Siostra po godzinach. Z różowym mi do twarzy - Korcz Agnieszka - ebook

Siostra po godzinach. Z różowym mi do twarzy ebook

Korcz Agnieszka

0,0
35,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

  • niezwykła rozmowa z niezwykłą kobietą: córką, siostrą, zakonnicą, przyjaciółką
  • książka uchyla drzwi do świata pełnego modlitwy, pracy, ale i ludzkich radości, wyzwań i niecodziennych opowieści
  • książka, w której siostra zakonna odpowiada na czasem trudne, a czasem trywialne pytania
  • książka, która uświadamia, że miłość do Boga może iść w parze z dystansem do siebie, poczuciem humoru, kreatywnością i zabawą
  • to nie tylko opowieść o habicie – to historia o wyjątkowej miłości, poświęceniu i wierze. Niezależnie od tego, czy jesteś wierzący, czy nie, na pewno znajdziesz w niej coś, co poruszy Twoje serce

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB

Liczba stron: 111

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dla cór­ki Kor­ne­lii,

któ­ra jak nikt, co­dzien­nie, po ka­wa­łku

uczy mnie ży­cia na nowo.

Agniesz­ka Korcz

Ży­cie za­kon­nic w Pol­sce od za­wsze fa­scy­no­wa­ło, in­try­go­wa­ło i po­zo­sta­wa­ło w cie­niu, gdzieś na mar­gi­ne­sie co­dzien­nych spraw spo­łe­cze­ństwa. Ob­raz ten na­dal jest często obar­czo­ny ste­reo­ty­pa­mi: su­ro­wa dys­cy­pli­na, izo­la­cja od świa­ta, mo­dli­twy od świ­tu do nocy i ca­łko­wi­te pod­po­rząd­ko­wa­nie re­gu­łom za­ko­nu. Ale co dzie­je się, gdy kur­ty­na opa­da? Kim są ko­bie­ty, któ­re de­cy­du­ją się na tę dro­gę ży­cia? Czy w mu­rach klasz­to­ru skry­wa się wi­ęcej, niż zdo­ła­my do­strzec z ze­wnątrz? Jak wy­gląda ich co­dzien­no­ść, za­rów­no w go­dzi­nach wy­zna­czo­nych na mo­dli­twę, jak i po nich?

Ta ksi­ążka po­wsta­ła z po­trze­by od­po­wie­dzi na py­ta­nia, któ­re często po­zo­sta­ją bez od­po­wie­dzi. Kon­dy­cja pol­skich za­kon­nic to te­mat trud­ny, często po­mi­ja­ny w de­ba­cie pu­blicz­nej. Z jed­nej stro­ny licz­ba po­wo­łań sys­te­ma­tycz­nie ma­le­je – mło­de ko­bie­ty co­raz rza­dziej de­cy­du­ją się na ży­cie za­kon­ne, co pro­wa­dzi do sta­rze­nia się wspól­not. Z dru­giej stro­ny za­kon­ni­ce wci­ąż od­gry­wa­ją klu­czo­wą rolę w wie­lu dzie­dzi­nach ży­cia spo­łecz­ne­go: pro­wa­dzą szko­ły, szpi­ta­le, domy opie­ki, an­ga­żu­ją się w dzia­łal­no­ść mi­syj­ną i cha­ry­ta­tyw­ną. Mimo to ich rze­czy­wi­ste ży­cie – to, co dzie­je się za klasz­tor­ną fur­tą – po­zo­sta­je mało zna­ne. Wspó­łcze­sne za­kon­ni­ce mu­szą mie­rzyć się nie tyl­ko z wy­zwa­nia­mi du­cho­wy­mi, ale też z pro­ble­ma­mi spo­łecz­ny­mi, fi­nan­so­wy­mi, a na­wet psy­chicz­ny­mi.

Przyj­rzyj­my się krót­ko bli­żej dzi­siej­szej sy­tu­acji za­ko­nów że­ńskich w Pol­sce. Jest ona obec­nie zło­żo­na i pe­łna wy­zwań, ale ta­kże na­dziei i mo­żli­wo­ści. Ko­bie­ce wspól­no­ty za­kon­ne, któ­re przez wie­ki od­gry­wa­ły wa­żną rolę w ży­ciu re­li­gij­nym, spo­łecz­nym i edu­ka­cyj­nym, mie­rzą się dziś z prze­mia­na­mi de­mo­gra­ficz­ny­mi, kul­tu­ro­wy­mi i or­ga­ni­za­cyj­ny­mi. W Pol­sce sys­te­ma­tycz­nie ma­le­je licz­ba mło­dych ko­biet wstępu­jących do za­ko­nów. Zja­wi­sko to jest szcze­gól­nie wi­docz­ne od lat 90. XX wie­ku, co wi­ąże się z prze­mia­na­mi spo­łecz­ny­mi, wi­ęk­szy­mi mo­żli­wo­ścia­mi edu­ka­cyj­ny­mi i za­wo­do­wy­mi dla ko­biet oraz zmia­na­mi w po­strze­ga­niu ży­cia re­li­gij­ne­go. Wie­le zgro­ma­dzeń bo­ry­ka się z pro­ble­mem sta­rze­jących się człon­kiń. Śred­nia wie­ku w wie­lu za­ko­nach że­ńskich prze­kra­cza 60 lat, co sta­no­wi wy­zwa­nie dla re­ali­za­cji co­dzien­nych obo­wi­ąz­ków i dla przy­szło­ści wspól­not. Nie­któ­re zgro­ma­dze­nia, któ­re pe­łnią klu­czo­wą rolę w ka­te­che­zie, re­ko­lek­cjach oraz for­ma­cji du­cho­wej mło­dzie­ży i do­ro­słych mu­sia­ły, z uwa­gi na spa­dek li­czeb­no­ści swo­ich człon­kiń, zre­zy­gno­wać z części swo­ich tra­dy­cyj­nych dzia­łań.

Nie­wąt­pli­wie pol­skie za­ko­ny sto­ją wo­bec wa­żnych prze­mian. Wie­le z nich sta­ra się przy­sto­so­wać do wspó­łcze­snych re­aliów, po­dej­mu­jąc dzia­ła­nia w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych, otwie­ra­jąc się na kon­tak­ty z mło­dy­mi lu­dźmi i or­ga­ni­zu­jąc re­ko­lek­cje w no­wo­cze­snej for­mie. Nie­któ­re za­ko­ny eks­pe­ry­men­tu­ją z no­wy­mi for­ma­mi ewan­ge­li­za­cji, ta­ki­mi jak pro­wa­dze­nie ka­fe­jek chrze­ści­ja­ńskich, warsz­ta­tów ar­ty­stycz­nych czy or­ga­ni­zo­wa­nie wspar­cia dla ro­dzin. Po­ku­szę się o tezę, że za­ko­ny znaj­du­ją się obec­nie w fa­zie trans­for­ma­cji. Z jed­nej stro­ny mie­rzą się z wy­zwa­nia­mi, ta­ki­mi jak kry­zys po­wo­łań i pro­ble­my fi­nan­so­we, a z dru­giej stro­ny po­dej­mu­ją kro­ki, by do­sto­so­wać swo­ją mi­sję do wspó­łcze­snych re­aliów. Choć licz­ba sióstr ma­le­je, ich za­an­ga­żo­wa­nie i zna­cze­nie dla spo­łe­cze­ństwa wci­ąż po­zo­sta­ją istot­ne. Klu­czo­we dla przy­szło­ści będzie zna­le­zie­nie spo­so­bów na przy­ci­ągni­ęcie mło­dych ko­biet, a ta­kże dal­sze otwar­cie się na po­trze­by wspó­łcze­sne­go świa­ta.

W tych re­aliach od­na­la­złam ko­bie­tę wy­jąt­ko­wą, sio­strę Be­atę Za­wi­ślak – za­kon­ni­cę, ko­bie­tę, sio­strę, cór­kę, przy­ja­ció­łkę, au­tor­kę, na­uczy­ciel­kę…

„Sio­stra po go­dzi­nach” to ksi­ążka, któ­ra ma na celu uchy­le­nie rąb­ka ta­jem­ni­cy jej ży­cia w za­ko­nie. Chce­my po­ka­zać, że ży­cie za­kon­ne jest pe­łne niu­an­sów, kon­tra­stów, a przede wszyst­kim – że jest głębo­ko ludz­kie. Si­ęga­my po hi­sto­rie z ży­cia wzi­ęte, pe­łne za­rów­no hu­mo­ru, jak i re­flek­sji, uka­zu­jące sio­strę za­kon­ną w kon­te­kście co­dzien­nych zma­gań, ra­do­ści, a cza­sem trud­no­ści, któ­re nie ró­żnią się tak bar­dzo od pro­ble­mów lu­dzi świec­kich.

W ksi­ążce po­ja­wia się te­mat szczęścia, choć zda­ję so­bie spra­wę, że py­ta­nie o szczęście pol­skich sióstr za­kon­nych jest zło­żo­ne i wy­ma­ga uwzględ­nie­nia wie­lu aspek­tów ich ży­cia du­cho­we­go, emo­cjo­nal­ne­go i co­dzien­ne­go. Wie­le z nich czer­pie głębo­ką ra­do­ść i spe­łnie­nie z bli­skiej re­la­cji z Bo­giem, któ­rej ca­łko­wi­cie po­świ­ęci­ły swo­je ży­cie. Dla nich po­wo­ła­nie za­kon­ne jest dro­gą, na któ­rą we­szły świa­do­mie i z mi­ło­ścią. Mo­dli­twa, kon­tem­pla­cja i słu­żba in­nym sta­no­wią źró­dło du­cho­we­go spe­łnie­nia. Z jed­nej stro­ny sio­stry często pod­kre­śla­ją, że ich szczęście nie jest za­le­żne od ze­wnętrz­nych oko­licz­no­ści, lecz wy­ni­ka z we­wnętrz­ne­go po­czu­cia sen­su i har­mo­nii z wolą Bożą. Z dru­giej stro­ny ży­cie za­kon­ne nie­sie ze sobą ta­kże wie­le wy­zwań, któ­re mogą wpły­wać na po­czu­cie szczęścia. Sta­rze­nie się wspól­not za­kon­nych i brak no­wych po­wo­łań w Pol­sce pro­wa­dzą do zwi­ęk­szo­ne­go ob­ci­ąże­nia obo­wi­ąz­ka­mi, co bywa źró­dłem fru­stra­cji i wy­pa­le­nia. Nie­któ­re sio­stry mogą rów­nież zma­gać się z sa­mot­no­ścią czy po­czu­ciem nie­spe­łnie­nia. Po­dob­nie jak dla sio­stry Be­aty, tak dla wie­lu in­nych za­kon­nic ogrom­nym źró­dłem ra­do­ści jest pra­ca, jaką wy­ko­nu­ją. Czy będzie to opie­ka nad cho­ry­mi, dzia­łal­no­ść cha­ry­ta­tyw­na, pro­wa­dze­nie szkół czy po­moc ubo­gim – sio­stry pod­kre­śla­ją, że w słu­żbie in­nym od­naj­du­ją sens i spe­łnie­nie.

Dla­cze­go po­wsta­ła ta ksi­ążka, któ­ra jest pe­łnym wia­ry i ży­cio­we­go opty­mi­zmu wy­wia­dem z nie­zwy­kłą oso­bo­wo­ścią? Bo wie­rzy­my, że ka­żda opo­wie­ść jest war­ta wy­słu­cha­nia. Wie­rzy­my, że za­kon­ni­ce są gło­sem, któ­ry za­słu­gu­je na uwa­gę – nie tyl­ko w prze­strze­ni sa­kral­nej, ale ta­kże w tej spo­łecz­nej. Chce­my opo­wie­dzieć o ich co­dzien­nej pra­cy, a jed­no­cze­śnie przyj­rzeć się wy­zwa­niom, przed któ­ry­mi sta­ją w XXI wie­ku. Moim ce­lem było po­ka­za­nie ży­cia za­kon­ne­go z in­nej stro­ny, zza kur­ty­ny; ce­lem Sio­stry Be­aty zaś jest za­in­spi­ro­wa­nie do głęb­szej re­flek­sji nad miej­scem, ja­kie ko­bie­ty kon­se­kro­wa­ne zaj­mu­ją w na­szym świe­cie – za­rów­no jako słu­żeb­ni­ce Boga, jak i jako zwy­kłe, choć za­ra­zem nie­zwy­kłe ko­bie­ty.

Za­pra­sza­my do świa­ta, któ­ry jest być może bli­żej niż my­ślisz...

Agniesz­ka Korcz

Trud­no by­ło­by nie za­cząć na­szej roz­mo­wy od te­ma­tu w za­sa­dzie pod­sta­wo­we­go, czy­li wia­ry, Boga i mi­ło­ści do nie­go, po­nie­waż od tego wszyst­ko się za­czy­na; a za­tem, sio­stro Be­ato, czy fak­tycz­nie ła­two po­wie­dzieć, że się ko­cha Boga? Co ta mi­ło­ść ozna­cza dla czło­wie­ka?

Tak my­ślę, że ca­łkiem ła­two jest po­wie­dzieć, że się ko­cha Boga. Na­to­miast czym jest ta mi­ło­ść w rze­czy­wi­sto­ści i co to dla mnie na­praw­dę ozna­cza – to jest już trud­niej­sze. Oczy­wi­ście za­wsze mó­wi­my, że sio­stry są ob­lu­bie­ni­ca­mi Je­zu­sa Chry­stu­sa. Mój wy­bór padł na Tego, któ­ry jest naj­lep­szy, wy­jąt­ko­wy i tu­taj w ogó­le nie mam żad­nych wąt­pli­wo­ści. Wiem, że wy­bra­łam Ko­goś, kto jest po pro­stu naj­cu­dow­niej­szy! Na­to­miast tej mi­ło­ści uczę się na co dzień. Po­zna­ję Boga ta­kie­go ja­kim jest, w tym, co się wy­da­rza, w tych wszyst­kich pi­ęk­nych, ale też trud­nych mo­men­tach mo­je­go ży­cia. Mi­ło­ść to jest wła­śnie od­po­wie­dź na to za­pro­sze­nie, któ­re do­sta­łam wie­le lat temu, i to jest to trwa­nie w co­dzien­no­ści. To jest wła­śnie ta­kie ko­cha­nie Boga na se­rio; i to nie jest mó­wie­nie o tym, że ko­cham Boga, bo mó­wić mogę ró­żne rze­czy – to już wszy­scy wie­my do­sko­na­le – tyl­ko żeby te sło­wa mia­ły po­kry­cie. One mu­szą być pe­łne ży­cia. Taka mi­ło­ść to przede wszyst­kim wła­śnie co­dzien­no­ść. Bar­dzo mi się po­do­ba Mat­ka Ur­szu­la, któ­ra mówi, że: „mi­ło­ść Boża do­ma­ga się od nas tej dzie­ci­ęcej uf­no­ści, któ­ra tuli się do Boga, jak do naj­lep­sze­go Ojca i w Nim wi­dzi naj­wier­niej­sze­go Przy­ja­cie­la; uf­no­ści, któ­ra nie za­zna bo­ja­źni – bo bo­ja­źń jest ozna­ką, że o so­bie tyl­ko my­śli­my – a żyje w mi­ło­ści i mi­ło­ścią”[1].

Taka mi­ło­ść ozna­cza by­cie tu i te­raz, bez względu na moje wi­dzi­mi­się, hu­mo­ry czy upodo­ba­nia. Cza­sem trud­no to przy­jąć, ale ta mi­ło­ść wi­ąże się z krzy­żem. Jed­nak, by nie dra­ma­ty­zo­wać już na po­cząt­ku, mam do­świad­cze­nie ogrom­nej mi­ło­ści Boga, któ­ra mnie nie­sie i dzi­ęki temu je­stem już od po­nad 20 lat ur­szu­lan­ką i mogę spo­koj­nie po­wie­dzieć, że je­stem szczęśli­wą ur­szu­lan­ką!

Czym ta mi­ło­ść jest dla Sio­stry?

Ta mi­ło­ść jest dla mnie przede wszyst­kim szczęściem. To jest tak, że chcia­łam tu­taj być, że wy­bra­łam taką dro­gę i wła­śnie na tej dro­dze Bóg ob­ja­wia mi swo­ją mi­ło­ść, czy­li daje mi też to, co dla mnie jest naj­pi­ęk­niej­sze, a ja od­po­wia­dam na to. To też jest mi­ło­ść, tym ra­zem moja mi­ło­ść, bo wiem, że je­śli w ogó­le mó­wi­my o mi­ło­ści, to jest po­trzeb­na ja­kaś re­la­cja. To jest nie­sa­mo­wi­te, tak so­bie te­raz my­ślę, że mam re­la­cję z Pa­nem Bo­giem. Sta­ram się ją mieć co­dzien­nie, mam taką mo­żli­wo­ść, żeby tę re­la­cję pie­lęgno­wać przez Eu­cha­ry­stię, ad­o­ra­cję, przez mo­dli­twę, ale przede wszyst­kim przez ta­kie by­cie bli­sko, by­cie przy Ser­cu Je­zu­sa, bo prze­cież je­stem ur­szu­lan­ką Ser­ca Je­zu­sa Ko­na­jące­go. Na do­da­tek jesz­cze je­stem ur­szu­lan­ką od Ser­ca Je­zu­sa Przy­ja­cie­la, nie mo­żna być bli­żej! To jest wła­śnie ta mi­ło­ść, to jest bli­sko­ść, wier­no­ść… to jest taka ofiar­no­ść i gwa­ran­cja tego, że je­stem dla Boga kimś wa­żnym, kimś wy­jąt­ko­wym i On dla mnie też taki jest.

Cza­sem mogę nie­do­ma­gać, po­pe­łniać błędy, upa­dać… Spo­wia­dam się na­wet częściej niż tak nor­mal­nie ka­żdy z nas, bo wi­dzę, że ta moja mi­ło­ść jest nie­do­sko­na­ła, wi­dzę, że zo­sta­łam tak bar­dzo ob­da­ro­wa­na, a nie za­wsze po­tra­fię z tego ko­rzy­stać.

A ja ży­łam w prze­świad­cze­niu, że ksi­ęża i sio­stry spo­wia­da­ją się tyl­ko „od świ­ęta” bo prze­cież grze­szy­cie, albo po­win­ni­ście grze­szyć, mniej niż świec­cy. Ale do te­ma­tu grze­chu jesz­cze po­wró­ci­my. Tak pi­ęk­nie mówi Sio­stra o tej nie­zwy­kłej mi­ło­ści, że za­sta­na­wiam się, w czym tkwi ta ta­jem­ni­ca.

To mi­ło­ść Boga jest tą ta­jem­ni­cą, dla mnie na pew­no ogrom­ną ta­jem­ni­cą. Jest też wiel­kim da­rem, któ­re­mu przy­glądam się z ogrom­ną ra­do­ścią. To Bóg mnie wy­brał, nikt mnie nie zna tak do­brze jak On i ja sama, i wiem, ile rze­czy ro­bię ta­kich, któ­rych nie po­win­nam ro­bić, któ­re są zwy­czaj­nie głu­pie, mogę spo­koj­nie je tak okre­ślić, a On i tak mnie ko­cha; i to jest wła­śnie taka mi­ło­ść, któ­ra cza­sa­mi za­my­ka oczy, jak ktoś po­wie­dział, a otwie­ra ser­ce i pa­trzy ser­cem, bo mi­ło­ść Boża jest źró­dłem praw­dzi­we­go szczęścia. Ta mi­ło­ść mnie kszta­łtu­je, ta mi­ło­ść mnie nie­sie ka­żde­go dnia, ta mi­ło­ść też mnie uczy być wier­ną na­wet wte­dy, gdy po raz ko­lej­ny upad­nę, i pod­po­wia­da mi, że mogę się pod­nie­ść, że jest Ktoś, kto wy­ci­ąga do mnie rękę i kto mnie ni­g­dy nie zdra­dzi. Jak na­pi­sa­ła mło­da sio­stra Ur­szu­la: „Ka­żde mi­ło­ści pe­łne spoj­rze­nie otwie­ra nam to ko­cha­jące Ser­ce, a w tym Ser­cu jest tak spo­koj­nie i do­brze!”[2]

Za­in­try­go­wa­ła mnie Sio­stra, te­raz je­stem bar­dzo cie­ka­wa, ja­kie głu­pie rze­czy Sio­stra robi. O tym może in­nym ra­zem..., a te­raz pro­szę zdra­dzić nam ta­jem­ni­cę swo­je­go pre­dy­ka­tu.

Ka­żda sio­stra na po­cząt­ku swo­je­go ży­cia za­kon­ne­go wy­bie­ra so­bie tzw. pre­dy­kat – ta­jem­ni­cę, któ­ra jest jej bli­ska i daje taki pro­gram na ży­cie; ja je­stem sio­stra Be­ata od Ser­ca Je­zu­sa Przy­ja­cie­la – chcę, by Je­zus był moim przy­ja­cie­lem, i daje mi to ogrom­ną ra­do­ść. Przy­ja­źń to prze­pi­ęk­na re­la­cja, ale Je­zus też mówi, że nikt nie ma wi­ęk­szej mi­ło­ści od tej, gdy ktoś ży­cie swo­je od­da­je za przy­ja­ciół swo­ich[3]. Uwa­żam, że to jest wła­śnie mi­ło­ść Boga! O przy­ja­źni pi­sze też św. Ur­szu­la: „Przy­ja­źń jest bli­sko­ścią mi­ędzy dwie­ma du­sza­mi przez mi­ło­ść i po­kój Boży”[4], a w me­dy­ta­cjach doda: „Je­zus jest mi Przy­ja­cie­lem. Ile sło­dy­czy za­wie­ra to sło­wo: przy­ja­źń, przy­ja­ciel! W nim mie­ści się cała prze­pa­ść mi­ło­ści tak sta­łej, tak wier­nej, tak głębo­kiej i za­ra­zem tak spo­koj­nej. Je­zus mi Przy­ja­cie­lem! Mogę więc, o Jezu, na Cie­bie li­czyć i być pew­na, że za­wsze, za­wsze do Cie­bie mogę przy­cho­dzić w ci­ężkich, ciem­nych, trud­nych chwi­lach ży­cia mo­je­go. Mogę, o Jezu, stru­dzo­ną mą gło­wę opie­rać na Two­im Ser­cu, by w tej świ­ętej przy­ja­źni zna­le­źć uko­je­nie i uspo­ko­je­nie. Ty mnie ko­chasz, Przy­ja­cie­lu mój naj­wier­niej­szy. Two­ja przy­ja­źń jest ra­do­ścią, osło­dą ca­łe­go ży­cia mego., bo na­wet śmie­rć jej nie znisz­czy. Ze mną przej­dzie przez próg wiecz­no­ści i trwać będzie na wie­ki. Je­zus mnie tuli do swe­go Ser­ca, bo wie, że i ja je­stem bez za­strze­że­nia Jego!”[5]

Ja­kie czy­ny po­win­ny kryć się za tymi sło­wa­mi?

Od­po­wia­da­jąc bar­dzo po­bo­żnie i, mo­żna po­wie­dzieć, wzor­co­wo, to za tymi sło­wa­mi po­win­ny się kryć czy­ny mi­ło­ści, czy­li moje ży­cie po­win­no być wy­pe­łnio­ne mi­ło­ścią Bożą, któ­rą nio­sę in­nym, któ­ra mnie cha­rak­te­ry­zu­je, któ­ra mnie wy­ró­żnia spo­śród ty­si­ąca in­nych ko­biet, bo zo­sta­łam w taki spo­sób ob­da­ro­wa­na. Bar­dzo ład­nie to brzmi, a wie­my, że co­dzien­no­ść cza­sa­mi wy­gląda ina­czej.

Co­dzien­no­ść może być też ta­kim mo­men­tem, w któ­rym zde­rzy­my się z rze­czy­wi­sto­ścią, któ­ra nie jest taka ko­lo­ro­wa, któ­ra nie daje nam cza­sa­mi po­wo­dów do mi­ło­ści, i to wte­dy wy­gląda tro­chę ina­czej. Tak so­bie te­raz jesz­cze my­ślę, że mamy co­dzien­ną Eu­cha­ry­stię, a to źró­dło naj­wi­ęk­szej mi­ło­ści Bo­żej po­zwa­la nam wie­rzyć, że my też je­ste­śmy zdol­ni do mi­ło­ści. Często idę do pra­cy uśmiech­ni­ęta; może mam taki cha­rak­ter i ta­kie uspo­so­bie­nie, ale ja się na­praw­dę cie­szę, że wy­szłam z Eu­cha­ry­stii i że zo­sta­łam w taki spo­sób umoc­nio­na, że nie idę sama do pra­cy, nie idę sama na spo­tka­nie, nie idę sama gdzieś, gdzie może być mi trud­no, ci­ężko, gdzie ktoś mi może po­wie­dzieć coś, co będzie dla mnie upo­ka­rza­jące, lub coś, z czym się nie będę zga­dzać, ale jed­nak mam w so­bie tę ra­do­ść, że zo­sta­łam umoc­nio­na, że po pro­stu do­sta­łam ten po­karm na dro­gę i z Nim idę i chcę Go nie­ść da­lej. Chcę się tym dzie­lić! To, że się na­praw­dę uśmie­cham na uli­cy – ja wi­dzę, że lu­dzie na to pa­trzą – to jest wła­śnie wy­nik tego, że mam Ko­goś, kto mnie pro­wa­dzi. Tak wła­śnie po­wiem za św. Ur­szu­lą: „Z Two­ją, Jezu mój, przy­ja­źnią świat ni­g­dy mi nie będzie smut­nym, a ży­cie ni­g­dy bez uro­ku”[6].

Po­ru­szy­ła sio­stra wątek bli­ski i mo­je­mu ser­cu. To, że Sio­stra wy­cho­dzi do pra­cy uśmiech­ni­ęta, to my­ślę – i zga­dzam się z Sio­strą – że to za­słu­ga po­god­ne­go cha­rak­te­ru, ale rów­nież, a może na­wet przede wszyst­kim, tego wy­jąt­ko­we­go to­wa­rzy­stwa, że nie idzie Sio­stra przez dzień/mie­si­ąc/rok/ży­cie sama, ale z Nim. I to jest bar­dzo pi­ęk­ne. Wy­da­je mi się, że mało osób tak czu­je. Co­dzien­na Eu­cha­ry­stia może czy­nić ta­kie cuda.

A wra­ca­jąc do wia­ry: wia­ra jest po­jęciem nie­zwy­kle głębo­kim, o sa­mej wie­rze mo­gły­by­śmy roz­ma­wiać go­dzi­na­mi, ale gdy­by mo­gła mi Sio­stra uzmy­sło­wić, czym szcze­gól­nym jest wia­ra dla Sio­stry oso­bi­ście?

Wia­ra to dla mnie przede wszyst­kim ta­kie ogrom­ne za­ufa­nie. Kie­dyś usły­sza­łam, że wie­rzyć to zna­czy ofia­ro­wać swo­je ręce Panu Bogu… A co to są na­sze dło­nie? To jest wła­śnie to, co jest dla mnie wa­żne, czym mogę ro­bić znak krzy­ża – tak naj­pro­ściej mi się to sko­ja­rzy­ło – ale też to jest moje na­rzędzie pra­cy. Czy­li chcę Panu Bogu od­dać to wszyst­ko, co jest zwi­ąza­ne z moim ży­ciem, z moim dzia­ła­niem, z tym, co się wi­ąże z ja­ki­mś tru­dem, z ja­ki­mś po­świ­ęce­niem. To jest wła­śnie wia­ra: ta­kie głębo­kie za­ufa­nie, że On jest, że mi cały czas to­wa­rzy­szy, że pra­gnie mo­je­go do­bra, i że tak na­praw­dę On jako je­dy­ny wie, jaki jest kszta­łt mo­je­go szczęścia, i jest w sta­nie za­pew­nić mi to szczęście.