35,90 zł
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 111
Dla córki Kornelii,
która jak nikt, codziennie, po kawałku
uczy mnie życia na nowo.
Agnieszka Korcz
Życie zakonnic w Polsce od zawsze fascynowało, intrygowało i pozostawało w cieniu, gdzieś na marginesie codziennych spraw społeczeństwa. Obraz ten nadal jest często obarczony stereotypami: surowa dyscyplina, izolacja od świata, modlitwy od świtu do nocy i całkowite podporządkowanie regułom zakonu. Ale co dzieje się, gdy kurtyna opada? Kim są kobiety, które decydują się na tę drogę życia? Czy w murach klasztoru skrywa się więcej, niż zdołamy dostrzec z zewnątrz? Jak wygląda ich codzienność, zarówno w godzinach wyznaczonych na modlitwę, jak i po nich?
Ta książka powstała z potrzeby odpowiedzi na pytania, które często pozostają bez odpowiedzi. Kondycja polskich zakonnic to temat trudny, często pomijany w debacie publicznej. Z jednej strony liczba powołań systematycznie maleje – młode kobiety coraz rzadziej decydują się na życie zakonne, co prowadzi do starzenia się wspólnot. Z drugiej strony zakonnice wciąż odgrywają kluczową rolę w wielu dziedzinach życia społecznego: prowadzą szkoły, szpitale, domy opieki, angażują się w działalność misyjną i charytatywną. Mimo to ich rzeczywiste życie – to, co dzieje się za klasztorną furtą – pozostaje mało znane. Współczesne zakonnice muszą mierzyć się nie tylko z wyzwaniami duchowymi, ale też z problemami społecznymi, finansowymi, a nawet psychicznymi.
Przyjrzyjmy się krótko bliżej dzisiejszej sytuacji zakonów żeńskich w Polsce. Jest ona obecnie złożona i pełna wyzwań, ale także nadziei i możliwości. Kobiece wspólnoty zakonne, które przez wieki odgrywały ważną rolę w życiu religijnym, społecznym i edukacyjnym, mierzą się dziś z przemianami demograficznymi, kulturowymi i organizacyjnymi. W Polsce systematycznie maleje liczba młodych kobiet wstępujących do zakonów. Zjawisko to jest szczególnie widoczne od lat 90. XX wieku, co wiąże się z przemianami społecznymi, większymi możliwościami edukacyjnymi i zawodowymi dla kobiet oraz zmianami w postrzeganiu życia religijnego. Wiele zgromadzeń boryka się z problemem starzejących się członkiń. Średnia wieku w wielu zakonach żeńskich przekracza 60 lat, co stanowi wyzwanie dla realizacji codziennych obowiązków i dla przyszłości wspólnot. Niektóre zgromadzenia, które pełnią kluczową rolę w katechezie, rekolekcjach oraz formacji duchowej młodzieży i dorosłych musiały, z uwagi na spadek liczebności swoich członkiń, zrezygnować z części swoich tradycyjnych działań.
Niewątpliwie polskie zakony stoją wobec ważnych przemian. Wiele z nich stara się przystosować do współczesnych realiów, podejmując działania w mediach społecznościowych, otwierając się na kontakty z młodymi ludźmi i organizując rekolekcje w nowoczesnej formie. Niektóre zakony eksperymentują z nowymi formami ewangelizacji, takimi jak prowadzenie kafejek chrześcijańskich, warsztatów artystycznych czy organizowanie wsparcia dla rodzin. Pokuszę się o tezę, że zakony znajdują się obecnie w fazie transformacji. Z jednej strony mierzą się z wyzwaniami, takimi jak kryzys powołań i problemy finansowe, a z drugiej strony podejmują kroki, by dostosować swoją misję do współczesnych realiów. Choć liczba sióstr maleje, ich zaangażowanie i znaczenie dla społeczeństwa wciąż pozostają istotne. Kluczowe dla przyszłości będzie znalezienie sposobów na przyciągnięcie młodych kobiet, a także dalsze otwarcie się na potrzeby współczesnego świata.
W tych realiach odnalazłam kobietę wyjątkową, siostrę Beatę Zawiślak – zakonnicę, kobietę, siostrę, córkę, przyjaciółkę, autorkę, nauczycielkę…
„Siostra po godzinach” to książka, która ma na celu uchylenie rąbka tajemnicy jej życia w zakonie. Chcemy pokazać, że życie zakonne jest pełne niuansów, kontrastów, a przede wszystkim – że jest głęboko ludzkie. Sięgamy po historie z życia wzięte, pełne zarówno humoru, jak i refleksji, ukazujące siostrę zakonną w kontekście codziennych zmagań, radości, a czasem trudności, które nie różnią się tak bardzo od problemów ludzi świeckich.
W książce pojawia się temat szczęścia, choć zdaję sobie sprawę, że pytanie o szczęście polskich sióstr zakonnych jest złożone i wymaga uwzględnienia wielu aspektów ich życia duchowego, emocjonalnego i codziennego. Wiele z nich czerpie głęboką radość i spełnienie z bliskiej relacji z Bogiem, której całkowicie poświęciły swoje życie. Dla nich powołanie zakonne jest drogą, na którą weszły świadomie i z miłością. Modlitwa, kontemplacja i służba innym stanowią źródło duchowego spełnienia. Z jednej strony siostry często podkreślają, że ich szczęście nie jest zależne od zewnętrznych okoliczności, lecz wynika z wewnętrznego poczucia sensu i harmonii z wolą Bożą. Z drugiej strony życie zakonne niesie ze sobą także wiele wyzwań, które mogą wpływać na poczucie szczęścia. Starzenie się wspólnot zakonnych i brak nowych powołań w Polsce prowadzą do zwiększonego obciążenia obowiązkami, co bywa źródłem frustracji i wypalenia. Niektóre siostry mogą również zmagać się z samotnością czy poczuciem niespełnienia. Podobnie jak dla siostry Beaty, tak dla wielu innych zakonnic ogromnym źródłem radości jest praca, jaką wykonują. Czy będzie to opieka nad chorymi, działalność charytatywna, prowadzenie szkół czy pomoc ubogim – siostry podkreślają, że w służbie innym odnajdują sens i spełnienie.
Dlaczego powstała ta książka, która jest pełnym wiary i życiowego optymizmu wywiadem z niezwykłą osobowością? Bo wierzymy, że każda opowieść jest warta wysłuchania. Wierzymy, że zakonnice są głosem, który zasługuje na uwagę – nie tylko w przestrzeni sakralnej, ale także w tej społecznej. Chcemy opowiedzieć o ich codziennej pracy, a jednocześnie przyjrzeć się wyzwaniom, przed którymi stają w XXI wieku. Moim celem było pokazanie życia zakonnego z innej strony, zza kurtyny; celem Siostry Beaty zaś jest zainspirowanie do głębszej refleksji nad miejscem, jakie kobiety konsekrowane zajmują w naszym świecie – zarówno jako służebnice Boga, jak i jako zwykłe, choć zarazem niezwykłe kobiety.
Zapraszamy do świata, który jest być może bliżej niż myślisz...
Agnieszka Korcz
Trudno byłoby nie zacząć naszej rozmowy od tematu w zasadzie podstawowego, czyli wiary, Boga i miłości do niego, ponieważ od tego wszystko się zaczyna; a zatem, siostro Beato, czy faktycznie łatwo powiedzieć, że się kocha Boga? Co ta miłość oznacza dla człowieka?
Tak myślę, że całkiem łatwo jest powiedzieć, że się kocha Boga. Natomiast czym jest ta miłość w rzeczywistości i co to dla mnie naprawdę oznacza – to jest już trudniejsze. Oczywiście zawsze mówimy, że siostry są oblubienicami Jezusa Chrystusa. Mój wybór padł na Tego, który jest najlepszy, wyjątkowy i tutaj w ogóle nie mam żadnych wątpliwości. Wiem, że wybrałam Kogoś, kto jest po prostu najcudowniejszy! Natomiast tej miłości uczę się na co dzień. Poznaję Boga takiego jakim jest, w tym, co się wydarza, w tych wszystkich pięknych, ale też trudnych momentach mojego życia. Miłość to jest właśnie odpowiedź na to zaproszenie, które dostałam wiele lat temu, i to jest to trwanie w codzienności. To jest właśnie takie kochanie Boga na serio; i to nie jest mówienie o tym, że kocham Boga, bo mówić mogę różne rzeczy – to już wszyscy wiemy doskonale – tylko żeby te słowa miały pokrycie. One muszą być pełne życia. Taka miłość to przede wszystkim właśnie codzienność. Bardzo mi się podoba Matka Urszula, która mówi, że: „miłość Boża domaga się od nas tej dziecięcej ufności, która tuli się do Boga, jak do najlepszego Ojca i w Nim widzi najwierniejszego Przyjaciela; ufności, która nie zazna bojaźni – bo bojaźń jest oznaką, że o sobie tylko myślimy – a żyje w miłości i miłością”[1].
Taka miłość oznacza bycie tu i teraz, bez względu na moje widzimisię, humory czy upodobania. Czasem trudno to przyjąć, ale ta miłość wiąże się z krzyżem. Jednak, by nie dramatyzować już na początku, mam doświadczenie ogromnej miłości Boga, która mnie niesie i dzięki temu jestem już od ponad 20 lat urszulanką i mogę spokojnie powiedzieć, że jestem szczęśliwą urszulanką!
Czym ta miłość jest dla Siostry?
Ta miłość jest dla mnie przede wszystkim szczęściem. To jest tak, że chciałam tutaj być, że wybrałam taką drogę i właśnie na tej drodze Bóg objawia mi swoją miłość, czyli daje mi też to, co dla mnie jest najpiękniejsze, a ja odpowiadam na to. To też jest miłość, tym razem moja miłość, bo wiem, że jeśli w ogóle mówimy o miłości, to jest potrzebna jakaś relacja. To jest niesamowite, tak sobie teraz myślę, że mam relację z Panem Bogiem. Staram się ją mieć codziennie, mam taką możliwość, żeby tę relację pielęgnować przez Eucharystię, adorację, przez modlitwę, ale przede wszystkim przez takie bycie blisko, bycie przy Sercu Jezusa, bo przecież jestem urszulanką Serca Jezusa Konającego. Na dodatek jeszcze jestem urszulanką od Serca Jezusa Przyjaciela, nie można być bliżej! To jest właśnie ta miłość, to jest bliskość, wierność… to jest taka ofiarność i gwarancja tego, że jestem dla Boga kimś ważnym, kimś wyjątkowym i On dla mnie też taki jest.
Czasem mogę niedomagać, popełniać błędy, upadać… Spowiadam się nawet częściej niż tak normalnie każdy z nas, bo widzę, że ta moja miłość jest niedoskonała, widzę, że zostałam tak bardzo obdarowana, a nie zawsze potrafię z tego korzystać.
A ja żyłam w przeświadczeniu, że księża i siostry spowiadają się tylko „od święta” bo przecież grzeszycie, albo powinniście grzeszyć, mniej niż świeccy. Ale do tematu grzechu jeszcze powrócimy. Tak pięknie mówi Siostra o tej niezwykłej miłości, że zastanawiam się, w czym tkwi ta tajemnica.
To miłość Boga jest tą tajemnicą, dla mnie na pewno ogromną tajemnicą. Jest też wielkim darem, któremu przyglądam się z ogromną radością. To Bóg mnie wybrał, nikt mnie nie zna tak dobrze jak On i ja sama, i wiem, ile rzeczy robię takich, których nie powinnam robić, które są zwyczajnie głupie, mogę spokojnie je tak określić, a On i tak mnie kocha; i to jest właśnie taka miłość, która czasami zamyka oczy, jak ktoś powiedział, a otwiera serce i patrzy sercem, bo miłość Boża jest źródłem prawdziwego szczęścia. Ta miłość mnie kształtuje, ta miłość mnie niesie każdego dnia, ta miłość też mnie uczy być wierną nawet wtedy, gdy po raz kolejny upadnę, i podpowiada mi, że mogę się podnieść, że jest Ktoś, kto wyciąga do mnie rękę i kto mnie nigdy nie zdradzi. Jak napisała młoda siostra Urszula: „Każde miłości pełne spojrzenie otwiera nam to kochające Serce, a w tym Sercu jest tak spokojnie i dobrze!”[2]
Zaintrygowała mnie Siostra, teraz jestem bardzo ciekawa, jakie głupie rzeczy Siostra robi. O tym może innym razem..., a teraz proszę zdradzić nam tajemnicę swojego predykatu.
Każda siostra na początku swojego życia zakonnego wybiera sobie tzw. predykat – tajemnicę, która jest jej bliska i daje taki program na życie; ja jestem siostra Beata od Serca Jezusa Przyjaciela – chcę, by Jezus był moim przyjacielem, i daje mi to ogromną radość. Przyjaźń to przepiękna relacja, ale Jezus też mówi, że nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich[3]. Uważam, że to jest właśnie miłość Boga! O przyjaźni pisze też św. Urszula: „Przyjaźń jest bliskością między dwiema duszami przez miłość i pokój Boży”[4], a w medytacjach doda: „Jezus jest mi Przyjacielem. Ile słodyczy zawiera to słowo: przyjaźń, przyjaciel! W nim mieści się cała przepaść miłości tak stałej, tak wiernej, tak głębokiej i zarazem tak spokojnej. Jezus mi Przyjacielem! Mogę więc, o Jezu, na Ciebie liczyć i być pewna, że zawsze, zawsze do Ciebie mogę przychodzić w ciężkich, ciemnych, trudnych chwilach życia mojego. Mogę, o Jezu, strudzoną mą głowę opierać na Twoim Sercu, by w tej świętej przyjaźni znaleźć ukojenie i uspokojenie. Ty mnie kochasz, Przyjacielu mój najwierniejszy. Twoja przyjaźń jest radością, osłodą całego życia mego., bo nawet śmierć jej nie zniszczy. Ze mną przejdzie przez próg wieczności i trwać będzie na wieki. Jezus mnie tuli do swego Serca, bo wie, że i ja jestem bez zastrzeżenia Jego!”[5]
Jakie czyny powinny kryć się za tymi słowami?
Odpowiadając bardzo pobożnie i, można powiedzieć, wzorcowo, to za tymi słowami powinny się kryć czyny miłości, czyli moje życie powinno być wypełnione miłością Bożą, którą niosę innym, która mnie charakteryzuje, która mnie wyróżnia spośród tysiąca innych kobiet, bo zostałam w taki sposób obdarowana. Bardzo ładnie to brzmi, a wiemy, że codzienność czasami wygląda inaczej.
Codzienność może być też takim momentem, w którym zderzymy się z rzeczywistością, która nie jest taka kolorowa, która nie daje nam czasami powodów do miłości, i to wtedy wygląda trochę inaczej. Tak sobie teraz jeszcze myślę, że mamy codzienną Eucharystię, a to źródło największej miłości Bożej pozwala nam wierzyć, że my też jesteśmy zdolni do miłości. Często idę do pracy uśmiechnięta; może mam taki charakter i takie usposobienie, ale ja się naprawdę cieszę, że wyszłam z Eucharystii i że zostałam w taki sposób umocniona, że nie idę sama do pracy, nie idę sama na spotkanie, nie idę sama gdzieś, gdzie może być mi trudno, ciężko, gdzie ktoś mi może powiedzieć coś, co będzie dla mnie upokarzające, lub coś, z czym się nie będę zgadzać, ale jednak mam w sobie tę radość, że zostałam umocniona, że po prostu dostałam ten pokarm na drogę i z Nim idę i chcę Go nieść dalej. Chcę się tym dzielić! To, że się naprawdę uśmiecham na ulicy – ja widzę, że ludzie na to patrzą – to jest właśnie wynik tego, że mam Kogoś, kto mnie prowadzi. Tak właśnie powiem za św. Urszulą: „Z Twoją, Jezu mój, przyjaźnią świat nigdy mi nie będzie smutnym, a życie nigdy bez uroku”[6].
Poruszyła siostra wątek bliski i mojemu sercu. To, że Siostra wychodzi do pracy uśmiechnięta, to myślę – i zgadzam się z Siostrą – że to zasługa pogodnego charakteru, ale również, a może nawet przede wszystkim, tego wyjątkowego towarzystwa, że nie idzie Siostra przez dzień/miesiąc/rok/życie sama, ale z Nim. I to jest bardzo piękne. Wydaje mi się, że mało osób tak czuje. Codzienna Eucharystia może czynić takie cuda.
A wracając do wiary: wiara jest pojęciem niezwykle głębokim, o samej wierze mogłybyśmy rozmawiać godzinami, ale gdyby mogła mi Siostra uzmysłowić, czym szczególnym jest wiara dla Siostry osobiście?
Wiara to dla mnie przede wszystkim takie ogromne zaufanie. Kiedyś usłyszałam, że wierzyć to znaczy ofiarować swoje ręce Panu Bogu… A co to są nasze dłonie? To jest właśnie to, co jest dla mnie ważne, czym mogę robić znak krzyża – tak najprościej mi się to skojarzyło – ale też to jest moje narzędzie pracy. Czyli chcę Panu Bogu oddać to wszystko, co jest związane z moim życiem, z moim działaniem, z tym, co się wiąże z jakimś trudem, z jakimś poświęceniem. To jest właśnie wiara: takie głębokie zaufanie, że On jest, że mi cały czas towarzyszy, że pragnie mojego dobra, i że tak naprawdę On jako jedyny wie, jaki jest kształt mojego szczęścia, i jest w stanie zapewnić mi to szczęście.