Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tymon, podobnie jak inne dzieci, wchodzi w skomplikowany świat dorosłych i poznaje życie poprzez pryzmat własnych doznań.
W bajce o agencie Słońca młodziutki Promyczek zostaje wysłany na Ziemię, ponieważ wydarzyło się tam coś złego i trzeba to sprawdzić.
W książce znajdują się ilustracje Katarzyny Rzędzian.
Barbara Gibbs-Swiderski – urodzona w Warszawie, mieszka w Wiedniu. W roku 1992 pod pseudonimem Ewa Dan wydała zbiór opowiadań o losach polskich emigrantów zatytułowany Scena złudzeń. Jest autorką licznych artykułów prasowych publikowanych niegdyś pod tymże pseudonimem w polskim tygodniku „Prawo i Życie” oraz w wydawanym w Wiedniu miesięczniku „Polonika”.
W wierszach o dzieciach i dla dzieci ukazuje prosty, lecz pełen emocji świat doznań młodziutkiego człowieka wchodzącego w realizm życia. W jej bajkach fantazja przeplata się z rzeczywistością, która nie zawsze bywa pozytywna.
Fragmenty książki „Słodki świat Tymona. Tajny agent Słońca”:
Kto by tam chciał od świtania
słuchać koguciego piania!
Dzisiaj Tymonki i Marki
noszą na rękach zegarki.
Znają czas co do minuty,
niepotrzebne im koguty.
– Czy planeta nazwana Ziemią naprawdę jest taka piękna, czy mi się tylko tak wydaje? – pytał sam siebie Wielki Mistrz, stojąc na skraju słonecznego kręgu. – Bardzo bym chciał przyjrzeć się jej z bliska, niestety muszę stać w miejscu, aby dopilnować prawidłowego ogrzewania planet naszego układu. Co by się z nimi stało, gdybym tak po prostu spakował walizki i pojechał sobie na urlop. Aż strach pomyśleć.
Nagle!…
– Cóż to się tam stało na Ziemi? Czy mnie wzrok myli, czy rzeczywiście widzę jakąś czarną plamę?
Przetarł swe słoneczne oczy raz i drugi, zamrugał słonecznymi powiekami; wszystko na nic, obraz był ciągle ten sam.
– Promyczku, wiesz co? Potrzebuję sprytnego, tajnego agenta. Nie skoczyłbyś tak na Ziemię i zobaczył, co się tam wyprawia? Nie rozumiem, co ma znaczyć ta obrzydliwa, czarna plama, którą dopiero co widziałem. Mam złe przeczucia. Leć natychmiast i jak najszybciej zdaj mi dokładny raport.
Kandydat na agenta aż podskoczył z radości.
– Ma się rozumieć, Wielki Mistrzu! – zawołał. – Zrobię wszystko, czego sobie życzysz.
Miał przy tym nadzieję, że słyszą go wszystkie inne promienie i oczywiście pękają z zazdrości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 19
Rok wydania: 2023
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ilustracje: Katarzyna Rzędzian
Projekt okładki: EJ Design
Projekt graficzny środka, skład: EJ Design
Korekta: Emilia Swatkowska
Przygotowanie wersji elektronicznej: Epubeum
Copyright © by Barbara Gibbs-Swiderski 2023
Copyright © by Pan Wydawca 2023
ISBN 978-83-67910-01-9
wydanie 1
Gdańsk 2023
Pan Wydawca sp. z o. o.
ul. Wały Piastowskie 1/1508
80-855 Gdańsk
PanWydawca.pl
Przy wigilijnym stole
kwiat rodzinnego grona.
Wszyscy piją i jedzą,
i patrzą na Tymona.
Śmieją się, rozmawiają,
kąski do ust wkładają,
a jemu, Tymonowi,
niczego jeść nie dają.
– Do czego to podobne! –
Mały duch się buntuje. –
Ja także chciałbym wiedzieć,
jak to wszystko smakuje.
Że nie mam jeszcze roku?
A cóż to znowu zmienia?
To nic, że nie nadeszła
jeszcze pora karmienia.
I łyżeczką po stole
wybija takt zawzięcie.
Rodzice, najwidoczniej,
bunt jego mają w pięcie.
Kręcą się wciąż po kuchni,
przy piecu coś majstrują
i na głośne protesty
wcale nie reagują.
– Poczekajcie, wstręciuchy!
Niech tylko będę duży,
to już ja wam pokażę,
do czego łyżka służy!
A jak się jeszcze trochę
nauczę mówić składnie,
powiem wam, kim jesteście,
i to bardzo dokładnie.
Tysiące jeszcze planów
w małej główce się snuje,
lecz nagle…
Cóż to przed nim
tak wspaniale paruje?
Zapach ma smakowity
i jakby już skądś znany…
Ależ tak! To jest kaszka,
a przy niej dwa banany!
Ach, jaki świat jest piękny,
a tata kochany!
On dobrze wie, że Tymon
uwielbia banany.
Wszystko wpada do buzi
prześlicznej latorośli.
Kto by się tam przejmował
tym, co jedzą dorośli.
Nad stołem zawisł nastrój
Bożego Narodzenia.
Szczęśliwe obie babcie
nie kryją łez wzruszenia,
tatę duma rozpiera,
dziadek głośno się śmieje,
a mama, cała w pąsach,
po prostu promienieje.
I wujkowi, choć dzieci
mało go rozczulają,
dziś usta do uśmiechu
same się rozciągają.
Cokolwiek by kto mówił,
rzecz jest już uzgodniona:
nie ma w świecie drugiego
takiego Tymona.
Wielkie słońce wyszło zza widnokręgu i oblało ziemię złotym blaskiem. Nocne chmury zamieniły się w białe obłoczki tańczące radośnie po błękitnym niebie, a ciepły wietrzyk delikatnie muskał gałęzie drzew. Kwiaty uniosły główki i rozwinęły pachnące kielichy, dookoła rozeszła się słodka ich woń. Ptaki zaintonowały pieśń poranną – jednym słowem, na ziemi wstał nowy dzień.
Słońce wysoko z góry obdarzało to wszystko ciepłym, życiodajnym światłem.
– Czy planeta nazwana Ziemią naprawdę jest taka piękna, czy mi się tylko tak wydaje? – pytał sam siebie Wielki Mistrz, stojąc na skraju słonecznego kręgu. – Bardzo bym chciał przyjrzeć się jej z bliska, niestety muszę stać w miejscu, aby dopilnować prawidłowego ogrzewania planet naszego układu. Co by się z nimi stało, gdybym tak po prostu spakował walizki i pojechał sobie na urlop. Aż strach pomyśleć.
Nagle!…
– Cóż to się tam stało na Ziemi? Czy mnie wzrok myli, czy rzeczywiście widzę jakąś czarną plamę?
Przetarł swe słoneczne oczy raz i drugi, zamrugał słonecznymi powiekami; wszytko na nic, obraz był ciągle ten sam.
– Trzeba to wyjaśnić – orzekł krótko. – W końcu jako Wielki Mistrz gwiazdy odpowiedzialnej za planety muszę wiedzieć, co się na nich dzieje, szczególnie jeśli dzieje się coś złego, a to, co widzę, na nic dobrego nie wygląda.
Rozważył problem dokładnie, po czym przywołał do siebie swego ulubionego małego Promyczka.
Słońce posiadało wiele różnych promieni, wielkich i mniejszych, wszystkie też miały swoje imiona, ten jednak, najmilszy Wielkiemu Mistrzowi, nazwano po prostu Promyczkiem i tak już pozostało.
– Promyczku, wiesz co? Potrzebuję sprytnego, tajnego agenta. Nie skoczyłbyś tak na Ziemię i zobaczył, co się tam wyprawia? Nie rozumiem, co ma znaczyć ta obrzydliwa, czarna plama, którą dopiero co widziałem. Mam złe przeczucia. Leć natychmiast i jak najszybciej zdaj mi dokładny raport.
Kandydat na agenta aż podskoczył z radości.
– Ma się rozumieć, Wielki Mistrzu! – zawołał. – Zrobię wszystko, czego sobie życzysz.
Miał przy tym nadzieję, że słyszą go wszystkie inne promienie i oczywiście pękają z zazdrości. Darzyły one Wielkiego Mistrza ogromnym szacunkiem, w końcu były niczym więcej jak tylko ramionami Słońca, które Mistrz kierował nieustannie w stronę Ziemi, aby ją ogrzać i oświetlić, ponieważ bez światła i ciepła nie byłoby na niej żadnego życia.
Promyczek natychmiast zaczął się przygotowywać do podróży.
Muszę spakować plecak. Ale co tu ze sobą zabrać? Bladego pojęcia nie mam, co mi na Ziemi może być potrzebne. W każdym razie myślę, że przede wszystkim trzeba zapakować iPada! Mam rację? Oczywiście. Zawsze może się przydać. A telefon komórkowy? W razie potrzeby będę mógł zadzwonić do Wielkiego Mistrza. Czy to już wszystko? Odnoszę wrażenie, że jeszcze o czymś zapomniałem. Co by to mogło być? Ależ tak! Naturalnie! Szczoteczka do zębów! To jest bez wątpienia zawsze najważniejsza rzecz.
Bardzo uradowany i dumny z siebie wywiadowca słonecznej gwiazdy zamknął plecak.
– Do widzenia, Wielki Mistrzu!
– Do widzenia, Promyczku. I bądź ostrożny. Byłbym niepocieszony, gdyby ci się przytrafiło coś złego.
Uścisnęli się na pożegnanie i młodziutki agent wyruszył w drogę.
Nie podróżował długo. Światło słoneczne porusza się z ogromną szybkością, a Ziemia też nie stoi w miejscu – krąży nieustannie wokół Słońca. Gdy na niej wylądował, nie trafił już w to samo miejsce, gdzie Wielki Mistrz widział czarną plamę. Przeciwnie, rozciągała się przed nim przepiękna, zielona dolina, a za nią widniały kolorowe, górskie zbocza. Gdy się obejrzał, ujrzał błyszczącą w słońcu taflę morza. Sięgała horyzontu i wydawała się nie mieć końca.
– Jakże piękna jest Ziemia z bliska! – zawołał zachwycony. – Gdy patrzyłem na to wszystko z góry, nie przypuszczałem, że jest tu aż tak ładnie. Myślę, że ludzie muszą się czuć bardzo szczęśliwi. Ja też się czuję szczęśliwy. Aż mi się chce śpiewać i tańczyć. Wielki Mistrz na pewno się pomylił, mówiąc, że widzi jakąś czarną plamę. Ja mam przed sobą tylko wysoką skałę, zielone drzewa i przepiękne, kolorowe kwiaty.
Barbara Gibbs-Swiderski – urodzona w Warszawie, mieszka w Wiedniu. W roku 1992 pod pseudonimem Ewa Dan wydała zbiór opowiadań o losach polskich emigrantów zatytułowany Scena złudzeń. Jest autorką licznych artykułów prasowych publikowanych niegdyś pod tymże pseudonimem w polskim tygodniku „Prawo i Życie” oraz w wydawanym w Wiedniu miesięczniku „Polonika”. W wierszach o dzieciach i dla dzieci ukazuje prosty, lecz pełen emocji świat doznań młodziutkiego człowieka wchodzącego w realizm życia. W jej bajkach fantazja przeplata się z rzeczywistością, która nie zawsze bywa pozytywna.
