Skradziona korona - Barbara Wicher - ebook

Skradziona korona ebook

Barbara Wicher

4,5

Opis

Julka jest współczesną księżniczką, która wraz z rodzicami i bratem mieszka w zamku.

Któregoś dnia ginie jej korona. Wszyscy rzucają się w wir poszukiwań, ale nie Julka – ona spędza ten czas, skacząc po drzewach i bawiąc się w błocie.

Gdzie podziała się korona? Kto stoi za jej zniknięciem?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 49

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
amoena28

Dobrze spędzony czas

Dobrze spędzony czas
00

Popularność




Rozdział 1

Korona skradziona?!

Złote jak miód lipowy oczy królowej Eleonory otworzyły się szeroko ze zdumienia. Jej szmaragdowe kolczyki rozhuśtały się gwałtownie, kiedy z niedowierzaniem potrząsnęła głową.

– Twoja korona zginęła?! – zawołała.

Pobladła twarzyczka królewny wydłużyła się, a szare oczy zaszkliły od łez.

– Ehe… – przytaknęła smętnie.

Królowa przez chwilę przyglądała się leżącej na nocnej szafce poduszce, na której powinna spoczywać złota korona. Jej intensywne królewskie spojrzenie niczego jednak nie zmieniło. Poduszka pozostała pusta…

Tego dnia królowa, jak co rano, przyszła obudzić swoją córkę – królewnę Julkę. Kiedy skrzypnęły drzwi, dziewczynka już nie spała. Przycupnęła na brzegu łóżka i przebierając palcami stóp, poinformowała mamę o przykrym zdarzeniu. Okazało się, że przepadła nie tylko korona.

– Zginęła też suknia… – chlipnęła królewna.

Wsunęła stopy w miękkie pantofle w kształcie myszek, z haftowanymi noskami i uroczymi uszkami, po czym pobiegła za parawan w złote, srebrne i fiołkowe motyle. Zwykle to właśnie tam się ubierała. Od tygodnia, czyli od dnia swych dziewiątych urodzin, zakładała codziennie tę samą, prześliczną suknię. Dzisiaj musiała wybrać coś innego. Wysunęła szufladę komody i sięgnęła po pierwsze z brzegu rzeczy, ale jakoś jej to ubieranie nie szło. Najpierw włożyła bluzkę z jamnikiem tyłem na przód, a potem różowe spodenki o wystrzępionych nogawkach na lewą stronę…

Tymczasem królowa Eleonora przemierzała komnatę od drzwi do okna i z powrotem. Głowiła się nad zaistniałym problemem.

– Jak to możliwe?! – zapytała, nie wiadomo dokładnie kogo.

Wbiła pytające spojrzenie w rycerską zbroję z hełmem ozdobionym czerwonym pióropuszem. Nie otrzymała odpowiedzi. Przeniosła wzrok na zbroję z pióropuszem niebieskim. Też nic. Za parawanem również panowała cisza.

Zamyśliła się i zmarszczyła brwi. Pokręciła głową, a jej kolczyki zakołysały się i rozesłały wokół zielonkawe błyski.

Sprawa była poważna. Suknię zaprojektowała słynna w całym królestwie projektantka mody Kuku Szadel, a koronę wykonał nadworny artysta złotnik Izbor Wroński. Obie rzeczy warte były fortunę.

Właściwie nie chodziło jednak o pieniądze. Skarbiec królewski przepełniały złote i srebrne monety, diamentowe i rubinowe kolie, drogocenne puchary oraz inne kosztowności. Samych koron było w nim ze sto. Jedna więcej czy mniej nie robiła szczególnej różnicy. Ale do tej pory w zamku nigdy nic nie zginęło. Królowa miała zaufanie do pracujących w nim ludzi. Ostatnio wprawdzie przewinęli się przez to miejsce liczni goście, lecz byli to przyjaciele albo rodzina.

Gdzie zatem podziała się korona królewny? I co stało się z jej suknią?

Rozdział 2

Wymarzony prezent

Tydzień wcześniej...

Skrzyyyp… Julkę obudził dźwięk otwieranych ostrożnie drzwi. Kiedy uniosła powieki, zobaczyła rozhuśtane wesoło szmaragdowe kolczyki mamy, przystrzyżoną brodę taty oraz płową jak u lwa czuprynę młodszego brata.

– Wszystkiego najlepszego! – zawołali chórem.

Zamieszanie i krzyki obudziły rudego psa o oklapniętych uszach, śpiącego na posłaniu między dwoma wypolerowanymi na błysk zbrojami. Ogar wystawił głowę spod koca w czterolistne koniczyny, pod który lubił się zakopywać, gdyż w zamku, zwłaszcza o poranku, bywało chłodno. Podniósł jedną powiekę i ziewnął. Wieczorem tak się wybiegał, że teraz chętnie jeszcze by sobie pospał, a tu taki raban.

– Zgadnij, co dla ciebie mamy! – wykrzyknął Antek i nie czekając na odpowiedź, oznajmił: – Prawdziwą koronę! – Po czym fiknął kozła w nogach łóżka siostry.

Tata roześmiał się i wyjął zza pleców purpurową poduszkę, na której rzeczywiście spoczywała złota korona. Zdobiące ją diamenty i rubiny zalśniły w promieniach porannego słońca tak, że… ŁAŁ!

Serce królewny zabiło mocno. Jej policzki zaróżowiły się ze szczęścia. Marzyła o koronie wysadzanej szlachetnymi kamieniami… A ta prawdziwa okazała się jeszcze piękniejsza niż w jej wyobrażeniach!

– Jaka cudowna! – zawołała.

Tymczasem Antek stracił zainteresowanie błyskotkami. Podbiegł do zbroi, wcisnął sobie na głowę hełm z niebieskim pióropuszem, a następnie zaczął wkładać pozostałe jej elementy.

Dziewczynka odrzuciła puchową kołdrę. Hop, hop, hop! Podskoczyła kilkakrotnie na łóżku aż do baldachimu. Jej gołe stopy migały spod falbanki nocnej koszuli w wisienki, a jasne włosy powiewały w powietrzu. Po ostatnim skoku dziewczynka opadła na jedną z sześciu puchowych poduch w jedwabnych poszewkach, z których każdą ozdobiono wyhaftowanym srebrną nitką monogramem1 księżniczki: dwoma splecionymi literami J.

Julka usiadła na brzegu łóżka i wyciągnęła ręce po upragniony przedmiot. Król podał poduszkę z koroną córce, a ona z namaszczeniem odłożyła ją na szafkę nocną. Wskazującym palcem pogładziła jeden z diamentów. Kamień miał fantazyjną różową barwę, był chłodny i gładki. Dziewczynka wyczuwała opuszkiem krawędzie powstałe podczas szlifowania.

Rodzice patrzyli na córkę z zadowoleniem. Miło jest sprawiać przyjemność osobom, które kochamy.

– Jeden, dwa, trzy… siedem… jedenaście… – Julka zaczęła liczyć szlachetne kamienie. Miała zamiłowanie do matematycznej ścisłości. Teraz jednak się zniecierpliwiła. – Ile ich jest?

– Czterysta siedemdziesiąt cztery! – odparł tata.

Julka porwała prezent i podbiegła do lustra w złoconej ramie.

– Mogę ją przymierzyć? – zapytała i natychmiast umieściła koronę na zmierzwionych włosach.

Jedną ręką przytrzymała ozdobę, a drugą jedwabną koszulę i wykonała kilka tanecznych kroków. Co ciekawe, mimo że korona była ciężka, królewna czuła się lekka jak ptak.

„Nie można już być bardziej szczęśliwym!” – pomyślała i w tej samej chwili rozległo się pukanie.

Skrzyp!

Ciężkie drzwi komnaty otworzyły się i…

1Monogram – znak powstały z ozdobnego powiązania liter, używany jako podpis albo ornament (wszystkie przypisy pochodzą od autorki).

Rozdział 3

Kolejne niespodzianki

Do pokoju królewny zamaszystym krokiem wmaszerowała garderobiana Frania. Miała na sobie biały fartuch z falbankami i turkusowe klapki medyczne ze srebrnymi klamrami. To ona zajmowała się strojami księżniczki.

Trzask! Ubrany w zbroję Antek przewrócił się z łoskotem na posadzkę z różowego marmuru. Metalowa rękawica potoczyła się aż do legowiska Ogara. Pies zerwał się na cztery łapy i szczeknął.

– Przepraszam! – dobiegł z rumowiska zduszony głos chłopca. – Zaraz wszystko pozbieram!

Frania przymknęła brązowe oczy i nieco się wzdrygnęła, szybko jednak doszła do siebie. Widocznie była zahartowana w boju. Z uniesioną godnie głową ominęła rękawicę i powiesiła suknię na parawanie.

Julka zgrabnie przeskoczyła przez walczącego ze zbroją brata i szeroko otwartymi oczami przyjrzała się błękitnej satynowej sukni obszywanej tiulami, koronkami, perłami i cekinami. Pogładziła błyszczący materiał.

– To dla mnie? – zapytała. – Niemożliwe!

– Cóż, na mnie byłaby za ciasna… – zażartował król Władysław.

Antek otworzył z trzaskiem przyłbicę, ukazując piegowaty nos.

– Zbroje są lepsze! – stwierdził.

Z trudem, bo z trudem, ale udało mu się usiąść. Następnie ze skrzypieniem zawiasów i zgrzytem metalu podniósł się z podłogi i wcisnął rękę w zgubioną rękawicę.

– Wskakujesz w drugą? – zwrócił się do siostry, wskazując zbroję z czerwonym pióropuszem. – I ścigamy się po korytarzu?

– Chętnie – odparła Julka. – Ale nie dzisiaj.

Rozdział 4

Jak księżniczka

Julka z pomocą Frani założyła odświętny strój. Na głowie umieściła koronę, którą na czas przebierania odłożyła na wyściełany liliowym aksamitem taboret, po czym wyłoniła się zza parawanu. Ponownie przejrzała się w kryształowym lustrze w złoconej ramie. Błękit satyny idealnie pasował do jej jasnej karnacji i wspaniale odbijał się w szarych oczach. Złota korona dodawała blasku twarzy i spojrzeniu.

Julka była zachwycona. Nigdy jeszcze nie czuła się taka… piękna! Przytrzymała koronę i zakręciła się wokół własnej osi. Suknia zawirowała, szeleszcząc jak wiosenne liście drzew na wietrze. Przypominała egzotyczny, lśniący od porannej rosy kwiat.

Zarażony entuzjazmem księżniczki Ogar zakręcił się w kółko w pogoni za własnym ogonem. Prawdę mówiąc, nie zauważył różnicy w wyglądzie swej młodej pani. Julka to Julka, czy to w nocnej koszuli w wisienki, czy w balowej sukni. Jednak zawsze, gdy dziewczynka okazywała radość, on również czuł się szczęśliwy.

Antek przestał bawić się przyłbicą, znieruchomiał i przyjrzał się siostrze z otwartą buzią.

– Wyglądasz jak księżniczka! – zdziwił się.

On sam wyglądał jak opancerzony krasnal. Zbroja przeznaczona była dla dorosłego, więc musiał zrezygnować z niektórych części, takich jak naramienniki czy nagolenice, a pozostałe elementy były zdecydowanie za duże. Stopy chłopca tonęły w trzewikach, a napierśnik zwisał do kolan. Widok był… hmm… zaskakujący.

Rodzice wybuchnęli śmiechem na widok zdziwionej miny syna.

– Chodziło mi o to, że wyglądasz jak prawdziwa księżniczka! – poprawił się Antek, co tylko wzmogło ich wesołość.

Po chwili jednak wszyscy przyjrzeli się Julce z zainteresowaniem. To prawda, że do tej pory dziewczynka przeważnie nosiła dżinsy, w których wygodnie jej było skakać przez kałuże. Albo krótkie spodenki, w których bez problemu wspinała się na drzewa. Od święta wkładała karmazynową tunikę haftowaną złotą nicią oraz białe legginsy, w których i tak mogła biegać po parku, zwisać z konarów głową w dół i bujać się na huśtawce aż do nieba.

Królewna przyjrzała się sobie w lustrze i nagle spoważniała.

– Nigdy już nie włożę nic innego! – oznajmiła.

Zegar na wieży wybił kilka dźwięcznych uderzeń, jakby dla przypieczętowania tej obietnicy. Wąs taty rozciągnął się w uśmiechu.

– Nigdy nie mów nigdy… – stwierdził.

Król i królowa wymienili spojrzenia.

– W ciągu dnia korona będzie ci przeszkadzać… – zaczęła mama.

Przerwał jej jednak entuzjastyczny okrzyk Antka:

– Agencja eventowa zainstalowała w parku mnóstwo atrakcji! Widziałem przez okno trampolinę! I huśtawkę obrotową!

Chłopiec wcisnął sobie na głowę hełm z niebieskim pióropuszem, podniósł z trzaskiem przyłbicę i dorzucił:

– Na trampolinie na pewno korona by ci z głowy spadła…

– Lepiej poczekajmy z tym do wieczora – potwierdził tata. – Założysz ją na ceremonię wręczenia prezentów. Idealnie się nada.