej płaszczyźnie życia, zmienia plany, zaburza codzienne funkcjonowanie, niszczy więzi. Sprawia, że to, co wydawało się mieć sens i być właściwe w czasie pokoju, zaczyna uwierać, ponieważ przecież tuż obok, za granicą są ludzie, którzy stracili swoje domy, musieli porzucić marzenia, w niezwykłe nagły sposób zmienić otoczenie, są w żałobie po swoich bliskich – pierwszych ofiarach walk, nalotów i bombardowań. Jak w takiej sytuacji zajmować się swoimi sprawami? – to pytanie, podszyte wyrzutami sumienia, towarzyszyło wielu Polkom i Polakom w pierwszych dniach wojny. Wykonywanie dotychczasowych czynności dla niektórych zaczęło być wstydliwe, a nawet moralnie wątpliwe. Drobne przyjemności straciły smak. Destabilizująca specyfika wojny przekroczyła granice i również na mieszkańcach Polski wymogła przeorganizowanie życia codziennego, zrewidowała ich plany. Jednym słowem – normalność „się rypła”.

W związku z tym część osób ugrzęzła w bardzo niekomfortowym miejscu, między potrzebą zatrzymania się w codziennym kołowrotku planów i obowiązków a koniecznością dalszego, normalnego życia.

„Miałam kolosalny wyrzut sumienia, ponieważ od czterech miesięcy miałam wcześniej zaplanowany wyjazd do Francji. I widziałam, że, i wybuchła wojna w czwartek, a ja mam w niedzielę wyjeżdżać, powodowało to u mnie kolosalne wyrzuty sumienia, jakim ja prawem mam wyjeżdżać, skoro tu się dzieje wojna, czy nie powinnam tego odwołać, bo trzeba by było zrobić coś stanowczo, a poza tym, jakim prawem ja mam się cieszyć, jakim prawem ja mam się relaksować w sytuacji, kiedy jest tyle nieszczęścia”. (Aga)

„No, to w ogóle był taki dzień, który się w sumie zaczął od burzliwych myśli, bo to był dzień bali karnawałowych u nas w szkole. Niektóre klasy miały bale karnawałowe i po prostu, jak wstałam i otworzyłam grupę na Messengerze, to był taki moment, gdzie tam zawrzało, bo zaczęliśmy się zastanawiać, co mamy zrobić w związku z tym, jak tam się zaczyna wojna, a nasi mają się bawić? No ale uznaliśmy, że no jakby dla dzieci, to i tak, które być może część z nich już, jak przyjdzie do szkoły, to będzie wiedziała, część nie. Część ma, nie wiem, opiekunki, które pochodzą z Ukrainy, więc też mogą wiedzieć i tak same w sobie mogą być przestraszone, w związku z tym, oni muszą mieć po prostu normalne życie tutaj, tak?”. (Dorota)

Wyjściem z tego klinczu okazało się wybieganie myślami w przyszłość i szukania dla siebie miejsca w nowej sytuacji, wymagającej reakcji na kryzys uchodźczy spowodowany przez wojnę. Część późniejszych pomagaczy szybko otrząsnęła się z pierwszego szoku i na chłodno analizowała sytuację, mając „poczucie, że prawdopodobnie będzie to oznaczało potrzebę jakiejś pomocy” (Ignacy).

Wśród naszych rozmówczyń i rozmówców były osoby, które – można powiedzieć – stanęły naprzeciw wyzwania, jakim jest wojna, weszły w tryb czuwania i przygotowywały się do działania, choć jeszcze bez konkretnych planów.

„I pierwszej nocy to było ciągłe sprawdzanie telefonu, ciągłe sprawdzanie powiadomień, bo ja też dostaję powiadomienia ratownicze w sytuacjach, i ja nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, czy te samoloty skończą na Kijowie, czy to za chwilę zacznie się coś u nas, czy dostanę wezwanie, czy w ogóle zostanę w Polsce, czy będę musiała na przykład jechać na granicę czy w ogóle do Ukrainy. To było takie wielkie, wielkie zaskoczenie, później się okazało, jak rozmawiałam też z lekarzami w punkcie medycznym, że wszyscy tak mieliśmy, wszyscy tej pierwszej nocy budziliśmy się dosłownie co chwilę i patrzyliśmy, jak nigdy, co się dzieje, jaki jest aktualny przebieg sytuacji. (...) Te pierwsze dni były takie, że wiadomo było, że coś trzeba zrobić, ten początek był bardzo chaotyczny, także same, same nawet szpitale, nikt nie wiedział w ogóle, jak to zacząć, tak? Że ten pierwszy weekend był taki, że wszyscy wiedzieli, że coś na pewno będziemy robić, a jeszcze nikt nie wiedział co”. (Klara)

Wiele osób mówiło, że w próbach podjęcia konstruktywnej reakcji na kryzys najgorszy był „chaos w głowie” (Renata) i „stan niepewności z niemożliwością przygotowania się, nieznajomością tego, co będzie się działo jutro. Kompletną” (Aga). Niepewność (kolejny raz, po niepewności pandemicznej) wpleciona została w naszą codzienność, od 24 lutego każdego dnia towarzyszyło nam kolokwialne „Cholera wie, no, co będzie” (Jan)…

W niektórych ludziach odczuwanie lęku i napięcia związanego z przedłużającym się stanem niepewności wywołało odruch unikania, który materializował się w myślach o ucieczce lub organizacji warunków życia koniecznych do przetrwania podczas wojny, a niekiedy też w podejmowaniu konkretnych kroków mających na celu przygotowanie drogi ucieczki z kraju.