Senne mrzonki - Jadwiga Wasielewska - ebook

Senne mrzonki ebook

Jadwiga Wasielewska

0,0

Opis

Fragment opowieści: "Zlustrowałam swoją teczkę i zdziwiłam się troszeczkę. Chyba zanik mam pamięci, i coś we łbie mi się kręci. Choć nie byłam wcale święta — takich rzeczy nie pamiętam. Ponoć byłam „szyszką” w UB, knułam spiski, kraju zgubę, umaczałam palce FOZZ-ie. BA! Siedziałam nawet w kozie. Mam w Szwajcarii swoje konto, meble czyszczę pastą „PRONTO”. W mafii byłam — gdzieś w Pruszkowie, mam hektary w Pacanowie, na hektarach swoją daczę, seksualną … też inaczej"

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 93

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Jadwiga Wasielewska

Senne Mrzonki

© Jadwiga Wasielewska, 2016

Zlustrowałam swoją teczkę i zdziwiłam się troszeczkę. Chyba zanik mam pamięci, i coś we łbie mi się kręci. Choć nie byłam wcale święta — takich rzeczy nie pamiętam. Ponoć byłam „szyszką” w UB, knułam spiski, kraju zgubę, umaczałam palce FOZZ-ie. BA! Siedziałam nawet w kozie. Mam w Szwajcarii swoje konto, meble czyszczę pastą „PRONTO”. W mafii byłam — gdzieś w Pruszkowie, mam hektary w Pacanowie, na hektarach swoją daczę, seksualną … też inaczej.

ISBN 978-83-8104-201-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Zamiast wstępu…

Nobla też nie dostanę,

A więc po co to klecę?

Ćwiczę szare komórki,

Kiedy noc mam bezsenną,

Nie śpię jeszcze nad ranem.

Jeśli chcesz to przeczytać,

To z pewnością się dowiesz,

Co mnie cieszy, co smuci,

Co się kłębi w mej głowie.

Słowem cię nie powalę,

Rymy wszak wierszokletki,

Dla mnie jednak coś znaczą…

No i chyba ciut lepsze

Niż nasenne tabletki.

Galimatias myślowy

...Niech fantazja z chmurek spłynie

Na skrzydełkach, tak jak ptak…

Strony życia

Nasze życie ma oblicza,

Jedno dobre, drugie złe.

Idź słoneczną stroną życia,

Nie błądź w mroku i we mgle.

Niech optymizm cię polubi,

Uwierz, że na ziemi raj.

Jeśli życie zacznie ranić,

To mu zaraz odpór daj.

Nasze życie ma oblicza,

Czasem gorycz, sensu brak.

Popuść wodze wyobraźni,

To słonecznej strony znak.

Niech fantazja z chmurek spłynie

Na skrzydełkach, tak jak ptak,

Ubarwiając twoje życie,

Barwy jasnej strony znak.

Będzie lepiej

Cały tydzień mam pechowy.

Złych wydarzeń seria cała,

Kieszeń moja całkiem pusta,

A ja w LOTTO nie wygrałam.

Obiad chciałam ugotować —

Brakło gazu, głód, niestety!

A od rana planowałam

Grochóweczkę i kotlety.

Kiedy chciałam prać firany,

Brakło nagle wody w kranie,

Wszystko także szło nieskładnie,

Gdy się wzięłam za sprzątanie!

Ale się tym nie przejmuję,

Myślę sobie, że to bzdety,

Dzielnie zniosę tę złą passę,

Bo odporne są kobiety!

Przed sezonem

W kąpielisku „Ustka”

Przed sezonem pustka

Ale osób kilka

W hoteliku „Przylga”

Śledzi swoje „listy”

„Niepotrzebne” dane

Usną nad ranem

No i wrócą czyści

Do sejmu turyści.

Wiosna 2007 r.

Przereklamowana

Zlustrowałam swoją teczkę

I zdziwiłam się troszeczkę.

Chyba zanik mam pamięci

I coś we łbie mi się kręci.

Choć nie byłam wcale święta,

Takich rzeczy nie pamiętam.

Ponoć byłam „szyszką” w UB,

Knułam spiski — kraju zgubę.

Unurzałam łapy w FOZZ -ie,

Ba! Siedziałam nawet w „kozie”!

Mam w Szwajcarii swoje konto,

Meble czyszczę pastą „Pronto”,

W mafii byłam — gdzieś w Pruszkowie,

Mam hektary w Pacanowie,

Na hektarach wielką daczę,

Seksualna… też inaczej…

Tu skończyłam zgłębiać wiedzę,

Jak mam siedzieć, to posiedzę.

Dopisałam tłustym drukiem:

„Hej, agencie! Mam cię w d…e!”

Barwna moja osobowość,

Bo problemy ma ktoś z głową.

Rada znachorki

Zmarszczki pod fluidem ukrywa,

Pachnideł różnych używa,

Siwiznę farbą maskuje,

Bieliznę skąpą kupuje.

Chociaż już stara i chora,

Wciąż liczy na figle amora.

A mąż — niestety, po chłopie,

Choć wiagrę kupuje w sexshopie.

A jest na to prosta rada —

Mężowi lubczyku „zadać”.

Silniejsza płeć

Siedli sobie przy kielichu

Trzej kompani — pożal Boże —

Jurek, Marcin oraz Zbychu —

Każdy w dobrym już humorze.

Jak tu duszno, ja się pocę!

Otwórz okno — jęczy Zbychu,

Każdy bredzi i bełkoce —

Jak to chłopy po kielichu.

Marcin mocno gani żonę:

Moja stara jest szalona!

Moje życie zagrożone,

To hetera rozbezstwiona!

Jakie noce przez nią mam,

Kiedy wracam już na bani,

Śpię w stodole wtedy sam,

A poza tym — słowem rani!

Jurek również głos zabiera:

Co tu, chłopy, będę kryć,

Moja stara to cholera,

Jak tu dalej z taką żyć?

Denerwują się okropnie,

Wszyscy głośno się buntują —

Niech te baby gdzieś gęś kopnie,

Niech nas w d..ę pocałują.

Długo jeszcze tak krzyczeli,

Więc na „myjkę” ich zwinęli.

Jutro, nie da się zaprzeczyć,

Będą kumple kaca leczyć.

Zaś rachunek za „noclegi”

Pewnie mocno zawyżony

Za wybryki i zabiegi

Znów zapłacą biedne żony.

Wyznanie

Ja już bez ciebie nie mogę żyć,

Gdy stoisz obok, leci mi ślinka,

Czuję na ustach twój ostry smaczek,

Choć przeciw tobie moja rodzinka.

Ty mnie rozumiesz, zasnąć pomagasz,

Ty trosk ujmujesz, nawet rozgrzeszysz

Ciąglę cię pragnę, apetyt wzmagasz,

Gdy jestem w dołku, zawsze pocieszysz.

Pragnę cię co dzień zaraz od rana,

Tobie się szczerze wyżalić mogę,

Bo ty mi humor dobry przywracasz,

Przez ciebie zszedłem na taką drogę.

Ale nie wszystko jest z tobą „cacy”

Właśnie przez ciebie mam także kłopot,

Przez ciebie chodzę jak obszarpaniec,

Przez ciebie co dzień pcham tyłek w błoto.

Więc jeśli starczy mi siły jeszcze,

Muszę się, wódko, rozprawić z tobą,

By nie ugrzęznąć na samym dnie,

By stać się znowu wolną osobą.

Na plaży

Na plaży leży młodziutka lala,

Zalotnie zerka, powabnie kusi,

Chciałaby złowić rybaka z „klasą”,

Aby nie wracać już do mamusi.

Wokół pannicy rój młodzieniaszków,

Każdy by chętnie przytulił lalę,

Lecz ci odpadną jeszcze w przedbiegach,

Tych pod uwagę nie bierze wcale.

Cóż, że są młodzi, wysportowani,

Piękne bicepsy, atlety ciało.

Ci nie pozwolą za nos się wodzić,

No i w portfelach mają za mało.

Spadek

Już spotkała się rodzina,

Już majątek podzielony,

No, bo stary Wojciech — chyba?

Właśnie „odszedł” od swej żony.

Zmarł chłopina, wielka szkoda,

No, bo żona jeszcze młoda.

Ale co tam, wielkie rzeczy,

Chyba żonę zabezpieczył.

I nie zazna wdowa biedy,

Choć z rodziną się podzieli,

Jej przypadnie większość schedy,

Wszyscy będą sporo mieli.

Włosy dęba im stanęły,

Gdy testament otworzyli,

No, bo wszystko diabli wzięli,

Wszyscy wielki szok przeżyli.

No, bo stary Wojciech — chyba?

Wszystko przepił, wszystko wydał.

Hipoteką obciążona

Nawet jego młoda żona.

Powrót z urlopu

Dzisiaj powrócił Darek z Sopotu,

Nie wie, jak wybrnąć z fury kłopotów:

Na prezent czeka żona, teściowa,

Czekają dzieci, nawet bratowa.

A kasa Darka się „rozpłynęła”

To przez tę rudą, która „przylgnęła”.

Wręczył swej żonie bursztyn — z plastiku,

Teściowej wodę słoną — z Bałtyku,

Dzieciom muszelki, po widokówce,

Wszyscy dostali też po parówce.

Bratowej podał trochę morszczynu

I buteleczkę dziwnego płynu.

W dowód wdzięczności tonął w objęciach,

Ściskali szwagra, męża, ojca i zięcia.

Odetchnął z ulgą — fajna rodzina,

A wczasy długo będzie wspominał.

Wiedzą sąsiedzi

U sąsiadów dzisiaj „burza” —

Spięcia, wrzaski, gromy, huki…

Przyjechały na wieś dzieci

I kochane dziadków wnuki.

O co „biega”? Co się stało?

Sprawa wnet się wysypała,

Chcieli dostać trochę kasy,

No, a babcia nic nie miała.

Więc zaczęli kombinować,

Co by można jeszcze sprzedać,

Co przyniesie trochę kasy,

By się w mieście biedzie nie dać.

Ale nic już nie znaleźli,

Co by miało wartość sporą.

Może babcia ma na trumnę?

Jeśli znajdą, to zabiorą.

Wszystko to usłyszał dziadek

I odzyskał wnet kondycję,

Laską sprawił manto wszystkim

I chciał dzwonić na policję.

Szybko dzieci się zwinęły —

Spoko, dziadku! Babciu — „Nara!”,

Ale jeśli będziesz mogła,

Trochę kasy się postaraj.

Nim kur zapieje

Ogarek nocy się dopala,

Za oknem świta, chyba dnieje,

A on nurkuje na dnie butelki,

By się znieczulić, nim kur zapieje.

Promile łechcą mózgu zwoje,

Czuje beztroskę, luz w swym ciele,

Jeszcze toaścik jeden tylko,

A znów nadzieją mu powieje.

Jest już porządnie znieczulony,

Niemoc ogarnia całe ciało,

Diablik mu prawi komplementy,

Że jest facetem, jakich mało.

Otwiera oczy, ciężkie jakieś,

Język mu kołkiem w gębie staje,

Ręce się trzęsą, szuka klina!

„K…a! Nic w życiu mi się nie udaje.”

Ogarek nocy się dopala,

W butelce na dnie też niewiele,

Czy to wystarczy, by się znieczulić,

Zanim w kurniku kur zapieje?

Odstawka

Twoja skóra — jak aksamit,

Temperament — jak dynamit,

Twoja kibić — talia osy,

Same loki — twoje włosy.

Twoje oczy — jak węgielki,

Twoje zęby — jak perełki,

Jak maliny — twoje usta,

Ale… w środku jesteś pusta.

Twoja dusza — nie masz wcale!

Do niczego twe morale.

Serce zimne jak z kamienia,

A facetów co dzień zmieniasz.

Twoja szorstkość — papier ścierny,

Czarakterek podły, zmienny,

Twoja chciwość nie zna granic,

Oj! Kobieto! Umiesz ranić!

Choć uroda piękna rzecz,

Idź do diabła! Żegnaj! Precz!

Chcę kobiety, nie piękności,

Która kłamie, zdradza, złości.

Może w końcu coś zrozumiesz?

Może i ty kochać umiesz?

Charakterek może zmienisz?

Wady swoje wnet wyplenisz?

Znając ciebie, lekcja na nic,

Bo ty nie znasz żadnych granic,

Bo ty wolisz się nie trudzić,

Wolisz z innym się obudzić.

Co na co

Gdy masz problem, pokpij sprawę,

Polub kumpli i zabawę,

Na kłopoty dobra wódka,

Na sumienie skobel, kłódka,

Papierosy na gruźlicę,

Ondulacja na wszawicę.

Brak pieniędzy? Zrób debecik

I nie przejmuj się o dzieci.

Górnolotne aspiracje

Wydeleguj na wakacje,

Niech nie stoją na przeszkodzie

Przyjemnościom i wygodzie.

Gdy chcesz dowieść swojej racji,

Nie unikaj prowokacji…

Dość już chyba tej ironii!

Ale gdzie nam do Japonii.

A Irlandia też daleka

Trzeba czekać, ciągle czekać.

Mam pomysł

Ciągle zmieniają się nam rządy,

Wciąż obiecują nam marchewkę,

A ja mam tyle co kot napłakał,

Czyli w kieszeni tylko podszewkę.

Będę musiała chyba sama

Na swoją biedę coś zaradzić,

Znajdzie się chyba wakat,

Co będzie można mną obsadzić.

I mogę nawet nic nie robić,

Mogę bez teki być ministrem,

Chodzi mi przecież tylko o to,

By z dobrą płacą podpisać listę.

Życie to nie bal

Wiedziała to już moja babcia,

Że życie to nie bal,

Ciągle nas rani jak żyletka,

A najważniejszy w nim szmal.

Nie ma w nim miejsca na uczciwość,

Liczy się portfel i czek,

Nie chce nikt wiedzieć, co to honor,

Morale dawno wzięły w łeb.

Spytacie pewnie, skąd wiem o tym,

A więc odpowiem wam:

Ja żyję przecież tak jak inni —

Też wciąż za forsą gnam.

Dzięki ci, czarna

Czarna z rana świetnie budzi,

Tętno wzrasta, serce bije,

Sama rozkosz na języku,

Człowiek cieszy się, że żyje.

Wiem, co mówię, chłopie drogi,

Czy to zima czy też lato,

Ona stawia mnie na nogi,

Wielkie dzięki, czarna, za to.

Szatan z czarnej — gdy nie lura,

Widać, że ma swoją moc,

Lecz dawkujmy czarną z głową,

By spokojnie przespać noc.

Nadzieja prysła

Załatwić miałam w pewnym urzędzie

Maleńką sprawę, lecz byłam w błędzie.

Że to formalność, krótka wizyta.

Weszłam pod „czwórkę” i śmiało pytam.

Ale pojęłam: „Nadzieje złudne!”

No i oblały mnie „poty siódme”.

Urzędnik zadał pierwsze pytanie:

Czy napisała pani podanie?

Usiadłam, piszę: „Uprzejmie proszę…”

Potem skarbową opłatę wnoszę.

Na tym nie koniec panie, panowie!

Urzędnik pyta, czy mu odpowiem

Na kilka pytań, czy będę szczera,

Jeśli już cenny czas mu zabieram.

Następnie dziwną ankietę wręcza

I pytaniami jak kat zadręcza:

Adres poproszę, jaka dzielnica,

Na peryferiach. — Poczta, ulica?

Jaka parafia, czy mam różaniec,

Czy lubię koty, pies ma kaganiec?

Czy słucham radia — z Torunia stacja,

Jak przebiegała moja lustracja,

Jakie mam hobby, czy kawę piję,

Wdowa, mężatka i po co żyję.

„Tyle na dzisiaj” — krótko skwitował,

Moje zeznania do biurka schował.

Bo dzisiaj nie jest mi w stanie pomóc.

Na werdykt lepiej zaczekać w domu.

Terminy? Długie — przepisów ramy.

Dzwonić? — Za miesiąc- termin podamy.

No i poprosił, bym sobie wyszła…

Prościutka sprawa? Nadzieja prysła,